2993

Szczegóły
Tytuł 2993
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2993 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2993 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2993 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stephen King Czarny Lud (The Boogeyman) Prze�o�y�: MICHA� WROCZY�SKI - Przyszed�em do pana, poniewa� chc� co� panu opowiedzie� - odezwa� si� m�czyzna spoczywaj�cy na le�ance w gabinecie doktora Harpera. Cz�owiek ten nazywa� si� Lester Billings i pochodzi� z Waterbury w Connecticut. Historia choroby, kt�r� wr�czy�a lekarzowi siostra Vickers, informowa�a, �e pacjent mia� dwadzie�cia osiem lat, pracowa� w firmie przemys�owej w Nowym Jorku, by� rozwiedziony i mia� troje dzieci. Wszystkie nie �y�y. - Nie mog�em p�j�� do ksi�dza, bo nie jestem katolikiem. Nie mog�em p�j�� do prawnika, bo nie zrobi�em nic, w czym prawnik m�g�by mi pom�c. Ja, panie doktorze, zabi�em swoje dzieci. Po kolei. Wszystkie. Doktor Harper w��czy� magnetofon. Billings le�a� na kanapce nieruchomo i sztywno, jakby po�kn�� kij od szczotki. Le�anka by�a troch� za kr�tka i stopy pacjenta wystawa�y poza mebel. Przedstawia� sob� obraz cz�owieka, kt�ry cierpliwie znosi nieuniknione upokorzenie. R�ce z�o�y� na piersiach w pozie nieboszczyka. Twarz mia� spokojn�, ale pe�n� czu�o�ci. Patrzy� w nieskazitelnie bia�y sufit, zupe�nie jakby obserwowa� jakie� zmieniaj�ce si� tam obrazy. - Czy chodzi o to, �e pan naprawd� je zabi�, czy te�... - Nie. - Zniecierpliwione machni�cie r�k�. - Ale jestem za to odpowiedzialny. Denny'ego w sze��dziesi�tym si�dmym. Shril w siedemdziesi�tym pierwszym. Andy'ego w tym roku. Chc� panu o tym opowiedzie�. Doktor Harper milcza�. Pomy�la� sobie, �e Billings wygl�da staro i n�dznie. W�osy mia� przerzedzone, cer� ziemist�. Oczy zdradza�y wszelkie nieszcz�sne sekrety whisky. - Nie rozumie pan, �e zosta�y zamordowane? Tylko �e nikt w to nie wierzy. Gdyby dano mi wiar�, wszystko by�oby w porz�dku. - Dlaczego? - Poniewa�... Billings urwa� i gwa�townie wspar� si� na �okciach, rzucaj�c bystre spojrzenie w drugi koniec pokoju. - Co to jest? - warkn��. Oczy zw�zi�y mu si� tak, �e tworzy�y tylko ciemne szparki. - Gdzie? - Tamte drzwi. - Szafa - wyja�ni� doktor Harper. - Chowam w niej p�aszcz i kalosze. - Prosz� j� otworzy�. Chc� zobaczy� co jest w �rodku. Doktor Harper bez s�owa wsta�, przeszed� przez gabinet i otworzy� szaf�. Na jednym z czterech czy pi�ciu wieszak�w wisia� ciemny p�aszcz przeciwdeszczowy. Ni�ej wida� by�o par� l�ni�cych �niegowc�w. W jednej z nich ostro�nie wetkni�to numer Timesa. Poza tym szafa by�a pusta. - W porz�dku? - zapyta� lekarz. - W porz�dku. Billings opad� na plecy i przybra� poprzedni� pozycj�. Doktor Harper wr�ci� na krzes�o i popatrzy� na pacjenta. - A wi�c twierdzi pan, �e gdyby udowodniono panu, �e zamordowa� pan troje swoich dzieci, sko�czy�yby si� problemy? Dlaczego? - Trafi�bym do wi�zienia - wyja�ni� bez chwili wachania Billings. - Dosta�bym do�ywocie. A w wi�zieniu do ka�dej celi mo�na zagl�da�. Do ka�dej. U�miechn�� si� w przestrze�. - W jaki spos�b zamordowa� pan swoje dzieci? - Prosz� mnie nie naciska�. Billings odwr�ci� si� w jego stron� i popatrzy� �a�o�nie. - Niech pan si� nie obawia. Wszystko panu opowiem. Nie jestem taki jak reszta pa�skich cudak�w, kt�rzy st�paj� dumnie, udaj�c, �e s� Napoleonem, albo t�umacz�, �e brali heroin�, bo mamusia ich nie kocha�a. Wiem, �e pan mi nie wierzy. Ale nie dbam o to. To bez znaczenia. Wystarczy mi, je�li wszystko opowiem. - W porz�dku. - Doktor Harper wyj�� fajk�. - Z Rit� o�eni�em si� w tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym pi�tym roku. Mia�em w�wczas dwadzie�cia jeden lat, a ona osiemna�cie. By�a w ci��y. Z Dennym. - Skrzywi� si�. - Musia�em przerwa� nauk� i i�� do pracy. Ale niewiele mnie to obesz�o. Kocha�em ich. Byli�my szcz�liwi. Rita ponownie zasz�a w ci��e zaraz po urodzeniu Denny'ego i w grudniu sze��dziesi�tego sz�stego na �wiat przysz�a Shril. Andy urodzi� si� latem sze��dziesi�tego dziewi�tego, ale wtedy Denny ju� nie �y�. Andy'ego nie planowali�my. Rita si� pomyli�a. Sama mi to powiedzia�a. M�wi�a, �e te wszystkie �rodki antykoncepcyjne nie zawsze skutkuj�. ale ja my�l�, �e to nie by� przypadek. Dzieci wi��� m�czy�nie r�ce, sam pan o tym najlepiej wie. A kobiety to bardzo lubi�; zw�aszcza je�li m�czyzna jest od nich m�drzejszy. Nie s�dzi pan, �e jest w tym odrobina prawdy? Harper dyplomatycznie chrz�kn��. - Tak czy owak, niewa�ne. Kocha�em ich - ci�gn�� m�ciwie Billings, jakby darzy� dzieci uczuciem na przek�r swojej �onie. - Kto zabi� pa�skie dzieci? - zapyta� Harper. - Czarny lud - odrzek� szybko Lester Billings. - Wszystkie zabi� Czarny lud. Po prostu wy�azi� z szafy i zabija�. - Odwr�ci� si� na bok i wytrzeszczy� z�by. - My�li pan, �e zwariowa�em. Ma pan to wypisane na twarzy. Ale mnie to nic a nic nie obchodzi. Chc� jedynie o wszystkim panu opowiedzie� i umrze�. - S�ucham. - Zacz�o si�, kiedy Denny mia� dwa latka, a Shril by�a jeszcze niemowl�ciem. Zacz�� p�aka�, gdy Rita po�o�y�a go do ��ka. Rozumie pan, mieli�my w domu dwie sypialnie. Shril spa�a w ko�ysce wstawionej do naszego pokoju. W pierwszej chwili my�la�em, �e dzieciak p�acze dlatego, �e nie pozwolili�my mu zabra� do ��ka butelki. Rita powiedzia�a, �ebym nie robi� z tego problemu i da� mu spok�j. Ale w taki w�a�nie spos�b rozpuszcza si� dzieci. Psuje si� je, bo si� im na wszystko pozwala. A p�niej taki z�amie rodzicom serce albo zmajstruje jakiej� dziewczynie bachora, albo we�mie si� za narkotyki. Mo�e te� zosta� pedziem. Czy wyobra�a pan sobie, �e pewnego dnia dowiaduje si� pan, �e pa�ski dzieciak, pa�ski syn, jest pedziem? W ka�dym razie, kiedy nieustannie wszczyna� takie awantury, zacz��em osobi�cie k�a�� go spa�. Jak nie przestawa� si� maza�, to dostawa� klapsa. Kiedy� Rita o�wiadczy�a mi, �e Denny ci�gle powtarza s�owo "�wiat�o". No c�, nie wiem, czy m�czyzna potrafi zrozumie�, co m�wi� tak ma�e dzieci. Mo�e tylko matka. Rita chcia�a zostawia� mu zapalon� lampk� nocn�. Wie pan taki kinkiet z rysunkami myszki Micky, psa Huckleberry'ego czy z czym� innym. Nie pozwoli�em. Je�li dziecko od ma�ego boi si� ciemno�ci, b�dzie si� ba�o r�wnie� wtedy, gdy doro�nie. No dobrze. Denny umar� pierwszego lata po narodzinach Shril. Po�o�y�em go do ��ka, a on natychmiast zacz�� rycze�. Tym razem us�ysza�em co powiedzia�. Wskaza� szaf� i rzek�: "Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud". Zgasi�em �wiat�o i wr�ci�em do naszego pokoju. Zapyta�em Rit�, dlaczego uczy dziecko takich dziwnych wyraz�w. Kusi�o mnie nawet, �eby jej przy�o�y�, ale opanowa�em si�. O�wiadczy�a, �e niczego takiego go nie uczy�a. Nazwa�em j� k�amczuch�. Widzi pan, to by�o dla mnie bardzo ci�kie lato. Uda�o mi si� zdoby� tylko robot� w magazynach, gdzie �adowa�em na ci�ar�wki skrzynki z pepsi-col�. Czu�em si� zmordowany jak ko�. Na dodatek Shril bez przerwy budzi�a si� w nocy i p�aka�a, a Rita wstawa�a, wyci�ga�a j� z ko�yski i w�cha�a pieluchy. M�wi� panu, czasami mia�em ochot� wyrzuci� obie przez okno. Chryste Nazare�ski, dzieci potrafi� nieraz cz�owieka doprowadzi� do sza�u. Cz�owiek m�g�by ich nawet zabi�. C�, ma�a obudzi�a mnie o czwartej nad ranem, zgodnie z w�asnym harmonogramem. P� �pi�c, nie otwieraj�c nawet oczu, pocz�apa�em do �azienki, a p�niej Rita poprosi�a, �ebym sprawdzi�, czy Danny dobrze �pi. Powiedzia�em, �eby zrobi�a to sama, i wr�ci�em do ��ka. Zasypia�em ju�, kiedy zacz�a krzycze�. Wyskoczy�em z po�cieli i pobieg�em do pokoju Denny'ego. Le�a� na plecach i nie �y�. By� bia�y jak m�ka, z wyj�tkiem tych miejsc, gdzie... gdzie opad�a krew... Na �ydkach, na tyle g�owy, na... na po�ladkach. Mia� otwarte oczy. Widzi pan, one by�y najgorsze. Szeroko otwarte i szkliste jak oczy w g�owie �osia, kt�ra wisi nad kominkiem. Jak na zdj�ciach z Wietnamu pokazuj�ce martwe dzieci ��tk�w. Ale ameryka�skie dziecko nie powinno tak wygl�da�. Martwe i le��ce na plecach. Na noc wk�adali�my mu gumowe majtki z pieluch�, poniewa� przez kilka ostatnich tygodni moczy� si� przez sen. Okropne. Jak ja tego dzieciaka kocha�em. Billings powoli potrz�sn�� g�ow� i zn�w przes�a� lekarzowi sztuczny, wystraszony u�miech. - Rita mia�a zadart� wysoko g�ow� i krzycza�a. Chcia�a wyci�gn�� Denny'ego z ��ka i tuli� w ramionach, ale jej nie pozwoli�em. Policja bardzo nie lubi, kiedy niszczy si� �lady. Wiedzia�em... - Wiedzia� pan, �e to by� Czarny Lud? - spyta� cicho Harper. - Och, nie! Wtedy jeszcze nie. Ale zauwa�y�em jedno. Nie przywi�zywa�em do tego znaczenia, lecz ten drobny szczeg� utkwi� mi mocno w pami�ci. - Jaki szczeg�? - Drzwi od szafy by�y uchylone. Odrobin�. Zaledwie szpara. Ale wiedzia�em, �e przecie� je dok�adnie zamkn��em. Rozumie pan, w �rodku by�y plastikowe worki na ubrania. Dzieciak zacznie si� nimi bawi� i kaput. Uduszenie. Sam pan najlepiej wie, prawda? - Wiem. Co by�o dalej? Billings wzruszy� ramionami. - Pochowali�my go. Popatrzy� �a�o�nie na r�ce, kt�re rzuca�y ziemi� na trzy ma�e trumienki. - Czy wszcz�to dochodzenie? - Pewnie. - Oczy Billingsa szyderczo rozb�ys�y. - Pojawi� si� jaki� wsiowy konowa� ze stetoskopem, czarn� walizk� pe�n� pastylek od kaszlu dla dzieci, a w zanadrzu mia� dyplom weterynarza. Uduszenie si� poduszk�; tak to okre�li�! S�ysza� pan kiedy� takie g�wno? Dzieciak mia� trzy lata! - Do uduszenia si� poduszk� najcz�ciej w�r�d dzieci w pierwszym roku �ycia - odpar� ostro�nie Harper. - Niemniej diagnozy takie wstawia si� do aktu zgonu do lat pi�ciu, �eby lepiej... - Opowiadasz pan g�upoty! - wykrzykn�� roze�lony Billings. Harper bez s�owa ponownie zapali� fajk�. - W miesi�c po pogrzebie przenie�li�my Shril do dawnego pokoju Denny'ego. Rita za nic w �wiecie nie chcia�a si� na to zgodzi�, ale w ko�cu ostatnie s�owo nale�a�o do mnie. Uczyni�em to z ci�kim sercem; prosz� mi wierzy�. Jezu, jak ja bardzo chcia�em �eby Shril spa�a z nami. Ale cz�owiek nie mo�e by� nadopieku�czy. W ten spos�b wyrz�dza si� tylko dziecku krzywd�. Kiedy by�em ma�y, matka zabiera�a mnie na pla�� i bez przerwy wrzeszcza�a o chryp�ym g�osem: "Nie odchod� tak daleko! Nie id� tam! Uwa�aj na cofaj�ce si� fale! Przecie� jad�e� zaledwie przed godzin�! Nie zanurzaj si� z g�ow�!" Musia�em wtedy uwa�a� na rekiny! I co? Do dzisiaj nie jestem w stanie nawet zbli�y� si� do wody. Dr�twiej� na sam widok pla�y. Kiedy�, jeszcze jak �y� Denny, Rita sk�oni�a mnie, �ebym zabra� j� i dzieciaki do Savin Rock. Czy pan wie, �e odchorowa�em t� wypraw�? W stosunku do dzieci nie wolno by� nadopieku�czym. Siebie r�wnie� nie wolno rozpieszcza�. �ycie p�yn�o dalej. Shril posz�a do ��eczka Denny'ego. Wyrzucili�my tylko stary materac. Nie chcia�em, �eby moja dziewczynka z�apa�a jak�� bakteri�. Up�yn�� rok. Pewnego wieczoru, kiedy k�ad�em Shril do ��eczka, zacz�a zawodzi�, krzycze� i p�aka�. "Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud, Czarny Lud". A mnie poderwa�o. To samo przecie� by�o z Dennym. Od razu przypomnia�em sobie, �e tamtej nocy, kiedy umar� Denny, zasta�em uchylone drzwi od szafy. W pierwszej chwili chcia�em zabra� Shril do naszej sypialni. - I zabra� pan? - Nie. - Billings popatrzy� na d�onie i skrzywi� si�. - Jak mog�em p�j�� do Rity i przyzna�, �e nie mia�em racji? Musia�em okaza� charakter. Zawsze by�a tak� trz�s�c� si� meduz�... prosz� zauwa�y� fakt, jak �atwo chodzi�a ze mn� do ��ka, kiedy nie byli�my jeszcze ma��e�stwem. - Z drugiej strony prosz� zwa�y� fakt, jak �atwo pan chodzi� z ni� do ��ka - odpar� Harper. Billings, kt�ry przek�ada� w�a�nie r�ce, zamar� w bezruchu, poczym powoli przekr�ci� g�ow� w stron� lekarza i popatrzy� na niego. - Zaczyna si� pan wym�drza�? - Nie, wcale nie. - Wi�c prosz� pozwoli� mi opowiada� w taki spos�b, w jaki mi si� podoba - warkn�� Billings. - Przyszed�em do pana, �eby zrzuci� ci�ar z piersi. Opowiedzie� moj� histori�. Nie zamierzam informowa� o moim �yciu erotycznym, je�li pan tego si� spodziewa�. Uprawiali�my z Rit� zwyczajne stosunki seksualne, bez �adnych tam �wi�stw. Wiem, �e wielu ludziom ro�nie serce, kiedy o tym m�wi�, ale ja do nich nie nale��. - Nie ma sprawy - zgodzi� si� Harper. - Nie ma sprawy - jak echo do�� arogancko powt�rzy� Billings. Najwyra�niej straci� w�tek, bo pow�drowa� niespokojnym spojrzeniem w stron� zamkni�tej na g�ucho szafy. - Mo�e chce pan, �eby j� otworzy�? Zapyta� Harper. - Nie! - sprzeciwi� si� gwa�townie Billings i nerwowo si� u�miechn��. - Po co mam ogl�da� pana kalosze? Umilk� i po chwili ci�gn�� dalej. - J� r�wnie� zabra� Czarny Lud. - Przeci�gn�� d�oni� po czole. Najwyra�niej przypomnia� sobie przebieg wydarze�. - Miesi�c p�niej. Ale przedtem wydarzy�o si� co� jeszcze. W �rodku nocy us�ysza�em ha�as, a w chwil� p�niej krzyk c�rki. B�yskawicznie pobieg�em do jej pokoju, otworzy�em drzwi - w hallu pali�o si� �wiat�o - i... siedzia�a w ��ku i p�aka�a, a w pokoju co� si� poruszy�o. G��boko w cieniu, przy szafie. Co� si� prze�lizgn�o. - Czy szafa by�a otwarta? - Odrobin�. Zaledwie szpara. - Billings przejecha� j�zykiem po wargach. - Shril krzycza�a co� o Czarnym Ludzie. I wym�wi�a jeszcze s�owo "szpony". Zabrzmia�o to jak "�pany". Rozumie pan, dzieci maj� k�opoty z wymow� twardych g�osek. Rita wbieg�a na pi�tro i zapyta�a, co si� sta�o. Powiedzia�em, �e ma�a przestraszy�a si� cienia ga��zi poruszaj�cego si� na suficie. - Siafa? - spyta� nagle Harper. - Co prosz�? - Siafa... szafa. Mo�e chcia�a powiedzie� "szafa"? - Mo�e - odpar� Billings. - Mog�o by� i tak. Ale nie s�dz�. My�l�, �e powiedzia�a "szpony". - Zn�w popatrzy� na szaf�. - Szpony, d�ugie szpony. - Jego g�os przeszed� nagle w szept. - Zajrza� pan do tej szafy? - N...naturalnie. - Billings zapl�t� na piersiach d�onie tak mocno, �e k�ykcie palc�w pobiela�y mu niczym ksi�yce. - Znalaz� pan co�? Czy dostrzeg� pan... - Niczego nie dostrzeg�em! - wrzasn�� nieoczekiwanie Billings. S�owa te wyprysn�y z niego niczym czarny korek zatykaj�cy jego dusz�. - To ja j� znalaz�em, kiedy umar�a, rozumie pan? By�a czarna. Ca�a czarna. Po�kn�a w�asny j�zyk i by�a czarna jak Murzyn grany w teatrze przez bia�ego, i wytrzeszcza�a na mnie oczy. Oczy mia�a jak u wypchanych zwierz�t, l�ni�ce i straszne, jak z �ywego marmuru. M�wi�y: "Tato, pozwoli�e� mu mnie zabra�, tato, zabi�e� mnie, tato, pomog�e� mu mnie zabi�..." G�os mu zadr�a�. Po policzku sp�yn�a wielka, wrzeszcz�ca cisz� i cierpieniem �za. - Widzi pan, by�o to zak��cenie pracy m�zgu. To czasami zdarza si� u dzieci. Z�y sygna� z m�zgu. Zrobiono sekcj� zw�ok w szpitalu Hartford. O�wiadczyli mi, �e zad�awi�a si� j�zykiem, kiedy dosta�a konwulsji. Wr�ci�em do domu sam, bo Ricie zaaplikowali jakie� prochy uspokajaj�ce i zostawili j� w klinice. Odchodzi�a wprost od zmys��w. Musia�em wr�ci� do domu sam, ale wiedzia�em, �e dziecko nie dostaje konwulsji tylko dlatego, �e co� mu si� popierdzieli w m�zgu. Ze strachu tak! Musia�em wr�ci� do domu, gdzie by�o to co�. - Zni�y� g�os do szeptu. - Spa�em na kanapie przy zapalonym �wietle. - Czy wydarzy�o si� co� nowego? - Mia�em sen - odpar� Billings. - By�em w ciemnym pokoju, w kt�rym czai�o si� co�, czego... czego nie mog�em dok�adnie zobaczy�; co� w szafie. To co� wydawa�o d�wi�ki... mlaska�o. Przypomnia� mi si� komiks, kt�ry czyta�em w dzieci�stwie. Opowie�ci z krypty, zna to pan? Jezu! By� tam ch�opak, kt�ry nazywa� si� Graham Ingles; potrafi� przywo�a� ka�d� najbardziej przera�aj�c� rzecz na �wiecie i spoza �wiata. Tak czy owak, w moim �nie kobieta utopi�a swego m�a. Przywi�za�a mu do n�g kawa�y betonu i utopi�a w zalanym wod� kamienio�omie. Ale on wr�ci�. Rozk�ada� si�, by� czarnozielony, ryby wy�ar�y mu oczy, a we w�osach mia� wodorosty. Wr�ci� i zabi� j�. A kiedy wyrwa�em si� ze snu w �rodku nocy, wydawa�o mi si�, �e pochyla si� nade mn�. I mia� szpony... d�ugie szpony... Doktor Harper popatrzy� na stoj�cy na biurku cyfrowy zegarek. Lester Billings m�wi� ju� blisko p� godziny. - Jakie nastawienie mia�a do pana �ona po powrocie ze szpitala? - zapyta�. - Ci�gle mnie kocha�a - odpar� z dum� Billings. - I ci�gle robi�a to, co jej kaza�em. Bo taka ju� jest rola �ony, nieprawda�? Od tej ca�ej emancypacji kobiet cz�owiekowi robi si� niedobrze. Najwa�niejsz� rzecz� w �yciu jest zna� swoje miejsce. Swoje miejsce... tak... - Miejsce w �yciu? - W�a�nie. - Billings strzeli� palcami. - Dok�adnie to. A �ona powinna by� m�owi pos�uszna. Och, przez cztery czy pi�� miesi�cy by�a blada jak z ksi�yca... Snu�a si� po domu, nie ogl�da�a telewizji, nie nuci�a pod nosem, nie �mia�a si�. Wiedzia�em, �e musi z tego wyj��. Kiedy dzieci umieraj� tak wcze�nie, cz�owiek nie zd��y si� jeszcze do nich przyzwyczai�. Niewiele czasu musi up�yn��, �eby podchodz�c do biurka, na kt�rych stoj� ich fotografie, z trudem przypomina� sobie, kogo przedstawiaj�. Chcia�a mie� kolejne dziecko - doda� ponuro. - O�wiadczy�em, �e to poroniony pomys�. Och, nie na zawsze, ale tylko chwilowo. Powiedzia�em jej, �e musimy si� ze wszystkim oswoi� i nacieszy� sob�. Dot�d nie mieli�my na to czasu. �eby p�j�� do g�upiego kina, trzeba by�o fest g��wkowa� i za�atwia� kogo� do dziecka. Nie mogli�my si� wybra� do miasta, do opery, dop�ki Rita nie zorganizowa�a jakiej� przyjaci�ki, kt�ra posiedzia�aby z dzie�mi; moja mamusia nie chcia�a mie� z nami nic wsp�lnego. Denny za wcze�nie przyszed� na �wiat, rozumie pan? Matka uwa�a�a Rit� za wycierucha i zwyk�� ulicznic�. Zreszt� mianem ulicznicy okre�la�a wszystkie dziewcz�ta. Czy� to nie komedia? Kiedy� odby�a ze mn� powa�n� rozmow�: opowiedzia�a o chorobach, kt�re mi gro��, je�li b�d� zadawa� si� z kur... z prostytutk�. O�wiadczy�a, �e je�li m�j ku... penis zacznie kt�rego� dnia piec i b�dzie piek� nazajutrz, to wszystko jasne. Nie pojawi�a si� nawet na naszym �lubie. Billings zab�bni� palcami po klatce piersiowej. - Ginekolog sprzeda� Ricie spiral�. To zabezpieczy, o�wiadczy�. W�o�y� jej to w... w to miejsce i ju�. W razie czego nie dojdzie do zap�odnienia jaja, o�wiadczy�, a ona nawet nie b�dzie czu�a, �e to ma. - Billings popatrzy� w sufit i u�miechn�� si� ponuro. - Nikt nie b�dzie czu�, �e co� tam jest. No i po dziewi�ciu miesi�cach sko�czy�o si� porodem. Do bani. - �adna metoda antykoncepcji nie jest pewna na sto procent - odezwa� si� Harper. - Pigu�ki daj� tylko dziewi��dziesi�t osiem procent pewno�ci. Spirala mo�e si� przemie�ci� podczas jakiego� skurczu, podczas mocniejszej miesi�czki, a nawet, w wyj�tkowych przypadkach przy oddawaniu moczu. - Jasne. Albo kobieta mo�e j� sama wyci�gn��. - To te� mo�liwe. - Co dzia�o si� dalej? Robi�a na drutach ma�e ubranka, �piewa�a pod prysznicem i jak wariatka zajada�a si� piklami. Siada�a mi na kolanach i twierdzi�a, �e taka by�a wida� wola boska. Pszczo�y pierdo�y. - Dziecko przysz�o na �wiat pod koniec tego samego roku, kiedy umar�a Shril? - Zgadza si�. Ch�opiec. Nazwa�a go Andrew Lester Billings. Pocz�tkowo nie chcia�em mie� z tym wszystkim nic wsp�lnego. Uwa�a�em, �e skoro spieprzy�a spraw�, niech sama sobie radzi. Wiem, jak to brzmi, ale niech pan nie zapomina, �e przeszed�em ju� swoje. Szybko jednak zmieni�em stosunek do Andy'ego. Ostatecznie by�o to jedyne dziecko do mnie podobne. Denny przypomina� matk�, a Shril nikogo z nas; mo�e troch� moj� babci� Ann. Ale Andy... sk�ra zdarta ze mnie. Kiedy wraca�em z pracy, potrafi�em godzinami si� z nim bawi�. Siedz�c w kojcu, chwyta� m�j palec i �mia� si� albo gaworzy�. Uwierzy pan, dzieciak mia� tylko dziewi�� tygodni, a ju� �mia� si� do swego taty. Pewnego wieczoru kupi�em w sklepie samochodzik-zabawk� i powiesi�em mu nad ��kiem. Ja! Ja, kt�ry uwa�a�em, �e dziecko nie doceni zabawki tak d�ugo, dop�ki nie b�dzie na tyle du�e, �eby za ni� podzi�kowa�. Ale kupi�em. Kupi�em mu t� g�upi� zabawk� i natychmiast u�wiadomi�em sobie, �e nikogo i niczego nie kocha�em na �wiecie bardziej ni� tego brzd�ca. Akurat pod�apa�em bardzo dobr� robot�. Sprzedawa�em sprz�t wiertniczy w firmie Cluett and Sons. Powodzi�o nam si� bardzo dobrze, wi�c kiedy Andy mia� roczek, przenie�li�my si� do Waterbury; ze starym miejscem wi�za�o si� zbyt wiele z�ych wspomnie�. - I zbyt wiele szaf. - Nast�pny rok by� najlepszy w naszym �yciu. Odda�bym praw� r�k�, �eby tylko wr�ci�y tamte dni. Och, naturalnie, wojna w Wietnamie ci�gle trwa�a, po ulicach snuli si� na golasa hipisi, a czarnuchy dar�y ryje, ale nas to nie dotyczy�o. Mieszkali�my w mi�ej okolicy na cichej uliczce. Byli�my szcz�liwi - podsumowa� prosto. Raz zapyta�em Rit�, czy nie dr�czy jej jaki� niepok�j. Wie pan do trzech razy sztuka i te rzeczy. Odpar�a, �e nie. O�wiadczy�a, �e Andy jest kim� szczeg�lnym. Powiedzia�a, �e B�g osobi�cie roztacza nad nim opiek�. Billings zapatrzy� si� ponuro w sufit. - Ostatni rok nie by� ju� tak dobry. Co� si� zmieni�o w samym domu. Zacz��em trzyma� buty w przedpokoju, poniewa� nie chcia�em otwiera� szafy. My�la�em: A co, je�li to co� w niej siedzi? Co, je�li to co� si� w niej przyczai�o i tylko czeka, �ebym j� otworzy� i wypu�ci� to na wolno��? Wydawa�o mi si�, �e s�ysz� czasami jakie� mlaskanie i jakby co� mokrego, czarnozielonego porusza�o si� w szafie. Rita spyta�a czy nie pracuj� za du�o, a ja, jak za dawnych czas�w, co� jej odwarkn��em. Wychodz�c do pracy, z l�kiem zostawia�em ich samych w domu, ale z drugiej strony czu�em ulg�, �e wychodz�. Bo�e, wybacz mi, naprawd� czu�em ulg�. Zaczyna�em my�le�, �e to co� zgubi�o nas po tym, jak si� wyprowadzili�my. Musia�o kr��y� po okolicy, �azi� ulicami, a nawet przemyka� si� kana�ami. Chcia�o nas wyniucha�. Trwa�o to rok, ale w ko�cu nas znalaz�o. Wr�ci�o. Chcia�o Andy'ego i chcia�o mnie. Zacz��em podejrzewa�, �e to co� istnieje naprawd�; tak dzieje si� zawsze kiedy cz�owiek o czym� za du�o my�li, zaczyna w to wierzy� i wtedy to co� zaczyna istnie� naprawd�. Mo�e wszystkie potwory, w kt�re wierzyli�my w dzieci�stwie - Frankenstein, Cz�owiek-wilk, Mumia - wszystkie one istniej� naprawd�? Na tyle naprawd�, �eby zabija� dzieci, a doro�li my�l�, �e po prostu przywali� je piasek w �wirowni, utopi�y si� w gliniance lub po prostu zagin�y. Mo�e... - Czy pan celowo zbacza z tematu, panie Billings? Billings zamilk� na bardzo d�ug� chwil� - na zegarku cyfrowym min�y dwie minuty. Dopiero wtedy si� odezwa�. - Andy umar� w lutym. Rity przy tym nie by�o. Dosta�a telefon od swego ojca. Jej matka mia�a w dzie� po nowym roku wypadek samochodowy i lekarze nie rokowali wi�kszych nadziei. Pojecha�a tam nocnym autobusem. Jej matka nie umar�a, cho� w stanie krytycznym by�a bardzo d�ugo... przez dwa miesi�ce. Wynaj��em kobiet� do opieki nad Andym. Strzegli�my nocami domu. Drzwi do szafy zacz�y si� otwiera�. Billings zwil�y� j�zykiem wargi. - Dzieciak sypia� ze mn� w pokoju. To te� �mieszna rzecz. Kiedy mia� dwa lata, Rita spyta�a, czy nie zamierzam go przenie�� do innej sypialni. Rozumie pan, jedna z tych bzdur, �e dziecko nie powinno spa� z rodzicami w tym samym pokoju; mo�e nabra� urazu do seksu i takich tam rzeczy. Ale nigdy nie robili�my tego, dop�ki dzieciak nie zasn��. A poza tym nie chcia�em, �eby spa� sam. Ba�em si� po tym, co przytrafi�o si� Denny'emu i Shril. - Ale w ko�cu pan go przeni�s� - ni to spyta�, ni to stwierdzi� doktor Harper. - Tak. - Billings przes�a� mu blady, pe�en udr�ki u�miech. - Przenios�em. Zn�w zapad�a g�ucha cisza. Pacjent najwyra�niej mocowa� si� ze wspomnieniami. - Musia�em! - b�kn�� w ko�cu. - Musia�em! Wszystko by�o w porz�dku, dop�ki by�a z nami w domu Rita. Kiedy wyjecha�a, to sta�o si� odwa�niejsze. Zacz�o... - Wywr�ci� oczyma i zacisn�� z�by, wykrzywiaj�c twarz w paskudnym grymasie. - Och, nie uwierzy pan. Wiem, �e traktuje pan mnie jak kolejnego przyg�upa w pa�skiej kartotece. Tak, wiem o tym, ale pana tam nie by�o. Jest pan kolejnym parszywym zagl�daczem do ludzkich g��w. Pewnej nocy z hukiem otworzy�y si� wszystkie drzwi w domu. Innego ranka, kiedy si� obudzi�em, odkry�em biegn�ce od frontowych drzwi do szafy �lady b�ota i ziemi. Czy to wysz�o? A mo�e przysz�o? Nie wiem. Zaklinam si� na rany Chrystusa, �e nie wiem! Wszystkie p�yty by�y porysowane i pokryte szlamem, lustra pop�kane... i te d�wi�ki... te d�wi�ki... Przeci�gn�� d�oni� po w�osach. - Budzi si� pan o trzeciej nad ranem, patrzy w ciemno�� i od razu m�wi pan sobie: "To tylko zegar". Ale tak naprawd� to pan wie, �e co� si� skrada. Niezbyt czujnie, poniewa� chce, �eby pan to us�ysza�. Wilgotny, o�liz�y d�wi�k jak z kuchennej kanalizacji. Albo klekot, jakby to co� przeci�ga�o szponami po balustradzie schod�w. Zamyka pan oczy, bo ju� sam d�wi�k jest wystarczaj�co okropny, wi�c gdyby pan to jeszcze zobaczy�... I ca�y czas boi si� pan, �e ha�asy nagle ustan� na d�u�ej, a p�niej rozlegnie si� tu� przy uchu �miech, na twarzy poczuje pan oddech �mierdz�cy zgni�� kapust�, a na gardle d�onie. Billings by� blady i dr�a�. - Wi�c przenios�em Andy'ego. Widzi pan, wiedzia�em, �e to p�jdzie do niego, bo by� s�abszy. Wi�c zrobi�em to. Zaraz pierwszej nocy zbudzi� mnie jego krzyk i w ko�cu, kiedy wreszcie zebra�em si� na odwag�, �eby tam wej��, dzieciak sta� w ��eczku i wrzeszcza�: "Czarny Lud, tatusiu... Czarny Lud... chci� do tatusia, do tatusia". Billings krzycza� dyszkantem, jak dziecko. Oczy mia� wielkie jak spodki, prawie kurczy� si� do dzieci�cych rozmiar�w. - Nie mog�em - krzycza� wysokim g�osikiem Billings. - Nie mog�em. A w godzin� p�niej us�ysza�em wrzask. Okropny, gulgocz�cy wrzask. Tak bardzo kocha�em synka, �e pobieg�em do niego, nie zapaliwszy nawet �wiat�a; bieg�em, bieg�em, bieg�em, Jezu Bo�e Mario, to go trzyma�o; potrz�sa�o nim jak terier potrz�sa szmat� i widzia�em odra�aj�ce, oklap�e ramiona i g�ow� stracha na wr�ble, i czu�em smr�d gnij�cej myszy, i s�ysza�em... Urwa�, a kiedy po chwili podj�� opowie��, m�wi� ju� normalnym g�osem doros�ego m�czyzny. - S�ysza�em, jak to z�ama�o Andy'emu kark - ci�gn�� oboj�tnym, g�uchym tonem. - Zupe�nie jakby na stawie l�d z�ama� si� pod �y�wiarzem. - Co by�o p�niej? - Och, uciek�em - odpar� tym samym oboj�tnym, g�uchym tonem. - Poszed�em do ca�onocnej knajpy. Zupe�ne tch�rzostwo, prawda? Uciec do ca�onocnej knajpy i wypi� sze�� fili�anek kawy. P�niej wr�ci�em do domu. Ju� �wita�o. Zanim wszed�em na g�r�, zadzwoni�em po policj�. Le�a� na pod�odze i patrzy� na mnie. Oskar�a� mnie. Z ucha wyciek�a mu odrobina krwi. Tylko kropelka. A drzwi od szafy by�y uchylone... odrobin�; zaledwie szpara. Umilk�. Harper popatrzy� na zegarek. Min�o pi��dziesi�t minut. - Prosz� ustali� z siostr� termin nast�pnej wizyty - powiedzia�. - Tak naprawd�, to kilku. Pasuj� panu wtorki i czwartki? - Przyszed�em tylko po to, �eby opowiedzie� t� histori� - odpar� Billings. - Zrzuci� to z serca. Bo widzi pan, ja sk�ama�em policji. Powiedzia�em, �e dzieciak chcia� pewnie w nocy wydosta� si� z ��eczka i... przyj�li to t�umaczenie. Oczywi�cie �e tak. Wszystko wskazywa�o na to, �e tak w�a�nie by�o. Przypadek, jak inne. Ale Rita wiedzia�a. Rita... w ko�cu... wiedzia�a... Zakry� twarz praw� r�k� i wybuchn�� p�aczem. - Panie Billings, musimy jeszcze odby� ze sob� wiele rozm�w - odezwa� si� po chwili doktor Harper. - Wierz�, �e potrafi� zniszczy� w panu poczucie winy, ale najpierw pan sam musi tego chcie�. - Nie wierzy pan, �e chc�? Billings oderwa� r�k� od twarzy. Oczy mia� czerwone, dzikie, malowa� si� w nich b�l. - Jeszcze nie - odpar� spokojnie Harper. - Wi�c jak wtorki i czwartki? Po d�ugim milczeniu Billings mrukn��: - Cholerny psychiatra. No dobrze. No dobrze. - Prosz� um�wi� si� z siostr�, panie Billings. I mi�ego dnia. Billings roze�mia� si� ponuro i szybko, nie ogl�daj�c si� za siebie, wyszed� z gabinetu. Biurko piel�gniarki by�o puste. O bibularz oparta by�a kartka z napisem: "Za chwil� wracam". Billings odwr�ci� si� i wszed� z powrotem do gabinetu. - Doktorze, siostra... Pok�j by� pusty. Ale drzwi szafy by�y uchylone. Odrobin�. Zaledwie szpara. - Jak mi�o - dobieg� z niej g�os. - Jak mi�o. S�owa brzmia�y tak, jakby wychodzi�y z czyich� ust wype�nionych zgni�ymi, morskimi wodorostami. Billings sta� w miejscu jak s�up soli. Drzwi otworzy�y si� na o�cie�. Poczu�, �e pu�ci� mu p�cherz, poczu� w kroku gor�c� wilgo�. - Jak mi�o - powt�rzy� Czarny Lud, gramol�c si� niezdarnie z szafy. W przegni�ej d�oni z d�ugimi jak sztylety szponami ci�gle jeszcze trzyma� mask� doktora Harpera. Przepisywa�: Mando