439
Szczegóły |
Tytuł |
439 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
439 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 439 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
439 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Terry Carr
Ozymandias
T�umaczy�: Daros�aw J. Toru�
HTML : SASIC
Wyszli ze �wietlak�w wyj�c i podskakuj�c, �miej�c si� i popychaj�c, wy�piewuj�c
w ciemno�� nocy monotonn�, niemelodyjn� pie��. Przeszli obok kamiennych p�yt,
dwukrotnie je okr��yli i, ci�gle chichocz�c i pod�piewuj�c, wyci�gn�li si� w
zygzakowat� lini�, kt�ra, jak w��, zacz�a wpe�za� na wzg�rze. Przej�cie od p�yt
do granicy zaj�o im dziesi�� minut. Dla chodziarza by�o to tylko 50 krok�w, ale
oni nie byli chodziarzami - byli okradaczami i mieli prawa, kt�rym musieli by�
pos�uszni.
Sooleyrah szed� na czele. By� najlepszym w�r�d nich tancerzem najszybszym,
najlepiej si� poruszaj�cym i, co wa�niejsze, najbardziej pomys�owym. Ka�de
podej�cie do krypt musia�o si� r�ni� od poprzedniego. Jako drugi w linii zawsze
szed� wypatrywacz. Je�eli zauwa�y� uk�ad taneczny, kt�ry wyda� mu si� znajomy,
mia� obowi�zek pchn�� lidera, kopn��, podstawi� mu nog� lub uczyni� cokolwiek,
co by�oby konieczne, by wymusi� zmian� rytmu czy kierunku. Wyprawy, w czasie
kt�rych lider wymy�li� wystarczaj�c� ilo�� nowych wariacji, a wypatrywacz by�
pewien, �e nie ma w nich powt�rek z przesz�o�ci, ko�czy�y si� sukcesem. Gdy
jednak liderowi lub wypatrywaczowi co� si� nie uda�o, zawsze kto� gin�� od gazu,
w eksplozji, a czasem nawet od d�wi�ku -bez -d�wi�ku. Sooleyrah by� dzisiaj w
dobrej formie i nawet Kreech, wypatrywacz, musia� to przyzna�,
- Dobrze idziesz - �piewa� - dobrze, dobrze, dobrze idziesz. Popchn�� lidera,
ale tylko dla zabawy i, ta�cz�c woko�o czeka� a� ten si� podniesie i p�jdzie
dalej.
- �atwo, tak, �atwo - �piewa� Sooleyrah. - �atwo pchn�� lidera. Bez powodu,
pieprzonego powodu. drobi� dwa kroki do ty�u i okr�ci� si�, muskaj�c wyrzucon�
wysoko nog� szcz�k� Kreecha.
- Pow�d, pow�d na nast�pny raz - za�piewa� i wybuchn�� �miechem.
Z ty�u, za nim, Kreech wykona� obr�t i mign�� nog� przed twarz� nast�pnego w
linii. Roze�mia� si�. M�czyzna, id�cy za Kreechem zrobi� to samo i tak kopniak
i �miech w�drowa�y wzd�u� linii, a� do id�cego na ko�cu. Sooleyrah podskoczy�
trzy razy, upad� i potoczy� si� w g�r�, w stron� widocznych na tle nocnego nieba
krypt.
- Niewa�ne, ca�kiem niewa�ne - powiedzia� Kreech. - Idziesz dobrze, idziesz �le,
bez r�nicy.
Potoczy� si� w �lad za Sooleyrahem. Ma�e dzwoneczki, kt�re nosi� w kieszeni
podartej koszuli, zad�wi�cza�y g�ucho.
- S�ysza�e�, tak, s�ysza�e� co powiedzia�, bez r�nicy.
- G�wno prawda - za�piewa� Sooleyrah. - Pieprzony grubas, g�wno wie.
Zatrzyma� si� i spojrza� wstecz, na ci�gn�c� po stoku lini�. Grubas szed�
niedaleko za nimi, dysz�c ci�ko z wysi�ku, pr�buj�c nad��y� za tempem ta�ca. Na
pierwszy rzut oka mo�na by�o zauwa�y�, �e nie by� do tego przyzwyczajony. Szara
tunika pokry�a si� plamami potu, zlepione w�osy zwisa�y str�kami na czo�o.
Kreech zatrzyma� si�, odwr�ci�, spojrza� w d�. To samo zrobi� nast�pny
m�czyzna z linii, i nast�pny, i tak dalej, a� odwr�ci� si� ten, kt�ry szed�
przed grubasem. Grubas wyra�nie przestraszy� si�, potem si� zorientowa� i
spojrza� do ty�u.
Sooleyrah za�mia� si� znowu i wr�ci� do swego ta�ca.
- Pieprzony grubas i tak niedobry - za�piewa�. - Niedobry, nic nie wie,
niedobry, nic nie wie. . Sam jeste� pieprzony - powiedzia� Kreech. Grubas jest
niemal-my�lakiem. Pieprzone niemal.
Sooleyrah parskn�� lekcewa��co i wykona� seri� szczeg�lnie trudnych skok�w,
g��wnie z my�l� o pogn�bieniu tego niemal-m�laka tam z ty�u.
- Pieprzone niemal tak dobre jak nigdzie, nigdzie - za�piewa�. - Te my�laki
teraz nigdzie, nigdzie. Trupy.
- Poza grubasem - powiedzia� Kreech.
- G�wno grubas - zdenerwowany Sooleyrah wypad� z rytmu pie�ni. - Grubas nie wie,
ale ty wiesz, ja wiem. Krypty s� ci�gle tam, tam ! - wskaza� na wzg�rze. - co
grubas wie? Wi�c ta�czymy, �piewamy, ostro�nie, cholernie ostro�nie.
Byli ju� w po�owie drogi na szczyt wzg�rza. Pod nimi blask �wietlak�w gin�� w
pokrywaj�cej dolin� jasnej mgle, z kt�rej tylko tu i �wdzie wychyla�y si� w
nocne niebo szkielety budowli.
Z ka�dym krokiem w g�r� stoku ciemno�� ros�a i g�stnia�a. Krypty odcina�y si� z
t�a s�abego, rozproszonego �wiat�a gwiazd masywnymi, czarnymi sylwetkami.
Zajmowa�y ca�y wierzcho�ek wzg�rza. Wi�kszo�� z nich by�a zniszczona,
rozpadaj�ca si� - rezultat setek lat wypraw okradaczy z doliny. Te, kt�re ci�gle
jeszcze sta�y, by�y ca�kiem puste - tak w ka�dym razie twierdzi�y my�laki.
Sooleyrah nie wierzy� my�lakom - zawsze by�y jakie� krypty, kt�re mo�na by�o
otworzy�. Zawsze by�y i zawsze b�d�. Pieprzon� g�upot� jest twierdzenie, �e ich
nie by�o, albo nie b�dzie.
Je�eli wszystkie krypty sta�yby si� puste, nie by�oby wi�cej �wiec�cych pude�ek,
zabawek ani narz�dzi, kt�re mog�yby zast�pi� te zu�yte lub po�amane, albo te,
kt�re si� znudzi�y i zosta�y wyrzucone. Nie by�oby samo�piew�w ani obrazk�w, ani
�adnej z tych rzeczy, kt�re zasta�y tu zgromadzone dla ludzi z doliny. To by�oby
nies�ychane, nie do pomy�lenia i Sooleyrah nie m�g� sobie tego wyobrazi�. Wiec
ta�czy�, pod��aj�c w g�ra, rzucaj�c si� w lewo i w prawo, tocz�c si� i pe�zaj�c,
�miej�c si� bez przyczyny, a za nim pozostali, jeden po drugim powtarzali jego
ruchy, ta�czyli i skakali, byli echem jego �miechu, sp�ywaj�cym w d�, wzd�u�
pn�cej si� ku kryptom linii.
Lasten, grubas by� przestraszony. Nigdy przedtem nie uczestniczy� w wyprawie,
ani te� nie by� do niej przygotowany. Wiedzia�, �e lada moment mo�e pope�ni�
jak�� straszn� omy�k� i wtedy inni rzuc� si� na niego. A je�eli nawet uda si� im
dotrze� do krypt bez k�opot�w, to na pewno b�dzie to Noc Nie�miertelnych.
"Prawdopodobnie gaz albo d�wi�k - bez - d�wi�ku" - pomy�la�. "Nie tak straszne
s� o�lepiacze - mo�na potem wr�ci� jeszcze w dolin. Ale to b�dzie co�, co mnie
zabije, na pewno" No c�, i tak mia� szcz�cie, �e �yje - wszystkie my�laki
zosta�y zabite ubieg�ej nocy. Zmasakrowali ich Okradacze - ustawili na
centralnym placu i ukamienowali. Lasten zadr�a� - oh, te wrzaski, ta panika, ci
nieliczni, kt�rzy pow��cz�c pot�uczonymi nogami usi�owali uciec. Czu� do siebie
nienawi�� za tch�rzostwo, za to, �e si� schowa� w jakiej� nieu�ywanej piwnicy. I
tak s�ysza� wszystko, co si� dzia�o, widzia� nawet kilka najgorszych,
najbardziej okrutnych scen. Wdziera�y si� do jego m�zgu p�yn�cymi od my�lak�w
falami przera�enia oraz, chwilami, uniesienia i ob��kanym sza�em zabijania,
kt�ry opanowa� okradaczy. Lasten, grubas, czu� to wszystko, by� wyrodkiem,
jednym z dziesi�ciu procent rodz�cych si� w ka�dym pokoleniu mutant�w. Niekt�rzy
przychodzili na �wiat bez st�p, albo z dodatkowymi palcami. To byli ci zwykli,
kt�rzy mogli �y� r�wnie �atwo jak wszyscy normalni. Przyjmowali dziesi�t� cz��
�up�w od jarmarcznych z�odziei za dostarczone im wiadomo�ci i plotki. Zbierali
je, w��cz�c si� tam i z powrotem, w pokrywaj�cym targowiska kurzu. Inni rodzili
si� umieraj�cy, albo ju� martwi, z galaretowat� czaszk� lub sercem zbyt ma�ym,
aby podtrzyma� �ycie. A tylko niewielu mia�o dodatkow�, nie wyst�puj�c� u nikogo
innego, cech� nie po prostu jeszcze jedn� par� r�k lub groteskowo olbrzymie
cz�ci intymne (jak Kreech, jak Kreech), ale prawdziwy talent. Na przyk�ad
ojciec Lastena mia� talent do liczb - m�g� zapami�ta� ile sezon�w wcze�niej
zasz�o jakie� wydarzenie, albo jak cz�sto co� si� zdarzy�o podczas jego �ycia,
albo nawet sk�ada� w g�owie jedne liczby, by uzyska� inne. A Sooleyrah
utrzymywa�, �e ma gdzie� w m�zgu takie miejsce, kt�re pozwala�o mu zawsze
utrzyma� r�wnowag�. Dlatego jest takim dobrym tancerzem.
Lasten s�ysza� ludzkie umys�y. Nie my�li - ludzie nie maj� wewn�trz my�li -
Lasten s�ysza� emocje i pojawiaj�ce si� w m�zgu obrazy. Czerwon� nienawi��,
gotuj�c� si� i wybuchaj�c�, czasami czysty strach, bia�o niebieski, fantazje
seksualne, odbijaj�ce si� w jego g�owie i burz�ce spok�j. Wizje przychodzi�y
nieproszone. je�eli by�y, jak ostatniej nocy, naprawd� silne, nie m�g� si� przed
nimi zamkn��. Krew, ciemna krew na ziemi, krew bluzgaj�ca ze strzaskanych
czaszek, smuga czerwieni, znacz�ca drog� kogo�, kto chcia� wczo�ga� si� w
bezpieczne miejsce. I krzyki - Lasten s�ysza� wycie morderc�w i j�ki zabijanych,
a potem, kiedy si� to sko�czy�o, ockn�� si� skulony w k�cie, z gard�em zdartym
od wrzasku: P�aka�.
To wszystko by�o niepotrzebne. Nie zabiliby go jeszcze - nie by� my�lakiem.
"Tak, tylko my�laki s� zabijane, tylko oficjalne my�laki. G�upi Okradacze nie
wiedz�, �e ja te� jestem my�lakiem, tylko jeszcze nie zosta�em wprowadzony.
G�upi Okradacze nie znaj� tego trzykro� pieprzonego faktu".
Pr�buj�c wykona� podskok z obrotem potkn�� si� o w�asne stopy i run�� na ziemi�.
Pomy�la�, �e tak zostanie, le��c - niech linia go minie, a on b�dzie le�a� i
odpoczywa�. Ale nast�pny w linii kopn�� go mocno, potem jeszcze raz, i znowu, i
Lasten j�cz�c, z wysi�ku, podni�s� si� na nogi. Wiedzia�, �e z tej wyprawy nie
wr�ci �ywy. Prawdopodobnie nikt nie wr�ci �ywy.
"Powinienem pr�bowa� uciec, odtoczy� si� w ciemno�ci, gdzie mnie nie b�d� mogli
zauwa�y�. Mo�e po prostu p�jd� dalej. Nie mog� si� zatrzyma�, by mnie szuka�,
nie mog�. Ca�a linia musi trzyma� rytm, bo inaczej podej�cie si� nie uda, musi
tak by�. Pieprzeni, g�upi Okradacze".
Nie by� jednak dostatecznie szybki, by znikn�� z zasi�gu ich wzroku, zanim go
z�api� i wci�gn� z powrotem do szeregu. Wiedzia� o tym. Tak, pieprzeni g�upi
Okradacze maj� zamiar da� si� zabi�, wysadzi� w powietrze, spali� - a grubas
my�lak Lasten musia� da� si� zabi� razem z nimi, bo nie m�g� uciec.
- Grubas upad� - za�mia� si� Kreech, podnosz�c, za przyk�adem Sooleyraha, nogi
wysoko, jak najwy�ej. - Diapell przykopa� mu, przykopa�, grubas wsta�.
Sooleyrah zatrzyma� si� i spojrza� ze z�o�ci� w d�. Grubas by� ju� z powrotem w
linii, niezdarnie staraj�c si� na�ladowa� ruchy innych.
- Grubas przeszkadza mi w podej�ciu, zabije go, zat�uk� go kamieniami,
kamieniami, zat�uk� go - nuci�. - Zrobi� go my�lakiem, jak reszt�, jak reszt�.
Ka�dy my�lak niedobry.
Okr�ci� si� i zrobi� kilka �atwych podskok�w.
- M�wi�em zostawi� go, zostawi� - za�piewa� Kreech, skacz�c za Sooleyrahem. -
Niedobry tancerz, masz racj�, cholern� racje. Niedobrze dla reszty.
- Grubas ta�czy dobrze, ale ja zat�uk� go kamieniami - powiedzia� Sooleyrah.
- Nikogo nie zat�uczesz jak te� b�dziesz trup. Niedobry tancerz, niedobre
podej�cie, niedobrze w kryptach. B�dziemy trupami, przez grubasa, pieprzonego.
Sooleyrah zwolni� tempo ta�ca jeszcze bardziej. Zako�ysa� biodrami, zachichota�
i wybuchn�� wysokim, piskliwym �miechem.
- Id� wolno, id� �atwo dla grubasa. Id� �atwo, on nad��y, my dojdziemy do krypt,
nie b�dzie �mierci. Kr�c� dup�, kr�c�, to rodzaj ta�ca, grubas ta�czy i tak,
zawsze - zn�w zachichota�. - B�dzie pewno��, �e dzi� nie ma �mierci w kryptach,
grubas zobaczy, krypty s� tam, ci�gle. Sam zobaczy, jak zawsze tak, jak
zawsze... Kreech skoczy� naprz�d i zamachn�� si�, by kopn�� go w kostk�. Ich
nogi spl�ta�y si� i obaj run�li na ziemi. Sooleyrah przetoczy� si� i wsta�
niemal natychmiast. Pot�niejsze cia�o Kreecha uderzy�o ci�ko o traw�, ale i on
podni�s� si�, mamrocz�c pod nosem.
- �le szed�e� tam - za�piewa�. - Za bardzo tak samo, idziesz �le, idziesz
wszawo. Trzeba i�� dobrze, Sooleyrah, i�� dobrze. Id� dobrze.
Nast�pny w linii podskoczy� do Kreecha, chcia� go kopn�� i obaj zwalili si� na
ziemi. Sooleyrah zach�ysn�� si� �miechem i zata�czy� dalej, w g�r� stoku.
- Dzi� id� dobrze, tak - za�piewa�. - Niech grubas my�lak zobaczy, potem jutro,
jutro kamieniami go, tak.
Wszystko by�o takie niepotrzebne, takie bezsensowne. Lasten sapa� i poci� si�,
staraj�c si� nad��y� za ruchami m�czyzny, kt�ry szed� przed nim, dok�adnie
powt�rzy� ka�dy jego gest, ka�dy krok, obr�t czy podskok. Niepotrzebne,
bezsensowne. I tak nie mia�o to znaczenia. Ca�y ten rytua� podchodzenia ta�cz�c,
to pod�piewywanie, lider i wypatrywacz - wszystko to nie by�o konieczne.
Okradacze za ka�dym razem, gdy wyprawa ko�czy�a si� sukcesem my�leli, �e za
pomoc� szpiki ta�ca prze�amali tabu, �e w przeciwnym wypadku byliby zagazowani,
o�lepieni, zabici. Niebezpiecze�stwo i �mier� - to pas obrony Nie�miertelnych,
przez kt�ry wyprawa musia�a czasami przechodzi�. Nie mia�o to nic wsp�lnego z
ta�cem i obrz�dami.
"Tak, ta�cz dobrze i wejdziesz, albo ta�cz �le i b�dziesz trupem. G�upota,
g�upota".
Wszyscy bliscy Lastena byli my�lakami - tymi, kt�rzy chronili star� wiedz� i
umiej�tno�ci - w ka�dym razie to, co z nich zosta�o. Wiedzieli, �e krypt nie
strzeg� zakl�cia, demony ani magiczne prawa, oceniaj�ce taneczne kroki pokole�
okradaczy. Nie, krypty by�y strze�one przez Nie�miertelnych sposobami, kt�rych
nie zna�y ju� nawet my�laki. Ale to nie by�a magia. Ka�d� krypt� otacza�y ukryte
oczy. Strzeg�y do niej dost�pu, pos�uguj�c si� gazem, wybuchami albo d�wi�kiem
-bez-d�wi�ku czy o�lepiaj�cym �wiat�em. To by�a bro�, kt�ra mia�a nie dopu�ci�
do krypt nieproszonych go�ci. �wiat, kt�ry stworzy� krypty, ju� nie istnia�,
zniszczony przez wybuchy i gazy tak pot�ne, �e zabi�y wi�kszo��
Nie�miertelnych. Krzyczeli i umierali, krzyczeli i umierali, a� zosta�a tylko
garstka, przedzieraj�ca si� przez ruiny, z kobietami, rodz�cymi dziwne dzieci, z
oczami wypalanymi przez �wietlaki, kt�re pojawi�y si� i pokry�y wszystkie ni�ej
po�o�one miejsca.
Ka�dej wiosny, gdy tylko sko�czy�o si� topnienie, ludzie z doliny urz�dzali
uroczysto�� po�wi�con� pami�ci tych wydarze�, podczas kt�rej my�laki opowiada�y
ich histori�.
Sooleyrah dotar� do bram. S�ysza�, �e kiedy� sta� tu mocny mur, ale teraz
zosta�o tylko okalaj�ce wierzcho�ek pasmo gruz�w.
Mur zosta� kompletnie zdewastowany przez pokolenia okradaczy, kt�rzy rozbierali
go go�ymi r�kami, kamie� po kamieniu, rozrzucaj�c wok� szcz�tki. Sta�y jeszcze
tylko bramy, dwie stalowe konstrukcje, wyszczerbione i z�arte przez rdz�. Nocny
mech wpe�zn�� na nie, przykrywaj�c je do po�owy ciemn�, zielon� szczecin�. Wok�
czai�a si� cisza.
- Dobra, wchodzimy - za�piewa� Sooleyrah. - Wchodzimy, hej, my wchodzimy, teraz!
Zata�czy� naprz�d tak szybko, jak tylko m�g� - s�ysza�, �e wielu okradaczy
zosta�o tu zabitych, nie pami�ta� jednak, by w czasie jego �ycia zdarzy� si�
taki wypadek. Po drugiej stronie, wewn�trz, zatrzyma� si�, drobi�c nogami w
miejscu i wysokim g�osem nuc�c jak�� pie��, podczas gdy Kreech i jeden, dw�ch,
trzech m�czyzn wesz�o za nim.
- Teraz my w �rodku - powiedzia� cicho do Kreecha i obaj odwr�cili si�, by
spojrze� na krypty. Za nimi, ta�cz�c, wchodzi�a reszta. M�czy�ni zwalniali i
zatrzymywali si�, jak Sopleyrah i Kreech, ci�ko dysz�c i rozgl�daj�c si� wok�.
- Kt�ra? - spyta� Kreech. - By�e� tu trzy, teraz cztery razy. Do kt�rej
wchodzimy?
Sooleyrah zmru�y� oczy, przygl�daj�c si� kryptom. Mia�y r�ne rozmiary i
kszta�ty, niekt�re by�y wysokie jak obeliski, inne kopulaste, jeszcze inne
dziwnie kanciaste. Sooleyrah zawsze ba� si� krypt. Je�eli nawet nie by�y
niebezpieczne, ich rozmiary budzi�y w. nim strach.
- �wiec�ce pude�ka s� w kryptach dla nas, nie ma innego powodu, co? - powiedzia�
do Kreecha. - I samo�piewy, i narz�dzia, niekt�re zabawki pewnie te�, du�o
kszta�t�w, co? Wsad� je do �wiec�cych pude�ek i chodz�, tak, one chodz�. Dla
kogo jak nie dla nas? Co, Kreech, dla kogo jeszcze?
- Dla nikogo - powiedzia� Kreech. - Jak nie my, nikt nie we�mie. - Tak, tak,
nikt.
Sooleyrah odwr�ci� si� powoli w ciemno�ci, w wisz�cej nad wzg�rzem i kryptami
ciszy. Spojrza� do ty�u, na stok wzg�rza i zobaczy� szereg przechodz�cy przez
bramy, kt�re zdawa�y si� teraz prowadzi� na zewn�trz, w d�, z powrotem ku
zamglonej dolinie. Zobaczy� przechodz�cego przez bram�, sapi�cego i potykaj�cego
si� Lastena i u�miechn�� si� szeroko.
- Hej, grubas Lasten mo�e wybra� dla nas krypt�. Niemal-my�lak m�wi, �e
wszystkie puste. G�wno wie. Pami�tasz co m�wi�a reszta? Reszta my�lak�w? M�wi�a,
�e mog� pami�ta� ile krypt by�o, pami�ta� kt�re u�yte, m�wi�a, �e teraz
wszystkie puste. Pami�tasz? Co? Pieprzone g�upie my�laki oszukiwa�y nas, d�ugo.
Pcha�y nas tu w g�r� zamiast same i��, pcha�y nas ryzykowa�, m�wi�y tylko w
kt�re krypt� i��, co? O tak, sprytne, my�laki, a teraz wszystkie s� trupy.
Kreech kopn�� lu�no le��cy kamie�. Kry�y si� pod nim �wiec�ce blado, pe�zaj�ce
�yj�tka, kt�re teraz pozwija�y si� w pier�cienie i szybko zakopa�y w ziemi�.
- Tak, zawsze nienawidzi�em my�lak�w - powiedzia� Kreech. Zawsze wiedzia�em, �e
to k�amcy. Wszyscy wiedzieli, nie? Tak, dobrze, we� Lastena tutaj, niech wybiera
nasz� krypt� dzisiaj.
- Tak, daj go tu - powiedzia� Sooleyrah i, tkni�ty now� my�l�, doda�:
- Lasten wybierze nasz� krypt� i pierwszy wejdzie. Pierwszy wejdzie. Honorowe
miejsce, nie? - za�mia� si�.
- Pierwszy co wejdzie b�dzie trup, je�li podej�cie nie by�o dobre. Tak, honorowe
miejsce - powiedzia� Kreech.
- Grubas tego potrzebuje. Daj go tu.
Gdy przyszli po niego Lasten zacz�� si� ba� jeszcze bardziej. Po co jest im
potrzebny teraz, kiedy ju� przeszli przez bramy i s� u wej�cia do samych krypt?
Chyba nie zabij� go tutaj, na milcz�cym szczycie wzg�rza? Czego chc�, czego
chc�? (Mo�e chc� wr�ci� do sk�adania ofiar z ludzi przed kryptami. Niee... ) Ale
uczucia, kt�re wy�owi� z m�zgu lidera, gdy zosta� do niego doprowadzony, nie
mia�y w sobie nic morderczego. By�a nienawi��, tak, ale dominowa�o oczekiwanie i
zadowolenie. Ale nie ch�� zabijania, nie, nic tak wyra�nego.
- Hej, Lasten, ty jeste� niemal-my�lak, tak? - powiedzia� Sooleyrah i jego g�os
by� mi�kki, niemal przyjacielski. Ale nie jego ja��.
- Nie by�em wprowadzony - powiedzia� Lasten ostro�nie.
- Tak, wiemy. Dobra, ale ty wiesz wiele rzeczy, co? Wiesz du�o o kryptach,
s�yszeli�my, kt�re s� niebezpieczne, kt�re mo�e puste. Nie wszystkie s� puste,
Lasten, nie wszystkie. Ty niemal my�lak, ty nieg�upi, co?
- My�laki powiedziany ci, �e one s� puste - powiedzia� Lasten wi�c zabili�cie
my�laki. Je�li teraz tak m�wisz, zabijecie mnie. Sooleyrah, patrz�c na Kreecha,
u�miechn�� si� szeroko.
- Nie, nie, ty nieg�upi. Dobra, do kt�rej krypty mamy wej��? Lastenowi przesz�y
ciarki po plecach.
- Chcesz �ebym wybra� krypt�? - spyta�. - Dlaczego ja? Dlaczego, Sooleyrah?
Sooleyrah za�mia� si�, zadowolony z siebie.
- Ja g�wno wiem kt�r� krypta wybra�. My�laki zawsze to robi�y, zawsze. Nie ma
ju� my�lak�w, ale mamy ciebie. Ty wybieraj. "Wi�c ja mam wybra� - a je�li krypta
b�dzie pusta, to moja wina, nie Sooleyraha. A mo�e Sooleyrah nie zna si� wcale
na kryptach, co?
- Boisz si� wybra� samemu, co, Sooleyrah? Boisz si� nie znale�� krypty z tymi
waszymi �adnymi rzeczami, co? Tak, przestraszony jeste�, przestraszony.
Nie powinien by� tego m�wi�. Sooleyrah skoczy� naprz�d, z�apa� jego r�k� i,
bole�nie �ciskaj�c mi�kkie cia�o, wykr�ci� do ty�u. Lasten wrzasn�� z b�lu i
zacz�� si� rzuca�, staraj�c si� wyzwoli� z uchwytu, ale Sooleyrah mocno trzyma�.
- Nie przestraszony, grubasie. Nie przestraszony, tylko m�dry. My�laki wiedzia�y
o kryptach, nauczy�y ci�, co? Tak, grubasie, tak, my wiemy. Potem my�laki
m�wi�y, �e wszystkie krypty puste, �e nie trzeba robi� wi�cej wypraw, co? Co?
Hej, mo�e my�laki maj� tu co� i nie chc�, �eby to znale��, co? Okradacze nie s�
g�upi, Lasten, i Sooleyrah te� nieg�upi. Ty wybierz krypt�, ty! I lepiej, �eby
nie by�a pusta!
"Albo od razu ukamienuj� mnie tu, na miejscu" - pomy�la� Lasten, czytaj�c mocne
postanowienie w umy�le Sooleyraha. , jedyny spos�b dla Sooleyraha na zachowanie
twarzy po nieudanej wyprawie. O tak, okradaczom b�dzie si� podoba� nast�pne
kamienowanie, szczeg�lnie tutaj, w tym magicznym miejscu. Magia i �mier�, o tak,
b�d� zachwyceni".
- I ty wejdziesz do krypty pierwszy, Lasten - powiedzia� z radosn� z�o�liwo�ci�
Kreech. - Jasne, ty, Lasten, honorowe miejsce dla ciebie.
"Zab�jcze miejsce" - pomy�la� Lasten. "Och wy g�upi, pieprzeni Okradacze, wszawi
zabobonni mordercy..."
- Kt�ra, Lasten? - spyta� Sooleyrah, wykr�caj�c mu mocniej rami�, - Kt�ra?
Lasten, niemal-my�lak, nagle si� roze�mia�.
- Tak, dobra - powiedzia� i zn�w zachichota�, zupe�nie jak Sooleyrah czy Kreech,
tylko nieco wy�ej, ciemniej. - Dobra, tak, dobra, dobra...
Sooleyrah pu�ci� rami� i odsun�� si�.
- We� nas do pustej krypty, a nie b�dziesz si� �mia� - ostrzeg�.
- Tak, tak, wiem - powiedzia� Lasten, staraj�c si� opanowa� chichot. To nie by�o
wcale takie �mieszne, to w og�le nie by�o �mieszne.
- Ta - pokaza� na najbli�sz� krypt�. - Idziemy do tej.
Sooleyrah i Kreech otworzyli usta ze zdumienia.
- W�a�nie ta? Grubasie, ty zwariowa�e�? Nic nie ma w tej krypcie nic w niej, od
zanim ty i ja si� urodzili�my.
- Hej tak, pierwsza opr�niona by�a ta krypta, w�a�nie ta, nie wiesz tego? -
powiedzia� Kreech.
- Jasne, wiem, jasne. Ale to jest krypta, do kt�rej dzisiaj wejdziemy. I
patrzcie dobrze, liderze i wypatrywaczu, patrzcie dobrze i zobaczycie, �e krypta
nie jest pusta. Chcecie wi�cej �adnych rzeczy, zgromadzonych w kryptach, to
patrzcie dzi� dobrze!
Stanowczym krokiem zacz�� i�� w kierunku najbli�szej krypty. Sooleyrah i Kreech
stali chwil�, niezdecydowani, potem poszli za nim, poci�gaj�c za sob� reszt�
m�czyzn.
"Jasne, pieprzeni okradacze opr�nili t� krypt� jako pierwsz�" my�la� Lasten.
"Byli w niej tak du�o razy, �e nie mo�na zliczy�, wyczy�cili j�, zabrali
wszystko, co znale�li, ka�d� rzecz, kt�r� Nie�miertelni tu schowali. Ale to
znaczy, �e to jest bezpieczna krypta, ca�a obrona wyczerpana albo spalona bardzo
dawno. Nic tu nie ma, by mnie o�lepi�, spali�, zabi�. Bezpieczna krypta, tak,
ale mo�e nie tak pusta jak my�l�".
Drzwi do krypty sta�y otworem, prowadz�c w ciemno��, Lasten za��da� �wiat�a.
- Dobra, mo�emy i�� - powiedzia�, gdy zbli�yli si� dwaj m�czy�ni z zapalonymi
pochodniami w r�kach. Przeszli przez szerokie drzwi - za Lastenem okradacze z
pochodniami, za nimi Sooleyrah i Kreech.
Weszli do wysokiego pomieszczenia; pokrytego kurzem i od�amkami, kompletnych
niegdy�, przyrz�d�w. Jedna ze �cian by�a osmalona zapomnianym wybuchem. Dziura w
suficie, niemal niewidoczna w migocz�cym �wietle pochodni, wskazywa�a miejsce,
gdzie umieszczono, wyrwane ju� przez okradaczy, urz�dzenia o�wietlaj�ce.
Sooleyrah przysun�� si� do Lastena.
- Nic tu nie widz�, my�laku - w jego g�osie brzmia�a pogr�ka. Lasten kiwn��
g�ow�, rozgl�daj�c si� uwa�nie po krypcie.
- Widzisz tu co�, Kreech? - m�wi� Sooleyrah. - Ja widz�, �e tu pusto, pusto jak
cholera, co?
Kreech wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- O nie, nie pusto - powiedzia�. - Gruby my�lak tu przyszed�, tu nie mo�e by�
pusto. Co, gruby my�laku? Co� tu jest ukryte, tak? Grubas ukl�k� po�rodku
pomieszczenia. Patrzy� uwa�nie na pod�og�, przesuwaj�c si� na kolanach,
rozgarniaj�c kurz, czasem odrzucaj�c do ty�u wi�ksze od�amki gruzu.
- No jasne, ma co� dobrze schowane - powiedzia� Souleyrah. Hej tam, z
pochodniami, tu bli�ej, chod�cie bli�ej !
M�czy�ni przysun�li si� niech�tnie. Sooleyrah z�apa� jednego z nich,
przyci�gn�� i ustawi� tu� obok grubasa.
- Ty te� - powiedzia� do drugiego. M�czyzna podszed� bli�ej i wyci�gn��
pochodni� nad g�ow� Lastena.
Lasten zachichota�.
- Znalaz�e�, co? Co to jest, grubasie? Lepiej b�d� dobry, ty wiesz to, co,
grubasie? Co to? - spyta� Sooleyrah.
Lasten wiedzia�, �e Sooleyrah i inni byli przestraszeni bardziej ni� to
okazywali. Okradacze zawsze bali si� krypt, bez wzgl�du na to, jak cz�sto je
ograbiali i mimo to, �e ostatnio by�o coraz mniej, spowodowanych przez systemy
obronne, przypadk�w �mierci i okalecze�.
"Okradacze my�l�, �e to wszystko to jakie� diabelskie sztuczki. G�wno, �adnych
demon�w, �adnej wstawaj magii. Tylko rzeczy, o kt�rych zapomnieli�my, nawet
my�laki zapomnia�y. Ale ja wiem o kryptach jedn� rzecz, kt�rej Sooleyrah nie
wie".
Lasten podni�s� si�, rozejrza� wok� i zatrzyma� wzrok na po�udniowej �cianie.
Wisia�a na niej metalowa p�yta, pokryta napisami diabelskimi znakami, jak je
nazwali Okradacze - jeszcze jeden z czar�w, kt�rych trzeba si� ba�.
Lasten nie potrafi� tych znak�w przeczyta�, ale wiedzia�, co oznaczaj�. Podszed�
do Sooleyraha i, wskazuj�c tablic�, powiedzia�:
- Zdejmijcie to ze �ciany.
Sooleyrah wytrzeszczy� na niego oczy.
- Zdejmijcie to ze �ciany! Podwa�cie, u�yjcie waszych no�y, ale b�d�cie
ostro�ni.
Sooleyrah waha� si� przez chwil�, potem wskaza� jednego z m�czyzn t�ocz�cych
si� przy wej�ciu.
- Takker, ty. We� n�, r�b co my�lak m�wi. Reszta, wy pilnujcie drzwi, my�lak
mo�e uciec.
Takker niech�tnie wszed� do krypty i wyci�gn�� n�. By� to Mocny kawa� metalu,
kt�ry Takker kiedy� znalaz� i d�ugo polerowa� a� powsta�o ostrze. Wsun�� go pod
p�yt� i podwa�y�. P�yta poruszy�a si�.
- Tak, tajne miejsce - powiedzia�. - Niespodzianka dla was.
P�yta spad�a na pod�og�, d�wi�cz�c metalicznie. W �cianie ukaza� si� ma�y otw�r.
Lasten podszed� i zajrza� do wewn�trz. Zobaczy� ma�� tarcz�, pokryt� kr�tkimi
znakami - takimi, jakich Oni u�ywali do oznaczania liczb. Zamek czasowy,
ustawiony na przysz�o��, na jaki� odleg�y dzie�, gdy sko�cz� si� wojny. Ale
ustawienie mo�e by� zmienione - nie ma powodu, dla kt�rego nie mog�oby by�
zmienione.
Lasten przekr�ci� tarcz�, wyra�nie s�ysz�c w ciszy, kt�ra zawis�a w krypcie, jej
delikatne skrzypienie.
"Kr��, kr��, czas si� zmienia. P�yn� lata, lata".
Pokr�ca� tarcz�, czekaj�c, a� zamek czasowy si� otworzy. Sta� w p�mroku, gdy�
m�czy�ni z pochodniami odsun�li si� do ty�u, i czu� otaczaj�cy go ze wszystkich
stron strach. Nawet Sooleyrah i Kreech przysun�li si� bli�ej drzwi. Potem
pod�oga krypty zacz�a si� unosi�. Jej cz��, dwukrotnie d�u�sza od wzrostu
cz�owieka i w po�owie tak szeroka, oddzieli�a si� od reszty i unosi�a si� przy
akompaniamencie szumu podziemnych maszyn.
Patrzyli, zdumieni i przera�eni, jak blok ci�kiego plastoidu wyrasta z pod�ogi
i zatrzymuje si�, g�rn� kraw�dzi� si�gaj�c im niemal do ramion.
To by�a skrzynia o prze�roczystych bokach. Wewn�trz le�a� Nie�miertelny - albo
diabe�, b�g, potw�r. By� ogromny, dwukrotnie wi�kszy ni� Sooleyrah czy Lasten,
czy ktokolwiek z nich. Mogli to zauwa�y� nawet gdy le�a�, nawet w migocz�cym
�wietle pochodni.
Mechanizmy skrzyni, warcz�c i poskrzypuj�c, zacz�y budzi� si� do �ycia. Lasten
widzia�, jak pokrywa skrzyni unosi si�, poczu� zapach uciekaj�cego ze �rodka
st�ch�ego powietrza, zobaczy�, �e cienka wskaz�wka na zwr�conym ku niemu bloku,
przechyla si� do ko�ca umieszczonej pod ni� skali. Widzia�, jak cia�o giganta
wygina si� i drga konwulsyjnie, jak napinaj� si� musku�y. Us�ysza� j�k, niski i
s�aby, g�owa potwora przetoczy�a si�, ukazuj�c Lastenowi blade usta i obwis�e
policzki.
Ig�y i przewody wyskoczy�y z cia�a, schowa�y si� w �cianach skrzyni, wska�niki
uspokoi�y si�.
Oczy Nie�miertelnego otworzy�y si� i spojrza�y na nich. Bez wyrazu, puste.
"Zabije, zabije, wielki nieludzki potworny diabe� zabije nas wszystkich, zabije
nas, nie, nie!"
Oczy otworzy�y si� szerzej i potw�r zn�w j�kn��, g��boko i g�o�no.
"Nienawidzi nas, zabije, zabije nas, mnie zabije, mnie, mnie, mnie, nie, nie!"
Gigant pr�bowa� usi���. R�ce pozbawione koordynacji, pozbawione si�y, drapa�y
�ciany skrzyni. Oddycha� szybko, p�ytko, wydaj�c ci�kie, charcz�ce d�wi�ki.
Kreech wrzasn��. Rzuci� si� ku drzwiom i, ci�gle krzycz�c, zacz�� si� przebija�
przez blokuj�cych mu drog�, skamienia�ych m�czyzn. Kilku z nich, odepchni�tych,
zatoczy�o si� do ty�u. Ockn�li si� i, wrzeszcz�c, pognali za Kreechem.
Sooleyrah, porwany fal�, r�wnie� zawy� i zacz�� biec ku drzwiom, po chwili
jednak zwolni� i zatrzyma� si�.
Lasten sta� bez ruchu, z nogami wro�ni�tymi w pod�og�, wype�niony
obezw�adniaj�cym strachem zar�wno w�asnym, jak i p�yn�cym od otaczaj�cych go
m�czyzn. Czerwony, d�awi�cy strach, wype�niaj�cy gor�cem �o��dek, p�uca...
"Zabije mnie, zabije mnie, mnie, mnie, zabiie..."
Gigant usiad� i to by�o potworne. Dwa razy wy�szy od cz�owieka, j�cza� i chwia�
si� nad nimi. I przem�wi�.
- Bo�e... och, Bo�e... czym wy jeste�cie? Czym wy jeste�cie? S�aby, cienki g�os.
Pe�en strachu.
- Pom�cie mi... prosz�, pom�cie...
Nagle pochyli� si� w bok i wypad�, przetaczaj�c si� przez brzeg skrzyni i
uderzaj�c g�ow� o pod�og�. Lasten zatoczy� si� do tylu. Potw�r wi� si�, r�ce
szuka�y czego� w powietrzu, nogami wstrz�sa�y drgawki, �lina kapa�a z otwartych
ust. Nagle zwiotcza� i zapiszcza� cicho, rozpaczliwie:
- Och, Bo�e, prosz�...
"Zabije mnie, zabije mnie, mnie zabije, zabi�, zabi�" i Lasten nagle mia� w
r�kach du�y kamie�, podbieg� naprz�d i rzuci� z ca�� si�� w twarz potwora.
Kamie� zgni�t� oko. Pop�yn�� cienki strumyczek krwi. Gigant zn�w zacz�� wi� si�,
j�cze� i dygota�. Lasten uderzy� jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze...
Wrzeszcza� teraz, wrzeszcza�, by zag�uszy� krzyki potwora i uderzy� go znowu, i
znowu, i mocniej...
W ko�cu od �ciany krypty odbija� si� tylko jego w�asny krzyk Potw�r,
Nie�miertelny, nieludzki gigant le�a� u jego st�p, cichy, zniszczony. Sooleyrah
i wszyscy inni uciekli. Lasten przesta� krzycze�. Wyrzuci� poplamiony czerwieni�
kamie� i opar� si� o skrzyni�, patrz�c na zachlapane krwi� nogi i r�ce.
"�yj�, ja �yj�, �yj�... ja, ja, �yj�..."
Dopiero godzin� p�niej Sooleyrah i Kreech, skradaj�c si�, podeszli do krypty.
Przez ca�y ten czas wewn�trz panowa�a cisza. Potw�r nie wyszed�, by ich z�apa�.
Kreech ni�s� pochodni�. Wyci�gn�� j� przed siebie, przez wej�cie w ciemno��
krypty. Zauwa�y� demona-potwora i odskoczy� do ty�u. Potem jednak zda� sobie
spraw�, �e potw�r le�y zupe�nie nieruchomo, �e jego g�owa jest zgnieciona,
otoczona ka�u�� krwi. Sooleyrah przepchn�� si� obok niego i wszed� do krypty.
Zobaczy� Lastena, si�gaj�cego w g��b skrzyni, szarpi�cego i wyci�gaj�cego p�k
drut�w, czerwonych, ��tych, niebieskich, zielonych... Lasten podni�s� oczy,
zauwa�y� Sooleyraha i zachichota�.
- Chod�, Sooleyrah - powiedzia�. - Chod�, ma�y tancerzu. Nie ma ju� demona, by
ci� skrzywdzi�, o nie, nie ma demona, nie ma potwora. Diabe� przestraszy� ci�?
Ale zabi�em go - JA! Nie b�j si�, tancerzu, nie b�j si�, chod� tu. Tutaj jest
du�o rzeczy, och du�o. W innych kryptach te�.
Wyci�gn�� przed siebie gar�� kolorowych drut�w. - �adne?