2368

Szczegóły
Tytuł 2368
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2368 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2368 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2368 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wojciech Eichelberger Kobieta bez winy i wstydu Wydawnictwo Do �wi�tej Ladacznicy - Autor Od Autora Ksi��ka ta powsta�a dzi�ki inspiracji i pracy niezliczonych istot. Tak niewiele z nich mog� tutaj przywo�a� z imienia. W pierwszej kolejno�ci dzi�ki Hannie Jakubowicz, kt�ra zaproponowa�a mi cykl wyk�ad�w w EKO-OKO. Dzi�ki Marii Malewskiej, z kt�r� wcze�niej dyskutowali�my zarys telewizyjnego programu o kobietach. Dzi�ki Dorocie Powa�ce i Basi Ziele�skiej, kt�re ogromnym nak�adem pracy przygotowa�y surowy tekst spisany z ta�my i dopingowa�y do dalszej pracy. Dzi�ki znakomitemu wydawcy tej ksi��ki, Markowi Ry�ko, kt�ry z anielsk� cierpliwo�ci� pozwala� mi nanosi� coraz to nowe poprawki na gotowe ju� strony tekstu i zadawa� wiele trudnych pyta�. Dzi�ki Ani Mieszczanek, kt�ra krytycznie przejrza�a i zredagowa�a ca�o�� i zaniepokoi�a si� tym, �e ksi��ka "za bardzo pa��ta si� wok� absolutu". Wreszcie dzi�ki wszystkim kobietom napotkanym w moim �yciu prywatnym i zawodowym, kt�re pozwoli�y mi pozna� swoje losy, swoje aspiracje i wspania�e mo�liwo�ci. Szczeg�lnie wiele zawdzi�czam w tej sprawie kobietom mi najbli�szym: mojej matce Irenie i mojej �onie Joannie. Dzi�kuj� wszystkim. Wojtek Eichelberger Warszawa, 11 marca 1997 r. Od Wydawcy Teksty przedstawione w tej ksi��ce s� zapisem cyklu pi�ciu wyk�ad�w, jakie przeprowadzi� Autor w O�rodku Edukacji Ekologicznej EKO-OKO w Warszawie na prze�omie 1992 i 1993 roku. Kiedy Autor pracowa� nad doprowadzeniem tej ksi��ki do obecnej postaci, mia�em przyjemno�� dziesi�tki razy spotka� si� z Nim na rozmowach, wsp�lnej pracy i porannej kawie. Ciesz� si�, �e mog�em towarzyszy� Mu w tworzeniu tak pi�knego tekstu. Dzi�kuj� Ci, Wojtku. Z konieczno�ci, z potrzeby i z przyjemno�ci� przeczyta�em t� ksi��k� wielokrotnie i przy ka�dym czytaniu odkrywa�em dalsze poziomy g��bi, kt�rych wcze�niej nie dostrzeg�em. Wiedza, kt�r� wynios�em z tej ksi��ki ju� podczas jej dojrzewania, okaza�a si� by� niezwykle wa�na dla mnie. Wiele zmieni�o si� w moim �yciu po jej przeczytaniu, wyci�gni�ciu wniosk�w i wprowadzeniu ich w czyn. Z rado�ci� i pe�nym przekonaniem polecam t� ksi��k� zar�wno kobietom, jak i m�czyznom. Marek Ry�ko Warszawa, 17 marca 1997 r. Kusicielka Co si� zdarzy�o pod rajskim drzewem? Nie wiem, co si� zdarzy�o pod rajskim drzewem. Je�li my�licie, �e wam powiem, jak to by�o na pewno, zapewniam, �e tak nie b�dzie. Poniewa� jednak czuj� si� upokorzony wieloletnim obcowaniem z r�wnie powszechn�, co prymitywn� interpretacj� rajskiego mitu, chcia�bym podzieli� si� z wami moimi w�tpliwo�ciami, a tak�e zaprosi� was do reinterpretacji przekazu o rajskim drzewie. Najpierw jednak musz� powiedzie� par� zda� o moim religijno-�wiatopogl�dowym rodowodzie, bo to mo�e by� wa�ne podczas rozmowy na tematy tak zasadnicze. Jestem psychologiem i psychoterapeut�. Korzenie mojego �wiatopogl�du - ujmuj�c rzecz chronologicznie - tkwi� w katolicyzmie, za� jego pie� i korona wyewoluowa�y w kierunku buddyzmu. Dzi�ki temu zyska�em, jak s�dz�, po�yteczny dystans wobec tradycji i mitologii chrze�cija�skiej. Z drugiej strony moje p�niejsze buddyjskie do�wiadczenie domaga si� g��bszego zrozumienia nie�wiadomie i bezkrytycznie poch�anianych - wraz z mlekiem matki - katolickich tre�ci i obraz�w. Jaki� czas temu, razem z Mari� Malewsk�, upojeni sukcesem cyklu By� tutaj, z�o�yli�my telewizji propozycj� programu o kobietach. Rozmowy z telewizj� przed�u�a�y si�, a we mnie temat si� gotowa�, postanowi�em wi�c podzieli� si� moimi przemy�leniami w cyklu spotka�-wyk�ad�w, a przy okazji podda� je publicznemu os�dowi. Ciesz� si�, �e na sali s� nie tylko kobiety, ale i paru m�czyzn. My�l�, �e to dobry znak. Jako motto naszych spotka� wybra�em cytat z ksi��ki Fritjofa Capry Punkt zwrotny: Przez ostatnie 3000 lat cywilizacja zachodnia i poprzedzaj�ce j� cywilizacje, jak r�wnie� wi�kszo�� innych kultur, opiera�y si� na systemach filozoficznych, spo�ecznych i politycznych, w kt�rych m�czy�ni, za spraw� swej si�y, bezpo�redniego nacisku lub rytua�u, a tak�e tradycji, prawa, j�zyka, obyczaju i ceremonia�u, wychowania i podziale pracy decyduj� o tym, jak� rol� maj� kobiety odgrywa�, a jakiej nie, przy czym p�e� �e�ska jest wsz�dzie klasyfikowana ni�ej ni� miska. Chc� si� zaj�� tym fragmentem owego systemu dominacji i represji, kt�ry wi��e si� z tworzeniem i podtrzymywaniem stereotypu kobiety, pozostaj�cego w dramatycznej cz�sto sprzeczno�ci z jej archetypem. Najwa�niejszym powodem, dla kt�rego zaj��em si� tym trudnym tematem, jest potrzeba sp�acenia przynajmniej cz�ci mojego w�asnego, jak i w og�le m�skiego, karmicznego d�ugu wobec kobiet i przyj�cia im z pomoc�. W swojej pracy przekonuj� si� wci�� na nowo, �e cierpienie w �yciu wi�kszo�ci kobiet bierze sw�j pocz�tek z bezkrytycznego przyjmowania i uznawania za prawd� mit�w i stereotyp�w, kt�rymi nasycona jest nasza kultura i religijno��, nasze koncepcje pedagogiczne i obyczajowo��. B�d� si�ga� do jungowskiej tradycji rozumienia mit�w i symboli, zainspirowany w szczeg�lno�ci lekturami ksi��ek Josepha Campbella The Power of Myth (Pot�ga mitu) a tak�e The Hero with a Thousand Faces (Bohater o tysi�cu twarzy). Prawd� m�wi�c to w�a�nie odwaga, inteligencja i wspania�a intuicja Campbella sprawi�y, �e decyduj� si� na to karko�omne przedsi�wzi�cie. W dzisiejszej rozmowie chc� zakwestionowa� jednoznacznie negatywn� interpretacj� roli Ewy w tym, co si� wydarzy�o w Raju i doprowadzi� do - cho�by cz�ciowej - jej rehabilitacji. Wida� go�ym okiem, na jak ryzykown� wypraw� si� tutaj wybieramy. W micie o Adamie i Ewie m�wi si�, �e B�g stworzy� cz�owieka na wz�r i podobie�stwo swoje. Cz�owiekiem tym by� Adam, kt�rego szybko i jednoznacznie uznano za m�czyzn�, co doprowadzi�o do nieuniknionej konkluzji, �e B�g te� jest m�czyzn�. Jeste�my wi�c sk�onni wyobra�a� sobie Boga jako s�dziwego m�czyzn� z siw� brod�, kt�ry mia� niezrozumia�y kaprys stworzenia kogo� na w�asny wz�r i podobie�stwo, a wi�c "wyposa�enia" go (opr�cz innych atrybut�w) w t� sam� p�e�. Taka interpretacja musi budzi� w�tpliwo�ci. Przypisywanie Bogu jakiejkolwiek p�ci jest - zdemaskowan� zar�wno przez historyk�w, jak i mistyk�w - socjotechniczn� manipulacj�, maj�c� na celu zapewnienie dominuj�cej pozycji jednej z po��wek ludzko�ci. Ta manipulacja dokona�a si� zreszt� w erze g��boko przedchrystusowej. Mniej wi�cej 3000 lat p�niej powsta�o w Ameryce licz�ce si� feministyczne ugrupowanie, kt�re uparcie wyra�a si� o Bogu per "ona" i stara si� przekona� wszystkich, �e B�g jest kobiet�. My�l�, �e jedno i drugie ur�ga Bogu jako takiemu - nie uwzgl�dnia Jego pe�ni i doskona�o�ci. Przypisuj�c Bogu p�e�, redukujemy Go bezkrytycznie do czego� po�owicznego. Dlaczego tak trudno nam uzna�, �e B�g nie ma �adnej p�ci - �e jest tym, co przekracza to tak prozaiczne rozr�nienie, bowiem przekracza wszelkie podzia�y i wszelki dualizm. Na tym w�a�nie przecie� zasadza si� Jego bosko��. Je�li przyjmiemy powy�sz� tez�, kt�r� zreszt� mistycy i mistyczki r�nych religii potwierdzaj� swoim �ywym do�wiadczeniem, wypada zada� sobie pytanie: jakiej p�ci by� Adam? Czy mia� jak�kolwiek p�e�? Kto to w og�le by� Adam? Czy na pewno mia� posta� ludzk�, tak jak to sobie wyobra�amy? A mo�e Adam by� na przyk�ad - jak sugeruje s�ynny uczony i my�liciel Konrad Lorenz - obojnacz� kom�rk�, kt�ra jest nie�miertelna w tym sensie, �e rozmna�a si� przez podzia�, produkuj�c w niesko�czono�� kolejne, identyczne egzemplarze. Pomijaj�c sens mistyczny - w kt�ry nie chc� si� tutaj wdawa� - prymitywna i niewyspecjalizowana kom�rka obojnacza jest nie�miertelna. Jak pami�tamy, pierwsze dwie postacie stworzone przez Boga by�y nie�miertelne. Mistycy twierdz�, �e w swej istocie - wolnej od egocentrycznego z�udzenia odr�bno�ci - nie�miertelni jeste�my wszyscy. Jest wi�c bardzo prawdopodobne, �e to, co Adam i Ewa utracili w wyniku zjedzenia rajskiego jab�ka, nie by�o nie�miertelno�ci� cia�a, lecz �wiadomo�ci� nie�miertelno�ci w jej rozumieniu duchowym. Je�li jednak upieramy si� przy nie�miertelno�ci, jako atrybucie okre�lonego bytu materialnego, to jedynym organizmem, kt�ry go posiada, jest obojnacza kom�rka. Rozmna�a si� ona przez podzia� i jest wci�� ta sama. Mo�na powiedzie�, �e jest ona ci�g�o�ci� okre�lonego bytu materialnego na przestrzeni dowolnego czasu. Ale wr��my do tego, co dzia�o si� w Raju. O dziwo, Adam troch� si� nudzi� i cierpia� z powodu samotno�ci. Wtedy B�g, kierowany zapewne wsp�czuciem, postanowi� stworzy� Ew�. Dlaczego Adamowi, temu doskona�emu dzie�u, stworzonemu na wz�r i podobie�stwo swoje, B�g zdecydowa� si� przyda� kogo� - �e tak powiem - z innej bajki? Co si� w�a�ciwie wydarzy�o? Czy B�g mia� w tym jaki� zamys�, czy mo�e uzna� swoje dzie�o za niepe�ne i postanowi� doda� do niego konieczne uzupe�nienie? Sk�d si� wzi�a potrzeba zaistnienia drugiej p�ci? To s� istotne pytania. Zwr��my uwag�, �e - zgodnie z tre�ci� mitycznego przekazu - druga p�e� powsta�a z �ebra pierwszego osobnika. Przypomina to procedury nazywane we wsp�czesnej biologii klonowaniem. W odpowiednich warunkach z frakcji kom�rek na przyk�ad marchewki-dawcy, powstaje ca�a marchewka, dok�adnie taka sama jak dawca. Skoro jednak z �ebra Adama powsta�a Ewa, to nie mieli�my tu do czynienia z procedur� klonowania, poniewa� gdyby by�o to klonowanie, powsta�by osobnik tej samej p�ci. Wynika�oby z tego, �e z jakich� istotnych i g��bokich powod�w, osoba odmiennej p�ci sta�a si� konieczna. I tu znowu, za Lorenzem, odwo�a� si� mo�emy do interpretacji kom�rkowej. Ot� w procesie ewolucji kom�rki obojnacze specjalizuj� si� i musz� podejmowa� bardzo specyficzne funkcje, tworz�c bardziej z�o�one organizmy. Jedn� z konsekwencji tego procesu jest polaryzacja p�ciowa. Musz� powsta� dwa r�ne organizmy: jeden p�ci m�skiej, drugi - �e�skiej. Potem powstanie ka�dego nowego organizmu mo�e si� odby� tylko poprzez po��czenie odpowiednich fragment�w organizm�w rodzic�w. Jak wiemy, wszystkie istoty bardziej z�o�one musz� rozmna�a� si� w ten spos�b. Lorenz zauwa�a, �e historia ewolucji kom�rek doskonale pasuje do mitycznego przekazu. Utrata fizycznej nie�miertelno�ci to cena, jak� �ycie zap�aci�o za seks. Jest oczywiste, �e gdy mi�dzy kom�rkami dochodzi do "seksu", ich potomstwo nie jest identyczne z �adnym z rodzic�w. Staje si� wypadkow� dw�ch pierwotnych kom�rek. Koniec nie�miertelno�ci. Pojawia si� te� wiele korzy�ci - specjalizacja, wy�szy poziom rozwoju, a tak�e odsuni�cie zagro�enia degeneracji i podtrzymanie szansy dalszej ewolucji. Wszystko to nie mog�oby mie� miejsca, gdyby w niesko�czono�� reprodukowany by� ten sam genotyp. W programie o seksie z telewizyjnego cyklu By� tutaj zastanawiali�my si�, w jaki spos�b powstali kobieta i m�czyzna i sk�d ta ogromna si�a przyci�gania, kt�r� odczuwamy jako niesko�czone pragnienie powrotu do pierwotnej jedno�ci. Zaproponowali�my nast�puj�c� sytuacj�: arkusz bristolu podziurkowany by� tak, �e linia podzia�u przebiega�a jak w puzzlach. Ja uchwyci�em jedn� po�ow�, a moja partnerka drug�. Szarpn�li�my i ja zosta�em z wypustk�, a ona z zag��bieniem. Realizator uzna� t� scen� za niesmaczn� i niemoraln�. Na szcz�cie, po d�u�szej dyskusji, dopuszczono j� do monta�u. Potem chcieli�my sparafrazowa� kr�tko to, co si� wydarzy�o w Raju: ja mia�em moj� cz�� z wypustk� przymierzy� i na ten widok okropnie si� zawstydzi�. Moja partnerka mia�a zrobi� to samo ze swoim zag��bieniem. Na to realizator ju� nie wyrazi� zgody. Niewinny "seks" kom�rkowy okaza� si� pornografi�. Ale wr��my do pocz�tku. Z jakich� powod�w - Bogu tylko znanych - pierwsza istota mia�aby zosta� podzielona na dwie cz�ci: jedn� z wypustk� i drug� z zag��bieniem. Wypustka i zag��bienie s� przy tym podziale konieczne. S�u�� do wymiany wyspecjalizowanych kom�rek rozrodczych. Gdyby ewolucyjny arkusz przerwa� si� po linii prostej, doprowadzi�oby to tylko do prostego podzia�u kom�rki. Nie uruchomi�by si� ca�y proces przemiany i boskie dzie�o stworzenia cz�owieka by� mo�e nie mog�oby zosta� doko�czone. Dlaczego wi�c Ewa mia�aby powsta� z �ebra Adama? Campbell twierdzi, �e ten fragment mitu wskazuje na to, i� na pocz�tku Ewa by�a cz�ci� Adama, jego aspektem. To zgadza�oby si� z nasz� tez�, �e pierwotnie Adam by� istot� bez p�ci lub te� dwup�ciow� i w kt�rym� momencie nast�pi�o wyodr�bnienie z obojnaczego Adama aspektu zwanego Ew�, czyli kobiety. Przypuszczenie, �e Ewa mo�e by� wyodr�bnionym aspektem Adama, stawia j� w zupe�nie innym �wietle. Okazuje si� bowiem, �e nie jest ona jakim� rozrywkowym, czy pomocniczym dodatkiem do m�czyzny, jak sugeruje katechetyczny przekaz, tylko r�wnoprawnym aspektem jednolitego i doskona�ego boskiego dzie�a, kt�re nast�pnie z woli Stw�rcy zosta�o podzielone na dwie cz�ci. Nawiasem m�wi�c, nie s�ysza�em, �eby kto� trzymaj�cy si� twardo litery tego mitu zapyta�, dlaczego Stw�rca nie stworzy� Adamowi do towarzystwa drugiego Adama, tylko istot� wyposa�on� w macic�, jajniki, pochw� i piersi, gotow� do seksu i rodzenia dzieci. Wida� wyra�nie, �e fundamentali�ci uwik�ali kobiet� w sytuacj� bez wyj�cia, w kt�rej oskar�a si� j� i karze za to, do czego zosta�a przez Boga stworzona. Nic dziwnego, �e tak wiele kobiet �yje w �wiadomym - a cz�ciej nie�wiadomym - prze�wiadczeniu, �e nie ma dla nich miejsca na tym �wiecie i �e s� czym� w rodzaju boskiej pomy�ki. Odwa�my si� pomy�le�, �e m�czyzna i kobieta pojawili si� na rym �wiecie dopiero wtedy, gdy stworzona zosta�a Ewa. R�wna�oby si� to stwierdzeniu, �e Adam, jako osobnik p�ci m�skiej, pojawi� si� w tym samym momencie co Ewa, czyli �e m�czyzna i kobieta zostali stworzeni jednym aktem Stw�rcy. Zwr��my uwag�, �e taki ewentualny przebieg wydarze� k��ci�by si� z powszechnym pogl�dem uznaj�cym seks za grzech. Je�li uznamy, �e �w podzia� na dwa aspekty nast�pi� za spraw� Pana Boga - a kt� inny m�g�by tego dokona� - znaczy�oby to, �e seks jest immanentn� cz�ci� boskiego planu, �e seks jest dzie�em Stw�rcy. Dzie�em Stw�rcy s� bowiem dwie p�cie, kt�re w spos�b naturalny, ze wzgl�du na to pierwotne - zapewne bolesne - rozdzielenie, maj� tendencj� d��enia ku sobie. W ten spos�b powszechna i naiwna interpretacja grzechu pierworodnego, jako skutku seksualnego uwiedzenia Adama przez Ew�, tak g��boko zakorzeniona w naszych umys�ach, mog�aby wreszcie odej�� do lamusa. Wiem, �e wywa�am otwarte drzwi i m�wi� truizmy, kt�re dla �wiat�ych interpretator�w mitu o Adamie i Ewie s� oczywiste. Tu i �wdzie mo�emy o tym przeczyta� albo us�ysze�. Ale dlaczego tak rzadko i tak cicho? Sk�d ta cenzura? Dlaczego popularna interpretacja mitu jest tak naiwna, a zarazem tak nieprzychylna kobiecie? Odpowied� jest w swej prostocie wr�cz marksistowska: popularna interpretacja rajskiego mitu jest por�cznym i niezast�pionym narz�dziem s�u��cym represjonowaniu i utrzymywaniu w zale�no�ci od m�czyzn kobiecej po�owy ludzko�ci. Zastan�wmy si� raz jeszcze, w jaki spos�b m�g� si� dokona� podzia� na dwie p�cie i co sk�ada si� na ka�d� z oddzielonych od siebie cz�ci. Sprawa nie jest taka prosta, jak sugerowa�oby telewizyjne uj�cie z arkuszem bristolu. Nie jest tak, �e w pierwotnej jedno�ci po prawej stronie by� m�czyzna, a po lewej kobieta. Gdy uwa�niej przyjrzymy si� relacji cz�ci do ca�o�ci - tak jak to od tysi�cleci czynili mistycy, a ostatnio tak�e fizycy, biochemicy i badacze chaosu - zobaczymy, �e ka�dy - nawet najmniejszy - fragment posiada wszystkie atrybuty ca�o�ci, na kt�r� si� sk�ada. Cz�� nie jest r�na od ca�o�ci, ca�o�� nie jest r�na od cz�ci. Je�eli tak, to zar�wno kobieta, jak i m�czyzna, w ka�dej swojej cz�ci, w ka�dym fragmencie s� jednolicie nasyceni m�sko�ci� i kobieco�ci�. Oczywi�cie nast�pi�a polaryzacja, kt�ra spowodowa�a, �e w jednej z tych cz�ci zacz�� dominowa� aspekt m�ski, a w drugiej kobiecy. Dobr� analogi� jest tu magnes, kt�ry zawsze ma dwa bieguny. Je�li podzielimy wi�kszy magnes na dwie cz�ci, otrzymamy dwa identyczne magnesy, kt�re b�d� si� przyci�ga� albo odpycha�, w zale�no�ci od tego, kt�r� stron� si� do siebie zwr�c�. Na podobnej zasadzie granice tego co m�skie i kobiece s� w ka�dym z nas bardzo p�ynne; ka�da kobieta jest zar�wno kobiet� jak i m�czyzn�, a ka�dy m�czyzna jest zar�wno m�czyzn� jak i kobiet�. �eby si� o tym przekona�, wystarczy przez kilka tygodni bra� niewielkie dawki hormon�w. Okazuje si� wtedy, �e p�e�, kt�rej jeste�my pewni jako czego� danego nam raz na zawsze, zanika i przeistacza si� w swoje przeciwie�stwo. Na poziomie fizjologii i struktury uzyskujemy wi�c klarowne potwierdzenie tego, �e obie p�cie s� cz�ci� tej samej ca�o�ci, cho� na szcz�cie - jak m�wi� Francuzi - istnieje mi�dzy nimi ta jedna ma�a r�nica. Mo�emy wi�c pokusi� si� o to, aby mitowi o narodzinach Adama i Ewy nada� inny wymiar. Wymiar relacji nie tylko mi�dzy dwoma osobnikami, dwoma bytami, ale relacji wewn�trznej, gdzie aspekt m�ski i �e�ski zosta�y wyodr�bnione poprzez sam fakt, �e jeden z nich dominuje. Psychologicznie rzecz bior�c rozw�j m�czyzny polega - od pewnego momentu - na budzeniu swojego aspektu �e�skiego. Natomiast rozw�j kobiety - w jej dojrza�ym �yciu - polega na budzeniu aspektu m�skiego. W ten spos�b r�wnie� w naszym wewn�trznym �yciu d��ymy do jedno�ci, do dope�nienia. M�czyzna i kobieta poszukuj� si� w �yciu i spotykaj� po to, aby si� od siebie wzajemnie uczy�. M�czyzna spotyka kobiet� po to, �eby uczy� si� od niej kobieco�ci, a kobieta spotyka m�czyzn� po to, aby uczy� si� od niego m�sko�ci. Je�li chcemy wyobrazi� sobie, jak to mo�e wygl�da�, warto odwo�a� si� do znanego symbolu jin-jung, dw�ch splecionych w p�aszczy�nie ko�a ryb. Ka�da z nich zape�nia tak� sam� ilo�� wsp�lnej przestrzeni i obie tworz� ca�o��. Jedna jest bia�a, a druga czarna, ale jedna ma bia�e oczko, druga oczko czarne. Bia�y reprezentuje jang, czyli to, co w koncepcji taoistycznej nazywa si� elementem m�skim. Czarny reprezentuje jin, czyli to, co nazywamy elementem kobiecym. Uderzaj�ce, jak bardzo harmonijna i symetryczna jest relacja m�skiego i �e�skiego. Jak bardzo inna od dominuj�cej postawy Adama wobec Ewy. Czas ju� rozwa�y� stan umys�u Adama, a potem stan umys�u Adama i Ewy, zanim zd��yli zje�� zakazany owoc. Stan umys�u Adama jest zastanawiaj�cy. Z jakiego powodu kto� stworzony przez Boga na wz�r i podobie�stwo Jego samego, a wi�c uczestnicz�cy w boskiej ja�ni, wr�cz stopiony z ni�, mia�by czu� si� samotny i znudzony? Wprawdzie w raju ros�o Drzewo Wiadomo�ci Dobrego i Z�ego, ale owoc rozr�nienia nie zosta� przecie� jeszcze skosztowany. W interpretacji jogicznej, z kt�r� zetkn��em si� czytaj�c s�ynn� autobiografi� Yoganandy, Drzewo Wiadomo�ci Dobrego i Z�ego reprezentuje ten stopie� rozwoju centralnego uk�adu nerwowego, na kt�rym pojawia si� samo�wiadomo��. Drzewo ze swoj� koron�, pniem i korzeniami to schematyczny obraz naszego uk�adu nerwowego: m�zg, rdze�, rozga��zienia krzy�owe. Zjedzenie owocu to uzyskanie dost�pu do czego�, co znajduje si� wysoko i jest ukoronowaniem istnienia drzewa, zawiera w skondensowanej formie ca�� jego energi�. Dzi�ki ewolucyjnym przekszta�ceniom i przyj�ciu pionowej postawy centralny uk�ad nerwowy cz�owieka osi�ga zdolno�� do kanalizowania energii tak pot�nej, �e staje si� �wiadomy sam siebie i w konsekwencji ulega iluzji w�asnego, odr�bnego istnienia. To tak, jakby przew�d elektryczny, kt�ry rozgrza� si� do czerwono�ci pod wp�ywem wielkiej energii, kt�r� przewodzi, uzna�, �e zacz�� �wieci� w�asnym �wiat�em. Lama buddyjski Trungpa Rinpocze, w swojej ksi��ce Cutting through Spiritual Materialism (Przedzieranie si� przez duchowy materializm) por�wnuje to, co si� sta�o po zjedzeniu owocu, do sytuacji ziarnka piasku na pustyni, kt�re nagle uzyskuje tak wiele energii, �e zaczyna wirowa� i tym samym wyodr�bnia� si� z oceanu nieruchomych ziarenek, cho� w istocie pozostaje nadal drobniutkim, identycznym z pozosta�ymi, fragmentem niezmierzonej pustyni. Czy�by wi�c Adam zacz�� wirowa� za mocno, zanim jeszcze Ewa pocz�stowa�a go jab�kiem? Czy�by to on pierwszy pope�ni� grzech rozr�nienia? To by troch� t�umaczy�o jego zaskakuj�ce odczucie samotno�ci i zastanawiaj�c� podatno�� na perswazj� Ewy. Ale porzu�my t� rewolucyjn� tez� i uznajmy, �e p�ki owoc nie zosta� zjedzony, nasi prarodzice nie mieli �wiadomo�ci swego odr�bnego istnienia. By�o to istnienie rajskie, niewyodr�bnione z pola si�y Stw�rcy. Beztroskie, wolne od samo�wiadomo�ci, a wi�c te� wolne od egzystencjalnego cierpienia. Czy� wi�c mo�na ich wini� za skosztowanie owocu, skoro byli tak bezgranicznie niewinni, zanim to zrobili? Czy w niewinnym umy�le Ewy, pozostaj�cej w jedno�ci z Bogiem, mog�a w og�le powsta� my�l o pos�usze�stwie czy niepos�usze�stwie? Na pewno nie. Wygl�da wi�c na to, �e owoc samo�wiadomo�ci musia� pojawi� si� w umys�ach tak wysoko rozwini�tych istot jak Adam i Ewa sam z siebie, a nie na skutek czyjegokolwiek niepos�usze�stwa. Twierdz�, �e tu dopiero nadszed� czas prawdziwej pr�by - gdy, wraz z pojawieniem si� samo�wiadomo�ci, po raz pierwszy pojawi�a si� mo�liwo�� wyboru, a wi�c odpowiedzialno��. Pr�ba polega�a na tym, co Adam i Ewa z owocem samo�wiadomo�ci zrobi�. Czy go zjedz�, czyli uznaj� za swoj� w�asno��, czy go ofiaruj� Stw�rcy? Zgodnie z mitycznym przekazem to w�a�nie Ewa pierwsza zdecydowali si� uzna� ten owoc za sw�j. B�g jeden wie, czy to prawda. Kim wobec tego by� w��, kt�ry sk�oni� Ew� do zjedzenia jab�ka? W interpretacji jogicznej w�� jest symbolem energii kundalini, wspinaj�cej si� po pniu kr�gos�upa i nieuchronnie d���cej do korony m�zgu. W swej w�dr�wce ku g�rze energia kundalini musi wyda� owoc samo�wiadomo�ci. Czy�by wi�c B�g wybra� Ew�, by doko�czy� swojego dzie�a i sprawi�, by �ycie mog�o zacz�� si� odradza�? Wszystko to uwalnia�oby Ew� przynajmniej od podejrze� o grzech pychy i niepos�usze�stwa. Ale to ona sprowadzi�a na z�� drog� Adama! - wykrzykn� wszyscy. Je�li nawet - to kto powiedzia�, �e namawiaj�cy jest bardziej winny ni� ten, kt�ry da� si� nam�wi�? Dlaczego Adam uleg� tak �atwo i nie potrafi� obroni� za siebie i za Ew� ich szczeg�lnego i prawdziwego zwi�zku ze Stw�rc�? Sam B�g zaj�� jasne stanowisko w tej sprawie, wyp�dzaj�c z Raju zar�wno Ew�, jak i Adama. Ale wygl�da na to, �e wi�kszo�� m�czyzn i wiele kobiet podejrzewa w tym miejscu Boga o zastosowanie niesprawiedliwej zasady "odpowiedzialno�ci zbiorowej", krzywdz�cej biednego, naiwnego Adama. Cen�, jak� p�acimy za przyw�aszczenie sobie przez naszych prarodzic�w owocu samo�wiadomo�ci, jest pojawienie si� rozr�niaj�cego umys�u, kt�ry oddzieli� nas od Stw�rcy, wyodr�bni� z jednolitej, wszechogarniaj�cej przestrzeni istnienia i skaza� na wieczne, samotne poszukiwanie utraconego Raju, czyli podejmowanie ci�gle od nowa wysi�ku transcendencji. W ten spos�b Ewa wesp� z Adamem doprowadzili do tego, �e cz�owiek sta� si� takim, jakim go znamy. O ile bowiem nie mo�emy by� do ko�ca pewni, �e tym co nas, ludzi, odr�nia od zwierz�t, jest zdolno�� do my�lenia, o tyle mamy pewno��, �e spo�r�d wszystkich zwierz�t cz�owiek jest jedynym gatunkiem zdolnym do tworzenia religii, jedyn� istot� skazan� na poszukiwanie samej siebie. Ci, kt�rzy patrz� na �wiat z punktu widzenia mistycznego wgl�du przekraczaj�cego rozr�nienia, nazwy i koncepcje, twierdz�, �e od momentu zjedzenia owocu z Drzewa Wiadomo�ci Dobrego i Z�ego - jak to zgrabnie uj�� Allan Watts w swojej ksi��ce Tabu of Knowing who you are (Tabu poznawania samego siebie) - B�g sam ze sob� bawi si� w chowanego. Dodajmy, �e B�g sam siebie zaklepuje, gdy jaki� cz�owiek do�wiadcza tego, co zwane jest przebudzeniem lub o�wieceniem. Je�li wi�c chcemy s�dzi� Ew�, to najpierw ka�dy musi sam w swoim sercu rozstrzygn�� odpowied� na dwa pytania. Po pierwsze: czy Ewa by�a niepos�uszna, czy te� mo�e, nie wie co tym, zosta�a zaproszona do zabawy? Po drugie: czy jest jej wdzi�czny za to, �e m�g� pojawi� si� na tym �wiecie w ludzkiej formie, skazany na zabaw� w chowanego ze Stw�rc�? g�os z sali: Wyja�nij niszcz�cy aspekt kobiety. Wojciech Eichelberger: Wi��e si� on z takim dzia�aniem, kt�re zaokr�gla kanty, ale i kwestionuje sko�czone formy, rozmywa, rozk�ada. Na przyk�ad rdza, wilgo�, woda, gnicie, fermentacja, to fizyczne i biologiczne przyk�ady proces�w, kt�rymi kobiecy aspekt natury pos�uguje si� w dziele przygotowywania miejsca i pokarmu dla nowego �ycia. Niszczone jest wszystko, co stare, nieu�yteczne, nieprzydatne. Zwr��my uwag�, �e to, co jawi nam si� jako niszczenie, jest w gruncie rzeczy przejawianiem si� �ycia jako takiego. M�czy�ni cz�ciej s� kolekcjonerami, bardziej ni� kobiety przywi�zuj� si� do owoc�w swojej pracy, w�asnego my�lenia, pomys��w, idei czy ideologii, kt�rych broni� za�arcie w nie ko�cz�cych si� wojnach. Inaczej ni� kobiety, kt�re �atwiej dostrzegaj� wzgl�dno�� ideologii czy doktryny. Kobiety staj� si� cz�sto - jak pokazuje historia - inspiratorkami niszczenia tego, co stare. W zwi�zkach to na og� one pr� do zmiany, szukaj� inspiracji, pomys��w, staj� si� wyzwaniem dla swoich m�czyzn. glos kobiecy: Jak mo�na wyja�ni� fakt, �e poziom rozwoju Adama i Ewy by� tak niski, i� nie mieli samo�wiadomo�ci? Skoro byli stworzeni na obraz i podobie�stwo Boga, powinni by� doskonali. Czy wynika z tego, �e B�g nie ma samo�wiadomo�ci, czy �e samo�wiadomo�� zosta�a im odebrana? W. E.: To bardzo ciekawe pytanie. Niewielu odwa�a si� je zada�. Pyta pani innymi s�owy, czy B�g jest �wiadomy sam siebie? Jak odpowiedzie� na takie pytanie? Mistrzowie zen s�usznie ostrzegaj�: "je�li tylko otworzysz usta, wpadniesz jak strza�a prosto do piek�a" - maj�c na my�li piek�o rozr�niaj�cego umys�u. B�g, zapytany na g�rze Synaj o to, kim jest, odpowiedzia�: "Jam jest, kt�ry jest." Innej odpowiedzi na to samo pytanie udzieli� pierwszy patriarcha zen, wielki buddyjski �wi�ty, Bodhidarma. Odpowied� brzmia�a: "nie wiem". Inny mistrz zen powiedzia�, �e poprzez przebudzenie wszech�wiat u�wiadamia sobie sam siebie. g�os m�ski: Cho� jestem ateist�, szanuj� Pismo �wi�te i dla mnie jest ono sp�jne, co najwy�ej niezrozumia�e. Uwa�am, �e tam nie ma nieporozumie� i b��d�w. Jest to tylko kwestia g��boko�ci wgl�du. Czuj�, �e obra�asz Pismo �wi�te stwierdzeniem, �e to a to jest niekonsekwentnym aspektem mitu. Moim zdaniem wszystko jest konsekwentne. Je�eli stwierdzimy, �e nie, mo�emy uzna�, �e jest to historia stworzona przez jakich� facet�w, aby sterowa� kobietami. W. E.: Prorocy rzadko pisz� sami. Ich s�owa s� zapisywane przez uczni�w niekoniecznie wolnych od ziemskich przywi�za�. To co zapisane, nie jest wi�c bezpo�rednim, �ywym przekazem. Z czasem bywa poddawane cenzurze i korektom - mo�e przekszta�ci� si� w dogmat i doktryn� s�u��c� ludziom do realizacji ich dora�nych, "ziemskich" cel�w i maskowania deficytu rzetelnych, duchowych aspiracji. Spotka�em par� lat temu katolickiego zakonnika, kt�ry swoim licznym uczniom m�wi�: "im bardziej pokre�lone jest twoje Pismo �wi�te, im wi�cej adnotacji i znak�w zapytania, tym lepiej to o tobie �wiadczy". g�os kobiecy: Zaintrygowa�o mnie, �e w pana interpretacji kobieta jest osob� niszcz�c�, ale i poszukuj�c�, podczas gdy znane mi dotychczas interpretacje archetypu kobiety podkre�la�y, �e kobieta jest istot� zachowawcz� i nie rozwijaj�c� si�. W. E.: To krzywdz�ce i nieprawdziwe. Wystarczy przypomnie� sobie Ew�. g�os kobiecy: Wydaje mi si�, �e w tym, co powiedzia�e�, jest cudowny paradoks, poniewa� ta sama �wiadomo��, kt�ra na skutek oddzielenia sta�a si� �wiadomo�ci� rozr�niaj�c�, w do�wiadczeniu religijnym, mistycznym czy duchowym staje si� �wiadomo�ci� otwieraj�c� ponownie bram� do Raju, czyli �wiadomo�ci� jedno�ci, nierozr�niania, do kt�rej tak bardzo t�sknimy. W. E.: Zgoda. g�os kobiecy: Jak postrzegasz zmian� pozycji kobiety w spo�ecze�stwie w zwi�zku z tym, �e dopuszczalne s� r�ne interpretacje tego mitu? Czy zauwa�asz jaki� proces czy trend, kt�ry powoduje zmian� pozycji kobiety? W. E.: My�l�, �e taki trend jest wyra�ny, cho� mo�e nie do ko�ca u�wiadomiony i wyartyku�owany. Natomiast nie�wiadome implikacje popularnej interpretacji tego mitu s� w swoich skutkach niesprawiedliwe i niszcz�ce dla kobiety. Rzec mo�na: wo�aj� o pomst� do nieba. Z drugiej strony, wy�aniaj�cy si� z tej popularnej interpretacji archetyp m�czyzny jest te� upokarzaj�cy dla m�czyzn. Adam jawi si� nam tutaj jako naiwny p�g��wek, kt�ry najpierw da� si� nam�wi� na co�, o czym nie mia� zielonego poj�cia, a potem mia� jeszcze o to pretensje. Do dzi� dnia ma pretensje i �yje z�udzeniem, �e jest pierworodnym dzieckiem Boga, kt�re sprowadzono na z�� drog�. W konsekwencji m�czy�ni uzurpuj� sobie prawo do bycia boskimi namiestnikami i od wiek�w w imi� Boga karz�, poni�aj�, kontroluj� i eksploatuj� kobiety. Ma�o tego, dziel� je i napuszczaj� na siebie nawzajem. Doprowadzili mi�dzy innymi do tego, �e matka cz�sto bywa wrogiem w�asnej c�rki - o czym wi�cej powiemy przy innej okazji. M�czyzna jest cz�sto niedojrza�y i nieszcz�liwy. Mimo to, jako pierworodny syn Boga, czuje si� zwolniony z obowi�zku pracy nad sob�, ch�tnie natomiast zabiera si� za zmienianie �wiata i rz�dzenie, nie zauwa�aj�c faktu, �e nie jest nawet w stanie kontrolowa� w�asnej seksualno�ci. Z drugiej strony drzemie w nim l�k i niepewno�� uzurpatora, domagaj�cego si� nieustannych pochwa� i zaszczyt�w. Odpowiedzialno�ci� za seksualne zachowania m�czyzn obarczane s� kobiety. Ten pogl�d do dzi� nie�wiadomie kszta�tuje nasze obyczaje, prawo i praktyk� s�downicz�. Na szcz�cie wiele si� w tej sprawie zmienia, szczeg�lnie w Ameryce. S�ynnego boksera Tysona skazano za gwa�t, cho� dziewczyna, kt�r� zgwa�ci�, dobrowolnie przyjecha�a o pierwszej w nocy do jego hotelowego pokoju. W naszym kraju taki wyrok d�ugo jeszcze nie b�dzie mo�liwy. glos kobiecy: Czy m�g�by� powt�rzy� - bo umkn�o to mojej uwadze - co m�wi�e� o symbolu energii kundalini? W. E.: W�� jest symbolem energii, kt�ra d��y do coraz wy�szych rejon�w �wiadomo�ci. Jednym z pierwszych etap�w tej w�dr�wki jest samo�wiadomo��, czyli �wiadomo�� "ja". Nast�pne etapy podr�y pozwalaj� przekroczy� z�udzenie "ja" i do�wiadczy� przebudzenia - innymi s�owy u�wiadomi� sobie, �e - tak naprawd� - nie opu�cili�my nigdy Raju. Co noc wracamy do raju w czasie tak zwanej paradoksalnej fazy snu, kiedy nie mamy �wiadomo�ci tego, kim jeste�my, tego, �e �pimy, �e istniejemy. Jaki z tego po�ytek? Niew�tpliwie taki, �e nasze cia�o i umy� wypoczywaj� i regeneruj� si�. Ale w wymiarze duchowym - �aden. Dopiero gdy wejdziemy w podobny stan z jasnym umys�em, budzimy si� w Raju, pozostaj�c dok�adnie w tym miejscu, w kt�rym stoimy. g�os kobiecy: Dobrze mi si� tego wszystkiego s�ucha�o, ale ja wyros�am w zupe�nie innej bajce. Przygl�dam si� temu pysznemu daniu, kt�re tu przedstawi�e� i wiem, �e jest inspiruj�ce, tylko nie mam poj�cia jak to zje��, jak si� do tego dobra�. Jestem inaczej wychowana i nie mog� tego zasymilowa�. Ale czuj�, �e to jest to. Czarownica M�dra, szalona czy kozio� ofiarny? Dzisiaj b�dziemy m�wi� o bolesnej i zawstydzaj�cej sprawie, o prawdopodobnie najwi�kszej w historii zbrodni ludob�jstwa. Pocz�wszy od lat 1420-1430, przez prawie trzy wieki w katolickiej cz�ci Europy obowi�zywa�o prawo karania �mierci� za czary. Na pocz�tku nikt nie wspomina� o kobietach-czarownicach. Chodzi�o przede wszystkim o pretekst do wyeliminowania Waldens�w uznanych przez Ko�ci� za heretyk�w uprawiaj�cych czary. Prawo to zosta�o usankcjonowane bull� papiesk� wydan� przez Irmocentego VII w 1484 roku i zniesione dopiero w roku 1776, a wi�c troch� wi�cej ni� dwie�cie lat temu. Zauwa�my, �e w tym samym roku powsta�a konstytucja ameryka�ska. Oczywi�cie, odwo�anie tego prawa pod koniec XVIII wieku by�o ju� tylko formalno�ci�, bowiem p�d do polowa� na tak zwane czarownice znacznie zmala�. Miejmy nadziej�, �e nie z braku czarownic, lecz dlatego, i� ludzie troch� si� opami�tali. Najwi�ksze nasilenie polowa� mia�o miejsce w okresie Wojny Trzydziestoletniej, czyli na pocz�tku wieku XVII. Szacunki dotycz�ce liczby ofiar s� bardzo r�ne. Najbardziej optymistyczne m�wi� o kilkudziesi�ciu tysi�cach. Najbardziej czarne - o dw�ch, a nawet trzech milionach ofiar do ko�ca XVII wieku. Zwa�ywszy wielko�� �wczesnej populacji Europy, ta ostatnia liczba jest monstrualna, stanowi bowiem co najmniej pi�� procent �wczesnej liczby jej mieszka�c�w. To tak, jakby we wsp�czesnej, katolickiej Europie spalono na stosach 20 milion�w ludzi. Wida� wyra�nie, kogo wtedy Szatan op�ta�. Zaiste niewielk� pociech� stanowi fakt, �e roz�o�y�o si� to na 300 lat. Ostrze tego barbarzy�skiego prawa skierowane zosta�o ju� na samym pocz�tku jego funkcjonowania wy��cznie przeciwko kobietom. Wypada wi�c zapyta�, jakie to czary grozi�y zdrowej, czystej i prawomy�lnej m�skiej po�owie ludzko�ci ze strony kobiet? Do odpowiedzi na to pytanie przybli�y nas, jak s�dz�, pr�ba okre�lenia charakterystycznych cech kobiet, na kt�re polowano. Musz� w tym miejscu przypomnie�, �e nie jestem historykiem. Ale, o ile wiem, nikt jak dot�d nie zdo�a� (pewnie nie ma takich �r�de�) opisa� z punktu widzenia socjologa populacji s�dzonych, skazanych i spalonych kobiet. Nie m�wi�c ju� o tych, kt�re pad�y ofiar� samos�d�w. Nie ma wi�c solidnych podstaw do wnioskowania. Z konieczno�ci b�d� m�wi� o wra�eniach, jakie odnios�em z nielicznych dost�pnych lektur i z kilku wyk�ad�w na ten temat, kt�rych niegdy� wys�ucha�em na uniwersytecie w Los Angeles. Ot� odnios�em wra�enie, �e udokumentowane i opisane �wiadectwa prze�ladowa� tak zwanych czarownic dotycz� w przewa�aj�cej mierze kobiet nie b�d�cych w trwa�ych, usankcjonowanych zwi�zkach z m�czyznami. Czy�by chodzi�o przede wszystkim o kobiety, kt�rych �ycie seksualne wymyka�o si� m�skiej kontroli i jurysdykcji? Niew�tpliwie mog�o by� ono doskona�ym ekranem dla projekcji skrywanych potrzeb i fantazji pora�onych bigoteri� �wczesnych m�czyzn i ich ma��onek "kolaborantek". Wydaje si�, �e to w�a�nie potencjalna (bo przecie� na og� nie konsumowana) niezale�no�� seksualna wolnych kobiet by�a wsp�ln� cech� zdecydowanej wi�kszo�ci prze�ladowanych. Poza tym wiele je r�ni�o. By�y w�r�d nich kobiety 40-50-letnie, na owe czasy stare, kt�re trudni�y si� znachorstwem, zielarstwem i usuwaniem ci��y. By�y kobiety chore - z wadami genetycznymi i niedorozwojem, a tak�e po prostu chore psychicznie - tak zwane wiejskie czy miejskie wariatki, kt�re cz�sto pe�ni�y rol� niewynagradzanych, bezlito�nie wykorzystywanych prostytutek. Szczeg�lnie prze�ladowan� grup� stanowi�y m�ode wdowy, kt�rych w tamtych czasach - nieustaj�cych wojen, chor�b i zarazy - by�o wiele. Wreszcie ostatnia grupa kobiet, kto wie czy nie najbardziej liczna, to m�ode, powabne dziewczyny - w tym tak�e zakonnice - kt�rym st�umione i zanegowane potrzeby seksualne "wychodzi�y bokiem", czyli - m�wi�c j�zykiem psychopatologii - prze�ywane by�y wy��cznie w stanach rozkojarzenia, kiedy to nie jeste�my w stanie nie tylko kontrolowa� w�asnych potrzeb, ale nawet zdawa� sobie z nich sprawy. M�wimy o bardzo skomplikowanym i z�o�onym zjawisku. W pierwszym okresie, trwaj�cym od 50 do 100 lat, wyra�a�o si� ono niew�tpliwie zbiorow� histeri�, atmosfer� linczu i pogromu usankcjonowanego wprawdzie p�wiadom�, ale w istocie swej rasistowsk� (je�li kto� chce - seksistowsk�) ideologi� ludob�jstwa. W tym czasie wystarczy�o by� kobiet�, czyli cz�owiekiem "rasy" �e�skiej, aby nie by� pewnym swego losu. Nikt nie wie, ilu m��w skorzysta�o z tej okazji, aby bezlito�nie ukara� swoje niewierne, a nawet tylko podejrzewane o niewierno�� �ony. Ilu odrzuconych, ura�onych w swej dumie kochank�w oskar�y�o o czary cudowne obiekty swoich fascynacji. Ilu niewiernych m��w pr�bowa�o ratowa� sk�r�, posy�aj�c swoje kochanki na �mier� za czary. Nie dowiemy si� te� nigdy, ile z tych kobiet zosta�o zadenuncjowanych przez inne kobiety w imi� zemsty za uwiedzenie ich m�czyzn lub te� jedynie z obawy przed zdrad� i porzuceniem. Jedno wiadomo na pewno: drzwi dla wszelkiego rodzaju nadu�y�, niegodziwo�ci, paranoi i nienawi�ci zosta�y otwarte szeroko. Podkre�lmy, �e wszystkie te tak okrutnie torturowane i zabijane kobiety by�y koz�ami ofiarnymi, cierpi�cymi i umieraj�cymi za to, do czego ich oskar�yciele nie potrafili nawet sami przed sob� si� przyzna�. Czynienie ofiary to w swojej pierwotnej, niezdegenerowanej formie bardzo wa�ny rytua� religijny. Celem tego rytua�u by�o nawi�zanie kontaktu z sacrum w wymiarze zar�wno zewn�trznym jak i wewn�trznym. Ofiara spe�nia�a rol� pos�a�ca mi�dzy cz�owiekiem a b�stwem. Jej zadaniem by�o powiadomienie b�stwa o grzechach tych, kt�rzy wysy�ali ofiar� na tamten �wiat z misj� wyproszenia wybaczenia. St�d wa�n� cz�ci� tego rytua�u jest - jak w obrz�dku �ydowskim - jawna spowied� dokonywana w obecno�ci ofiary, zanim jeszcze ta zginie. W ten spos�b sk�adaj�cy ofiar� brali publiczn� odpowiedzialno�� za w�asne grzechy, kt�rych wybaczenie kozio� czy baranek ofiarny mia� wyb�aga�. Akt pozbawienia �ycia nie by� wi�c kar�, zemst�, ani sposobem zaspokojenia krwio�erczego bo�ka, a jedynie sposobem na to, aby ofiara - dzi�ki pozbawieniu jej cia�a - mog�a nawi�za� bezpo�redni kontakt z Bogiem. Niestety, w naszych wsp�czesnych obyczajach tradycja ta przetrwa�a w formie zn�cania si� nad koz�em ofiarnym. Zn�canie si� nad koz�em ofiarnym, cho� chwilowo uwalnia nas od poczucia winy i grzeszno�ci, jednocze�nie wp�dza nas w jeszcze ci�szy grzech, gdy beztrosko przypisujemy koz�u ofiarnemu wszystko to, co przed sob� i przed Bogiem chcemy zatai�. W dodatku ulegamy monstrualnemu z�udzeniu, �e je�li kogo� - uznanego przez nas za wcielenie wszelkiego z�a - zabijemy, to staniemy si� lepsi, a B�g odwdzi�czy si� nam sowicie za to, �e tak dzielnie wyr�czyli�my go w walce ze z�em. W istocie jednak nakr�camy tylko spr�yn� agresji, nienawi�ci i z�a, ulegaj�c jednocze�nie najniebezpieczniejszej z iluzji: iluzji w�asnej sprawiedliwo�ci i �wi�to�ci. Zbiorowe szale�stwo polowa� na czarownice nie trwa�o dziesi�� lat, jak polowanie na �yd�w w III Rzeszy, ani nawet lat 70, jak komunizm. W swoim apogeum trwa�o co najmniej 150 lat, natomiast prawo sankcjonuj�ce ten ob��d obowi�zywa�o lat prawie 300. Wida� z tego, �e polowanie na czarownice jest chyba najwi�ksz� ha�b� wsp�czesnej europejskiej cywilizacji, a w dodatku pierwowzorem instytucjonalnych i zalegalizowanych form ludob�jstwa. Wygl�da na to, �e Adam, rozpaczliwie pragn�c oczy�ci� si� przed Bogiem z grzechu i odzyska� jego przychylno��, mordowa� z zimn� krwi� Ew�, swoj� siostr� i �on�, krzycz�c wniebog�osy, �e "to jej wina". Adam nie po raz pierwszy i nie ostatni oszala�. Pe�en pychy, gniewu i za�lepienia dopu�ci� si� strasznej zbrodni. Zapomnia�, �e �atwiej zobaczy� �d�b�o w oku bli�niego, ni� belk� we w�asnym. A� boj� si� pomy�le�, jaka kara czeka go za tak zbrodnicz� g�upot�. Przypomnijmy, �e w atmosferze religijnej histerii wiele kobiet przyznawa�o si� do winy. Wi�kszo�� zapewne dlatego, �e nie by�a ju� w stanie znosi� okrutnych tortur, ale jaka� cz�� niejako z w�asnej woli. Nie spos�b si� temu dziwi�. Kobiety w naszej kulturze (a tak�e w innych kulturach przesyconych represyjn�, antykobiec� ideologi�) rodz� si� z poczuciem winy, do�wiadczaj�c zarazem zwi�zanej z tym wielkiej potrzeby ekspiacji i kary. Seksuolodzy podkre�laj� fakt, �e ogromna wi�kszo�� kobiet w swoich fantazjach seksualnych (je�li ju� mog� sobie na nie pozwoli�) prze�ywa satysfakcj� w sytuacjach masochistycznych lub w sytuacji gwa�tu. Wida� z tego, �e kobiety boj� si� bra� odpowiedzialno�� za swoje potrzeby seksualne i karz� si� za nie. Satysfakcja seksualna musi zosta� okupiona kar� lub by� wynikiem przemocy. Jak donosi �wiat�a i odwa�na badaczka tych spraw, Nancy Friday, ostatnio - przynajmniej w Ameryce - tendencja ta na szcz�cie zanika. Ale c� mia�y robi� sfrustrowane seksualnie i zaszczute kobiety z czas�w polowa� na czarownice? Prze�ycie we �nie czy na jawie samoistnego lub sprowokowanego orgazmu (co obecnie jest zjawiskiem zrozumia�ym, cz�stym i na og� ch�tnie do�wiadczanym przez kobiety) w owym czasie mo�na by�o widocznie przypisa� jedynie nieczystym mocom i sp�kowaniu z diab�em. C� to by�y za ponure i gro�ne czasy, skoro jedynym sprawnym, wra�liwym i daj�cym satysfakcj� kochankiem m�g� by� Szatan. Wykl�ta i wyparta seksualno�� kobiety nie mog�a by� prze�ywana odpowiedzialnie i podmiotowo. Nie spos�b by�o si� do niej przyzna�. W dodatku brakowa�o godnego, adekwatnego j�zyka, w kt�rym mo�na by�o opisa� te doznania. Istnia� tylko j�zyk pogardy, grzeszno�ci, l�ku i winy. Metafora Szatana jako sprawcy i zarazem adresata tych podejrzanych prze�y� by�a jedynym dost�pnym i spo�ecznie aprobowanym sposobem artykulacji kobiecych dozna� seksualnych. M�skie inkwizycyjne s�dy ze zgroz� - pomieszan� zapewne z fascynacj� - wys�uchiwa�y soczystych opis�w orgazm�w prze�ywanych przez domniemane czarownice. To wystarcza�o, �eby je skaza� na �mier�. Oczywi�cie w�tek seksualny, cho� niezwykle wa�ny jako psychologiczny motyw polowania na czarownice, nie oddaje ca�ej z�o�ono�ci przyczyn tej tragedii. Spr�bujmy wi�c, id�c za tym co pisze Fritjof Capra w Punkcie zwrotnym, spojrze� na spraw� nieco szerzej. Pami�tajmy, �e rzecz dzia�a si� po okresie Renesansu i Reformacji. Nie by�y to wi�c jakie� zamierzch�e, �redniowieczne czasy, gdy ludzie nie umieli samodzielnie my�le�, gdy jeszcze nie powia�o odkrywaniem mo�liwo�ci cia�a, umys�u i ducha. Wr�cz przeciwnie. W tym kontek�cie polowanie na czarownice by�o niew�tpliwie "pe�zaj�c� kontrrewolucj�", w du�ej mierze pod�wiadom� pr�b� zahamowania przemian kultury i obyczaju zapocz�tkowanych w czasach Renesansu i Reformacji. Zapytajmy wi�c: jaki kierunek rozwoju spraw ludzkich, jaki kierunek rozwoju �wiadomo�ci, obyczajowo�ci i religijno�ci cz�owieka pr�bowano zablokowa�, dokonuj�c tak ogromnej zbrodni? W rozmowie o tym co wydarzy�o si� pod Rajskim Drzewem pozwolili�my sobie na przypuszczenie, �e kobieta i m�czyzna zostali uczynieni z tej samej gliny i powstali w tym samym momencie, dzi�ki jednej prostej operacji, kt�r� przedstawi�em pos�uguj�c si� metafor� podzielonego arkusza papieru. Z punktu widzenia ca�o�ci, jedno bez drugiego nie mo�e w og�le istnie�. Swoim kszta�tem okre�la jednoznacznie drug�, brakuj�c� po�ow�. Jeszcze wyra�niej mo�emy to zobaczy�, gdy ten sam arkusz papieru ustawimy pionowo. M�czyzna mo�e istnie� tylko dzi�ki temu, �e istnieje druga po�owa, czyli kobieta. I odwrotnie. Tak jak nie do pomy�lenia jest dzie� bez nocy czy dolina bez g�ry. Zwr��my uwag�, �e z takiego sposobu widzenia p�ciowej polaryzacji wynika wprost postulat symetryczno�ci, r�wno�ci i komplementarno�ci obu p�ci. Spr�bujmy teraz przyjrze� si� bli�ej temu, jak spolaryzowa�a si� ta dwup�ciowa ca�o�� w jej r�nych, szczeg�owych aspektach. To nas przybli�y do odpowiedzi na zadane nieco wcze�niej pytanie. EWA ADAM pasywno�� aktywno�� kooperacja rywalizacja wra�liwo�� odporno�� intuicja rozumowanie uczucia wola synteza analiza uleg�o�� stanowczo�� mi�kko�� sztywno�� cielesno�� umys�owo�� ch�� bycia poznan� potrzeba poznania i spenetrowan� i penetracji partnerstwo g�rowanie jedno�� oddzielenie intymno�� dystans akceptacja wymagania Nie jest to oczywi�cie lista kompletna. Dokona�em arbitralnego wyboru wymiar�w istotnych z punktu widzenia tematu naszej rozmowy. Inwentarz w�a�ciwo�ci elementu m�skiego i kobiecego - tak jak przejawiaj� si� one we wszech�wiecie - mo�na by rozwija� i uszczeg�awia� w niesko�czono��. Ryzykuj�c pewne uproszczenie rzec mo�na, �e po lewej stronie jest to, co p�on�o na stosach, a po prawej to, co je podpala�o. Zwr��my uwag�, �e wszystkie te w�a�ciwo�ci przejawiaj� si� nie tylko w naszych relacjach z lud�mi, ale r�wnie� w naszym funkcjonowaniu intelektualnym i emocjonalnym. Najog�lniej m�wi�c, opisuj� niekt�re istotne wymiary ludzkiej obecno�ci w �wiecie. Starajmy si� ustrzec przed odczytywaniem powy�szej listy cech jako listy w�a�ciwo�ci kobiety po jednej stronie, a m�czyzny po drugiej. To by�oby ogromne uproszczenie. Chodzi tutaj o polaryzacj�, kt�ra przebiega w ka�dym z nas, niezale�nie od tego czy jeste�my kobiet�, czy m�czyzn�. Gdy zdarzy si� nam by� m�czyzn�, cz�sto tak zwane cechy m�skie s� na pierwszym planie, cho� nie jest to zasada bezwyj�tkowa, raczej predyspozycja. Gdy zdarzy si� nam by� kobiet�, pojawia si� predyspozycja w kierunku cech w�a�ciwych kobieco�ci. Je�li nie b�dziemy odczytywa� tych termin�w w spos�b warto�ciuj�cy, a jedynie opisowy, �atwiej spostrze�emy, �e uzupe�niaj� si� wzajemnie i wszystkie s� niezb�dne do istnienia w �wiecie, a zarazem do tego, aby �wiat m�g� istnie�. Po tych ostrze�eniach i wyja�nieniach zajmijmy si� tym, jak powy�sze w�a�ciwo�ci maj� si� do obowi�zuj�cego w naszej patriarchalnej kulturze stereotypu Boga. Patriarchat trwa ju� z g�r� trzy tysi�ce lat. To sprawia, �e - jak pisze Capra - ten spos�b widzenia i rozumienia �wiata wydaje nam si� jedynym mo�liwym i uzurpuje sobie status prawa naturalnego. W gruncie rzeczy jednak patriarchat jest wynikiem okre�lonej ekonomiczno-socjologiczno-kulturowej koniunktury, jest jednym z etap�w rozwoju cywilizacji, a zarazem jednym z etap�w rozwoju ludzkiej �wiadomo�ci, kt�ry, jak si� zdaje, z wolna przechodzi do historii. Na patriarchalny stereotyp Boga sk�adaj� si� przede wszystkim: oddzielenie, g�rowanie, dystans, konfrontacja, wymaganie, karanie. Oczywi�cie stereotyp ten jest identyczny z najbardziej rozpowszechnionym stereotypem ojca. Ojciec, z mory biologii, jest oddzielony. Nie jest w stanie zaj�� w ci���, nosi� potomstwa w swoim brzuchu, wyda� go na �wiat ani karmi� w�asnym mlekiem. Jest skazany na oddzielenie od swoich dzieci i to oddzielenie sprawia, �e w kontakcie z dzie�mi g�ruje, trzyma dystans, wymaga i naucza. Tak jednostronnie pojmowana rola ojca mo�e by� po�yteczna na pewnym etapie rozwoju dziecka. Je�li ojciec jest m�dry, dziecko mo�e si� od niego wiele nauczy�. Ale nie nauczy si� wszystkiego, czego nauczy� si� powinno. Na szcz�cie dzieci maj� matki, kt�re r�wnowa�� jednostronno�� ojcowskiego wp�ywu i ucz� je innych sposob�w obcowania ze �wiatem i ze sob�. Podobnie rzecz si� ma w wielu tradycjach religijnych, gdzie jednostronno�� m�skiego, ojcowskiego Boga jest r�wnowa�ona przez wsp�obecno�� kobiecego aspektu b�stwa w postaci �ony b�d� matki. Matka ma wrodzon� mo�liwo�� do�wiadczenia kontaktu i jedno�ci ze swoim potomstwem. Patrz�c na to g��biej, mo�na powiedzie�, �e matka ma biologicznie zagwarantowan� mo�liwo�� do�wiadczenia mistycznego. Wprawdzie niewiele kobiet potrafi lub chce odczyta� urodzenie potomstwa jako do�wiadczenie mistyczne, ale jest to niew�tpliwie pierwowz�r do�wiadczenia zarazem jedno�ci i rozdzielenia dw�ch istot. Zauwa�my, �e kobieta do�wiadcza matki z perspektywy bycia c�rk�, kt�ra jest - w przeciwie�stwie do syna - istot� "identyczn�" z matk�. Do�wiadczenie jedno�ci z matk� i potomstwem otwiera kobiecie drog� do pe�nego prze�ywania intymno�ci i mi�o�ci w kontaktach z lud�mi. Niestety, wi�kszo�� kobiet po zderzeniu z religi�, obyczajem i wychowaniem z regu�y traci to pierwotne, drogocenne otwarcie serca i brzucha. Wydaje si� prawdopodobne, �e w czasach przedpatriarchalnych bosko�� i religijno�� prze�ywane by�y w duchu kobiecego do�wiadczenia jedno�ci matki z c�rk� i c�rki z matk�. To zapewne stawia�o m�czyzn w sytuacji podrz�dnej. Dodatkowo brak wiedzy na temat m�skiego udzia�u w prokreacji i mit dziewor�dztwa czyni� bytowanie m�czyzn na tym �wiecie w du�ej mierze bezu�ytecznym. W �wietle tego mo�emy zobaczy� patriarchat jako zemst� ofiary i dope�nienie trwaj�cej do dzi� ery polaryzacji na m�skie i kobiece. W czasach polowa� na czarownice przybra�o to form� chyba najbardziej drastyczn� i tragiczn�. Jeszcze jeden wymiar polaryzacji "kobieta-m�czyzna" wydaje si� wa�ny dla psychologicznej interpretacji tego, o co chodzi�o w polowaniach na czarownice. Kobieta (nie ka�da oczywi�cie), psychologicznie rzecz bior�c ma predyspozycje do uleg�o�ci i otwarcia. M�czyzna (te� nie ka�dy) ma tendencj� do asertywno�ci, podkre�lania swojej odr�bno�ci i si�y. Uleg�o�� wi��e si� z potrzeb� bycia poznan� i spenetrowan�. W ten spos�b przejawia si� kobieca potrzeba do�wiadczenia jedno�ci, powrotu do pierwotnego stanu pojednania z m�skim aspektem istnienia. U m�czyzny ta sama pierwotna potrzeba pojednania z kobiecym aspektem istnienia przejawia si� jako stanowczo��, ch�� penetracji i poznania. Jednostronno�� patriarchatu, obarczaj�cego kobiet� win� za wszelkie nieszcz�cia tego �wiata, sprawia, �e kobieca potrzeba otwarcia i uleg�o�ci degeneruje si� cz�sto w to, co nazywa si� masochizmem, a m�ska potrzeba stanowczo�ci, wyodr�bnienia i penetracji degeneruje si� w sadyzm. W�a�ciwa kobietom tendencja do otwarto�ci i uleg�o�ci, bycia poznan� i spenetrowan�, by�a i jest nagminnie nadu�ywana. Prowokuje bowiem osoby ma�o wra�liwe - wywodz�ce si� zar�wno spo�r�d kobiet, jak i m�czyzn - do inwazji i gwa�tu. Otwarto�� i uleg�o�� w starciu z przemoc� przedzierzgaj� si� w masochizm. Z kolei m�ska stanowczo��, potrzeba wyodr�bnienia si� i penetracji przybiera posta� sadyzmu. Szczeg�lnie wtedy, gdy ch�opcy, opuszczeni lub zdradzeni przez ojc�w, nie mog� sobie poradzi� z obezw�adniaj�c� matczyn� nadopieku�czo�ci� i upokarzaj�cym odrzuceniem. W sytuacjach, gdy dochodzi do g�osu potrzeba do�wiadczenia jedno�ci z kobiecym aspektem istnienia, silnie st�umiona z�o�� mo�e wyrodzi� si� w sadyzm. M�wimy tu o kobiecym masochizmie i m�skim sadyzmie w ich wielu zr�nicowanych przejawach. Jednym z nich (i to niekoniecznie najwa�niejszym) s� zachowania seksualne. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e fenomen polowania na czarownice, �ledztwa i tortury, kt�rych do�wiadcza�y kobiety z r�k m�czyzn, wszystko to by�o przera�aj�cym przejawem sadystycznej degeneracji m�skiej mi�o�ci do kobiety. W literaturze feministycznej mo�na spotka� tez�, �e spos�b w jaki m�czy�ni reaguj� na kobiety, nawi�zuje w swojej ewolucji do tego, jak w danym okresie historycznym postrzegano i prze�ywano przyrod�. W �redniowieczu przyroda by�a dla ludzi czym� dzikim, zagra�aj�cym, ale budz�cym podszyty l�kiem szacunek. By�a traktowana jako przejaw archetypu matki, a wi�c mog�a wyzwala� tak�e uczucia mi�o�ci. Dlatego w �redniowieczu kobieta - jako dziki i tajemniczy aspekt przyrody - by�a wprawdzie zniewolona, ale niew�tpliwie szanowana. W epoce Renesansu, gdy pojawi�o si� mechanicystyczne rozumienie przyrody i zwi�zana z nim iluzja mo�liwo�ci zapanowania nad ni�, zmieni