2241
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2241 |
Rozszerzenie: |
2241 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2241 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2241 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2241 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Sosabowski
Droga wiod�a ugorem
(Wspomnienia)
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1993
T�oczono w nak�adzie 10 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. KOnwiktorska 9.
Pap. kart. 140 g kl. III-B�1
Ca�o�� nak�adu 50 egz.
Przedruk
z "Wydawnictwa LIterackiego"
Krak�w 1990
Pisa� R. Du�
Korekty dokona�y
B. Krajewska
i K. Markiewicz
Genera�a Sosabowskiego znam
od lat bardzo wielu. ��czy on w
sobie dwie podstawowe cechy
dobrego dow�dcy bojowego: wiedz�
i charakter. Karno�� i
dyscyplin� wojskow� oficera
wy�szego stopnia pojmuje on w
spos�b w�a�ciwy, nie
identyfikuj�c jej z biernym,
mechanicznym potakiwaniem
prze�o�onemu. Genera� Sosabowski
posiadaj�c swe w�asne zdanie,
umiej�c go broni� w spos�b
twardy, niekiedy nieco szorstki,
rozumie, �e ten rodzaj
post�powania tylko dopom�c mo�e
rozs�dnemu prze�o�onemu do
powzi�cia trafnej decyzji. Z
chwil� jednak, gdy decyzja
zapad�a i rozkazy zosta�y
wydane, genera� Sosabowski staje
si� lojalnym i sumiennym ich
wykonawc�. Surowy i wymagaj�cy
dla siebie samego, ��da te�
wiele od swych podkomendnych;
ojcowski i sprawiedliwy w
os�dach swych i w karaniu, umie
pozyskiwa� zaufanie i mi�o��
�o�nierzy, tak sk�onnych p�aci�
sercem za serce. Posiada on �w
tajemniczy dar, kt�ry zawsze
przynosi obfite plony na polu
bitewnym - dar nawi�zywania
w�z��w uczuciowych pomi�dzy
dow�dc� a podkomendnymi. Nic
wi�c dziwnego, �e gdy genera�
Sosabowski w spos�b tak
nies�uszny i krzywdz�cy zosta�
pozbawiony stanowiska wkr�tce po
powrocie Brygady z operacji
Re�skiej, jego �o�nierze
manifestowali swoje
przywi�zanie, odmawiaj�c
przyjmowania posi�k�w, i
ust�pili jedynie perswazjom i
wezwaniom "swego genera�a",
kt�ry uczy� ich dyscypliny i
prowadzi� do boju. Wszyscy
wiedzieli, �e s�u�y on Sprawie i
stawia j� ponad wszelkie wzgl�dy
osobiste.
Takim zna�em gen.
Sosabowskiego. Nie wiedzia�em
jednak, �e ten wybitny �o�nierz
Rzeczypospolitej posiada r�wnie�
niema�y talent literacki.
Talentowi temu zawdzi�czamy
niniejsz� ksi��k�.
Ze "S�owa wst�pnego" gen. K.
Sosnkowskiego napisanego do
ksi��ki gen. St. Sosabowskiego
"Najkr�tsz� drog�".
S�owo wst�pne
W naszych czasach, gdy
wydarzenia przeistaczaj� tak
szybko oblicze �wiata i
radykalnie zmieniaj� uk�ad
stosunk�w ludzkich, blednie
warto�� literackich fikcji, a
coraz wi�kszego znaczenia
nabiera pami�tnik.
Przed paru laty zwr�ci� si�
do nas genera� Stanis�aw
Sosabowski, aby rozwa�y� spraw�
wznowienia b�d�cej ju� na
wyczerpaniu jego ksi��ki
"Najkr�tsz� drog�". Doszli�my do
zgodnego wniosku, �e zamiast
robi� przedruk, lepiej wyda�
nowy pami�tnik, daj�cy
pe�niejszy obraz �o�nierskiej
s�u�by: zrodzi�a si� ksi��ka
"Droga wiod�a ugorem..."
Dobijali�my ko�ca pracy
wydawniczej; autorowi pomaga�o
wielu ch�tnych; on sam pilnie
czuwa� nad wyko�czeniem ksi��ki.
Widywali�my go cz�sto w
drukarni. Nagle przysz�a
wiadomo��: gen. Sosabowski nie
�yje! Jeszcze przed paru dniami
uzgadnia� uk�ad ilustracji...
Prochy Dow�dcy
Spadochronowej Brygady
powieziono do Polski. Spocz�y w
Warszawie na cmentarzu
Pow�zkowskim, �egnane przez
by�ych �o�nierzy, ich rodziny i
warszawiak�w, kt�rzy pami�tali,
�e zmar�y by� dow�dc� 21_go
pu�ku "Dzieci Warszawy".
"Najkr�tsz� drog�" by�o
zawo�aniem Brygady. Tward� drog�
wiod�o �ycie jej dow�dc�; do
Polski nie dotar�, ale przy�o�y�
r�k� do pomnika polskiego
m�stwa, a jako dow�dca i
cz�owiek zaskarbi� sobie mi�o��
wielu. "A na to warto �y�" -
pisa� w ostatnich s�owach
pami�tnika. Nie doczeka� si�
wydania ksi��ki - �o�nierz_autor
zosta� odwo�any...
Nad mogi�� pochyla�y si�
sztandary, �egnali genera�a
towarzysze broni. Naszym
udzia�em w po�egnaniu jest
oddanie polskiemu Czytelnikowi
opowie�ci o Jego pracy i walce.
Dzi�kujemy wszystkim, kt�rzy
dopomogli i wsp�dzia�ali w
wydaniu ksi��ki: redaktorowi i
grafikom, drukarzom i
subskrybentom.
Niechaj "droga wiod�ca
ugorem" powiedzie ku celowi,
jakiemu s�u�y� autor, wszystkich
Czytelnik�w, zw�aszcza - jak
pragn�� - m�ode pokolenie,
wzrastaj�ce na uchod�stwie i w
Kraju.
Londyn, pa�dziernik 1967
Biblioteka Polska
Cz�� pierwsza~
Moje m�ode lata
Cz�� pierwsza
MOje m�ode lata
Hej strzelcy wraz, nad nami
orze� Bia�y...
(Pie��
Polskich Dru�yn Strzeleckich)
W Stanis�awowie
Stanis�aw�w, moje miasto
rodzinne - dzi� poza granicami
pa�stwa polskiego - staje mi
nieraz przed oczyma. Widz� to
miasto, a w nim siebie - ch�opca,
ucznia gimnazjum, niepozornego,
n�dznie ubranego,
przebiegaj�cego ulice z jednej
lekcji na drug�. Widz� go w
tajnych k�kach
samokszta�ceniowych, w
harcerstwie i organizacji
wojskowej.
Widz� to miasto, gdzie w
codziennym trudzie zdobywa�em
chleb dla siebie i mojej
rodziny, kszta�towa�em sw�j
charakter i uczy�em si� �ama�
pi�trz�ce si� przede mn�
przeszkody; miasto, gdzie
pozna�em i pokocha�em idea�y,
kt�re sta�y si� my�l� przewodni�
mojego �ycia.
Stanis�aw�w opu�ci�em na
zawsze z chwil� wybuchu
pierwszej wojny �wiatowej.
Gdy w p�niejszych latach
niekiedy tam bywa�em, miasto to
wydawa�o mi si� ju� inne - nie
takie, jak w moich latach
m�odzie�czych, widziane przez
pryzmat w�asnych prze�y�.
Ojca straci�em bardzo
wcze�nie. MIa�em wtedy zaledwie
lat jedena�cie; brat m�j siedem,
a siostra cztery. Ojca pami�tam
jak przez mg��. Najbardziej
utkwi�y mi w pami�ci jego oczy.
Mia�y wyraz g��bokiej dobroci, a
w razie potrzeby umia�y by�
surowe. Nie podni�s� na nas
nigdy r�ki; popatrzy� tylko, i
to wystarczy�o. Jego serce czu�e
na ludzkie k�opoty, zbytnie
zaufanie do otoczenia i
�atwowierno��, a przy tym,
niestety, "s�aba g�owa" by�y
�r�d�em trosk i niepowodze�
materialnych. Nieraz wraca� do
domu z pust� kieszeni�. Mimo �e
by�em dzieckiem, ju� wtedy
zrozumia�em, czego robi� nie
nale�y.
�mier� ojca sta�a si�
przyczyn� mojej przedwczesnej
dojrza�o�ci. Utraci�em beztrosk�
i rado�� dzieci�stwa i m�odo�ci.
Pensja wdowia matki nie
wystarcza�a na nasze potrzeby. Z
obszernego mieszkania
przenie�li�my si� do jednego
pokoju z kuchni�. Matka, zaj�ta
dzie�mi, nie mog�a podj�� si�
�adnej dodatkowej pracy. By�o
�le. Czasami g�odno. Zrozumia�em
wtedy, �e ja musz� przecie�
pomaga� matce. Ale jak?
Wspomnienia z gimnazjum
Chodzi�em do Szko�y Realnej
w Stanis�awowie (p�niejsze
gimnazjum
matematyczno_przyrodnicze). By�
to okaza�y, dwupi�trowy budynek
w g��bi ogrodu, przy g��wnej
ulicy Sapie�y�skiej. By�em ju� w
klasie III i mia�em trzyna�cie
lat.
W lutym panowa� ostry mr�z.
Na przerwach mi�dzy lekcjami
ch�opcy bawili si� na podw�rzu
szkolnym lub na korytarzach.
Sta�em i ja na korytarzu. By�em
zzi�bni�ty i skulony. Kto�
dotkn�� mego ramienia. Obr�ci�em
si�. Przede mn� sta� nasz
katecheta, ks. prof. Andrzej
Nogaj.
- Stachu, czemu nie w�o�ysz
p�aszcza? Trz�siesz si� z zimna.
Chcia�em zaprzeczy�, on
nalega�. Wtedy wydusi�em:
- Ja, ksi�e profesorze, nie
mam p�aszcza.
- Jak to, nie masz p�aszcza,
na to zimno? Na Boga, jak
dostajesz si� do szko�y?
- Ja biegn�, ksi�e
profesorze.
Dzwonek zako�czy� przerw�.
Na dalsz� indagacj� nie by�o
czasu.
- S�uchaj, Stachu, przyjd�
do mnie wieczorem - rzek� ks.
Nogaj.
Wieczorem opowiedzia�em
ksi�dzu wszystko o sobie i �e
przecie� ja, jako najstarszy,
musz� pom�c mojej rodzinie, a
chyba jedyne rozwi�zanie by�oby
w udzielaniu korepetycji
s�abszym kolegom. Ks. Nogaj
s�ucha� i milcza�. Wreszcie
rzek�:
- Pomy�l�, naradz� si� z
profesorami, co� uradzimy.
I pami�tam jego twarz, jak z
pewnym zak�opotaniem si�ga do
sutanny i wciska mi do r�ki
kilka koron:
- We� to, ch�opcze,
przepraszam, �e tak ma�o. I ja
mam na utrzymaniu matk�
staruszk�.
Wzdragam si�, nie chc�
przyj��, on za�:
- Nie wstyd� si�, to nie
ja�mu�na, to po�yczka jedynie.
Zwr�cisz mi j�, gdy b�dziesz
m�g�.
I wciskaj�c mi w d�o�
pieni�dze, omal �e nie wyrzuci�
mnie za drzwi. A potem znalaz�
si� dla mnie p�aszcz...
By� to dzie� �w. J�zefa.
Marzec, pociepla�o. Ks. Nogaj
wezwa� mnie do kancelarii
szkolnej:
- Stachu, czy potrafisz
pom�c twemu koledze M. we
francuskim i matematyce?
- Tak jest, ksi�e
profesorze, podo�am!
- Id� zaraz po szkole do
niego.
Poszed�em. Po drodze
wst�pi�em do ko�cio�a oo.
Jezuit�w. Kl�kn��em przed
o�tarzem, na kt�rym �w. J�zef
trzyma� Dzieci�tko. Popatrzy�em
i bez s��w pomy�la�em jedno:
"Pom�!"
Do domu wpad�em jak burza.
- Mamciu, b�dzie nam lepiej!
Przynios� pieni�dze, b�d� dawa�
lekcje!
Tak wi�c w trzynastym roku
�ycia rozpocz��em prac�
korepetytora i oddawa�em matce
zarobione pieni�dze.
Nie by�em �atwym
korepetytorem. Jakkolwiek
umawia�em si� na godzin�, nie
wypu�ci�em delikwenta z mych r�k
tak d�ugo, a� nie umia� lekcji.
By�em twardy, nieust�pliwy,
nieraz bardzo niecierpliwy. I
tak ros�a moja s�awa jako
korepetytora. Gdy matka czy
ojciec, stroskani z�ymi
post�pami syna, pytali profesora
o rad�, cz�sto s�yszeli
odpowied�: "To le� i nieuk,
koniecznie potrzebuje pomocy i
twardej r�ki. Jest korepetytor,
nazywa si� Sosabowski; je�eli on
nie pomo�e, to chyba nikt".
By�y okresy, �e mia�em po
pi�� korepetycji dziennie. Nauka
w szkole odbywa�a si� od godz.
#/8 rano do #/1 po po�udniu.
Wpada�em do domu, by si� nieco
po�ywi�, i ju� od godz. #/2
biega�em z lekcji na lekcj�.
Oko�o #/9 wieczorem wraca�em do
domu. W piecyku czeka�a kolacja.
Po�yka�em j� i rzuca�em si� na
��ko, by zapa�� w kamienny sen.
- Stasie�ku, ju� si�dma,
wstawaj, czas do szko�y! -
budzi�a mnie matka.
Tak bieg� tydzie� za
tygodniem, miesi�c za miesi�cem
- przez ca�e gimnazjum i okres
studi�w w Krakowie.
Nasze skromne bytowanie na
granicy g�odu polepszy�o si�
nieco od chwili, gdy zarabia�em
lekcjami.
Gdy dzi�, po tylu latach,
wspominam stosunki, jakie
panowa�y w by�ym zaborze
austriackim, musz� przyzna�, �e
wolno�� osobista, swoboda
manifestowania polsko�ci by�a
ca�kowita. Oczywi�cie by�a
r�wnie� znana tzw. n�dza
galicyjska. Kraj by�
eksploatowany przez przemys�
austriacki i czeski. Handel
przewa�nie w r�kach �ydowskich.
Maj�tki ziemskie zad�u�one i w
wi�kszo�ci w pachcie u �yd�w.
Wi�kszo�� inteligencji stanowili
pracownicy pa�stwowi i
samorz�dowi. Galicja rz�dzona
by�a w ramach pewnej autonomii.
Administracja sk�ada�a si�
prawie wy��cznie z Polak�w, w
cz�ci z Ukrai�c�w. Oficjalnym
j�zykiem by� oczywi�cie
niemiecki, ale w szkolnictwie
np. obowi�zywa� j�zyk polski.
W moim gimnazjum dyrektorem
by� Polak, pan NOwosielski. Z
wyj�tkiem dw�ch profesor�w
Ukrai�c�w, ca�y personel
nauczycielski stanowili Polacy.
Min��bym si� z prawd�, gdybym
twierdzi�, �e w szkole istnia�y
tendencje do wynaradawiania
uczni�w. Raczej wprost
przeciwnie. Poza oficjalnym
pomijaniem w nauce historii
dziej�w Polski porozbiorowej,
tolerowano i przymykano oczy na
nie zawsze lojalne wyskoki
m�odzie�y. Na przyk�ad w 1908 r.
podczas uroczysto�ci szkolnej z
okazji 50_lecia panowania
cesarza Franciszka J�zefa,
rzucone przez uczni�w podczas
akademii bomby cuchn�ce nie
spowodowa�y �adnych konsekwencji
karnych.
Nie by�o te� tajemnic� dla
w�adz szkolnych, �e m�odzie�
skupia si� w tajnych k�kach
samokszta�ceniowych. I tu te�
nie by�o reakcji.
Jako ilustracja tego stanu
rzeczy niech pos�u�y
charakterystyczny moment z
mojego egzaminu dojrza�o�ci. Z
historii Polski zadano mi temat:
"Rz�dy pruskie na ziemiach
polskich za czas�w Bismarcka".
Czy� zna�em ten temat,
kt�rego pzecie� nie uczono w
szkole? Jak�e dobrze go zna�em,
i umys�em i sercem. M�wi�em o
Bismarcku, o Komisji
Wyw�aszczeniowej, o Hkt, o
twardym, nieust�pliwym ludzie
polskim na terenie zaboru
pruskiego. Zapomnia�em, gdzie
jestem, przed kim si� znajduj�;
�e g�ow� tego audytorium jest -
mimo �e Polak - urz�dnik jednego
z pa�stw zaborczych. I z ust, i
z serca p�yn�y s�owa
niepowstrzymanym potokiem,
nasycone uczuciem tego, co jest
nam Najdro�sze. A� w pewnej
chwili us�ysza�em g�os
inspektora: "Panie profesorze -
rzek� on zwracaj�c si� do
historyka - gratuluj� panu
takiego ucznia" - a do mnie:
"Dzi�kuj�, abituriencie".
Wyszed�em na korytarz. Po
chwili zjawi� si� ks. Nogaj:
- Stachu, zda�e� matur� z
odznaczeniem.
Tajne organizacje szkolne
Towarzystwo Gimnastyczne
"Sok�" skupia�o polskie warstwy
�rednie - inteligencj� i
mieszcza�stwo. W reprezentacyjnym
gmachu "Soko�a" mie�ci�y si�
r�wnie�: Towarzystwo M�odzie�y
Polskiej i Towarzystwo Szko�y
Ludowej. Ideologia "M�odzie�y
Polskiej" by�a
narodowo_demokratyczna.
Grupowa�a si� w tej organizacji
przede wszystkim m�odzie�
akademicka i cz�� m�odej
inteligencji. Rekrutowano
r�wnie� do tajnych k�ek
samokszta�ceniowych uczni�w
szk� �rednich.
Nie pami�tam, w kt�rej
klasie zosta�em zwerbowany do
takiego k�ka. Wiem natomiast,
�e ju� w 5 klasie zosta�em
przewodnicz�cym k�ek na terenie
mojego zak�adu naukowego -
Szko�y Realnej. Na czele tych
uczniowskich organizacji sta�
zesp� z�o�ony z
przewodnicz�cych wszystkich
pi�ciu szk� �rednich.
Jakie� rozeznanie lub
kryteria spo�eczno_polityczne
m�g� mie� ch�opak garn�cy si� do
tajnej pracy samokszta�ceniowej,
gdy wg��bia� si� np. w "My�li
nowoczesnego Polaka", "Egoizm
Narodowy" Dmowskiego czy "100
lat walki o niepodleg�o��"
Boles�awa Limanowskiego, gdy
studiowa� Mochnackiego, Lelewela,
czy Kutrzeb�? �atwiej strawne
by�y "Dzieje porozbiorowe
Polski" Siemiradzkiego. Atrakcj�
za� - "Dzieje Or�a Polskiego w
dobie Napoleo�skiej" Kukiela.
Ale u�wiadamiali�my sobie, �e
przed narodem istniej� problemy
i �e w rozwi�zywaniu tych
problem�w we�miemy aktywny
udzia�. Byli�my zadowoleni, �e
nikt ze starszego spo�ecze�stwa
nie pr�bowa� narzuca� nam swoich
rozwi�za�, �e sami b�dziemy
musieli znale�� w�a�ciw� drog�.
Zdawali�my sobie spraw�, �e
problemy te przekraczaj� granice
zabor�w, �e tam, za kordonem
rosyjskim czy pruskim, s� tacy
sami Polacy, jak my w naszym
kresowym mie�cie. �e maj� takie
same d��enia.
Jednym z zewn�trznych
przejaw�w naszej dzia�alno�ci
by�a doroczna manifestacja w
Dzie� Zaduszny. Pod naszym
kierownictwem ca�a polska
m�odzie� szkolna zbiera�a si� w
okre�lonym miejscu. W zwartych
szeregach, po wys�uchaniu
przem�wie� okoliczno�ciowych,
maszerowali�my ze �piewem przez
ulice miasta w stron�
pobliskiego cmentarza. Tam ju�
uprzednio by�y udekorowane i
iluminowane groby zas�u�onych i
krzy�e pami�tkowe. Przy �wietle
pochodni i pie�niach
patriotycznych sk�adali�my im
ho�d. I znowu przemaszerowali�my
z powrotem przez miasto.
Innym przejawem dzia�alno�ci
by� bojkot uroczysto�ci
jubileuszowych cesarza
Franciszka J�zefa ze strony
m�odzie�y szkolnej. I tu nie
by�o �adnych represji ze strony
w�adz.
Roz�am w�r�d m�odzie�y
narodowej w latach 1906_#1907 nie
m�g� pozosta� bez echa w�r�d
organizacji stanis�awowskiej.
M�odzie� akademicka, skupiona w
Towarzystwie "M�odzie� Polska",
pozosta�a wierna swej ideologii
narodowo_demokratycznej. Przed
organizacj� szkoln� stan��
problem, do kt�rej z grup
przyst�pi�. Po d�ugich
konferencjach i obradach
"Pi�tka" zdecydowa�a na
przyst�pienie do "Zarzewia" -
od�amu m�odzie�y
narodowo_niepodleg�o�ciowej.
Przysposobienie wojskowe
Powsta�y w 1908 r. Zwi�zek
Walki Czynnej o zabarwieniu
lewicowym nie odpowiada�
ideologicznie ruchowi
narodowo_niepodleg�o�ciowemu
"zarzewiak�w", kt�rzy mieli
r�wnie� w swoim programie
przygotowanie narodu do walki
zbrojnej z zaborcami. Istotna
r�nica ideowo_polityczna
polega�a na tym, �e Zwc i jego
jawna emanacja Zwi�zek
Strzelecki przygotowa�y kadry
rewolucyjne, grupuj�c elementy
lewicowe, za� wy�oniona z
"Zarzewia" tajna organizacja
wojskowa "Armia Polska" i jej
jawna emanacja Polskie Dru�yny
Strzeleckie - kadry regularnego
Wojska Polskiego, grupuj�c
elementy m�odzie�owe o
nastawieniu
narodowo_niepodleg�o�ciowym.
Wszystkie stanowiska w tej
organizacji mia�y charakter
funkcyjny. Najwy�szym stopniem
by� stopie� podchor��ego.
KOmendantami Naczelnymi byli
kolejno podchor��owie:
Januszajtis i Neugebauer;
KOmendantem okr�gu krakowskiego
- podchor��y Janusz G�siorowski;
Komendantem miejscowym w
Stanis�awowie - podchor��y
W�glarz_Sosabowski itd.
W Stanis�awowie zal��ek
"Armii Polskiej" mie�ci� si� w
organizacji "Zarzewie".
Pocz�tkowo brak by�o
instruktor�w. W 1909 r.
rozpocz�li�my szkolenie
wojskowe. Poniewa� spo�r�d
"Pi�tki", kieruj�cej "Zarzewiem"
mnie robota wojskowa najbardziej
interesowa�a, kierownictwo jej
przypad�o mi w udziale.
Insturktorem zosta� in�.
Miedziobrodzki. Na pierwsze
pami�tne zebranie przyby� z
walizeczk�, w kt�rej po raz
pierwszy w �yciu ujrzeli�my
pistolet automatyczny Browninga
i pistolet karabin Mausera wraz
z wydanymi przez Frakcj�
Rewolucyjn� Pps instrukcjami o
obchodzeniu si� z broni�.
Nie ulega w�tpliwo�ci, �e
in�. Miedziobrodzki oraz kilku
innych dzia�aczy by�o w
kontakcie z Zwc i dotarli do
naszej organizacji z propozycj�
prowadzenia szkolenia
wojskowego. Zgodzili�my si� na
to z zastrze�eniem, �e nasza
organizacja nie mo�e by� terenem
infiltracji politycznej Zwc.
Umowa stan�a.
Dla modego pr�nego elementu
przysposobienie wojskowe by�o
niezaprzeczalnie bardziej
atrakcyjne ni� samokszta�cenie.
Obj�o ono dwie najwy�sze klasy
gimnazjum. M�odsi prowadzili
samokszta�cenie a� do czasu
powstania skautingu
(harcerstwa).
Opr�cz m�odzie�y szk�
�rednich garn�li si� do nas
m�odzi pracownicy kolejowi,
urz�dnicy, starsi uczniowie
Szko�y Przemys�owej, tak �e z
biegiem czasu powsta�a
konieczno�� ujawnienia naszej
organizacji jako Stowarzyszenia
"Odrodzenie".
Wynaj�li�my domek na
peryferii miasta przy ul. Kr�la
Jana III. By�y tam izby
wyk�adowe, magazyn na bro�, a
nawet zakratowana spi�arka,
kt�ra s�u�y�a za areszt
koszarowy. Ostre strzelania
odbywa�y si� w podziemiu
"Soko�a" na kr�gielni.
Wprowadzono r�wnie� jednolite
mundury strzeleckie.
W tym okresie przez
kilkana�cie miesi�cy przebywa�em
na studiach w Krakowie.
Tymczasem "Armia Polska"
zamieni�a si� na jawne Polskie
Dru�yny Strzeleckie. Dru�yna
stanis�awowska otrzyma�a numer
24 i na "blachach" naszych
czapek dru�yniackich wok� or�a
jagiello�skiego wyt�oczony by�
napis: "24 Polska Dru�yna
Strzelecka w Stanis�awowie".
Komendantem mianowany zosta�
podchor��y Stanis�aw
W�glarz_Sosabowski.
Moja nominacja nadesz�a w
styczniu 1912 r.; w tym czasie
powr�ci�em do Stanis�awowa.
Pewnego dnia zasta�em w
lokalu Dru�yny pe�n� zbi�rk�.
Przed frontem sta� najstarszy z
podoficer�w, Stanis�aw Lity�ski.
Po z�o�eniu raportu ze s�owami:
"KOlego Komendancie, aby da�
wyraz naszej rado�ci i uczu�,
jakie dla ciebie �ywimy, z
okazji nominacji na podchor��ego
wr�czamy ci t� oto szabl�". I
szabla zosta�a mi wr�czona. Po
jednej stronie klingi wyryty by�
napis: "Za Wolno�� i S�aw�", po
drugiej - "24 Polska Dru�yna
Strzelecka w Stanis�awowie", na
g�owicy za� data.
Ogarn�o mnie wzruszenie.
P�acili sercem za serce. I -
rzecz dziwna - z szabl� t� nie
rozstawa�em si� nigdy, przez
ca�y czas mojej s�u�by
�o�nierskiej. Z ni� odby�em
kampani� wrze�niow�. Obecnie
znajduje si� ona na przechowaniu
w Polsce, z ni� chyba spoczn�,
gdy przyjdzie chwila.
Pocz�tki~
polskiego harcerstwa~
(skautingu)
Pod koniec roku 1911
rozpocz�li�my pod auspicjami
Polskich Dru�yn Strzeleckich
tajnie organizowa� skauting.
Rozwijaj�cy si� spontanicznie -
zw�aszcza po ukazaniu si� ksi��i
Andrzeja Ma�kowskiego pt.
"Skauting jako system
wychowania m�odzie�y" - ruch
m�odzie�owy zaktualizowa� piln�
potrzeb� zwi�zania go z jedn� z
jawnych organizacji polskich. Na
postawie porozumienia mi�dzy
komend� Dru�yn Strzeleckich a
"Soko�em_macierz�" ustalono, �e
skauting zostanie przy��czony do
tej ostatniej. Patronat nad
skautingiem obj�� kpt. J�zef
Haller z ramienia
"Soko�a_macierzy". Kierownictwo
i organizacja pozosta�a w r�kach
Ma�kowskiego.
W dniu 11 listopada 1911 r.
otrzyma�em mandat zorganizowania
skautingu na terenie
Stanis�awowa. Formalnie skauting
podlega� "Soko�owi" i korzysta�
z jego lokali i urz�dze�.
Wkr�tce powsta�y trzy
dru�yny skautowe. Na czele
pierwszej stan�� dru�ynowy druh
Stanis�aw Lity�ski. Tak si�
z�o�y�o, �e gdy skauci doszli do
przepisowego wieku, zg�aszali
si� natychmiast do Dru�yny
Strzeleckiej. St�d w 1913 r.
powsta� konflikt z okr�gowymi
w�adzami "Soko�a". W wyniku tego
konfliktu z�o�y�em rezygnacj� ze
swych obowi�zk�w, co zosta�o
przez w�adze przyj�te.
W wyznaczonym dniu w sali
"Soko�a" zebra� si� ca�y hufiec.
Stan��em przed frontem, obok
mnie wyznaczony nast�pca, druh
Chorzemski. Bez �adnych wst�p�w,
nie chc�c wytwarza� napi�tej
sytuacji, o�wiadczy�em skautom,
�e od dzi� b�dzie nimi dowodzi�
druh Chorzemski.
Przed front wyst�pili
kolejno dru�ynowi wszystkich
trzech dru�yn, prosz�c o
zwolnienie z obowi�zk�w. Mimo
wszystko nie spodziewa�em si�
takiej reakcji. Bez wzgl�du na
motywy, kt�re nimi kierowa�y,
nie mog�em dopu�ci� do rozbicia
skautingu.
Odpowiedzia�em kr�tko i
stanowczo:
- �adnych rezygnacji nie
przyjmuj�. Nakazuj� wam pozosta�
w szeregach; komendantem b�dzie
druh Chorzemski. Macie mu by�
lojalni i oddani. Gdy za�
przyjdzie czas, �e b�dziecie
mogli opu�ci� szeregi skautingu
- od was tylko b�dzie zale�a�o,
gdzie si� znajdziecie.
Przekaza�em komend� nowemu
hufcowemu.
W rezultacie p�niej
wszyscy, lub niemal wszyscy,
znale�Li si� w Dru�ynie
Strzeleckiej.
I wojna �wiatowa
Rok 1914
Mobilizacja zasta�a mnie w
mundurze austriackim w
cesarsko_kr�lewskim 58 pu�ku
piechoty w Stanis�awowie.
Na terenie Lwowa - sk�d
mia�y przychodzi� rozkazy
dotycz�ce mobilizacji Dru�yny i
wyruszenia w pole - wrza�o. Dzi�
wiemy, �e tam, we Lwowie,
toczy�a si� rozgrywka
polityczna, czy i�� z
Pi�sudskim, czy te� nie. Do nas,
do Stanis�awowa, wie�ci te nie
dochodzi�y i oczekiwali�my na
rozkazy. I to na rozkazy tak
jasne, jak na przyk�ad otrzyma�
Zwi�zek Strzelecki, kt�rego
cz�onkowie pewnego dnia znikn�li
ze Stanis�awowa.
My, lojalni w stosunku do
Komendy Naczelnej Dru�yn, nie
mogli�my zrobi� tego samego.
Czekali�my, a� przyjdzie rozkaz.
Wreszcie nadszed� ten rozkaz,
nakazuj�cy wys�anie do Krakowa
plutonu dru�yniak�w w sk�adzie
jedynie podoficer�w i
wyszkolonych strzelc�w.
R�wnocze�nie na kilkakrotny
urgens, co maj� robi� ci z
naszych dru�yniak�w, kt�rzy
znajduj� si� ju� w mundurach
austriackich, otrzymali�my
wyra�ny zakaz samowolnego
opuszczenia szereg�w, bo
zwolnienie nas z wojska
austriackiego jest w toku.
Jeszcze przed otrzymaniem
rozkazu wys�ania strzelc�w do
Krakowa zarz�dzi�em mobilizacj�
Dru�yny i jej pogotowie bojowe.
Z mobilizacj� ludzi nie by�o
trudno�ci. Mobilizacj�
materia�ow� przeprowadzili�my w
spos�b nader specyficzny. Jednym
z punkt�w mobilizacyjnych
w�a�nie 58 pu�ku piechoty by�
gmach "Soko�a". Jednym z
oficer�w mobilizuj�cych by�
chor��y (a podchor��y Dru�yny)
Karol Strusiewicz.
Przy znanym "ba�aganie
austriackim" nasi dru�yniacy
wyekwipowali si� ca�kowicie,
oczywi�cie nielegalnie, z
zapas�w mobilizacyjnych c. i k.
Nie by�o dru�yniaka, kt�ry by
nie posiada� austriackiego
karabinu Manlichera i
mobilizacyjnej dotacji 250 naboi
oraz pe�nego ekwipunku bojowego.
Tak, �e pluton
stanis�awowskich dru�yniak�w,
z�o�ony, o ile pami�tam, z oko�o
40 ludzi, w pe�ni umundurowany i
uzbrojony, pod dow�dztwem
podchor��ego Stanis�awa
Lity�skiego wyruszy� do Krakowa.
�egna�em ich osobi�cie,
b�d�c pewnym, �e wkr�tce do nich
do��cz�.
W kilka dni po wyje�dzie
pierwszego eszelonu dru�yniak�w,
gdy oczekiwali�my na dalsze
rozkazy co do reszty ludzi, a
r�wnie� i na nasz� reklamacj� z
szereg�w austriackich,
niespodziewanie zjawi� si�
Lity�ski wraz z plutonem.
Zostali odes�ani z powrotem.
Wed�ug raportu Lity�skiego
sprawa przedstawia�a si�
nast�puj�co:
Przybyli do Krakowa i z
innymi oddzia�ami pomaszerowali
do Krzeszowic. Tam przemawia�
Pi�sudski i nast�pi�a
symboliczna wymiana orze�k�w
"Strzelca" na "blachy
dru�yniackie" i na odwr�t, jako
manifestacja jednolito�ci Wojska
Polskiego. W czasie postoju
Lity�ski otrzyma� rozkaz - jak
mu o�wiadczono - z polecenia
Pi�sudskiego, �e jego pluton ma
zda� manlichery z amunicj�
innemu oddzia�owi, a w zamian
otrzyma jednostrza�owe karabiny
Werndla. Nie pomog�y t�umaczenia
Lity�skiego, �e karabiny s�
osobist� w�asno�ci� �o�nierzy,
bowiem zgodnie z prawd� -
niezale�nie od tych, kt�re
"nabyli�my" od Austriak�w
podczas mobilizacji - wielu
naszych dru�yniak�w ju� dawniej
kupi�o z w�asnych oszcz�dno�ci
takie karabiny.
Nie pomog�y perswazje, �e
odebranie broni dobrej i wymiana
na z�� jest ubli�eniem godno�ci
�o�nierskiej; �e o ile ma by�
wykonane jakie� powa�ne zadanie
bojowe, w kt�rym nowoczesna bro�
jest potrzebna, to oni zadanie
to wykonaj�; �e zabranie broni
bez sprawdzenia i uzasadnienia
jest dyskwalifikacj� �o�nierzy
itp. - Lity�ski upatrywa�, �e
tylko formalnie i zewn�trznie
zatar�y si� r�nice mi�dzy
zwi�zkowcami i dru�yniakami; �e
rzeczywi�cie r�nice te istniej�
i �e w tym konkretnym wypadku s�
dowodem braku zaufania do nas,
dru�yniak�w. W konsekwencji
zameldowa�, �e nie mo�e wyda�
takiego rozkazu swym
podkomendnym, kt�ry by�by
r�wnoznaczny z ich
dyskwalifikacj� �o�niersk�.
Odpowiedzi� na to by�o
rozbrojenie oddzia�u.
Pozostawiaj�c bro� na miejscu,
oddzia� wr�ci� do Stanis�awowa.
Nie mog�em nie przyzna�
racji Lity�skiemu.
Dru�yna wi�c znalaz�a si�
znowu prawie w ca�o�ci w
Stanis�awowie.
Nied�ugo potem przysz�y
rozkazy zwi�zane z formowaniem
tzw. Legionu Wschodniego. Do
tego Legionu wyruszy�a Dru�yna
stanis�awowska w sile 250 ch�opa
w pe�nym umundurowaniu,
wyekwipowaniu i uzbrojeniu.
Dzieje Legionu Wschodniego
s� zbyt dobrze znane, by je tu
powtarza�.
W szeregach austriackich
Zwolnienie z wojska
austriackiego nie nadchodzi�o.
Tymczasem ofensywa rosyjska
post�powa�a szybko. Baon
zapasowy 58 pp zosta� ju� we
wrze�niu ewakuowany na W�gry.
W pierwszych dniach
pa�dziernika znalaz�em si� na
froncie pod Przemy�lem. Tu
nast�pi� m�j chrzest bojowy
w�r�d ci�kich walk, tocz�cych
si� wok� tej twierdzy. A potem
odwr�t przez Podkarpacie a� nad
Dunajec w rejonie Zakliczyna.
Listopad. Przejmuj�cy ch��d
jesienny. Deszcz ze �niegiem.
Rozmok�e drogi, rozdeptane
tysi�cami n�g maszeruj�cych
�o�nierzy, rozbite ko�ami woz�w
i zaprz�g�w artylerii. Marsz w
pe�nym obci��eniu. Szerz�ca si�
czerwonka. NOclegi w otwartym
polu lub w szopach, w kt�rych
hula� wiatr. �miertelne
zm�czenie - odpoczynki w mokrych
przydro�nych rowach, gdzie z
miejsca si� zasypia�o. Posi�ek w
nocy, gdy kuchnia polowa
do��cza�a do kompanii. I
wreszcie najci�sza plaga
�o�nierzy - wszy, wszy i jeszcze
raz wszy... Nie by�o ani
miejsca, ani czasu na ich
t�pienie.
Tak wygl�da� w 1914 r.
odwr�t cesarsko_kr�lewskiego
wojska austriackiego, a w nim
podchor��ego Sosabowskiego, w
tym czasie kaprala c. i k. 58
pu�ku piechoty.
W rejonie Zakliczyna w nieco
lepszych warunkach przetrwali�my
do stycznia 1915 r. Stamt�d
droga wiod�a przez Krynic� na
S�owacj�. W rejonie Prze��czy
Dukielskiej w walce na bagnety
zdobyli�my ~cern� Gor�. Zima w
ca�ej pe�ni. Brniemy w �niegu po
pas. Pod �niegiem ska�a.
Spali�my w �niegu przez
szereg dni, zanim przys�ano
oskardy umo�liwiaj�ce wykuwanie
nor w skalistym pod�o�u. I
znowu czekali�my w zimnie, a�
przysz�y polowe piecyki i koce.
Szeregi �o�nierskie
dziesi�tkowa� tyfus. Przy braku
�rodk�w zaradczych i wszach,
kt�re nas nie odst�powa�y, nie
mog� poj��, jak unikn��em
zarazy. Dla zdrowych i
podejrzanych by�a wsp�lna
latryna.
Prze�om gorlicki na wiosn�
1915 r. i st�d wynikaj�ca
ofensywa wiod�a m�j pu�k w
kierunku p�nocno_wschodnim,
wzd�u� Sanu. W ci�kich
warunkach w rejonie Mo�cic, na
mniej wi�cej po�owie drogi
mi�dzy Przemy�lem i Lwowem, o
ma�o nie dosta�em si� do
niewoli. Do�� wysoko wyros�e
zbo�e, w kt�rym toczy�a si�
walka, zdecydowana wola
niepoddawania si� i szcz�cie
�o�nierskie, w kt�re wierzy�em i
wierz�, uchroni�y mnie od tego,
co wydawa�o si� ju�
nieuniknione.
A potem szli�my w walkach
przez Lubelszczyzn�, przez
�widnik i Kock, na p�noc i
wsch�d. W rejonie Brze�cia
przekroczyli�my Bug, a� wreszcie
15 czerwca 1915 r. nad rzek�
Le�n� zako�czy�em swoj�
austriack� wojaczk�. Zosta�em
ranny w kolano z pora�eniem
nerwu. Unieruchomi�o to moj�
praw� nog� na szereg lat, zanim
odzyska�em pe�n� w�adz�.
W wojsku austriackim
przeszed�em wszystkie stopnie
podoficerskie do starszego
sier�anta w��cznie. Pier� moj�
pokry�y wszystkie dost�pne
podoficerom medale za waleczno��
��cznie z dodatkami do �o�du.
Poniewa� moje �wczesne w�adze
wojskowe wiedzia�y o tym, �e
jestem polskim oficerem
strzeleckim, postawiono wniosek
awansowania mnie do stopnia
oficerskiego, mimo �e nie mia�em
za sob� szko�y dla oficer�w
rezerwy. NOminacj� otrzyma�em
ju� w szpitalu.
Z moich 250 wsp�towarzyszy
broni, kt�rzy wyruszyli razem ze
mn� w pole, pozosta�o zaledwie
trzech.
Etapem dostarczono mnie do
LUblina. St�d ju� poci�giem
sanitarnym jecha�em w g��b
kraju, do tzw. Hinterlandu. W
poci�gu sanitarnym dowiedzia�em
si�, �e lekko ranni maj� by�
wy�adowani w O�omu�cu, na
�wczesnych Morawach, za� ci�ko
ranni, wymagaj�cy d�ugiego
leczenia - w Pradze. Ja by�em
zaliczony do ci�ko rannych.
Wiedzia�em, �e w O�omu�cu,
w tamtejszym garnizonowym
szpitalu, naczelnym aptekarzem
jest stryj mojej narzeczonej,
kt�r� pozostawi�em w
Stanis�awowie. Decyzja moja by�a
jasna. Wy�aduj� si� w O�omu�cu,
�ci�gn� narzeczon� ze
Stanis�awowa i pobierzemy si�.
Poci�g zatrzyma� si� w
O�omu�cu. Rozpocz�to
wy�adowywanie rannych.
Nieznacznie zsun��em si� z
pi�trowego ��ka. Przez otwarte
drzwi wagonu ze�lizgn��em si� na
tor i le�a�em spokojnie. Nikt
mnie o nic nie pyta�. Przyszli
sanitariusze, wpakowali mnie na
nosze i wkr�tce potem le�a�em
ju� w szpitalu i planowa�em ze
stryjem mojej narzeczonej dalszy
tok post�powania. Uzyskali�my
pozwolenie na wyjazd jej ze
Stanis�awowa. Tak�e biskup
lwowski udzieli� dyspensy na
r�wnoczesne og�oszenie 3
zapowiedzi. Narzeczona przyby�a
do O�omu�ca i zamieszka�a u
stryjostwa. W niespe�na miesi�c
po jej przybyciu byli�my po
�lubie, kt�ry bra�em, opieraj�c
si� na dw�ch kulach.
Rana zagoi�a si� stosunkowo
szybko. W�adzy jednak w nodze od
kolana w d� nie posiada�em.
Wedle orzecze� lekarskich
uzyskanie pe�nej w�adzy mia�o
trwa� d�ugo. Z kul przeszed�em
na dwie laski i zacz��em
w�drowa� ju� wsp�lnie z ma��onk�
po zak�adach ortopedycznych na
Morawach. Wreszcie zdecydowano,
�e czas zrobi swoje i powinienem
by� u�yty w s�u�bie
kancelaryjnej. Otrzyma�em wi�c
przydzia� do Urz�du Cenzury w
Z�oczowie, a wi�c w �wczesnej
strefie frontowej, zabronionej
dla os�b cywilnych. Stan��em
wobec problemu, co zrobi� z
�on�.
Dojechali�my do Lwowa. �on�
zostawi�em na dworcu. Sam
poszed�em do dow�dztwa armii,
kt�re mie�ci�o si� w gmachu
Sejmu Krajowego. Postanowi�em
uzyska� przepustk� dla �ony.
By� wczesny ranek. W dow�dztwie
jeszcze nie by�o nikogo.
Czeka�em przed drzwiami szefa
sztabu. Nadszed� pu�kownik, czy
nawet genera�.
- Pan do kogo? - zapyta�.
- Do pana - odrzek�em.
- Prosz�!
Wszed�em do gabinetu.
Przedstawi�em moj� pro�b�, �e
jako inwalida potrzebuj� pomocy
i opieki, i prosz� o przepustk�
do Z�oczowa dla �ony. Po chwili
mia�em przepustk�. W Z�oczowie
wzbudzi�em tym wyczynem
sensacj�.
Ruszy�a ofensywa Brusi�owa w
1916 r. OPu�ci�em wtedy Z�ocz�w,
przeszed�em kurs wyszkolenia
archiwalnego w lwowskim
korpusie, kt�ry wtedy
stacjonowa� w Morawskiej
Ostrawie, i w tym�e korpusie
otrzyma�em przydzia�.
Stycze� 1917 r. powi�kszy�
nasz� rodzin�. Urodzi� si� m�j
syn - Stanis�aw. MIa� zaledwie 4
tygodnie, gdy otrzyma�em nowy
przydzia�, tak�e w strefie
wojennej. Tym razem w
po�udniowym Tyrolu. Rozkaz by�
lakoniczny: "Ppor. Sosabowski
zamelduje si� niezw�ocznie w
najwy�szym dow�dztwie w Bozen"
(obecnie Bolzano).
I znowu powsta� problem -
�ona i dziecko. Zabra� ich nie
mog�em, przynajmniej na razie.
By� luty, ci�ka zima. Nie
pozostawa�o mi nic innego, jak
tylko odwie�� �on� z male�stwem
do Stanis�awowa. Ka�dy zrozumie,
jak wygl�da�a ta podr� w
warunkach wojennych w wagonach
nie opalanych, z powybijanymi
szybami. A jednak wszystko uda�o
si� dobrze.
Pojecha�em do Bozen. LInia
bojowa przebiega�a w niedalekich
Dolomitach. KOniec lutego by�
wiosn� w tamtejszym terenie. I
znowu starania o przepustk� i
pozwolenie na sprowadzenie �ony
i syna. Wyjazd po ni� i prawie
ca�oroczny pobyt w pi�knym
Po�udniowym Tyrolu.
Zaj�ty by�em w archiwum
sztabu. Przez moje r�ce
przechodzi�y akta tajne.
Wiedzia�em, co si� dzieje na
frontach. Czu�em i wiedzia�em,
�e wszystko ma si� ku ko�cowi.
Prosi�em o przeniesienie do
Generalnego Gubernatorstwa w
Lublinie. Nie mog�em by� z dala
od Kraju. Z pocz�tkiem roku 1918
znalaz�em si� w Lublinie.
Koniec wojny w Lublinie
Zarz�d cywilny Generalnego
Gubernatorstwa w Lublinie
sk�ada� si� prawie wy��cznie z
Polak�w, urz�dnik�w z Galicji. W
sztabie, do kt�rego zosta�em
przydzielony, by�o r�wnie� wielu
Polak�w w mundurach
austriackich. Przewa�nie
oficerowie rezerwy. W LUblinie
zacz��em nawi�zywa� kontakty z
oficerami_Polakami. Zacz�li�my
si� organizowa�. Specjaln�
okazj� ku temu by�a manifestacja
protestacyjna spo�ecze�stwa
polskiego w Lublinie z powodu
zawarcia traktatu brzeskiego
przez rz�d austriacki z tzw.
Ukrai�sk� Republik� LUdow� w
dniu 9 lutego 1918 r.
W tej olbrzymiej
manifestacji protestacyjnej
wzi�li udzia� oficerowie w
mundurach i urz�dnicy Polacy,
pracuj�cy w Generalnym
Gubernatorstwie. Nawi�za�em
kontakt z komendantem Pow
Okr�gu LUbelskiego,
Burhardt_Bukackim, dobrze mi
znanym z czas�w dru�yniackich,
�wczesnym majorem (w
niepodleg�ej Polsce genera�em,
inspektorem armii).
Czesi r�wnie� zacz�li si�
organizowa�. I z nimi nawi�za�em
kontakt. Jasne ju� by�o, �e
zbli�a si� koniec Austrii.
Cz�� druga
W Polsce niepodleg�ej
Cz�� druga
W Polsce niepodleg�ej
"My, Pierwsza Brygada,
strzelecka gromada..."
(Pie�� Legion�w �piewana
w Polsce niepodleg�ej
na r�wni z hymnem narodowym)
Pierwsze dni wolno�ci
Wyp�dzenie okupanta~
z Lublina
I nadesz�y pami�tne ko�cowe
dni pa�dziernika i pierwsze dni
listopada 1918 r. Zrzucenie
b�czk�w z czapek austriackich i
zast�pienie ich orze�kami.
Przybycie z Warszawy do LUblina
przedstawiciela Rady
Regencyjnej, w osobie p�k.
Pas�awskiego. Przysi�ga jej na
wierno�� na Placu Katedralnym.
Urz�dowa�em w gmachu
Generalnego Gubernatorstwa i
mia�em pe�ne r�ce roboty.
Chodzi�o przede wszystkim o to,
by zabezpieczy� opuszczone przez
Austriak�w obiekty wojskowe, a
zw�aszcza magazyny. Jakkolwiek w
Gubernatorstwie by�o wielu
oficer�w i urz�dnik�w wojskowych
- Polak�w, to jednak w
kompaniach wartowniczych,
b�d�cych w dyspozycji
Gubernatorstwa, je�eli nawet by�
pewien procent Polak�w, to
jedynym ich pragnieniem by�o jak
najrychlej wr�ci� do swoich
dom�w. Oficer�w by� w�a�ciwie
nadmiar, tym bardziej �e coraz
liczniej ju� zg�aszali si�
przebrani w mundury dowborczycy,
ukrywaj�cy si� dotychczas przed
w�adzami okupacyjnymi.
S�u�b� wartownicz� obj�li
harcerze i pe�nili j� z godnym
wyr�nienia po�wi�ceniem. Nie
dosz�o wi�c do rabunku mienia
poaustriackiego przez m�ty
czyhaj�ce tylko na okazj�.
Stra� Obywatelska ��cznie z
dowborczykami obj�a i
czynno�ci policyjne, i
bezpiecze�stwa w mie�cie.
Kompania Pow w cywilnych
ubraniach, pocz�tkowo licho
uzbrojona, by�a jedyn� bojow�
si�� dyspozycyjn�.
Ze wzgl�du na odruchy
komunistyczne, tendencyjnie
od�rodkowe, jak nowo powsta�e
republiki, radomska i i��ecka,
sytuacja by�a na terenie LUblina
nieco napi�ta. Nie dosz�o jednak
do wybuchu jakichkolwiek
eksces�w. Na pewno przyczyni�o
si� do tego przybycie z Warszawy
baonu tzw. Polskiego Wehrmachtu,
pod dow�dztwem majora
Zarzyckiego.
Taki by� okres poprzedzaj�cy
przybycie do LUblina major�w
PIskora i Kasprzyckiego, a
p�niej pu�kownika
Rydza_�mig�ego, jako wst�p do
utworzenia tzw. rz�du
lubelskiego pod kierownictwem
Daszy�skiego. MOja rola si�
sko�czy�a z przybyciem obu
major�w.
Przedtem jednak ��cznie z
komendantem Pow, majorem
Burhardt_Bukackim, rozwi�zali�my
dwie powa�ne trudno�ci.
PIerwsz� z nich by�o
usuni�cie z rejonu LUblina
zbrojnego obozu Ukrai�c�w z obu
jednostek zapasowych. Ukrai�cy
widocznie nie mieli w�r�d siebie
odpowiedniego kierownika i
czekali na nasz� inicjatyw�.
Z majorem Burhardt_Bukackim
wybrali�my si� do ich obozu.
Przyj�li nas oficerowie
austriaccy, dotychczasowi ich
dow�dcy.
W ci�gu kr�tkich
pertraktacji osi�gn�li�my
nast�puj�ce porozumienie: 1.
Maj� zda� nam wszelk� bro�
indywidualn� i maszynow� oraz
magazyny broni w stanie
nienaruszonym. 2. W ci�gu
najdalej 3 dni zobowi�zujemy si�
ich odtransportowa� do Galicji
Wschodniej. 3. Zezwala si�