2040
Szczegóły |
Tytuł |
2040 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2040 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2040 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2040 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joseph Henry Rosny
Walka o ogie�
Przek�ad Ignacy Mrozowski
(Le Guerre De Feu)
Data wydania oryginalnego ?
Data wydania polskiego 1988
CZʌ� PIERWSZA
�mier� Ognia
Plemi� Ulhamr�w ucieka�o w mrokach strasznej nocy. Ludziom oszala�ym z b�lu i zm�czenia wszelki wysi�ek wydawa� si� daremny wobec okropnej kl�ski. Ogie� skona�! Piel�gnowali Go od chwili powstania hordy w trzech klatkach. Cztery kobiety i dw�ch wojownik�w karmi�o Go dniem i noc�. W najci�szych czasach otrzymywa� �yciodajne po�ywienie. Zabezpieczony od deszczu, nawa�nic i powodzi przebywa� rzeki i bagniska, nie przestaj�c �wieci� za dnia niebieskawym p�omykiem, by zab�ysn�� krwawym p�omieniem w nocy. Jego pot�ne pasmo oddala�o Lwa Czarnego i Lwa ��tego, Nied�wiedzia Jaskiniowego i Nied�wiedzia Szarego, Mamuta, Tygrysa i Lamparta. Krwawe Jego k�y broni�y cz�owieka przed niespodziankami rozleg�ego �wiata. By� �r�d�em wszelkiej rado�ci. Z mi�sa wydobywa� smakowite aromaty, hartowa� ostrza oszczep�w, pod Jego dzia�aniem p�ka�y g�azy, pod wp�ywem Jego �agodnego ciep�a cz�onki nabiera�y przedziwnej mocy. Zapewnia� hordzie bezpiecze�stwo w szumi�cych puszczach, na bezmiernych sawannach i w g��bi jaski�. By� Ojcem, Str�em i Zbawc�, pomimo �e by� nieokie�znany, a straszniejszy od Mamut�w, kiedy wydobywa� si� z klatki i po�era� drzewa niebotyczne.
Skona�! Wr�g zniszczy� dwie klatki; w trzeciej � podczas ucieczki widziano Go, jak omdlewa�, blad� i zamiera�. Tak os�abiony, nie by� zdolny ju� gry�� traw moczar�w; dr�a� jak chory zwierz. W ko�cu wydawa� si� jak czerwonawy robaczek, kt�rego lada podmuch wiatru u�mierca... Znik�... Ulhamrowie, obrabowani, uciekali w mrokach nocy jesiennej. Bezgwiezdne niebo przyt�acza�o oci�a�e wody. Ro�liny pr�y�y zzi�bni�te tkanki. Zewsz�d dochodzi�y odg�osy pluskaj�cych si� p�az�w; m�czy�ni, kobiety i dzieci gin�li w toni niewidzialni. Jak tylko mo�na by�o, Ulhamrowie, kieruj�c si� g�osem przewodnik�w, to post�powali wy�szym i twardszym pasmem ziemi, to zn�w przechodzili rzeki w br�d, to zn�w przemykali z k�py na k�p�. Trzy pokolenia zna�y t� drog�, lecz do jej przebycia trzeba by�o blasku rozgwie�d�onego nieba. Nareszcie przed samym �witem zbli�yli si� do sawanny.
Poprzez kredowe, na kszta�t ska� szyfrowych spi�trzone ob�oki przedar� si� dr��cy promie� �wiat�a. Zawirowa� wiatr na g�stych jak smo�a wodach wzdymaj�c wodoro�le na kszta�t p�cherzy; zako�ysa�y si� cielska p�az�w w�r�d nenufar�w i strza�ek wodnych. Czapla wzlecia�a na szare jak popi� drzewo i po�r�d rdzawej mg�y, ci�gn�cej si� do kra�ca horyzontu, ukaza�a si� sawanna z dygoc�c� od ch�odu ro�linno�ci�. M�czy�ni, mniej zm�czeni, powstali i przedar�szy si� przez trzciny, znale�li si� w�r�d traw na sta�ym l�dzie.
Wtedy, gdy strach �mierci min��, wielu z nich jak odr�twia�e zwierz�ta stoczy�o si� na ziemi� i zastyg�o w bezruchu. Odporniejszymi okaza�y si� kobiety. Te, kt�re utraci�y w moczarach swe dzieci, wy�y jak wilczyce; wszystkie one czu�y zawieszon� nad nimi gro�b� upadku rasy i przygniataj�c� niepewno�� jutra. Matki uratowanych dzieci podnosi�y je dzi�kczynnie ku ob�okom.
Fauhm przy brzasku nadchodz�cego dnia policzy� cz�onk�w plemienia, posi�kuj�c si� palcami i ga��mi. Ka�da ga��� przedstawia�a palce dwu r�k. Liczy� z trudno�ci�, widzia� jednak, �e pozosta�o jeszcze cztery ga��zie wojownik�w, wi�cej ni� sze�� ga��zi kobiet i ze trzy ga��zie dzieci tudzie� kilku starc�w.
A stary Goun, licz�cy lepiej od wszystkich m�czyzn, orzek�, �e z ka�dych pi�ciu nie zosta� nawet jeden m�czyzna; z ka�dych trzech � nawet jedna kobieta i jedno dziecko z ka�dej ga��zi. A, wtedy ci, co czuwali, ujrzeli ogrom kl�ski. Poj�li, �e potomno�� ich by�a zagro�ona u samej podstawy, i �e moce �wiata stawa�y si� straszliwsze: odt�d b�d� b��ka� si� po ziemi s�abi i nadzy.
I Fauhma pomimo ca�ej jego si�y ogarn�a rozpacz. Przesta� ju� dowierza� swej mocarnej postaci i pot�nym ramionom. Jego wielka twarz zaro�ni�ta twardym w�osem, jego ��te, lamparcie oczy wyra�a�y przygniataj�ce zm�czenie. Przygl�da� si� ranom zadanym mu przez strza�y i w��cznie wra�e, pij�c od czasu do czasu krew s�cz�c� si� jeszcze z przedramienia.
Jak wszyscy zwyci�eni wyobra�a� sobie t� chwil�, kiedy zwyci�stwo chyli�o si� na jego stron�. Ulhamrowie rzucili si� do grabie�y; on, Fauhm, rozbija� czaszki maczug�. Mieli ju� wyt�pi� m�czyzn, porwa� kobiety, zabi� wra�y Ogie�, aby polowa� na nowych sawannach i w lasach obfituj�cych w zwierz�ta. Jaki� to zawia� wiatr nowy? Czemu Ulhamrowie zawr�cili w trwodze, czemu to ko�ci ich pocz�y trzeszcze�, brzuchy rzyga� wn�trzno�ciami, a z piersi wyrywa� si� j�ki agonii, podczas gdy wrogowie wdzierali si� do obozowiska i niszczyli Ognie �wi�te? Takie pytania stawia�a sobie oci�a�a i leniwa dusza Fauhma. W�era�a si� w te wspomnienia, niczym hiena w �cierwo. Broni�a si� przed upadkiem i nie uznawa�a si� ni�sz� w energii, odwadze i okrucie�stwie.
�wiat�o si� wzmog�o; toczy�o swe promienie po moczarach, myszkuj�c w�r�d b�ot i osuszaj�c sawann�. By�a w nim rado�� poranka, by�a w nim �wie�a soczysto�� ro�lin. Woda wydawa�a si� bardziej lekka, mniej zdradziecka i mniej m�tna. Powierzchnia jej srebrzy�a si� w�r�d wysp grynszpanowych1, przebiega�y po niej przeci�g�e dreszcze z malachitu i pere�, l�ni�a blad� barw� siarki, mieni�a si� kolorami z�� miki, a zapach jej poprzez wierzby i olchy wydawa� si� �agodniejszy. Prawa, rz�dz�ce przystosowaniem i okoliczno�ciami, stanowi�y o zwyci�stwie to traw, to b�yszcz�cych lilii wodnych lub ��tych nenufar�w. Wychyla�y si� euforby2 b�otne, kosa�ce wodne, baza�ce i strza�ki; roztacza�y si� ca�e zatoki jaskr�w o li�ciach tojadu3, kr�te kolonie rozchodnik�w w�ochatych, epilobus�w4 r�owych, gorzkiej rze�uchy, r�yczek s�onecznych; ca�e d�ungle sitowia i wiklin, gdzie roi�y si� kurki wodne, czarne bekasy, cyranki, siewki, czajki z odb�yskiem jaspisu i dropie oci�a�e.
Przy rdzawych wyrwach nadbrze�nych czatowa�y czaple; na wzniesionych przyl�dkach, klekoc�c, baraszkowa�y �urawie; z�baty szczupak napada� t�ustego lina, a zwinne wa�ki niby strza�y ognisto-zielone mkn�y zygzakiem lazulitu5.
Fauhm zastanawia� si� nad swym plemieniem. Kl�ska obsiad�a ich jak pomiot gad�w, co ��ty od namu�u, szkar�atny od krwi, zielony od wodorost�w, wydaje wo� chorobliw� i zgni��. Niekt�rzy m�czy�ni le�eli zwini�ci jak pytony, drudzy wyci�gni�ci jak szczury, inni zn�w charczeli w przed�miertnych skurczach. Czerniej�ce rany na brzuchu by�y odra�aj�ce, straszniejsze jeszcze by�y na g�owie rozszerzone krwaw� g�bk� w�os�w. Wszyscy prawie powinni byli wyzdrowie�, gdy� ci�ej ranni padli na przeciwnym brzegu lub zgin�li w moczarach.
Fauhm, odwracaj�c wzrok od �pi�cych, bada� tych, kt�rych wi�ksz� gorycz� napawa�a pora�ka, ani�eli zm�czenie. Wielu z nich posiada�o wynios�� budow� Ulhamr�w. Rysy twarzy by�y grube, czaszki niskie, szcz�ki silne; sk�ra ich, bardziej p�owa ni� czarna, pokryta by�a g�stym w�osem. Najbardziej wyczulonym ich zmys�em by�o powonienie, kt�rym mogli ze zwierzem i�� w zawody. Oczy mieli du�e, cz�sto okrutne, czasami dzikie; pi�kno�� tych oczu ujawnia�a si� silnie u dzieci i niekt�rych dziewcz�t. Pomimo �e typ plemienia by� zbli�ony do wsp�czesnych nam ni�szych ras, jednak wszelkie por�wnanie by�oby zwodnicze. Plemiona epoki kamiennej �y�y w atmosferze szerokiego oddechu; cia�o ich przechowywa�o m�odo��, jaka ju� wi�cej nie powr�ci � kwiat takiego istnienia, o kt�rego mocy �ywotnej i bujno�ci tylko s�abe mo�emy mie� poj�cie.
Fauhm wzni�s�szy ramiona do s�o�ca, pocz�� gromko zawodzi�:
� Co poczn� Ulhamrowie bez Ognia? Jak �y� b�d� na sawannach i w puszczy, kto broni� ich b�dzie od ciemno�ci i wiatr�w zimowych? B�d� zmuszeni spo�ywa� surowe mi�so i gorzk� ro�lin�; nie b�d� rozgrzewa� wi�cej cz�onk�w swoich; ostrze oszczepu pozostanie mi�kkie. Lew, potw�r o z�bach szarpi�cych, Nied�wied�, Tygrys i Wielka Hiena b�d� ich po�era�y �ywcem w czasie d�ugich nocy! Kto zdob�dzie Ogie� z powrotem? Ten, kto to uczyni, zostanie bratem Fauhma, b�dzie otrzymywa� trzy dzia�y z ubitej zwierzyny i cztery dzia�y �upu. Ponadto dostanie na w�asno�� Gaml�, c�rk� mej siostry, a po mojej �mierci b�dzie wodzem plemienia.
Na to Naoh, syn Lamparta, powsta� i rzek�:
� Niech b�d� mi przydani dwaj wojownicy o nogach szybkich, a p�jd� zabra� Ogie� synom Mamuta lub Po�eraczom Ludzi, kt�rzy poluj� nad brzegami Dwu-Rzek.
Spojrzenie, jakie Fauhm na� rzuci�, nie by�o przychylne. Naoh by� najwy�szy wzrostem w�r�d Ulhamr�w; bary jego ros�y jeszcze; ani jeden wojownik nie sprosta� mu zwinno�ci�, nie m�g� dotrzyma� w d�ugotrwa�ym biegu. Rzuci� on o ziemi� syna Tura, Muha, pomimo i� ten dor�wnywa� si�� Fauhmowi; i Fauhm obawia� si� go. Dawa� mu polecenia odstr�czaj�ce, oddala� go od plemienia, nara�a� na �mier� niechybn�.
Naoh r�wnie� nie lubi� wodza, lecz wzruszy� go widok Gamli, smuk�ej, gibkiej, a tajemniczej, z w�osami bujnymi jak listowie. Wypatrywa� j� pomi�dzy nadbrze�n� �ozina, za drzewami lub w zag��bieniach ziemi � z cia�em rozpalonym i z dr��cymi r�koma. Zale�nie od pory dnia czu� dla niej to rzewno��, to gniew srogi. Niekiedy rozwiera� ramiona, by obj�� j� lekko i �agodnie, to zn�w zamy�la� napa�� j�, jak dziewczyn� nieprzyjacielskiej hordy i uderzeniem maczugi powali� na ziemi�. Nie chcia� jednak wyrz�dzi� jej krzywdy. Gdyby posiad� j� na w�asno��, traktowa�by bez zbytniej szorstko�ci � nie lubi� widzie� na twarzach l�ku, kt�ry czyni oblicza obcymi.
W innych okoliczno�ciach Fauhm przyj��by s�owa Naoha wrogo. Lecz ugina� si� pod kl�sk�. Mo�e zawarte przymierze z synem Lamparta wyjdzie na dobre, w przeciwnym razie potrafi go u�mierci�. Zwr�ci� si� wi�c do m�odzie�ca:
� Fauhm posiada tylko jeden j�zyk. Je�eli sprowadzisz Ogie�, otrzymasz Gaml� bez zamiennego okupu. Zostaniesz synem Fauhma.
M�wi� ze wzniesion� r�k� wolno, szorstko i pogardliwie, po czym da� znak Gamli.
Przybli�y�a si� dr��ca, wznosz�c oczy, mieni�ce si�, p�omienne, a wilgotne. Wiedzia�a, �e Naoh czatowa� na ni� w�r�d traw i ciemno�ci; gdy zjawia� si� niespodzianie, jakby z zamiarem napa�ci, wtedy ba�a si�. Niekiedy obraz jego nie by� jej przykry. �yczy�a sobie r�wnocze�nie, aby pad� pod razami Po�eraczy Ludzi i by przyni�s� Ogie� �wi�ty.
Szorstka r�ka Fauhma opad�a na rami� dziewczyny i zawo�a� w swej dzikiej dumie:
� Kt�ra� z ludzkich c�r jest silniej zbudowana? Mo�e na ramieniu �ani� nosi�, w�drowa� od rannego do wieczornego s�o�ca, znosi� g��d i pragnienie, wyprawia� sk�ry zwierz�t, przebywa� wp�aw jeziora. Da potomstwo niezniszczalne. Je�eli Naoh przyprowadzi Ogie�, b�dzie m�g� j� poj��, nie daj�c w zamian topor�w, rog�w, muszli i futer.
Wtedy zbli�y� si� Aghoo, syn �ubra, odznaczaj�cy si� najg�stszym ow�osieniem w�r�d Ulhamr�w, tchn�� ca�y po��daniem:
� Aghoo chce zdoby� Ogie�. P�jdzie z bra�mi swoimi czatowa� na wroga, hen za rzek�! I zginie od topora, w��czni, k��w Tygrysa, pazura Lwa Olbrzymiego, albo zwr�ci Ulhamrom Ogie�, bez kt�rego s� oni s�abi jak jele� lub antylopa.
W g�sto zaro�ni�tej twarzy wida� by�o tylko usta, podobne do dw�ch kawa�k�w surowego mi�sa, i oczy mordercy. Kr�pa jego posta� podkre�la�a przesadn� d�ugo�� r�k i ogrom bar�w. Ca�a jego istota wyra�a�a pot�g� brutaln�, niezmo�on� i bezlitosn�. Nikt nie zna� granic jego si�y. Nie do�wiadczy� jej ani Fauhm, ani Mouh, ani Naoh. Wiedziano tylko, �e by�a niepomierna. Nigdy nie walczy� dla �art�w. Ktokolwiek stan�� mu na drodze, pada� zwyci�ony. Zadowala� si� czasem odr�baniem jakiego� cz�onka, cz�ciej przy��cza� czaszk� przeciwnika do swoich trofe�w. �y� w oddaleniu od reszty Ulhamr�w z dwoma bra�mi swoimi, obro�ni�tymi jak on, z wieloma kobietami, kt�re musia�y znosi� m�ki niewoli.
Aczkolwiek Ulhamrowie byli surowi wzgl�dem siebie samych i okrutni wzgl�dem obcych, zbytek tych cn�t u syn�w �ubra przejmowa� ich trwog�. Pocz�o rodzi� si� w�r�d nich ponure uczucie nagany � pierwsze sprzymierzenie si� t�umu przeciw wsp�lnemu niebezpiecze�stwu.
Jedna z grup t�oczy�a si� ko�o Naoha, pomimo �e wi�kszo�� zarzuca�a mu brak srogo�ci w zem�cie. By�a to jednak wada poci�gaj�ca tych, co nie posiadali silnych mi�ni i zwinnych ruch�w m�a budz�cego trwog�.
Fauhm r�wn� �ywi� nienawi�� do Aghoo, jak i do syna Lamparta. Pierwszego wszak�e obawia� si� bardziej; w�ochata i ponura si�a braci zdawa�a si� niepokonan�. Je�eli jeden z trzech zapragn�� czyjej� �mierci, wszyscy trzej jej pragn�li. Ktokolwiek wypowiada� im wojn�, musia� albo sam zgina�, albo ich zg�adzi�.
W�dz szuka� z nimi przymierza; opancerzeni w swej nieufno�ci wymykali mu si� jednak. Nie byli zdolni zawierzy� ani s�owu, ani uczynkom: �askawo�� rozjusza�a ich, pochlebstwo jedynie by�o dla nich objawem strachu. Fauhm, r�wnie� nieufny i okrutny, posiada� przecie� zalety wodza: by� pob�a�liwy dla swych stronnik�w, uznawa� potrzeb� pochwa�y i tkwi�o w nim pewne niejasne, ograniczone, uparte i osobliwe zrozumienie spo�eczno�ci.
Odpowiedzia� wi�c z brutalna bezwzgl�dno�ci�:
� Je�eli syn �ubra zwr�ci Ogie� Ulhamrom, to we�mie Gaml� bez okupu, zostanie drugim m�em plemienia, a podczas nieobecno�ci wodza wszyscy wojownicy b�d� mu pos�uszni!
Aghoo s�ucha� go z min� wyzywaj�c� zwr�cony, zaro�ni�tym obliczem ku Gamli, spogl�da� na ni� wzrokiem po��dania; jego okr�g�e oczy �ci�y si� gro�b�.
� C�rka Moczar�w b�dzie nale�a�a do syna �ubra; m�czyzna, kt�ry po�o�y na niej r�k�, b�dzie zg�adzony!
S�owa te rozgniewa�y Naoha, podj�� szybko wezwanie i zawo�a� dono�nie:
� Ona b�dzie nale�a�a do tego, kt�ry przyprowadzi Ogie�!
� Aghoo przyprowadzi Ogie�!
Spojrzeli na siebie. Do tej pory nie by�o pomi�dzy nimi powod�w do walki. �wiadomi swej si�y, nie maj�c wsp�lnych upodoba� ani te� bezpo�rednich pobudek do wsp�zawodnictwa, nie spotykali si�, nie polowali razem. Przem�wienie Fauhma zrodzi�o nienawi��.
Aghoo, kt�ry poprzednio nie zwr�ci� uwagi na Gaml� przemykaj�c� przez sawann�, dozna� dreszczu, kiedy Fauhm wychwala� dziewczyn�. Pop�dliwy z natury, zapragn�� jej z tak� si��, jak gdyby to pragnienie z dawien dawna w sobie nosi�. Od tej chwili skazywa� na �mier� ka�dego wsp�zawodnika; nie potrzebowa� nawet postanawia� tego, ka�da cz�stka jego istoty by�a przepojona tym postanowieniem.
Naoh wiedzia� o tym. Poprawi� top�r w lewej a oszczep w prawej r�ce. Na wezwanie, rzucone przez Aghoo, bracia jego powstali w milczeniu, ponurzy i ogromni. Dziwnie byli do niego podobni, bardziej tylko p�owi, pokryci k�pami czerwonych w�os�w, z oczami mieni�cymi si� jak b�ony skrzyd�owe �uk�w bursztynowych. Zwinno�� ich cia�a by�a r�wnie zatrwa�aj�ca jak ich si�a.
Wszyscy trzej, gotowi do pope�nienia mordu, spogl�dali chciwie na Naoha. W�r�d wojownik�w powsta� zgie�k. Nawet ci, kt�rzy przyganiali Naohowi brak srogo�ci w zem�cie, nie chcieli, by zgin�� � szeregi Ulhamr�w do�� ju� by�y przerzedzone � a on przecie� obiecywa� przyprowadzi� Ogie�. Wiedziano, �e nie brak�o mu pomys��w, �e nie poddawa� si� znu�eniu, by� zr�czny w sztuce podtrzymywania najs�abszego p�omyka i rozniecania go z popio�u, wielu wierzy�o w jego szcz�cie.
Co prawda Aghoo r�wnie� posiada� cierpliwo�� i chytro��, niezb�dne do osi�gni�cia celu, i Ulhamrowie rozumieli korzy�� wyp�ywaj�c� z podw�jnych usi�owa�. Stronnicy Naoha powstali t�umnie, dodaj�c sobie odwagi okrzykami, byli gotowi do wa�ki.
Chocia� obca by�a synowi �ubra boja��, nie gardzi� jednak rozwag�. Od�o�y� sp�r na p�niej. Goun Sucha Ko��, wys�owi� rozproszone i m�tne poj�cia t�umu:
� Czy Ulhamrowie pragn� znikn�� ze �wiata? Czy zapominaj�, �e wrogowie i wody wygubi�y tylu wojownik�w? Na czterech jeden pozosta�. Wszyscy zdatni nosi� top�r, oszczep i maczug� winni �y�! Naoh i Aghoo nale�� do silniejszych pomi�dzy m�czyznami poluj�cymi na sawannie i w puszczy. Je�eli jeden z nich padnie, Ulhamrowie zostan� s�absi, ni� gdyby pad�o czterech innych. C�rka Moczar�w temu s�u�y� b�dzie, kto Ogie� powr�ci. Tak chce horda!
� Niech si� tak stanie! � podchwyci�y chropowate g�osy.
A kobiety, gro�ne dzi�ki swej liczbie, dzi�ki swej sile prawie nietkni�tej i dzi�ki jednozgodnemu uczuciu, wykrzykn�y:
� Gamla b�dzie nale�a�a do tego, kto Ogie� wydrze!
Aghoo wzruszy� w�ochatymi ramionami. Nie znosi� t�umu, lecz nie chcia� go wyzwa�. By� pewien, �e uprzedzi Naoha i postanowi� zwalczy� go i zg�adzi�. I pier� jego wezbra�a otuch�.
Mamuty i �ubry
By�o to zaraz nast�pnego poranka. Gdy w�r�d ob�ok�w d�� g�rny wiatr, na ziemi i moczarach powietrze wonne i ciep�e wprowadza�o natur� w stan odr�twienia. To� nieba, dr��ca jak jezioro, porusza�a wodorosty, bia�e nenufary, trzciny wyp�owia�e. Jutrznia toczy�a po niej swe piany. Rozszerzy�a si�, wyla�a w laguny siarki, w zatoki berylu, w rzeki r�owej masy per�owej.
Ulhamrowie, zwr�ceni do tego pot�nego ogniska, czuli wyrastaj�ce w g��bi duszy jakie� uczucie, podobne do kultu. Przejmowa�o ono i ptactwo w trawach sawanny, kt�rych gardzio�ka, niby ma�e kobzy, rozbrzmiewa�y �piewem, przejmowa�o ono wikliny moczar�w. Tymczasem ranni j�czeli z pragnienia. Jaki� martwy wojownik wyci�gn�� swe cz�onki: zwierz nocny wy�ar� mu twarz.
Goun rytmicznie be�kota� niezrozumia�e skargi, tote� Fauhm kaza� wrzuci� trupa do wody.
Po czym uwaga plemienia zatrzyma�a si� na tych, kt�rzy szli zdoby� Ogie�, Aghoo i Naohu, gotowych do drogi. W�ochaci nie�li top�r, oszczep i w��czni� o ostrzu z krzemienia czy nefrytu6.
Naoh, licz�c wi�cej na chytro�� ni� na si��, wola� nad ros�ych wojownik�w dwu zwinnych m�odzie�c�w, zdolnych wytrzyma� d�ugi bieg. Ka�dy z nich by� uzbrojony w top�r, oszczep i w��czni�. Naoh do��czy� jeszcze maczug� d�bow� � ga��� ledwie obrobion� i zahartowan� w ogniu. Przedk�ada� t� bro� nad wszystkie inne i walczy� ni� nawet przeciw wielkim drapie�nikom.
Fauhm przem�wi� najpierw do �ubr�w:
� Aghoo ujrza� �wiat�o jeszcze przed synem Lamparta. Wybierze zatem swoj� drog�. Je�li p�jdzie w kierunku Dwu-Rzek, Naoh okr��y moczary ku zachodz�cemu s�o�cu... Je�li za� woli okr��y� moczary, to Naoh p�jdzie w kierunku Dwu-Rzek.
� Aghoo nie zna jeszcze swej drogi! � zaprzeczy� W�ochaty. � On szuka Ognia: rano mo�e i�� ku rzece, wieczorem ku moczarom. Czy mo�e wiedzie� my�liwiec, kt�ry tropi dzika, gdzie go zabije?
� Aghoo zmieni drog� p�niej � wmiesza� si� Goun, kt�rego popar�o szemranie hordy. � On nie mo�e kroczy� r�wnocze�nie w stron� s�o�ca zachodz�cego i w stron� Dwu-Rzek. Niech zatem wybiera!
W swej ciemnej duszy zrozumia� syn �ubra, �e nie wolno by�o wyzywa� Wodza, mog�o to obudzi� czujno�� Naoha. Zwracaj�c wi�c swe wilcze spojrzenie na t�um krzykn��:
� Aghoo uda si� w stron� s�o�ca zachodz�cego!
I daj�c szybki znak braciom pu�ci� si� wzd�u� moczar�w.
Naoh zdecydowa� si� nie tak szybko. Pragn�� nacieszy� sw�j wzrok postaci� Gamli. Sta�a pod jesionem tu� za gromadk� z�o�ona z Wodza, Gouna i starc�w. Naoh przybli�y� si�, widzia� j� nieruchom�, z twarz� zwr�con� w stron� sawanny. We w�osy wplot�a kwiaty lilii i nenufar�w koloru ksi�yca; wydawa�o si�, �e sk�ra jej promienieje jakby �wiat�em silniejszym od �wiat�a �wie�ych strumieni i zielonego mi��szu drzew.
Naoh wch�ania� bujno�� �ycia, dr�cz�ce, nigdy nie ukojone pragnienie, ��dz� budz�c� trwog�, kt�ra odradza �ycie zwierz�t i ro�lin. Wezbrane serce dech mu zapiera�o, by� pe�en tkliwo�ci i gniewu; wszyscy, kt�rzy oddzielali go od Gamli byli mu r�wnie nienawistni jak synowie �ubra lub Po�eracze Ludzi.
Podni�s� zbrojne w top�r rami� i rzek�:
� C�rko Moczar�w! Naoh albo nie wr�ci, zginie w ziemi, w wodzie, w brzuchu hien, albo przyniesie Ogie� Ulhamrom. Przyniesie Gamli muszli, kamieni niebieskich, z�b�w Lamparta i rog�w �ubra.
Na te s�owa wzrok jej, w kt�rym drga�a rado�� dzieci�ca, spocz�� na wojowniku. Ale Fauhm, zniecierpliwiony, przerwa� podnieconym g�osem:
� Synowie �ubra ju� znikli za topolami.
Wtedy Naoh zwr�ci� si� na po�udnie.
Naoh, Gaw i Nam dzie� ca�y w�drowali przez sawann�. By�a jeszcze w pe�nym rozkwicie: trawy sz�y za trawami jak id� za sob� fale morskie. Ugina�a si� od podmuchu wiatru, p�ka�a od s�o�ca, rozsiewa�a w przestrze� mnog� dusz� zapach�w; by�a gro�na i p�odna, jednostajna w ca�o�ci, r�nolita w szczeg�ach, wytwarzaj�c tyle� zwierz�t, co kwiat�w, tyle� jaj, co nasion.
W�r�d lasu traw, wysp z ja�owca, p�wysp�w z wrzos�w prze�lizgiwa�y si� babki, dziurawce, sza�wia, jaskry, krwawniki, silenie i rze�ucha. Gdzieniegdzie naga ziemia, powierzchnia pierwotna, do kt�rej ro�lina nie mog�a przytwierdzi� swych rdzeni niezmo�onych, �y�a powolnym �yciem minera�u. To znowu ukazywa�y si� malwy i r�e dzikie, jasienie, koniczyna czerwona lub krzaki ogwie�d�one.
Wznosi�y si� pag�rki, dr��y�y doliny, drzema�y bagna roj�ce si� od owad�w i p�az�w. G�az przedpotopowy prostowa� sw�j profil mastodonta7. Wida� by�o uciekaj�ce antylopy, gryzonie, saigi, p�dz�ce wilki lub psy, wznosz�ce si� dropie lub kuropatwy, szybuj�ce grzywacze, �urawie i kruki; konie, mu�y i �osie galopowa�y stadami. Szary Nied�wied� o ruchach wielkiej ma�py i Nosoro�ec, silniejszy od Tygrysa i prawie tak niebezpieczny jak Lew Olbrzymi, myszkowa� po zielonej ziemi. �ubry ukaza�y si� na skraju horyzontu.
Naoh, Nam i Gaw obozowali tego wieczora u podn�a ma�ego pag�rka; nie przeszli dziewi�tej cz�ci sawanny, nie widzieli nic, pr�cz rozg�o�nym szumem faluj�cych traw. Grunt by� p�aski, jednostajny i smutny; wszystkie widoki �wiata odtwarza�y i rozprasza�y si� w bezmiarze ob�ok�w i zmierzchu.
Patrz�c na ich tysi�czne ognie, Naoh duma� o p�omyku, kt�ry szed� zdoby�. Wydawa�o si�, �e wystarczy wspi�� si� na pag�rek, wzi�� ga��� sosnow� i chwyci� ni� iskr� z tego ogniska, kt�re poch�ania�o zachodni niebosk�on. Chmury poczernia�y. Tylko otch�a� purpurowa pozosta�a d�u�ej w g��binach przestworzy, kamyki �wiec�cych gwiazd ukazywa�y si� jedne za drugimi; powia�o oddechem nocy.
Naoh, przyzwyczajony czuwa� przy Ogniu, tej jasnej przegrodzie, postawionej przed morzem ciemno�ci, poczu� sw� bezsilno��. Szary Nied�wied� m�g� si� zjawi�, lub Tygrys, Lampart czy Lew, chocia� rzadko zap�dzali si� na szeroki step. Jedno stado �ubr�w mog�o zala� sw� fal� kruche cia�a ludzkie. Wilki w gromadzie posiada�y te� pot�g� wielkich drapie�nik�w, g��d uzbraja� je w odwag�.
Wojownicy nakarmili si� surowym mi�sem. By�a to smutna uczta: lubili zapach pieczonego jad�a. Po czym Naoh obj�� pierwsz� stra�. Ca�a jego istota wch�ania�a w siebie noc. By� on cudownym naczyniem, do kt�rego przenika�y wszelkie przedziwne w�a�ciwo�ci wszech�wiata. Wzrokiem chwyta� gr� �wiat�a, blade rysy, pe�ganie cienia i wznosi� si� pomi�dzy gwiazdy; s�uchem rozr�nia� podmuch wiatru, p�kanie ro�lin, lot owad�w i drapie�nego ptactwa, ch�d i pe�zanie zwierz�t; odr�nia� z daleka poszczekiwanie szakala, �miech hieny, wycie wilk�w, krzyk or�a, zgrzyt pasikonik�w; nozdrzami wci�ga� tchnienie kwiatu zakochanego, radosna wo� traw, cuchn�ce wyziewy drapie�nik�w, md�y lub pi�mowy od�r gad�w. Sk�ra jego dr�a�a od tysi�cznych przemian gor�ca i zimna, wilgoci i suszy, wra�liwa na ka�dy odcie� wietrznego powiewu. Tak �y� tym wszystkim, co wype�nia�o przestrze� i trwanie.
To �ycie nie przychodzi�o mu z �atwo�ci�, by�o twarde i pe�ne grozy. Wszystko, co budowa�o to �ycie, mog�o je te� zniszczy�; trwa�o za� jedynie przez czujno��, si��, chytro��, przez niestrudzon� walk� wydan� otoczeniu.
Naoh wypatrywa� w ciemno�ciach k�y co tn�, pazury co szarpi�, oko p�omienne po�eraczy mi�sa. Wiele z nich rozpoznawa�o w ludziach pot�ne zwierz�ta i nie zatrzymywa�o si� wcale. Przesz�y hieny o szcz�kach od lwich straszniejszych, kt�re jednak nie lubi�y walki, przedk�adaj�c mi�so martwe. Przesz�a gromada wilk�w i zatrzyma�a si�: zna�y pot�g� liczby, odgadywa�y, �e s� r�wnie silne jak Ulhamrowie. Na razie g��d nie dokucza� im zbytnio; tropi�y one antylopy. Przesz�y psy, podobne wilkom; d�ugo wy�y oko�o pag�rka. To grozi�y, to podchodzi�y jeden lub drugi ukradkiem. Niech�tnie napastowa�y pionowego zwierza. Ongi� obozowa�y liczn� gromad� w pobli�u hordy; po�era�y och�apy i przy��cza�y si� do polowa�. Goun zawar� przymierze z dwoma psami, kt�rym rzuca� jelita i ko�ci. Zgin�y w walce z dzikiem. Przymierze z innymi zosta�o uniemo�liwione, poniewa� Fauhm obj�wszy dow�dztwo, nakaza� wyr�n�� je do nogi.
Takie przymierze poci�ga�o Naoha; odczuwa� w nim now� moc, wi�cej bezpiecze�stwa i wi�cej w�adzy. Ale w�r�d sawanny sam z dwoma wojownikami spostrzeg� gro��ce niebezpiecze�stwo, pokusi�by si� o przymierze z ma�� ilo�ci� zwierz�t, ale nie z ca�� gromad�.
Psy tymczasem zaciska�y ko�o, g�osy ich rozlega�y si� rzadziej, oddechy stawa�y si� bardziej przyspieszone. Naoh by� tym poruszony. Wzi�� gar�� ziemi i cisn�� w najzuchwalszego, krzycz�c:
� Posiadamy oszczepy i maczugi, kt�rymi �mier� zadawa� mo�emy Nied�wiedziom, �ubrom i Lwom...
Pies, trafiony w pysk i zaskoczony brzmieniem s��w, uciek�. Inne pocz�y nawo�ywa� si� i jakby naradza�. Naoh rzuci� now� gar�� ziemi:
� Jeste�cie za s�abi, aby walczy� z Ulhamrami! Id�cie szuka� antylop i t�pi� wilki. Pies, kt�ry jeszcze si� zbli�y, powlecze swe wn�trzno�ci.
Nam i Gaw, obudzeni g�osem wodza, powstali; ich pojawienie si� zadecydowa�o o odwrocie zwierz�t.
Naoh szed� siedem dni, unikaj�c zasadzek �wiata. Mno�y�y si� one w miar�, jak przybli�ali si� do lasu. Pomimo, �e by� on oddalony jeszcze o kilka dni pochodu, zapowiada� si� ju� k�pami drzew i pojawianiem si� du�ych drapie�nik�w. Noce sta�y si� przykre. Ulhamrowie widzieli Tygrysa i Wielk� Panter�. Pracowali d�ugo przed zmierzchem, aby otoczy� si� przeszkodami. Szukali wg��bie�, pag�rk�w, ga��zi, g�az�w, g�stych zaro�li; unikali drzew. �smego i dziewi�tego dnia cierpieli pragnienie. Ziemia nie mog�a ani ze �r�de�, ani z bagien darzy� ich wod�. Trawy stepu blad�y, gady, pozbawione wilgoci, l�ni�y w�r�d kamieni. Owady wprawia�y przestrze� w niepokoj�ce drganie mkn�c w�ykowatymi liniami miedzi, jaspisu, szyldkretu, rzuca�y si� na wojownik�w, wbijaj�c w ich sk�r� swe ostre ��d�a.
Dziewi�tego dnia, kiedy cie� sta� si� d�u�szy, ziemia pocz�a nabiera� �wie�o�ci, pulchnia�a; ze wzg�rz powia� zapach wody i pokaza�o si� stado �ubr�w, post�puj�cych w kierunku po�udnia. W�wczas Naoh rzek� do swych towarzyszy:
� B�dziemy pi� przed zachodem s�o�ca!... �ubry id� do wodopoju.
Nam, syn Topoli i Gaw, syn Saigi, wyprostowali swe wysch�e postacie. Byli to m�odzie�cy zr�czni, lecz trudni w wa�eniu si� na krok stanowczy. Nale�a�o wpoi� w nich odwag�, zaparcie si�, wytrzyma�o�� na b�l i ufno��. W zamian ofiarowywali sw� powolno��, daj�c� urabia� si� jak glina. Sk�onni do zapa�u, skorzy byli do puszczania w niepami�� cierpienia i do u�ywania rado�ci �ycia. A �e gdy byli sami, �atwo tracili g�ow� wobec przyrody i zwierz�t, poddawali si� wi�c jednostce. Tote� Naoh dostrzega� w nich trwanie swej w�asnej mocy �ycia. R�ce mieli zr�czne, nogi gi�tkie, oczy daleko widz�ce, s�uch czu�y. Ka�dy w�dz m�g� wydoby� z nich niechybne korzy�ci. Do�� by�o, aby poznali jego wol� i odwag�. Ot� odk�d wyruszyli, serca ich coraz bardziej przywi�zywa�y si� do Naoha. By� dla nich wcieleniem gatunku, pot�g� ludzk� wobec okrutnej tajemnicy wszech�wiata, schronieniem os�aniaj�cym ich podczas miotania w��czni� lub r�bania toporem. Cz�sto, kiedy szed� przed nimi, upojony porankiem, dumny ze swych silnych mi�ni i szerokiej piersi, dr�eli z dzikiego, prawie tkliwego podniecenia, wszystkie ich zmys�y radowa�y si� jak drzewa bukowe s�o�cem. Raczej wyczuwa� ich ni� rozumia�; z tych istot, zwi�zanych z jego losem, wyrasta�a jego w�asna osobowo��, bardziej wieloraka, bardziej z�o�ona, bardziej pewna zwyci�stwa i zniweczenia zasadzek.
D�ugie cienie ci�gn�y si� od pni drzew, trawy nasyca�y si� obfitymi sokami, s�o�ce w miar�, jak si� w otch�a� nieznan� zanurza�o, coraz wi�ksze przybiera�o rozmiary i bardziej ��t� barw�; stado �ubr�w po�yskiwa�o jak rzeka, wzbieraj�ca p�owymi wodami.
Ostatnie w�tpliwo�ci Naoha rozproszy�y si�. W pobli�u, za lawin� wzg�rz, by� wodop�j. Upewnia�y go w tym jego zmys�y i mnogo�� zwierzyny, skradaj�cej si� drog�, jak� przesz�y �ubry. Nam i Gaw, wci�gaj�c nozdrzami �wie�y dech ziemi, r�wnie� wiedzieli o tym.
� Trzeba wyprzedzi� �ubry � rzek� Naoh.
Obawia� si�, �eby wodop�j nie by� za w�ski, a olbrzymy nie zagrodzi�y do� dost�pu. Wojownicy przyspieszyli kroku, chc�c dosta� si� przed stadem do przesmyku wiod�cego przez wzg�rza.
Liczebno�� stada, rozwaga starych byk�w oraz zm�czenie m�odzi czyni�y ich poch�d powolnym. Ulhamrowie zyskiwali na drodze. Inne zwierz�ta trzyma�y si� tego samego sposobu post�powania. Wida� by�o biegn�ce lekkie antylopy, gazele, muflony, os�y oraz p�dz�ce na prze�aj stado koni. Wiele z nich przeprawia�o si� ju� przez w�w�z.
Naoh znacznie wyprzedzi� �ubry. B�dzie mo�na pi� bez po�piechu. Kiedy ludzie dosi�gli najwy�szego wzg�rza, �ubry pozosta�y prawie tysi�c �okci w tyle.
Nam i Gaw przyspieszyli jeszcze biegu. Pragnienie ich wzmaga�o si�. Okr��yli wzg�rze, wst�pili do w�wozu. Woda, matka �yciodajna wyda�a si� im tak samo dobroczynn�, jak ogie�, a mniej srog�. By�o to prawie jezioro, roz�o�one u podn�a �a�cucha skalnego. Poprzecinane p�wyspami, podsycane z prawej strony falami rzeki, z lewej stacza�o si� w przepa��. Mo�na by�o dosta� si� do niego trzema drogami: przez rzek�, przez w�w�z, kt�rym przeszli Ulhamrowie i jeszcze innym przej�ciem pomi�dzy ska�ami a jednym z pag�rk�w. Poza tym zewsz�d wyrasta�y �ciany bazaltowe.
Wojownicy radosnym okrzykiem powitali zwierciad�o wody. Zarumieniona pomara�czow� czerwieni� zachodz�cego s�o�ca, gasi�a pragnienie smuk�ych antylop, ma�ych przysadzistych koni, stepowych os��w o drobnych kopytach, brodatych muflon�w, kilku saren, czyni�cych mniej szmeru od li�ci opadaj�cych, starego �osia, z kt�rego �ba niejako drzewo wyrasta�o. Jeden tylko dzik, brutalny, k��tliwy i ponury, pi� bez trwogi. Inne strzyg�y uszami z oczami pe�nymi l�ku, gotowe w ka�dej chwili do ucieczki, stwierdza�y prawo �ycia � nieustann� trwog� s�abych.
Nagle wszystkie uszy nastroszy�y si�, �by zwr�ci�y si� ku niewiadomemu. Nagle nast�pi� ruch, by� szybki, pewny, pozornie tylko chaotyczny. Konie, os�y, antylopy, muflony, sarny, �o� ucieka�y zachodnim przej�ciem, ton�c w potokach szkar�atnych promieni. Jeden dzik tylko pozosta� obracaj�c ma�e, krwi� nabieg�e oczy w jedwabiu powiek. Pojawi�y si� wilki du�ego gatunku, zamieszkuj�ce tak lasy, jak i stepy, na wysokich nogach, o pot�nych pyskach, blisko osadzonych oczach, kt�rych ��te spojrzenia, zamiast rozprasza� si� jak u trawo�ernych, ze�rodkowa�y si� na �upie. Naoh, Nam i Gaw trzymali w pogotowiu oszczepy i w��cznie, podczas gdy dzik podnosi� zakrzywione k�y i gromko chrapa�. Chytre oczy wilk�w i czujne nozdrza mierzy�y nieprzyjaciela. Wyczuwa�y w nim niebezpiecze�stwo, pogoni�y w stron� uciekaj�cych.
Po ich odej�ciu zaleg�a g��boka cisza. Ulhamrowie, ugasiwszy pragnienie, pocz�li si� naradza�. Zmierzcha�o, s�o�ce zapad�o za ska�y. By�o ju� za p�no na dalsz� drog� � gdzie obra� schronisko?
� Zbli�aj� si� �ubry! � rzek� Naoh.
Lecz w tej samej chwili zwr�ci� g�ow� w kierunku zachodniego przej�cia. Trzej wojownicy nas�uchiwali, po czym legli na ziemi�.
� To, co tam idzie, to nie s� �ubry � szepn�� Gaw.
A Naoh potwierdzi�:
� To s� Mamuty!
Zbadali po�piesznie okolic�. Rzeka ukazywa�a si� pomi�dzy bazaltowym wzg�rzem i �cian� z czerwonego porfiru, dok�d prowadzi� wyst�p na tyle szeroki, aby da� przej�cie du�emu drapie�nikowi. Ulhamrowie wspi�li si� na�.
W kamiennej otch�ani woda p�yn�a w cieniu i wiecznym p�mroku. Niekt�re drzewa, powalone i powyrywane przez wzburzone �ywio�y lub przez w�asny ci�ar, rozpostar�y si� poziomo nad przepa�ci�. Inne wyrasta�y z g��bi czelu�ci cienkie i nadzwyczajnie d�ugie, zatracaj�c ca�� sw� �ywotn� si��, utrzymuj�c� koron� li�ci w krainie bladych pod�wit�w. A wszystkie po�erane przez g�sty jak kud�y nied�wiedzie mech, d�awione przez liany, toczone przez grzyb, rozwija�y niezniszczaln� cierpliwo�� istot pokonanych.
Nam pierwszy spostrzeg� jak�� jaskini�. Niska i p�ytka wdra�a�a si� nieprawid�owo. Ulhamrowie, nim weszli, badali j� d�ugo wzrokiem. Wreszcie Naoh, pochylaj�c g�ow�, rozdymaj�c nozdrza, wszed� pierwszy. Na ziemi le�a�y ko�ci z resztkami sk�ry, rogi, rosochy �osia, szcz�ki. Gospodarz ujawnia� natur� my�liwca pot�nego i gro�nego. Naoh nie przestawa� w�szy� jego wyziew�w.
� To jaskinia Szarego Nied�wiedzia � o�wiadczy�. � Nie by�a zamieszkana prawie od ostatniego ksi�yca.
Nam i Gaw zupe�nie nie znali tego pot�nego zwierza. Ulhamrowie koczowali w okolicach nawiedzanych przez Tygrysa, Lwa, �ubra, a nawet Mamuta, dok�d Szary Nied�wied� trafia� rzadko. Naoh spotka� go niegdy� podczas jednej z dalekich wypraw; wiedzia� o jego okrucie�stwie �lepym jak u nosoro�ca, o sile dor�wnuj�cej Lwu Olbrzymiemu, o szalonej i niewyczerpanej odwadze. Jaskinia by�a opuszczona: czy to dlatego, �e zwierz porzuci� ja, czy to, �e przeni�s� si� na par� tygodni lub na t� por� roku, czy te� spotka�o go nieszcz�cie, gdy przeprawia� si� przez rzek�. Przekonany, �e zwierz tej nocy nie powr�ci, Naoh postanowi� zaj�� jego schronisko. Podczas gdy o tym m�wi� swoim towarzyszom, rozleg� si� wzd�u� ska� i w�d rzeki g�uchy �oskot; �ubry przyby�y. Pot�ne ich g�osy, jak lwie poryki, rozbrzmiewa�y echem po dziwnej okolicy.
Naoh nie m�g� bez zmieszania s�ucha� odg�os�w tych olbrzymich stworze�; cz�owiek bowiem ma�o polowa� na Tura i �ubra. Byki osi�ga�y wzrost, si�� i zwinno��, jakie potomstwu ich nie mia�y by� wi�cej znane; p�uca ich nape�nia�y si� powietrzem obfitszym w tlen. Mo�e zmys�y ich nie by�y bardziej czu�e, ale jednak by�y one �ywsze i bardziej �wiadome. Zna�y przynale�ne im stanowisko, nie obawia�y si� du�ych drapie�nik�w, chyba �e by�y s�absze, pozostawa�y w tyle lub zab��ka�y si� samotnie w sawannie.
Trzej Ulhamrowie wyszli z jaskini. Piersi ich od widoku, jaki roztacza� si� przed nimi, dr�a�y ze wzruszenia. Serca ich zna�y wspania�o�ci dzikiej natury. Ich ciemna umyslowo�� pojmowa�a bez s��w, bez my�li si�� �ywio�ow� pi�kna, kt�re drga�o w g��bi ich w�asnej istoty. Przeczuwali zawrotn� tragedi�, z kt�rej po wielu wiekach wy�oni si� tw�rczo�� wielkich barbarzy�c�w.
Ledwo zd��yli wyj�� z p�mroku, gdy podnios�y si� inne gromkie odg�osy, kt�re przeci�y pierwsze, jak top�r tnie mi�so �ani. By� to krzyk podobny do warkotu b�bna, mniej gro�ny, mniej miarowy, s�abszy od ryku �ubr�w. Zapowiada� jednak�e najwi�ksze ze stworze�, jakie b��dzi�y po powierzchni ziemi. W owych czasach Mamut kr��y� niepokonany. Wzrost jego oddala� Lwa i Tygrysa, zniech�ca� Nied�wiedzia Szarego. Cz�owiek nie mia� przed up�ywem tysi�cy lat zmierzy� si� z nim. Jeden tylko Nosoro�ec, za�lepiony i bezmy�lny, odwa�y� si� z nim walczy�.
By� on szybki, zwinny, niestrudzony, zdolny wspina� si� na g�ry, rozumny i obdarzony niezwyk�� pami�ci�, chwyta�, obrabia� i mierzy� wszelkie rzeczy swoj� tr�b�, bada� ziemi� olbrzymimi k�ami. Kierowa� swymi wyprawami przemy�lnie i zna� w�asn� przewag�. �ycie dla� by�o pi�kne. Zdrowa krew kr��y�a w jego �y�ach. Nie ma w�tpliwo�ci, �e jego �wiadomo�� by�a bardziej jasna, jego odczucie natury bardziej wnikliwe ni� u s�oni, spodlonych d�ugowieczn� niewol� u cz�owieka.
Zdarzy�o si�, �e wodzowie �ubr�w i Mamut�w zbli�yli si� jednocze�nie do brzegu w�d. Mamuty, trzymaj�c si� swego prawa, uwa�a�y, �e to im nale�y si� pierwsze�stwo; prawo to nie spotyka�o si� ze sprzeciwem ani ze strony Tur�w, ani �ubr�w. Tu jednak�e �ubry zosta�y podra�nione. Przyzwyczajone bowiem by�y, �e inne trawo�erne ust�powa�y im, przy tym prowadzi�y ich byki ma�o znaj�ce Mamuta.
A �e osiem czo�owych byk�w by�o olbrzymiego wzrostu � najwi�kszy si�ga� rozmiar�w Nosoro�ca � cierpliwo�� ich trwa�a kr�tko a pragnienie si� wzmog�o. Widz�c, �e Mamuty chcia�y przej�� pierwsze, wznosz�c �by wyda�y gardziel� wyd�t� jak kobza przeci�g�y okrzyk wojenny.
Mamuty zatr�bi�y. By�o to pi�� starych samc�w o cielskach jak pag�rki, o nogach jak k�ody. Ich k�y d�ugo�ci dziesi�ciu �okci by�y zdolne przebija� d�by na wylot. Tr�by ich by�y podobne do czarnych pyton�w, �by do g�az�w; porusza�y si� w sk�rze, grubej jak kora starych wi�z�w. W tyle post�powa�o d�ugie stado koloru gliny...
Tymczasem ma�e ruchliwe oczy zwr�cone by�y na byki. Stare Mamuty, pokojowo usposobione, niewzruszone i zamy�lone, zagradza�y drog�. Osiem �ubr�w o leniwych �renicach, o grzbietach pag�rkowatych, o k�dzierzawych brodatych �bach, o rozchodz�cych si� �ukowatych rogach wstrz�sn�o g�stymi, ci�kimi, zab�oconymi grzywami. G��bi� swego instynktu pojmowa�y pot�g� nieprzyjaciela, lecz ryki stada podnieca�y w nich zapa� wojenny. Najwi�kszy z nich, w�dz wodz�w, pochyli� zwarty �eb z po�yskuj�cymi rogami, run�� z kopyta naprz�d jak wielki pocisk i podskoczy� do najbli�szego Mamuta. Kolos, uderzony w �opatk�, chocia� os�abi� cios tr�b�, pad� na kolana. �ubr prowadzi� dalej walk� z zawzi�to�ci� w�a�ciw� jego gatunkowi. Mia� przewag�. Jego stalowy r�g powt�rzy� uderzenie a Mamut tylko i to nie bardzo sprawnie pos�ugiwa� si� sw� tr�b�. W tej walce mi�ni �ubr uosabia� zuchwa�e szale�stwo, burz� zmys��w, o kt�rych m�wi�y zamglone oczy, drgaj�cy k��b, zapieniony pysk oraz pewne, kr�tkie, szybkie, powtarzaj�ce si� ruchy. Gdyby mu si� uda�o obali� przeciwnika i rozpru� mu brzuch, gdzie sk�ra by�a mniej gruba, a cia�o bardziej wra�liwe, zosta�by zwyci�zc�.
Mamut zdawa� sobie z tego spraw�, umi�owa� nie da� si� powali�, a niebezpiecze�stwo zmusza�o do zachowania zimnej krwi. Wystarczy�by mu jeden tylko wysi�ek, aby powsta�, lecz do tego trzeba by�o, by �ubr zwolni� swe uderzenia.
Pozosta�ych samc�w w pierwszej chwili walka zaskoczy�a. Cztery Mamuty i siedem byk�w sta�o naprzeciw siebie w nat�eniu pe�nym grozy. �aden z nich nie okazywa� ch�ci wmieszania si�. Sami czuli si� zagro�eni. U Mamut�w pojawi�y si� pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Najwy�szy z nich dm�c tr�b�, poruszy� napi�tymi jak wielkie b�ony uszami, podobnymi do olbrzymich nietoperzy i ruszy� naprz�d. Niemal jednocze�nie ten, kt�ry walczy� z bykiem, zada� gwa�towny cios tr�b� w nogi przeciwnika. Z kolei �ubr zachwia� si�, a Mamut powsta�. Pot�ne zwierz�ta znowu znalaz�y si� oko w oko. Przyp�yw sza�u zawirowa� w czaszce Mamuta, podni�s� tr�b� i wydawszy ostry krzyk rozpocz�� natarcie. Zakrzywione k�y podrzuci�y �ubra, gruchoc�c mu ko�ci, po czym Mamut, pochyliwszy si�, uderzy� tr�b�. Ze wzmagaj�c� si� w�ciek�o�ci� gni�t� ka�dun przeciwnika, depta� jelita, a zmia�d�ywszy mu �ebra, zanurzy� we krwi a� po pier� swe potworne nogi. Straszliwe j�ki konania umilk�y w �oskocie walki: rozpocz�� si� b�j wielkich samc�w. Siedem �ubr�w i cztery Mamuty run�y na siebie, za�lepione w�ciek�o�ci�, jaka ogarnia�a podczas pop�ochu, kiedy zwierz� zupe�nie zatraca wszelk� nad sob� w�adz�. Zawrotny sza� opanowa� stada. G��bokie poryki �ubr�w zderza�y si� z ostrymi d�wi�kami g�osu Mamut�w. Nienawi�� podnieca�a te d�ugie fale cielsk, te potoki �b�w, rog�w, k��w i tr�b.
Przewodnicy � samce a� dysza�y walk�. Ich pot�ne cielska obraca�y si� jakby w olbrzymim mrowisku, podobne do wielkiej miazgi mi�sa, pe�nej b�lu i w�ciek�o�ci. Przy pierwszym zderzeniu przewaga okaza�a si� po stronie �ubr�w, kt�re liczb� przewy�sza�y Mamuty. Jeden z nich zosta� powalony przez trzy byki, drugi � unieruchomiony konieczno�ci� obrony. Ale dwa inne odnios�y szybkie zwyci�stwo. Run�wszy murem na przeciwnik�w zak�u�y ich, zadusi�y i porozrywa�y, wi�cej czasu trac�c na tratowanie ofiar ni� na sam� walk�. Spostrzeg�szy niebezpiecze�stwo, gro��ce towarzyszom, natar�y. Trzy �ubry, kt�re zaciekle napastowa�y powalonego olbrzyma, zosta�y napadni�te znienacka. Wywr�ci�y si�, jak ra�one piorunem; dwa z nich roztratowano, trzeci umkn��. Jego ucieczka poci�gn�a te byki, kt�re jeszcze walczy�y, i �ubry pozna�y, co znaczy pot�ga nag�ego strachu. Z pocz�tku niepok�j jak przed burz�, jaka� cisza, jaka� dziwna bezw�adno�� ogarn�a ca�e stado. Nast�pnie drganie b��dnych oczu, jaki� tupot, podobny do chlupotu padaj�cego deszczu i odwr�t rw�cy jak potok. Ucieczka zmieni�a si� w b�j w w�skim przej�ciu; ka�de zwierz� przetworzy�o si� w uciekaj�c� moc �ywio�u, w pocisk pop�ochu. Silni przewracali s�abych, szybcy gnali na grzbietach drugich, podczas gdy ko�ci trzeszcza�y, jak drzewa wywracane przez huragan.
Mamuty nie my�la�y o pogoni. Raz jeszcze da�y dow�d swej pot�gi, raz jeszcze poczu�y w sobie w�adc�w ziemi. I zast�p olbrzym�w koloru gliny, o d�ugich szorstkich w�osach, o twardych grzywach ustawi� si� na brzegu wodopoju i zacz�y pi� tak gwa�townie, �e woda opada�a w kotlinach, jakie wydr��y�a u brzegu.
Na sk�onie wzg�rz fala mniejszych zwierz�t, kt�re nie och�on�y jeszcze od widoku walki, patrzy�a jak Mamuty gasi�y pragnienie. R�wnie� Ulhamrowie patrzyli w os�upieniu na jedno z wi�kszych wydarze� przyrody. A Naoh, por�wnuj�c w�adcze zwierz�ta z Namem i Gawem, ich drobne ramiona, cienkie nogi i w�skie torsy z tymi nogami twardymi jak d�by, z tymi cielskami wynios�ymi jak opoki, zdawa� sobie spraw� ze znikomo�ci i krucho�ci cz�owieka, tego n�dznego �ycia, tu�aj�cego si� po powierzchni sawanny. Duma� te� o Lwach ��tych, o Lwach Olbrzymich, o Tygrysach, z kt�rymi si� spotka w pobliskim lesie, a pod kt�rych pazurem cz�owiek lub �o� s� tak samo bezsilni, jak grzywacz w szponach or�a.
W jaskini
Mia�o si� ku trzeciej zmianie nocnego czuwania. Ksi�yc, bia�y jak kwiat powoju, znaczy� drog� wzd�u� ob�ok�w. Fale jego �wiat�a sp�ywa�y na rzek� i milcz�ce ska�y, roztapiaj�c jedne za drugimi cienie majacz�ce u wodopoju. Mamuty odesz�y. Od czasu do czasu mo�na by�o dostrzec pe�zaj�ce zwierz� lub jak�� sow� na skrzyd�ach milczenia. A Gaw, na kt�rego przypad�a kolej czuwania, pilnowa� wej�cia do jaskini. By� znu�ony. Jego leniw� i przelotn� my�l budzi�y jedynie to raptowne ha�asy, to wzmagaj�ce si� lub rozchodz�ce nowe zapachy, to znowu ucichanie lub podrywy wiatru. �y� w jakim� odr�twieniu, gdzie wszystko by�o znieczulone pr�cz uczucia niebezpiecze�stwa i musu. Nagle pomkn�a antylopa; podni�s� g�ow�. Po drugiej stronie rzeki, na �ci�tym wierzcho�ku wzg�rza ujrza� jakie� grube zarysy stworzenia, kt�re kroczy�o ko�ysz�c si�. Cz�onki ci�kie, a jednak zwinne, �eb pot�ny, zw�ony u paszczy, jaka� niesamowita zjawa cz�owieka � wskazywa�y Nied�wiedzia. Gaw zna� Nied�wiedzia Jaskiniowego, olbrzyma o czole wypuk�ym, kt�ry �y� spokojnie w swych schronieniach i na pastwiskach, ro�lino�erc�, kt�rego jedynie g��d sk�ania� do karmienia si� mi�sem. Ten, co si� zbli�a�, nie zdawa� si� by� podobnym do tego gatunku. Gaw upewni� si� o tym, ujrzawszy jego zarys w �wietle ksi�yca: ze sw� sp�aszczon� czaszka, z szarawym poszyciem, ca�ym swym wygl�dem, jak to spostrzeg� Ulhamr, okazywa� pewno�� siebie, groz� i okrucie�stwo drapie�nych zwierz�t. By� to Szary Nied�wied�, wsp�zawodnik Wielkich Kot�w.
Gaw przypomnia� sobie legendy, opowiadane przez tych, co bywali na wy�ynach. Szary Nied�wied� powala �ubra lub Tura i unosi ich z wi�ksz� �atwo�ci� ni� Lampart antylop�. Jego pazury mog� od jednego uderzenia rozp�ata� pier� lub brzuch cz�owieka. Dusi konia w swych �apach. Nie obawia si� Tygrysa i Lwa P�owego. Stary Goun przypuszcza, �e ust�puje jedynie przed Lwem Olbrzymim, Mamutem albo Nosoro�cem.
Syn Saigi nie uczu� tej nag�ej trwogi, jakiej by dozna� wobec Tygrysa. Przypuszcza�, �e Nied�wied� ten jest r�wnie niewra�liwy i dobroduszny, jak spotykany przez niego Nied�wied� Jaskiniowy. Na razie to wspomnienie uspokoi�o go, lecz ruchy drapie�nika w miar�, jak jego zarys stawa� si� wyra�niejszy, wydawa�y si� bardziej podejrzane tak dalece, �e Gaw postanowi� zwr�ci� si� do wodza. Wystarczy�o dotkni�cie jego r�ki; z cienia wy�oni�a si� wysoka posta�.
� Czego chce Gaw? � rzek� Naoh pojawiaj�c si� u wyj�cia jaskini.
M�ody koczownik wskaza� r�k� w kierunku wierzcho�ka wzg�rza. Oblicze wodza zas�pi�o si�:
� Szary Nied�wied�!
Naoh wzrokiem pocz�� bada� jaskini�. Zd��y� uprzednio nagromadzi� kamienie i ga��zie, pr�cz tego kilka pobliskich g�az�w mog�o utrudni� dost�p. On jednak�e zamy�la� ucieczk�, a odwr�t by� mo�liwy tylko od strony wodopoju. Gdyby zwierz szybki, niezmordowany i zawzi�ty postanowi� ich �ciga�, dogoni�by prawie na pewno. Pozostawa� jedyny ratunek: wspi�� si� na drzewo. Szary Nied�wied� nie wdrapywa� si�. Natomiast by� zdolny czeka� niesko�czenie d�ugo, a w pobli�u wida� by�o tylko drzewa o cienkich ga��ziach.
Czy srogi zwierz widzia� Gawa, skurczonego, upodobnionego do otaczaj�cych g�az�w, bacz�cego aby nie zrobi� jednego zbytecznego ruchu? Czy to by� mieszkaniec jaskini, powracaj�cy do niej po d�ugiej wyprawie? Gdy Naoh rozwa�a� te pytania, zwierz pocz�� schodzi� ze stromej pochy�o�ci. Dotar�szy do gruntu mniej niewygodnego, podni�s� �eb, pocz�� wietrzy� wilgotne powietrze i ruszy� k�usem. Przez chwil� dwaj wojownicy s�dzili, �e si� oddala�. Ale on zatrzyma� si� na wprost miejsca, gdzie kraw�d� ska�y by�a dost�pna. Wszelki odwr�t stawa� si� niemo�liwy. W g�rze kraw�d� ko�czy�a si� ostr� ska��. Chc�c spu�ci� si� w d�, trzeba by�o ucieka� przed oczyma zwierza; m�g�by bowiem w�wczas przeprawi� si� przez w�sk� rzek� i zagrodzi� im drog�. Nie pozostawa�o nic innego, jak czeka�, by zwierz odszed� lub przyj�� jego natarcie w jaskini.
Naoh obudzi� Nama i wszyscy trzej zabrali si� do staczania pod jaskini� g�az�w.
Po chwilowym wahaniu Nied�wied� postanowi� przeprawi� si� przez rzek�. Wyl�dowa� z powag� i wygramoli� si� na kraw�d�. W miar� jak si� zbli�a� lepiej by�o wida� jego pot�ne mi�nie. Czasami w �wietle ksi�yca b�ysn�y jego k�y. Nam i Gaw dr�eli. Mi�o�� �ycia rozsadza�a im serca. Poczucie bezsilno�ci zapiera�o dech. M�oda krew t�tni�a, jak l�k t�tni w trwo�liwej piersi ptak�w. Sam Naoh nie by� spokojny. Zna� przeciwnika, wiedzia�, �e nie trzeba mu by�o wiele czasu, by zada� �mier� trzem ludziom. A Jego gruba sk�ra i ko�ci z granitu by�y prawie niedost�pne dla ran, jakie mog�y zada� w��cznia, top�r lub oszczep.
Tymczasem koczownicy ko�czyli uk�ada� w stos g�azy. Wkr�tce pozosta� z prawej strony na wysoko�ci cz�owieka jeden tylko otw�r. Gdy Nied�wied� zbli�y� si�, potrz�sn�� grzmi�cym �bem i spojrza� z zak�opotaniem. Bo chocia� zwietrzy� ludzi i s�ysza� ha�as ich pracy, nie oczekiwa�, i� znajdzie zaparty dost�p do legowiska, gdzie sp�dzi� tyle lat. W czaszce jego zacz�o si� kojarzy� jakie� niejasne zestawienie pomi�dzy zawalon� jaskini�, a tymi, co j� zajmowali. Poza tym, poznawszy wyziewy stworze� s�abych, kt�rych mi�sem spodziewa� si� uraczy�, nie wykazywa� �adnej przezorno�ci, by� tylko zdziwiony. Przeci�gn�� si� w �wietle ksi�yca, wystawia� pier� srebrzyst� i ko�ysa� sto�kowat� paszcz� � czu� si� dobrze w swoim futrze. Potem rozz�o�ci� si� bez powodu, bo by� natury zgry�liwej i brutalnej, kt�rej obca by�a rado�� i pocz�� wydawa� chrapliwe pomruki. Wreszcie, zniecierpliwiony, wyprostowa� si� na tylnych �apach, podobny do w�ochatego wielkoluda o nogach zbyt kr�tkich, a nadmiernym tu�owiu i pochyli� si� nad pozostawionym otworem.
W p�mroku Nam i Gaw trzymali w pogotowiu topory, syn Lamparta podni�s� maczug�. Oczekiwano, �e zwierz wsunie najpierw �apy, co pozwoli�oby ci�� po nich. Lecz w otworze pokaza� si� jego ogromny �eb pokryty g�stymi kud�ami, z wargami ociekaj�cymi �lin�, z z�bami spiczastymi jak ostrza w��czni. Topory spad�y, maczuga zawirowa�a lecz wobec wyst�p�w znajduj�cych si� ko�o otworu by�a nie do u�ycia. Nied�wied� rykn�� i cofn�� si�. Nie by� raniony. Ani jeden �lad krwi nie czerwieni� si� na jego paszczy. Ruch szcz�k, roz�arzone �renice �wiadczy�y o wzburzeniu obra�onej si�y.
W ka�dym razie nie zlekcewa�y� nauczki, zmieni� spos�b post�powania. Zwierz ryj�cy, obdarzony wyostrzonym poczuciem przeszk�d, wiedzia�, �e lepiej jest niekiedy je rozwala�, ni� wdziera� si� wprost w niebezpieczne przej�cia. Obmaca� zapor�, popchn�� j�, ruszy�a si� pod naciskiem.
Potw�r wzmaga� sw�j wysi�ek, pracuj�c �apami, barami, czaszk�. To rzuca� si� na przeszkod�, to poci�ga� j� l�ni�cymi pazurami. Napocz�� j� i, znalaz�szy s�abe miejsce, zachwia� ni�. Odt�d ca�a jego zaciek�o�� skupi�a si� na tym s�abym miejscu. Okaza�o si� ono dla niego tym bardziej korzystne, �e r�ce ludzi by�y za kr�tkie, by mog�y go dosi�gn��. Naoh i Gaw, nie trac�c czasu na pr�ny trud, podparli na wprost Nied�wiedzia chwiej�c� si� �cian� i uda�o si� im powstrzyma� j�, podczas gdy Nam, wychylaj�c si� przez otw�r, pilnowa� jego �lepia, w kt�re zamierza� pu�ci� strza��.
Wkr�tce oblegaj�cy spostrzeg�, �e owo s�abe miejsce przesta�o poddawa� si� jego wysi�kom. Ta niepoj�ta zmiana, przecz�ca jego wieloletniemu do�wiadczeniu, wprawi�a go w zdumienie i rozj�trzy�a. Zatrzyma� si�, siedz�c na zadzie, przygl�da� si� zaporze, obw�chiwa� j� i potrz�sa� �bem z niedowierzaniem. Wreszcie, jakby podejrzewaj�c, �e uleg� z�udzeniu, powr�ci� do niej. Pchn�� �ap�, barami, a przekonawszy si�, �e op�r trwa, poniecha� wszelkiej ostro�no�ci i podda� si� w�adzy swej bezwzgl�dnej natury. Pozostawiony otw�r przykuwa� jego uwag�, wydawa� si� jedyn� dost�pn� drog�. Rzuci� si� ku niemu z zaciek�o�ci�. �wisn�� grot i ugodzi� go blisko powieki. Nie os�abi�o to jednak natarcia, kt�re by�o druzgoc�ce. Ca�y ten splot nerw�w i mi�ni, ta bry�a mi�sa tryskaj�ca krwi�, skupi�a si� w jedn� moc wybuchow� � �ciana run�a.
Naoh i Gaw odskoczyli w g��b jaskini. Nam znalaz� si� w u�cisku potwornych �ap. Nie my�la� zgo�a o obronie, by� jak antylopa schwytana przez Wielk� Panter�, jak ko�, powalony przez Lwa. Z wyci�gni�tymi ramionami i rozwartymi ustami oczekiwa� �mierci w zupe�nym odr�twieniu. Lecz Naoh, zrazu zaskoczony, odzyska� natychmiast zapa� bojowy jaki stwarza wodz�w i zachowuje gatunek. Jak Nam zapami�ta� si� w bierno�ci, tak on zapami�ta� si� w walce. Odrzuci� top�r, kt�ry uwa�a� za zb�dny i porwa� obur�cz d�bow� s�kat� maczug�. Zwierz poczu� jego blisko��. Zaniecha� na razie zg�adzenia bezsilnej zdobyczy, drgaj�cej pod nim, zwr�ci� ca�� sw� si�� na przeciwnika. �apy i k�y uderzy�y jak grom. W tej samej chwili Ulhamr opu�ci� mac