1930
Szczegóły |
Tytuł |
1930 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1930 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1930 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1930 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Szaman morski"
autor: Karol Olgierd Borchard
Projekt ok�adki wg pomys�u
. ' K. O. Borchardta wykona�a Ewa Totwen
Ilustracje i reprodukcje: Ewa Totwen, Gra�yna Kilarska
aktor
Alin lczak
edaktor hniczny
'bi molar~~ 9
ekta ~
Gra�yna Masalska
Aniela Wilkanowicz
@ Copyright by Karol Olgierd Borchardt, Gda�sk 1985
ISBN 83-215-5190-4
Wydawnictwo Morskie Gda�sk 1985
Wydanie pierwsze. Nak�ad 199750 + 250 egz.
Ark. wyd. 16,22. Ark. druk. 16 + 3 ark. wk�adek offset.
~eaE~clrin~Q. Ri.k710'~ g.
Oddano do sk�adana w grudniu 1984 r.
Podpisano do druku w listopadzie 1985 r.
Zak�ady Graficzne w Gda�sku, ul. Trzy Lipy 3
Zam. nr 335 E-4
Narodziny Szamana Morskiego
SZAMAN MORSKI - tytu� nadany przeze mnie kapitanowi Eus-
tazemu Borkowskiemu jako bohaterowi ksi��ki - n a r o d z i � s i �
w lutym 1942 roku w Szkocji a podn��a g�ry Tinto. Znalaz�em si�
tam na skutek ( p r a w d o p o d o b n i a ) skrzepu w g�owie.
Uderzy-
�em si� g�ow� o nadburcie �odzi ratunkowej, gdy usi�owa�em si�
dosta� do niej po storpedowaniu "Pi�sudskiego" w dniu 26 listopada
1939 roku na Morzu P��nocnym. Na "Pi�sudskim" by�em starszym
oficerem.
B�le g�owy powodowane tym skrzepem by�y tak wielkie, �e posta-
nowiono mnie u�pi� na dwa tygodnie. B�le ust�pi�y, ale razem ze
snem. Po trzech kompletnie bezsennych miesi�cach sp�dzonych w
szpitalu pod opiek� najlepszych specjalist�w medycyna zachowa�a
si� w stosunku do mnie podobnie jak to pani w naszym Or�owie,
nios�ca telewizor. Zapytana przez przechodnia, gdzie jest ulica
Prze-
bendowskich, powiedzia�a: "Prosz�, niech pan potrzyma telewizor".
Gdy si� go pozby�a, roz�o�y�a szeroko r�ce i powiedzia�a: "N i a
wiem!"
Otrzyma�em wysok� do�ywotni� pensj� komandorsk� oraz dwie
dobre rady: �ebym cieszy� si� z �ycia i sam sobie radzi�. Zaopatrzy�em
si� w mikroskop oraz akwarele i z nimi spocz��em na bezludnych
wrzosowiskach otaczaj�cych g�r� Tinto po rzek� Klajd� (Clyde),
poniewa� cz�owiek NIE�PI�CY nie nadaje si� zupe�nie do �ycia
towarzyskiego. Pomimo do�ywocia, jak na owe czasy bardzo "syte-
go", po o�miu bezsennych miesi�cach tam sp�dzonych uda�o mi si�
przy pomocy Hatha-Yogi wresxcie zasn��. '
W okresie tej bezsenno�ci, maj�c czar nieograniczony do dwu-
dziestu czterech godzin na dob�, postanowi�em spe�ni� przyrzecze-
nie dane kapitanowi Marnertowi Stankiewiczowi, gdy rozmawia�em
. 5
z nim, stoj�c nad jego grobem-przed wyjazdem na m.s. "Chrobry" w
1940 roku na stanowisko starszego oficera-�e napisz� ksi�ik� o nim.
Szybko uda�o mi si� da� tytu� ksi��ce i rysunek na obwolucie. Tytu�:
ZNACZY KAPITAN. Na obwolucie - kolorowy strz�p r�kawa mun-
duru z czterema pastrami i kotwic� nad nimi, poniewa� mia�em
zamiar pisa� o nim wy��cznie jako o kapitanie okr�tu. Opowiada�
mia�o by� trzydzie�ci siedem (trzy i siedem by�y to ulubione liczby
kapitana). Na tym na razie zako�czy�o si� moje pisanie tej ksi��-
ki.
Dotychczasowe moje PI�MIENNICTWO by�o w�a�ciwie nijakie i
dziecinne. Podczas okupacji Wilna przez Niemc�w, od 19 wrze�nia
1915 do 1 stycznia 1919 roku, matk� moj� aresztowano za ksi��eczk�
"Czy wiesz, trim jeste�?". Uwa�ali�my si� za Litwin�w, a znakomita
wi�kszo�� mieszka�c�w Wile�szczyzny na pytanie o narodowo��
odpowiada�a: TUTEJSZY. Matka moja usi�owa�a przeciwdzia�a� nie-
mieckiej akcji przesiedlenia na Wile�szczyzn� miliona trzystu
tysi�cy osadnik�w niemieckich w rzekomo niepodleg�ej, bo pod
protektoratem niemieckim, Litwie. Przesiedlenie to zaplanowane
by�o po spisie ludno�ci, maj�cym wykaza�, �e Wile�szczyzna jest
zamieszka�a przez rdzennych Litwin�w.
Mia�em jedena�cie lat, gdy matk� moj� osadzono w wi�zieniu, a
ojczyma wys�ano do obozu na Pomorzu. Jesieni� 1916 roku zacz��em
chodzi� do trzeciej klasy gimnazjalnej Zwi�zku Nauczycielstwa Pol-
skiego. W tej klasie wydawana by�a przez starszych ode mnie kole-
g�w - Jana �liwi�skiego, Wac�awa Ursyna, Szantyra i G.ajdzisa -
gazetka pod tytu�em "R�g". Has�o gazetki brzmia�o: P�JDZIEM,
GDY ZAGRZMI Z�OTY R�G. Redakcja mie�ci�a si� w r o g a klasy.
Zaproszony zosta�em do zespo�u redakcyjnego, po narysowaniu na
tablicy pi�knego or�a, pocz�tkowo na "etat" ilustratora, p��niej kon-
tynuowa�em grac� mojej matki, pisz�c artyku�y pod tytu�em "Laszka
synowa". W domu mia�em dostateczn� ilo�� materia��w zebranych
przez ni� na ten temat.
Adam Mickiewicz w "czaruj�cy" spos�b przedstawi� w "Trzech
Budrysach" zagony Litwin�w, jakie n�ka�y Pol:k� od 1201 roku
p,Iawie przez dwa wieki. Dociera�y one nieomal pod sam Krak�w, bo
~~ Tarnowa, uprowadzaj�c niekiedy po czterdzie�ci tysi�cy bra�-
c�w. WPd�u~ oblicze� na jednego Litwina przypada�o nieraz po
6
dwadzie�cia "Laszek synowych", a nie jedna "wychuchana" pod
burk�.
Po roku matka wr�ci�a z wi�zienia. W kilka miesi�cy po jej
powrocie zmar� m�j dziad, �jciec matki. Podczas jego pogrzebu o
kilka mogi� dalaj pochowano ma��e�stwo. Zmar�o jedno po drugim,
w odst�pie paru godzin, pozostawiaj�c trzy nieletnie c�rki, Mari�,
Jank� i Zori�, bez �rodk�w do �ycia. Matka moja zabra�a dziewczynki
do naszego domu. Nale�a�y do s�awnej rodziny aktorskiej Leszczy�-
skich. Przywioz�y ze sob� wiele rekwizyt�w teatralnych, w�r�d nick
mundury szwoleier�w, dzi�ki kt�rym mog�em w minimalny spos�b
odwdzi�czy� si� moim �ywicielom z okresu pobytu matki w wi�zie-
niu.
Matk� moj� Niemcy aresztowali 19 czerwca 1916 roku. Sko�czy�y
si� lekcje w szko�ach, a wraz z nimi przesta�o istnie� jedyne �r�d�o
mego wy�ywienia, jakim by�a wydawana nam co dzie� przez Gim-
nazjalny Komitet Rodzicielski jedna kromka PRAWDZIWEGO
chleba -bez dodatku brukwi - oraz miseczka zupy z kilku
ziarnkami
p�caku i grochu.
W naszym mieszkaniu zakwaterowa� agent policji niemieckiej -
wobec czego~znajomi i krewni, kt�rzy wiedzieli, �e by�em �ledzony,
nie mieli mo�no�ci kontaktowania si� ze mn�. Ja tak�e do nikogo si�
nie zbli�a�em. W tej beznadziejnej sytuacji przyszed� do. nhnie m�j
r�wie�nik Anto�, s�siad z przylegaj�cego do naszego podw�rka
domu. Bawi�c si� w Indian, stali�my si� bra�mi przez po��czenie jego
i mojej krwi z naci�tych no�em ramion oraz po wym�wieniu zakl�-
cia: '
- Unkas (Anto�) jest bratem Tenangi. Howgh!!!
- Tenanga (to ja) jest bratem Unkasa, Howgh!!!
Anto� podarowa� mi pi�kny sztylet kor�yka�ski w srebrnej opra-
wie. Wiedzia� o aresztowaniu matki i ojczyma. O �ywno�� jednak
~nia�em si�. nie martwi�, poniewa� on ma "otriad" sk�adaj�cy si� z
`` pi��dziesi�ciu ludzi. (Zabawa w wojn� by�a w�wczas jak najbardziej
z,, modna). "Otriad" ten przez ca�y rok z nara�eniem �ycia zdobywa�
dla
'~ mnie po�ywienie w nocnych wyprawach na pomocnicze tabory nie-
~�~nieckie, stoj�ce na placu przed dawn� szko�� junkiersk� ko�o
-,A j ZAKR�TU. Uwa�ali oni, �e odbieraj� Niemcom to, co ci zrabowali
-',`:�vil�a siebie w naszym kraju. v
Oczarowany mundurami szwole�er�w, postanowi�em ~napisa�
dramat historyczny "Ksi��� J�zef pod Raszynem" i odegra� go, za
zgod� panien Leszczy�skich, w owych mundurach na naszym pod-
w�rku. Wybra�em Raszyn, bo nie by�o potrzeby u�ywa� na scenie
koni. Nie potrzebuj� dodawa�, �e rol� ksi�cia J�zefa gra�em ja sam.
Najpi�kniejszym dla mnie sukcesem tego przedstawienia by�o przy-
j�cie przez moich r�wie�nik�w~ywicieli dla ich oddzia�u mian�
PIERWSZEGO SZWADRONU imienia ks. J�zefa Poniatowskiego.
Podobno Persowie twierdz�, �e dobry kogut w jajku pieje! Tyle w
nim "napia�em".
Natomiast je�li chodzi o pisanie przeze mnie list�w, przypomina
mi si� opinia moich koleg�w, �e jeden list na trzydzie�ci lat - to
wszystko, czego mog� si� ode mnie spodziewa�.
W gifnnazjum, podbity zwi�z�o�ci� wypowiedzi Cezara i na�ladu-
j�c jego VENI VIDI VICI, wypracowanie na temat "Dziad�w" Adama
Mickiewicza uj��em w jednym zdaniu: "�Dziady<e Adama Mickiewi-
cza przypominaj� mi powiedzenie: Z MEGO WIELKIEGO B�LU
MOJA MA~.A PIOSENKA!" Nauczyciel, pan Stolarzewicz, postawi�
ocen� "bardzo dobrze" za "gl�bokie przemy�lenie tematu i rzeczowe
uj�cie ca�o�ci w jednym zdaniu".
Natomiast pani Zofia Domaniewska na moich wypracowaniach z
j�zyka francuskiego oraz pracach z historii powszechnej i Polski
do
oceny dopisywa�a uwag�: "Gimnazjum nie jest urz�dem pocztowym
do nadawania telegram�w!"
Obarczony wspomnieniami o Cezarze, zabra�em si� do spe�nienia
"�lubu", czyli napisania ksi��ki o kapitanie Mamercie Stankiewiczu
-
w�r�d pustkowia szkockich wrzosowisk, gdy "reszta �wiata we krwi i
�zach ton��a".
Przypomnia�o mi si�, �e podobno Henryk Sienkiewicz, zabieraj�c
si� do pisania - to znaczy bior�c pi�ro do r�ki - mia� ju� ta�e
opowiadanie gotowe w pami�ci. Nale�a�o je tylko mechanicznie
utrwali� na papierze. U siebie w tym momencie stwierdzi�em w
g�owie absolutn� pr��ni�. Pocieszaj�c si�, z�o�y�em to na karb tra-
p~�cej mnie kilkumiesi�cznej ca�kowitej bezsenno�ci. Si�gn��em po
lll�zitpn~ w pokoju, w kt�rym mieszka�em, ksi��k�: "Samouczek
j��~r)~a w�oskiego". Zostawi� j� to prawdopodobnie jaki� polski
wojak, kt�rego oddzia� t�dy przechodzi�, a on sam w pokoju tym
zanocowa�. Trafi�em w niej na w�osk� "maksym�", jak nale�y pisa�.
Ot�i PISA� NALE�Y TAK, �EBY BY~.O ~.ADNIE!
Poniewa� nie tylko nie umia�em, ale i nie wiedzia�em, jak nale�y
pisa�, postanowi�em pisz�c zwraca� wy��cznie uwag� na to, ieby by�o
"�adnie", bez ogl�dania si� na prawdziwo�� i �cis�o�� fakt�w, bez
ujmowania tego, co warto na�ladowa�, a co mia�o by� najwa�niej-
szym zadaniem w mojej zamierzonej ksi��ce o kapitanie Mamercie
Stankiewiczu.
O czym�e wi�c mam pisa�? W mesach naszych transatlantyk�w
nieustaj�cym tematem by�y zadziwiaj�ce wyczyny kapitana Eusta-
zego Borkowskiego. Zawodowi opowiadacze dowcip�w nigdy nie
prze�cign�li w swych fantazjac~ na temat kapitana Eustazego tych
CUD�W, kt�re on sam wyczynia� lub opowiada�. Pobudk� do nich
by�a jego nienasycona ch�� prze�cigr~i�cia konkurencji w popular-
no�ci a pasa�er�w. Postanowi�em rozpocz�� od opisania zas�ysza-
nych lub przeze mnie widzianych poczyna� kapitana Eustazego.
Opowiada� postanowi�em napisa� siedemna�cie. Tytu� ksi�iki?
Pod wzg��dem fantazjowania kapitan Eustazy przypomina� mi
Zag�ob� z Try�ogii Sienkiewicza. Ale Zag�oba by� zawsze sob�, a
,kapitan Eustazy stale GRAS. rol� kapitana, a wi�c AKTOR MORSKI?
Tytu� nic w�a�ciwie nie m�wi�cy. ARTYSTA MORSKI? Poczynania
kapitana Eustazego nie zawsze by�y artystyczne. ZAGLOBA MOR-
SKI? Zag�oba nigdy nie u�ywa� SI� WY�SZYCH, natomiast szafowa�
nimi kapitan Eustazy, nie licz�c si� z nikim i z niczym. A wi�c?
SZAMAN MORSKI! Mia�em zatem ju� tytu�. Po napisaniu zaplano-
wanych siedemnastu opowiada� chcia�em si� zorientowa�, czy
potrafi� wykona� PORZAIDNIE przyrzeczenie z�o�one na grobie
~apitana Mamerta Stankiewicza.
Adorowane przeze mnie V~:NI VIDI VICI by�y teraz raczej przeszko-
d�. Pisz�c, nie liczy�em si� przecie� nawet z prawdziwo�ci� fakt�w.
Ijsi�uj�c pisa� "�adnie", te� nie mia~em poj�cia, na czym to �ADNIE
ma polega�.
Pierwszymi czytelnikami tych opowiada� byli uczniowie z �ag-
'`lowca szkolnego "Dar Pomorza", na kt�rym, jako zast�pca
kapitana,
yby�em z ch�opcami do Anglii jesieni� 1989 roku: Przyje�d�ali do
;r..xnnie do Szkocji na ki�ka dni odpoczynku, schodz�c na urlop z
"~'~~� naszych okr�t�w wojennych. Niekt�rzy przez ca�y pobyt a mnie
8 'fit ~~ 9
prawie nic nie m�wili. Musieli swe prze�ycia uporz�dkowa�, by o
nich opowiada�. Wyje�diaj�c, tylko pytali, czy mog� zn�w przyje-
cha� na kilka dni, by odpocz��. Moje opowiadania bardzo im si�
podoba�y. Poczu�em; �e le�� "znaczy, na rumbie", jak by powiedzia�
kapitan Stankiewicz, i zacz��em pisa� intensywniej.
Odwiedzi� mnie Kot (Konstanty) Kowalski. By� inspektorem za�o-
gowym w polskim Ministerstwie �eglugi w Londynie, a przedtem
kapitanem "Daru Pomorza". Powiadomi�, ie mia�em by� opiekunem
uczni�w, kt�rzy pojechali do angielskiej Szko�y Morskiej w Sou-
thampton. Poniewa� by�em w�wczas w szpitalu, pojecha� kapitan
Antoni Zieli�ski.
Kotowi tak�e moje opowiadania si� spodoba�y. Najbardziej ucie-
szy�o mnie nie to, co m�wi�, a�e to, �e si� �mia� g�o�no, zapominaj�c o
mnie. Ludzie cz�sto u�miechaj� si�, widz�c co� �adnego, wobec tego
doszed�em do przekonania, �e pisz� �ADNIE, cho� zdawa�em sobie
spraw�, i� pisz� najbardziej nieprawdopodobne g�upstwa.
W Szkocji odwiedzi� mnie r�wnie� dyrektor departamentu; Leo-
nard Mo�d�e�ski, zabieraj�c ze sob� do Londynu kilka moich opo-
wiada�. Odes�a� je z opiniami Melchiora Wa�kowicza i Terleckiego.
Obaj nie wiedzieli, kim jestem. Wa�kowicz mia� powiedzie�: "Po co
ten cz�owiek marnuje temat? Przecie� z ka�dego opowiadania mo�na
napisa� ksi��k�, a nie jej streszczenie". Terlecki natomiast napisa�
wiele s��w zach�ty. W ten spos�b powsta�o siedemna�cie opowiada�
o Szamanie Morskim i trzydzie�ci siedem o Znaczy Kapitanie.
Po powrocie do kraju wydrukowa�em w miesi�czniku "Morze"
kilkana�cie opowiada� przeznaczonych do ksi��ki "Znaczy Kapi-
tan". Gdy to si� sko�czy�y, odda�em do druku opowiadania z "Sza-
mana Morskiego", bez przekonania o ich warto�ci, bez sprawdzania
prawdziwo�ci szczeg���w, ~w stanie zupe�nie surowym; tak jak je
napisa�em w Szkocji. Wreszcie chciano jo wyda�, ale okaza�o si�, �e
~SZAMAN MORSKI jest ZA CHUDY, jak na wymogi edytora. Zacz�-
�em go podtucza�. Dosz�y opowiadania us�yszane od kapitana Jana
Sfarzyckiego ("Opatrzno��") i kapitana Jerzego, Mieszkowskiego
("Hrabina" oraz "Bizony") jak r�wnie� zapami�tane przeze mnie
da",o mniejszym rozg�osie.Si�gt~��em tei sam i innych odsy�am
do ksi�iki by�ego pierwszego;o'ficera'u boku Borkowskiego, W�ady-
s�aws Mi�ewskiegat.;~:~orzd..i na l�dzie".
Kapitan Mamert Stankiewicz by� dla mnie TEZ� - mam na my�li
wz�r KAPITANA NAWIGATORA. Natomiast kapitan Eustazy Bor-
kowski, na podstawie moich w�asnych z nim prze�y� - ANTYTE-
z�.
Ale... nikt, czytaj�c, nie pot�pia� ZAG�OBY za to, �e zosta� regi-
mentarzem, innymi s�owy, sprawowa� funkcj� HETMANA - tym
bardziej nie pot�pi kapitana Eustazego Borkowskiego, �e by� kapi-
tanem �eglugi wielkiej i dowodzi� naszymi transatlantykami.
Natomiast w �adnym wypadku nie radzi�bym nikomu na�ladowa�
go, poniewa� cz�owiek ten mia� ABSURDALNE SZCZ��CIE, kt�re w
epoce iaglowc�w dla wielu armator�w by�o bardziej cenne ni� WIE-
DZA.
Ostatecznie oddaj�c "Szamana Morskiego" do druku pogrubi�em
go jeszcze historyjkami nie dotycz�cymi samego kapitana Eustazego
Borkowskiego. W��czy�em bowiem opowie�ci zwi�zane z inn�
barwn� postaci� floty polskiej, mianowicie z kapitanem Edwardem
Pacewiczem, zwanym Domejk�, tym bardziej �e obaj kapitanowie si�
zna�i-wszyscy zreszt� kapitanowie transatlantyk�w znali si� ze sob�
i w pewnym stopniu rywalizowali.
Zamykam ksi��k� "Ostatni� parad�" - syntetycznym uj�ciem
los�w naszych siedmiu transatlantyk�w, kt�re razem zaprezento-
wuj� na ok�adce.
r:
a i.,
X44 903
~.,
to
Loksodroma Szamana
W marcu 1931 roku do brzeg�w Ameryki P��nocnej zbli�a� si�
polski parowiec transatlantycki "Ko�ciuszka". Na jego pok�adzie, w
barze pasa�er�w kabinowych, odbywa�y si� "MISTERIA NA CZE��
SYNA POSEJDONOWEGO, Oriona, my�liwego, wzrostu tak olbrzy-
miego; ie kiedy brodzi� po najwi�kszych g��binach morza, g�ows'
jego wystawa�a jeszcze nad wod�".
Dusz� misteri�w by� kapitan statku, Eustazy Borkowski, s�ucha-
czami - grono wybranych przez kapitana dostojnych pasa�er�w.
Kapitan by� przej�ty sw� rol� gospodarza statku. Zabawiaj�c
swych go�ci jak umia� najlepiej, wskazywa� obecnym trzy gwiazdy
PASA ORIONA, m�wi�c:
- Ta pierwsza z lewej to Alnitax; gwiazda �rodkowa zwie si�
Anilam. A trzecia z prawej to Mintak. Wszystkie razem nazywane
s�
rozmaicie: Trzema M�drcami, Trzema Kr�lami, Trzema Z�otymi
Orzechami lub Trzema �r�d�ami Si�y. Ostatnia nazwa wydaj~ mi si�
najbardziej trafna. S�o�ce jest r�wnie� gwiazd�, a to trzy s� herol-
dami jego promieni, zebranymi przez z�ote grona winoro�li, i w
stanie p�ynnym stoj� przed nami. Mo�emy czerpa� z tych promieni
natchnienie, m�dro�� i czu� si� kr�lami. Z�otym Orzechem zwie si�
to, co daje nam rado��, a wi�c to, czego mo�emy si� spodziewa� od
tego, co kryj� w sobie trzy z�ote gwiazdy.
Trzy z�ote gwiazdy, o kt�rych kapitan mia� tak d�ugi wyk�ad,
zdobi�y nalepk� na butelce koniaku. Zawarty w niej z�oty p�yn by� t�
iyciodajn� si��, jak� kapitan podejmowa� swych dostojnych go�ci.
- Gwiazdy to - m�wi� - widziane przez nas przy stole, prowadz� w
wielk� podr�� nasze dusze; wid z mostku na niebie, piowadz�
nasze okr�ty, a od wiek�w na ]z~ipttorzu wskazuj� podr��nikom
dr�g� do upragnionego celu.<
12
Wsp��biesiadnicy wykazali wiele zainteresowania tym, do jakiego
stopnia dzisiaj jeszeze gwiazdy s� przewodnikami marynarzy na
morzu i w jaki spos�b marynarze nimi si� pos�uguj�.
-Szanowni panowie-wyja�nia� kapitan Eustazy-gdyby gwiazdy
' sta�y na miejscu, to w nocy mogliby�my je uwa�a� za latarnie mor-
skie. Niestety, z wyj�tkiem Gwiazdy Polarnej, dzi�ki kt�rej wiemy,
w
jakim kierunku jest p��noc, wszystkie inne zmieniaj� swe po�o�enie.
Je�liby Alnitax na przyk�ad sta�a w miejscu i wiedzieliby�my, �e pod
ni� znajduje si� Nowy Jork, to, steruj�c na ni�, szliby�my najkr�tsz�
drog� do naszego celu.
Drog� t� na morzu zwiemy ORTODROM� - po polsku znaczy to
tyle co PROSTOBIE�NIA. Nie widz�c na morzu miejsca przeznacze-
nia, musimy trzyma� si� kursu wskazanego przez kompas. Po�udniki
zbiegaj� si� na biegunach, wobec czego je�li nasz kurs nie jest p��-
nocny lub po�udniowy i nie idziemy po r�wniku, to id�c na �wiat�o
cey - nazwijmy to po marynarsku - po ortodromie, b�dziemy kaidy
po�udnik przecinali pod innym k�tem czy kursem. Trzymaj�c si�
kursu wed�ug wskaza� kompasu po linii przecinaj�cej po�udniki
pod tym samym k�tem, b�dzierny szli po linii sko�nej, zbli�onej do
spirali, a wi�c d�u�szej. Zwiemy j� z grecka LOKSODROM� - SKO�-
NOBIE�NI�.
Na mapie morskiej po�udniki s� wobec siebie r�wnoleg�e i proste,
a wi�c loksodroma wygl�da na niej jak linia prosta. Ale ortodroma,
mimo �e kr�tsza, na mapie wygl�da jak �uk wygi�ty ku biegunowi,
�uk, kt�rego ci�ciw� jest loksodroma, pomimo �e jest drog� d�u�-
__ sz�.
Ca�e towa~zystwo bez wyj�tku zapragn��o teraz ju� koniecznie
przekona� si� naocznie, �e fascynuj�ca gra s��w: D�U�SZA droga jest
lim� KR�TSZ�, a droga KR�TSZA jest lim� D�U�SZ� - nie jest
powiedzeniem go�os�ownym.
Kapitanowi nie pozosta�o nic innego, jak zaprosi� dostojnych
go�ci na mostek do kabiny nawigacyjnej, by przekona� ich, �e to, co
powiedzia�, jest prawd� - tym bardziej �e kabina znajdowa�a si� na
a'~` tym samym pok�adzie co bar.
W nawigacyjnej kapitan wydoby� map�, na kt�rej wielkim �ukiem
by�a po��czona droga przez ocean - od wysepki Rockall do po�ud-
niowego przyl�dka Nowej Fundlandii.
13
- Jak sami widz� szanowni panowie, jest to dla nas najkr�tsza
droga przez ocean i na tej linii teraz si� znajdujemy; posuwamy
si�
po niej w rzeczywisto�ci kr�tkimi odcinkami ~loksodromy, steruj�c
wed�ug kompasu. Gdybym przy�o�y� linijk� i po��czy� wysepk� Ro-
ckall z przyl�dkiem Race w Kanadzie, otrzymaliby�my na mapie
ci�ciw� tego �uku, ale to nie by�aby droga najkr�tsza.
Naraz jeden z pan�w powiedzia�:
-Ta cala historic przypomina mi strzelanie z karabinu do bardzo
odleg�ego celu. Podnosimy celownik~ tak, �e lufa skierowana jest
nie
wprost na cel, lecz znacznie wyiej, i kula, podobnie jak to
droga, leci
po hxku.
Kapitan Eustazy, zaskoczony tak niezwyk�ym dla niego podo-
bie�stwem obu problem�w i zastosowaniem go w nawigacji, zamilk�
zmieszany. Z k�opotu wybawi� go finny z pan�w, m�wi�c, �e zna
analogiczny wypadek do tego, jaki kapitan przed chwil� zademon-
strowa�. Zdarzy� si� on jednak nie na morzu, lecz na l�dzie... w
szkole
powszechnej.
-Na lekcji arytmetyki nauczyciel zaznaczy� na tablicy dwa punkty:
A i B. Wywo�a� jednego z uczni�w i poleci� mu wykre�li� najkr�tsz�
drog� pomi�dzy tymi punktami. Ch�opaczyna podszed� do tablicy i
bez pomocy linijki po��czy� oba punkty zygzakowat� lini�, z dziesi��
razy d�u�sz� od tej, kt�r� by otrzyma�, ��cz�c punkty lim� prost�.
"Kto ciebie tego nauczy�?" - spyta� zdumiony nauczyciel.
Ch�opiec, wcale nie zmieszany zdziwieniem nauczyciela, spokoj-
nie odpowiedzia�:
"M�j ojciec".
"Kim�c jest tw�j ojciec?" - zaciekawi� si� nauczyciel.
- A mo�e to by� syn naszego kapitana? - wtr�ci� si� do rozmowy
jeszcze jeden z dostojnych go�ci.
- No, tutaj to by�a zupe�nie inns historic - ko�ezy� sw�j "analo-
giczny wypadek" drugi z zabieraj�cych g�os w sprawie loksodromy. -
Prosz� sobie wyobrazi�, �e na pytanie nauczyciela, kim jest jego
ojciec, ch�opiec wyja�ni�: "M�~ ojciec jest w�a�cicielem i kierowc�
taks�wki".
Gdy nasycone widokiem ortadromy i loksodromy towarzystwo
znalaz�o aid zn�w w barze przy nape�nionych kielichach, kapitan
Eustazy zatbra� g�os, prosz�c o pozwolenie powiedzenia jeszcze
kilku
s��w na temat loksodromy. Po ch�rainej zac�cie us�yszanej od
wsp��biesiadnik�w, kapitan powiedzia�:
-Ch�opak ten nie by� moim synem, jak jeden z pan�w za�artowa�,
ale podobny wypadek mia�em w Pary�u, b�d�c prawie od dziesi�ciu
lat w�a�cicielem i kierowc� talrs�wki.
Przej�cie z TAKS�WKI na TR�NSATLANTYK mia�o w najwi�k-
a" szym skr�cie przebieg nast�pu~ ~r�c
Starania rodziny Eustazego Borkowskiego, rodem z Warszawy, by
nam�wi� go do powrotu do kraju (przekazywano dla niego pieni�-
dze i listy przez uprzejmego komandora Mieczys�awa Burhardta) nie
dawa�y rezultat�w. Dopiero po kilku latach dalszego taks�wkowania
"nieoczekiwana znajomo�� z SI~.� WY�SZ� ie�skiego rodzaju na
ministerialnym poziomie" - jak to okre�li� komandor Burhardt -
PRZENIOS�A Eustazego w 1929 roku z jego kierowniczego stano-
wiska we w�asnej taks�wce w Pary�u na kierownicze stanowisko
kapitana na parowcu "Premier" nale��cym do Polsko-Brytyjskiego
Towarzystwa Okr�towego. Ta sama "si�a wy�sza" przenios�a go w
lutym 1981 roku na kapitana parowca "Ko�ciuszko". Tak w jednym,
jak i w drugim wypadku Eustazy Borkowski "przychodzi� ju� na
GOTOWE" - to znaczy na regularn� lini� ze �wietnie wdro�on� do
s�u�by na niej za�og� i oficerami. Na "Premierze" zast�pi�- kapitana
Mamerta Stankiewicza; na "Ko�ciuszce", jak na razie, praktycznie
musia� jeszcze dzieli� w�adz� z poprzednim kapitanem, Du�czykiem
Mauritzenem. Oficerom pok�adowym na obu statkach, nie maj�cym
poj�cia o "si�ach wy�szych" rz�dz�cych kapitanem Eustazym, wyda-
wa� si� niekiedy Zag�ob� obwo�anym przed chwil� regimentarzem -
z powodu swoich osobliwych teorii z dziedziny nawigacji, kt�re
:, budzi�y w nich podziw zaprawiony niepokojem.
;., ~ Munduru kapitana Eustazego nie zdobi�y jeszcze ani krzy�e,
ani
'~" ordery, ani ich baretki, gdy w sw� pierwsz� podr�� na
transatlantyku
wyszedl w 1931 roku na "Kaziuka", ezyli 4 marca.
~�~ =< Prawdopodobnie ten sam podziw dla teorii nawigacyjnych
kapi-
-. tana Eustazego dzielili z oficerami akcjonariusze du�scy,
kt�rzy
' posiadali jeszcze ezterdzie�ci dwa procent akcji PTTO, czyli
Pol-
- ~kiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okr�towego. Nie dowierza-
j�c kwalifikacjom kapitana z dziesi�cioletni� praktyk� kierowcy
taks�wki, przydzielili mu jako asystenta dotychczasowego kapitana
14 ~ 15
,,Ko~cit~sz~ki", M~tmritzena, z wi�kszym prawdopodobnie od
oficjal-
~gc~r;~apitma zakresem w�adzy. "Przymioty" kapitana Mauritzena,
t~,ie jak nieograniczona pewno�� siebie, bezgraniczne prze�wiad-
azenie o swojej wy�szo�ci i wy�szym stanowisku praktycznym, stwo-
rzy�y kapitanowi Eustazemu w jego pierwszym transat�antyckim
rejsie na parowcu. "Ko�ciuszko" warunki niszcz�ce mu HUMOR,
KREW I ZDROWIE. Jak twierdeili ofcerowie pok�adowi, kapitan
Eustazy ezu� si� w tej podr��y niby Kolumb - niezupe�nie pewien
odkrycia przez siebie Nowego �wiata. �y� wci�� jeszcze wspomnie-
niami z dziesi�cioletniego okresu piastowania kierowniczego
stano-
wiska w taks�wce paryskiej.
- By�o to jakie� trzy later temu --m�wi� teraz kapitan Eustazy. -
Pewnego dnia, po odebraniu taks�wki z kosztownego remontu,
zosta�em b a z j a d n a g o SOU w kieszeni. W tej sytuacji
musia�em
z�apa� zamo�nego pasa�era-cudzoziemca. Od d�u�szego ju� czasu
sta�em pried dworcem St-Lazare, taksuj�c wzrokiem wychodz�cych.
Na pr��no. Kiedy ju� straci�em nadziej�, zobaczy�em go. Wygl�da�
na obywatela Stan�w Zjednoczonych. Wychyli�em si� szybko przez
okno i powiedzia�em po angielsku: "Yes, sir?!"
Na d�wi�k angielskiej mowy m��czyzna zatrzyma� si�. Twarz jego
przybra�a radosny wyraz: Spyta� po angielsku z ameryka�skim
akcentem:
"M�wisz po angielsku?"
"Yes, sir! - powt�rzy�em. - M�wi� nim tak, jerk gdybym �adnym
innym j�zykiern od dziecka nie m�wi�".
"To dobrze, dobrze - odpowiedzia�. - Zawie� mnie do hotelu
oTerminuscc ":
- Szanowni panowie! - kapitan Eustazy schyli� g�ow�. -Jeszcze raz
zmuszony jestem przypomnie�, �e by�em bez grosza i prosi� to
zebranych o ~@yrozumia�o��.
Wyskoczy�em szybko z taks�wki, otworzy�em drzwiczki od samo-
chodu, zabra�em Amerykaninowi z r�:k ne�eser i~gdy tylko pasa�er
wsiad�, ruszy�em jerk mog�em najszybciej pried siebie... zostawiaj�c
po lewej r�ce olbrzymi budynek hote�u "Terminus", do kt�rego
mia�em przewie�� nie�wiadomego sytuacji cudzoziemca.
Nale�a�o go teraz zaj�� mo�liwie najciekawsz� rozmow�. Tak�, by
straci� poczucie czasu. Po dziesi�ciu prawie latach je�d�enia w�asn�
.tzks�wk� zna�em ju� nie tylko ka�dy zau�ek w Pary�u, ale r�wnie�
go histori�, anegdoty o nim, a nawet piosenki. Potrafi�em prawie
wsze odgadn��, kogo co w Pary�u interesuje. Amerykan�w na og��
"<., teresowa�o wszystko i w przeciwie�stwie do Anglik�w byli roz-
~owni. Akurat dojecha�em do ulicy ~du Rocher.
;:..,best to bardzo ciekawa dzielnica - zacz��em. - Dawniej t�
dziel-
~` nic� przez d�ugie lath nazywano LA PETITE POLOGNE"".
v :Zauwa�y�em, �e m�j pasa�er ma zadowolony wyraz twarzy, doda�o
:j ~i to otuchy. Pomy�la�em, �e niczego nie spostrzeg� i ju� odwa�niej
~` ht�wi�em dalej:
~,W 1578 roku stan��o to dworem poselstwo polskie, kt�re przy-
by�o, by zaprosi� na tron Walezjusza. Poselstwo sk�ada�o si� z
trzystu
os�b i pi��dziesi�ciu powoz�w. Francuzom bardzo zaimponowali
Polacy w�adaj�cy kilkoma j�zykami, podczas gdy Francuzi m�wili
tylko jednym - swoim w�asnym. Ale najbardziej serce Pary�an pod-
bi�y konie, chyba najpi�kniejsze na �wiecie. Rz�dy ko�skie przy-
t~rane by�y srebrem i z�otem, a w bogatych strojach szlachty
polskiej
pXZyci�ga�y wzrok sobolowe ko�paki z pi�ropuszami, zdobnymi w
- elrogie kamienie. Francuzi, czuli na pi�kne rzeczy, nie mogli
zapom-
pie� Po�ak�w".
~. Tymczasem min��em bulwar Batignolles i wjecha�em na plac
Chchy.
,~Je�li pana to interesuje, to plac ten w 1814 roku r�wnie� by� pe�en
je�dEc�w, przeciwko kt�rym ch�opi francuscy, chroni�e ~� do miasta
s~ aH,ym dobytkiem, powznosili barykady. Stnczono walk� z je�d�-
cami. Byli to kozacy francuskiego emigrants, ksi�cia genera�s Lan-
' gna. Jerk pan widzi, Pary� jest miastem ciekawym. Dwie ulice -
na
,~.nej je�d�cy polscy, na drugiej kozacy. Teraz przejedziemy ko�o
sa~icjscowo�ci St Denis, w kt�rej na pewno modli�a si� Joanna
t~,''~Arc".
Objecha�em dooko�a ko�ci��ek, mijaj�c par� ulic. Po drodz~e obja�-
ni�em, ie Dziewica Orlea�ska modli�a si� tutaj pried szturmem na
bram� St Honore. Podczas szturmu zosta�a ranna, ale znalaz�a w
'"sobie tyle si�, �e i po szturmie tutaj si� modli�a.
Widz�c wyra�nie, ie mego pasa�era to, co m�wi�, interesuje i �e
` Mala Polska.
16 y,. 17
dobry nastr�j go nie opuszcza, odwa�nie wzi��em kurs na poiud-
niowy wsch�d, a potem.na po�udniowy zach�d, przez ulic� Riquet i
bulwar Vil�ette.
"Teraz-powiedzia�em-po lewej stronie b�dziemy mijali miejsca,
kt�re ja nazywam Ma�� Hiszpani�. W XVIII wieku odbywa�y si� tutaj
walki byk�w na wz�r hiszpa�skich widowisk. 14 kwietnia 1781 roku
w gazetach pisano: D'un taureau mis a mort par les toreadores
tel que le
spectacle se fait en Espagne". Ale by�y to nie tylko walki byk�w,
lecz i
innych zwierz�t z psami. Walczy�y nied�wiedzie, ody�ce, nawet
tygrysy i wilki. Walki anonsowano szumnymi tytu�ami w gazetach:
Grand Combat d'Animaux': Ci�gn��y si� to zabawy od po�owy XVIII do
po�owy XIX wieku".
Znalaz�em si� wkr�tce na ulicy Belleville.
"Ta ulica - m�wi�em - jest r�wnie s�awna jak tamte. Gdy tam ca�y
Pary� zbiera� si� na walki zwierz�t, to w owych latach w ka�dy T�usty
Wtorek ci�gn��y t�umy, by ogl�da� nie ko�cz�cy si� poch�d pierro-
t�w i arlekin�w, oton�cy w morzu winacc. Nast�pnie rozpo�zyna�y si�
zabawy, ba, orgie, trwaj�ce do p��nego ranks. Tysi�cami powoz�w
wracano do miasta, rycz�c i wrzeszcz�c, rozrzucaj�c cukierki i
pozo-
sta�e po libacjach przysmaki pomi�dzy tysi�ce gapi�w t�ocz�cych si�
wzd�u� ulic. Nosi�o to widowisko nazw� Descente de Courtille". By�o
tak
s�awne, �e istnia�o powiedzenie: Voir Paris sans la Courtille,
c'est voir Rome
sans le Pape". Ostatnie odby�o si� w 1888 roku".
Ja opowiada�em, a pasa�er wci�� pilnie i cierpliwie s�ucha�. Min�-
li�my bulwar Menilmontant, Avenue Philippe Auguste. i bulwar
Picpus.
"A oto bulwar i most pan�w de Bercy - zwr�ci�em uwag� mego
pasa�era. - By�a to jedna z najbogatszych rodzin w Pa.ry�u, znana
ju�
w XIV wieku, przede wszystkim z nieprawdopodobnego sk�pstwa.
Jednego z pan�w de Bercy przedstawi� Molier w oSk�pcu<c jako
Harpagona".
"O byku u�mierconym przez toreador�w w widowiaku na modt� hiszpa�-
-" . ..
"4' "Wielka walks zwierz�t". ` .
"Zjazd w Courtille".
"By� w Pary�u i nie widzie� Courtille - to by� w Rzymie i nie
widzie� papie-
ia".
- Po przejechaniu mostu trzyma�em kurs na zach�d, obja�niaj�c
;~,* mego pasaiera, �e niegdy� by�y tutaj najwi�ksze i najbujniejsze
y:~, pastwiska, �e pas�y si� tutaj stada najlepszego byd�a. St�d sz�o
do
Pary�a mi�so i mleko.
Oddalali�my si� coraz bardziej od centrum i od Sekwany, przy-
bli�aj�c .si� do niej jednocze�nie. Przejecha�em tak b�yskawicznie
'V bulwary de la Gare, Auguste i St Jacques, skr�ci�em w ulic�
Froide-
va~x i Avenue du Maine, dojecha�em do ulicy Vercingetorix (Wer-
cyngetoryksa).
"Widzi pan t� ulic�? - zwr�ci�em si� do swego Amerykanina. -
Nazwa jej ma przypomina� Francuzom jednego z najs�awniejszych
wodz�w Gall�w. Najdzielniej broni� Galii przed Rzymianami. Oble-
~any przez Cezara, zosta� wzi�ty do niewoli z powodu g�odu w
twierdzy. By� w orszaku Cezara, gdy ten odbywa� triumfalny wjazd
do Rzymu, a potem zosta� stracony. T� w�a�nie ulic� upodobali sobie
mo�ni wielkiego francuskiego �wiata. Sta�a przy niej niegdy� farms,
@ nazwa�bym j� miejscem rendez-vous magnat�w z pi�knymi da-
mami Pary�a. Przyje�d�ali tutaj, by si� bawi�, przebrani za pasterzy
i
plsterki. Z czasem farm� z~st�pi�a gospoda, kt�r� zaszczycali sw�
,dibecno�ci� przeciwnicy Burbon�w: Zola, Delacroix, Aleksander
Dumas i ich przyjaciele tych samych przekona�".
$ulwarami Vaugirard, Pasteura, Ganbaldiego i alej� Emila Zoli
'' ~dpjecha�em do Sekwany w dzie�nicy Grenelle.
.,. "Mo�e pan teraz zechce rzuci� okiem na to okolice. Tu prawdo-
_- ~otlobnie by�o najstarsze pole bitwy pomi�dzy Gallami a Rzymia-
~fi2imi. Gall�w prowadzi� Camulogena, stary, do�wiadczony wojow-
y, zaprawiony w bojach pod wodz� Wercyngetoryksa; legionami
zmskimi dowodzi� Labienus, jeden z najzdolniejszych i najdziel-
z~jszych oficer�w Cezara. Dzia�o si� to w 52 roku przed nasz� er�.
.v ~tymianie podeszli do Sekwany w okolicach mostu Mirabeau. To
f ,.:most, przez kt�ry teraz przeje�d�amy. Tam z dala wida� Alej�
~`(.ab�dzi, gdzie wykopano ��d� z tyeh w�a�nie czas�w, a w�a�ciwie
...bowy kad�ub, wzmocniony sze�cioma ko�kami ze �wierka. Masa-
Gall�w by�a straszna. W bitwie poleg� stary w�dz Camuloge-
. ",
- Tymczasem min�li�my Rue d'Auteuil i Avenue Mozart. Gdy mija-
'~"ii�my alej� Proudhona w dzielnicy La Muette, obja�ni�em mego
lg ~ 19
Amerykanina, �e przeje�diamy teraz przez dzielnic� NATURA-
LNYCH NAMI�TNO�CI I NATURALNYCH PRZYJACI�EK - tak
pozwol� sobie nazwa� wielkie damy Pary�a, na�laduj�ce �on� cesa-
rza rzymskiego, Klaudiusza - MESSALIN�. S�yn�� z tego pa�acyk
my�liwski, zbudowany dla Karola IX - le eH,.3teau de la Muette -
prze-
kszta�cony na rezydencj� dla Margot, siostry kr�la francuskiego
Henryka III, a Tony kr�la francuskiego Henryka IV - czaruj�cej sw�
pi�kno�ci�, razumem i wykszta�ceniem, bardziej jednak znanej ze
swych NATURALNYCH SEANS�W na bieli�nie po�cielowej koloru
czarnego w �wietle pochodni. W roku 1716 zamieszka�a w tyro pa�acu
DUCHESSE'a de Berry-prosz� nie myli� jej z pani� Dubarry (Jeanne
Becu du Barry). Ot�� duchesse'a (diuszesa) de Berry mia�a taki styl
iycia, �e j� zwano Messalin� - w pami�ci tkwi�o mi zapami�tanych
par� wierszy NA JEJ CZE��:
La Messaline de Berry
L'oeil en feu; l'a�r plein d'arrogance,
Dit en faisant charivari
Qu'elle est la premiere de France
Elle prend, ma foi, tout le train
D'etre la premiere putain.
Drugi zapami�tany przeze mnie wiersz zaprowadzi� w roku 1717
dwudziestotrzyletniego Voltaire'a po raz pierwszy do Bastylii,
jako
podejrzanego o jego autorstwo. Autor przyr�wna� w nim diuszes� de
Berry, jej ojca i siostr�, ale w szczeg�lno�ci j�; do bibtijnego
Lota i
jego dw�ch c�rek, a panu dobrze wiadomo, co zapisane jest w
Pierwszej Ksi�dze Moj�eszowej rozdzia� dziewi�tnasty, pomi�dzy
wersetami trzydzie�ci dwa a trzydzie�ci osiem.
Enfin, votre esprit est guer�
Des craintes du vulgaire:
Belle duchesse de Berry,
Achevez le mystere.
Un nouvCau Loth vous serf d epoux
Mere des Moabites,
Puisse bient6t mitre de vous
(ln peuple d'Ammonites.
Ws omnian rez denc' darowa� o'ciec diuszes de Berr Lud-
P � Y J� J Y Y
._, wikowi XV, gdy ten mia� zaledwie lat dxiewi��. Nieco p��niej
zamie-
szka�a w aiej comtessa de Mailly-Nesle, jedna z czterech si�str,
`~~ b�d�cych NATURALNYMI przyjaci��kami kr�la. Nast�pnie mie-
'..~ka�a tam jej siostra, diuszesa Chateaufort-Nesle, NATURALNA
~,p�ezyjaci��ka zar�wno kr�la, jak i kardyna�a Richelieu, i wreszcie
~iAJDRO�SZA NATURALNA PRZYJACI�KA Ludwika XV,' ma-
~'~liame de Pompadour, z pensj� miliona pi�ciuset tysi�cy frank�w
�lniesi�cznie. Interesuj�ca zapewne ~ jako MESSALINA, przez dwa-
dzie�cia lat fatalnie rz�dzi�a Francj� i kr�lem, nazywana PREMIE-
.~tEM W SP�DNICY. Po jej �mierci na jej etat wybrana zosta�a przez
~dyna�a Richelieu madame Dubarry.
@1 . I wreszcie w oczekiwaniu na ceremoni� �lubn� z Ludwikiem XVI
xamieszka�a w pa�acu Maria Antonina ze sw� NATURALN� przy-
y , jaci��k�, diuszes� Gabriell� de Polignac.
Tak dotarli�my do Lasku Bulo�skiego. Zna�em o nim chyba naj-
`'�' wri�cej historyjek, obwo��c cz�sto turyst�w z ich w�asnej woli.
Maj�c
�'' .iei~az nie�wiadomego swej roli turyst�-Amerykanina, liczy�em
na to,
-~ moje opowie�ci o Lasku Bulo�skim zainteresuj� go najbar-
dziej.
:, v "Dawno temu, od czas�w Gall�w i Rzymian, rozci�ga�y si� tutaj
olbrzymie last', miejsca wielkich �ow�w. By�o to zatrz�sienie
grubego
"' zwierza: nied�wied�ie, ody�ce, jelenie, no i wilki. W ci�gu wiek�w
.last' kurczy�y si� coraz bardziej. Nieomal doszcz�tni~e
wyniszczyli je
~tacjonuj�cy tutaj w 1814 roku kozacy ksi�cia Langrena. Ci sami, z
kt~3rymi walczyli ch�opi francuscy rna placu Clichy.
Do �ajwi�kszych ciekawostek Lasku Bulo�skiego nalei� poje-
dynki dam za czas�w Ludwika XV. Na bia�� bro� bi�y si� dwie
"naturalne" przyjaci��ki �piewaka Opery Paryskiej. Jedna by�a pary-
w �ank�, druga Polk�. Polka por�ba�a Francuzk� i zosta�a z rozkazu
i.udwika XV wydalona z Francji.
Y Inn� par� stanowi�y damy dworu, markiza Nesle i ksi�ina Polig-
5' W lac. Obie by�y NATURALNYMI PRZYJACI�@,KAMI Fronsaca, prze-
�wietnego diuka Richelieu. Obie by�y z nim szcz��liwe i obie nie-
szcz��liwie spotka�y si� a niego o tej samej godzinie, wskutek bez-
my�lnie wys�anych przez sekretarza diuka xaprosze�.
20 21
Pierwszy strza�, jako pozwanej, nale�a� do markizy de Nesle. Strze-
li�a, trafiaj�c w drzew�. Natomiast dysz�ca zemst� ksi��na de Polig-
nac zdecydowanie liragn��a przestrzeli� g�ow� znienawidzonej ry-
walki. Chybi�a i odstrzeli�a jej tylko koniuszek ucha.
Nie mniej g�o�ne z pofedynku by�y' jeszcze dwie inne panie.
Madame Theodora, tancerka Opery Paryskiej, i mademoiselle Beau-
mesnil, �piewaczka tej�e opery. �wiadkiem by�a Marie Madeleine
Guimard, tancerka Opery Paryskiej o osobliwym wdzi�ku, przez
dwadzie�cia pi�� lat nigdy nie za�miona gwiazda pierwszej wielko�-
ci. Co prawda bardziej g�o�na by�a ze swych NATURALNYCH DZI-
KICH ORGII, niespotykanego temperamentu i czaru, jaki roztaeza�a
w swoim w�asnym, prywatnym teatrze na pi��set miejsc, zwanym
�WI�TYNI� TERPSYCHORY, dost�pnym jedynie za olbrzymie
ceny bilet�w, i to dla bardzo uprzywilejowanych. Po dwudziestu
pi�ciu latach takiego n a t a r a 1 n a g o �ycia wysz�a za m�� za
kom-
pozytora piosenek; Jeana Despreaux.
Wracaj�c do pojedynkuj�cych si� pa�. W�a�nie obie by�y ju�, na
stanowiskach, ka�da z pistoletem w d�oni, gotowe do siebie
otworzy�
ogie�, gdy wpad� mi�dzy nie szef orkiestry operowej i rykn�� jak
m�g� najg�o�niej: rCEASE FIRE! Czyli: oZAPRZESTA� OGNIA~c Przy-
wyk�e widocznie �lepo s�ucha� swego dyrygenta, obie panie z�o�y�y
bro�.
Analogiczny wypadek zdarzy� si� z m��czyznami. Nie chcia�bym
ich wylicza�, bo to nic nadzwyczajnego, ale w takiej same]
sytuacji
znale�li si� mocno utytu�owani: ksi��� d'Artois, przysz�y kr�l Francji
Karol X, i ksi��� de Bourbon, ostatni z Kondeusz�w. W tym wypadku
pojedynek zosta� przerwany rozkazem kr�la".
Widz�� na twarzy porwanego przeze mnie Amerykanina coraz
wi�ksze zaciekawienie, postanowi�em go nadal bawi� tymi jui
mocno frywolnymi anegdotami.
"Pried nami w�a�nie Longchamp-obja�nia�em.-Nazwa powsta�~
od rzymskiego Longus Campus - Dhxgie Po�e, s�ynnego swego czasu
z parad pojazd�w i dam. Pierwsz� heroin� tej parady by�a madcr
~ix�k Le Duc w 1742 roku. Obsypana brylantami, dams to powcr~
~,~a sama sze�cioma malutkimi konikami, nie wi�kszymi od os�a.
W 1768 roku cx~ademoiselle Marie Madeleine Guimard, o kt�r�~ ~.,x
ju� panu m�wi�em, �e by�a �wiadkiem w pojedynku dw�ch artystek z
opery, przejecha�a tymi ulicami w kolasie ozdobionej jej herbem,
m�wi�cym wsp��czesnym: JEMIO)f.A D�BOWA WYRASTA ZE Z�O-
TEJ GRZYWNY.
Rozumiano przez to, �e olbrzymia fortuna panny Guimard wyro-
s�a z grzywny w z�ocie, pobieranej przez ni� zach�annie od mo�nych,
upostaciowanych tutaj przez d�b, za~ich NATURALNE PO��DANIE
JEMIO~.Y, �wi�tego dr�ewa Druid�w i Gall�w, b�d�cej symbolem
najintymniejszej kobieco�ci.
W 1774 roku mademoiselle Rosalie Duthe, r�wnie� aktorka, wiel-
ko�� w skali Messaliny, NATURALNA przyjaci��ka kr�la Karola X,
przejecha�a t�dy na z�otym rydwanie, ci�gnionym przez sze�� prze-
�licznych r�czych koni.
Je�li por�wnywa�em niekt�re damy do Messaliny, to musz� doda�,
�e jednej z nich nawet ona, nie schylaj�c g�owy, mog�aby przej�� pod
obcasem. Za tak� uwa�ano aktork� teatru COM~DIE FRANC~AISE,
mademoiselle Dubois. Pozostawi�a ona po sobie w 17 75 roku KATA-
LOG lub spis NATURALNYCH SWYCH PRZYJACI�~. za okres
;~dwudziestu lat. Mia�a ich szesna�cie tysi�cy pi��set dwudziestu
sied-
`''~~.::'miu:
S�aws zdobyta przez poprzednie zaprz�gi zblad�a wobec zaprz�gu
diuszesy Walentyny, c�rki diuszesy Mazarin. Walentyna ukaza�a si�
w- 1780 roku w porcelanowej kolasie. Zaprz�g stanowi�y eztery
u..rumaki ma�ci jab�kowitej w uprz��y z r��owego jedwabiu. Wkr�tee
~~dnak prze~wyiszy�a j� statystka Opery Paryskiej, Beaupre, w por-
9ianowej karocy ci�gnionej przez cztery pi�kne jasnoszare konie w
,.L, ,4~u _
~~ ,~prz��y z b��kitnego aksamitu, przeplatanego z�otem. Karoc� ozda-
~~a�y malowid�a przedstawiaj�ce Dian� i Endymiona.
`~ @ ~a~='~ Parady pojazd�w odbywa�y si� na tej drodze, kt�r� teraz
jedziemy,
odkiem szpa�eru utworzonego przez dwa. szeregi �o�nierzy, usta-
.w~ 'onych a� do placu de la Concorde: Zaraz skr�camy w a�ej�, gdzie
wniej`odbywa�y si� przeja�d�ki konne. Jest to Avenue des Champs
iysees.
;.~ Jak pan zauwa�y�, stale u�ywam francuskiego okre�lenia NATU-
LNY w odniesie~niu do przyjaci��ek i przyjaci��. Zrozumie mnie
lepiej, gdy opowiem panu histori� domu przy tej alei, oznaczo-
28
nego niegdy� numerem pi�tnastym, uwa�anego przez d�ugi czar za
symbol ca�ego SPLOTU NATURALNEGO Pary�a. Dom ten zosta�
zbudowany przez DUCa (diuka) de Morny dla jego NATURALNEJ
przyjaci��ki, madame Lehon, c�rki bankiera Mosselmana, a �ony
ambasadora belgijskiego.
Z NATURALNEJ PRZYJA�NI diuka de Morny z ambasadorow�
urodzi�a si� w 1889 roku c�rka, Ludwika Lehon. W 1856 roku po�-
lubi�a ona polskiego ksi�cia Stanis�awa Augusta Poniatowskiego,
stryjecznego prawnuka kr�la polskiego, Stanis�awa Augusta Ponia-
towskiego".
Satyryczne gismo angielskie uPUNCHcc wk�ada w usta diuka de
Morny takie powiedzenie: oM�wi� C4MTE do mojego ojca, SIRE do
brats, PRINCESSE do mojej c�rki, a sam jestem DUCiem i wszystko
to jest naturalnect.
Diuk de Morny by� synem NATURALNYM kr�lowej holender-
skiej Hortensji, NATURALNYM wnukiem Talleyranda i NATURA-
LNYM prawnukiem kr�la Ludwika XV.
W wyniku NATURALNEJ przyja�ni Ludwika XV z pann� de
Longpre w 1761 roku urodzi�a si� NATURALNA c�rka Adelaida.
Zosta�a �on� ksi�cia Flahaut de la Billarderie. Z NATURALNEJ
przyja�ni Ade'laidy z Talleyrandem-Perigord, kardyna�em.d'Autun,
urodzi� si� w 1785 roku NATURALNY syn Charles-Auguste Flahaut
de la Billarderie. Zosta� adiutantem Napoleons I. Odznaczy� si�
Ksi��� Andrzej Poniatowski di Monte Rotondo - najm�odszy syn
Stanislawa
Augusta Poniatowskiego i Ludwiki Lehon - wzbogacony ma��e�stwem z
amery-
ka�sk� miliarderk�, pani� Harriman, w�a�ciciel kilku bank�w
francuskich, po
pierwszej wojnie �wiatowej finansowa� tworz�c� si� we Francji armi�
polsk� gene-
ra�s J�zefa Hallera.
W roku 1919 ten sam ksi��� Andrzej Poniatowski, porucznik armii
francuskiej,
razem z misj� francusk� odwiedzi� Polsk�.
Najm�odszy syn tego ksi�cia, Marian Andrzej Poniatowski, po
kapitulacji Francji
w drugiej wojnie �wiatowej zg�osi� si� na ochotnika do oddzia��w
polskich w
Szkocji.
:Dnia 22 stycznia 1945 r. podporu�2an'k hfarian Andrzej
Poniatowski, dow�dca
Plutonu w Pierwszym Pu�ku Pancernym Bryg~dy genera�s Maczka, zgin��
na polu
chwa�y w bitwie pod St Philipsand w Belgii. Po�miertnie zosta�
odznaczony Krzy�em
Virtuti Militari. (Wed�ug Mariana Brandysa: "Nieznany ksi���
Poniatowski". War-
szawa 1973, wyd. V).
' ;:.~za,lon� odwag� w bitwie pod Hanau. B�d�c przy Napoleonie,
pozna�
Iow� holendersk�, Hortensj�, c�rk� �ony Napoleons, J�zefiny
auharnais, �on� brats Napoleons, Ludwika. Z NATURALNEGO
ania Hortensji z adiutantem urodzi� si� w 1811 roku syn
ATURALNY Charles Auguste Demorny. Dzi�ki �askawo�ci swego
rzyrodniego brats, Napoleons III, syn Hortensji sta� si� diukiem
de
ny, senatorem, ministrem spraw wewn�trznych, prezesem Zgro-
adzenia Prawodawczego i w�a�cicielem domu numer pi�tna�cie
y Avenue des Champs Elysees.
.y.""...
H ~ak pan widzi, na podstawie historii tego domu pod numerem
'~tna�cie rno�na wysnu� wniosek, is sploty naturalne we Francji nie
nie przynosi�y ujmy, lecz przeciwnie - zaszczyty, stanowiska,
,.wy.. .
,,~pgactwo. Ba, nawet s�aw�".
;.;;'*~.pasa�er m�j nie wygl�da� na znudzonego i mia�em nadziej�, �e
o przymusowa podr�i ujdzie mi na sucho.
"Zaraz dojedziemy do pa�skiego hotelu - powiedzia�em. -
ziemy teraz mijali �wi�tyni� s�awy, de la Madeleine. Napoleon I
a� j� zbudowa� na wz�r �wi�ty�, jakie maj� Ateny, a jakich nie
''' ia� Paryi. �wi�tyni� t� zbudowa� architekt Vignon. Po�wi�cona
~'iv~a 'a�a by� Wielkiej Armii".
~~~~' Skr�ci�em w ulic� Royale.
"Oto �wi�tynia de la Madeleine. Je�li jest pan wielbicielem Duma-
;4 aa, to zainteresuje pans, �e przy bulwarze de la Mac~eleine
pod
..:�,:numerem pi�ulastym mieszka�a i tam zmarla jego Kameliowa
~; ,;~pr;>cna, a prozaicznie: Alfonsyna Plessis".
~��~~r' Min�li�my szybko ulice Vignon oraz de Rome i zatrzyma�em si�
",`.~.,d. hotelem "Terminus", naprzeciwko dworca St-Lazare. St�d
,asnie zabra�em Amerykanina. Na liczniku mia�em zawrotn� na
,.. ::owe czasy sum� siedemdziesi�ciu pi�ciu frank�w (za godzin�
czeka-
nia taks�wki pobiera�o si� w�wczas osiem frank�w). Wisia�a nade
a,~,, ,l~rn� perspektywa wielkiej awantury. Mia�em peln� �wiadomo��, �e
!, #~ym razem przeholowa�em i got�w by�em ponie�� zas�u�one konse-
~wencje.
"Siedemdziesi�t pi�� frank�w, sir" - powiedzia�em, otwieraj�c
riwiczki taks�wki.
Amerykanin poda� mi sto frank�w m�wi�c:
24 ;. 25
"Opowiadanie twoje by�o warte tysi�c frank�w. Prosz� sto. Pozo-
aaj� twoim d�u�uikiem. Czy jeste� jutro wolny i cz' m�g�by� przy-
jecha� po mnie, aby pokaza� mi na sw�j aposdb Pary�?"
"Aye, aye, sit! - odpowiedzia�em po wojskowemu. - O kt�rej godzi-
nie �yczy pan, bym jutro przyjecha�?"
,;O dziesi~tej".
,ajutro o godzinie dziesi~.tej" - powt�rzy�em zadowolonym g�o-
sem.
Nast�pnego dnia :a pi�tna�cie dziesi�ta by�em ju� przed hotelem
"Terminus". Postawienie sprawy zap�aty przez Amerykanina by�o
dla mnie i pomy�lne, i l~�opotliwe. Nie mia�em w~tpliwo�ci;' �e
post~pi� tak, poniewa� zauwa'zy�, �e potrzebowa�cm, pieni�dzy. Czu-
j�c si� tym mocno zobowi�zany, przygotowa�em si�, jak mog�cm
najlepiej, by mu na weso�o i rzeczowo pokaza� Pary�. Po�wi�ci�em
ca�y wiecz�r, by od�wie�y� w pami�ci niekt�re historie, imiona i
daty.
Punktualnie o godzinie dziesi�tej "m�j" Amerykanin ukaza� si� w
drzwiach hotelu. Wysiad�em z auta, by go powita�.
"Co chcia�by pan zobaczy�, sir?" - spyta�em.
"M�wi� pan wczoraj tak interesuj�co, my�l�, i� wie pan lepiej ode
mnie, co mi pokaza�".
Zauwaiy�em, �e jego zwracanie si� do mnie przez"you"dz~siaj by�o
zbli�one do' naszego "pan".
"Ile czasu chce pan po�wi�ci� na poznanie Pary�ac "
"Tydzie� - odpowiedzia�. - By�em tutaj podczas wojny jako �o�-
nierz. Teraz chcia�bym na tyle pozna;� Pary�, by mie� o nim jakie
takie poj�cie i by po powrocie do domu m�e c~ ciekawego, podob-
nie jak pan wczoraj, opowiedzie� o tym mie�cit swoim znajomym.
Si�d� przy panu, by pans lepiej s�ysze� i rozu~nie�".
Ruszyli�my na po�udnie, w kierunku Sekwany.
"Mo�na by powiedzie� - zacz��em - �e jhdziemy po dnie morza.
Wszystko to by�o zala.ne wod�. Gdy zacz��a opada�, wynurzy�y si�
wzg�rza: Montmartre, Belleville, Wzg�rze �wi�tej Genowefy... A
rzecz najwa�niejsza: zosta�a Sekwana, szeroka na przesz�o tysi�c
metr�w. Na niej z biegiem czasu utworzy�y si� wyspy. Sta�y si� one
kolebk� dzisiejszego Pary�a. Oto wy'spa Cite" - wskazywa�em j�,
przeje�d�aj�c przez most na Sekwanie.
26
Skr�ci�em na po�udniowy wsch�d i zatrzyma�em si� przy Petit
,zJe�li pan sobie �yczy, sir, mo�e pan wysi��� i udawa� teraz Rzy-
ianina. Labienus, niepokonany oficer Cezara, kt�ry powierzy� mu
w�dztwo nad cz��ci� swych legion�w, m�g� sta� w�a�nie w tym
iejscu, st�d patrze� na wysp� Cite, na Lutecj�, star� celtyck� osad�,
olic� Paryzj�w. Zamierza� przecie� j� zdoby�, a zdoby� nie m�g� z
j prostej przyczyny, �e ju� nie istnia�a. Mieszka�cy sami zniszczyli
a miasta. Zerwali mossy. To te� by�a forma walki z przeciwnikiem.
ie darm� oParissicc znaczy�o a Celt�w odzielnicc. Pocz�tkowo Paryz-
ie mieszkali po lewej stronie rzeki - prawa by�a zbyt bagnista.
pady zmusi�y ich do zbudowania most�w i schronienia si� na
typ�, kt�r� obwarowali jeszcze murami z kamieni, zniesionych z
~~obliskich kamienio�om�w. Oczywi�cie wyspa nie nazywa�a si�
~`;ucdy uCiteu.
i'' -�, ~Cezar, zabawnie powiedzie�, uchodzi w oczach wielu
niemal za
�rc� wsp��cxesnego Paryia. By� bowiem nie tylko przyczyn� znisz-
ia stolicy Paryzj�w, ale i jej odbudowy.:Lutetia Parisiorum, nowe
to, powsta�e na miejscu dawnej osady, sta�o si� zal��kiem, a
em sercem i m�zgiem obecnego Pary�a. Wody Sekwany by�y jej
'lepszymi murami obronnymi. Te same wody zaopatrywa�y mie-
ka�c�w wyspy w ryby. Po Sekwanie odbywa�a si� �egluga w g�r� i
d�� rzeki. Nic wi�c dziwnego, ie w Lutecji najpot��niejszym by�
tech Nautae Parisia�i. W tym miejscu, gdzie wznosi si� ten ogromny
.,-` ` ' i��, s�ynna Notre-Dame, ustawili oni pomnik ku czci.
Jupitera i
wdopodobnie �wi�tyni�, bo znaleziono tam r�wnie� o�tarz. Kto
'. czy nie ten tech da� Pary�owi herb. Jest nim bowiem po dzi�
x' � wyobra�enie okr�tu. Dzia�o si� to wszystko w 52 roku pried
.,..te� er�.
~y~, rzez dalsze lata panowania Rzymian, a byli to prawie pi�� me-
~'"w, nad Pary�em ci�.'zy� z�y duch wojen. Na kr�tki czar chmury
~f,~jenne rozp�dzi�Julian, zwany p��niej Apostat�-Odst�pc�. W 360
yu Pary� by� rezydencj� Juliana i to w�a�nie w tym ~amym roku
,ynierze rzymscy obwo�ali go imperatorem. Julian wychowany by�
~chrystianizmie, ale jako cesarx powr�ci� do helle�skiego neopo-
izmu, a w�a�ciwie neoplatonizmu. Julian �iy� cz�owiekiem pra-
~;wym, a rz�dz�c Gali� przyczyni� si� bardzo do jej rozwoju i
rozkwitu
27
Pary�a. Zaprowadzi� �ad w s�downictwie, z�agodzi� podatki. Pary�
z~wdzi�cza� mu pierwszy akwedukt z czyst� i smaczn� wod�, Od jego
tei czas�w miasto wyst�puje pod swoj� obecn� nazw�".
Rapitan Eustazy przerwa� na chwil� opowiadanie i wzni�s� toast za
zdrowie swych s�uchaczy, m�vi�c, �e nie podaje ju� nazw ulic, pla-
c�w i budynk�w, przy kt�rych zatrzymywa� si� z Amerykaninem w
trakcie pokazywania mu Pary�a.
"Przeciwie�stwem hellenisty Juliana Apostaty by� Filip II August.
Gorliwy katolik, kaza� pali� na stosach lub t@pi� �mia�k�w, kt�rzy
odwa�yli si� wyznawa� wiar� inn� ni� nakazana przez w�adc�. Podj��
trzeci� wypraw� krzy�ow�, a mimo to nie unikn�� ekskomuniki, jak�
obj�to ca�� Francj�. Przyczyn� by�a onaturalnacc �ona, kt�r� poj��,
oddaliwszy sw� prawowit� ma�ionk�. Zakaz wykonywania obrz�d-
k�w religijnych przyni�s� wiele szkody Pary�owi i pa�stwu. Filip II
dokona�, jak na owe czasy, nies�ychanej rzeczy - wybrukowa� dwie
Mice Paryia. Ulice w tamtych czasach to by�y drogi przeorane
kolei-
nami, nape�nione nieczysto�ciami i cuchn�c� wod�,. Za Filipa II
Augusta przyby�y Paryiowi obszary po levej i prawej stronie
Sekwany i dwa nowe akwedultty. On rozpocz�� budow� Luwru i
zape~vni� subsydia4mi przysz�o�� uniwersytetu paryskiego. Uchodzi�
za najbardziej wykszta�conego kr�la swej epoki. W przewidywaniu
wyjazdu na trzeci� krucjat� do Ziemi �wi�tej otoczy� ca�y Pary�
murami obronnymi. Dzia�o si� to w ko�cu XII i na p4cz�tku XIII
wieku.
Min��o sto pi��dziesi�t lat. Na tronie F'rancji zasiad� Karol V. Kr�l
ten, s�abego zdrowia, ale obdarzony przez wsp��ezesnych sobie przy-
domkiem oM�dryc<, na przyk�adzie dowi�d�, �e najwi�ksz� m�dro�-
ci� w �yciw jest korzystanie z cudzego do�wiadczenia.,jemu Francja
zawdzi�cza rad� naukowc�w, kt�ra pomaga�a kierowa� sprawami
pa�stwa. Sam Karol V studiowat astrologi�, medycyn�, prawn i
filozofi�. Rozbudowa� do niebywa�yeh dot�d rozmiar�w marynark�
wojenn� i handlow�. Bezpo�redn�p jemu Pary� zawdzi�cza rozbu-
dow� Luwru. Nie burz�c mur�w Fi�ipa II Augusta, zbudowa� wi�k-
eze, dostosowane do potrzeb ~lki i wsp��~czesnej sztuki wojennej.
To
on wzni�s� Bastyli� -- dla obre~y~ Pary�a. Dokona� tego w ci�gu
szesnastu lat swego panowania -' od 1364 do 1380 raku.
Jego prawnuk, Ludwik XII, nie przyczyni� si� zbytn;o do rozbu-
dowy miasta, ale - jak twierdzi si�