1873
Szczegóły |
Tytuł |
1873 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1873 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1873 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1873 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Henri Charriere
"Papillon"
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1994
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Producent wersji brajlowskiej:
0 0
l128 3
Altix Sp. z o.o.
0 0
l128 3
ul. W. Surowieckiego 12a
0 0
l128 3
02-785 Warszawa
0 0
l128 3
tel. 644-94-78
0 0
l128 2
0 0
l128 3
Ludowi Wenezueli, skromnym rybakom znad zatoki Paria, intelektualistom, wojskowym i tym wszyst
kim, kt�rzy dali mi szans� rozpocz�cia �ycia na nowo;
0 0
l128 3
0 0
l128 3
�onie Ricie, mojej najlepszej przyjaci�ce.
0 0
l128 3
0 0
l128 3
S�owo wst�pne
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Ksi��ka ta prawdopodobnie nie powsta�aby nigdy, gdyby w lipcu 1967 roku w Caracas, w rok po
trz�
sieniu ziemi, kt�re zrujnowa�o miasto, pewien m�ody duchem sze��dziesi�cioletni m�czyzna nie dowiedzia�
si� z gazet o istnieniu, a zarazem o �mierci Albertyny Sarrazin. By�a ona jak niepozorny, pe�en blasku czarny
diament. Tryska�a humorem i zadziwia�a odwag�. �wiatow� s�aw� zyska�a po opublikowaniu w czasie nieco
d�u�szym ni� rok trzech ksi��ek. Dwie z nich dotyczy�y jej pobytu w wi�zieniach oraz przyg�d, jakie prze�y�a
podczas ucieczek.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
M�czyzn� tym by� Henri Charrire. Przyby� tu z daleka ze zsy�ki, a dok�adniej m�wi�c z Cayenne, do
k�d pow�drowa� w roku 1933. Anio�em nie by�, to prawda, ale skazano go na kar� do�ywotniego wi�zienia
za zab�jstwo, kt�rego nie pope�ni�. Znany niegdy� w �rodowisku przest�pczym pod pseudonimem Papillon,
Henri Charrire - kt�ry przyszed� na �wiat w roku 1906 we francuskiej rodzinie nauczycielskiej w departa
mencie Ardche - zosta� Wenezuelczykiem dlatego, �e mieszka�cy tego kraju nie zagl�dali do policyjnej kar
toteki, zaufali jego spojrzeniu i temu, co m�wi�, b�d�c zgodni co do tego, �e trzyna�cie lat pobytu w wi�zie
niach, lat bezustannych ucieczek i walki o wyrwanie si� z piek�a do�ywotniej zsy�ki jest ju� tylko zamkni�tym
rozdzia�em.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Ot� w lipcu 1967 roku Charrire wst�puje do francuskiej ksi�garni w Caracas i kupuje "L'Astragale"
(wyd. pol. "Skok", PIW, 1968). Na banderoli opasuj�cej ksi��k� widzi napis: nak�ad 123 000 egz., co
sk�ania go do refleksji: "Je�li tej ma�ej, z kt�r� los obszed� si� tak surowo, uda�o si� sprzeda� tyle egzempla
rzy tej swojej opowie�ci, to ja sprzedam trzy razy wi�cej ksi��ek, w kt�rych opisz� trzydzie�ci lat swoich
bezustannych przyg�d." Rozumowanie logiczne, ale i nies�ychanie ryzykowne, gdy� po sukcesie Albertyny na
biurkach wydawc�w wyl�dowa�y dziesi�tki r�kopis�w nie nadaj�cych si� do druku, bowiem przygoda, nie
szcz�cie czy doznane krzywdy nie daj� wcale gwarancji, �e przelane na papier stan� si� interesuj�c� lektur�.
Trzeba jeszcze posiada� �w rzadki dar, kt�ry sprawia, �e czytelnik widzi i odczuwa to samo co bohater, sta
je si� uczestnikiem zdarze� ogl�danych i prze�ywanych przez narratora, jakby tam z nim by�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Henri Charrire mia� pod tym wzgl�dem du�o szcz�cia. Nie przysz�o mu nawet do g�owy, �eby si�g�
n��
po pi�ro: Jest to cz�owiek czynu, nies�ychanie �ywotny; czu�a, szlachetna dusza. Cechuje go burzliwy tempe
rament, bystre spojrzenie, ciep�y, z lekka chropawy g�os zdradzaj�cy �r�dziemnomorskie pochodzenie;
mo�na go s�ucha� ca�ymi godzinami, poniewa� obdarzony jest wyj�tkowym talentem gaw�dziarza. I oto jes
te�my �wiadkami cudu: �w cz�owiek nie maj�cy �adnych kontakt�w ze �wiatem literackim ani jakichkolwiek
ambicji w tym wzgl�dzie ("Przesy�am panu moje przygody, prosz� da� to do zredagowania jakiemu� profe
sjonali�cie" oto s�owa, jakich u�y�, zwracaj�c si� do mnie) pisze tak, jak m�wi: widzi si� to, czuje, prze�ywa,
i je�eli przypadkiem - doczytawszy do ko�ca stron� - czytelnik postanawia od�o�y� lektur�, podczas gdy au
tor opowiada w�a�nie, �e idzie do kibla (a miejsce to spe�nia w zamorskim wi�zieniu rozliczne i wa�ne funk
cje), bezwiednie czyta jednak dalej, gdy� opis jest tak sugestywny, i� w ko�cu nie tylko Papillon idzie sobie
ul�y�, lecz tak�e ten, kt�ry czyta ksi��k�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W trzy dni po przeczytaniu "L'Astragale" Charrire za jednym zamachem zapisze dwa pierwsze zeszy�
ty -
s� to zeszyty formatu szkolnego, w kt�rych grzbiet tworzy metalowa spirala ��cz�ca poszczeg�lne kartki.
Przerywa na pewien czas pisanie, by zasi�gn�� opinii os�b postronnych o najbardziej zdumiewaj�cej ze
wszystkich przyg�d, jakie do tej pory prze�y�. Po czym, na samym pocz�tku 1968 roku, zn�w chwyta za
pi�ro. Dwa miesi�ce p�niej ma ju� zapisanych trzyna�cie zeszyt�w.
0 0
l128 3
I - podobnie jak Albertyna - przesy�a mi r�kopis poczt�, a trzy tygodnie p�niej jest ju� w Pary�u. Al�
ber
tyn� wylansowa�em wraz z JeanJacques Pauvertem: swoj� ksi��k� Charrire powierzy� tylko mnie.
0 0
l128 3
W opowie�ci tej - b�d�cej rejestracj� �wie�ych jeszcze wspomnie� przepisanej na maszynie przez
kilka
zmieniaj�cych si� cz�sto entuzjastek, z kt�rych nie wszystkie w�ada�y biegle j�zykiem francuskim, nie zmieni
�em praktycznie rzecz bior�c niczego. W�a�ciwie poprawi�em tylko znaki przestankowe, skorygowa�em kilka
niezbyt czytelnych hispanizm�w, przyda�em w paru miejscach jasno�ci tekstowi, usprawniaj�c szyk wyraz�w
zachwiany zapewne na skutek pos�ugiwania si� na co dzie� trzema czy czterema j�zykami, kt�rych autor
nauczy� si� ze s�uchu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Za autentyzm opisu r�cz�, przynajmniej w odniesieniu do przedstawionych przez pisz�cego tre�ci.
Gdy
Charrire dwukrotnie przyje�d�a� do Pary�a, przegadali�my ze sob� ca�e dnie, a nawet i par� nocy. Jest rze
cz� oczywist�, �e po trzydziestu latach niekt�re szczeg�y mog�y ulec w pami�ci zatarciu czy przeinaczeniu.
Nie to wszak jest wa�ne. Odno�nie do spraw o znaczeniu zasadniczym wystarczy zajrze� do dzie�a pt. "Ca
yenne" pi�ra profesora Devze'a (Julliard, coll. Archives, 1965), by natychmiast zda� sobie spraw� z faktu,
�e Charrire nic nie przesadzi� zar�wno w opisie zwyczaj�w, jak i nieludzkich warunk�w panuj�cych w wi�
zieniu. Wprost przeciwnie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Zgodnie z przyj�t� zasad� zmienili�my nazwiska wsp�wi�ni�w, stra�nik�w i naczelnik�w jednostek
pe
nitencjarnych, poniewa� celem, jaki przy�wieca� autorowi tej ksi��ki, nie by�o atakowanie konkretnych os�b,
ale przedstawienie pewnego �rodowiska i poszczeg�lnych typ�w ludzkich. Podobnie rzecz si� ma z datami:
niekt�re s� dok�adne, inne jedynie z grubsza okre�laj� czas. Jest to w zasadzie bez znaczenia. Charrire bo
wiem nie mia� zamiaru pisa� ksi��ki historycznej, a tylko opowiedzie� o tym, co sam prze�y�, czego twardo
do�wiadczy� na w�asnej sk�rze. I tak powsta�a nies�ychanie barwna epopeja cz�owieka, kt�ry nie akceptuje
tego, co zdecydowanie wykracza poza zrozumia�� samoobron� spo�ecze�stwa przed �yj�cymi na jego �onie
przest�pcami i stanowi akt przemocy i represji niegodny cywilizowanego narodu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pragn� podzi�kowa� Jean-Franois Revelowi za to, �e - pozostaj�c pod wra�eniem tego tekstu, kt�
rego
by� jednym z pierwszych czytelnik�w zechcia� u�wiadomi� nam, w czym tkwi jego warto��, oraz wyja�ni�
zwi�zki, jakie ��cz� go z literatur� dawn� i wsp�czesn�.
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Jean-Pierre Castelnau
0 0
l128 3
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Zeszyt pierwszy
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Droga do wieczno�ci ("Wieczno��" w gwarze wi�ziennej znaczy do�ywocie. [Przyp. t�um.])
0 0
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Proces
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Policzek okaza� si� tak silny, �e pozbiera� si� po nim zdo�a�em dopiero po trzynastu latach. By�o to zu
pe�nie co� innego, ni� dosta� po prostu w twarz, i �eby mi go wymierzy�, rzucili si� na mnie ca�� gromad�.
0 0
l128 3
26 pa�dziernika 1931. Ju� o �smej rano wyprowadzono mnie z celi, kt�r� zajmuj� w Conciergerie ju�
od
roku. Jestem �wie�o ogolony, dobrze ubrany; garnitur od dobrego krawca sprawia, �e wygl�dam elegancko.
Ostatni akcent memu strojowi nadaje bia�a koszula i bladoniebieska muszka.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Mam dwadzie�cia pi�� lat, a wygl�dam na dwadzie�cia. Nieco onie�mieleni faktem, �e sprawiam wra�
�e
nie d�entelmena, �andarmi odnosz� si� do mnie grzecznie. Zdejmuj� mi nawet kajdanki. Siedzimy w sz�stk�
- pi�ciu �andarm�w i ja - na dw�ch �awkach w sali o nagich �cianach. Na dworze pochmurno. Na wprost
nas drzwi, kt�re maj� niew�tpliwie po��czenie z sal� s�dow�, gdy� znajdujemy si� w Pary�u, w Pa�acu
Sprawiedliwo�ci departamentu Sekwany.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Za kilka chwil oskar�ony zostan� o zab�jstwo. Podchodzi m�j adwokat, mecenas Raymond Hubert,
by
si� ze mn� przywita�: "Nie ma przeciwko panu �adnego powa�nego dowodu obci��aj�cego, jestem dobrej
my�li, zostaniemy u�askawieni." U�miecham si�, s�ysz�c to jego "my". Mo�na by powiedzie�, �e on te�, �e
pan mecenas Hubert tak�e staje przed �aw� przysi�g�ych w charakterze oskar�onego i �e je�li zapadnie wy
rok skazuj�cy, on r�wnie� b�dzie go musia� odsiedzie�.
0 0
l128 3
Wo�ny otwiera drzwi i zaprasza do �rodka. Pod eskort� czterech �andarm�w - dow�dca idzie obok
- wchodz� do ogromnej sali drzwiami, kt�rych oba wielkie skrzyd�a otwarte s� na o�cie�. Szykuj�c si� do
wymierzenia mi tego policzka, dano tej sali krwistoczerwony wystr�j, na kt�ry si� sk�adaj�: dywan, wisz�ce
w wielkich oknach firanki, a nawet togi s�dzi�w, kt�rzy za chwil� b�d� mnie s�dzili.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Prosz� wsta�, s�d idzie!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W drzwiach po prawej stronie pojawia si� sze�ciu m�czyzn, id� g�siego. Przewodnicz�cy i pi�ciu s�dzi�w
w okr�g�ych biretach na g�owie. Przewodnicz�cy sk�adu s�dziowskiego zatrzymuje si� przy krze�le znajduj�
cym si� po�rodku, po jego lewej i prawej stronie miejsca zajmuj� asesorzy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W sali, gdzie wszyscy - ja te� - stoj�, panuje absolutna cisza. S�dziowie siadaj�, po nich za� dopiero
reszta sali.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Puco�owaty przewodnicz�cy o r�owych policzkach z surow� min� patrzy mi prosto w oczy, wzrok
jego
nie wyra�a �adnego uczucia. Nazywa si� Bevin. P�niej prowadzi� on b�dzie posiedzenie bezstronnie i po
staw� swoj� da wszystkim do zrozumienia, �e on, zawodowy s�dzia, niezbyt jest przekonany o prawdo
m�wno�ci policjant�w i �wiadk�w. Nie, on nie ponosi �adnej odpowiedzialno�ci za ten policzek, on mi go
tylko wymierzy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Prokurator nazywa si� Pradel. Istny postrach wszystkich adwokat�w z palestry. Powodem jego
smutnej
chwa�y jest fakt �e by� on pierwszym dostawc� kandydat�w na gilotyn� i wi�ni�w do zak�ad�w peniten
cjarnych Francji i jej terytori�w zamorskich.
0 0
l128 3
Pradel wyst�puje w roli oskar�yciela publicznego. Jest oficjalny, pozbawiony jakichkolwiek ludzkich
uczu�. Reprezentuje prawo, Temid�, to on obs�uguje jej wag� i zrobi wszystko, aby przewa�y� szal� na
swoj� stron�. Ma oczy s�pa; przymyka nieco powieki i przygl�da mi si� natarczywie, patrz�c na mnie z g�ry.
Po pierwsze dlatego, �e siedzi wy�ej ni� ja, nast�pnie za� dlatego, �e jest wysoki i z arogancj� obnosi si�
z tym swoim wzrostem - mierzy co najmniej metr osiemdziesi�t. Nie zdejmuje czerwonej togi, nakrycie g�o
wy natomiast k�adzie przed sob�. Wspiera si� na obu wielkich jak bochny chleba r�kach. Z�ota obr�czka
wskazuje na to, �e jest �onaty; na ma�ym palcu nosi wygi�ty w formie pier�cienia, g�adko oszlifowany hacel.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Pochyla si� z lekka w moj� stron�, daj�c mi jeszcze bardziej odczu� swoj� wy�szo��. Sprawia wra�
�enie, jakby mi m�wi�: "Je�li my�lisz, m�j zuchu, �e uda ci si� wymkn��, to si� mylisz. R�ce moje nie wygl��
daj� jak szpony, gdy� pazury, kt�rymi ci� rozerw� na strz�py, nosz� w sercu. Je�li za� obawiaj� si� mnie
wszyscy adwokaci i uchodz� w oczach ca�ej palestry za gro�nego prokuratora, dzieje si� tak tylko dlatego,
�e nigdy nie pozwalam swojej ofierze si� wy�lizgn��. Wcale nie musz� wiedzie�, czy jeste� winny czy nie,
wystarczy, �e si� pos�u�� tym tylko, co uda�o si� zgromadzi� przeciwko tobie: �yciem, jakie wiod�e� na
Montmartrze, wymuszonymi przez policj� zeznaniami oraz o�wiadczeniami z�o�onymi przez samych policjan�
t�w. Za pomoc� wszystkich tych przyprawiaj�cych o obrzydzenie informacji zgromadzonych przez s�dziego
�ledczego powinno uda� mi si� uczyni� ci� wystarczaj�co odra�aj�cym, aby s�dziowie przysi�gli wyrzucili
ci� poza nawias spo�ecze�stwa."
0 0
l128 3
Rzeczywi�cie wydaje mi si�, �e s�ysz� wyra�nie, jak do mnie m�wi - chyba �e mi si� to wszystko �ni,
bo ten "po�eracz ludzi" zrobi� na mnie naprawd� wielkie wra�enie:
0 0
l128 3
"Jeste� oskar�ony, pozw�l sob� powodowa�, a przede wszystkim nie pr�buj si� nawet broni�: ja ci
wska�� drog� wieczno�ci.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I mam nadziej�, �e nie pok�adasz zbyt wielkiej wiary w s�dziach przysi�g�ych? Nie �ud� si�. Tych dwu
nastu ludzi nie wie o �yciu nic.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Przyjrzyj im si� tylko, siedz� rz�dem na wprost ciebie. Czy dobrze widzisz te dwana�cie kukie� impor�
towanych do Pary�a z dalekiej, zabitej deskami prowincji? S� w�r�d nich mieszczuchy, emeryci, sklepika�
rze. Nie ma potrzeby bli�ej ich opisywa�. Chyba nie s�dzisz, �e u�wiadamiaj� sobie fakt, i� ty masz dwa�
dzie�cia pi�� lat; �e potrafi� zrozumie� �ycie, jakie wiod�e� na Montmartrze? Dla nich Pigalle i plac Blanche
to piek�o, ka�dy za�, kto prowadzi nocne �ycie, jest wrogiem spo�ecze�stwa. Wszyscy oni a� nazbyt s�
dumni z tego, �e zasiadaj� w roli przysi�g�ych w s�dzie departamentu Sekwany. Poza tym - zapewniam ci� -
nies�ychanie doskwiera im fakt, �e s� tylko zwyk�ymi, nic nie znacz�cymi mieszczuchami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I oto zjawiasz si� ty, m�ody i pi�kny. Domy�lasz si� zatem, i� nie zawaham si� przedstawi� ci� jako
nocnego don�uana z Montmartre'u. Tak wi�c, ju� od samego pocz�tku, zrobi� z tych �awnik�w twoich wro�
g�w. Zbyt jeste� wytworny, powiniene� by� skromniej si� ubra�. Pope�ni�e� tutaj wielki b��d taktyczny. Czy
nie widzisz, jak zazdroszcz� ci twojego garnituru? Oni ubieraj� si� w domu towarowym Samaritaine i nig�
dy, nawet we �nie, nie szyli sobie garnituru u krawca."
0 0
l128 3
Dochodzi dziesi�ta i posiedzenie mo�e si� w ko�cu rozpocz��. Przede mn� sze�ciu s�dzi�w, w tym
jeden agresywny prokurator, kt�ry u�yje ca�ej swej makiawelicznej mocy, pos�u�y si� ca�� sw� inteligencj�,
aby przekona� te dwana�cie kukie�, �e jestem winny i �e w dzisiejszym procesie jedynym wyrokiem, jaki
mo�e zapa��, jest kara do�ywotniego wi�zienia lub gilotyna.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
S�dzi� mnie b�d� za zab�jstwo pewnego sutenera, kt�ry okaza� si� policyjn� wtyczk� w �rodowisku
przest�pczym Montmartre'u. Nie ma �adnych dowod�w, ale gliniarze - kt�rzy za ka�dym razem, gdy uda im
si� znale�� sprawc� przest�pstwa, dostaj� awans - b�d� utrzymywa�, �e jestem winien zarzucanego mi czy
nu. Z powodu braku dowod�w powiedz�, �e posiadaj� "poufne" informacje nie pozostawiaj�ce �adnej w�t
pliwo�ci co do osoby sprawcy. Podstawiony i przygotowany przez nich �wiadek - prawdziwa p�yta gramo
fonowa nagrana w budynku numer 36 przy Quai des Orfvres, cz�owiek nazwiskiem Polein - oka�e si� naj
skuteczniejszym elementem oskar�enia. Poniewa� twierdz�, �e go nie znam, w pewnej chwili przewodnicz�
cy s�du pyta mnie w spos�b ca�kiem bezstronny:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Oskar�ony m�wi, �e �wiadek k�amie. No dobrze, ale po co mia�by to robi�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Wysoki s�dzie, je�li od momentu aresztowania nie mog� spa� po nocach, to nie dlatego, �e dr�cz�
mnie wyrzuty sumienia, bo zamordowa�em Rolanda le Petit, gdy� nie ja to zrobi�em. Ale dlatego, �e pr�buj�
w�a�nie znale�� motyw, jaki popchn�� �wiadka do tego, �e z tak� zawzi�to�ci� mnie obci��a, i za ka�dym ra�
zem, gdy oskar�enie traci grunt pod nogami, dostarcza nowych element�w, by je wesprze�. I dochodz�,
prosz� wysokiego s�du, do wniosku, �e policja nakry�a go w czasie pope�niania jakiego� grubszego prze�
st�pstwa i zawar�a z nim nast�puj�c� umow�: nie wniesiemy aktu oskar�enia pod warunkiem, �e z�o�ysz ob�
ci��aj�ce zeznanie w sprawie Papillona.
0 0
l128 3
I jakbym zgad�. Polein, kt�rego przedstawiono �awnikom jako cz�owieka uczciwego i nie karanego s�
downie, kilka lat p�niej zosta� zatrzymany i skazany za handel kokain�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Mecenas Hubert usi�uje mnie broni�, ale gdzie mu si� tam r�wna� z prokuratorem. Jedynie mecena�
sowi Bouffay, kt�ry nie skrywa swego gor�cego oburzenia, udaje si� przez czas jaki� postawi� prokuratora
w k�opotliwej sytuacji. Niestety, nie na d�ugo, i zr�czny Pradel zn�w szybko zyskuje w tym pojedynku
przewag�. W dodatku podlizuje si� przysi�g�ym, kt�rzy a� pusz� si� z dumy, �e taka imponuj�ca osobisto��
uwa�a ich za r�wnych sobie i traktuje jak swoich wsp�pracownik�w.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
O godzinie jedenastej wiecz�r partia szach�w dobiega ko�ca. Moi obro�cy dostaj� szacha i mata.
A ja, chocia� niewinny, zostaj� skazany.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Spo�ecze�stwo francuskie, kt�rego prokurator Pradel jest reprezentantem, na ca�e �ycie wyelimino�
wa�o ze swych szereg�w m�odego, dwudziestopi�cioletniego m�czyzn�. I to bez �adnej taryfy ulgowej. To
tre�ciwe danie serwuje mi swym beznami�tnym g�osem przewodnicz�cy sk�adu s�dziowskiego, Bevin. - Pro�
sz� oskar�onego o powstanie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Podnosz� si�. Na sali panuje cisza jak makiem zasia�, ludzie wstrzymuj� oddech w piersiach, serce za
czyna mi bi� nieco szybciej. Przysi�gli spogl�daj� na mnie i spuszczaj� g�owy, wygl�daj� na zawstydzonych.
- S�dziowie przysi�gli odpowiedzieli twierdz�co na wszystkie pytania. Nie dopatrzyli si� wszak�e w czynie
przest�pnym znamion premedytacji i postanowili skaza� oskar�onego na do�ywotni� kar� ci�kich rob�t.
Czy skazany chcia�by co� powiedzie�?
0 0
l128 3
Jestem ca�kowicie spokojny, tylko moje d�onie zacisn�y si� nieco silniej na barierce przed �aw�
oskar�onych.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, wysoki s�dzie, chc� powiedzie�, �e jestem ca�kowicie niewinny i pad�em ofiar� policyjnej ma�
chinacji.
0 0
l128 3
Od strony �awek zaj�tych przez eleganckie damy siedz�ce za plecami wysokiego s�du w charakterze
znamienitych go�ci dobiega mnie szum. Zwracaj�c si� w ich stron�, m�wi� g�o�no:
0 0
l128 3
- A te obwieszone per�ami damy, kt�re przychodz� tutaj niezdrowo si� podnieca�, lepiej by zrobi�y,
siedz�c cicho. Komedia sko�czona. Policji i wymiarowi sprawiedliwo�ci uda�o si� szcz�liwie zako�czy�
spraw� o zab�jstwo, powinny�cie wi�c, panie, by� zadowolone!
0 0
l128 3
- Wyprowadzi� skaza�ca - poleca stra�nikom wysoki s�d.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Przed opuszczeniem sali s�ysz� jeszcze, jak kto� krzyczy: "G�owa do g�ry, Papillon, przyjad� tam po
ciebie!" To moja dzielna i szlachetna Nnette g�o�no obwieszcza swoj� mi�o��. Ch�opcy z Montmartre'u,
kt�rzy znajduj� si� na sali, klaszcz� w d�onie. Oni wiedz�, co s�dzi� o tym zab�jstwie, i pokazuj� mi w ten
spos�b, �e dumni s� ze mnie, i� nie za�ama�em si� podczas �ledztwa i nikogo nie sypn��em.
0 0
l128 3
Po powrocie do niewielkiej salki, w kt�rej si� znajdowali�my przed rozpocz�ciem rozprawy, �andar�
mi zak�adaj� mi kajdanki, jeden za� z nich skuwa si� ze mn� kr�tkim �a�cuszkiem ��cz�cym m�j prawy nad�
garstek z jego lewym. Nie pada ani jedno s�owo. Prosz� o papierosa. Dow�dca eskorty podaje mi go i za�
pala. Za ka�dym razem, kiedy wyjmuj� go czy wk�adam do ust, �andarm musi podnosi� i opuszcza� r�k�,
na�laduj�c ruch, jaki wykonuj�.
0 0
l128 3
Pal� stoj�c. Nikt nie odzywa si� s�owem. Gdy nie zostaje mi ju� wi�cej ni� jedna czwarta papierosa,
przerywam milczenie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- No to w drog� - m�wi� spogl�daj�c na dow�dc� eskorty.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W towarzystwie oko�o tuzina �andarm�w schodz� po schodach na wewn�trzny dziedziniec Pa�acu
Sprawiedliwo�ci. Czeka tu ju� policyjna suka. Nie jest to w�z wi�zienny, siadamy wszyscy, oko�o dziesi�ciu
ch�opa.
0 0
l128 3
- Conciergerie - rzuca dow�dca eskorty.
0 0
l128 3
0 0
l128 3
Conciergerie
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Po przybyciu do ostatniego zamku Marii-Antoniny [W czasach Rewolucji Francuskiej w Concierge�
rie, budynku przyleg�ym do Pa�acu Sprawiedliwo�ci, wi�ziono osoby posy�ane nast�pnie na gilotyn�, m.in.
kr�low� Mari� Antonin�, Dantona, Robespierre'a. (Przyp. t�um.)] �andarmi przekazuj� mnie dow�dcy wi�
ziennej stra�y, kt�ry podpisuje jaki� papier, pokwitowanie odbioru wi�nia. Odchodz� bez s�owa, ale
wcze�niej - niespodzianka - dow�dca eskorty �ciska moje d�onie zakute w kajdanki. "Ile ci wlepili? - pyta
mnie nadzorca stra�y. - Wieczno��. - Naprawd�?!" Spogl�da na �andarm�w i ju� wie, �e nie k�ami�. Ten
pi��dziesi�cioletni stra�nik, kt�ry niejedno ju� widzia� w �yciu i doskonale zna moj� spraw�, znajduje dla
mnie takie oto s�owa pocieszenia: "Oni chyba wszyscy powariowali! A to dopiero �obuzy!"
0 0
l128 3
Powoli rozkuwa mi r�ce i �askawie sam prowadzi mnie do specjalnej, wyciszonej celi przeznaczonej
dla skazanych na kar� �mierci, wariat�w, wi�ni�w szczeg�lnie niebezpiecznych i tych, kt�rzy maj� zosta�
wys�ani na ci�kie roboty.
0 0
l128 3
- Trzymaj si�, Papillon - m�wi zamykaj�c za mn� drzwi. - Dostaniesz tu cz�� swoich rzeczy i jedze�
nie nie gorsze ni� w poprzedniej celi. I nie ma co rozpacza�!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Dzi�kuj�, szefie. Ja wcale nie rozpaczam i mam nadziej�, �e to moje do�ywocie stanie im jeszcze
ko�ci� w gardle.
0 0
l128 3
W par� minut p�niej s�ysz� za drzwiami jakie� szmery.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co tam znowu?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nic. To tylko ja, zawieszam na drzwiach specjaln� tabliczk� - s�ysz� w odpowiedzi czyj� g�os.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Po co?! A co tam jest napisane?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- "Do�ywotnia kara ci�kich rob�t. Szczeg�lny nadz�r!"
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Daje mi to do my�lenia: oni naprawd� powariowali. Czy�by przypadkiem s�dzili, �e grom, jaki spad�
mi na g�ow�, oszo�omi� mnie do tego stopnia, �e m�g�bym targn�� si� na w�asne �ycie? Jestem i pozostan�
dzielny. Walczy� b�d� przeciwko wszystkim i ze wszystkimi. Ju� od jutra przyst�puj� do dzia�ania.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Rano, popijaj�c kaw�, zastanawiam si�: odwo�ywa� si� do s�du kasacyjnego? Ale po co? Czy mog�
liczy� na wi�ksze szcz�cie przed innym trybuna�em? A ile strac� na to wszystko czasu? Rok, mo�e p�to�
ra... �eby w ko�cu dosta� dwadzie�cia lat zamiast do�ywocia?
0 0
l128 3
Poniewa� zdecydowa�em si� na ucieczk�, wysoko�� wyroku nie ma znaczenia. Przypomina mi si�
s�ynne pytanie, z jakim pewien skazaniec zwr�ci� si� do wysokiego s�du: "Wysoki s�dzie, a ile trwa do�y�
wotnia kara ci�kich rob�t we Francji?"
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Kr��� przy �cianie wok� celi. Poczt� pneumatyczn� pos�a�em list do mojej kobiety, by j� pocieszy�,
i drugi do siostry, kt�ra sama, wszystkich maj�c przeciwko sobie, broni� pr�bowa�a swojego brata.
0 0
l128 3
Koniec przedstawienia, kurtyna opad�a. Moim bliskim jest pewno ci�ej ani�eli mnie samemu, m�j
biedny brat, siedz�cy na tej swojej dalekiej prowincji, b�dzie z niema�ym trudem d�wiga� a� tak ci�ki krzy�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I nagle elektryzuje mnie jedna my�l: przecie� jestem niewinny! Ano jestem, tylko dla kogo? No tak,
dla kog� ja jestem niewinny? Tylko nie baw si� nigdy w opowiadanie, �e jeste� niewinny - t�umacz� sobie -
je�li nie chcesz, �eby si� z ciebie ludzie �miali. Zarobi� do�ywocie za jakiego� alfonsa i w dodatku opowia�
da�, �e to kto inny go za�atwi� - no nie, tylko boki zrywa�. To ju� lepiej zamkn�� dzi�b na k��dk�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Poniewa� nigdy, ani w wi�zieniu Sant, ani w Conciergerie nie przemkn�o mi nawet przez g�ow�, �e
m�g�bym zosta� skazany na tak ci�k� kar�, nie przejmowa�em si� zbytnio, dop�ki si� nie dowiedzia�em,
czym jest droga wieczno�ci.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
No dobrze. Najwa�niejsze teraz nawi�za� kontakt z lud�mi skazanymi przede mn�, spo�r�d kt�rych
m�g�bym sobie dobra� w przysz�o�ci towarzyszy ucieczki.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wyb�r m�j pada na pewnego marsylczyka nazwiskiem Dega. Spotkam go na pewno u fryzjera. Przy
chodzi tam codziennie do golenia. Prosz� o pozwolenie wyj�cia do fryzjera. I rzeczywi�cie, kiedy si� tam
zjawiam, tamten ju� jest, stoi twarz� do �ciany. Dostrzegam go w chwili, gdy przepuszcza niepostrze�enie
jakiego� wi�nia przed siebie, by m�c d�u�ej czeka� na swoj� kolejk�. Staj� tu� przy nim, odsuwaj�c inne
go.
0 0
l128 3
- Jak si� masz, Dega? - rzucam pospiesznie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Jako� leci, Papi. Dosta�em pi�tnastaka, a ty? S�ysza�em, �e ci nie pofolgowali.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Ano, nie. Ja zarobi�em dooko�a.
0 0
l128 3
- B�dziesz si� odwo�ywa�?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie. Najwa�niejsze to dobrze si� od�ywia� i nie zardzewie�. Trzymaj form� Dega, bo to si� na
pewno przyda. Dziany jeste�?
0 0
l128 3
- Owszem, mam dziesi�� paczek w funtach szterlingach. A ty?
0 0
l128 3
- Ja nic.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- No to skombinuj co�, i to szybko. Tw�j adwokat to Hubert? Straszny wa�, na pewno nic ci nie b�
dzie chcia� przynie��. Po�lij swoj� star� z pieni�dzmi do kawiarni "Dante". Niech odda szmal Bogatemu Do�
minikowi, a gwarantuj�, �e forsa do ciebie dotrze.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Psst, klawisz ma na nas oko.
0 0
l128 3
- A wy co, na pogaduszki �e�cie tu sobie przyszli?
0 0
l128 3
- On mi tylko powiedzia� - Dega na to - �e jest chory.
0 0
l128 3
- A co mu jest? Jeszcze nie zacz�� na dobre siedzie� i ju� dosta� hemoroid�w?! - rechoce opas�y kla�
wisz.
0 0
l128 3
Samo �ycie. "Droga wieczno�ci" - ju� na ni� wst�pi�em. Ludzie zrywaj� sobie boki, �artuj�c z dwu�
dziestopi�cioletniego ch�opczyny skazanego na przesiedzenie w pierdlu reszty �ycia.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Dosta�em pieni�dze. Schowane s� w "sejfie", aluminiowym, nies�ychanie g�adkim, cylindrycznym po�
jemniczku, kt�ry rozkr�ca si� w samym �rodku, przy czym jedna cz�� wchodzi w drug�. Znajduje si�
w nim pi�� tysi�cy sze��set frank�w w nowych banknotach. Dostawszy go do r�ki, ca�uj� ten sze�ciocenty�
metrowej d�ugo�ci kawa�ek aluminiowej rurki grubo�ci kciuka; tak, ca�uj� go, a potem wsuwam sobie w od�
byt. Oddycham g��boko, �eby dosta� si� wy�ej, do jelita prostego. To m�j sejf. Nawet gdyby mi kazali ro�
zebra� si� do naga, rozstawia� nogi, kas�a�, zgina� si� w p�, to i tak by si� nie kapn�li, �e co� mam. Prze�
sun�� si� bardzo wysoko, do jelita grubego. Stanowi cz�� mnie. Nosz� w sobie swe �ycie, swoj� wolno��...
drog� ku zem�cie. Bo mam oczywi�cie zamiar si� zem�ci�. O niczym innym nie my�l�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Na dworze ciemno. W celi siedz� sam. Silne �wiat�o �ar�wki wisz�cej pod sufitem pozwala klawi�
szowi obserwowa� mnie przez niewielki otw�r w drzwiach. To jaskrawe �wiat�o o�lepia mnie. Sk�adam
chusteczk� do nosa i k�ad� j� na oczy, gdy� �wiat�o bole�nie mnie razi. Le�� na materacu roz�o�onym na �e�
laznym ��ku, bez poduszki, i przed oczyma przewijaj� mi si� najdrobniejsze szczeg�y tego okropnego pro�
cesu.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Teraz za�, a�eby m�c zrozumie� dalszy ci�g tej d�ugiej opowie�ci, aby dog��bnie poj��, co s�u�y� mi
b�dzie za punkt oparcia w mej walce, nale�a�oby chyba, nawet je�eli komu� mog�oby si� to wyda� przyd�u�
gie, opowiedzie� o tym wszystkim, co przysz�o mi w�wczas do g�owy i co przywo�a�em na pami�� w tych
pierwszych dniach, gdy zosta�em �ywcem pogrzebany.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Co te� b�d� robi�, kiedy uciekn�? Bo teraz, kiedy ju� mam w ko�cu ten sw�j "sejf", nie w�tpi� nawet
przez chwil�, �e st�d prysn�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Przede wszystkim powracam wi�c jak najszybciej do Pary�a. W pierwszej kolejno�ci planuj� sprz�t�
n�� Poleina, cz�owieka, kt�ry z�o�y� fa�szywe obci��aj�ce mnie zeznania. Nast�pnie id� obydwaj gliniarze, ci,
co �wiadczyli w mojej sprawie. Ale tych dw�ch policjant�w to za ma�o, musz� zabi� wszystkich blacharzy,
w ka�dym razie ilu si� tylko da. O, ju� wiem! Gdy znajd� si� na wolno�ci, wr�c� do Pary�a. Zapakuj� do
walizki tyle materia�u wybuchowego, ile tylko si� zmie�ci: dziesi��, pi�tna�cie, dwadzie�cia kilo. I pr�buj�
sobie wyliczy�, ile te� materia�u wybuchowego b�dzie mi potrzeba, �eby by�o jak najwi�cej ofiar.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Dynamit? Nie, o wiele lepszy jest chedyt. A dlaczeg� by nie nitrogliceryna? No dobrze, zobaczymy,
poradz� si� tych, kt�rzy znaj� si� na tym lepiej ode mnie. A blacharze tylko jednego mog� by� pewni, �e ju�
si� postaram o to, �eby im do�o�y�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Oczy ci�gle mam zamkni�te i chusteczk� na powiekach, �eby mnie �wiat�o nie o�lepia�o. Widz� nie�
zwykle wyra�nie t� walizk�, wygl�da ca�kiem niewinnie, cho� jest wypchana materia�em wybuchowym,
i dok�adnie wyregulowany budzik, kt�ry wywo�a odpalenie detonatora. Uwaga, walizka ma wybuchn��
o dziesi�tej rano w sali raport�w siedziby g��wnej policji kryminalnej znajduj�cej si� pod numerem 36 przy
Quai des Orfvres, na pierwszym pi�trze. O tej bowiem godzinie zbiera si� tam przynajmniej ze stu pi��dzie�
si�ciu gliniarzy sk�adaj�cych raport i przychodz�cych po rozkazy. A ile to schod�w mam do po
konania? Nie mog� si� przecie� pomyli�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Bo trzeba b�dzie starannie odmierzy� czas, jakiego potrzeba, �eby dostarczy� walizk� z ulicy do miej�
sca jej przeznaczenia w tej samej niemal�e chwili, kiedy powinna ona wybuchn��. A kto t� walizk� zaniesie?
No c�, p�jd� tu na ca�ego. Podjad� taks�wk� pod sam� bram� siedziby policji kryminalnej i dw�m glinia�
rzom stoj�cym na warcie powiem tonem nie znosz�cym sprzeciwu: "Zanie�cie no mi t� walizk� do sali rapor�
t�w, zaraz tam przychodz�. I powiedzcie komisarzowi Dupontowi, �e naczelny inspektor Dubois mu j�
przywi�z� i �e zaraz tu b�dzie."
0 0
l128 3
Tylko czy oni wykonaj� polecenie? A je�li przypadkiem z ca�ej tej zgrai idiot�w trafi� na jedynych
dw�ch inteligentnych facet�w na s�u�bie?! Wtedy wszystko bierze w �eb. B�d� musia� znale�� co� innego.
No wi�c szukam i szukam. Nie dopuszczam nawet do siebie my�li, �e m�g�bym nie wymy�li� sposobu pew�
nego na sto procent.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Wstaj�, �eby si� napi� troch� wody. A� mnie g�owa rozbola�a od tego g��wkowania.
0 0
l128 3
K�ad� si� na powr�t, tym razem ju� bez chusteczki. Minuty p�yn� wolno. No i to �wiat�o, to cholerne
�wiat�o! Mocz� chusteczk� i znowu j� sobie k�ad� na oczy. Ch�odna woda dobrze mi robi, a namoczona,
wi�c ci�sza chusteczka lepiej przykleja mi si� do powiek. Od tej pory zawsze tak b�d� robi�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Plany, jakie snuj�, rozmy�laj�c przez d�ugie godziny o przysz�ej zem�cie, jawi� mi si� tak wyra�nie, �e
mam wra�enie, jakbym sw�j zamys� ju� wprowadza� w czyn. Ka�dej nocy, a nawet przez cz�� dnia podr�
�uj� po Pary�u tak, jakbym znajdowa� si� ju� na wolno�ci. Nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, �e uciekn� i �e
powr�c� do Pary�a. No i - oczywi�cie - pierwsza rzecz jak� zrobi�, to za�atwi� swe porachunki najpierw
z Poleinem, a potem z gliniarzami. A s�dziowie przysi�gli? Czy mam pozwoli� tym gnojkom �y� w spokoju?
Ka�dy z tych wapniak�w musia� przecie� powr�ci� do domu zadowolony z dobrze spe�nionego obowi�zku
przez wielkie O, zadufany, pusz�cy si� niczym paw przed s�siadami i zaniedban� �on�, kt�ra czeka�a z kola
cj�.
0 0
l128 3
No tak, c� wi�c mam zrobi� z tymi �awnikami? Nic. Ci biedacy nie grzesz� przecie� nadmiarem inteli
gencji. Nie s� przygotowani do tego, by wyst�powa� w roli s�dzi�w, i prawd� powiedziawszy, oni nie po
nosz� �adnej odpowiedzialno�ci. Tak wi�c postanowione i uwa�am to rozstrzygni�cie za ostateczne: nie
uczyni� im nic z�ego.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Spisuj�c wszystkie te moje my�li, kt�re powracaj� mi t�umnie na pami�� z niezwyk�� wprost wyrazis�
to�ci�, u�wiadamiam sobie, do jakiego stopnia absolutne milczenie i ca�kowita izolacja powoduj�, �e u m�o�
dego cz�owieka - zanim ogarnie go szale�stwo - rozpoczyna si� �ycie fikcj�. Jest ono tak intensywne i tak
mocno odczuwane, �e odnosi si� wra�enie, jakby cz�owiek rozdwaja� si�. Przed oczyma staje mu widok
domu rodzinnego, ojca, matki, rodziny, scen z dzieci�stwa, kolejnych etap�w �ycia. No i, przede wszystkim,
wszystkie te zamki z piasku jakie buduje jego p�odny umys� w nies�ychanie �ywym przyp�ywie wyobra�ni
tak, i� w owym wspania�ym rozdwojeniu odnosi wra�enie, �e prze�ywa w�a�nie wszystko to, co w rzeczy�
wisto�ci mu si� �ni.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Min�o ju� od tego czasu trzydzie�ci sze�� lat, a przecie� bez najmniejszego wysi�ku pami�ci pi�ro mo�
je zapisuje kolejne strony, by przekaza� to, co rzeczywi�cie sobie wyobra�a�em w owej chwili mego �ycia.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie, nie zrobi� �awnikom krzywdy. A prokuratorowi? No, temu to ju� nie przepuszcz�. Je�li o niego
zreszt� chodzi to mam dla� gotow� recept�, kt�r� podaje Aleksander Dumas. Post�pi� dok�adnie tak samo,
jak post�piono z hrabi� de Monte-Christo: zamkn� go w piwnicy i pozwol� zdycha� z g�odu. On, jako
przedstawiciel organ�w sprawiedliwo�ci, rzeczywi�cie jest za to wszystko odpowiedzialny. Wszystko prze
mawia za tym, �ebym dokona� nastraszniejszej ze wszystkich egzekucji na tym s�pie przystrojonym w czer
wony biret. Tak, nie ulega w�tpliwo�ci, �e po Poleinie i gliniarzach zajm� si� wy��cznie tym drapie�c�. Wy
najm� jak�� will� z bardzo g��bok� piwnic�, z grubymi �cianami i ci�kimi drzwiami. Je�eli za� drzwi oka��
si� niewystarczaj�co grube, ja sam opatrz� je strz�pami materaca i paku�ami. Kiedy za� ju� b�d� mia� t� wil
l�, namierz� go i dokonam porwania. I zaraz po przybyciu na miejsce przykuj� drania �a�cuchem do k�ek
wmurowanych w �cian�. I dopiero wtedy sobie u�yj�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Znajduj� si� na wprost niego, widz� go z nies�ychan� precyzj�, mimo �e oczy mam zamkni�te. Tak, pa
trz� na prokuratora w ten sam spos�b, w jaki on spogl�da� na mnie w czasie rozprawy. Widz� ca�� t� scen�
jasno i wyra�nie do tego stopnia, �e czuj� jego ciep�y oddech na mej twarzy. Snop �wiat�a bardzo silnej
lampki, kt�r� �wiec� mu prosto w twarz, sprawia, �e jego jastrz�bie, jakby oszala�e teraz oczy, o�lep�y. Pot
sp�ywa mu grubymi kroplami po nabieg�ej krwi� twarzy. Tak, s�ysz� swoje pytania, s�ysz� jego odpowiedzi.
Prze�ywam t� chwil� intensywnie.
0 0
l128 3
- Poznajesz mnie, �obuzie? To ja, Papillon, kt�rego tak beztrosko pos�a�e� na do�ywotni� zsy�k�. S��
dzisz, �e warto by�o wkuwa� przez tyle lat, �eby zosta� w ko�cu cz�owiekiem niezwykle wykszta�conym; �e
warto by�o sp�dzi� tyle nieprzespanych nocy nad kodeksem prawa rzymskiego czy jakim� innym; uczy� si�
�aciny i greki, po�wi�ci� tyle lat swej m�odo�ci, �eby zosta� wielkim oratorem? I �eby doj�� w ko�cu do
czego, fiucie?! Do stworzenia nowej, dobrej ustawy spo�ecznej? Do przekonywania ludzi, �e pok�j jest naj�
lepsz� rzecz� na tym �wiecie? Do g�oszenia filozofii cudownej religii? Czy te� do wp�ywania na innych po�
przez wy�szo��, jak� ci daje twoje uniwersyteckie przygotowanie, �eby stali si� lepszymi czy te� przestali
by� z�ymi? No, powiedz tylko, spo�ytkowa�e� swoj� wiedz� w celu ratowania ludzi czy ich zguby?
0 0
l128 3
Ani jedno, ani drugie. Twojemu dzia�aniu przy�wieca jedno tylko d��enie. Wspina� si� w g�r�, coraz
wy�ej po szczebelkach tej twojej parszywej kariery zawodowej. Masz powody do chwa�y, a jak�e, bo jes�
te� tym, kt�ry najwi�cej dostarcza kandydat�w na zsy�k�, kt�ry nieustannie zatrudnia kata i nie daje chwili
wytchnienia gilotynie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Gdyby Deiblera (W roku 1932 Deibler pe�ni� we Francji funkcj� kata. [Przyp. aut.]) sta� by�o cho� na
krztyn� wdzi�czno�ci, pod koniec ka�dego roku powinien posy�a� ci skrzynk� najlepszego szampana. Czy
to nie dzi�ki tobie, ty �winio, m�g� on w tym roku �ci�� o te pi�� czy sze�� g��w wi�cej? Ale tak czy inaczej,
to ja w�a�nie mam ci� tu przed sob�, solidnie przykutego do muru. Mam przed oczyma jeszcze ten tw�j u�
miech, tak, ci�gle widz� t� twoj� zwyci�sk� min�, jak� mia�e� na twarzy, kiedy odczytano po twoim wyst�
pieniu sentencj� skazuj�cego mnie wyroku. Wydaje mi si�, jakby to by�o zaledwie wczoraj, a przecie� up�y
n�o ju� od tamtej chwili tyle lat. Ile to ju� lat? Dziesi��? Dwadzie�cia?
0 0
l128 3
Ale co te� si� ze mn� dzieje? Dlaczego dziesi��? Dlaczego dwadzie�cia lat? Uszczypnij no si�, Papil�
lon, jeste� silny, m�ody, i masz w sobie pi�� tysi�cy sze��set frank�w. Dwa lata, tak, odsiedz� dwa lata, nie
wi�cej, z kary do�ywotniego wi�zienia - poprzysi�g�em to sobie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Hola, nie b�d� naiwny, Papillon! Ta cela, ta cisza doprowadzaj� ci� do ob��du. Nie mam papieros�w.
Ostatniego wypali�em wczoraj. No to b�d� chodzi�. Ostatecznie wcale nie musz� mie� zamkni�tych oczu ani
k�a�� chusteczki na czole, �eby mie� wizj� tego, co si� stanie. Tak, wstaj�. Cela ma cztery metry d�ugo�ci,
inaczej m�wi�c pi�� ma�ych krok�w, od drzwi do �ciany. Zaczynam spacerowa� z r�koma za�o�onymi na
plecach. I zn�w te my�li:
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, m�wi�em ci ju�, �e doskonale widz� ten tw�j zwyci�ski u�miech. No to ci go teraz zamieni�
w grymas. Masz nade mn� przewag�: ja nie mog�em krzycze�, ty mo�esz. Krzycz, krzycz, ile tylko wlezie,
tak g�o�no jak tylko zdo�asz. Co te� ja ci zrobi�? Zastosuj� recept� Dumasa? Pozwol� ci zdechn�� z g�odu?
Nie, to nie wystarczy. Najpierw wyk�uj� ci oczy. Ach tak, nadal u�miechasz si� triumfuj�co, s�dzisz, �e je�li
wyk�uj� ci ga�y, to mnie przynajmniej nie b�dziesz musia� ogl�da�, a ja z kolei pozbawi� si� rado�ci odczy
tywania twych reakcji w oczach. Tak, masz racj�, nie powinienem ci ich wy�upia�, przynajmniej nie od razu.
Zostawi� to sobie na p�niej.
0 0
l128 3
Utn� ci zatem j�zyk, ten tak okropny, ostry niczym n� j�zyk - jaki tam n�, niczym brzytwa! Ten
oz�r, kt�ry si� prostytuuje dla cel�w twojej chwalebnej kariery. Ten sam, kt�ry m�wi czu�e s��wka twojej
�onie, dzieciom i kochance. Ty masz kochank�?! Raczej kochasia, to tak. Ty mo�esz by� tylko peda�em, i to
pasywnym, bezwolnym. Przecie� to jasne, najpierw pozbawi� ci� j�zyka, poniewa� - po m�zgu - on w�a�nie
jest sprawc� wydania takiego wyroku. To w�a�nie dzi�ki niemu, poniewa� tak �wietnie potrafisz nim si� po
s�ugiwa�, przekona�e� �awnik�w, �eby odpowiedzieli "tak" na postawione im pytania.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Dzi�ki niemu uda�o ci si� przedstawi� gliniarzy jako ludzi moralnie zdrowych, z po�wi�ceniem wykonu�
j�cych sw� powinno��; on to w�a�nie sprawi�, �e ta niestworzona historia opowiedziana przez �wiadka trzy�
ma�a si� kupy. Za jego to przyczyn� w oczach tych dwunastu kukie� uchodzi�em za cz�owieka najbardziej nie
bezpiecznego w Pary�u. Gdyby� nie mia� tego j�zyka tak przewrotnego, zr�cznego i przekonuj�cego, tak
zaprawionego do przedstawiania w fa�szywym �wietle ludzi, fakt�w i rzeczy, siedzia�bym sobie jeszcze na ta
rasie Grand Caf na placu Blanche, sk�d nigdy nie powinienem by� si� rusza�. A wi�c musz� ci ten oz�r wy
rwa�. Tylko czym?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Chodz�, wci�� chodz�, a� mi si� w g�owie od tego chodzenia kr�ci, gdy nagle �wiat�o ga�nie i szary
brzask wdziera� si� poczyna do mej celi poprzez zabite deskami okno.
0 0
l128 3
Co takiego?! Czy�by ju� �wita�o? Sp�dzi�em noc ca��, rozmy�laj�c o zem�cie? C� to by�y za cudo�
wne godziny! Ta noc, tak d�uga, jak�e si� okaza�a kr�tka!
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Siedz�c na ��ku nas�uchuj�. Nic. G�ucha cisza. Od czasu do czasu zza drzwi dochodzi mnie ledwo s�y
szalny szmer. To stra�nik cicho podchodzi do drzwi i podnosi do g�ry malutk�, �elazn� blaszk�, przypadaj�c
okiem do niewielkiej dziurki, kt�ra mu pozwala widzie� mnie, chocia� ja go nie dostrzegam.
0 0
l128 3
Skonstruowan� za czas�w Republiki Francuskiej maszyn� ponownie przygotowuje si� do pracy.
Funkcjonuje ona bez zak��ce�, gdy� dopiero co pos�ano dzi�ki niej na tamten �wiat cz�owieka, kt�ry m�g��
by przysporzy� k�opot�w. Na tym wszak�e nie koniec. Nie mo�na dopu�ci� do tego, �eby ten cz�owiek
umar� zbyt wcze�nie, r�wnie� nie powinien jej si� wymkn��, pope�niaj�c samob�jstwo. Jest potrzebny. C�
pocz�aby administracja penitencjarna, gdyby nie by�o wi�ni�w?! �adnie by to dopiero wygl�da�o! A wi�c
trzeba go pilnowa�. Powinno go si� pos�a� na zsy�k�, by inni funkcjonariusze mieli zapewnion� prac�. U��
miecham si�, s�ysz�c ponownie szmer za drzwiami.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Nie b�j si�, nie b�j, ja ci nie uciekn�. W ka�dym razie nie w taki spos�b, jakiego si� obawiasz, nie po
pe�ni� samob�jstwa.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Chc� tylko, �eby dopisywa�o mi zdrowie i �ebym jak najszybciej wyjecha� do tej Gujany Francuskiej,
ale wiedzcie, �e robicie cholerne g�upstwo posy�aj�c mnie tam.
0 0
l128 3
Wiem, m�j ty kochany klawiszu, �e w por�wnaniu ze stra�nikami stamt�d ty wygl�dasz zapewne ca��
kiem niewinnie. Wiem o tym od dawna, bo Napoleon, kiedy ustanowi� instytucj� zsy�ki i kiedy go zapytano:
"A kto tam b�dzie tych bandyt�w pilnowa�?", odpar�: "Jeszcze wi�kszy bandyta od nich samych". P�niej
sam mog�em si� na w�asnej sk�rze przekona�, �e ten, kt�remu zawdzi�czamy kar� zsy�ki, nie k�ama�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Klap, klap - ma�e, kwadratowe okienko, 20 na 20 cm, otwiera si� po�rodku drzwi mojej celi. Podaj�
mi kaw� i okr�g�y bochenek chleba, 750 g. Poniewa� w mojej sprawie zapad� wyrok skazuj�cy, nie mam
ju� prawa je�� w sto��wce, ale - za dodatkow� op�at� - mog� sobie kupowa� papierosy i inne artyku�y �yw
no�ciowe w skromnie zaopatrzonym bufecie. Za par� dni zostan� pozbawiony nawet i tego. Conciergerie
jest przedsionkiem wi�zienia. Z rozkosz� zaci�gam si� lucky strike'iem, paczka tych papieros�w kosztuje
mnie we frankach 6,60. Kupi�em sobie dwie. Wydaj� pieni�dze, bo i tak mi je zarekwiruj� na pokrycie
koszt�w s�dowych.
0 0
l128 3
Od Degi otrzymuj� wiadomo��, �ebym zg�osi� si� na dezynfekcj�. Jest to malutki karteluszek, znalaz�
�em go w chlebie: "W paczce zapa�ek s� trzy wszy." Wyjmuj� zapa�ki i znajduj� wszy - s� grube i miewaj�
si� dobrze. Wiem, co to oznacza. Poka�� je stra�nikowi i ten jutro po�le mnie wraz z ca�ym dobytkiem,
z materacem w��cznie, do �a�ni parowej, by wyt�pi� wszystkie paso�yty - mam na my�li insekty, ma si� ro�
zumie�, a nie ludzi. I rzeczywi�cie, nazajutrz spotykam si� tam z Deg�. W �a�ni nie ma stra�nika. Jeste�my
sami.
0 0
l128 3
- Wdzi�czny ci jestem, Dega. Dzi�ki tobie dosta�em "sejf".
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Nie przeszkadza ci za bardzo?
0 0
l128 3
- Nie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Za ka�dym razem, kiedy idziesz do kibla, umyj go dobrze, zanim sobie z powrotem w�o�ysz.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak. Wygl�da na to, �e jest szczelny, bo posk�adane w harmonijk� banknoty s� w doskona�ym sta�
nie. A przecie� nosz� go ju� od tygodnia.
0 0
l128 3
- To znaczy, �e jest dobry.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Co masz zamiar robi�, Dega?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- B�d� struga� wariata. Nie chc� jecha� do Cayenne na zsy�k�. Tu na miejscu, we Francji, odsiedz�
mo�e te osiem, dziesi�� lat. Mam swoje chody i mo�e zostan� zwolniony jakie� pi�� lat wcze�niej.
0 0
l128 3
- Ile ty masz lat?
0 0
l128 3
- Czterdzie�ci dwa.
0 0
l128 3
- Oszala�e�! Je�eli nawet odklepiesz tylko t� dziekank� z pi�tnastaka, to i tak wyjdziesz stary. Boisz
si� zsy�ki?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Tak, i wcale si� nie wstydz� tego co m�wi�, Papillon. Czy ty wiesz, jak tam w tej Gujanie strasznie?
Ka�dego roku straty si�gaj� osiemdziesi�ciu procent. Transporty przychodz� jeden po drugim, a w ka�dym
jest od 1800 do 2000 ch�opa. Je�li nie dostaniesz tr�du, to zachorujesz na ��t� febr� lub na dyzenteri� - bo
chor�bska te� cz�owiekowi nie przepuszcz� - albo te� na gru�lic�, zimnic� czy zaka�n� malari�. A je�eli uda
ci si� to wszystko prze�y�, masz wielkie szanse na to, �e kto� ci� zamorduje, �eby ci zabra� "sejf", albo �e
zginiesz podczas ucieczki. Wierz mi, Papillon, nie m�wi� ci tego, �eby ci nap�dzi� stracha, ale ja zna�em paru
takich, kt�rzy wr�cili stamt�d do Francji po odbyciu kr�tkich kar: pi��, siedem lat - i wiem, co o tym s�dzi�.
Wr�cili, ale by�y to ju� tylko wraki. Dziewi�� miesi�cy w roku sp�dzaj� w szpitalu, za� co do mo�liwo�ci
ucieczki, to powiadaj�, �e to wcale nie takie proste, jak niejednemu by si� mog�o wydawa�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Niewykluczone, Dega, ale wierz mi, nie b�d� tam d�ugo siedzia�, mo�esz by� pewny. Jestem maryna
rzem, znam morze i zapewniam ci�, �e szybko stamt�d prysn�. A ty, czy�by� si� pogodzi� z t� dziesi�ciolet
ni� odsiadk�? Nawet je�eli ci daruj� te pi�� lat - co wcale nie jest takie pewne - s�dzisz, �e to wytrzymasz,
�e nie zwariujesz, �yj�c w ca�kowitej izolacji od �wiata? Bo mnie na przyk�ad wydaje si�, kiedy tak sobie
siedz� teraz samotnie w tej celi bez ksi��ek, bez spacer�w, bez mo�liwo�ci odezwania si� do kogokolwiek,
�e nawet gdyby doba trwa�a dziesi�� razy d�u�ej, to i tak nie odpowiada�oby to wi�ziennej prawdzie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- Mo�liwe, ale ty jeste� m�ody, a ja mam czterdzie�ci dwa lata.
0 0
l128 3
- Powiedz mi, Dega, tylko szczerze, czego ty si� boisz najwi�cej? Czy aby nie innych wi�ni�w?
0 0
l128 3
- Prawd� powiedziawszy, tak, Papi. Wszyscy wiedz�, �e jestem milionerem, tote� niejednemu �atwo
mo�e przyj�� do g�owy, �eby mnie ukatrupi�, gdy� b�dzie s�dzi�, �e nosz� w sobie te pi��dziesi�t czy sto ty�
si�cy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- S�uchaj, jak chcesz, to mo�emy zawrze� tak� umow�. Ty mi obiecasz, �e nie p�jdziesz do czubk�w,
a ja ci przyrzekam, �e zawsze b�d� przy tobie. B�dziemy sobie nawzajem pomaga�. Jestem silny i szybki,
nauczy�em si� bi� w bardzo m�odym wieku i bardzo sprawnie pos�uguj� si� no�em. Tak wi�c mo�esz by�
spokojny: nie tylko nas b�d� szanowa�, ale te� i ba� si�. Do ucieczki nikt nam nie jest potrzebny. Ty masz
fors�, i ja te�; potrafi� si� pos�ugiwa� busol� i umiem prowadzi� �agl�wk�. Czeg� ci wi�cej potrzeba?
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Spogl�da mi prosto w oczy... Obejmujemy si�. Zawarli�my pakt.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W kilka chwil p�niej drzwi si� otwieraj�. On odchodzi w jedn� stron�, taszcz�c swoje rzeczy, a ja
w drug�. Nie siedzimy daleko od siebie i od czasu do czasu b�dziemy mogli si� widywa� u fryzjera, doktora
czy te� w niedziel� w kaplicy.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Dega wpad� na aferze fa�szywych bon�w po�yczkowych emitowanych przez Ministerstwo Obrony
Narodowej. Zrobi� je pewien fa�szerz i to w spos�b niezwykle oryginalny. Z bon�w opiewaj�cych na sum�
500 frank�w wywabia� prawdziwy nomina� i wykonywa� na nich doskona�ej jako�ci nadruk 10 000 frank�w.
Poniewa� papier by� oryginalny, bez najmniejszego k�opotu up�ynnia� je w bankach i w sklepach. Trwa�o to
ju� od paru lat i sp�dza�o sen z powiek pracownikom Wydzia�u d/s Przest�pstw Finansowych Prokuratury
a� do dnia, kiedy przy�apano na gor�cym uczynku niejakiego Briouleta. Louis Dega prowadzi� sobie spokoj
nie sw�j bar w Marsylii, gdzie zbiera� si� ka�dego wieczoru kwiat grypsery po�udniowego regionu kraju. Bar
s�u�y� jednocze�nie za mi�dzynarodowy punkt kontaktowy, gdzie spotykali si� wszyscy wielcy globtroterzy,
kt�rzy nie mieli najczystszego sumienia.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
W roku 1929 Dega by� milionerem. Pewnego wieczoru do baru wchodzi m�oda, elegancko ubrana,
przystojna kobieta. Chce si� widzie� z panem Louisem Deg�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- To ja, prosz� pani, czym mog� s�u�y�? Mo�e b�dzie pani �askawa przej�� do sali obok.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
- No wi�c tak, jestem �on� Briouleta. Siedzi w wi�zieniu w Pary�u za sprzeda� fa�szywych bon�w. Wi
dzia�am si� z nim w rozm�wnicy w Sant. Poda� mi adres tego baru i powiedzia�, �ebym tu przysz�a i poprosi
�a pana o dwadzie�cia tysi�cy frank�w na adwokata.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I w�wczas to Dega, jeden z najwi�kszych przest�pc�w Francji, w chwili zagro�enia - kobieta ta zna�a
rol�, jak� odegra� w sprawie bon�w - znajduje tylko jedyn� odpowied�, kt�ra go mia�a zgubi�:
0 0
l128 3
- Prosz� pani, nie znam wcale pani m�a i je�li potrzebuje pani pieni�dzy, to niech pani stanie pod la�
tarni�. A poniewa� jest pani �adn� dziewczyn�, zarobi ich pani wi�cej, ani�eli potrzebuje.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
Biedna kobieta, oburzona, wybiega z baru, zalewaj�c si� �zami opowiada wszystko m�owi. Nast�p�
nego dnia rozgoryczony Brioulet m�wi wszystko, co wie, s�dziemu �ledczemu, oskar�aj�c formalnie Deg�
o to, �e by� cz�owiekiem, kt�ry dostarcza� fa�szywych bon�w. Grupa najzr�czniejszych policjant�w Francji
zaczyna depta� marsylczykowi po pi�tach. Miesi�c p�niej Dega, fa�szerz, grawer i jedenastu innych wsp�l�
nik�w zostaj� zatrzymani o tej samej godzinie w rozmaitych miejscach i l�duj� za kratkami. Staj� przed s��
dem w departamencie Sekwany, proces trwa dwa tygodnie. Ka�dego z oskar�onych broni znany adwokat.
Brioulet nigdy nie odwo�a� swych zezna�. I sko�czy�o si� na tym, �e z powodu tych nieszcz�snych dwudzies�
tu tysi�cy frank�w i paru g�upich s��w najwi�kszy francuski z�odziej zosta� zrujnowany, postarza� si� o dzie�
si�� lat i dosta� pi�tna�cie lat ci�kich rob�t. I to w�a�nie z tym cz�owiekiem zawar�em pakt na �mier� i �ycie.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
...Jeden, dwa, trzy, cztery, pi��, p�obr�t... Jeden, dwa, trzy, cztery, pi��, p�obr�t. Od paru ju� dob
rych godzin spaceruj� tak sobie w t� i z powrotem od okna do drzwi mojej celi. Pal� papierosy, czuj�, �e
mam �wiadomo�� tego, co si� dzieje, jestem zr�wnowa�ony i got�w znie��, cokolwiek si� zdarzy. Obiecuj�
sobie, �e na razie nie b�d� my�la� o zem�cie.
0 0
l128 3
Prokurator - pozostawmy go tam, gdzie ja go zostawi�em, przywi�zanego do przykutych do �ciany
k�ek - nadal stoi mi przed oczyma, a ja ci�gle jeszcze nie postanowi�em, w jaki spos�b go wyko�cz�.
0 0 1 1 5 1 74 1
l128 3
I nagle rozlega si� krzyk - piskliwy, strasznie niepokoj�cy krzyk rozpaczy - przenikaj�cy drzwi mej
celi. Co to takiego? Mo�na by powiedzie�, �e to krzyk cz�owieka torturowanego. A przecie� to wcale nie
jest policja �ledcza. Nie ma �adnego sposobu na to, �eby si� dowiedzie�, o co chodzi. Zbulwersowa�y mnie
te wrzaski w �rodku nocy. A jak�e, musz� by� przejmuj�ce, skoro przedosta�y si� przez wyciszane drzwi.
A mo�e to jaki� wariat? Tak �atwo nim zosta� w celi, gdzie nic ju� do nas nie dociera. M�wi� sam do siebie,
g�o�no stawiam sobie pytania: "I co, do cholery, ci� to obchodzi? My�l o sobie samym, tylko o sobie i
o twoim nowym ws