3161
Szczegóły |
Tytuł |
3161 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3161 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3161 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3161 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tove Jansson
Pami�tniki Tatusia Muminka
Zoceerowa�a: Ma�gorzata "Zuzanka" Krzy�aniak
-----------------------------------------------------------------
Prolog
Pewnego dnia, kiedy Muminek by� jeszcze ca�kiem ma�y, jego
Tatu� przezi�bi� si� w samym �rodku upalnego lata. Tatu� nie
chcia� pi� gor�cego mleka z cebul� i cukrem, nie chcia� si� te�
po�o�y�. Siedzia� na hu�tawce w ogrodzie, co chwila wyciera� nos
i twierdzi�, �e cygara maj� okropny smak. Na ca�ym trawniku pe�no
by�o jego chustek do nosa, kt�re Mama Muminka zbiera�a do ma�ego
koszyczka.
Kiedy katar sta� si� jeszcze gorszy, Tatu� przeni�s� si� na
werand� i usiad� w fotelu na biegunach okryty kocami a� po sam
nos, a Mama Muminka przyrz�dzi�a mu szklank� prawdziwego grogu.
Ale nawet to nie mog�o ju� pom�c: grog mia� r�wnie niedobry smak,
jak mleko z cebul�, i Tatu�, ca�kiem zniech�cony, poszed� po�o�y�
si� do ��ka w swoim pokoju na poddaszu. Nigdy przedtem nie by�
chory, wi�c traktowa� to nies�ychanie powa�nie.
Gdy gard�o rozbola�o go do niemo�liwo�ci, Tatu� pos�a� Mam�
po Muminka, W��czykija i Ryjka, i wszyscy ustawili si� rz�dkiem
ko�o jego ��ka. Wtedy zwr�ci� si� do nich m�wi�c, �eby zawsze
pami�tali o tym, �e dane im by�o �y� u boku prawdziwego mi�o�nika
przyg�d, a potem poprosi� Ryjka o przyniesienie tramwaju z
morskiej pianki, kt�ry stal na komodzie w salonie. Ale Tatu� by�
tak zachrypni�ty, �e nikt nie zrozumia�, o co mu chodzi.
Opatulili go wi�c, jak mogli najlepiej, �a�uj�c i pociesza-
j�c, dali mu cukierk�w, aspiryn� i zabawne ksi��ki, a potem wr�-
cili na dw�r, na s�o�ce. Tatu� Muminka le�a� i z�o�ci� si�, a� w
ko�cu zasn��. Kiedy obudzi� si� pod wiecz�r, gard�o troch� mniej
go bola�o, lecz dalej by� w z�ym humorze. Zadzwoni� dzwonkiem,
kt�ry zwykle oznajmia� por� posi�ku, i wtedy natychmiast wbieg�a
po schodach Mama pytaj�c, jak si� czuje.
- Koszmarnie - rzek� Tatu�. - Ale mniejsza z tym. W tej
chwili wa�ne jest, �eby� zainteresowa�a si� moim tramwajem z
morskiej pianki.
- T� ozdob� z salonu? - zdziwi�a si� Mama. - Dlaczego?
Tatu� Muminka poderwa� si� na ��ku.
Nie wiesz, �e on odegra� bardzo wa�n� rol� w mojej
m�odo�ci? - zapyta�.
- Owszem, pami�tam, to by�a jaka� wygrana na loterii czy co�
takiego - odpar�a Mama Muminka.
Tatu� pokiwa� g�ow�, wytar� nos i westchn��.
- Tak te� s�dzi�em - rzek�. - I teraz wyobra� sobie, co by
by�o, gdybym umar� dzi� rano na przezi�bienie. W�wczas nikt z was
nie mia�by najmniejszego poj�cia o historii tramwaju. Praw�
dopodobnie to samo dotyczy ca�ego mn�stwa innych wa�nych rzeczy.
Opowiada�em wam o mojej m�odo�ci, ale wszystko�cie zapomnieli.
- By� mo�e, jaki� ma�y szczeg�, ten czy inny - przyzna�a
Mama. - Po latach niekt�re rzeczy zacieraj� si� troch� w pa�
mi�ci... Zjesz obiad? Jest zupa jarzynowa i kisiel.
- Paskudztwa - odpar� Tatu� Muminka ponurym g�osem. Odwr�ci�
si� do �ciany i zakaszla� g�ucho.
Mama Muminka patrzy�a na niego przez chwil�, a potem
powiedzia�a:
- Wiesz co? Przedwczoraj przy sprz�taniu strychu znalaz�am
gruby zeszyt. Gdyby� tak napisa� ksi��k� o swojej m�odo�ci?
Tatu� nic nie odpowiedzia�, ale przesta� kaszle�.
- W�a�nie teraz by�aby na to odpowiednia chwila - m�wi�a
dalej Mama - bo jeste� przecie� przezi�biony i nie mo�esz
wychodzi� na dw�r. To si� chyba nazywa wypomnienia czy co� w tym
rodzaju.
- Wspomnienia - poprawi� j� Tatu�. - Albo pami�tniki.
- A potem m�g�by� nam czyta� to, co napisa�e� - powiedzia�a
Mama. - Na przyk�ad po �niadaniu i po obiedzie.
- Tak szybko to nie idzie - �achn�� si� Tatu� wyskakuj�c
spod koc�w. - Nie my�l, �e mo�na napisa� ksi��k� ot tak, po pros�
tu. Nie przeczytam ani jednego s�owa, dop�ki ca�y rozdzia� nie
b�dzie gotowy, i wpierw przeczytam go tylko tobie, a dopiero
potem innym.
- Tak, masz chyba racj� - zgodzi�a si� Mama, po czym posz�a
na strych, �eby przynie�� zeszyt.
- Jak on si� czuje? - spyta� Muminek.
- Lepiej - odpar�a Mama. - A teraz macie by� naprawd� cicho,
bo Tatu� zaczyna pisa� pami�tniki.
Przedmowa
Ja, Tatu� Muminka, siedz� dzisiejszego wieczoru przy oknie i
patrz� w aksamitn� czer� ogrodu, na kt�rej robaczki �wi�toja�skie
haftuj� swe tajemnicze znaki. Nietrwa�e esy-floresy kr�tkiego,
lecz szcz�liwego �ycia.
Jako ojciec rodziny i w�a�ciciel domu spogl�dam ze sm�tkiem
wstecz, na moj� burzliw� m�odo��, kt�r� postanowi�em opisa�, i
pi�ro dr�y w mej �apce.
Pokrzepiam si� jednak godnymi uwagi, m�drymi s�owami, kt�re
znalaz�em w pami�tnikach pewnej innej wybitnej osobisto�ci i
kt�re tu przytocz�: "Wszyscy, jakiegokolwiek s� stanu, je�eli
dokonali czego� dobrego na tym �wiecie albo czego�, co wydaje si�
dobre, powinni - o ile kochaj� prawd� i s� sympatyczni - opisa�
w�asnor�cznie swe �ycie. Jednak�e nie powinni zaczyna� tego
pi�knego przedsi�wzi�cia, zanim nie uko�cz� czterdziestu lat".
S�dz�, �e dokona�em wielu dobrych rzeczy, a jeszcze wi�cej
takich, kt�re uwa�am za dobre. No i jestem do�� mi�y, i m�wi�
prawd�, o ile nie jest zbyt nudna (mojego wieku sobie nie przy�
pominam).
Ulegam wi�c namowom rodziny, a tak�e pokusie, �eby
opowiedzie� o sobie samym, bo - co tu ukrywa� - �wiadomo��, �e
b�d� mnie czyta� w ca�ej Dolinie Mumink�w, jest bardzo n�c�ca.
Niech moje skromne zapiski stan� si� dla wszystkich Mu�
mink�w, a zw�aszcza dla mojego syna, �r�d�em rado�ci i wiedzy.
Moja dobra niegdy� pami�� niew�tpliwie popsu�a si� nieco z
biegiem lat. Jednak�e z wyj�tkiem nielicznych wypadk�w, gdzie by�
mo�e zdarzy mi si� troch� przesadzi� b�d� przekr�ci�, co z
pewno�ci� doda tylko barwy opowiadaniu, autobiografia ta b�dzie
ca�kowicie wiarygodna.
Z uwagi na uczucia �yj�cych jeszcze os�b zmieniam czasem na
przyk�ad Filifionki na Paszczaki albo drozdy na je�e i tak dalej,
lecz wnikliwy czytelnik i tak na pewno zrozumie, o kogo naprawd�
chodzi. Dowie si� ponadto, �e Jok by� tajemniczym ojcem W��czyki�
ja, i na pewno zgodzi si� z tym, �e Ryjek pochodzi od Wier�
cipi�tka.
A ty, ma�e, naiwne dzieci�, kt�re w swoim ojcu widzisz
powa�n� i pe�n� godno�ci osob�, przeczytaj t� opowie�� o
prze�yciach trzech tatusi�w i zapami�taj sobie, �e tatusiowie nie
r�ni� si� tak bardzo mi�dzy sob� (w ka�dym razie nie za m�odu).
Opisuj�c m� osobliw� m�odo��, kt�rej nie brak�o zami�owania
do przyg�d, chc� sp�aci� d�ug wobec samego siebie, wobec
tera�niejszo�ci, a tak�e nast�pnych pokole�. S�dz�, �e niejeden
spo�r�d czytaj�cych moje pami�tniki podniesie w zamy�leniu
pyszczek i wykrzyknie: "Ach, co to by� za Muminek!" albo: "To
dopiero by�o �ycie!" Co� okropnego, jaki si� czuj� uroczysty1.
Na zako�czenie pragn� wyrazi� gor�ce s�owa podzi�ki tym
wszystkim, kt�rzy swego czasu przyczynili si� do ukszta�towania
mojego �ycia w to dzie�o sztuki, jakim ono niezaprzeczalnie si�
sta�o, a w szczeg�lno�ci Fredriksonowi, Hatifnatom oraz mojej
�onie, niezr�wnanej Mamie Muminka.
Dolina Mumink�w w sierpniu
Autor
Rozdzia� pierwszy
w kt�rym opowiadam o moim trudnym dzieci�stwie, o pierwszym
Wydarzeniu w moim �yciu i o mojej wstrz�saj�cej nocnej ucieczce,
a tak�e o historycznym spotkaniu z Fredriksonem.
Kt�rego� ponurego i wietrznego wieczoru sierpniowego przed
wieloma laty znaleziona zosta�a zwyczajna torba papierowa na
schodach wiod�cych do domu dla Mumink�w podrzutk�w. W torbie
le�a� nie kto inny, tylko w�a�nie ja.
O ile� bardziej romantycznie by by�o, gdyby mnie po�o�ono na
przyk�ad na mchu, w �adnym ma�ym koszyczku!
Ot� Ciotka Paszczaka, za�o�ycielka domu dla podrzutk�w, in�
teresowa�a si� astrologi�2 (na u�ytek domowy) i bardzo s�usznie
zwr�ci�a baczn� uwag� na gwiazdy, pod kt�rymi przyszed�em na
�wiat. Wskazywa�y one na narodziny bardzo niezwyk�ego i utalen�
towanego Muminka i Ciotka Paszczaka zaniepokoi�a si�, �e b�d� jej
sprawia� wiele k�opot�w (panuje na og� opinia, �e geniusze s�
niesympatyczni, lecz je�li o mnie chodzi, jako� nigdy tego nie
zauwa�y�em).
Po�o�enie gwiazd to zdumiewaj�ca sprawa! Gdybym si� by�
urodzi� kilka godzin wcze�niej, by�by ze mnie zwariowany pokerzy�
sta, a wszyscy, kt�rzy by przyszli na �wiat dwadzie�cia minut po
mnie, byliby zmuszeni przy��czy� si� do ochotniczej orkiestry Pa-
szczak�w. (Niech tatusiowie i mamusie b�d� ponad wszelk� miar� o-
stro�ni, zanim wydadz� na �wiat dzieci; zalecam im jak najdok�ad-
niejsze wyliczenia).
Tak czy inaczej, gdy mnie wyci�gni�to z torby, kichn��em
trzy razy w bardzo stanowczy spos�b. To z pewno�ci� ju� co� oz�
nacza�o.
Ciotka Paszczaka przyczepi�a blaszk� do mojego ogonka i os�
templowa�a j� magiczn� cyfr� trzyna�cie, jako �e mia�a ju�
dwana�cioro podrzutk�w. Wszystkie by�y tak samo powa�ne,
pos�uszne i porz�dne, bo Ciotka Paszczaka niestety, cz�ciej je
my�a, ni� bra�a na r�ce (cechowa� j� tego rodzaju rzetelny
charakter co to nie ma �adnych delikatniejszych odcieni). Drogi
czytelniku, wyobra� sobie dom Mumink�w, w kt�rym wszystkie pokoje
tworz� uporz�dkowane szeregi, wszystkie s� kwadratowe i pomalo�
wane na jeden i ten sam ohydny kolor jasnego piwa. Nie wierzysz
mi? Twierdzisz, �e w domu Mumink�w musi by� pe�no najdziw�
niejszych zak�tk�w, tajemniczych pokoi, schod�w, balkon�w i wie-
�yczek? Ot� tu by�o inaczej. A na domiar z�ego, nikt nie mia�
prawa wstawa� w nocy, �eby co� zje��, nikt nie m�g� rozmawia� ani
spacerowa� (dobrze, �e chocia� wolno nam by�o siusia�!).
Nie pozwalano mi przynosi� do domu �adnych mi�ych stworzonek
i chowa� ich pod ��kiem! Musia�em je�� i my� si� o okre�lonych
godzinach! Witaj�c si� musia�em trzyma� ogonek pod k�tem czter�
dziestu pi�ciu stopni! Ach, czy ktokolwiek mo�e m�wi� o takich
rzeczach nie roni�c �ez?
Nieraz stawa�em przed ma�ym lusterkiem w przedpokoju i pa�
trzy�em g��boko w odbicie, mych smutnych niebieskich oczu,
staraj�c si� przenikn�� tajemnic� mojego �ycia. I z pyszczkiem w
�apkach wzdycha�em: "Jestem sam. Okrutny �wiat! Nie unikn� mego
przeznaczenia", i wypowiada�em tym podobne smutne s�owa, dop�ki
nie zrobi�o mi si� troch� l�ej na sercu.
By�em bardzo samotnym ma�ym Muminkiem, jak to cz�sto bywa w
wypadku wybitnych uzdolnie�. Nikt si� na mnie nie pozna� ani
nawet ja sam. Zauwa�y�em, oczywi�cie, r�nic� mi�dzy mn� a innymi
Muminkami. Polega�a ona przede wszystkim na ich po�a�owania god�
nej niezdolno�ci do zastanawiania si� i dziwienia.
Potrafi�em, na przyk�ad, pyta� Ciotk� Paszczaka, dlaczego
wszystko jest tak, jak jest, a nie odwrotnie.
- To by dopiero �adnie wygl�da�o! - odpowiada�a. - Czy� nie
jest dobrze tak, jak jest?
Nigdy nie otrzymywa�em od niej wyczerpuj�cych wyja�nie� i to
utwierdza�o mnie coraz bardziej w przekonaniu, �e Ciotka zawsze
usi�uje robi� wszystko byle jak. Wiadomo zreszt�, �e dla Paszcza-
k�w nie ma �adnego znaczenia: co - kiedy i kto - jak.
Zdarza�o si�, �e pyta�em j�, dlaczego ja jestem sob�, a nie
kim� ca�kiem innym.
- Prawdziwy pech, tw�j i m�j ! My�e� si� ju�? - to by�a ca�a
jej odpowied�.
Lecz ja pyta�em dalej:
- A dlaczego pani jest Paszczakiem, a nie Muminkiem?
- Bo moi rodzice byli Paszczakami, dzi�ki Bogu - odpowia�
da�a.
- A ich tatu� i mamusia? - zastanawia�em si�.
- Paszczakami, rzecz jasna - oburza�a si�. - Tak samo jak
ich tatusie i mamy i tych tatusi�w i mam tatusie i mamy, i tak
dalej, i tak dalej, a teraz id� si� umy�, bo inaczej zwariuj�.
- To niesamowite - dziwi�em si�. - Oni si� nigdy nie ko�cz�?
Przecie� kiedy� musia�o si� zacz�� od pierwszego tatusia i pierw�
szej mamy?
- To by�o tak dawno, �e nie ma co sobie tym g�owy zawraca� -
odpowiada�a Ciotka Paszczaka. - Zreszt�, dlaczego mieliby si�
ko�czy�?
Ogarnia�o mnie w�wczas mgliste, lecz uporczywe uczucie, �e
ca�y szereg tatusi�w i mam mnie dotycz�cych by� czym� jedynym w
swoim rodzaju. Nie zdziwi�oby mnie, gdyby na moim powijaku by�a
wyhaftowana korona kr�lewska. Lecz niestety!
Kt�rej� nocy �ni�o mi si�, �e przywita�em si� z Ciotk�
Paszczaka, trzymaj�c ogonek pod nieodpowiednim k�tem, to znaczy
siedemdziesi�ciu stopni. Opowiedzia�em jej m�j przyjemny sen i
zapyta�em, czy j� rozgniewa�.
- Sny to zawracanie g�owy - odpar�a.
- A sk�d to wiadomo? - nie dawa�em za wygran�. - Mo�e Mu�
minek, kt�ry mi si� �ni�, jest tym w�a�ciwym, a ten, kt�ry tu
stoi, tylko si� pani �ni?
- Niestety, nie! Nie mam w�tpliwo�ci, �e istniejesz - rzek�a
Ciotka Paszczaka zm�czonym g�osem. - Ja nie nad��am za tob�!
Przyprawiasz mnie o b�l g�owy! Co z ciebie b�dzie w tym
niepaszczackim �wiecie?
- B�d� s�awny - odpar�em powa�nie. - A poza tym wybuduj� dom
dziecka dla Paszczak�w podrzutk�w. I wszystkim im b�dzie wolno
je�� w ��ku chleb z miodem i trzyma� pod ��kiem zaskro�ce i
skunksy!
- One na pewno nie b�d� chcia�y - zapewni�a mnie Ciotka
Paszczaka.
Niestety, mia�a chyba racj�.
.oOo.
I tak przemin�o moje wczesne dzieci�stwo, w ustawicznej ci�
chej zadumie. Dziwi�em si� wci�� i bez przerwy i ci�gle pow�
tarza�em pytania na temat: "Co - kiedy?" i "Kto - jak?"
Ciotka Paszczaka i jej zdyscyplinowane podrzutki unika�y
mnie, jak tylko mog�y, bo s�owo "dlaczego" wprowadza�o je
wyra�nie w zak�opotanie. Tote� snu�em si� samotnie po nadmorskim
bezdrzewnym pustkowiu otaczaj�cym dom i rozmy�la�em nad paj�czy�
nami i gwiazdami, nad ma�ymi stworzonkami o zakr�conych ogonkach,
uwijaj�cymi si� w ka�u�ach, i nad wiatrem, kt�ry wia� z r�nych
stron i zawsze mia� inny zapach (p�niej dopiero mia�em si�
dowiedzie�, �e uzdolniony Muminek zawsze dziwi si� temu, co
wygl�da oczywiste, natomiast absolutnie nie widzi nic dziwnego w
tym, co zwyczajnemu Muminkowi wydaje si� niezwyk�e). By� to okres
pe�en melancholii.
Lecz powolutku zasz�a pewna zmiana: zacz��em rozmy�la� nad
kszta�tem mojego nosa. Pozostawi�em moje oboj�tne otoczenie swo�
jemu losowi, a sam zacz��em si� zastanawia� coraz bardziej i
bardziej nad sob�, znajduj�c w tym zaj�ciu nieodparty urok.
Przesta�em zadawa� pytania, ogarn�a mnie natomiast przemo�na
ch�� m�wienia o tym, co czuj� i co my�l�. Lecz, niestety, poza
mn� samy nie by�o nikogo, kto by uwa�a�, �e jestem interesuj�cy.
I wtedy przysz�a owa wiosna tak wa�na dla mojego rozwoju.
Nie rozumia�em pocz�tkowo, �e jest ona specjalnie dla mnie przez�
naczona. Dochodzi�y mnie wiosenne odg�osy, r�ne bzyczenia,
popiskiwania, brz�czenie i pomruki wszystkich tych, kt�rzy
budzili si� z zimowego snu i kt�rym si� spieszy�o. Widzia�em, jak
robi si� ruch na symetrycznych grz�dkach w ogr�dku warzywnym
Ciotki Paszczaka, jak wszystko, co wykluwa si� z ziemi, jest po�
marszczone z niecierpliwo�ci. W nocy �piewa�y nowe wiatry. I
pachnia�o inaczej, pachnia�o odnow�.
W�cha�em, wietrzy�em, nogi mnie bola�y od ro�ni�cia, ale
dalej nie rozumia�em, �e to wszystko dotyczy tylko mnie.
W ko�cu, kt�rego� jasnego poranka, poczu�em w sobie... no
tak, po prostu co� poczu�em. Zbieg�em wi�c prosto nad morze, co
by�o niedozwolone, ba Ciotka Paszczaka nie lubi�a morza.
Tam sta�a si� rzecz wielkiej wagi. Po raz pierwszy w �yciu
zobaczy�em siebie w ca�o�ci. Po�yskliwy l�d by� znacznie wi�kszy
ni� lusterko w przedpokoju u Ciotki Paszczaka. Zobaczy�em w nim,
jak chmury p�dz�ce po wiosennym niebie przelatuj� ko�o moich
�licznych, prosto stoj�cych uszu, nareszcie mog�em obj�� wzrokiem
nie tylko m�j nos, lecz i ca�� posta�, mocn�, pi�knie uksz�
ta�towan� a� do samych �apek.
Ale te �apki, niestety, troch� mnie rozczarowa�y. By�a w
nich odrobina bezradno�ci, dziecinno�ci, kt�r� si�, przyznam,
speszy�em. Mo�e to jednak minie z czasem, my�la�em sobie. Nie ma
�adnej w�tpliwo�ci, �e moim najsilniejszym atutem jest g�owa.
Cokolwiek bym robi�, nigdy nikogo nie znudz�, po prostu nikt nie
b�dzie si� kwapi�, by mnie ogl�da� a� do samego do�u, to znaczy
do �apek. Oczarowany, przypatrywa�em si� swojemu odbiciu. �eby je
lepiej widzie�, po�o�y�em si� na lodzie na brzuchu.
I wtedy przesta�em jakby istnie�. Zosta�a tylko zielona
ciemno�� pe�zn�ca coraz g��biej w d�; w jaki� obcy �wiat �yj�cy
ukradkiem pod lodem. Porusza�y si� w nim niewyra�ne cienie,
gro�ne, ale jak�e poci�gaj�ce! Dosta�em zawrotu g�owy i
pomy�la�em: "�eby tak spa�� mi�dzy nie! Zapu�ci� si� w niez�
nane..."
To by�a tak okropna my�l, �e pomy�la�em j� jeszcze raz:
"G��biej, jeszcze g��biej... Nic wi�cej, tylko w d� i w d�, i w
d�..."
Okropnie mnie to podnieci�o. Podnios�em si� i zacz��em tupa�
po lodzie, �eby sprawdzi�, czy wytrzymuje. Wytrzymywa�. Wtedy
poszed�em troch� dalej, �eby zobaczy�, czy tam te� wytrzymuje - i
tam nie wytrzyma�.
Nagle znalaz�em si� zanurzony po uszy w zimnym, zielonym
morzu, z �apkami dyndaj�cymi bezradnie nad niebezpieczn�, ciemn�
otch�ani�. Tymczasem chmury p�yn�y dalej po niebie, jakby nic
si� nie sta�o, ca�kowicie spokojne.
A mo�e kt�ry� z tych gro�nych cieni mnie zje! Wcale niewyk�
luczone, �e we�mie jedno moje ucho z sob� do domu i powie swoim
dzieciom: "Jedzcie pr�dko, p�ki nie wystygnie! To prawdziwy Mu�
minek, a takiego przysmaku nie jada si� codziennie!" Albo te�
wyp�yn� na l�d z tragicznym pasmem wodorost�w za uchem i Ciotka
Paszczaka rozp�acze si� i b�dzie �a�owa� swoich czyn�w, i powie
wszystkim znajomym: "Ach, c� to by� za niezwyk�y Muminek! Jaka
szkoda, �e nie zrozumia�am tego w por�".
Ju� prawie mia� nast�pi� pogrzeb, gdy nagle poczu�em, �e co�
bardzo ostro�nie skubie mnie w ogon. Ka�dy, kto ma ogon, wie, jak
si� dba o t� szczeg�ln� ozdob� i jak si� b�yskawicznie reaguje,
gdy grozi jej niebezpiecze�stwo czy obraza. Ow�adni�ty bez reszty
ch�ci� dzia�ania, porzuci�em moje czaruj�ce sny, energicznie
wdrapa�em si� z powrotem na l�d i wyczo�ga�em na brzeg. "Tak
wygl�da prawdziwe Wydarzenie - pomy�la�em sobie b�d�c ju� w bez�
piecznym miejscu. - Pierwsze Wydarzenie w moim �yciu! Teraz nie
ma ju� mowy, �ebym zosta� na dobre u Ciotki Paszczaka. Wezm� sw�j
los we w�asne �apki!"
Trz�s�em si� z zimna przez ca�y dzie�, ale nikt nie zapyta�,
dlaczego. I to utwierdzi�o mnie w moim zamiarze. O zmierzchu po�
dar�em swoje prze�cierad�o na d�ugie pasy i uplot�em z nich
sznur, �eby go przywi�za� do framugi okiennej. Pos�uszne podrzut�
ki przypatrywa�y si�, ale nic nie m�wi�y, co mnie dotkn�o. Po
wieczornej herbacie napisa�em bardzo starannie list po�egnalny.
By� prosty w tre�ci, natomiast bardzo godny.
Brzmia�, jak nast�puje:
Droga Ciotko Paszczaka!
Czuj�, �e czekaj� mnie wielkie zadania i �e �ycie Muminka
jest kr�tkie. Dlatego opuszczam to miejsce, �egnaj! Nie op�akuj
mnie, wr�c� kiedy�, ozdobiony wie�cem chwa�y!
P.S. Bior� z sob� s�oik przecieru z dyni.
Hej, hej! - pozdrawiam Ci�
- Muminek, kt�ry nie jest taki jak inni.
Ko�ci zosta�y rzucone! Wiedziony przez gwiazdy mojego losu,
wyruszy�em nie maj�c �adnego poj�cia o nadzwyczajnych wydarzeni�
ach, jakie mia�y mnie spotka�. By�em tylko bardzo m�odym Mu�
minkiem, sm�tnie w�druj�cym przez wrzosy i wzdychaj�cym w
ziej�cych pustk� w�wozach. Pot�pie�cze nocne lamenty wzmaga�y
jeszcze bardziej moj� samotno��.
.oOo.
Kiedy Tatu� Muminka doszed� do tego w�a�nie miejsca w swoich
pami�tnikach, poczu� si� tak wzruszony swym nieszcz�liwym
dzieci�stwem, �e musia� przez chwil� odpocz�� psychicznie.
Nasadzi� nakr�tk� na pi�ro i podszed� do okna. W Dolinie Mumink�w
panowa�a zupe�na cisza.
Tylko lekki, wieczorny wiatr szemra� w ogrodzie i drabinka
sznurowa Muminka hu�ta�a si� tam i z powrotem przy �cianie domu.
"Jeszcze i teraz uda�aby mi si� ucieczka - pomy�la� Tatu�. - Co z
tego, �e nie jestem taki m�ody jak kiedy�!"
U�miechn�� si� sam do siebie. Potem wystawi� nogi przez okno
y przyci�gn�� do siebie drabink�.
- Hej, Tatusiu! - odezwa� si� Muminek z s�siedniego okna. -
Co ty robisz?
- Gimnastyk�, m�j synu - odpar� Tatu�. - Potrzebna rzecz!
Jeden krok w d�, dwa kroki w g�r�! Dobre dla mi�ni.
- �eby� tylko nie spad� - rzek� Muminek. - Jak ci id� pa�
mi�tniki?
- Dobrze - odpowiedzia� Tatu� i wci�gn�� trz�s�ce si� nagi
przez parapet okienny. - W�a�nie dopiero co uciek�em. Ciotka
Paszczaka p�acze. Wszystko b�dzie nies�ychanie wzruszaj�ce.
- Kiedy nam to przeczytasz? - zaciekawi� si� Muminek.
- Nied�ugo - odpar� Tatu�. - Gdy tylko dojad� do �odzi. Nie
ma przyjemniejszej rzeczy, jak czyta� g�o�no to, co si� samemu
napisa�o.
- Z pewno�ci� - powiedzia� Muminek i ziewn��. - Hej, na ra�
zie!
- Hej, hej! - rzek� Tatu�, zdejmuj�c nakr�tk� z pi�ra.
- No, dobrze. Na czym to stan�li�my... Ach tak, w�a�nie
uciek�em i nast�pnego rana - nie, to b�dzie p�niej. Musz� naj�
pierw opisa� moj� nocn� ucieczk�.
.oOo.
Ca�� noc w�drowa�em przez nieznane, z�owrogie okolice. Jak�e
mi teraz �al samego siebie! Nie mia�em odwagi ani stan��, ani
rozejrze� si� na boki. Kto wie, co si� mo�e wy�oni� nagle z ciem�
no�ci! Spr�bowa�em za�piewa�: Jak niepaszczacki jest ten �wiat",
czyli marsz poranny podrzutk�w, lecz g�os m�j zadr�a� w spos�b,
od kt�rego zrobi�o mi si� jeszcze bardziej straszno. Wszystko
ton�o we mgle. G�sta niczym kleik u Ciotki Paszczaka, pe�z�a
przez dzikie bezdro�a zmieniaj�c krzaki i kamienie w bezkszta�tne
potwory, kt�re sun�y ku mnie, wyci�ga�y za mn� ramiona... Ach,
jaki by�em biedny!
Nawet w�tpliwej przyjemno�ci towarzystwo Ciotki Paszczaka
by�oby mnie w tym momencie pocieszy�o. Lecz wr�ci� - za nic!
Wprost niemo�liwe po tak wspania�ym li�cie po�egnalnym!
Nareszcie noc zacz�a ja�nie�. A o wschodzie s�o�ca zrobi�o
si� prze�licznie: mg�a przybra�a r�anoczerwony kolor, zupe�nie
jak woalka na niedzielnym kapeluszu Ciotki Paszczaka, i w jednej
chwili ca�y �wiat wyda� mi si� r�owy i sympatyczny. Sta�em bez
ruchu, patrz�c, jak rozpraszaj� si� nocne mroki, pozbywa�em si� -
ich po prostu, prze�ywa�em m�j pierwszy poranek, ca�kiem osobisty
i prywatny. Drogi czytelniku, os�d� sam, jaka by�a moja rado�� i
tryumf, kiedy mog�em nareszcie zedrze� znienawidzon� piecz�� z
ogonka i wyrzuci� j� daleko we wrzosy! Potem w ch�odnym, jasnym
poranku wiosennym odta�czy�em nowy taniec wolno�ci Mumink�w, z
pyszczkiem do g�ry i moimi �licznymi uszkami stercz�cymi ca�kiem
pionowo.
Nigdy wi�cej mycia! Nigdy wi�cej jedzenia tylko dlatego, �e
by�a pi�ta godzina! Nigdy wi�cej prezentowania broni ogonkiem
przed nikim innym, jak tylko przed kr�lem. Nigdy spania w kwadra�
towym, br�zowym pokoju! Precz z Paszczakami!
S�o�ce wschodzi�o coraz wy�ej, iskrzy�o si� w paj�czynach,
l�ni�o na mokrych li�ciach, a w�r�d ust�puj�cych mgie�
dostrzeg�em Drog�. Drog�, kt�ra wi�a si� mi�dzy wrzosami prosto w
�wiat, prosto w moje �ycie, kt�re mia�o by� wyj�tkowo s�awnym
�yciem, niepodobnym do niczyjego innego.
Przede wszystkim zjad�em przecier z dyni i wyrzuci�em s�oik.
I wtedy nic ju� nie posiada�em. Nie by�o nic, co musia�bym robi�,
ani nic, co bym robi� tylko z przyzwyczajenia, bo wszystko by�o
ca�kiem nowe. Czu�em si� lepiej ni� kiedykolwiek.
Ten wyj�tkowy nastr�j trwa� do wieczora. By�em tak
przepe�niony samym sob� i swoj� wolno�ci�, �e zmierzch wcale mnie
nie niepokoi�. �piewaj�c w�asn� pie��, w kt�rej by�y wy��cznie
wielkie s�owa (nie pami�tam ich, niestety), ruszy�em prosto przed
siebie, w nadchodz�c� noc.
Wiatr owiewa� mnie nieznanym, przyjemnym zapachem i
nape�nia� m�j nos oczekiwaniem. Wtedy nie wiedzia�em jeszcze, �e
to zapach lasu, wo� mchu, paproci i tysi�ca wielkich drzew. Gdy
ogarn�o mnie zm�czenie, zwin��em si� w k��buszek na ziemi,
chowaj�c zmarzni�te �apki pod brzuch. Mo�e jednak nie b�d� fun�
dowa� przytu�ku dla Paszczak�w podrzutk�w. Znajduje si� je
zreszt� bardzo rzadko. Le��c, zastanawia�em si� przez chwil�, czy
nie by�oby mo�e lepiej zosta� podr�nikiem, a nie s�awn� osobis�
to�ci�. W ko�cu postanowi�em zosta� s�awnym podr�nikiem. Tu�
przed za�ni�ciem pomy�la�em: "Jutro!"
Przebudzi�em si�, maj�c wko�o siebie nowy, ca�kiem zielony
�wiat. Zdziwienie moje by�o, rzecz jasna, ogromne, bo nigdy
przedtem nie widzia�em drzew. Zawrotnie wysokie i proste jak
dzidy, wspiera�y, hen w g�rze, zielone sklepienie. Li�cie lekko
si� ko�ysa�y b�yszcz�c w s�o�cu, ptaki fruwa�y to tu, to tam i
krzycza�y z zachwytu. Posta�em chwil� na g�owie, �eby och�on��.
A potem zawo�a�em:
- Dzie� dobry! Czyje jest to pi�kne miejsce? Nie ma tu, mam
nadziej�, Paszczak�w?
- Nie zawracaj nam g�owy! My si� bawimy! - zakrzycza�y ptaki
i sfrun�y g�ow� na d� w listowie.
Poszed�em dalej w las. Mech by� ciep�y i bardzo mi�kki, lecz
pod paprociami zalega� g��boki cie�. Wsz�dzie kr�ci�o si� mn�stwo
pe�zaj�cych i lataj�cych stworzonek, kt�rych nigdy dot�d nie
widzia�em, ale by�y oczywi�cie znacznie za ma�e, �eby m�c z nimi
na serio rozmawia�. W ko�cu spotka�em starszego ju� je�a, kt�ry
siedzia� sobie sam i polerowa� �upin� orzecha.
- Dzie� dobry - powiedzia�em. - Jestem samotnym
uciekinierem., urodzonym pod ca�kiem niezwyk�ymi gwiazdami.
- Ach tak - odpar� je� bez wi�kszego zainteresowania. - Ja
pracuj�. To b�dzie miseczka na kwa�ne mleko.
- Naprawd�? - rzek�em czuj�c, �e jestem g�odny. - Do kogo
nale�y ten pi�kny zak�tek?
- Do nikogo. Do wszystkich - powiedzia� je� wzruszaj�c
ramionami.
- Do mnie te�? - spyta�em.
- Dlaczego by nie - mrukn�� je�, dalej poleruj�c miseczk�.
- Czy pan jest ca�kiem pewny, �e to miejsce nie nale�y do
�adnego Paszczaka? - spyta�em niespokojnie.
- Do k o g o? - zdziwi� si� je�.
Pomy�lcie sobie, to szcz�liwe stworzenie nigdy nie widzia�o
Paszczaka!
- Paszczak ma olbrzymie stopy i brak mu poczucia humoru -
wyja�ni�em. - Ma wystaj�cy, troch� przyp�aszczony nos i w�osy
rosn� mu w bezsensownych k�pkach. Paszczak nigdy nie robi czego�
dlatego, �e to zabawne, a tylko dlatego, �e to powinno by� zro�
bione, i ci�gle wszystkich poucza...
- A to ci dopiero! - wykrzykn�� je� cofaj�c si� w paprocie.
"No tak - pomy�la�em sobie nieco dotkni�ty (by�bym mia�
znacznie wi�cej do opowiedzenia o Paszczakach). - To miejsce jest
niczyje i wszystkich, czyli jest tak�e moje. Wi�c co mam teraz
robi�?"
Jak zwykle w moim wypadku, od razu przyszed� mi pomys� do
g�owy. (Us�ysza�em tylko takie: "pstryk" - i pomys� ju� by�).
Je�eli jest Muminek i je�eli jest Miejsce, nie ma najmniejszej
w�tpliwo�ci, �e b�dzie te� Dom. Co za zachwycaj�ca my�l! Dom,
kt�ry sam zbuduj�! Dom, kt�ry b�dzie tylko m�j!
Kawa�ek dalej natkn��em si� na strumyk i zielon� polank�,
kt�ra wyda�a mi si� w sam raz odpowiednia dla Muminka. By�a tam
nawet ma�a pla�a w zakolu strumyka.
Wzi��em patyk i zabra�em si� do rysowania mojego domu na
piasku. Nie mia�em nawet chwili wahania, wiedzia�em dok�adnie,
jak ma wygl�da� dom Mumink�w. Mia� by� wysoki i w�ski, ozdobiony
mn�stwem balkon�w, schod�w i wie�yczek. Na pierwszym pi�trze za�
projektowa�em trzy ma�e pokoje i sk�adzik na przer�ne rzeczy, a
ca�y parter zaj�� du�y przepyszny salon. Obok salonu umie�ci�em
werand� o szklanych �cianach, na kt�rej m�g�bym siedzie� w fotelu
na biegunach i patrze� na strumyk p�yn�cy w dal, maj�c ko�o
siebie ogromn� szklank� soku i du�o kanapek. Balustrada przy
werandzie by�a �licznie powycinana w ornament z szyszek sos�
nowych. Spiczasty dach ozdobi�em pi�kn� kul� w kszta�cie cebuli,
kt�r� trzeba b�dzie poz�oci� w przysz�o�ci. D�ugo si� zastanawia�
�em, co zrobi� z wej�ciem - zgodnie z tradycj� powinny to by�
drzwiczki od pieca, owa pozosta�o�� z czas�w, kiedy wszystkie Mu�
minki mieszka�y za piecami kaflowymi (to znaczy, zanim kto�
wymy�li� centralne ogrzewanie). W ko�cu postanowi�em zrezygnowa�
z mosi�nych drzwiczek, natomiast wymurowa�em ogromny piec
kaflowy w salonie.
Ca�y zreszt� dom mia� niezaprzeczalnie charakter pieca
kaflowego. Ogarn�� mnie zachwyt nad moim pi�knym budynkiem, kt�ry
powsta� w tak niesamowitym tempie. Wynik�o to niechybnie z
dziedzicznych sk�onno�ci, ale poza tym r�wnie� z talentu i
umiej�tno�ci trze�wego s�du oraz z krytycznego stosunku do
siebie. Poniewa� jednak nie nale�y nigdy chwali� w�asnej pracy,
poda�em wam tylko skromny opis osi�gni�tego rezultatu.
Nagle zauwa�y�em, �e jest zimno. Cie� spod paproci rozpe�z�
si� po ca�ym lesie, zapada� wiecz�r.
By�em tak zm�czony i g�odny, �e w g�owie mi si� kr�ci�o i
nie mog�em my�le� o niczym innym, jak tylko o kwa�nym mleku u
je�a. A mo�e je� ma w domu z�ot� farb� do kuli na dachu domu...
Na sztywnych, zm�czonych nogach ruszy�em z powrotem przez mroczny
ju� las.
- I znowu pan tu jest! - rzek� je�, kt�ry w�a�nie zmywa�. -
Prosz� tylko nie wspomina� mi o Paszczakach!
Zrobi�em szeroki gest i powiedzia�em:
- Paszczaki, prosz� pana, nic ju� dla mnie nie znacz�. Zbu�
dowa�em dom. Skromny, jednopi�trowy dom. Jestem teraz bardzo
zm�czony i bardzo szcz�liwy, a przede wszystkim bardzo g�odny!
Jadam zwykle o pi�tej. I potrzebowa�bym troch� z�otej farby do
kuli.
- Ach tak? Z�otej farby! - przerwa� kwa�no je�. - Nowe mleko
jeszcze si� nie zsiad�o, a stare zjad�em. Pan przyszed� na zmywa�
nie.
- Trudno - odpar�em. - Czy b�dzie mleko, czy nie - to ma�o
wa�ne dla mi�o�nika przyg�d.
Natomiast prosz�, niech pan sko�czy tym zmywaniem i
przyjdzie zobaczy� m�j nowy dom.
Je� spojrza� na mnie nieufnie, westchn�� i wytar� �apki w
r�cznik.
- No tak - powiedzia�. - B�d� teraz musia� na nowo grza�
wod�. Gdzie pan ma sw�j dom? Daleko st�d?
Ruszy�em przodem, ale ju� po kilku krokach jakie� paskudne
uczucie zacz�o mi wchodzi� w nogi, a potem pe�zn�� wy�ej, a� do
�o��dka. Doszli�my do strumyka.
- No i co? - spyta� je�.
- Prosz� pana - powiedzia�em �a�osnym g�osem, wskazuj�c ry�
sunek na piasku. - Tak sobie w�a�nie wyobra�am m�j dom...
Balustrada przy werandzie b�dzie wycinana we wz�r z szyszek. To
znaczy, o ile pan mi zechce po�yczy� laubzeg�...
Poczu�em okropne za�enowanie.
Drogi czytelniku, zrozum mnie! My�l o budowie domu tak mocno
zaw�adn�a mn�, �e naprawd� wierzy�em, �e go zbudowa�em! �wiadczy
to niew�tpliwie o bardzo silnej wyobra�ni, kt�ra to w�a�ciwo��
mia�a zreszt� w przysz�o�ci wycisn�� pi�tno na ca�ym moim �yciu,
a nawet na �yciu mojego otoczenia.
Je� nic nie powiedzia�. Rzuci� mi d�ugie spojrzenie, mrukn��
co�, czego na szcz�cie nie zrozumia�em. i wr�ci� do siebie, �eby
sko�czy� zmywanie.
Zszed�em do strumyka i nie my�l�c w og�le o niczym zacz��em
brodzi� w ch�odnej wodzie. Strumyk p�yn�� tak, jak wszystkie
strumyki, kapry�nie i bez po�piechu. Czasem by� przezroczysty i
p�ytki, z ma�ymi kamyczkami na dnie, czasem pog��bia� si�, ciem�
nia� i przycicha�. S�o�ce sta�o bardzo nisko i by�o ca�kiem czer�
wone; �wieci�o na mnie spomi�dzy sosnowych pni, a ja mru�y�em
oczy i szed�em dalej, brodz�c.
W ko�cu zn�w us�ysza�em "pstryk" - i nowa my�l przysz�a mi
do g�owy. Gdybym rzeczywi�cie zbudowa� dom na tej �adnej ma�ej
polance, w�r�d tych wszystkich kwiat�w, to by�aby si� przecie�
ca�a ��czka popsu�a. Dom powinien by� zbudowany obok ��czki, ale
tam zn�w, jak wiecie, nie by�o miejsca na budowanie. I zwa�cie
te�, �e by�bym si� sta� posiadaczem domu. A czy posiadacz domu
mo�e by� r�wnocze�nie wielkim podr�nikiem? S�dz�, �e nie.
No i wyobra�cie sobie jeszcze, �e przez ca�e �ycie by�bym
mia� takiego s�siada, jak ten je�. Nale�a� on przypuszczalnie do
du�ej rodziny je�y maj�cych, jak mo�na s�dzi�, takie same cechy.
A wi�c unikn��em trzech wielkich nieszcz�� i powinienem by�
g��boko wdzi�czny losowi.
Teraz, po up�ywie lat, oceniam budowanie tego domu jako moje
pierwsze wielkie Do�wiadczenie i uwa�am, �e mia�o ono niezwykle
du�e znaczenie dla mojego rozwoju.
Tak wi�c zachowuj�c wolno�� i szacunek dla samego siebie,
szed�em dalej, brodz�c w strumyku, a� nagle moje my�li przerwa�
zabawny szmerek. W �rodku strumyka kr�ci�o si� �liczne ko�o wodne
zrobione z patyczk�w i sztywnych li�ci. Stan��em zdziwiony. W
nast�pnej chwili us�ysza�em czyj� g�os m�wi�cy:
- To jest eksperyment. Liczenie obrot�w.
Mru��c oczy spojrza�em pod czerwone s�o�ce i zobaczy�em do��
du�e uszy wystaj�ce z krzaczk�w czarnej jagody.
- Z kim mam przyjemno��? - zapyta�em.
- Fredrikson - odpowiedzia� w�a�ciciel uszu. - A kim ty
jeste�?
- Muminkiem - odpar�em. - Jestem uciekinierem i urodzi�em
si� pod niezwyk�ymi gwiazdami.
- Pod jakimi? - spyta� Fredrikson z wyra�nym zaciekawieniem,
co ogromnie mnie ucieszy�o, poniewa� po raz pierwszy kto� zada�
mi inteligentne pytanie.
Wygramoli�em si� wi�c na brzeg, usiad�em ko�o Fredriksona i
opowiedzia�em mu jednym ci�giem - bo ani razu mi nie przerwa� - o
wszystkich znakach i objawach, kt�re towarzyszy�y mojemu
przyj�ciu na �wiat. Opowiedzia�em o �licznym ma�ym koszyczku z
kt�rym Ciotka Paszczaka mnie znalaz�a, potem o jej okropnym domu
i moim trudnym dzieci�stwie, a tak�e o przygodzie na tafli
wiosennego lodu i mojej dramatycznej ucieczce, i wreszcie
opisa�em mu straszn� w�dr�wk� przez wrzosowisko.
Na zako�czenie wyja�ni�em Fredriksonowi, �e moim zamiarem
jest zosta� podr�nikiem (pomin��em wszystko o domu i o je�u, bo
opowiadanie musi by� zwi�z�e).
Fredrikson s�ucha� z powag� i macha� uszami w odpowiednich
miejscach. Kiedy zamilk�em, d�ugo my�la�, a� w ko�cu rzek�: -
Niezwyk�e. Ca�kiem niezwyk�e.
- Prawda? - zgodzi�em si� z wdzi�czno�ci�.
- Paszczaki s� nieprzyjemne - przyzna� on. Z roztargnieniem
wyci�gn�� z kieszeni paczuszk� z kanapkami i da� mi po�ow�. - To
z szynk� - powiedzia�.
Potem siedzieli�my ko�o siebie przez jaki� czas patrz�c na
zachodz�ce s�o�ce.
W ci�gu mojej d�ugotrwa�ej przyja�ni z Fredriksonem dziwi�o
mnie cz�sto, �e potrafi on uspokaja� i przekonywa� innych, nie
m�wi�c w�a�ciwie nic wa�nego i nie u�ywaj�c g�rnolotnych s��w.
Nie jest to ca�kiem sprawiedliwe, �eby jedni tak umieli, a drudzy
nie. Ale trudno - ja w ka�dym razie nie zamierzam przesta� m�wi�.
Jak by nie by�o, dzie� ten pi�knie si� zako�czy� i mog�
poleci� ka�demu, kto czuje niepok�j w sercu, by popatrzy� na do�
brze zrobione ko�o wodne kr�c�ce si� w strumyku.
Sztuki konstruowania takich k� nauczy�em p�niej mojego
syna, Muminka (to si� robi tak: ucina si� dwie ma�e rozwidlone
ga��zki i wtyka si� je w piaszczyste dno strumyka, niedaleko
siebie. Potem znajduje si� cztery d�ugie, sztywne li�cie, uk�ada
si� je jeden na drugim tak, �eby tworzy�y gwiazd�, i przeci�ga
si� d�ugi patyk przez ich �rodek. Na obrazku wida�, jak nale�y
wzmocni� konstrukcj� przy pomocy ma�ych patyczk�w. Potem k�adzie
si� ostro�nie patyk z li��mi na wide�kach ustawionych w poprzek
strumyka - i ko�o zaczyna si� kr�ci�).
Kiedy w lesie zrobi�o si� ju� zupe�nie ciemno, wr�cili�my z
Fredriksonem na moj� zielon� ��czk�, �eby na niej przenocowa�.
Spali�my na werandzie, ale on o tym nie wiedzia�. W ka�dym razie
ornament z szyszek sosnowych przedstawia� mi si� teraz ca�kiem
czytelnie.
Wiedzia�em te�, jak nale�y zbudowa� schody na pierwsze
pi�tro. By�em przekonany, �e dom osi�gn�� doskona�o��, ba, �e
jest ju� w jakim� sensie sko�czony. Nie musia�em nawet o nim
my�le�.
Jedyne, co mia�o jakie� znaczenie, to to, �e znalaz�em mo�
jego pierwszego przyjaciela, a tym samym zacz��em naprawd� �y�.
Rozdzia� drugi
w kt�rym wprowadzam do pami�tnik�w Wiercipi�tka i Joka, przed�
stawiam Edwarda olbrzyma i daj� p�omienny obraz naszej �odzi i
jej niezr�wnanego wodowania.
Kiedy obudzi�em si� owego pami�tnego ranka, Fredrikson
zaci�ga� w�a�nie sieci w strumyku.
- Hej! - powiedzia�em. - S� tu ryby?
- Nie - odpar� Fredrikson.
- To prezent urodzinowy.
To by�a odpowied� typowa dla Fredriksona. Sprawa polega�a po
prostu na tym, �e Fredrikson dosta� od swego bratanka sie�, kt�r�
ten sam upl�t� i pewnie by�oby mu przykro, gdyby nie zosta�a za�
puszczona. Dowiedzia�em si� te� poma�u, �e bratanek nazywa si�
Wiercipi�tek3 i �e jego rodzice zgin�li przy wielkim sprz�taniu.
Mieszka� on teraz w niebieskiej puszce po kawie i zbiera� g��wnie
guziki. Prawda, �e opowiedzenie tego wszystkiego nie trwa�o
d�ugo? Ale Fredrikson nie potrafi�by nigdy powiedzie� a� tyle na
raz!
Teraz lekko pomacha� do mnie jednym uchem i poszed� naprz�d
przez las. Zatrzymali�my si� przed puszk� Wiercipi�tka. Fredrik�
son wyci�gn�� gwizdek z drewna cedrowego z ziarnkiem grochu w
�rodku i dwa razy zagwizda�. W oka mgnieniu wieczko podnios�o si�
i Wiercipi�tek wyskoczy�, rzuci� si� do nas z nieskrywan� ra�
do�ci�, zacz�� piszcze� i wyczynia� rozmaite dziwne rzeczy.
- Dzie� dobry! - krzycza�. - Jak mi�o! Czy to nie dzi�
mia�e� mi pokaza� wielk� niespodziank�? Kto to z tob� przyszed�?
Co za zaszczyt dla mnie! Jaka szkoda, �e nie zd��y�em jeszcze
posprz�ta� w puszce...
- Nie kr�puj si� - powiedzia� Fredrikson. - To Muminek.
- Witaj! Ogromnie si� ciesz�! - zawo�a� Wiercipi�tek. - Ja
zaraz przyjd�... Wybaczcie... to potrwa minutk�, musz� wzi�� kil�
ka rzeczy z sob�...
I znikn�� w puszce, z kt�rej dosz�y nas od razu odg�osy
gwa�townych poszukiwa�, straszliwego szurania, grzebania i
przewracania. Po chwili Wiercipi�tek wyszed� z drewnianym pude�-
kiem pod pach� i ju� we tr�jk� pow�drowali�my dalej przez las.
- Bratanku - odezwa� si� nagle Fredrikson. - Umiesz malowa�?
- Jeszcze jak! - zawo�a� Wiercipi�tek. - Namalowa�em kiedy�
wizyt�wki dla wszystkich moich kuzyn�w! Ka�dy mia� inn�. A mo�e
�yczysz sobie luksusowego obrazu, takiego na wysoki po�ysk? Czy
mo�e jakiego� aforyzmu? Przepraszam, ale czego najbardziej ci
potrzeba? Czy to ma co� wsp�lnego z twoj� niespodziank�?
- To tajemnica - odpar� Fredrikson.
Wtedy Wiercipi�tek tak si� podnieci�, �e zacz�� skaka� w
miejscu, a� w ko�cu sznurek na drewnianym pude�ku rozwi�za� si� i
wszystkie jego osobiste rzeczy wysypa�y si� na mech, a wi�c,
mi�dzy innymi, miedziane spr�ynki, sprz�czki do podwi�zek, kol�
czyki, gwo�dzie, s�oiki, suszone �aby, no�e do sera, niedopa�ki
papieros�w, du�a ilo�� guzik�w, a tak�e kapsli od butelek po
wodzie mineralnej.
- No, no - powiedzia� Fredrikson uspokajaj�c go; po czym
wszystko pozbiera� i w�o�y� z powrotem do pude�ka.
- Mia�em kiedy� taki dobry sznurek, ale mi zgin��! -
t�umaczy� si� Wiercipi�tek.
Fredrikson wyci�gn�� z kieszeni kawa�ek sznurka i zwi�za�
nim pude�ko, a potem poszli�my dalej. Mog�em pozna� po uszach
Fredriksona, �e by� jako� tajemniczo podniecony. W ko�cu przys�
tan�� przed g�stymi krzakami leszczyny, odwr�ci� si� i spojrza�
na nas z powag�.
- Masz tam w �rodku t� swoj� niespodziank�? - szepn�� Wier�
cipi�tek z szacunkiem.
Fredrikson kiwn�� g�ow� potakuj�co. Wczo�gali�my si�
uroczy�cie w leszczynowy g�szcz i po chwili byli�my na polance.
Na �rodku polanki sta�a ��d�, du�a ��d�! By�a szeroka, solidna
jak sam Fredrikson, r�wnie jak on godna zaufania i prawdziwa. Nie
zna�em si� w og�le na �odziach, lecz natychmiast poj��em
bezb��dnie ich sens, je�li tak mo�na powiedzie�; moje ��dne
przyg�d serce zacz�o szybko bi�, nos wietrzy� nowy rodzaj wol�
no�ci. R�wnocze�nie widzia�em oczyma duszy, jak Fredrikson
wymarzy� sobie t� ��d�, jak j� zaprojektowa� i narysowa�,
widzia�em, jak chodzi� ka�dego ranka na polank�, �eby j� budowa�.
Musia� pracowa� przy niej strasznie d�ugo. Ale nie powiedzia� o
�odzi nikomu, nawet Wiercipi�tkowi. Nagle ogarn�o mnie
przygn�bienie. S�abym g�osem zapyta�em:
- Jak ona si� nazywa?
- "Symfonia M�rz" - odpar� Fredrikson. - To tytu� zbioru
wierszy mojego nie�yj�cego brata. Napis ma by� w granatowym
kolorze.
- Mog� go namalowa�? Naprawd�? - szepn�� Wiercipi�tek. - Czy
to mo�liwe? Przysi�gasz na sw�j ogon? Wybacz, ale czy mog� poma�
lowa� ca�� ��d�? Lubisz czerwony kolor?
Fredrikson przytakn�� g�ow� i powiedzia�:
- Uwa�aj na lini� zanurzenia.
- Mam du�� puszk� czerwonej farby - zawo�a� uradowany Wier�
cipi�tek. I ma�� granatowej... Co za szcz�cie! Jak to wspaniale!
Pobiegn� teraz zrobi� wam �niadanie i posprz�ta� w puszce... - Co
rzek�szy, bratanek Fredriksona pu�ci� si� p�dem do domu, z w�sami
dr��cymi z podniecenia.
Spojrza�em na ��d� i powiedzia�em:
- Czego ty nie potrafisz!
Wtedy Fredrikson zacz�� m�wi�. M�wi� mn�stwo rzeczy, a
wszystko by�o tylko o konstrukcji �odzi. Wyci�gn�� kawa�ek pa�
pieru i d�ugopis i pokaza� mi, jak powinno si� kr�ci� ko�o wodne.
Niewiele z tego rozumia�em, ale zauwa�y�em, �e Fredrikson czym�
si� k�opocze. Chodzi�o mu chyba o �rub�.
Mimo jednak mego wsp�czucia nie by�em w stanie zg��bi� jego
problemu - ach, istnieje niestety kilka nielicznych dziedzin, w
kt�rych moje zdolno�ci nie s� takie, jakich mo�na by si�
spodziewa� - jedn� z nich jest mechanika stosowana.
W �rodku �odzi wznosi� si� ma�y domeczek ze spiczastym
dachem, kt�ry wzbudzi� moje �ywe zainteresowanie.
- Mieszkasz w nim? - spyta�em. - Wygl�da jak letni domek Mu�
mink�w.
- To ster�wka4 - rzek� Fredrikson z pewnym niezadowoleniem.
Zatopi�em si� w my�lach. Domek by� stanowczo zbyt prosty,
jak na m�j gust. Framugi okienne mog�y by� znacznie bardziej fan�
tazyjne.
Na mostku kapita�skim pasowa�aby lekka balustrada z wyci�ty�
mi motywami morskimi. A dach powinna zdobi� kulka, kt�r� mo�na by
poz�oci�...
Otworzy�em drzwi.
Na �rodku pod�ogi kto� spa� przykryty kapeluszem.
- Czy to jaki� znajomy? - spyta�em zdziwiony.
Fredrikson zajrza�.
- To Jok - powiedzia�.
Stan��em, �eby mu si� przyjrze�. Robi� dziwne wra�enie:
czego� niedba�ego i mi�kkiego, niemal jasnobr�zowego. Mia� bardzo
stary kapelusz ozdobiony zwi�d�ymi kwiatami. Nie trudno by�o
domy�li� si�, �e Jok bardzo dawno si� nie my� i �e wcale nie za�
mierza tego uczyni�.
W tej samej chwili wpad� Wiercipi�tek, krzycz�c:
- Jedzenie gotowe!
Jok obudzi� si� i przeci�gn�� zupe�nie jak kot.
- Hupp... haff - powiedzia� ziewaj�c.
- Przepraszam, ale co ty robisz w �odzi Fredriksona? - spy�
ta� gro�nie Wiercipi�tek. - Nie widzia�e� napisu "Wst�p wzbro�
niony?"
- Oczywi�cie - odpar� uprzejmie Jok. - W�a�nie dlatego tu
jestem.
To zdarzenie bardzo dobrze charakteryzuje Joka. Jedyne
rzeczy, kt�re mog�y wyrwa� go z sennego, kociego �ycia, to tabli�
ca z og�oszeniem zakazuj�cym czego� albo zamkni�te drzwi, albo
mur - a je�eli dostrzeg� Dozorc� Parku, w�sy mu si� zaczyna�y
trz��� i mo�na si� by�o wszystkiego spodziewa�. Poza tym, jak ju�
powiedzia�em, spa�, jad� albo marzy�. Teraz nastawiony by� przede
wszystkim na jedzenie. Poszli�my wi�c z powrotem do puszki Wier�
cipi�tka, gdzie na poobijanej szachownicy czeka� na nas zimny om�
let.
- Mia�em dzi� rano bardzo dobry budy� - wyja�ni� Wier�
cipi�tek. - Ale jako� znikn��. A to jest tak zwany omlet b�yska-
wiczny.
Poda� go nam na pokrywkach od puszek i kiedy zacz�li�my
je��, stan�� wpatruj�c si� w nas z pe�nym napi�cia oczekiwaniem.
Fredrikson �u� d�ugo i z wyra�nym trudem. Mia� przy tym dziwn�
min�. W ko�cu rzek�:
- Bratanku, co� twardego.
- Twardego?! - wykrzykn�� Wiercipi�tek. - To pewnie co� z
mojej kolekcji... Wypluj to! Wypluj !
Fredrikson wyplu� na pokrywk� od puszki dwa czarne, kolcza�
ste przedmioty.
- Ach, czy mo�esz mi wybaczy�? - zawo�a� bratanek. - To
tylko moje k�ka z�bate. Co za szcz�cie, �e� ich nie po�kn��!
Lecz Fredrikson nie odpowiedzia� i marszcz�c czo�o, zapa�
trzy� si� gdzie� w przestrze�. Wtedy Wiercipi�tek zacz�� p�aka�.
- Postaraj si� przebaczy� bratankowi - odezwa� si� Jok. -
Widzisz przecie�, jak mu przykro.
- Przebaczy�?! - wykrzykn�� Fredrikson. - Przeciwnie. -
Wyci�gn�� papier i pi�ro i pokaza� nam, gdzie nale�y umie�ci�
k�ka z�bate, a�eby �ruba i ko�o wodne zacz�y si� obraca�.
Fredrikson narysowa� to w ten spos�b (mam nadziej�, �e zrozu�
miecie, o co mu chodzi�o).
Ale Wiercipi�tek zawo�a�:
- Ach, czy to mo�liwe! I pomy�le�, �e moje k�ka przydadz�
si� do twojego wynalazku!
Doko�czyli�my posi�ku w podnios�ym nastroju.
Wydarzenie to tak natchn�o bratanka Fredriksona, �e w�o�y�
sw�j najwi�kszy fartuch i nie trac�c ani minuty zacz�� malowa�
"Symfoni� M�rz". na czerwono. Malowa� z ca�ych si� i ��d� rzeczy�
wi�cie zrobi�a si� czerwona, ale poza ni� r�wnie� ziemia dooko�a
i du�a cz�� krzak�w leszczyny, a czego� tak czerwonego jak sam
Wiercipi�tek nie widzia�em jeszcze nigdy w �yciu. Nazwa �odzi
zosta�a namalowana na granatowo.
Kiedy wszystko by�o gotowe, Fredrikson przyszed�, �eby
zobaczy�.
- Czy to nie pi�kne?! - zachwala� zdenerwowany Wiercipi�tek.
- Malowa�em z najwi�kszym skupieniem. Ca�ego siebie w to w�o�y-
�em.
- Wida� to - przyzna� Fredrikson, przypatruj�c si� swemu cz�
erwonemu bratankowi.
Popatrzy� na krzyw� lini� zanurzenia i powiedzia�:
- Hm.
A potem popatrzy� na nazw� �odzi i powiedzia�:
- Hm, hm.
- �le napisa�em? - zaniepokoi� si� Wiercipi�tek. - Powiedz
co�, bo inaczej zn�w zaczn� p�aka�! Wybacz mi! "Symfonia M�rz" to
takie trudne s�owa!
- "S y f o n i a M u s z" - przeczyta� Fredrikson. My�la�
przez chwil�, a potem powiedzia�: - Nie p�acz. Mo�e by�.
Wiercipi�tek westchn�� z ulg� i czym pr�dzej pobieg� prze�
malowa� sw�j dom reszt� farby.
Pod wiecz�r Fredrikson wyci�gn�� sie� ze strumyka.
Wyobra�cie sobie nasze zdumienie, kiedy znale�li�my w niej malut�
ki naktuz5. A w naktuzie by� barometr. Do dzi� nie mog� zrozu�
mie�, jakim cudem wy�owili�my wtedy tak� niezwyk�� rzecz.
.oOo.
Tatu� Muminka zamkn�� zeszyt i spojrza� pe�en oczekiwania na
swoich s�uchaczy.
- No i co my�licie? - zapyta�.
- My�l�, �e to b�dzie �wietna ksi��ka - odpar� powa�nie Mu�
minek, kt�ry s�ucha� le��c na plecach pod krzakiem bzu i przypa�
truj�c si� trzmielom. By�o ciep�o i ca�kiem bezwietrznie.
- Ale cz�� tego po prostu wymy�li�e� - odezwa� si� Ryjek.
- Sk�d�e znowu! - oburzy� si� Tatu� Muminka. - W owych cza�
sach naprawd� dzia�y si� przer�ne rzeczy? Ka�de s�owo jest
prawd�? Pewnie, �e to czy tamto mo�e by� gdzieniegdzie troszeczk�
wzmocnione...
- Zastanawia mnie - rzek� Ryjek - zastanawia mnie, co si�
sta�o z kolekcj� tatusia.
- Z jak� kolekcj�? - spyta� Tatu� Muminka.
- Z kolekcj� guzik�w mojego tatusia - powt�rzy� Ryjek. - A
mo�e Wiercipi�tek nie by� moim tatusiem?
- Ale� by�, oczywi�cie - rzek� Tatu� Muminka.
- No w�a�nie, I dlatego chcia�bym wiedzie�, gdzie si�
podzia� jego drogocenny zbi�r. Powinienem by� go odziedziczy� -
zauwa�y� Ryjek.
- Hupp, haff, jak mawia� m�j tatu� - powiedzia� W��czykij. -
Dlaczego tak ma�o piszesz o Joku? Gdzie on jest teraz?
- Z tatusiami to nigdy nic nie wiadomo - rzek� Tatu� Muminka
robi�c nieokre�lony gest. - Przychodz� i odchodz�... W ka�dym ra�
zie pisz�c o nich zachowa�em ich dla potomno�ci.
Ryjek prychn��.
- Jok te� nie lubi� Dozorc�w Parku - zaduma� si� W��czykij.
- Pomy�lcie tylko...
Wyci�gn�li si� w trawie mru��c oczy, gdy� s�o�ce mocno
�wieci�o.
By�o przyjemnie i sennie.
- Tatusiu - odezwa� si� Muminek. - Czy w tamtych czasach
rzeczywi�cie m�wi�o si� w taki sztuczny spos�b: "os�d� moje zdu�
mienie", "ku rado�ci", "oczyma duszy" i tym podobne?
- Nic tu nie ma sztucznego - rozgniewa� si� Tatu�. -
My�lisz, �e mo�na gada� byle jak, kiedy si� pisze ksi��k�?
- A jednak robisz to czasem - nie dawa� za wygran� Muminek.
- I pozwalasz Wiercipi�tkowi m�wi� zwyczajnie.
- Etam - rzek� Tatu�. - To dla zachowania kolorytu. Zreszt�
jest wielka r�nica mi�dzy tym, co si� opowiada o r�nych
rzeczach, a tym, co si� o nich my�li, czyli �e my�lenie albo
opisywanie to co� zupe�nie innego ni� gadanie, a poza tym to
wszystko polega g��wnie na wyczuciu... Tak mi si� przynajmniej
wydaje...
Tatu� zamilk� i, stroskany, zacz�� przewraca� kartki pa�
mi�tnika.
- Uwa�acie, �e u�ywam zbyt wymy�lnych s��w? - zapyta�.
- Nie szkodzi - odpar� Muminek. - Przecie� to by�o tak
dawno, a zreszt� mo�na si� prawie domy�li�; o co ci chodzi.
Napisa�e� jeszcz