1719
Szczegóły |
Tytuł |
1719 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1719 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1719 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1719 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Czarodziejska ksi�ga"
autor: Janina Porazi�ska
"CZARODZIEJSKA KSI�GA"
BA�� KRAKOWSKA
Za t� grobl� staweczek,
za staweczkiem m�yneczek,
Woda si� tam potacza,
m�y�skie ko�a obraca.
Ko�o ma�e i du�e.
M�ynarz�wny jak r�e.
Jak r�e by�y m�ynarzowe c�rki, jedna pi�kniejsza od drugiej. A by�o ich trzy.
Ta najstarsza w�osy mia�a czarne jak krucze skrzyd�o, a buzi� bielutk�, jakby nigdy
s�onka nie widzia�a. Bo i gwoli tej bia�o�ci s�onku z drogi schodzi�a.
�miano si� z niej we wsi, piosenk� o niej u�o�ono:
Popod las, popod las
siwe wo�ki gna�a.
Ba�a si� s�oneczka,
by nie ugorza�a.
Ta �rednia w�osy mia�a brunatne jak li�� bukowy o jesieni i oczy zielone niby woda
na g��binie.
A ta trzecia z�otow�osa by�a i oczy mia�a jako kwiatki lnowe, i r�ano�� przez ni�
przebija�a, w�a�nie jakby zbieg�a z ob�oku o weso�ej pogodzie i b��kitu nieba zarwa�a,
i brzasku jutrzenki.
Ka�da z nich odmienn� mia�a urod� i ka�da o co innego si� stara�a.
Ta najstarsza o to jeno, aby pi�knie wygl�da�. Wci�� si� przeziera�a to w zwierciade�ku,
to w stawowej wodzie, to w zachwyconych ludzkich oczach. I wci�� pyta�a i siebie,
i innych:
- Czy mi �adnie w tym wianeczku ? A mo�e w chusteczce b�dzie pi�kniej?
Czy uplotki[
Uplotki - warkocze.
] nad czo�em upi��, czy po bokach zwin��?
A co lepiej na szyj� w�o�y�: korale czy bursztyny?
Ta �rednia tylko by si� bawi�a, tylko by ta�czy�a. Ani jej robota w g�owie, ani matczyne
przestrogi. Aby jeno z wesela na wesele, z poprawin
[
Poprawiny - ci�g dalszy zabawy weselnej.
] na poprawiny, z wieczornicy na wieczornic�.
Owczaryszek wy�miewca u�o�y� o niej �piewank�:
G��wka boli, n�ki bol�,
a� nic robi� nie mog�,
nie mog�.
Ale �piewa� i ta�cowa�
to wam wnetki pomog�,
pomog�!
A najm�odsza ka�dej roboty bardzo by�a ciekawa.
- Babusiu, jak to robicie, �e wam si� niteczka prz�dzie tak cieniutko, tak r�wniutko?
Nauczcie� tego i mnie! Matusiu, obud�cie mnie jutro na do�witku do chleba: niech�e
si� naucz� od was rozczynia� ciasto. Tatuniu, pozw�lcie mi samej jecha� do grodu
po sita do m�yna. Syna nie macie, to c�rka musi umie� koniem powozi�.
Takie to by�y te trzy m�ynarz�wny.
*
Jesie� to ju� by�a p�na, szczery przedzimek. Ci�kie chmury ba�wani�y si� po niebie,
wiatr gwizda� w suchych krzakach, a ziemia odarta z zieleni, rozmi�k�a, wszelkiej
�ywiznie zdawa�a si� przeciwna.
Do m�yna zastuka�a babka proszalna.
Chudzi�tko to by�o zzi�bni�te i g�odne.
Ulitowano si� nad ni�.
Pod piecem posadzono, misk� gor�cej polewki dano.
Podjad�a sobie babka i powiada:
- A teraz, dobre ludzie, siadajcie, czytania pos�uchajcie, jak to przed wiekami,
przed dawnymi by�o na tej tu ziemi.
Pogmera�a babula w swym tobo�ku i wyci�gn�a ksi�g� na rzemyk zapi�t�.
Wszyscy okrutnie si� zadziwili, �e to babka proszalna, a na ksi��kach si� rozumie,
niby baka�arz
[
Baka�arz - dawna nazwa nauczyciela
]
. Jeszcze tutaj, jak m�yn m�ynem, takiej uczonej osoby nie widziano!
Zaraz te� najm�odsza c�rka skoczy�a, ze skrzyni doby�a czysty r�cznik i babce go
na kolanach pod ksi�g� rozpostar�a.
A babulka za�y�a tabaki, ksi�g� roztworzy�a i dalej z niej czyta�.
O tych bli�niakach, dw�ch synaczkach le�niczyny, z w�zka matce wykradzionych. Jednego
uprowadzi�a wilczyca, drugiego nied�wiedzica. I chowali si� bracia: jeden z wilcz�tami
w borowej kniei, drugi z m�odymi maruchami
[
Maruch, marucha - nied�wied�.
] w nied�wiedziej gawrze[
Gawra - zimowe legowisko nied�wiedzia.
].
Tego pierwszego karmi�a wilczyca wilczym mlekiem, tego drugiego karmi�a nied�wiedzica
nied�wiedzim mlekiem.
I wyros�y z nich wielkoludy nie widziane, nie s�yszane.
Idzie taki lasem i m�wi:
- Jako� latosie trawy niesilnie wyros�y, ani do kolan mi nie si�gaj�.
O tych sosnach, o tych lipach, o tych brzozach tak m�wi.
Stanie takiemu cha�upa na drodze, to ma�o co nog� uniesie i cha�up� przekroczy.
A chce si� krowie przyjrze�, to j� sobie na d�oni postawi i ku oczom podniesie jak
ma�e koci�tko.
Takie to by�y olbrzymoludy.
Jednemu by�o Wyrwid�b, drugiemu �amiska�a.
Precz po ziemi naszej chodzili, porz�dki robili.
Wyrwid�b z Puszczy Tucholskiej d�by i sosny wyrywa�, na ramieniu je przenosi� jak
wi�zk� chrustu i Puszcz� Niepo�omick� drzewami tymi obsadza�. Jako �e kr�lowie, co
na Wawelu siedzieli, chcieli mie� pod Krakowem wielgolasy d�bowe, szumi-bory sosnowe,
by grub� zwierzyn� tam hodowa�: a to tury, a to �ubry, a to �osie, a to jelenie,
dziki... �owy na nie urz�dzali.
Za� �amiska�a g�ry Tatry spod ziemi wyd�wiga� i doliny w nich przer�bywa�, aby potoki
swoje drogi mia�y. Turniczki
[
turnia, turniczka - skalny szczyt g�ry.
] ciupag�[
Ciupaga - g�ralska laska z siekierk�.
]
zaostrza�, aby si� o nie chmury na strz�py dar�y, nad ziemi� nasz� nie gromadzi�y
i srogimi potopami jej nie zalewa�y.
O takich to dziwach nies�ychanych babula z ksi�gi czyta.
Do izby napcha�o si� ludzi - a� ciasno.
S�uchaj� tych historii, s�uchaj�, a nie wiedzie�, co im bardziej dziwne: czy ten
Wyrwid�b, co wielkie rozros�e drzewa niby lich� rzep� z ziemi wyci�ga�, czy ten �amiska�a,
co g�ry Tatry siekier� przer�bywa�, czy ta babusia, co z tych czarnych znaczk�w,
malu�kich jak krupki tatarczanej kaszy, takie dziwy potrafi wyczyta�!
Dobry zmierzch ju� si� by� uczyni�, gdy s�uchacze dopiero pomiarkowali, �e robota
na nich czeka, i do swych chat j�li si� rozchodzi�.
A m�ynarka, �e to kobieta by�a nieg�upia, cho� i na ksi��ce nie uczona, powiada do
starej:
- Co si�, babko, b�dziecie w��czyli od wsi do wsi po tych szarugach, po tych ka�u�ach.
Zima si� nabli�a: �niegi, zawieje, mr�z si� nabli�a. Wszelka w powietrzu srogo��
cz�owiekowi przeciwna. Osta�cie we m�ynie na zim�! Ciep�� izb� wam damy, po�ywienie
wam damy - a za to b�dziecie moje dziewczyny uczyli czytania na ksi��ce.
Ano tak i tak, tak i tak... zm�wi�y si� na jedno.
Babka zosta�a.
Na pierwszy tydzie� posz�a na nauk� najstarsza c�rka. Ale nie nauka jej w g�owie!
Zakr�ci�a si� po �wiato�ce
[
�wiato�ka - ma�a izdebka.
] babki i m�wi:
- Przylet� tu zarutko, babko, przylet�, jeno musz� �winiaka ze szkody wygna�!
Wybieg�a z m�yna i ju� do wieczora ani si� pokaza�a. Polecia�a do s�siadek stroje
ogl�da�.
A babka pod piecem usn�a. A matka my�la�a, �e c�rka na nauce.
I tak by�o z t� najstarsz� co dzie� - od niedzieli do niedzieli.
Nadchodzi drugi tydzie� - posz�a na nauk� �rednia c�rka. Ale i ta zakr�ci�a si� jeno
po izdebce i wo�a:
- Przylet� tu, babusiu, przylet�, jeno wypran� bielizn� na chru�ciaku
[
Chru�ciak - p�ot upleciony z suchych ga��zek.
] rozwiesz�!
Jak posz�a, tak i nie wr�ci�a do wieczora, bo u so�tys�w za mostem muzyk� pos�ysza�a.
A babka pod piecem usn�a. A matka my�li, �e c�rka na nauce.
I tak by�o i z t� �redni� co dzie� - od niedzieli do niedzieli.
Nadchodzi trzeci tydzie� - idzie na nauk� najm�odsza c�rka.
I dopok�d jej zmierzch od ksi��ki nie odegna�, to si� od ksi��ki nie oderwa�a. Precz
o literki pyta�a.
- Powiedzcie, babusiu, jak si� ten znaczek g�osi? A ten jak k�eczko? A ten jak siekierka?
A ten zakr�cony jak �wi�ski ogonek?
Kawa�ek g�adkiego wosku sobie przynios�a i patyczkiem na tej g�adzi�nie literki pisze.
A gdy min�� tydzie�, ju� co� nieco� przeczyta� potrafi�a.
I tak przeszed� czas a� do wiosny.
Starsze siostry niczego si� od babki nie nauczy�y, a najm�odsza czyta� potrafi, a�
dziw! I z g�ry na d�, i z do�u do g�ry, i jaki b�d� wyraz jej pokaza�, cho�by najd�u�szy,
to migiem powie, co on znaczy.
Posz�a w �wiat s�awa o m�ynarz�wnach. �e pi�kne, �e weso�e, �e uczone.
Dosz�a wie�� o nich do czarownika.
My�li czarownik:
,,Musz� si� z jedn� z m�ynarz�wien o�eni�! Ka�da z nich pi�kna jest - mi�o mi b�dzie
na pi�kn� patrze�. Weso�a jest - mi�o mi b�dzie jej �miechu i jej piosenek s�ucha�.
M�dra jest - potrafi mi gospodark� poprowadzi�".
A z tego czarownika nieuroda by�, �e a� strach!
Wielki i suchy jak tyka, brodzisko d�ugie, uszy jak u nietoperza, nos jak purchawka.
Przebra� si� czarownik za w�drownego kramarza: kaftan kr�tki, zagranicznej mody,
na nogach sk�rzniaki, na plecach skrzynka z towarem.
Stan�� przed m�ynem i wo�a:
- Wst��ki sprzedaj�! Korale sprzedaj�! Pachnid�a sprzedaj�!
Wybieg�a z domu najstarsza m�ynarz�wna.
- Chod�cie tu na ganek! Poka�cie towar, poka�cie!
Podszed� kramarz, zdj�� z plec�w skrzynk�, otworzy� j� i r�no�ci z niej dobywa,
a na �awie rozk�ada: chusteczki, wst��ki, tasiemki, guziczki, koraliki, pier�cionki,
myde�ka wonne.
T�cz� wko�o poja�nia�o, r� wko�o zapachnia�o.
M�ynarz�wnie a� oczy si� �wiec�, a� r�ce dr�� do tych �liczno�ci. Nakupi�a b�yskotek,
ile mog�a.
Reszt� kramarz do skrzynki schowa�, skrzynk� zamkn��, do plec�w j� przytroczy� i
m�wi:
- Panienko mi�a, doprowad� mnie do rozstajnych dr�g, bo nie wiem, kt�r�dy tu b�dzie
najbli�ej.
Wysz�a m�ynarz�wna z kramarzem, a gdy ju� do roz��cznych dr�g doszli - czarownik
wyj�� z kieszeni z�ote jab�ko i m�wi:
- Na�ci, dziewczyno, za tw� przys�ug� z�ote jab�uszko. Ale je musisz sama sobie z�apa�.
I rzuci� jab�ko na drog�.
Potoczy�o si� jab�ko - m�ynarz�wna za nim.
Ju�, ju�... mia�a je pochwyci�, ale jab�ko umkn�o jej r�ki i toczy si� dalej. Toczy
si� drog�, drog�, polem, polem, lasem, lasem... a� zatrzyma�o si� na brzegu przepa�ci.
M�ynarz�wna si� nachyli�a, jab�uszko z�apa�a, ale sama si� przy tym zwa�y�a i zsun�a
si� w d�! Lecia�a, lecia�a... a� i spad�a na dno przepa�ci.
Ale si� nie pot�uk�a.
Wsta�a, rozgl�da si�... widzi tu� zamek wspania�y! �ciany marmurowe, okna kryszta�owe,
dach srebrny. A obok niej stoi ten sam kramarz, kt�ry by� we m�ynie.
- Nie jestem kramarzem, jeno czarownikiem. To m�j zamek. Ja tu jestem panem. Zostaniesz
tu u mnie i b�dziesz mi gospodarowa�a. A je�li b�dziesz pos�uszna, to si� z tob�
o�eni�. Chod�, zobacz, jak b�dziesz pi�knie mieszka�a.
Oprowadza czarownik m�ynarz�wn� po komnatach, a komnaty to paradne, jedna pi�kniejsza
od drugiej: �ciany malowane, pod�ogi nied�wiedzimi sk�rami zas�ane, na �awach kobierce,
na policach srebrne naczynia.
- Wsz�dzie ci tu wolno chodzi�, we wszystkich zwierciad�ach si� przegl�da�, ze
wszystkich skrzynek wyjmowa� stroje i ubiera� si� w nie.
Zaprowadzi� m�ynarz�wn� do izby jadalnej.
- Co jeno rozka�esz mie� do jedzenia czy do picia, to si� zaraz na tym stole pojawi.
Zaprowadzi� j� na koniec korytarza. Przed zamkni�tymi drzwiami stan��.
- Za tymi drzwiami jest izba, a do tej izby wchodzi� ci nie wolno. To sobie zapami�taj.
Nie us�uchasz - spotka ci� kara.
I czarownik znikn��, a m�ynarz�wna zosta�a sama w pi�knym zamku.
Nigdy najstarsza m�ynarz�wna do roboty nie by�a wyrywna, wi�c �ycie tu jej si� podoba.
Po komnatach biega, coraz w inne we�niaki si� przebiera, coraz inn� chusteczk� na
g�owie zawi�zuje, przed zwierciad�ami staje, urod� swoj� podziwia. A jak jest g�odna
- to do jadalni idzie, za sto�em siada, obrus rozk�ada i jeno rozkazuje. A czego
za��da, to zaraz przed ni� na stole si� zjawia.
Ale gdy min�o czasu niema�o, naprzykrzy�o si� ju� wreszcie dziewczynie wci�� jeno
si� przebiera�. Kto j� w tych strojach widzi? Przecie nikt.
Staje w korytarzu przed zamkni�tymi drzwiami i my�li sobie:
"Co te� mo�e by� w tamtej izbie? Dlaczego czarownik zakazywa� tam zagl�da�? E, zajrz�.
Na chwileczk� jeno, ale zajrz�!"
A to wam jeszcze powiem, �e m�ynarz�wna wci�� przy sobie nosi�a podarowane jej przez
czarownika z�ote jab�ko.
Zajrza�a.
A tam jeno klatka przy klatce, a w ka�dej ptaszek.
Wszystkie ptaszki smutne: g��wki zwieszone, skrzyde�ka opuszczone. Po�rodku izby
sto�ek, a na sto�ku wielka ksi�ga na siedem piecz�ci zamkni�ta.
- E, nic tu ciekawego. Co mi tam ptaszki. Co mi tam ksi�ga!
I z izby wysz�a, drzwi za sob� zamkn�a.
- Nie b�dzie wiedzia�, �e tam by�am.
Nie min�o czasu wiele, zaturkota�y przed zamkiem ko�a, zajecha�a karoca, a z karocy
wysiad� czarownik.
- Powiadaj, dziewczyno, co� tu robi�a?
- Mi�o si� zabawia�am: po komnatach biega�am, piosenki �piewa�am, koraliki na ni�
jedwabn� nawleka�am.
- A w zakazanej izbie by�a�?
- Nie... nie by�am.
- Poka� jab�ko!
Wyjmuje m�ynarz�wna z zanadrza z�ote jab�ko, a ono ca�e w czarnych plamach, a ono
ca�e sparszywia�e.
- Widzisz, jakie jab�ko? Sk�ama�a�! Z�ote jab�ko zawsze mi prawd� poka�e. Zakazu
nie us�ucha�a�, do izby zagl�da�a�. Spotka ci� za to kara.
I zamkn�� dziewczyn� w kom�rce.
A sam do siebie tak m�wi:
- Jeszcze si� namy�l�, w co by tu j� zamieni�. A teraz pojad� po drug� m�ynarz�wn�,
jeno si� przebior�.
I przebra� si� czarownik za bogatego pana.
Brod� ogoli�, w�sy podkr�ci�. W�o�y� �upan na z�ote guzy zapinany, na �upan kontusz
jedwabny, niebieski, na g�ow� ko�pak z czapl� kit�, a kita przypi�ta brylantow� zapink�.
Okr�ci� si� czteroodmiennym pasem z�otolitym i karabel� za pas zatkn��. Na nogi wdzia�
czerwone safianowe buty.
Bo, jak to w piosence:
P�ynie woda do ogroda
od samego kra�ca.
Czarne buty do roboty,
czerwone do ta�ca.
Prawda, co nieuroda by� z niego, to nieuroda. Ale i to prawda, �e do tego stroju
to a� oczy rwa�o.
Wyszed� czarownik ze swego podziemnego pa�stwa i do m�yna!
A w�a�nie �rednia m�ynarz�wna ko�o stawu sta�a i m�ode kacz�ta zwo�ywa�a z wody,
bo im jedzenie przynios�a.
W�osy jej w zachodz�cym s�o�cu po�yskiwa�y jak mied�, a oczy takie by�y zielone
i tajemnicze, jak woda, co przy jej ma�ych n�kach pluska�a.
Zachwyci� si� dziewczyn� czarownik.
A wi�c ko�pak zerwa� z g�owy, nisko nad ziemi� nim zatoczy� i m�wi:
- Witaj, mo�cia panno! Jad� na wesele brata i oto sta�a mi si� przygoda. Obr�cz z
ko�a mi spad�a. Kowala mi trza do pomocy... Wska� mi, panienko, gdzie tu ku�nia.
- Zaprowadz� was, panie.
I m�ynarz�wna rada, �e si� z tak ustrojonym wielmo�� we wsi poka�e, misk� na ziemi�
rzuci�a, gospodarski fartuch odpasa�a i powiada:
- P�jd�cie� za mn�. T� grobl�.
Gdy min�li grobl�, czarownik m�wi:
- Nie trud� si�, wa�panno, dalej - jeno mi r�czk� uka�, kt�ra to z tych wsiowych
chat jest ku�ni�...
A gdy mu �rednia ukaza�a, doby� z kieszeni �upana z�ote jab�ko i m�wi:
- We��e ode mnie, pi�kna panienko, to jab�ko za grzeczno��. O... upad�o mi! O...
toczy si� z g�rki! Go�e za nim, dziewczyno! Bo do wody wpadnie! Z�ap je sobie, z�ap!
I zn�w tak by�o, jak za pierwszym razem.
Potoczy�o si� jab�ko - m�ynarz�wna za nim.
Ju�, ju�... mia�a je pochwyci�, ale jab�ko unikn�o jej r�ki i toczy si� dalej. Toczy
si� drog�, drog�, polem, polem, lasem, lasem, a� zatrzyma�o si� na brzegu przepa�ci.
M�ynarz�wna si� nachyli�a, jab�uszko z�apa�a, ale sama si� przy tym zwa�y�a i spad�a
na dno.
Ujrza�a przed sob� wspania�y zamek, a obok siebie pana w kontuszu, tego� samego,
kt�rego grobl� prowadzi�a.
I t� m�ynarz�wn� czarownik po zamku oprowadzi�.
- Wsz�dzie ci tu wolno chodzi�, tylko nie do izby za tymi drzwiami. To sobie
zapami�taj.
A potem pyta:
- A c� ty najbardziej lubisz?
- Najbardziej to lubi� ta�czy�.
- No, to masz tu skrzyneczk�-dziwotk�. Jak t� uchwytk� pokr�cisz, to ci skrzyneczka
b�dzie gra�a a gra�a. A ty se ta�cz.
I czarownik znikn��, a m�ynarz�wna zosta�a w wielkim zamku.
Nigdy i �rednia m�ynarz�wna nie by�a wyrywna do roboty, wi�c si� jej tu �ycie podoba.
Po komnatach biega, smaczne potrawy zajada, w pi�kne szatki si� stroi, co i raz skrzyneczk�
nakr�ca i ta�czy, ta�czy...
Ale gdy si� jej to wreszcie znudzi�o i ona do zakazanej izby zajrza�a.
Zobaczy�a ptaszki, zobaczy�a ksi�g�.
- E, co mi tam do tego...
Z izby wysz�a, drzwi za sob� zamkn�a.
- Nie b�dzie wiedzia�, �e tam by�am.
Min�o czasu niewiele, wraca czarownik i pyta:
- Co� tu, dziewczyno, robi�a?
- Po komnatach biega�am, skrzyneczk�-dziwotk� nakr�ca�am, w taneczku si� oberta�am.
- A do zakazanej izby zagl�da�a� ?
- Nie... nie zagl�da�am.
- Poka� jab�ko!
Wyjmuje m�ynarz�wna z zanadrza z�ote jab�ko, a ono ca�e w czarnych plamach, a ono
ca�e sparszywia�e.
- Sk�ama�a�! Widzisz, jakie jab�ko? Z�ote jab�ko zawsze mi prawd� poka�e. Zakazu
nie us�ucha�a�, do izby zagl�da�a�. Spotka ci� za to kara.
I zamkn�� dziewczyn� w kom�rce.
A sam do siebie tak m�wi:
- Jeszcze si� namy�l�, w co by tu j� zamieni�. A teraz zaraz pojad� po trzeci� m�ynarz�wn�,
jeno si� przebior�.
Przebra� si� czarownik za �ebraka: na nogach �apcie �ykiem sznurowane, siermi�ga
ub�ocona, na plecach torba na chleb, w r�ku kij je�ow� sk�rk� owini�ty na odp�dzanie
ps�w.
I poszed� do m�yna niby to dziadek po pro�bie.
Wynios�a mu najm�odsza m�ynarz�wna kawa�ek razowca.
Dziadek chleb do torby schowa�, podzi�kowa� i grzecznie prosi:
- Panieneczko dobra, przeprowad� mnie przez podw�rze, bo niedowidz�, boj� si� wpa��
do studni.
Nie wiedzia�a najm�odsza, jak starsze siostry przepad�y. Nie wiedzia�a, �e z czarownikiem
gada.
- Przeprowadz� was, dziadku.
A� tu zaraz za furtk� na drodze dziadek niby niechc�cy z�ote jab�ko upuszcza i wo�a:
- Ach, moje jab�uszko! Takem si� nim cieszy�! Zatoczy�o mi si� w traw�! Zginie mi,
przepadnie!
- Nie lamentujcie, dziadku. Zaraz wam jab�uszko podnios�!
I skoczy�a m�ynarz�wna za jab�kiem.
A ono toczy si� drog�, drog�, polem, polem, lasem, lasem, a� zatrzyma�o si� na brzegu
przepa�ci.
M�ynarz�wna si� nachyli�a, jab�uszko z�apa�a, ale sama si� przy tym zwa�y�a i zsun�a
si� w d�.
Nie pot�uk�a si�, zaraz wsta�a. Widzi: przed ni� zamek ogromny.
- Co to znaczy? Gdzie ja jestem?
Wtem za sob� �miech s�yszy.
- He-he-he... dziwisz si�...
Obejrza�a si� dziewczyna. Widzi - ch�opisko wysokie i chude jak tyka. Broda d�uga,
uszy jak u nietoperza, nos jak purchawa. Kubek w kubek podobny do tego dziadka, kt�remu
kromk� chleba wynios�a, jeno �e inaczej odziany.
- Nie dziadek ja proszalny, jeno pan tego zamku. I to ci jeszcze powiem, �e czarownikiem
jestem. U mnie tu musisz zosta�, w tym zamku musisz mieszka�.
A m�ynarz�wna a� si� trz�sie ze strachu.
"To on musi chwyci� moje starsze siostry, a teraz i mnie. One nie wr�ci�y i ja nie
wr�c�... Oh, dolo, dolo..."
O ojcu i matce my�li. Ojciec i matka jej przed oczami. Po starszych c�rkach p�akali,
r�ce �amali, po wsiach s�siedzkich, po borach-lasach ich szukali - nie znale�li.
"A teraz i mnie utracili! To� na nich uci�nienie przysz�o... nie prze�yj� tego, nie
prze�yj�..."
Prowadzi czarownik m�ynarz�wn� do �rodka zamku, paradne komnaty jej ukazuje, weso�e
�ycie jej obiecuje.
Ale m�ynarz�wna na nic nie patrzy, nic jej nie zachwyca, nic nie cieszy.
O zakazanej izbie nic czarownik nie gada, bo se my�li:
"Cho�by i do tamtej izby zajrza�a, ostawi� j� sobie. Pi�kniejszej narzeczonej nigdzie,
przenigdzie nie znajd�".
I czarownik poszed� sobie w �wiat nowe niegodziwo�ci robi�, a najm�odsza m�ynarz�wna
sama w wielkim zamku zosta�a.
Nie do zabawy jej, nie do weso�o�ci jak starszym siostrom. Po komnatach nie biega,
w zwierciad�ach si� nie przegl�da, graj�cej skrzyneczki nie nakr�ca.
Ale bia�e r�czki za�amuje, siwe oczki zap�akuje nad dol� rodzic�w, nad dol� starszych
si�str, nad dol� w�asn�.
Z tej �a�o�ci, z tego um�czenia p�aczem zasn�a.
A gdy si� zbudzi�a - my�li:
"Nic p�akanie nie pomo�e. Trza mi jakiego� wyj�cia na �wiat szuka�, trza mi st�d
ucieka�".
I od komnaty do komnaty chodzi, ale wszystkie drzwi na k��dki pozamykane, wszystkie
okna na �elazne sztaby zaryglowane.
Gdy tak chodzi�a, chodzi�a... do zakazanej izby wesz�a.
Ujrza�a smutne ptaszki w klatkach. A �e by�a dobrego serca dla ka�dego stworzenia
- to zaraz o w�asnym smutku zapomnia�a, nad ptaszkami si� u�ali�a.
- O biedne ptaszynki! Do ciasnych klatek was powsadzano, w drucianych wi�zieniach
was pozamykano. Ani jedzenia wy nie macie, ani wody.
A wtem ptaszki jakby ze snu si� zbudzi�y. G��wki podnios�y, skrzyde�kami poruszy�y.
Pos�ysza�y�my u�ale�stwa s�owo.
�y� nam na nowo! �y� nam na nowo!
Okrutnie si� m�ynarz�wna zdumia�a. A to� to dziw nad dziwy! Ptaszki ludzk� mow� gadaj�ce!
Wi�c wo�a:
- Co�cie za takie ptaszki-dziwotki, �e ludzk� mow� potraficie m�wi�?
A ptaszki ch�rem wo�aj�:
Nie ptaszyny my, cho� w pi�rkach.
Ka�da z nas kmieciowa c�rka.
Przez dziadoszka my chwycone,
w ma�e ptaszki zamienione.
Schodz� lata, schodz� zimy -
my w klateczkach wci�� siedzimy.
Schodz� wiosny i jesienie...
Kiedy� przyjdzie wybawienie?
A z k�teczka odzywaj� si� znajome g�osy:
I my tutaj, niebo�yczki!
My, rodzone twe siostrzyczki!
Pobieg�a m�ynarz�wna do k�cika, a tam w malutkiej klatce dwie sikorki trzepoc� si�
i dziobki ku niej wyci�gaj�.
- Ratuj nas, ratuj!
M�ynarz�wna r�czki za�amuje, oczy zap�akuje.
- Jak�e was wyratuj�? Jak�e was odczaruj�? Klatki drzwiczek nie maj�, wszystkie drzwi
w zamku pozamykane. Nie ujdziemy st�d! Zginiemy tu wszystkie!
A ptaszki na to ch�rem:
Jak otworzy� drzwiczki klatek,
jak powr�ci� nas do matek,
o tym gruba ksi�ga prawi.
Kto wyczyta, ten wybawi.
Obejrza�a si� woko�o m�ynarz�wna. Widzi, le�y na sto�ku gruba ksi�ga na siedem klamer
zamkni�ta!
Skoczy�a m�ynarz�wna, klamry poodpina�a, ksi�g� roz�o�y�a.
Szuka, szuka, znalaz�a!
Na stronicy naznaczonej wyrysowan� k��dk� napisane:
"Je�li chcesz otworzy� skrzyni�, klatk�, drzwi albo co nieb�d� inne zawarte
[
Zawarte - zamkni�te.
]
, we� trawk�-odmyczk�, przy�� j� do zamknionego i powiedz te s�owa:
Jeste� harde - ukorz si�.
Jeste� zamknione - otw�rz si�.
To ci rozkazuj� po raz pierwszy i po raz drugi, i po raz trzeci.
Na kracie le�y zasuszona trawka.
Mo�e to trawka-odmyczka?
Chwyci�a j� m�ynarz�wna. Do pierwszej klatki trawk� przy�o�y�a, czarodziejskie s�owa
powiedzia�a - klatka si� otworzy�a!
Co za szcz�cie! Co za rado��!
Chybko[
Chybko - szybko, pr�dko.
]
, chybko przy�o�y�a odmyczk� do drugiej klatki, do trzeciej... wszystkie pootwiera�a!
Szcz�liwe ptaszki z klatek wyfrun�y, rz�dkiem na oknie usiad�y. G��wkami kr�c�,
skrzyde�kami trzepoc�.
- Szukaj dalej! Czytaj dalej!
Szuka, szuka w ksi�dze m�ynarz�wna. O, tu strona naznaczona sikork�. I tak na niej
napisane:
"Je�li chcesz cz�owieka zamieni� w ptaszka, sta� twarz� do wschodu s�o�ca, obr��
si� na pi�cie trzy razy z lewej strony na praw� i powiedz te s�owa:
Edziu-bedziu czamuraj!
Dwa zakl�cia s�owa.
Twa posta� ju� nowa.
Kla�-ra� - raszkiem,
sta� si� ptaszkiem!
A gdy ptaszka chcesz zn�w odkl��, zr�b i powiedz to wszystko odwrotnie".
Raz-dwa-trzy m�ynarz�wna stan�a twarz� do zachodu s�o�ca, obr�ci�a si� trzy razy
na palcach z prawej strony na lew� i powiedzia�a:
Ptaszkiem si� sta�,
raszkiem - ra�-kla�!
Nowa ju� posta� twa.
S�owa zakl�cia dwa.
Czamuraj bedziu-edziu!
I nowy dziw si� staje! Ju� dwadzie�cia ptaszk�w znikn�o.
Ju� dwadzie�cia dziewcz�t ko�em m�ynarz�wn� otacza! Dwadzie�cia dziewcz�t
w r�ce klaszcze, �mieje si�, raduje!
A m�ynarz�wna przynagla:
- Uciekajmy! Uciekajmy, p�ki czarownik nie powr�ci�!
Chwyci�a wielk� ksi�g�, chwyci�a trawk�-odmyczk� i wybieg�a. A dziewcz�ta za ni�,
za ni�!
Jedne po drugich drzwi m�ynarz�wna trawk�-odmyczk� dotyka i czarodziejskie s�owa
wypowiada. K��dki si� krusz�, skoble odpadaj�, drzwi si� same na rozcie� otwieraj�.
I tak dziewi�cioro drzwi si� otworzy�o, dziewi�� krat si� pokruszy�o, dziewi�� bram
si� rozwar�o. A za t� dziewi�t� bram� - ju� by� las na �wiecie, ju� by�y ich pola,
ich wioski.
Zaraz te� dziewcz�ta w cztery strony �wiata do swych chat si� rozbieg�y.
A trzy siostry m�ynarz�wny do m�yna spiesz�.
Spiesz�, spiesz�, ju� rozstajne drogi min�y, ju� grobl� min�y, ju� we wrotka wchodz�.
Nagle za sob� tupot s�ysz�!
Czarownik je goni!
Najm�odsza m�ynarz�wna co pr�dzej �awy dopada, ksi�g� rozk�ada. Na stronic� z myszk�
trafi�a, szybko oczkiem na ni� rzuci�a, trzy listki zerwa�a, czarodziejskie s�owa
przeczyta�a:
Hokus-pokus szumigaj.
Moim s�owom pos�uch daj.
Trzy listki na krzy�.
Niech si� z czarownika stanie mysz!
Czarownik ju� by� na podw�rzu!
Ale na to zakl�cie zacz�o wielkie ch�opisko male�... male�... male�... a� zrobi�a
si� z niego szara myszka.
A wtedy m�ynarzowy Mruczek, co pod gankiem na s�o�cu si� wygrzewa�, skoczy�, myszk�
pochwyci�, udusi� i zjad�!
I taki by� koniec z�ego czarownika.
Zaraz jego zamek zapad� si� na siedemdziesi�t mil w g��b ziemi, ani �ladu po nim
nie zosta�o.
A czarodziejsk� ksi�g� m�ynarz�wna, przez flisak�w Wis�� od Gda�ska p�yn�cych, kr�lowi
na Wawel pos�a�a.
Le�y ta ksi�ga do dzi� dnia w "zamku s�owa drukowanego", le�y �a�cuchem do sto�u
przybita.
Ale swoj� czarodziejsk� si�� ju� utraci�a.
Trawka-odmyczka przez siedem wiek�w na proch si� skruszy�a, a proch ten po �wiecie
si� rozwia�.
* * *
Janina Porazi�ska
"CIACHU, CIACHU, CIACH"
Janicku, Janicku,
c� to mas na licku ?
Cerwone lelije.
Podarujze mi je.
�piewa sobie pasterka Justysia. �piewa id�c za g�skami. A tych g�sek gromada bo to
i swoje, i s�siadowe.
- E, czerwonej lelii to mi nie trzeba. Mam swoj� na liczku. Ale co �adna sp�dniczyna
a kaftanik, a zapaska - toby mi si� zda�y.
Oj, zda�yby si�!
Bo ta Justysi kiecuszka to na rosach zszargana, na cierniach podarta, na r�ysku wystrz�piona,
a i od s�o�ca sp�owia�a. Deszcz z barwisto�ci do ostatka j� wypra�. Szary, szare�ki
kurz si� w ni� nabi�.
A tu na �wiecie tyle r�no�ci kolor�w - co cud!
Patrzy pasterka na niebo, a niebo jest modrzyste i ob�oki po nim p�yn� srebrem obrze�one
albo i z�ot� nici� obdziergane. A pod zni�aj�ce si� s�onko �ciel� si� chmury czerwonopromienne:
szparami tu i tam wyziera niebo to niebieskie, to zielone, to szmaragdowe, to mieni�ce
si� jak per�y.
Jak te per�y na jarmarcznych straganach w Szczercowie.
- Hej, takie ci mie� obleczenie!
Idzie Justysia za g�skami po pastwisku nad rzek�. M�oda wiosna jest tu dopiero. Ale
�e s�onko ju� od miesi�ca mocno grzeje, a nocami ciep�e deszcze przechodz� - to i
trawy podros�y wysoko, stokrocie si� ju� biel�, a tej drobnej �ywizny pe�no po ziemi
biega, w powietrzu bzyka i furkoce.
Idzie pasterka brzegiem rzeki, o tych modro�ciach, o tej czerwieni na niebie my�li,
a� tu widzi - po trawie lezie rak. Wielkie raczysko. Lezie i no�ycami tnie: ciachu-ciach-ciach.
A z tym rakiem to tak by�o: �y�"on sobie w rzece, nor� tam mia� w gliniastym brzegu.
Wielkie to by�o raczysko, to i szczypce mia� wielkie. I wci�� przednie �apska z nory
do rzeki wysuwa�, i wci�� no�ycami ciacha�: ciach, ciach, ciach...
Gniewa�o to rzek�, �e j� tak no�ycami kraje a kraje.
I tak - raz noc� chce sobie woda �piewa� potoczyste, drobnofalisto:
Jeden miesi�czek na niebie,
drugi miesi�czek na wodzie.
na wodzie...
Oj, przypatrz ty si�, noce�ko,
mojej srebrzystej urodzie,
urodzie!...
A tu rak jej piosenk� szczypcami kraje i kraje na kawa�ki. Ani z tego zrozumienia,
ani z tego �piewu. Jedno drugiego si� nie trzyma:
"Je...bul-bul-bul...den bul-bul-bul... miesi�... bul-bul-bul... czek-czek-czek..."
E, do licha z tym krajaczem!
Rozgniewa�a si� woda i jak tylko rak wylaz� z nory, chwyci�a go, zako�ysa�a i fyrt!
wyrzuci�a na brzeg.
- Sied��e se tam, nie pso� mi d�u�ej!
I tu go Justysia ujrza�a. A gdy go ujrza�a, m�wi:
- Raku, krajesz a krajesz no�ycami po pr�nicy. Ukraja�by� mi tej zachodowej czerwieni
na sp�dniczk�, a tej niebiesko�ci na kaftanik, a tej zieloniutkiej g�adzizny na zapask�.
I �eby sreberko by�o na okolenie, i �eby z�ote cekiny by�y na naszycie...
Oj, tobym ci� za to kocha�a!
A rak m�wi:
- Czemu nie! Moje no�yce potrafi� wszystko naci��. Id��e sobie za g�skami, a ja ci
tu tych kolor�w naszykuj�.
Posz�a Justysia g�sek pilnowa�.
Rak w�a�nie dopiero co dojrza� nie�ywego kreta i chcia� zabra� si� do uczty - ale
trudno. M�g� nie obiecywa�. Ale jak obieca�, to musi zrobi�. Musi Justysi naci��.
Wyci�gn�� wi�c no�yce ku zachodowi... ale gdzie tam! Do barwiczek na zachodzie dosta�
nie mo�e.
- Wlez� na t� g�rk�, to z wierzcho�ka, ani chybi, do nieba dosi�gn�.
Lezie raczysko po raczemu ty�em, ty�em si� cofa pod g�r�, pod g�r�... Laz� ca��
godzin�, no i wreszcie wlaz� na wierzcho�ek. Wyci�gn�� no�yce ku zachodowi.
- Eeee... gdzie tam!
Wspi�� si� na pazurki.
- Ani my�le�, ani my�le�, �eby dosta�.
Z�azi raczysko w d�, z�azi po raczemu ty�em, ty�em i my�li:
"Co te� tam si� dzieje z moim kretem? Czy go aby kto nie porwa�? Czy go kto nie zjad
? Czy go �uki grabarze w ziemi nie zagrzeba�y?"
O Justysi zapomnia�.
Ale zaledwie swymi oczyskami, na s�upkach, zakr�ci� w lewo i w prawo, dojrza� Justysi�,
�e ju� g�ski z pastwiska sp�dza.
Przystan��, zaduma� si�, o krecie zapomnia�.
- Obieca�em, a nie nakraja�em. Co jej powiem? Co powiem? Aha!
A Justysia ju� go dopad�a.
- Nakraja�e�, raku, dla mnie kolor�w?
- Nakraja�em, a jak�e, nakraja�em. Niebieskiego na kaftanik, zielonego na zapask�
i jeszcze srebra na dziergotk�, i jeszcze z�ota na centusie.
- Ojejej!... - skacze Justysia z rado�ci. - A gdzie� to masz?
- Ano widzisz... zobaczy�y wa�ki (co to je jeszcze nazywaj� panny albo �witezianki),
�em nakraja� tych barwistych p�atk�w, przylecia�y i porwa�y mi wszystko dla siebie
na sukienki.
- A nie k�amiesz ty, raku ?
- Prawd� szczer� m�wi�. Jak mi nie wierzysz, to pobiegnij tam, gdzie si� trzciny
ko�ysz�, popatrz.
Pobieg�a Justysia i widzi... prawdziwie! Lataj� tam wa�ki, �witezianki, panny. Te
modro przybrane, te - z�oci�cie, te - niebiesko. A wszystkie maj� skrzyde�ka srebrne.
- Czemu�cie mi kolory zabra�y? To by�y dla mnie! - krzykn�a Justysia.
Ale wa�ki, �witezianki i panny ko�ysa�y si� dalej spokojnie na trzcinach i nic a
nic sobie nie robi�y z Justysinego krzyku.
Przypomnia�a sobie pasterka o sp�dniczce, wi�c biegnie z powrotem do raka i pyta:
- A czerwieni mi nakraja�e�?
- A jak�e, a jak�e.
- To gdzie ona jest?
- Ano widzisz... jak zobaczy�y t� czerwie� kowaliki, to zaraz przybieg�y i zabra�y
j� na swe �upany.
- A nie k�amiesz ty, raku?
- Szczer� prawd� m�wi�. Jak nie wierzysz, to pobiegnij do olszowego zagajnika, popatrz.
Pobieg�a Justysia i widzi... Po olszowych pniach �a�� do g�ry i na d�, do g�ry i
na d� kowaliki, a ka�dy w czerwonym �upaniku, ka�dy wygl�da jak koralik �ywy.
- Czemu�cie mi zabra�y, co rak nakraja�? To by�o dla mnie na sp�dniczk�! - krzykn�a Justysia.
Ale kowaliki ani przystan�y: wci�� to pi�y si� po pniu w g�r�, to zbiega�y w d�. Nic sobie z Justysinego krzyku nie robi�y.
A tymczasem... s�onko ju� zasz�o, niebo ju� zszarza�o, chmury ju� spopiela�y.
Mrok snuje si� ziemi�, snuje si� niebem - do reszty kolory ugasza.
Wraca Justysia do raka, a z�a, a� czerwona.
Przel�k� si� rak. O krecie ju� wcale nie my�li. Pragnie ju� tylko Justysi� u�agodzi�.
- Jak chcesz, to ci nakraj�...
- Co? Tych szaro�ci, tych mroczysk�w? Oszuka�e� mnie! K�amc� jeste�!
Rak chcia� zawo�a�:
"Nie jestem k�amc�! Do nieba nie mog�em dosta�! A �e o tych pannach, o tych kowalikach
- to co? Dzi� jest przecie� pierwszy kwietnia - prima aprilis, to wolno zwodzi�".
Chcia� tak zawo�a�, ale nie zd��y�.
Chwyci�a go Justysia, podnios�a w g�r� i machn�a.
Rak polecia� w g�r�, jakby mia� skrzyd�a. Od tego bystrego a niespodziewanego p�du
wszystko, co chcia� powiedzie�, popl�ta�o si� biedakowi w jego skorupiastej g�owie.
Wi�c krzykn�� tylko:
- Do nieba prima aprilis!
I plums! - wpad� do rzeki.
Zaburzy�a si� woda, rozesz�y si� po niej ko�a, zako�ysa�y si� trzciny.
Rak opar� si� o dno rzeczne.
Jasno�� dnia zagas�a. Zatli�a si� jasno�� nocy. Wielki, pyzaty ksi�yc wysun�� si�
zza lasu i wyd�wign�� si� w g�r�, i srebrnia�, i dr�a�.
Przeszed� przez ozimin�, przez podorywk�, zamigota� w okienku Wojtaszkowej cha�upy,
przelaz� przez chru�niak i pow�drowa� orosia�ym pastwiskiem ku wodzie.
Jak olbrzymi, ze szczerego srebra ukuty talar po�o�y� si� na rzece.
Rzeka zapl�sa�a z rado�ci i chcia�a za�piewa�:
Jeden miesi�czek na niebie,
drugi miesi�czek na wodzie,
na wodzie.
A przypatrz ty si�, noce�ko
mojej srebrzystej urodzie,
urodzie!...
Ale �e rak dolaz� ju� do swej nory i wystawi� no�yce, i zacz�� swoj� racz� robot�:
ciachu-ciachu-ciach-ciach... to rzeka zaraz rozsypa�a nutki swej nocnej �piewanki,
bo j� rak poci�� na kawa�ki.
I wysz�o z tego :
"Je...bul-bul-bul... den... bul-bul-bul... miesi�... bul-bul-bul... czek-czek-czek..."
- Widzicie go! Zn�w ten krajacz mi tu psoci!
* * *Janina Porazi�ska
"DWIE DOROTKI"
BA�� WIELKOPOLSKA
Daleko st�d, daleko... za g�r� wysok�, za rzek� szerok� by�a wioska, a w tej wiosce bia�a chata, a w tej chacie mieszka� kmie� Pazurek z �on� Pazurkow�.
I by�y w chacie dwie Dorotki.
Jedna by�a c�rk� starego, druga c�rk� starej; z pierwszej �ony, z pierwszego m�a.
M�wi raz stara do starego:
- I moja Dorota, i twoja Dorota. �eby nam si� nie myli�o, b�dziemy wo�ali na twoj�
sierota", a na moj� "c�reczka".
Markotno si� staremu zrobi�o, ale �e �ona by�a k��tliwa, ha�a�nica, to dla �wi�tego
spokoju powiada:
- Niech�e b�dzie i tak.
No i tak zosta�o.
Pazurek dobry by� dla c�reczki, ale Pazurkowa nie by�a dobra dla sieroty.
Co najci�sz� robot� na pasierbic� spycha i jeszcze dogaduje:
- A po�pieszaj, niecnoto, uwi� mi si� z robot�.
Do swej c�reczki zasi� m�wi:
- Spocznij sobie, pole� sobie, ja za ciebie wszystko zrobi�.
I tak z jednej Doroty ro�nie pracowitka, z drugiej Doroty ro�nie le�. Jedna wszystko
zrobi� potrafi i robi ochotnie, drugiej wszystko i za ci�ko, i za niemi�o.
A tej sierotce o ka�dej chwili nie schodzi z my�li jej matusia, jej rodzona.
Plewi w polu len... a ten len teraz kwitnie niebie�ciutko, jakby kawa�ek zaob�ocznego
nieba sp�yn�� z g�ry i od miedzy do miedzy smug� si� po�o�y�... tak sierota, co spojrzy
na ten len kwitn�cy, to sobie my�li:
"Musi matusia takie b�owe oczy mieli".
' �nie w polu sierpem dojrza�� pszenic�, to my�li sobie:
"Z�ociste-ci to pole, z�ociste, jakby je szczerymi dukatami nabi�. Musi matusia takie
w�osy, tak� z�ot� g��we�k� mieli".
I te my�li o zmar�ej matce ku dobremu sierotk� kieruj�.
Ujrzy star� babk�, jak chrust w p�achcie z lasu d�wiga, a pod ci�arem przygina si�,
to my�li sobie:
"Jakby to matusia widzieli, toby pewnikiem tej babce pomogli. To i ja jej pomog�!"
Widzi, �e dziecko siedzi na �rodku go�ci�ca i w piasku si� babrze, a tu stado kr�w
idzie z pastwiska - to sobie my�li:
"Jakby matusia to widzieli, toby przecie dziecko z�apali i s�siadce odnie�li, bo
je tu krowy mog� pob��! To i ja tego babraka s�siadce odnios�".
I tak, komu mo�e, przys�ug� wy�wiadcza, do ka�dego si� u�miechnie, dla ka�dego ma
dobre s�owo.
Tote� wszystkim sierotka jest mi�a, ca�a wie� j� chwali.
A c�reczka Pazurkowej na ka�dego wilkiem patrzy, ka�demu niech�tliwie odpowiada.
To i nikt jej nie lubi.
Nasta�a zima. Spad�y wielkie �niegi, przysz�y lute mrozy, przysz�y srogie dujawice.
Stan�y rzeki, zamarz�y jeziora. �wiat sta� si� bia�y, uciszony, w s�o�cu iskrz�cy,
o ksi�ycu martwy i bezlitosny.
W taki to wiecz�r ksi�ycowy m�wi macocha do sierotki:
- We��e wiadra i nano� ze studni wody do st�gwi. A zwijaj si�, bo ju� trza cha�up�
zawrze� i i�� spa�.
Wybiega sierotka na dw�r, a tu mr�z, a tu �lizgawica, �e ledwie do studni dosz�a.
Ci�gnie wiadro z wod�, a r�ce tak jej grabiej�, �e wcale dr�ga w gar�ci utrzyma�
nie mo�e.
Nachyla si�, aby uchwyci� za wiadro, a tu drewniaki jej si� po lodzie obsun�y, a
�e cembrowina by�a niska, zwa�y�a si� dziewczyna ku g��bi i w studni� wpad�a!
�wiecie najmilszy! Aby tylko chodaki po niej przy studni zosta�y!
Leci, leci w g��b, a w g�owie ma taki szum, �e ani pojmuje, co si� z ni� dzieje.
I dopiero gdy o dno pras�a - ockn�a si�.
Spojrza�a i widzi - jako �e ksi�yc prosto nad studni� wisia� - przed ni� drzwi wielkie
jak wierzeje przy stodole.
Uchwyci�a za skobel, poci�gn�a... drzwi si� otwar�y.
I sierotka przez pr�g przesz�a.
Hej!... Dziwy nad dziwami! Ani tu zimy, ani tu �niegu. S�o�ce �wieci i grzeje, ��ki
kwitn�, ptaki �piewaj�.
Wesz�a na �cie�k� i idzie ni�, idzie, a nacudowa� do�� si� nie mo�e, jaki tu pi�kny
�wiat doko�a! Takie zapachy, takie kolory, takie w powietrzu muzyki - �e s�owo tego
nie opowie, pi�ro tego nie opisze.
Dosz�a do rozstaj�w, a tu widzi - grusza stoi, a na niej tyle gruszek, ile gwiazdek
na niebie! Ani ich drzewina ud�wign�� nie mo�e. Ga��zie zwis�y do samej ziemi, pie-niuszek
si� pochyli�. I tak si� grusza skar�y:
Dolo� moja, ci�ka dolo,
ga��zeczki-r�ce bol�.
Bujne wichry nie lataj�,
gruszek ze mnie nie strz�saj�.
Ga��zeczki-r�ce bol�.
Dolo� moja, ci�ka dolo!
- Skoczy�a chy�o Dorotka, zacz�a gruszki obrywa�. Rwie, rwie i na traw� sk�ada,
wielk� ich g�r� usk�ada�a, drzewinie ul�y�a.
Podnios�y si� ga��zki w g�r�. Leciutko im, weso�o im.
I grusza ludzkim g�osem zn�w m�wi:
- Ul�y�a� mi, dobra dziewczynko... ul�y�a� mi. Zn�w mog� ga��zkami ko�ysa�, zn�w
mog� radowa� si� i weso�ym szumem szumie�. Nabierz sobie mych gruszek na drog�.
Wzi�a Dorotka trzy gruszki do fartuszka i posz�a dalej.
Dosz�a do drugich rozstaj�w. Patrzy, a tu stoi chlebowy piec i tak ludzkim g�osem
labidzi:
Ile kropel p�ynie rzek�,
tyle dni si� chleby piek�.
Kto zlituje si�, zlituje,
chleby ze mnie powyjmuje...
Skoczy�a sierotka, piec otworzy�a, wszystkie bochenki wygarn�a.
A piec zn�w ludzkim g�osem m�wi:
- Dobra dziewczynko, niechaj ci si� wszystko w �yciu szcz�ci za to, �e� moje chleby
uratowa�a. A to spali�yby si� na w�giel. Zabierz ich sobie, ile chcesz, na drog�.
Wzi�a Dorotka bochenek chleba do fartuszka i posz�a dalej.
I nadziwi� si� nie mo�e, �e cho� gruszki je, cho� chleb �amie - zawsze w fartuszku
le�� trzy gruszki i zawsze ca�y bochenek.
A leciutkie to... ani czuje, �e co� niesie.
Idzie, idzie dalej, a� zasz�a do jakiej� chaty. Na progu chaty stoi baba o wielkich
z�bach i tak pyta:
- Dziewczynko, a dok�d w�drujesz?
- A donik�d. Tak se id� i id� i po pi�knym �wiecie popatruj�.
- To mo�e by� do mnie na s�u�b� przysz�a?
- Przy sz�abym, ale nie wiem, dam to rad� waszej robocie?
- E, dasz rad�, dasz, bo u mnie wielkiej pracy nie ma. Sprz�tniesz mi izb�, za�cielesz
��ko i ugotujesz straw� dla moich domownik�w. A tych domownik�w to aby dw�ch: kotek
i piesek.
Roze�mia�a si� sierotka i m�wi:
- A to� to przecie �adna robota!
- No, to u mnie osta�. Jak przes�u�ysz rok, to ci� nagrodz� wedle miary i sprawiedliwo�ci.
I wr�cisz sobie do domu.
Wesz�a sierotka do izby. Czterem k�tom si� pok�oni�a, kotka, pieska pog�aska�a i
na s�u�bie zosta�a.
Co dzie� baba o wielkich z�bach od rana idzie w �wiat i nie wraca a� o zachodzie
s�o�ca.
Co dzie� sierotka izb� wysprz�ta, �e si� od czysto�ci a� �wieci w ka�dym k�tku. Poduchy
i pierzyny wietrzy na p�ocie, a potem tak je strz�sa, tak klepie, tak stroszy, �e
te poduchy i pierzyny p�czniej�, a� si� zrobi� jak banie.
To jak je zacznie na ��ku uk�ada� jedne na drugich, to u�o�y a� pod sam� powa��.
A� musi drabin� do ��ka przystawia�, bo inaczej baba o wielkich z�bach na ��ko
by nie wlaz�a.
I jedzenie gotuje. Jag�y na mleku - prz�dzi kotkowi ca�� miseczk�, potem sama poje.
Kluski z omast� - prz�dzi pieskowi ca�� misk�, potem sama poje.
Wraca wieczorem baba o wielkich z�bach, a tu w izbie czy�ciutko jak na gody. Pierzyny
pouk�adane a� pod powa��, kotek na piecu mruczy, piesek pod piecem a� sapie, taki
najedzony.
- Widz�, dziewuszko, jak gospodarujesz.
Ano, min�� rok. Ani jednego dnia sierotka nie zaniedba�a si�, co dzie� w izbie jak
przed �wi�tem. Kotek i piesek upasione, sierstka na nich g�adka, b�yszcz�ca, oczy
weso�e.
Baba o wielkich z�bach wo�a swych domownik�w i pyta:
- Kotku, piesku, jak� skrzyneczk� da� dziewczynce za prac�? Czarn� czy zielon�?
"Haw! haw! zielon�!" - szczekn�� piesek.
"Miau! miau! zielon�!" - miaukn�� kotek.
Baba o wielkich z�bach wynios�a zielon� skrzynk�, po�egna�y si�. Zn�w sierotka czterem
k�tom pok�oni�a si�, kotka, pieska pog�aska�a i na drog� wysz�a.
Baba o wielkich z�bach za ni� i po plecach j� g�asn�a.
I tu nagle, co za odmiana!
Ju� na sierotce nie licha sp�dniczyna, nie wy�atany kaftanik, ale str�j paradny,
szumny, �e cud!
Sp�dniczka suta w kwiaty, gorsecik aksamitny, koszula cieniutka, haftowana, na g�owie jedwabna chusteczka, a buciki w�gierskie czerwone i sznurowane!
Ani�cie na obrazku takiej pi�knej lali nie widzieli.
Oj uradowa�a si� sierotka, uradowa�a!
Podzi�kowa�a gospodyni, zielon� skrzyneczk� chwyci�a i w drog�! Ale nie usz�a ani
dziesi�ciu krok�w, jak co� doko�a zahucza�o, zaszumia�o, wielk� wichrzyc� powia�o,
dziewczyn� trzy razy obr�ci�o i oto widzi sierotka... Stoi na swym podw�rku ko�o
studni, a przed chat� ojciec i macocha, i c�reczka przygl�daj� si�, cuduj� si� i
rozezna� nie mog�, czy to ona, czy nie ona - ta ustrojona panna.
Dopiero ku nim podskoczy�a, obcaskami zastuka�a, wszystkich grzecznie przywita�a.
A potem do samego wieczora opowiada�a, gdzie to by�a, co widzia�a, jak� s�u�b� mia�a, co za s�u�b� dosta�a.
Otworzyli zielon� skrzynk�, a tam bogactwa niezliczone, �liczno�ci nie widziane:
korale, bursztyny, pier�cienie diamentowe, wst��ki szczeroz�ot� nici� haftowane!
Rety, reteczki!
Poszli spa�, ale nikt zasn�� nie mo�e.
Stary nie �pi, bo my�li, jakiego by tu m�a dla takiej pi�knej, takiej bogatej c�rki
znale��.
Stara nie �pi, bo my�li, jak by tu takie� �liczno�ci i dla swojej c�reczki zdoby�.
C�reczka nie �pi, bo j� zazdro�� a� po ��ku rzuca; czemu to nie moje! nie moje!
A sierotka nie �pi, bo my�li, co z tym bogactwem zrobi. Ojczaszkowi kupi ciep�y ko�uch
na zim� i buty z cholewami.
I co jeszcze za te skarby? Co� by trzeba takiego, �eby stare babusie nie pracowa�y nad si�y... �eby dzieci nie babra�y si� po drogach w kurzu... Ale jak by to...
jak by to?...
Nad ranem dopiero wszyscy zasn�li.
Min�o kilka dni, a� stara m�wi do swojej c�reczki:
- Musisz i ty w studni� wskoczy�, do baby o wielkich z�bach i�� na s�u�b�.
- Kiej si� boj�, mamo.
- Czego si�, g�upia, boisz? Jeszcze wi�ksz� skrzyni� z bogactwami przyniesiesz!
Posz�y do studni. Stara c�reczk� popchn�a. Dorotka w wod� wpad�a, o dno prasn�a
i wielkie drzwi przed sob� ujrza�a. Poci�gn�a za skobel, pr�g przest�pi�a.
I wszystko akuratnie tak by�o, jak i wprz�d. Idzie c�reczka dr�k�, a tu wiosna doko�a, s�o�ce �wieci, ��ki kwitn�, ptaki �piewaj�.
Dosz�a do rozstaj�w, grusz� ujrza�a. Na drzewinie gruszek, ile gwiazdek na niebie.
Ga��zie zwis�y do samej ziemi, pieniuszek si� pochyli�. I tak si� grusza skar�y:
Dolo� moja, ci�ka dolo,
ga��zeczki-r�ce bol�.
Bujne wichry nie lataj�,
gruszek ze mnie nie strz�saj�.
Ga��zeczki-r�ce bol�.
Dolo� moja, ci�ka dolo!
Ale c�reczk� wcale to nie obesz�o.
- A niech se tam! - wzruszy�a ramionami. Zerwa�a kilka gruszek do fartuszka i posz�a dalej.
Idzie, idzie... dosz�a do drugich rozstaj�w. Patrzy, a tu stoi chlebowy piec i tak
ludzkim g�osem labidzi:
Ile kropel p�ynie rzek�,
tyle dni si� chleby piek�.
Kto zlituje si�, zlituje,
chleby ze mnie powyjmuje...
Ale c�reczk� wcale to nie obesz�o.
- A niech se tam! - wzruszy�a ramionami. Otworzy�a piec, wybra�a sobie najpi�kniejszy bochen, reszt� w piecu zostawi�a i posz�a dalej.
Idzie, idzie... ale jej strasznie ten bochen ci�y.
- Si�d� se, odpoczn� i pojem troch�.
Usiad�a w cieniu, do chleba... a tu widzi, chleb w szczery kamie� si� zamieni�! Do
gruszek, a tu widzi... gruszki w pecynki gliny si� zamieni�y! Jak�e to je��!
Wszystko musia�a wyrzuci�. Podnios�a si� i posz�a dalej... a z�a, a g�odna!
Ale wreszcie dosz�a do chaty.
Przed chat� stoi baba o wielkich z�bach i pyta:
- Dziewczynko, dok�d w�drujesz?
- Tak se id�, s�u�by szukam.
- To mo�e do mnie si� zgodzisz?
- Przecie, �e si� zgodz� - m�wi c�reczka, bo t� skrzynk� z bogactwami ma na my�li.
- Robota u mnie niewielka. Izb� sprz�tniesz, ��ko za�cielesz, pieska i kotka nakarmisz.
A jak przes�u�ysz rok, nagrodz� ci� wedle miary i sprawiedliwo�ci. I wr�cisz sobie
do domu.
Wesz�y do izby. C�reczka kotka r�k� odsun�a, pieska nog� odepchn�a.
"Niedoczekanie wasze! Nie b�d� cudzej gadziny oprz�ta�a" - pomy�la�a sobie.
I tylko rozgl�da si�, gdzie tu stoi ta skrzynia, kt�r� za zas�ugi dostanie.
Baba o wielkich z�bach posz�a do roboty, a c�reczka garnek kaszy sobie ugotowa�a
najad�a si� sama, kotkowi i pieskowi nic nie da�a, na g�odno ich z izby wyp�dzi�a
i po sz�a spa�.
Wraca wieczorem baba o wielkich z�bach, a tu w izbie nic nie zrobione. ��ko nie
zas�ane, pod�oga nie umieciona, brudny garnek po kaszy na �rodku izby si� wala, kotka
ani pieska nie ma, a dziewczyna w ogr�dku pod jab�onk� sobie �pi.
- Widz�, dziewuszko, jak si� sprawujesz...
I tak szed� dzie� za dniem, tydzie� za tygodniem, miesi�c za miesi�cem. C�reczka
tylko o sobie my�li. W izbie �mieci!... a� szura pod nogami. Poduszki i pierzyny
zbrukane, a piesek z kotkiem wychud�y, zje�y�y si�, ogonki im wy�ysia�y, oczka im
sparszywia�y. �ywi� si� same, jak mog�, to w polu, to w lesie.
Ano min�� rok.
Baba o wielkich z�bach wo�a swych domownik�w i pyta:
- Kotku, piesku, jak� skrzyneczk� da� dziewczynie za s�u�b�? Czy zielon�, czy czarn�?
"Haw! haw! czarn�!" - szczekn�� piesek.
,,Miau! miau! czarn�!" - miaukn�� kotek.
Baba o wielkich z�bach wynios�a czarn� skrzynk�, po�egna�y si�. C�reczka dobrego
s�owa ani kotkowi, ani pieskowi nie powiedzia�a, wzi�a skrzynk� i wysz�a na drog�.
Baba o wielkich z�bach za ni� i po plecach j� g�asn�a.
A� tu nagle co si� nie sta�o!
Po c�reczce od g�ry do do�u jakasi ma� si� rozla�a... Smo�a, nie smo�a?
Dziewczyna skrzynk� chwyci�a i w drog�! Ale nie usz�a ani dziesi�ciu krok�w, jak
co� doko�a zahucza�o, zaszumia�o, wielk� wichrzyc� powia�o, dziewczyn� trzy razy
obr�ci�o i oto widzi c�reczka... Stoi na swym podw�rku ko�o studni, a przed chat�
ojczym, matka i sierotka.
Matka w r�ce klasn�a, wielkim g�osem krzykn�a:
- A gdzie�e�, c�reczko, tak si� zwala�a, gdzie�e� paradny str�j podzia�a?!
Chwyci�y skrzynk�! Jakie tam bogactwa?! Otwieraj�!... A ze skrzynki smyrgu-smyrgu...
�aby, ropuchy, w�e, jaszczurki... Rozlaz�o si� to po podw�rzu, po krzakach pochowa�o.
- Takie� to wiano przynios�a!
*
Za g�r� wysok�, za rzek� szerok� wioska, a w tej wiosce bia�a chata, a w tej chacie
muzyczkowie graj�, druhenki �piewaj�, staro�ciny w r�ce klaszcz�...
Jakie� tam gody?
Wesele sierotki z kowalczykiem!
A macocha z c�reczk� patrze� na to nie chcia�y, w �wiat posz�y i k�dy� w wielkim
�wiecie przepad�y.
Ba�niczka mi�a czy niemi�a -
ju� si� sko�czy�a.
* * *
Janina Porazi�ska
"MIA�A BABKA PSTR� KOKOSZK�"
BAJKA �A�CUSZKOWA
Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka. Podkrad� si� lisek
Wsz�dysek i jajka wypi�.
Usiad�a babka i p�acze.
Przyszed� dziadek.
- Czego ty, babko, p�aczesz?
- Jak�e nie mam p�aka�! Mia�am pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka.
Podkrad� si� lisek Wsz�dysek i jajka wypi�.
- Kiedy tak, to i ja b�d� p�aka�. Usiad� dziadek i p�acze.
Przysz�a do dziadka �winka i pyta:
- Czego wy, dziadku, p�aczecie?
M�wi dziadek:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka. Podkrad� si�
lisek Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze i ja p�acz�.
- Kiedy tak, to i ja b�d� kwicza�a.
Usiad�a �winka pod p�otem i kwiczy.
A p�ot si� pyta:
- Czego ty, �winko, kwiczysz?
M�wi �winka:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka Podkrad� si� lisek
Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze, dziadek p�acze, a ja kwicz�.
- Kiedy tak, to ja b�d� si� chwia�.
I p�ot zacz�� si� chwia�.
Przylecia�a sroka, siad�a na tym p�ocie i pyta:
- Czemu ty si�, p�ocie, chwiejesz?
M�wi p�ot:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka. Podkrad� si�
lisek Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze, dziadek p�acze, �winka kwiczy a ja si�
chwiej�.
- Kiedy tak, to ja sobie wydr� ogon.
I sroka wydar�a sobie trzy pi�ra z ogona i polecia�a do lasu.
W lesie zobaczy�a j� wiewi�rka i pyta:
- Co si� sta�o, sroko, z twoim ogonem?
M�wi sroka:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka. Podkrad� si�
lisek Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze, dziadek p�acze, �winka kwiczy, p�ot
si� chwieje, a ja sobie ogon wydar�am.
- Kiedy tak, to ja b�d� sobie tar�a nosek.
Siad�a wiewi�rka pod d�bem i trze a trze �apkami nosek.
A d�b pyta:
- Czemu ty, wiewi�rko, tak ci�gle trzesz sobie nosek?
M�wi wiewi�rka:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka. Podkrad� si�
lisek Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze, dziadek p�acze, �winka kwiczy, p�ot
si� chwieje, sroka wydar�a sobie ogon, a ja tr� nosek.
- Kiedy tak, to zapuszcz� korzenie w rzek�.
I d�b zanurzy� korzenie w wodzie.
Przyp�yn�a wysoka fala i pyta:
- Czemu� ty, d�bie, zapu�ci� korzenie w wod�?
M�wi d�b:
- Mia�a babka pstr� kokoszk�. Pstra kokoszka znosi�a pstre jajka Podkrad� si�
lisek Wsz�dysek i jajka wypi�. Babka p�acze, dziadek p�acze, �winka kwiczy, p�ot
si� chwieje, sroka wydar�a sobie ogon, wiewi�rka trze nosek, a ja zapu�ci�em korzenie
w wod�.
- Kiedy tak, to ja przemieni� si� w gorza�k�.
I wszystka woda w rzece przemieni�a si� w gorza�k�.
Przyszed� do rzeki lisek Wsz�dysek, aby si� napi� wody. Ch�ep-ch�ep-ch�ep...
- Brr, niedobre. Brr... pali mnie w �rodku jak ogie�, jakbym gorza�. Ale strasznie
chce mi si� pi�.
Ch�ep-ch�ep-ch�ep... gorzalin�. Upi� si� lisek. A gdy si� upi�, to zacz�� ta�cowa�.
Obraca si�, obraca po brzegu rzeki - zatoczy� si� na ��k�.
Obraca si�, obraca po ��ce - zatoczy� si� na pole.
Obraca si�, obraca po polu - zatoczy� si� na drog�.
Obraca si�, obraca po drodze - zatoczy� si� na podw�rko babki.
Obraca si�, obraca po podw�rku - potkn�� si�, wpad� do studni i utopi� si�.
Poszed� dziadek po wod� do studni - wy�owi� nie�ywego lisa. Zaraz zdj�� z niego
futro i rozwiesi� je na p�ocie, �eby wysch�o.
- Widzisz, babko! B�dziesz mia�a czapk� na zim�.
Ucieszy�a si� babka i przesta�a p�aka�.
Babka nie p�acze, to i dziadek nie p�acze.
Dziadek nie p�acze, to i �winka nie kwiczy.
�winka nie kwiczy, to i p�ot si� nie chwieje.
P�ot si� nie chwieje, to i sroka wi�cej pi�r nie wydziera sobie z ogona.
Sroka nie wydziera sobie pi�r z ogona, to i wiewi�rka nie trze sobie noska.
Wiewi�rka nie trze sobie noska, to i d�b nie zapuszcza korzeni w rzek�.
D�b nie zapuszcza korzeni w rzek�, to i rzeka gorza�k� zn�w zamieni�a w wod�.
I tak wszystko wr�ci�o do swego porz�dku.
A babka m�wi:
- Widzisz, dziadku, jak to �le pi� gorza�k�! Gdyby lisek jej si� nie napi�, toby
si� nie utopi�.
- Aha, aha.
Tyle tylko dziadek powiedzia�, ale sobie babki s�owa dobrze zapami�ta�.
* * *
Janina Porazi�ska
"OWCZARYSZEK"
BA�� KRAKOWSKA
W krakowskiej ziemi si� to zacz�o, gdzie p�ynie rzeka Wis�a, gdzie stoi Wawel-ska�a. Za Wis�� b�onia szerokie, dalekie. Na b�oniach trzy tysi�ce owiec.
Spojrzysz z Wawelu-ska�y, to jakby� widzia� pole bia�ymi kamieniami us�ane - a
to owce si� pas�. Rzek� Wis�� pod Wawelem p�yniesz, to jakby� s�ysza� muzyk� zg�uszon�
- a to owce ko�atkami drewnianymi tak zbyrcz� a zbyrcz�.
Przy owcach stary owczarz.
Ci�ko dla starego samemu owczego stada pilnowa�. Dziewi��dziesi�t lat ju� prze�y�, osiemdziesi�t ca�olatowych pasionek ju� prze�y�. Pora mu ju� w cha�upie siedzie�,
prawnuki piastowa� - nie za owcami si� ugania�