Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli |
Rozszerzenie: |
Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Książeczka dla moich dzieci dana im na pamiątkę czyli Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
KSIĄŻECZKA
DLA
MOI CH D Z I E C I ,
DANA IM NA PAMIĄTKĘ,
W PŁOCKU
III II
Strona 6
wmffr^r
Strona 7
DLA
MOICH DZIECI,
i
-Jr A
DANĄ IM NA PAMIĄTKĘ,
CZYLI
ŻBIÓR PO W IEŚC I, ANEGDOT PRAWDZI
WYCH, ROZMÓW, BAJECZEK, i RÓŻNYCH
YftERSZYKÓW, Z PRZYDATKIEM JEDN EJ
KOMEDYJKI DLA DZIECI.
W PŁOCKU,
DRUKIEM KAROLA KULIGA.
•rfal
1 8 2 9. ? ! jf
Strona 8
Z,a pozw oleniem C enzury.
9'}J
V vj £-.T
\> O v V01
I W'
Biblioteka Narodowa
W arszawa
30001010717514
Strona 9
N iose FF'am p o r a ź p ie r w s z y w t y m
ro k u dla n a u k i i za b a w y niniejszą ksią
żeczkę. Z najdziecie w niej w zm ia n kę
o stosunkach n a jd ro ższy c h sercu m o
j e m u , bo k tó r y z b y Ojciec nieiub ił m ó
wić o ko ch anych dziecia ch , o swojej
r o d z in ie , i o tein, co się w jej obrębie
d zie je ? P o d o b n ie Ojcowie i M a t k i
najwięcej zab aw ia ją się C V a m i: i to
bło g ie■uczucie S tw ó rc a ła s k a w y w la ł
w serca lud zkie, ze im zw iązki r o d z in
ne zawsze są na jm ilsze. A jeźli o d
czytanie slow m o i c h , i niew innych
z meini dziećmi rozm ów ek , zrobi CV a m
j a k ą p r z y je m n o ś ć , będzie to d la innie
n a jsło d szą p r a c y m ojej n a g r o d ą .
T o b ie zaś Córko m o ja , A delko? d a
je Ze książeczkę dlatego , ies se m n ą i
z M a t k ą p r z e p ę d z a ła w ie c zo r y , s ł u
chając w niewinnej ciekawości, op ow ia
d a n y c h sobie, ja k je n a zy w a ła ś, baje-
Strona 10
czek. P ow ieści i r o z m o w y , które b y *
by w ażniejsze p ra w ie dosłow nie w ty m
zbiorze u m ie śc iłe m » O D zie c i kocha-
n e l ia p a m ią tk a p o O jcu, bedzie fcV am
k ie d yś n a jm ilszą . N u świecie w szy
stko n ie s ta łe ; sa m a tylko c n o ta , sa
m a p a m ię ć chw alebnej m ło d o ś c i, d la
serca tkliw ego jest n ieocenionym sk a r
bem .
Strona 11
Strona 12
Strona 13
W s ta ń , mój Wł ad ys iu , pójdziemy w pole,
teraz chłód jescze; piękna pogoda, będziesz
mógł biegać do woli, zrywać kwiateczki
po s m u g a c h , dla twojej Siostruni, dla Ma
rny. Tak mówił Pan Cuotliwski do ośmio
letniego Chłopczyka.-— Wła dy siowi dość
było na tem: zerwał się czernprędzej, wstał
z łóżka, i wr kilku chwilach ubrany, z la
seczką w ręku, był gotów do wyjścia; Ale
jak to będzie z śniadaniem, zapytał się Oj
ciec W ła dy sia ? w polu zabawimy czas ja
ki, to ci się jeść zachce.
y y ia d y ś . Jeźli Tata pozwoli, to wezmę
w kieszeń bułeczkę.
Ojciec. Poczekaj, włożę ci w nię ma
sła, tak będzie smaczniejsza. Teraz o bw iń
ją w papier, i wsuń do kieszeni.
I'Vladys. Juzem gotowy, idź my już,
Tato. Śli nieco drogą dla rosy, potym uda
li się ścieszką przez pole. W tern ujrzą
zdaleka zgarbionego na kiju Staruszka, drżą
cą głowę ledwie mógł utrz ym ać, i schyli
wszy ją ku nim, prosił pokornie o w sp a r
cie, a prosił ze łzami w imie Jezusa C h r y
stusa. Ojciec do bywa sakiewki, i daje bie-
Strona 14
dnemu kilkanaście groszy. Dziwcie spoglą
da na Ojca, i samo nie wie, co mówić.
Zgadł dob ry Ojciec to pomieszanie Chłop
czyka, i tak przemówił do niego: Cóź ty j
dasz dziadkowi, móy malcze?
W ła d y ś. Oto, mój Ta to , ja mu dam
bułeczko.
Ojciec. Dobrze, moje dziecię. Po zw a
lam. Po tych słowach odw rócił się Ojciec,
i łzy ocierał.
Chłopczyna do był bułeczkę, i natychmiast
oddał ją biednemu. Staruszek zapłakał,
i błogosławił Wł ady si pwi mówiąc: Oby na
Cię Niebo w długiem życiu i zdrowiu zla
ło swoje łaski, i Ojcu dozwoliło cieszyć
się długo twojego sezęśćia widokiem!
Podczas letniego wieczora chodził szano
w n y Misyjonar-z nad brzegiem W i s ł y , cały
zatopiony w myślach o now ym Zakładzie
Miłosierdzia , który dopiero co powstał, ze
składek dusz litościwych, i za jego ppbo-
źnem starapiem. Ten Cudzoziemiec, któ
rego .nowa Ojczyzna jako najlepszego ze
swoich synów chlubą swoją naayvra, z nyj-
Strona 15
większem wysileniem, i pr zy pomocy mo«
mniejszych, juz by ł wystawił początkową b u
dowle tego gmachu, co za łaskawą opieką
błogosławionego M on ar ch y dziś tak się roz
szerzył, źe mieści w sobie wszystkie w y
g od y, ku potrzebie opusczonych sierót, i
zdobi ślicznie Stolicę. Zaczęło jednak uby-
yvać dochodów7, bo dawne wyczerpało zna
czne mnóstwo przybywających' niemowląt;
musiał więc myśleć o powiększeniu składek, i
dla tego czasem, aby mieć mysi wolniej
szą, chodził po nadwuślu, i du ma ł, jak się
do serc po bożnych o miłosierdzie odezwać.
W t e m go dochodzą słowa rzewnie płaczą
cej Niewiasty: zarzucała ze statku w ęd k ę
drżącą ręką, a żadna rybka wyciągniona
niepoeieszyła płaczącej. „C óż pocznę Ma-
„ t k a niesczęśliwa? Kilkoro dziatek czeka
„ n a mnie w domu; a tu ani j e d n e j , ani
„ j e d n e j rybki! a w domu ani- szeląga, ani
„ o k r u s z y n y chleba! O biedne sieroty! jus
„ w y teraz zgłodu pomrzecie. Ludzie za-
„ pomnieli o nas, i któż was posili, kto
„ u r a t u j e od śmierci.5’— 'Ten, co odziew a
p olne lilije , co k a r m i piasUvo niebieskie ;
odezwał się Kapłan, i wziął ją z przyćmie
niem za rękę. Zlękła się Niewiasta % po
czątku, ale twarz spokojna poważnego i mi
łego Starca, z której powzięła nadzieję ra-
Strona 16
8
t u n k u , ośmieliła t r w o ż l i w ą , chociaż jescze
z niejaką bojaznią prostoty i sk romnośc i na
niego patrzała. ■— N ie mó gł i Kapłan łez
w oczach s wo ic h zatrzymać, w i d o k łez nie
w i a s ty i żałosne jej w y r z e k a n i e w z r u s zy ł o
do g r u n t u jego serce. Pójdź za mną, rzecz®,
p r o w a d ź mnie do t w o ic h dziatek.-— Uczy
niła to niebawnie, i w k r ó t c e stanęli nie w do- ,
m u , ale w nędznej b u dz ie , nakształt szała
s u , z gałęzi w y s t a w i o n e j , i niezabezpieczo*
nej od słoty. Kilka garści s ło m y , albo r a
czej b a rło gu był o jej i dzieci posłaniem, a
na po sła ni u żadnej pościeli! i dziatki bez
w s z e lk i c h s u k ie n e k , p r a w i e nagie,- koszulki
n a w e t w szmaty p o d a r t e wisiały ledwie na
ic h w y n ę d z n i a n y c h ciałkach ! O Boże! w e
s t c h n ą ł vStaruszek, jakże małą cząstką miło
sierdzia jest mój ubogi z ak ład , jakże mnie
w s t y d z i, źe daję wsparcie często be z w s ty d n e j
śmiałości, a ta niesczęśliwa W d o w a , a może
wiele jej p o d o b n y c h Matek jęczy w zap o
m n ie n iu z d z iat kam i! Pociesz się, b i ed n a
N i e w i a s t o , m ó w ił do niej K a p ł a n , ocier a
jąc ł zy sw o j e , zabierz się ze m n ą , pójdzie
m y do W a r s z a w y . M oż e do jakiego pana,
o d e z w ie się W d o w a , już ja u niejednego
b y ł a m po śmierci męża mojego, ale po eo o tern |
s p o m i n a ć ? . . . Nie do pana pójdziesz, lecz do
um ie?-— D o K l a s z t o r u ? a cóż tam b ę d ę
Strona 17
r o b ił a ? — Nie do Klasztoru* do Dz ie cią tka
Jezus.— Od sk o cz y ła na te słowa ze s tr a
c h e m , i b y ł a b y zaraz u c ie k ł a, g d y b y ją
Misyj on arz ni eb ył p r z y t r z y m a ł za r ę k ę . —
Ja mam iść do Dzieciątka za m a m k ę ? —
o! w ł a ś n ie , że by m kilkoro dzieci a uieswo-
icb k a r m i ła , a moje w d o m u z głodu po
m a r ł y ? .Niebój się, d obr a M a tk o ! • nie tak
to zro b im y . Ja m am u Dzieciątka niejakie
znaczenie, i s p o d z ie w a m się, źe na moje
s ł o w o p rzy jm ą Cię Siostry Miłosierdzia i
7, tw e m i dziatkami. Gd y by n i e p o w a ż n y Sta
rzec, nie Kapłan s k r o m n y , którego słowa
zaufanie w p a j a ły , tak ją z a p e w n i a ł , ni eby -
łaby wcale uwierzyła. — A razem sam głos
Anioła ledwie by może tyle dla niej b y ł mir
ł y , co to zapewmienie K a p ł a n a . — A jakże
ja zabiorę moje o b d a rt e dzieciska? jak je
przez środek miasta b ę d ę p r o w a d z ił a? T o ć
to istne cy ganięta, ludzie się z nas b ę d ą
w y ś m i e w a ć , i z ciebi e, k o c h a n y Panie i
D o b rodzieju! N i e t u r b u j się o to, zabierz
je tylko, jak możesz. W y s z e d ł po tych sło
wach, i c hw i lę niedługą z a b aw ił ; przyn iósł
jej dwa odzienia, które mi dzieci o k r y ł a , i
poszła za nim w- milczeniu. Postęp ow ali
z w o ln a , niejeden ciekawy* ba da ł Niewiastę,
lecz mało kto nieznał Piotra Bo d u ę n a , tego
Przyjaciela lu dz ko śc i, i za pe w ne domyślały-
Strona 18
ście się, Dzieci Kochane, &e to on być mu
siał. Przyjęta z dziatkami do Dzieciątka Je
zus, zawsze na widok Starca zaleciała się łza
m i , i te mi łzami wdzięczności nogi jego
skraplała r cnotliwy Kapłan wzajemnie, po
cieszając ją z tkliwą pobożnością, miał teu
dzień i tę chwilę, za najscżęśiiwszą, w któ
rej biedną Matkę z kilkorgiem sierót od p e
wnej śmierci ocalił.
L I T O Ś C I W E DZIECI.
Ile!unia i A d ą ś dostali od Rodziców po
dwa grosze na ciastka, lub cohy chcieli
innego, i mieli sobie na przechadzce, kupić.
Tata i Mama, i mały Braciszek z piastunką
śli niedaleko za niemi. Przechodząc jedną
ulicą, napotkali dwoje ubogich, którzy ich
o wsparcie prosili. Helunia i Adaś usły
szeli wyraźnie te słowa: S p o m ó zc ie biedno
sier oty;, a B ó g w a m za to n a g r o d z i / Ma
łe ich serduszka wzruszyły sit; uczuciem,
którego jescze niezuaii, było to uczucie
litości. Długo Dzieci patrzały na siebie,
w tein rzekła Helunia do Brata: Wiesz co,
Adasiu? musimy poratować tych biednych;
Strona 19
\ zaraz, ia kby się poprzednio zmówili, w y
jęli z woreczków pieniążki, i dali biednym
ze Izami; mówjąc te słowa nieledwie razem
do siebie: Bóg ma więcej, niż rozdał, On
daje Tacie i Mamie. I nieczekając r ze w nyc h
podziękowań, odeśli do Taty i Mamy, któ
rzy, uścisnąwszy oboje, dali wisienek i cia
s te k , a gdy cała rodzina powróciła do do
m u , raz jescze Rodzice ucałowali miłosier
ne Dziatki, nawet i mały Józio, choć bie
daczek niewiedział, o co tam chodziło, po
dzielał ich radość, śmiał się, klaskał rącz
kami, i co tylko miał siły, ściskał Bracisz-
‘ ka i Siostrę.
PIĘKNE WIĄZANIE.
Floruś uczył się dobrze, kochali go fez
Rodzice, a źe był s k ro m ny m , spokojnym,
i czasu na dobre używał, pozwą te li same
mu chodzić na przechadzkę, i to medal,ej
jak w pole bliskie do ludzi, albo na wieś,
ale zawsze z wierny m do mo w n ik ie m, o któ
rym byli pewni, źe m u niezłego niemowie.
Dnia jednego w czasie pogody wyszedł Flo
ruś podobnie, ale więcej zamyślony, jak da-
Strona 20
wniej. T e n bowiem, dzień jeden p o p r z e
dzał najmilsze mu święto, Im i e n in y kocha*
nego Ojca, k t ó r y m u b y ł droższy n a d ż y
cie; a Ma tka jescze z rana mówiła do n ie
go te słow a: „ F l o r u s i u , F l o r u s i u , przyszła
ozdo bo i głowo rodziny, pomyślże o tern,
jakie wiązanie dasz jutro Ojcu, jak mu p o
wi nszujesz.”
B rz mi ały W’ u sz ach jego te słow.a, a ser
ce ży wo bijące u t r z y m y w a ł o w niem miłą
ni esp oko jn oś ć i o c z ek iw a n ie , iakiego dotąd
niedoznał. Bo juz nieraz w i n s z o w a ł Ojcu
Im i e n i n , a jescze nigdy nad wiązaniem dla
Bod/.iców niemyśłał, i ni g d y M a tk a nieode-
zwała się tak czule. Okoliczność sercu t y
le miła zawsze poś wi ęca ł tkiiwer nu w y n u
r zen iu s w y c h uczuć wzglę dem k o c h a n y c h
B o d z i c ó w , poświęcali ją Braciszkowie i
.
Siostry, ale nie w ten s p o s ó b , a b y obcemi
życzeniami obc hodzić dr ogą p a m i ą t k ę : ka
żde, jak myślało, mówiło, proste b y ł y i ch
oś w ia dcz en ia, w prosto cie ni ew in ne j szły
z serca, 1 trafiały do serca. Je d n a k dnia
tego F l o ru ś najwięcej się kłopotał. Starszy
też ieste.ni, m ów ił sam do siebie. Beż nie-
w in ien em wdzięczności d o b r e m u O j c u , za
w s z y c i e łaski od kolebki doznane! 1 w sa
mej rzeczy była to chwila sta nowcza, w ie -
ział o tern F l o r u ś , że b ę d ą c starszym od