1702
Szczegóły |
Tytuł |
1702 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1702 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1702 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1702 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
OJCIEC KOSCIOLA SWIETY WINCENTY Z LERYNU
COMMONITORIUM
W OBRONIE WIARY KATOLICKIEJ
PRZECIW BEZBOZNYM NOWOSCIOM WSZYSTKICH ODSZCZEPIENC�W
Poczatek rozprawy Pielgrzyma w obronie starozytnosci i powszechnosci wiary katolickiej przeciw bezboznym
nowosciom wszystkich odszczepienc�w.
Przedmowa
I.
Poniewaz Pismo sw. m�wi i upomina: "Spytaj ojc�w twoich, a powiedza ci, starszych twoich, a oznajmia ci"; a gdzie indziej: "Naklon ucha twego ku slowom medrc�w"; to znowu: "Synu m�j, m�w tych nie zapominaj, a slowa moje niech chowa serce twe", - przeto ja, Pielgrzym, najnizszy ze wszystkich slug Bozych, mysle, ze z pomoca Boza nie najmniejszy z tego bedzie pozytek, jesli na pismie utrwale to wszystko, com wiernie od swietych ojc�w przejal. Dla mnie przynajmniej samego jest to az nadto potrzebne: bede mial choc cos pod reka, w czym bym sie ustawicznie rozczytywal i slaba pamiec odswiezal. Ochoty do tego przedsiewziecia dodaje mi jednak nie tylko jego pozytecznosc, lecz takze wzglad na czas i na dogodne miejsce pobytu. Czas pobudza mnie dlatego, bo jak on wszystko, co ludzkie, porywa, tak i my wzajem powinnismy wydrzec mu cos dla zywota
wiecznego, zwlaszcza, ze straszliwe oczekiwanie zblizajacego sie sadu bozego domaga sie spotegowania
zarliwosci religijnej, a chytrosc nowych odszczepienc�w zaleca wielka troskliwosc i czujnosc. Zacheca mnie i miejsce pobytu: ucieklem bowiem przed zgielkiem miast do ustronnej wioseczki, w kt�rej zamieszkuje zaciszna celke klasztorna; a tu zdala od wszelkiego rozproszenia dokonac sie moze to, o czym spiewa psalm:
"Spocznijcie i zobaczcie, zem ja jest Pan." Lecz i wytyczna mojego zycia zbiega sie z tym. Przez dosc dlugi czas unosil mnie wir roznych bolesnych walk swiatowych, w koncu zawinalem z natchnienia Chrystusa do najpewniejszej zawsze dla kazdego przystani religii, by tu sie wyzbyc pr�znosci i pychy, by przeblagac Boga ofiara chrzescijanskiej pokory i uniknac nie tylko rozbicia w zyciu doczesnym, lecz takze pozar�w zycia przyszlego.
Zatem przystapie juz w imie Boze do rzeczy: przedstawie przez przodk�w nam przekazane i powierzone prawdy raczej z wiernoscia sprawozdawcy, niz z samodzielnoscia oryginalnego pisarza; trzymac sie zas bede przy pisaniu tej zasady, zeby nie poruszac wszystkiego, lecz tylko co najwazniejsze, i to stylem nie tyle ozdobnym i
scislym, ile przystepnym i potocznym; potrace raczej o wiele rzeczy, niz je rozwine. Niech pisza wykwintnie i
dokladnie ci, kt�rych do takiego zadania sklania nakaz obowiazku albo ufnosc w sily tw�rcze. Mnie to
wystarczy, jesli dla wsparcia swojej pamieci, a raczej jej slabosci, sporzadze sobie pamietnik, kt�ry bede sie
staral z pomoca Panska w miare przypominania tego, czegom sie nauczyl, zwolna, stopniowo poprawiac i
uzupelniac. Zaznaczam to z g�ry dlatego, by jesli przypadkiem pamietnik ten wymknie mi sie i wpadnie do rak
swietych - by porywczo nie ganili w nim tego, co jeszcze nie uleglo zamierzonemu wygladzeniu.
II.
(1) Ot�z czesto usilnie i z ogromnym przejeciem wywiadywalem sie u wielu swietoscia i wiedza jasniejacych mez�w, jakim to sposobem, poslugujac sie jakas pewna, a przy tym og�lna i prawidlowa metoda, odr�znic m�glbym prawde wiary katolickiej od bled�w przewrotnych herezji. Na to zawsze, od wszystkich prawie taka otrzymywalem odpowiedz, ze czy to ja czy kto inny zechce wylowic oszustwa pojawiajacych sie na widowni heretyk�w, nie wpasc w ich sidla i zdrowo, niewzruszenie wytrwac w zdrowej wierze, ten musi dwojakim sposobem wiare swoja z pomoca Boza ubezpieczyc: po pierwsze powaga Prawa Bozego, po drugie podaniem Kosciola katolickiego. (2) Tu m�glby zapytac ktos: Jak to, jezeli kanon Pisma swietego jest doskonaly i pod kazdym wzgledem az nadto sobie wystarcza, to po c�z jeszcze dolaczac do niego powage koscielnego rozumienia? Ot�z dlatego, ze Pismo swiete, wskutek wlasciwej mu glebi, nie wszyscy w jednym i tym samym znaczeniu przyjmuja, lecz ten tak, a �w inaczej jego zwroty wyklada, tak ze na poz�r niemal ilu ludzi, tyle pojmowan z niego wysnuc mozna. Boc inaczej je Nowacjan, inaczej Sabeliusz, inaczej Donat wyluszcza; inaczej Ariusz, Eunomiusz, Macedoniusz; inaczej Foltyn, Apolinarys, Pryscylian; inaczej Jowinian, Pelagiusz, Celestiusz; inaczej na koniec Nestoriusz. Wobec takiej ogromnej gmatwaniny bled�w jest rzecza wprost konieczna wytyczyc linie wykladu pism prorockich i apostolskich wedlug prawidla koscielnego i katolickiego czucia. (3) W samym zas znowu Kosciele trzymac sie trzeba silnie tego, w co wszedzie, w co zawsze. w co wszyscy wierzyli. To tylko bowiem jest prawdziwe i wlasciwie katolickie, jak to juz wskazuje samo znaczenie tego wyrazu, odnoszace sie we wszystkim do znamienia powszechnosci. A stanie sie to wtedy dopiero, gdy
podazymy za powszechnoscia, starozytnoscia i jednomyslnoscia. Podazymy zas za powszechnoscia, jezeli za prawdziwa uznamy tylko te wiare, kt�ra caly Kosci�l na ziemi wyznaje; za starozytnoscia, jezeli ani na krok nie odstapimy od tego pojmowania, kt�re wyraznie podzielali swieci przodkowie i ojcowie nasi; za jednomyslnoscia zas wtedy, jezeli w obrebie tej starozytnosci za swoje uznamy okreslenia i poglady wszystkich lub prawie wszystkich kaplan�w i nauczycieli.
III.
(4). Wiec c�z ma uczynic chrzescijanin-katolik, jesli jakas czasteczka Kosciola oderwie sie od wsp�lnosci
powszechnej wiary? Nic innego, jeno przelozy zdrowie calego ciala nad czlonek zakazny i zepsuty. A jak ma
postapic, jesliby jakas nowa zaraza juz nie czastke tylko, lecz caly naraz Kosci�l usilowala zakazic? Wtedy calym sercem przylgnac winien do starozytnosci: tej juz chyba zadna nowosc nie zdola podstepnie podejsc.
C�z zas, jesliby w obrebie dawnosci wylowiono blad dw�ch czy trzech ludzi albo jednego miasta albo nawet
jakiejs dzielnicy? Wtedy przede wszystkim starac sie bedzie nad zuchwalstwo czy nieswiadomosc kilku os�b przelozyc powziete w dawnych czasach postanowienia soboru powszechnego, jesli takie istnieja. A jesliby wyplynela sprawa taka, co do kt�rej nic podobnego sie nie znajdzie? Wtedy bedzie sie staral zebrac poglady przodk�w i radzic sie ich w tej mierze, rozumie sie poglady tych tylko przodk�w, kt�rzy, choc zyli w roznych miejscach i czasach, wytrwali jednak w spolecznosci i wierze jednego Kosciola powszechnego i okazali sie przez to miarodajnymi nauczycielami; a to, co ci wszyscy jak jeden maz - nie ten lub �w tylko - w jednym i tym
samym duchu, otwarcie, czesto, wytrwale przyjmowali, pisali i uczyli - to niech uwaza za niewatpliwy drogowskaz wiary.
IV.
Zeby jednak nasze slowa nabraly wiekszej jasnosci, musimy je szczeg�lowo oswietlic przykladami i nieco
szerzej rozwinac. Przy nadmiernym bowiem dazeniu do tresciwosci m�glby wartki prad wykladu porwac sprzed oczu rzeczy najwazniejsze. (5) Gdy w czasach Donata, od kt�rego wywodza sie donatysci, duza czesc Afryki rzucila sie w wiry jego bledu i niepomna chrzescijanskiej godnosci i wiary nad Chrystusowy Kosci�l przelozyla swietokradzkie zuchwalstwo jednego czlowieka, wtedy ci Afrykanczycy, kt�rzy pogardzili haniebnym
odszczepienstwem i przylaczyli sie do zespolu kosciol�w swiata, ci jedynie ze wszystkich zdolali sie ocalic w
przybytkach wiary katolickiej. Zostawili oni potomnosci zaprawde wyborny przyklad, jak to w przyszlosci inni
maja rozsadnie wiecej sobie wazyc zdrowie og�lu, niz obled jednego lub tylko niewielu ludzi. (6) Podobnie gdy
trucizna arianska zakazila juz nie czastke jakas tylko, lecz prawie caly swiat, gdy w blad wprowadzono to
przemoca, to podstepem wszystkich prawie biskup�w lacinskiego swiata i jakas mgla osiadla na sercach, ze nie
wiedziano za kim w tym zamecie p�jsc, wtedy kazdego prawdziwego milosnika i czciciela Chrystusa, kt�ry
przelozyl stara wiare nad nowe blednowierstwo, calkowicie ominela ta zaraza. Niebezpieczenstwo owych
czas�w wskazuje dowodnie, jakie to kleski sciaga wprowadzenie nowego dogmatu. Wszak wtedy nie tylko
male, lecz i najwieksze rzeczy sie zachwialy. Nie tylko wezly pokrewienstwa, powinowactwa, przyjazni, zwiazki
rodzinne sie rwaly, ale i miasta, ludy, dzielnice, narody, slowem cale panstwo rzymskie zostalo wstrzasniete i z
posad wypchniete. Bo gdy ta bezbozna nowinka arianska, jakby jakas okrutna jedza, spetawszy nasamprz�d
samego cesarza, usidlila nowymi prawami najwyzszych dostojnik�w dworu - nie przestawala juz odtad
wichrzyc i macic wszystkiego: spraw prywatnych i panstwowych, swietych i swieckich, za nic miec prawde i
dobro i jakby z wyzszego miejsca w upatrzone ofiary mierzyc. Wtedy to zniewazano malzonki, lzono wdowy,
hanbiono dziewice, burzono klasztory, rozpedzano kleryk�w, chlostano lewit�w, wleczono na wygnanie
duchownych; zapelnily sie swietymi kaznie, wiezienia i kopalnie. Olbrzymia ich czesc, nie wpuszczana do miast,
tulajac sie bezdomnie wsr�d pustyn, jaskin, skal, wsr�d dzikich zwierzat zmarniala z nagosci, glodu i pragnienia.
A caly ten bezmiar nedzy z jednego zr�dla plynie! Stad, ze sie wprowadza ludzkie zabobony na miejsce
niebieskiego dogmatu, podwaza dobrze uzasadniona starozytnosc zbrodnicza nowoscia, narusza
postanowienia przeszlych pokolen, zrywa z uchwalami ojc�w, niweczy okreslenia przodk�w - ze owa bezbozna i
namietna gonitwa za nowinkami nie chce sie liczyc z nietykalnymi granicami swietej i nieskazonej dawnosci.
V.
(7) Ale moze zmyslamy to wszystko z odrazy do tego, co nowe, a upodobania do tego, co dawne? Kto to
przypuszcza, niechze przynajmniej uwierzy blogoslawionemu Ambrozemu. W drugiej ksiedze dziela,
zwr�conego do cesarza Gracjana, ubolewa on nad tymi smutnymi czasami w tych slowach: "Juz dosyc, Boze
wszechmocny, odpokutowalismy upadkiem naszym i nasza krwia za rzezie wyznawc�w, wygnania kaplan�w, za
ten ogrom niegodziwej bezboznosci. Juz dosyc zajasniala prawda, ze kto wiare narusza, ten bezpieczenstwo
traci." Potem w trzeciej ksiedze tego dziela tak pisze: "Trzymajmy sie wskazan naszych przodk�w i nie
naruszajmy w dzikim zuchwalstwie odziedziczonych pieczeci. Owej zapieczetowanej ksiegi prorockiej nie
osmielili sie otworzyc ani starsi, ani moce, ani aniolowie, ani archaniolowie: jedynie Chrystusowi zastrzezone
jest wylaczne prawo rozwiniecia jej. Kt�z z nas odwazylby sie rozpieczetowac ksiege kaplanska,
przypieczetowana przez wyznawc�w i poswiecona meczenstwem juz tylu? Ci, kt�rych zniewolono do
rozpieczetowania jej, potem potepili ten podstep i zapieczetowali ja z powrotem - a ci, kt�rzy nie wazyli sie jej
tknac, stali sie wyznawcami i meczennikami. Jakbysmy mogli wyprzec sie wiary tych, kt�rych zwyciestwo
wyslawiamy?" Prawda, wyslawiamy tez glosno to zwyciestwo, blogoslawiony Ambrozy, i serdecznie
podziwiamy! Musialby to byc czlowiek bez ducha, kt�ry by nie pragnal - nie mogac juz dor�wnac -
przynajmniej podazac za tymi, kt�rych od obrony wiary przodk�w zadna moc nie odwiodla: ni grozby ni
prosby, ni zycie ni smierc, ni dw�r ni dworzanie, ni cesarz ni jego wladza, ni ludzie ni czart; kt�rych Pan za
wytrwanie przy dawnej wierze uznal za godnych niezwyklego odznaczenia: przez nich dzwigal obalone
koscioly, ozywial ludy wygasle duchowo, kaplan�w z powrotem wienczyl, a niegodziwe, pelne bezboznych
nowinek pisma, a raczej pismidla zatopil w strumieniach goracych lez, zeslanych z nieba na biskup�w; przez
nich wreszcie prawie caly swiat, wstrzasniety nagla herezji nawalnica wywi�dl z nowej niewiary do dawnej
wiary, z szalu nowinek do dawnego zdrowia, z nowego zaslepienia do dawnego swiatla. (8) A na tej wprost
boskiej dzielnosci wyznawc�w to jest najwiecej godne uwagi, ze oni wtedy nie za czastke jakas w obrebie
dawnego Kosciola, lecz za cala powszechnosc tak meznie sie zastawiali. Nie godzilo sie bowiem, by mezowie tej
miary z takim sil napieciem bronili blednych i sprzecznych pomysl�w jednego lub dw�ch ludzi i bojowali o
ciasne pogladziki jakiegos zapadlego kata. Nie! Trzymali sie oni scisle postanowien i okreslen wszystkich
kaplan�w swietego Kosciola, spadkobierc�w apostolskiej i katolickiej prawdy, i woleli siebie samych raczej
poswiecic, niz wiare starozytnej powszechnosci. Dlatego zasluzyli na taka chwale, ze zupelnie slusznie uchodza
nie tylko za wyznawc�w, lecz takze za ksiazat wyznawc�w.
VI.
Wspanialy, wprost boski jest przyklad owych blogoslawionych. Wszyscy prawdziwi katolicy powinni go
ustawicznie przed oczyma miec i rozpamietywac. Ci blogoslawieni, promieniujac na ksztalt siedmioramiennego
swiecznika siedmiorakim swiatlem Ducha Swietego, dali potomnym przejasny wz�r, w jaki to spos�b nalezy na
przyszlosc wsr�d czczego rozgwaru bled�w powaga swietej dawnosci tepic zuchwale, bezbozne nowinki. (9)
Nie ma w tym zreszta nic nowego. Zawsze bowiem w Kosciele ten zwyczaj panowal, ze im kto byl
bogobojnieszy, tym bardziej stanowczo przeciwstawial sie nowym wymyslom. Przyklad�w na to wszedzie
mn�stwo. Dla kr�tkosci podam tylko jeden, i to z dziej�w Stolicy Apostolskiej, aby wszyscy z bezwzgledna
jasnoscia poznali, z jaka sila, z jakim zapalem i z jakim wysilkiem blogoslawieni nastepcy swietych apostol�w
bronili zawsze nietykalnosci raz przyjetej wiary. Dawno juz temu czcigodnej pamieci Agrypin, biskup
kartaginski, pierwszy z ludzi wbrew Pismu swietemu, wbrew zapatrywaniom wszystkich kaplan�w i
postanowieniom przodk�w zalecal powtarzanie chrztu. Ten blad wiele zlego nawarzyl; nie tylko wszystkim
heretykom dal przyklad swietokradztwa, lecz i niekt�rym katolikom sposobnosc do bledu. Wiec gdy wszyscy
krzyk zewszad podniesli przeciw tej nowosci, gdy wszyscy kaplani w miare swej gorliwosci jej sie opierali -
wtedy blogoslawionej pamieci papiez Stefan, zasiadajacy na Stolicy Apostolskiej, przeciwstawil sie temu, co
prawda wraz z wszystkimi wsp�ltowarzyszami, ale na ich czele. Czul, jak sadze, ze winien o tyle wszystkich
przewyzszac poswieceniem sie sprawie wiary, o ile g�rowal nad nimi powaga stanowiska. W liscie, kt�ry wtedy
do Afryki wyslal, rzucil to swiete haslo: "Nic nowego nie wprowadzac; zachowac to, co przekazane!" Wiedzial
ten swiety i madry maz, ze prawdziwa poboznosc uznaje tylko jedno: przelewanie calej prawdy na syn�w z taka
sama wiernoscia, z jaka sie ja przyjelo; - ze nie nam wodzic religie, dokad chcemy, lecz raczej isc za nia, dokad
prowadzi: - ze jest znamieniem chrzescijanskiej skromnosci i rozwagi nie swoje pomysly podawac potomnym,
tylko zachowywac prawdy, przejete od przodk�w. Jakie bylo w�wczas rozwiazanie tej calej sprawy? Takie, jakie
w podobnych wypadkach zawsze nastepuje: zatrzymano dawne poglady, nowosci zarzucono. (10) Ale moze
tak sie stalo dlatego, ze rzecznik�w zabraklo temu nowemu wynalazkowi? Owszem, mial on za soba takie sily
ducha, takie potoki wymowy, taka liczbe obronc�w, takie prawdopodobienstwo, tak liczne orzeczenia Prawa
Bozego, ale w calkiem nowy i bledny spos�b pojete, ze cale to sprzysiezenie nie daloby sie chyba w zaden
spos�b rozbic, gdyby go przyczyna tego olbrzymiego wysilku, owa nowa wiara, kt�ra przyjmowano, broniono,
chwalono, nie byla sama zawiodla i zdradzila. A jakiez byly skutki soboru afrykanskiego i jego orzeczenia? Z
laski bozej - zadne; wszystko jak marzenia, jak puste bajki odrzucono z pogarda. (11) A obr�t sprawy jakiz
dziwny! Tw�rc�w tego pogladu uznano za katolik�w, a zwolennik�w za heretyk�w; mistrz�w uniewinniono, a
uczni�w potepiono; autorowie ksiag beda synami Kr�lestwa, a obronc�w tych pism - gehenna pochlonie! Bo
chyba nie znajdzie sie nikt tak nierozumny, zeby watpil w to, ze blogoslawiony Cyprian, ta chluba wszystkich
biskup�w i meczennik�w, bedzie z towarzyszami swoimi na wieki kr�lowal z Chrystusem; a nie znajdzie sie
r�wniez nikt tak bezbozny, zeby przeczyl, iz donatysci i wszyscy inni gorszyciele, kt�rzy chelpia sie, ze za
powaga owego soboru chrzty powtarzaja, z diablem wiecznie gorzec beda.
VII.
Zdaje mi sie, ze wyrok ten wydal B�g gl�wnie ze wzgledu na chytrosc tych, kt�rzy, kujac pod cudzym imieniem
herezje, czepiaja sie nieco zawilych pism dawnych pisarzy, dzieki mglistej tresci na poz�r zgodnych z ich
pogladami, aby tylko wywolac wrazenie, ze nie pierwsi i nie odosobnieni glosza swoje pomysly. Niegodziwosc
tych ludzi na dwukrotne zasluguje potepienie: raz za to, ze nie boja sie trucizna herezji innych czestowac, po
drugie za to, ze pamiec kt�regos ze swietych mez�w niby przygasly popi�l plugawa reka rozgrzebuja i to, co
mialo byc milczeniem pokryte, wywlekaja i rozglaszaja. Ida oni zupelnie sciezkami swego praojca Chama, kt�ry
nie tylko nie nakryl nagosci czcigodnego Noego, ale jeszcze na posmiewisko innym pokazal. Za te obraze czci
rodzica na taka zasluzyl nielaske, iz i na potomstwo jego przeszla klatwa jego grzechu. Jakze inaczej postapili
jego blogoslawieni bracia! Nie chcieli oni nagosci czcigodnego ojca ani sami spojrzeniem zniewazyc, ani
innych do tego dopuscic: ale odwr�ciwszy oczy, jak napisano, nakryli go. Przez to upadku tego swietego meza
ani nie pochwalili, ani nie rozglosili, i dlatego na potomkach ich spoczelo blogoslawienstwo. Lecz wr�cmy do
naszego przedmiotu. (12) Z wielkim wiec lekiem wystrzegajmy sie grzechu zmiany wiary i naruszenia jej tresci,
od czego nas odstrasza nie tylko surowosc koscielnych zarzadzen, lecz takze powazne upomnienie apostola.
Wiedza to wszyscy, ja powaznie, jak surowo i stanowczo blogoslawiony apostol Pawel uderza na niekt�rych,
co z dziwna lekkomyslnoscia dali sie zbyt rychlo odciagnac od tego, kt�ry ich powolal do laski Chrystusowej,
do innej ewangelii, chociaz nie ma innej; kt�rzy nagromadzili sobie nauczycieli wedlug swoich zachcianek,
kt�rzy sluch odwr�cili od prawdy, a zwr�cili sie do bajek; i tak sciagneli na siebie potepienie, bo pierwsza wiare
zlamali. Zwiedli ich ci, o kt�rych ten sam Apostol pisze do rzymskich braci: "Prosze was zas, bracia, byscie
baczyli na tych, kt�rzy powoduja spory i zgorszenia przeciw nauce, kt�ra poznaliscie; stroncie od nich; tacy
bowiem nie sluza Chrystusowi Panu, lecz swemu brzuchowi, a slodkimi sl�wkami i przymilaniem sie uwodza
serca niewinnych. Wciskaja sie oni do dom�w i usidlaja kobietki, obciazone grzechami, unoszone r�znymi
namietnosciami; ucza sie ciagle, a do poznania prawdy nigdy nie dochodza. To pusci gadatliwcy i uwodziciele,
kt�rzy cale domy wywracaja, uczac niegodziwych rzeczy dla szpetnego zysku. To ludzie duchowo skazeni, od
wiary odpadli; pyszni, a nic nie rozumiejacy, chorujacy na dociekania i walki na slowa; pozbawieni prawdy
sadza oni, ze poboznosc jest zr�dlem zysk�w. Przy tym tez sa bezczynni, ucza sie wl�czyc po domach. Ale nie
tylko bezczynni, lecz gadatliwi i ciekawi, m�wiacy rzeczy nieprzystojne; postradali oni dobre sumienie i w
wierze sie potkneli; ich bezecna, czcza gadanina przyczynia sie wielce do bezboznosci, a mowa ich jak rak sie
szerzy." Dobrze r�wniez o nich napisano: "Ale powodzenia miec nie beda; nierozum ich wszystkim sie ukaze,
jak i z tamtymi bylo."
VIII.
Pewnego razu ludzie tacy, kupczac bledami po prowincjach i miastach, dostali sie takze do Galat�w. Pod ich
wplywem Galatowie, obrzydziwszy sobie prawde, zaczeli wymiotowac (revomentes) manne apostolskiej i
katolickiej nauki, a rozlubowali sie w plugawych nowinkach heretyk�w. Wtedy to tak sie swiety Pawel uni�sl w
poczuciu swojej wladzy apostolskiej, ze z najwieksza surowoscia oswiadczyl: "Nawet chociazby my lub aniol z
nieba glosil wam inna Ewangelie, niz kt�ra oglosilismy wam, niech bedzie wyklety." Dlaczego m�wi "chociazby
my", a nie raczej: "chociazbym ja"? Bo chce powiedziec: Chociazby Piotr, chociazby Andrzej, chociazby Jan,
chociazby w koncu caly apostol�w ch�r glosil wam inna Ewangelie, niz kt�ra oglosilismy wam, niech bedzie
wyklety. Co za straszna surowosc! By zagrzac do wytrwania w pierwszej wierze, nie oszczedza ni siebie, ni
innych wsp�lapostol�w! Nie dosyc tego! "Chociazby, rzecze, aniol z nieba glosil wam inna Ewangelie, niz kt�ra
oglosilismy wam, niech bedzie wyklety." Nie zadowolil sie dla ochrony raz przekazanej wiary wymienieniem
istnosci ludzkiej, musial on i dostojnych aniol�w wlaczyc. "Chociazby, rzecze, aniol z nieba..." Nie dlatego,
jakoby swieci i niebiescy aniolowie grzeszyc mogli. Chce on powiedziec: Chocby sie stalo to, co sie stac nie
moze, chocby nie wiem kto odwazyl sie zmieniac raz przekazana wiare, niech bedzie wyklety. (13) A moze te
slowa niebacznie wyrzekl, moze je wyrzucil raczej w ludzkiej popedliwosci, niz w Bozym natchnieniu? Nie! W
dalszym ciagu te sama mysl wyraza z ogromnym naciskiem, znamionujacym powt�rzone zwroty: "Jakesmy
przedtem powiedzieli, tak i teraz powt�rnie m�wie: jesliby wam ktos inna Ewangelie glosil, niz kt�ra przyjeliscie,
niech bedzie wyklety". Nie powiedzial: jesliby wam ktos zwiastowal co innego, niz coscie przyjeli, niech bedzie
blogoslawiony, chwalony i przyjety, lecz wyraznie: wyklety, to jest: odosobniony, wylaczony, wykluczony, by
jedna owca swym zgubnym wplywem nie zarazila niewinnej owczarni Chrystusa.
IX.
A moze tylko Galatom dano te nakazy? To, w takim razie takze do nich tylko odnosilyby sie nakazy, o kt�rych
wzmianka w dalszym ciagu listu; na przyklad ten: "Jesli zyjemy w duchu, postepujmy tez w duchu. Nie badzmy
pr�znej chwaly, chciwi, nie draznijmy sie wzajem i nie zazdroscmy sobie wzajem" i tym podobne. A poniewaz to
niedorzecznosc, bo te nakazy zwracaja sie jednako do wszystkich, wiec z tego wniosek, ze jak te przykazania
moralne, tak tez i owe przepisy, tyczace sie wiary, wszystkich jednako obowiazuja. Wiec jak nie wolno wzajem
sie draznic i wzajem zazdroscic, tak tez nie wolno nikomu przyjmowac nic poza tym, co zawsze glosi katolicki
Kosci�l. (14) A moze tylko wtedy nakazywano wyklinac glosicieli innych nauk, niz kt�re ogloszono, a teraz juz
nie? W takim razie i to, co r�wniez tam swiety Pawel powiada: "M�wie zas: postepujcie w duchu;
pozadliwosciom ciala nie dogadzajcie - mialo tylko wtedy moc nakazu, a dzisiaj juz nie. Ale poglad taki jest i
bezbozny, i zgubny; zatem wynika z tego koniecznie, ze jak przez wszystkie wieki przestrzegac nalezy tego
nakazu moralnego, tak i tamten wyrok o nieodmiennosci wiary rowniez obowiazuje po wszystkie czasy. Nie
godzilo sie wiec nigdy chrzescijaninowi-katolikowi glosic czegos poza przyjeta nauka, nie godzi sie czynic tego
i dzis, a tak samo i w przyszlosci; a potepiac tych, kt�rzy glosza inna nauke, niz raz otrzymana, nalezalo zawsze,
nalezy i dzis, i w przyszlosci.. Czy jest wobec tego ktos tak zuchwaly, by glosil co innego, niz co Kosci�l glosi,
ktos tak lekkomyslny, by przyjmowal inna nauke, niz otrzymana z rak Kosciola? Wola, powtarza wolanie, wola
do wszystkich, zawsze i wszedzie w swych listach to narzedzie wybrane, ten nauczyciel narod�w, ten glos
apostol�w, ten kaznodzieja swiata, ten powiernik Nieba, by kazdego glosiciela nowego dogmatu wykleto. A
przeciwnie zaby, jakies baki, jednodniowe muchy - to jest pelagianie - tak sie do katolik�w odzywaja: Za nasza
powaga, za naszym przewodem, za naszym wykladem potepcie to, czegoscie sie dotad trzymali, chwyccie sie
tego, coscie potepiali, porzuccie dawna wiare, postanowienia ojc�w, prawde przez przodk�w powierzona, a
przyjmijcie... c�z takiego? Strach wypowiedziec, bo taka z tych rzeczy bije pycha, ze ich nie tylko przyjmowac,
ale nawet zbijac nie mozna bez skalania sie.
X.
(15) Ale powie ktos: Dlaczego to czesto dopuszcza B�g, ze niekt�re wybitne, w Kosciele dzialajace osobistosci
glosza katolikom nowe rzeczy? Sluszne to jest pytanie, godne starannego i obszernego roztrzasniecia.
Odpowiedz nalezy jednak oprzec nie na wlasnym dowcipie, lecz na powadze Prawa Bozego i wskaz�wkach
nauczycielskiego urzedu Kosciola. Posluchajmy swietego Mojzesza. Niech nas pouczy, dlaczego uczeni
mezowie, kt�rych dla daru wiedzy prorokami nawet Apostol nazywa, z dopustu Bozego szerza nowe dogmaty,
kt�re Stary Zakon zwykl nazywac alegorycznie "bogami cudzymi", dlatego, bo heretycy podobnie swoje
mniemania czcza, jak poganie swoje b�stwa. Pisze wiec blogoslawiony Mojzesz w Deuteronomium: "Jesli
wystapi wsr�d ciebie prorok albo taki, kt�ryby m�wil, ze mial sen proroczy...", to znaczy dzialajacy w Kosciele
nauczyciel, kt�ry wedlug przeswiadczenia jego uczni�w i sluchaczy nauke swa czerpie z jakiegos objawienia; a
dalej: "...i zapowiedzialby znak i cud, a staloby sie tak, jak powiedzial.." Chodzi to naprawde nie o byle jakiego
nauczyciela, owszem o tak swiatlego, ze wyda sie zwolennikom swoim nie tylko znawca rzeczy ludzkich, lecz i
jasnowidzem nadludzkich, jakimi tez wedlug chwalby uczni�w byli Walentyn, Donat, Fotyn, Apolinaris i tym
podobni. A dalej? "I rzeklby ci: P�jdzmy, przystanmy do bog�w obcych, kt�rych nie znasz, i sluzmy im..."
Czymze sa "obcy bogowie", jesli nie cudzymi bledami, kt�rych nie znales, bledami nowymi i nieslyszanymi?; a
"sluzmy im" znaczy: wierzmy im i przystanmy do nich. A zakonczenie jakie? "Nie usluchasz sl�w owego
proroka albo marzyciela." A dlaczego, pytam, B�g nie zabrania glosic tego, w co zabrania wierzyc? "Bo - rzecze
-doswiadcza was Pan B�g wasz, aby jawne bylo, czy Go milujecie czy nie, ze wszystkiego serca i ze wszystkiej
duszy waszej." Przejasno wyluszczono tu, z jakiej przyczyny niekiedy Opatrznosc Boza niekt�rym koscielnym
nauczycielom dozwala glosic nowe dogmaty: aby was, rzecze, doswiadczyl B�g, Pan wasz. I rzeczywiscie
wielka to pokusa, gdy ten, kt�rego uwazasz za proroka, za ucznia prorok�w, za nauczyciela i rzecznika prawdy,
kt�rego najwyzszym otaczasz uwielbieniem i miloscia gdy ten nagle wprowadza ukradkiem szkodliwe bledy, a
ty ich ani rychlo wylowic nie umiesz, bo tkwia w tobie przesady czerpanej dotad nauki, ani tez z lekkim sercem
potepic, bo nie dopuszcza przywiazanie do dawnego mistrza.
XI.
(16) Tu moze bedzie sie ktos domagal, zebym to, co stwierdzaja slowa Mojzesza, unaocznil na przykladach z
dziej�w Kosciola. Sluszne to zadanie; niepodobna go na p�zniej odsunac. Wiec zeby od najblizszych i
znanych rzeczy zaczac - malaz to byla niedawno pokusa, kiedy ten nieszczesny Nestoriusz, przedzierzgnawszy
sie z owcy w wilka, poczal szarpac owczarnie Chrystusa, a ci, kt�rych kasal, mieli go jeszcze przewaznie za owce
i tym bardziej na kly jego byli narazeni? Bo kt�zby m�gl przypuscic, ze latwo zbladzi maz, tak chlubnie
wyrokiem wladzy obrany, przez duchowienstwo z taka tesknota oczekiwany, cieszacy sie taka miloscia
swietych i wzietoscia u ludu; on, kt�ry codziennie wyluszczal ludowi slowa Boze i zbijal wszystkie szkodliwe
bledy zyd�w i pogan? Jak m�gl nie wpoic w kazdego tego przeswiadczenia, ze prawdy uczy, prawde glosi,
prawda zyje on, co przesladowal bluznierstwa wszystkich herezji... niestety, aby wrota dla swojej otworzyc?
Ot�z mamy tu to, co Mojzesz m�wi: "Doswiadcza was Pan B�g wasz, czy go milujecie, czy nie." Ale dajmy
pok�j Nestoriuszowi; tego podziwiano wiecej, niz zasluzyl, slawiono ponad istotne znaczenie; tego w oczach
tlumu wyolbrzymila raczej ludzka laska, niz boska. Zajmijmy sie raczej tymi, kt�rzy wyposazeni w liczne zalety i
wielka dzielnosc, nabawili katolik�w niemalej pokusy. Tak mial Fotyn za naszych przodk�w kusic kosci�l w
Sirmium, w Panonii: wsr�d ogromnej przychylnosci wszystkich wyniesiony tam na biskupstwo, przez jakis czas
piastowal je w duchu katolickim, az tu, jak �w zly prorok lub marzyciel, o kt�rym m�wi Mojzesz, poczal
powierzony sobie lud Bozy namawiac, zeby poszedl za cudzymi bogami, to jest przyjal obce, nieznane mu
dotad bledy... Ale takie rzeczy bywaja. Niebezpieczenstwo tkwilo w tym, ze do tego niegodziwego celu sluzyly
mu nieprzecietne sily. Byl to duch wybitny, w wiedze zasobny, mocarz slowa; swietnie, powaznie rozprawial i
pisal w obu jezykach; dowodza tego jego dziela, napisane czescia po grecku, czescia po lacinie. Na szczescie
powierzone mu owieczki Chrystusowe, bardzo okolo wiary katolickiej czujne i ostrozne, przypomnialy sobie
zawczasu przestrogi Mojzesza i mimo podziwu dla wymowy swego proroka i pasterza poznaly sie na pokusie.
Przedtem szly za nim, jak owczarnia za barankiem, teraz zaczely przed nim umykac, ja przed wilkiem. Nie tylko
zreszta na przykladzie Fotyna, lecz i na Apolinarysie mozna poznac niebezpieczenstwo tej pokusy koscielnej i
wziac zachete do troskliwszej ochrony wiary. Wtracil on swoich sluchaczy w wielki zamet i trudnosci: tu
ciagnela ich powaga Kosciola, tam przywiazanie do mistrza, i wahajac sie tak miedzy jednym a drugim, nie
umieli wyzwolic sie z bezradnosci. A czy byl to czlowiek wart lekcewazenia? Przeciwnie, bardzo wybitny,
podbijajacy sobie niezmiernie szybko serca wszystkich! Kt�z go przescignal bystroscia, biegloscia i wiedza? Ile
herezji stlumil w licznych ksiegach, ile wrogich wierze bled�w zbil, wskazuje to jego slawne i iscie wielkie, nie
mniej, niz trzydziesci ksiag liczace dzielo, w kt�rym unicestwil niedorzeczne oszczerstwa Porfiriusza
miazdzacymi dowodami. Za duzo czasu zabraloby wyliczenie wszystkich jego dziel: bylby on m�gl przez nie
dor�wnac zaprawde najwiekszym budowniczym Kosciola; niestety lubowanie sie w heretyckim weszeniu
naprowadzilo go na jakies pomysly, kt�rymi wszystkie swoje prace jak tradem oszpecil - i dlatego nauka jego
nie nazywa sie budowaniem Kosciola, lecz pokusa.
XII.
Tu zazada ktos ode mnie, bym wylozyl bledne nauki dopiero co wspomnianych mez�w: Nestoriusza,
Apolinarysa i Fotyna. To nie nalezy co prawda do rzeczy, o kt�ra teraz chodzi. Nie postanowilismy przeciez
omawiac poszczeg�lnych postaci bledu, lecz tylko kilku jego przedstawicieli wskazac, by na ich przykladzie
jasno i przejrzyscie unaocznic to, co m�wi Mojzesz: ze jesli jakis nauczyciel Kosciola - chocby to byl prorok,
wykladajacy tajemnice prorok�w - usiluje cos nowego wprowadzic do Kosciola, to dopuszcza te rzecz
Opatrznosc Boza, aby nas doswiadczyc. (17) Ale przyda sie - przynajmniej mimochodem - wylozyc w kr�tkosci
poglady wspomnianych heretyk�w, Fotyna, Apolinarysa i Nestoriusza. Odszczepienstwo Fotyna takie jest:
B�g, twierdzi on, jeden w istocie i osobie; nalezy go pojmowac po zydowsku. Nie przyjmuje pelni Tr�jcy;
twierdzi, ze nie ma ani osoby Slowa Bozego ani osoby Ducha Swietego. Chrystusa uwaza za zwyczajnego tylko
czlowieka, bioracego poczatek z Maryi. To jedynie stanowczo dogmatyzuje, ze powinnismy czcic tylko osobe
Boga-Ojca i tylko Chrystusa, ale jako czlowieka. Tyle Fotyn. Apolinarys chlubi sie, ze w pogladzie na jednosc
Tr�jcy zgadza sie z Kosciolem, ale i tu wiara jego jest niezupelnie zdrowa; w sprawie zas Wcielenia Panskiego
jawnie bluzni. M�wi, ze w ciele Zbawiciela naszego albo w og�le nie bylo duszy ludzkiej albo, jesli byla, to
pozbawiona swiadomosci i rozumu. Zreszta wedlug niego nawet i cialo Panskie nie zostalo wziete z ciala
Swietej Dziewicy Maryi. Lecz zstapilo w Nia z nieba. Chwiejny zawsze i niepewny glosil raz, ze jest ono
wsp�lwieczne ze Slowem Bozym, to znowu, ze zostalo stworzone z b�stwa Slowa. Nie chcial bowiem uznac w
Chrystusie dw�ch istnosci, jednej boskiej, a drugiej ludzkiej, jednej z Ojca, a drugiej z matki, lecz uwazal istnosc
Slowa za rozszczepiona w sobie tak, ze jedna jej czesc zostaje w Bogu, a druga zamienila sie w cialo. Wiec gdy
prawda glosi, ze jeden Chrystus sklada sie z dw�ch istnosci, to on na przek�r prawdzie twierdzi, ze z jednego
b�stwa Chrystusa powstaly dwie istnosci. Tyle Apolinarys. Nestoriusz zas popada w blad biegunowo
przeciwny poprzedniemu. Rozr�zniajac niby dwie istnosci w Chrystusie, wprowadza niespodzianie dwie osoby
i chce miec - nieslychana rzecz - dw�ch syn�w Bozych, jednego Boga, a drugiego czlowieka, jednego
zrodzonego z Ojca, drugiego z matki. I dlatego nie nalezy wedlug niego nazywac Swietej Maryi Bogarodzica,
lecz Chrystarodzica; z Niej bowiem nie �w Chrystus-B�g, lecz Chrystus-czlowiek sie narodzil. Jesli zas ktos
odni�sl wrazenie, ze on w pismach swoich glosi jednego Chrystusa, ze slawi jedna osobe Chrystusa, to
ostrzegam takiego przed latwowiernoscia. Nestoriusz bowiem albo umyslnie, chytrze to wrazenie wywoluje,
aby przez rzeczy dobre naklonic do zlego, jak to Apostol m�wi: "Przez dobro przyprawil mnie o smierc"; innymi
slowy: albo celem omamienia czytelnik�w w niekt�rych miejscach swoich pism podkresla swoja wiare w
jednego Chrystusa, w jedna osobe Chrystusa, albo tak rzecz rozumie, ze juz po dziewiczym porodzeniu
zespolily sie w jednego Chrystusa dwie istnosci; ze zatem w chwili poczecia czy dziewiczego porodzenia i przez
jakis czas potem dw�ch bylo Chrystus�w. Wedlug tego Chrystusa narodzil sie najpierw pospolitym,
zwyczajnym czlowiekiem i nie byl jeszcze jednoscia osoby zespolony ze Slowem Bozym; potem osoba Slowa
zstapila nan i przybrala go sobie. Wiec chociaz teraz przez Slowo przybrany, zyje w chwale Bozej, to jednak
przez jakis czas nie bylo zadnej r�znicy miedzy nim a innymi ludzmi.
XIII.
(18) Tak to przeciwko wierze katolickiej Nestoriusz, Apolinarys i Fotyn - te wsciekle psy - szczekaja. Fotyn nie
uznaje Tr�jcy, Apolinarys uwaza nature Slowa za przemienna, nie uznaje dw�ch istnosci w Chrystusie, przeczy
albo w og�le istnieniu duszy w Chrystusie albo w najlepszym razie odmawia jej swiadomosci i rozumu, twierdzi,
ze miejsce swiadomosci zajelo Slowo Boze. Nestoriusz glosi, ze zawsze - czy ze przez jakis czas - dw�ch bylo
Chrystus�w. Natomiast Kosci�l katolicki posiada prawdziwa wiedze i o Bogu, i o Zbawicielu naszym; wiec ani
o tajemnicy Tr�jcy, ani o Wcieleniu Chrystusa bluznierstw nie wyglasza. Uwielbia bowiem jedno b�stwo w
pelni Tr�jcy i r�wnosc Tr�jcy w jednym i tym samym majestacie, wyznaje jednego Jezusa Chrystusa - nie
dw�ch - jako Boga i czlowieka zarazem. Wierzy, ze w Nim jedna tylko jest osoba, ale dwie istnosci; dwie
istnosci, ale jedna osoba: dwie istnosci, bo Slowo Boze nie jest zmienne, by sie moglo na cialo przemienic;
jedna osoba, bo przyjmujac dw�ch syn�w, czcilby Kosci�l nie Tr�jce, lecz cztery b�stwa. (19) Przyda sie ten
przedmiot jeszcze szczeg�lowiej i dokladniej rozwinac. W Bogu jedna jest istnosc, ale trzy osoby, w Chrystusie
dwie istnosci, ale jedna osoba. W Tr�jcy jest: inny ten, a inny ten, ale nie: inna ta, a inna ta; w Zbawicielu zas
jest: inna ta, a inna ta, ale nie: inny ten, a inny ten. Dlaczego m�wie: "w Tr�jcy jest: inny ten a inny ten, ale nie:
inna ta a inna ta"? Bo inny jest co do osoby Ojciec, inny Syn, inny Duch Swiety, a jednak i Ojciec, i Syn, i
Duch Swiety maja nie r�zna, lecz te sama nature. Dlaczego znowu m�wie: "w Zbawicielu zas jest: inna ta, a inna
ta, ale nie: inny ten, a inny ten"? Bo inna jest istnosc b�stwa a inna istnosc czlowieczenstwa, a mimo to
b�stwo i czlowieczenstwo to nie dwaj, lecz jeden i ten sam Chrystus, jeden i ten sam Syn Bozy, jedna i ta sama
osoba Chrystusa, Syna Bozego. Podobnie w czlowieku co innego cialo, a co innego dusza, lecz dusza i cialo
tworza jednego i tego samego czlowieka. W Piotrze czy Pawle co innego dusza, a co innego cialo; a przeciez
cialo i dusza to nie dwa Piotry; nie ma tez i dw�ch Pawl�w; jeden dusza, a drugi cialo, lecz istnieje tylko jeden i
ten sam Piotr, jeden i ten sam Pawel, kazdy z nich zlozony z dw�ch roznych istnosci: z duszy i ciala. Tak samo
wiec w jednym i tym samym Chrystusie sa dwie istnosci, ale jedna boska, druga ludzka; jedna z Ojca, druga z
Matki- Dziewicy; jedna wsp�lwieczna i r�wna Ojcu, druga z czasu i mniejsza od Ojca; jedna wsp�listotna z
Ojcem, druga r�wna co do istoty matce; - a jednak w tych obu istnosciach jest jeden i ten sam Chrystus. Nie
ma wiec dw�ch Chrystus�w: jeden Chrystus-B�g, a drugi - czlowiek; jeden niestworzony, a drugi stworzony;
jeden niecierpietliwy, a drugi cierpietliwy; jeden r�wny Ojcu, a drugi mniejszy od Ojca; jeden z Ojca, a drugi z
matki; - lecz jeden i ten sam Chrystus jest zarazem Bogiem i czlowiekiem, ten sam jest niestworzony i
stworzony, ten sam niezmienny i niecierpietliwy, a zarazem zmienny i cierpietliwy, ten sam i r�wny Ojcu, i
mniejszy od Ojca, ten sam przed wiekami z Ojca zrodzony, ten sam w czasie narodzony z matki: doskonaly B�g,
doskonaly czlowiek. W Bogu zupelnosc b�stwa, w czlowieku pelnia czlowieczenstwa. Pelnia, powtarzam
czlowieczenstwa, bo posiada ono i dusze i cialo zarazem; cialo prawdziwe, nasze, z matki wziete, dusze zas
wyposazona w intelekt, obdarzona swiadomoscia i rozumem. Jest wiec w Chrystusie Slowo, dusza i cialo, ale
wszystko to razem stanowi jednego Chrystusa, jednego Syna Bozego, jednego Zbawiciela i Odkupiciela
naszego. Jednego zas nie wskutek jakiegos nietrwalego zmieszania sie pierwiastka boskiego i ludzkiego, lecz
wskutek jakiejs nierozerwalnej i wyjatkowej jednosci osoby. To bowiem polaczenie nie obr�cilo, nie przemienilo
jednego pierwiastka w drugi - jest to blad arian - lecz raczej tak oba w jedno zespolilo, ze jednoczesnie z
trwaniem w Chrystusie jednej i tej samej osoby trwa zarazem na wieki i wlasciwosc kazdej istnosci z osobna, ze
B�g nigdy nie zaczyna byc cialem, ani cialo nie przestaje byc soba. Mozna to sobie unaocznic na przykladzie
ludzkiej natury. Wszak nie tylko w terazniejszosci, lecz i w przyszlosci kazdy czlowiek skladac sie bedzie z
duszy i ciala, i nigdy nie zamieni sie cialo na dusze, ani dusza na cialo; kazdy czlowiek bez konca zyc bedzie; w
kazdym koniecznie trwac bedzie bez konca r�znica tych istnosci. Tak i w Chrystusie r�wniez obu istnosciom
przyznac trzeba wieczyste trwanie ich wlasciwosci bez uszczerbku dla jednosci osoby.
XIV.
(20) Wobec tego, ze czesto poslugujemy sie slowem "osoba" i glosimy, ze B�g przez osobe (per personam)
uczlowieczyl sie, - powaznie obawiamy sie wrazenia, jako bysmy twierdzili, ze B�g-Slowo tylko przez
nasladowanie ludzkiego dzialania wzial nasza nature na siebie i wszystkie czynnosci ludzkie wykonywal nie
jako prawdziwy, lecz pozorny czlowiek. Tak dzieje sie w teatrze, gdzie jeden czlowiek gra kilka os�b po kolei, nie
bedac zadna z nich. Przeciez zawsze przy nasladowaniu cudzego dzialania tak sie wykonuje czyny i prace
innych, ze grajacy nie utozsamia sie z tym, kt�rego przedstawia. Gdy aktor tragiczny - ze siegne po przyklad do
gier swieckich - gra kaplana lub kr�la, nie jest sam ani kaplanem ani kr�lem. Bo po przedstawieniu zrzuca z
siebie osobe, w kt�ra sie przyodzial. Nie mamy nic wsp�lnego z tymi niegodziwymi, zbrodniczymi drwinami!
Zostawmy te brednie Manichejczykom, tym majaczycielom, gloszacym, ze Syn Bozy-B�g nie przyjal osoby
czlowieka istotnie, lecz udawal ja tylko gra pozornych dzialan zyciowych. Natomiast wedlug wiary katolickiej
Slowo Boze w taki spos�b stalo sie czlowiekiem, ze wzielo na siebie nasze wlasciwosci nie zludnie i pozornie,
lecz prawdziwie i rzeczywiscie; wiec nie nasladowalo czlowieczenstwa jako czegos obcego, lecz raczej nosilo je
jako swoje, i bylo istotnie tym, kim sie w dzialaniu przedstawialo. Podobnie przeciez i my przez to, ze m�wimy,
myslimy, zyjemy i istniejemy, nie nasladujemy ludzi, lecz nimi jestesmy. I tak Piotr i Jan - wezmy ich jako
przyklad - nie przez nasladowanie byli ludzmi, lecz w rzeczywistosci; Pawel nie udawal apostola, nie gral Pawla,
lecz byl apostolem i istnial jako Pawel. Tak tez i B�g-Slowo, przyodziawszy sie w cialo, nauczajac, dzialajac i
cierpiac w ciele - bez najmniejszego jednak skazenia swojej boskiej natury - wszystko to czynic raczyl nie na to,
aby doskonalego czlowieka nasladowac i grac, lecz go urzeczywistnic, nie na to, by wydawac sie i uchodzic za
prawdziwego czlowieka, lecz nim byc istotnie. Jak dusza z cialem spleciona, a jednak w cialo nie zamieniona, nie
nasladuje czlowieka, lecz stanowi czlowieka, i to czlowieka nie z pozoru, lecz z rzeczywistej istnosci, tak i
Slowo-B�g, jednoczac sie, bez zadnej zmiany swej istnosci, z czlowieczenstwem, ale nie zlewajac sie z nim, stalo
sie czlowiekiem nie przez nasladowanie, lecz rzeczywiste istnienie. Odrzucmy wiec calkowicie to znaczenie
slowa "osoba", kt�re odnosi sie do nasladowczej gry, gdzie zawsze co innego jest, a co innego sie nasladuje,
gdzie ten, co gra, nigdy nie jest tym, kt�rego przedstawia. Nie wolno wierzyc, ze B�g-Slowo tym zludnym
sposobem przybral osobe ludzka, lecz raczej tak, ze przyjawszy na sie, przy niezmiennym trwaniu wlasnej
istnosci, nature doskonalego w sobie czlowieka, sam stal sie cialem, czlowiekiem, osoba ludzka - nie pozorna,
lecz prawdziwa, nie udana, lecz rzeczywista, nie taka, kt�ra wraz ze swa czynnoscia ustaje, lecz taka, kt�ra
zawsze w swej istnosci trwa.
XV.
Ta tedy jednosc osoby w Chrystusie zawiazala sie i dokonala nie dopiero po dziewiczym narodzeniu, lecz juz w
lonie Dziewicy. (21) Powinnismy bardzo przestrzegac tego, bysmy wyznawali nie tylko jednego, lecz zawsze
jednego Chrystusa. Nieznosne to bowiem bluznierstwo przyznawac wprawdzie, ze teraz jest On jednym, a
zarazem upierac sie, ze byl kiedyz nie jednym lecz dwoma, mianowicie jednym po chrzcie, dwoma zas w czasie
narodzenia. Tego strasznego bluznierstwa unikniemy jedynie pod warunkiem, jesli wyznamy, ze czlowiek
zjednoczony zostal z Bogiem jednoscia osoby, nie od wniebowstapienia dopiero czy zmartwychwstania, czy
chrztu, lecz juz w Matce, juz w lonie matczynym, co wiecej juz w samym dziewiczym poczeciu. Dzieki tej
jednosci osoby przypisuje sie lacznie, bez rozr�zniania boskie wlasciciwosci czlowiekowi, a wlasciwosci ludzkie
Bogu. Stad pochodza owe zwroty Pisma swietego: "Syn Czlowieczy zstapil z Nieba", "Pan chwaly zostal
ukrzyzowany" na ziemi. Stad tez pochodzi, ze chociaz cialo tylko Pana uczynione zostalo, chociaz cialo tylko
Pana stworzone zostalo, mimo to powiedziane jest, ze Slowo Boze uczynione zostalo, ze Madrosc Boza sama
napelniona, a Wszechwiedza stworzona zostala, jak to tez i w przepowiedni mowa jest o przebiciu Jego rak i
n�g. Nastepstwem tej jednosci osoby jest podobna tajemnica, dzieki kt�rej jest czyms arcykatolickim wierzyc,
ze gdy cialo Slowa narodzilo sie z przeczystej Dziewicy, tedy i sam B�g-Slowo z Dziewicy sie narodzil, a
bezboznoscia przeczyc temu. Wobec tego nie wolno nikomu odmawiac swietej Maryi przywilej�w laski Bozej i
wyjatkowej chwaly. Dzieki szczeg�lnemu darowi Pana i Boga naszego, a Jej Syna, najprawdziwiej zasluguje ona
na to blogoslawione wyznanie, ze jest theotokos; lecz nie w tym znaczeniu, jakie dopuszcza pewna bezbozna
herezja, twierdzaca, ze nalezy ja nazywac Bogarodzica tylko przenosnie jako matke czlowieka, kt�ry potem stal
sie Bogiem. Tak nazywamy jakas kobiete matka ksiedza czy biskupa nie dlatego, ze zrodzila go juz jako ksiedza
czy biskupa, lecz ze na swiat wydala czlowieka, kt�ry potem zostal ksiedzem czy biskupem. Nie w tym
znaczeniu zasluguje swieta Maryja na nazwe: theotokos; lecz dlatego, ze, jak sie wyzej rzeklo, w Jej swietym
lonie ta przenajswietsza dokonala sie tajemnica, iz wskutek jakiejs szczeg�lnej i wyjatkowej jednosci osoby, jak
Slowo w ciele jest cialem, tak czlowiek w Bogu-Bogiem.
XVI.
(22) A teraz powt�rzmy to, cosmy kr�tko powiedzieli o wyzej wspomnianych herezjach i o wierze katolickiej, dla
utrwalenia w pamieci, jeszcze kr�cej i zwiezlej; przez to zostana te rzeczy lepiej zrozumiane i silniej w mysli
utkwia. Wiec klatwa na Fotyna, kt�ry nie przyjmuje pelnosci Tr�jcy i Chrystusa uwaza za zwyczajnego
czlowieka tylko. Klatwa na Apolinarysa, kt�ry przyjmuje spowodowane przemiana skazenie boskosci i znosi
swoistosc doskonalego czlowieczenstwa. Klatwa na Nestoriusza, kt�ry przeczy narodzeniu sie Boga z
Dziewicy, przyjmuje dw�ch Chrystus�w, i zarzuciwszy wiare w Tr�jce, wprowadza na cztery b�stwa. Natomiast
blogoslawiony jest Kosci�l katolicki, kt�ry uwielbia jednego Boga w pelni Tr�jcy i r�wnosc Tr�jcy w jednej
boskosci tak, ze ani pojedynczosc natury nie zaciera swoistosci os�b, ani rozr�znienie Tr�jcy nie rozrywa
jednosci b�stwa. Blogoslawiony jest Kosci�l, kt�ry wierzy, ze w Chrystusie sa dwie prawdziwe i doskonale
natury, ale jedna osoba, tak, iz ani rozr�znienie natur nie znosi jednosci osoby ani jednosc osoby nie zaciera
r�znicy natur. Blogoslawiony jest Kosci�l, kt�ry by m�c wyznac, ze jeden zawsze Chrystus i jest, i byl, glosi
zespolenie sie czlowieka z Bogiem nie po narodzeniu, lecz juz w samym lonie Matki. Blogoslawiony jest
Kosci�l, kt�ry rozumie, ze B�g stal sie czlowiekiem nie przez zmiane swojej natury lecz przez sp�jnie osoby, i to
osoby nie pozornej i przemijajacej, lecz istotnej i trwalej. Blogoslawiony jest Kosci�l, kt�ry te jednosc osoby za
tak silna uwaza, iz ze wzgledu na nia na podstawie dziwnej i niewyslowionej tajemnicy, przypisuje znamiona
boskie czlowieku, a ludzkie Bogu. Wiec ze wzgledu na nia nie przeczy, ze czlowiek, jak B�g, z Nieba zstapil, ze
wzgledu na nia wierzy, ze B�g sposobem czlowieczym urodzil sie na ziemi, ze cierpial i ukrzyzowany zostal; ze
wzgledu na nia wreszcie wyznaje czlowieka Synem Bozym, a Boga synem Dziewicy. Jest to blogoslawione i
czcigodne, chwalebne i przenajswietsze wyznanie, zupelnie godne por�wnania z owym niebianskim pieniem
aniol�w, kt�re jednego Pana i Boga jako trzykroc swietego wyslawia. Bo przeciez przede wszystkim dlatego
Kosci�l glosi jednosc Chrystusa, by nie wyjsc poza tajemnice Tr�jcy. Co tutaj mimochodem rzeklem, gdzie
indziej, jesli B�g pozwoli, szerzej om�wie i wyluszcze. Teraz wr�cmy do gl�wnego watku.
XVII.
(23) Powiedzielismy wyzej, ze w Kosciele Bozym pokusa dla ludu jest blad nauczyciela, pokusa tym wieksza, im
uczenszy jest tw�rca tego bledu. Poparlismy to najpierw powaga pisma, nastepnie przykladami z dziej�w
koscielnych, przywodzac na pamiec tych mez�w, kt�rzy przez pewien czas zyli zdrowa wiara, a jednak w koncu
albo do cudzej sekty przystali, albo sami zapoczatkowali wlasne odszczepienstwo. Jest to naprawde rzecz
wazna, wielce pouczajaca i godna rozwazenia; powinnismy ja czesto jaskrawymi przykladami oswietlac i w
dusze wrazac, by wszyscy prawdziwi katolicy wiedzieli, ze maja z Kosciolem nauczycieli przyjmowac, bron Boze
z nauczycielami wiare Kosciola porzucac. Wskazac m�glbym wielu, kt�rzy w ten spos�b kusili; zaden z nich
jednak, jestem przekonany, r�wnac sie nie moze pod tym wzgledem Orygenesowi. Mial ten maz tyle swietnych,
wyjatkowych i cudownych zalet, ze w poczatkach kazdy sadzil, iz pogladom Orygenesa mozna na slepo
zawierzyc. Bo jesli zycie jest tym, co nadaje powage, to odznaczal sie maz ten dzielnoscia, wielka czystoscia
duszy, cierpliwoscia, nieugietoscia - jesli natomiast pochodzenie lub wiedza, to kt�z byl wyzszy oden?
Pochodzil z rodziny, opromienionej meczenstwem; dla Chrystusa stracil nie tylko ojca swego lecz i mienie cale;
wsr�d cieni�w zas swietego ub�stwa tak sie udoskonalil, ze czesto, jak wiadomo, katusze cierpial za
wyznawanie Pana. Ale to nie wszystko! Inne jeszcze jego zalety mialy sie potem przyczynic do pokusy:
posiadal potezny umysl, tak gleboki, bystry, wykwintny, ze niemal wszystkich o cale niebo przewyzszal;
posiadal wiedze i wyksztalcenie tak wszechogarniajace, ze w zakresie filozofii boskiej niewiele bylo
przedmiot�w, w zakresie zas ludzkiej prawie ze zadnych, kt�rych by calkowicie nie opanowal. Nie zadowolila go
sama wiedza grecka, wiec wzial sie i do hebrajszczyzny. Po co wspominac o jego wymowie? Potok jej byl tak
uroczy, mily, wdzieczny, iz rzeklbys, nie slowa, lecz sama slodycz plynie z jego ust. Jakiego zagadnienia
trudnego nie wyswietlil bystrym rozumowaniem? Jaka rzecz trudna do wykonania nie okazala sie latwa w jego
oswietleniu? A moze tylko splotami logicznych dowod�w powiazal on swoje twierdzenia? Przeciwnie, nie bylo
nigdy nauczyciela, kt�ry by sie czesciej poslugiwal przykladami z Prawa Bozego. Czy moze napisal malo? Nikt
ze smiertelnych nie napisal wiecej; wszystkich jego dziel nie tylko przeczytac, ale nawet odszukac niepodobna.
Zeby mu zas nie braklo niczego do ogarniecia wiedzy, dane mu bylo dlugie zycie. Wiec moze do uczni�w nie
mial szczescia? Kto w tym wzgledzie mial wieksze? Wszak z jego ducha wyszedl niezliczony zastep nauczycieli,
kaplan�w, wyznawc�w i meczennik�w? Tego juz zas chyba nikt nie zdola opisac, jaki podziw, jaka slawe, jaka
wzietosc u wszystkich sobie zjednal. Kogo tylko zywiej poruszaly zagadnienia religijne, zlatywal do niego
chocby z najdalszych stron swiata. Kt�ry chrzescijanin nie uwielbial go nieledwie jak proroka? Kt�ry filozof -
jak mistrza? Jakiej zas czci zazywal nie tylko u os�b prywatnych, ale nawet na dworze cesarskim, o tym dzieje
m�wia. Wszak matka cesarza Aleksandra zaprosila go do siebie, zachwycona widocznie ta niebieska madroscia,
kt�rej swiatlem jasnial, a kt�ra i ona goraco umilowala. Swiadcza o tym takze listy, kt�re napisal z powaga
przedstawiciela nauki chrzescijanskiej do cesarza Filipa, pierwszego chrzescijanina w szeregu rzymskich
wladc�w. Co sie zas tyczy jego wprost niewiarygodnej wiedzy, to kto by nie chcial polegac na moim
swiadectwie jako chrzescijanskim, niech przynajmniej nie odm�wi wiary glosom filozof�w poganskich. I tak
m�wi �w bezbozny Porfiriusz, ze pociagniety slawa Orygenesa wybral sie w chlopiecych prawie latach do
Aleksandrii i poznal go tam juz jako starca, ale robiacego jeszcze wrazenie czlowieka, kt�ry dzwignal twierdze
wszechnauk. Nie starczyloby mi czasu, gdybym chcial swietnosci tego meza, chociazby po czesci, om�wic: a
jednak one wszystkie przyczynily sie nie tylko do chwaly religii, lecz niestety takze do spotegowania pokusy,
kto by bowiem latwo oderwal sie od meza tak genialnego, uczonego i uwielbianego i nie postapil raczej wedlug
owego powiedzenia: "Wole bladzic z Orygenesem, niz z innymi prawde znac"? Po co duzo m�wic? Doszlo do
tego, ze narzucona przez wybitna osobistosc tego mistrza i proroka nie byle jaka, lecz, jak sie z nastepstw
okazuje, arcyniebezpieczna pokusa odwiodla bardzo wielu od czystosci wiary. I dlatego ten wielki Orygenes,
poniewaz niepowsciagliwie naduzywal laski Bozej, a swemu geniuszowi zbytnio holdujac, za wiele na sobie
budowal; poniewaz lekcewazyl sobie dawna prostote wiary chrzescijanskiej, poniewaz nad innych rozumem sie
wynosil, poniewaz gardzac podaniem Kosciola i naukami przeszlosci, pewne miejsca Pisma w nowy spos�b
wykladal - dla tych wszystkich powod�w zasluzyl, by i do niego odnosily sie slowa, wyrzeczone do Kosciola:
"Jezeli wystapi wsr�d ciebie prorok...", a nieco dalej: "to nie sluchaj sl�w tego proroka;" a potem: "bo
doswiadcza was Pan, B�g wasz, czy go milujecie czy nie." Zaprawde byla to, malo powiedziec, pokusa, lecz
wielkie kuszenie, gdy Orygenes zaczal Kosci�l, tak mu calkowicie oddany, tak podziwem dla jego geniuszu,
wiedzy, wymowy oraz czarem jego osoby ujety, a od wszelkich podejrzen i obaw wolny - niespodzianie od
dawnej wiary przeciagac zwolna w nowe bledy. Ale moze ktos powie, ze ksiazki Orygenesa zostaly
sfalszowane. Nie sprzeczam sie; bodaj tak bylo! Wiel