14311

Szczegóły
Tytuł 14311
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14311 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14311 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14311 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Czesław Chruszczewski AMARANTOWE JEZIORO OAH — Czatowałem na ciebie w Strefie Powrotów, przybyłeś z pięciodniowym opóźnieniem. ORt oczekuje nas nad Amarantowym Jeziorem Oah, to najpiękniejsze z naszych jezior, wspaniała oaza otoczona zewsząd Różowymi Górami, które chronią dolinę przed wichrami północy i gorącym tchnieniem Wielkiej Pustyni, powietrze prawdziwy balsam, ORt powiada, że wskrzesza umarłych, nad brzegami Amarantowego Jeziora wzniesiono kilkaset pawilonów, Sternicy wszystkich stopni regenerują tutaj swoje siły, ja mówię i mówię, a ty milczysz. Czy wykonałeś swoje zadanie? — Wykonałem swoje zadanie i zadanie moich towarzyszy. — Ty jeden ocalałeś. — Ja jeden zdołałem powrócić. — Przywozisz złe wieści? — Przywożę bardzo złe, nad wyraz niepokojące wieści. — Uwaga! Lądujemy na Drugim Tarasie. Proszę o miejsce dla powracającego Di. ORt usadowił gościa w najwygodniejszym fotelu. Sternicy Głównych Kantonów zajęli krzesła ustawione wzdłuż balustrady. Przez kilka minut kontemplowano krajobraz. Nad brzegami Amarantowego Jeziora rozbłysły latarnie, zamigotały na szczytach gór światła ostrzegawcze. — Wróciłeś, Di — przemówił ORt — nareszcie wróciłeś, pięć dni opóźnienia. — Zginęło sześciu naszych ludzi, to niesłychanie skomplikowało moją misję. — Jak zginęli? — Każdy inaczej. Pierwszego ukrzyżował rozfanatyzowany tłum, drugiego spalono na stosie, trzeci został zlinczowany, czwarty umarł w więzieniu, piątego zestrzelono nad polem bitwy, szósty zginął od wybuchu bomby atomowej. — Mów dalej, mów, proszę… — Przewędrowałem prawie cały nasz Układ, ale czegoś podobnego nigdzie nie widziałem. To najdziwniejsza ze wszystkich znanych mi planet. Dziwna i groźna. — Groźna dla kogo? — Dla nas. Mieszkańcy Ziemi od wielu lat obserwują niebo, gwiazdy, galaktyki, mgławice, sąsiednie planety, dostrzegli również nasze kanały. — Powiadasz, dostrzegli nasze kanały. Jakie wyciągnęli wnioski? — Że mogą być tworem istot rozumnych, że są dziełem natury, że to złudzenie optyczne, że kanały to nie kanały, lecz łańcuchy drobnych plamek i pasemek, które oko ludzkie łączy w linie proste. — Umilkłeś, mów dalej, proszę, mów. — Postanowili wreszcie skonstruować pojazd kosmiczny, wysłać go w stronę naszej planety i sfotografować jej powierzchnię. — Tak, tak. — Rzecz prosta, natrafili na szereg trudności, których nie umieli przezwyciężyć, wiele jednak wskazuje na to, że ostatnia próba powiedzie się. W przyszłym tygodniu rakieta „Mariner 4” rozpocznie fotografowanie powierzchni Marsa. — Powiedziałeś Marsa? — Tak Ziemianie nazwali naszą planetę, Mars to mityczny bóg wojny. — Wojny? Skąd ten pomysł? — Ich uczeni zauważyli, że czerwień jest dominującym kolorem planety Akk, czerpiącej życiodajną energię ze Słonecznej Gwiazdy. Gdy promienie jej padają ukośnie na Miedziane Równiny, krajobrazy po obu stronach centralnego pasa purpurowieją i tę barwę skojarzyli z krwią. — Co wiesz o konstruktorach rakiety „Mariner 4”? — W radiowych raportach przekazałem informację o podziale mieszkańców Ziemi na setki narodów, na tysiące plemion. — Tak, tak, pamiętam. Znając twoje poczucie humoru, sądziliśmy początkowo, że pragniesz nas zabawić żartami. — To nie były żarty. — Więc to prawda, że walczą o najmniejszy nawet skrawek ziemi, nie wykorzystując jednocześnie ogromnych obszarów, które leżą, jak to się zwykło mówić, odłogiem? — Prawda. — W 1519 roku nowej ery Ziemi przekazałeś nam zdumiewające sprawozdanie o trzymiesięcznym oblężeniu azteckiego miasta Tenochtitlanu. Zginęło wówczas około dwustu tysięcy Indian. Najsprawniejsze mózgi analizowały słowo po słowie, na próżno usiłując zrozumieć, dlaczego goście, którzy doznali przyjaznego przyjęcia, mordowali gospodarzy i niszczyli, i rabowali ich wspaniałe miasta. Z twoich raportów, przesyłanych w latach 1805– 1815 dowiedzieliśmy się, że człowiek, zwany Napoleonem Bonaparte, spowodował śmierć 775 tysięcy ludzi. Uczynił to dla zaspokojenia swoich ambicji. Postawiono mu wiele pomników, wrogowie sławili jego imię. Czy wiesz dlaczego? — Domyślam się — odparł Di. — Napoleon zwycięski był potworem, Napoleon pokonany genialnym wodzem, fenomenem, w ten sposób jego wrogowie prawili sobie komplementy. — Otrzymaliśmy później — mówił dalej ORt informacje o przebiegu tak zwanej Pierwszej Wojny Światowej. W ciągu czterech lat zabito dziesięć milionów ludzi, raniono dwadzieścia. Jeśli mylę się, bądź uprzejmy skorygować błąd. — Nie mylisz się. — W okresie Drugiej Wojny Światowej zginęło pięćdziesiąt milionów ludzi, liczby rannych nie pamiętam. — Trzydzieści pięć milionów. — Wojnę tę wywołali faszyści, pretekstem był bodajże „korytarz”. — Kto skonstruował pojazd kosmiczny „Mariner 4”? — zapytał Sternik Pierwszego Kantonu. Czy Aztekowie, czy Hiszpanie, czy Napoleon, bo nie mogę się w tym wszystkim połapać. — Amerykanie — odparł bez uśmiechu Di obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. ORt pragnął wiedzieć, co wiem o konstruktorach, więc przypomniałem mu swoje raporty, bo korespondują z odpowiedzią na to pytanie. — Jacy są ci Amerykanie? Mówże wreszcie zniecierpliwił się Sternik Ósmego Kantonu. — Są wścibscy. — I jacy jeszcze? — I znowu muszę przypomnieć swoje raporty z Ameryki Północnej i Południowej, z Europy, Afryki i Azji. — Czy Amerykanie prowadzą koczowniczy tryb życia? — Nie, mieszkają stale w Ameryce, lecz wojują poza jej granicami. — Interesujące — rzekł ORt, podchodząc do balustrady. — Na Amarantowe Jezioro Oah wpływają tratwy z muzykami. Za chwilę rozpocznie się wieczorny koncert, w programie utwory kompozytorów ziemskich. Proponuję wznowienie rozmowy z Di jutro, przed południem, w czasie wspinaczki po zboczu Wskazującego Palca. Projekt aprobowano. Koncert trwał cztery godziny. Sternicy wysłuchali Valse triste Sibeliusa, fragmentu II symfonii Rachmaninowa, introdukcję i allegro na flet, klarnet, harfę i kwartet smyczkowy Ravela, fragment baletu Spartak Chaczaturiana, Concerto in D Strawińskiego oraz kilka mazurków Chopina. — Ta muzyka — powiedział Fu, Sternik Czwartego Kantonu — ta muzyka świadczy jak najlepiej o ludziach. Są bardzo inteligentni, jeśli potrafią komponować melodie będące najszlachetniejszymi dźwiękami Kosmosu. — Są selektywni — dodał ORt — doskonale odbierają fale elektromagnetyczne i przetwarzają je z talentem, rokującym duże nadzieje. Wcześniej czy później odkryją źródła swojego natchnienia, poznają strukturę melodii, monady muzyki. Są przecież wklęsłymi zwierciadłami otaczającego ich wszechświata, dzień po dniu, noc po nocy chłoną obrazy emitowane z różnych punktów Wielkiego Kręgu, od wielu lat tęsknią za kontaktem z innymi układami, za Rozumem, usiłują rozszyfrować fale radiowe galaktyk, a przecież noszą w sobie odpowiedzi na najtrudniejsze pytania, a przecież są powiązani z Ziemią, z naszym Układem Słonecznym, z naszą Galaktyką, z naszą Metagalaktyką nićmi — promieniami, które decydują o barwie oczu, o kolorze skóry, o temperamencie, o apetycie, o zdolnościach, o poczuciu humoru. Czy potrafią śmiać się całą gębą? — Tak — odparł Di — znają prawdziwą wartość śmiechu, lubią zabawy. — To dobrze — ucieszył się Sternik Pierwszego Kantonu. — Nasi uczeni już dawno odkryli, że humor otwiera najcięższe bramy, broniące dostępu do pogodnej mądrości. Następnego dnia przed południem dziewięciu Sterników rozpoczęło wspinaczkę po łagodnym zboczu Wskazującego Palca. Rozmowę rozpoczął ORt, mówiąc: — Więc powiadasz Di, że grozi nam niebezpieczeństwo odkrycia? — Do naszej planety zbliża się pojazd międzyplanetarny bez załogi, zdalnie sterowany, pojazd „Oko”. Aparatura telewizyjna przekaże na Ziemię zdjęcia powierzchni planety Akk, wykonane w czasie największego zbliżenia. — Nie widzę powodu do paniki — przemówił Fu, Sternik Czwartego Kantonu. — Moim zdaniem nie należy im przeszkadzać. Jeśli chcą nas koniecznie odkryć, bardzo proszę. Przed laty uczestniczyłem w jednej z pierwszych wypraw na Ziemię. Poznałem wtedy kilku bardzo rozsądnych i spokojnych ludzi. — Co nie rozwiązuje problemu koegzystencji z trzema miliardami — ORt przysiadł na kamieniu. — Mogą naszą planetę przekształcić w bazę wojskową. — Akk bazą militarną? — Fu nie ukrywał rozbawienia. — Żartujesz, ORt! W naszej atmosferze nie wystrzeli żaden karabin. — Mogą wciągnąć nas do swoich kłótni. — Jeśli mam być szczery, chętnie pokłóciłbym się od czasu do czasu. — Kłótnie prowadzą do bijatyk. — Nasze mięśnie wiotczeją, odrobina gimnastyki nie zaszkodzi. Spójrzcie na brzuch Di, zasłania mu najpiękniejsze krajobrazy, gdy stojąc na którymkolwiek szczycie, patrzy w doliny, przyjrzyjcie się ORtowi, co chwila ociera spoconą szyję, spocony komplet podbródków, które pięcioma wspaniałymi fałdami otaczają tłustą brodę najmądrzejszego z mądrych. Co uczynisz, jeśli klepnę cię po tyłku? — Oddam ci — odrzekł spokojnie ORt. — A więc głosujesz za bijatyką? — Nie. Odpłacam pięknym za nadobne i uważam, że bijatyki wywołują bitwy, a bitwy — wojny. — Od czasu do czasu można trochę powojować. — Fu oszalał! — zawołał Di. — Kilkakrotnie przestrzegałem przed wysłaniem na Ziemię przedstawicieli Czwartego Kantonu. Są niepokojąco podobni do Ziemian. Podejrzewam, że przed kilkoma tysiącami lat przybyła na naszą planetę ekspedycja ziemska, reprezentująca ówczesną cywilizację. Awaria rakiety uniemożliwiła powrót. Astronauci ziemscy zostali na Akk, mieszkańcy Czwartego Kantonu to ich potomkowie, a więc i w żyłach Fu płynie ziemska krew. Nie należało wysyłać go na Ziemię, zaprzyjaźnił się z Ziemianami. Podziwia ich, zazdrości im. — Jednak wróciłem. — Bo takie polecenie otrzymałeś od Ziemian, bo na tym polega twoje zadanie, torować im drogę do naszej planety. Fu, jesteś agentem, co gorsza jesteś agentem tej grupy mieszkańców Ziemi, która pragnęła wciągnąć Akk do swoich ziemskich spraw. — Oczywisty nonsens! W tym, co mówisz, Di, za wiele serca, za mało rozumu. I ja kocham planetę Akk, uważam tylko, że najwyższa pora skończyć z naszą izolacją. Nie żyjemy sami we wszechświecie. — Ziemianie wybrali złą drogę. — Należy im pomóc. Pozwólmy się odkryć, a zaręczam, że to odkrycie tak wstrząśnie umysłami mieszkańców Ziemi, iż zapomną o kłótniach i wkroczą na właściwą drogę. — Jesteśmy najstarszą cywilizacją naszego Układu Słonecznego. — I dlatego dobrze nam zrobi zastrzyk młodej i świeżej krwi. — Młodej tak, czy świeżej, czy dostatecznie czystej… — Odrobina brudu na pewno nie zaszkodzi nikomu. Jesteśmy tacy czyści, niemal aseptyczni. — Powód do dumy. — Raczej do nudy. — Od kiedy to doskonałość jest nudna? — Doskonałość egoistyczna, doskonałość niedostępna dla innych, doskonałość dla doskonałości, to doskonałość aspołeczna. Powiadamy: Ziemianie są o wiele gorsi od nas, są prymitywniejsi, są nierozumni. Z politowaniem patrzymy na ich egzystencję, nie kiwnęliśmy jednak do tej pory palcem w bucie, by uczynić ich podobnymi do nas. — Rokrocznie wysyłamy na Ziemię naszych reprezentantów. — Którzy ponoszą klęskę po klęsce. Mieszkańcy Ziemi ogłaszają ich prawdziwymi lub fałszywymi prorokami, męczą, zabijają, budują pomniki, modlą się do nich, wykorzystują do załatwienia własnych spraw, do obrony własnych interesów. A końcowe efekty? Taka pomoc to zawracanie głowy, to półśrodki, to ćwierćśrodki, to tyle, co nic, to kiepski sposób zagłuszania własnego sumienia. — Jeśli twój sąsiad od rana do nocy awanturuje się, niechętnie zapukasz do drzwi jego mieszkania. — Tu nie chodzi o pukanie. — Słusznie, chodzi o coś znacznie ważniejszego, o zaproszenie na obiad. — Na obiad, na śniadanie, na kolację, do jadalni, do bawialni, do sypialni. Spacerujecie po naszych tarasach, pływacie po naszych kanałach. — Otóż to! Polityka szeroko otwartych drzwi. — Otwórzcie szeroko drzwi do raju! Niech przychodzą do nas tłumami, niech nas pożrą. Ty nie doceniasz apetytu Ziemian. — Doceniam ich potrzeby, potrzebę spokoju, potrzebę współżycia z lepszymi od siebie, potrzebę zmaterializowania nieba. Nie osiągną tego dopóty, dopóki nie nawiążą bezpośredniego kontaktu z mądrzejszymi od siebie. — No, na brak skromności nie możesz narzekać. — Nie mamy powodu do skromności. Przysłuchiwano się temu dialogowi w milczeniu. Fu i Di zawsze reprezentowali krańcowo różne opinie. Często wypowiadali myśli nurtujące wszystkich Sterników. ORt występował w roli mediatora. — Jakie są wasze ostateczne wnioski? — Znam jeden słuszny wniosek — rzekł Di. — Zniszczyć pojazd kosmiczny „Mariner 4”. — Nie niszczyć — powiedział Fu. — Niech sfotografują powierzchnię naszej planety. Niech uczeni Ziemscy zobaczą kanały. — A wczorajszy koncert? — przypomniał ORt. — Słuchaliśmy ziemskiej muzyki z dużym wzruszeniem. Dobrze nas usposobiła do Ziemian. — Nie wszyscy są kompozytorami czy muzykami, wielu z nich — mówił Di — nie umie grać na żadnym instrumencie. Spotkałem bardzo niemuzykalnych i zupełnie pozbawionych słuchu. — Gdy dotrzemy do samego czubka Wskazującego Palca, powiem wam, co należy uczynić — ORt ruszył pierwszy, za nim Fu, Di i pozostali Sternicy. Szli gęsiego, nucąc rytmiczną melodię. Orszak co kilka minut zatrzymywał się. Zgodnie z prastarym rytuałem kontemplowano krajobraz. Była to także okazja do harmonizowania świata zewnętrznego z wewnętrznym. — Patrzcie, patrzcie — zachęcał ORt — tam, po prawej stronie, Słońce odbija się w lustrzanej powierzchni Miedzianej Równiny, rozgrzewa ją, pobudza do życia, patrzcie, patrzcie, z lewej strony nad amarantowymi wodami jeziora Oah unoszą się różowe opary, wiatr z kłębów formuje pasma, otacza nimi wierzchołki gór, wstęgi mgły spływają spiralami w doliny — ORt pochylił się, podniósł niewielką, cynobrową bryłkę. — Ten kamień również odbija promienie słoneczne, emituje ciepło, jest pokryty siecią białych żyłek, które przypominają strzępy obłoków. Jeszcze kilka kroków do szczytu. Rozsiedli się na stopniach tarasu; nazwano go Paznokciem Wskazującego Palca. Wtedy dopiero ORt oświadczył: — Nawiążę kontakt z Jeszcze Mądrzejszymi od nas. — To dobry pomysł — rzekł Fu. — To znakomity pomysł — przemówił Di i dodał: — Bardzo szybko opalam się, a opalenizna podkreśla moją urodę. Widzę uśmiech na waszych twarzach, słyszę jakieś chichoty, będę wyrozumiały dla tych niczym nieuzasadnionych objawów wesołości. Po południu Sternicy złożyli wizytę ORtowi. — Zamówiłem międzyplanetarną — oświadczył, zapraszając gości do zajęcia miejsc przy bardzo długim stole — zamówiłem międzygalaktyczną i czekam, nie tracąc mimo wszystko nadziei. Sygnalizowano zakłócenia na trasie łącz, burze magnetyczne i kosmiczne cyklony. Uwaga, mamy połączenie. Halo, Halo, tu ORt… — Serdecznie witam — zabrzmiał sympatyczny alt. — Czym możemy służyć? — Poradź, co mamy czynić, jak postąpić, by pomagając mieszkańcom Ziemi, nie zaszkodzić sobie. — Mało wiemy o tej planecie. Nie utrzymujemy z nimi żadnych bezpośrednich kontaktów. — Dostarczymy wszystkich potrzebnych danych. — Dostarczcie. — Czy szybko możemy liczyć na odpowiedź? — Trzeba uzbroić się w cierpliwość. W wyniku rozwoju techniki koegzystencja międzyplanetarna stała się problemem numer jeden. Ot, taka moda w Kosmosie, a każda moda to nowe źródło konfliktów. Koegzystować czy nie koegzystować. Nawiązywać kontakty czy nie nawiązywać, pomagać słabszym, głupszym, czy pozostawić ich własnemu losowi. Niespokojnych planetek, podobnych do Ziemi, sporo wiruje w Kosmosie. Niektórym wyszło na dobre poznanie starszych braci. — Niektórym, powiadasz. — Bo innym kontakty z Rozumniejszymi wychodziły bokiem. Każdy układ słoneczny rządzi się swoimi prawami. Co korzystne dla jednych, dla drugich szkodliwe. O powodzeniu imprezy decydują różne czynniki, temperament, humor, trzeba dokładnie przeanalizować cechy zaprogramowane w istotach mniej czy więcej rozumnych. — Nie mamy wiele czasu. — Mów głośniej. Dzieli nas, bądź co bądź, odległość kilkunastu lat świetlnych. — Powiadam, dysponujemy niewielką ilością czasu. Do naszej planety zbliża się pojazd Ziemian ze zdalnie sterowaną aparaturą radiową i telewizyjną. — No cóż, w takiej sytuacji musicie sami sobie poradzić. Rozpatrzcie wszystkie pro i contra. Przestudiujcie literaturę o międzyplanetarnych kontaktach, polecam szczególnie dzieło Uarta z Siódmej Galaktyki O integracji rozumu w Kosmosie, na problem warto spojrzeć ze stanowiska i gospodarzy, i gości. Czy są jeszcze pytania? — Dziękuję, to wszystko. — Do usłyszenia, zawsze gotowi do usług. Aha, jeszcze jedno, przyślijcie nam przy okazji kilka pojemników z waszym cynobrem, jest bezkonkurencyjny. — Przyślemy — rzekł ORt i wyłączył międzygalaktyczny telefon. — Udzielam głosu Sternikowi Czwartego Kantonu. Fu podziękował i przemówił: — W ciągu najbliższych godzin ORt powinien podjąć decyzję. Jutro, skoro świt, „Mariner 4” rozpocznie fotografowanie naszej planety. — Twoje zdanie? — Niech fotografuje. — A twoje, Di? — Zniszczyć pojazd i sprawa załatwiona. — A wasze, Sternicy? — Zniszczyć! — Nie niszczyć! — Niech nawiążą kontakt! — Absurd! Nie wolno dopuścić do nawiązania kontaktu. — Przestańcie, proszę — mitygował ORt wyraźnie podnieconych Sterników. — To nie ma sensu, to nie wypada. Skorzystajmy z rady Jeszcze Mądrzejszych od nas, by spojrzeć na problem również z punktu widzenia gości. — Genialna myśl — Di opuścił fotel i stanął na podwyższeniu dla orkiestry. — Wystąpię w roli mieszkańca Ziemi, który zobaczył fotografię naszych kanałów, wiaduktów, mostów. Słuchajcie, słuchajcie: „Panowie pozwolą, generał Hooten ze Sztabu Armii, Departament Astronautyczny. Wszyscy baaaczność! Przed chwilą otrzymaliśmy te zdjęcia, wszyscy spooocznij! Nie muszę panów przekonywać, że to, co widzimy na fotografiach, to umocnienia, to fortyfikacje, to rowy przeciwczołgowe, to gigantyczne linie Maginota, Zygfryda i diabli wiedzą jakie, panowie, odkryliśmy niebezpieczeństwo w samą porę. Mars zagraża Ziemi. Proponuję wysłanie ekspedycji, która nauczy Marsjan rozumu, spacyfikuje agresorów, zanim zdążą wyruszyć na podbój naszej planety, odmaszerować!” — Teraz kolej na ciebie, Fu. — Byłem na Ziemi — mówił Sternik Czwartego Kantonu — i zapewniam was, generałowie ziemscy mają nieco niższe głosy. — Protestuję! — wołał Di. — Fu pragnie mnie ośmieszyć! — Przepraszam, żartowałem. — Czekamy na twoje wystąpienie, pośpiesz się — przynaglał ORt. — Bardzo proszę. — Pozwólcie, że przedstawię wam innego przedstawiciela cywilizacji ziemskiej — Fu wszedł na estradę i grzecznie ukłonił się: „Panie, panowie, niech mi wolno będzie wyrazić moje głębokie przekonanie, że odkrycie życia na Marsie zapoczątkuje nową erę życia na Ziemi, erę nowego renesansu. Spójrzcie na to zdjęcie, spójrzcie na te arcywspaniale konstrukcje, ile w nich wzruszającej lekkości, ile cudownej harmonii. Możemy być dumni, że właśnie naszemu pokoleniu przypadł w udziale zaszczyt nawiązania kontaktu z tak wysoko rozwiniętą cywilizacją. Proponuję wysłanie ekspedycji, w skład której, obok naukowców, wejdą przedstawiciele naszej kultury i sztuki, poeci, muzycy, architekci, plastycy, rzeźbiarze”. — Dziękuję, Fu, dziękuję, Di, prawda zapewne znajduje się między waszymi skrajnie różnymi opiniami. Brak czasu nie pozwala nam na dokładniejsze studia charakterów Ziemian. Wezwijcie ekipę astronautów. Wykonano rozkaz. Do sali wkroczyło sześciu pilotów w skafandrach. — Wyruszycie na spotkanie ziemskiego pojazdu kosmicznego. Należy zbliżyć się do „Marinera 4”, nie uszkadzając niczego, należy zbadać aparaturę znajdującą się w pojemniku. Czekamy na wasze raporty. Po upływie niespełna godziny Sternicy otrzymali pierwszy raport: „Kadłub »Marinera 4« to płaski graniastosłup ośmioboczny wykonany ze stopu magnezu. Podzielono go na osiem sekcji, w siedmiu umieszczono aparaturę elektryczną, w ósmej układ napędowy”. Raport drugi: „Zbadaliśmy cztery tace, są podobne do skrzydeł wiatraka, składają się z około trzydziestu tysięcy ogniw słonecznych. Laboratorium kosmiczne wyposażono w akumulatory srebrnocynkowe, nad kadłubem próbnika antena wsparta na ośmiu ramionach. Jest to powierzchnia paraboloidalna o brzegach w kształcie elipsy”. Raport trzeci: „Aparatura radiowa »Marinera 4« działa w paśmie S długości fal radiowych, 1550 Mc/sek — 5200 Mc/sek, odbiornik przyjmuje sygnały o częstotliwości 2113 Mc/sek, a nadajnik przekazuje sygnał o częstotliwości 2295 Mc/sek… Uwaga! Odkryliśmy kamery telewizyjne. Czekamy na dalsze dyspozycje!” — Bądźcie ostrożni — odpowiedział ORt. — Bądźcie bardzo ostrożni. Konstruktorzy próbnika marsjańskiego czekają na zdjęcie naszej planety. Wasze portrety mogłyby wywołać niebezpieczny szok. Proszę o dalsze raporty. Raport czwarty: „Aparatura pomiarowa dokonuje badań natężenia promieniowania kosmicznego, plazmy słonecznej, pyłu kosmicznego, pola magnetycznego naszej planety i przestrzeni Akk. Oczekujemy dalszych poleceń”. Po kilkunastominutowej naradzie ze Sternikami Wszystkich Kantonów ORt podjął decyzję: — Opóźnić odkrycie cywilizacji Akk przez Ziemian. Musimy lepiej ich poznać, by uniknąć niepotrzebnych i obustronnych rozczarowań. Przesyłam wam kilkadziesiąt zdjęć powierzchni jednego z księżyców Dziewiątej Planety, zwanej przez uczonych ziemskich Jowiszem. Te fotografie przy pomocy aparatury „Marinera 4” proszę przekazać amerykańskim uczonym. — Wyobrażam sobie ich zdumienie — Di nie taił zadowolenia — zdumienie i konsternację, gdy zamiast spodziewanych kanałów zobaczą kratery, tysiące kraterów. — Bardzo żałuję — powiedział zasmucony Fu niezmiernie żałuję, nie podzielam radości Di. Oni tam na Ziemi powiadają: „Nie taki straszny diabeł, jak go malują”. Zaterkotał telefon, ORt otworzył głośnik. — Halo! Tu międzyplanetarna, łączę z międzygalaktyczną… Halo… Proszę mówić. — Tak, słucham. — Dziękuję za transport cynobru. — Ach, Jeszcze Mądrzejsi od nas. Nie ma o czym mówić. Czy tylko dlatego nawiązaliście z nami łączność, by podziękować? — Nie, mam pytanie, czy produkcja cynobru zajmuje wam wiele czasu? — Bardzo mało. — To znaczy ile? Chcę dokładnie wiedzieć — nalegał wielce sympatyczny alt. — Jak długo trwa proces produkcyjny? — Nasi nurkowie schodzą po prostu na dno Amarantowego Jeziora Oach, pełno tam większych i mniejszych brył cynobru. Stara legenda głosi, że to łzy kosmicznych pielgrzymów; zastygłe w mule przetrwały tysiące wieków. — To nie legenda, to prawda. Pielgrzymi od dawna spacerują po Kosmosie, łowiąc komety, potem rozplatają warkocze ze srebrnego pyłu i płaczą, i śmieją się, i tańczą odurzeni szalonym pędem Wszechświata. Czy wiesz, do czego używamy cynobru? — Nie, nie wiem. — Malujemy nim paznokcie i barwimy włosy. Dzięki tej modzie nie zmarnujemy ani jednej łzy wędrujących pielgrzymów. Wieczorem, po wysłuchaniu drugiej części koncertu kompozytorów ziemskich, był to bodajże balet Marsia Luigi Dallapiccoli, Fu przemówił do Sterników: — Wiele wskazuje na to, że wszyscy pochodzimy z jednego siewu, że tam gdzieś w głębi Kosmosu ktoś otworzył kosmiczne drzwi i kosmiczny wiatr rozwiał na wszystkie strony Wielkiego Kręgu przetrwalniki, z których rozwinęło się życie pełne zawsze aktualnych powątpiewań. Śmiech Di sprawił, że Sternik Czwartego Kantonu wypowiedział tego wieczoru jeszcze jedno zdanie: — Oni tam na Ziemi śmieją się w identyczny sposób. Zapewne to zasługa pyłu międzygwiezdnego, wpada do krtani, łaskocze i zdarza się, iż największe powagi ni stąd, ni zowąd wybuchają zdrowym, krzepiącym śmiechem.