1669
Szczegóły |
Tytuł |
1669 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1669 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1669 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1669 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Andromeda znaczy �mier�"
autor: MICHAELCRICHTON
Przek�ad: Marek Mastalerz
Tytu� orygina�u: "THE ANDROMEDA STRAIN"
tekst wklepa�: Krecik
Ilustracja na ok�adce
DAVID O'CONNOR
Copyright (c) 1969 by Centesis Corporation
For the Polish edition
Copyright (c) 1992 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-598-2
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
Warszawa 1996. Wydanie II
Druk: Zak�ady Graficzne w Gda�sku-
Dla A.C.D.,
lekarza, kt�ry pierwszy sformu�owa� problem
Zdolno�� gatunku ludzkiego do prze�ycia jeszcze nigdy nie zosta�a w spos�b
przekonuj�cy udowodniona.
JEREMY STONE
Coraz szersze perspektywy s� coraz dro�sze.
R.A. JANEK
SZCZEP ANDROMEDA
NINIEJSZE DOKUMENTY S� ZAKWALIFIKOWANE JAKO �CI�LE TAJNE
Wgl�d przez osoby nie upowa�nione jest traktowany jako przest�pstwo
i podlega karze grzywny do 20 000 $ lub karze wi�zienia do lat 20.
NIE ODBIERA� OD KURIERA W PRZYPADKU NARUSZE-
NIA PIECZ�CI
Zgodnie z przepisami kurier ma obowi�zek za��da�
okazania karty 7592. W przypadku jej braku nie wolno mu
przekaza� niniejszych dokument�w.
WZ�R PERFORACJI KODU AKT:
0000000000 00 O 0000 00
0000000000 000000000
00000 0000 O 0000 000 O
0000 00000 O 000 0000
00 0000 000000000
O 000000 0000 000 O
000 0000000000 0000
0000000 000000
PODZI�KOWANIA
W niniejszej ksi��ce zosta�a przedstawiona historia powa�nego naukowego
kryzysu, jaki mia� miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Podobnie jak w wi�kszo�ci kryzys�w, na wypadki zwi�zane ze spraw�
szczepu Andromeda mia�y wp�yw intuicja i ignorancja, niewinno�� i bezmy�l-
no��. Prawie wszyscy bior�cy w nich udzia� mieli chwile niezwyk�ej b�yskot-
liwo�ci i niewymownej g�upoty, nie jest wi�c mo�liwe pisa� o tych wypadkach
nie ura�aj�c niekt�rych z ich uczestnik�w.
S�dz� jednak�e, i� trzeba przedstawi� t� spraw�. Stany Zjednoczone
Ameryki utrzymuj� najwi�ksz� infrastruktur� naukow� na �wiecie. Ci�gle
dokonuje si� nowych odkry�, maj�cych istotne polityczne i spo�eczne reperku-
sje. W niedalekiej przysz�o�ci mo�emy si� spodziewa� podobnych kryzys�w
jak w przypadku szczepu Andromeda, jak wi�c s�dz�, istotne jest, by spo�ecze�-
stwo dowiedzia�o si�, jak powstaj� kryzysy w nauce i w jaki spos�b si� je
przezwyci�a.
Podczas przygotowywania materia��w, z my�l� o przedstawieniu historii
zwi�zanej ze szczepem Andromeda, otrzyma�em �yczliwe wsparcie ze strony
wielu podobnie jak ja my�l�cych os�b, kt�re stworzy�y mi mo�liwo�� dok�ad-
nego i szczeg�owego zrelacjonowania fakt�w.
Szczeg�lne podzi�kowania winien jestem genera�owi majorowi Willisowi
A. Havefordowi z Armii Stan�w Zjednoczonych; pu�kownikowi Everettowi
J. Sloane'owi z Marynarki USA (przeniesionemu w stan spoczynku); kapita-
nowi L.S. Waterhouse'owi z Si� Powietrznych USA (Wydzia� Projekt�w
Specjalnych, Vanderberg); pu�kownikowi Henleyowi Jacksonowi i pu�kow-
nikowi Stanleyowi Friedrichowi, obydw�m z laboratori�w Wright Patterson;
oraz Murrayowi Charlesowi z Dzia�u Prasowego Pentagonu.
Za pomoc w na�wietleniu t�a programu Po�ar Stepu winien jestem po-
dzi�kowania Rogerowi White'owi z NASA (Centrum Lot�w Kosmicznych
w Houston); Johnowi Roble'owi z Kompleksu 13 NASA "Kennedy"; Peterowi
Masonowi ze S�u�by Informacyjnej NASA (Arlington Hall; doktorowi Fran-
cisowi Martinowi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, cz�onkowi
9
Naukowego Komitetu Doradczego przy Prezydencie, doktorowi Maxowi
Byrdowi ze S�u�by Informacyjnej Stan�w Zjednoczonych (USIA); Kennethowi
Yorheesowi z Wydzia�u Prasowego Bia�ego Domu; oraz profesorowi Jona-
thanowi Percy'emu z Katedry Genetyki Uniwersytetu w Chicago.
Za przejrzenie odpowiednich rozdzia��w r�kopisu oraz techniczne poprawki
i sugestie chcia�bym wyrazi� podzi�kowanie Christianowi P. Lewisowi z Cen-
trum Lot�w Kosmicznych im. Goddarda; Herbertowi Stanchowi z Avco Inc.;
Jamesowi P. Bakerowi z Jet Propulsion Laboratory; Carlosowi N. Sandosowi
z California Institute of Technology; doktorowi Brianowi Stackowi z Uniwer-
sytetu Michigan; Edwardowi Blalockowi z Instytutu Hudso�skiego; profeso-
rowi Linusowi Kjellingowi z Korporacji Rand i doktorowi Eldredge'owi
Bensonowi z Narodowego Instytutu Zdrowia.
Na koniec pragn��bym wyrazi� podzi�kowania osobom bior�cym udzia�
w programie Po�ar Stepu i badaniach tak zwanego szczepu Andromeda.
Wszyscy wyrazili zgod� na spotkania ze mn�, niejednokrotnie za� prze-
prowadzenie wywiadu zabra�o mi wiele dni. Co wi�cej, udost�pniono mi
sprawozdania znajduj�ce si� w Arlington Hall (Podstacja Siedem), licz�ce
ponad p�tora tysi�ca stron maszynopisu. Materia�y te, zebrane w dwudziestu
tomach, stanowi� pe�n� wersj� wydarze� we Flatrock w Newadzie, widzianych
oczyma ich uczestnik�w, dzi�ki czemu w przygotowywaniu zbiorczej relacji
mog�em si� opiera� na r�nych punktach widzenia.
Niniejsza opowie�� ma raczej techniczny charakter, skupia si� na z�o�onych
naukowych problemach. Gdzie tylko by�o to mo�liwe, stara�em si� wyja�ni�
naukowe kwestie, zagadnienia i procedury. Usi�owa�em unikn�� pokusy
upraszczania zagadnie� i odpowiedzi, dlatego prosz� o wybaczenie, je�li
czytelnikowi przyjdzie tu i �wdzie przedziera� si� przez osch�e partie technicz-
nych detali.
Usi�owa�em r�wnie� przekaza� napi�cie i podniecenie panuj�ce podczas
owych pi�ciu dni, poniewa� historia szczepu Andromeda jest pe�na dramatyzmu
i je�li nawet jest kronik� idiotycznych �mierciono�nych pomy�ek, jest w niej
r�wnie� miejsce na odwag� i m�dro��.
M.C.
Cambridge, Massachusetts
stycze� 1969
DZIE� PIERWSZY
KONTAKT
ROZDZIA� PIERWSZY
KRAINA ZAGINIONYCH
GRANIC
M�czyzna z lornetk�. Tak to si� w�a�nie zacz�o: pewnej zimowej
nocy m�czyzna z lornetk� sta� na skraju drogi na skarpie schodz�cej
ku niewielkiemu miasteczku w Arizonie.
Porucznik Roger Shawn musia� stwierdzi�, �e ci�ko mu po-
s�ugiwa� si� lornetk�. Metal musia� by� zimny, a jemu musia�o by�
niewygodnie w futrzanej kurtce i grubych r�kawicach. Dobywaj�cy
si� z cichym syczeniem oddech musia� skrapla� si� w roz�wietlonym
ksi�ycow� po�wiat� powietrzu i osiada� na soczewkach. Zapewne
cz�sto musia� odejmowa� je od oczu i przeciera� pie�kowatym palcem
r�kawicy.
Nie m�g� sobie zdawa� sprawy z daremno�ci swych poczyna�.
Lornetka by�a bezu�ytecznym narz�dziem, je�li chodzi o zajrzenie do
miasta i poznanie kryj�cej si� w nim tajemnicy. By�by zaskoczony,
gdyby dowiedzia� si�, �e ludzie, kt�rym si� to wreszcie powiod�o,
u�ywali przyrz�d�w milionkro� pot�niejszych.
Co� napawaj�cego smutkiem, g�upiego i ludzkiego kryje si� w ob-
razie Shawna opartego o ska��, wspieraj�cego o ni� ramiona i przy-
trzymuj�cego okulary lornetki przed oczyma. Aczkolwiek niewygodne,
musia�y mu wydawa� si� w jego d�oniach przynajmniej dobrze znajome
i dodaj�ce otuchy. Musia�o by� to jedno z jego ostatnich zwyk�ych
wra�e� przed �mierci�.
Mo�emy sobie wyobrazi� i spr�bowa� zrekonstruowa�, co si�
zdarzy�o potem.
Porucznik Shawn powoli i metodycznie obserwowa� przez lornetk�
miasteczko. Stwierdzi�, �e jest bardzo ma�e - zaledwie p� tuzina
drewnianych domostw rozstawionych przy jedynej, g��wnej ulicy.
13
Panowa� w nim ca�kowity spok�j: nie wida� by�o �adnych przejaw�w
ludzkiej dzia�alno�ci, nigdzie nie pali�o si� �wiat�o, �agodny powiew nie
przynosi� �adnego odg�osu.
Porucznik obejrza� nast�pnie otaczaj�ce miasteczko wzg�rza. By�y
niewysokie, a ich �agodne kszta�ty by�y wynikiem post�puj�cej erozji,
pokrywa�a je krzewiasta ro�linno�� i rozproszone drzewa jukowe
w �nie�nych czapach. Za tym pasmem wzg�rz rozpo�ciera�o si�
nast�pne, a dalej ci�gn�y si� bezdro�a p�askiej pustyni Mojave.
Indianie nazywali j� Krain� Zaginionych Granic.
Porucznik Shawn dygota� z zimna. By� luty, najmro�niejszy
miesi�c, dobrze po dziesi�tej wiecz�r. Zawr�ci� ku fordowi econovan
z wielk� obrotow� anten� na dachu. Silnik pracowa� cicho na
ja�owym biegu; poza tym odg�osem Shawn nie s�ysza� nic wi�cej.
Otworzy� tylne drzwi i wgramoli� si� do �rodka, zatrzaskuj�c je za
sob�.
Otoczy�o go ciemnoczerwone nocne o�wietlenie. W karmazynowej
po�wiacie zielono l�ni�y elektroniczne urz�dzenia pomiarowe.
W �rodku siedzia� szeregowiec Lewis Crane, technik elektronik,
r�wnie� w futrzanej kurtce. Oblicza� co� zgarbiony nad map�, od
czasu do czasu spogl�daj�c na aparatur� przed sob�.
* Shawn zapyta� Crane'a, czy jest pewien, �e przybyli we w�a�ciwe
miejsce, na co ten odpowiedzia�, i� owszem. Obydwaj m�czy�ni byli
wyczerpani: ca�y dzie� jechali z bazy Vanderberg w poszukiwaniu
ostatniego z satelit�w typu Scoop. Nie wiedzieli o Scoopach nic poza
tym, i� by�a to seria tajnych pr�bnik�w maj�cych analizowa� g�rne
warstwy atmosfery i wraca� na Ziemi�. Zadaniem Shawna i Crane'a
by�o odnajdowanie kapsu� po wyl�dowaniu.
By u�atwi� ludziom poszukiwania, satelity mia�y elektroniczne
nadajniki emituj�ce sygna�y, gdy tylko znalaz�y si� na wysoko�ci
mniejszej ni� pi�� mil. W�a�nie dlatego furgonetka by�a wyposa�ona
w sprz�t radiolokacyjny. W istocie rzeczy samodzielnie wykonywa�a
triangulacj�. W wojskowym �argonie nazywa�o si� to triangulacj�
pojedyncz� i, cho� powolna, by�a ona jednak nadzwyczaj skuteczna.
Metoda post�powania by�a do�� prosta: furgonetka zatrzymywa�a si�,
oznaczano jej po�o�enie oraz kierunek i moc wi�zki radiowej emito-
wanej przez satelit�. Nast�pnie przenoszono si� oko�o dwudziestu mil
w najprawdopodobniejszym kierunku wyznaczonym przez namiar,
zatrzymywano si� i wyznaczano nowe koordynaty. W ten spos�b
wyznaczano na mapie ci�g punkt�w triangulacyjnych, a ruchoma
furgonetka zygzakowat� lini� zbli�a�a si� do satelity, co dwadzie�cia
14
mil koryguj�c b��dy. Metoda ta by�a powolniejsza ni� u�ycie wielu
furgonetek, lecz bezpieczniejsza - w armii uwa�ano, �e ju� dwie
furgonetki mog� wzbudzi� podejrzenie.
Od sze�ciu godzin furgonetka zbli�a�a si� do satelity Scoop. Teraz
by�a ju� blisko.
Crane nerwowo postuka� o��wkiem w map� i na g�os wypowiedzia�
nazw� miasteczka u podn�a wzg�rza:
- Piedmont w stanie Arizona. Czterdziestu o�miu mieszka�-
c�w. - Obydwaj si� z tego roze�miali, cho� wewn�trznie co� ich
gn�bi�o. Podane przez Vanderberg ESA (Estimated Site of Arrival),
czyli Przybli�one Miejsce L�dowania, znajdowa�o si� dwadzie�cia mil
na p�noc od Piedmont. Dane te wyliczono w Vanderberg na podstawie
obserwacji radarowych i 1410 komputerowych symulacji trajektorii.
Zazwyczaj obliczenia wskazywa�y dok�adnie miejsce l�dowania, mylono
si� najwy�ej o kilkaset jard�w. Nie mo�na by�o jednak zaprzeczy�
wskazaniom sprz�tu pelengacyjnego, kt�ry zlokalizowa� nadajnik sa-
telity dok�adnie w �rodku miasteczka. Shawn pomy�la�, �e kto�
z miasteczka m�g� widzie� l�dowanie satelity - �wiec�c� smug�
roz�arzonych gaz�w tworz�c� si� na pokrywie kapsu�y - po czym
wyprawi� si� po niego i zabra� do Piedmont.
By�a to rozs�dna my�l, nie zgadza�o si� jedynie to, i� gdyby
mieszkaniec Piedmont widzia� spadaj�c� z przestrzeni kosmicznej
sond�, natychmiast powiadomi�by o tym kogo� - dziennikarzy,
policj�, NASA, armi� - kogokolwiek.
Nie otrzymali jednak �adnej informacji.
Shawn wylaz� z powrotem z furgonetki. Crane pod��y� za nim,
dygocz�c z zimna na mrozie. Obydwaj patrzyli na miasteczko.
Panowa� w nim spok�j i pogr��one by�o w kompletnych ciemno-
�ciach. Shawn spostrzeg�, �e �wiat�a w motelu i na stacji benzynowej
s� wygaszone, cho� by�y to jedyne tego rodzaju punkty w promieniu
wielu mil.
Wtedy Shawn spostrzeg� ptaki.
W �wietle ksi�yca w pe�ni ujrza� wielkie czarne ptaszyska, kt�re
jak cienie zatacza�y powolne kr�gi nad budynkami. Zdumia� si�, �e nie
zauwa�y� ich wcze�niej, i zapyta� Crane'a, co o tym s�dzi.
Crane odpowiedzia�, �e nic nie s�dzi. �artem dorzuci�:
- Mo�e to s�py.
- Zgadza si�, tak w�a�nie wygl�daj� - oznajmi� Shawn.
Crane za�mia� si� nerwowo, s�ycha� by�o jego �wiszcz�cy oddech.
- Ale co by tu robi�y s�py? Zlatuj� si�
15
Shawn przypali� papierosa, stuliwszy d�onie wok� zapalniczki
chroni�c p�omyk przed wiatrem. Nic nie odpowiedzia�, lecz zapatrzy�
si� na domostwa niewielkiego miasteczka. Raz jeszcze przyjrza� mu si�
dok�adnie przez lornetk�, lecz nie zauwa�y� �adnych oznak �ycia,
�adnego ruchu.
W ko�cu opu�ci� lornetk� i wyrzuci� papierosa w sypki �nieg.
Papieros zgas�, sycz�c cicho. Odwr�ci� si� do Crane'a i powiedzia�:
- Lepiej jed�my tam i zobaczmy.
ROZDZIA� DRUGI
VANDERBERG
Trzysta mil dalej w obszernej, kwadratowej, pozbawionej okien
sali porucznik Edgar Comroe siedzia� z nogami za�o�onymi na
biurko, na kt�rym le�a�a r�wnie� zwalona sterta artyku��w z czaso-
pism naukowych. Comroe tej nocy pe�ni� obowi�zki oficera dy�ur-
nego - raz w miesi�cu odpowiada� za czynno�ci dwunastoosobowej
ekipy dy�urnej Kontroli Lot�w Programu Scoop. Dzi� w�a�nie
nadzorowali tras� i odbierali sprawozdania z furgonetki oznaczonej
kryptonimem Skoczek Pierwszy, posuwaj�cej si� obecnie przez
arizo�sk� pustyni�.
Comroe nie lubi� tej pracy. Sala by�a szara, o�wietlona fluorescen-
cyjnymi lampami; jej sk�pe wyposa�enie ograniczone do tego, co
niezb�dne, wprowadza�o go w z�y nastr�j. Nigdy nie by� w Kontroli
Lot�w podczas wystrzelenia satelity, gdy panowa�a tu zupe�nie inna
atmosfera. W sali roi�o si� w�wczas od zapracowanych technik�w,
poch�oni�tych swymi skomplikowanymi zadaniami, pe�nych napi�cia,
jakie towarzyszy wystrzeleniu ka�dego pojazdu kosmicznego.
Noce jednak by�y nudne. Nic si� wtedy nie dzia�o. Comroe
wykorzystywa� ten czas na nadrobienie zaleg�o�ci w lekturach. Jego
specjalizacj� by�a fizjologia uk�adu sercowo-naczyniowego, szczeg�lnie
interesowa� si� obci��eniami tego uk�adu wywo�ywanymi du�ymi
przyspieszeniami.
Tego wieczoru Comroe zaj�ty by� przegl�daniem artyku�u zatytu-
�owanego "Stechiometryczne pomiary wysycenia tlenem i gradient�w
dyfuzyjnych w warunkach zwi�kszonej pr�no�ci gaz�w w krwi t�t-
niczej". Stwierdzi�, �e czyta mu si� wolno, a artyku� nie bardzo go
interesuje. Kiedy sygna� z furgonetki Shawna i Crane'a przerwa� mu
lektur�, nie mia� im tego za z�e.
17
2 - Andromeda...
- Skoczek Pierwszy do Vandal Deca - powiedzia� Shawn. -
Skoczek Pierwszy do Vandal Deca. Jak mnie s�yszysz? Odbi�r.
Rozbawiony tym Comroe odpowiedzia�, �e s�yszy go dobrze.
- Zamierzamy wjecha� do miasteczka Piedmont i odzyska� sond�.
- Bardzo dobrze, Skoczek Pierwszy. Nie wy��czajcie radia.
- Odbi�r, bez odbioru.
Post�powali zgodnie z przepisami dotycz�cymi odzyskiwania pr�b-
nik�w, zawartymi w "Zbiorze Zasad Post�powania Programu Scoop".
By�a to gruba ksi�ga w mi�kkiej oprawie, le�a�a teraz na biurku
Comroego, by w razie potrzeby m�g� natychmiast z niej skorzysta�.
Comroe wiedzia�, �e rozmowy mi�dzy baz� i furgonetk� s� nagrywane,
by p�niej sta� si� cz�ci� trwa�ej dokumentacji programu, lecz nigdy
nie zdo�a� dociec, dlaczego jest to konieczne. W rzeczywisto�ci wszystko
wydawa�o mu si� proste jak drut: furgonetka wyje�d�a�a, znajdowa�a
kapsu�� i wraca�a.
Wzruszy� ramionami i wr�ci� do artyku�u o pr�no�ci gaz�w,
jednym uchem s�uchaj�c melduj�cego Shawna.
- Wjechali�my do miasteczka. W�a�nie min�li�my stacj� ben-
zynow� i motel. Wsz�dzie spok�j. Ani �ladu �ycia. Sygna� z satelity
coraz silniejszy. Niedaleko przed nami jest ko�ci�. Nie wida� �adnych
�wiate� ani czyjejkolwiek aktywno�ci.
Comroe od�o�y� czasopismo. Dotar�o do niego napi�cie wyra�nie
przebijaj�ce w g�osie Shawna. W normalnych okoliczno�ciach Comroe-
go rozbawi�aby my�l, �e dw�ch doros�ych ludzi ma stracha wje�d�aj�c
do sennego, pustynnego miasteczka. Zna� jednak Shawna osobi�cie
i wiedzia�, �e mimo wielu zalet nie ma on ani krzty wyobra�ni. Shawn
potrafi� przysn�� w �rodku filmu grozy, taki w�a�nie by�.
Comroe zacz�� uwa�nie nas�uchiwa�.
Mimo trzask�w i zak��ce� s�ysza� buczenie silnika furgonetki.
Dos�ysza� r�wnie� prowadzon� p�g�osem rozmow� dw�ch m�czyzn.
Shawn: Ca�kiem tu cicho.
Crane: Tak jest, panie poruczniku.
Chwila ciszy.
Crane: Panie poruczniku?
Shawn: Tak?
Crane: Widzia� pan to?
Shawn: Co?
Crane: Za nami, na chodniku. Wygl�da to na ludzkie cia�o.
Shawn: Ponosi ci� wyobra�nia.
Znowu chwila ciszy. Nast�pnie Comroe us�ysza� pisk hamulc�w
zatrzymuj�cej si� furgonetki.
18
Shawn: Chryste Panie.
Crane: Kolejne, panie poruczniku.
Shawn: Wygl�da na to, �e nie �yje.
Crane: Czy mam...
Shawn: Nie. Zosta� w furgonetce.
Porucznik podni�s� g�os, nadaj�c mu bardziej oficjalny ton i kie-
ruj�c swe s�owa do mikrofonu:
- Tu Skoczek Pierwszy do Vandal Deca, odbi�r.
Comroe podsun�� sobie mikrofon.
- S�ysz� ci�. Co si� sta�o?
Shawn wydusi� przez zaci�ni�te gard�o.
- Panie poruczniku, znale�li�my ludzi le��cych na ulicy, mn�stwo
ludzi. Wygl�da na to, �e to trupy.
- Jeste� pewny, Skoczek Pierwszy?
- Na mi�o�� bosk� - denerwowa� si� Shawn. - Oczywi�cie, �e
jeste�my pewni.
- Szukajcie dalej kapsu�y, Skoczek Pierwszy - rozkaza� spokojnie
Comroe.
Wypowiadaj�c te s�owa, rozejrza� si� po sali. Dwana�cie pozo-
sta�ych os�b ze zredukowanej ekipy znieruchomia�o i wpatrywa�o si�
w niego nie widz�cymi spojrzeniami. Wszyscy ws�uchiwali si� w trans-
misj�.
Z rumorem silnika furgonetka ruszy�a.
Comroe zdj�� nogi z biurka i nacisn�� na konsoli czerwony klawisz
z nadrukiem: BEZPIECZE�STWO. Powodowa�o to automatyczne
odizolowanie Kontroli Lot�w. Od tej chwili nikt nie mia� prawa wej��
lub wyj�� bez pozwolenia Comroego. Nast�pnie podni�s� s�uchawk�
i powiedzia�.
- Poprosz� z majorem Manchekiem. M-a-n-c-h-e-k-i-e-m. To
wezwanie oficjalne. Zaczekam.
Manchek by� w tym miesi�cu g��wnym oficerem dy�urnym, od-
powiedzialnym za przebieg programu Scoop.
Czekaj�c Comroe przycisn�� barkiem s�uchawk� do ucha i zapali�
papierosa. W g�o�niku s�ycha� by�o, jak Shawn m�wi:
- My�lisz, �e nie �yj�, Crane?
Crane: Tak, panie poruczniku. Nie zgin�li gwa�town� �mierci�, ale
nie �yj�.
Shawn: Jako� nie wydaj� si� naprawd� martwi. Czego� tu brakuje.
To zabawne... ale ju� po nich. Musz� by� ich dziesi�tki.
Crane: Wygl�daj�, jakby padli trupem na miejscu. Poprzewracali
si� i umarli.
19
Shawn: Na ulicach, na chodnikach...
Chwila milczenia, nast�pnie g�os Crane'a: Panie poruczniku!
Shawn: Jezu!
Crane: Widzia� go pan? M�czyzn� w bia�ym szlafroku, prze-
chodz�cego przez ulic�...
Shawn: Widz� go.
Crane: Przechodzi nad nimi jakby...
Shawn: Idzie w nasz� stron�.
Crane: Panie poruczniku, prosz� pos�ucha�, my�l�, �e powinni�my
si� st�d zwija�, je�li wolno mi...
S�ycha� by�o jeszcze przenikliwy krzyk i odg�os czego� mia�d�onego.
W tym momencie transmisja urwa�a si� i Kontrola Lot�w Programu
Scoop w Vanderberg nie zdo�a�a si� ju� po��czy� z dwoma m�czyz-
nami.
ROZDZIA� TRZECI
KRYZYS
Powiada si�, �e Gladstone us�yszawszy o �mierci "Chi�czyka"
Gordona w Egipcie burkn�� z irytacj�, �e jego genera� m�g� sobie
wybra� bardziej odpowiedni� por� na �mier�; zam�t wywo�any zgonem
Gordona wywo�a� kryzys w rz�dzie Gladstone'a. Adiutant o�mieli� si�
stwierdzi�, �e okoliczno�ci by�y wyj�tkowe i nie do przewidzenia, na
co Gladstone odpowiedzia� z rozdra�nieniem, �e "Wszystkie kryzysy
s� takie same" *.
Chodzi�o mu oczywi�cie o kryzysy polityczne. W roku 1885, ani
przez kolejnych czterdzie�ci lat, nie by�o kryzys�w naukowych. Od
tamtej pory zdarzy�o si� osiem kryzys�w naukowych o donios�ym
znaczeniu; dwa z nich sta�y si� powszechnie znane. Co ciekawe,
obydwa kryzysy, o kt�rych wie�� przedosta�a si� do publicznej wiado-
mo�ci - energia atomowa i osi�gni�cie zdolno�ci do lot�w w kos-
mos - dotyczy�y chemii i fizyki, nie biologii.
Mo�na si� by�o tego spodziewa�. Fizyka by�a pierwsz� z nauk
przyrodniczych, kt�ra sta�a si� w pe�ni nowoczesna i w znacznym
stopniu zmatematyzowana. Jej �ladem pod��y�a chemia, lecz biologia,
jak zap�nione w rozwoju dziecko, wlok�a si� daleko w tyle. Nawet
w czasach Newtona i Galileusza ludzie wiedzieli wi�cej o Ksi�ycu
i innych cia�ach niebieskich ni� o sobie samych.
Sytuacja ta nie uleg�a zmianie a� do ko�ca lat czterdziestych.
Okres powojenny otworzy� now� er� w badaniach biologicznych,
kt�rej nadej�cie przyspieszy�o odkrycie antybiotyk�w. Niespodziewanie
znalaz�y si� pieni�dze i entuzjazm. Posypa�y si� obficie odkrycia
* Chodzi o �mier� Charlesa George'a Gordona, dowodz�cego wojskami angiel-
skimi zdobywaj�cymi Egipt. Sta�o si� to istotnie przyczyn� kryzysu gabinetowego
w rz�dzie premiera Gladstone'a (przyp. t�um.).
21
w dziedzinie biologii: �rodki uspokajaj�ce, hormony sterydowe, im-
munologia, kod genetyczny. W 1953 przeszczepiono pierwsz� nerk�,
a w 1958 przetestowano pierwsze pigu�ki zapobiegaj�ce ci��y. Nie
min�o wiele czasu, a biologia sta�a si� najszybciej rozwijaj�c� si�
nauk�; zas�b wiedzy w tej dziedzinie podwaja� si� co dziesi�� lat.
Dalekowzroczni badacze m�wili powa�nie o manipulacji genami,
kontroli nad ewolucj�, regulowaniu funkcji m�zgu - ideach, kt�re
dziesi�� lat wcze�niej by�y jedynie mrzonkami.
Mimo to nie zdarzy� si� �aden kryzys o naturze biologicznej.
Problem szczepu Andromeda by� pierwszy.
Wedle Lewisa Bornheima kryzys to sytuacja dot�d wszystkim
znana i niek�opotliwa, kt�ra przez wprowadzenie niespodziewanego
nowego czynnika staje si� nie do zniesienia. Nie ma wielkiego znaczenia,
czy nowy czynnik ma natur� polityczn�, ekonomiczn� czy naukow�:
wydarzenia mo�e wprawi� w ruch r�wnie dobrze �mier� bohatera
narodowego, niestabilno�� cen, jak odkrycie nowej technologii. W tym
sensie Gladstone mia� racj�: wszystkie kryzysy s� takie same.
Szacowny uczony Alfred Pockran w swym studium nad kryzysami
("Kultura, kryzysy i zmiany") poczyni� kilka interesuj�cych spostrze-
�e�. Skonstatowa� przede wszystkim, �e pocz�tek ka�dego kryzysu ma
miejsce na d�ugo przed jego ujawnieniem si�. Jako przyk�ad mo�e
pos�u�y� to, i� Einstein opublikowa� teori� wzgl�dno�ci w latach
1905-1915, dopiero czterdzie�ci lat potem zrealizowano za�o�enia
jego dzie�a. W�wczas to sko�czy�a si� wojna, nast�powa�a nowa era
i zaczyna� si� kryzys.
Podobnie w pocz�tkach dwudziestego stulecia zar�wno ameryka�-
scy, niemieccy, jak i radzieccy naukowcy interesowali si� lotami
kosmicznymi, lecz jedynie Niemcy u�wiadamiali sobie, jaki potencja�
militarny tkwi w rakietach. W Stanach Zjednoczonych zadowalano si�
nieszkodliwymi igraszkami z rakietami, co dziesi�� lat p�niej zaowo-
cowa�o ameryka�skim kryzysem naukowym, na kt�ry sk�ada�o si�
wystrzelenie przez Rosjan Sputnika, zmiany w systemie edukacyjnym
w Stanach, mi�dzykontynentalne pociski balistyczne i luka rakietowa.
Pockran stwierdzi� r�wnie�, �e na kszta�t kryzysu maj� wp�yw
jednostki i osobliwo�ci odgrywaj�ce wyj�tkow� rol�:
"R�wnie trudno wyobrazi� sobie Aleksandra nad Rubikonem czy Eisen-
howera pod Waterloo, jak Darwina pisz�cego do Roosevelta o potencjal-
nych mo�liwo�ciach tkwi�cych w bombie atomowej. Sprawcami kryzysu
s� ludzie z ich specyficznymi cechami, uprzedzeniami i predyspozycjami.
Kryzys to suma intuicji i tego, co si� przegapia, mieszanina fakt�w
znanych i zignorowanych.
22
Jednak�e przez wyj�tkowo�� ka�dego kryzysu przebija niepokoj�ca iden-
tyczno��. Cech� sta�� wszystkich kryzys�w jest to, �e patrz�c na nie
z perspektywy zwykle uznaje si�, �e mo�na je by�o przewidzie�. Sprawia
to wra�enie, jakby by�y w pewien spos�b nieuniknione, jakby ich wy-
st�pienie by�o konieczne. Nie odnosi si� to do wszystkich kryzys�w, lecz
do wystarczaj�co wielu, by nawet najbardziej zahartowanych historyk�w
natchn�� cynizmem i mizantropi�".
W �wietle argument�w Pockrana ciekawa jest analiza kryzysu
i osobowo�ci ludzi zwi�zanych z badaniami szczepu Andromeda. Do
tego czasu jeszcze nie mia� miejsca kryzys dotycz�cy nauk biologicz-
nych, a Amerykanie we� zaanga�owani nie byli sk�onni tak w�a�nie go
traktowa�. Shawn i Crane sprawdzali si� na swoich stanowiskach, lecz
nie cechowa�a ich inicjatywa, a Edgar Comroe, oficer pe�ni�cy nocny
dy�ur w bazie Vanderberg, cho� naukowiec, nie potrafi� zareagowa�
inaczej ni� natychmiastow� irytacj� z powodu nie przewidzianego
wydarzenia naruszaj�cego spok�j tego wieczoru.
Zgodnie z regulaminem Comroe wezwa� swego prze�o�onego,
majora Arthura Mancheka, i od tej chwili sprawa przybra�a inny
obr�t, Manchek bowiem by� zar�wno przygotowany, jak i sk�onny
przyj�� mo�liwo�� zaistnienia kryzysu o wyj�tkowych rozmiarach.
Nie by� jednak got�w si� z tym pogodzi�.
Major Manchek, z twarz� wci�� pomi�t� od snu, siedzia� na
brzegu biurka Comroego i s�ucha� nagrania z furgonetki. Kiedy si�
sko�czy�o, powiedzia�:
- Do diab�a, nie zdarzy�o mi si� s�ysze� nic bardziej osobliwego -
po czym przyst�pi� do ponownego przes�uchiwania ta�my, starannie
nape�niaj�c fajk� tytoniem i zapalaj�c j�.
Arthur Manchek by� in�ynierem, spokojnym kr�pym m�czyzn�
zn�kanym przez chwiejne nadci�nienie, gro��ce mu urwaniem dalszych
awans�w w ameryka�skiej armii. Przy wielu okazjach doradzano mu
zrzucenie wagi, ale nie by� w stanie si� do tego zmusi�. Z tych w�a�nie
przyczyn rozwa�a� porzucenie armii dla kariery naukowca w przemy�le
cywilnym, gdzie nikogo nie obchodzi�a waga czy ci�nienie krwi cz�o-
wieka.
Manchek dosta� si� do bazy Vanderberg z laboratori�w Wright
Patterson w Ohio, gdzie kierowa� eksperymentami zwi�zanymi ze
sposobami l�dowania pojazd�w kosmicznych. Mia� zaprojektowa�
kapsu�� mog�c� r�wnie dobrze l�dowa� na morzu, jak i na l�dzie.
23
Manchek zaplanowa� trzy obiecuj�ce konstrukcje; sukces da� mu
awans i przeniesienie do Vanderberg.
Tu powierzono mu prac� administracyjn�, kt�rej nienawidzi�.
Ludzie go nudzili; nie obchodzi�a go mechanika manipulacji i kaprysy
podw�adnych. Cz�sto pragn�� znale�� si� z powrotem w tunelach
aerodynamicznych we Wright Patterson.
Zw�aszcza po nocach, gdy zrywano go z ��ka, by poinformowa�
go o jakich� g��bokodupnych problemach.
Czu� si� tej nocy rozdra�niony i spi�ty. Przyj�� to w charakterys-
tyczny dla siebie spos�b: reagowa� znacznie wolniej ni� zwykle.
Porusza� si� powoli, powoli my�la� i dzia�a� powoli. Na tym polega�a
tajemnica jego sukcesu. Podczas gdy ludzie wok� niego stawali si�
coraz bardziej podnieceni, Manchek zdawa� si� zwraca� na wszystko
coraz mniejsz� uwag�, i wygl�da�, jakby w�a�nie zasypia�. Ta sztuczka
pozwala�a mu zachowywa� ca�kowity obiektywizm i trze�wo�� s�du.
Podczas gdy ta�ma przewija�a si� po raz wt�ry, wzdycha� i poci�ga�
fajk�.
- Zak�adam, �e to nie wina awarii ��czno�ci?
Comroe potrz�sn�� g�ow�.
- Sprawdzili�my wszystkie uk�ady z tego ko�ca. Wci�� nas�uchu-
jemy na tej cz�stotliwo�ci. - W��czy� radio i sal� wype�ni�y trzaski
wywo�ane przez zak��cenia. - Wie pan, co to takiego audioprzesiew?
- Mniej wi�cej - mrukn�� Manchek, t�umi�c ziewanie. Audio-
przesiew by� technik�, kt�r� w�a�nie on opracowa� trzy lata temu.
Okre�laj�c rzecz najpro�ciej by�a to skomputeryzowana metoda od-
najdywania szpilki w stogu siana - program maj�cy za zadanie
nas�uch chaotycznych d�wi�k�w i wy�awianie z nich znacz�cych nie-
regularno�ci. Pozwala�o to na przyk�ad z gwaru nagranego podczas
cocktail party w ambasadzie wyodr�bni� jeden wybrany g�os.
Metoda ta mia�a kilka zastosowa� wywiadowczych.
- Od chwili gdy urwa�a si� transmisja, nie odbieramy nic poza
szumem, kt�ry pan w�a�nie s�yszy - powiedzia� Comroe. - Przepu�-
cili�my go przez audioprzesiew, by sprawdzi�, czy komputer wy�owi
z tego jakie� regularno�ci. Dali�my to r�wnie� na oscyloskop.
Po drugiej stronie sali na zielonym ekranie oscyloskopu ta�czy�a
zygzakowata bia�a linia - zsumowane zak��cenia elektrostatyczne.
- Nast�pnie - relacjonowa� Comroe - pod��czyli�my komputer.
Wysz�o co� takiego.
Nacisn�� klawisz. Linia na oscyloskopie raptownie zmieni�a charak-
ter. Od razu sta�a si� r�wniejsza, bardziej regularna, z zaznaczonymi
cyklicznymi impulsami.
24
- Widz� - powiedzia� Manchek. Ju� wcze�niej rozpozna� obraz
na ekranie oscyloskopu i poj�� jego znaczenie. Zacz�� rozwa�a� inne
mo�liwo�ci, bardziej szczeg�owe warianty.
- To wersja d�wi�kowa - wyja�ni� Comroe. Nacisn�� kolejny
przycisk na klawiaturze i sal� wype�ni� modulowany d�wi�k odwzoro-
wuj�cy sygna�. By�o to r�wne mechaniczne tarcie z powtarzaj�cym si�
metalicznym stukaniem.
Manchek skin�� g�ow�.
- Silnik. Stuka.
- Tak jest, panie majorze. S�dzimy, �e radio w furgonetce wci��
dzia�a, a silnik jest nadal w��czony. W�a�nie to s�ycha� po odsiewie
zak��ce�.
- Zgadza si� - potwierdzi� Manchek. Jego fajka zgas�a. Possa�
j� jeszcze przez moment, wyj�� z ust i paznokciem zgarn�� okruch
tytoniu z j�zyka.
- Potrzebujemy dowod�w - mrukn�� pod nosem. Zastanawia�
si� nad ich kategoriami, mo�liwymi znaczeniami, niezb�dnymi �rod-
kami, jakie trzeba by podj��...
- Dowod�w na co? - zapyta� Comroe.
Manchek zignorowa� pytanie.
- Mamy w bazie scavengera?
- Nie jestem pewny, panie majorze. Je�eli nie, mo�emy �ci�gn��
go z Edwards.
- Prosz� to zrobi�. - Manchek wsta�. Podj�� ju� decyzj� i po-
nownie poczu� si� znu�ony. Czeka� go wiecz�r wype�niony rozmowami
telefonicznymi, wiecz�r zmaga� z rozdra�nionymi telefonistkami,
niew�a�ciwymi po��czeniami i zdezorientowanymi g�osami z drugiej
strony.
- Trzeba zorganizowa� przelot nad tym miasteczkiem - zarz�-
dzi�. - I szczeg�owe badania. Wszystkie zasobniki maj� tu trafi�
natychmiast. Prosz� uprzedzi� laboratoria.
Poleci� r�wnie� Comroemu �ci�gn�� technik�w, zw�aszcza Jaggersa.
Manchek nie znosi� Jaggersa, kt�ry wydawa� mu si� nieco afektowany
i zadziera� nosa, ale major zdawa� sobie jednocze�nie spraw�, �e
Jaggers zna si� na rzeczy, a tej nocy potrzebowa� warto�ciowych ludzi.
O 23:07 Samuel Wilson zwany Rewolwerowcem przelatywa� z pr�d-
ko�ci� 645 mil na godzin� nad pustyni� Mojave. Przed sob�, w g�rze,
widzia� o�wietlone ksi�ycow� po�wiat� bli�niacze silniki prowadz�cych
odrzutowc�w, kt�rych dopalacze p�on�y na nocnym niebie. Skrzyd�a
25
wygl�da�y oci�ale; pod nimi bowiem i pod kad�ubami podwieszono
bomby fosforowe.
Czarny samolot Wilsona by� inny ni� tamte: d�ugi i wysmuk�y. By�
to scavenger, jeden z siedmiu na �wiecie.
Scavenger to wersja operacyjna X-18 - samolot odrzutowy prze-
znaczony do bezpo�rednich rekonesans�w, wyposa�ony w aparatur�
do dziennych i nocnych lot�w zwiadowczych. Mia� podwieszone dwie
szesnastomilimetrowe kamery, jedn� dla spektrum widzialnego, drug�
dla podczerwieni niskiej cz�stotliwo�ci. Pr�cz standardowego wyposa-
�enia elektronicznego i radiodetekcyjnego znajdowa�a si� na nim
r�wnie� obrotowa wielozakresowa kamera Homansa na podczerwie�.
Oczywi�cie wszystkie klisze by�y automatycznie przetwarzane jeszcze
w powietrzu, tak i� by�y gotowe do przejrzenia natychmiast po
wyl�dowaniu w bazie.
Ca�a ta technika czyni�a ze scavengera niezwykle czu�y aparat. By�
on w stanie podczas zaciemnienia opracowa� plan miasta oraz �ledzi�
z wysoko�ci o�miu tysi�cy st�p poruszanie si� pojedynczych samocho-
d�w i ci�ar�wek. M�g� wykry� ��d� podwodn� na g��boko�ci do
dwustu st�p, a tak�e zlokalizowa� miny morskie na podstawie deforma-
cji kszta�tu fal i wykona� precyzyjne zdj�cie fabryki na podstawie emisji
ciep�a wydzielanego przez mury, cztery godziny po jej zamkni�ciu.
Scavenger by� wi�c idealn� maszyn� do przelotu w �rodku nocy
nad Piedmont w stanie Arizona.
Wilson sumiennie sprawdzi� aparatur�, dotykaj�c palcami kont-
rolek, przycisk�w i d�wigienek, sprawdzaj�c, czy p�on� wszystkie
zielone �wiate�ka sygnalizuj�ce sprawno�� oprzyrz�dowania.
W jego s�uchawkach zatrzeszcza�o. Odezwa� si� samolot prowa-
dz�cy. Wilson us�ysza� leniwy g�os:
- Nadlatujemy nad miasteczko, Rewolwerowiec. Widzisz je?
Wychyli� si� do przodu w ciasnym kokpicie. Znajdowa� si� nisko,
ledwie pi��set st�p nad ziemi�, i przez chwil� nie widzia� nic poza
piachem, �niegiem i drzewami jukowymi. Po chwili dostrzeg� przed
sob� budynki.
- Odbi�r. Widz� je.
- O.K., Rewolwerowiec. Zr�b nam miejsce.
Zmniejszy� ci�g, powi�kszaj�c dystans mi�dzy sob� a dwoma
pozosta�ymi samolotami o p� mili. Nadlatywali w formacji prosto-
k�tnej, by dobrze o�wietli� cel za pomoc� flar fosforowych. Bezpo-
�rednie uwidocznienie nie by�o naprawd� konieczne, scavenger poradzi�-
by sobie bez niego. Tym z Vanderberg zale�a�o jednak widocznie, by
uzyska� jak najwi�cej danych o miasteczku.
26
Samoloty na przedzie rozesz�y si� szeroko, p�ki nie znalaz�y si� po
obydwu stronach g��wnej uliczki miasteczka.
- Rewolwerowiec? Got�w do balu?
Wilson delikatnie po�o�y� palce na klawiszach kamery. Cztery
palce; jakby gra� na pianinie.
- Got�w.
- No to jedziemy.
Dwa samoloty znurkowa�y, opadaj�c ku miasteczku. By�y roz-
stawione bardzo szeroko i wydawa�o si�, �e znajduj� si� tu� nad
ziemi�, kiedy wyrzuca�y flary. Gdy po kolei pada�y na ziemi�, wy-
kwita�y o�lepiaj�co bia�e kule ognia, k�pi�c miasteczko w nieziemskiej
po�wiacie, odbijaj�cej si� od metalicznych podbrzuszy samolot�w.
Gdy odrzutowce min�y Piedmont, poderwa�y si� w g�r�, lecz
Wilson nie patrzy� na nie. Ca�a jego uwaga, umys� i cia�o by�y
skoncentrowane na miasteczku.
- W twoje r�ce, Rewolwerowiec.
Wilson nie odpowiedzia�. Opu�ci� nos maszyny, przymkn�� klapy
i poczu� dreszcz, gdy samolot jak kamie� pocz�� wali� si� ku ziemi.
Miasteczko i teren wok� niego by�y o�wietlone w promieniu kilkuset
jard�w. Przycisn�� klawisze i poczu� wibracj� kamer.
Spada� przez d�ug� chwil�, po czym �ci�gn�� dr��ek do siebie.
Samolot jak gdyby chwyci� si� powietrza, przytrzyma� si� go i pocz��
si� wspina�. Uda�o mu si� w przelocie rzuci� okiem na g��wn� ulic�.
Spostrzeg� le��ce bez�adnie cia�a: na jezdni, w samochodach, wsz�dzie...
- Chryste - powiedzia�.
I zn�w znalaz� si� w g�rze, zawracaj�c obszernym �ukiem, przygo-
towuj�c si�, by nadlecie� drugi raz nad miasteczko i usi�uj�c nie my�le�
o tym, co zobaczy�. Jedn� z podstawowych zasad powietrznych
rekonesans�w by�o ignorowanie tego, co si� ujrza�o; analiza i opraco-
wanie danych nie nale�a�y do pilota. By�a to sprawa ekspert�w,
a piloci, kt�rzy o tym zapominali, kt�rzy interesowali si� za bardzo
tym, co fotografowali, sami si� pakowali w k�opoty. Zazwyczaj
zderzali si� z ziemi�.
Gdy samolot po raz drugi p�asko nadlecia� nad miasteczko, Wilson
usi�owa� nie patrze� w d�. Nie uda�o mu si� jednak i powt�rnie
zobaczy� cia�a. Fosforowe flary ju� si� dopala�y, by�o ciemniej i jako�
z�owieszczo. Na ziemi jednak rzeczywi�cie le�eli martwi ludzie; nie
wyobrazi� sobie tego.
- Jezu - wymamrota� ponownie. - S�odki Jezu.
27
Napis na drzwiach g�osi�: SALA ANALIZ I PRZETWARZANIA
DANYCH EPSILON, a ni�ej, czerwonymi literami, by�o napisane:
WST�P JEDYNIE ZA OKAZANIEM PRZEPUSTKI. Za nimi by�a
wygodna sala odpraw: na jednej ze �cian znajdowa� si� ekran, przed
kt�rym sta�o tuzin foteli z profilowanych rur obci�gni�tych sk�r�,
a pod przeciwleg�� �cian� umieszczono projektor.
Gdy Manchek i Comroe weszli do �rodka, Jaggers ju� na nich
czeka�, stoj�c na �rodku sali przed ekranem. By� to niski, poruszaj�cy
si� spr�ystym krokiem m�czyzna, o gorliwej, rzec mo�na pe�nej
nadziei twarzy. Cho� nie by� specjalnie lubiany w bazie, mimo to
uznawano go za mistrza analizy danych z rekonesans�w. Konstrukcja
jego umys�u, pozwalaj�ca mu zachwyca� si� nat�okiem z trudem
dopasowywanych do siebie szczeg��w, sprawia�a, �e idealnie nadawa�
si� do takiego zadania.
Gdy Manchek i Comroe usiedli, Jaggers zatar� d�onie.
- No c� - powiedzia�. - Chyba mog� od razu przyst�pi� do
rzeczy. Jak s�dz�, mamy dzi� dla was co� interesuj�cego. - Kiwn��
g�ow� operatorowi projektora w g��bi sali. - Pierwsze zdj�cie, prosz�.
�wiat�a na sali pociemnia�y. Rozleg�o si� mechaniczne szcz�kni�cie,
po czym ekran roz�wietli� si� ukazuj�c robione z du�ej wysoko�ci
zdj�cia ma�ego pustynnego miasteczka.
- Nie jest to zwyk�e zdj�cie - obja�ni� Jaggers. - Pochodzi
z naszych akt. Wykonane dwa miesi�ce temu z Janusa 12, naszego
satelity zwiadowczego. Jak wam wiadomo, apogeum jego orbity
wynosi�o sto osiemdziesi�t siedem mil. Jako�� techniczna jest ca�kiem
niez�a. Jeszcze nie potrafimy odczyta� tablic rejestracyjnych samo-
chod�w, ale nad tym pracujemy. Mo�e w przysz�ym roku si� uda.
Manchek poruszy� si� niecierpliwie w swoim fotelu, ale nic nie
powiedzia�.
- Wida� tutaj miasteczko - kontynuowa� Jaggers. - Piedmont
w stanie Arizona. Czterdziestu o�miu mieszka�c�w, i w og�le nie
bardzo jest na co patrze�, nawet z wysoko�ci stu osiemdziesi�ciu
siedmiu mil. Tutaj mamy dom towarowy, stacj� benzynow� - prosz�
zauwa�y�, jak wyra�nie mo�na odczyta� "Gulf' - i poczt�, a tu
motel. Pozosta�e budynki to domy prywatne. Ko�ci� jest tutaj.
Dobrze, prosz� nast�pne zdj�cie.
Kolejne szcz�kni�cie. Zdj�cie by�o ciemniejsze, z czerwonawym
odcieniem, wykonane z g�ry. Przewa�a�y na nim barwy bia�a i ciemno-
czerwona, zarysy budynk�w by�y do�� niewyra�ne.
- Zaczynamy od zdj�� robionych ze scavengera technik� termo-
wizyjn�. Jak wiadomo, s� to fotografie wykorzystuj�ce emisj� ciep�a,
28
nie odbicie �wiat�a. Przedmioty ciep�e wychodz� na zdj�ciu bia�e;
przedmioty zimne - czarne. No w�a�nie. Wida�, �e domy s� ciem-
ne - ich temperatura jest ni�sza ni� temperatura gruntu. Z zapad-
ni�ciem nocy budynki szybciej trac� ciep�o.
- Co to za bia�e plamy? - zapyta� Comroe. Na fotografii
widnia�o czterdzie�ci do pi��dziesi�ciu bia�ych p�l.
- To cia�a - stwierdzi� Jaggers. - Niekt�re wewn�trz dom�w,
niekt�re na ulicach. Okazuje si�, �e jest ich pi��dziesi�t. W niekt�rych
przypadkach mo�na wyra�nie odr�ni� ko�czyny i g�ow�. Te zw�oki na
ulicy le�� na wznak. - Zapali� papierosa i wskaza� na bia�y czworo-
k�t. - Mo�emy stwierdzi� prawie z ca�� pewno�ci�, �e to samoch�d.
Prosz� zauwa�y�, �e z jednego ko�ca widnieje bia�a plama. Oznacza to,
�e silnik ci�gle pracuje, wci�� wytwarza ciep�o.
- Furgonetka - powiedzia� Comroe. Manchek przytakn��.
- Powstaje pytanie - ci�gn�� Jaggers. - Czy wszyscy ludzie nie
�yj�? Nie mo�emy by� tego pewni. Czterdzie�ci siedem cia� jest do��
zimnych, co wskazuje, �e �mier� nast�pi�a jaki� czas temu. Trzy s�
cieplejsze. Dwa z nich znajduj� si� w tym samochodzie, tutaj.
- Nasi ludzie - stwierdzi� Comroe. - A trzecie?
- Z trzecim cia�em sprawa jest do�� zagadkowa. Wida� je tu, ten
kto� najprawdopodobniej stoi lub le�y zwini�ty na ulicy. Prosz�
zwr�ci� uwag�, �e posta� jest ca�kiem bia�a, co oznacza, �e do�� ciep�a.
Nasze pomiary temperatury wskazuj�, �e wynosi ona oko�o trzydziestu
pi�ciu stopni - troch� za ma�o, ale mo�e to by� skutek skurczu
naczy� obwodowych w nocnym pustynnym powietrzu. To obni�a
temperatur� sk�ry.. Nast�pny slajd.
Na ekranie pojawi�o si� kolejne zdj�cie.
Manchek marszcz�c brwi wpatrzy� si� w bia�� plam�.
- Zmieni�a po�o�enie.
- W�a�nie. Zdj�cie wykonano przy drugim przelocie. Plama prze-
mie�ci�a si� oko�o dwudziestu jard�w. Nast�pne zdj�cie.
- Zn�w si� poruszy�a!
- Tak. O dodatkowe pi�� do dziesi�ciu jard�w.
- Czyli ta osoba ci�gle �yje?
- By� mo�e to przedwczesna konkluzja - powiedzia� Jaggers.
Manchek odchrz�kn��.
- Ale jest pan w�a�nie takiego zdania?
- Owszem, panie majorze. Tak w�a�nie s�dz�.
- Czyli tam w dole jest cz�owiek, przechadzaj�cy si� mi�dzy
trupami?
Jaggers wzruszy� ramionami i postuka� w ekran.
29
- Na podstawie tych danych trudno wysun�� inne wnioski, poza
tym...
W tym momencie do sali wszed� szeregowiec nios�cy pod pach�
trzy metalowe cylindry.
- Panie majorze, s� filmy nakr�cone w pa�mie widzialnym.
- Prosz� przewin�� - rzek� Manchek.
Film za�o�ono do projektora. Chwil� p�niej do sali wszed� porucz-
nik Wilson. Jaggers oznajmi�:
- Jeszcze nie przegl�da�em tych film�w. Mo�e pilot powinien
relacjonowa�, co na nich wida�.
Manchek skin�� g�ow� i spojrza� na Wilsona, kt�ry wsta� i przeszed�
do przodu sali, nerwowo wycieraj�c d�onie w spodnie. Zatrzyma� si�
przed ekranem i zwr�ci� twarz� do publiczno�ci, po czym zacz�� m�wi�
pozbawionym jakiejkolwiek intonacji, monotonnym g�osem:
- Panie majorze, dokona�em dw�ch przelot�w nad miasteczkiem
mi�dzy dwudziest� trzeci� osiem i dwudziest� trzeci� trzyna�cie dzi�
wiecz�r. Pierwszy lot wykona�em ze wschodu, a powrotny z zachodu,
z przeci�tn� pr�dko�ci� dwustu czternastu mil na godzin�; �redni�
wysoko�ci� wedle skorygowanego odczytu altimetru o�miuset st�p i...
- Chwileczk�, synu - przerwa� mu Manchek, unosz�c d�o�. -
To nie przes�uchanie. M�w naturalnie.
Wilson skin�� g�ow� i prze�kn�� �lin�. �wiat�a na sali przygas�y
i projektor z szumem o�y�. Na ekranie ukaza�o si� miasteczko sk�pane
w jaskrawym, bia�ym �wietle, widziane z nadlatuj�cego nad nie samo-
lotu.
- To m�j pierwszy przelot - komentowa� Wilson. - Ze wschodu
na zach�d, o dwudziestej trzeciej osiem. Obraz pochodzi z lewoskrzyd-
�owej kamery, dokonuj�cej zdj�� z szybko�ci� dziewi��dziesi�ciu sze�ciu
klatek na sekund�. Jak wida�, gwa�townie wytracam wysoko��. Prosto
przed nami wida� g��wn� ulic�...
Urwa�. Na ekranie wyra�nie pokaza�y si� nieruchome ludzkie
cia�a. Wida� by�o r�wnie� furgonetk� stoj�c� na �rodku ulicy, na jej
dachu wci�� powoli obraca�a si� antena. Gdy samolot przelatywa� nad
ni�, w �rodku da�o si� zobaczy� kierowc�, kt�ry le�a� bezw�adnie na
kierownicy.
- Doskona�a rozdzielczo�� - rzek� Jaggers. - Ten drobnoziar-
nisty film rzeczywi�cie daje rozdzielczo��, jakiej potrzeba...
- Wilson - przerwa� Jaggersowi Manchek - relacjonuje nam
sw�j przelot.
- Tak jest, panie majorze - odrzek� Wilson, chrz�kn�wszy.
Popatrzy� na ekran. - Teraz w�a�nie znajduj� si� dok�adnie nad
30
celem. Wida� tu ofiary, licz�c na oko, jest ich oko�o siedemdziesi�ciu
pi�ciu, panie majorze.
M�wi� cichym, napi�tym g�osem. Obraz urwa� si�, pojawi�y si�
jakie� numery, po czym film zacz�� si� od nowa.
- Zawracam teraz do drugiego przelotu - ci�gn�� Wilson. -
Flary si� ju� dopalaj�, ale wida�, �e...
- Zatrzyma� film - rozkaza� Manchek.
Operator projektora zatrzyma� film na pojedynczej klatce. Wida�
na niej by�o d�ug�, prost� g��wn� ulic� miasteczka i le��ce na niej cia�a.
- Cofn��.
Obraz pocz�� si� przesuwa� w odwrotnym kierunku, odrzutowiec
zdawa� si� wznosi� nad ulic�.
- Ju�! Zatrzyma� film.
Klatka znieruchomia�a. Manchek wsta�, podszed� do ekranu i zacz��
przygl�da� si� obrazowi z boku.
- Prosz� na to popatrze� - powiedzia�, wskazuj�c jedn� z syl-
wetek. Wida� by�o m�czyzn� w nocnej koszuli po kolana, stoj�cego
i wpatruj�cego si� w samolot. By� to starzec o pomarszczonej twarzy.
Mia� wytrzeszczone oczy.
- Co pan o tym s�dzi? - spyta� Manchek Jaggersa.
Jaggers przysun�� si� i zmarszczy� czo�o.
- Prosz� przewin�� troch� do przodu.
Film ruszy�. Wyra�nie widzieli, jak m�czyzna odwraca g�ow�
i wodzi oczyma za przelatuj�cym nad nim samolotem.
- Teraz do ty�u - poprosi� Jaggers.
Film cofni�to. Jaggers u�miechn�� si� blado.
- Ten cz�owiek wygl�da mi na �ywego, panie majorze.
- Tak - odrzek� Manchek lakonicznie. - Bez w�tpienia.
M�wi�c to, wyszed� z sali. W drzwiach zatrzyma� si� i o�wiadczy�, �e
og�asza w bazie stan alarmu: a� do odwo�ania nikomu nie wolno
opuszcza� zajmowanych pomieszcze�, nie wolno nawi�zywa� ��czno�ci
ani wysy�a� wiadomo�ci na zewn�trz, a to, co ujrzeli w tej sali, jest poufne.
Wyszed�szy na korytarz ruszy� w stron� Kontroli Lot�w. Comroe
pod��y� za nim.
- Prosz� skomunikowa� si� z genera�em Wheelerem - wyda�
dyspozycje Manchek. - Prosz� mu przekaza�, �e og�osi�em alarm
specjalny bez w�a�ciwych pe�nomocnictw i prosz� go o natychmiastowe
przybycie. - Regulamin m�wi�, �e nikt poza dow�dc� bazy nie ma
prawa og�osi� stanu alarmu.
- Nie wola�by pan powiadomi� go o tym osobi�cie?
- Mam co innego do zrobienia - odpowiedzia� Manchek.
ROZDZIA� CZWARTY
ALARM
Gdy Arthur Manchek wszed� do niewielkiej d�wi�koszczelnej budki
i usiad� przy telefonie, wiedzia� dok�adnie, co ma zrobi� - aczkolwiek
nie by� ca�kowicie pewny dlaczego.
Jako jeden ze starszych oficer�w programu Scoop prawie rok temu
uczestniczy� w odprawie dotycz�cej programu Po�ar Stepu. Manchek
przypomnia� sobie, �e prowadzi� j� niewysoki m�czyzna o osch�ym,
precyzyjnym sposobie wyra�ania si�. By� to profesor uniwersytetu,
kt�ry przedstawi� zarysy programu. Manchek zd��y� zapomnie� szcze-
g�y, z wyj�tkiem tego, i� gdzie� znajduje si� laboratorium oraz istnieje
pi�ciu ludzi, naukowc�w, maj�cych w razie potrzeby je obsadzi�. Ich
zadanie mia�o polega� na zbadaniu pozaziemskich form �ycia za-
wleczonych na Ziemi� przez ameryka�skie pojazdy kosmiczne, gdyby
si� to kiedykolwiek zdarzy�o.
Manchek nie dowiedzia� si�, kim s� ci ludzie; wiedzia� jedynie, �e
Departament Obrony za�o�y� dla nich specjalne ��cze. By wej�� na t�
lini�, musia� jedynie nakr�ci� binarn� wersj� pewnej liczby. Si�gn�� do
kieszeni i wyci�gn�� portfel, pogrzeba� w nim przez chwil�, po czym
wyci�gn�� kart� wr�czon� mu przez profesora:
W WYPADKU PO�ARU
zawiadomi� Wydzia� 222
Korzysta� tylko w razie konieczno�ci
Zapatrzy� si� w kart� i zastanowi�, co si� w�a�ciwie stanie, gdy
wykr�ci dw�jkow� wersj� dwustu dwudziestu dw�ch. Usi�owa� sobie
wyobrazi� kolejno�� zdarze�. Z kim b�dzie rozmawia�? Czy kto� do
niego oddzwoni? Czy sprawdz� zasadno�� alarmu, docieraj�c do wy�ej
postawionych os�b?
32
Przetar� oczy, popatrzy� na kart� jeszcze przez chwil� i wreszcie
wzruszy� ramionami. Tak czy inaczej w ko�cu si� dowie.
Wyrwa� kartk� z notesu, kt�ry le�a� przed nim ko�o telefonu,
i zapisa�:
26 25 24 23 22 21 20
By�a to podstawa systemu dw�jkowego: dwa podniesione do
dowolnej pot�gi. Dwa do pot�gi zerowej r�wna�o si� jeden; dwa do
pierwszej wynosi�o dwa, dwa do kwadratu cztery, i tak dalej. Manchek
szybko dopisa� kolejn� linijk�:
27 26 25 24 23 22 21 20
128 64 32 16 8 4 2 1
Nast�pnie zacz�� dodawa� liczby, by uzyska� sum� 222. Zakre�li�
te liczby:
24 23 22 21 20 = 222
Nast�pnie wyznaczy� kod dw�jkowy. Kod binarny stosowany by�
w komputerach korzystaj�cych z j�zyk�w opartych na zasadzie "w��-
czony-wy��czony", "tak-nie". Pewien matematyk za�artowa� kiedy�,
�e system dw�jkowy to spos�b, w jaki licz� ludzie maj�cy tylko dwa
palce. Rzecz sprowadza si� do tego, i� w zapisie dw�jkowym liczby
dziesi�tne, zapisywane za pomoc� dziesi�ciu cyfr, przekszta�cone s�
w posta�, w kt�rej wyst�puj� jedynie dwie cyfry: zero i jedynka.
27 26 25 24 23 22 21 20
11011110
Manchek spojrza� na numer, kt�ry w�a�nie zapisa�, i wpisa� kreski:
1-101-1110. Zupe�nie zwyczajny numer telefonu.
Podni�s� s�uchawk� i wykr�ci� go.
By�a dok�adnie p�noc.
3 - Andromeda
DZIE� DRUGI
PIEDMONT
ROZDZIA� PI�TY
PIERWSZE GODZINY
Wszystko by�o przygotowane. Kable, kody, dalekopisy - wszystko
czeka�o w u�pieniu przez prawie dwa lata. Trzeba by�o jedynie
telefonu Mancheka, by wprawi� ca�� t� maszyneri� w ruch.
Kiedy sko�czy� nakr�ca� numer, us�ysza� seri� mechanicznych
klikni��, a potem niskie buczenie, kt�re oznacza�o, i� wezwanie
zosta�o wprowadzone na jedno z ��cz bezpo�rednich i przetworzone
w aparaturze koduj�co-zag�uszaj�cej - skramblerach. Po chwili bu-
czenie usta�o i us�ysza� g�os:
- Jest to nagranie. Prosz� poda� swoje nazwisko i przekaza�
wiadomo��, po czym roz��czy� si�.
- Major Arthur Manchek, Baza Si� Powietrznych Vanderberg,
Kontrola Lot�w Programu Scoop. Uwa�am za konieczne og�oszenie
alarmu Po�ar Stepu. Dysponuj� potwierdzaj�cymi tak� konieczno��
danymi wizualnymi, kt�re w�a�nie z przyczyn bezpiecze�stwa zosta�y
utajnione.
Gdy wypowiada� te s�owa, dotar�o do niego, �e to wszystko jest
kompletnie nieprawdopodobne. Pewnie nawet ten nagrany na mag-
netofon g�os mu nie uwierzy. Wci�� trzyma� s�uchawk� w d�oni,
niezbyt sensownie spodziewaj�c si� odpowiedzi.
Odpowiedzi jednak nie by�o, jedynie szcz�kni�cie oznajmiaj�ce, �e
po��czenie zosta�o automatycznie przerwane. Na linii zapanowa�a
cisza; odwiesi� s�uchawk� i westchn��. By� niezadowolony.
Manchek my�la�, �e za par� minut po��czy si� z nim Waszyngton,
w og�le spodziewa� si� nat�oku telefon�w przez par� nast�pnych
godzin, wi�c nie odchodzi� od aparatu. Nie by�o jednak �adnych
wezwa�, nie wiedzia� bowiem, �e proces, kt�ry zapocz�tkowa�, jest
ca�kowicie zautomatyzowany. Raz uruchomiony, alarm Po�ar Stepu
toczy�by si� samodzielnie bez mo�liwo�ci odwo�ania przez przynajmniej
dwana�cie godzin.
37
W ci�gu dziesi�ciu minut w ca�ym kraju przez obj�te maksymalnymi
zabezpieczeniami ��cza dalekopis�w, pod��czone do przystawek szyf-
ruj�cych, przesz�a nast�puj�ca wiadomo��:
11111111 PRZEKAZ 11111111
�CI�LE TAJNE
KOD NAST�PUJ�CY
CBW 9/9/234/435/6778/90
KOORDYNATY PULG DELTA 8997
WIADOMO�� TRE�CI NAST�PUJ�CEJ
ZOSTA� OG�OSZONY ALARM PO�AR STEPU.
POWTARZAM ZOSTA� OG�OSZONY ALARM PO�AR STEPU.
WSP DEC PRZEKAZA� KOORDYNATY NASA/AMC/NSC.
CZAS WEJ�CIA POLECENIA W �YCIE
LL-59-07 W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM.
DALSZE WSKAZANIA NAST�PUJ�CE
OBJ�CIE PRASY KONTROL�
MO�LIWO�� WPROWADZENIA W �YCIE DYREKTYWY 7-L2
STAN ALARMOWY DO ODWO�ANIA
KONIEC WIADOMO�CI
1111111111
ROZ��CZY�
Kablogram zosta� przekazany automatycznie. Jego tre��, ��cznie
z obj�ciem prasy cenzur� i mo�liwo�ci� zastosowania Dyrektywy 7-12,
by�a u�o�ona z g�ry i nadanie jej uruchomi� telefon Mancheka.
Pi�� minut p�niej zosta� przekazany drugi kablogram, wyszczeg�l-
niaj�cy uczestnik�w ekipy programu Po�ar Stepu:
11111111 PRZEKAZ 11111111
�CI�LE TAJNE
KOD NAST�PUJ�CY
CBW 9/9/234/435/6778/900
WIADOMO�� NAST�PUJ�CA
38
NI�EJ WYMIENIENI OBYWATELE AMERYKA�SCY
ZOSTALI OBJ�CI STATUSEM ZED KAPPA.
POPRZEDNIE UPOWA�NIENIA DO WGL�DU W MATERIA�Y
�CI�LE TAJNE ZOSTA�Y POTWIERDZONE.
NAZWISKA NAST�PUJ�CE +
STONE, JEREMY // 81
LEAVITT, PETER //04
BURTON, CHARLES //L51
CHRISTIANSENKRIKEUSUN�� NINIEJSZ� LINI� USUN�� NINIEJSZ� LINI�
CZYTA� JAKO
KIRKE, CHRISTIAN //142
HALL, MARK //77
Teoretycznie ten kablogram r�wnie� by� rutynowy; wymienia�
nazwiska pi�ciu ludzi, kt�rym przydzielono status Zed Kappa, kodowe
okre�lenie cz�onk�w zespo�u programu Po�ar Stepu. Na nieszcz�cie
jednak maszyna b��dnie odczyta�a jeden z wers�w, przez co niew�a�ciwie
przekaza�a ca�� wiadomo��. Zwykle gdy jedna z drukarek pod��czonych
do tajnej linii b��dnie drukowa�a cz�� wiadomo�ci, powodowa�o to
powt�rne przepisanie ca�ej wiadomo�ci lub powt�rne odczytanie przez
k