1669

Szczegóły
Tytuł 1669
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1669 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1669 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1669 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Andromeda znaczy �mier�" autor: MICHAELCRICHTON Przek�ad: Marek Mastalerz Tytu� orygina�u: "THE ANDROMEDA STRAIN" tekst wklepa�: Krecik Ilustracja na ok�adce DAVID O'CONNOR Copyright (c) 1969 by Centesis Corporation For the Polish edition Copyright (c) 1992 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-7082-598-2 Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. Warszawa 1996. Wydanie II Druk: Zak�ady Graficzne w Gda�sku- Dla A.C.D., lekarza, kt�ry pierwszy sformu�owa� problem Zdolno�� gatunku ludzkiego do prze�ycia jeszcze nigdy nie zosta�a w spos�b przekonuj�cy udowodniona. JEREMY STONE Coraz szersze perspektywy s� coraz dro�sze. R.A. JANEK SZCZEP ANDROMEDA NINIEJSZE DOKUMENTY S� ZAKWALIFIKOWANE JAKO �CI�LE TAJNE Wgl�d przez osoby nie upowa�nione jest traktowany jako przest�pstwo i podlega karze grzywny do 20 000 $ lub karze wi�zienia do lat 20. NIE ODBIERA� OD KURIERA W PRZYPADKU NARUSZE- NIA PIECZ�CI Zgodnie z przepisami kurier ma obowi�zek za��da� okazania karty 7592. W przypadku jej braku nie wolno mu przekaza� niniejszych dokument�w. WZ�R PERFORACJI KODU AKT: 0000000000 00 O 0000 00 0000000000 000000000 00000 0000 O 0000 000 O 0000 00000 O 000 0000 00 0000 000000000 O 000000 0000 000 O 000 0000000000 0000 0000000 000000 PODZI�KOWANIA W niniejszej ksi��ce zosta�a przedstawiona historia powa�nego naukowego kryzysu, jaki mia� miejsce w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak w wi�kszo�ci kryzys�w, na wypadki zwi�zane ze spraw� szczepu Andromeda mia�y wp�yw intuicja i ignorancja, niewinno�� i bezmy�l- no��. Prawie wszyscy bior�cy w nich udzia� mieli chwile niezwyk�ej b�yskot- liwo�ci i niewymownej g�upoty, nie jest wi�c mo�liwe pisa� o tych wypadkach nie ura�aj�c niekt�rych z ich uczestnik�w. S�dz� jednak�e, i� trzeba przedstawi� t� spraw�. Stany Zjednoczone Ameryki utrzymuj� najwi�ksz� infrastruktur� naukow� na �wiecie. Ci�gle dokonuje si� nowych odkry�, maj�cych istotne polityczne i spo�eczne reperku- sje. W niedalekiej przysz�o�ci mo�emy si� spodziewa� podobnych kryzys�w jak w przypadku szczepu Andromeda, jak wi�c s�dz�, istotne jest, by spo�ecze�- stwo dowiedzia�o si�, jak powstaj� kryzysy w nauce i w jaki spos�b si� je przezwyci�a. Podczas przygotowywania materia��w, z my�l� o przedstawieniu historii zwi�zanej ze szczepem Andromeda, otrzyma�em �yczliwe wsparcie ze strony wielu podobnie jak ja my�l�cych os�b, kt�re stworzy�y mi mo�liwo�� dok�ad- nego i szczeg�owego zrelacjonowania fakt�w. Szczeg�lne podzi�kowania winien jestem genera�owi majorowi Willisowi A. Havefordowi z Armii Stan�w Zjednoczonych; pu�kownikowi Everettowi J. Sloane'owi z Marynarki USA (przeniesionemu w stan spoczynku); kapita- nowi L.S. Waterhouse'owi z Si� Powietrznych USA (Wydzia� Projekt�w Specjalnych, Vanderberg); pu�kownikowi Henleyowi Jacksonowi i pu�kow- nikowi Stanleyowi Friedrichowi, obydw�m z laboratori�w Wright Patterson; oraz Murrayowi Charlesowi z Dzia�u Prasowego Pentagonu. Za pomoc w na�wietleniu t�a programu Po�ar Stepu winien jestem po- dzi�kowania Rogerowi White'owi z NASA (Centrum Lot�w Kosmicznych w Houston); Johnowi Roble'owi z Kompleksu 13 NASA "Kennedy"; Peterowi Masonowi ze S�u�by Informacyjnej NASA (Arlington Hall; doktorowi Fran- cisowi Martinowi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, cz�onkowi 9 Naukowego Komitetu Doradczego przy Prezydencie, doktorowi Maxowi Byrdowi ze S�u�by Informacyjnej Stan�w Zjednoczonych (USIA); Kennethowi Yorheesowi z Wydzia�u Prasowego Bia�ego Domu; oraz profesorowi Jona- thanowi Percy'emu z Katedry Genetyki Uniwersytetu w Chicago. Za przejrzenie odpowiednich rozdzia��w r�kopisu oraz techniczne poprawki i sugestie chcia�bym wyrazi� podzi�kowanie Christianowi P. Lewisowi z Cen- trum Lot�w Kosmicznych im. Goddarda; Herbertowi Stanchowi z Avco Inc.; Jamesowi P. Bakerowi z Jet Propulsion Laboratory; Carlosowi N. Sandosowi z California Institute of Technology; doktorowi Brianowi Stackowi z Uniwer- sytetu Michigan; Edwardowi Blalockowi z Instytutu Hudso�skiego; profeso- rowi Linusowi Kjellingowi z Korporacji Rand i doktorowi Eldredge'owi Bensonowi z Narodowego Instytutu Zdrowia. Na koniec pragn��bym wyrazi� podzi�kowania osobom bior�cym udzia� w programie Po�ar Stepu i badaniach tak zwanego szczepu Andromeda. Wszyscy wyrazili zgod� na spotkania ze mn�, niejednokrotnie za� prze- prowadzenie wywiadu zabra�o mi wiele dni. Co wi�cej, udost�pniono mi sprawozdania znajduj�ce si� w Arlington Hall (Podstacja Siedem), licz�ce ponad p�tora tysi�ca stron maszynopisu. Materia�y te, zebrane w dwudziestu tomach, stanowi� pe�n� wersj� wydarze� we Flatrock w Newadzie, widzianych oczyma ich uczestnik�w, dzi�ki czemu w przygotowywaniu zbiorczej relacji mog�em si� opiera� na r�nych punktach widzenia. Niniejsza opowie�� ma raczej techniczny charakter, skupia si� na z�o�onych naukowych problemach. Gdzie tylko by�o to mo�liwe, stara�em si� wyja�ni� naukowe kwestie, zagadnienia i procedury. Usi�owa�em unikn�� pokusy upraszczania zagadnie� i odpowiedzi, dlatego prosz� o wybaczenie, je�li czytelnikowi przyjdzie tu i �wdzie przedziera� si� przez osch�e partie technicz- nych detali. Usi�owa�em r�wnie� przekaza� napi�cie i podniecenie panuj�ce podczas owych pi�ciu dni, poniewa� historia szczepu Andromeda jest pe�na dramatyzmu i je�li nawet jest kronik� idiotycznych �mierciono�nych pomy�ek, jest w niej r�wnie� miejsce na odwag� i m�dro��. M.C. Cambridge, Massachusetts stycze� 1969 DZIE� PIERWSZY KONTAKT ROZDZIA� PIERWSZY KRAINA ZAGINIONYCH GRANIC M�czyzna z lornetk�. Tak to si� w�a�nie zacz�o: pewnej zimowej nocy m�czyzna z lornetk� sta� na skraju drogi na skarpie schodz�cej ku niewielkiemu miasteczku w Arizonie. Porucznik Roger Shawn musia� stwierdzi�, �e ci�ko mu po- s�ugiwa� si� lornetk�. Metal musia� by� zimny, a jemu musia�o by� niewygodnie w futrzanej kurtce i grubych r�kawicach. Dobywaj�cy si� z cichym syczeniem oddech musia� skrapla� si� w roz�wietlonym ksi�ycow� po�wiat� powietrzu i osiada� na soczewkach. Zapewne cz�sto musia� odejmowa� je od oczu i przeciera� pie�kowatym palcem r�kawicy. Nie m�g� sobie zdawa� sprawy z daremno�ci swych poczyna�. Lornetka by�a bezu�ytecznym narz�dziem, je�li chodzi o zajrzenie do miasta i poznanie kryj�cej si� w nim tajemnicy. By�by zaskoczony, gdyby dowiedzia� si�, �e ludzie, kt�rym si� to wreszcie powiod�o, u�ywali przyrz�d�w milionkro� pot�niejszych. Co� napawaj�cego smutkiem, g�upiego i ludzkiego kryje si� w ob- razie Shawna opartego o ska��, wspieraj�cego o ni� ramiona i przy- trzymuj�cego okulary lornetki przed oczyma. Aczkolwiek niewygodne, musia�y mu wydawa� si� w jego d�oniach przynajmniej dobrze znajome i dodaj�ce otuchy. Musia�o by� to jedno z jego ostatnich zwyk�ych wra�e� przed �mierci�. Mo�emy sobie wyobrazi� i spr�bowa� zrekonstruowa�, co si� zdarzy�o potem. Porucznik Shawn powoli i metodycznie obserwowa� przez lornetk� miasteczko. Stwierdzi�, �e jest bardzo ma�e - zaledwie p� tuzina drewnianych domostw rozstawionych przy jedynej, g��wnej ulicy. 13 Panowa� w nim ca�kowity spok�j: nie wida� by�o �adnych przejaw�w ludzkiej dzia�alno�ci, nigdzie nie pali�o si� �wiat�o, �agodny powiew nie przynosi� �adnego odg�osu. Porucznik obejrza� nast�pnie otaczaj�ce miasteczko wzg�rza. By�y niewysokie, a ich �agodne kszta�ty by�y wynikiem post�puj�cej erozji, pokrywa�a je krzewiasta ro�linno�� i rozproszone drzewa jukowe w �nie�nych czapach. Za tym pasmem wzg�rz rozpo�ciera�o si� nast�pne, a dalej ci�gn�y si� bezdro�a p�askiej pustyni Mojave. Indianie nazywali j� Krain� Zaginionych Granic. Porucznik Shawn dygota� z zimna. By� luty, najmro�niejszy miesi�c, dobrze po dziesi�tej wiecz�r. Zawr�ci� ku fordowi econovan z wielk� obrotow� anten� na dachu. Silnik pracowa� cicho na ja�owym biegu; poza tym odg�osem Shawn nie s�ysza� nic wi�cej. Otworzy� tylne drzwi i wgramoli� si� do �rodka, zatrzaskuj�c je za sob�. Otoczy�o go ciemnoczerwone nocne o�wietlenie. W karmazynowej po�wiacie zielono l�ni�y elektroniczne urz�dzenia pomiarowe. W �rodku siedzia� szeregowiec Lewis Crane, technik elektronik, r�wnie� w futrzanej kurtce. Oblicza� co� zgarbiony nad map�, od czasu do czasu spogl�daj�c na aparatur� przed sob�. * Shawn zapyta� Crane'a, czy jest pewien, �e przybyli we w�a�ciwe miejsce, na co ten odpowiedzia�, i� owszem. Obydwaj m�czy�ni byli wyczerpani: ca�y dzie� jechali z bazy Vanderberg w poszukiwaniu ostatniego z satelit�w typu Scoop. Nie wiedzieli o Scoopach nic poza tym, i� by�a to seria tajnych pr�bnik�w maj�cych analizowa� g�rne warstwy atmosfery i wraca� na Ziemi�. Zadaniem Shawna i Crane'a by�o odnajdowanie kapsu� po wyl�dowaniu. By u�atwi� ludziom poszukiwania, satelity mia�y elektroniczne nadajniki emituj�ce sygna�y, gdy tylko znalaz�y si� na wysoko�ci mniejszej ni� pi�� mil. W�a�nie dlatego furgonetka by�a wyposa�ona w sprz�t radiolokacyjny. W istocie rzeczy samodzielnie wykonywa�a triangulacj�. W wojskowym �argonie nazywa�o si� to triangulacj� pojedyncz� i, cho� powolna, by�a ona jednak nadzwyczaj skuteczna. Metoda post�powania by�a do�� prosta: furgonetka zatrzymywa�a si�, oznaczano jej po�o�enie oraz kierunek i moc wi�zki radiowej emito- wanej przez satelit�. Nast�pnie przenoszono si� oko�o dwudziestu mil w najprawdopodobniejszym kierunku wyznaczonym przez namiar, zatrzymywano si� i wyznaczano nowe koordynaty. W ten spos�b wyznaczano na mapie ci�g punkt�w triangulacyjnych, a ruchoma furgonetka zygzakowat� lini� zbli�a�a si� do satelity, co dwadzie�cia 14 mil koryguj�c b��dy. Metoda ta by�a powolniejsza ni� u�ycie wielu furgonetek, lecz bezpieczniejsza - w armii uwa�ano, �e ju� dwie furgonetki mog� wzbudzi� podejrzenie. Od sze�ciu godzin furgonetka zbli�a�a si� do satelity Scoop. Teraz by�a ju� blisko. Crane nerwowo postuka� o��wkiem w map� i na g�os wypowiedzia� nazw� miasteczka u podn�a wzg�rza: - Piedmont w stanie Arizona. Czterdziestu o�miu mieszka�- c�w. - Obydwaj si� z tego roze�miali, cho� wewn�trznie co� ich gn�bi�o. Podane przez Vanderberg ESA (Estimated Site of Arrival), czyli Przybli�one Miejsce L�dowania, znajdowa�o si� dwadzie�cia mil na p�noc od Piedmont. Dane te wyliczono w Vanderberg na podstawie obserwacji radarowych i 1410 komputerowych symulacji trajektorii. Zazwyczaj obliczenia wskazywa�y dok�adnie miejsce l�dowania, mylono si� najwy�ej o kilkaset jard�w. Nie mo�na by�o jednak zaprzeczy� wskazaniom sprz�tu pelengacyjnego, kt�ry zlokalizowa� nadajnik sa- telity dok�adnie w �rodku miasteczka. Shawn pomy�la�, �e kto� z miasteczka m�g� widzie� l�dowanie satelity - �wiec�c� smug� roz�arzonych gaz�w tworz�c� si� na pokrywie kapsu�y - po czym wyprawi� si� po niego i zabra� do Piedmont. By�a to rozs�dna my�l, nie zgadza�o si� jedynie to, i� gdyby mieszkaniec Piedmont widzia� spadaj�c� z przestrzeni kosmicznej sond�, natychmiast powiadomi�by o tym kogo� - dziennikarzy, policj�, NASA, armi� - kogokolwiek. Nie otrzymali jednak �adnej informacji. Shawn wylaz� z powrotem z furgonetki. Crane pod��y� za nim, dygocz�c z zimna na mrozie. Obydwaj patrzyli na miasteczko. Panowa� w nim spok�j i pogr��one by�o w kompletnych ciemno- �ciach. Shawn spostrzeg�, �e �wiat�a w motelu i na stacji benzynowej s� wygaszone, cho� by�y to jedyne tego rodzaju punkty w promieniu wielu mil. Wtedy Shawn spostrzeg� ptaki. W �wietle ksi�yca w pe�ni ujrza� wielkie czarne ptaszyska, kt�re jak cienie zatacza�y powolne kr�gi nad budynkami. Zdumia� si�, �e nie zauwa�y� ich wcze�niej, i zapyta� Crane'a, co o tym s�dzi. Crane odpowiedzia�, �e nic nie s�dzi. �artem dorzuci�: - Mo�e to s�py. - Zgadza si�, tak w�a�nie wygl�daj� - oznajmi� Shawn. Crane za�mia� si� nerwowo, s�ycha� by�o jego �wiszcz�cy oddech. - Ale co by tu robi�y s�py? Zlatuj� si� 15 Shawn przypali� papierosa, stuliwszy d�onie wok� zapalniczki chroni�c p�omyk przed wiatrem. Nic nie odpowiedzia�, lecz zapatrzy� si� na domostwa niewielkiego miasteczka. Raz jeszcze przyjrza� mu si� dok�adnie przez lornetk�, lecz nie zauwa�y� �adnych oznak �ycia, �adnego ruchu. W ko�cu opu�ci� lornetk� i wyrzuci� papierosa w sypki �nieg. Papieros zgas�, sycz�c cicho. Odwr�ci� si� do Crane'a i powiedzia�: - Lepiej jed�my tam i zobaczmy. ROZDZIA� DRUGI VANDERBERG Trzysta mil dalej w obszernej, kwadratowej, pozbawionej okien sali porucznik Edgar Comroe siedzia� z nogami za�o�onymi na biurko, na kt�rym le�a�a r�wnie� zwalona sterta artyku��w z czaso- pism naukowych. Comroe tej nocy pe�ni� obowi�zki oficera dy�ur- nego - raz w miesi�cu odpowiada� za czynno�ci dwunastoosobowej ekipy dy�urnej Kontroli Lot�w Programu Scoop. Dzi� w�a�nie nadzorowali tras� i odbierali sprawozdania z furgonetki oznaczonej kryptonimem Skoczek Pierwszy, posuwaj�cej si� obecnie przez arizo�sk� pustyni�. Comroe nie lubi� tej pracy. Sala by�a szara, o�wietlona fluorescen- cyjnymi lampami; jej sk�pe wyposa�enie ograniczone do tego, co niezb�dne, wprowadza�o go w z�y nastr�j. Nigdy nie by� w Kontroli Lot�w podczas wystrzelenia satelity, gdy panowa�a tu zupe�nie inna atmosfera. W sali roi�o si� w�wczas od zapracowanych technik�w, poch�oni�tych swymi skomplikowanymi zadaniami, pe�nych napi�cia, jakie towarzyszy wystrzeleniu ka�dego pojazdu kosmicznego. Noce jednak by�y nudne. Nic si� wtedy nie dzia�o. Comroe wykorzystywa� ten czas na nadrobienie zaleg�o�ci w lekturach. Jego specjalizacj� by�a fizjologia uk�adu sercowo-naczyniowego, szczeg�lnie interesowa� si� obci��eniami tego uk�adu wywo�ywanymi du�ymi przyspieszeniami. Tego wieczoru Comroe zaj�ty by� przegl�daniem artyku�u zatytu- �owanego "Stechiometryczne pomiary wysycenia tlenem i gradient�w dyfuzyjnych w warunkach zwi�kszonej pr�no�ci gaz�w w krwi t�t- niczej". Stwierdzi�, �e czyta mu si� wolno, a artyku� nie bardzo go interesuje. Kiedy sygna� z furgonetki Shawna i Crane'a przerwa� mu lektur�, nie mia� im tego za z�e. 17 2 - Andromeda... - Skoczek Pierwszy do Vandal Deca - powiedzia� Shawn. - Skoczek Pierwszy do Vandal Deca. Jak mnie s�yszysz? Odbi�r. Rozbawiony tym Comroe odpowiedzia�, �e s�yszy go dobrze. - Zamierzamy wjecha� do miasteczka Piedmont i odzyska� sond�. - Bardzo dobrze, Skoczek Pierwszy. Nie wy��czajcie radia. - Odbi�r, bez odbioru. Post�powali zgodnie z przepisami dotycz�cymi odzyskiwania pr�b- nik�w, zawartymi w "Zbiorze Zasad Post�powania Programu Scoop". By�a to gruba ksi�ga w mi�kkiej oprawie, le�a�a teraz na biurku Comroego, by w razie potrzeby m�g� natychmiast z niej skorzysta�. Comroe wiedzia�, �e rozmowy mi�dzy baz� i furgonetk� s� nagrywane, by p�niej sta� si� cz�ci� trwa�ej dokumentacji programu, lecz nigdy nie zdo�a� dociec, dlaczego jest to konieczne. W rzeczywisto�ci wszystko wydawa�o mu si� proste jak drut: furgonetka wyje�d�a�a, znajdowa�a kapsu�� i wraca�a. Wzruszy� ramionami i wr�ci� do artyku�u o pr�no�ci gaz�w, jednym uchem s�uchaj�c melduj�cego Shawna. - Wjechali�my do miasteczka. W�a�nie min�li�my stacj� ben- zynow� i motel. Wsz�dzie spok�j. Ani �ladu �ycia. Sygna� z satelity coraz silniejszy. Niedaleko przed nami jest ko�ci�. Nie wida� �adnych �wiate� ani czyjejkolwiek aktywno�ci. Comroe od�o�y� czasopismo. Dotar�o do niego napi�cie wyra�nie przebijaj�ce w g�osie Shawna. W normalnych okoliczno�ciach Comroe- go rozbawi�aby my�l, �e dw�ch doros�ych ludzi ma stracha wje�d�aj�c do sennego, pustynnego miasteczka. Zna� jednak Shawna osobi�cie i wiedzia�, �e mimo wielu zalet nie ma on ani krzty wyobra�ni. Shawn potrafi� przysn�� w �rodku filmu grozy, taki w�a�nie by�. Comroe zacz�� uwa�nie nas�uchiwa�. Mimo trzask�w i zak��ce� s�ysza� buczenie silnika furgonetki. Dos�ysza� r�wnie� prowadzon� p�g�osem rozmow� dw�ch m�czyzn. Shawn: Ca�kiem tu cicho. Crane: Tak jest, panie poruczniku. Chwila ciszy. Crane: Panie poruczniku? Shawn: Tak? Crane: Widzia� pan to? Shawn: Co? Crane: Za nami, na chodniku. Wygl�da to na ludzkie cia�o. Shawn: Ponosi ci� wyobra�nia. Znowu chwila ciszy. Nast�pnie Comroe us�ysza� pisk hamulc�w zatrzymuj�cej si� furgonetki. 18 Shawn: Chryste Panie. Crane: Kolejne, panie poruczniku. Shawn: Wygl�da na to, �e nie �yje. Crane: Czy mam... Shawn: Nie. Zosta� w furgonetce. Porucznik podni�s� g�os, nadaj�c mu bardziej oficjalny ton i kie- ruj�c swe s�owa do mikrofonu: - Tu Skoczek Pierwszy do Vandal Deca, odbi�r. Comroe podsun�� sobie mikrofon. - S�ysz� ci�. Co si� sta�o? Shawn wydusi� przez zaci�ni�te gard�o. - Panie poruczniku, znale�li�my ludzi le��cych na ulicy, mn�stwo ludzi. Wygl�da na to, �e to trupy. - Jeste� pewny, Skoczek Pierwszy? - Na mi�o�� bosk� - denerwowa� si� Shawn. - Oczywi�cie, �e jeste�my pewni. - Szukajcie dalej kapsu�y, Skoczek Pierwszy - rozkaza� spokojnie Comroe. Wypowiadaj�c te s�owa, rozejrza� si� po sali. Dwana�cie pozo- sta�ych os�b ze zredukowanej ekipy znieruchomia�o i wpatrywa�o si� w niego nie widz�cymi spojrzeniami. Wszyscy ws�uchiwali si� w trans- misj�. Z rumorem silnika furgonetka ruszy�a. Comroe zdj�� nogi z biurka i nacisn�� na konsoli czerwony klawisz z nadrukiem: BEZPIECZE�STWO. Powodowa�o to automatyczne odizolowanie Kontroli Lot�w. Od tej chwili nikt nie mia� prawa wej�� lub wyj�� bez pozwolenia Comroego. Nast�pnie podni�s� s�uchawk� i powiedzia�. - Poprosz� z majorem Manchekiem. M-a-n-c-h-e-k-i-e-m. To wezwanie oficjalne. Zaczekam. Manchek by� w tym miesi�cu g��wnym oficerem dy�urnym, od- powiedzialnym za przebieg programu Scoop. Czekaj�c Comroe przycisn�� barkiem s�uchawk� do ucha i zapali� papierosa. W g�o�niku s�ycha� by�o, jak Shawn m�wi: - My�lisz, �e nie �yj�, Crane? Crane: Tak, panie poruczniku. Nie zgin�li gwa�town� �mierci�, ale nie �yj�. Shawn: Jako� nie wydaj� si� naprawd� martwi. Czego� tu brakuje. To zabawne... ale ju� po nich. Musz� by� ich dziesi�tki. Crane: Wygl�daj�, jakby padli trupem na miejscu. Poprzewracali si� i umarli. 19 Shawn: Na ulicach, na chodnikach... Chwila milczenia, nast�pnie g�os Crane'a: Panie poruczniku! Shawn: Jezu! Crane: Widzia� go pan? M�czyzn� w bia�ym szlafroku, prze- chodz�cego przez ulic�... Shawn: Widz� go. Crane: Przechodzi nad nimi jakby... Shawn: Idzie w nasz� stron�. Crane: Panie poruczniku, prosz� pos�ucha�, my�l�, �e powinni�my si� st�d zwija�, je�li wolno mi... S�ycha� by�o jeszcze przenikliwy krzyk i odg�os czego� mia�d�onego. W tym momencie transmisja urwa�a si� i Kontrola Lot�w Programu Scoop w Vanderberg nie zdo�a�a si� ju� po��czy� z dwoma m�czyz- nami. ROZDZIA� TRZECI KRYZYS Powiada si�, �e Gladstone us�yszawszy o �mierci "Chi�czyka" Gordona w Egipcie burkn�� z irytacj�, �e jego genera� m�g� sobie wybra� bardziej odpowiedni� por� na �mier�; zam�t wywo�any zgonem Gordona wywo�a� kryzys w rz�dzie Gladstone'a. Adiutant o�mieli� si� stwierdzi�, �e okoliczno�ci by�y wyj�tkowe i nie do przewidzenia, na co Gladstone odpowiedzia� z rozdra�nieniem, �e "Wszystkie kryzysy s� takie same" *. Chodzi�o mu oczywi�cie o kryzysy polityczne. W roku 1885, ani przez kolejnych czterdzie�ci lat, nie by�o kryzys�w naukowych. Od tamtej pory zdarzy�o si� osiem kryzys�w naukowych o donios�ym znaczeniu; dwa z nich sta�y si� powszechnie znane. Co ciekawe, obydwa kryzysy, o kt�rych wie�� przedosta�a si� do publicznej wiado- mo�ci - energia atomowa i osi�gni�cie zdolno�ci do lot�w w kos- mos - dotyczy�y chemii i fizyki, nie biologii. Mo�na si� by�o tego spodziewa�. Fizyka by�a pierwsz� z nauk przyrodniczych, kt�ra sta�a si� w pe�ni nowoczesna i w znacznym stopniu zmatematyzowana. Jej �ladem pod��y�a chemia, lecz biologia, jak zap�nione w rozwoju dziecko, wlok�a si� daleko w tyle. Nawet w czasach Newtona i Galileusza ludzie wiedzieli wi�cej o Ksi�ycu i innych cia�ach niebieskich ni� o sobie samych. Sytuacja ta nie uleg�a zmianie a� do ko�ca lat czterdziestych. Okres powojenny otworzy� now� er� w badaniach biologicznych, kt�rej nadej�cie przyspieszy�o odkrycie antybiotyk�w. Niespodziewanie znalaz�y si� pieni�dze i entuzjazm. Posypa�y si� obficie odkrycia * Chodzi o �mier� Charlesa George'a Gordona, dowodz�cego wojskami angiel- skimi zdobywaj�cymi Egipt. Sta�o si� to istotnie przyczyn� kryzysu gabinetowego w rz�dzie premiera Gladstone'a (przyp. t�um.). 21 w dziedzinie biologii: �rodki uspokajaj�ce, hormony sterydowe, im- munologia, kod genetyczny. W 1953 przeszczepiono pierwsz� nerk�, a w 1958 przetestowano pierwsze pigu�ki zapobiegaj�ce ci��y. Nie min�o wiele czasu, a biologia sta�a si� najszybciej rozwijaj�c� si� nauk�; zas�b wiedzy w tej dziedzinie podwaja� si� co dziesi�� lat. Dalekowzroczni badacze m�wili powa�nie o manipulacji genami, kontroli nad ewolucj�, regulowaniu funkcji m�zgu - ideach, kt�re dziesi�� lat wcze�niej by�y jedynie mrzonkami. Mimo to nie zdarzy� si� �aden kryzys o naturze biologicznej. Problem szczepu Andromeda by� pierwszy. Wedle Lewisa Bornheima kryzys to sytuacja dot�d wszystkim znana i niek�opotliwa, kt�ra przez wprowadzenie niespodziewanego nowego czynnika staje si� nie do zniesienia. Nie ma wielkiego znaczenia, czy nowy czynnik ma natur� polityczn�, ekonomiczn� czy naukow�: wydarzenia mo�e wprawi� w ruch r�wnie dobrze �mier� bohatera narodowego, niestabilno�� cen, jak odkrycie nowej technologii. W tym sensie Gladstone mia� racj�: wszystkie kryzysy s� takie same. Szacowny uczony Alfred Pockran w swym studium nad kryzysami ("Kultura, kryzysy i zmiany") poczyni� kilka interesuj�cych spostrze- �e�. Skonstatowa� przede wszystkim, �e pocz�tek ka�dego kryzysu ma miejsce na d�ugo przed jego ujawnieniem si�. Jako przyk�ad mo�e pos�u�y� to, i� Einstein opublikowa� teori� wzgl�dno�ci w latach 1905-1915, dopiero czterdzie�ci lat potem zrealizowano za�o�enia jego dzie�a. W�wczas to sko�czy�a si� wojna, nast�powa�a nowa era i zaczyna� si� kryzys. Podobnie w pocz�tkach dwudziestego stulecia zar�wno ameryka�- scy, niemieccy, jak i radzieccy naukowcy interesowali si� lotami kosmicznymi, lecz jedynie Niemcy u�wiadamiali sobie, jaki potencja� militarny tkwi w rakietach. W Stanach Zjednoczonych zadowalano si� nieszkodliwymi igraszkami z rakietami, co dziesi�� lat p�niej zaowo- cowa�o ameryka�skim kryzysem naukowym, na kt�ry sk�ada�o si� wystrzelenie przez Rosjan Sputnika, zmiany w systemie edukacyjnym w Stanach, mi�dzykontynentalne pociski balistyczne i luka rakietowa. Pockran stwierdzi� r�wnie�, �e na kszta�t kryzysu maj� wp�yw jednostki i osobliwo�ci odgrywaj�ce wyj�tkow� rol�: "R�wnie trudno wyobrazi� sobie Aleksandra nad Rubikonem czy Eisen- howera pod Waterloo, jak Darwina pisz�cego do Roosevelta o potencjal- nych mo�liwo�ciach tkwi�cych w bombie atomowej. Sprawcami kryzysu s� ludzie z ich specyficznymi cechami, uprzedzeniami i predyspozycjami. Kryzys to suma intuicji i tego, co si� przegapia, mieszanina fakt�w znanych i zignorowanych. 22 Jednak�e przez wyj�tkowo�� ka�dego kryzysu przebija niepokoj�ca iden- tyczno��. Cech� sta�� wszystkich kryzys�w jest to, �e patrz�c na nie z perspektywy zwykle uznaje si�, �e mo�na je by�o przewidzie�. Sprawia to wra�enie, jakby by�y w pewien spos�b nieuniknione, jakby ich wy- st�pienie by�o konieczne. Nie odnosi si� to do wszystkich kryzys�w, lecz do wystarczaj�co wielu, by nawet najbardziej zahartowanych historyk�w natchn�� cynizmem i mizantropi�". W �wietle argument�w Pockrana ciekawa jest analiza kryzysu i osobowo�ci ludzi zwi�zanych z badaniami szczepu Andromeda. Do tego czasu jeszcze nie mia� miejsca kryzys dotycz�cy nauk biologicz- nych, a Amerykanie we� zaanga�owani nie byli sk�onni tak w�a�nie go traktowa�. Shawn i Crane sprawdzali si� na swoich stanowiskach, lecz nie cechowa�a ich inicjatywa, a Edgar Comroe, oficer pe�ni�cy nocny dy�ur w bazie Vanderberg, cho� naukowiec, nie potrafi� zareagowa� inaczej ni� natychmiastow� irytacj� z powodu nie przewidzianego wydarzenia naruszaj�cego spok�j tego wieczoru. Zgodnie z regulaminem Comroe wezwa� swego prze�o�onego, majora Arthura Mancheka, i od tej chwili sprawa przybra�a inny obr�t, Manchek bowiem by� zar�wno przygotowany, jak i sk�onny przyj�� mo�liwo�� zaistnienia kryzysu o wyj�tkowych rozmiarach. Nie by� jednak got�w si� z tym pogodzi�. Major Manchek, z twarz� wci�� pomi�t� od snu, siedzia� na brzegu biurka Comroego i s�ucha� nagrania z furgonetki. Kiedy si� sko�czy�o, powiedzia�: - Do diab�a, nie zdarzy�o mi si� s�ysze� nic bardziej osobliwego - po czym przyst�pi� do ponownego przes�uchiwania ta�my, starannie nape�niaj�c fajk� tytoniem i zapalaj�c j�. Arthur Manchek by� in�ynierem, spokojnym kr�pym m�czyzn� zn�kanym przez chwiejne nadci�nienie, gro��ce mu urwaniem dalszych awans�w w ameryka�skiej armii. Przy wielu okazjach doradzano mu zrzucenie wagi, ale nie by� w stanie si� do tego zmusi�. Z tych w�a�nie przyczyn rozwa�a� porzucenie armii dla kariery naukowca w przemy�le cywilnym, gdzie nikogo nie obchodzi�a waga czy ci�nienie krwi cz�o- wieka. Manchek dosta� si� do bazy Vanderberg z laboratori�w Wright Patterson w Ohio, gdzie kierowa� eksperymentami zwi�zanymi ze sposobami l�dowania pojazd�w kosmicznych. Mia� zaprojektowa� kapsu�� mog�c� r�wnie dobrze l�dowa� na morzu, jak i na l�dzie. 23 Manchek zaplanowa� trzy obiecuj�ce konstrukcje; sukces da� mu awans i przeniesienie do Vanderberg. Tu powierzono mu prac� administracyjn�, kt�rej nienawidzi�. Ludzie go nudzili; nie obchodzi�a go mechanika manipulacji i kaprysy podw�adnych. Cz�sto pragn�� znale�� si� z powrotem w tunelach aerodynamicznych we Wright Patterson. Zw�aszcza po nocach, gdy zrywano go z ��ka, by poinformowa� go o jakich� g��bokodupnych problemach. Czu� si� tej nocy rozdra�niony i spi�ty. Przyj�� to w charakterys- tyczny dla siebie spos�b: reagowa� znacznie wolniej ni� zwykle. Porusza� si� powoli, powoli my�la� i dzia�a� powoli. Na tym polega�a tajemnica jego sukcesu. Podczas gdy ludzie wok� niego stawali si� coraz bardziej podnieceni, Manchek zdawa� si� zwraca� na wszystko coraz mniejsz� uwag�, i wygl�da�, jakby w�a�nie zasypia�. Ta sztuczka pozwala�a mu zachowywa� ca�kowity obiektywizm i trze�wo�� s�du. Podczas gdy ta�ma przewija�a si� po raz wt�ry, wzdycha� i poci�ga� fajk�. - Zak�adam, �e to nie wina awarii ��czno�ci? Comroe potrz�sn�� g�ow�. - Sprawdzili�my wszystkie uk�ady z tego ko�ca. Wci�� nas�uchu- jemy na tej cz�stotliwo�ci. - W��czy� radio i sal� wype�ni�y trzaski wywo�ane przez zak��cenia. - Wie pan, co to takiego audioprzesiew? - Mniej wi�cej - mrukn�� Manchek, t�umi�c ziewanie. Audio- przesiew by� technik�, kt�r� w�a�nie on opracowa� trzy lata temu. Okre�laj�c rzecz najpro�ciej by�a to skomputeryzowana metoda od- najdywania szpilki w stogu siana - program maj�cy za zadanie nas�uch chaotycznych d�wi�k�w i wy�awianie z nich znacz�cych nie- regularno�ci. Pozwala�o to na przyk�ad z gwaru nagranego podczas cocktail party w ambasadzie wyodr�bni� jeden wybrany g�os. Metoda ta mia�a kilka zastosowa� wywiadowczych. - Od chwili gdy urwa�a si� transmisja, nie odbieramy nic poza szumem, kt�ry pan w�a�nie s�yszy - powiedzia� Comroe. - Przepu�- cili�my go przez audioprzesiew, by sprawdzi�, czy komputer wy�owi z tego jakie� regularno�ci. Dali�my to r�wnie� na oscyloskop. Po drugiej stronie sali na zielonym ekranie oscyloskopu ta�czy�a zygzakowata bia�a linia - zsumowane zak��cenia elektrostatyczne. - Nast�pnie - relacjonowa� Comroe - pod��czyli�my komputer. Wysz�o co� takiego. Nacisn�� klawisz. Linia na oscyloskopie raptownie zmieni�a charak- ter. Od razu sta�a si� r�wniejsza, bardziej regularna, z zaznaczonymi cyklicznymi impulsami. 24 - Widz� - powiedzia� Manchek. Ju� wcze�niej rozpozna� obraz na ekranie oscyloskopu i poj�� jego znaczenie. Zacz�� rozwa�a� inne mo�liwo�ci, bardziej szczeg�owe warianty. - To wersja d�wi�kowa - wyja�ni� Comroe. Nacisn�� kolejny przycisk na klawiaturze i sal� wype�ni� modulowany d�wi�k odwzoro- wuj�cy sygna�. By�o to r�wne mechaniczne tarcie z powtarzaj�cym si� metalicznym stukaniem. Manchek skin�� g�ow�. - Silnik. Stuka. - Tak jest, panie majorze. S�dzimy, �e radio w furgonetce wci�� dzia�a, a silnik jest nadal w��czony. W�a�nie to s�ycha� po odsiewie zak��ce�. - Zgadza si� - potwierdzi� Manchek. Jego fajka zgas�a. Possa� j� jeszcze przez moment, wyj�� z ust i paznokciem zgarn�� okruch tytoniu z j�zyka. - Potrzebujemy dowod�w - mrukn�� pod nosem. Zastanawia� si� nad ich kategoriami, mo�liwymi znaczeniami, niezb�dnymi �rod- kami, jakie trzeba by podj��... - Dowod�w na co? - zapyta� Comroe. Manchek zignorowa� pytanie. - Mamy w bazie scavengera? - Nie jestem pewny, panie majorze. Je�eli nie, mo�emy �ci�gn�� go z Edwards. - Prosz� to zrobi�. - Manchek wsta�. Podj�� ju� decyzj� i po- nownie poczu� si� znu�ony. Czeka� go wiecz�r wype�niony rozmowami telefonicznymi, wiecz�r zmaga� z rozdra�nionymi telefonistkami, niew�a�ciwymi po��czeniami i zdezorientowanymi g�osami z drugiej strony. - Trzeba zorganizowa� przelot nad tym miasteczkiem - zarz�- dzi�. - I szczeg�owe badania. Wszystkie zasobniki maj� tu trafi� natychmiast. Prosz� uprzedzi� laboratoria. Poleci� r�wnie� Comroemu �ci�gn�� technik�w, zw�aszcza Jaggersa. Manchek nie znosi� Jaggersa, kt�ry wydawa� mu si� nieco afektowany i zadziera� nosa, ale major zdawa� sobie jednocze�nie spraw�, �e Jaggers zna si� na rzeczy, a tej nocy potrzebowa� warto�ciowych ludzi. O 23:07 Samuel Wilson zwany Rewolwerowcem przelatywa� z pr�d- ko�ci� 645 mil na godzin� nad pustyni� Mojave. Przed sob�, w g�rze, widzia� o�wietlone ksi�ycow� po�wiat� bli�niacze silniki prowadz�cych odrzutowc�w, kt�rych dopalacze p�on�y na nocnym niebie. Skrzyd�a 25 wygl�da�y oci�ale; pod nimi bowiem i pod kad�ubami podwieszono bomby fosforowe. Czarny samolot Wilsona by� inny ni� tamte: d�ugi i wysmuk�y. By� to scavenger, jeden z siedmiu na �wiecie. Scavenger to wersja operacyjna X-18 - samolot odrzutowy prze- znaczony do bezpo�rednich rekonesans�w, wyposa�ony w aparatur� do dziennych i nocnych lot�w zwiadowczych. Mia� podwieszone dwie szesnastomilimetrowe kamery, jedn� dla spektrum widzialnego, drug� dla podczerwieni niskiej cz�stotliwo�ci. Pr�cz standardowego wyposa- �enia elektronicznego i radiodetekcyjnego znajdowa�a si� na nim r�wnie� obrotowa wielozakresowa kamera Homansa na podczerwie�. Oczywi�cie wszystkie klisze by�y automatycznie przetwarzane jeszcze w powietrzu, tak i� by�y gotowe do przejrzenia natychmiast po wyl�dowaniu w bazie. Ca�a ta technika czyni�a ze scavengera niezwykle czu�y aparat. By� on w stanie podczas zaciemnienia opracowa� plan miasta oraz �ledzi� z wysoko�ci o�miu tysi�cy st�p poruszanie si� pojedynczych samocho- d�w i ci�ar�wek. M�g� wykry� ��d� podwodn� na g��boko�ci do dwustu st�p, a tak�e zlokalizowa� miny morskie na podstawie deforma- cji kszta�tu fal i wykona� precyzyjne zdj�cie fabryki na podstawie emisji ciep�a wydzielanego przez mury, cztery godziny po jej zamkni�ciu. Scavenger by� wi�c idealn� maszyn� do przelotu w �rodku nocy nad Piedmont w stanie Arizona. Wilson sumiennie sprawdzi� aparatur�, dotykaj�c palcami kont- rolek, przycisk�w i d�wigienek, sprawdzaj�c, czy p�on� wszystkie zielone �wiate�ka sygnalizuj�ce sprawno�� oprzyrz�dowania. W jego s�uchawkach zatrzeszcza�o. Odezwa� si� samolot prowa- dz�cy. Wilson us�ysza� leniwy g�os: - Nadlatujemy nad miasteczko, Rewolwerowiec. Widzisz je? Wychyli� si� do przodu w ciasnym kokpicie. Znajdowa� si� nisko, ledwie pi��set st�p nad ziemi�, i przez chwil� nie widzia� nic poza piachem, �niegiem i drzewami jukowymi. Po chwili dostrzeg� przed sob� budynki. - Odbi�r. Widz� je. - O.K., Rewolwerowiec. Zr�b nam miejsce. Zmniejszy� ci�g, powi�kszaj�c dystans mi�dzy sob� a dwoma pozosta�ymi samolotami o p� mili. Nadlatywali w formacji prosto- k�tnej, by dobrze o�wietli� cel za pomoc� flar fosforowych. Bezpo- �rednie uwidocznienie nie by�o naprawd� konieczne, scavenger poradzi�- by sobie bez niego. Tym z Vanderberg zale�a�o jednak widocznie, by uzyska� jak najwi�cej danych o miasteczku. 26 Samoloty na przedzie rozesz�y si� szeroko, p�ki nie znalaz�y si� po obydwu stronach g��wnej uliczki miasteczka. - Rewolwerowiec? Got�w do balu? Wilson delikatnie po�o�y� palce na klawiszach kamery. Cztery palce; jakby gra� na pianinie. - Got�w. - No to jedziemy. Dwa samoloty znurkowa�y, opadaj�c ku miasteczku. By�y roz- stawione bardzo szeroko i wydawa�o si�, �e znajduj� si� tu� nad ziemi�, kiedy wyrzuca�y flary. Gdy po kolei pada�y na ziemi�, wy- kwita�y o�lepiaj�co bia�e kule ognia, k�pi�c miasteczko w nieziemskiej po�wiacie, odbijaj�cej si� od metalicznych podbrzuszy samolot�w. Gdy odrzutowce min�y Piedmont, poderwa�y si� w g�r�, lecz Wilson nie patrzy� na nie. Ca�a jego uwaga, umys� i cia�o by�y skoncentrowane na miasteczku. - W twoje r�ce, Rewolwerowiec. Wilson nie odpowiedzia�. Opu�ci� nos maszyny, przymkn�� klapy i poczu� dreszcz, gdy samolot jak kamie� pocz�� wali� si� ku ziemi. Miasteczko i teren wok� niego by�y o�wietlone w promieniu kilkuset jard�w. Przycisn�� klawisze i poczu� wibracj� kamer. Spada� przez d�ug� chwil�, po czym �ci�gn�� dr��ek do siebie. Samolot jak gdyby chwyci� si� powietrza, przytrzyma� si� go i pocz�� si� wspina�. Uda�o mu si� w przelocie rzuci� okiem na g��wn� ulic�. Spostrzeg� le��ce bez�adnie cia�a: na jezdni, w samochodach, wsz�dzie... - Chryste - powiedzia�. I zn�w znalaz� si� w g�rze, zawracaj�c obszernym �ukiem, przygo- towuj�c si�, by nadlecie� drugi raz nad miasteczko i usi�uj�c nie my�le� o tym, co zobaczy�. Jedn� z podstawowych zasad powietrznych rekonesans�w by�o ignorowanie tego, co si� ujrza�o; analiza i opraco- wanie danych nie nale�a�y do pilota. By�a to sprawa ekspert�w, a piloci, kt�rzy o tym zapominali, kt�rzy interesowali si� za bardzo tym, co fotografowali, sami si� pakowali w k�opoty. Zazwyczaj zderzali si� z ziemi�. Gdy samolot po raz drugi p�asko nadlecia� nad miasteczko, Wilson usi�owa� nie patrze� w d�. Nie uda�o mu si� jednak i powt�rnie zobaczy� cia�a. Fosforowe flary ju� si� dopala�y, by�o ciemniej i jako� z�owieszczo. Na ziemi jednak rzeczywi�cie le�eli martwi ludzie; nie wyobrazi� sobie tego. - Jezu - wymamrota� ponownie. - S�odki Jezu. 27 Napis na drzwiach g�osi�: SALA ANALIZ I PRZETWARZANIA DANYCH EPSILON, a ni�ej, czerwonymi literami, by�o napisane: WST�P JEDYNIE ZA OKAZANIEM PRZEPUSTKI. Za nimi by�a wygodna sala odpraw: na jednej ze �cian znajdowa� si� ekran, przed kt�rym sta�o tuzin foteli z profilowanych rur obci�gni�tych sk�r�, a pod przeciwleg�� �cian� umieszczono projektor. Gdy Manchek i Comroe weszli do �rodka, Jaggers ju� na nich czeka�, stoj�c na �rodku sali przed ekranem. By� to niski, poruszaj�cy si� spr�ystym krokiem m�czyzna, o gorliwej, rzec mo�na pe�nej nadziei twarzy. Cho� nie by� specjalnie lubiany w bazie, mimo to uznawano go za mistrza analizy danych z rekonesans�w. Konstrukcja jego umys�u, pozwalaj�ca mu zachwyca� si� nat�okiem z trudem dopasowywanych do siebie szczeg��w, sprawia�a, �e idealnie nadawa� si� do takiego zadania. Gdy Manchek i Comroe usiedli, Jaggers zatar� d�onie. - No c� - powiedzia�. - Chyba mog� od razu przyst�pi� do rzeczy. Jak s�dz�, mamy dzi� dla was co� interesuj�cego. - Kiwn�� g�ow� operatorowi projektora w g��bi sali. - Pierwsze zdj�cie, prosz�. �wiat�a na sali pociemnia�y. Rozleg�o si� mechaniczne szcz�kni�cie, po czym ekran roz�wietli� si� ukazuj�c robione z du�ej wysoko�ci zdj�cia ma�ego pustynnego miasteczka. - Nie jest to zwyk�e zdj�cie - obja�ni� Jaggers. - Pochodzi z naszych akt. Wykonane dwa miesi�ce temu z Janusa 12, naszego satelity zwiadowczego. Jak wam wiadomo, apogeum jego orbity wynosi�o sto osiemdziesi�t siedem mil. Jako�� techniczna jest ca�kiem niez�a. Jeszcze nie potrafimy odczyta� tablic rejestracyjnych samo- chod�w, ale nad tym pracujemy. Mo�e w przysz�ym roku si� uda. Manchek poruszy� si� niecierpliwie w swoim fotelu, ale nic nie powiedzia�. - Wida� tutaj miasteczko - kontynuowa� Jaggers. - Piedmont w stanie Arizona. Czterdziestu o�miu mieszka�c�w, i w og�le nie bardzo jest na co patrze�, nawet z wysoko�ci stu osiemdziesi�ciu siedmiu mil. Tutaj mamy dom towarowy, stacj� benzynow� - prosz� zauwa�y�, jak wyra�nie mo�na odczyta� "Gulf' - i poczt�, a tu motel. Pozosta�e budynki to domy prywatne. Ko�ci� jest tutaj. Dobrze, prosz� nast�pne zdj�cie. Kolejne szcz�kni�cie. Zdj�cie by�o ciemniejsze, z czerwonawym odcieniem, wykonane z g�ry. Przewa�a�y na nim barwy bia�a i ciemno- czerwona, zarysy budynk�w by�y do�� niewyra�ne. - Zaczynamy od zdj�� robionych ze scavengera technik� termo- wizyjn�. Jak wiadomo, s� to fotografie wykorzystuj�ce emisj� ciep�a, 28 nie odbicie �wiat�a. Przedmioty ciep�e wychodz� na zdj�ciu bia�e; przedmioty zimne - czarne. No w�a�nie. Wida�, �e domy s� ciem- ne - ich temperatura jest ni�sza ni� temperatura gruntu. Z zapad- ni�ciem nocy budynki szybciej trac� ciep�o. - Co to za bia�e plamy? - zapyta� Comroe. Na fotografii widnia�o czterdzie�ci do pi��dziesi�ciu bia�ych p�l. - To cia�a - stwierdzi� Jaggers. - Niekt�re wewn�trz dom�w, niekt�re na ulicach. Okazuje si�, �e jest ich pi��dziesi�t. W niekt�rych przypadkach mo�na wyra�nie odr�ni� ko�czyny i g�ow�. Te zw�oki na ulicy le�� na wznak. - Zapali� papierosa i wskaza� na bia�y czworo- k�t. - Mo�emy stwierdzi� prawie z ca�� pewno�ci�, �e to samoch�d. Prosz� zauwa�y�, �e z jednego ko�ca widnieje bia�a plama. Oznacza to, �e silnik ci�gle pracuje, wci�� wytwarza ciep�o. - Furgonetka - powiedzia� Comroe. Manchek przytakn��. - Powstaje pytanie - ci�gn�� Jaggers. - Czy wszyscy ludzie nie �yj�? Nie mo�emy by� tego pewni. Czterdzie�ci siedem cia� jest do�� zimnych, co wskazuje, �e �mier� nast�pi�a jaki� czas temu. Trzy s� cieplejsze. Dwa z nich znajduj� si� w tym samochodzie, tutaj. - Nasi ludzie - stwierdzi� Comroe. - A trzecie? - Z trzecim cia�em sprawa jest do�� zagadkowa. Wida� je tu, ten kto� najprawdopodobniej stoi lub le�y zwini�ty na ulicy. Prosz� zwr�ci� uwag�, �e posta� jest ca�kiem bia�a, co oznacza, �e do�� ciep�a. Nasze pomiary temperatury wskazuj�, �e wynosi ona oko�o trzydziestu pi�ciu stopni - troch� za ma�o, ale mo�e to by� skutek skurczu naczy� obwodowych w nocnym pustynnym powietrzu. To obni�a temperatur� sk�ry.. Nast�pny slajd. Na ekranie pojawi�o si� kolejne zdj�cie. Manchek marszcz�c brwi wpatrzy� si� w bia�� plam�. - Zmieni�a po�o�enie. - W�a�nie. Zdj�cie wykonano przy drugim przelocie. Plama prze- mie�ci�a si� oko�o dwudziestu jard�w. Nast�pne zdj�cie. - Zn�w si� poruszy�a! - Tak. O dodatkowe pi�� do dziesi�ciu jard�w. - Czyli ta osoba ci�gle �yje? - By� mo�e to przedwczesna konkluzja - powiedzia� Jaggers. Manchek odchrz�kn��. - Ale jest pan w�a�nie takiego zdania? - Owszem, panie majorze. Tak w�a�nie s�dz�. - Czyli tam w dole jest cz�owiek, przechadzaj�cy si� mi�dzy trupami? Jaggers wzruszy� ramionami i postuka� w ekran. 29 - Na podstawie tych danych trudno wysun�� inne wnioski, poza tym... W tym momencie do sali wszed� szeregowiec nios�cy pod pach� trzy metalowe cylindry. - Panie majorze, s� filmy nakr�cone w pa�mie widzialnym. - Prosz� przewin�� - rzek� Manchek. Film za�o�ono do projektora. Chwil� p�niej do sali wszed� porucz- nik Wilson. Jaggers oznajmi�: - Jeszcze nie przegl�da�em tych film�w. Mo�e pilot powinien relacjonowa�, co na nich wida�. Manchek skin�� g�ow� i spojrza� na Wilsona, kt�ry wsta� i przeszed� do przodu sali, nerwowo wycieraj�c d�onie w spodnie. Zatrzyma� si� przed ekranem i zwr�ci� twarz� do publiczno�ci, po czym zacz�� m�wi� pozbawionym jakiejkolwiek intonacji, monotonnym g�osem: - Panie majorze, dokona�em dw�ch przelot�w nad miasteczkiem mi�dzy dwudziest� trzeci� osiem i dwudziest� trzeci� trzyna�cie dzi� wiecz�r. Pierwszy lot wykona�em ze wschodu, a powrotny z zachodu, z przeci�tn� pr�dko�ci� dwustu czternastu mil na godzin�; �redni� wysoko�ci� wedle skorygowanego odczytu altimetru o�miuset st�p i... - Chwileczk�, synu - przerwa� mu Manchek, unosz�c d�o�. - To nie przes�uchanie. M�w naturalnie. Wilson skin�� g�ow� i prze�kn�� �lin�. �wiat�a na sali przygas�y i projektor z szumem o�y�. Na ekranie ukaza�o si� miasteczko sk�pane w jaskrawym, bia�ym �wietle, widziane z nadlatuj�cego nad nie samo- lotu. - To m�j pierwszy przelot - komentowa� Wilson. - Ze wschodu na zach�d, o dwudziestej trzeciej osiem. Obraz pochodzi z lewoskrzyd- �owej kamery, dokonuj�cej zdj�� z szybko�ci� dziewi��dziesi�ciu sze�ciu klatek na sekund�. Jak wida�, gwa�townie wytracam wysoko��. Prosto przed nami wida� g��wn� ulic�... Urwa�. Na ekranie wyra�nie pokaza�y si� nieruchome ludzkie cia�a. Wida� by�o r�wnie� furgonetk� stoj�c� na �rodku ulicy, na jej dachu wci�� powoli obraca�a si� antena. Gdy samolot przelatywa� nad ni�, w �rodku da�o si� zobaczy� kierowc�, kt�ry le�a� bezw�adnie na kierownicy. - Doskona�a rozdzielczo�� - rzek� Jaggers. - Ten drobnoziar- nisty film rzeczywi�cie daje rozdzielczo��, jakiej potrzeba... - Wilson - przerwa� Jaggersowi Manchek - relacjonuje nam sw�j przelot. - Tak jest, panie majorze - odrzek� Wilson, chrz�kn�wszy. Popatrzy� na ekran. - Teraz w�a�nie znajduj� si� dok�adnie nad 30 celem. Wida� tu ofiary, licz�c na oko, jest ich oko�o siedemdziesi�ciu pi�ciu, panie majorze. M�wi� cichym, napi�tym g�osem. Obraz urwa� si�, pojawi�y si� jakie� numery, po czym film zacz�� si� od nowa. - Zawracam teraz do drugiego przelotu - ci�gn�� Wilson. - Flary si� ju� dopalaj�, ale wida�, �e... - Zatrzyma� film - rozkaza� Manchek. Operator projektora zatrzyma� film na pojedynczej klatce. Wida� na niej by�o d�ug�, prost� g��wn� ulic� miasteczka i le��ce na niej cia�a. - Cofn��. Obraz pocz�� si� przesuwa� w odwrotnym kierunku, odrzutowiec zdawa� si� wznosi� nad ulic�. - Ju�! Zatrzyma� film. Klatka znieruchomia�a. Manchek wsta�, podszed� do ekranu i zacz�� przygl�da� si� obrazowi z boku. - Prosz� na to popatrze� - powiedzia�, wskazuj�c jedn� z syl- wetek. Wida� by�o m�czyzn� w nocnej koszuli po kolana, stoj�cego i wpatruj�cego si� w samolot. By� to starzec o pomarszczonej twarzy. Mia� wytrzeszczone oczy. - Co pan o tym s�dzi? - spyta� Manchek Jaggersa. Jaggers przysun�� si� i zmarszczy� czo�o. - Prosz� przewin�� troch� do przodu. Film ruszy�. Wyra�nie widzieli, jak m�czyzna odwraca g�ow� i wodzi oczyma za przelatuj�cym nad nim samolotem. - Teraz do ty�u - poprosi� Jaggers. Film cofni�to. Jaggers u�miechn�� si� blado. - Ten cz�owiek wygl�da mi na �ywego, panie majorze. - Tak - odrzek� Manchek lakonicznie. - Bez w�tpienia. M�wi�c to, wyszed� z sali. W drzwiach zatrzyma� si� i o�wiadczy�, �e og�asza w bazie stan alarmu: a� do odwo�ania nikomu nie wolno opuszcza� zajmowanych pomieszcze�, nie wolno nawi�zywa� ��czno�ci ani wysy�a� wiadomo�ci na zewn�trz, a to, co ujrzeli w tej sali, jest poufne. Wyszed�szy na korytarz ruszy� w stron� Kontroli Lot�w. Comroe pod��y� za nim. - Prosz� skomunikowa� si� z genera�em Wheelerem - wyda� dyspozycje Manchek. - Prosz� mu przekaza�, �e og�osi�em alarm specjalny bez w�a�ciwych pe�nomocnictw i prosz� go o natychmiastowe przybycie. - Regulamin m�wi�, �e nikt poza dow�dc� bazy nie ma prawa og�osi� stanu alarmu. - Nie wola�by pan powiadomi� go o tym osobi�cie? - Mam co innego do zrobienia - odpowiedzia� Manchek. ROZDZIA� CZWARTY ALARM Gdy Arthur Manchek wszed� do niewielkiej d�wi�koszczelnej budki i usiad� przy telefonie, wiedzia� dok�adnie, co ma zrobi� - aczkolwiek nie by� ca�kowicie pewny dlaczego. Jako jeden ze starszych oficer�w programu Scoop prawie rok temu uczestniczy� w odprawie dotycz�cej programu Po�ar Stepu. Manchek przypomnia� sobie, �e prowadzi� j� niewysoki m�czyzna o osch�ym, precyzyjnym sposobie wyra�ania si�. By� to profesor uniwersytetu, kt�ry przedstawi� zarysy programu. Manchek zd��y� zapomnie� szcze- g�y, z wyj�tkiem tego, i� gdzie� znajduje si� laboratorium oraz istnieje pi�ciu ludzi, naukowc�w, maj�cych w razie potrzeby je obsadzi�. Ich zadanie mia�o polega� na zbadaniu pozaziemskich form �ycia za- wleczonych na Ziemi� przez ameryka�skie pojazdy kosmiczne, gdyby si� to kiedykolwiek zdarzy�o. Manchek nie dowiedzia� si�, kim s� ci ludzie; wiedzia� jedynie, �e Departament Obrony za�o�y� dla nich specjalne ��cze. By wej�� na t� lini�, musia� jedynie nakr�ci� binarn� wersj� pewnej liczby. Si�gn�� do kieszeni i wyci�gn�� portfel, pogrzeba� w nim przez chwil�, po czym wyci�gn�� kart� wr�czon� mu przez profesora: W WYPADKU PO�ARU zawiadomi� Wydzia� 222 Korzysta� tylko w razie konieczno�ci Zapatrzy� si� w kart� i zastanowi�, co si� w�a�ciwie stanie, gdy wykr�ci dw�jkow� wersj� dwustu dwudziestu dw�ch. Usi�owa� sobie wyobrazi� kolejno�� zdarze�. Z kim b�dzie rozmawia�? Czy kto� do niego oddzwoni? Czy sprawdz� zasadno�� alarmu, docieraj�c do wy�ej postawionych os�b? 32 Przetar� oczy, popatrzy� na kart� jeszcze przez chwil� i wreszcie wzruszy� ramionami. Tak czy inaczej w ko�cu si� dowie. Wyrwa� kartk� z notesu, kt�ry le�a� przed nim ko�o telefonu, i zapisa�: 26 25 24 23 22 21 20 By�a to podstawa systemu dw�jkowego: dwa podniesione do dowolnej pot�gi. Dwa do pot�gi zerowej r�wna�o si� jeden; dwa do pierwszej wynosi�o dwa, dwa do kwadratu cztery, i tak dalej. Manchek szybko dopisa� kolejn� linijk�: 27 26 25 24 23 22 21 20 128 64 32 16 8 4 2 1 Nast�pnie zacz�� dodawa� liczby, by uzyska� sum� 222. Zakre�li� te liczby: 24 23 22 21 20 = 222 Nast�pnie wyznaczy� kod dw�jkowy. Kod binarny stosowany by� w komputerach korzystaj�cych z j�zyk�w opartych na zasadzie "w��- czony-wy��czony", "tak-nie". Pewien matematyk za�artowa� kiedy�, �e system dw�jkowy to spos�b, w jaki licz� ludzie maj�cy tylko dwa palce. Rzecz sprowadza si� do tego, i� w zapisie dw�jkowym liczby dziesi�tne, zapisywane za pomoc� dziesi�ciu cyfr, przekszta�cone s� w posta�, w kt�rej wyst�puj� jedynie dwie cyfry: zero i jedynka. 27 26 25 24 23 22 21 20 11011110 Manchek spojrza� na numer, kt�ry w�a�nie zapisa�, i wpisa� kreski: 1-101-1110. Zupe�nie zwyczajny numer telefonu. Podni�s� s�uchawk� i wykr�ci� go. By�a dok�adnie p�noc. 3 - Andromeda DZIE� DRUGI PIEDMONT ROZDZIA� PI�TY PIERWSZE GODZINY Wszystko by�o przygotowane. Kable, kody, dalekopisy - wszystko czeka�o w u�pieniu przez prawie dwa lata. Trzeba by�o jedynie telefonu Mancheka, by wprawi� ca�� t� maszyneri� w ruch. Kiedy sko�czy� nakr�ca� numer, us�ysza� seri� mechanicznych klikni��, a potem niskie buczenie, kt�re oznacza�o, i� wezwanie zosta�o wprowadzone na jedno z ��cz bezpo�rednich i przetworzone w aparaturze koduj�co-zag�uszaj�cej - skramblerach. Po chwili bu- czenie usta�o i us�ysza� g�os: - Jest to nagranie. Prosz� poda� swoje nazwisko i przekaza� wiadomo��, po czym roz��czy� si�. - Major Arthur Manchek, Baza Si� Powietrznych Vanderberg, Kontrola Lot�w Programu Scoop. Uwa�am za konieczne og�oszenie alarmu Po�ar Stepu. Dysponuj� potwierdzaj�cymi tak� konieczno�� danymi wizualnymi, kt�re w�a�nie z przyczyn bezpiecze�stwa zosta�y utajnione. Gdy wypowiada� te s�owa, dotar�o do niego, �e to wszystko jest kompletnie nieprawdopodobne. Pewnie nawet ten nagrany na mag- netofon g�os mu nie uwierzy. Wci�� trzyma� s�uchawk� w d�oni, niezbyt sensownie spodziewaj�c si� odpowiedzi. Odpowiedzi jednak nie by�o, jedynie szcz�kni�cie oznajmiaj�ce, �e po��czenie zosta�o automatycznie przerwane. Na linii zapanowa�a cisza; odwiesi� s�uchawk� i westchn��. By� niezadowolony. Manchek my�la�, �e za par� minut po��czy si� z nim Waszyngton, w og�le spodziewa� si� nat�oku telefon�w przez par� nast�pnych godzin, wi�c nie odchodzi� od aparatu. Nie by�o jednak �adnych wezwa�, nie wiedzia� bowiem, �e proces, kt�ry zapocz�tkowa�, jest ca�kowicie zautomatyzowany. Raz uruchomiony, alarm Po�ar Stepu toczy�by si� samodzielnie bez mo�liwo�ci odwo�ania przez przynajmniej dwana�cie godzin. 37 W ci�gu dziesi�ciu minut w ca�ym kraju przez obj�te maksymalnymi zabezpieczeniami ��cza dalekopis�w, pod��czone do przystawek szyf- ruj�cych, przesz�a nast�puj�ca wiadomo��: 11111111 PRZEKAZ 11111111 �CI�LE TAJNE KOD NAST�PUJ�CY CBW 9/9/234/435/6778/90 KOORDYNATY PULG DELTA 8997 WIADOMO�� TRE�CI NAST�PUJ�CEJ ZOSTA� OG�OSZONY ALARM PO�AR STEPU. POWTARZAM ZOSTA� OG�OSZONY ALARM PO�AR STEPU. WSP DEC PRZEKAZA� KOORDYNATY NASA/AMC/NSC. CZAS WEJ�CIA POLECENIA W �YCIE LL-59-07 W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM. DALSZE WSKAZANIA NAST�PUJ�CE OBJ�CIE PRASY KONTROL� MO�LIWO�� WPROWADZENIA W �YCIE DYREKTYWY 7-L2 STAN ALARMOWY DO ODWO�ANIA KONIEC WIADOMO�CI 1111111111 ROZ��CZY� Kablogram zosta� przekazany automatycznie. Jego tre��, ��cznie z obj�ciem prasy cenzur� i mo�liwo�ci� zastosowania Dyrektywy 7-12, by�a u�o�ona z g�ry i nadanie jej uruchomi� telefon Mancheka. Pi�� minut p�niej zosta� przekazany drugi kablogram, wyszczeg�l- niaj�cy uczestnik�w ekipy programu Po�ar Stepu: 11111111 PRZEKAZ 11111111 �CI�LE TAJNE KOD NAST�PUJ�CY CBW 9/9/234/435/6778/900 WIADOMO�� NAST�PUJ�CA 38 NI�EJ WYMIENIENI OBYWATELE AMERYKA�SCY ZOSTALI OBJ�CI STATUSEM ZED KAPPA. POPRZEDNIE UPOWA�NIENIA DO WGL�DU W MATERIA�Y �CI�LE TAJNE ZOSTA�Y POTWIERDZONE. NAZWISKA NAST�PUJ�CE + STONE, JEREMY // 81 LEAVITT, PETER //04 BURTON, CHARLES //L51 CHRISTIANSENKRIKEUSUN�� NINIEJSZ� LINI� USUN�� NINIEJSZ� LINI� CZYTA� JAKO KIRKE, CHRISTIAN //142 HALL, MARK //77 Teoretycznie ten kablogram r�wnie� by� rutynowy; wymienia� nazwiska pi�ciu ludzi, kt�rym przydzielono status Zed Kappa, kodowe okre�lenie cz�onk�w zespo�u programu Po�ar Stepu. Na nieszcz�cie jednak maszyna b��dnie odczyta�a jeden z wers�w, przez co niew�a�ciwie przekaza�a ca�� wiadomo��. Zwykle gdy jedna z drukarek pod��czonych do tajnej linii b��dnie drukowa�a cz�� wiadomo�ci, powodowa�o to powt�rne przepisanie ca�ej wiadomo�ci lub powt�rne odczytanie przez k