16030

Szczegóły
Tytuł 16030
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16030 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16030 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16030 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

G. Altow Symfonia bohaterska Nie�miertelno�ci nie ma, lecz �ycia podstaw� Jest po�wi�cenie siebie nie�miertelnym sprawom I. Sielwinski � Sonet. Nad jeziorem �wieci�y gwiazdy. Starzec d�ugo patrzy� w niebo, potem powiedzia� do m�odzie�ca: � Tu w g�rach gwiazdy robi� dziwne wra�enie. Jak lampy w pustej sali. Ludzie j� opu�cili, a lampy �wiec�� Jego towarzysz by� zbyt m�ody, aby poprzez te s�owa odczu� nastr�j starca. Odpowiedzia�: � Te gwiazdy wskazuj�, �e b�dzie pogoda. To znaczy, �e zobaczymy jonolot. � Spojrza� z zatroskaniem w niebo i doda�: � Chocia� tutaj pogoda zmienia si� co godzina. Zapad�o milczenie. Starzec my�la� o tym, �e wszystko, co cz�owiek stworzy�, w pewnym stopniu podobne jest do jego w�asnych los�w. Miasta, maszyny, ksi��ki rodz� si� i starzej� � czasem bardzo szybko, czasem wolno � prze�ywaj� sw�j okres s�awy i okres zapomnienia� �Nie, nie wszystko si� starzeje � zaprzeczy� sobie w my�li. � Idee przewodnie, sztuka� Tak, oczywi�cie, sztuka� muzyka�� My�li jego, w�druj�c jakimi�, sobie tylko w�a�ciwymi drogami, zwr�ci�y si� ku muzyce. Przypomnia�a mu si� symfonia Bohaterska Borodina, kt�ra rozbrzmiewa�a tu przed czterdziestu laty. By� w�wczas m�ody. I to lotnisko rakietowe � dzi� ju� prawie zapomniane � te� by�o m�ode. W g�rach Kaukazu, na prze��czy Buzdag ludzie wykuli w pod�o�u skalnym gigantyczn� czasz�, nape�nili j� wod�, wznie�li lekkiej konstrukcji budynki przyklejone do stromych zboczy. St�d startowa�y ku gwiazdom jonowe rakiety, kierowane przez automaty. Wraca�y po wielu latach na to samo miejsce, na lotnisko Buzdag. Zreszt� nie wszystkie wraca�y. Na siedemdziesi�t dwie rakiety wr�ci�o pi��dziesi�t cztery. Pi��dziesi�ta pi�ta � wys�ana najwcze�niej � powinna by�a wyl�dowa� dzisiejszego wieczoru. Odby�a dalek� drog� do gwiazdy Van Maanena i teraz, po up�ywie czterdziestu lat wraca�a na Ziemi�. M�odzieniec (szed� obok staruszka, troszeczk� pozostaj�c w tyle) zna� te czasy tylko ze starej kroniki filmowej. Urodzi� si�, gdy lotnisko rakietowe Buzdag zaczyna�o ulega� ju� zapomnieniu. Rakiety z silnikami jonowymi szybko wysz�y z u�ycia, zast�pi�y je statki termoj�drowe. Pot�ne, o kolosalnej energii, z �atwo�ci� przezwyci�a�y op�r atmosfery. Lotniska wysokog�rskie by�y dla nich zb�dne. I pole startowe w g�rach kaukaskich opustosza�o. Od czasu do czasu tylko zjawiali si� tu ludzie, aby wita� powracaj�ce rakiety. Pocz�tkowo ka�dy powr�t rakiety by� wielkim wydarzeniem. P�niej sta� si� tylko symbolem historii. Nowe sposoby badania, rakiety termoj�drowe, teleskopy dyfrakcyjne, analizatory grawitacyjne � dostarcza�y o wiele wa�niejszych danych o Kosmosie ni� jonoloty � beznadziejnie przestarza�e, niezgrabne i �mieszne w oczach ludzi XXI wieku. M�odzie�ca wys�ano na spotkanie pi��dziesi�tego pi�tego jonolotu. Na lotnisku Buzdag od trzech lat nie by�o ludzi. M�odzieniec doprowadzi� do porz�dku instalacje, sprawdzi� przyrz�dy i nudzi� si� ca�y tydzie�. W dzie� robi� wycieczki, wieczorami czyta� ksi��ki. Czytanie go bawi�o. By� przyzwyczajony do mikrofilm�w i ci�kie, grube ksi��ki z po��k�ymi ze staro�ci kartami robi�y na nim wra�enie antycznych zabytk�w. To by�o ubieg�e stulecie � romantyczny, bohaterski, okrutny i wzruszaj�co naiwny wiek XX. I gdy pod wiecz�r przylecia� starzec, m�odzieniec wcale si� nie zdziwi�. Starzec stanowi� r�wnie� cz�stk� XX wieku. Budowa� pierwsze jonoloty, by� tw�rc� analizy grawitacyjnej, jego imi� nosi� jeden z ocean�w na Wenus i �a�cuch g�rski na Merkurym. M�odzieniec zna� �ycie starca z podr�cznik�w szkolnych. W ka�dym razie wydawa�o mu si�, �e je zna, gdy� w m�odej pami�ci mocno utkwi�y daty i fakty. Pami�ta� dat� urodzenia starca, bez zaj�knienia m�g� wyliczy� jego podr�e i odkrycia, zna� wszystkie jego prace � od klasycznej �Teorii grawitacji� do najnowszych bada� nad dynamik� gwiazd. M�odzie�cowi zdawa�o si�, �e cz�owiek ten jest tak samo twardy, spokojny i prosty jak ska�y, w kt�rych ongi� zbudowa� lotnisko. Ale m�odzieniec si� myli�. Od g�r ci�gn�� niezbyt silny, ale bardzo zimny wiatr. Nad jeziorem k��bi�a si� mg�a. Woda w jeziorze by�a ogrzewana zbudowanym tu przed czterdziestu laty reaktorem j�drowym i nie zamarza�a nawet podczas najt�szych mroz�w. Opary wij�c si� pe�za�y nad wod�, powoli, niech�tnie wznosi�y w g�r�, tworz�c widmow�, liliow� w �wietle lamp jarzeniowych mgie�k�. Czarna woda pluska�a o betonowe obmurowanie, po kt�rym sz�o dw�ch ludzi. Starzec nie zwraca� uwagi na wiatr. Nie podni�s� nawet ko�nierza swej futrzanej kurtki. Ws�uchiwa� si� w plusk wody i s�ysza� w niej d�wi�ki Bohaterskiej. Muzyka brzmia�a w jego duszy, ale zdawa�o mu si�, �e s�yszy j� z zewn�trz, w powietrzu. Jego towarzysz chowa� r�ce w g��bokich kieszeniach kurtki i niespokojnie spogl�da� w niebo. Nagle starzec zatrzyma� si�, spojrza� na zegarek. M�odzieniec zrozumia� to na sw�j spos�b i powiedzia�: � Tak, pozosta�o ju� tylko czterdzie�ci minut. Trzeba w��czy� uk�ad kontrolny l�dowania zdalnie sterowanego. W towarzystwie starca czu� si� jaki� onie�mielony. Mia� ochot� wr�ci� do dobrze o�wietlonego, ciep�ego budynku, do pulpitu sterowania. Starzec spojrza� na niego uwa�nie i powiedzia�: � Id�. Ja tu zostan�. Tylko powiedz mi, czy radiofony dzia�aj�? M�odzieniec u�miechn�� si�. � Radiofony? Nie ma ich tutaj. Jest tylko staro�ytna sie� reprodukcyjna. I te� jak si� nazywaj�� magnetofony. Starzec kiwn�� g�ow�. � To w�a�nie mia�em na my�li. Spr�buj znale�� II Symfoni� Borodina. Chcia�bym j� us�ysze�. No, id� ju�� Starzec nie przerwa� w�dr�wki wok� jeziora. Teraz szed� bardzo powoli, zatrzymuj�c si� cz�sto. Zachowa� dobry wzrok i nie�le widzia� w p�mroku. Za sznurem otaczaj�cych jezioro latarni panowa�a ciemno��, ale starzec wyczuwa� w niej ska�y strome, zwietrza�e, wykruszone przez s�o�ce i wod�. Widzia� pozbawione ju� listowia drzewa, wyszczerbione ze staro�ci betonowe obmurowanie, sp�kany na �cie�kach asfalt� �Staro�� � pomy�la� ze smutkiem. � Tu wszystko jest stare. G�ry, lotnisko i ja�� Widzia� swoj� posta�: wysoki, chudy, lekko zgarbiony m�czyzna z siwiej�cymi, d�ugimi w�osami� �Staro�� � powt�rzy�. � Siedemdziesi�t dwa lata. A wtedy mia�em trzydzie�ci dwa. Trzydzie�ci dwa�� Przystan�� i d�ugo patrzy� na jezioro. Spogl�da� na k��bi�c� si� mg�� i nie my�la� o niczym. My�li ukry�y si� w g��biach pod�wiadomo�ci, mgliste, nieokre�lone, ledwo odgadywane, podobne do biegu wody w g��bi zamarzni�tego strumienia. Starzec by� spokojny. W og�le by� bardzo zr�wnowa�ony i opanowany. Nawet gdy by� m�ody uwa�ano, �e ma osch�y, trze�wy charakter. Posiada� jasny, sk�onny do analizowania umys�. Tym, kt�rzy go ma�o znali, przes�ania�o to inne jego cechy. Starzec wpatrywa� si� w faluj�cy nad jeziorem welon mg�y i przypomina� sobie zdarzenia, kt�re dzia�y si� tu przed czterdziestu laty. Pr�bowa� odtworzy� wszystko w kolejno�ci, ale nie potrafi�: bieg my�li za�amywa� si�, pami�� podsuwa�a uporczywie jakie� drobiazgi bez znaczenia. Nie wiadomo czemu przypomnia� sobie plastycznie, jakby to mia� przed oczami � szal, kt�ry ona mia�a na sobie tego wieczora. Szal by� r�nobarwny � z czerwonymi okr�cikami, ��tymi latarniami morskimi, szafirowymi ptakami � przejrzysty, lekki� ,,Nie � pomy�la� � to by�o gdzie indziej. Zacz��em m�wi�, przerwano mi� tak, tak g��wny mechanik� potem we dwoje odeszli�my w stron� �awki�� Zszed� z betonowego podmurowania. Rozejrza� si�. �awki nie by�o. Ale starzec wiedzia�, �e sta�a tu, w�a�nie tu. Nachyli� si�, przykucn�� i zobaczy� wg��bienia w asfalcie � �lady, pozostawione przez n�ki �awki. U�miechn�� si�, dotkn�� asfaltu. Ze szczeliny dobywa�a si� trawa, ju� uschni�ta, po��k�a o tej porze roku. Chcia� przypomnie� sobie s�owa, kt�re wypowiedzia� tego wieczoru, i nie m�g�. Nie m�g� nawet uprzytomni� sobie jej odpowiedzi. By� pewien tylko jednego � nad lotniskiem rakietowym rozbrzmiewa�a wtedy symfonia Bohaterska. S�owa � takie wa�ne i niedorzeczne � zatar�y si� w pami�ci. Pozosta�a tylko muzyka. Potem co rok tego dnia s�uchali tej symfonii. Ka�dego roku � je�eli by� na Ziemi i mogli ten dzie� sp�dzi� razem. Tak min�o trzydzie�ci sze�� lat. Potem ona umar�a � a on pozosta� sam. Starzec g�aska� ��t�, k�uj�c� traw�, przebijaj�c� si� przez asfalt. Gdzie� nad g�ow� rozleg� si� syk i trzaski. Starzec podni�s� si�, serce bi�o mu niespokojnie. Przestarza�y g�o�nik wytchn�� z siebie muzyk�. Szmer wiatru, plusk wody, dalekie, niepoj�te d�wi�ki nocy � wszystko zaton�o w muzyce. Starzec sta� nieruchomo, patrz�c w przestrze�. S�ysza� marsz tryumfalny i w rytmie melodii b�yskawicznie powstawa�y i tak samo b�yskawicznie znika�y obrazy. Muzyka by�a �agodna, przejrzysta, jasna. Wznosi�a mi�dzy przesz�o�ci� i tera�niejszo�ci� jak�� niewidzialn�, lecz wyra�n� barier�. Wspomnienia zanika�y stopniowo, roztapiaj�c si� w atmosferze spokoju. Starzec zamkn�� oczy, poczu� zawr�t g�owy. Muzyka nap�ywa�a szumi�cymi falami, w wirze d�wi�k�w miesza�a rado�� i smutek, zmywa�a z serca ponury osad przesz�o�ci. Kto� dotkn�� jego ramienia. Starzec drgn�� i odwr�ci� si�. Przed nim sta� m�ody cz�owiek. � Rakieta� Starzec nie odpowiedzia� i m�odzieniec powt�rzy� g�o�niej: � Rakieta! Zawr�cili nad jezioro. Przejmuj�ce akordy harfy dr�a�y jeszcze w wilgotnym, mro�nym powietrzu. Wiatr si� wzm�g�. Fale zalewa�y p�askie obmurowanie betonowe i z szumem wraca�y w czarn� przepa�� jeziora. W niebie, nad dolin�, ukaza�y si� dwa ��te, �wiec�ce punkty, rozjarzy�y si�, za�miewaj�c blask wszystkich okolicznych gwiazd. Rakieta zni�a�a si� szybko. Silnik jonowy pozostawia� ledwo dostrzegalny �lad � s�abo iskrz�c�, gasn�c� natychmiast niebieskaw� smug�. Nagle rozb�ys�y, o�lepiaj�c na chwil� starca i jego towarzysza, zainstalowane na ska�ach reflektory. B��kitne promienie o�wietli�y statek kosmiczny. Starzec przesta� s�ysze� muzyk�. Widzia� rakiet� przed czterdziestu laty; od tamtej chwili wszystko si� zmieni�o, a rakieta pozosta�a taka sama. ��te �wiat�o jej latarni pok�adowych miesza�o si� z niebieskimi promieniami reflektor�w i pod�u�ny, pozbawiony skrzyde� kad�ub rakiety przybiera� barw� zielon�. Po�yskiwa�a a�urowa sie� anten. Wyra�nie s�ycha� by�o trzaski, towarzysz�ce pracy silnika jonowego. Te trzaski wywo�a�y u�miech na twarzy m�odzie�ca. Wiele razy widzia� zdj�cia rakiety, wiedzia�, jak jest zbudowana, ale w tej chwili ca�a ta konstrukcja wyda�a mu si� bezgranicznie �mieszna i bezsensowna. Rakieta by�a bardzo ma�a: sze��dziesi�t metr�w d�ugo�ci i trzy szeroko�ci. W por�wnaniu z pot�nymi gwiazdolotami j�drowymi wygl�da�a jak ��dka przy okr�cie. Jej op�ywowy kszta�t budzi� w m�odzie�cu politowanie: dowodzi� tylko, jak trudno by�o rakiecie przebija� atmosfer� ziemsk�. Cienkie �odygi anten przypomina�y o pocz�tkach techniki radarowej. I wreszcie to potrzaskiwanie silnika jonowego zamiast zwartego, d�wi�cznego huku motor�w j�drowych� � C� za niedorzeczna konstrukcja � powiedzia�. � Tak � odpar� starzec, patrz�c na rakiet�. � Ca�kiem przestarza�a. Ale te rakiety posiadaj� jedn� przewag� � zd��y�y przeby� bardzo wielkie odleg�o�ci. Gwiazdoloty j�drowe maj� stosunkowo niewielki zasi�g. A te� te du�o widzia�y� ,,Na tym polega przewaga staro�ci � doda� w my�li. � Wiele przej��, zobaczy�, zrozumie慔 Rakieta zawis�a na wysoko�ci dw�ch metr�w nad jeziorem. Woda zabulgota�a pod dyszami silnika. Po kr�tkiej chwili rakieta prostopadle opu�ci�a si� w wod� � jezioro zafalowa�o. Starzec i m�odzieniec cofn�li si� nieco � fale zalewa�y obmurowanie. Potem rakieta wynurzy�a si� � ju� w pozycji poziomej � i zako�ysa�a na powierzchni. � Sko�czone! � krzykn�� m�odzieniec. By� wzruszony, chocia� sam nie potrafi�by okre�li� przyczyny tego uczucia. � Teraz powinien od��czy� si� robot zwiadowca. Ju� czas� � Nie tak pr�dko � drwi�co u�miechn�� si� starzec. � To przecie� stara konstrukcja. Nie umie si� spieszy�. Dwudziesty wiek� Nad kad�ubem rakiety unios�a si� po�yskuj�ca w promieniach reflektor�w niewielka p�kula, oderwa�a od rakiety, zawis�a w powietrzu i pop�yn�a nad wod�. Robot oddala� si� od miejsca, w kt�rym stali ludzie. � Co to znaczy? � zdziwi� si� m�odzieniec. � Czemu robot nie zbli�a si� do nas? Starzec wzruszy� ramionami. � To znaczy, �e musia� l�dowa� na obcej planecie. M�odzieniec nie zrozumia�. Przenosi� wzrok ze starca na oddalaj�cego si�, podobnego do wielkiego ��wia robota. � No wi�c co z tego? � zapyta� niecierpliwie. � Zaka�enie obcymi mikroorganizmami � wyja�ni� starzec. � Ale przecie� na rakiecie s�� � S� � przerwa� starzec. � Ale wszak to stara, niedorzeczna konstrukcja. Zawodna. Konieczny jest przegl�d kontrolny. Zamilk� na chwil�, podni�s� ko�nierz kurtki. � Mo�emy i�� � powiedzia� wci�� jeszcze patrz�c na rakiet�. � Robot sam przyjdzie do hali monta�owej. M�odzie�cowi zrobi�o si� przykro. Zrozumia�, �e starzec m�g� poczu� si� dotkni�ty jego s�owami �niedorzeczna konstrukcja�. Starzec budowa� t� rakiet� i chocia� min�o ju� wiele czasu, nie uwa�a� jej prawdopodobnie za niedorzeczn�. Ale m�odzieniec z w�a�ciwym swemu wiekowi egoizmem nie by� w stanie traktowa� tego powa�nie. W jego oczach wszystko, co stare, musia�o by� prymitywne, nieracjonalne, niedorzeczne. � Robot jest nie�le skonstruowany � powiedzia�, chc�c w jaki� spos�b naprawi� sw�j b��d. � To by� dowcipny pomys� � zbudowa� go na zasadzie �lizgowej. � Bzdura � osadzi� go starzec. � Robot jest beznadziejnie przestarza�y. Starzec wcale nie czu� si� dotkni�ty. Nie zwr�ci� po prostu uwagi na niedelikatne odezwanie si� m�odzie�ca. I teraz jeszcze, rozmawiaj�c z nim, by� pogr��ony w jakich� w�asnych my�lach. � Mieli�my wiele k�opot�w z konstrukcj� tych robot�w � ci�gn��. � Rola zwiadowcy na nieznanych planetach wymaga�a rozwi�zania skomplikowanych zada�. Pierwsze roboty porusza�y si� na g�sienicach. Od razu zreszt� trzeba by�o z tego zrezygnowa�. Roboty wpada�y w ka�d� szczelin�, przewraca�y si� na stromych zboczach� Powstawa�y w�wczas roje rozmaitych projekt�w � niekt�re zupe�nie bez sensu. Jaki� dziwak, na przyk�ad, skonstruowa� roboty chodz�ce. Tak, tak, nie �miej si�, w�a�nie chodz�ce. Stalowy, przypominaj�cy kszta�tem beczk� tu��w i trzy pary rozcz�onkowanych, metalowych n�g� By� to nonsens, wo�aj�cy o pomst� do nieba! Pierwszy parow�z te� mia� nogi, ale po co powtarza� stare b��dy po up�ywie stu pi��dziesi�ciu lat?� Wchodzi�em w sk�ad komisji, kt�ra przeprowadza�a do�wiadczenia nad tymi �ukami. Grz�z�y w bagnach, zapl�tywa�y si� w g�stwinie le�nej, nie mog�y si� wdrapywa� na pionowe ska�y� Potem zbudowali�my roboty��lizgowce. Takie w�a�nie jak ten na rakiecie. Przy pomocy kompresor�w stwarza�o si� poduszk� powietrzn� i roboty lekko �lizga�y si� nad ziemi�� Uwa�ali�my to za szczyt harmonijnej konstrukcji� � Starzec za�mia� si� ochryp�ym �miechem. � A w pi�� lat p�niej zjawi�y si� elektrofotonowe instalacje, potem silniki grawitacyjne� Po w�skich, metalowych schodkach weszli do hali monta�owej � niskiego budynku, przylepionego do wyst�pu skalnego. W hali by�o pusto. Pod �cianami sta�y fotele (starzec skonstatowa�, �e s� nowe, nie te, co znajdowa�y si� tu kiedy�). W samym �rodku wznosi�o si� podwy�szenie � stanowisko monta�owe, w tej chwili puste. Lampy jarzeniowe �wieci�y zimnym blaskiem. Starzec wskaza� m�odzie�cowi, jak w��czy� ogrzewanie. Nie zdejmuj�c kurtki skierowa� si� w k�t pokoju i usiad�. Zgarbi� si�, ukry� twarz w podniesionym ko�nierzu. By�o mu zimno. Dopiero teraz m�odzieniec zda� sobie spraw�, jak bardzo stary jest ten cz�owiek. I nagle zrozumia�, odczu�, �e staro�ci tej nie okre�laj� lata (starzec by� krzepki), lecz co� innego. M�odzieniec unika� wielkich s��w. Dlatego nie mia� odwagi zast�pi� s�owa �staro�� s�owem �m�dro��. � Przynios� kawy � powiedzia�. � Tak, prosz� � odpar� apatycznie starzec. Lampy wydawa�y cichy szmer. Starzec my�la� o tamtym wieczorze. Wtedy na stanowisku sta� robot, a oni � sze�� os�b � siedzieli w fotelach. To by�a stara tradycja � usi��� przed rozstaniem. I chocia� wszyscy zostawali, a odlatywa� tylko robot, sze�ciu ludzi siedzia�o w milczeniu w tej sali� Starzec wiedzia�, �e tych, kt�rzy siedzieli w�wczas obok niego, nie ma ju� na �wiecie. To byli m�ni ludzie. M�drzy, zuchwali, odwa�ni � i dobrzy przyjaciele. Teraz nazwiska ich nosz� szczyty g�rskie na Merkurym: sze�� szczyt�w po�o�onych obok siebie. Starzec nie odczuwa� smutku. Muzyka oczy�ci�a serce ze smutku i teraz tylko wspomina� � spokojnie, jakby przerzuca� karty powie�ci o cudzym, ale bardzo interesuj�cym �yciu. Zdawa� sobie spraw�, �e nigdy ju� tu nie wr�ci. Za par� dni mia� odlecie� na dalek� wypraw� nowym typem statku kosmicznego � ku tej gwie�dzie, z kt�rej powraca�a w�a�nie rakieta zwiadowcza. Domy�la� si� nawet, co mog�a przynie�� rakieta. M�g� w�a�ciwie tu nie przylatywa�, otrzyma�by wszystkie wiadomo�ci drog� radiow�. Ale chcia� odetchn�� powietrzem swojej m�odo�ci � i nie �a�owa�, �e tak post�pi�. Ca�y wiecz�r d�wi�cza�a mu w uszach symfonia Bohaterska i wiedzia�, �e odt�d te pot�ne, wspania�e d�wi�ki b�d� mu stale towarzyszy�y. Tylko bardzo mocny cz�owiek mo�e u schy�ku �ycia spotykaj�c si� twarz� w twarz z w�asn� m�odo�ci� nie zadr�e�, u�miechn�� si� i p�j�� dalej. Takie spotkania gubi� tch�rzy, ale dodaj� si� m�nym ludziom. A starzec mia� jasny umys� i niez�omn� si�� woli. M�odzieniec przyni�s� kaw�. Starzec zdj�� kurtk� i w milczeniu pi� gor�cy, pachn�cy po�udniem nap�j. Patrzy� przy tym z zadum� w g��b ma�ej fili�aneczki. Czarny p�yn skojarzy� mu si� z jeziorem � polem startowym jonolot�w. Powr�ci� my�l� do rakiety. Przypuszcza�, �e tym razem robot m�g� przynie�� nader interesuj�ce wie�ci. � Gwiazda Van Maanena � mrukn��. � C�, je�eli moje przypuszczenia s� s�uszne� � M�wi� pan co�? � zapyta� po�piesznie m�odzieniec. Starzec spojrza� na niego. W zmru�onych oczach pod siwiej�cymi brwiami b�ysn�a iskierka przekory. � Lubisz niespodzianki? � zapyta�. � Tak! � odpar� szybko m�odzieniec. W g�osie jego zabrzmia�o wyzwanie. �Zuch � pomy�la� starzec. � Porz�dny ch�opak. Podobny jest troch� do�� � Starcowi przypomnia� si� jeden z jego dawnych przyjaci�. � Dzisiaj czekaj� nas niespodzianki � powiedzia�. � Je�eli pan ju� wie� � Wiem, �e czekaj� � przerwa� starzec. � Ale nie wiem jakie. Chcia� co� jeszcze doda�, ale nie zd��y� � rozleg� si� szum i przez p�otwarte drzwi bokiem wcisn�a si� stalowa p�kula � robot. Starzec odda� m�odzie�cowi pust� fili�ank�. Z g��bokim dudnieniem robot prze�lizn�� si� na stanowisko, wyl�dowa� dok�adnie na samym �rodku. Szum ucich�. Dwaj ludzie patrzyli w milczeniu na maszyn�, kt�ra przybywa�a z obcej planety. Na wypolerowanym kad�ubie robota po�yskiwa� herb, napis �ZSRR� i data startu. � Zwi�zek Socjalistycznych Republik Radzieckich � przeczyta� m�odzieniec. � Tak � odpar� starzec. � Wtenczas jeszcze socjalistycznych. W sze�� lat p�niej s�owo to zast�piono innym � komunistycznych. � To si� sta�o na dwana�cie lat przed moim urodzeniem � powiedzia� ze wzruszeniem m�odzieniec. Podszed� do metalowego ��wia i delikatnie dotkn�� wypuk�ego herbu. Potem obszed� robota dooko�a. � Co to?! � wykrzykn��. � Nic nie rozumiem. Sp�jrzcie! Tu jest napis� Starzec wsta�, w��czy� g�rne �wiat�o. Na g�adkim boku robota by� wygrawerowany napis: ,,Ludzie Ziemi, my�� M�odzieniec przenosi� pytaj�ce spojrzenie z napisu na starca. Wreszcie nie wytrzyma�. � To zosta�o zrobione tam � wyrzek�. G�os mu zadr�a�. � Na tamtej planecie by�y istoty rozumne� � Istoty rozumne! � powt�rzy� starzec w zamy�leniu. � To za s�abo powiedziane. Istoty niezwykle m�dre. I to w�a�nie stanowi zagadk�. � Jak�? � zapyta� niecierpliwie m�odzieniec. � Nie zd��yli sko�czy� tego napisu � ci�gn�� pogr��ony w my�lach starzec. � Tak, tutaj jest wg��bienie � to pocz�tek nast�pnego s�owa. � O jakiej zagadce pan my�li? � powt�rzy� niecierpliwie m�odzieniec. Zdumiewa� go spok�j starca i denerwowa�a powolno��, z kt�r� ogl�da� robota. Starzec powr�ci� na fotel. � Rakieta osi�gn�a gwiazd� Van Maanena � m�wi� cicho, jakby g�o�no my�la�. � Jak nam dzi� wiadomo, gwiazda ta posiada jedn� jedyn� planet�. Rakieta sta�a si� na pewien czas jej sputnikiem. Najpierw prowadzono obserwacje przy pomocy przyrz�d�w pok�adowych, potem rakieta posi�kowa spu�ci�a w d� robota. Wed�ug sporz�dzonego zawczasu programu robot m�g� sp�dzi� na planecie pi��dziesi�t godzin. Gdyby nie wr�ci�, rakieta uda�aby si� w drog� powrotn�� Rozumiesz teraz? Te istoty w ci�gu pi��dziesi�ciu godzin zdo�a�y zapozna� si� z konstrukcj� robota i wed�ug jego aparatury zrozumie� nasz j�zyk� � To niemo�liwe! � wykrzykn�� m�odzieniec. Starzec wzruszy� ramionami. � Obejrzyj jeszcze raz napis. Zwr�� uwag�, �e chocia� nie jest sko�czony, sk�ada si� jednak ze starannie wygrawerowanych liter. Nie pomini�to najdrobniejszych � w gruncie rzeczy niepotrzebnych � szczeg��w. Te istoty nie wiedzia�y, �e mo�na upraszcza� pismo. Skopiowa�y je dok�adnie z drukuj�cej aparatury robota. � Ale przecie� robot posiada r�wnie� ta�m� d�wi�kow� � powiedzia� m�odzieniec. � Dlaczeg� wi�c� Ach, rozumiem! Znaczy si�, �e us�yszymy ich g�osy? � Nie � u�miechn�� si� starzec. � Us�yszymy g�os robota. Ta�ma d�wi�kowa nie by�a przewidziana do nagrywania d�wi�k�w z zewn�trz. Odzwierciedla�a tylko to, co zafiksowywa� m�zg elektronowy robota. Dlatego g�os b�dzie nale�a� do robota, ale tre�� mo�e by� podpowiedziana � przez nich. � M�wi� pan o jakiej� zagadce. � Tak. Maj� starsz� kultur� ni� my. Mo�e wybiegli o tysi�ce, miliony lat naprz�d� Wi�c dlaczego my przylecieli�my do nich, a nie oni do nas? To w�a�nie stanowi zagadk� Zgarbiony, jaki� nastroszony siedzia� w swoim k�cie. M�odzieniec niecierpliwie przest�powa� z nogi na nog�. Chcia�o mu si� jak najpr�dzej otworzy� robota, ale starzec milcza�, pogr��ony w zamy�leniu, i m�odzieniec nie mia� odwagi go niepokoi�. Nie rozumia� go. Po co docieka�, gdy mo�na po prostu otworzy� robota i dowiedzie� si� wszystkiego? Tylko tak post�pi�by, gdyby by� na miejscu starca. �Czemu zwleka? � zastanawia� si� m�odzieniec. � Je�eli odgadnie, to i tak nie b�dzie mia�o znaczenia, bo robot sam powie. A je�eli si� omyli, to b�dzie mu wstyd. Nie, ja nie pr�bowa�bym docieka�!� Starzec rozmy�la�. Rozwi�zywa� zadanie jak szachista � przewiduj�c wiele nast�pnych posuni��. Z ka�dego wyci�gni�tego wniosku wynika�y nowe nast�pstwa, konstrukcje logiczne stawa�y si� zawi�e i skomplikowane. Potem nagle wszystko sta�o si� proste. Znalaz� trafne rozwi�zanie i my�li wartko pomkn�y naprz�d. � Przylec� do nas! � zawo�a� i zerwa� si�, odtr�caj�c fotel. � Z pewno�ci� s� ju� w drodze! M�odzieniec patrzy� na starca oszo�omiony. Wiedzia�, �e paleontolodzy mog� wed�ug jednej znalezionej kostki ustali� wygl�d dawno wymar�ych zwierz�t, ale nie przypuszcza�, �e opieraj�c si� na jednym fakcie mo�na wyci�gn�� tak daleko id�ce i niespodziewane wnioski. � Lup�! � rozkaza� starzec, podchodz�c do robota. M�odzieniec zacz�� kr�ci� si� bezradnie i starzec powiedzia� z niezadowoleniem: � Powiedzia�em: lup�! Pr�dzej! Lupa znalaz�a si� w jednej z szuflad szafy �ciennej. Starzec uwa�nie obejrza� wypolerowan� powierzchni� maszyny. � Doskona�a robota � szepn�� z uznaniem. � Metal nie zd��y� si� prawie stopi� Rzuci� lup� na fotel i szybko przespacerowa� si� z k�ta w k�t. M�odzie�ca zadziwi� jego krok � lekki, spr�ysty, m�ody. � Prosz� otworzy� robota � zarz�dzi� starzec, powracaj�c na sw�j fotel. Siedzia� bawi�c si� lup�, u�miecha� si�. M�odzieniec d�ugo manipulowa� przy pokrywie robota. Wreszcie rozleg� si� szcz�k i pokrywa odskoczy�a. � Sprawd�, prosz�, czy zdj�to wewn�trzne plomby � rzek� starzec. � Nie ma plomb! � Aha! � potwierdzi� starzec z satysfakcj� � to znaczy, �e ca�kowicie rozbierali robota. � Poruszy� wargami. � I �adnych �lad�w ognia? � Ognia? � powt�rzy� ze zdumieniem m�odzieniec. � Nie ma, naturalnie. A dlaczego?� � Dlatego � dobitnie powiedzia� starzec � �e ten robot by� w �wiecie z antymaterii. Tak, tak, prosz� mi nie przerywa�! Gwiazda Van Maanena, jej jedyna planeta, istoty zamieszkuj�ce t� planet� � to wszystko jest z antymaterii. Te same atomy, te same cz�steczki � ale zamiast elektron�w � pozytrony, zamiast proton�w, neutron�w, mezon�w � antyprotony, antyneutrony, antymezony. � Robot rozerwa�by si� w zetkni�ciu z antymateri� � zaprotestowa� m�odzieniec. � Materia przy zetkni�ciu z antymateri� unicestwia si�, przekszta�caj�c w energi�. Starzec u�miechn�� si�. � Nie�le znasz podstawy fizyki � powiedzia� � ale zapomnia�e� o pewnikach filozofii. Post�p nie zna granic. Istoty �yj�ce na tamtej planecie posz�y znacznie dalej ni� my. Nauczyli si� � co prawda dopiero niedawno � zapobiega� wybuchom przy zetkni�ciu cia� z materii z antymateri�. � Niedawno? � powt�rzy� m�odzieniec. � Tak, niedawno � powt�rzy� z przekonaniem starzec. � Dlatego w�a�nie nie mogli dot�d przylecie� na Ziemi�. M�odzie�ca ogarn�o nerwowe dr�enie. Patrzy� na starca bez tchu, jakby mia� przed sob� jasnowidza� � Prosz� w��czy� aparatur� d�wi�kow� � powiedzia� p�g�osem starzec. M�odzieniec nacisn�� guziczek. Natychmiast rozleg� si� przyciszony syk. Wyra�ny, ale zupe�nie pozbawiony modulacji g�os oznajmi�: �Przyrz�dy w��czone. Rakieta posi�kowa od��czy�a si� od jonolotu i zag��bia si� w atmosfer� planety. Na zewn�trz obserwuje si� zwi�kszon� koncentracj� pozytron�w�� G�os umilk�. Ledwo dos�yszalnie szele�ci�a ta�ma magnetofonu. Potem ten sam, pozbawiony wyrazu g�os podj�� dalej: �Wysoko�� nad powierzchni� planety sze�� tysi�cy kilometr�w. Koncentracja pozytron�w szybko wzrasta. Kad�ub robota rozgrzewa si� Wysoko�� cztery tysi�ce kilometr�w. Atmosfera planety sk�ada si� z antymaterii. Powr�t niemo�liwy � stery rakiety odm�wi�y pos�usze�stwa� Trzy tysi�ce kilometr�w. Topi si� metal na wypuk�ych cz�ciach robota. Przyrz�dy dzia�aj� normalnie. Za trzydzie�ci sekund nast�pi wybuch�� Starzec wpi� palce w por�cze fotela, pochylaj�c si� naprz�d. M�odzieniec znieruchomia� obok robota. Beznami�tny g�os aparatury cybernetycznej, oboj�tnie komunikuj�cy o nieuniknionej zag�adzie robota wywiera� niesamowite wra�enie. �Dwa tysi�ce siedemset kilometr�w � podj�� zn�w robot. � Rakieta jest otoczona zwart� os�on� magnetyczn�. Wzrost temperatury zosta� zahamowany. Rakieta wci�� si� zni�a� Tysi�c pi��set kilometr�w. Nat�enie os�ony magnetycznej ro�nie. Temperatura spad�a do normalnej. Przyrz�dy pracuj� sprawnie. Filmowanie i fotografowanie jest niemo�liwe: w polu magnetycznym migawki obiektyw�w odm�wi�y pos�usze�stwa� Pi��set kilometr�w. Si�a� Nieznana si�a odchyla rakiet� w stron� bieguna�� Nast�pi�a d�u�sza przerwa. M�odzieniec pochyli� si� nad robotem. W�ska ta�ma magnetofonu rozkr�ca�a si� powoli. Nagle rozleg� si� przeci�g�y, wysoki, przypominaj�cy uderzenie w gong d�wi�k. Przebrzmia� i natychmiast odezwa� si� znowu g�os robota. By� to ten sam, pozbawiony modulacji g�os maszyny z pedantyczn� dok�adno�ci� wypowiadaj�cy ka�dy d�wi�k. Ale zwi�kszy�y si� pauzy mi�dzy zdaniami i poszczeg�lnymi s�owami. I same zdania by�y jako� inaczej zbudowane � z napr�eniem, nie zawsze prawid�owo. By�o w nich co� nieuchwytnie obcego, odr�bnego od mowy ludzkiej. �Ludzie planety Ziemia � skanduj�c m�wi� metaliczny g�os. � Jeste�cie m�odzi i zuchwali. Wys�ali�cie sw�j automat, wychodz�c z za�o�enia, �e planeta, na kt�rej wyl�duje, b�dzie w og�lnych zarysach podobna do waszej planety. Zaopatrzyli�cie automat w prymitywn� bro�, skonstruowali�cie zb�dny uk�ad zdalnego kierowania. Taki automat mo�e si� okaza� po�yteczny tylko w owym ma�o prawdopodobnym wypadku, je�eli poddana badaniu planeta b�dzie zamieszkiwana przez istoty, znajduj�ce si� na jednakowym z wami stopniu rozwoju. Jednak wed�ug teorii prawdopodobie�stwa przynajmniej po�owa zamieszkanych planet powinna wyprzedzi� was w rozwoju. W tych wypadkach automat oka�e si� ma�o przydatny. Tak si� w�a�nie zdarzy�o. Nie przewidzieli�cie r�wnie� innej okoliczno�ci. Wasz �wiat jest zbudowany w stosunku do naszego z antymaterii. Automat by� skazany na zag�ad�. Jednak�e w ostatnich czasach nauczyli�my si� zachowywa� antymateri�. Tutaj musimy da� dodatkowe wyja�nienia. Nasza nauka ustali�a, �e wszystkie bliskie nam gwiazdy i uk�ady planetarne, w tej liczbie i wasz, zbudowane s� z antymaterii. Nasze statki kosmiczne ju� w odleg�ej przesz�o�ci rozpocz�y podr�e po wszech�wiecie, ale nie mog�y wyl�dowa� na �adnej planecie. Uk�ady za� planetarne, zbudowane w stosunku do nas z materii, znajduj� si� na razie poza granicami osi�galno�ci dla naszych statk�w. Nasza planeta podlega�a cz�sto niszcz�cemu dzia�aniu meteoryt�w z antymaterii. Nauczyli�my si� izolowa� te meteoryty za pomoc� pola magnetycznego i sprowadza� je na d�. W ten spos�b sprowadzili�my i wasz automat, kt�ry pocz�tkowo uznali�my za meteoryt. Uda�o nam si� rozebra� wasz automat i zrozumie� jego konstrukcj�. Okaza�a si� ona dla nas nader skomplikowana. Stworzy�o to sytuacj�, dla okre�lenia kt�rej nie znale�li�my odpowiedniego wyrazu w s�owniku waszego automatu�� � To s�owo musi oznacza� sytuacj� humorystyczn� � u�miechn�� si� starzec. � Robot nie zna s�owa poczucie humoru. �By�o nam trudno � ci�gn�� matowy, metaliczny g�os � rozebra� zrobiony z antymaterii automat i zapozna� si� z jego konstrukcj�, w takim przynajmniej stopniu, aby wam o tym zakomunikowa�. Mieli�my na to za ma�o czasu. Przy tej okazji musimy zaznaczy�, �e uwa�amy wasz system rachuby czasu za nieracjonalny. Zrozumieli�my, �e rok to jest okres obrotu Ziemi wok� gwiazdy S�o�ce. Ale po co dzieli� okres obrotu Ziemi wok� w�asnej osi na dwadzie�cia cztery cz�ci, a ka�d� z tych cz�ci � na sze��dziesi�t odcink�w? To jest bez sensu, szczeg�lnie �e w innych wypadkach stosujecie system dziesi�tny. Zrozumieli�my jednak, �e wasz automat musi wr�ci� na rakiet�, kt�ra go dostarczy�a, po up�ywie pi��dziesi�ciu jednostek czasu, zwanych przez was godzinami. Tego czasu wystarczy�o nam do wyrobienia sobie jasnego pogl�du na poziom rozwoju �ycia na planecie Ziemia. Zdobyli�my obszerne informacje o waszej wiedzy. Przekonali�my si�, �e stopie� waszego rozwoju jest dostatecznie wysoki, aby mo�na by�o bez obaw wys�a� do was nasze statki kosmiczne. Uczynimy to w najbli�szej przysz�o�ci. Zaopatrzone w os�on� magnetyczn� b�d� mog�y bezpiecznie przebywa� w anty�wiecie. Pr�cz tego�� G�os umilk�. Potem zabrzmia� znowu. Przerwy mi�dzy s�owami zmala�y. �Ludzie planety Ziemia, za kilkana�cie sze��dziesi�tych cz�ci godziny automat wasz musi wyruszy� w drog� powrotn�. Zastosowali�my wszystkie �rodki, aby wr�ci� bez przeszk�d na rakiet�. Wyra�amy�� Magnetofon z szelestem przesuwa� ta�m�. G�os urwa� si�. � Koniec � powiedzia� starzec opieraj�c si� o por�cz fotela. � Mo�na wy��czy�. Zapad�a cisza. Starzec zamkn�� oczy i zamy�li� si�. M�odzieniec by� nies�ychanie podniecony. Jeszcze nigdy w �yciu nie zdarzy�o mu si�, aby pierwszy dowiedzia� si� tylu nowych .rzeczy z dziedziny nauki. I chocia� rakiet� wypu�cili inni ludzie, chocia� inne istoty m�wi�y g�osem robota, czu� si� tak, jakby sam zrobi� te wszystkie odkrycia. K��bi� mu si� w g�owie wir my�li: kogo zawiadomi�, o czym zawiadomi� Ale starzec milcza� i m�odzieniec zmusza� si� do spokojnego czekania, a� si� odezwie. Doznawa� w stosunku do niego uczucia jakiej� nieu�wiadomionej boja�ni: nie zdziwi�by si�, gdyby starzec przem�wi� nagle j�zykiem tej dalekiej planety. Starzec otworzy� oczy i wsta�. � Rankiem wy�lij w d� wszystkie przyrz�dy � powiedzia�. G�os jego brzmia� d�wi�cznie i mocno. � Wszystkie przyrz�dy robota i rakiety. Informacj� wst�pn� przeka�� dzisiaj. � Przez radio? � zapyta� szybko m�odzieniec. Starzec spojrza� na niego i zaprzeczy� ruchem g�owy. � Nie. Wylec� zaraz swoim ornitopterem. � W nocy? � zaniepokoi� si� m�odzieniec. � Przez te g�ry, podczas takiej pogody?� Wezw� rakietoplan, dostarcz� pana� � Nie trzeba � u�miechn�� si� starzec. � Prosz� mi wierzy�, nic si� nie stanie. Tak wielk� by�a si�a jego przekonania, �e m�odzieniec uspokoi� si� natychmiast. Teraz ju� wiedzia�, by� pewny, �e naprawd� nic si� nie stanie. Nie m�g� w�tpi� w s�owa starca. W�skimi, chwiejnymi schodkami zeszli na o�wietlone lampami jarzeniowymi pole startowe. Starzec podni�s� ko�nierz kurtki, rozejrza� si�, wci�gn�� g��boko w p�uca mro�ne powietrze. � Id� ju� � powiedzia� wyci�gaj�c r�k� do m�odzie�ca. � Id�� M�odzieniec mia� ochot� odprowadzi� starca, ale nie �mia� mu si� przeciwstawi�. Zazwyczaj raczej gadatliwy, tego wieczoru przej�� bezwiednie spos�b bycia starca � m�wi� ma�o, zwi�le, z rozwag�. Starzec szed� alejk� obsadzon� kar�owatymi krzewami. Patrzy� przed siebie i u�miecha� si� z roztargnieniem do w�asnych my�li. Przed jego oczami przesuwa�y si� postacie tych, kt�rzy czterdzie�ci lat temu razem z nim wysy�ali st�d rakiet�. W imieniu tych ludzi wita� dzisiaj powracaj�cy statek kosmiczny. M�g�by im powiedzie�: �Przyjaciele, praca nasza nie by�a daremna�� Zatrzyma� si� nad jeziorem. Wiatr p�dzi� czarne fale, ko�ysa� jonolotem, przypominaj�cym w kszta�cie wieloryba. Starzec skin�� r�k� rakiecie jak �ywemu, bliskiemu przyjacielowi. �Niedorzeczna konstrukcja � pomy�la� z czu�o�ci�. � Jak ci musia�o by� trudno tam, w Kosmosie�� Wzniesieniem raki po�egna� rakiet�. Nagle zawr�ci� i skierowa� si� w miejsce, gdzie ongi� sta�a �awka. �Tak, to by�o tutaj � pomy�la�. � Teraz sobie dok�adnie przypominam. A s�owa� No, ma si� rozumie�. Po prostu nic mi nie odpowiedzia�a. Ani jednego s�owa � w przeciwnym wypadku bym pami�ta�. Po�o�y�a mi r�k� na piersi i nie powiedzia�a nic. Widocznie przeszkodzi�a jej muzyka. Przeszkodzi�a?� U�miechn�� si�. �Zmieni� teraz tras� ekspedycji � my�la�. � Ju� nie ma sensu lecie� na gwiazd� Van Maanena. Udam si� w kr�tk� podr�, �eby wr�ci� na Ziemi�. Trzeba zobaczy� tych� tak, s� m�drzy� bardzo m�drzy.,. Wr�c� na Ziemi�. I tutaj jeszcze wr�c�. C�, wszyscy ulatuj�cy w Kosmos bior� z sob� grudki ziemi. Dlaczeg� wi�c� Tak, oczywi�cie, wezm� st�d grudk� ziemi�. Przykl�kn��, wyci�gn�� chusteczk� i starannie w�o�y� w ni� par� zbitych grudek ziemi, kawa�ek asfaltu, gar�� ��tych sztywnych �dziebe� trawy. Potem podni�s� si� i szybko, nie ogl�daj�c si� wi�cej, poszed� na pole startowe, gdzie sta� jego ornitopter. M�odzieniec widzia� to wszystko z okna g��wnego budynku lotniska rakietowego. Sta� przed szerokim oknem w ciemnym pokoju i patrzy� w d� przygryzaj�c wargi. Niespodziewanie poczu� twardy k��bek podchodz�cy do gard�a. Starzec znikn�� za zakr�tem alejki, a m�odzieniec patrzy� na jezioro z czo�em przyci�ni�tym do szyby. Jonolot wydawa� si� z tego miejsca zupe�nie ma�y. �To jak staro�ytna zbroja � pomy�la� m�odzieniec. � Dawno ju� wysz�a z u�ytku, pogi�a si�, zardzewia�a, ale, ale� nosili j� bohaterowie�. To s�owo przypomnia�o mu symfoni� Borodina. Szybko, nie zapalaj�c �wiat�a, w��czy� ta�m� magnetofonu i wr�ci� do okna. Nad lotniskiem rakietowym, zag�uszaj�c pos�pny �wist wichru, rozbrzmia�y pot�ne akordy. W promieniu reflektora b�ysn�y jakby wzniesione w g�r� muzyk� delikatne skrzyd�a ornitoptera. M�odzieniec patrzy� w niebo. Prze�o�y�a J. Dziarnowska