1584
Szczegóły |
Tytuł |
1584 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1584 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1584 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Ossowska
NORMY MORALNE
PR�BA SYSTEMATYZACJI
Warszawa 1970
Pa�stwowe Wydawnictwo Naukowe
, ,..
OKf.ADK� I OBWOLtlT'� PROJf:KTOWAf.
Wloclzitnicrz Terechowicz
AK
M Otie a
REDAKTOR TECHNICZNY
Halina Olszewska
KOREKTOR
Magdalena Krawc�ykowa
/
r
I
Copyright
by Pahstwowe Wydawnictwo Naukowe
Warszawa 1970
Prlnted In Polend
Sf'IS RZECZY
str.
S�owo wst�pne . . . . . . . . . . . 9
WAZNIEJSZE OMY�KI, DOSTRZEZONE W DRUKU .i
- --wiersz --.�. �.� �.� .
Strona -----.-- -. Jest Powinno by� a
od g�ry I od do�u
22 14 defensywy ofensywy
27 S do od
27 17 siebie, jak siebie jak
36 2 kiedy obowi�zuje kiedy nie obowi�zuje
36 1-2 By� to akt, stawiaj�cy Byi to akt, stawiaj�-
cz�owieka ponad �mier- cy �miertelnego cz�o-
telne b�stwa, wieka ponad b�stwa,
40 7-8 od�rodkowego o�rodkowego
70
98
126
131
133
167
185
185
239
niepotrzebne niepo wtarzalne
pelna pr�na
r�wno r�wni
donosicielstwo donosiciel
one oni
do niej tutaj
upadiego, upad�ego",
bezwzgl�dne". bezwzgl�dne.
Russel Russelt B.
M. Ossowska, Normy moralne
ruj�cte osotiy
68
5
-.............................�...
Spo�eczne czynnik.i warunkuj�ce rozw�j lub d�awienie
. . . . . . . . . . ..
godno�ci .
Dwie zasady broni�ce godno�ci . . . . ..31
IV. Nor�ny moralne w obronie niezale�no�ci . . 36
Troch� historii . . . . . . . ..
. . 36
Refleksje poj�ciowe . . . . . . ..
. . 83
Dwie Deklaracje I'raw Cz�owieka . . . ..
. 83
Wnioski moralisty . . . . . . . .-
. 91
Tzw. wolno�� poz.ytywna . . . . . -.
- 94
V. Normy moralne w obronie prywatno�ci . . . 100
Aktualno�� zagadnienia . . . . . . ..
. 100
Trzy warianty prywatno�ci . . . . . . ..102
Spo�eczne uwarunkowania zmiennej wagi przywi�zy-
wanej do prywatno�ci . . . . . . ..
. 106
VI Normy moralne s�u��ce potrzebie zaufania . . 113
1t4
"Nie k�am" . . . . . . . . ..
. .
I'oj�cie prawdorn�wno�ci . . . . ..
. 113
I-lipokryzja i zak�amanie . . . . . ..
. 121
Oszustwo . . . . . . . . . ..
. 123
Odpowiedzialno�� �a s�owo . . . . ..
. 124
"Nie kradnij" . . . . . . . . ..
. 125
Donosicielstwo . . . . . . . - --
- 129
Lojalno�� . . . . . . . . . ..
. 136
VII. Normy moralne strzeg�ce sprawiedliwo�ci . .138
Zasada suum cuique . . . . . . . ..
. 138
Zasady sprawiedliwo�ci jako zasady podzia�u . . .141
Zasada sprawiedliwo�ci jako zasada dolycz�ca stoso-
wania zasad . . . . . . . . . ..
. 144
Sprawiedliwo�� i r�wno�� . . . . . ..
. 146
Justitia i caritas . . . . . . . ..
. . 148
O co si� walczy�o walcz�c o sprawiedliwo�� spo-
�eczn�? . . . . . . . . . . ..
. 150
Zasady pokrewne zasadom sprawiedliwo�ci . . .152
Par� psychologicznych i socjologicznych uwag o spra-
wiedliwo�ci . . . . . . . . ..
. . 153
VIII. Normy moralne wabec konflikt�w spo�ecznych 153
Harmonizuj�cy charakter przypisywany normom mo-
ralnym . . . . . . . . . . ..
. 153
1
Poj�cfe konfliktu . . . . . . . ..
. 159
Rodzaje konflikt�w . . . . . . ..
. . 161
Rola konflikt�w w �yciu spo�ecznym . . . ..16S
Rola norm moralnych w harmonizowaniu wsp�ycia 167 .
Czy normy moralne s�u�� jako smar� . . . ..171
Poj�cie harmonii i poj�cie integracji . . . ..172
IX.��Cnoty mi�kkie na stra�y pakojowego wsp�ycia 135
Mi�o�� bli�niego . . . . . . . . ..
. 135
2yczliwo�� powszechna . . . . . . . ..138
Braterstwo . . . . . . . . . --
- 182
Tolerancja . . . - . - . . . ..
. 182
Humanizm . . . . . . . . . . ..189
Opieku�czo�� . . . . . . . . ..
. 191
X. Cnoty s�u��ce organizowaniu �ycia zbiorowego
Wzajemno�� jako podstawa struktury spo�ecznej . . 196
Pomoc wzajemna . . . . . . . ..
. 200
Sprawstwo bferne . . . . . . . ..
. 203
Solidarno�� . . . . . . . . . ..
. 204
Morale . . . . . . . . . . ..
. 208
Przeszkody staj�ce na drodze wsp�dzia�aniu . . .210
Uspo�ecznienie i poj�cia pokrewne . . . . ..212
XI. Cnoty osobiste czyli zdobi�ce . . . . . .2t5
Rozr�nienie dw�ch rodzaj�w cn�t . . . ..215
Par� przyk�ad�w . . . . . . . . ..
. 218
Dwa rodzaje cn�t czy dwa rodzaje postaw ocenia-
l��Ych� . . . . . . . . . . ..
. 220
Cnoty stanowi�ce najlepsr� gwarancj� og�lnego po-
ziomu moralnego cz�owieka . . . . . ..221
XII. Cnoty �praktyczne . . . . . . . . ..224
XIII. Nor,my moralne dotycz�ce norm - . . . .223
Wnioski ag�lne . . . . - . . . ..230
Inde�ks autor�w - - - - - - - . ..233
Summary . . . . . . . . . . . . 24I
6
S�OWO WST�PNE
Prace, kt�re dotychczas publikowa�am, wymaga�y zwykle
od czytelnika pewnego wyrobienia teoretycznego. Pisz�c t�
ksi��k� stara�am si� przemawia� do ka�dego, kto ma jakie�
zainteresowania moralne. A mia�am zw�aszcza na my�li na-
uczyciela, kt�ry, pragn�c wdro�y� ucznia do refleksji w tej
dziedzinie, nie znajduje nie tylko w naszej, ale i w litera-
turze �wiatowej jakiego� og�lnego zestawienia norm moral-
nych, na kt�rym m�g�by si� oprze�. Jakkolwiek daleka od
doskona�o�ci, ta pr�ba systematyzacji mo�e pos�u�y� jako
punkt zaczepienia dla dyskusji, kt�rej wzniecenie stawiam
sobie przede wszystkim za cel. Przez dyskusj� bowiem,
a nie przez formu�owanie bezapelacyjnych nakaz�w albo
zakaz�w, kszta�ci si� - jak my�l� - �wiadomo�� moralna.
Podczas gdy w innych pracach akcentowa�am wyra�nie,
�e zajmuj� si� opisywaniem i wyja�nianiem zjawisk moral-
nych, a nie formu�owaniem przepis�w, w tej ksi��ce, cho�
dominuje w niej ca�kowicie materia� opisowy, pozwala�am
sobie wyra�a� swobodniej swoje sympatie i antypatie. Nie
jest zreszt� �atwo tego unikn��, gdy si� operuje j�zykiem
o terminach zabarwionych emocjonalnie, a takim wszak
jest j�zyk, w kt�rym wypowiada si� my�l moralna.
Warszawa, kwiecie� 1969.
MOTTO
Co si� tyczy opra.cowania naszego przedmiotu,
to wystarczy mo�e, je�li ono osi�gnie ten stopie�
jasno�ci, na kt�ry �w pszedmiat pozwala. Nie we
wszystkich bowiem wywodach nale�y szuka� tego
samego stopnia �cis�o�ci, podobnie jak nie we
wszystkich twonach r�ki ludzkiej. Tak te� co do
poj�� pi�kna monalnego i spraw.iedliwo�ci... panuje
tak daileko id�ca r.ozbie�no�� i niesta�o�� zda�, �e
pojawi� si� nawet pogl�d, �e istnienie swe zaw-
dzi�czaj� one �tylko umow.ie, �a nie przyro�dzie
rzeczy... Nale�y wi�c by� zadowolonyQn, je�li oma-
wiaj�c takie przedmioty i opieraj�c si� na takich
przeslankach, wska�e si� grawd� z grubsza tylko
i w og�lnych zarysach ... jest bowiem cech� cz�o-
wieka wykszta�conego ��da� w k,a'zdej dziedzinie
�cis�o�ci w tej mierze, w jakiej na to pozwala
natura przedmiatu.
Arystoteles, Etyka Nikomachejska
���N���B
' ;� �����6
,
OGbLNE UWAGI
O WARTO�CIOWANIU
POSPOLITOSC POSTAWY OCENlAJ�CEJ
Postawa oceniaj�c_� jest. ,u cz�owieka , znacznie bardziej
powszechna ni� si� zazwyczaj Y przypuszcza. I wystarc�a
chwila rifamys�u� t�y uzna� te� fa�2� �a �aik�wicie naturalny.
Poza lud�mi o �y�ce badawczej rzeczywisto�� interesuje
cz�owieka przede wszystkim jako co�, co go przyci�ga lub
odpycha, co mu zagra�a lub sprzyja, co go wywy�sza . lub
poni�a. Szereg prostych bod�c�w zmys�owych wywo�uje
w nas bezpo�rednie reakcje przyjemne lub przykre. W ta-
ki na przyk�ad spos�b reagujemy na bod�ce w�chowe, co
zwykle t�umaczy si� ich wielk� rol� biologiczn� dla �ycia,
je�eli nie cz�owieka cywilizowanego, to w ka�dym razie
dla �ycia jego odleg�ych przodk�w. �wiat zwierz�cy jest
dla nas �wiatem sympatycznych sojusznik�w i przyjaci�
lub z�o�liwych i niebezpiecznych szkodnik�w. �mija w na-
szych oczach to z�e stworzenie, kt�re si� z pasj� dobija ki-
jem. G�sienica, kt�ra w par� chwil poch�on�a znaczn�
cz�� li�cia kapusty, budzi w nas oburzenie, tak jak szla-
chetne oburzenie budzi lis, kt�ry w naszych oczach porywa
kurczaka tuczonego przez nas dla w�asnego spo�ycia.
Niejeden teoretyk wie ze swojej praktyki dydaktycznej,
jak trudno jP� wzbu�7i��-PosL�W�a�ne-
go_obserwatora tam, gdzie ich interesy mog� by� w jaki-
kolwiek��p�s�b zaanga�owane, tam nawet, gdzie zaanga�o-
wane mog�yby by� tyIko potencjalnie. Jak�e cz�sto np.
gdy si� ludziom m�wi o wyr�nionych przez E. Kretschme-
ra typach schizotymik�w i cyklotymik�w, pierwsz� reakcj�
13
s�uchacza bywa: co lepiej� - przy czym "lepiej" znaczy
tu czasem "bardziej szcz�liwie", a cz�ciej - "bardziej za-
szczytnie". Daremnie wyk�adowca usi�uje nakierowa� uwa-
g� s�uchaczy na rzeczow� stron� zagadnienia. Ta strona ich
nie interesuje, natomiast ka�dy przymierza scharakteryzo-
wany typ do siebie i stara si� dociec co korzystniejsze,
w czym mu bardziej "do twarzy".
Postawa warto�ciuj�ca na skali mi�dzy tym, co dodatnie
i tym, co ujemne jest postaw� tak naturaln� - wed�ug
niekt�rych - jak postrzeganie dwuoczne, tak naturaln�,
�e szokiem bywa dla studenta rozpoczynaj�cego studia na
uniwersytecie stwierdzenie, �e mo�na zajmowa� postaw�
obserwatora w stosunku do zjawisk, kt�rych beznami�tna
obserwacja nie wydawa�a mu si� dot�d w og�le mo�liwa.
Jak oceny w og�le, tak i oceny moralne przenikaj� ca�e
nasze �ycie. Jak pisze socjolog angielski R. Firth: mo�na
gani� albo chwali� to, jak si� cz�owiek zachowuje w pracy,
jak odnosi si� do koleg�w, w jaki spos�b kobieta prowa-
dzi dom, jak zachowuje si� w ogonku, w sklepie, jak ludzie
wydaj� pieni�dze, jak wychowuj� dzieci, jak pozwalaj�
swojemu psu traktowa� kota s�siad�w. jKa�dy czyn m_o�e
si� sta� przedmiotem oceny moralnej.., Nie ma czyn�w, kt�-
re by nale�a�y do kategorll c�yn�w inoralnych jako takie,
podczas gdy wymiana d�br jest dzia�alno�ci� ekonomicz-
n� jako taka 1. Je�eli postawa oceniaj�ca uwydatnia si�
przy rozwa�aniach z pozoru �jak najbardziej neutralnych, to
dochodzi ona tym bardziej do g�osu w rozwa�aniach, gdzie
do postawy oceniaj�cej byli�my zaprawiani od dziecka.
Jak�e trudno o b�zl�ni �t�l�egc?.....obs�rw�toxa--�rt�-..
sPr�wach
moralnych, kt�re tak ���boko an�azu�� nasz� uczuclowo��.
. Tym, mi�dz'p'"iti�ymi, t�umaczy si� fakt, �e moralno�� jest
wytworezll kultu� kt�ry najp�niej staje si� przedmiotem
� �naukowego badania, podczas gdy badanie j�zyka, prawa
czy literafi.ury ma ju� tak d�ugie za sob� tradycje i znalaz�o
sobie od tak dawna forrlly zin�stytucjonalizowa�ne. �le si�
czuj� ci, co aceniaj�, gdy po�r�d nich znajduje �si� neutral-
ny obserwator tego samego zja,wiska. Je�eli na jakim� ze-
braniu dajemy si� ponie�� ezyjemu� prze�m�wieniu i wy-
ra�amy nasz� gor�c� aprobat� oklaskami, razi �nas, ja�k
trze�wy ipo�s�d pija�nych ten, kto, podczas gdy nas tre��
, R. Plrth, Elemente ol Soctal Organiza(lon, Boston 19fi6, s.
184.
ponios�a, rejestrowa� chwyty retoryczne, melodi� g�osu
i o�sabliwo�ci j�zykowe m�wcy.
Egzystencjali�ci s�uszni� �odkre�laj� fakt, .�� �ycie zmu-
sza nas do nieustannego wyboru. Dzieje si� tak i w spia-
wach b�ahych, i w sprawach wa�nych, tak wtedy, gdy idzie
o decyzj�, czy jecha� na wakacje nad morze czy w g�ry,
jak i wtedy, gdy decydujemy, czy si� o�eni� czy trwa� da-
lej przy w�asnej niezale�no�ci. WybpI��.dk,�s�da
nie_-.tylko
warto�ciowanie, ale i hierarchizowanie. Wbrew tym, kt�rzy
twierdz�, �e wybra� to nie zawsze wole�, mo�na si� jednak
przy obecno�ci tego "wole�" w ka�dym wyborze upiera�.
Jako przyk�ad, �e wybra� to�"�j,�.vY��.,.gr-zedk�ada� jeden
z angielskich teorety��w�podawa� wypadek,-gdy��o�, wo-
l�c je�dzi� do pracy w�asnym autem, je�dzi� jednak poci�-
giem, bo mia� bilet bezp�atny 2. I tu jednak wyb�r zdaje
si� zawiera� preferencj�, mianowicie preferencj�
oszcz�-
dzania paliwa i wozu w stosunku do satysfakcji korzystania
z w�asnego pojazdu. Poczucie w�asne' w_arto�ci, tak cenna
podpora naszego istnienia, zak�ada tak�e nie tylko warto-
�ciowanie, ale i hierarchizowanie. Wchodzi bowiem zwykle
w sk�ad tego poczucia przekonanie, �e mamy w stosunku
do innych jak�� wy�szo��, �e co� robimy lepiej, �e wybra-
li�my w stosunku do nich lepsz� drog�.
Aczkolwiek nauka wypiera si� ocen i usi�uje si� od nich
uwolni�, w�lizyuj,3 si� one r�nymi droclami do rozwa�a�
teoretycznych, kieruj� w rozmaity spos�b procesami defi-
_niowania. Uczulenie na ich obecno�� jest raczej �wie�ej da-
1 ty i coraz to kto� wynajduje jakie� za�o�enia
aksjologicz-
ne, milcz�co zaakceptowane, w takich np. dziedzinach, jak
demografia czy ekonomia, za�o�enia niezauwa�ane, tak jak
si� nie zauwa�a tego, �e nasz kodeks cywilny zak�ada wy�-
szo�� monogamii nad innymi formami rodziny.
rF
UNIKANIE ROZSZCZEPIEN W OCENIANIU
,a O ludzkiej tendencji oceniania w spos�b jednolity m�wi-
�o si� ju� nie raz. Wiadom�, �e'riie chcemy widzie� dobrych
stron naszych przeciwnik�w ani skaz orientacji ideologicz-
= P. H. Nowell-Smtth, Efhlca. H. Blackwell, O:ford 1957.
Przy
pewnej deftni-
cjt slowa "wyb�r" twterdzente, te wyblera� to woleE, mo2e
by�
tautologi�.
Ale ate jest to konteczne, motna bowlem wyb�r
deflniowaC behawioralnte,
e nie paychologlcznie.
.
14 � 15
nej, z jak� jeste�my emocjonalnie zwi�zani. Chcemy ca��
dusz� kocha� albo _ni�.�a�ecid�zie�, podziwia� albo pot�pia�.
Adolf 'Hitler zdawa� sobie w pe�ni spraw� z tej tendeneji,
gdy w Mein Kampf zaleca� wyzyskiwa� j� w propagan-
dzie. Ludzie - jego zdaniem - (tu termin das Volk, u�yty
z tak� pogard�, �e narzuca�oby si� jego t�umaczenie przez
polski "mot�och") - nie umiej� r�nicowa� i rz�dz� si� do-
znaniami odpowiadaj�cymi ich uczuciom (gefuhlsmassige
Empfindung). "Te doznania wszak�e nie s� skomplikowane,
lecz nader proste i ograniczone. Nie znajdujemy tu wiel�
cieniowa�, tylko wy��cznie pozytyw albo negatyw, mi�o��
albo nienawi��, s�uszno�� albo nies�uszno��, prawd� albo
fa�sz, nigdy za� nic p� na p� albo cz�ciowo..." (rozdz. VI).
W literaturze pi�knej dzielono zwykle charaktery na czar-
ne i bia�e i pewn� nowo�ci� literatury wsp�czesnej jest
wprowadzanie postaci o rysach zar�wno dodatnich, jak
i ujemnych. Znam czytelnik�w popularnej ksi��ki M. Mit-
chell pt. Przemin�fo z wiatrem, kt�rzy narzekali na to, �e
posta� Scarlett niepokoi ich swoj� ambiwalencj�. Istotnie,
Scarlett jest zaborcza, bezwzgl�dna, interesowna i wulgar-
na. Jednocze�nie jednak deformuje ca�� swoj� egzystencj4
dla cieplarnianego cz�owieka, kt�rego stawia wy�ej od in-
nych i do kt�rego wzdycha z odleg�o�ci uparcie i bezna-
dziejnie. Czytelnik nie umie w stosunku do tej postaci od-
da� si� niepodzielnie ani sympatii, ani antypatii, a pragn��-
by ju� raz spraw� tak czy inaczej zadecydowa�.
Cz�owiek - wed�ug Lwa To�stoja - "pragnie wyra�nych
rozwi�za�, pchni�ty na wiecznie rozfalowany, bezbrze�ny
ocean Dobra i Z�a... W tym wiecznie rozfalowanym, bez-
brze�nym, niesko�czenie spl�tanym chaosie dobra i z�a lu-
dzie zrobili sobie przegr�dki, poprzeci�gali w tym morzu
wyimaginowane linie graniczne i oczekuj�, �e morze po-
dzieli si� wed�ug tych linii. Jak gdyby nie by�o milion�w
innych podzia��w, z ca�kiem odmiennych punkt�w widzenia
i na innych p�aszczyznach" s.
Ta tendencia jednolitego oceni�nia zj�wisk przyczynia
si� ��do znieksztal�an_i�_�br_a�u rzeczywistosci tak�e i przy
oka�ji-�statania �wi�zk�w pr�yc�yritiwyc'h. Lubi si� miano-
wicie, �eby rzeczy, kt�re uwa�amy za dobre, by�y,uwarun-
� L. Totstoj, nowele Lucerna; cytuj� za T. Mannem, Eaeje,
Warszawa 1964.
s. 191.
kowane wy��cznie prz�z zjawiska, kt�re oceniamy tak�e
dodgtrri�I "by z�o mog�o mie� tylko z�e konsekwencje. Wy-
razem tej potrzeby by�a opinia stoik�w, kt�rzy, wbrew
wszelkiej oczywisto�ci, wierzyli, �e to, co dobre tworzy
szeregi przyczynowe, kt�re si� nigdy z tym, co z�e nie spo-
tykaj�. Opini� Mandeville'a, kt�ry wskazywa� np. na tw�r-
cz� rol� zawi�ci, lekcewa�y�o si�, traktuj�c j� jako wyraz
cynicznej przekory. Ktokolwiek zada sobie trud �ledzenia
uwarunkowa� ustalanych przez historyk�w my�li spo�ecz-
nej, �atwo dostrze�e wspomnian� tendencj� i niebezpiecze�-
stwa, jakie si� z ni� wi��� dla rzetelno�ci naukowego my-
�lenia.
S� tacy, kt�rzy, je�eli idzie o t� tendencj�, widz� wielki
i tragiczny konflikt mi�dzy wymogami postawy naukowej
i postawy dzia�acza. Postawa naukowa, kt�ra ma prowa-
dzi� do adekwatnego obrazu �wiata, nie pozwala unika�
rozszezepie� w ocenianiu i ka�e dostrzega� z�e strony rze-
czy dobrych i dobre - z�ych. Tymczasem taka postawa -
ich zdaniem - demobilizuje dzia�acza, tak jak go demobi-
lizuje dostrzeganie dobrych stron wroga, kt�rego zwalcza
i z�ych stron ustroju, o kt�ry si� bije. Trudno odm�wi� s�u-
szno�ci 2ej obserwacji, ale mo�na jej przeciwstawi� wiar�,
�e sukcesy oparte na za�lepieniach s� zwykle kr�tkotrwa�e.
Podobnie jak fa�szu nie polecamy hodowa�, cho� czasem
prawda wynikn�� ze� mo�e, tak trudno popiera� deforma-
cje rzeczywisto�ci, mimo ich chwilowych prakseologicz- �
nych walor�w.
GLOD ABSOLUTU
Tym literackim tytu�em pragniemy obj�� par� uwag
o w�asno�ci warto�ciowania innej jeszcze ni� wskazane wy-
�ej unikanie rozszczepie�. Jest ni� tendencja do uznawania
ocen i norm, do kt�rych przywykli�my, za ��rmy obowi�-
zuj�ce ws�ystkich, zawsz� i ws��d�ie. Gdyby to mia�o by�
stwierdzenie faktu, �atwo by�oby temu twierdzeniu zada�
k�am przez wskazanie na istniej�ce w r�nych kulturach
rozbie�no�ci w ocenianiu pewnych zjawisk i na bogactwo
przyjmowanych w nich hierarchii warto�ci. Ale ten g��d
absolutu trzeba traktowa� jako co�, co wyra�a si� w postu-
Iatach raczej ni� w opisie. Idzie tu nie tyle o konstatowanie
16 f 2 - Normy moralne
stanu faktycznego, ile o przekonanie, �e oceny i hierarchie,
kt�re ,przyjmujemy, winny sta� si� og�lne, przy �zym, je�eli
dot�d tak nie jest, to nale�y to przypisa� wy��czrrie`�iej�
�lepocie, kt�ra ust�pi, gdy inni przyswoj� sobie nasz� kul-
rur�. Jeste�my tu gdzie� mi�dzy postulatem a prognoz�.
Absolutyzowanie w�asnych ocen estetycznych mo�e �a-
two potwierdzi� historyk sztuki. Ka�dy wie, jak bezlitosna
umia�a by� jaka� epoka w stosunku do gust�w epoki minio-
nej. W ko�ciele w Strzelnie obmurowano pi�kne kolumny
rze�bione w XII wieku i zrobiono z nich szpetne, w na-
szym mniemaniu, ale bardziej odpowiadaj�ce �wczesnym
gustom filary. Wiek XVIII z pogard� odnosi� si� do gotyku.
Barok poczytywany by� d�ugo za sztuk� upadku, dop�ki
H. W�lfflin nie ukaza� jego walor�w, a zwolennicy koncep-
eji "woli artystyc�mej" nie prrzekonali ludzi �e budowano
wtedy tak jak budowano nie dlatego, �e ludzie nie umieli
tego robi� tak jak ich poprzednicy, lecz dlatego, �e chcieli
inaczej.
Byli tacy, kt�rzy dawno zwracali uwag� na to ze na
r�nice w warto�ciowaniu reagujem� znaccme bardziej
dra�liwie'� �i� �i�a r�rii�e �dan w sporze rzeczowym, tiak-'
t �c �pirii� iiiter2�l�ciltora jako depre�ja�j� w�a-
snej. "Mi�o�� w�asna tkliwsza jest na pot�pienie naszych
upodoba� ni� naszych przekona�" - pisa� s�usznie La Ro-
chefoucauld. Mo�e dlatego, �e w zakresie ocen sp�r ko�-
czy si� zwykle tym, �e si� ludzie rozchodz�, ka�dy z prze-
konaniem o w�asnej wy�szo�ci.
Potrzeba abscilutyzaeji w zakresie ocen moralnych ma
znacznie g��bsze korzenie ni� w wypadku ocen estetycz-
nych. Kto chce, by dobro zatriumfowa�o, by �li zostali uka-
rani, a dobrzy nagrodzeni - musi wierzy�, �e mo�na bez-
apelacyjnie rozstrzygn��, co dobre a co z�e. O donios�o�ci
ocen moralnych dla naszego �ycia pisa�am ju� gdzie indziej
i do niej nie chc� tu wraca� 4. Tlumaczy ona w pe�ni ��d
abso 'ry zreszt� w tym wypadku jest ,racz�l.wt�rny
w stosunku do potrzeby poj�tej w pewien spos�b spia�ie-
dliwo�ci';"�e jest . za� przejawem przys�uguj�cej "naturze"
ludzkiej arbitralno�ci,:. o jakiej w swoich pracach Bentham
m�wi� tylokrotnie.
� Palrz rozdzlai motch Motyw�w posf�puwanla, pt. "1-iomo moralis"
(War-
szawa 1958).
Nazwisko Benthama nasun�o nam si� tutaj nieprzypad-
kowo, on to bowiem ostrzega� uporczywie przed apodyk-
tyczno�ci�, z jak� narzucamy innym nasze przekonania
o tym, co z�e a co dobre, opieraj�c si� o r�ne byty fikcyj-
ne, by naszym upodobaniom nada� autorytet. Tak to ludzie
przypisywali czasem swoje upodobania rozumowi, m�wi�c
o ich zgodno�ci z rozumem. Kiedy indzij o�lierali si� na
prawie natury, kt�remu kazali przemawia� w�asnym g�o-
sem. T� sam� rol� odgrywa� zmys� moralny, o�wiecone su-
mienie, czy dobrze rozumiany interes w�asny. Ludzie reli-
gijni znajdowali oparcie w istocie nadprzyrodzonej. Pos�u-
chajmy paru tego rodzaju g�os�w, by przekona� czytelnika,
jak dalece s� one nadal �ywe.
Tak ato w roku 1951 A. Go�ubiew pisa�: , ...�eby hierar-
chia warto�ci mog�a mie� sens, musi by� jaki� punkt odnie-
sienia, b�d�cy czym� bezwzgl�dnym i stanowi�cym warto��
najwy�sz�... Ten punkt odniesienia poza materi�, b�d�cy
miar� wszechwarto�ci i jednocze�nie warto�ci� najwy�sz�,
moja matka nauczy�a mnie nazywa� Bogiem. Zapewne -
jest to jeszcze bardzo daleko od przyj�cia tego Boga, o kt�-
rym uczy katolicyzm, ale jeszcze jest dalej od przyj�cia
koncepcji monizmu materialistycznego" 5.
Ci, kt�rzy nie szu,ka�li w Bogu oparcia, znajdowali je nie-
raz w ideach plato�skich, kt�re mia�y gwarantowa� od-
wieczno�� i powszechno�� �wiata warto�ci. Znane jest w
tej sprawie stanowisko Miko�aja Hartmanna. U nas Bogdan
Nawroczy�ski w roku 1947 pisa� s: "Jak niebo gwiezdne
nad ziemi� - tak �wiat warto�ci absolutnych unosi si� nad
�wiatem warto�ci zwi�zanych". Nie s� one zwi�zane z �ad-
nym nosicielem, s� "samym tylko walorem". Obowi�zuj�
one powszechnie, cho� nie s� aktualnie powszechnie uzna-
wane, �wiat warto�ci absolutnych ods�ania si� bowiem do-
piero ludziom o wyrobionym sumieniu. Ten �wiat wyczer-
puje �wi�to��, dobro, prawda i pi�kno - walory, kt�re zda-
niem autora, wyst�puj� w tym �wiecie w stopniu najwy�-
szym. "...�adne miejsce kultu religijnego nie jest tak �wi�-
te jak sama �wi�to��; �a�den post�pek nie jest tak dobry
ja,k sa�lrlo dobro; �adne dzie�o sztuki nie jest tak �pi��kne
jak sa�mo pi�kno; �adna teoria �naukowa tak prawdziwa jak
A. Go�ublew, Dlaczego lestem katolikiem7, "Znak" 1951, nr 27, s.
39-4U.
� B. Nawroczy�ski, Zycie duchowe. Zarys tilozolii kultury,
Warszawa 1947.
2' 19
18
sama prawda". Trudno znale�i- w stuleciu rozwoju socjo-
logii jaskrawszy przyk�ad tego, co nazwali�my "glodem
absolutu". Jest rzecz� charakterystyczn�, �e ta inwokacja
pisana by�a w okresie hitlerowskiej okupacji.
W tym�e roku 194'l, na III Kongresie Filozoficznym obej-
muj�cym kraje m�wi�ce po francusku, niedawno zmar�y
profesor Sorbony L. le Senne m�wi� co nast�puje: "Czy
mo�na dapu�ci�, by Byt najwy�szy by� czym innym ni�
warto�ci��... Gdyby tak nie by�o, warto�� sta�aby si� ja-
kim� epifenomenem, jak�� emanacj�, kt�rej pochodzenie
nie stanowi�oby dla niej �adnej gwarancji, sta�aby si� po-
zorem zwodniczym, przy czym �dyskredytacja warto�ci naj-
wy�szej poci�gn�aby za sob� dyskredytacj� wszystkich
innych. Nale�a�oby wtedy przesta� m�wi� w og�le o war-
to�ciach, przesta� po�wi�ca� cokolwiek dla ich realizacji.
Pozostawa�aby tylko �mier�" �.
Innego zdania by� rodak autora, J. M. Guyau, kt�ry nie
wierz�c w istnienie si� nadprzyrodzonych, stanowi�cych
podpor� dla norm moralnych, uwa�a�, �e je�li nie ma Bo-
ga, to nikt nas ze zbrodni nie rozgrzeszy i tym bardziej nie
nale�y ich pope�nia�. ,;Niemi�osierna pr�ba odj�cia ludziom
�wiata z�udze� - pisze w zwi�zku z tym stanowiskiem Ma-
ria D�browska - jest najci�sz� pr�b� ludzkiej moralno-
�ci. Przez ni� dopiero poznajemy warto�� cz�owieka i jego
duchowej kultury. Bo jeden b�dzie w ciemno�ci uwa�a�,
�eby nie podbi� komu� oka i b�dzie si� stara� poda� r�k�
zab��kanym w niej, a drugi skorzysta z ciemno�ci, aby
okra�� bli�niego" 8.
Absolutyzacja ocen i wspartych na nich norm by�a nie
tylko wyrazem g�odu absolutu. Popiera� j� nadto wzgl�d
pedagogiczny: przekonanie, �e mo�na wyrobi� w ludziach
szacunek dla norm tplko wtedy, gdy si� je podaje w spo-
s�b bezwzgl�dny, wykluczaj�cy dyskusj� i w takim nastro-
ju, z jakim mieli�my do czynienia przed chwil�. Temu prze-
"Admettrait-on que la Realite supreme est autre cliose que
valeur? ...Elle
[la Valeur - przyp. M.O.] deviendrait alors un �piphenom�ne, une
�manatlon
que son origine ne garantirait plus, une apparence susceptible
de nous dece-
voir, et, en meme temps que la Valeur premicre, loutes les
valaurs seralent
discredit�es. Il faudrait ne plus parler de valeur du tout, ne
plus rien sacrl-
fter 8 la poursuite d'aucune: ce ne pourrait etre que mourir".
Actes du lll
Congres de Phllosophie de Langue FranCoise, Louvain, Paris
1947. Cytuj� za
S. Ranulfem: "Theoria", vol. XIII, s.217.
e Maria D�browska, Szkice o Conradzie, Warszawa 1959, s. 158.
konaniu, z gruntu, jak mi si� wydaje, fa�szywemu, po�wi�-
ci� musiir�y chwiI� uwagi, jest to bowiem sprawa istotna
dIa wyja�nienia sobie stylu wszystkich naszych dalszych
rozwa�a�, kt�re wychodzi� b�d� ze stanowiska, �e w spra-
wach moralnych trzeba chodzi� po ziemi, trzeba rozwa�a�
wszystkie za i przeciw, dopuszcza� ograniczenia regu� og�l-
nych, samodzielnie my�le� nie szukaj�c jakich� punkt�w
oparcia, kt�re by nas od tego obowi�zku zwolni�y.
Zagadnienie, czy podawanie regu� moralnych z otwart�
mo�liwo�ci� �ledzenia ich zasi�gu, ich ewentualnych wy�o-
m�w, konflikt�w, w kt�re wchodzi� mog� z innymi norma-
mi, ma zgubne skutki wychowawcze, jest zagadnieniem
empirycznym i rozstrzygn�� je mo�na tylko przez odwo�a-
nie si� do fakt�w. Dotychczasowe badania prowadzone czy
to przy pomocy obserwacji uczestnicz�cej, czy przy pomo-
cy ankiet, nie usprawiedliwiaj� cytowanych trosk wycho-
wawczych.
A wi�c przede wszystkim wypada tu wspomnie� o bada-
niach J. Piageta, na kt�re mia�am ju� okazj� niejednokrot-
nie si� powo�ywa�. Piaget bada�, czy fakt, �e si� uczestni-
czy�o w formu�owaniu jakich� regu� i �e si� ma pe�n� �wia-
domo��, i� mo�na by�o sformu�owa� je inaczej, zmniejsza
podatno�� m�odzie�y na ich przestrzeganie. Chodzi�o o re-
gu�y gry, ale pami�ta� nale�y, �e regu�y gry nie s� nigdy
elementu moralnego pozbawione. Rezultatem bada� by�o,
�e regu�y tworzone przez grupy r�wie�nik�w na ich dora�-
ny u�ytek nie traci�y przez ten fakt na swojej autoryta-
tywno�ci i by�y surowo egzekwowane przez ich tw�rc�w.
Na materiale ankietowym oparli si� dwaj badacze ame-
ryka�scy. Rezultaty tych bada� zosta�y og�oszone w 1962
roku pod tytu�em Relatywizm etyczny a anomia. Autorzy
podzielili badanych na absolutyst�w i relatywist�w wed�ug
kryteri�w, niestety, bli�ej nie sprecyzowanych, ale odpo-
wiadaj�cych, jak si� zdaje, temu, o co nam tutaj idzie. Wy-
r�nieni przez nich relatywi�ci nie objawiali �adnego
z czterech rys�w, przy pomocy kt�rych autorzy charakte-
ryzowali anomi�. A wi�c: 1) nie mieli jakich� szczeg�lnych
trud�no�ci w ocenianiu czyn�w w�asnych; 2) nie robili na-
zbyt wielu wyj�tk�w w zasadach; 3) nie objawiali jakiego�
wi�kszego rozchylenia mi�dzy zachowaniem a uznawanymi
przez siebie normami, inaczej m�wi�c mniejszego dla nich
pos�uchu; 4) rlie mieli tendencji do odrzuca�nia norm w
20 21
og�le. Badania prowadzone by�y na podstawie kwestiona-
riusza skierowanego do 554 student�w pochodz�cych z klas
�rednich i studiuj�cych nauki spo�eczne. Cz�� ich studio-
wa�a na Florydzie, a cz�� w Kalifornii y.
Nie chc� ju� tu wchodzi� bli�ej w analiz� tych bada�
i ich warta��. Wielokrotnie dawa�am wyraz swemu scep-
tycyzmowi wobec ankietowych bacla� nad moralno�ci�. Sz�o
mi tutaj tylko o przyk�ady rozstrzygni�� empirycznych dla
sprawy, kt�rej inaczej rozstrzygn�� si� nie sla.
Badania, kt�re przytoczyli�my tytu�em przyk�adu, mia�y
na celu uspokoi� tych, kt�rzy w swobodnych rozstrz�sa-
niach dotycz�cych norm moralnych widzieli czynnik de-
moralizacji. Z kolei wypada�acytowa� g�os tych, kt�rzy -
przechodz�c z obrony do ensywy - wskazywali na nie-
bezpiecze�stwa wpaja�nia w �dzieci norm w formie bezwy-
j�tkowej i riiedopuszczaj�cej dyskusji. Dzieci nie s� �lepe
i szybko orientuj� si�, �e doro�li tych norm cz�sto nie prze-
strzegaj�. "Nie wolno nigdy k�ama�" - m�wi matka do
dziecka, za� za chwil�, gdy telefon dzwoni natarczywie,
przykazuje: "Powiedz, �e mnie nie ma w domu".
Absolutyzacja norm - przestrzegaj� inni - prowadzi
do fanatyzmu. Kto�, kto bezwzgl�dnie wierzy, �e ma w
sprawach moralnych racj�, pomawia zwykle tego kto ma
inne od niego intuicje o perwersj�, z�� wol�, tak jak to
robi� fanatycy prze�laduj�cy inne wierzenia religijne. Te-
go ducha famatyz�mu odnajdujemy np. u Samuela Claske'a -
filozofa angielskiego wieku XVIII, kt�ry pisa�: "Te rzeczy
�a mia� na my�li dyrektywy moralne - przyp. M. O.� s�
tak oczywiste i dla ka�dego jasne, �e tylko najwi�ksza
g�upata, zepsucie czy �perwersja mog� nasuwa� w s2osun-
ku do nich jaki� cie� w�tpliwo�ci. To jak gdyby perwer-
sja wiod�a cz�owieka do utrzymywania �e ca�o�� nie jest
r�wna wszystkim swoim cz�ciom. Jest rzecz� r�wnie
absurdaln�, jak pot�pienia godn� myli� lekcewa��co to co
oczywi�cie dobre i to, co z�e, tak jak �mieszne i absurdal-
ne by�oby wierzy�, �e dwa razy dwa nie jest cztery i upor-
czywie utrzymywa�, wbrew w�asnemu przekonaniu �e ca-
�o�� nie jest r�wna wszystkim swoim cz�ciom". Takie sta-
nowisko usposabia, jak przestrzegaj� r�ni autorzy, do roz-
S. Pulney 1 R. Mtddleton, Ethical Relativ(sm and Anomla, "The
Ame-
ricen Journal of Sociology". January 1962.
22
strzygania opinii� nie przy pomocy argumentu, lecz przy
pomocy si�y lo.
W�robienie etyczne, jak nam m�wi� przeciwnicy abso-
luiy�mu, polega na og�lnej znajomo�ci kierunku, w jakim
i��' nale�y.i na umiej�tno�ci cieniowania w zale�no�ci od
okoliczno�ci. Sokrates wierzy�, �e cnoty mo�na si� nauczy�,
yaTe i� "nauczy� si�" znaczy�o co innego ni� "nauczy� si�"
geografii. Oksfordzki filozof, G. Ryle stawia sobie interesu-
j�ce pytanie, dlaczego powiedzenie: "Zapomnia�em jaka
jest r�ni�ca mi�dzy dobrem a z�em" brzmi dziwslie 11. ,Odpo-
wied� na nie doprowadza go do wyr�nienia trzech rodza-
j�w wiedzy: 1) posiadanie pewnych wiadomo�ci faktycz-
nych. Gdyby nauczy� si� znaczy�o tyle co przyswoi� sobie
pewien zas�b wiadomo�ci, stwierdzenie, �e si� zapomnia�o,
ja.ka jes2 r�nica mi�dzy dobre.m i z�em, nie by�aby ra��ce;
2) w drugim znaczeniu "nauczy� si�" to przyswoi� sobie
pewn� sprawno��, np. umiej�tno�� p�ywania czy gry w te-
nisa; 3) w trzecim wreszcie wypadku idzie o wyrobienie
smaku, nabycie takiej umiej�tno�ci, jak odr�nianie z�ego
od dobrego wina. Odpowiednio do tych trzech odmian
uczenia si� kszta�tuje si� problem zapominania. Zapomnie�,
w pierwszym wypadku, to nie m�c sobie odtworzy� jakiej�
informacji. Zapomnie� w drugim - to wyj�� z wprawy.
O zapominaniu w trzecim wypadku m�wi� trudno, przy-
swoi� sobie bowiem wiedz� o dobru i z�u to przyswoi� so-
bie jak�� kultur� uczuciow�, utrwali� pewne reakcje emo-
cjonalne na pewne bod�ce.
Apodyktyczne formu�owanie norm etycznych wydaje si�
niewska �;'::�i� .�l.�iera wa�no�� ich nale�ytego dozowa-
�nia: Ka�dy wie, �e ewna dawka przemocy jest w a�stwie
w�stosunku do Qbywatela konieczna. A e jak wielka? Po-
�i�d student�w badanych przez Stefana Nowaka i jego ze-
sp�, na pytanie o pogl�d w sprawie uprawnie� pa�stwa
do ograniczania swob�d obywateli d�a realizacji donios�ych
spo�ecznie cej�w, dwie trzecie respondent�w b�d� wyklu-
cza�o w og�le t� ewentualno��, b�d� zezwala�o na ni� je-
dynie w sytuacjach wyj�tkowych, a tylko jedna trzecia
godzi�a si� na ograniczenia wolno�ci "aby to zbyt d�ugo
1� Cytuj� za P.ti. Nowell-Smithem: Ethlca, B. Blackwell, Oxford
1957, s. 41.
ri On Forgetting the Dillerence �etween Rlght and Wrong, w:
Easays in
Moral Phllosophy, ed. A. J. Melden, Untverstty of Washington
Press.
Seattle 1958.
23
nie trwa�o". Niepewne s� tu kontury tego, co spo�ecznie
donios�e, niepewne konieczno�ci, niepewna wyj�tkowo��
pewnych sytuacji, niepewne granice tego "zbyt d�ugo".
Mamy tu do czynienia z jakim� continuum, w kt�rym cz�o-
wiek przez dyskusj� i refleksj� nauczy� si� musi, gdzie
stawia� granice. Patriotyzm w pewnym punkcie mo�e prze-
sta� by� cnot�, tak jak istniej� granice dla tolerancji czy
oszcz�dno�ci. Arystoteles przyjmowa� istnienie takiego
continuum zamkni�tego dwoma niepo��danymi kra�cami.
O kulturze etycznej cz�owieka decydowa�a umiej�tno�� od-
nalezienia punktu stanowi�cego z�oty �rodek.
Poczytywanie norm uznawanych w danym �rodowisku za
ustalone raz na zawsze i obowi�zuj�ce we wszelkich wa-
runkach nara�a na jedno jeszcze powa�ne niebezpiecze�-
stwo - na uleganie tej gro�nej sile, jak� stanowi przyzwy-
czajenie. Poczytywaniu tego, w czym si� wyros�o za oc�y-
wiste male�y przypisa� Arystotelesow� aprobat� niewolnic-
twa, a tak�e aprobat� istnienia kast i ludzi niedotykalnych
w Indiach. Mi�kko��, jak� objawia Locke w swoich My-
�lach o wychowaniu dla dzieci mo�nych, nie przeszkadza
mu traktowa� dzieci biedoty bezlito�nie, po prostu dlatego,
�e nawyki zamykaj� mu oczy na ich niedol�, tak jak nawy-
ki pozwala�y na za�atwianie spor�w przez pojedynek, ko�-
cz�cy si� nieraz zab�jstwem. Zatruwanie powietrza niepa-
l�cym przez palaczy jest tak powszechnie przyj�te �e nie
przychodzi nam na og� do g�owy w��cza� to zachowanie
do kategorii egoistycznych, tak jak nie w��czamy do zakre-
su kradzie�y - kradzie�y ludzkiego czasu przez tych, kt�-
rzy wyg�aszaj� bez potrzeby 2asiemcowe przem�wienia 12,
By� mo�e jak przypuszczaj� optymi�ci, nadejdzie czas, �e
zabijanie ,ludzi w czasie wojny b�dzie w nas budzi�o tak�
repulsj�, jak� w nas dzisiaj budzi propozycja ich zjadania.
Brazylijczyk nie widzi nic z�ego w skubaniu kurcz�t �yw-
cem, �eby by�y pulchniejsze, my skubiemy �ywcem g�si.
Uprawiane przez my�liwych i u�wi�cone obyczajem zabi-
janie zwierz�t z czystego amatorstwa mo�e si� pod wp�y-
wem dyskusji i por�wna� wyda� kiedy� godne pot�pienia.
Godz� si� w pe�ni z opini� tych, kt�rzy spodziewaj� si�
niejednej korzy�ci dla naszej refleksji moralnej z si�gania
do antropologii kultury i gromadzenia inform.acji, co si� w
u Por. A. Grzegorezyk, Schematy 1 eztowfek, Warszawa 1963.
innych kulturach chwali i co pot�pia oraz jakie stosuje si�
sankcje. Spojrzenie z zewn�trz na kultur� w�asn� budzi
czujno�� krytyczn� w stosunku do rzeczy, w kt�rych wy-
ro�li�my. Wiadomo, �e nie dostrzega niewoli ten, kto si�
w niej urodzi�.
OCENA W DZIAi.ANIU I ODDZIAtYWANIU
Na zako�czenie tych og�lnych uwag o niebezpiecze�-
stwach zagra�aj�cych warto�ciowaniu chcemy zatrzyma�
si� chwil� nad pewn� dyskusj�, kt�r� trudno pomin�� ze
wzgl�du na rol� historyczn�, jak� dane jej by�o odegra�.
S�uszna obserwacja, �e nie ma dzia�ania bez warto�ciowa-
ni�, doprowadzi�a pisarzy spo��ecznych do wniosku, �e nie-
podobna ludzi do dzia�ania pobudzi� bez wyg�aszania ocen.
To przekonanie, po��czone z apini�, �e oceny s� w nauce
niedopuszczalne, doprowadzi�o do znanej z dziej�w mark.si-
zmu, rzekomo gro�nej alternatywy: albo, jak m�wili niekt�-
rzy, marksizm jest naukowy, a wtedy nie mo�e pobudzi�
klasy robotniczej do rewolucji, albo, odwo�uj�c si� do war-
to�ci, mo�e tego dokona�, ale wtedy grozi mu rezygnacja
z naukowo�ci. Nie chc� tu wdawa� si� w kwesti�, czy in-
terwencja ocen w nauce jest dopuszczalna, a je�eli tak to
w jakiej postaci. Kwesti� t� zajmowa�am si� w oddzielnej
publikacji ls. Interesuje mnie w tej chwili sprawa, czy isto-
tnie nie mo�na pobudzi� kogo� do dzia�ania bez wyg�asza-
nia ocen. Zagadnienie jest empiryczne i nader �atwo roz-
strzygalne.
Stwiesdza�niem pewnych fakt�w, pozbawionym wszelkiej
oceny, oddzia�ujemy na ludzi co chwila. Gdy telefonuj� do
kogo�, kto mia� si� stawi� na posiedzenie, �e zosta�o ono
odwo�ane, wp�ywam na jego dzia�anie. Gdy kto� z domow-
nik�w, spojrzawszy rano na termometr, komunikuje mi, �e
t�mperatura znacznie spad�a, sk�ania mnie to do wzi�cia
dodatkowego swetra albo cieplejszego palta. Gdy s�ysz�,
�e m�j kolega X stale �le si� o mnie wyra�a za moimi ple-
cami, wp�ywa to niew�tpliwie na moje zachowanie w sto-
sunku do niego. W tych wszystkich wypadkach moi infor-
matorzy nie musz� ocenia�, natomiast zmiana moich zacho-
la oceny w kszta�towaniu poj��, w: Fragmenty tllozoftezne, serta
III,
Ksi�ga pamt�tkowa ku czci prof. T. KotarblAskiego.
24 25
wa� w y m a.g a o d e m n i e o c e n, wymaga, bym nie
chcia�a na pr�no cho�dzi� na pasiedzenia, nie mia�a ocho�ty
si� zazi�bi�, nie lubi�a zadawa� si� z kim�, kto mi jest nie-
�yczliwy. Marksizm tedy m�g� pobudza� do dzia�ania klas�
robotnicz� bez warto�ciowania i jego naukowo�� nie mu-
sia�a pozbawi� go jego si�y oddzia�ywania.
ZASADY KIERUJ�CE NASZ� SYS'rEMATYZA('J�
Jest rzecz� nader kompromituj�c� dla wieloletniego ba-
dacza zjawisk moralnych oraz dla dziedziny, kt�r� repre-
zentuje, wyzna�, �e stan, jak,i go ogarnia wobec �postawio-
nych sobie w tej ksi��ce zada� systematyzacyjnych jest
przede wszystkim stanem dezorientacji. Pewna znajomo��
dziej�w my�li etycznej z niewielk�, niestety, mo�e przyj��
pomoc�. Etyka staro�ytna definiowana - jak u Epikura -
jako nauka o tym, co nale�y wybiera� a co odrzuca�, nie
dopowiada�a swoich pyta� do ko�ca. "Nale�y" bowiem wy-
maga uzupe�!nienia informacj� ze wzgl�du na jakie zaUllie-
rzone efekty. Czy "nale�y", �eby osi�gn�� szcz�cie czy
"nale�y", �eby osi�gn�� pewien idea� doskona�o�ci osobi-
stej, na przyk�ad idea� m�drca. To "nale�y" odsy�a�o nas
wszak w toku dziej�w do r�nych cel�w, czasem tak kon-
kretnych, jak wzbogacenie si� zalecane przez Franklina.
Etyka Nikomachejska, nieocenione i niewyczerpane �r�d�o
refleksji etycznej, nie mog�o pod wzgl�dem kompozycyj-
nym stanowi� wzoru. Poza tym jej problematyka, poch�o-
ni�ta tak jak u Epikura i innych pisarzy staro�ytnych, prze-
de wszystkim osobistym szcz�ciem i osobist� doskona�o-
�ci�, odbiega�a od nastawionych spo�ecznie norm etycz-
nych, kt�re mieli�my w naszej pracy systematyzowa�. Cho�
protestowa�am w moim artykule �pt. Poj�cie moralno�ci 14
przeciw opinii Hume'a, kt�ry twierdzi�, �e staro�ytni nie
znali kategorii moralno�ci, wyodr�bnionej, wed�ug tego
autora, dopiero p�niej, musz� przyzna� Hume'owi racj�, �e
nie przyczynia�o si� do jej sprecyzowania pos�ugiwanie si�
przez staro�ytnych s�owem arete dla oznaczenia wszelkich
chwalebnych dyspozycji przys�uguj�cych zar�wno cz�owie-
kowi, jak i zwierz�tom.
Etyka religijna pos�ugiwa�a si� do�� powszechnie dwoma
�� ,.Etyke" 1%6, ar 1
schematami, z kt�rych �aden nam nie odpowiada�. Pierw-
szy wyr�nia� w etyce nauk� o dobru, nauk� o cnotach
i nauk� o obowi�zkach, dziel�c t� ostatni� na dzia� obo-
wi�zk�w wobec Boga, wobec siebie i wobec innych. Drugi
schemat rozpoczyna� wyk�ad etyki dod podania celu cz�o-
wieka. Nie chodzi�o tu o cele, kt�re ludzie sobie istotnie
zarysowuj�, lecz o cel, z jakim stworzy�a nas istota nad,
przyrodzona i kt�rym by�o szcz�cie wiekuiste. Niekt�rzy
wsp�cze�ni pisarze katoliccy usi�uj� wskrzesi� dekalog ja-
ko schemat systematyzuj�cy nasze nakazy i zakazy, ale
zabieg ten trudno uwa�a� �a udany. Po wyeliminowaniu
z dekalogu przykaza� reguluj�cych nasz stosunek do Boga,
jak .przykazanie "Nie b�dziesz mia� cudzych bog�w przede
mn�" - zostaje bardzo uboga tre�� etyczna, z kt�rej wy-
s�czy� mo�na dyrektywy, jakimi winien si� rz�dzi� cz�o-
wiek wsp�czesny tylko przy pomocy do�� jaskrawych
naci�ga� 15.
Schematy etyki �wieckiej dojrzewaj�ce w toku XVIII
wieku stawa�y si� problematyce tej ksi��ki coraz bli�sze,
w coraz wi�kszym bowiem stopniu uwzgl�dnia�y wymaga-
nia, kt�re stawia cz�owiekowi wsp�ycie. M. Schlick te
tylko wymagania by�, jak sobie przypominamy, sk�onny
w��cza� do etyki. Zaczyna�a si� ona bowiem dla niego do-
piero wtedy, gdy stawiane w staro�ytno�ci pytania, jak
�y�, by wyrazi� samego siebie, jak najpe�niej zosta�y za-
st�pione przez pytania, jakie ograniczenia winni�my sobie
narzuci�, �eby innym by�o z nami dobrze (Selbstbeschran-
kung contra Selbsterfullung). Od XVIII wieku zaga�d�nienie
kultywowania altruizmu i ograniczanie egoizmu zaczyna
by� istotnie spraw� dla etyki centraln�. Reglamentowa�
tak, �eby egoizm si� nie op�aca� - to b�dzie troska Bentha-
ma. Okazywaniem, �e altruizm jest tak szcz�ciodajny, �e
rozumny egoista musi na nim sko�czy�, zajmie si� Spencer.
Jakkolwiek problema�tyka zwi�zama z ludzkim ws�p�y-
ciem jest bliska temu, czym chcemy si� w naszej ksi��eczce
zaj��, w zakresie wysi�k�w systematyzacyjnych nie daje
ona nam wiele. Opieranie si� osiemnastowiecznej i p�niej-
szej etyki na fakcie jakoby stwierdzonym, �e wszyscy d���
do szcz�cia, nie stanowi�o w�a�ciwego oparcia, skoro od
trybu oznajmiaj�cego nie mo�na przej�� do rozkazuj�cego.
1� Patrz A. Grzegorczyk, Schematy i czlowiek, cz. III.
26
Od tego empirycznie stwierdzonego d��enia do szcz�cia
etyka ta ponadto przechodzi�a nieznacznie do "prawdzi-
wego" szcz�cia, b�4i�cego ex definitione wy��cznym udzia-
�em tych, kt�rzy realizowali pewne walory moralne. Nie
by�o to takie szcz�cie, kt�re mo�na osi�gn�� i przez cnot�,
i przez �ajdactwo, i przez zastrzyk morfiny. Operowanie t�
zmienn� koncepcj� przerywa�o dodatkowo wi� mi�dzy na-
czeln� dyrektyw� etyczn� nakazuj�c� szcze�cie ludziom za-
pewni� (tu wchodzi w rachub� normatywna koncepcja
szcz�cia) a faktem, jakoby wszyscy do szcz�cia d��yli (tu
empiryczna koncepcja szcz�cia), ale dzi�ki temu przesu-
ni�ciu charakterystyka tego szcz�cia stawa�a si� - jak
np. u J. St. Milla - wyk�adem etyki. I ten wyk�ad jednak
nie przynosi� uporz�dkowanego obrazu dyrektyw etycznych.
W Polsce dobrze znan� pr�b� sformu�owania dyrektyw
etyki �wieckiej jest etyka niezale�na T. Kotarbi�skiego.
Autor, jak wiadomo, koncentruje swoje rozwa�ania na wzo-
rze opiekuna, na kt�rym mo�na polega�, i jego etyka jest
wymienieniem tych w�asno�ci, kt�re taki opiekun winien
posiada�. Dawa�am ju� niejednokrotnie wyraz pewnym w�t-
pliwo�ciom w odniesieniu do tego schematu. Nie b�d� ich
tutaj powtarza�. Po za�poznaniu si� z moimi dalszym rozwa-
�aniami czytelnik b�dzie si� m�g� sam przekona�, �e by�oby
mi w nim za ciasno.
Poniewa� pr�ba uporz�dkowania norm etycznych, jak�
tutaj podejmujemy, nie znalaz�a zadowalaj�cych wzor�w
w przesz�o�ci, musimy poszuka� jakiego� natchnienia gdzie
indziej. Zwr�cimy si� po nie mianowicie do antropologii
� kultury i na czas naszych rozwa�a� wypo�yczymy od nlej
postulat metodologiczny tych funkcjonalist�w, kt�rzy g�o-
sz�: "je�eli chcesz co� zrazumie�, obserwuj to w dzia�a-
niu".
Propozycji, kt�r� tu podejmujemy, nie nale�y bynajmniej
traktowa� jako funkcjonalistycznego wyznania wiary.
W mojej ksi��ce pt. Socjologia moralno�ci sama trudni�am
si� podwa�aniem funkcjonalizmu w postaci ,pewnej tezy
empirycznej, okazuj�c, �e teza ta, g�osz�ca, �e'.ka�da norma,
kt�ra w danym spo�ecze�stwie zapu�ci�a korzenie, s�u�y
jakiej� (rozs�dnej) potrzebie, jest nieobalalna, bo przy pew-
nej wyobra�ni jaka� potrzeba da si� za ka�d� norm� odszu-
ka�.'Przytacza�am tak�e przeciw funkcjonalizmowi, w jego
wersji ewolucjonistycznej, pewne przyk�ady, staraj�c si�
naruszy� przekonanie, jakoby regu�y moralne zawsze s�u�y-
�� przetrwaniu grupy, w kt�rej obowi�zuj�. Jednak�e nie-
ufno�� w stosunku do funkcjonalizmu w postaci pewnej
tezy empirycznej nie zmusza do nieufno�ci w stosunku do
funkcjonalizmu w postaci pewnego postulatu metodologicz-
nego, kt�ry nakazuje szuka�, czemu jaka� norma w pra�kty-
ce s�u�y, jak funkcjonuje w �yciu spo�ecznym.
Przyjmuj�c ten postulat dla jego zalet heurystycznych,
uchylam kategorycznie, jakobym przyjmowa�a tym samym,
�e ka�da norma powsta�a dla zaspokojenia
jakiej� rozs�dnej potrzeby. W sprawie genezy norm etycz-
nych nie wypowiadam si� tutaj wcale i my�l�, �e sprawy
tej en bloc za�atwi� si� nie da. Nie m�wi� tak�e o moty-
wach pos�usze�stwa w stosunku do norm i ich propagowa-
nia.
Na zako�czenie tych wst�pnych rozwa�a� wypada sobie
jeszcze zada� k�opotliwe pytanie - czyje normy i oceny
etyczne b�dziemy tu klasyfikowa�. Cz. Znamierowski, po-
dejmuj�c systematyzacj� norm dzia�aj�cych w spo�ecze�-
stwach Is, przy�pisywa� je grupie wolnej, za� przez gryp�
woln� rozumia� ka�d� grup�, kt�rej cz�onkowie pragn�
kontakt z innymi utrzyma� i z tego powodu sk�onni s� pod-
da� si� pewnym rygorom koniecznym dla utrzymania tego
kontaktu. Tak zarysowany przez autora program wyziera
-�loza kr�q kultury europejskiej, cho� okre�lony jest ca�ko-
wicie pod jej sugesti�. Obawiaj�c si� zbyt �mia�ych genera-
lizacji pragn�abym tutaj si� do niej ograniczy�. Zdaj� so-
bie najzupe�niej jasno spraw� z tego, �e i w jej ramach
niezb�dne by�yby zr�nicowania wed�ug przynale�no�ci kla-
sowej, zawodowej, p�ci, wieku, faktu znajdowania si�
u w�adzy czy te� faktu jej po4�legania it�l. - �r�nicowa-
alia, na ikt�re wskazywa�am w mojej Socjologii moralno�ci.
Dostrzegaj�c ich konieczno��, b�d� tuaj si� trzyma� g��w-
nego pnia, o kt�ry trzeba si� oprze�, �eby m�c �ledzi�, jak
biegn� rozga��zienia. Sun�c g��wnym traktem b�d� si� sta-
ra�a bocznice i rozstajne drogi sygnalizowa�, bo jednym
z moich cel�w jest ujawnia� r�nice opinii i zaprawia� czy-
telnika do samodzielnego wyboru.
le Cz. Znamierowski, Normy grupy wolne), "My�l Wspdiczesna" 1947,
t. III-IV. Jest to najbliisza mi w literaturze przedmiotu pr��a
uporz�dko-
wanla norm reguluj�cyc� wsp�l�ycie. Jednak�e zachodz� ml�dzy nami
w po-
traktowaniu przedmiotu znaczne r�nice.
29
28
Jako przewodnik w rejestracji ocen i norm moralnych
mo�e s�u�y� badaczowi j�zyk ludzi; kt�rych intuicje pra-
gnie w swoich badaniach obj��. Znajomo�� j�zyka bowiem
to nie tylko znajomo�� jego tre�ci opisowej, ale to tak�e
wyczuwanie jego emocjonalnego zabarwienia. Kto zna j�-
zyk polski, ten wie, �e powiedzenie o kim�, �e hipokryta, �e
kr�tacz, �e lizus czy myd�ek nie brzmi� pochlebnie. D. Hume
mniema�, �e opanowanie emocjonalnej zawarto�ci jakiego�
j�zyka wyprzedza nawet znajomo�� jego opisowej tre�ci.
Nie wydaje si� to s�uszne, zw�aszcza je�eli idzie o chwyta-
nie subtelniejszych odcieni wyraz�w pochlebnych czy pe-
jora2ywmych w wypadku, g�dy przyswajamy sobie jaki� no-
wy j�zyk ju� jako doro�li. Uwaga Hume'a ma natomiast
zastosowanie w odniesieniu do opanowywania w�asnego
j�zyka przez dziecko. Tak czy owak znajomo�� �adunku
uczuciowego wyraz�w wydaje si� czym� istotnym dla na-
szej wiedzy etycznej. Prawd� jest, oczywi�cie, �e j�zyk
zmienia w pewnym stopniu sw�j repertuar i swoje odcie-
nie emocjonalne wraz ze zmian� �rodowiska, ale nie s� to,
zw�aszcza w epoce �rodk�w masowego przekazu, zmiany
tak istotne, aby nie mo�na by�o si� tym �r�d�em informacji
kierowa�.
1I
NORMY MORALNE W OBRONIE
NASZEGO BIOLOC:ICZNEGO ISTNIEN(.�1
BRZMIGNIE NORMY BRONI�CEJ
NASZEGO ISTNIENIA I JEJ ZASI�G
Rozpoczynamy od normy, kt�rej rola spo�eczna nie budzi
�adnych w�tpliwo�ci, s�u�y ona bowiem niedwuznacznie po-
trzebie bezpiecze�stwa, chroni�c dobro tak szczeg�lnej war-
to�ci, jakim jest �ycie ludzkie. G�osi o�a �.nie�zabijaj�'. Nor-
m� t� wypowiedzieli�my tutaj, zgodnie z tradycj�, w po-
staci zakazu, ale mo�na by, oczywi�cie, sformu�owa� j�
w postaci nakaz� zalecaj�cego szacunek dla ludzkiego
istnienia. Pod wzgl�dem logicznym jest rzecz� raczej obo-
j�tn� czy operujemy zakazami czy nakazami, ka�demu za-
kazowi mo�na bowiem jaki� nakaz przyporz�dkowa�, tak
jak "nie k�am" mo�na sformu�owa� w postaci "b�d� praw-
dom�wny", "nie kradnij" w postaci "szanuj cudz� w�a-
sno��". Nie jest to jednak sprawa ca�kowicie oboj�tna dla
klimatu, w jakim chcemy przebywa�. Nakazy brzmi� na
og� �agodniej, mniej apodyktycznie. Napis "nie wolno pa-
li�" albo "palenie wzbronione" inny wprowadza nastr�j
ni� napis "palarnia w holu", kt�ry delikatnie sugeruje, �e
tylko tam palenie jest dozwolone. Je�eli w wypadku za-
bdjstwa wybrali�my form� zabraniaj�c�, to dlatego, �e
u�wi�ci�a j� tradycja i uzasadnia waga sprawy. Powszechna
przewaga zakaz�w nad nakazami bywa t�umaczona tym, �e
�orm� etyczn� formu�uje si� zwykle pod wp�ywem prze-
k;Qcze�, �e �atwiej o zgod� mi�dzy lud�mi w wypadku za-
`kaz�w, �e st�d l�k przed nagan� kieruje post�powaniem
31
w spos�b bardziej pewny, a kara i pot�pienie odgrywaj�
spo�ecznie wi�ksz� rol� ni� nagroda i pochwa�a 1.
Nasze uwagi dotycz�ce normy "nie zabijaj" wypada za-
cz�� od niezb�dnego uzupe�nienia jej lakonicznego sformu-
�owania. Idzie mianowicie o odpowied� na pytanie, kogo
nie zabija�. Wiadomo, �e �t� kulturach urobionych pod
wp�yweln chrze�cija�stwa norn�a ta ma wy��cznie ludzi na
wzgl�dzie i zabrania tylko cz�owiekowi pozbawia� �ycia
drugiego cz�owieka. Ale bywa ona tak�e interpretowana
jako zakaz zabijania wszelkiego �ywego stworzenia. Kul-
iura chrze�cija�ska uwa�a cz�owieka za pana i w�adc�
przyrody, kt�r� mu wolno swoim celom podporz�dkowa�.
W or�dziach kr�la Asioki �, najwcze�niejszego prawodaw-
cy Indii, brzmi tymczasem ci�gle troska o nieodbieranie
I �ycia wszelkim �ywym istotom. Dba on o kopanie studni
dla zwierz�t i o zapewnienie im pomocy lekarskiej. "I'o-
, przednio w kuahni Mi�ego Bogom Kr�la Pijadassina -
I czy�tanly w or��dziach - zabijano codziennie na polewk�
mi�sn� wiele setek tysi�cy sztuk zwierzyny i ptactwa. Ale
o�d tej pory, �gdy zos2a�o obwieszczane niniejsze orPdzie ku
krzewieniu Dobsego Prawa tyl.ko trzy sztuki s� zabijane na
polewk�: dwa pawie i jeden jele�, ale jele� nie zawsze.
W przysz�o�ci i te trzy sztuki nie b�d� zabijane" (s. 4). Wia-
domo, �e s� sekty w Indiach, kt�rych wyznawcom nie wol-
I no zabija� nawet najdok