1584

Szczegóły
Tytuł 1584
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1584 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1584 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Ossowska NORMY MORALNE PR�BA SYSTEMATYZACJI Warszawa 1970 Pa�stwowe Wydawnictwo Naukowe , ,.. OKf.ADK� I OBWOLtlT'� PROJf:KTOWAf. Wloclzitnicrz Terechowicz AK M Otie a REDAKTOR TECHNICZNY Halina Olszewska KOREKTOR Magdalena Krawc�ykowa / r I Copyright by Pahstwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1970 Prlnted In Polend Sf'IS RZECZY str. S�owo wst�pne . . . . . . . . . . . 9 WAZNIEJSZE OMY�KI, DOSTRZEZONE W DRUKU .i - --wiersz --.�. �.� �.� . Strona -----.-- -. Jest Powinno by� a od g�ry I od do�u 22 14 defensywy ofensywy 27 S do od 27 17 siebie, jak siebie jak 36 2 kiedy obowi�zuje kiedy nie obowi�zuje 36 1-2 By� to akt, stawiaj�cy Byi to akt, stawiaj�- cz�owieka ponad �mier- cy �miertelnego cz�o- telne b�stwa, wieka ponad b�stwa, 40 7-8 od�rodkowego o�rodkowego 70 98 126 131 133 167 185 185 239 niepotrzebne niepo wtarzalne pelna pr�na r�wno r�wni donosicielstwo donosiciel one oni do niej tutaj upadiego, upad�ego", bezwzgl�dne". bezwzgl�dne. Russel Russelt B. M. Ossowska, Normy moralne ruj�cte osotiy 68 5 -.............................�... Spo�eczne czynnik.i warunkuj�ce rozw�j lub d�awienie . . . . . . . . . . .. godno�ci . Dwie zasady broni�ce godno�ci . . . . ..31 IV. Nor�ny moralne w obronie niezale�no�ci . . 36 Troch� historii . . . . . . . .. . . 36 Refleksje poj�ciowe . . . . . . .. . . 83 Dwie Deklaracje I'raw Cz�owieka . . . .. . 83 Wnioski moralisty . . . . . . . .- . 91 Tzw. wolno�� poz.ytywna . . . . . -. - 94 V. Normy moralne w obronie prywatno�ci . . . 100 Aktualno�� zagadnienia . . . . . . .. . 100 Trzy warianty prywatno�ci . . . . . . ..102 Spo�eczne uwarunkowania zmiennej wagi przywi�zy- wanej do prywatno�ci . . . . . . .. . 106 VI Normy moralne s�u��ce potrzebie zaufania . . 113 1t4 "Nie k�am" . . . . . . . . .. . . I'oj�cie prawdorn�wno�ci . . . . .. . 113 I-lipokryzja i zak�amanie . . . . . .. . 121 Oszustwo . . . . . . . . . .. . 123 Odpowiedzialno�� �a s�owo . . . . .. . 124 "Nie kradnij" . . . . . . . . .. . 125 Donosicielstwo . . . . . . . - -- - 129 Lojalno�� . . . . . . . . . .. . 136 VII. Normy moralne strzeg�ce sprawiedliwo�ci . .138 Zasada suum cuique . . . . . . . .. . 138 Zasady sprawiedliwo�ci jako zasady podzia�u . . .141 Zasada sprawiedliwo�ci jako zasada dolycz�ca stoso- wania zasad . . . . . . . . . .. . 144 Sprawiedliwo�� i r�wno�� . . . . . .. . 146 Justitia i caritas . . . . . . . .. . . 148 O co si� walczy�o walcz�c o sprawiedliwo�� spo- �eczn�? . . . . . . . . . . .. . 150 Zasady pokrewne zasadom sprawiedliwo�ci . . .152 Par� psychologicznych i socjologicznych uwag o spra- wiedliwo�ci . . . . . . . . .. . . 153 VIII. Normy moralne wabec konflikt�w spo�ecznych 153 Harmonizuj�cy charakter przypisywany normom mo- ralnym . . . . . . . . . . .. . 153 1 Poj�cfe konfliktu . . . . . . . .. . 159 Rodzaje konflikt�w . . . . . . .. . . 161 Rola konflikt�w w �yciu spo�ecznym . . . ..16S Rola norm moralnych w harmonizowaniu wsp�ycia 167 . Czy normy moralne s�u�� jako smar� . . . ..171 Poj�cie harmonii i poj�cie integracji . . . ..172 IX.��Cnoty mi�kkie na stra�y pakojowego wsp�ycia 135 Mi�o�� bli�niego . . . . . . . . .. . 135 2yczliwo�� powszechna . . . . . . . ..138 Braterstwo . . . . . . . . . -- - 182 Tolerancja . . . - . - . . . .. . 182 Humanizm . . . . . . . . . . ..189 Opieku�czo�� . . . . . . . . .. . 191 X. Cnoty s�u��ce organizowaniu �ycia zbiorowego Wzajemno�� jako podstawa struktury spo�ecznej . . 196 Pomoc wzajemna . . . . . . . .. . 200 Sprawstwo bferne . . . . . . . .. . 203 Solidarno�� . . . . . . . . . .. . 204 Morale . . . . . . . . . . .. . 208 Przeszkody staj�ce na drodze wsp�dzia�aniu . . .210 Uspo�ecznienie i poj�cia pokrewne . . . . ..212 XI. Cnoty osobiste czyli zdobi�ce . . . . . .2t5 Rozr�nienie dw�ch rodzaj�w cn�t . . . ..215 Par� przyk�ad�w . . . . . . . . .. . 218 Dwa rodzaje cn�t czy dwa rodzaje postaw ocenia- l��Ych� . . . . . . . . . . .. . 220 Cnoty stanowi�ce najlepsr� gwarancj� og�lnego po- ziomu moralnego cz�owieka . . . . . ..221 XII. Cnoty �praktyczne . . . . . . . . ..224 XIII. Nor,my moralne dotycz�ce norm - . . . .223 Wnioski ag�lne . . . . - . . . ..230 Inde�ks autor�w - - - - - - - . ..233 Summary . . . . . . . . . . . . 24I 6 S�OWO WST�PNE Prace, kt�re dotychczas publikowa�am, wymaga�y zwykle od czytelnika pewnego wyrobienia teoretycznego. Pisz�c t� ksi��k� stara�am si� przemawia� do ka�dego, kto ma jakie� zainteresowania moralne. A mia�am zw�aszcza na my�li na- uczyciela, kt�ry, pragn�c wdro�y� ucznia do refleksji w tej dziedzinie, nie znajduje nie tylko w naszej, ale i w litera- turze �wiatowej jakiego� og�lnego zestawienia norm moral- nych, na kt�rym m�g�by si� oprze�. Jakkolwiek daleka od doskona�o�ci, ta pr�ba systematyzacji mo�e pos�u�y� jako punkt zaczepienia dla dyskusji, kt�rej wzniecenie stawiam sobie przede wszystkim za cel. Przez dyskusj� bowiem, a nie przez formu�owanie bezapelacyjnych nakaz�w albo zakaz�w, kszta�ci si� - jak my�l� - �wiadomo�� moralna. Podczas gdy w innych pracach akcentowa�am wyra�nie, �e zajmuj� si� opisywaniem i wyja�nianiem zjawisk moral- nych, a nie formu�owaniem przepis�w, w tej ksi��ce, cho� dominuje w niej ca�kowicie materia� opisowy, pozwala�am sobie wyra�a� swobodniej swoje sympatie i antypatie. Nie jest zreszt� �atwo tego unikn��, gdy si� operuje j�zykiem o terminach zabarwionych emocjonalnie, a takim wszak jest j�zyk, w kt�rym wypowiada si� my�l moralna. Warszawa, kwiecie� 1969. MOTTO Co si� tyczy opra.cowania naszego przedmiotu, to wystarczy mo�e, je�li ono osi�gnie ten stopie� jasno�ci, na kt�ry �w pszedmiat pozwala. Nie we wszystkich bowiem wywodach nale�y szuka� tego samego stopnia �cis�o�ci, podobnie jak nie we wszystkich twonach r�ki ludzkiej. Tak te� co do poj�� pi�kna monalnego i spraw.iedliwo�ci... panuje tak daileko id�ca r.ozbie�no�� i niesta�o�� zda�, �e pojawi� si� nawet pogl�d, �e istnienie swe zaw- dzi�czaj� one �tylko umow.ie, �a nie przyro�dzie rzeczy... Nale�y wi�c by� zadowolonyQn, je�li oma- wiaj�c takie przedmioty i opieraj�c si� na takich przeslankach, wska�e si� grawd� z grubsza tylko i w og�lnych zarysach ... jest bowiem cech� cz�o- wieka wykszta�conego ��da� w k,a'zdej dziedzinie �cis�o�ci w tej mierze, w jakiej na to pozwala natura przedmiatu. Arystoteles, Etyka Nikomachejska ���N���B ' ;� �����6 , OGbLNE UWAGI O WARTO�CIOWANIU POSPOLITOSC POSTAWY OCENlAJ�CEJ Postawa oceniaj�c_� jest. ,u cz�owieka , znacznie bardziej powszechna ni� si� zazwyczaj Y przypuszcza. I wystarc�a chwila rifamys�u� t�y uzna� te� fa�2� �a �aik�wicie naturalny. Poza lud�mi o �y�ce badawczej rzeczywisto�� interesuje cz�owieka przede wszystkim jako co�, co go przyci�ga lub odpycha, co mu zagra�a lub sprzyja, co go wywy�sza . lub poni�a. Szereg prostych bod�c�w zmys�owych wywo�uje w nas bezpo�rednie reakcje przyjemne lub przykre. W ta- ki na przyk�ad spos�b reagujemy na bod�ce w�chowe, co zwykle t�umaczy si� ich wielk� rol� biologiczn� dla �ycia, je�eli nie cz�owieka cywilizowanego, to w ka�dym razie dla �ycia jego odleg�ych przodk�w. �wiat zwierz�cy jest dla nas �wiatem sympatycznych sojusznik�w i przyjaci� lub z�o�liwych i niebezpiecznych szkodnik�w. �mija w na- szych oczach to z�e stworzenie, kt�re si� z pasj� dobija ki- jem. G�sienica, kt�ra w par� chwil poch�on�a znaczn� cz�� li�cia kapusty, budzi w nas oburzenie, tak jak szla- chetne oburzenie budzi lis, kt�ry w naszych oczach porywa kurczaka tuczonego przez nas dla w�asnego spo�ycia. Niejeden teoretyk wie ze swojej praktyki dydaktycznej, jak trudno jP� wzbu�7i��-PosL�W�a�ne- go_obserwatora tam, gdzie ich interesy mog� by� w jaki- kolwiek��p�s�b zaanga�owane, tam nawet, gdzie zaanga�o- wane mog�yby by� tyIko potencjalnie. Jak�e cz�sto np. gdy si� ludziom m�wi o wyr�nionych przez E. Kretschme- ra typach schizotymik�w i cyklotymik�w, pierwsz� reakcj� 13 s�uchacza bywa: co lepiej� - przy czym "lepiej" znaczy tu czasem "bardziej szcz�liwie", a cz�ciej - "bardziej za- szczytnie". Daremnie wyk�adowca usi�uje nakierowa� uwa- g� s�uchaczy na rzeczow� stron� zagadnienia. Ta strona ich nie interesuje, natomiast ka�dy przymierza scharakteryzo- wany typ do siebie i stara si� dociec co korzystniejsze, w czym mu bardziej "do twarzy". Postawa warto�ciuj�ca na skali mi�dzy tym, co dodatnie i tym, co ujemne jest postaw� tak naturaln� - wed�ug niekt�rych - jak postrzeganie dwuoczne, tak naturaln�, �e szokiem bywa dla studenta rozpoczynaj�cego studia na uniwersytecie stwierdzenie, �e mo�na zajmowa� postaw� obserwatora w stosunku do zjawisk, kt�rych beznami�tna obserwacja nie wydawa�a mu si� dot�d w og�le mo�liwa. Jak oceny w og�le, tak i oceny moralne przenikaj� ca�e nasze �ycie. Jak pisze socjolog angielski R. Firth: mo�na gani� albo chwali� to, jak si� cz�owiek zachowuje w pracy, jak odnosi si� do koleg�w, w jaki spos�b kobieta prowa- dzi dom, jak zachowuje si� w ogonku, w sklepie, jak ludzie wydaj� pieni�dze, jak wychowuj� dzieci, jak pozwalaj� swojemu psu traktowa� kota s�siad�w. jKa�dy czyn m_o�e si� sta� przedmiotem oceny moralnej.., Nie ma czyn�w, kt�- re by nale�a�y do kategorll c�yn�w inoralnych jako takie, podczas gdy wymiana d�br jest dzia�alno�ci� ekonomicz- n� jako taka 1. Je�eli postawa oceniaj�ca uwydatnia si� przy rozwa�aniach z pozoru �jak najbardziej neutralnych, to dochodzi ona tym bardziej do g�osu w rozwa�aniach, gdzie do postawy oceniaj�cej byli�my zaprawiani od dziecka. Jak�e trudno o b�zl�ni �t�l�egc?.....obs�rw�toxa--�rt�-.. sPr�wach moralnych, kt�re tak ���boko an�azu�� nasz� uczuclowo��. . Tym, mi�dz'p'"iti�ymi, t�umaczy si� fakt, �e moralno�� jest wytworezll kultu� kt�ry najp�niej staje si� przedmiotem � �naukowego badania, podczas gdy badanie j�zyka, prawa czy literafi.ury ma ju� tak d�ugie za sob� tradycje i znalaz�o sobie od tak dawna forrlly zin�stytucjonalizowa�ne. �le si� czuj� ci, co aceniaj�, gdy po�r�d nich znajduje �si� neutral- ny obserwator tego samego zja,wiska. Je�eli na jakim� ze- braniu dajemy si� ponie�� ezyjemu� prze�m�wieniu i wy- ra�amy nasz� gor�c� aprobat� oklaskami, razi �nas, ja�k trze�wy ipo�s�d pija�nych ten, kto, podczas gdy nas tre�� , R. Plrth, Elemente ol Soctal Organiza(lon, Boston 19fi6, s. 184. ponios�a, rejestrowa� chwyty retoryczne, melodi� g�osu i o�sabliwo�ci j�zykowe m�wcy. Egzystencjali�ci s�uszni� �odkre�laj� fakt, .�� �ycie zmu- sza nas do nieustannego wyboru. Dzieje si� tak i w spia- wach b�ahych, i w sprawach wa�nych, tak wtedy, gdy idzie o decyzj�, czy jecha� na wakacje nad morze czy w g�ry, jak i wtedy, gdy decydujemy, czy si� o�eni� czy trwa� da- lej przy w�asnej niezale�no�ci. WybpI��.dk,�s�da nie_-.tylko warto�ciowanie, ale i hierarchizowanie. Wbrew tym, kt�rzy twierdz�, �e wybra� to nie zawsze wole�, mo�na si� jednak przy obecno�ci tego "wole�" w ka�dym wyborze upiera�. Jako przyk�ad, �e wybra� to�"�j,�.vY��.,.gr-zedk�ada� jeden z angielskich teorety��w�podawa� wypadek,-gdy��o�, wo- l�c je�dzi� do pracy w�asnym autem, je�dzi� jednak poci�- giem, bo mia� bilet bezp�atny 2. I tu jednak wyb�r zdaje si� zawiera� preferencj�, mianowicie preferencj� oszcz�- dzania paliwa i wozu w stosunku do satysfakcji korzystania z w�asnego pojazdu. Poczucie w�asne' w_arto�ci, tak cenna podpora naszego istnienia, zak�ada tak�e nie tylko warto- �ciowanie, ale i hierarchizowanie. Wchodzi bowiem zwykle w sk�ad tego poczucia przekonanie, �e mamy w stosunku do innych jak�� wy�szo��, �e co� robimy lepiej, �e wybra- li�my w stosunku do nich lepsz� drog�. Aczkolwiek nauka wypiera si� ocen i usi�uje si� od nich uwolni�, w�lizyuj,3 si� one r�nymi droclami do rozwa�a� teoretycznych, kieruj� w rozmaity spos�b procesami defi- _niowania. Uczulenie na ich obecno�� jest raczej �wie�ej da- 1 ty i coraz to kto� wynajduje jakie� za�o�enia aksjologicz- ne, milcz�co zaakceptowane, w takich np. dziedzinach, jak demografia czy ekonomia, za�o�enia niezauwa�ane, tak jak si� nie zauwa�a tego, �e nasz kodeks cywilny zak�ada wy�- szo�� monogamii nad innymi formami rodziny. rF UNIKANIE ROZSZCZEPIEN W OCENIANIU ,a O ludzkiej tendencji oceniania w spos�b jednolity m�wi- �o si� ju� nie raz. Wiadom�, �e'riie chcemy widzie� dobrych stron naszych przeciwnik�w ani skaz orientacji ideologicz- = P. H. Nowell-Smtth, Efhlca. H. Blackwell, O:ford 1957. Przy pewnej deftni- cjt slowa "wyb�r" twterdzente, te wyblera� to woleE, mo2e by� tautologi�. Ale ate jest to konteczne, motna bowlem wyb�r deflniowaC behawioralnte, e nie paychologlcznie. . 14 � 15 nej, z jak� jeste�my emocjonalnie zwi�zani. Chcemy ca�� dusz� kocha� albo _ni�.�a�ecid�zie�, podziwia� albo pot�pia�. Adolf 'Hitler zdawa� sobie w pe�ni spraw� z tej tendeneji, gdy w Mein Kampf zaleca� wyzyskiwa� j� w propagan- dzie. Ludzie - jego zdaniem - (tu termin das Volk, u�yty z tak� pogard�, �e narzuca�oby si� jego t�umaczenie przez polski "mot�och") - nie umiej� r�nicowa� i rz�dz� si� do- znaniami odpowiadaj�cymi ich uczuciom (gefuhlsmassige Empfindung). "Te doznania wszak�e nie s� skomplikowane, lecz nader proste i ograniczone. Nie znajdujemy tu wiel� cieniowa�, tylko wy��cznie pozytyw albo negatyw, mi�o�� albo nienawi��, s�uszno�� albo nies�uszno��, prawd� albo fa�sz, nigdy za� nic p� na p� albo cz�ciowo..." (rozdz. VI). W literaturze pi�knej dzielono zwykle charaktery na czar- ne i bia�e i pewn� nowo�ci� literatury wsp�czesnej jest wprowadzanie postaci o rysach zar�wno dodatnich, jak i ujemnych. Znam czytelnik�w popularnej ksi��ki M. Mit- chell pt. Przemin�fo z wiatrem, kt�rzy narzekali na to, �e posta� Scarlett niepokoi ich swoj� ambiwalencj�. Istotnie, Scarlett jest zaborcza, bezwzgl�dna, interesowna i wulgar- na. Jednocze�nie jednak deformuje ca�� swoj� egzystencj4 dla cieplarnianego cz�owieka, kt�rego stawia wy�ej od in- nych i do kt�rego wzdycha z odleg�o�ci uparcie i bezna- dziejnie. Czytelnik nie umie w stosunku do tej postaci od- da� si� niepodzielnie ani sympatii, ani antypatii, a pragn��- by ju� raz spraw� tak czy inaczej zadecydowa�. Cz�owiek - wed�ug Lwa To�stoja - "pragnie wyra�nych rozwi�za�, pchni�ty na wiecznie rozfalowany, bezbrze�ny ocean Dobra i Z�a... W tym wiecznie rozfalowanym, bez- brze�nym, niesko�czenie spl�tanym chaosie dobra i z�a lu- dzie zrobili sobie przegr�dki, poprzeci�gali w tym morzu wyimaginowane linie graniczne i oczekuj�, �e morze po- dzieli si� wed�ug tych linii. Jak gdyby nie by�o milion�w innych podzia��w, z ca�kiem odmiennych punkt�w widzenia i na innych p�aszczyznach" s. Ta tendencia jednolitego oceni�nia zj�wisk przyczynia si� ��do znieksztal�an_i�_�br_a�u rzeczywistosci tak�e i przy oka�ji-�statania �wi�zk�w pr�yc�yritiwyc'h. Lubi si� miano- wicie, �eby rzeczy, kt�re uwa�amy za dobre, by�y,uwarun- � L. Totstoj, nowele Lucerna; cytuj� za T. Mannem, Eaeje, Warszawa 1964. s. 191. kowane wy��cznie prz�z zjawiska, kt�re oceniamy tak�e dodgtrri�I "by z�o mog�o mie� tylko z�e konsekwencje. Wy- razem tej potrzeby by�a opinia stoik�w, kt�rzy, wbrew wszelkiej oczywisto�ci, wierzyli, �e to, co dobre tworzy szeregi przyczynowe, kt�re si� nigdy z tym, co z�e nie spo- tykaj�. Opini� Mandeville'a, kt�ry wskazywa� np. na tw�r- cz� rol� zawi�ci, lekcewa�y�o si�, traktuj�c j� jako wyraz cynicznej przekory. Ktokolwiek zada sobie trud �ledzenia uwarunkowa� ustalanych przez historyk�w my�li spo�ecz- nej, �atwo dostrze�e wspomnian� tendencj� i niebezpiecze�- stwa, jakie si� z ni� wi��� dla rzetelno�ci naukowego my- �lenia. S� tacy, kt�rzy, je�eli idzie o t� tendencj�, widz� wielki i tragiczny konflikt mi�dzy wymogami postawy naukowej i postawy dzia�acza. Postawa naukowa, kt�ra ma prowa- dzi� do adekwatnego obrazu �wiata, nie pozwala unika� rozszezepie� w ocenianiu i ka�e dostrzega� z�e strony rze- czy dobrych i dobre - z�ych. Tymczasem taka postawa - ich zdaniem - demobilizuje dzia�acza, tak jak go demobi- lizuje dostrzeganie dobrych stron wroga, kt�rego zwalcza i z�ych stron ustroju, o kt�ry si� bije. Trudno odm�wi� s�u- szno�ci 2ej obserwacji, ale mo�na jej przeciwstawi� wiar�, �e sukcesy oparte na za�lepieniach s� zwykle kr�tkotrwa�e. Podobnie jak fa�szu nie polecamy hodowa�, cho� czasem prawda wynikn�� ze� mo�e, tak trudno popiera� deforma- cje rzeczywisto�ci, mimo ich chwilowych prakseologicz- � nych walor�w. GLOD ABSOLUTU Tym literackim tytu�em pragniemy obj�� par� uwag o w�asno�ci warto�ciowania innej jeszcze ni� wskazane wy- �ej unikanie rozszczepie�. Jest ni� tendencja do uznawania ocen i norm, do kt�rych przywykli�my, za ��rmy obowi�- zuj�ce ws�ystkich, zawsz� i ws��d�ie. Gdyby to mia�o by� stwierdzenie faktu, �atwo by�oby temu twierdzeniu zada� k�am przez wskazanie na istniej�ce w r�nych kulturach rozbie�no�ci w ocenianiu pewnych zjawisk i na bogactwo przyjmowanych w nich hierarchii warto�ci. Ale ten g��d absolutu trzeba traktowa� jako co�, co wyra�a si� w postu- Iatach raczej ni� w opisie. Idzie tu nie tyle o konstatowanie 16 f 2 - Normy moralne stanu faktycznego, ile o przekonanie, �e oceny i hierarchie, kt�re ,przyjmujemy, winny sta� si� og�lne, przy �zym, je�eli dot�d tak nie jest, to nale�y to przypisa� wy��czrrie`�iej� �lepocie, kt�ra ust�pi, gdy inni przyswoj� sobie nasz� kul- rur�. Jeste�my tu gdzie� mi�dzy postulatem a prognoz�. Absolutyzowanie w�asnych ocen estetycznych mo�e �a- two potwierdzi� historyk sztuki. Ka�dy wie, jak bezlitosna umia�a by� jaka� epoka w stosunku do gust�w epoki minio- nej. W ko�ciele w Strzelnie obmurowano pi�kne kolumny rze�bione w XII wieku i zrobiono z nich szpetne, w na- szym mniemaniu, ale bardziej odpowiadaj�ce �wczesnym gustom filary. Wiek XVIII z pogard� odnosi� si� do gotyku. Barok poczytywany by� d�ugo za sztuk� upadku, dop�ki H. W�lfflin nie ukaza� jego walor�w, a zwolennicy koncep- eji "woli artystyc�mej" nie prrzekonali ludzi �e budowano wtedy tak jak budowano nie dlatego, �e ludzie nie umieli tego robi� tak jak ich poprzednicy, lecz dlatego, �e chcieli inaczej. Byli tacy, kt�rzy dawno zwracali uwag� na to ze na r�nice w warto�ciowaniu reagujem� znaccme bardziej dra�liwie'� �i� �i�a r�rii�e �dan w sporze rzeczowym, tiak-' t �c �pirii� iiiter2�l�ciltora jako depre�ja�j� w�a- snej. "Mi�o�� w�asna tkliwsza jest na pot�pienie naszych upodoba� ni� naszych przekona�" - pisa� s�usznie La Ro- chefoucauld. Mo�e dlatego, �e w zakresie ocen sp�r ko�- czy si� zwykle tym, �e si� ludzie rozchodz�, ka�dy z prze- konaniem o w�asnej wy�szo�ci. Potrzeba abscilutyzaeji w zakresie ocen moralnych ma znacznie g��bsze korzenie ni� w wypadku ocen estetycz- nych. Kto chce, by dobro zatriumfowa�o, by �li zostali uka- rani, a dobrzy nagrodzeni - musi wierzy�, �e mo�na bez- apelacyjnie rozstrzygn��, co dobre a co z�e. O donios�o�ci ocen moralnych dla naszego �ycia pisa�am ju� gdzie indziej i do niej nie chc� tu wraca� 4. Tlumaczy ona w pe�ni ��d abso 'ry zreszt� w tym wypadku jest ,racz�l.wt�rny w stosunku do potrzeby poj�tej w pewien spos�b spia�ie- dliwo�ci';"�e jest . za� przejawem przys�uguj�cej "naturze" ludzkiej arbitralno�ci,:. o jakiej w swoich pracach Bentham m�wi� tylokrotnie. � Palrz rozdzlai motch Motyw�w posf�puwanla, pt. "1-iomo moralis" (War- szawa 1958). Nazwisko Benthama nasun�o nam si� tutaj nieprzypad- kowo, on to bowiem ostrzega� uporczywie przed apodyk- tyczno�ci�, z jak� narzucamy innym nasze przekonania o tym, co z�e a co dobre, opieraj�c si� o r�ne byty fikcyj- ne, by naszym upodobaniom nada� autorytet. Tak to ludzie przypisywali czasem swoje upodobania rozumowi, m�wi�c o ich zgodno�ci z rozumem. Kiedy indzij o�lierali si� na prawie natury, kt�remu kazali przemawia� w�asnym g�o- sem. T� sam� rol� odgrywa� zmys� moralny, o�wiecone su- mienie, czy dobrze rozumiany interes w�asny. Ludzie reli- gijni znajdowali oparcie w istocie nadprzyrodzonej. Pos�u- chajmy paru tego rodzaju g�os�w, by przekona� czytelnika, jak dalece s� one nadal �ywe. Tak ato w roku 1951 A. Go�ubiew pisa�: , ...�eby hierar- chia warto�ci mog�a mie� sens, musi by� jaki� punkt odnie- sienia, b�d�cy czym� bezwzgl�dnym i stanowi�cym warto�� najwy�sz�... Ten punkt odniesienia poza materi�, b�d�cy miar� wszechwarto�ci i jednocze�nie warto�ci� najwy�sz�, moja matka nauczy�a mnie nazywa� Bogiem. Zapewne - jest to jeszcze bardzo daleko od przyj�cia tego Boga, o kt�- rym uczy katolicyzm, ale jeszcze jest dalej od przyj�cia koncepcji monizmu materialistycznego" 5. Ci, kt�rzy nie szu,ka�li w Bogu oparcia, znajdowali je nie- raz w ideach plato�skich, kt�re mia�y gwarantowa� od- wieczno�� i powszechno�� �wiata warto�ci. Znane jest w tej sprawie stanowisko Miko�aja Hartmanna. U nas Bogdan Nawroczy�ski w roku 1947 pisa� s: "Jak niebo gwiezdne nad ziemi� - tak �wiat warto�ci absolutnych unosi si� nad �wiatem warto�ci zwi�zanych". Nie s� one zwi�zane z �ad- nym nosicielem, s� "samym tylko walorem". Obowi�zuj� one powszechnie, cho� nie s� aktualnie powszechnie uzna- wane, �wiat warto�ci absolutnych ods�ania si� bowiem do- piero ludziom o wyrobionym sumieniu. Ten �wiat wyczer- puje �wi�to��, dobro, prawda i pi�kno - walory, kt�re zda- niem autora, wyst�puj� w tym �wiecie w stopniu najwy�- szym. "...�adne miejsce kultu religijnego nie jest tak �wi�- te jak sama �wi�to��; �a�den post�pek nie jest tak dobry ja,k sa�lrlo dobro; �adne dzie�o sztuki nie jest tak �pi��kne jak sa�mo pi�kno; �adna teoria �naukowa tak prawdziwa jak A. Go�ublew, Dlaczego lestem katolikiem7, "Znak" 1951, nr 27, s. 39-4U. � B. Nawroczy�ski, Zycie duchowe. Zarys tilozolii kultury, Warszawa 1947. 2' 19 18 sama prawda". Trudno znale�i- w stuleciu rozwoju socjo- logii jaskrawszy przyk�ad tego, co nazwali�my "glodem absolutu". Jest rzecz� charakterystyczn�, �e ta inwokacja pisana by�a w okresie hitlerowskiej okupacji. W tym�e roku 194'l, na III Kongresie Filozoficznym obej- muj�cym kraje m�wi�ce po francusku, niedawno zmar�y profesor Sorbony L. le Senne m�wi� co nast�puje: "Czy mo�na dapu�ci�, by Byt najwy�szy by� czym innym ni� warto�ci��... Gdyby tak nie by�o, warto�� sta�aby si� ja- kim� epifenomenem, jak�� emanacj�, kt�rej pochodzenie nie stanowi�oby dla niej �adnej gwarancji, sta�aby si� po- zorem zwodniczym, przy czym �dyskredytacja warto�ci naj- wy�szej poci�gn�aby za sob� dyskredytacj� wszystkich innych. Nale�a�oby wtedy przesta� m�wi� w og�le o war- to�ciach, przesta� po�wi�ca� cokolwiek dla ich realizacji. Pozostawa�aby tylko �mier�" �. Innego zdania by� rodak autora, J. M. Guyau, kt�ry nie wierz�c w istnienie si� nadprzyrodzonych, stanowi�cych podpor� dla norm moralnych, uwa�a�, �e je�li nie ma Bo- ga, to nikt nas ze zbrodni nie rozgrzeszy i tym bardziej nie nale�y ich pope�nia�. ,;Niemi�osierna pr�ba odj�cia ludziom �wiata z�udze� - pisze w zwi�zku z tym stanowiskiem Ma- ria D�browska - jest najci�sz� pr�b� ludzkiej moralno- �ci. Przez ni� dopiero poznajemy warto�� cz�owieka i jego duchowej kultury. Bo jeden b�dzie w ciemno�ci uwa�a�, �eby nie podbi� komu� oka i b�dzie si� stara� poda� r�k� zab��kanym w niej, a drugi skorzysta z ciemno�ci, aby okra�� bli�niego" 8. Absolutyzacja ocen i wspartych na nich norm by�a nie tylko wyrazem g�odu absolutu. Popiera� j� nadto wzgl�d pedagogiczny: przekonanie, �e mo�na wyrobi� w ludziach szacunek dla norm tplko wtedy, gdy si� je podaje w spo- s�b bezwzgl�dny, wykluczaj�cy dyskusj� i w takim nastro- ju, z jakim mieli�my do czynienia przed chwil�. Temu prze- "Admettrait-on que la Realite supreme est autre cliose que valeur? ...Elle [la Valeur - przyp. M.O.] deviendrait alors un �piphenom�ne, une �manatlon que son origine ne garantirait plus, une apparence susceptible de nous dece- voir, et, en meme temps que la Valeur premicre, loutes les valaurs seralent discredit�es. Il faudrait ne plus parler de valeur du tout, ne plus rien sacrl- fter 8 la poursuite d'aucune: ce ne pourrait etre que mourir". Actes du lll Congres de Phllosophie de Langue FranCoise, Louvain, Paris 1947. Cytuj� za S. Ranulfem: "Theoria", vol. XIII, s.217. e Maria D�browska, Szkice o Conradzie, Warszawa 1959, s. 158. konaniu, z gruntu, jak mi si� wydaje, fa�szywemu, po�wi�- ci� musiir�y chwiI� uwagi, jest to bowiem sprawa istotna dIa wyja�nienia sobie stylu wszystkich naszych dalszych rozwa�a�, kt�re wychodzi� b�d� ze stanowiska, �e w spra- wach moralnych trzeba chodzi� po ziemi, trzeba rozwa�a� wszystkie za i przeciw, dopuszcza� ograniczenia regu� og�l- nych, samodzielnie my�le� nie szukaj�c jakich� punkt�w oparcia, kt�re by nas od tego obowi�zku zwolni�y. Zagadnienie, czy podawanie regu� moralnych z otwart� mo�liwo�ci� �ledzenia ich zasi�gu, ich ewentualnych wy�o- m�w, konflikt�w, w kt�re wchodzi� mog� z innymi norma- mi, ma zgubne skutki wychowawcze, jest zagadnieniem empirycznym i rozstrzygn�� je mo�na tylko przez odwo�a- nie si� do fakt�w. Dotychczasowe badania prowadzone czy to przy pomocy obserwacji uczestnicz�cej, czy przy pomo- cy ankiet, nie usprawiedliwiaj� cytowanych trosk wycho- wawczych. A wi�c przede wszystkim wypada tu wspomnie� o bada- niach J. Piageta, na kt�re mia�am ju� okazj� niejednokrot- nie si� powo�ywa�. Piaget bada�, czy fakt, �e si� uczestni- czy�o w formu�owaniu jakich� regu� i �e si� ma pe�n� �wia- domo��, i� mo�na by�o sformu�owa� je inaczej, zmniejsza podatno�� m�odzie�y na ich przestrzeganie. Chodzi�o o re- gu�y gry, ale pami�ta� nale�y, �e regu�y gry nie s� nigdy elementu moralnego pozbawione. Rezultatem bada� by�o, �e regu�y tworzone przez grupy r�wie�nik�w na ich dora�- ny u�ytek nie traci�y przez ten fakt na swojej autoryta- tywno�ci i by�y surowo egzekwowane przez ich tw�rc�w. Na materiale ankietowym oparli si� dwaj badacze ame- ryka�scy. Rezultaty tych bada� zosta�y og�oszone w 1962 roku pod tytu�em Relatywizm etyczny a anomia. Autorzy podzielili badanych na absolutyst�w i relatywist�w wed�ug kryteri�w, niestety, bli�ej nie sprecyzowanych, ale odpo- wiadaj�cych, jak si� zdaje, temu, o co nam tutaj idzie. Wy- r�nieni przez nich relatywi�ci nie objawiali �adnego z czterech rys�w, przy pomocy kt�rych autorzy charakte- ryzowali anomi�. A wi�c: 1) nie mieli jakich� szczeg�lnych trud�no�ci w ocenianiu czyn�w w�asnych; 2) nie robili na- zbyt wielu wyj�tk�w w zasadach; 3) nie objawiali jakiego� wi�kszego rozchylenia mi�dzy zachowaniem a uznawanymi przez siebie normami, inaczej m�wi�c mniejszego dla nich pos�uchu; 4) rlie mieli tendencji do odrzuca�nia norm w 20 21 og�le. Badania prowadzone by�y na podstawie kwestiona- riusza skierowanego do 554 student�w pochodz�cych z klas �rednich i studiuj�cych nauki spo�eczne. Cz�� ich studio- wa�a na Florydzie, a cz�� w Kalifornii y. Nie chc� ju� tu wchodzi� bli�ej w analiz� tych bada� i ich warta��. Wielokrotnie dawa�am wyraz swemu scep- tycyzmowi wobec ankietowych bacla� nad moralno�ci�. Sz�o mi tutaj tylko o przyk�ady rozstrzygni�� empirycznych dla sprawy, kt�rej inaczej rozstrzygn�� si� nie sla. Badania, kt�re przytoczyli�my tytu�em przyk�adu, mia�y na celu uspokoi� tych, kt�rzy w swobodnych rozstrz�sa- niach dotycz�cych norm moralnych widzieli czynnik de- moralizacji. Z kolei wypada�acytowa� g�os tych, kt�rzy - przechodz�c z obrony do ensywy - wskazywali na nie- bezpiecze�stwa wpaja�nia w �dzieci norm w formie bezwy- j�tkowej i riiedopuszczaj�cej dyskusji. Dzieci nie s� �lepe i szybko orientuj� si�, �e doro�li tych norm cz�sto nie prze- strzegaj�. "Nie wolno nigdy k�ama�" - m�wi matka do dziecka, za� za chwil�, gdy telefon dzwoni natarczywie, przykazuje: "Powiedz, �e mnie nie ma w domu". Absolutyzacja norm - przestrzegaj� inni - prowadzi do fanatyzmu. Kto�, kto bezwzgl�dnie wierzy, �e ma w sprawach moralnych racj�, pomawia zwykle tego kto ma inne od niego intuicje o perwersj�, z�� wol�, tak jak to robi� fanatycy prze�laduj�cy inne wierzenia religijne. Te- go ducha famatyz�mu odnajdujemy np. u Samuela Claske'a - filozofa angielskiego wieku XVIII, kt�ry pisa�: "Te rzeczy �a mia� na my�li dyrektywy moralne - przyp. M. O.� s� tak oczywiste i dla ka�dego jasne, �e tylko najwi�ksza g�upata, zepsucie czy �perwersja mog� nasuwa� w s2osun- ku do nich jaki� cie� w�tpliwo�ci. To jak gdyby perwer- sja wiod�a cz�owieka do utrzymywania �e ca�o�� nie jest r�wna wszystkim swoim cz�ciom. Jest rzecz� r�wnie absurdaln�, jak pot�pienia godn� myli� lekcewa��co to co oczywi�cie dobre i to, co z�e, tak jak �mieszne i absurdal- ne by�oby wierzy�, �e dwa razy dwa nie jest cztery i upor- czywie utrzymywa�, wbrew w�asnemu przekonaniu �e ca- �o�� nie jest r�wna wszystkim swoim cz�ciom". Takie sta- nowisko usposabia, jak przestrzegaj� r�ni autorzy, do roz- S. Pulney 1 R. Mtddleton, Ethical Relativ(sm and Anomla, "The Ame- ricen Journal of Sociology". January 1962. 22 strzygania opinii� nie przy pomocy argumentu, lecz przy pomocy si�y lo. W�robienie etyczne, jak nam m�wi� przeciwnicy abso- luiy�mu, polega na og�lnej znajomo�ci kierunku, w jakim i��' nale�y.i na umiej�tno�ci cieniowania w zale�no�ci od okoliczno�ci. Sokrates wierzy�, �e cnoty mo�na si� nauczy�, yaTe i� "nauczy� si�" znaczy�o co innego ni� "nauczy� si�" geografii. Oksfordzki filozof, G. Ryle stawia sobie interesu- j�ce pytanie, dlaczego powiedzenie: "Zapomnia�em jaka jest r�ni�ca mi�dzy dobrem a z�em" brzmi dziwslie 11. ,Odpo- wied� na nie doprowadza go do wyr�nienia trzech rodza- j�w wiedzy: 1) posiadanie pewnych wiadomo�ci faktycz- nych. Gdyby nauczy� si� znaczy�o tyle co przyswoi� sobie pewien zas�b wiadomo�ci, stwierdzenie, �e si� zapomnia�o, ja.ka jes2 r�nica mi�dzy dobre.m i z�em, nie by�aby ra��ce; 2) w drugim znaczeniu "nauczy� si�" to przyswoi� sobie pewn� sprawno��, np. umiej�tno�� p�ywania czy gry w te- nisa; 3) w trzecim wreszcie wypadku idzie o wyrobienie smaku, nabycie takiej umiej�tno�ci, jak odr�nianie z�ego od dobrego wina. Odpowiednio do tych trzech odmian uczenia si� kszta�tuje si� problem zapominania. Zapomnie�, w pierwszym wypadku, to nie m�c sobie odtworzy� jakiej� informacji. Zapomnie� w drugim - to wyj�� z wprawy. O zapominaniu w trzecim wypadku m�wi� trudno, przy- swoi� sobie bowiem wiedz� o dobru i z�u to przyswoi� so- bie jak�� kultur� uczuciow�, utrwali� pewne reakcje emo- cjonalne na pewne bod�ce. Apodyktyczne formu�owanie norm etycznych wydaje si� niewska �;'::�i� .�l.�iera wa�no�� ich nale�ytego dozowa- �nia: Ka�dy wie, �e ewna dawka przemocy jest w a�stwie w�stosunku do Qbywatela konieczna. A e jak wielka? Po- �i�d student�w badanych przez Stefana Nowaka i jego ze- sp�, na pytanie o pogl�d w sprawie uprawnie� pa�stwa do ograniczania swob�d obywateli d�a realizacji donios�ych spo�ecznie cej�w, dwie trzecie respondent�w b�d� wyklu- cza�o w og�le t� ewentualno��, b�d� zezwala�o na ni� je- dynie w sytuacjach wyj�tkowych, a tylko jedna trzecia godzi�a si� na ograniczenia wolno�ci "aby to zbyt d�ugo 1� Cytuj� za P.ti. Nowell-Smithem: Ethlca, B. Blackwell, Oxford 1957, s. 41. ri On Forgetting the Dillerence �etween Rlght and Wrong, w: Easays in Moral Phllosophy, ed. A. J. Melden, Untverstty of Washington Press. Seattle 1958. 23 nie trwa�o". Niepewne s� tu kontury tego, co spo�ecznie donios�e, niepewne konieczno�ci, niepewna wyj�tkowo�� pewnych sytuacji, niepewne granice tego "zbyt d�ugo". Mamy tu do czynienia z jakim� continuum, w kt�rym cz�o- wiek przez dyskusj� i refleksj� nauczy� si� musi, gdzie stawia� granice. Patriotyzm w pewnym punkcie mo�e prze- sta� by� cnot�, tak jak istniej� granice dla tolerancji czy oszcz�dno�ci. Arystoteles przyjmowa� istnienie takiego continuum zamkni�tego dwoma niepo��danymi kra�cami. O kulturze etycznej cz�owieka decydowa�a umiej�tno�� od- nalezienia punktu stanowi�cego z�oty �rodek. Poczytywanie norm uznawanych w danym �rodowisku za ustalone raz na zawsze i obowi�zuj�ce we wszelkich wa- runkach nara�a na jedno jeszcze powa�ne niebezpiecze�- stwo - na uleganie tej gro�nej sile, jak� stanowi przyzwy- czajenie. Poczytywaniu tego, w czym si� wyros�o za oc�y- wiste male�y przypisa� Arystotelesow� aprobat� niewolnic- twa, a tak�e aprobat� istnienia kast i ludzi niedotykalnych w Indiach. Mi�kko��, jak� objawia Locke w swoich My- �lach o wychowaniu dla dzieci mo�nych, nie przeszkadza mu traktowa� dzieci biedoty bezlito�nie, po prostu dlatego, �e nawyki zamykaj� mu oczy na ich niedol�, tak jak nawy- ki pozwala�y na za�atwianie spor�w przez pojedynek, ko�- cz�cy si� nieraz zab�jstwem. Zatruwanie powietrza niepa- l�cym przez palaczy jest tak powszechnie przyj�te �e nie przychodzi nam na og� do g�owy w��cza� to zachowanie do kategorii egoistycznych, tak jak nie w��czamy do zakre- su kradzie�y - kradzie�y ludzkiego czasu przez tych, kt�- rzy wyg�aszaj� bez potrzeby 2asiemcowe przem�wienia 12, By� mo�e jak przypuszczaj� optymi�ci, nadejdzie czas, �e zabijanie ,ludzi w czasie wojny b�dzie w nas budzi�o tak� repulsj�, jak� w nas dzisiaj budzi propozycja ich zjadania. Brazylijczyk nie widzi nic z�ego w skubaniu kurcz�t �yw- cem, �eby by�y pulchniejsze, my skubiemy �ywcem g�si. Uprawiane przez my�liwych i u�wi�cone obyczajem zabi- janie zwierz�t z czystego amatorstwa mo�e si� pod wp�y- wem dyskusji i por�wna� wyda� kiedy� godne pot�pienia. Godz� si� w pe�ni z opini� tych, kt�rzy spodziewaj� si� niejednej korzy�ci dla naszej refleksji moralnej z si�gania do antropologii kultury i gromadzenia inform.acji, co si� w u Por. A. Grzegorezyk, Schematy 1 eztowfek, Warszawa 1963. innych kulturach chwali i co pot�pia oraz jakie stosuje si� sankcje. Spojrzenie z zewn�trz na kultur� w�asn� budzi czujno�� krytyczn� w stosunku do rzeczy, w kt�rych wy- ro�li�my. Wiadomo, �e nie dostrzega niewoli ten, kto si� w niej urodzi�. OCENA W DZIAi.ANIU I ODDZIAtYWANIU Na zako�czenie tych og�lnych uwag o niebezpiecze�- stwach zagra�aj�cych warto�ciowaniu chcemy zatrzyma� si� chwil� nad pewn� dyskusj�, kt�r� trudno pomin�� ze wzgl�du na rol� historyczn�, jak� dane jej by�o odegra�. S�uszna obserwacja, �e nie ma dzia�ania bez warto�ciowa- ni�, doprowadzi�a pisarzy spo��ecznych do wniosku, �e nie- podobna ludzi do dzia�ania pobudzi� bez wyg�aszania ocen. To przekonanie, po��czone z apini�, �e oceny s� w nauce niedopuszczalne, doprowadzi�o do znanej z dziej�w mark.si- zmu, rzekomo gro�nej alternatywy: albo, jak m�wili niekt�- rzy, marksizm jest naukowy, a wtedy nie mo�e pobudzi� klasy robotniczej do rewolucji, albo, odwo�uj�c si� do war- to�ci, mo�e tego dokona�, ale wtedy grozi mu rezygnacja z naukowo�ci. Nie chc� tu wdawa� si� w kwesti�, czy in- terwencja ocen w nauce jest dopuszczalna, a je�eli tak to w jakiej postaci. Kwesti� t� zajmowa�am si� w oddzielnej publikacji ls. Interesuje mnie w tej chwili sprawa, czy isto- tnie nie mo�na pobudzi� kogo� do dzia�ania bez wyg�asza- nia ocen. Zagadnienie jest empiryczne i nader �atwo roz- strzygalne. Stwiesdza�niem pewnych fakt�w, pozbawionym wszelkiej oceny, oddzia�ujemy na ludzi co chwila. Gdy telefonuj� do kogo�, kto mia� si� stawi� na posiedzenie, �e zosta�o ono odwo�ane, wp�ywam na jego dzia�anie. Gdy kto� z domow- nik�w, spojrzawszy rano na termometr, komunikuje mi, �e t�mperatura znacznie spad�a, sk�ania mnie to do wzi�cia dodatkowego swetra albo cieplejszego palta. Gdy s�ysz�, �e m�j kolega X stale �le si� o mnie wyra�a za moimi ple- cami, wp�ywa to niew�tpliwie na moje zachowanie w sto- sunku do niego. W tych wszystkich wypadkach moi infor- matorzy nie musz� ocenia�, natomiast zmiana moich zacho- la oceny w kszta�towaniu poj��, w: Fragmenty tllozoftezne, serta III, Ksi�ga pamt�tkowa ku czci prof. T. KotarblAskiego. 24 25 wa� w y m a.g a o d e m n i e o c e n, wymaga, bym nie chcia�a na pr�no cho�dzi� na pasiedzenia, nie mia�a ocho�ty si� zazi�bi�, nie lubi�a zadawa� si� z kim�, kto mi jest nie- �yczliwy. Marksizm tedy m�g� pobudza� do dzia�ania klas� robotnicz� bez warto�ciowania i jego naukowo�� nie mu- sia�a pozbawi� go jego si�y oddzia�ywania. ZASADY KIERUJ�CE NASZ� SYS'rEMATYZA('J� Jest rzecz� nader kompromituj�c� dla wieloletniego ba- dacza zjawisk moralnych oraz dla dziedziny, kt�r� repre- zentuje, wyzna�, �e stan, jak,i go ogarnia wobec �postawio- nych sobie w tej ksi��ce zada� systematyzacyjnych jest przede wszystkim stanem dezorientacji. Pewna znajomo�� dziej�w my�li etycznej z niewielk�, niestety, mo�e przyj�� pomoc�. Etyka staro�ytna definiowana - jak u Epikura - jako nauka o tym, co nale�y wybiera� a co odrzuca�, nie dopowiada�a swoich pyta� do ko�ca. "Nale�y" bowiem wy- maga uzupe�!nienia informacj� ze wzgl�du na jakie zaUllie- rzone efekty. Czy "nale�y", �eby osi�gn�� szcz�cie czy "nale�y", �eby osi�gn�� pewien idea� doskona�o�ci osobi- stej, na przyk�ad idea� m�drca. To "nale�y" odsy�a�o nas wszak w toku dziej�w do r�nych cel�w, czasem tak kon- kretnych, jak wzbogacenie si� zalecane przez Franklina. Etyka Nikomachejska, nieocenione i niewyczerpane �r�d�o refleksji etycznej, nie mog�o pod wzgl�dem kompozycyj- nym stanowi� wzoru. Poza tym jej problematyka, poch�o- ni�ta tak jak u Epikura i innych pisarzy staro�ytnych, prze- de wszystkim osobistym szcz�ciem i osobist� doskona�o- �ci�, odbiega�a od nastawionych spo�ecznie norm etycz- nych, kt�re mieli�my w naszej pracy systematyzowa�. Cho� protestowa�am w moim artykule �pt. Poj�cie moralno�ci 14 przeciw opinii Hume'a, kt�ry twierdzi�, �e staro�ytni nie znali kategorii moralno�ci, wyodr�bnionej, wed�ug tego autora, dopiero p�niej, musz� przyzna� Hume'owi racj�, �e nie przyczynia�o si� do jej sprecyzowania pos�ugiwanie si� przez staro�ytnych s�owem arete dla oznaczenia wszelkich chwalebnych dyspozycji przys�uguj�cych zar�wno cz�owie- kowi, jak i zwierz�tom. Etyka religijna pos�ugiwa�a si� do�� powszechnie dwoma �� ,.Etyke" 1%6, ar 1 schematami, z kt�rych �aden nam nie odpowiada�. Pierw- szy wyr�nia� w etyce nauk� o dobru, nauk� o cnotach i nauk� o obowi�zkach, dziel�c t� ostatni� na dzia� obo- wi�zk�w wobec Boga, wobec siebie i wobec innych. Drugi schemat rozpoczyna� wyk�ad etyki dod podania celu cz�o- wieka. Nie chodzi�o tu o cele, kt�re ludzie sobie istotnie zarysowuj�, lecz o cel, z jakim stworzy�a nas istota nad, przyrodzona i kt�rym by�o szcz�cie wiekuiste. Niekt�rzy wsp�cze�ni pisarze katoliccy usi�uj� wskrzesi� dekalog ja- ko schemat systematyzuj�cy nasze nakazy i zakazy, ale zabieg ten trudno uwa�a� �a udany. Po wyeliminowaniu z dekalogu przykaza� reguluj�cych nasz stosunek do Boga, jak .przykazanie "Nie b�dziesz mia� cudzych bog�w przede mn�" - zostaje bardzo uboga tre�� etyczna, z kt�rej wy- s�czy� mo�na dyrektywy, jakimi winien si� rz�dzi� cz�o- wiek wsp�czesny tylko przy pomocy do�� jaskrawych naci�ga� 15. Schematy etyki �wieckiej dojrzewaj�ce w toku XVIII wieku stawa�y si� problematyce tej ksi��ki coraz bli�sze, w coraz wi�kszym bowiem stopniu uwzgl�dnia�y wymaga- nia, kt�re stawia cz�owiekowi wsp�ycie. M. Schlick te tylko wymagania by�, jak sobie przypominamy, sk�onny w��cza� do etyki. Zaczyna�a si� ona bowiem dla niego do- piero wtedy, gdy stawiane w staro�ytno�ci pytania, jak �y�, by wyrazi� samego siebie, jak najpe�niej zosta�y za- st�pione przez pytania, jakie ograniczenia winni�my sobie narzuci�, �eby innym by�o z nami dobrze (Selbstbeschran- kung contra Selbsterfullung). Od XVIII wieku zaga�d�nienie kultywowania altruizmu i ograniczanie egoizmu zaczyna by� istotnie spraw� dla etyki centraln�. Reglamentowa� tak, �eby egoizm si� nie op�aca� - to b�dzie troska Bentha- ma. Okazywaniem, �e altruizm jest tak szcz�ciodajny, �e rozumny egoista musi na nim sko�czy�, zajmie si� Spencer. Jakkolwiek problema�tyka zwi�zama z ludzkim ws�p�y- ciem jest bliska temu, czym chcemy si� w naszej ksi��eczce zaj��, w zakresie wysi�k�w systematyzacyjnych nie daje ona nam wiele. Opieranie si� osiemnastowiecznej i p�niej- szej etyki na fakcie jakoby stwierdzonym, �e wszyscy d��� do szcz�cia, nie stanowi�o w�a�ciwego oparcia, skoro od trybu oznajmiaj�cego nie mo�na przej�� do rozkazuj�cego. 1� Patrz A. Grzegorczyk, Schematy i czlowiek, cz. III. 26 Od tego empirycznie stwierdzonego d��enia do szcz�cia etyka ta ponadto przechodzi�a nieznacznie do "prawdzi- wego" szcz�cia, b�4i�cego ex definitione wy��cznym udzia- �em tych, kt�rzy realizowali pewne walory moralne. Nie by�o to takie szcz�cie, kt�re mo�na osi�gn�� i przez cnot�, i przez �ajdactwo, i przez zastrzyk morfiny. Operowanie t� zmienn� koncepcj� przerywa�o dodatkowo wi� mi�dzy na- czeln� dyrektyw� etyczn� nakazuj�c� szcze�cie ludziom za- pewni� (tu wchodzi w rachub� normatywna koncepcja szcz�cia) a faktem, jakoby wszyscy do szcz�cia d��yli (tu empiryczna koncepcja szcz�cia), ale dzi�ki temu przesu- ni�ciu charakterystyka tego szcz�cia stawa�a si� - jak np. u J. St. Milla - wyk�adem etyki. I ten wyk�ad jednak nie przynosi� uporz�dkowanego obrazu dyrektyw etycznych. W Polsce dobrze znan� pr�b� sformu�owania dyrektyw etyki �wieckiej jest etyka niezale�na T. Kotarbi�skiego. Autor, jak wiadomo, koncentruje swoje rozwa�ania na wzo- rze opiekuna, na kt�rym mo�na polega�, i jego etyka jest wymienieniem tych w�asno�ci, kt�re taki opiekun winien posiada�. Dawa�am ju� niejednokrotnie wyraz pewnym w�t- pliwo�ciom w odniesieniu do tego schematu. Nie b�d� ich tutaj powtarza�. Po za�poznaniu si� z moimi dalszym rozwa- �aniami czytelnik b�dzie si� m�g� sam przekona�, �e by�oby mi w nim za ciasno. Poniewa� pr�ba uporz�dkowania norm etycznych, jak� tutaj podejmujemy, nie znalaz�a zadowalaj�cych wzor�w w przesz�o�ci, musimy poszuka� jakiego� natchnienia gdzie indziej. Zwr�cimy si� po nie mianowicie do antropologii � kultury i na czas naszych rozwa�a� wypo�yczymy od nlej postulat metodologiczny tych funkcjonalist�w, kt�rzy g�o- sz�: "je�eli chcesz co� zrazumie�, obserwuj to w dzia�a- niu". Propozycji, kt�r� tu podejmujemy, nie nale�y bynajmniej traktowa� jako funkcjonalistycznego wyznania wiary. W mojej ksi��ce pt. Socjologia moralno�ci sama trudni�am si� podwa�aniem funkcjonalizmu w postaci ,pewnej tezy empirycznej, okazuj�c, �e teza ta, g�osz�ca, �e'.ka�da norma, kt�ra w danym spo�ecze�stwie zapu�ci�a korzenie, s�u�y jakiej� (rozs�dnej) potrzebie, jest nieobalalna, bo przy pew- nej wyobra�ni jaka� potrzeba da si� za ka�d� norm� odszu- ka�.'Przytacza�am tak�e przeciw funkcjonalizmowi, w jego wersji ewolucjonistycznej, pewne przyk�ady, staraj�c si� naruszy� przekonanie, jakoby regu�y moralne zawsze s�u�y- �� przetrwaniu grupy, w kt�rej obowi�zuj�. Jednak�e nie- ufno�� w stosunku do funkcjonalizmu w postaci pewnej tezy empirycznej nie zmusza do nieufno�ci w stosunku do funkcjonalizmu w postaci pewnego postulatu metodologicz- nego, kt�ry nakazuje szuka�, czemu jaka� norma w pra�kty- ce s�u�y, jak funkcjonuje w �yciu spo�ecznym. Przyjmuj�c ten postulat dla jego zalet heurystycznych, uchylam kategorycznie, jakobym przyjmowa�a tym samym, �e ka�da norma powsta�a dla zaspokojenia jakiej� rozs�dnej potrzeby. W sprawie genezy norm etycz- nych nie wypowiadam si� tutaj wcale i my�l�, �e sprawy tej en bloc za�atwi� si� nie da. Nie m�wi� tak�e o moty- wach pos�usze�stwa w stosunku do norm i ich propagowa- nia. Na zako�czenie tych wst�pnych rozwa�a� wypada sobie jeszcze zada� k�opotliwe pytanie - czyje normy i oceny etyczne b�dziemy tu klasyfikowa�. Cz. Znamierowski, po- dejmuj�c systematyzacj� norm dzia�aj�cych w spo�ecze�- stwach Is, przy�pisywa� je grupie wolnej, za� przez gryp� woln� rozumia� ka�d� grup�, kt�rej cz�onkowie pragn� kontakt z innymi utrzyma� i z tego powodu sk�onni s� pod- da� si� pewnym rygorom koniecznym dla utrzymania tego kontaktu. Tak zarysowany przez autora program wyziera -�loza kr�q kultury europejskiej, cho� okre�lony jest ca�ko- wicie pod jej sugesti�. Obawiaj�c si� zbyt �mia�ych genera- lizacji pragn�abym tutaj si� do niej ograniczy�. Zdaj� so- bie najzupe�niej jasno spraw� z tego, �e i w jej ramach niezb�dne by�yby zr�nicowania wed�ug przynale�no�ci kla- sowej, zawodowej, p�ci, wieku, faktu znajdowania si� u w�adzy czy te� faktu jej po4�legania it�l. - �r�nicowa- alia, na ikt�re wskazywa�am w mojej Socjologii moralno�ci. Dostrzegaj�c ich konieczno��, b�d� tuaj si� trzyma� g��w- nego pnia, o kt�ry trzeba si� oprze�, �eby m�c �ledzi�, jak biegn� rozga��zienia. Sun�c g��wnym traktem b�d� si� sta- ra�a bocznice i rozstajne drogi sygnalizowa�, bo jednym z moich cel�w jest ujawnia� r�nice opinii i zaprawia� czy- telnika do samodzielnego wyboru. le Cz. Znamierowski, Normy grupy wolne), "My�l Wspdiczesna" 1947, t. III-IV. Jest to najbliisza mi w literaturze przedmiotu pr��a uporz�dko- wanla norm reguluj�cyc� wsp�l�ycie. Jednak�e zachodz� ml�dzy nami w po- traktowaniu przedmiotu znaczne r�nice. 29 28 Jako przewodnik w rejestracji ocen i norm moralnych mo�e s�u�y� badaczowi j�zyk ludzi; kt�rych intuicje pra- gnie w swoich badaniach obj��. Znajomo�� j�zyka bowiem to nie tylko znajomo�� jego tre�ci opisowej, ale to tak�e wyczuwanie jego emocjonalnego zabarwienia. Kto zna j�- zyk polski, ten wie, �e powiedzenie o kim�, �e hipokryta, �e kr�tacz, �e lizus czy myd�ek nie brzmi� pochlebnie. D. Hume mniema�, �e opanowanie emocjonalnej zawarto�ci jakiego� j�zyka wyprzedza nawet znajomo�� jego opisowej tre�ci. Nie wydaje si� to s�uszne, zw�aszcza je�eli idzie o chwyta- nie subtelniejszych odcieni wyraz�w pochlebnych czy pe- jora2ywmych w wypadku, g�dy przyswajamy sobie jaki� no- wy j�zyk ju� jako doro�li. Uwaga Hume'a ma natomiast zastosowanie w odniesieniu do opanowywania w�asnego j�zyka przez dziecko. Tak czy owak znajomo�� �adunku uczuciowego wyraz�w wydaje si� czym� istotnym dla na- szej wiedzy etycznej. Prawd� jest, oczywi�cie, �e j�zyk zmienia w pewnym stopniu sw�j repertuar i swoje odcie- nie emocjonalne wraz ze zmian� �rodowiska, ale nie s� to, zw�aszcza w epoce �rodk�w masowego przekazu, zmiany tak istotne, aby nie mo�na by�o si� tym �r�d�em informacji kierowa�. 1I NORMY MORALNE W OBRONIE NASZEGO BIOLOC:ICZNEGO ISTNIEN(.�1 BRZMIGNIE NORMY BRONI�CEJ NASZEGO ISTNIENIA I JEJ ZASI�G Rozpoczynamy od normy, kt�rej rola spo�eczna nie budzi �adnych w�tpliwo�ci, s�u�y ona bowiem niedwuznacznie po- trzebie bezpiecze�stwa, chroni�c dobro tak szczeg�lnej war- to�ci, jakim jest �ycie ludzkie. G�osi o�a �.nie�zabijaj�'. Nor- m� t� wypowiedzieli�my tutaj, zgodnie z tradycj�, w po- staci zakazu, ale mo�na by, oczywi�cie, sformu�owa� j� w postaci nakaz� zalecaj�cego szacunek dla ludzkiego istnienia. Pod wzgl�dem logicznym jest rzecz� raczej obo- j�tn� czy operujemy zakazami czy nakazami, ka�demu za- kazowi mo�na bowiem jaki� nakaz przyporz�dkowa�, tak jak "nie k�am" mo�na sformu�owa� w postaci "b�d� praw- dom�wny", "nie kradnij" w postaci "szanuj cudz� w�a- sno��". Nie jest to jednak sprawa ca�kowicie oboj�tna dla klimatu, w jakim chcemy przebywa�. Nakazy brzmi� na og� �agodniej, mniej apodyktycznie. Napis "nie wolno pa- li�" albo "palenie wzbronione" inny wprowadza nastr�j ni� napis "palarnia w holu", kt�ry delikatnie sugeruje, �e tylko tam palenie jest dozwolone. Je�eli w wypadku za- bdjstwa wybrali�my form� zabraniaj�c�, to dlatego, �e u�wi�ci�a j� tradycja i uzasadnia waga sprawy. Powszechna przewaga zakaz�w nad nakazami bywa t�umaczona tym, �e �orm� etyczn� formu�uje si� zwykle pod wp�ywem prze- k;Qcze�, �e �atwiej o zgod� mi�dzy lud�mi w wypadku za- `kaz�w, �e st�d l�k przed nagan� kieruje post�powaniem 31 w spos�b bardziej pewny, a kara i pot�pienie odgrywaj� spo�ecznie wi�ksz� rol� ni� nagroda i pochwa�a 1. Nasze uwagi dotycz�ce normy "nie zabijaj" wypada za- cz�� od niezb�dnego uzupe�nienia jej lakonicznego sformu- �owania. Idzie mianowicie o odpowied� na pytanie, kogo nie zabija�. Wiadomo, �e �t� kulturach urobionych pod wp�yweln chrze�cija�stwa norn�a ta ma wy��cznie ludzi na wzgl�dzie i zabrania tylko cz�owiekowi pozbawia� �ycia drugiego cz�owieka. Ale bywa ona tak�e interpretowana jako zakaz zabijania wszelkiego �ywego stworzenia. Kul- iura chrze�cija�ska uwa�a cz�owieka za pana i w�adc� przyrody, kt�r� mu wolno swoim celom podporz�dkowa�. W or�dziach kr�la Asioki �, najwcze�niejszego prawodaw- cy Indii, brzmi tymczasem ci�gle troska o nieodbieranie I �ycia wszelkim �ywym istotom. Dba on o kopanie studni dla zwierz�t i o zapewnienie im pomocy lekarskiej. "I'o- , przednio w kuahni Mi�ego Bogom Kr�la Pijadassina - I czy�tanly w or��dziach - zabijano codziennie na polewk� mi�sn� wiele setek tysi�cy sztuk zwierzyny i ptactwa. Ale o�d tej pory, �gdy zos2a�o obwieszczane niniejsze orPdzie ku krzewieniu Dobsego Prawa tyl.ko trzy sztuki s� zabijane na polewk�: dwa pawie i jeden jele�, ale jele� nie zawsze. W przysz�o�ci i te trzy sztuki nie b�d� zabijane" (s. 4). Wia- domo, �e s� sekty w Indiach, kt�rych wyznawcom nie wol- I no zabija� nawet najdok