Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14989 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Julka, blog i dog
Odcinki w serii
Cztery osoby i trzy psy (cz. 1)
Wszystko dobrze! (cz. 2)
SMS i pies (cz. 3)
POLECAMY INNE SERIE POWIEŚCI DLA NASTOLATEK!
Kaśka, Julka, Zuzka i Emma są właśnie takie jak TY! Nocą lubią gadać o szkole, chłopakach, swoich rodzinach i koleżankach. I przeżywają wiele niezwykłych przygód, bo każdy dzień i noc przynoszą niespodzianki...
Współczesne życie nastolatków tu i teraz - w Polsce. Nasze historie, nasze sprawy, nasze życie. To ono dopisuje kolejne odcinki.
ąL4mm
1 OWOREK POD DĘBAMI /
Zycie to podróż. Przekonuje się o tym boleśnie nastoletnia Mała, która po tragicznych przeżyciach trafia do podupadłego dworku na wsi. Mieszka w nim jej trochę zwariowana ciotka z mężem i trójką kuzynów. Mała nie umie znaleźć sobie miejsca w tym wielkim domu z jeszcze większym ogrodem, gdzie psy, koty i ptaki są tak samo ważne jak ludzie, gdzie dzieją się tajemnicze rzeczy i rządzi oschła gospodyni.
3 JF^ . <p\
Julka; blog i dog
Ewa Bylica
publicat
YDAWNICTW
«w.№jlepszyPrezenŁPŁ4
TWOJA KSIĘGARNIA INTERNETOWA
Zapoznaj się z naszą ofertą w Internecie i zamów, tak jak lubisz:
sklep@Najlepszy Prezent.pl
+48 61652 92 60
+48 61 662 92 00
Publicat S.A., ul. Chlebowa 24, 61-003 Poznań
książki szybko i przez całą dobę * łatwa obsługa • pełna oferta • promocje
Wydawca składa podziękowanie HODOWLI PSÓW RASOWYCH
- GOLDEN RETRIEVER „Butterfly Karczewskie Szuwary"
Katarzyna i Robert Kempka
61 -372 Poznań, Kubalin 4
teł. (0-61) 893 99 82, tel./fax (0-61) 865 19 38
tel. kom. 0603 317 011
www.butterfly.golden-retriever.com.pl
e-mail:
[email protected]
redakcja i korekta - Jadwiga Lang
fotografia na okładce - Fotografia Reklamowa Rafał Kolasiński
imię psa na okładce - GAYLORD GOLDEN ERINO
© Publicat S.A., MMVI
Ali rights reserved ISBN 83-245-0011-1
Publicat S.A.
61 -003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. (0-61) 652 92 52, fax (0-61) 652 92 00
e-mail:
[email protected]
www.publicat.pl
Spis treści
Rozdział 1
Banda bezczelnych ślimaków
Rozdział 2 Romeo i Julka
22
Rozdział 3 Podróż poślubna
37
Rozdział 4 Okropieństwo w suficie
52
Rozdział 5
Leon i inne stworzenia
59
Rozdział 6 Święta tuż, tuż.
68
Rozdział 7 Gwiazdkowe prezenty
79
Rozdział 8
Omnibus 90
Rozdział 9
Romantyczna kolacja 106
Rozdział 10 Konflikt pokoleń
118
ROZDZIAŁ 1
Banda bezczelnych ślimaków
<**
Z-ginął, biedaczek, na miejscu - Julka badała okoliczności wypadku, pochylając się nad ścieżką.
Spoczywał tam rozgnieciony ślimak. Wyglądało na to, że raczej nie można mu już pomóc. Natychmiastowej pomocy domagał się natomiast sprawca śmiertelnego zajścia, czyli czteroletni Michał. Julka musiała więc przerwać obserwację świata przyrody (a w zasadzie martwej natury) i powrócić do świata ludzi.
- Misiu, czyś ty oszalał? - nie mogła pojąć, dlaczego jej brat tak strasznie wrzeszczy, równocześnie wijąc się w podskokach, niczym niezbyt uzdolniony tancerz break dance.
- Ten ślimniak wskoczył mi pod nogi i go rozgnilem! I on jest teraz na moim sandale!!! Weźcie go zez mnie!!! - szlochał, wstrząsany dreszczami obrzydzenia.
- O, moja babciu... - westchnęła Julka. - Jaki ty, Misiu, jesteś delikatny, jak panienka...
- Nie jestem żadną panienką... Sama jesteś panienką! -oburzył się Misio, na chwilę zapominając o ślimaku.
7
„Bardzo śmieszny jest ten mój brat" - pomyślała Julka. Przykucnęła obok niego, otarła łzy z policzków i przytuliła. A potem powiedziała:
- Dawaj mi ten but. I błagam, przestań się ślimaczyć -przy okazji rozbawiło ją, że znalazła słowo odpowiednie do tej sytuacji. Przyjrzała się uważnie brudnej podeszwie i oddała sandał roztrzęsionemu właścicielowi.
- Misiu, naprawdę wszystko tam można znaleźć, ale nie ślimaka. Zapewniam cię, że on w całości został na ścieżce -powiedziała z niezachwianą pewnością, chociaż była tego mniej pewna, kiedy spojrzała w kierunku miejsca wypadku.
Ślimakowi bowiem przyglądały się z uwagą jej trzy psy, które zorientowawszy się, że Julka i Misio wracają do domu, zrezygnowały z buszowania w chaszczach i nadbiegły z końca ogrodu. Nosy szorstkowłosych jamników, Felka i Lucka, niebezpiecznie nisko zawisły nad ślimakiem. Z wrodzoną tym psom dociekliwością badały, czy leżące na ścieżce „coś" nadaje się do zjedzenia. Figo, golden retriever, z uśmiechniętym pyskiem przyglądał się ślimakowi i jamnikom. Ślimak przy tym zupełnie go nie obchodził. Golden znajdował się obok Felka i Lucka wyłącznie w celach towarzyskich. Taka jego natura, bez towarzystwa ani rusz.
- Felek, żebyś mi się nie ważył tego tykać - „zawarczała" ostrzegawczo Julka w stronę jamnika, który znany był w całej okolicy ze specyficznych gustów kulinarnych. I to był błąd. Jej głos zdopingował psa do natychmiastowego porwania zdobyczy i ucieczki w głąb ogrodu. Tam dopiero, ukryty pod krzakiem borówki amerykańskiej, oddał się degustacji. W tym miejscu raczej nie wypada wymieniać, jakimi szczątkami organicznymi delektował się już Feluś w swym życiu. A było ich naprawdę sporo. Nigdy jednak nie jadł jeszcze ślimaka. Spodziewał się niezwykłych doznań - cóż za fatalna pomyłka! Poczuł potworne
8
pieczenie na języku. Natychmiast wypluł to świństwo i próbował się ratować przeżuwaniem trawy. Niestety, nie pomogło. Ocalić mogła go tylko miska z wodą, znajdująca się w odległej kuchni. Skamląc niemiłosiernie, popędził w kierunku domu. W progu minął rozżalonego Misia, który również podążał do kuchni, żeby spokojnie się wyszlochać w ramionach mamy i opowiedzieć jej o spotkaniu z obrzydliwym ślimakiem. Kiedy obie ofiary mięczaka, czyli Misio i Felek, nieco się uspokoiły, do kuchni weszła Julka.
Waśnie zakończyła pierwszą od czasu od powrotu z Łotwy inspekcję ogrodu. Przede wszystkim chciała zobaczyć, jak się miewa jej ulubiona jabłonka. O tej porze powinna już być obsypana pysznymi, czerwonymi jabłkami. Tymczasem, ku jej zaskoczeniu, jabłka nie były ani czerwone, ani pyszne...
- To wszystko nie wygląda najlepiej... Coś się stało z tym ogrodem, kiedy byliśmy na Łotwie - rzuciła oskarżycielskim tonem w przestrzeń, co mama źle zrozumiała, bo natychmiast zaczęła się tłumaczyć:
- Julcia, wiem przecież. W tym roku już nie damy rady, ale wiosną trzeba się wyciąć te chaszcze... - miała na myśli gąszcz rozpościerający się na tylach domu. Od frontu ogród wyglądał nieco lepiej, a wszystko dzięki staraniom brata mamy, Pawła, i jego żony, Betki, którzy mieszkali tutaj w czasie ich wyjazdu za granicę.
- Wiesz, nie chodzi mi nawet o te okropne zielska, tylko
0 drzewka owocowe. Prawie nic na nich nie rośnie, a i same drzewa wyglądają na chore... Jakby je coś powoli zjadało.
1 naprawdę nie mam pojęcia co...
- Ja wiem - powiedział z przekonaniem Michał. - To na pewno ten ślimniak.
- Cha, cha, Misiu, po prostu wyjątkowo świetny dowcip nam opowiedziałeś - zgasiła go Julka.
9
***
Słowa Misia okazały się jednak w jakiejś mierze prorocze...
Inwazja rozpoczęła się po zachodzie słońca. Była równie niespodziewana jak lądowanie aliantów w Normandii.
Żaden z mieszkańców domu numer 18 przy ulicy Jeleni Zakręt nie miał złych przeczuć. Cała rodzina siedziała na werandzie. Tata po raz kolejny z zachwytem opowiadał o swym nowym aucie. Było to volvo - okazyjnie odkupione od kolegi biznesmena, któremu właśnie powinęła się noga w interesach, heroicznie więc walczył o to, by nie zostać bankrutem, i pozbywał się naprędce wszystkich nabytych w czasie prosperity dóbr. Tata twierdził, że kupił auto za „psie pieniądze". Mama nie podzielała zachwytu męża. Szczerze powiedziawszy, wolałaby, aby te „psie pieniądze" zostały przeznaczone na coś innego. Na przykład na dokończenie remontu domu.
- Co tym razem się zepsuło? - zapytała konkretnie, kiedy tata wspomniał o wizycie w warsztacie samochodowym.
- Sprzęgło - odpowiedział pogodnie. Nie wiedzieć czemu, uśmiechał się przy tym. Zupełnie jak zakochany nastolatek.
Julka nie przysłuchiwała się rozmowie rodziców, gdyż była całkowicie pochłonięta sms-owaniem. Z wprawą zawodowej maszynistki naciskała guziki. Przed chwilą rodzice przepędzili ją sprzed komputera, gdzie rozmawiała na gadu-gadu ze znajomymi. Musiała więc się przerzucić na komórkę, żeby podtrzymać kontakt, przynajmniej z Kasią, jedną z dwóch najlepszych przyjaciółek.
Od jakiegoś czasu Kaśka i Julka odczuwały niedosyt w wyniku zbyt ograniczonych, ich zdaniem, spotkań towarzyskich. Najchętniej spędzałyby z sobą i znajomymi całe dnie, ale na przeszkodzie stała konieczność chodzenia do gimnazjum, odrabiania lekcji i przebywania w domu z rodzinami. Doszły do
10
wniosku, że rozmowy na gadu-gadu i sms-y to za mało, żeby zaspokoić ich potrzeby towarzyskie. Były przecież spragnione wrażeń, otwarte na świat, inteligentne i miały tyle przemyśleń, że mogłyby nimi obdzielić co najmniej pół kuli ziemskiej. Dlatego właśnie kiełkował im w głowie pomysł założenia własnych blogów. Musiały jeszcze tylko dopracować szczegóły...
'- Julka, nie obawiasz się o kciuki? - mama przerwała komórkową wymianę myśli z Kasią, niemal z podziwem przypatrując się, jak palce jej córki biegają po klawiaturze. - Czytałam, że młodzi Japończycy mają od sms-owania nieodwracalne skurcze palców.
- Mamo, ale wymyślasz...
Tata też postanowił nawiązać kontakt z córką. Zrobił to we właściwy dla niego sposób:
- A poza tym mogłabyś z nami troszkę porozmawiać. Nie uważasz, że to niegrzeczne tak stukać i stukać bez przerwy w komórkę... Czy nie potrafisz choć na chwilę się oderwać od komunikowania z tymi wszystkimi Antkami, Kasiami, Jaśkami i innymi, których nawet nie jestem w stanie spamiętać? Zachowujesz się zupełnie jak golden retriever. Bez towarzystwa ani rusz - i wymownie spojrzał na Figo, który warował przy Julce i reagował na każde jej poruszenie. Pogłaskała psa, a ten natychmiast zaczął zamiatać ogonem podłogę werandy. Nikt przy tym nie zauważył, że wymiótł przy okazji kilka lepkich, ślimaków bez skorupek, które pofrunęły do ogrodu, czyli tam, skąd przed chwilą przybyły. Julka wyraźnie poczuła, że powinna się zainteresować życiem rodzinnym:
- A o czym rozmawiacie?
- O sprzęgle - poinformowała ją mama.
- Znów coś się posypało w samochodzie? - zdziwiła się. -Tym autem musiał chyba jeździć jakiś niespełniony kierowca rajdowy... Przecież to volvo jest zupełnie zajeżdżone...
11
- Julka, hm... - mama chciała zmitygować córkę, czując, że rozmowa zmierza w nieodpowiednim kierunku.
Ale akurat tym razem tata zachował się bardzo spokojnie. Popatrzył na Julkę pobłażliwie.
- Córcia, volvo jest doskonałym samochodem. Nie da się go zajeździć - powiedział z przekonaniem.
W tym momencie Misiowi zupełnie niezamierzenie udało się zmienić temat rozmowy. Zwykła bułka z nutellą spowodowała, że wszyscy zapomnieli o volvo, bo właśnie jej kawałek utknął w przełyku Misia. Nieszczęśnik zaczął gwałtownie się krztusić, a jego twarz posiniała. Ratowanie Michała trwało sekundy, ale wszystkim się wydawało, że minęły całe wieki, zanim zaczął normalnie oddychać.
- Misiaczku, kochany mój! - roztrzęsiona mama przytulała żałośnie chlipiącego synka. -Już wszystko dobrze. Co to się stało, że się zakrztusiłeś?
- Bo mi się zrobiło niedobrze, kiedy zobaczyłem, ilu ich tu jest... - zaryczal Misio.
- O kim mówisz, synku? - zdezorientowany tata próbował przebić wzrokiem ciemności ogrodu.
Julka instynktownie spojrzała w niebo w poszukiwaniu śladów kosmitów (dobrze wiedziała, że jej młodszy brat już kilkakrotnie spotykał ich na swej drodze).
- Tb są bracia tego ślimniaka, co go dzisiaj zabiłem. Oni tu wszędzie są. Przyszedli tu się zemścić. Boję się!!! - Misiek rzucił się mamie na szyję.
Julka rzuciła okiem na podłogę, ściany i schodki werandy. Rzeczywiście, wszędzie tam panoszyły się długie na kilka centymetrów, obłe stwory. Mimo że zachowywały się spokojnie, niektóre nawet przyjaźnie poruszały czułkami, nie sprawiały przyjemnego wrażenia. Nie zmieniał tego odczucia nawet fakt, że ich śliskie, tłuste ciała mieniły się kolorami. Niektóre z nich
12
opalizowały odcieniami fioletu, inne, liczniejsze, pyszniły się tygrysimi wzorkami. Coś jej się przypomniało.
- Tato, pamiętasz, jak zwiedzaliśmy dom Salvadora Dali pod Barceloną?
Ojciec, owszem, doskonale pamiętał, ale nie domyślił się, o co Julce chodzi.
- Ten dom... na zewnątrz wściekle różowy, a do tynku przyczepione było mnóstwo wielkich, brązowych zawijasów, jakby ślimaków... zupełnie jak u nas! - zawołała radośnie.
Mama nie doceniła artystycznych skojarzeń córki.
- Mój boże, a cóż to za świństwo! I dlaczego te skubańce zżerają róże?! - wykrzyknęła, widząc, jak „brązowe zawijasy" sadowią się wygodnie na liściach, niczym klientela zasiadająca przy stole w ekskluzywnej restauracji.
Julka przedarła się przez pełznące po schodkach ślimacze zastępy i zbadała sytuację przed domem.
- Są wszędzie, wyłażą z ziemi i z chaszczy! - krzyknęła zaskoczona. - O, kurczę, ale tu ślisko, nie da się chodzić! - takie zawołania dochodziły spod werandy.
- Czyli jednak Misio miał rację. To one zdewastowały nam ogród... - westchnęła mama, a tata z niepokojem spojrzał na zesztywniałego ze strachu syna i powiedział:
- Trzeba będzie coś z tym zrobić, bo Misiek nie wejdzie więcej do ogrodu. Znacie go przecież...
- Zadzwonię zaraz do Marysi, ona się doskonale zna na ogrodnictwie, na pewno słyszała o sposobach zwalczania tego paskudztwa - mama pomaszerowała do telefonu i po chwili konferowała z koleżanką. Trochę to wszystko trwało, ale w końcu ponownie zawitała na werandę, gdzie przy stole siedzieli tata, Julka i Michał w coraz liczniejszym towarzystwie ślimaków.
- I co pani Marysia powiedziała? Jak ona pozbywa się tych gumowych potworów? - Julka była bardzo ciekawa wieści.
13
- Jest parę sposobów...
- To opowiadaj...
- Przede wszystkim trzeba wyciąć te chaszcze, bo one uwielbiają tam przebywać...
- Okay, a są jakieś inne metody? - niecierpliwie przerwał tata, któremu nie uśmiechało się koszenie.
- Środki chemiczne...
- No nie, mamo, przecież nie można zatruwać środowiska naturalnego... - odezwała się uświadomiona ekologicznie Julka.
- To zostaje jeszcze piwo - powiedziała mama. - Podobno zapach i smak piwa wabią ślimaki. A kiedy się już zejdą do miseczek z piwem, należy je zebrać i... dalej są dwa sposoby pozbycia się szkodników... - tu nieco się zawahała. - Marysia mówi, że można je wrzucić do ogniska... albo, co jest bardziej humanitarne, do ogródka sąsiadów.
- Ognisko odpada - niemal równocześnie powiedzieli Julka i tata, po czym rozejrzeli się po sąsiedzkich posiadłościach. Julka na chwilę zatrzymała wzrok na numerze siedemnastym, gdzie zamieszkiwała młoda właścicielka rottweilera, za którą nie przepadała od czasu kryzysu małżeńskiego rodziców. Tata natomiast bacznym spojrzeniem zmierzył ogród pana Waldka. Denerwował go ten sąsiad; dawno wprawdzie stuknęła mu sześćdziesiątka, ale stanowczo nazbyt często, zdaniem taty, wpadał na herbatkę do mamy pod jego nieobecność.
- Mowy nie ma o ogródkach - zareagowała żywo mama. - Trzeba będzie te ślimory gdzieś wywieźć.
- Tak, lepiej niech udadzą się na emigrację - poparła ją Julka, po czym szybko pobiegła do kuchni na poszukiwanie piwa i odpowiednich miseczek.
- Ja się absolutnie nie zgadzam, żeby one popijały piwo z porcelany - powiedziała mama, kiedy zobaczyła, co Julka wyciągnęła z kredensu.
14
- Nie musisz się martwić. Na razie i tak nici z picia. Nie mamy piwa - odparła Julka.
Tata poczęstował więc ślimaki winem, ale te zlekceważyły ów szlachetny trunek. Może dlatego, że został nalany do plastykowych misek. Akcję wysiedleńczą trzeba było przełożyć na następny dzień.
***
- Ale heca! - tata napawał się widokiem, który faktycznie zapierał dech w piersiach. Na czterech ścieżkach prowadzących do domu Julka rozstawiła miseczki wypełnione piwem. Nie trzeba było długo czekać na amatorów napitku. Pojawili się nadspodziewanie szybko. Wcale nie w ślimaczym tempie spod traw, kamieni i deszczułek wypełzała barwna klientela baru „Pod jeleniem na zakręcie", jak go naprędce nazwała Julka. Kierując czułki w stronę chmielowego aromatu, ślimaki przemieszczały się na swej jedynej nodze do piwnych basenów. Niektórzy szczęśliwcy pokonali już wszystkie przeszkody i z pluskiem zanurzali się w złocistym płynie. Julce zdawało się nawet, że słyszy ich radosne pokrzykiwania.
Tata z pełnym triumfu okrzykiem wpadł do domu, aby zdać mamie i Misiowi (którzy nie czuli się na silach przypatrywać oślizłym ohydztwom) relację o zwycięstwie nad ślimakami.
- Nie uważasz, że to tylko połowa sukcesu? - zapytała z powątpiewaniem mama. - Nie wyobrażam sobie, jak wywieziesz je na zewnątrz... Przecież nie wsiądą same do samochodu...
Tata zdumiał się ogromnie, bo był święcie przekonany, że pakowaniem i wywózką piwoszy zajmie się jego żona. Jednak ona zdecydowanie oznajmiła:
- Na mnie nie licz, nie tknę tego nawet kijem - i podała tacie stertę reklamówek.
15
W domu pojawiła się również Julka. Skierowała się do komputera i otworzyła swój nowo powstały blog. Nie da się ukryć, że pierwsze strony jej internetowego pamiętnika zdominowała tematyka przyrodnicza:
„20 września
hejka, chciałam wam powiedzieć, że nie jestem miłośniczką ślimaków, zwłaszcza tych bez skorupek. Nie mam nic przeciwko jednemu albo dwóm, ale okazało się, że w naszym ogrodzie żyją ich chyba tysiące. Wszystkie cztery rozstawione przeze mnie miski z piwem są nimi wypełnione po brzegi, a one dalej się złażą. Nie wiem, co tata zamierza z nimi zrobić, ja nie tknę ich na pewno, nawet kijem, są obleśne. Skomentuj"
Musiała przerwać pisanie, bo dosłyszała dobiegający z ogrodu krzyk taty:
- Julka, chodź tutaj natychmiast, nie będę sam zajmował się tym paskudztwem!
Bardzo niechętnie wyszła na zewnątrz. Zobaczyła tatę z szufelką w ręce. W drugiej trzymał reklamówkę i przeklinając, na czym świat stoi, zrezygnowany ładował do niej masy obezwładnionych trunkiem ślimaków.
- Bierz drugą miseczkę - rozkazał córce, której twarz w jednej chwili pozieleniała.
Kiedy powróciła do domu, odczytała komentarz Jaśka: „mniam mniam, ślimaczki w zaprawie piwnej są pyszne, jadłem kiedyś we Francji". Odpisała: „Jasiek, dzięki za komentarz, ale nie mam ochoty na żarty. Właśnie miałam bardzo bliski kontakt ze ślimakami. Myślę, że nie miałbyś na nie ochoty. Poza
16
tym jestem pewna, że są trujące. Felek próbował zjeść jednego i od razu go wypluł, a potem bardzo długo pił wodę -jak smok wawelski po zjedzeniu barana z siarką. Na szczęście nie pękł. Nie wiem, czy dzisiaj zasnę... kiedy zamykam powieki, widzę ślimaki - są wielkie jak wieloryby i pluskają się w pienistym piwnym oceanie".
***
Wydarzenia, które zaszły podczas następnych dni, dowiodły, że tak zwana „wyższa inteligencja" występuje również w świecie mięczaków. Julka zapisała w blogu-
„22 września
Bezczelne ślimaki po południu obżerały się naszą roślinnością, a wieczorem całą bandą ruszyły się napić. Zafundowały sobie karczmę piwną naszym kosztem. Po »Na Wspólnej« mieliśmy je z tatą załadować do reklamówek i wywieźć do sąsiedniej dzielnicy, jak wczoraj, ale okazało się, że zastaliśmy puste miski. Piwo wypite, a po ślimakach ani śladu. Uciekły! Gdzieś się pochowały! Ale nie pójdzie im tak łatwo. Jutro my będziemy górą! Zobaczymy, kto będzie szybszy... Precz ze ślimakami!!!"
***
Julka, niestety, nie miała racji. Następne dni były pasmem porażek pochłoniętej zwalczaniem szkodników rodziny, podkopując jej wiarę w pozbycie się natrętów. Tylko ich drobna część dawała się złapać. Szala zwycięstwa zdecydowanie przechylała się na stronę mięczaków. Wieczorami piwo znikało błyskawicznie, a każdego kolejnego dnia ślimaków w ogrodzie przybywało. Julka zapisała:
17
„26 września
Coś mi się wydaje, że metody piwne skutkują, ale chyba na opak. Ślimaków w naszym ogrodzie jest coraz więcej, jakby schodziły się z całej okolicy... Skomentuj"
Przypuszczenia te potwierdził pan Waldek, który rankiem pojawił się przy furtce. Mama, niemal ślizgając się po ścieżce, dotarła z trudem do sąsiada, a on powitał ją promiennym jak poranne słońce uśmiechem.
- Witam serdecznie, pani Marto, jakże się wam żyje po powrocie z dalekich krajów?
Mama uśmiechnęła się do niego, próbując równocześnie odkleić ślimaka w tygrysie wzory, który przyczepił jej się do nogawki spodni. Nie umknęło to bacznej uwadze pana Waldka.
- Ho, ho, widzę, że u państwa też się to paskudztwo rozpleniło. Niesamowita plaga w tym roku, mówię pani, niesamowita. Ileż ja się z nimi naużerałem. I wie pani, kiedy już się poddałem i pomyślałem, że nic nie da się zrobić - one nagle zniknęły. Dosłownie w ciągu jednego dnia! Jakby je wymiotło! Są rzeczy na tym świecie, o których nie śniło się nawet filozofom. .. - niezbyt dokładnie zacytował słowa poety.
Mama nie musiała być filozofem, by się domyślić przyczyny exodusu ślimaków z terytorium pana Waldka. To przecież oni wpadli na pomysł założenia piwiarni, zapraszając wszystkie pełzające gumowe żelki do siebie. Pan Waldek z niedowierzaniem powiódł wzrokiem po magnolii, krzakach róż, trawniku i po wszystkich miejscach, gdzie leżakowały ślimaki.
- Jak państwo poradzą sobie z tą zarazą? - zapytał ze współczuciem.
- Koniec z pijaństwem. Po prostu od dzisiaj nie będzie piwa! - odparła mama zdecydowanie.
18
Pan Waldek zupełnie nie zrozumiał, o co jej chodziło. Jeszcze raz pomyślał o filozofach i rzeczach na tym świecie, o których im się nawet nie śniło.
Ślimaki tymczasem zupełnie zbagatelizowały groźbę mamy. Niesłusznie - w przeciwieństwie do pana Waldka, powinny natychmiast pojąć, co ma na myśli.
***
Julka otworzyła swój blog i natknęła się na komentarz. Zbulwersowała ją nie tyle jego treść (chociaż też trochę), ile podpis, który widniał pod spodem - „Zuzanna".
- Co ta żmija robi na moim blogu? Kto jej dał mój adres?!!! Z tłumioną wściekłością wczytywała się w światłe uwagi
klasowej koleżanki, której nie znosiła: „Zadziwiająca naiwność. Każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, wie, że nie należy ślimakom podawać piwa. W wypadku dużej liczebności szkodników pułapka piwna może stanowić większe zagrożenie niż jej brak, ponieważ natychmiast zwabia ślimaki z całej okolicy (cha, cha). Sprawdzone metody to cząber ogrodowy, można stosować też ałun - dla jasności podaję wzór chemiczny: KA1(S04)2-12H20. Można się również posłużyć mączką dolomitową lub wapnem (ale należy uważać, aby nie odkwasić przy tym gleby..."
Julka nie miała siły dalej czytać wywodu Zuzanki.
- No, nie, ona jest o wiele bardziej bezczelna niż wszystkie upiorne ślimaki razem wzięte. Jak śmie się tak wymądrzać w MOIM pamiętniku!
Niezwłocznie chwyciła za komórkę i zadzwoniła do Kasi.
- Kaśka, proszę cię, nie ściemniaj - krzyknęła w słuchawkę, gdy tylko koleżanka odebrała telefon. - Powiedz mi, czy dałaś Kajetanowi adres mojego błoga?!
19
Po drugiej stronie na długą chwilę zaległa głęboka cisza. A potem Kasia powiedziała:
- Sorry, Julka, opowiadałam mu troszkę o naszych pamiętnikach. .. Wiesz, że on jest maniakiem komputerowym... a poza tym... kurczę, mam do niego straszliwą słabość... a on tak prosił mnie o adresy... Nie potrafiłam odmówić.
- No, to teraz nareszcie mam jasność, skąd Zuzanka wzięła się na moim blogu - powiedziała grobowym głosem Julka, a potem dodała:
- Na twoim miejscu nie ufałabym do końca Kajetanowi... Rozumiem, że jesteś w nim szaleńczo zakochana (nie była przy tym w stanie pojąć, jak można się zakochać w Kajetanie!), ale masz dowód na to, że on wszystko kabluje Zuzannie...
Biedna Kasia! Ten telefon od Julki kompletnie ją załamał. Była do tego stopnia przybita, że nie miała nawet ochoty oglądać „Na Wspólnej". Zasiadła przy komputerze i otworzyła swój blog. Użyła aż dwudziestu czterech tysięcy znaków (bez spacji), żeby wyrazić swoje rozczarowanie i napisać, że nie wierzy już w prawdziwą miłość.
***
Jak zwykle o zmierzchu ślimaki tłumnie przybyły do baru „Pod jeleniem na zakręcie", gdzie zastały karteczki (napisane przez Julkę) o przygnębiającej treści: „Piwa brak". Ale okazało się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą nie tylko człowieka, lecz także ślimaka. Pełzaki bowiem nie odeszły. Dalej trwały na stanowiskach w oczekiwaniu na piwo. Skorzystali z tego tata i Julka, pakując delikwentów do reklamówek i uwożąc w siną dal. Powtarzało się to jeszcze przez parę dni, bo ślimaki nie mogły uwierzyć, że bar został zamknięty, i co wieczór z nadzieją ślizgały się w kierunku nieodwołalnie już pustych misek.
20
Tata uznał tę sytuację za doskonały pretekst do przepro-wadenia z Julka pogawędki na temat uzależnień:
- Widzisz, do czego prowadzi nałóg? - mówił, wskazując na ślimaki. - Przestajesz być panem swojego losu, twoje życie sprowadza się do poszukiwania piwa w misce. Cala reszta przestaje cię interesować.
- Faktycznie żałosne - potwierdziła Julka, przyglądając się pogrążonym w nałogu mięczakom.
***
Pewnego wieczoru Julka otworzyła frontowe drzwi i zobaczyła, że na schodki wdrapują się tylko dwa stwory. Wydawało jej się, że kiedy ją ujrzały, przybrały postawę wyczekującą, co wywnioskowała z lekkiego wydłużenia szyi w pionie.
- Panowie, nic z tego. Piwa więcej nie będzie. Lepiej sobie idźcie. Dobranoc - powiedziała do ślimaków i zamknęła drzwi.
Liliowy i ten drugi, w tygrysie prążki, chyba zrozumieli, że to koniec. Smętnie zwiesili czułki i oddalili się tam, skąd przypełzli. Wojna ze ślimakami została wygrana.
ROZDZIAŁ 2
Romeo i Julka
• >
i»
J ulka stała na przystanku autobusowym. Przed chwilą wyszła ze szkoły i próbowała się uspokoić. Ostatnia lekcja wprost zszargała jej nerwy'
Tymczasem pojawił się zatłoczony autobus. Zahamował, z trudem otworzył drzwi i jakby z ulgą pozbył się części pasażerów. Ich miejsce natychmiast zajęli następni. Julka wskoczyła na schodki. Dalej nie było sensu się przeciskać. Drzwi się jakoś domknęły i pojazd ze stęknięciem ruszył w dalszą drogę. Właśnie wtedy odezwał się sygnał sms-a. Z komórki Julki, rzecz jasna. Ponieważ panował niemiłosierny ścisk i ze wszystkich stron przygniatali ją pasażerowie, wydostanie telefonu ze szkolnego plecaka było niewątpliwie niemałym wyczynem.
Pola, oprócz Kaśki druga jej najlepsza przyjaciółka, napisała: „mam problem muszę porozmawiać", „ok. ja też mam problem i też chcę pogadać" - wystukała szybciutko Julka, „to gdzie się spotykamy?", „błonia? Za 2 godz?". „oki" - odpisała Pola.
22
***
Figo i Maks, berneńczyk Poli, wałęsali się po rozległej, usytuowanej prawie w centrum miasta łące zwanej Błoniami. Pola i Julka, daleko w tyle, niespiesznie podążały ich śladem. Julka, mrużąc oczy, popatrzyła w stronę pomarańczowego słońca, zanurzającego się właśnie w mgłę, która rozsnuła się nad rzeką Rudawą.
- Całe szczęście, że psy muszą chodzić na spacery. Inaczej chyba bym w ogóle z domu nie wychodziła. Normalnie czuję się jak zakonnica klauzurowa. Albo benedyktyn. Mój tata uważa, że w naszym wieku człowiek powinien tylko siedzieć przy biurku i zakuwać... - powiedziała Julka, a w jej głosie czuło się bunt.
- Mój, niestety, ma takie same poglądy... - zgodziła się z nią Pola. - Dlatego bardzo cieszę się, że jest Maks. Bo to moja przepustka...
Przyjaciółki zapatrzyły się w dal, aby zlokalizować swoje przepustki - berneńczyk dostojnie kroczył ścieżką, a żywiołowy golden retriever niemal fruwał wokół niego w radosnym szale. Nic nie stało na przeszkodzie, by przejść do konkretów. Zaczęła Pola:
- Sama widzisz, jak to wygląda. No więc poradź mi, co ja mam z tym problemem zrobić?
- Trudna sprawa. Powiedz mi, tak szczerze, czy Oskar ci się podoba?
- Podoba mi się, nawet bardzo... -jęknęła Pola. - Tylko dlaczego on jest taki niewyrośnięty? Wszystko przez ten jego wzrost!
- Weź pod uwagę, że Oskar jest prawie półtora roku młodszy od ciebie. Każdy facet w wieku dojrzewania musi zacząć rosnąć, więc jego też to z pewnością czeka. W jakimś momen-
23
іє cię dogoni... -Julka zadarła głowę, aby spojrzeć w oczy przyjaciółce, która od dwóch lat z powodzeniem grywała w drużynie koszykówki. W jej oczach ujrzała smutek.
- A może nawet cię przerośnie... - Julka naprawdę chciała to powiedzieć z przekonaniem, ale chyba jej nie wyszło, bo oczy Poli zaszkliły się:
- Tak naprawdę Oskar podoba mi się już od dawna, ale wyobraź sobie nas jako parę! - wykrzyknęła. - Narzeczony sięgający mi do pasa...
- Pola, jak zwykle przesadzasz, jest trochę wyższy... -pocieszała ją Julka. - A poza tym, czy to aż takie ważne? I tak wszyscy wiedzą doskonale, że Oskar kocha się w tobie na zabój. Ale o tym, że ty jesteś w nim zakochana, wiem wyłącznie ja. Biedny Oskar... - westchnęła, a potem zdecydowanie powiedziała:
- Uważam, że łączy was naprawdę coś wyjątkowego. Pomyśl, ile już lat minęło od waszego pierwszego spotkania w piaskownicy, a on jest niezmiennie wpatrzony w ciebie... Zupełnie jak jakiś Romeo... Nie zepsuj tego.
- Ja... postaram się... - szepnęła targana nieustannymi wątpliwościami Pola.
- O, moja babciu, co mnie podkusiło, żeby wypowiedzieć to przeklęte imię?! - jęknęła nagle Julka. - To jest właśnie mój kłopot!
Pola natychmiast zapomniała o Oskarze.
- A co, w twoim życiu pojawił się jakiś Romeo? - spytała niecierpliwie, wietrząc sensację.
- W pewnym sensie - burknęła Julka.
- A Antek, co Antek na to? Błagam cię, mów szybko, umieram z ciekawości...
- Pola, to zupełnie coś innego, niż ty myślisz - wystękała Julka. - Chodzi o dzisiejszą lekcję polskiego, a ten tajemniczy
24
Romeo ma na imię Kajetan. Chyba nie sądzisz, że mogłabym się w kimś takim zakochać...
- No nie - potwierdziła ze zrozumieniem Pola.
***
Jeżeli chodzi o lekcję polskiego, która tak zbulwersowała Jul-kę, zaczęło się od tego, że Michalina Szymczyk, nauczycielka, przygotowała dla swych uczniów niespodziankę. Jak się spodziewała, reakcje na wieść o inscenizacji Romea i Julii były różne. Nigdy jednak w swojej karierze nie zetknęła się z takim wybuchem entuzjazmu, jaki zaprezentował Kajetan. Eksplodował niczym pamiętny wulkan Krakatau, powodując, że reszta klasy zamarła, zasypana potężną lawą słów, które z siebie wydobywał:
- Ja jestem jak najbardziej za. Fan-tas-tycz-ny pomysł! -niemal unosił się w powietrzu. - Po pierwsze, to jest o wiele ciekawsze niż zwykłe omawianie lektury, po drugie, ja uwielbiam teatr, zwłaszcza elżbietański! Kocham Szekspira! A po trzecie, byłem w Weronie, w domu Kapuletów!
- Kajetanie, wszyscy cieszymy się z tobą - nieśmiało wtrąciła nauczycielka.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli grać w strojach z epoki? Boja właśnie mam nieograniczony dostęp do garderoby teatralnej. Przyjaciel rodziców, ten znany aktor, co teraz gra w „Na Wspólnej", a wcześniej występował w roli Romea na scenie...
- Oczywiście, że będziecie mogli - przerwała mu nauczycielka i wykorzystując chwilę, kiedy Kajetan napawał się szczęściem, zwróciła się do całej klasy:
- Bardzo zależy mi na tym, żeby każdy uczeń wziął udział w tym przedstawieniu. Dlatego teraz podzielimy się na gru-
25
py. Potem każdy zespół wybierze sobie ten fragment z Romea i Julii, który najbardziej mu się spodoba.
- Proszę paaaniiii... - z ławek odezwały się jęki.
- Tylko bez protestów, proszę. Powiem więcej. Nie chcę żadnych kłótni i sporów na temat tego, kto z kim chce albo nie chce występować. Dlatego zaraz sama dokonam podziału na grupy... - uniosła wzrok, żeby uciszyć wrzawę, która nastąpiła po tym oświadczeniu, po czym uzupełniła:
- .. .podzielę was alfabetycznie. Taka sama liczba dziewcząt i chłopców w każdym zespole.
Julka już czuła, co się święci. Jej nazwisko znajdowało się niebezpiecznie blisko nazwiska Kajetana.
- O, moja babciu, tylko nie to - z przerażenia aż zamknęła oczy, kiedy polonistka zaczęła się wpatrywać w dziennik.
Jej najgorsze przeczucia okazały się jak najbardziej słuszne. Wylądowała w grupie razem z wrogiem number one z jej prywatnej listy. Do tego Olimpia i Jarek. Wiadomo było, że Kajetan zrobi wszystko, co się da, aby zagrać Romea. Jarek nie miał w takim starciu szans. Właśnie z tego powodu Julka postanowiła, że za żadne skarby świata nie zostanie Julią. Niestety, była prawie pewna, że Olimpia, ważąca niemal osiemdziesiąt kilo i rzucająca młotem, nie da się nakłonić do zagrania roli nieszczęsnej kochanki.
Kajetan też chyba zdał sobie z tego sprawę. Mrocznym spojrzeniem omiótł Julkę, a potem podniósł palec.
- Jakieś wątpliwości, Kajetanie? - Michalina Szymczyk spojrzała na niego uważnie znad okularów w różowej oprawie. Niektórzy uczniowie podejrzewali, że dostała je w prezencie od samego Eltona Johna.
- Tak, proszę pani. Zmieniłem zdanie. Romeo i Julia to takie oklepane. Czy nie moglibyśmy zrobić inscenizacji Otella? - zapytał ponurym głosem.
26
#**
- I co mam z tym klopsem zrobić? - zapytała Julka, gdy już zdała przyjaciółce dramatyczną relację z wydarzeń na lekcji polskiego.
Pola nie wiedziała, jak ją pocieszyć.
- Faktycznie, nieciekawa sytuacja... - zamyśliła się. -No, bo tak... nie dosyć, że będziecie musieli teraz spędzać sporo czasu razem, żeby przygotować to całe przedstawienie, to jeszcze na dodatek musicie odgrywać, że jesteście w sobie szaleńczo zakochani...
- To w ogóle nie wchodzi w grę - Julka stanowczo ucięła wywód Poli. - Po prostu niemożliwe. Powiedz mi, bo jeszcze tego nie przeczytałam, czy Romeo całuje się z Julią?
Pola próbowała sobie przypomnieć, a w tym czasie Julka biadała dalej:
- Kurczę blade, to już jest szczyt wszystkiego! Nie udało mi się jeszcze nigdy pocałować z Antkiem, a za chwilę może się okazać, że będę musiała się całować z tym... z tym... - na szczęście nie zdążyła powiedzieć z kim, bo w tej chwili Pola ze zdumieniem zapytała:
- Naprawdę? To ty jeszcze nigdy... nigdy nie całowałaś się z Antkiem? A ja myślałam...
- Jakoś się nie złożyło... Nieważne - westchnęła Julka. Po ujawnieniu tej sensacji nastąpiła chwila niezręcznego
milczenia. Przerwała ją Pola:
- Jest jeszcze jeden problem... _ ?
- Chodzi o Kaśkę, wiesz, jaka ona jest przewrażliwiona na punkcie Kajetana. I wiesz, jak ci strasznie zazdrości, że chodzisz z nim do klasy... Mogą się dziać dantejskie sceny... On Romeo, ty Julia... Pozabijacie się wszyscy.
27
- Nie przesądziliśmy jeszcze, kto będzie Julią. W naszej grupie jest przecież Olimpia - odparła Julka bez przekonania, bo na własne uszy słyszała, jak Olimpia kategorycznie oświadczyła, że nie będzie się ośmieszać. Wyraźnie powiedziała, że rola Julii to nie jej kategoria wagowa.
Pola, chcąc się odwdzięczyć Julce za porady sercowe dotyczące Oskara i obawiając się o los przyjaciółki, postanowiła zasugerować jakieś rozsądne wyjście, które pozwoliłoby wszystkim dramańs personae przeżyć w miarę spokojnie czas prób oraz dotrwać do premiery bez obrażeń na duszy i ciele.
- Myślę, że powinnaś naciskać, żebyście wybrali scenę, kiedy Julia leży, jakby martwa, a Romeo rozpacza.
- Dlaczego?
- A dlatego, że Julia ma wtedy zamknięte oczy. Dla ciebie to idealna sytuacja, bo nie będziesz musiała patrzeć na Kajetana. To po pierwsze. Po drugie, Kajetan lubi takie mordercze sceny, więc powinien być usatysfakcjonowany. Po trzecie, nie będzie miał konkurencji jako aktor, bo tam jest głównie monolog Romea. I zatrudniłabym Kaśkę jako reżysera. Unikniesz dwuznacznych sytuacji i posądzeń, że podrywasz Kajetana.
- Wiesz, Pola, ty naprawdę miewasz przebłyski geniuszu - zachwyciła się Julka.
- Aha, jeszcze jedno... - dodała Pola. - Myślę, że będzie ci łatwiej, jeśli przeczytasz Romea i Julię.
***
Zblogujulki:
„27 września
hejka, udało mi się namówić moją grupę do odegrania sceny
w grobowcu! Jeszcze do niej nie dotarłam, ale czytam i jestem
28
już na 87. stronie. Biorąc pod uwagę, że działo się to kilkaset lat temu, to ta Julia miała niezły pałer. Tak się przeciwstawić rodzicom! Jak ja bym próbowała coś takiego zrobić, miałabym niezłą łaźnię. Swoją drogą, to ci rodzice Julii chyba oszaleli. Planować małżeństwo córki, kiedy biedaczka ma 14 lat! Nie wyobrażam sobie siebie w roli żony. Chciałabym mieć jeszcze przez parę lat normalny wyraz twarzy, a nie tak znękany jak czasami moja mama.
A teraz wiadomość dla Kasiuniuni: DZIĘKI, ŻE ZECHCIAŁAŚ ZOSTAĆ NASZYM REŻYSEREM - DUŻA BUŹKA.
Wiadomość dla Kajetana: Muszę cię rozczarować, ale nie jesteś jedynym człowiekiem na Ziemi, który był w Weronie. Rodzice mi przypomnieli, że ja też byłam w domu Kapule-tów! Cha, cha. Wprawdzie to było już kilka lat temu, ale coś pamiętam - ściany pokryte graffiti z wyznaniami miłosnymi, mnóstwo Japończyków i fajne krzesełka w kształcie krasnali na ostatnim piętrze. No i co ty na to?
I jeszcze pytanie - czy ty też, jak wszyscy turyści, zrobiłeś sobie zdjęcie przy posągu Julii? Wiesz, o co mi chodzi?
Skomentuj"
***
A oto fragment blogu Julki, uwagi spisane zaraz po tym, kiedy dotarła do strony 116., a chwilę później 118. Romea i Julii i dowiedziała się, co naprawdę wydarzyło się w grobowcu Capulettich. Nim jednak zapisała refleksje (adresowane przede wszystkim do Poli), zmuszona była jeszcze przebrnąć przez komentarz Kajetana: „Żałosne jest to, co piszesz. Jeżeli chodzi o ten nieszczęsny biust Julii, to nigdy nie zniżyłbym się do poziomu tej niedouczonej turystycznej tłuszczy, aby chwytać
29
za pierś posągu i jeszcze to dokumentować, robiąc sobie zdjęcie. Nawiasem mówiąc - rzeźba Julii nie ma żadnej wartości artystycznej, więc tym bardziej jest to dla mnie niezrozumiale. Ciekaw jestem za to, jaką ty będziesz Julią... mam przeczucie, że nie podołasz."
Krztusząc się z wściekłości, Julka pisała: „Pola, naprawdę wielkie dzięki!!! Miałaś świetny pomysł z tym grobowcem. Czy wiesz, jak się zachowuje Romeo w chwili śmierci??? Dla jasności cytat: »Plyn twój skutkuje: całując - umieram«. A co robi Julia, zanim skona? Jeśli nie pamiętasz, to ci przypomnę: «Przytknę usta do twych kochanych ust, może tam jeszcze znajdzie się jaka odrobina jadu, co mię zabije w upojeniu błogim. Twe usta ciepłe«. Boże, jakie to upokarzające... Za co mnie to spotyka?!!!"
***
Nadszedł dzień próby. W domu Julki zgromadzili się aktorzy - Kajetan i Julka jako para tragicznych kochanków, Olimpia jako Baltazar i Paź równocześnie oraz Jarek w roli Ojca Lau-rentego, a ponadto zwłok Parysa. Oprócz nich przyszły trzy osoby spoza klasy. Kaśka jako reżyser; Antek, który bardzo chciał się przyglądać próbie, znalazł pretekst w postaci ciotki charakteryzatorki - dostarczył aktorom sztuczną krew oraz sztylet z ruchomym ostrzem. Pojawiła się również Pola, która postanowiła, że będzie czuwać nad całością tego niebezpiecznego przedsięwzięcia i reagować w razie drastycznych scen. Do tego wszystkiego po domu pałętali się Misio, dwa jamniki i golden retriever.
Atmosfera była napięta. Powietrze wibrowało od tłumionych emocji. Kajetan miał na sobie kostium z teatru, co dodatkowo komplikowało sytuację. Wszyscy starali się omijać wzrokiem je-
30
go atłasowe pumpy i baniasty aksamitny kapelusz z piórem. Istniało bowiem niebezpieczeństwo niekontrolowanej eksplozji śmiechu, a nikt nie chciał ranić uczuć Kasi.
Kaśka, bardzo przejęta, w zupełnie nowej dla siebie roli reżysera, ogłosiła:
- Zaczynamy... Jarek, kładź się na podłodze. Julka, wskakuj na katafalk (chodziło jej o drewnianą ławę na środku pokoju)... Kajtuś, czekamy na twój monolog - szepnęła czule.
Kajetan też czekał na swój monolog, więc nie zwlekając przystąpi! do recytacji, żwawo przy tym gestykulując i wywracając białkami oczu w odpowiednich, jak sądził, momentach. Julka zamknęła oczy, żeby na to nie patrzeć.
- Złożę twe zwłoki w tryumfalnym grobie! - wykrzyknął Romeo co sił w płucach, następnie bardzo cicho i niewyraźnie (w czym pomógł mu aparat ortodontyczny) przemknął przez następne frazy:
- W grobie? Nie, młoda ofiaro, nie w grobie, wiatami raczej, bo tu Julia leży; a blask jej wdzięków zmienia to sklepienie w przybytek światła. Spoczywaj w pokoju.
Tu, nie wiedzieć czemu, na chwilę zawiesił głos, a potem skierował mordercze spojrzenie w stronę leżącej na twardym blacie Julki i groźnie ryknął:
- Trupie, rękami trupa pogrzebany! Antek nie wytrzymał:
- Stary, a może trochę mniej triumfu w głosie? Przecież stoisz nad grobem ukochanej...
Kajetan aż się zapienił, że ktoś śmiał mu przerwać, więc Kasia zażądała natychmiastowej ciszy, aby umożliwić ukochanemu dalszą recytację. Romeo dał się nakłonić do powrotu na scenę. Na krótko jednak, bo przy słowach „Julio! Kochanko moja! Moja żono! Śmierć, co wyssała miód twego tchnienia,
31
wdzięków twych zatrzeć nie zdołała jeszcze" Kasia nie wytrzymała psychicznie. Tłumiąc łkanie, umknęła do kuchni. Kajetan pomknął za nią.
Jarek podniósł się z podłogi, gdzie odgrywał trupa Parysa. Julka również ożyła.
- Naprawdę, Kaśka powinna się leczyć - powiedziała.
- Czemu? - zapytał Jarek, który nie miał pojęcia o miłosnym związku Kasi i Kajetana.
- Bo nie ma dżemu - odpowiedziała niezbyt uprzejmie Julka, wściekła, że musi leżeć bez ruchu na twardej ławie. I zdenerwowana, że za chwilę dojdzie do sceny pocałunku. Nie miała jeszcze koncepcji, jak z tego wybrnąć.
Jarkowi pospieszyła na pomoc Pola. Wyjaśniła:
- Oni są w sobie zakochani - wskazała znaczącym ruchem głowy w kierunku kuchni. - Kasia jest bardzo wrażliwa. I czasami bardzo zazdrosna o Kajetana. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo... - zmartwiła się.
- Dobra, dajmy im pięć minut, niech się uspokoją - powiedziała umierająca z nudów i głodu Olimpia. - Julka, jest coś do przegryzienia? Miałam wyczerpujący trening i trochę sflaczałam.
W oczekiwaniu na powrót Romea i reżysera zaczęli się pokrzepiać chipsami i colą. Wtedy odezwał się Antek:
- Wiecie, że ten Szekspir nawet ładnie to wszystko opisał? Nie spodziewałem się...
- Co opisał? - zapytał Jarek.
- No, miłość... I chyba miał rację, że Romeo i Julia są tacy młodzi. Bo mnie się wydaje, że tylko w naszym wieku można przeżywać wielkie uczucia. Potem to już wszystko się robi takie... no, sam nie wiem - poczuł, że się trochę zaplątał.
Julka miała nadzieję, że Antek nie spojrzy w jej stronę. Trochę spłoszyło ją to wyznanie na temat miłości. Mała wraże-
32
nie, że mówił o nich. Na szczęście Antek nawet nie myślał o patrzeniu na Julkę. Zawstydził się szczerości swoicli wyznań i uparcie wpatrywał się w czubki butów. Atmosfera zrobiła się nieznośnie romantyczna. Na szczęście była wśród nich niezawodna Olimpia. Chrupiąc chipsa, odezwała się:
- W starszym wieku to człowiek nawet jak bardzo chce być romantyczny, to mu nie wychodzi. Weźmy na przykład moich rodziców. Moja matka wysłała ojca ostatnio na Kleparz, żeby kupił ziemniaki, bo się właśnie skończyły, i jeszcze jakąś zieleninę. I ojciec to wszystko kupił, a potem, jak wychodził z Kleparza, zobaczył stragan z perfumami, no wiecie, z podróbkami oczywiście. I wtedy go coś tknęło i postanowił kupić matce perfumy. Taki romantyczny gest chciał wykonać... Tyle że on się na tych pachnidłach nie zna, więc zdał się na kobietę, co to sprzedawała. I ona mu zabajerowała, że „Fatal snake" najpiękniej pachnie. Mój rodziciel na angielskim też się nie zna, więc wziął z pocałowaniem ręki. Mówię wam, co się działo, kiedy wręczył te perfumy mamusi. Wystarczyło, że zobaczyła ten fatalny napis. Nawet nie powąchała. Zaczęła wrzeszczeć, że jak można być tak bezczelnym i sugerować jej, że jest wężem albo nawet żmiją... A potem wszystko zaczęło latać po całym domu, łącznie z kupionymi przez ojca ziemniakami, bo wiecie, matka jest trochę wybuchowa... A talent do rzucania mam chyba po niej - zakończyła opowieść Olimpia, zagryzając chipsem.
- To ja może pójdę po Kasię i Kajetana... Strasznie długo ich nie ma - wyjąkała Julka i poderwała się z kanapy.
Kasia i Kajetan stali w kuchni pod lampą... i wyglądali tak, jakby mieli się za moment pocałować!!!
- No, nie! - szepnęła Julka i pogalopowała z powrotem do pokoju. Wyciągnęła stamtąd zdumioną Połę i z wypiekami na twarzy opowiedziała, co zobaczyła.
33
- Co robić? - zapytała.
- No, chyba nic... - szepnęła Pola.
- A co z naszą próbą, nie będziemy tutaj przecież tkwić w nieskończoność, czekając, aż ten niewydarzony Romeo przećwiczy pocałunki?
Chwilę później Misio z jamnikami i golden retrieverem wpadli do kuchni, co wprawiło w popłoch zakochaną parę. Misio nie znalazł się tam przypadkowo. Julka pozwoliła bratu wziąć jajko niespodziankę ze spiżarki.
***
Losy przedstawienia zawisły na włosku, gdyż próba utknęła na martwym punkcie. Julka i Kajetan strawili wiele czasu, zawzięcie dyskutując, co zrobić, by się pocałować, równocześnie się nie całując. Jak można było przewidzieć, doprowadzili się wzajemnie do stanu furii. Ponieważ sytuacja stała się patowa, Antek i Kasia, emocjonalnie zaangażowani w ten problem, postanowili się włączyć do negocjacji. Reszta nudziła się w tym czasie jak mopsy. W końcu ustalono szczegóły techniczne i można było „ruszyć z kopyta". Julka, aby uniknąć kontaktu fizycznego z Romeem, nakryła twarz chusteczką higieniczną. Kajetan, jak mu stanowczo nakazał reżyser (czyli Kasia), miał w odpowiednim momencie leciuteńko musnąć chusteczkę ustami. Musnął ją jednak nie tylko ustami, ale również aparatem ortodontycznym, skutkiem tego chusteczka przyczepiła się do jakiegoś drucika i poszybowała na zębach Romea w górę. Trzeba było powtórzyć scenę. Kiedy wreszcie udało się przez to wszystko przebrnąć, w iście wyścigowym tempie gnali już do szczęśliwego finału (próby oczywiście, bo przecież nie dramatu). Julka chwyciła sztylet z ruchomym ostrzem i zamierzając wbić go sobie w okolice serca, krzyknęła:
34
- Idą, czas kończyć. Zbawczy puginale!
I osunęła się w pobliżu martwego już od jakiegoś czasu Romea. Sztuczna krew rozlała się szeroką strugą po dywanie.
Zgodnie z przebiegiem akcji dramatu, był to odpowiedni moment, aby pojawiła się pani Kapuletowa. W progu domu stanęła więc mama. I - trzeba przyznać - to właśnie jej występ poraził wszystkich najgłębszym autentyzmem, mimo że wszystko potoczyło się nieco inaczej niż u Szekspira i przypominało raczej kiepską komedię omyłek. Mama mianowicie skierowała spojrzenie w głąb pokoju, gdzie na dywanie leżała jej córka skąpana w kałuży krwi. To spowodowało, że na moment zamarła. Potem upuściła siatki z zakupami na ziemię, z czego natychmiast skorzystały psy, na wyścigi wydzierając sobie łupy. Mama natomiast rozdzierająco krzyknęła:
- Dziecko moje kochane, co z tobą?! - i natychmiast pospieszyła na ratunek.
Okrzyk ten spowodował, że Julka momentalnie poderwała się z podłogi, a mamie wystarczyła sekunda, by się zorientować, że oto staje się tematem radosnych szkolnych opowieści. Świadczyły o rym miny kolegów i koleżanek córki. Próbując jakoś ratować nadszarpniętą godność rodzicielską, dosadnie wypowiedziała się na temat okazałej plamy sztucznej krwi na dywanie. Skutek był taki, że cała szekspirowska trupa teatralna w popłochu opuściła dom Julki.
***
Zblogujulki
„5 października
Uff, nareszcie mam to za sobą. Przedstawienie się odbyło. Czas
zapomnieć o tragicznym losie Julii. Jutro wybieramy się z Ka-
35
sią i Połą na jakąś romantyczną komedię. Koniecznie coś o miłości i ze szczęśliwym zakończeniem... Musimy odreagować. A tak swoją drog�