14801
Szczegóły |
Tytuł |
14801 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14801 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14801 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14801 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Kowalewski
A JE�LI POWIEM NIE
Siedmior�g
Fotografia na ok�adce Hanna Kucia
(c) Copyright by Stanis�aw Kowalewski
Wydawnictwo Siedmior�g, Wroc�aw 1995 r.
ISBN 83-86685-55-7
Dzie� pierwszy
RANEK
Wysiad� z po�piesznego autobusu ko�o Bielan. Zarzuci� plecak i r�wnym, miarowym krokiem ruszy� przed siebie.
Spojrza� na znak drogowy z zielon� tabliczk� E81. Na szerokim w tym miejscu poboczu sta�a grupa ch�opc�w, trzymaj�c transparent z napisem: "Hungary". Jeden ze stoj�cych zagada� co� do niego w niezrozumia�ym j�zyku.
Na chwil� przystan��, b�kn�� ko�law� angielszczyzn�: "please", a tamten z u�miechem co� po niemiecku.
- Nie dogadamy si� - odpowiedzia�. - Szerokiej drogi i cze��! Wci�� przelatywa�y stary, jelcze i nyski, a tak�e skody, golfy, ma�e
i wi�ksze fiaty. W�grzy machali swoim transparentem, ale �aden z woz�w nawet nie przyhamowa�. i
Ruszy� dalej przed siebie.
Jaka� dziewczyna w d�insach i kusym opalaczu powiewa�a w stron� przeje�d�aj�cych kolorow� chustk�. Tu� za ni� w przydro�nym rowie czai�o si� paru ch�opak�w, gotowych wskoczy� w ka�dej chwili do wozu, kt�ry zatrzyma�by si� przy dziewczynie wystawionej na wabia.
Spojrza�a na id�cego.
- Nie szkoda n�g? - rzuci�a.
- Uprawiam marsze dla podtrzymania kondycji - odpowiedzia�.
- To nie jest �cie�ka zdrowia - zawo�a�a - tylko cuchn�cy spalinami szlak, od kt�rego trzeba si� oderwa�.
- Wierz� w swoje nogi.
Szed� dalej. W pewnej chwili zorientowa� si�, �e post�puje nieprawid�owo. Nale�a�o i�� lew� stron� szosy, naprzeciw nadje�d�aj�cym samochodom, kt�re by�y widoczne z daleka. �ama� regu�y drogowego ruchu, ale jako� lepiej si� sz�o t�dy, gdzie w odleg�o�ci kilkunastu czy kilkudziesi�ciu metr�w jedna od drugiej sta�y barwne grupy i grupki amator�w autostopu.
Spojrza� na drug� stron� jezdni. Tam pobocze by�o puste.
5
Dalej wytrwale szed� przed siebie.
Z tr�jkolorow� chor�giewk� sta�a grupa dziewcz�t m�wi�cych po francusku. U�miechn�� si� do nich. Najmniejsza zagada�a do niego j�zykiem, z kt�rego zna� par� s��w tylko.
- Bon voyage - rzuci�.
- Bon voyage - zawo�a�y ch�rem.
Droga o tej porze roku to kolorowy kawa�ek �wiata - pomy�la�. - Tyle ludzi z r�nych stron, tyle samochod�w naszych i zagranicznych. Ka�dy gdzie� jedzie, gdzie� si� spieszy. Lubi� ruchliwe drogi i nawet zapach spalin mi nie przeszkadza. Ciekawe, ile uda mi si� przej�� w ci�gu jednego dnia? Czy wszystko b�dzie przebiega� tak, jak sobie zaplanowa�em, i co z noclegiem? W schronisku m�odzie�owym mog� by� wszystkie miejsca zaj�te i wypadnie mi spa� w jakim� przydro�nym rowie. Na t� okoliczno�� znakomicie przyda si� m�j koc. Nocowanie pod go�ym niebem mnie nie przera�a. Chyba jednak znajd� jakich� uczynnych gospodarzy, kto� pozwoli mi przenocowa�, chocia� w stodole na sianie. Nigdy jeszcze nie le�a�em na sianie, ale podobno �pi si� na nim znakomicie.
Szed� dalej r�wnym, miarowym krokiem. Zacz�� pogwizdywa� znajom� melodyjk� i stwierdzi�, �e idzie mu si� jeszcze lepiej.
Dzie� by� s�oneczny i z ka�d� chwil� ranna �wie�o�� ust�powa�a przed nadci�gaj�cym z wolna upa�em.
Kiedy dojd� do M�ocin - pomy�la� - zrobi� pierwszy ma�y post�j. Wejd� do lasu lub wyci�gn� si� na tej wielkiej ��ce otoczonej drzewami. Od Wis�y powinien zaci�ga� rze�wy wiaterek i b�dzie mi dobrze.
Przypomnia� sobie M�ociny, kt�re nieraz zdarza�o mu si� odwiedza�. Kiedy�, w zamierzch�ej przesz�o�ci dociera� tam statkiem. Razem z innymi wysiada� na ma�ej przystani i bieg� na wysoki wa�, ci�gn�cy si� mi�dzy drzewami wzd�u� Wis�y. Potem je�dzi� tam tramwajem, a ostatnio autobusem.
W tej chwili min�a go ci�ar�wka. Pod plandek� zobaczy� dziewcz�ta z grupy francuskiej. Macha�y w jego stron�. U�miechn�� si� do nich i od-macha� w odpowiedzi.
PO�UDNIE
W ten spos�b niedaleko zajd�. Ledwo par� kilometr�w przemaszerowa�em i ju� post�j. I to d�ugi, nieprzyzwoicie d�ugi. Ale nikt mnie przecie�
6
nie pogania. Kto i kiedy ustali�, �e mam gna� przed siebie jak elektrow�z pospiesznego poci�gu? Prawda, mia�em pewien plan, w przybli�eniu okre�li�em sobie dzienn� marszrut�. Tylko nie wzi��em pod uwag� wzmagaj�cego si� upa�u. Plan mog� zmieni� w ka�dej chwili i z nikim nie potrzebuj� tego uzgadnia�. Kto� kiedy� napisa�: "Sam sobie sterem, �eglarzem, okr�tem". Trafione. Dojrza�em do tego etapu. Czy to znaczy, �e uwa�am si� za doros�ego, samodzielnego faceta? Prawie tak. Prawie? Przez czas podr�y w ka�dym razie musz� si� uwa�a� za pe�nowarto�ciowego i dojrza�ego do... Zaraz, co� mi si� popl�ta�o. To upa�.
M�ociny, wymarzone miejsce do przeczekania gor�ca. Mia�em doskona�y pomys�, by tu w�a�nie zrobi� pierwsz� przerw� w podr�y. Wielkie, stare drzewa daj� g��boki cie�, nawet niteczka s�onecznego blasku nie przedrze si� przez dach z zielonego listowia. I ten powiew znad rzeki.
Wcale nie zazdroszcz� ludziom, kt�rzy porozk�adali le�aki na ��ce i sma�� si� w pe�nym s�o�cu. Opalenizna to dobra rzecz, ale gdybym tak pole�a� jedn�, drug� godzink�, pewnie by�bym za�atwiony do wieczora. Uwali�bym si� gdzie� w zaro�lach i przedrzema� a� do zmroku. Pierwszy dzie� podr�y mia�bym z g�owy.
Tylko psy maj� do�� energii i zapa�u, by ugania� si� w pe�nym s�o�cu. Ich w�a�ciciele le�� wyciszeni i powa�ni. Celebruj� swoje ze s�o�cem obcowanie. Czasem kto� do kogo� zamamrocze i nie czekaj�c odpowiedzi zn�w zapada w wys�oneczniony letarg.
A ja, czyli ster, �eglarz i okr�t w jednej osobie, wydaj� w tej chwili rozkaz. Natychmiastowy start. Raz, dwa, trzy...
Patrzcie, ani drgn�� ten m�odzieniec! Niedobrze, przesta�em s�ucha� siebie. Zbuntowa�em si� sam przeciw sobie i bezwstydnie lekcewa�� rozkazy p�yn�ce z mojej centrali.
PO�UDNIE (troch� p�niej)
�
- Gdzie w�drujesz, stary?
- Na p�noc.
- Zgadza si�. Ale co ci� op�ta�o, �eby zasuwa� na piechot�?
- Tylko tak mo�na co� zobaczy�.
- Jeste� troch� na bakier?
- Co znaczy: "na bakier"?
- No, taki bardziej na opak.
7
- Chc� si� lepiej przyjrze� wszystkiemu po drodze.
- Chyba to strata czasu.
- Nie spieszy mi si�.
- No to szcz�liwej drogi. Ja jestem za darmow� motoryzacj�. - Chudy okularnik w be�owym kapelusiku stercz�cym na czubku g�owy i z torb� przewieszon� przez rami� krzywo si� u�miechn��.
- Szerokiej drogi - mrukn�� Jerzy i ruszy� przed siebie. Ale nie uszed� daleko, gdy us�ysza�:
- Stary, zaczekaj! Przystan��.
- O co chodzi?
- Mo�e to nie jest najgorsze, co wymy�li�e�. Na pr�b� przespaceruj� si� z tob�.
- Jak chcesz.
Okularnik wyci�gni�tym krokiem podszed� do niego.
- A mo�e wolisz zasuwa� w pojedynk�? Je�li tak, to odcumowuj� i cze��.
- Mo�esz do��czy�.
- Tomasz - okularnik wyci�gn�� r�k�.
- Jerzy - odpowiedzia� i u�cisn�� podan� d�o�.
- S�uchaj, Jerzy, daleko maszerujesz?
- Pi��set, mo�e sze��set kilometr�w.
- O rany. Zel�wki zedrzesz i b�dziesz goni� na bosaka. I dok�d tak?
- Nad morze.
- To �le wyliczy�e�. Nad morze wcale nie jest a� tak daleko. Najbli�ej na przyk�ad do Stegny albo do K�t�w Rybackich. B�dzie trzysta z czym�.
- Chcia�em zaliczy� wybrze�e �rodkowe.
- Id� z tob� na pr�b�. Popatrz� na �wiat oczyma piechura. Jerzy ruszy� naprz�d, a tu� obok Tomasz.
- Idziemy nieprawid�owo - cicho zauwa�y� Tomasz. - Pieszy idzie zawsze lew� stron� drogi.
- Wiem.
- Wi�c czemu idziesz praw�?
- Zabawniej. Po prawej gromady amator�w szybkiej komunikacji czekaj� w niesko�czono�� na okazj�. Oni stoj� i czekaj�, a ja id� i popatruj� na nich.
- To ci� utwierdza?
8
- W czym?
- No, samego w sobie, czy jakby to powiedzie�. Jeste� za podr�owaniem samodzielnym.
- Yhm.
- Mo�e ci przeszkadza, �e gadam?
- Nie.
- Ja ju� si� wysta�em na szosie. Od rana tak stoj� i �adnej okazji jeszcze nie pod�apa�em.
- Gdyby� si� przyklei� do jakiej� grupy, a najlepiej do fajnie wygl�daj�cej dziewczyny, na pewno by�by� ju� w drodze.
- Daj spok�j. Ani mi si� �ni czepia� dziewuch.
Jerzy spojrza� uwa�nie na Tomasza. Wysoki, chudy, okulary o grubych szk�ach, twarz pokryta lekk� opalenizn�.
- Nie widzia�e�, jak r�ne pomys�owe ch�opaki wystawiaj� swoje dziewczyny na pokaz? Ci�ar�wka lub nyska przystaje, a wtedy oni wskakuj� ca�� gromad� pod plandek� i wio, do przodu.
- Mowy nie ma, �ebym si� wrabia� w takie uk�ady.
- Dzi�ki temu od rana stoj�c na szosie nie upolowa�e� �adnej okazji.
- Zamieni�em si� na razie w piechura-krajoznawc�. Po chwili:
- Jak si� zapatrujesz na tak� imprez� jak tankowanie? Jerzy popatrzy� pytaj�co.
- M�wi� o skromnym, ale po�ywnym obiedzie.
- Jeszcze nie przeszli�my kilometra.
- Ale zrobi�a si� pora obiadowa. Cz�owiek, jak pies sk�ada si� z sumy odruch�w warunkowych.
- Yhm.
- O odruchach warunkowych nie s�ysza�e�?
- Znam. Pies, �arcie, dzwonek. Raz, drugi, trzeci. Potem pies i dzwonek, �arcia nie ma, a psu z pyska leci �lina. Co to ma wsp�lnego z nami?
- Cz�owiek si� sk�ada z sumy przyzwyczaje� i drobnych nawyk�w, kto� kiedy� napisa�, a nasz belfer od biologii w swoim czasie nam to naukowo uzasadni�.
- Lubi� psy, konie, krowy, barany, nawet mr�wki i stonogi mi nie przeszkadzaj�, ale staram si� �y� wed�ug w�asnych zasad.
- Czy to znaczy, �e niedawno zatankowa�e� co� wysokokalorycznego?
9
- Mhm - mrukn�� Jerzy w spos�b nieokre�lony i przypomnia� sobie, �e w m�oci�skim parku zjad� bu�k� z kie�bas�, par�wk� na zimno i popi� herbat� z termosa.
- Nie jestem fakirem - powiedzia� Tomasz - kt�remu wystarczy zrobi� trzy g��bsze oddechy, pomy�le� o nirwanie i ju� obiad ma z g�owy.
- Co proponujesz?
- Zrobi� post�j i co� przek�si�.
- Czekaj�c na szosie mia�e� mn�stwo czasu.
- Nie mog�em wtedy my�le� o �arciu. To nerwowe zaj�cie, trzeba wci�� uwa�a� i k�ania� si� zmotoryzowanym bucom.
POPO�UDNIE PӏNE
Weszli na most, pod nimi p�yn�a Wis�a.
- Otruli nasz� Wise�k�, kr�low� rzek polskich - rzuci� Tomasz.
- Polacy nie mieli zwyczaju tru� swoich kr�l�w.
- Spr�buj no tej wody. Jakby kto� wla� do niej mleka, wsz�dzie b�ble i bia�a piana. Nie u�wiadczysz tu ryby ani �adnej �ywej istoty.
- Wi�c co robi� ci wystaj�cy na brzegu faceci z d�ugimi tykami?
- Czekaj�, a� w rzekach pojawi si� nowy gatunek ryb, odpornych na wszelkie trucizny.
- My�lisz, �e si� doczekaj�?
- Najpewniej niepr�dko. Mo�e w og�le nie ci faceci, tylko ich wnuki lub prawnuki.
- Wi�c czemu ci tutaj tkwi� jak zakl�ci?
- Sta� sobie nad rzek� w lecie to niez�a rzecz. Zaci�ga wiaterkiem, woda p�ynie, p�ynie, mo�na sobie pomarzy� o tym, o tamtym. Ale �eby wygl�da�o powa�nie, przynosz� ze sob� te w�dki, w�dziory, w�dziska, patrz� na sp�awiki, a przy haczykach zdychaj� im z nudy kawa�ki glist albo plastikowe muchy.
- Nie by�e� nigdy w�dkarzem.
- Ale niewykluczone, �e zostan�. Mam na dzi� dosy� marszu. Uwa�am, �e faceci z w�dkami, zadumani nad otrut� Wis��, wybrali lepsz� cz��.
- Od kogo lepsz�?
- Od nas.
- Mo�emy zrobi� post�j. Osobi�cie doradzam przej�� kolejny most i usi��� nad Narwi�.
10
- Jeszcze jeden mostek dzisiaj... - zanuci� Tomasz.
- Nad Narwi� s� dobre miejsca, piasek, krzaki. Ludzi ca�kiem niewiele i woda o wiele czystsza ni� w Wi�le. My�la�em, �eby si� wyk�pa�, po k�pieli cz�owiek od razu robi si� �wie�y.
- Ile przeszli�my?
- Troch� ponad trzydzie�ci.
- Kilometr�w?
- Mhm.
- Czuj� to w nogach. S� jakie� ci�kie, og�upia�e, zupe�nie jak nie swoje.
- Nigdy nie trenowa�e� d�u�szych marsz�w?
- A po co? Nie czasy dla piechur�w. Ty nie czujesz drogi w ko�ciach?
- Czuj�. Ale my�l�, �e jak si� rozkr�c�, to ka�dego dnia b�dzie mi l�ej i��.
- Jak stoimy z noclegiem?
- Co� si� wymy�li.
- Ale ja ju� mam do��.
- Jeszcze troch�. Zaliczymy Narew. Zobaczysz, k�piel ci� podratuje.
- Narew podobno jest niebezpieczna, a z moim p�ywaniem kiepsko.
- Mo�esz si� pochlapa� przy brzegu. Znam zupe�nie dobre miejsca.
PӏNE POPO�UDNIE (nadchodzi wiecz�r)
Tomasz le�y wyci�gni�ty na piasku ma�ej pla�y nadrzecznej. Jerzy wychodzi z wody, �wiczy kr�tkie biegi, wymachuje r�kami.
- Nie m�wi�em, �e k�piel to fajna rzecz!
- Fajna - mruczy sennie Tomasz.
- Nie le� taki mokry, bo si� przezi�bisz. Wytar�e� si� po k�pieli?
- Mam dosy�.
- Ale wytrze� si� musisz.
Jerzy wyci�ga z plecaka niedu�y r�cznik i rzuca go Tomaszowi. Ten wyciera si� ospale.
- My�la�em, �e dojdziemy jeszcze dzisiaj do Zakroczymia - kusi Jerzy. - I tam skombinuje si� jaki� nocleg.
- Masz w Zakroczymiu rodzin� czy znajomych?
- Ani jedno, ani drugie. Ale musi by� jakie� sezonowe schronisko czy noclegi na kempingu.
11
- Jeste� dziwnie beztroski - Tomasz zza swych okular�w o grubych szk�ach patrzy melancholijnie na Jerzego.
- Ty te� musisz by� dziwnie beztroski - odcina si� Jerzy - je�li chcesz podr�owa� autostopem. A mo�e pozamawia�e� ju� na wszelki wypadek pokoje w hotelach kategorii lux czy te� intercontinental w r�nych miejscowo�ciach na trasie?
- Nie jestem pewien - mrukn�� Tomasz. - By� mo�e rzeczywi�cie pozamawia�em, ale bywam roztargniony i cierpi� na okresowy zanik pami�ci.
- Nie ruszysz si� st�d?
- Na razie nie - Tomasz odk�ada r�cznik na k�p� trawy i leniwie si� przeci�ga.
- A w�a�ciwie - rzuca Jerzy - nie powiedzia�e� mi, jakie masz plany i gdzie si� wybierasz?
- Staram si� nie robi� �adnych plan�w.
- Wi�c podr�ujesz bez planu?
- Oczywi�cie. Tylko taka podr� naprawd� co� warta.
- Na luzie.
- Na luzie.
- Ja jednak chcia�bym wcze�niej czy p�niej dotrze� nad morze.
- Na �rodkowe wybrze�e...
- Tak jest.
- Zobacz�. Jeszcze nie jestem zdecydowany.
- Powiedz mi, Tomasz, co ci� skusi�o, �eby dra�owa� ze mn� na piechot�?
- Chcia�em popr�bowa� czego� nowego. Wszyscy si� czepiaj� samochodu, a ty im na przek�r piechotk�. Troch� mi zaimponowa�e�. Pomy�la�em, �e mo�e rzeczywi�cie na piechot� ciekawiej, widzi si� wi�cej i zalicza to czy owo, na co spod plandeki samochodu nawet nie spojrzysz.
- A teraz co?
- Tytu�em eksperymentu zaliczy�em.
- I masz dosy�?
- Chwilowo dosy�.
- Do Zakroczymia nie poci�gniesz ze mn�?
- Na razie nie.
- Co znaczy: "na razie"? - zdenerwowa� si� Jerzy. - Nied�ugo zrobi si� noc, wtedy o miejsce do spania jeszcze trudniej.
12
?
- Mnie tu dobrze.
- To OK - rzuci� Jerzy. - Zostawiam ci� w malowniczym miejscu, a sam ci�gn� dalej.
- OK - potwierdzi� spokojnie Tomasz. - Dzi�kuj� za towarzystwo i mile sp�dzony dzie�.
Jerzy ubra� si� w milczeniu, zarzuci� na ramiona plecak i bez s�owa skierowa� siew stron� drogi wiod�cej do Zakroczymia.
Tomasz le�a� dalej na stygn�cym powoli piasku. Nie spojrza� nawet na odchodz�cego. S�o�ce skry�o si� za fio�kow� �re�og�.
Jerzy doszed� do drogi i popatrzy� na g�stwin� p�dz�cych w obie strony samochod�w. Niekt�re ju� pozapala�y �wiat�a. Sta� przez d�u�sz� chwil� przypatruj�c si� jad�cym, potem zawr�ci� w stron� rzeki i ma�ej pla�y, gdzie w�r�d zaro�li zostawi� Tomasza.
Ten le�a� dalej na piasku w samych k�piel�wkach.
- I co dalej? - spyta� Jerzy. Tomasz obr�ci� si� do niego.
- Wr�ci�e�.
- Tak jakby.
- Poco?
- Dok�adnie sam nie wiem.
- No widzisz. Ja nianiek nie potrzebuj�. Od le�enia na ch�odnym piasku najwy�ej z�api� katar. Z tym da si� �y�. Zrobi�e� b��d.
- Jaki?
- Tracisz niepotrzebnie kawa� czasu. Ju� do Zakroczymia nie zd��ysz przed noc�. Wrabiasz si� w pod�� sytuacj�.
- A ty?
- Co ja? Dla mnie sytuacja wcale nie najgorsza. Ubior� si�, co� wrzuc� na z�b, a potem owin� si� w koc i zakimam.
- Nie b�dziesz si� ba�, tak spa� nad rzek� w pojedynk�?
- Czemu? Ilu rybak�w tak sp�dza nock�. Siedz� ze swoimi patykami czekaj�c na ryb�, kt�ra przewa�nie si� nie zjawia, i kiwaj� si�, coraz g��biej w sen wchodz�, a� wreszcie wal� si� ko�o swoich w�dek i �pi� a� do rana. Podobno sen rybak�w najzdrowszy. Nerwy sobie lecz�.
- A tak�e inkasuj� paskudny reumatyzm.
- Na reumatyzm jeszcze mamy par� latek. Ostrzegam ci�, Jerzy, zasuwaj biegiem do Zakroczymia.
- Nie mog� ci� tak zostawi�.
13
- Naprawd�? - Tomasz poderwa� si�, zdj�� okulary i szybko je przetar� r�bkiem le��cej obok koszuli, a potem na�o�y� je z powrotem. - Niech ci si� przyjrz� - mrukn�� i wpatrzy� si� w Jerzego. - Pierwszy raz widz� faceta, kt�ry czuje si� odpowiedzialny za kogo� dopiero co poznanego.
- Sko�cz t� gadk� - mrukn�� Jerzy - i ubieraj si�.
- Sk�d ten po�piech?
- Nie mog� patrze�, jak kto� sam sobie robi na z�o��.
- Ani mi to w g�owie. Dobrze si� relaksowa�o. Ziemia, na kt�rej le�� i kt�rej dotykam, to sk�ra naszego globu. Na szcz�cie nie ostyg� on jeszcze ca�kiem i posiada co nieco w�asnego ciep�a.
- Jeste� w nastroju do tasiemcowych gadek. Masz przynajmniej co� do jedzenia?
- A je�li nie?
- Poszukam w swoim plecaku.
- I co dalej?
- No, przekimam tu z tob� do rana. Zapowiada si� ciep�a noc, wi�c mo�e nam to przejdzie ulgowo.
- A rankiem?
- Rankiem ruszam w dalsz� drog�.
- Pieszo?
- Pieszo.
- Obawiam si�, �e bez mego udzia�u.
- Nie szkodzi. Ty sobie znajdziesz forda mustanga, kt�ry podrzuci ci� od razu na drugi kraniec Polski.
- Je�li tak, to... - powiedzia� Tomasz i nagle uci��.
Podni�s� si� z piasku, naci�gn�� d�insy, koszul�, nogi wsun�� w sanda�y. Si�gn�� po torb� i zacz�� w niej grzeba�.
- Mam jedn� puch�. Pewno ryba jaka� czy gulasz wo�owy. I bu�a. O, jest i druga. We�miesz?
Wyci�gn�� w stron� Jerzego ma�lan� bu�k� posmarowan� mas�em.
- Mam w�asny wikt i opierunek - rzuci� Jerzy i poszperawszy w plecaku wyj�� serek w srebrnym papierku i kromk� chleba. Wyci�gn�� termos, potrz�sn�� nim. - Pusty. Nie b�dzie czym popi�.
- Widzisz - ponuro stwierdzi� Tomasz. - Ud�awisz si� moim towarzystwem wcze�niej, ni� ci si� wydaje. W Zakroczymiu pi�by� teraz herbatk�, a mo�e kropn��by� sobie ze dwie cole pod rz�d.
14
- Trzy cole - poprawi� Jerzy i zabra� si� do jedzenia.
- Wszystko to sprawa wyobra�ni - stwierdzi� z pe�nymi ustami Tomasz. - Co pewien czas wyobra� sobie, �e zaci�gasz si� haustem pysznej coli, a zobaczysz, jak �atwo ci p�jdzie nabijanie si� kaloriami.
PӏNY WIECZ�R (nadchodzi noc)
Jerzy i Tomasz siedz� na brzegu rzeki. Z dala, od strony drogi, dobiega szum i warkot jad�cych samochod�w.
- Gdyby�my odeszli jeszcze z kilometr od szosy - m�wi Jerzy - by�oby chyba ciszej.
- Szukasz ciszy?
- Je�li mam zasn��, wol�, �eby by�o cicho.
- Ja ju� jestem adaptowany do ha�asu. Mieszkam w cha�upie przy ruchliwej ulicy, dzie� i noc jad� samochody. Uodporni�em si� albo sta�em si� troch� g�uchy.
- Mo�e ju� wszyscy jeste�my g�usi. Czasem my�l�, �e wok� nas rozlega si� mn�stwo g�os�w i d�wi�k�w, kt�rych w og�le nie jeste�my w stanie us�ysze�, i bardzo tego �a�uj�.
- Dialogi mr�wek, nocne zwierzenia motyli, przy�piewki paj�k�w. Kto� twierdzi�, �e nawet kamienie maj� swoj� mow�.
- Pewno tak, ale my, jako g�usi, jeste�my z tego wy��czeni.
- Lubi�, kiedy si� ze mn� zgadzasz - rzuci� Tomasz. - W og�le jeste� niez�ym facetem i gdyby nie ten �wiek w m�zgu, by�by� ca�kiem do wytrzymania.
- Jaki �wiek?
- Z obowi�zkowym zwiedzaniem �wiata na piechot�. Przez d�u�sz� chwil� panuje milczenie.
- �eby� sobie znalaz� jak�� pokazow� dziewczyn� - m�wi nagle Jerzy - w ci�gu jednego dnia lekko dojecha�by� do Sopotu. Niewykluczone, �e i do samego �winouj�cia.
- Zostaw pokazowe dziewczyny w spokoju - warkn�� Tomasz.
- Nie potrzebowa�by� si� zastanawia� nad tym, czy zwiedzanie �wiata na piechot� ma sens czy nie.
- Temat uwa�am za wyczerpany - powiedzia� nagle Tomasz. - Dobranoc.
- Dobranoc.
15
Tomasz wyj�� z worka lekki kocyk, z wielk� dba�o�ci� owin�� si� nim i wyci�gn�� na piasku. Po chwili zdj�� okulary i po�o�y� tu� przy twarzy.
Jerzy dalej siedzia� nad rzek�, zapatrzony w jej migotliwy nurt.
Czemu tu zosta�em? - pomy�la� z lekkim zdziwieniem. - Na co dzie� mam dosy� najr�niejszych przymus�w i obowi�zk�w, na wakacjach wszystko powinno by� inaczej. I nie powinienem przymusza� do niczego Tomasza ani on mnie. On ci�gnie do szybkiego tempa i motoryzacji, ja lubi� si� przygl�da� mijanym okolicom bardziej szczeg�owo i dok�adnie. Przynajmniej tak to sobie umy�li�em przed wymarszem w drog�. Wi�c czemu zawr�ci�em? Czy przypadkiem nie sobie samemu na z�o��? Nie ma nic g�upszego ni� robienie sobie samemu na z�o��. Wi�c czemu zamiast i�� do Zakroczymia zawr�ci�em tutaj? Nie chcia�em zostawia� Tomasza w pojedynk� na tej pla�y? Mo�e. Czy uzna�em Tomasza za dobrego towarzysza w podr�y? Nie jest najgorszy. Dziwny troch�, ale jako� chyba si� dogadujemy. Zdecydowa� si� i�� ze mn� na piechot�, cho� mia� zupe�nie inne zamiary. Mo�e szuka� kumpla do wsp�lnego podr�owania i ja wyda�em mu si� odpowiedni. Sam powiedzia�, �e tytu�em pr�by b�dzie mi towarzyszy�. Wi�c czy pr�ba si� uda�a? Nie wiem. Najpewniej jutro rano powiemy sobie: cze��. On wreszcie dorwie si� do jakiego� transportu, a ja b�d� wydeptywa� pobocze drogi. Ale dzisiejsza noc za�atwiona. Czuj�, �e nie zmru�� oka. Wci�� s�ysz� huk od szosy i �wiat�a reflektor�w migaj�, k�uj� w oczy. Ze snu nici. A Tomasz �pi jak dziecko.
- Ty nie masz zamiaru zakima�? - niespodziewany g�os Tomasza.
- Jako� mnie nie ci�gnie do snu. Ale my�la�em, �e ty �pisz doskonale.
- Usi�owa�em, ale nie wychodzi. Martwi� si� o ciebie.
- O mnie?
- Gdyby� tu nie wraca�, spa�by� teraz na luksusowych piernatach w uroczym Zakroczymiu.
- Kto teraz sypia na piernatach...
- Porz�dni ludzie, kt�rzy zamieszkuj� miejscowo�ci poni�ej stu tysi�cy obywateli.
- Nie wrabiaj mnie w piernaty.
- W porz�dku. By� mo�e trafi�by� wobec tego na luksusowy materac jugos�owia�ski, faszerowany g�bk� i w�osiem.
- Bardzo wysoko oceniasz mo�liwo�ci Zakroczymia i jego go�cinno��. Tomasz szybkim ruchem si�gn�� po okulary, na�o�y� je, popatrzy� na
Jerzego, potem odwin�� si� z koca.
16
- Jestem got�w.
- Co to znaczy? - zdumia� si� Jerzy.
- Mo�emy kontynuowa� podr�.
- Ale teraz zrobi�a si� noc.
- Najlepsza pora do podr�owania. S�o�ce i upa� nie dokuczaj�.
- To nie ma sensu.
- Pole�a�em, odpocz��em, jestem �wie�y. Niewykluczone, �e trafimy jak�� okazj�.
- Okazj�?
- No met�, gdzie mo�na by zakima�.
- Twierdzi�e�, �e uwielbiasz spa� na �onie natury.
- Anuluj�. Nie nale�y �lepo trzyma� si� takich prywatnych twierdze�.
- Jak chcesz, mo�emy i�� - powiedzia� Jerzy i zacz�� pakowa� plecak.
Tomasz zwin�� sw�j kocyk i wsun�� do worka.
- "Naprz�d wiara, i�� przytomnie, tylko wara p�aka� po mnie..." - za�piewa� zgrubia�ym g�osem.
- Masz chryp� - rzuci� Jerzy. - Pewno od le�enia w mokrych k�piel�wkach na piasku.
Szli troch� po omacku w�sk� �cie�k� w�r�d nadbrze�nych zaro�li. Pachnia�o zwilg�ym, gnij�cym sitowiem. Tomasz, id�cy przodem, potkn�� si� i paskudnie zakl��.
To ja powinienem i�� przodem - pomy�la� Jerzy. - Mam znacznie lepszy wzrok i chyba lepsz� kondycj� od Tomasza. Ale gdybym mu to powiedzia� lub min�� go i wysun�� si� do przodu, wysz�oby jako� g�upio. Lepiej nic nie zmienia�.
Tomasz par� naprz�d rozgarniaj�c ga��zie. Co pewien czas s�ycha� by�o jego mamrotanie pe�ne urazy do nocnych ciemno�ci.
�cie�ka troch� si� rozszerzy�a i po chwili wspi�li si� w g�r� na nasyp, kt�rym bieg�a szosa.
Przeci�li j� i znale�li si� na prawym poboczu.
- Nale�y i�� lew� stron�, naprzeciw nadje�d�aj�cych pojazd�w - przypomnia� Jerzy.
- Ale rano w�drowa�e� praw�.
- Ju� ci m�wi�em. We dnie prawa strona jest ciekawsza od lewej.
- Pami�tam. By� mo�e w nocy te� warto i�� po prawej.
17
2 -4-d je�li ?????
- S�uchaj, Jerzy. Ca�y dzie� wlok�em si� z tob� na piechot�.
- Nikt ci nie kaza�.
- Nie o to chodzi. Teraz jest noc, pora snu i t�pe, i tede. Noc w twoich szczytnych zamiarach, by kraj przemierza� na piechot�, to czas, kt�ry si� nie liczy. Przest�j czy post�j. Ot� proponuj� w tym w�a�nie czasie odbi� troch� od kochanej stolicy.
- Co znaczy: "odbi�"?
- Pod�apa� okazj�. W nocy niekt�rzy kierowcy ulegaj� odruchom bezinteresownej �yczliwo�ci bardziej ni� w dzie�.
- I ty chcia�by�...
- Tak, chcia�bym. �ycie sk�ada si� z wzajemnych ust�pstw. W dzie� depta�em razem z tob� po s�o�cu i skwarze. Pozw�l, �e teraz spr�bujemy podr�owa� moim sposobem.
- To nie le�a�o w moich planach - mrukn�� Jerzy.
- Ach, plany, plany... Od tego s�, �eby je zmienia� z najlepszym po�ytkiem dla siebie i innych.
- T�uc si� autostopem, jaki� to po�ytek?
- Odbijemy si� kawa�ek drogi. Czym dalej od centrum, tym ludzie poczciwsi i �atwiej o nocleg.
- Nie jestem pewien.
- Wi�c jak? Pozwolisz, �e zrobimy ma�� pr�b�? A nu� si� uda.
- Nie wierz�, �eby si� uda�o. A poza tym...
Przemkn�y ko�o nich dwa szare mercedesy z cichym szumem opon.
- Dewizowcy - westchn�� Tomasz. - Te� lubi� podr�owa� noc�. Przez d�u�sz� chwil� na szosie panowa� spok�j, potem w kierunku
Warszawy przesun�a si� kawalkada wype�nionych pasa�erami autobus�w.
- Podr�owa� autobusem lub poci�giem, uprzednio wykupiwszy bilet, i amator szybkiej, wygodnej komunikacji reszt� ma z g�owy.
- A nie - obruszy� si� Tomasz. - Co to, to nie. Podr� musi by� przygod�, konieczne s� elementy zupe�nie nieprzewidziane, inaczej klops.
- Klops - powt�rzy� jak echo Jerzy. - A poniewa� nie widz� ch�tnych do okazywania nam wzgl�d�w, proponuj� ruszy� w drog�.
- Zaraz - sykn�� Tomasz. - Odrobin� cierpliwo�ci. Przelecia�a ko�o nich syrenka, potem sfatygowany golf, przemkn�y,
porykuj�c pe�n� moc� silnik�w, dwa fiaty.
18
Powoli, z godno�ci� zbli�a� si� star. Tomasz zerwa� kapelusik z g�owy i zacz�� nim gwa�townie macha�.
Star zwolni�, potem zatrzyma� si�. Podbiegli do kabiny kierowcy.
- Ilu was? - z uchylonego okna wyjrza�a okr�g�a twarz.
- Dw�ch. Tylko dw�ch - zawo�a� Tomasz. - A wolno wiedzie�, dok�d pan jedzie?
- Czy to ma jakie� znaczenie? - roze�mia� si� kierowca. - Przecie� wam wszystko jedno dok�d, byle jecha�, byle do przodu.
- Wcale nie wszystko jedno - sprostowa� Jerzy.
- Lec� na ��ck.
- To tu� ko�o P�ocka - rzuci� Tomasz.
- Wskakujcie, tylko raz-dwa - wskaza� wolne miejsca w obszernej szoferce.
- ��ck... - zastanawia� si� Jerzy. - W�a�ciwie to w bok od mojej trasy.
- Nie gadaj, tylko wskakuj - rzuci� Tomasz rozkazuj�co.
I Jerzy bez s�owa wspi�� si� po �elaznym stopniu do wysoko po�o�onej kabiny, a tu� za nim Tomasz.
Rozparli si� na siedzeniach wygodnie. Silnik zagrzmia�, przez moment widzieli zegary i wska�niki z kolorowymi lampkami na tablicy rozdzielczej, potem wszystko zgas�o. Ods�oni�a si� przed nimi droga, uj�ta w �wiat�a szosowych reflektor�w. By�o na niej jasno jak na teatralnej scenie. Ka�d� nier�wno�� czy dziur� w asfalcie blask wy�uskiwa� z mroku, a tak�e pobocza z drogowskazami do P�o�ska, M�awy, Gda�ska.
Silnik mrucza� basem. O szyb� szoferki co pewien czas rozbija�y si� �my z mi�kkim pacni�ciem, czasem jaki� �uk uderza� twardo, jak kamyk rzucony z g��bi nocy.
- Nie ma jak du�y, silny samoch�d - Tomasz wo�a, by przekrzycze� g�os silnika.
Kierowca nic nie odpowiedzia�.
- Za kierownic� takiego wozu cz�owiek musi si� czu� jak kapitan wielkiego motorowca.
- A najlepiej jest noc� - zawo�a� po raz trzeci Tomasz. - Wtedy na drodze ruch maleje i cz�owiek prowadz�cy wielk� maszyn� mo�e sobie wyobra�a� r�no�ci.
- Co za r�no�ci? - spyta� Jerzy.
- �e jest w�adc� wszystkich dr�g, a mo�e w�adc� wszystkiego, co si� ukrywa i co w ka�dej chwili mo�e ogarn�� �wiat�ami swojej maszyny.
19
- S�uchajcie, kawaleria - spyta� kierowca - gdzie was tak nosi po nocy?
- Mieli�my zamiar zakima� nad rzek�, ale jako� nic z tego nie wysz�o - skwapliwie odpowiedzia� Tomasz.
- Komary?
- Nie tyle komary - powiedzia� Jerzy - co tak w og�le... �wiat�a, g�osy od drogi.
- A kto wam kaza� nocowa� nad rzek� i w dodatku blisko szosy?
- Chcieli�my doj�� do Zakroczymia i tam szuka� noclegu. Ale kolega mia� do��.
- Wcale nie mia�em do�� - zaprotestowa� Tomasz - tylko uzna�em, �e pora gruntownie odpocz��, bo mia�em w nogach �adny kawa�ek drogi.
- Wy�cie szli na piechot�? - zdumia� si� kierowca.
- Na piechot� - o�wiadczy� z godno�ci� Jerzy.
- Kto dzi� chodzi na piechot�?
- W�a�nie my.
- Rozumiem, �e na jakich� zawodach albo w marszu "ku czci", czy kiedy si� idzie do woja - wydziwia� kierowca.
- Na piechot� o wiele wi�cej mo�na zauwa�y� i pozna� - rzuci� Jerzy.
- Wporz�siu - przyzna� kierowca. - Ale z tego wynika, �e jeste�cie nietypowi.
Jerzy i Tomasz zamilkli.
- Niech wam si� przyjrz� - kierowca obr�ci� si� na chwil� w ich stron�. - Nietypowym w �yciu ci�ej.
- Mo�e tak, mo�e nie - odpowiedzia� Jerzy. - My�l�, �e jak si� ma na co� ochot� i mo�na to robi� bez szkody dla innych, nale�y post�powa� zgodnie z w�asnymi upodobaniami.
- Bez szkody dla innych... - szepn�� z boku Tomasz. - Zapomnia�e� o moich nogach.
- Sam si� zdecydowa�e�.
- Sam, ale podkusi�e� mnie tym swoim...
- Co tam? - spyta� kierowca. - Ma�y wieczorek dyskusyjny?
- Uwagi na marginesie - burkn�� Tomasz.
Ci�ar�wka przygasi�a reflektory i to samo zrobi� samoch�d nadje�d�aj�cy z przeciwnej strony. Za nim przemkn�y jeszcze trzy inne.
20
- Czemu ludzie lubi� si� pcha� gromadami. Nikogo nie ma na szosie i potem naraz ca�y peleton - dziwi� si� Jerzy.
- Mo�e im weselej, kiedy jeden zagl�da drugiemu w tylne �wiat�a. Samoch�d zwolni� i skr�ci� w lewo. Na ��tej tablicy ujrzeli napis: P�ock,
a obok podano liczb� kilometr�w.
- Teraz droga b�dzie jeszcze spokojniejsza - powiedzia� kierowca. - Ma�o kto lubi pcha� si� po nocy. A wy wysi�dziecie w P�ocku czy polecicie ze mn� na ��ck, co wolicie?
- Gdzie b�dzie �atwiej o nocleg? - spyta� Jerzy.
- W P�ocku w PTTK powinni�cie dosta� ��ko albo wska�� wam jak�� kwater�.
- Tylko czy w og�le zechc� z nami gada� po nocy?
- Jak nie, to p�jdziecie na Tumskie Wzg�rze. Pi�kny stamt�d widok na Wis�� i mo�na si� przedrzema� na �awce. No i trafia si� okazja, by na w�asne oczy ogl�da� wsch�d s�o�ca.
- To nas pan pocieszy� - stwierdzi� Tomasz.
- W waszym wieku zarwa� nock� to betka. A jak chcecie zalicza� i poznawa�, to Tumskie Wzg�rze polecam. �adne to miejsce.
- W og�le w naszym kraju nie brak miejsc pi�knych.
- Zrobi�em si� senny - powiedzia� Tomasz. - W zwi�zku z perspektyw� sp�dzenia reszty nocy na Tumskim Wzg�rzu chyba sobie zaki-mam.
- Za sen si� nie dolicza - rzuci� kierowca.
Tomasz zdj�� okulary, w�o�y� je do kieszeni w wiatr�wce i zamkn�� oczy.
- Je�dzi pan stale t� sam� tras�? - spyta� Jerzy.
- Sk�d! Robi� kursy po ca�ej Polsce, od Przemy�la do Szczecina. I od Suwa�k po Jeleni� G�r�. Nasza centrala wsz�dzie sw�j towar rozprowadza.
Jerzy nie usi�owa� nawet docieka�, o jakie towary chodzi.
- Bardzo to ciekawe m�c tak je�dzi� i zwiedza�.
- Na zwiedzanie czasu niewiele, tyle co si� wypatrzy przez szyby szoferki. Ale lubi� prac� w ruchu. Zwykle je�dzi ze mn� pomocnik, dzi� mia� spraw� rodzinn� i pojecha�em sam.
Jerzy nie pyta� o nic wi�cej.
Tomasz odchyli� g�ow� do ty�u, otworzy� usta lekko posapuj�c. Kierowca prowadzi� w�z w milczeniu, reflektory wychwyci�y z ciemno�ci zielonkawe �wiate�ka ko�skich �lepi. Z naprzeciwka jecha�a nie o�wietlona furmanka, wo�nica spa� uwalony na wypchanym worku.
21
- Pijany - warkn�� kierowca.
I zn�w noc, monotonne buczenie silnika.
Dzie� drugi
s WCZESNY RANEK I Pierwszy obudzi� si� Tomasz.
- Dnieje - zawo�a�. - Zimno, ca�kiem mi zimno. Nerwowo si�gn�� do worka, wyci�gn�� kocyk i otuli� si� nim. Jerzy otworzy� z trudem oczy.
- Gdzie my jeste�my? - natarczywy g�os Tomasza.
- Na Tumskim Wzg�rzu.
- To znaczy gdzie?
- W P�ocku na wzg�rzu katedralnym inaczej zwanym Tumskim.
- A sk�d si� tu wzi�li�my?
- Kierowca zatrzyma� si� ca�kiem blisko i wskaza� nam drog�. Zdecydowa�em, �e nie ma co budzi� po nocy ludzi w PTTK, i przyszli�my tutaj.
- Nic nie pami�tam.
- By�e� tak rozespany, �e nie zdoby�e� si� na �adne ludzkie s�owa, tylko mamrota�e� co� pod nosem. Doholowa�em ci� tutaj i od razu uwali�e� si� na �awce, ja obok ciebie. By�o cicho, pusto i zupe�nie ciep�o.
- Ale teraz jest zi�b.
- Zwykle nad ranem si� och�adza. Chod�, co� ci poka��.
Tomasz wsta� niech�tnie, przeszli par� krok�w i ods�oni� si� przed nimi widok rozleg�y. W dole Wis�a, w tej chwili ca�a z�ota i r�owa, a niebo po wschodniej stronie r�wnie� z�ote i r�owe. Rzek� p�yn�� powoli statek, za nim ci�tjh�a si� struga r�owoz�otej piany.
- Zaraz wzejdzie s�o�ce - szepn�� Jerzy.
- Pi�knie - bez przekonania stwierdzi� Tomasz. - Ale pozwolisz, �e wr�c� na �awk� i jeszcze troch� zakimam.
Ko�ysz�cym si� krokiem sfatygowanego marynarza Tomasz oddali� si� w stron� �awki.
Jerzy obserwowa� przeciwleg�y brzeg rzeki. Miasto powoli budzi�o si� ze snu. Przejecha�a jedna i druga ci�ar�wka, jacy� ludzie szli niespiesznie
22
przybrze�n� ulic�. Pluj�c k��bami czarnego dymu ma�y holownik ci�gn�� kilka barek, po chwili przesun�a si� szara motor�wka.
Mi�dzy drzewami zab�ys�o �wiat�o wschodz�cego s�o�ca. Lekka mgie�ka, kt�ra trwa�a w dole rzeki, roztopi�a si� w blasku dnia. Ze skwirem przemkn�y po niebie dwie jask�ki.
Jerzy wr�ci� na �awk� i usiad� obok Tomasza, kt�ry owini�ty w koc �wiszcz�co pochrapywa�.
Jeszcze nie min�y dwadzie�cia cztery godziny! odk�d ten okularnik znalaz� si� obok mnie. I ju� troszcz� si� o niego, ci�gn� go na �awk�, by si� wyspa� i odpocz��, a teraz kombinuj�, jak zorganizowa� �niadanie. I g��wnie chodzi tu o niego, bo przecie� sam, chocia� mi w brzuchu burczy, nie zastanawia�bym si� nad takimi g�upimi sprawami, jak na przyk�ad to, o kt�rej otwieraj� mleczne bary. Bo je�li zamierzamy co� zdzia�a� w dniu dzisiejszym, trzeba przede wszystkim wzmocni� si� dobrym �niadaniem. Kubek, taki du�y, p�litrowy kubek gor�cego mleka, oto co mi jest potrzebne w tej chwili. I Tomaszowi te�. Do tego bu�ka z podw�jnym mas�em i ��tym serem, druga bu�ka z jajecznic�. Takie �niadanie z miejsca postawi�oby nas na nogi. Co prawda par� z�otych na to poleci. Nie spyta�em nawet Tomasza, jak stoi z finansami. Zreszt� niewa�ne, to pierwsze wsp�lne �niadanie mog� mu postawi�. W�a�ciwie kto tu jest komu potrzebny? Ja Tomaszowi czy Tomasz mnie? Bo je�li o nim my�l� i o niego si� troszcz�, wynika�oby, �e towarzysz podr�y to po��dany nabytek. A mo�e chodzi tylko o moje dobre samopoczucie pog�askane tym, �e Tomasz doklei� si� do mnie i uzna�, �e z takim jak ja warto w�drowa� nawet na piechot�...
Lubi� patrze� na rzek� i �eby widok by� rozleg�y, jak st�d. Pi�knie tu, ale chyba zrobi� to samo co Tomasz. Trzeba przeczeka� te kilka najwcze�niejszych godzin porannych.
?
PO�UDNIE
Zatrzymali si� przed Krat� Kaplicy Kr�lewskiej, za kt�r� sta� sarkofag z czarnego marmuru zdobiony przez srebrne or�y. Tu� obok t�oczy�a si� wycieczka Szwed�w, kt�rym przewodniczka co� t�umaczy�a w j�zku niezrozumia�ym dla Jerzego i Tomasza.
- Wiem, �e le�� tu W�adys�aw Herman i Boles�aw Krzywousty - powiedzia� Tomasz. - Czyta�em o tym w niejednej ksi��ce, cho� zdaje
23
%
si�, �e to nie jest najpewniejsze. Bo liczba wszelkich najazd�w i okupacji, jakich do�wiadczy� P�ock, jest dostateczna, �eby straci� wszelk� pewno�� co do autentyczno�ci historycznych pami�tek.
- Najdziwniejsze - wtr�ci� Jerzy - �e wielu z nieproszonych go�ci ma zwyczaj nie tylko grabi� i podpala� domy swoich ofiar, ale nie przepuszczaj� te� grobom, cmentarzom i pomnikom.
Post�powali krok w krok za szwedzk� wycieczk�, ale wielka katedra by�a do�� uboga w pami�tki i dzie�a sztuki.
Na placyku przed tumem sta� autokar szwedzkich go�ci, a w chwili, gdy Tomasz i Jerzy znale�li si� tutaj, zajecha�y dwa autokary Orbisu pe�ne turyst�w.
- Musimy zorganizowa� sobie jak�� dobr� komunikacj� do Torunia - powiedzia� Tomasz. - Toru� wydaje si� mie� znacznie wi�cej dobrze zachowanych zabytk�w i w og�le nale�y go zaliczy�.
- Chcia�bym ci uprzytomni� - rzuci� Jerzy - �e tak samo P�ock, jak i Toru� le�� z boku od zaplanowanej przeze mnie trasy.
- Ju� ci m�wi�em, co my�l� o planach i planowaniu w czasie wakacyjnej w��cz�gi.
- Ja nie uprawiam w��cz�gi - obruszy� si� Jerzy - tylko piesz� podr� w stron� �rodkowego wybrze�a Ba�tyku i pewnego portu.
- O jakim porcie m�wisz?
- Kiedy� ci powiem.
- Chc� ci zwr�ci� uwag�, �e tak czy owak przysuwamy si� do morza. Toru� le�y na p�noc od P�ocka, a zatem bli�ej wybrze�a.
- I pewno zn�w chcesz upolowa� jakie� cztery k�ka?
- Nie ma lepszej komunikacji.
- Zagl�da�em do mapy. Jest �adnie po�o�ona droga wzd�u� Wis�y z P�ocka do W�oc�awka. Postanowi�em i�� tamt�dy.
- Na piechot�?
- Na piechot�.
- Jeste� niezmo�ony. Przecie� zarwali�my dzisiejsz� noc.
- Chyba co drugi. O ile zdo�a�em zauwa�y�, to wyspa�e� si� nie najgorzej.
- Jeste� drobiazgowy i liczysz godziny mojego snu. Je�li zamykam oczy, to jeszcze nie oznacza, �e �pi�.
- �adnie�ki, m�odzie�ki, daj r�czk� - nagle spomi�dzy drzew wysz�y dwie bardzo kolorowo ubrane Cyganki.
24
- Powr�y�, powr�y�, panie. Co dzi� us�yszysz, jutro si� sprawdzi __do Tomasza podesz�a pomarszczona Cyganka o twarzy starego Indianina. W uszach mia�a srebrne k�ka i na r�kach brz�cz�ce bransoletki.
Tomasz cofn�� si�.
- Nie trzeba - mrukn��. - Ja jestem cybernetyczny ch�opak na tranzystorach.
- Co ty m�wisz, mile�ki? O, tu po�o�ysz papierek, a ja wszystko powiem. Co jutro, co pojutrze, co za tydzie�. Po�o�ysz dwa papierki, powiem, co za rok, za dwa, za dziesi��.
- On i tak wie, prosz� pani - wtr�ci� Jerzy. - Za par� latek wskoczy, jak po ma�le, na uczelni�. Magister in�ynier z niego b�dzie, potem doktor, a nie minie dziesi�� lat i docentem zostanie.
- Ty - warkn�� Tomasz. - Za docenta bij� w z�by. Widzia�em film, gdzie na docencie suchej nitki nie zostawili. Przekona� mnie ten film, ani mi si� �ni by� docentem.
- Niech ci b�dzie. Zostaniesz doktorem habilitowanym, a potem od razu zrobi� ci� profesorem.
- Chyba �e tak - sapn�� Tomasz.
- Daj, lube�ki, r�czk� - m�odsza Cyganka w b��kitnym szalu poznaczonym z�otymi gwiazdkami zbli�y�a si� do Jerzego. - Ja widz�, tobie dobry los pisany, ale ty masz zmartwienie i w sercu cier� nosisz.
- Niepotrzebne mi wr�by - Jerzy si� cofn��.
- Daj r�k�. Nic od ciebie nie wezm�. Ty serce masz szczere, nic od ciebie nie wezm�.
- Jak�e to, Cyganko? Za darmo mi wr�y� chcesz? - zdumia� si� Jerzy.
- Bywa, �e za darmo.
Jerzy wyci�gn�� r�k�, Cyganka dotkn�a jej swoj� such�, ciep�� d�oni� i wpatrzy�a si� w d�o� Jerzego.
- Boisz ty si� sam siebie. Ufasz ludziom za bardzo.
- To �le?
- Nie m�wi� - �le. Bogatszy ten, co ludziom ufa i serce otwiera, ni� ten, co na innych wilkiem patrzy i w obcym wroga widzi.
- A co ze mn� b�dzie?
- Dojdziesz tam, gdzie i�� zamierzasz, i znajdziesz to, czego szukasz. Ale nie ca�kiem b�dzie to, o czym my�lisz, nie ca�kiem. Cz�owiek umy�li jedno, a los drugie, i zam�ci.
25
- Wi�c co robi�?
- I��, gdzie zamierzasz. Nie cofa� si�, tylko i��, gdzie zamierzasz. Twoja sprawa dobra. Wi�cej ci wr�y� nie b�d�.
Zdj�a ma��, gor�c� d�o� z r�ki Jerzego.
- Cyganko - powiedzia� nagle. - A mo�e powinienem wszystko rzuci�, przysta� do was i w�drowa� po kraju z cyga�skim taborem?
- Mile�ki, co ci po g�owie chodzi! - roze�mia�a si� Cyganka. - Nie na Cygana ty stworzony.
- Tak mi to naraz wpad�o. Sam nie wiem, w jaki spos�b... Tomasz patrzy� podejrzliwie na Jerzego i Cygank�.
- Ko�cz gadk� - mrukn��. - Mamy przed sob� kawa�ek drogi.
- Ty mnie poganiasz? - zdziwi� si� Jerzy.
- Bo niepotrzebnie si� rozgadujesz.
- Wi�c nie zabierzecie mnie do swojego taboru? - spyta� jeszcze Jerzy.
Cyganka u�miechn�a si�.
- Przyjdzie pora, trafisz na tak�, kt�ra ci� zabierze do swojego taboru.
Zafurcza�a b��kitnym szalem w z�ote gwiazdeczki i lekkim, tanecznym krokiem podbieg�a do turyst�w, kt�rzy wylegli w�a�nie przed pr�g katedry. Stara Cyganka by�a tam pierwsza.
- Powr�y�, powr�y� - rozleg�y si� ich g�osy. - Co jutro, co za tydzie�, za rok. Cyganka prawd� powie. Nie sk�p Cygance, a prawd� ci powie.
- S�uchaj, Jerzy - Tomasz si� zas�pi�. - Zl�k�em si� o ciebie.
- Czemu?
- Zawr�ci�a ci w g�owie ta Cyganicha, czy jak?
- �adna by�a.
- Mo�e i �adna. Czy ty naprawd� chcia�by� razem z Cyganami w�drowa�?
- Tak mi si� powiedzia�o. Nie przywi�zuj do tego znaczenia.
- Niczego si� nie m�wi tak sobie.
- Daj spok�j. Nie wzi�a ode mnie ani grosza, wi�c chcia�em si� jako� znale��.
- Zadurzy�e� si� w niej.
- Nie gadaj.
- Powiedzia�a ci przynajmniej co� z sensem?
26
- Nie wiem. Mo�e.
- Ty uwa�aj na dziewczyny. Nic gorszego nie mo�e spotka�, ni� zadurzy� si� w kt�rej�.
- M�wisz jak typowy docent.
- Przesta�. Ju� ci� ostrzega�em, �e za docenta... To, �e nosz� okulary o grubych szk�ach, jeszcze nie znaczy, �e d��� do kariery za wszelk� cen�.
- Anuluj� docenta - mrukn�� Jerzy. Podszed� do �awki i usiad�.
- Ju� siadasz? - zdziwi� si� Tomasz. - Jak kto� siada, to ma dosy�.
- Wcale nie mam dosy�, tylko od rana jestem na nogach.
- I dalej chcesz i�� na piechot�?
- Oczywi�cie. Ale to nie znaczy, �e bez odpoczynku. Poza tym zrobi� si� upa�. Nie zauwa�y�e�, �e zrobi� si� upa�?
- Tu zaci�ga ch�odek od Wis�y, na drodze b�dzie gorzej - stwierdzi� Tomasz.
- Nasza droga ca�y czas biegnie tu� obok Wis�y. Specjalnie tak� wybra�em.
Tomasz ci�ko westchn�� i usiad� na �awce obok Jerzego.
- S�uchaj - powiedzia� po chwili. - Co ta Cyganka ci zasun�a -o jakim� zmartwieniu? Cier� w sercu nosisz, czy jako� tak m�wi�a.
- Nie pami�tam.
- Zgrywasz. Na pewno doskonale pami�tasz wszystko, co ci wy-wr�y�a, i teraz jeste� jaki�...
- Nie ma znaczenia.
- Zaraz, zaraz. Nie chcesz, to nie m�w. Twoja sprawa, ale...
- Cyganki m�wi� takim kwiecistym j�zykiem. To nawet ma sw�j urok. Ka�dy cz�owiek ma jakie� zmartwienia i jaki� mniejszy czy wi�kszy cier� w sercu. Dlatego Cyganka si� nie myli.
- Mo�e i racja - sapn�� Tomasz, zdj�� okulary, starannie przetar� je chusteczk�, na�o�y� i spojrza� ostro, badawczo na Jerzego: - Nie nosi�a pantofli, by�a boso. Zauwa�y�e�?
- Cyganki zwykle latem chodz� boso.
- �azi� boso po cementowych p�ytach, po �wirze to �rednia przyjemno��. Normalny cz�owiek st�pa�by jak na rozpalonych w�glach, a ona rozko�ysana. Wygl�da�o, �e ta�czy.
- Cyganki pewno przychodz� z tym na �wiat.
27
- Wi�c jaki cier� masz w sercu?
- Daj spok�j.
- Nie lubi�, �eby facet, z kt�rym podr�uj�, chodzi� z cierniem. Wszystko jedno... w bucie czy w sercu.
- A ty, Tomasz, co za cier� nosisz w sercu? - odparowa� Jerzy.
- Co ci przysz�o do g�owy? - Tomasz wykrzywi� si� szkaradnie. - Ani przez pi�� minut nie chodzi�bym z cierniem. Je�li nawet co� takiego si� wydarzy, wyrywam i cze��, po krzyku.
- Powr�y�, powr�y�, powr�y� - dobieg�o ich z daleka �piewne nawo�ywanie.
Tym razem dwie Cyganki, z kt�rych jedna trzyma�a ma�e dziecko na r�ku, dopad�y �o�nierza siedz�cego z dziewczyn� na pobliskiej �awce.
- Mo�e st�d zwiejemy? - zaproponowa� Tomasz. - Bo tamte dwie i do nas gotowe si� przyczepi�.
- Boisz si� Cygan�w?
- Ba� si�? Sk�d ci to przysz�o do g�owy?
- Wi�c sied�my spokojnie.
- Ona tobie co� m�wi�a o dojechaniu, gdzie zmierzasz, o znalezieniu, czego szukasz.
- Pods�uchiwa�e�.
- Sk�d? Po prostu sta�em blisko i s�ysza�em. Czy to mia�o sens?
- Nie wiem - rzuci� Jerzy i zacz�� si� rozgl�da� wok�. Ale m�odej Cyganki w b��kitnym szalu z gwiazdkami nigdzie nie by�o.
Tomasz popatrzy� na niego srogo.
- Nigdy i w �adnych okoliczno�ciach nie zawracaj sobie g�owy babami.
- Czemu mi to wci�� powtarzasz?
- Z czystej �yczliwo�ci. Je�li mnie pos�uchasz, dobrze na tym wyjdziesz.
- Masz na temat dziewczyn nie tyle cier� w sercu, co �wieka w g�owie.
- Frajerze - zaperzy� si� Tomasz. - Co ty w og�le wiesz o �yciu?
- W ka�dym razie tyle, �eby na piechot� zaj��, gdzie trzeba.
W tej chwili do ich �awki zbli�y� si� starszy jegomo�� w szerokoskrzyd-�ym, czarnym kapeluszu i wyp�owia�ej marynarce z zielonego aksamitu.
- Mo�na si� dosi���? - spyta� dotkn�wszy ronda kapelusza dwoma palcami.
- Prosz� - odpowiedzia� Jerzy.
28
Jegomo�� usiad� obok nich i wyci�gn�� gazet�. Przez chwil� udawa�, �e czyta. Jerzy spojrza� ukosem i zobaczy� tytu�: "Figaro". Popatrzy� uwa�niej, gazeta by�a stara i po��k�a, musia�a liczy� sobie �adne par� lat.
Jegomo�� zaszele�ci�, przerzucaj�c strony, po czym z�o�y� starannie gazet� i wsun�� do kieszeni.
- Nic nowego na �wiecie - zakomunikowa�. - Jedni si� zbroj�, inni si� bij�, jeszcze inni m�wi� o pokoju i uchwalaj�...
- Mhm - mrukn�� Jerzy, kt�ry siedzia� bli�ej.
- A wy, m�odzie�cy, wci�� w drodze?
- W drodze, prosz� pana - potwierdzi� Jerzy.
- To dobrze. P�ki si� starczy, nale�y by� zawsze w drodze.
- Chyba �e ma si� sta�� posad� - wtr�ci� Tomasz - mieszkanie z wygodami i rodzin�.
- �artowni� - mrukn�� starszy pan. - Ale powiedzcie, dok�d tak podr�ujecie? Bo widz� plecak, torb� podr�n�...
- Poznajemy kraj ojczysty - powiedzia� Tomasz ze �wi�toszkowat� min�.
- To si� chwali. I co poznali�cie?
- Drog� Warszawa - P�ock. Zwiedzili�my troch� miasto, Tumskie Wzg�rze...
- Za moich czas�w - zacz�� starszy pan i nagle uci��. Po chwili:
- Wi�c tak, stajecie na szosie, machacie r�kami, p�ki si� nie zatrzyma jaki� samoch�d i potem w drog�?
- Niekoniecznie - powiedzia� Jerzy. - My wolimy podr�owa� na piechot�.
- Co drugi - sykn�� w�ciekle Tomasz.
- Na piechot�! - zawo�a� rado�nie jegomo��. - Nie ma pi�kniejszej podr�y, jak na piechot�. Tak Cha�ubi�ski obszed� z Saba�� Tatry. Na piechot� szli ci, o kt�rych si� �piewa�o, �e: "Z ziemi w�oskiej do Polski" i "Za twoim przewodem z��czym si� z narodem". Kto chce pozna� sw�j kraj, powinien tylko mie� dobre buty, plecak i kij w gar�ci.
- Obywali�my si� dot�d bez kija - zauwa�y� Jerzy.
- O kiju m�wi�em w przeno�ni. Kija czy laski u�ywa�o si� co prawda kiedy� jako podpory w marszu, gdy cz�owiek by� strudzony. Cho� i dla obrony przed nag�� i niespodziewan� przygod�.
- Przygod�? - zdziwi� si� Tomasz.
29
- Przygod� mo�na nazwa� spotkanie ze z�ym psem, co wypad� zza op�otk�w. Ale i z w��cz�g�, kt�ry �ywi w stosunku do nas z�e zamiary.
- Nowoczesny w��cz�ga ma raczej usposobienie �agodne - zauwa�y� Tomasz. - Nikogo nie napada i co najwy�ej k�ania si� uni�enie przeje�d�aj�cym samochodom, maj�c nadziej�, �e kt�ry� kierowca si� ulituje, przystanie i u�atwi mu dalsz� podr�.
- Tomasz, prosz� pana - wtr�ci� Jerzy - jest zepsuty przez technik� XX wieku. Nale�y do gatunku, u kt�rego w przysz�o�ci ko�czyny w og�le zanikn�. Zamiast ko�czyn przemy�lne aparaciki przenosi� b�d� cz�owieka z miejsca na miejsce, zgaduj�c jego my�li. Inne aparaciki podawa� mu b�d� pod nos wszystko, czego zapragnie. Jednak drugi uczestnik naszej grupy turystycznej nieco inaczej zapatruje si� na przysz�o�� swoj� i sobie podobnych. Mi�nie trzeba �wiczy�, cieszy� si� ich sprawno�ci� i u�ywa�. �wiat pewnego dnia musi si� rozsta� z t� lawin� us�u�nych mechanizm�w. Przykre, ale prawdziwe, bo inaczej udusimy siew chmurze spalin i zatrujemy ska�on� wod�. Albo jak przedstawiciele zanikaj�cego gatunku b�dziemy �y� w rezerwatach, s�u��c nauce i obserwacji ze strony przemy�lnych robot�w, kt�re opanuj� �wiat.
- Bardzo interesuj�ce - rzuci� jegomo��. - I ty, m�odzie�cze, naprawd� tak widzisz przysz�o�� naszego globu?
- Jak najbardziej, prosz� pana - o�wiadczy� Jerzy. - Chyba �e...
- Chyba �e? - podj�� starszy pan.
- Zaczniemy podr�owa� za jego przyk�adem na piechot� - wtr�ci� Tomasz - i ze wznios�ym lekcewa�eniem odnosi� si� do wszelkich wehiku��w l�dowych i powietrznych.
- Zapomnia�em o morzu - rzuci� Jerzy. - W bardzo wysokiej cenie mam �agle i wios�a.
- M�odzie�cy! - zawo�a� jegomo��. - Je�li nasz kochany i okropny �wiat ma nie zgin�� ze szcz�tem, pog�d�cie si�, czym pr�dzej si� pog�d�cie!
- Nad tym trzeba si� b�dzie powa�nie zastanowi� - oznajmi� Tomasz.
PӏNE POPO�UDNIE
- Mam dosy� - powiedzia� nagle Tomasz i przystan��.
- W porz�dku. Robimy ma�y odpoczynek - zgodzi� si� Jerzy i zacz�� �ci�ga� plecak.
30
Skr�cili z pobocza w stron� rzeki, kt�ra w tym miejscu dochodzi�a prawie do szosy. Usiedli tu� przy wodzie. Stado dzikich kaczek, kt�re p�yn�y w odleg�o�ci paru metr�w od brzegu, zacz�o szybko si� oddala�.
- Moje ko�czyny nie spisuj� si� najlepiej - westchn�� Tomasz i zacz�� masowa� nogi opuchni�te w kostkach.
- Nie ma nic lepszego na zm�czenie jak woda.
- Nie wiem, jak tu g��boko.
- Sprawdz� i zaraz ci powiem - rzuci� Jerzy.
Po czym szybko �ci�gn�� z siebie ubranie i wszed� do wody.
- Paskudne dno, ale p�ytko. W sam raz do moczenia n�g.
Brn�� dalej w wod�. Dno si� obni�a�o, w pewnej chwili zacz�� p�yn�� pod pr�d. Woda go znosi�a, wi�c skr�ci� w stron� brzegu i wkr�tce brn�� ju� z powrotem przez b�otnist� p�ycizn�.
- Jako piechur jestem do niczego - powiedzia� Tomasz, drepcz�c w przybrze�nym mule.
- Wcale nie jeste� najgorszy. Do wszystkiego trzeba si� tylko przyzwyczai�. Codzienny trening zrobi�by z ciebie doskona�ego piechura.
- Nie wierz� - mrukn�� Tomasz.
Jerzy przebieg� kawa�ek wzd�u� brzegu, zawr�ci� i wyci�gn�� si� na wygrzanym przez s�o�ce piasku.
- Czy ju� du�o zaliczy�e� takich pieszych rajd�w? -"spyta� Tomasz.
- To jest pierwszy. O jednodniowych wycieczkach nie wspominam.
- Kiedy ci przysz�o do g�owy, �e w�a�nie tak trzeba sp�dza� wakacje?
- Kiedy� tam... nawet nie wiem dok�adnie. Grunt, �e si� zdecydowa�em. Spakowa�em plecak, par� groszy do kieszeni i odmarsz.
Tomasz wyszed� z wody. Stopy przybrudzone mu�em wytar� o traw�, potem wyci�gn�� si� obok Jerzego.
Jak�e to by�o z t� moj� decyzj� o wielkiej wyprawie? - pomy�la� Jerzy. - Czy naprawd� nie pami�tam, kiedy mi ten pomys� wpad� do g�owy? Ej, chyba co� takiego zacz�o ko�o mnie chodzi� po zobaczeniu tej hecy filmowej. No tak, znalaz�em si� wtedy na Powi�lu, co� mia�em za�atwi� matce u znajomych. I nagle stop, ulica zamkni�ta, milicjanci nie przepuszczaj� dalej. T�um gapi�w, kr�cenie filmu. Niedzisiejszy to film, wida� by�o od razu. Starsze panie w jakich� dziwnych kapelutkach i p�aszczach wci�tych w pasie. Faceci w czapach, kt�rych dzi� nie u�wiadczy, obsiedli schodki okolicznych kamienic. Par� konnych doro�ek stoi na jezdni, a w g��bi zabytkowa ci�ar�wka z napisem SS i jak�� cyfr�, i stara limuzyna merce-
31
des z numerem Ost ile� tam. A tak�e jakie� muzealne adlery i dkw z tablica-1 mi na liter� W. Obok kilku facet�w w mundurach niemieckich lotnik�w,! nieco dalej paru esesman�w z trupimi g��wkami na czapach. Stoj�, poga-j duj�, fajki kurz�. Filmowcy �a�� mi�dzy nimi - d�insy, brody, zamszowej kamizele. Jeden ze �wiat�omierzem biega z miejsca na miejsce i