14801

Szczegóły
Tytuł 14801
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14801 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14801 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14801 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanis�aw Kowalewski A JE�LI POWIEM NIE Siedmior�g Fotografia na ok�adce Hanna Kucia (c) Copyright by Stanis�aw Kowalewski Wydawnictwo Siedmior�g, Wroc�aw 1995 r. ISBN 83-86685-55-7 Dzie� pierwszy RANEK Wysiad� z po�piesznego autobusu ko�o Bielan. Zarzuci� plecak i r�wnym, miarowym krokiem ruszy� przed siebie. Spojrza� na znak drogowy z zielon� tabliczk� E81. Na szerokim w tym miejscu poboczu sta�a grupa ch�opc�w, trzymaj�c transparent z napisem: "Hungary". Jeden ze stoj�cych zagada� co� do niego w niezrozumia�ym j�zyku. Na chwil� przystan��, b�kn�� ko�law� angielszczyzn�: "please", a tamten z u�miechem co� po niemiecku. - Nie dogadamy si� - odpowiedzia�. - Szerokiej drogi i cze��! Wci�� przelatywa�y stary, jelcze i nyski, a tak�e skody, golfy, ma�e i wi�ksze fiaty. W�grzy machali swoim transparentem, ale �aden z woz�w nawet nie przyhamowa�. i Ruszy� dalej przed siebie. Jaka� dziewczyna w d�insach i kusym opalaczu powiewa�a w stron� przeje�d�aj�cych kolorow� chustk�. Tu� za ni� w przydro�nym rowie czai�o si� paru ch�opak�w, gotowych wskoczy� w ka�dej chwili do wozu, kt�ry zatrzyma�by si� przy dziewczynie wystawionej na wabia. Spojrza�a na id�cego. - Nie szkoda n�g? - rzuci�a. - Uprawiam marsze dla podtrzymania kondycji - odpowiedzia�. - To nie jest �cie�ka zdrowia - zawo�a�a - tylko cuchn�cy spalinami szlak, od kt�rego trzeba si� oderwa�. - Wierz� w swoje nogi. Szed� dalej. W pewnej chwili zorientowa� si�, �e post�puje nieprawid�owo. Nale�a�o i�� lew� stron� szosy, naprzeciw nadje�d�aj�cym samochodom, kt�re by�y widoczne z daleka. �ama� regu�y drogowego ruchu, ale jako� lepiej si� sz�o t�dy, gdzie w odleg�o�ci kilkunastu czy kilkudziesi�ciu metr�w jedna od drugiej sta�y barwne grupy i grupki amator�w autostopu. Spojrza� na drug� stron� jezdni. Tam pobocze by�o puste. 5 Dalej wytrwale szed� przed siebie. Z tr�jkolorow� chor�giewk� sta�a grupa dziewcz�t m�wi�cych po francusku. U�miechn�� si� do nich. Najmniejsza zagada�a do niego j�zykiem, z kt�rego zna� par� s��w tylko. - Bon voyage - rzuci�. - Bon voyage - zawo�a�y ch�rem. Droga o tej porze roku to kolorowy kawa�ek �wiata - pomy�la�. - Tyle ludzi z r�nych stron, tyle samochod�w naszych i zagranicznych. Ka�dy gdzie� jedzie, gdzie� si� spieszy. Lubi� ruchliwe drogi i nawet zapach spalin mi nie przeszkadza. Ciekawe, ile uda mi si� przej�� w ci�gu jednego dnia? Czy wszystko b�dzie przebiega� tak, jak sobie zaplanowa�em, i co z noclegiem? W schronisku m�odzie�owym mog� by� wszystkie miejsca zaj�te i wypadnie mi spa� w jakim� przydro�nym rowie. Na t� okoliczno�� znakomicie przyda si� m�j koc. Nocowanie pod go�ym niebem mnie nie przera�a. Chyba jednak znajd� jakich� uczynnych gospodarzy, kto� pozwoli mi przenocowa�, chocia� w stodole na sianie. Nigdy jeszcze nie le�a�em na sianie, ale podobno �pi si� na nim znakomicie. Szed� dalej r�wnym, miarowym krokiem. Zacz�� pogwizdywa� znajom� melodyjk� i stwierdzi�, �e idzie mu si� jeszcze lepiej. Dzie� by� s�oneczny i z ka�d� chwil� ranna �wie�o�� ust�powa�a przed nadci�gaj�cym z wolna upa�em. Kiedy dojd� do M�ocin - pomy�la� - zrobi� pierwszy ma�y post�j. Wejd� do lasu lub wyci�gn� si� na tej wielkiej ��ce otoczonej drzewami. Od Wis�y powinien zaci�ga� rze�wy wiaterek i b�dzie mi dobrze. Przypomnia� sobie M�ociny, kt�re nieraz zdarza�o mu si� odwiedza�. Kiedy�, w zamierzch�ej przesz�o�ci dociera� tam statkiem. Razem z innymi wysiada� na ma�ej przystani i bieg� na wysoki wa�, ci�gn�cy si� mi�dzy drzewami wzd�u� Wis�y. Potem je�dzi� tam tramwajem, a ostatnio autobusem. W tej chwili min�a go ci�ar�wka. Pod plandek� zobaczy� dziewcz�ta z grupy francuskiej. Macha�y w jego stron�. U�miechn�� si� do nich i od-macha� w odpowiedzi. PO�UDNIE W ten spos�b niedaleko zajd�. Ledwo par� kilometr�w przemaszerowa�em i ju� post�j. I to d�ugi, nieprzyzwoicie d�ugi. Ale nikt mnie przecie� 6 nie pogania. Kto i kiedy ustali�, �e mam gna� przed siebie jak elektrow�z pospiesznego poci�gu? Prawda, mia�em pewien plan, w przybli�eniu okre�li�em sobie dzienn� marszrut�. Tylko nie wzi��em pod uwag� wzmagaj�cego si� upa�u. Plan mog� zmieni� w ka�dej chwili i z nikim nie potrzebuj� tego uzgadnia�. Kto� kiedy� napisa�: "Sam sobie sterem, �eglarzem, okr�tem". Trafione. Dojrza�em do tego etapu. Czy to znaczy, �e uwa�am si� za doros�ego, samodzielnego faceta? Prawie tak. Prawie? Przez czas podr�y w ka�dym razie musz� si� uwa�a� za pe�nowarto�ciowego i dojrza�ego do... Zaraz, co� mi si� popl�ta�o. To upa�. M�ociny, wymarzone miejsce do przeczekania gor�ca. Mia�em doskona�y pomys�, by tu w�a�nie zrobi� pierwsz� przerw� w podr�y. Wielkie, stare drzewa daj� g��boki cie�, nawet niteczka s�onecznego blasku nie przedrze si� przez dach z zielonego listowia. I ten powiew znad rzeki. Wcale nie zazdroszcz� ludziom, kt�rzy porozk�adali le�aki na ��ce i sma�� si� w pe�nym s�o�cu. Opalenizna to dobra rzecz, ale gdybym tak pole�a� jedn�, drug� godzink�, pewnie by�bym za�atwiony do wieczora. Uwali�bym si� gdzie� w zaro�lach i przedrzema� a� do zmroku. Pierwszy dzie� podr�y mia�bym z g�owy. Tylko psy maj� do�� energii i zapa�u, by ugania� si� w pe�nym s�o�cu. Ich w�a�ciciele le�� wyciszeni i powa�ni. Celebruj� swoje ze s�o�cem obcowanie. Czasem kto� do kogo� zamamrocze i nie czekaj�c odpowiedzi zn�w zapada w wys�oneczniony letarg. A ja, czyli ster, �eglarz i okr�t w jednej osobie, wydaj� w tej chwili rozkaz. Natychmiastowy start. Raz, dwa, trzy... Patrzcie, ani drgn�� ten m�odzieniec! Niedobrze, przesta�em s�ucha� siebie. Zbuntowa�em si� sam przeciw sobie i bezwstydnie lekcewa�� rozkazy p�yn�ce z mojej centrali. PO�UDNIE (troch� p�niej) � - Gdzie w�drujesz, stary? - Na p�noc. - Zgadza si�. Ale co ci� op�ta�o, �eby zasuwa� na piechot�? - Tylko tak mo�na co� zobaczy�. - Jeste� troch� na bakier? - Co znaczy: "na bakier"? - No, taki bardziej na opak. 7 - Chc� si� lepiej przyjrze� wszystkiemu po drodze. - Chyba to strata czasu. - Nie spieszy mi si�. - No to szcz�liwej drogi. Ja jestem za darmow� motoryzacj�. - Chudy okularnik w be�owym kapelusiku stercz�cym na czubku g�owy i z torb� przewieszon� przez rami� krzywo si� u�miechn��. - Szerokiej drogi - mrukn�� Jerzy i ruszy� przed siebie. Ale nie uszed� daleko, gdy us�ysza�: - Stary, zaczekaj! Przystan��. - O co chodzi? - Mo�e to nie jest najgorsze, co wymy�li�e�. Na pr�b� przespaceruj� si� z tob�. - Jak chcesz. Okularnik wyci�gni�tym krokiem podszed� do niego. - A mo�e wolisz zasuwa� w pojedynk�? Je�li tak, to odcumowuj� i cze��. - Mo�esz do��czy�. - Tomasz - okularnik wyci�gn�� r�k�. - Jerzy - odpowiedzia� i u�cisn�� podan� d�o�. - S�uchaj, Jerzy, daleko maszerujesz? - Pi��set, mo�e sze��set kilometr�w. - O rany. Zel�wki zedrzesz i b�dziesz goni� na bosaka. I dok�d tak? - Nad morze. - To �le wyliczy�e�. Nad morze wcale nie jest a� tak daleko. Najbli�ej na przyk�ad do Stegny albo do K�t�w Rybackich. B�dzie trzysta z czym�. - Chcia�em zaliczy� wybrze�e �rodkowe. - Id� z tob� na pr�b�. Popatrz� na �wiat oczyma piechura. Jerzy ruszy� naprz�d, a tu� obok Tomasz. - Idziemy nieprawid�owo - cicho zauwa�y� Tomasz. - Pieszy idzie zawsze lew� stron� drogi. - Wiem. - Wi�c czemu idziesz praw�? - Zabawniej. Po prawej gromady amator�w szybkiej komunikacji czekaj� w niesko�czono�� na okazj�. Oni stoj� i czekaj�, a ja id� i popatruj� na nich. - To ci� utwierdza? 8 - W czym? - No, samego w sobie, czy jakby to powiedzie�. Jeste� za podr�owaniem samodzielnym. - Yhm. - Mo�e ci przeszkadza, �e gadam? - Nie. - Ja ju� si� wysta�em na szosie. Od rana tak stoj� i �adnej okazji jeszcze nie pod�apa�em. - Gdyby� si� przyklei� do jakiej� grupy, a najlepiej do fajnie wygl�daj�cej dziewczyny, na pewno by�by� ju� w drodze. - Daj spok�j. Ani mi si� �ni czepia� dziewuch. Jerzy spojrza� uwa�nie na Tomasza. Wysoki, chudy, okulary o grubych szk�ach, twarz pokryta lekk� opalenizn�. - Nie widzia�e�, jak r�ne pomys�owe ch�opaki wystawiaj� swoje dziewczyny na pokaz? Ci�ar�wka lub nyska przystaje, a wtedy oni wskakuj� ca�� gromad� pod plandek� i wio, do przodu. - Mowy nie ma, �ebym si� wrabia� w takie uk�ady. - Dzi�ki temu od rana stoj�c na szosie nie upolowa�e� �adnej okazji. - Zamieni�em si� na razie w piechura-krajoznawc�. Po chwili: - Jak si� zapatrujesz na tak� imprez� jak tankowanie? Jerzy popatrzy� pytaj�co. - M�wi� o skromnym, ale po�ywnym obiedzie. - Jeszcze nie przeszli�my kilometra. - Ale zrobi�a si� pora obiadowa. Cz�owiek, jak pies sk�ada si� z sumy odruch�w warunkowych. - Yhm. - O odruchach warunkowych nie s�ysza�e�? - Znam. Pies, �arcie, dzwonek. Raz, drugi, trzeci. Potem pies i dzwonek, �arcia nie ma, a psu z pyska leci �lina. Co to ma wsp�lnego z nami? - Cz�owiek si� sk�ada z sumy przyzwyczaje� i drobnych nawyk�w, kto� kiedy� napisa�, a nasz belfer od biologii w swoim czasie nam to naukowo uzasadni�. - Lubi� psy, konie, krowy, barany, nawet mr�wki i stonogi mi nie przeszkadzaj�, ale staram si� �y� wed�ug w�asnych zasad. - Czy to znaczy, �e niedawno zatankowa�e� co� wysokokalorycznego? 9 - Mhm - mrukn�� Jerzy w spos�b nieokre�lony i przypomnia� sobie, �e w m�oci�skim parku zjad� bu�k� z kie�bas�, par�wk� na zimno i popi� herbat� z termosa. - Nie jestem fakirem - powiedzia� Tomasz - kt�remu wystarczy zrobi� trzy g��bsze oddechy, pomy�le� o nirwanie i ju� obiad ma z g�owy. - Co proponujesz? - Zrobi� post�j i co� przek�si�. - Czekaj�c na szosie mia�e� mn�stwo czasu. - Nie mog�em wtedy my�le� o �arciu. To nerwowe zaj�cie, trzeba wci�� uwa�a� i k�ania� si� zmotoryzowanym bucom. POPO�UDNIE PӏNE Weszli na most, pod nimi p�yn�a Wis�a. - Otruli nasz� Wise�k�, kr�low� rzek polskich - rzuci� Tomasz. - Polacy nie mieli zwyczaju tru� swoich kr�l�w. - Spr�buj no tej wody. Jakby kto� wla� do niej mleka, wsz�dzie b�ble i bia�a piana. Nie u�wiadczysz tu ryby ani �adnej �ywej istoty. - Wi�c co robi� ci wystaj�cy na brzegu faceci z d�ugimi tykami? - Czekaj�, a� w rzekach pojawi si� nowy gatunek ryb, odpornych na wszelkie trucizny. - My�lisz, �e si� doczekaj�? - Najpewniej niepr�dko. Mo�e w og�le nie ci faceci, tylko ich wnuki lub prawnuki. - Wi�c czemu ci tutaj tkwi� jak zakl�ci? - Sta� sobie nad rzek� w lecie to niez�a rzecz. Zaci�ga wiaterkiem, woda p�ynie, p�ynie, mo�na sobie pomarzy� o tym, o tamtym. Ale �eby wygl�da�o powa�nie, przynosz� ze sob� te w�dki, w�dziory, w�dziska, patrz� na sp�awiki, a przy haczykach zdychaj� im z nudy kawa�ki glist albo plastikowe muchy. - Nie by�e� nigdy w�dkarzem. - Ale niewykluczone, �e zostan�. Mam na dzi� dosy� marszu. Uwa�am, �e faceci z w�dkami, zadumani nad otrut� Wis��, wybrali lepsz� cz��. - Od kogo lepsz�? - Od nas. - Mo�emy zrobi� post�j. Osobi�cie doradzam przej�� kolejny most i usi��� nad Narwi�. 10 - Jeszcze jeden mostek dzisiaj... - zanuci� Tomasz. - Nad Narwi� s� dobre miejsca, piasek, krzaki. Ludzi ca�kiem niewiele i woda o wiele czystsza ni� w Wi�le. My�la�em, �eby si� wyk�pa�, po k�pieli cz�owiek od razu robi si� �wie�y. - Ile przeszli�my? - Troch� ponad trzydzie�ci. - Kilometr�w? - Mhm. - Czuj� to w nogach. S� jakie� ci�kie, og�upia�e, zupe�nie jak nie swoje. - Nigdy nie trenowa�e� d�u�szych marsz�w? - A po co? Nie czasy dla piechur�w. Ty nie czujesz drogi w ko�ciach? - Czuj�. Ale my�l�, �e jak si� rozkr�c�, to ka�dego dnia b�dzie mi l�ej i��. - Jak stoimy z noclegiem? - Co� si� wymy�li. - Ale ja ju� mam do��. - Jeszcze troch�. Zaliczymy Narew. Zobaczysz, k�piel ci� podratuje. - Narew podobno jest niebezpieczna, a z moim p�ywaniem kiepsko. - Mo�esz si� pochlapa� przy brzegu. Znam zupe�nie dobre miejsca. PӏNE POPO�UDNIE (nadchodzi wiecz�r) Tomasz le�y wyci�gni�ty na piasku ma�ej pla�y nadrzecznej. Jerzy wychodzi z wody, �wiczy kr�tkie biegi, wymachuje r�kami. - Nie m�wi�em, �e k�piel to fajna rzecz! - Fajna - mruczy sennie Tomasz. - Nie le� taki mokry, bo si� przezi�bisz. Wytar�e� si� po k�pieli? - Mam dosy�. - Ale wytrze� si� musisz. Jerzy wyci�ga z plecaka niedu�y r�cznik i rzuca go Tomaszowi. Ten wyciera si� ospale. - My�la�em, �e dojdziemy jeszcze dzisiaj do Zakroczymia - kusi Jerzy. - I tam skombinuje si� jaki� nocleg. - Masz w Zakroczymiu rodzin� czy znajomych? - Ani jedno, ani drugie. Ale musi by� jakie� sezonowe schronisko czy noclegi na kempingu. 11 - Jeste� dziwnie beztroski - Tomasz zza swych okular�w o grubych szk�ach patrzy melancholijnie na Jerzego. - Ty te� musisz by� dziwnie beztroski - odcina si� Jerzy - je�li chcesz podr�owa� autostopem. A mo�e pozamawia�e� ju� na wszelki wypadek pokoje w hotelach kategorii lux czy te� intercontinental w r�nych miejscowo�ciach na trasie? - Nie jestem pewien - mrukn�� Tomasz. - By� mo�e rzeczywi�cie pozamawia�em, ale bywam roztargniony i cierpi� na okresowy zanik pami�ci. - Nie ruszysz si� st�d? - Na razie nie - Tomasz odk�ada r�cznik na k�p� trawy i leniwie si� przeci�ga. - A w�a�ciwie - rzuca Jerzy - nie powiedzia�e� mi, jakie masz plany i gdzie si� wybierasz? - Staram si� nie robi� �adnych plan�w. - Wi�c podr�ujesz bez planu? - Oczywi�cie. Tylko taka podr� naprawd� co� warta. - Na luzie. - Na luzie. - Ja jednak chcia�bym wcze�niej czy p�niej dotrze� nad morze. - Na �rodkowe wybrze�e... - Tak jest. - Zobacz�. Jeszcze nie jestem zdecydowany. - Powiedz mi, Tomasz, co ci� skusi�o, �eby dra�owa� ze mn� na piechot�? - Chcia�em popr�bowa� czego� nowego. Wszyscy si� czepiaj� samochodu, a ty im na przek�r piechotk�. Troch� mi zaimponowa�e�. Pomy�la�em, �e mo�e rzeczywi�cie na piechot� ciekawiej, widzi si� wi�cej i zalicza to czy owo, na co spod plandeki samochodu nawet nie spojrzysz. - A teraz co? - Tytu�em eksperymentu zaliczy�em. - I masz dosy�? - Chwilowo dosy�. - Do Zakroczymia nie poci�gniesz ze mn�? - Na razie nie. - Co znaczy: "na razie"? - zdenerwowa� si� Jerzy. - Nied�ugo zrobi si� noc, wtedy o miejsce do spania jeszcze trudniej. 12 ? - Mnie tu dobrze. - To OK - rzuci� Jerzy. - Zostawiam ci� w malowniczym miejscu, a sam ci�gn� dalej. - OK - potwierdzi� spokojnie Tomasz. - Dzi�kuj� za towarzystwo i mile sp�dzony dzie�. Jerzy ubra� si� w milczeniu, zarzuci� na ramiona plecak i bez s�owa skierowa� siew stron� drogi wiod�cej do Zakroczymia. Tomasz le�a� dalej na stygn�cym powoli piasku. Nie spojrza� nawet na odchodz�cego. S�o�ce skry�o si� za fio�kow� �re�og�. Jerzy doszed� do drogi i popatrzy� na g�stwin� p�dz�cych w obie strony samochod�w. Niekt�re ju� pozapala�y �wiat�a. Sta� przez d�u�sz� chwil� przypatruj�c si� jad�cym, potem zawr�ci� w stron� rzeki i ma�ej pla�y, gdzie w�r�d zaro�li zostawi� Tomasza. Ten le�a� dalej na piasku w samych k�piel�wkach. - I co dalej? - spyta� Jerzy. Tomasz obr�ci� si� do niego. - Wr�ci�e�. - Tak jakby. - Poco? - Dok�adnie sam nie wiem. - No widzisz. Ja nianiek nie potrzebuj�. Od le�enia na ch�odnym piasku najwy�ej z�api� katar. Z tym da si� �y�. Zrobi�e� b��d. - Jaki? - Tracisz niepotrzebnie kawa� czasu. Ju� do Zakroczymia nie zd��ysz przed noc�. Wrabiasz si� w pod�� sytuacj�. - A ty? - Co ja? Dla mnie sytuacja wcale nie najgorsza. Ubior� si�, co� wrzuc� na z�b, a potem owin� si� w koc i zakimam. - Nie b�dziesz si� ba�, tak spa� nad rzek� w pojedynk�? - Czemu? Ilu rybak�w tak sp�dza nock�. Siedz� ze swoimi patykami czekaj�c na ryb�, kt�ra przewa�nie si� nie zjawia, i kiwaj� si�, coraz g��biej w sen wchodz�, a� wreszcie wal� si� ko�o swoich w�dek i �pi� a� do rana. Podobno sen rybak�w najzdrowszy. Nerwy sobie lecz�. - A tak�e inkasuj� paskudny reumatyzm. - Na reumatyzm jeszcze mamy par� latek. Ostrzegam ci�, Jerzy, zasuwaj biegiem do Zakroczymia. - Nie mog� ci� tak zostawi�. 13 - Naprawd�? - Tomasz poderwa� si�, zdj�� okulary i szybko je przetar� r�bkiem le��cej obok koszuli, a potem na�o�y� je z powrotem. - Niech ci si� przyjrz� - mrukn�� i wpatrzy� si� w Jerzego. - Pierwszy raz widz� faceta, kt�ry czuje si� odpowiedzialny za kogo� dopiero co poznanego. - Sko�cz t� gadk� - mrukn�� Jerzy - i ubieraj si�. - Sk�d ten po�piech? - Nie mog� patrze�, jak kto� sam sobie robi na z�o��. - Ani mi to w g�owie. Dobrze si� relaksowa�o. Ziemia, na kt�rej le�� i kt�rej dotykam, to sk�ra naszego globu. Na szcz�cie nie ostyg� on jeszcze ca�kiem i posiada co nieco w�asnego ciep�a. - Jeste� w nastroju do tasiemcowych gadek. Masz przynajmniej co� do jedzenia? - A je�li nie? - Poszukam w swoim plecaku. - I co dalej? - No, przekimam tu z tob� do rana. Zapowiada si� ciep�a noc, wi�c mo�e nam to przejdzie ulgowo. - A rankiem? - Rankiem ruszam w dalsz� drog�. - Pieszo? - Pieszo. - Obawiam si�, �e bez mego udzia�u. - Nie szkodzi. Ty sobie znajdziesz forda mustanga, kt�ry podrzuci ci� od razu na drugi kraniec Polski. - Je�li tak, to... - powiedzia� Tomasz i nagle uci��. Podni�s� si� z piasku, naci�gn�� d�insy, koszul�, nogi wsun�� w sanda�y. Si�gn�� po torb� i zacz�� w niej grzeba�. - Mam jedn� puch�. Pewno ryba jaka� czy gulasz wo�owy. I bu�a. O, jest i druga. We�miesz? Wyci�gn�� w stron� Jerzego ma�lan� bu�k� posmarowan� mas�em. - Mam w�asny wikt i opierunek - rzuci� Jerzy i poszperawszy w plecaku wyj�� serek w srebrnym papierku i kromk� chleba. Wyci�gn�� termos, potrz�sn�� nim. - Pusty. Nie b�dzie czym popi�. - Widzisz - ponuro stwierdzi� Tomasz. - Ud�awisz si� moim towarzystwem wcze�niej, ni� ci si� wydaje. W Zakroczymiu pi�by� teraz herbatk�, a mo�e kropn��by� sobie ze dwie cole pod rz�d. 14 - Trzy cole - poprawi� Jerzy i zabra� si� do jedzenia. - Wszystko to sprawa wyobra�ni - stwierdzi� z pe�nymi ustami Tomasz. - Co pewien czas wyobra� sobie, �e zaci�gasz si� haustem pysznej coli, a zobaczysz, jak �atwo ci p�jdzie nabijanie si� kaloriami. PӏNY WIECZ�R (nadchodzi noc) Jerzy i Tomasz siedz� na brzegu rzeki. Z dala, od strony drogi, dobiega szum i warkot jad�cych samochod�w. - Gdyby�my odeszli jeszcze z kilometr od szosy - m�wi Jerzy - by�oby chyba ciszej. - Szukasz ciszy? - Je�li mam zasn��, wol�, �eby by�o cicho. - Ja ju� jestem adaptowany do ha�asu. Mieszkam w cha�upie przy ruchliwej ulicy, dzie� i noc jad� samochody. Uodporni�em si� albo sta�em si� troch� g�uchy. - Mo�e ju� wszyscy jeste�my g�usi. Czasem my�l�, �e wok� nas rozlega si� mn�stwo g�os�w i d�wi�k�w, kt�rych w og�le nie jeste�my w stanie us�ysze�, i bardzo tego �a�uj�. - Dialogi mr�wek, nocne zwierzenia motyli, przy�piewki paj�k�w. Kto� twierdzi�, �e nawet kamienie maj� swoj� mow�. - Pewno tak, ale my, jako g�usi, jeste�my z tego wy��czeni. - Lubi�, kiedy si� ze mn� zgadzasz - rzuci� Tomasz. - W og�le jeste� niez�ym facetem i gdyby nie ten �wiek w m�zgu, by�by� ca�kiem do wytrzymania. - Jaki �wiek? - Z obowi�zkowym zwiedzaniem �wiata na piechot�. Przez d�u�sz� chwil� panuje milczenie. - �eby� sobie znalaz� jak�� pokazow� dziewczyn� - m�wi nagle Jerzy - w ci�gu jednego dnia lekko dojecha�by� do Sopotu. Niewykluczone, �e i do samego �winouj�cia. - Zostaw pokazowe dziewczyny w spokoju - warkn�� Tomasz. - Nie potrzebowa�by� si� zastanawia� nad tym, czy zwiedzanie �wiata na piechot� ma sens czy nie. - Temat uwa�am za wyczerpany - powiedzia� nagle Tomasz. - Dobranoc. - Dobranoc. 15 Tomasz wyj�� z worka lekki kocyk, z wielk� dba�o�ci� owin�� si� nim i wyci�gn�� na piasku. Po chwili zdj�� okulary i po�o�y� tu� przy twarzy. Jerzy dalej siedzia� nad rzek�, zapatrzony w jej migotliwy nurt. Czemu tu zosta�em? - pomy�la� z lekkim zdziwieniem. - Na co dzie� mam dosy� najr�niejszych przymus�w i obowi�zk�w, na wakacjach wszystko powinno by� inaczej. I nie powinienem przymusza� do niczego Tomasza ani on mnie. On ci�gnie do szybkiego tempa i motoryzacji, ja lubi� si� przygl�da� mijanym okolicom bardziej szczeg�owo i dok�adnie. Przynajmniej tak to sobie umy�li�em przed wymarszem w drog�. Wi�c czemu zawr�ci�em? Czy przypadkiem nie sobie samemu na z�o��? Nie ma nic g�upszego ni� robienie sobie samemu na z�o��. Wi�c czemu zamiast i�� do Zakroczymia zawr�ci�em tutaj? Nie chcia�em zostawia� Tomasza w pojedynk� na tej pla�y? Mo�e. Czy uzna�em Tomasza za dobrego towarzysza w podr�y? Nie jest najgorszy. Dziwny troch�, ale jako� chyba si� dogadujemy. Zdecydowa� si� i�� ze mn� na piechot�, cho� mia� zupe�nie inne zamiary. Mo�e szuka� kumpla do wsp�lnego podr�owania i ja wyda�em mu si� odpowiedni. Sam powiedzia�, �e tytu�em pr�by b�dzie mi towarzyszy�. Wi�c czy pr�ba si� uda�a? Nie wiem. Najpewniej jutro rano powiemy sobie: cze��. On wreszcie dorwie si� do jakiego� transportu, a ja b�d� wydeptywa� pobocze drogi. Ale dzisiejsza noc za�atwiona. Czuj�, �e nie zmru�� oka. Wci�� s�ysz� huk od szosy i �wiat�a reflektor�w migaj�, k�uj� w oczy. Ze snu nici. A Tomasz �pi jak dziecko. - Ty nie masz zamiaru zakima�? - niespodziewany g�os Tomasza. - Jako� mnie nie ci�gnie do snu. Ale my�la�em, �e ty �pisz doskonale. - Usi�owa�em, ale nie wychodzi. Martwi� si� o ciebie. - O mnie? - Gdyby� tu nie wraca�, spa�by� teraz na luksusowych piernatach w uroczym Zakroczymiu. - Kto teraz sypia na piernatach... - Porz�dni ludzie, kt�rzy zamieszkuj� miejscowo�ci poni�ej stu tysi�cy obywateli. - Nie wrabiaj mnie w piernaty. - W porz�dku. By� mo�e trafi�by� wobec tego na luksusowy materac jugos�owia�ski, faszerowany g�bk� i w�osiem. - Bardzo wysoko oceniasz mo�liwo�ci Zakroczymia i jego go�cinno��. Tomasz szybkim ruchem si�gn�� po okulary, na�o�y� je, popatrzy� na Jerzego, potem odwin�� si� z koca. 16 - Jestem got�w. - Co to znaczy? - zdumia� si� Jerzy. - Mo�emy kontynuowa� podr�. - Ale teraz zrobi�a si� noc. - Najlepsza pora do podr�owania. S�o�ce i upa� nie dokuczaj�. - To nie ma sensu. - Pole�a�em, odpocz��em, jestem �wie�y. Niewykluczone, �e trafimy jak�� okazj�. - Okazj�? - No met�, gdzie mo�na by zakima�. - Twierdzi�e�, �e uwielbiasz spa� na �onie natury. - Anuluj�. Nie nale�y �lepo trzyma� si� takich prywatnych twierdze�. - Jak chcesz, mo�emy i�� - powiedzia� Jerzy i zacz�� pakowa� plecak. Tomasz zwin�� sw�j kocyk i wsun�� do worka. - "Naprz�d wiara, i�� przytomnie, tylko wara p�aka� po mnie..." - za�piewa� zgrubia�ym g�osem. - Masz chryp� - rzuci� Jerzy. - Pewno od le�enia w mokrych k�piel�wkach na piasku. Szli troch� po omacku w�sk� �cie�k� w�r�d nadbrze�nych zaro�li. Pachnia�o zwilg�ym, gnij�cym sitowiem. Tomasz, id�cy przodem, potkn�� si� i paskudnie zakl��. To ja powinienem i�� przodem - pomy�la� Jerzy. - Mam znacznie lepszy wzrok i chyba lepsz� kondycj� od Tomasza. Ale gdybym mu to powiedzia� lub min�� go i wysun�� si� do przodu, wysz�oby jako� g�upio. Lepiej nic nie zmienia�. Tomasz par� naprz�d rozgarniaj�c ga��zie. Co pewien czas s�ycha� by�o jego mamrotanie pe�ne urazy do nocnych ciemno�ci. �cie�ka troch� si� rozszerzy�a i po chwili wspi�li si� w g�r� na nasyp, kt�rym bieg�a szosa. Przeci�li j� i znale�li si� na prawym poboczu. - Nale�y i�� lew� stron�, naprzeciw nadje�d�aj�cych pojazd�w - przypomnia� Jerzy. - Ale rano w�drowa�e� praw�. - Ju� ci m�wi�em. We dnie prawa strona jest ciekawsza od lewej. - Pami�tam. By� mo�e w nocy te� warto i�� po prawej. 17 2 -4-d je�li ????? - S�uchaj, Jerzy. Ca�y dzie� wlok�em si� z tob� na piechot�. - Nikt ci nie kaza�. - Nie o to chodzi. Teraz jest noc, pora snu i t�pe, i tede. Noc w twoich szczytnych zamiarach, by kraj przemierza� na piechot�, to czas, kt�ry si� nie liczy. Przest�j czy post�j. Ot� proponuj� w tym w�a�nie czasie odbi� troch� od kochanej stolicy. - Co znaczy: "odbi�"? - Pod�apa� okazj�. W nocy niekt�rzy kierowcy ulegaj� odruchom bezinteresownej �yczliwo�ci bardziej ni� w dzie�. - I ty chcia�by�... - Tak, chcia�bym. �ycie sk�ada si� z wzajemnych ust�pstw. W dzie� depta�em razem z tob� po s�o�cu i skwarze. Pozw�l, �e teraz spr�bujemy podr�owa� moim sposobem. - To nie le�a�o w moich planach - mrukn�� Jerzy. - Ach, plany, plany... Od tego s�, �eby je zmienia� z najlepszym po�ytkiem dla siebie i innych. - T�uc si� autostopem, jaki� to po�ytek? - Odbijemy si� kawa�ek drogi. Czym dalej od centrum, tym ludzie poczciwsi i �atwiej o nocleg. - Nie jestem pewien. - Wi�c jak? Pozwolisz, �e zrobimy ma�� pr�b�? A nu� si� uda. - Nie wierz�, �eby si� uda�o. A poza tym... Przemkn�y ko�o nich dwa szare mercedesy z cichym szumem opon. - Dewizowcy - westchn�� Tomasz. - Te� lubi� podr�owa� noc�. Przez d�u�sz� chwil� na szosie panowa� spok�j, potem w kierunku Warszawy przesun�a si� kawalkada wype�nionych pasa�erami autobus�w. - Podr�owa� autobusem lub poci�giem, uprzednio wykupiwszy bilet, i amator szybkiej, wygodnej komunikacji reszt� ma z g�owy. - A nie - obruszy� si� Tomasz. - Co to, to nie. Podr� musi by� przygod�, konieczne s� elementy zupe�nie nieprzewidziane, inaczej klops. - Klops - powt�rzy� jak echo Jerzy. - A poniewa� nie widz� ch�tnych do okazywania nam wzgl�d�w, proponuj� ruszy� w drog�. - Zaraz - sykn�� Tomasz. - Odrobin� cierpliwo�ci. Przelecia�a ko�o nich syrenka, potem sfatygowany golf, przemkn�y, porykuj�c pe�n� moc� silnik�w, dwa fiaty. 18 Powoli, z godno�ci� zbli�a� si� star. Tomasz zerwa� kapelusik z g�owy i zacz�� nim gwa�townie macha�. Star zwolni�, potem zatrzyma� si�. Podbiegli do kabiny kierowcy. - Ilu was? - z uchylonego okna wyjrza�a okr�g�a twarz. - Dw�ch. Tylko dw�ch - zawo�a� Tomasz. - A wolno wiedzie�, dok�d pan jedzie? - Czy to ma jakie� znaczenie? - roze�mia� si� kierowca. - Przecie� wam wszystko jedno dok�d, byle jecha�, byle do przodu. - Wcale nie wszystko jedno - sprostowa� Jerzy. - Lec� na ��ck. - To tu� ko�o P�ocka - rzuci� Tomasz. - Wskakujcie, tylko raz-dwa - wskaza� wolne miejsca w obszernej szoferce. - ��ck... - zastanawia� si� Jerzy. - W�a�ciwie to w bok od mojej trasy. - Nie gadaj, tylko wskakuj - rzuci� Tomasz rozkazuj�co. I Jerzy bez s�owa wspi�� si� po �elaznym stopniu do wysoko po�o�onej kabiny, a tu� za nim Tomasz. Rozparli si� na siedzeniach wygodnie. Silnik zagrzmia�, przez moment widzieli zegary i wska�niki z kolorowymi lampkami na tablicy rozdzielczej, potem wszystko zgas�o. Ods�oni�a si� przed nimi droga, uj�ta w �wiat�a szosowych reflektor�w. By�o na niej jasno jak na teatralnej scenie. Ka�d� nier�wno�� czy dziur� w asfalcie blask wy�uskiwa� z mroku, a tak�e pobocza z drogowskazami do P�o�ska, M�awy, Gda�ska. Silnik mrucza� basem. O szyb� szoferki co pewien czas rozbija�y si� �my z mi�kkim pacni�ciem, czasem jaki� �uk uderza� twardo, jak kamyk rzucony z g��bi nocy. - Nie ma jak du�y, silny samoch�d - Tomasz wo�a, by przekrzycze� g�os silnika. Kierowca nic nie odpowiedzia�. - Za kierownic� takiego wozu cz�owiek musi si� czu� jak kapitan wielkiego motorowca. - A najlepiej jest noc� - zawo�a� po raz trzeci Tomasz. - Wtedy na drodze ruch maleje i cz�owiek prowadz�cy wielk� maszyn� mo�e sobie wyobra�a� r�no�ci. - Co za r�no�ci? - spyta� Jerzy. - �e jest w�adc� wszystkich dr�g, a mo�e w�adc� wszystkiego, co si� ukrywa i co w ka�dej chwili mo�e ogarn�� �wiat�ami swojej maszyny. 19 - S�uchajcie, kawaleria - spyta� kierowca - gdzie was tak nosi po nocy? - Mieli�my zamiar zakima� nad rzek�, ale jako� nic z tego nie wysz�o - skwapliwie odpowiedzia� Tomasz. - Komary? - Nie tyle komary - powiedzia� Jerzy - co tak w og�le... �wiat�a, g�osy od drogi. - A kto wam kaza� nocowa� nad rzek� i w dodatku blisko szosy? - Chcieli�my doj�� do Zakroczymia i tam szuka� noclegu. Ale kolega mia� do��. - Wcale nie mia�em do�� - zaprotestowa� Tomasz - tylko uzna�em, �e pora gruntownie odpocz��, bo mia�em w nogach �adny kawa�ek drogi. - Wy�cie szli na piechot�? - zdumia� si� kierowca. - Na piechot� - o�wiadczy� z godno�ci� Jerzy. - Kto dzi� chodzi na piechot�? - W�a�nie my. - Rozumiem, �e na jakich� zawodach albo w marszu "ku czci", czy kiedy si� idzie do woja - wydziwia� kierowca. - Na piechot� o wiele wi�cej mo�na zauwa�y� i pozna� - rzuci� Jerzy. - Wporz�siu - przyzna� kierowca. - Ale z tego wynika, �e jeste�cie nietypowi. Jerzy i Tomasz zamilkli. - Niech wam si� przyjrz� - kierowca obr�ci� si� na chwil� w ich stron�. - Nietypowym w �yciu ci�ej. - Mo�e tak, mo�e nie - odpowiedzia� Jerzy. - My�l�, �e jak si� ma na co� ochot� i mo�na to robi� bez szkody dla innych, nale�y post�powa� zgodnie z w�asnymi upodobaniami. - Bez szkody dla innych... - szepn�� z boku Tomasz. - Zapomnia�e� o moich nogach. - Sam si� zdecydowa�e�. - Sam, ale podkusi�e� mnie tym swoim... - Co tam? - spyta� kierowca. - Ma�y wieczorek dyskusyjny? - Uwagi na marginesie - burkn�� Tomasz. Ci�ar�wka przygasi�a reflektory i to samo zrobi� samoch�d nadje�d�aj�cy z przeciwnej strony. Za nim przemkn�y jeszcze trzy inne. 20 - Czemu ludzie lubi� si� pcha� gromadami. Nikogo nie ma na szosie i potem naraz ca�y peleton - dziwi� si� Jerzy. - Mo�e im weselej, kiedy jeden zagl�da drugiemu w tylne �wiat�a. Samoch�d zwolni� i skr�ci� w lewo. Na ��tej tablicy ujrzeli napis: P�ock, a obok podano liczb� kilometr�w. - Teraz droga b�dzie jeszcze spokojniejsza - powiedzia� kierowca. - Ma�o kto lubi pcha� si� po nocy. A wy wysi�dziecie w P�ocku czy polecicie ze mn� na ��ck, co wolicie? - Gdzie b�dzie �atwiej o nocleg? - spyta� Jerzy. - W P�ocku w PTTK powinni�cie dosta� ��ko albo wska�� wam jak�� kwater�. - Tylko czy w og�le zechc� z nami gada� po nocy? - Jak nie, to p�jdziecie na Tumskie Wzg�rze. Pi�kny stamt�d widok na Wis�� i mo�na si� przedrzema� na �awce. No i trafia si� okazja, by na w�asne oczy ogl�da� wsch�d s�o�ca. - To nas pan pocieszy� - stwierdzi� Tomasz. - W waszym wieku zarwa� nock� to betka. A jak chcecie zalicza� i poznawa�, to Tumskie Wzg�rze polecam. �adne to miejsce. - W og�le w naszym kraju nie brak miejsc pi�knych. - Zrobi�em si� senny - powiedzia� Tomasz. - W zwi�zku z perspektyw� sp�dzenia reszty nocy na Tumskim Wzg�rzu chyba sobie zaki-mam. - Za sen si� nie dolicza - rzuci� kierowca. Tomasz zdj�� okulary, w�o�y� je do kieszeni w wiatr�wce i zamkn�� oczy. - Je�dzi pan stale t� sam� tras�? - spyta� Jerzy. - Sk�d! Robi� kursy po ca�ej Polsce, od Przemy�la do Szczecina. I od Suwa�k po Jeleni� G�r�. Nasza centrala wsz�dzie sw�j towar rozprowadza. Jerzy nie usi�owa� nawet docieka�, o jakie towary chodzi. - Bardzo to ciekawe m�c tak je�dzi� i zwiedza�. - Na zwiedzanie czasu niewiele, tyle co si� wypatrzy przez szyby szoferki. Ale lubi� prac� w ruchu. Zwykle je�dzi ze mn� pomocnik, dzi� mia� spraw� rodzinn� i pojecha�em sam. Jerzy nie pyta� o nic wi�cej. Tomasz odchyli� g�ow� do ty�u, otworzy� usta lekko posapuj�c. Kierowca prowadzi� w�z w milczeniu, reflektory wychwyci�y z ciemno�ci zielonkawe �wiate�ka ko�skich �lepi. Z naprzeciwka jecha�a nie o�wietlona furmanka, wo�nica spa� uwalony na wypchanym worku. 21 - Pijany - warkn�� kierowca. I zn�w noc, monotonne buczenie silnika. Dzie� drugi s WCZESNY RANEK I Pierwszy obudzi� si� Tomasz. - Dnieje - zawo�a�. - Zimno, ca�kiem mi zimno. Nerwowo si�gn�� do worka, wyci�gn�� kocyk i otuli� si� nim. Jerzy otworzy� z trudem oczy. - Gdzie my jeste�my? - natarczywy g�os Tomasza. - Na Tumskim Wzg�rzu. - To znaczy gdzie? - W P�ocku na wzg�rzu katedralnym inaczej zwanym Tumskim. - A sk�d si� tu wzi�li�my? - Kierowca zatrzyma� si� ca�kiem blisko i wskaza� nam drog�. Zdecydowa�em, �e nie ma co budzi� po nocy ludzi w PTTK, i przyszli�my tutaj. - Nic nie pami�tam. - By�e� tak rozespany, �e nie zdoby�e� si� na �adne ludzkie s�owa, tylko mamrota�e� co� pod nosem. Doholowa�em ci� tutaj i od razu uwali�e� si� na �awce, ja obok ciebie. By�o cicho, pusto i zupe�nie ciep�o. - Ale teraz jest zi�b. - Zwykle nad ranem si� och�adza. Chod�, co� ci poka��. Tomasz wsta� niech�tnie, przeszli par� krok�w i ods�oni� si� przed nimi widok rozleg�y. W dole Wis�a, w tej chwili ca�a z�ota i r�owa, a niebo po wschodniej stronie r�wnie� z�ote i r�owe. Rzek� p�yn�� powoli statek, za nim ci�tjh�a si� struga r�owoz�otej piany. - Zaraz wzejdzie s�o�ce - szepn�� Jerzy. - Pi�knie - bez przekonania stwierdzi� Tomasz. - Ale pozwolisz, �e wr�c� na �awk� i jeszcze troch� zakimam. Ko�ysz�cym si� krokiem sfatygowanego marynarza Tomasz oddali� si� w stron� �awki. Jerzy obserwowa� przeciwleg�y brzeg rzeki. Miasto powoli budzi�o si� ze snu. Przejecha�a jedna i druga ci�ar�wka, jacy� ludzie szli niespiesznie 22 przybrze�n� ulic�. Pluj�c k��bami czarnego dymu ma�y holownik ci�gn�� kilka barek, po chwili przesun�a si� szara motor�wka. Mi�dzy drzewami zab�ys�o �wiat�o wschodz�cego s�o�ca. Lekka mgie�ka, kt�ra trwa�a w dole rzeki, roztopi�a si� w blasku dnia. Ze skwirem przemkn�y po niebie dwie jask�ki. Jerzy wr�ci� na �awk� i usiad� obok Tomasza, kt�ry owini�ty w koc �wiszcz�co pochrapywa�. Jeszcze nie min�y dwadzie�cia cztery godziny! odk�d ten okularnik znalaz� si� obok mnie. I ju� troszcz� si� o niego, ci�gn� go na �awk�, by si� wyspa� i odpocz��, a teraz kombinuj�, jak zorganizowa� �niadanie. I g��wnie chodzi tu o niego, bo przecie� sam, chocia� mi w brzuchu burczy, nie zastanawia�bym si� nad takimi g�upimi sprawami, jak na przyk�ad to, o kt�rej otwieraj� mleczne bary. Bo je�li zamierzamy co� zdzia�a� w dniu dzisiejszym, trzeba przede wszystkim wzmocni� si� dobrym �niadaniem. Kubek, taki du�y, p�litrowy kubek gor�cego mleka, oto co mi jest potrzebne w tej chwili. I Tomaszowi te�. Do tego bu�ka z podw�jnym mas�em i ��tym serem, druga bu�ka z jajecznic�. Takie �niadanie z miejsca postawi�oby nas na nogi. Co prawda par� z�otych na to poleci. Nie spyta�em nawet Tomasza, jak stoi z finansami. Zreszt� niewa�ne, to pierwsze wsp�lne �niadanie mog� mu postawi�. W�a�ciwie kto tu jest komu potrzebny? Ja Tomaszowi czy Tomasz mnie? Bo je�li o nim my�l� i o niego si� troszcz�, wynika�oby, �e towarzysz podr�y to po��dany nabytek. A mo�e chodzi tylko o moje dobre samopoczucie pog�askane tym, �e Tomasz doklei� si� do mnie i uzna�, �e z takim jak ja warto w�drowa� nawet na piechot�... Lubi� patrze� na rzek� i �eby widok by� rozleg�y, jak st�d. Pi�knie tu, ale chyba zrobi� to samo co Tomasz. Trzeba przeczeka� te kilka najwcze�niejszych godzin porannych. ? PO�UDNIE Zatrzymali si� przed Krat� Kaplicy Kr�lewskiej, za kt�r� sta� sarkofag z czarnego marmuru zdobiony przez srebrne or�y. Tu� obok t�oczy�a si� wycieczka Szwed�w, kt�rym przewodniczka co� t�umaczy�a w j�zku niezrozumia�ym dla Jerzego i Tomasza. - Wiem, �e le�� tu W�adys�aw Herman i Boles�aw Krzywousty - powiedzia� Tomasz. - Czyta�em o tym w niejednej ksi��ce, cho� zdaje 23 % si�, �e to nie jest najpewniejsze. Bo liczba wszelkich najazd�w i okupacji, jakich do�wiadczy� P�ock, jest dostateczna, �eby straci� wszelk� pewno�� co do autentyczno�ci historycznych pami�tek. - Najdziwniejsze - wtr�ci� Jerzy - �e wielu z nieproszonych go�ci ma zwyczaj nie tylko grabi� i podpala� domy swoich ofiar, ale nie przepuszczaj� te� grobom, cmentarzom i pomnikom. Post�powali krok w krok za szwedzk� wycieczk�, ale wielka katedra by�a do�� uboga w pami�tki i dzie�a sztuki. Na placyku przed tumem sta� autokar szwedzkich go�ci, a w chwili, gdy Tomasz i Jerzy znale�li si� tutaj, zajecha�y dwa autokary Orbisu pe�ne turyst�w. - Musimy zorganizowa� sobie jak�� dobr� komunikacj� do Torunia - powiedzia� Tomasz. - Toru� wydaje si� mie� znacznie wi�cej dobrze zachowanych zabytk�w i w og�le nale�y go zaliczy�. - Chcia�bym ci uprzytomni� - rzuci� Jerzy - �e tak samo P�ock, jak i Toru� le�� z boku od zaplanowanej przeze mnie trasy. - Ju� ci m�wi�em, co my�l� o planach i planowaniu w czasie wakacyjnej w��cz�gi. - Ja nie uprawiam w��cz�gi - obruszy� si� Jerzy - tylko piesz� podr� w stron� �rodkowego wybrze�a Ba�tyku i pewnego portu. - O jakim porcie m�wisz? - Kiedy� ci powiem. - Chc� ci zwr�ci� uwag�, �e tak czy owak przysuwamy si� do morza. Toru� le�y na p�noc od P�ocka, a zatem bli�ej wybrze�a. - I pewno zn�w chcesz upolowa� jakie� cztery k�ka? - Nie ma lepszej komunikacji. - Zagl�da�em do mapy. Jest �adnie po�o�ona droga wzd�u� Wis�y z P�ocka do W�oc�awka. Postanowi�em i�� tamt�dy. - Na piechot�? - Na piechot�. - Jeste� niezmo�ony. Przecie� zarwali�my dzisiejsz� noc. - Chyba co drugi. O ile zdo�a�em zauwa�y�, to wyspa�e� si� nie najgorzej. - Jeste� drobiazgowy i liczysz godziny mojego snu. Je�li zamykam oczy, to jeszcze nie oznacza, �e �pi�. - �adnie�ki, m�odzie�ki, daj r�czk� - nagle spomi�dzy drzew wysz�y dwie bardzo kolorowo ubrane Cyganki. 24 - Powr�y�, powr�y�, panie. Co dzi� us�yszysz, jutro si� sprawdzi __do Tomasza podesz�a pomarszczona Cyganka o twarzy starego Indianina. W uszach mia�a srebrne k�ka i na r�kach brz�cz�ce bransoletki. Tomasz cofn�� si�. - Nie trzeba - mrukn��. - Ja jestem cybernetyczny ch�opak na tranzystorach. - Co ty m�wisz, mile�ki? O, tu po�o�ysz papierek, a ja wszystko powiem. Co jutro, co pojutrze, co za tydzie�. Po�o�ysz dwa papierki, powiem, co za rok, za dwa, za dziesi��. - On i tak wie, prosz� pani - wtr�ci� Jerzy. - Za par� latek wskoczy, jak po ma�le, na uczelni�. Magister in�ynier z niego b�dzie, potem doktor, a nie minie dziesi�� lat i docentem zostanie. - Ty - warkn�� Tomasz. - Za docenta bij� w z�by. Widzia�em film, gdzie na docencie suchej nitki nie zostawili. Przekona� mnie ten film, ani mi si� �ni by� docentem. - Niech ci b�dzie. Zostaniesz doktorem habilitowanym, a potem od razu zrobi� ci� profesorem. - Chyba �e tak - sapn�� Tomasz. - Daj, lube�ki, r�czk� - m�odsza Cyganka w b��kitnym szalu poznaczonym z�otymi gwiazdkami zbli�y�a si� do Jerzego. - Ja widz�, tobie dobry los pisany, ale ty masz zmartwienie i w sercu cier� nosisz. - Niepotrzebne mi wr�by - Jerzy si� cofn��. - Daj r�k�. Nic od ciebie nie wezm�. Ty serce masz szczere, nic od ciebie nie wezm�. - Jak�e to, Cyganko? Za darmo mi wr�y� chcesz? - zdumia� si� Jerzy. - Bywa, �e za darmo. Jerzy wyci�gn�� r�k�, Cyganka dotkn�a jej swoj� such�, ciep�� d�oni� i wpatrzy�a si� w d�o� Jerzego. - Boisz ty si� sam siebie. Ufasz ludziom za bardzo. - To �le? - Nie m�wi� - �le. Bogatszy ten, co ludziom ufa i serce otwiera, ni� ten, co na innych wilkiem patrzy i w obcym wroga widzi. - A co ze mn� b�dzie? - Dojdziesz tam, gdzie i�� zamierzasz, i znajdziesz to, czego szukasz. Ale nie ca�kiem b�dzie to, o czym my�lisz, nie ca�kiem. Cz�owiek umy�li jedno, a los drugie, i zam�ci. 25 - Wi�c co robi�? - I��, gdzie zamierzasz. Nie cofa� si�, tylko i��, gdzie zamierzasz. Twoja sprawa dobra. Wi�cej ci wr�y� nie b�d�. Zdj�a ma��, gor�c� d�o� z r�ki Jerzego. - Cyganko - powiedzia� nagle. - A mo�e powinienem wszystko rzuci�, przysta� do was i w�drowa� po kraju z cyga�skim taborem? - Mile�ki, co ci po g�owie chodzi! - roze�mia�a si� Cyganka. - Nie na Cygana ty stworzony. - Tak mi to naraz wpad�o. Sam nie wiem, w jaki spos�b... Tomasz patrzy� podejrzliwie na Jerzego i Cygank�. - Ko�cz gadk� - mrukn��. - Mamy przed sob� kawa�ek drogi. - Ty mnie poganiasz? - zdziwi� si� Jerzy. - Bo niepotrzebnie si� rozgadujesz. - Wi�c nie zabierzecie mnie do swojego taboru? - spyta� jeszcze Jerzy. Cyganka u�miechn�a si�. - Przyjdzie pora, trafisz na tak�, kt�ra ci� zabierze do swojego taboru. Zafurcza�a b��kitnym szalem w z�ote gwiazdeczki i lekkim, tanecznym krokiem podbieg�a do turyst�w, kt�rzy wylegli w�a�nie przed pr�g katedry. Stara Cyganka by�a tam pierwsza. - Powr�y�, powr�y� - rozleg�y si� ich g�osy. - Co jutro, co za tydzie�, za rok. Cyganka prawd� powie. Nie sk�p Cygance, a prawd� ci powie. - S�uchaj, Jerzy - Tomasz si� zas�pi�. - Zl�k�em si� o ciebie. - Czemu? - Zawr�ci�a ci w g�owie ta Cyganicha, czy jak? - �adna by�a. - Mo�e i �adna. Czy ty naprawd� chcia�by� razem z Cyganami w�drowa�? - Tak mi si� powiedzia�o. Nie przywi�zuj do tego znaczenia. - Niczego si� nie m�wi tak sobie. - Daj spok�j. Nie wzi�a ode mnie ani grosza, wi�c chcia�em si� jako� znale��. - Zadurzy�e� si� w niej. - Nie gadaj. - Powiedzia�a ci przynajmniej co� z sensem? 26 - Nie wiem. Mo�e. - Ty uwa�aj na dziewczyny. Nic gorszego nie mo�e spotka�, ni� zadurzy� si� w kt�rej�. - M�wisz jak typowy docent. - Przesta�. Ju� ci� ostrzega�em, �e za docenta... To, �e nosz� okulary o grubych szk�ach, jeszcze nie znaczy, �e d��� do kariery za wszelk� cen�. - Anuluj� docenta - mrukn�� Jerzy. Podszed� do �awki i usiad�. - Ju� siadasz? - zdziwi� si� Tomasz. - Jak kto� siada, to ma dosy�. - Wcale nie mam dosy�, tylko od rana jestem na nogach. - I dalej chcesz i�� na piechot�? - Oczywi�cie. Ale to nie znaczy, �e bez odpoczynku. Poza tym zrobi� si� upa�. Nie zauwa�y�e�, �e zrobi� si� upa�? - Tu zaci�ga ch�odek od Wis�y, na drodze b�dzie gorzej - stwierdzi� Tomasz. - Nasza droga ca�y czas biegnie tu� obok Wis�y. Specjalnie tak� wybra�em. Tomasz ci�ko westchn�� i usiad� na �awce obok Jerzego. - S�uchaj - powiedzia� po chwili. - Co ta Cyganka ci zasun�a -o jakim� zmartwieniu? Cier� w sercu nosisz, czy jako� tak m�wi�a. - Nie pami�tam. - Zgrywasz. Na pewno doskonale pami�tasz wszystko, co ci wy-wr�y�a, i teraz jeste� jaki�... - Nie ma znaczenia. - Zaraz, zaraz. Nie chcesz, to nie m�w. Twoja sprawa, ale... - Cyganki m�wi� takim kwiecistym j�zykiem. To nawet ma sw�j urok. Ka�dy cz�owiek ma jakie� zmartwienia i jaki� mniejszy czy wi�kszy cier� w sercu. Dlatego Cyganka si� nie myli. - Mo�e i racja - sapn�� Tomasz, zdj�� okulary, starannie przetar� je chusteczk�, na�o�y� i spojrza� ostro, badawczo na Jerzego: - Nie nosi�a pantofli, by�a boso. Zauwa�y�e�? - Cyganki zwykle latem chodz� boso. - �azi� boso po cementowych p�ytach, po �wirze to �rednia przyjemno��. Normalny cz�owiek st�pa�by jak na rozpalonych w�glach, a ona rozko�ysana. Wygl�da�o, �e ta�czy. - Cyganki pewno przychodz� z tym na �wiat. 27 - Wi�c jaki cier� masz w sercu? - Daj spok�j. - Nie lubi�, �eby facet, z kt�rym podr�uj�, chodzi� z cierniem. Wszystko jedno... w bucie czy w sercu. - A ty, Tomasz, co za cier� nosisz w sercu? - odparowa� Jerzy. - Co ci przysz�o do g�owy? - Tomasz wykrzywi� si� szkaradnie. - Ani przez pi�� minut nie chodzi�bym z cierniem. Je�li nawet co� takiego si� wydarzy, wyrywam i cze��, po krzyku. - Powr�y�, powr�y�, powr�y� - dobieg�o ich z daleka �piewne nawo�ywanie. Tym razem dwie Cyganki, z kt�rych jedna trzyma�a ma�e dziecko na r�ku, dopad�y �o�nierza siedz�cego z dziewczyn� na pobliskiej �awce. - Mo�e st�d zwiejemy? - zaproponowa� Tomasz. - Bo tamte dwie i do nas gotowe si� przyczepi�. - Boisz si� Cygan�w? - Ba� si�? Sk�d ci to przysz�o do g�owy? - Wi�c sied�my spokojnie. - Ona tobie co� m�wi�a o dojechaniu, gdzie zmierzasz, o znalezieniu, czego szukasz. - Pods�uchiwa�e�. - Sk�d? Po prostu sta�em blisko i s�ysza�em. Czy to mia�o sens? - Nie wiem - rzuci� Jerzy i zacz�� si� rozgl�da� wok�. Ale m�odej Cyganki w b��kitnym szalu z gwiazdkami nigdzie nie by�o. Tomasz popatrzy� na niego srogo. - Nigdy i w �adnych okoliczno�ciach nie zawracaj sobie g�owy babami. - Czemu mi to wci�� powtarzasz? - Z czystej �yczliwo�ci. Je�li mnie pos�uchasz, dobrze na tym wyjdziesz. - Masz na temat dziewczyn nie tyle cier� w sercu, co �wieka w g�owie. - Frajerze - zaperzy� si� Tomasz. - Co ty w og�le wiesz o �yciu? - W ka�dym razie tyle, �eby na piechot� zaj��, gdzie trzeba. W tej chwili do ich �awki zbli�y� si� starszy jegomo�� w szerokoskrzyd-�ym, czarnym kapeluszu i wyp�owia�ej marynarce z zielonego aksamitu. - Mo�na si� dosi���? - spyta� dotkn�wszy ronda kapelusza dwoma palcami. - Prosz� - odpowiedzia� Jerzy. 28 Jegomo�� usiad� obok nich i wyci�gn�� gazet�. Przez chwil� udawa�, �e czyta. Jerzy spojrza� ukosem i zobaczy� tytu�: "Figaro". Popatrzy� uwa�niej, gazeta by�a stara i po��k�a, musia�a liczy� sobie �adne par� lat. Jegomo�� zaszele�ci�, przerzucaj�c strony, po czym z�o�y� starannie gazet� i wsun�� do kieszeni. - Nic nowego na �wiecie - zakomunikowa�. - Jedni si� zbroj�, inni si� bij�, jeszcze inni m�wi� o pokoju i uchwalaj�... - Mhm - mrukn�� Jerzy, kt�ry siedzia� bli�ej. - A wy, m�odzie�cy, wci�� w drodze? - W drodze, prosz� pana - potwierdzi� Jerzy. - To dobrze. P�ki si� starczy, nale�y by� zawsze w drodze. - Chyba �e ma si� sta�� posad� - wtr�ci� Tomasz - mieszkanie z wygodami i rodzin�. - �artowni� - mrukn�� starszy pan. - Ale powiedzcie, dok�d tak podr�ujecie? Bo widz� plecak, torb� podr�n�... - Poznajemy kraj ojczysty - powiedzia� Tomasz ze �wi�toszkowat� min�. - To si� chwali. I co poznali�cie? - Drog� Warszawa - P�ock. Zwiedzili�my troch� miasto, Tumskie Wzg�rze... - Za moich czas�w - zacz�� starszy pan i nagle uci��. Po chwili: - Wi�c tak, stajecie na szosie, machacie r�kami, p�ki si� nie zatrzyma jaki� samoch�d i potem w drog�? - Niekoniecznie - powiedzia� Jerzy. - My wolimy podr�owa� na piechot�. - Co drugi - sykn�� w�ciekle Tomasz. - Na piechot�! - zawo�a� rado�nie jegomo��. - Nie ma pi�kniejszej podr�y, jak na piechot�. Tak Cha�ubi�ski obszed� z Saba�� Tatry. Na piechot� szli ci, o kt�rych si� �piewa�o, �e: "Z ziemi w�oskiej do Polski" i "Za twoim przewodem z��czym si� z narodem". Kto chce pozna� sw�j kraj, powinien tylko mie� dobre buty, plecak i kij w gar�ci. - Obywali�my si� dot�d bez kija - zauwa�y� Jerzy. - O kiju m�wi�em w przeno�ni. Kija czy laski u�ywa�o si� co prawda kiedy� jako podpory w marszu, gdy cz�owiek by� strudzony. Cho� i dla obrony przed nag�� i niespodziewan� przygod�. - Przygod�? - zdziwi� si� Tomasz. 29 - Przygod� mo�na nazwa� spotkanie ze z�ym psem, co wypad� zza op�otk�w. Ale i z w��cz�g�, kt�ry �ywi w stosunku do nas z�e zamiary. - Nowoczesny w��cz�ga ma raczej usposobienie �agodne - zauwa�y� Tomasz. - Nikogo nie napada i co najwy�ej k�ania si� uni�enie przeje�d�aj�cym samochodom, maj�c nadziej�, �e kt�ry� kierowca si� ulituje, przystanie i u�atwi mu dalsz� podr�. - Tomasz, prosz� pana - wtr�ci� Jerzy - jest zepsuty przez technik� XX wieku. Nale�y do gatunku, u kt�rego w przysz�o�ci ko�czyny w og�le zanikn�. Zamiast ko�czyn przemy�lne aparaciki przenosi� b�d� cz�owieka z miejsca na miejsce, zgaduj�c jego my�li. Inne aparaciki podawa� mu b�d� pod nos wszystko, czego zapragnie. Jednak drugi uczestnik naszej grupy turystycznej nieco inaczej zapatruje si� na przysz�o�� swoj� i sobie podobnych. Mi�nie trzeba �wiczy�, cieszy� si� ich sprawno�ci� i u�ywa�. �wiat pewnego dnia musi si� rozsta� z t� lawin� us�u�nych mechanizm�w. Przykre, ale prawdziwe, bo inaczej udusimy siew chmurze spalin i zatrujemy ska�on� wod�. Albo jak przedstawiciele zanikaj�cego gatunku b�dziemy �y� w rezerwatach, s�u��c nauce i obserwacji ze strony przemy�lnych robot�w, kt�re opanuj� �wiat. - Bardzo interesuj�ce - rzuci� jegomo��. - I ty, m�odzie�cze, naprawd� tak widzisz przysz�o�� naszego globu? - Jak najbardziej, prosz� pana - o�wiadczy� Jerzy. - Chyba �e... - Chyba �e? - podj�� starszy pan. - Zaczniemy podr�owa� za jego przyk�adem na piechot� - wtr�ci� Tomasz - i ze wznios�ym lekcewa�eniem odnosi� si� do wszelkich wehiku��w l�dowych i powietrznych. - Zapomnia�em o morzu - rzuci� Jerzy. - W bardzo wysokiej cenie mam �agle i wios�a. - M�odzie�cy! - zawo�a� jegomo��. - Je�li nasz kochany i okropny �wiat ma nie zgin�� ze szcz�tem, pog�d�cie si�, czym pr�dzej si� pog�d�cie! - Nad tym trzeba si� b�dzie powa�nie zastanowi� - oznajmi� Tomasz. PӏNE POPO�UDNIE - Mam dosy� - powiedzia� nagle Tomasz i przystan��. - W porz�dku. Robimy ma�y odpoczynek - zgodzi� si� Jerzy i zacz�� �ci�ga� plecak. 30 Skr�cili z pobocza w stron� rzeki, kt�ra w tym miejscu dochodzi�a prawie do szosy. Usiedli tu� przy wodzie. Stado dzikich kaczek, kt�re p�yn�y w odleg�o�ci paru metr�w od brzegu, zacz�o szybko si� oddala�. - Moje ko�czyny nie spisuj� si� najlepiej - westchn�� Tomasz i zacz�� masowa� nogi opuchni�te w kostkach. - Nie ma nic lepszego na zm�czenie jak woda. - Nie wiem, jak tu g��boko. - Sprawdz� i zaraz ci powiem - rzuci� Jerzy. Po czym szybko �ci�gn�� z siebie ubranie i wszed� do wody. - Paskudne dno, ale p�ytko. W sam raz do moczenia n�g. Brn�� dalej w wod�. Dno si� obni�a�o, w pewnej chwili zacz�� p�yn�� pod pr�d. Woda go znosi�a, wi�c skr�ci� w stron� brzegu i wkr�tce brn�� ju� z powrotem przez b�otnist� p�ycizn�. - Jako piechur jestem do niczego - powiedzia� Tomasz, drepcz�c w przybrze�nym mule. - Wcale nie jeste� najgorszy. Do wszystkiego trzeba si� tylko przyzwyczai�. Codzienny trening zrobi�by z ciebie doskona�ego piechura. - Nie wierz� - mrukn�� Tomasz. Jerzy przebieg� kawa�ek wzd�u� brzegu, zawr�ci� i wyci�gn�� si� na wygrzanym przez s�o�ce piasku. - Czy ju� du�o zaliczy�e� takich pieszych rajd�w? -"spyta� Tomasz. - To jest pierwszy. O jednodniowych wycieczkach nie wspominam. - Kiedy ci przysz�o do g�owy, �e w�a�nie tak trzeba sp�dza� wakacje? - Kiedy� tam... nawet nie wiem dok�adnie. Grunt, �e si� zdecydowa�em. Spakowa�em plecak, par� groszy do kieszeni i odmarsz. Tomasz wyszed� z wody. Stopy przybrudzone mu�em wytar� o traw�, potem wyci�gn�� si� obok Jerzego. Jak�e to by�o z t� moj� decyzj� o wielkiej wyprawie? - pomy�la� Jerzy. - Czy naprawd� nie pami�tam, kiedy mi ten pomys� wpad� do g�owy? Ej, chyba co� takiego zacz�o ko�o mnie chodzi� po zobaczeniu tej hecy filmowej. No tak, znalaz�em si� wtedy na Powi�lu, co� mia�em za�atwi� matce u znajomych. I nagle stop, ulica zamkni�ta, milicjanci nie przepuszczaj� dalej. T�um gapi�w, kr�cenie filmu. Niedzisiejszy to film, wida� by�o od razu. Starsze panie w jakich� dziwnych kapelutkach i p�aszczach wci�tych w pasie. Faceci w czapach, kt�rych dzi� nie u�wiadczy, obsiedli schodki okolicznych kamienic. Par� konnych doro�ek stoi na jezdni, a w g��bi zabytkowa ci�ar�wka z napisem SS i jak�� cyfr�, i stara limuzyna merce- 31 des z numerem Ost ile� tam. A tak�e jakie� muzealne adlery i dkw z tablica-1 mi na liter� W. Obok kilku facet�w w mundurach niemieckich lotnik�w,! nieco dalej paru esesman�w z trupimi g��wkami na czapach. Stoj�, poga-j duj�, fajki kurz�. Filmowcy �a�� mi�dzy nimi - d�insy, brody, zamszowej kamizele. Jeden ze �wiat�omierzem biega z miejsca na miejsce i