16292

Szczegóły
Tytuł 16292
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16292 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16292 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16292 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARY BALOGH Bez serca 1 Zaprawd�, moje dziecko - powiedzia�a lady Sterne do swojej chrze-�nicy - musisz teraz powa�nie pomy�le� o sobie. Zawsze my�la�a� o rodzinie, najpierw o mamie, �wie� Panie nad jej dusz�, potem o ojcu, �wie� Panie nad jego dusz�, a potem o bracie i siostrach. Teraz Wiktor jest pe�noletni i odziedziczy� nale�n� mu spu�cizn�, Charlotte wysz�a za m��, Agnes jest pi�kna jak wiosna o poranku i gdy tylko znajdziemy jej jakiego� godnego d�entelmena, ch�tnie wyjdzie za m��, a Emilia... Nie mo�esz, dziecko, zadr�cza� si� swoj� najm�odsz� siostr�. Najwy�sza pora, �eby� pomy�la�a o w�asnych sprawach. Lady Anna Marlowe obserwowa�a swoj� siostr� z drugiego ko�ca salonu mody. Zwoje materia��w, jedwabiu i b�yszcz�cego at�asu, le�a�y na sto�ach, niekt�re jeszcze nierozpakowane. Musia�a przyzna�, �e by�o w tym co� ekscytuj�cego; wyobra�anie sobie, jak b�d� wygl�da�y nowe suknie, jak si� b�dzie w nich chodzi�, sprawia�o jej niema�� przyjem- no��. - Agnes ma osiemna�cie lat, ciociu Marjorie - powiedzia�a - a ja dwadzie�cia pi��, i w�a�ciwie nie mam ju� widok�w na zam��p�j�cie. Stoj�, �e si� tak wyra��, w k�cie. - I niestety jestem przekonana, �e odpowiada ci ten �k�t" - rzek�a ostro lady Sterne. - �ycie, moje dziecko, szybko mija, a z up�ywem lat biegnie coraz szybciej, wierz mi. Ogarnia ci� coraz wi�kszy �al na my�l, co mog�a� zrobi�, a czego nie zrobi�a�. Na znalezienie m�a nie jest 5 jeszcze za p�no, ale za rok, dwa mog� by� z tym trudno�ci. M�czy�ni nie szukaj� matek dla swoich dzieci w�r�d kobiet dobiegaj�cych trzy- dziestki - bo oni tym w�a�nie si� kieruj�. Masz w sobie, Anno, tyle cie- p�a i mi�o�ci. Powinna� szuka� m�czyzny, kt�rego obdarzysz t� mi�o-�ci�i kt�ry j� odwzajemni. Nie m�wi� ju� o pozycji spo�ecznej i poczuciu bezpiecze�stwa. Rozmowa zesz�a na sprawy domowe. Wiktor, jedyny brat Anny, obchodzi� niedawno dwudzieste pierwsze urodziny. Po sko�czeniu uni- wersytetu i otrzymaniu rodowego tytu�u, z kt�rym jeszcze nie zd��y� si� oswoi�, sta� si� prawowitym hrabi� Royce. Ojciec zmar� przed rokiem i Wiktor wr�ci niebawem do domu i przejmie pe�n� odpowiedzialno�� za rodzin�. Niedawno si� zar�czy�. Gdzie ona, Anna, si� podzieje? -zastanawia�a si�. A Agnes i Emilia? Nagle ten dom przestanie by� ich domem. Nie s�dzi�a, by Wiktor czy Konstancja chcieli si� ich pozby�. Lecz �adne m�ode ma��e�stwo nie lubi lokator�w we w�asnym domu, zw�aszcza gdy tym lokatorem jest stara panna. A ona by�a star� pann�. Wspar�a o kolana splecione mocno d�onie. Nie mog�a wyj�� za m��. Na my�l o tym jej oddech sta� si� szybszy, a w skroniach poczu�a b�l. Wa�czy�a z zawrotem g�owy. - Spe�niaj�c, ciociu, twoje �yczenie, sprowadzi�am Agnes do Lon- dynu - powiedzia�a. - Tutaj zapewne szybciej ni� w okolicach Elm Court znajdzie odpowiedniego m�a. B�d� rada, je�li przynajmniej ona b�dzie szcz�liwa. - O Bo�e, moje dziecko - rzek�a matka chrzestna - nalega�am, �e- by�cie obie tu przyjecha�y i znalaz�y sobie m��w. Ty przede wszyst- kim. Jeste� moj� chrze�niaczk�- jedyn� zreszt�. Agnes to tylko c�rka mojej drogiej Lucy. Ale ciesz� si�, �e nazywasz mnie ciotk�, cho� ni� nie jestem. Widz�, �e pani Delacroix sko�czy�a w�a�nie zdejmowa� mia- r�. - Ciotka wsta�a. - Chcia�abym, �eby� i ty zam�wi�a troch� eleganc- kich stroj�w. Wybacz mi moj� bezceremonialno��, ale wygl�dasz troch� prowincjonalnie. Nawet twoja sp�dnica na obr�czach powinna by� dwu- krotnie szersza. - Wi�ksze obr�cze wygl�daj� po prostu �miesznie - powiedzia�a Anna. �miesznie, ale nadzwyczaj kobieco i �adnie, pomy�la�a. Matka chrzestna nie omieszka�a przypomnie� Annie, �e z Agnes nie ��czy j� w�a�ciwie �adna rodzinna wi�. Czy mo�na zatem liczy� na to, �e ciotka wprowadzi Agnes na salony, gdzie dziewczyna b�dzie mia�a szans� pozna� odpowiedniego kandydata na m�a? Czy nie jest to zada- niem jej, Anny? Och, jakby to by�o cudownie ubra� si� w te modne stroje i cho� par� razy wyst�pi� w nich na londy�skich salonach. �Wr�c�. I oczywi�cie zastan� ci� tutaj. Pami�taj, Anno, �e jeste� moja. Dusz� i cia�em". Te s�owa hucza�y jej w g�owie, jakby wypowiada� je kto� stoj�cy obok. Przed rokiem pad�y z ust pewnego m�czyzny w Elm Court. To by�o dawno, dawno temu. I daleko st�d. Nie wr�ci�. Mam do- piero dwadzie�cia pi�� lat, pomy�la�a Anna..i doprawdy, tak ma�o rado�ci zazna�am w �yciu. Prawie wcale... Poza tym nie zamierza�am szuka� m�a. Nie, nigdy nie wyjd� za m��, c� wi�c szkodzi, je�li si� troch� zabawi�... - Mo�e masz racj� - rzek�a, wstaj�c. - Sprawi� sobie par� nowych stro- j�w, �eby nie przynie�� ci wstydu, gdy raz czy dwa b�d� ci towarzyszy�. - O Bo�e, moje dziecko - westchn�a matka chrzestna. - Jeste� tak �adna, �e trudno by�oby si� ciebie wstydzi�. Ale moda to rzecz bardzo wa�na. Chod�. - Wspar�a si� o jej rami� i ruszy�a w drugi koniec sali. -Kujmy �elazo p�ki gor�ce, zanim opadn� ci� w�tpliwo�ci. Agnes sta�a w p�sach, oczy jej b�yszcza�y, cho� wykrzykiwa�a jednocze�nie, �e nie potrzebuje a� tylu stroj�w. Madame Delacroix obstawa�a jednak przy swoim: dla m�odej damy z jej sfery, kt�ra zaczyna bywa� w wielkim �wiecie, str�j jest rzecz� pierwszorz�dnej wagi. Anna cieszy�a si� z ca�ego serca rado�ci� siostry. Agnes mia�a osiem---na�cie lat i od dw�ch lat by�a w �a�obie - najpierw po �mierci mamy, potem taty. D�ugo �yli w ub�stwie i Agnes nie mia�a zbyt wielu powod�w do rado�ci. - Moje dziecko - powiedzia�a do Agnes lady Sterne - nie mo�esz przecie� pokaza� si� kilka razy w tej samej sukni. Madame zna si� na rzeczy. Ponadto �ci�le stosuje si� do moich instrukcji. No, a teraz kolej na Ann�. Lady Sterne zapowiedzia�a, �e pokryje wszystkie koszty zwi�zane z pa- romiesi�cznym pobytem si�str w Londynie. Ziszcz� si� jej marzenia, oznaj- mi�a, gdy b�d� jej towarzyszy�y dwie m�ode damy, kt�re wprowadzi w �wiat. Nie mia�a w�asnych dzieci. Anna przywioz�a ze sob� troch� pie- ni�dzy - Wiktor nalega� na to, albowiem, jak twierdzi�, up�ynie sporo lat, zanim doprowadzi maj�tek do kwitn�cego stanu. A mo�e nigdy mu si� to nie uda, je�eli... - Anna odrzuci�a od siebie te czarne my�li. Postanowi�a, �e przez te dwa miesi�ce nie b�dzie si� tym trapi�. Zamierza�a odpocz��, oderwa� si� od wszystkiego, co przykre. Oznajmi�a swojej matce chrzestnej, �e b�dzie zapisywa� ka�dy grosz, jaki ciotka wyda na ni� i Agnes; b�dzie to po�yczka, kt�r� sp�aci, kiedy tylko b�dzie mog�a. Tak czy owak, sta�o si�: madame Delacroix wzi�a j� w obroty. Zdj�a miar�, obraca�a, k�u�a szpilkami, drapuj�c fa�dy sukni. Jednocze�nie 6 7 omawia�a z dwiema innymi klientkami rodzaje materia��w, ozdoby, halki, wyko�czenia stanika, zapi�cia, rozpi�cia. Wszystko to wprawia�o Ann� w oszo�omienie. Zasznurowano j� znacznie mocniej, ni� do tego przy- wyk�a, i z pewnym zak�opotaniem, ale i fascynacj� patrzy�a na swoje piersi - dzi�ki gorsetowi unios�y si�, sta�y si� pe�niejsze i bardziej ko- biece. Obr�cze do sukni, kt�re dopasowa�a krawcowa, by�y tak du�e, i� Anna obawia�a si�, �e nie przejdzie przez drzwi. Wszystko to sprawia�o jej jednak ogromn� rado��. Jakie to cudowne, my�la�a, czu� si� m�od� i woln�. Bo w gruncie rze- czy nie zazna�a ani jednego, ani drugiego. M�odo�� jakby j� omin�a. Co do wolno�ci... no tak. Gdyby on wr�ci� z Ameryki, tak jak przysi�ga�... Nie chcia�a przecie� by� wolna przez ca�e �ycie, tylko przez par� miesi�cy! Na pewno nie b�dzie mia� jej tego za z�e - zdecydowa�a. Wspania�e uczucie - przez ca�e dwa miesi�ce syci� si� m�odo�ci� i wolno�ci�. - B�d� pewna, moje dziecko - powiedzia�a lady Sterne, gdy wy- bieranie sukien dobieg�o ko�ca - �e ani si� obejrzysz, a b�dziesz czu�a brzemi� lat. Mia�a� ci�kie �ycie i bez reszty po�wi�ci�a� si� rodzinie. Teraz nadszed� tw�j czas. Nie jest jeszcze za p�no. Przeb�g, zamie- rzam znale�� ci pierwszorz�dnego m�a, jedynego w swoim rodzaju. - Wystarczy, je�li zabierzesz mnie na par� bal�w i koncert�w, cio- ciu. - Anna roze�mia�a si�. - Nie zapomn� ich do ko�ca �ycia. M�� nie jest mi potrzebny. - Tam do licha! - burkn�a gniewnie matka chrzestna. - Na Boga, dzi� wiecz�r zadziwi�e� wszystkich - rzek� lord Teodor Quinn, klepi�c si� z zachwytem po udach. Siedzia� w fotelu, w bibliotece swego siostrze�ca; powiedzia� te s�owa, rzecz jasna, po wyj�ciu ka- merdynera, kt�ry poda� mu szklank� brandy. Lord roze�mia� si� serdecz- nie. - Wachlarz. Ludzie po prostu oniemieli. Lucas Kendrick, ksi��� Harndon, sta�, opieraj�c si� o marmurowy gzyms kominka. Uni�s� w g�r� wachlarz, o kt�rym m�wi� wuj; niewiel- kie cacko z ko�ci s�oniowej i z�ota. Roz�o�y� go i zacz�� z wolna wa- chlowa� sobie twarz. - S�u�y do ch�odzenia czo�a, gdy w pokoju jest za ciep�o - powie dzia�. - Bardzo praktyczna rzecz, drogi wuju. Wuj by� w dobrym nastroju, skory do �art�w. Roze�mia� si� ponownie. - Daruj sobie, Luke, to zwyk�y rekwizyt, jak puder, r� i czernid�o. - Chcia�by�, Teo, �ebym pokaza� si� w towarzystwie do po�owy obna�ony? - zapyta�. - Nie, w �adnym razie, ch�opcze - odrzek� lord Quinn. �ykn�� so- lidny haust brandy i przez par� chwil rozkoszowa� si� jej smakiem. - Sporo czasu sp�dzi�em w Pary�u i wiem, jak ubieraj� si� tam m�- czy�ni i jak si� zachowuj�. O ile mi wiadomo, nawet tutaj masz reputa- cj� eleganta wyprzedzaj�cego mod�. Na szcz�cie r�wnie� opini� celne- go strzelca i wytrawnego szermierza i nie mo�na ci� podejrzewa�... - S�ucham? - Siostrzeniec lekko zmru�y� oczy. - Co mianowicie m�g�by kto� podejrzewa�? Jego wuj u�miechn�� si� nieznacznie i z b�yskiem uznania w oczach zmierzy� go od st�p do g��w. Przygl�da� si� z rozbawieniem jego upu-drowanym w�osom, zwini�tym r�wno w dwa wa�ki po obu stronach g�owy, z ty�u za�, na karku, zwi�zanych w w�ze� ozdobiony czarn� jedwab-n� wst��k� tworz�c� kokard�. Popatrzy� na jego �adn�, upudrowan� z lekka, skupion� twarz, cienk� warstw� r�u na policzkach i ma�y czarny pieprzyk. Ciemnoniebieski jedwabny surdut, oblamowany srebrn� materi�, wyhaftowany srebrn� nici� i odpowiednio usztywniony le�a� nienagannie. Srebrna kamizelka zdobiona b��kitem, obcis�e szare plu-dry do kolan, bia�e po�czochy, pantofle ze srebrnymi sprz�czkami na wysokich czerwonych obcasach tworzy�y harmonijn� ca�o��. Ksi��� Harndon by� niew�tpliwie uosobieniem paryskiego szyku. U jego boku wisia�a szpada z r�koje�ci� wysadzan� drogocennymi szafirami. Bro�, trzeba przyzna�, dodawa�a mu godno�ci i wyr�nia�a spo�r�d innych. - Nie odpowiem ci, m�j ch�opcze, na to pytanie - odpar� lord Quinn po d�u�szej chwili milczenia - albowiem ostatnia rzecz, o jakiej marz�, to zgin�� z twojej r�ki. Post�pi�e� bardzo uprzejmie, �e dzi� wiecz�r tak wcze�nie opu�ci�e� klub. Dzi�ki temu go�cie b�d� mieli o czym rozma wia� przez reszt� nocy - zachichota�. - Ten wachlarz, Luke. Na rany Boga, got�w jestem przysi�c, �e Jessop na widok wachlarza w twoim r�ku po�kn�� porto razem z kieliszkiem. - O ile pami�tasz, Teo - powiedzia� Luke z powag�, wachluj�c si� nieprzerwanie - bardzo niech�tnie wyje�d�a�em z Pary�a. To ty mnie do tego nam�wi�e�. Ale, do diab�a, nie pr�buj zrobi� ze mnie typowego angielskiego d�entelmena. Nie zamierzam �azi� po mojej posiad�o�ci w byle jakim surducie, hodowa� ps�w ani trzyma� kr�tko s�u�by. Nie b�d� pi� angielskiego piwa ani miota� angielskich przekle�stw. Nie licz na to. - Przesta� - rzek� wuj zaskakuj�co powa�nym tonem. - Je�li na- mawia�em ci�, �eby� wr�ci� do domu, to tylko dlatego, �e pod twoj� 8 9 1 nieobecno�� wszystko w Bowden Abbey chyli si� ku upadkowi, popada w ruin�. Nie wiesz, co to odpowiedzialno��. - A mo�e - zacz�� lodowatym tonem ksi��� Harndon - guzik mnie obchodzi to ca�e Bowden Abbey i ludzie, kt�rzy tam mieszkaj�? Przez ostatnie dziesi�� lat �wietnie dawa�em sobie bez nich rad�. - Nieprawda, ch�opcze. Znam ci� lepiej ni� inni i nie zmyli mnie tw�j ch��d. Zachowaj go dla kobiet, kt�re wci�gasz do swojego �o�a, albo dla kogo�, kto ci� zniewa�y. Dobrze wiem, �e Luk� sprzed dziesi�- ciu laty to ten sam Luke, kt�rego widz� przed sob�. Obchodzi ci� to, ch�opcze. Poza tym kwestia poczucia odpowiedzialno�ci. Jeste� od dw�ch lat ksi�ciem Harndon, - Nigdy o to nie zabiega�em - oznajmi� Luke - i nie zale�a�o mi na tym, Teo. George by� starszy ode mnie i przed dziesi�cioma laty si� o�e- ni�. - W jego g�osie da�o si� wyczu� kpin�. - Mo�na by�o oczekiwa�, �e dwa lata po �lubie, a osiem przed jego �mierci� przyjdzie na �wiat m�ski potomek. - Przyszed�, ale martwy. Czy ci si� podoba, czy nie, jeste� g�ow� rodziny, a oni ci� potrzebuj�. - W dziwny spos�b okazuj� t� potrzeb� - rzek� Luke, wachluj�c si� powoli. - Robi� to tylko dla ciebie, Teo. Gdyby nie ty, nie interesowa�oby mnie to, czy �yj�, czy pomarli. A je�li s� w potrzebie, to moja pomoc stanie im ko�ci� w gardle. - Najwy�szy czas, �eby stare rany si� zasklepi�y - stwierdzi� wuj. --Nale�y przerwa� to nieszcz�sne, przed�u�aj�ce si� w niesko�czono�� milczenie..Ash�ey i Doris byli za mali i nie wolno ci obci��a� ich odpo- wiedzialno�ci�. Twoja matka, a moja siostra... no tak, twoja matka jest tak samo dumna jak ty, m�j ch�opcze. Co si� za� tyczy Henrietty... -Wzruszy� ramionami, wola� nie ko�czy� zdania. - Henrietta jest wdow� po George'u - powiedzia� Luke z kamien- nym spokojem. - Och - westchn�� lord Quinn - �le, m�j ch�opcze, post�pi�e�, wy- najmuj�c ten dom, zamiast zamieszka� w swojej rezydencji w Harndon House. Troch� to dziwnie wygl�da, �e ty mieszkasz tutaj, podczas gdy tam mieszkaj� twoja matka matka, brat i siostra. - Wuju - zacz�� Luk"e,wpatruj�c�c si� w niego spod przymru�onych powiek - nie obchodzi mnie, co ludzie sobie o mnie pomy�l�. - Wiem. - Lord Quinn zacz�� czy�ci� sw�j monokl. - Ale ty nawet nie raczy�e� ich odwiedzi�. Luke usiad� w ko�cu, zak�adaj�c eleganckim ruchem nog� na nog�. Od�o�y� wachlarz i wyci�gn�� z kieszeni emaliowan�, wysadzan� drogi- mi kamieniami tabakierk�. Po�o�y� szczypt� tabaki na wierzchu d�oni i zanim zabra� g�os, wci�gn�� nosem solidn� jej porcj�. - Nie - rzek�. -1 nie jest mi do tego pilno. Mo�e pojad� tam jutro albo pojutrze. A mo�e wcale. - Jednakowo� przyjecha�e� do domu - powiedzia� wuj. - Przyjecha�em do Anglii - sprostowa� ksi���. - Do Londynu. By� mo�e kierowa�a mn� ciekawo��, mo�e chcia�em zobaczy�, co tu si� zmieni�o przez te dziesi�� lat. A mo�e Pary� mi si� znudzi� i mia�em go do��. A mo�e poczu�em si� zm�czony Angeli�ue? Tymczasem ona przy- jecha�a tu za mn�. Wiesz o tym? - Markiza d'Etienne? - zapyta� lord Quinn. - Swego czasu uzna- wano j� za najpi�kniejsz� kobiet� we Francji. - Tak, to ona. I w pe�ni zas�uguje na tak� opini�. By�a moj� kochank� przez prawie p� roku. Dla mnie g�rna granica to trzy miesi�ce. Potem kobieta staje si� zaborcza. Lord znowu zachichota�. - Ka�dy, drogi Teo, wie doskonale, �e od ponad dziesi�ciu lat masz t� sam� kochank�. - Pi�tnastu - poprawi� go wuj. - Ale ona nie jest zaborcza. Odma- wia mi r�ki, ilekro� rusza mnie sumienie i ponownie si� o�wiadczam. - Wz�r doskona�o�ci kobiecej - os�dzi� Luke. - Wr�cisz do Bowden? - zapyta� lord od niechcenia. - Jeste� �wietnym spiskowcem, m�j drogi. Najpierw jeden ma�y krok, potem drugi i pomalutku twoja ofiara zrobi wszystko, czego od niej ��dasz. Nie, nie do Bowden. Nie mam ochoty tam wraca�. Nic mnie nie wi��e z tym miejscem. - Mimo to - ci�gn�� wuj - te w�o�ci nale�� do ciebie, Luke. Los wielu ludzi jest w twoich r�kach, a wie�� g�osi, �e nie dzieje si� tam za dobrze. Koszty dzier�awy s� wysokie, zarobki niskie. Farmerzy z oko- licznych wsi �yj� w n�dzy. Ksi��� Harndon, znowu wachluj�c twarz, utkwi� w lordzie lodowaty wzrok. - Przed dziesi�cioma laty - zacz�� - moja w�asna rodzina... ob wo�a�a mnie morderc�. Mia�em dwadzie�cia lat i by�em naiwny jak... prosz� ci�, wuju, doko�cz. Jak mo�e nie by� naiwny kto�, kto ma dwa dzie�cia lat? By�em zmuszony do ucieczki i wszystkie moje b�agalne listy poczta zwraca�a nietkni�te. �adnej odpowiedzi. Nie mia�em gro sza przy duszy. Szed�em przez �ycie ca�kiem samotnie, opr�cz ciebie nikt z rodziny nie poda� mi r�ki. I ja mam wraca�, by uporz�dkowa� ich sprawy? 10 11 Lord u�miechn�� si� smutno. - Tak, m�j ch�opcze - powiedzia� - musisz tam wr�ci�. Sam do skonale to rozumiesz. Ksi��� skin�� milcz�co g�ow� na znak, �e przyjmuje s�owa wuja do wiadomo�ci. - Przede wszystkim - ci�gn�� lord - powiniene� si� o�eni�. Jako cz�owiekowi �onatemu �atwiej ci b�dzie wr�ci�, a ponadto pomy�l o pro- geniturze. Siostrzeniec obrzuci� go lodowatym spojrzeniem. - Mam spadkobierc� i nast�pc� - powiedzia�. - Kiedy umr� Ash-ley odziedziczy pomnie wszystko, podobnie jak ja odziedziczy�em wszystko po George'u. - Mi�dzy bra�mi cz�sto powstaj� niesnaski, kiedy jeden ma przej�� spadek po drugim - rzek� lord Quinn. - Tak jak mi�dzy mn� a George'em? - Luk� porusza� powoli wa- chlarzem. - Ale sta�o si� tak nie dlatego, �e mia�em zosta� jego nast�pc�. Prawie ca�e �ycie byli�my najlepszymi przyjaci�mi, a ja nigdy nie zabiega�em o tytu�. Przyczyna naszej k��tni by�a do�� specyficzna. Omal go nie zabi�em, prawda? Centymetr ni�ej, jak orzek� lekarz. Jeden centy- metr. Kiepskim by�em w�wczas strzelcem. - W jego g�osie wyczuwa�o si� ch��d i gorycz. - Mamy wiosn� - powiedzia� lord - por� roku, kiedy ca�y eleganc- ki, modny �wiat spaceruje po mie�cie. To �wietna okazja, by wybra� odpowiedni� pann� do ksi���cego �o�a. - �w ksi��� nie poszukuje partnerki na ca�e �ycie - rzek� Luke. -Na sam� my�l o tym dostaj� drgawek. - Wzruszy� ramionami gestem raczej teatralnym, aby dok�adnie zobrazowa� sw�j punkt widzenia. - Zastan�w si� dobrze nad wszystkim, o czym rozmawiali�my - po- wiedzia� lord, wstaj�c i rozprostowuj�c ko�ci. - Najwy�szy czas, m�j ch�opcze. - Jednakowo� - zacz�� Luke - jeste� prawie dwadzie�cia lat ode mnie starszy, a nigdy ten �najwy�szy czas" nie dotyczy twojej osoby. Trwasz w kawalerskim stanie, cho� dobiegasz pi��dziesi�tki. Lord roze�mia� si�. - Mia�em pecha, �e zakocha�em si� w m�atce - powiedzia�. - Po- tem owdowia�a, ale na potomstwo by�o ju� za p�no. A mo�e nie by�o za p�no, kto to wie... Niewa�ne. Ja jestem zaledwie baronem i nie mam gromady niesfornych krewnych wisz�cych mi u szyi. - A ja mam? - zapyta� Luke, sk�adaj�c wachlarz i wstaj�c, by od- prowadzi� wuja do drzwi. - Stawiam spraw� jasno i nie wolno podawa� tego w w�tpliwo��. Wisie� mi u szyi mo�e tylko ta osoba, kt�r� o to poprosz�. Tym razem �miech lorda zabrzmia� szczerze. - O�e� si�, Luke. B�g mi �wiadkiem, �e dobrze na tym wyjdziesz. I jak najszybciej sp�od� syn�w. Obiecuj� ci, �e b�d� mia� oczy i uszy otwarte i jeszcze w tym roku znajd� ci odpowiedni� �on�. Wybior� naj- �adniejsz�, m�j ch�opcze, z tym �e jej uroda musi i�� w parze z w�a�ci- wym pochodzeniem i pozycj� spo�eczn�. - Dzi�kuj� ci, m�j drogi - odrzek� powoli siostrzeniec, towarzysz�c lordowi Quinnowi do holu - ale mam w zwyczaju sam sobie dobiera� partnerki do �o�a. I naprawd� nie na d�u�ej ni� na trzy miesi�ce. -Pod��a� za lokajem, kt�ry otworzy� przed nim drzwi. Krzywi�c si� z lekka rzek�: - Wuju, czy musisz tak wciska� kapelusz na g�ow�, �e sprawia wra�enie przyklejonego do peruki? Kapelusz nie s�u�y ju� jako nakrycie g�owy, nosi si� go w r�ku, dla ozdoby! Wuj wzruszy� ramionami. - Niech licho porwie te twoje paryskie maniery - rzek�. - Jeste�my w Anglii. Tu klimat jest inny i nosi si� kapelusz nie dla ozdoby, tylko �eby ci g�owa nie zmarz�a! - Bo�e, miej mnie w opiece! - westchn�� ksi���. Gdy za wujem zamkn�y si� drzwi, wr�ci� do biblioteki. Narzeczona. Nigdy powa�nie si� nad tym nie zastanawia�. Mia� ju�, co prawda, trzydzie�ci lat i tytu� ksi�cia, ale nigdy dot�d nie rozwa�a� kwestii o�enku. Nie chcia� nawet o tym my�le�. By� przekonany, i� nie nadaje si� do ma��e�stwa. Ma��e�stwo to niewola. Ma��e�stwo to dzieci i wszelkie zwi�zane z tym obowi�zki. Nale�ysz do kogo� cia�em i dusz�, tracisz niezale�no��. Nie ma obawy, ma��e�stwo mu nie grozi. Cho� przez ostatnie dziesi�� lat nieraz by�o mu ci�ko, cierpia�, litowa� si� nad sob�, nigdy jednak nie utraci� niezale�no�ci. Fortun� zawdzi�cza tylko sobie - najpierw uprawia� hazard, a potem sprytnie inwestowa�. Przeistoczy� si� w paryskiego d�entelmena, obraca� w kr�gu ludzi z wy�szych sfer. Zdoby� umiej�tno�� uwodzenia pi�knych i bogatych kobiet. Gdy kt�ra� mu si� znudzi�a, po prostu pozbywa� si� jej. Bra� lekcje szermierki u najlepszego eksperta w tej dziedzinie, �wiczy� strzelanie z pistoletu. By� czaruj�cym cz�owiekiem o sercu zimnym jak l�d. Wiedzia� r�wnie�, �e nie nale�y wierzy� w mi�o��, a w szczeg�lno�ci w mi�o�� w�asnej rodziny. Nauczy� si� nie pragn�� mi�o�ci ani nikogo ni� nie obdarza�. Zdawa� sobie spraw�, �e ma reputacj� cz�owieka bezwzgl�dnego i bez serca. Odpowiada�o mu to. Takim w�a�nie cz�owiekiem pragn�� si� sta�. 12 13 A teraz ma my�le� o ma��e�stwie? Tylko dlatego, �e wuj uzna� to za wskazane? Kiedy� to pozwoli� mu podejmowa� decyzj� w jego imie- niu? Musia� jednak przyzna�, �e w przesz�o�ci cz�sto korzysta� z rad wuja. To on zasugerowa� mu wyjazd do Francji, to on powiedzia� mu, by nie �udzi� si� d�u�ej nadziej� na powr�t do domu. Za�mia� si� na my�l o tym, �e chcia� zosta� kap�anem. Za rad� wuja wyjecha� i zacz�� nowe �ycie, za jego rad� wr�ci� teraz do domu. W�a�ciwie nie do domu, tylko do Anglii, do Londynu. Nie mia� jeszcze pewno�ci, czy b�dzie w stanie pojecha� do Bowden Abbey. W Bowden mieszka�a Henrietta, jego bratowa. Wdowa po George'u. Gdyby mia� �on�, mo�e nie by�oby to dla niego takie trudne. Ta my�l nie dawa�a mu spokoju. Tylko �e on nie chce si� �eni�. I nie chce jecha� do Bowden. Teo u�wiadomi� mu jednak, �e ma obowi�zki wobec ludzi, kt�rzy s� od niego zale�ni. Do diab�a z nimi. Kim oni dla niego s�? To ludzie jego ojca. Ludzie George'a. Teraz jednak to on jest za nich odpowiedzialny. Nigdy nie chcia� zosta� ksi�ciem Harndon. Nigdy nie zazdro�ci� George'owi jego pozycji najstarszego syna. By� rad z tytu�u lorda. By� mo�e wielebnego lorda Lucasa Kendricka. U�miechn�� si� gorzko. Bied- ny, naiwny ch�opak; w wieku dwudziestu lat marzy� o kap�a�stwie, ma�- �e�stwie i szcz�liwym, spokojnym �yciu. Dobrze, skoro jest w Londynie, odwjedzi matk�,Doris i Ashleya. Je�li chodzi o siostr� i brata, to je�li ma wierzy� wujowi, na pewno poja- wi� si� problemy, z kt�rymi matka nie potrafi si� upora� i z kt�rymi on b�dzie musia� poradzi� sobie sam. I, na Boga, poradzi sobie. Lecz kwe- stie tycz�ce Bowden b�d� wymaga�y d�u�szego czasu. Wyznaczy by� mo�e nowego zarz�dc� i pozb�dzie si� Colby'ego. Najlepiej b�dzie we- zwa� go do Londynu i niech sam si� wypowie. Nie o�eni si�. Gdy po raz kolejny widzia� si� z Teo, nie o�wiadczy� mu tego w spos�b dostatecznie stanowczy. Nale�y w rozmowie z nim okazywa� wi�cej zdecydowania, w przeciwnym bowiem razie cz�owiek, chc�c nie chc�c, post�puje tak, jak �yczy sobie wuj. Doprawdy Teo mi- n�� si� z powo�aniem. Powinien by� zosta� dyplomat�. Luke przyjecha� do Londynu, by na salonach pojawi� si� jako ksi�- ��, by zobaczy� si� z matk� i rodze�stwem i wzmocni� sw�j autorytet tam, gdzie wymaga� wzmocnienia, i tylko wtedy... gdy zajdzie taka po- trzeba. Przyjecha� z poczucia obowi�zku - i owszem, by� mo�e z prostej ciekawo�ci. Lecz nie zamierza� zosta� tu na sta�e. Jak tylko b�dzie m�g�, wr�ci do Pary�a. Lubi� to miasto, bywa� tam szcz�liwy - o ile cz�owiek bez serca mo�e by� szcz�liwy. Je�li jedna osoba jest szcz�li- wa, to druga wcze�niej czy p�niej stanie si� nieszcz�liwa. Najlepiej trzyma� si� z daleka od wszelkich skrajno�ci. Jedynym celem Luke'a, by� �wi�ty spok�j. Lady Sterne przygl�da�a si� swojemu odbiciu w lustrze. By�a do po�owy naga, ramiona i biust przys�ania�o tylko cienkie prze�cierad�o. Osi�gn�a wiek, kiedy trzeba zacz�� chroni� swoje cia�o przed wzro- kiem innych. Nie by�a ju� m�oda i pi�kna. Spojrza�a na swego kochanka i spostrzeg�a oznaki starzenia si� na jego twarzy i torsie. Byli ze sob� od dawna. Gdyby zobaczy�a go teraz po raz pierwszy, niew�tpliwie uzna�a- by go za m�czyzn� w �rednim wieku. Wygl�da�by nawet starzej, gdy- by - tak jak teraz - nie mia� na g�owie peruki, tylko kr�tko ostrzy�one rzadkie w�osy. Jednak by� dla niej kim�, kogo zna�a i kocha�a od wielu lat. Otworzy� oczy i u�miechn�� si� do niej. - Staro�� si� ku nam skrada, a w�a�ciwie zbli�a si� galopem, Marj -powiedzia�, jakby czytaj�c w jej my�lach. - Czy przespa�em ca�e popo�udnie? - Nie - odpar�a. - Zapewniam ci�, �e pierwszych godzin naszego popo�udnia nie przespa�e�. - Przeci�gn�a si� z rozkosz� czuj�c ciep�o jego cia�a. - Co� mi si� wydaje, �e z up�ywem lat stajesz si� coraz lep- szym kochankiem. Roze�mia� si�. - Tylko �e na og� nie zdarza�o mi si� zasypia� - powiedzia�. Na- wi�za� teraz do tematu, jaki roztrz�sali, zanim poszli do ��ka: - Twoim zdaniem w gr� wchodzi ta starsza? Czy aby nie jest za stara? - Za stara, by urodzi� mu pi�ciu syn�w i par� c�rek? - zapyta�a z lekk� drwin� w g�osie. - Na Boga, Teo, ona ma dwadzie�cia pi�� lat. �adna mi staruszka! I co za uroda. Pi�kna dojrza�o��. Jak wiesz, mia�a ci�kie �ycie, wiele wycierpia�a. - Dojrza�o�� - zacz�� osch�ym tonem - nie stanowi dla Harndona �adnej przeszkody. Znajdzie sobie na boku jak�� dzierlatk�. - Mo�liwe - odrzek�a. - Nie znam jego gustu. Natomiast Agnes ko�- czy dopiero osiemna�cie lat. Do�� �adna, skromna, lecz dla m�czyzny w wieku Harndona i z jego do�wiadczeniem by�aby tylko zabawk�. Anna za� to dobra towarzyszka �ycia. - S� m�czy�ni, Marj, kt�rzy lubi� �ony-zabawki. P�odne, oczywi- �cie. Osiemna�cie lat to wed�ug mnie dobry wiek dla �ony Luke'a. 14 15 - Zr�b to dla mnie, Teo. - Poca�owa�a go w policzek. - Zg�d� si� na Ann�. Ona jest mi bardzo bliska. By�abym szcz�liwa, gdyby uda�o mi si� wyda� j� za ksi�cia. Tw�j siostrzeniec tylko na tym zyska, zapewniam ci�. Teo obr�ci� g�ow� i poca�owa� kochank�. - Czemu�by nie? - rzek�. - Tak czy owak, Luke nie ma �atwego charakteru. Dwa lata n�ka�em go bezustannie, by przyjecha� do Anglii. A przez kolejne dwa b�d� go przekonywa�, �eby wr�ci� do Bowden. Tymczasem on wci�� swoje: �e �ona mu niepotrzebna. Postaramy si� zainteresowa� go ow� dojrza�� pi�kno�ci�. - Anna te� twierdzi z uporem, �e nie zale�y jej na ma��e�stwie -powiedzia�a lady Sterne. - W�o�y�am du�o wysi�ku w przekonywanie jej, �e podczas spaceru po mie�cie musi by� �adnie i modnie ubrana. Wygl�da�a jak wie�niaczka! - Harndonowi nie przypad�oby to do gustu - o�wiadczy� lord Quinn, marszcz�c brwi. - No wi�c zak�adaj�c, �e rzecz niemo�liwa stanie si� mo�liwa, gdzie mamy ich ze sob� pozna�? Na balu lady Diddering? - Pojutrze wieczorem - rzek�a. - Tak, to b�dzie odpowiednie miej- sce. Och, �eby tylko nasz plan si� uda�. Moja droga Anna zosta�aby ksi�- n�! Tak mi zale�y na jej szcz�ciu, jakby by�a moj� c�rk�. Lord Quinn pog�adzi� ja po w�osach. - Czy nie �a�ujesz, �e nie masz w�asnych dzieci, Marj? Mo�e po- winni�my byli... - Nie - odpar�a - nie ma co ubolewa� nad przesz�o�ci�. Mia�am dobre �ycie. I ono wci�� trwa. Mam zaledwie czterdzie�ci lat. Prawd� m�wi�c, istnieje mo�liwo��... - Nie doko�czy�a zdania. - Natomiast dzisiejsze popo�udnie dobiega ko�ca - powiedzia� lord Quinn. - Jestem um�wiony na obiad z Pottersami, a oni s� zawsze punk- tualni. A mo�e wykorzystamy czas, jaki nam pozosta�? - O, tak. - Odwr�ci�a si� ku niemu rado�nie. - Tak, Teo. Z Matka Luke'a, siostra i brat mieli zjawi� si� na balu u Diddering�w, wi�c wuj namawia� go usilnie, by r�wnie� wzi�� w nim udzia�. Obaj dobrze wiedzieli, �e sytuacja b�dzie bardzo niezr�czna, gdy do pierwszego od wielu lat spotkania z rodzin� dojdzie w miejscu a� tak publicznym. Zreszt� to rodzinne spotkanie i tak by�o nieuniknione, wi�c im szybciej, tym lepiej, zw�aszcza �e do rodziny dotar�a na pewno wie��, i� przyje- cha� do Anglii. Luke nie przypuszcza� jednak, by go odwiedzili. Teo wiedzia�by co� na ten temat. Skoro on, Luke, b�d�c ju� w Londynie par� dni, zwleka� z tym spotkaniem, mo�na by s�dzi�, �e ba� si� go. Nie, nie ba� si�. Istnia�a inna przyczyna, dla kt�rej nie chcia� widzie� si� z rodzin�, i �wiadomo��, �e b�dzie musia� to uczyni�, bardzo mu ci�- �y�a. Gdyby �y� George albo gdyby zmar�y zostawi� potomka, sytuacja by�aby ca�kiem inna. On do ko�ca swoich dni m�g�by spokojnie miesz- ka� w Pary�u i zapomnie�, �e urodzi� si� w Anglii i jest Anglikiem. M�g�by zapomnie�, �e ma rodzin�. Nie by�by im potrzebny i na pewno on nie potrzebowa�by ich. Lecz George nie �y� i oboje z Henriett� stracili syna. I w�a�nie to wi�za�o go z Angli� z Bowden Abbey, gdzie przyszed� na �wiat i gdzie jego rodzina mieszka�a do tej pory. Na dzie� przed balem Luke pojawi� si� w Harndon House, swojej londy�skiej rezydencji, mimo i� wynaj�� inny dom. Wiedzia�, �e wyna- j�cie domu �wiadczy�o niezbicie o jego tch�rzostwie, nie chcia� jednak mieszka� z matk� pod jednym dachem. Nie zaproszono go zreszt� cho� jako �ywo nie potrzebowa� zaproszenia, by zamieszka� w swoim domu. Mo�e jednak matka nie wiedzia�a o jego przyje�dzie? Kamerdyner, kt�ry wprowadzi� go do holu w Harndon House, nie by� mu znany. By� jednak mistrzem w maskowaniu uczu�; nie drgn�a mu nawet powieka, gdy Luke oznajmi�, kim jest, tyle �e jego uk�on by� ni�szy, a sw�j szacunek okaza� bardziej wyrazi�cie. Ten cz�owiek stan�� j ednak przed nie lada problemem. Czy powinien zameldowa� swego pana jako go�cia, czy te�... Luk� pom�g� mu: - Zapytaj ksi�n� Harndon, czy przyjmuje dzi� rano. Matka przyj�a go sama, w pokoju porannym, albowiem by�a to wizyta niezapowiedziana. Wsta�a, gdy wszed� - mia�a zaledwie par� minut na przygotowanie si� do spotkania z niewidzianym od dziesi�ciu lat synem. - Madame? - Luke, stoj�c w progu, z�o�y� jej g��boki uk�on. - Mam nadziej�, �e cieszysz si� dobrym zdrowiem. - Witaj, Lucas. - Wypowiedzia�a jego imi� po paru minutach mil- cz�cego wpatrywania si� w syna. - S�ysza�am, �e si� zmieni�e�. Nie po- zna�abym ci�. By�a taka, jak� j� zapami�ta�: wyprostowana, skupiona, bez u�mie- chu. Jej nieupudrowane ciemne w�osy naznaczone by�y siwizn� to je- dyna zmiana, jaka po dziesi�ciu latach rzuci�a mu si� w oczy. U�wiado- mi� sobie kiedy�, �e jego matka nigdy nie by�a m�oda - ani stara. Nigdy 16 2 - Bez serca 17 si� nie u�miecha�a, nigdy nie by�a czu�a dla swoich dzieci. Poczucie obo- wi�zku - tym si� kierowa�a przez ca�e swoje �ycie. Mi�o�� za�, jak� by� mo�e obdarza�a swoje dzieci, t�umi�o pragnienie przygotowania ich do roli, jak� odegraj� w wielkim �wiecie. Nigdy nie traktowa�a dzieci zbyt surowo, nie zaniedbywa�a ich, lecz czu�o�ci i �agodno�ci trudno by�oby si� w jej zachowaniu doszuka�. - By�em bardzo m�ody, madame - powiedzia� - gdy orzeczono, i� przesta�em zas�ugiwa� na miano twojego syna. Od tamtej pory min�o dziesi�� lat. Zby�a milczeniem jego s�owa. - A wi�c wr�ci�e� w ko�cu, by podj�� swoje obowi�zki - rzek�a. - Szkoda tylko, �e wynaj��e� inn� rezydencj�, zamiast zamieszka� w swo im w�asnym domu. Sk�oni� g�ow�, ale powstrzyma� si� od jakichkolwiek wyja�nie�. Bez szczeg�lnego powodu zacz�� zastanawia� si�, czy matka kiedykolwiek przytuli�a go do siebie. Nie przypomina� sobie takiego momentu. Dzi- siejsze ch�odne powitanie by�o wszystkim, czego m�g� od niej oczeki- wa�. Czy�by spodziewa� si� otwartych ramion, radosnego blasku w oczach, �ez i ciep�ych s��w? Nie przyj��by tego. Sp�ni�aby si� o ca�e dziesi�� lat. Nie uczyni�a w�wczas �adnego wysi�ku, by ochroni� go przed surowym wyrokiem ojca. Nie poca�owa�a go na po�egnanie, nie powiedzia�a, �e mimo wszystko go kocha. By�a ca�kowicie podporz�d- kowana nakazom obowi�zku. - Mam nadziej�, �e moje rodze�stwo r�wnie� cieszy si� dobrym zdrowiem - powiedzia�. - Doris ma lat dziewi�tna�cie, Ashley dwadzie�cia dwa - rzek�a. -Przez pi�� lat wychowywali si� bez ojca, a przez dalsze dwa bez opieki g�owy rodziny. Czy w ten spos�b prosi go o pomoc? A mo�e czyni mu wyrzuty, �e zaniedba� swoje obowi�zki? Prawdopodobnie to ostatnie, orzek� w duchu. Zastanawia� si� te�, czy �mier� ojca pogr��y�a j� w smutku, Czy roz- pacza�a z powodu �mierci najstarszego syna? George zmar� na choler�. Cho� na wsi ta zaraza zabi�a kilka os�b, spo�r�d ca�ej rodziny tylko on na ni� zapad�. - Czy sta�o si� co� z�ego? - zapyta�. W dalszym ci�gu, stali po prze- ciwnych stronach pokoju. Nie poprosi�a go, by usiad�, cho� u�wiadomi� sobie, �e przecie� we w�asnym domu nie potrzebuje czeka�, by popro- szono go o zaj�cie miejsca. Mimo to nie zmieni� pozycji. - Doris postanowi�a wyj�� za m�� za nieodpowiedniego cz�owieka -odpar�a matka - mimo i� pozna�a ju� wielu godnych d�entelmen�w, r�w- 18 nych jej urodzeniem i pozycj�. Ashley... no tak... kompletnie wymkn�� si� spod kontroli, zapomnia�, kim jest i z jakiej wywodzi si� sfery. - Taki przypadek, madame, okre�la si� mianem czarnej owcy. - Najgorsze jest to - ci�gn�a - �e dowiedzieli si� o wyczynach ich starszego brata i oczekuj� od ciebie, �e poprzesz ich nierozwa�ne posu- ni�cia, a przynajmniej nie zwr�cisz na nie uwagi. S� przekonani, �e skoro umar� ich ojciec, a potem George, to wszystko im wolno, �e mog� robi�, co si� im �ywnie podoba. Luke uni�s� brwi. - Doprawdy? - zapyta� spokojnym tonem. - Przyjecha�e� - m�wi�a ksi�na matka - i nie wiem, czy zamierzasz wkroczy� w te sprawy, czy te� je zignorowa�, czy masz zamiar przej�� wreszcie odpowiedzialno��, jaka na tobie spoczywa. Ksi�na Henrietta rz�dzi w Bowden, jakby wci�� by�a �on� g�owy rodziny. Chc� wiedzie�, czy nadal b�dziesz na to pozwala�. A, wi�c to tak. Istnia� zatem konflikt mi�dzy tymi dwiema kobietami. Obie ksi�ne, ale �adna w pe�ni. �adna z nich nie by�a obecnie �on� ksi�cia. By� mo�e jest to kolejny argument przemawiaj�cy za jego o�enkiem? -przysz�o mu nagle do g�owy. Co go obchodz� ich wzajemne utarczki? Nic. Zanim na nowo podj�li rozmow�, drzwi za jego plecami otworzy�y si� na o�cie�. Bardzo �adna m�oda kobieta, o czarnych, l�ni�cych nie-upudrowanych w�osach, ubrana w modn� sukni� na szerokich obr�czach, wpad�a do pokoju i zatrzyma�a si� niedaleko niego. Doris! Gdy opuszcza� dom rodzinny, by�a chud�, niezgrabn� dziewi�cio-latk�. Jako jedyna spo�r�d rodziny okaza�a �al z powodu jego wyjazdu - Ashley by� wtedy w szkole, wi�c nie widzia� si� z nim. Doris ukry�a si� w�r�d drzew przy bramie i gdy jecha� podjazdem, wyskoczy�a na drog�. Zsiad� z konia, przytuli� j� mocno do siebie; potem powiedzia� jej, �e musi by� grzeczn� dziewczynk�, wr�ci� do domu i wyrosn�� na pi�kn�, dobrze u�o�on� lady. Dziewczynka p�aka�a i zdo�a�a tylko kilka razy wyszepta� jego imi�. Doris patrzy�a teraz na brata szeroko otwartymi oczami, przygryza- j�c doln� warg�. Odni�s� wra�enie, �e chcia�aby pa�� mu w ramiona, ale wyra�nie pohamowa�a �w odruch. On sta� nieporuszony. Odwyk� od okazywania uczu�. - Luke? - Patrzy�a na� z niedowierzaniem. - To ty Luke? - Roze �mia�a si�, a� zabrak�o jej tchu. - S�ysza�am, �e wr�ci�e�. Wygl�dasz... zupe�nie inaczej. Jako ch�opiec nie przywi�zywa� wagi do mody. Interesowa�y go tyl- ko ksi��ki, przysz�a kariera kap�a�ska, rodzina, dom... i niewiasta, kt�r� mia� zamiar po�lubi�. 19 Ty te�, Doris - powiedzia�. - Jeste� tak urocza, jak ci przepowia- da�em. Zaczerwieni�a si� i u�miechn�a. Lecz chwila spontanicznej rado�ci min�a. Wiedzia� - i uk�u�o go to bole�nie - �e siostra nie rzuci mu si� ju� na szyj�. By� teraz dla niej kim� obcym. Gdy pierwszy raz na niego spojrza�a, w�tpi�a nawet, czy to naprawd� on. - Dlaczego tu stoisz? - Popatrzy�a niepewnie na matk�, potem zno wu na niego. - Wejd� dalej i usi�d�, Luke Zamieszkasz tutaj? Dziwne, �e nie przyjecha�e� prosto do domu. Czy trudno ci by�o opu�ci� Pary�? Musisz mi opowiedzie�, co si� tam ostatnio nosi. Obawiam si�, �e nasza moda pozostaje daleko w tyle. Powiedz mi, jaka moda panuje w�r�d dam. Bo w�r�d d�entelmen�w - to widz� na w�asne oczy. Luke, wygl� dasz wspaniale! Prawda, mamo? Ksi�na matka pomin�a to milczeniem. Zadzwoni�a, by podano herbat�. Dziwny to by� doprawdy powr�t do domu. Paplanina Doris pozwa- la�a jej widocznie zapanowa� nad szokiem, jakiego dozna�a w pierwszej chwili. Mimo to w pokoju panowa�a sztywna atmosfera i co� nieprzy- jemnego wisia�o w powietrzu. Luke czu� si� jak kto� obcy, sk�adaj�cy wymuszon� przez okoliczno�ci wizyt�. I w pewnym sensie by� �kim� obcym". Mimo i� by� g�ow� rodziny. Szykowa� si� ju� do wyj�cia, gdy drzwi znowu si� otworzy�y i do pokoju wszed� pospiesznie wysoki, przystojny m�ody cz�owiek o ciem- nej karnacji. Przez chwil� Luke'owi zabrak�o tchu. George? Ale George dawno ju� nie �y�. Luke wsta� i wymieni� uk�ony ze swoim m�odszym bratem, kt�ry patrzy� na niego z ciekawo�ci� pomieszan� z szacunkiem. - Luke? - Podszed� bli�ej. - Na Boga, nie pozna�bym ci�. Wuj Teo uprzedza� mnie zreszt�. Rany boskie! - Witam, Ashley. - Luke sk�oni� lekko g�ow�. Jego brat okaza� si� sympatycznym m�odzie�cem o mi�ym sposobie bycia. �atwo by�o sobie wyobrazi�, �e uwa�any jest za czam� owc� w rodzinie, cho� sponta- niczno�� m�odzie�ca w jego wieku jest przecie� czym� normalnym. - Podobno we Francji jeste� mistrzem w tej sztuce. - Ashley wska- za� na szpad� u boku Luke'a. - I w strzelaniu r�wnie�. Czy to prawda, �e zabi�e� kogo� w pojedynku? Prawda! Lecz nie by� to odpowiedni temat dla niewie�cich uszu. Szczeg�lnie w tych okoliczno�ciach by�oby to w bardzo z�ym tonie. Chodzi�o przecie� o pojedynek, w kt�rym o ma�o nie zabi� swego star- szego brata. - Prawda-odpar� zimno. -Nie jest to dla mnie powodem do chwa�y. I nie jest to sprawa, o kt�rej chcia�bym rozmawia� w obecno�ci matki i siostry. Ashley zmiesza� si� i Luke'owi zrobi�o si� przykro, �e skarci� go tak surowo. Przypomnia� sobie w�asn� m�odo��; on tak�e by� impulsywny i zdarza�y mu si� gafy. - Przepraszam, mamo - powiedzia� Ashley. I na tym rozmowa si� zako�czy�a. Po paru minutach Luke zmierza� ju� w stron� swojej wynaj�tej re- zydencji, wielce rad, �e jest sam i ma za sob� pierwsz� wizyt� w domu rodzinnym. Odby�a si� ona w sztywnej i nieprzyjemnej atmosferze. Uzna� w duchu, �e nie kocha ani matki, ani rodze�stwa. Czu� si� ca�kowicie wyzwolony. Jednak jego serce przeszywa� b�l. By� mo�e to wspomnienia z dawnych lat. By� mo�e t�umiona od dawna pami�� tego, co czu�, kiedy ci, kt�rzy nadali sens jego �yciu, zapewnili mu poczucie bezpiecze�stwa, odwr�cili si� od niego. Przera�aj�ca pustka, gdy stan�� twarz� w twarz z �yciem, nic o nim nie wiedz�c, nie umiej�c si� broni� przed pu�apkami losu. Nie by� to b�l spowodowany t�sknot� za domem rodzinnym. Nie chcia� do niego wraca�. Bardziej ni� kiedykolwiek pragn�� znowu znale�� si� w Pary�u; tam �y�o mu si� wygodnie, tamten �wiat by� mu bliski, bo ukszta�towa� go takim, jakim jest obecnie. By� to �wiat, nad kt�rym mia� pe�n� kontrol�. Lecz przyjecha� do Anglii i zobaczy� si� ze swoj� rodzin� - w�a�ciwie z tymi, kt�rzy pozostali. I wr�ci�o poczucie krzywdy, wr�ci� �al, jaki czu� do matki za to, �e go odrzuci�a. Jej ch�odne przyj�cie utwierdzi�o go w decyzji zerwania z ni� wszelkich wi�zi. Podczas ca�ej wizyty nie da�a mu odczu�, �e jest mile widziany, i nie mia� ch�ci na ponowne spotkanie. Ale by�a jeszcze Doris, by� Ashley. Matka da�a mu do zrozumienia, �e powinien przej�� nad nimi piecz�. Jako g�owa rodziny. Kiedy� darzy� ich mi�o�ci�- kiedy�, gdy jeszcze by� do niej zdolny. Na czym mia�aby polega� ta opieka? Czy b�dzie m�g� zaraz wr�ci� do Pary�a? Henrietta sprawowa�a rz�dy w Bowden, jakby wci�� by�a pani� tego domu.Czemu nie? By�a przecie� �on� George'a. Cierpia�a z powodu �mierci m�a, chyba bardziej ni� on po stracie brata. Znajdowa�a si� jednak w lepszej sytuacji - pozosta�a w domu i odgrywa�a w nim znacz�c� rol�. O ile si� orientowa�, nie zamierza�a usun�� si� w cie�, a jej postawa by�a dla matki coraz bardziej nie do zniesienia. Gdyby on mia� �on�, nie by�oby kwestii -jego �ona by�aby prawowit� pani� domu. 20 21 Znowu to samo! Niech licho porwie wuja z jego podszeptami, kt�re, jak stwierdzi� zaskoczony, nie dawa�y mu spokoju. Nie, nie zamierza s�ucha� tych podszept�w. Dla dobra rodziny i spo- koju rodzinnego domu nie po�wi�ci swej wolno�ci. A wi�c najgorsze mam ju� za sob�, my�la�, id�c ulic�. Zobaczy� si� z nimi wszystkimi, poza Henriett�, za kt�rej widokiem zreszt� nie t�skni�. Chcia�by dowiedzie� si� czego� wi�cej o �yciu Doris i Ashleya, pom�c im w miar� swych si�. Zamierza� wys�a� pos�a�ca po ksi�gi Bow-den i by� mo�e porozmawia� z Colbym, aby zorientowa� si�, czy s� jakie� podstawy do zwolnienia go z pracy. Je�li tak, wyznaczy innego zarz�dc� i czym pr�dzej wr�ci do Pary�a. W lecie mo�e zn�w si� tu wybierze. Teraz mia� zamiar mi�o sp�dzi� czas. Znajdzie si� w �rodowisku angielskim, co jest dla niego nie lada nowo�ci�, zobaczy nowe twarze, pos�ucha tutejszych plotek. Teo upiera� si�, �e jego siostrzeniec musi wzi�� udzia� w balu wydawanym jutro przez lady Diddering. Jak zapo- wiedzia�, b�dzie to jeden z bardziej uroczystych wiosennych bal�w, na kt�rym spotka si� �mietanka towarzyska Anglii. Wuj nie doda� oczywi�cie, �e zazwyczaj przybywa tam wiele m�o- dych panien na wydaniu. Lecz Luke domy�li� si�, �e o to mu g��wnie chodzi�o. Mimo to p�jdzie. B�dzie tam matka i Doris, kt�ra powiadomi�a go o tym, gdy pili herbat�. Zobaczy, jak Doris zachowuje si� wobec ewen- tualnych adorator�w i czy aluzja matki na temat jakiego� niefortunnego afektu c�rki ma istotnie podstawy. No i pota�czy z wytwornymi m�odymi damami, je�li nawet nie b�d� materia�em na kochank�. B�dzie je czarowali patrzy�, jak u�miechaj� si� i p�on� rumie�cem. Naj�adniejsz� mo�e nawet emablowa� przez d�u�szy czas. Tak, p�jdzie. Mo�e zapomnia�, jak to jest, gdy targaj� cz�owiekiem silne uczucia, ale na pewno nie zapomnia�, co to znaczy cieszy� si� �y- ciem. Wybiera�y si� na sw�j pierwszy, wydawany przez lady Diddering, bal, kt�ry zdaniem lady Sterne by� wspania�ym, nie maj�cym sobie r�w- nych wydarzeniem. Spotka si� tam ca�y elegancki �wiat. Anna mia�a na sobie wytworn� mantyl� z jedwabiu barwy zielonego jab�ka, ci�k� od z�otego haftu. Suknia by�a obszerna, na obr�czach. Modnie u�o�one w�osy wi�y si� na skroniach i karku i by�y upudrowane, cho� sama nigdy dot�d nie u�ywa�a pudru. Ma�y, okr�g�y, koronkowy czepek, przypi�ty z ty�u g�owy, kolorem dobrany by� do trzech du�ych falban, b�d�cych zako�czeniem mantyli. Z ty�u czepka zwisa�y dwa pa- sma wst��ek z tej samej koronki. Jasnozielone, haftowane z�otem pan- tofelki na kilkucentymetrowych obcasach te� by�y dla niej nowo�ci�. Chodzi�a w nich dwa dni przed balem, aby zyska� pewno��, �e zdo�a utrzyma� r�wnowag�. Nie chcia�a u�y� r�u i pudru, cho� matka chrzestna ostrzega�a j�, �e z pewno�ci� b�dzie wyj�tkiem. To nie ja, pomy�la�a Anna, nim zajecha� pow�z, ja tak nie wygl�- dam. Sp�on�a rumie�cem i oczy jej rozb�ys�y. Stoj�c z lady Sterne w sa- lonie, obserwowa�a, jak Agnes przekracza jego pr�g, i wr�cz nie mog�a si� nadziwi�, �e to ta sama dziewczyna, kt�ra zaledwie wczoraj by�a dzieckiem, a dzi�... - Agnes - powiedzia�a, dotykaj�c jej ramienia. - Wygl�dasz prze- pi�knie. .. - Dziewczynie o takiej urodzie, my�la�a, nie zabraknie adora- tor�w! Po balu r�wnie�. B�dzie mog�a wybiera� i przebiera�. - Faktycznie - rzek�a lady Sterne, jakby czytaj�c w jej my�lach. -Jestem pewna, �e zrobisz furor�, moje dziecko. Mia�y�my racj�, dobie- raj�c do twojej cery ten odcie� b��kitu. Tymczasem Agnes, zawsze skromna, nie maj�ca dobrego mniema- nia o swojej urodzie, nie mog�a oderwa� oczu od Anny. Wyci�gaj�c ku niej d�onie, powiedzia�a: - Zawsze by�a� urocza, najbardziej urocza spo�r�d wszystkich nie- wiast, jakie znam. Ale teraz wygl�dasz... Och, nie mog� znale�� odpo- wiedniego s�owa. Prawda, �e cudownie, ciociu Marjorie? - Bezsprzecznie, moje dziecko - rzek�a lady Sterne. - B�d� musia�a chyba zabra� ze sob� na bal solidn� lask�, by odp�dza� t�ocz�cych si� wok� was d�entelmen�w. Chwileczk�, kto� stuka do drzwi. Pewno za- jecha� po nas powozem wuj Teodor. On na pewno ma lask�. I na pewno jest przy broni. Daj� g�ow�, �e b�dzie mu potrzebna. Obie siostry roze�mia�y si�, patrz�c na siebie z zachwytem. U�wia- domi�y sobie jednak z niepokojem, �e cho� by�y c�rkami zmar�ego hra- biego Royce'a i z tej racji obraca�y si� w wy�szych sferach, Londyn by� dla nich ca�kiem obcym, nieznanym �wiatem. By�y zmieszane, kiedy lord pochyli� si�, ca�uj�c je w r�ce i o�wiadczy�, �e dawno nie widzia� tak uroczych dziewcz�t, po czym zaprosi� je wraz z lady Sterne do po- wozu. O�wiadczy� r�wnie�, �e nim noc dobiegnie ko�ca, zostanie wy- zwany na tuzin pojedynk�w z powodu dotrzymywania towarzystwa trzem najbardziej fascynuj�cym damom na balu. A je�li ich maniery s� zbyt prostackie? Je�li rozmowa z nimi oka�e si� nudna? A je�li figury ta- neczne, kt�re znaj�, r�ni� si� od tutejszych, londy�skich? A co b�dzie, je�li nikt nie zaprosi Agnes do ta�ca? 22 23 Anna obserwowa�a siostr� i wyda�o si� to niemo�liwe. By�a pewna, �e lady Sterne nie dopu�ci do takiej sytuacji! By�a jednak niespokojna. Gdy pow�z zwolni�, poczu�a nawet lekkie md�o�ci. Wyjrza�a przez okno i zobaczy�a wielk� rezydencj�. Wszystkie okna by�y jasno o�wietlone, drzwi frontowe rozwarte na o�cie�, tote� dostrzeg�a wyra�nie przecha- dzaj�cych si� po holu pan�w i panie w wytwornych strojach. Stopnie schod�w wys�ane by�y purpurowym dywanem. Oczy Agnes zaokr�gli�y si� ze zdziwienia. - Dobry Bo�e - wyrzek� lord Quinn, podaj�c r�k� paniom wysia daj�cym z powozu. - Od lat nie by�em obiektem takiego zainteresowa nia i zazdro�ci. Chcia�bym mie� trzy ramiona, ale obdarzono mnie tylko dwoma. Pozwolisz, Marj, �e w tej sytuacji nie u�ycz� ci tego trzeciego? Anna pozna�a lorda Quinna zaledwie wczoraj. Chrzestna matka przedstawi�a j� jako swoj� dobr� przyjaci�k�. Spodoba� si� jej. By� �red- niego wzrostu, ze sk�onno�ci� do tycia. Przystojny, o mi�ym spojrzeniu. Chyba jest w tym samym wieku co on - pomy�la�a - ale to jedyne podo- bie�stwo. Jest przemi�y, �atwo nawi�zuje kontakty z lud�mi. Anna by�a szcz�liwa, gdy wzi�� je obie pod r�ce; z nikim innym nie mia�aby od- wagi przekroczy� tych prog�w. - Denerwujesz si�, kochanie? - zwr�ci� si� lord do Agnes. - Troch�, milordzie - przyzna�a. - Kiedy zostaniesz poproszona do pierwszego menueta - rzek� -po pi�ciu minutach ca�kowicie zapomnisz o nerwach i przez ca�y wie- cz�r b�dziesz promienia�a rado�ci�. A pani, moja droga? - zwr�ci� si� do Anny. - Nie, milordzie - sk�ama�a. - Przysz�am tu, �eby przypatrze� si� temu balowi, cieszy� si� widokiem wytwornego towarzystwa. Nie mam powodu do zdenerwowania. Teo roze�mia� si�. Lady Sterne porwa�a wkr�tce obie siostry do gar- deroby, by poprawi� im suknie i aby mog�y sprawdzi�, czy wiatr nie uszkodzi� im fryzur. Tak wi�c nadszed� czas - wesz�y po raz pierwszy w �yciu do lon- dy�skiej sali balowej. Wsz�dzie pe�no by�o kwiat�w - pachnia�o ogro- dem jak w letni gor�cy dzie�. A� ich za du�o, pomy�la�a Anna, rozgl�- daj�c si�. Przez chwil� zapach zatamowa� jej oddech. Od obfito�ci koronek, cudownych satyn, jedwabi i klejnot�w mog�o zakr�ci� si� w g�o- wie. Trudno by�o w istocie orzec, kto prezentowa� si� bardziej okazale -panie czy panowie? Panie zadziwia�y rozmaito�ci� sukien, falban i ozd�b. Panowie za� eleganckimi, nienagannie dopasowanymi surdutami, pod kt�rymi wida� by�o kosztowne haftowane kamizelki. Anna, ogl�daj�c stroje londy�skich dam, pomy�la�a o raczej skrom- nych sukniach, jakie nosi�y panie ha balach w jej stronach. - No i co? - zapyta�a lady Sterne z u�miechem. - To ca�kiem inny �wiat - odrzek�a Anna. - Wiedzia�am, �e odby- waj� si� tu wspania�e bale, ale to, co zobaczy�am, przesz�o wszelkie moje oczekiwania. - Czytam ogromny zachwyt w twojej twarzy, moje dziecko - po- wiedzia�a matka chrzestna. - Nie masz mi wi�c za z�e, �e ci� tu przypro- wadzi�am? - Ale� sk�d! W ci�gu minionych dw�ch lat �ycie Anny pozbawione by�o kolo- r�w. Z powodu �a�oby siostry ubiera�y si� na czarno, a w sercach ich go�ci� dojmuj�cy smutek, spowodowany chorob� i �mierci� matki i nag�� �mierci� ojca. Jednak nie tylko �a�oba pozbawi�a ich �ycie barw. Przez lata walczyli o to, aby mimo przeciwno�ci losu nadal pozosta� kochaj�c� si� rodzin�. Grozi�o im popadniecie w ruin�, a ojcu wi�zienie za d�ugi. Lecz tym, co spowija�o mrokiem �ycie Anny, by� fakt, i� dobro- wolnie skaza�a si� na samotno��. Rok ju� min��, odk�d on wyjecha� do Ameryki, i zdawa�a sobie spraw�, �e mo�e go ju� nigdy nie zobaczy�. Prawd� m�wi�c, modli�a si� o to �arliwie. A teraz oto znalaz�a si� w ca�kiem innym �wiecie. Napotka�a wzrok lorda Quinna, a on u�miechn�� si� do niej mi�o i serdecznie. I poczu�a nagle, �e ogarnia j� bezmierne szcz�cie. Wkra- cza�a we wspania�y, bajkowy �wiat, o kt�rym marzy�a dawno, dawno temu, gdy jeszcze zdolna by�a do marze�. Mo�e wszystko si� zmieni, mo�e zn�w odzyska dawn� rado�� i nadziej�? Teraz by�a na balu i po- stanowi�a czerpa� z tego rado��. O, tak, b�dzie si� dobrze bawi�. Tak dobrze jak nigdy w ca�ym swoim �yciu. Unios�a wachlarz przywi�zany wst��k� do nadgarstka, roz�o�y�a go i zacz�a wachlowa� twarz dla och�ody. Rozgl�da�a si� wok� b�yszcz�cymi oczami, z u�miechem na ustach. 3 Luke pojawi� si� pod koniec menueta. Jak na niego przyby� do�� wcze�nie. Wuj ostrzeg� go, �e w Londynie sp�nianie si� na bal nie jest w dobrym tonie. 24 25 - Marjorie na sezon wiosenny sprowadzi�a