1420

Szczegóły
Tytuł 1420
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1420 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1420 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1420 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Charles Pellegrino Autor: George Zebrowski Tytul: Och, Miranda! (Oh, Miranda!) Z "NF" 7/92 - No dobra, id� w kierunku grani - us�ysza� w s�uchawce g�os Cusacka. Sta� na czym�, co przypomina�o pokryte �niegiem alpejskie zbocze. Od dna kanionu dzieli�o go szesna�cie kilometr�w. Nawet w nowiu pot�na, turkusowa kula Urana dominowa�a nad niebem, o�wietlaj�c krajobraz upiornym, b��kitnym �wiat�em. Lex Bardo, stoj�c w cieniu ci�kiego wehiku�u, poczu� si� nagle ma�y i samotny. - Gdyby� by� tak uprzejmy - us�ysza� g�os Cusacka, siedz�cego bezpiecznie w kabinie. - Chcieliby�my zacz�� transmisj� na Ziemi�. Bardo zawaha� si�. - Co jest? - g�os w s�uchawce za��da� wyja�nie�. - Co z tob�? - Nic mi nie jest - odpowiedzia� Bardo dr��cym g�osem. Poczu� sucho�� w gardle, gdy pomy�la� o swych d�ugach. Nast�pnie uspokoi� si� nieco, u�wiadamiaj�c sobie, �e przy tej pr�bie nie b�dzie wymagana tak istotna w innych przypadkach forma fizyczna. - Przesta� si� martwi� - powiedzia� Cusack. - Czy nie m�wi�em ci, �e niezale�nie od wszystkiego sp�acimy twoje d�ugi? A ponadto, je�li hologram oka�e si� sukcesem, rok w rok otrzymywa� b�dziesz procenty od zysk�w. - Nadal nie brzmi to przekonuj�co - odpar� Bardo. - Nie prosimy ci�, by� si� zabi�. - To nie ma znaczenia. - Trwaj�cy pi�tna�cie minut hologram skoku b�dzie najwi�kszym wydarzeniem od czasu twego wyczynu na Jupiterze w 2016 roku. Zyski uratuj� firm�. Czy�by jednak strach ci� oblecia�? Pomy�l, znowu znajdziesz si� na samym szczycie s�awy! - przekonywa� go Cusack. - Wy�o�ona zaliczka ju� uratowa�a twoj� firm� - odpali� Bardo. - I to ci� martwi? - Sp�acisz moje d�ugi niezale�nie od wszystkiego? - Niezale�nie od tego, czy b�dziesz �ywy czy martwy - zapewni� go Cusack. - Ile razy mam ci to powtarza�? Wszystko jest w kontrakcie, zostaniesz sp�acony z pierwszych zysk�w. No tak, pomy�la� Bardo, dla wszystkich starczy grosza. - Przesta� si� zadr�cza�. Musisz jedynie skoczy�. Je�li zginie, nie b�dzie to mia�o najmniejszego znaczenia, pomy�la� Bardo, zastanawiaj�c si� nad zmienno�ci� gust�w widzowni. W najgorszym przypadku z jego maj�tku mo�na b�dzie sp�aci� po�yczki. Pozb�dzie si� uczucia, �e niczym nie r�ni si� od zwyk�ych, tu�aj�cych si� po krymina�ach, d�u�nik�w. Jego by�a �ona otrzyma nale�ne jej i dzieciom alimenty. Cusack ma racj� - istnieje ma�e prawdopodobie�stwo, �e co� mu si� stanie. Czy si� boi? Cusack wyczu� jego wahanie. Jeszcze nie tak dawno nie ul�k� si� jowiszowego huraganu, obejmuj�cego obszar trzykrotnie wi�kszy od powierzchni Ziemi, za to, drobiazg, z�amanie karku w zwyk�ym wypadku drogowym, kilka przecznic od domu, rzuci�o go na kolana, u�wiadamiaj�c mu w�asn� �miertelno��. Wsp�czesna technika medyczna uratowa�a go na tyle, �e poza pewn� sztywno�ci� po wypadku nie pozosta� najdrobniejszy �lad. Prawa rz�dz�ce ludzkim �yciem zawsze by�y mu nieprzychylne. Wszystko mog�o si� zdarzy� w�r�d cywilizowanych spo�ecze�stw Ziemi. Kierowcy traktowali przepisy ruchu drogowego jedynie jako zalecenia. S�dziowie siedzieli w kieszeniach kryminalist�w. Uczucia ludzkie cechowa�a niesta�o��. Tu, w tej wiecznej ciemno�ci, gdzie liczy�y si� tylko prawa natury, bardziej czu� si� obywatelem �wiata, kt�remu nie mo�na niczego narzuci� i kt�rego nie mo�na kupi�. Przecie� i tak w ko�cu stanie si� cz�ci� Kosmosu. Pozbawiona powietrza i �ycia Miranda, zezwalaj�c na ten test, tak obcy naturalnemu porz�dkowi rzeczy, przywr�ci mu odwag� i godno��. To by� prawdziwy pow�d, dla kt�rego znalaz� si� tu, pod kul� b��kitnej pary, tak wielkiej jak Ziemia, podzielonej na pier�cienie cienkie niby ni� paj�cza, z lekk� po�wiat� z�rz polarnych, o�wietlaj�cych mrok nocy. S�o�ce, oddalone o trzy godziny �wietlne, wygl�da�o jak ziarnko fasoli i nie �wieci�o ja�niej od Ksi�yca. Uran na kr�tki moment sta� si� bram� do le��cego po drugiej stronie czasu kosmicznego, pot�nego oceanu... Ma�ej Mirandzie grawitacji starcza�o zaledwie na wytworzenie w�asnej sfery przyci�gania, ale nawet w mizernym polu cz�owiek skacz�cy z grani kanionu w trzy minuty nabierze �mierciono�nej pr�dko�ci. Po dziesi�ciominutowym, niczym nie zak��conym locie, znajdzie si� na dnie, rozp�aszczony w swym kombinezonie ci�nieniowym, wzbijaj�c gejzery tlenu i czerwon� mg��, kt�rej opary rozejd� si� na wiele kilometr�w we wszystkich kierunkach i zgin� r�wnie szybko, jak powsta�y, w ciszy, normalnej dla tych pozbawionych powietrza �wiat�w. W czasie opadania b�dzie m�g� wydoby� z siebie jeden d�ugi krzyk. Oczywi�cie, nie b�dzie spada� przez ca�e dziesi�� minut. Lot zwolni� �elazne kule umieszczone w puszce na plecach. To jego spadochrony. Podni�s� w g�r� rakietnic� i odda� pr�bny strza�, posy�aj�c w kierunku r�wnika Urana jedn� z l�ni�cych kul. Wylecia�a do g�ry z pr�dko�ci� kilkakrotnie wi�ksz� od drugiej pr�dko�ci kosmicznej Mirandy, a odrzut o par� centymetr�w przybli�y� go do kraw�dzi kanionu. Kula, odbijaj�c �wiat�o s�oneczne, zamruga�a srebrzy�cie, ja�niej ni� gwiazda, i zdawa�o si�, �e znikn�a w pier�cieniach Urana. - Pami�tasz? - rzuci� do mikrofonu ��cz�cego go z Cusackiem. - �adnych rozm�w. Musz� si� skoncentrowa�. - W porz�dku - odpowiedzia� Cusack. Bardo spojrza� w kierunku automatycznych kamer umieszczonych na dachu kabiny, podni�s� r�k�, pomacha�, gdy ukaza�y si� czerwone �wiat�a i odwr�ci� si�. Jego pierwsze kroki w kierunku przepa�ci by�y ju� przekazywane na Ziemi�, Marsa i kolonie ksi�ycowe. Ogarn�o go uczucie nico�ci. Bo przecie�, tak naprawd�, przygotowanie i wykonanie numeru kaskaderskiego to pestka. By� dumny ze swych umiej�tno�ci, wiedzy i odwagi, wymaganej przy tego typu pracy, ale nie uwa�a� jej za zaj�cie tw�rcze. Nie by� autorem teorii, obrazu, wiersza, czy te� powie�ci, kt�ra mia�aby pozosta� po nim. Hologramy jego wyczyn�w inspirowa�y innych, ale same w sobie nie by�y dzie�ami sztuki - nie potrafi� nawet zatrzyma� pieni�dzy, kt�re mu przynosi�y. Jedyn� jego drog� do s�awy by�y one same, bo nikt o zdrowych zmys�ych nie potrafi� si� na nie zdoby�. Ale tym razem by� zdecydowany wygra�. �ycie za bardzo da�o mu w ko��, by m�g� sobie pozwoli� na przegran�, pomy�la�, zbli�aj�c si� do kraw�dzi najwy�szej ska�y systemu s�onecznego. Szesna�cie kilometr�w pionowo w d� - to nie mo�e by� tak trudne, jak si� zdaje, mimo po�o�enia ska�y i temperatury minus trzystu stopni. Wyposa�enie nie powinno go zawie�� w tak kr�tkim czasie. Oddany niegdy� skok na Ziemi� by� o wiele bardziej niebezpieczny. �wiadomo�� podpowiada�a mu, �e mo�e skoczy�, ale reszta jego cia�a nie chcia�a si� jej podporz�dkowa�. Irracjonalny strach parali�owa� mi�nie n�g. Przekonywa� sam siebie, �e ten skok z kraw�dzi zmusi go do zwalczenia w�asnych w�tpliwo�ci. Gdy prowadzisz konia do przeszkody, musisz wierzy�, �e j� we�miesz, w przeciwnym razie zwierz� wyczuje twoje wahanie. Gdy z wiar� w sercu pokonujesz p�ot, ko� b�dzie pos�uszny twej woli. Ruchy jego cia�a sta�y si� p�ynniejsze, narasta�a w nim wiara w siebie, gdy z wolna przecina� czterystukilometrowej szeroko�ci kul� lodu i ska�y, jak� by�a Miranda. W skafandrze, ��cznie z �elaznymi kulami, wa�y� niewiele ponad cztery funty. Ale jego masa by�a taka sama, jak na Ziemi czy gdziekolwiek indziej, co sprawia�o, �e spada� b�dzie sto razy wolniej. Podstawa to porusza� si� ma�ymi kroczkami, nawet najmniejszy podskok m�g�by go wys�a� dziesi�� metr�w w g�r�. Po takim podskoku dryfowa�by przez dwadzie�cia sze�� sekund, zanim ponownie dotkn��by pod�o�a z pr�dko�ci� pi�ciu kilometr�w na godzin�. Ka�dy sus o sze��dziesi�t jeden metr�w przybli�a� go do kraw�dzi grani, napawaj�c optymizmem, kt�ry m�g� okaza� si� tak samo zgubny jak jego w�tpliwo�ci. Udany skok wymaga�, by pr�dko�� nie przekracza�a trzech metr�w na sekund� i by nie roztrzaska� si� o kraw�d� grani. Pomimo, �e wa�y� tu cztery funty kolizja przy pr�dko�ci sze��dziesi�ciu pi�ciu kilometr�w na godzin� i rzeczywistej masie czterystu funt�w cia�a i �elaza by�aby tak samo niebezpieczna jak wypadek samochodowy w pobli�u rodzinnego domu. Nawet drobne otarcie o ska�� mog�oby zniszczy� skafander. Sz�sty krok zamyka� przed nim drog� odwrotu; gdyby strach opanowa� go w�a�nie w tej sekundzie i gdyby nie potrafi� nad nim zapanowa�, gdyby si� zawaha� lub zesztywnia�, jego masa przy kolejnym kroku spowodowa�aby nie kontrolowany po�lizg i twarz� w d� run��by zbyt blisko kraw�dzi. Prawa ruchu na planetach o tak niewielkiej masie jak Miranda wymaga�y dwudziestu do trzydziestu drobnych kroczk�w na przestrzeni jednego kilometra, by m�g� si� zatrzyma�. Trzydzie�ci metr�w przed przepa�ci� rozejrza� si�. Po obu jego stronach opada�y dwie kule z kamerami, jak wierne psy. Nad jedn� z nich p�on�y zorze, ostatnie okrzyki elektron�w s�onecznych, zanurzaj�cych si� i zmieniaj�cych linie pola magnetycznego, tak by zderzy� si� z atmosfer� Urana. Odepchn�� si� od zmro�onej powierzchni Mirandy i poszybowa� w otwart� przestrze�. Kule z kamerami pod��y�y za nim. Przez pi�tna�cie minut - powtarza� sobie - tak d�ugo, jak d�ugo trwa� b�dzie transmisja do wewn�trznego systemu s�onecznego, jego imi� ponownie znajdzie si� na ustach wszystkich ludzi. Przez pierwsze trzy sekundy czu� si� jakby zawieszony w przestrzeni. Od kraw�dzi grani dzieli�o go zaledwie dziewi�� metr�w, a opad� o nieca�e p� metra. Rado�� jak ciep�o bucha�a od niego. Wraz z up�ywem sekund coraz wyra�niej czu� si� je�d�cem, kt�ry stanowi jedno�� ze swym koniem. Tu� po w��czeniu silnik�w stabilizuj�cych lot stwierdzi�, �e ma do�� czasu, by si� rozejrze� wok�. Odwr�ci� si� od ska�y. Nadal porusza� si� w poziomie, tote� opada� nie wi�cej ni� kilka centymetr�w na sekund�. Przez kilka ci�gn�cych si� w niesko�czono�� sekund znajdowa� si� nadal na wysoko�ci skalnej kraw�dzi, ale o trzydzie�ci jeden metr�w od jej brzegu. Nagle wyda�o mu si� nieprawdopodobne istnienie tej wysokiej na szesna�cie kilometr�w ska�y. Ze statku wida� by�o, jak z trzech jej punkt�w rozchodz� si� wy��obienia, podobne kr�gom na wodzie powstaj�cym po wrzuceniu kamienia, z t� jedynie r�nic�, �e te kr�gi mia�y �rednic� 161 kilometr�w. Zdawa�o si�, �e zosta�y �ci�te przez mr�z, zanim zd��y�y si� rozej�� po pofa�dowanym terenie. Kanion usytuowany by� na skraju jednej z kolein, tam gdzie wewn�trzne ci�nienie rozerwa�o skorup� i wytworzy�o dominuj�c� nad okolic� ska��. Nikt nie potrafi� mu wyt�umaczy�, jak powsta�y te wy��obienia, w�tpi� te�, by ktokolwiek zna� odpowied� na to pytanie. W ci�gu kolejnych dwudziestu sekund odpali� stabilizatory utrzymuj�ce cia�o w pozycji pionowej. Odczyt na wy�wietlaczu pokazywa�, �e w przeci�gu pierwszej p� minuty oddali� si� od kraw�dzi o dziewi��dziesi�t jeden metr�w, a opu�ci� o czterdzie�ci trzy. Po dokonaniu obrotu jego pr�dko�� pionowa zsynchronizowa�a si� z pr�dko�ci� poziom�. Nag�y przyp�yw adrenaliny spowodowa�, �e czas zacz�� szybciej biec, a jego zmys�y oswoi�y si� z konsekwencjami opadania. Kule z kamerami w �rodku r�wnie� odpali�y swe rakiety i dotrzymywa�y mu towarzystwa. Zamacha� ku nim, opadaj�c leniwie z pr�dko�ci� dwudziestu jeden kilometr�w na godzin�. Kraw�d� grani by�a teraz 183 metry nad nim. Okala�y j� niewiarygodnie w�skie pier�cienie Urana. Nagle ol�ni�o go, �e przy pr�dko�ci 193 kilometr�w na godzin� m�g�by przeskoczy� ten kanion i orbitowa� wok� Mirandy w swym ulubionym staruszku dodge'u darcie z 1967 roku. Oczywi�cie potrzeba by by�o kilku zbiornik�w z tlenem dla spalenia gaz�w i balast wielko�ci gara�u, by zapewni� oponom wystarczaj�co siln� przyczepno��... Uwa�aj, ostrzeg� sam siebie. B�dziesz mia� dosy� czasu na wymy�lanie nowych numer�w, jak wyjdziesz z tego �ywy. Ponownie spojrza� na wy�wietlacz. Litery i cyfry miga�y mu przed oczami, u�wiadamiaj�c, �e nie zosta� w��czony �aden system zabezpieczania danych. Ekran informuj�cy o przebiegu skoku wskazywa�: Czas - 2 minuty G��boko�� - 0,80465 kilometra Pr�dko�� - 41,8418 km/godz. Kolejne trzysta siedemdziesi�t siedem metr�w r�nicy i ca�kowicie odmienny wygl�d �cian kanionu. �lad po prawej stronie musia�o wy��obi� co� szczeg�lnie wielkiego. Trudno by�o oceni�, kiedy to si� sta�o. Mo�e przed milionami lat, kiedy to dinozaury w�drowa�y przez Montan�, kawa� lodu oderwa� si� od grani, by w nieca�e dwie minuty p�niej opa�� na dno kanionu. Bardo opada� r�wnolegle do drogi przebytej przez tamt� staro�ytn� bry�� lodu. W uchu odezwa� si� alarmowy dzwonek. Przera�enie sparali�owa�o go na kr�tk� chwil�. Nag�e odchylenie do ty�u naruszy�o r�wnowag� cia�a i musia� odpali� silniki rakietowe, by j� odzyska�. - Co si� dzieje? - za��da� wyja�nie�. - Przykro mi - odpowiedzia� Cusack - ale mamy ma�y problem. Jakby w odpowiedzi na te s�owa jedna z kamer znalaz�a si� natychmiast dziesi�� metr�w nad g�ow� Bardo i zacz�a filmowa� go na tle rozdziawionej gardzieli kanionu. Nagle na swoim wy�wietlaczu zobaczy� schemat rakietnicy. Jedna z magnetycznych cewek wysy�a�a czerwone ostrzegawcze �wiat�o. Obraz znik� i zast�pi� go diagram cewki i ca�ego zamocowania z odpowiednim opisem. Jedna z pi��dziesi�ciu magnetycznych cewek rakietnicy nawali�a. Opu�ci� bro� i nacisn�� spust. I nic. Nie wpadaj w panik�! Wieloletnie do�wiadczenie zd�awi�o strach i pozwoli�o mu skoncentrowa� si� na wyposa�eniu, kt�rego by� wsp�konstruktorem i budowniczym. Otworzy� obudow�. Czas - 3 minuty G��boko�� - 1,6093 kilometra Pr�dko�� - 64,372 km/godz. Zauwa�y� zepsut� cewk� w jednym z podzespo��w, pozbawionym teraz jakiegokolwiek zabezpieczenia. Co� spowodowa�o wad� prowadnicy o kszta�cie toroidu. Stalowe kule musz� przechodzi� przez magnetyczny tunel, nast�pnie przez dziur� w toroidzie. Nie wiadomo, dlaczego wewn�trzna �cianka toroidu wybrzuszy�a si�, blokuj�c tunel i komputer, kt�ry automatycznie nie dopuszcza� do oddania strza�u. Bardo zda� sobie spraw�, �e w chwili obecnej nawet wadliwy strza� dawa� mu wi�ksz� szans� prze�ycia ni� brak strza�u. Walcz�c z cewk� by� �wiadom ci�g�ego spadania. Coraz szybciej miga�a mu �ciana kanionu, oddalona zaledwie o trzy czwarte kilometra. Dno pi�tna�cie kilometr�w pod jego stopami, jak wielka packa na muchy, zbli�a�o si� z coraz wi�ksz� pr�dko�ci�. Cewka z trudem wesz�a na swoje miejsce. W palcach poczu� przyprawiaj�cy o md�o�ci b�l. Powstrzyma� oddech, zamykaj�c os�on�, wycelowa� w oddalone o jedena�cie kilometr�w dno kanionu i nacisn�� spust. I znowu nic. Czas - 6 minut G��boko�� - 6,4372 kilometra Kiedy ponownie otwiera� os�on�, zauwa�y� drugi znak na �cianie ska�y, oddalonej obecnie o dziewi��set metr�w. Bry�a lodu spada�a przed wiekami, podobnie jak on teraz, z pr�dko�ci� oko�o 129 kilometr�w na godzin�. Nie mia� trudno�ci z wyj�ciem p�kni�tej na p� cewki. Z jednej strony wida� by�o male�ki krater, jakby niewielki lej wy��obiony przez mikrometeoryt. Kamera zbli�y�a si� do niego, by sprawdzi� rozmiar usterki. - Czy da si� to naprawi�? - krzykn�� mu do ucha Cusack. Bardo usi�owa� wyobrazi� sobie, jak w ci�gu niespe�na dw�ch minut naprawia cewk� i wstawia j� na miejsce. Jego umys� analizowa� wszelkie mo�liwo�ci, usi�uj�c znale�� jakie� wyj�cie z sytuacji. Przysz�o mu do g�owy co najmniej tuzin rozwi�za�, kt�re natychmiast odrzuci�. Nie odrywa� wzroku od uszkodzonej cz�ci. Stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, �e nie spowodowa� tego mikrometeoryt. Widoczne znaki okopcenia wskazywa�y, �e przyczyn� musia� by� niewielki �adunek materia�u wybuchowego, kt�rego wybuch obliczony by� na od��czenie cewki, by stworzy� dodatkow� sytuacj� kryzysow�, wp�ywaj�c� na zwi�kszenie wynik�w ogl�dalno�ci. Czas - 7 minut Wybuch by� niez�ym trikiem, ale z braku do�wiadczenia Cusack za�o�y� zbyt du�y �adunek, powoduj�c p�kni�cie cewki na p�. Bardo zastanawia� si�, jak wyj�� z �yciem z tej sytuacji, wyobra�aj�c sobie swego sponsora, kt�ry z ponur� min� zawiadamia teraz ca�y �wiat o nieuchronnej �mierci Wielkiego Lexa Bardo. Je�li nawet uda mu si� naprawi� uszkodzenie, dojdzie do ponownego p�kni�cia cewki w trakcie oddawania strza�u i system zabezpieczenia zablokuje rakietnic�. Nawet je�li uda mu si� wystrzeli� z niej, mo�e to j� rozerwa� na kawa�ki. Jedynym wyj�ciem jest pr�ba awaryjnego l�dowania bez cewki, przy ograniczonej sile ci�gu, w nadziei, �e ma dosy� kul w zapasie, by zr�wnowa�y� r�nic�. Ponownie zamkn�� os�on�. Po�amanymi kawa�kami cewki strzeli� w kierunku kamery, pud�uj�c. Czas - 8 minut Odda� trzy pr�bne strza�y w d�. Stwierdzi� zmniejszanie si� pr�dko�ci. Silniki dostosowa�y swoj� pr�dko��, by utrzyma� go w pozycji pionowej. Odetchn�� z ulg� i zacz�� wyobra�a� sobie, jak trzyma Cusacka na muszce, prowadzi do kraw�dzi ska�y i spycha w d�. Gdyby nawet uda�o mu si� wyl�dowa� bezpiecznie, nie czeka�aby tam na niego sonda, by zabra� go na g�r�. Musia�by sam wdrapa� si� na gra�. Czas - 9 minut Opada� zbyt szybko, by zauwa�y� kolejne znaki wyryte w skale. Zbli�a� si� do dna kanionu z pr�dko�ci� prawie 189 kilometr�w na godzin�. Ostatni kilometr pokona w nieca�e czterdzie�ci sekund. Odetchn�� g��boko i wystrzeli� trzy kolejne kule. Rakietnica jeszcze dzia�a�a. Zauwa�y� teraz nowe szczeg�y. Okaza�o si�, �e niewielki krater pod jego lew� stop� kryje w sobie mn�stwo ma�ych krater�w. Pi�� sekund p�niej stwierdzi�, �e jeden z nich a� roi si� od wielu jeszcze mniejszych kraterk�w. Wystrzeli� dwie kolejne kule. Je�li rakietnica zawiedzie go w tym momencie, w�asnym cia�em wy��obi sw�j krater. P�tora kilometra nad dnem krateru obserwowa� kr�tk� lini� horyzontu, oddalonego zaledwie o kilkaset metr�w, ograniczonego �cianami kanionu. Pod stopami dno kanionu wi�o si� z p�nocy na po�udnie. Osi�gnie je z pr�dko�ci� 200 kilometr�w na godzin�. Kamery zmniejsz� sw� pr�dko�� i b�d� unosi� si� nad tym, co pozostanie z jego skafandra i... z niego. Strzela� teraz jak szalony. Dwie�cie, trzysta, czterysta kul opad�o w d�. Na wysoko�ci 549 metr�w zauwa�y� formacj� krater�w, kt�re sam stworzy�. Z t� sam� �atwo�ci� odda� kolejnych czterysta strza��w, zmniejszaj�cych pr�dko��. Strzela� do czasu, gdy nagle tysi�ce iskrz�cych drobin buchn�o z lufy jak l�ni�ce konfetti. Domy�li� si�, �e jedna ze stalowych kul musia�a zahaczy� o ceramiczn� os�on� i roztrzaska�a j� w drobny py�. - Wyrzucam rakietnic�! - krzykn�� do swego komputera. - Zapasowy zbiornik z tlenem i zapasowy zbiornik paliwa! Wyrzucony sprz�t poszybowa� w dal. Kamery zatrzyma�y si�, by �ledzi� jego tor. Zredukowanie masy by�o obecnie jedyn� mo�liwo�ci� zmniejszenia si�y uderzenia. Chcia�o mu si� krzycze�, ale powstrzyma� si�. Ju� mia� wyrzuci� komputer, gdy jedno spojrzenie w d� u�wiadomi�o mu, �e zawis� w przestrzeni na wysoko�ci 153 metr�w nad dnem kanionu. Tak powa�ne zmniejszenie pr�dko�ci by�o efektem wystrzelenia o�miuset kul. Opada� wolno. Nie min�a kolejna minuta i osi�gn�� cel. Odetchn�� z ulg�, obserwuj�c rakietnic�, butl� z rezerw� tlenu i jedn� z kamer, mi�kko opadaj�ce na sypki grunt, tu� przed nim. W uchu us�ysza� radosny krzyk Cusacka. Si�� woli opanowa� si�, zdecydowany nie zniszczy� ca�ego przedstawienia. Zamacha� r�k� w kierunku kamer i badawczo rozejrza� si� wok�. Sto metr�w dzieli�o go od bry�y lodu, kt�ra wy��obi�a znaki w �cianie kanionu. Podskoczy� do niej jak do starego, dawno nie widzianego przyjaciela. Obie kamery pod��y�y jego �ladem. W po�owie drogi zwolni� i zatrzyma� si� w cieniu g�ruj�cej masy lodu. W��czy� �wiat�o na kasku i zacz�� obserwowa� dziobat�, lodowat� powierzchni�. Wyci�gn�� d�o� i dotkn�� bry�y z nale�ytym szacunkiem, nast�pnie odchyli� si�, by spojrze� w g�r�. Wydawa�o mu si�, �e widzi oddalon� o 16 kilometr�w kraw�d� grani. Odetchn�� g��boko, zanim obr�ci� si�, by zamacha� r�k� przed kamerami. Czekaj�c na sond�, kt�ra zabierze go na statek, rozkoszowa� si� t� chwil�. Obserwuj�c statek b�yszcz�cy na tle Urana wiedzia�, �e kr�tka chwila jego glorii zosta�a skradziona temu pot�nemu, otoczonemu pier�cieniami, kolosowi. Gdy statek zwi�ksza� szybko�� do pierwszej kosmicznej, umo�liwiaj�cej powr�t na Ziemi�, Bardo uda� si� do kabiny Cusacka. - Wejd�, wejd� - zaprasza� sponsor, wy��czaj�c przy tym, niby przypadkowo, ekran z danymi. - �wietnie si� spisa�e� na Mirandzie - doda�. W tym momencie Bardo u�wiadomi� sobie, �e Cusack nie podejrzewa go o wykrycie sabota�u. Gdy Cusack obr�ci� si� ku niemu, Bardo schwyci� go r�k� za gard�o i powoli wzmacnia� u�cisk. Cusack zacz�� si� �lini�, pr�bowa� co� powiedzie�. - Powinienem by� zabra� ci� ze sob� i zmusi� do skoku! - Pozw�l mi wyja�ni� - zdo�a� wyszepta� Cusack. Bardo rozlu�ni� u�cisk. - Byle szybko. - Wiedzia�em, �e ci si� uda! - krzykn�� Cusack. - Czy naprawd� s�dzi�e�, �e tego nie wykryj�? - Wierzy�em, �e niezale�nie od wszystkiego, uda ci si�. To by�o wielkie przedstawienie! Bardo u�miechn�� si�. - I takim mog�oby pozosta� bez dodatkowych efekt�w. Fakt, �e mog�em zgin��, jest bez znaczenia. Mocniej chwyci� Cusacka za gard�o i zacz�� unosi� w powietrze. - Prosz� ci�! - piszcza� Cusack. - I co masz mi teraz do powiedzenia? Spojrzenie Cusacka by�o pe�ne przera�enia, lecz l�ni�y w nim tak�e iskierki triumfu. Bardo pu�ci� go z czystej ciekawo�ci. - Przepraszam - powiedzia� Cusack masuj�c krta�. - Przyznaj�, by� to debilizm, ale dzi�ki temu tw�j sukces jest jeszcze s�odszy, no nie? Pomog�em ci odzyska� poczucie w�asnej godno�ci. Sp�jrz na siebie. Jeste� ponownie siln� besti�, w ka�dej chwili gotow� do ataku. - Zawsze by�e� mocny w g�bie - przyzna� Bardo. - Co robi�e�, gdy tu wszed�em? Cusack ponownie wygl�da� na przera�onego. - Zajmowa�em si� twoimi sprawami. - Co to znaczy? - Tylko nie w�ciekaj si� znowu - odpowiedzia� Cusack cofaj�c si� w kierunku monitora. Bardo przysta� na to i usiad� tu� obok Cusacka, kt�ry ci�ko opadaj�c na sw�j fotel powiedzia�: - Sprawdza�em, czy przekazano honorarium na twoje konto. Jutro rano zostan� sp�aceni twoi d�u�nicy, ale zadba�em, by zosta�o ci co� ekstra. Mo�esz to traktowa� jako premi� za nie przewidziany wypadek przy pracy. - O czym ty m�wisz? - To koniec. Nie b�dzie ju� wi�cej forsy. Firma jest w takiej samej sytuacji finansowej jak ty. Wp�ywy pomog� sp�aci� d�ugi i... po nas. Gdy wr�cimy do domu, firmy ju� nie b�dzie. Bardo z wielkim trudem hamowa� narastaj�c� w nim w�ciek�o��. Na sw�j spos�b Cusack odda� mu przys�ug�. Skok sam w sobie by�by fraszk�. - Moje d�ugi zostan� sp�acone? - zapyta� ponownie. Cusack spojrza� na niego z wdzi�czno�ci�. - Jak tylko sygna� osi�gnie Ziemi�. Wr�cisz do domu jako wolny cz�owiek. Je�li chcesz, mog� nawet przez pewien czas by� twoim mened�erem, by pom�c ci w �agodnym przej�ciu na emerytur�. Fors� mo�esz zarabia� na wiele przer�nych sposob�w. Nie musisz przez ca�e �ycie by� kaskaderem. Bardo spojrza� na niego i zobaczy� cz�owieka zdesperowanego. - Powinienem ci� zabi� lub pozwa� do s�du. - I co by ci to da�o? - Sam te� jeste� w nie lepszej sytuacji, co? Cusack przytakn�� ruchem g�owy. - B�d� musia� poszuka� sobie pracy. - Powiedz mi, czy kto� w firmie zgarnie grubsz� fors�? - Bardzo mo�liwe, ale nie mo�emy tego udowodni�. Gdy tylko wierzyciele odbior�, co im si� nale�y, firma przestanie istnie�. Tak to zosta�o pomy�lane. Tw�j skok umo�liwi� t� operacj�. I nic ju� nie by�o wi�cej do dodania. Bardo zastanawia� si�, czy aby Cusack nie wymy�li� ca�ej tej historii, by zatka� mu usta. B�dzie si� m�g� o tym przekona� po powrocie do domu, za trzy tygodnie. Gdy wsta�, Cusack z przera�enia a� zapad� si� w sw�j fotel. Odetchn�� dopiero, gdy Bardo skierowa� swe kroki do wyj�cia. - Dobrej nocy - po�egna� go Lex. Zwi�kszaj�ce si� przeci��enie fatalnie odbija�o si� na jego samopoczuciu. - Prze�pij si� troch� - rzuci� za znikaj�c� w drzwiach postaci� Cusack. W swej kabinie Bardo ws�uchiwa� si� w szum silnik�w i usi�owa� wyobrazi� sobie skromne �ycie emeryta. Jednak ju� po chwili zacz�� przemy�liwa�, jak zdoby� nowych sponsor�w, dzi�ki kt�rym m�g�by powr�ci� na Mirand�, by pokona� ska�� na swym dodge'u darcie z 1967 roku. Sen przyni�s� mu nowe prze�ycia. Zanurza� si� w g��bokie wody oceanu na Uranie, gdy� tylko tam, pod tak wielkim ci�nieniem, zachowa� si� w�giel w formie szafirowo-r�owych, pomara�czowych i b��kitnych diament�w, w blokach tak wielkich jak gmachy ziemskich biurowc�w. Rzuca� si� na koi, �ni�c o mro��cych w �y�ach krew wyczynach. Jego cia�o nie zna�o spokoju. Po��da�o wci�� nowych przyg�d, ci�g�ego ruchu. W oddali wt�rowa� mu cichy �piew. zapewniaj�c go, �e gdy przyjdzie mu odda� ten ostatni skok w �mier�, wykona go bez strachu, tak jak bez strachu opada� na dno kanionu Miranda. Prze�o�y�a Jolanta Tippe "Oh, Miranda!" by Charles Pellegrino and George Zebrowski Copyright c 1991 Mercury Press, Inc. Reprinted by permission of the authors and The Magazine of Fantasy & Science Fiction. GEORGE ZEBROWSKI Pisarz SF, wydawca i krytyk. Dla polskich czytelnik�w interesuj�cy mo�e si� wyda� fakt, �e jest on w gruncie rzeczy naszym rodakiem. Znalaz� si� w�r�d dzieci wywiezionych w czasie wojny do oboz�w pracy. Po wojnie mieszka� we W�oszech i Anglii, a wreszcie z ca�� rodzin� przeni�s� si� do USA. Na �amach "Nowej Fantastyki" prezentujemy go po raz pierwszy opowiadaniem, kt�re napisa� wsp�lnie z m�odym, ma�o znanym jeszcze aurotem Charlesem Pellegrino. Mamy jednak nadziej�, �e wkr�tce uda nam si� przedstawi� inne jego utwory. Czytaj�c opowiadanie "Och, Miranda!" stali czytelnicy "Fantastyki" przypomn� sobie na pewno klasyczn� nowel� "S�oneczna strona Merkurego" Alana E. Nourse'a ("F" nr 9/89). D.M.