2636
Szczegóły |
Tytuł |
2636 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2636 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2636 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2636 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wiliam Golding
SPADKOBIERCY
T�umaczy�a Ryszarda Grzybowska
Czytelnik Warszawa 1989
Tytu� orygina�u angielskiego:
The Inheritors
First published in 1955
by Faber and Faber Limited
Ok�adk� i kart� tytu�ow� projektowa�
W�adys�aw Brykczy�ski
Copyright for the Polish edition by
Sp�dzielnia Wydawnicza "Czytelnik". Warszawa 1989
ISBN 83-07-01934-6
"...Nasza wiedza o wygl�dzie Neandertalczyka jest znikoma, ale mo�emy przypuszcza�, �e... by� bujnie ow�osiony, brzydki, budzi� odraz� odmienn� budow� czaszki o niskim czole, mia� krzaczaste brwi, szyj� ma�py i by� niewielkiej postury... Sir Harry Johnston w swojej rozprawie Views and Reviews na temat powstania nowoczesnego cz�owieka pisze: �Mgliste wspomnienie tych stwor�w podobnych do goryli, przebieg�ych, pow��cz�cych nogami, g�sto ow�osionych, obdarzonych mocnymi z�bami i przejawiaj�cych prawdopodobnie sk�onno�ci kanibalistyczne, mog�o si� sta� zacz�tkiem ludowych opowie�ci o wilko�akach...�"
H. G. Wells Outline of History
Rozdzia� pierwszy
Lok p�dzi� przed siebie co si�. G�ow� mia� spuszczon�, s�katy kij trzyma� dla r�wnowagi poziomo, a woln� r�k� rozgarnia� g�szcz barwnych p�k�w. Liku, siedz�ca okrakiem na plecach Loka, pop�dza�a go ze �miechem: jedn� r�k� chwyta�a si� kurczowo jego kasztanowatych, wij�cych si� w�os�w, kt�re spada�y mu na kark i wzd�u� kr�gos�upa, drug� podtrzymywa�a ma�� Oa, wci�ni�t� mu pod brod�. Nogi Loka by�y sprawne. Widzia�y. Okr��a�y stercz�ce bez�adnie korzenie buk�w, przeskakiwa�y ka�u�e wody na szlaku. Liku uderza�a go stopami po brzuchu.
- Pr�dzej! Pr�dzej!
Zabola�y go nogi, pochyli� si� i zwolni�. Us�yszeli rzek� p�yn�c� r�wnolegle do szlaku po lewej stronie, ale jeszcze niewidoczn�. Buki przerzedzi�y si�, znikn�y krzaki i znale�li si� na niewielkim, b�otnistym terenie, gdzie zawsze le�a� pie�.
- To tutaj, Liku.
Przed nimi rozlewa�a si� mulista, onyksowa woda, kt�ra rozprzestrzenia�a si� ��cz�c z rzek�. Szlak, prowadz�cy wzd�u� rzeki, rozpoczyna� si� znowu po jej drugiej stronie, na terenie, kt�ry si� wznosi� coraz wy�ej i gin�� po�r�d drzew. Uszcz�liwiony Lok u�miechn�� si�, zrobi� dwa kroki w stron� wody i stan��. Spowa�nia�, otworzy� usta tak szeroko, �e a� opad�a mu dolna warga. Liku obsun�a si� do
7
wysoko�ci jego kolan, po czym zeskoczy�a na ziemi�. W�o�y�a g��wk� ma�ej Oa do ust i zacz�a si� rozgl�da�. Lok u�miechn�� si� niepewnie.
- Pie� znikn��.
Przymkn�� oczy i zas�pi� si� przywo�uj�c obraz pnia. Le�a� tu w wodzie, od brzegu do brzegu, szary i butwiej�cy. Kiedy si� przechodzi�o przez sam jego �rodek, czu�o si� p�yn�c� pod nim wod�, okropn� wod�, miejscami g��bok� na d�ugo�� m�skiego ramienia. Nie by�a rozbudzona jak rzeka czy wodospad, ale senna, rozci�ga�a si� a� po rzek� i dopiero tam si� budzi�a i ��czy�a po prawej stronie z g�usz� nieprzebytych bagien, chaszczy i trz�sawisk. By� tak pewien tego pnia, z kt�rego ludzie zawsze korzystali, �e kiedy zn�w otworzy� szeroko oczy, zacz�� si� u�miecha�, jakby budzi� si� ze snu, pie� jednak znikn��.
K�usuj�c szlakiem zbli�a�a si� Fa. Na jej plecach spa� nowy. Nie obawia�a si�, �e spadnie, czu�a bowiem, �e przytrzymuje si� r�czkami jej w�os�w na szyi, a n�kami w�os�w rosn�cych ni�ej, na plecach, ale mimo to bieg�a ostro�nie, �eby si� nie zbudzi�. Lok us�ysza�, �e si� zbli�a, nim jeszcze pojawi�a si� pod bukami.
- Fa! Pie� znikn��!
Pod��y�a prosto na brzeg wody, popatrzy�a w�sz�c jednocze�nie nosem, po czym obr�ci�a si� do Loka i spojrza�a na niego z wyrzutem. Nie musia�a nic m�wi�. Lok zacz�� podrzuca� g�ow�.
- O nie, nie. Nie ruszy�em pnia, �eby rozbawi� ludzi. Znikn��.
Roz�o�y� szeroko ramiona, aby dobitniej zobrazowa� brak pnia, po czym opu�ci� je widz�c, �e zrozumia�a.
Liku zawo�a�a do niego:
- Pohu�taj mnie.
Stara�a si� dosi�gn�� ga��zi buku, kt�ra wyrasta�a z drzewa niczym d�uga szyja, a ujrzawszy �wiat�o wygi�a si� w g�r�, bujnie obsypana zielonymi i br�zowymi p�kami. Lok przesta� my�le� o pniu, kt�ry znikn��, i podsadzi� Liku
8
na wygi�t� ga���. Zako�ysa� si� na boki i zacz�� wyci�ga� ga���, cofaj�c si� krok po kroku do ty�u, a� zaskrzypia�a.
- Hop!
Pu�ci� i upad� na siedzenie. Ga��� odskoczy�a, a Liku krzykn�a rozradowana:
- Nie! Nie!
Lok poci�ga� ga��� co pewien czas, a pokrzykuj�ca, roze�miana i protestuj�ca Liku unosi�a si� po�r�d g�stwiny li�ci nad samym brzegiem wody. Fa spogl�da�a to na rozlewisko, to na Loka. By�a znowu zas�piona.
Teraz Ha zbli�a� si� szlakiem, spieszy� si�, ale nie p�dzi�, sprawia� wra�enie cz�owieka bardziej rozwa�nego ni� Lok, bardziej odpowiedzialnego. Kiedy Fa zacz�a do niego m�wi�, nie odpowiedzia� od razu, najpierw popatrzy� na pust� wod�, potem dalej, na lewo, gdzie za �ukiem buk�w wida� by�o rzek�. Nast�pnie zbada� las uchem i nosem, sprawdzaj�c, czy nie ma jakich� intruz�w, i dopiero gdy upewni� si�, �e nie zagra�a im niebezpiecze�stwo, po�o�y� s�katy kij i ukl�kn�� przy wodzie.
- Patrzcie!
Wskaza� palcem na podwodne wyrwy, jakie zosta�y po pniu. Ich brzegi by�y wci�� jeszcze poszarpane, a w g��bi le�a�y grudy ziemi, kt�rych woda nie zd��y�a rozmy�. �ledzi� kr�te wyrwy, kt�re dalej gin�y w mroku wody. Fa popatrzy�a na drug� stron�, na dalszy ci�g przerwanego szlaku. Tam, gdzie przedtem le�a� drugi koniec pnia, ziemia by�a poryta. Fa zwr�ci�a si� z pytaniem do Ha, kt�ry odpar�:
- Jeden dzie�, mo�e dwa. Nie trzy.
Liku wci�� wykrzykiwa�a ze �miechem.
Na szlaku pojawi�a si� Nil. Poj�kiwa�a cicho, jak zwykle, gdy by�a zm�czona i g�odna. Sk�ra na jej masywnym ciele by�a zwiotcza�a, ale piersi stercza�y prosto, nabrzmia�e mlekiem. Je�li kto� by� g�odny, to na pewno nie nowy. Spojrza�a na niego, ukrytego we w�osach Fa, a przeko-
9
nawszy si�, �e �pi, podesz�a do Ha i dotkn�a jego ramienia.
- Dlaczego mnie zostawi�e�? Masz wi�cej obraz�w w g�owie ni� Lok. Wskaza� na wod�.
- Spieszy�em si�, �eby zobaczy� pie�.
- Ale pnia nie ma.
Stali we troje i spogl�dali na siebie. Potem, jak to si� cz�sto zdarza w�r�d ludzi, poddali si� emocjom. Fa i Nil zobaczy�y tak�e obraz, jaki widzia� zamy�lony Ha. Uzna�, �e powinien si� upewni�, czy pie� jest na miejscu, bo je�li woda go zabra�a albo sam si� gdzie� przesun��, grozi�a im ca�odzienna mozolna w�dr�wka doko�a bagniska, nara�eni byliby na niebezpiecze�stwa i jeszcze wi�ksze trudy ni� zazwyczaj.
Lok rzuci� si� ca�ym ci�arem cia�a na ga���, aby j� zatrzyma�. Uciszy� Liku, kt�ra zsun�a si� i stan�a obok niego. Szlakiem zbli�a�a si� teraz stara kobieta, s�ycha� by�o jej kroki i strudzony oddech. Wy�oni�a si� spoza ostatniego drzewa, szara i drobna, pochylona i daleka, pogr��ona w kontemplowaniu zawini�tego w li�cie tobo�ka, kt�ry nios�a obur�cz przed obwis�ymi piersiami. Stoj�c obok siebie powitali j� milczeniem. Ona te� si� nie odezwa�a, tylko czeka�a, jakby z pe�n� pokory cierpliwo�ci�, na to, co mia�o nast�pi�. Opu�ci�a tobo�ek troch� ni�ej i znowu podnios�a, aby wszyscy u�wiadomili sobie, jak bardzo jest ci�ki.
Lok odezwa� si� pierwszy. Zwr�ci� si� do wszystkich, u�miechni�ty, ws�uchany w s�owa dobywaj�ce si� z jego ust, ale spragniony �miechu. Nil znowu zacz�a poj�kiwa�.
Teraz dobieg�y ich odg�osy ostatniego cz�owieka nadchodz�cego szlakiem. By� to Mal, kt�ry posuwa� si� wolno i pokas�ywa�. Wyszed� zza ostatniego drzewa, przystan�� na skraju polany, opar� si� ci�ko na rozwidlonym ko�cu s�katego kija i zacz�� kas�a�. Kiedy si� pochyli�, ujrzeli jego bia�e w�osy, wyrastaj�ce znad brwi i opadaj�ce zmierzwion� strzech� na ramiona. Nikt nie odzywa� si� ani s�owem, gdy kas�a�, wszyscy czekali w ciszy, niczym jelenie wpatrzone
przed siebie czujnym wzrokiem, a obok ich n�g wybrzusza�y si� kanciaste bry�y b�ota, kt�re przeciska�o si� te� pomi�dzy palcami ich st�p. Postrz�piona chmura oddali�a si� od s�o�ca, drzewa przesiewa�y teraz zimny blask na ich nagie cia�a.
W ko�cu Mal przesta� kaszle�. Zacz�� si� prostowa� opieraj�c si� mocno o s�katy kij i przesuwaj�c po nim r�ce w g�r� jedna za drug�. Najpierw spojrza� na wod�, potem na wszystkich po kolei ludzi, kt�rzy stali w oczekiwaniu.
- Widz� obraz.
Odj�� r�k� od kija i po�o�y� j� p�asko na g�owie, jakby chcia� zamkn�� pojawiaj�ce si� w niej obrazy.
- Mal nie jest stary, ale przytulony do plec�w matki. Jest wi�cej wody, nie tylko tutaj, ale i wzd�u� szlaku, kt�rym przybyli�my. Cz�owiek jest m�dry. Ka�e ludziom wzi�� drzewo, kt�re si� przewr�ci�o i...
Jego g��boko zapadni�te oczy zwr�ci�y si� do ludzi z b�aganiem, aby wsp�uczestniczyli z nim w tym obrazie. Zakas�a� znowu, cicho. Stara kobieta ostro�nie podnios�a tobo�ek.
Wreszcie Ha si� odezwa�:
- Nie widz� tego obrazu.
Stary westchn�� i zdj�� d�o� z g�owy.
- Poszukajcie drzewa, kt�re si� przewr�ci�o. Pos�usznie rozpierzchli si� nad brzegiem wody. Stara kobieta zbli�y�a si� do ga��zi, na kt�rej niedawno hu�ta�a si� Liku, i wspar�a na niej r�ce.-Pierwszy zawo�a� Ha. Pop�dzili w jego stron� i skrzywili si� na widok grz�skiego b�ota do kostek. Liku znalaz�a poczernia�e jagody, kt�re nie zosta�y zebrane w porze owocowania. Nadszed� Mal i stan�� patrz�c ponurym wzrokiem na pie�. By�a to brzoza grubo�ci ludzkiego uda, do po�owy zanurzona w b�ocie i wodzie. W wielu miejscach poodpada�a z niej kora i Lok zacz�� odrywa� rosn�ce na niej kolorowe grzyby. Niekt�re by�y jadalne i te poda� Liku. Ha, Nil i Fa szarpn�li niezdarnie pie�. Mal westchn��.
11
- Poczekajcie. Ha tam. Nil tak�e. Lok!
Unie�li pie� bez wi�kszego trudu. Mia� jeszcze ga��zie, kt�re zaczepia�y si� o krzaki i wlok�y w b�ocie, utrudniaj�c ju� i tak ci�k� drog� do mrocznego zw�enia rozlewiska. S�o�ce znowu si� skry�o.
Kiedy dotarli do brzegu, starzec ju� tam sta� patrz�c chmurnie na zryt� ziemi� po drugiej stronie wody.
- Spu��cie pie� na wod�.
By�o to zadanie delikatne i trudne. Aby przerzuci� ten mokry pie�, musieli dotkn�� stopami wody. Wreszcie pie� unosi� si� na jej powierzchni, a Ha sta� przechylony do przodu trzymaj�c go z jednego ko�ca. Drugi koniec troch� si� zanurzy�. Ha podtrzymywa� pie� jedn� r�k�, a drug� zacz�� go wyci�ga�. Korona pnia powoli si� wynurzy�a i wspar�a w b�ocie na drugim brzegu. Lok, pe�en podziwu, mamrota� co� ze szcz�cia, przechyli� g�ow� do ty�u i m�wi�, co mu �lina na j�zyk przynios�a. Nikt nie zwraca� na niego uwagi, natomiast stary cz�owiek wci�� by� zas�piony i obiema r�kami uciska� g�ow�. Ko�cowa, najcie�sza cz�� pnia o d�ugo�ci dw�ch ludzi znajdowa�a si� pod wod�. Ha spojrza� pytaj�co na starego cz�owieka, kt�ry zn�w nacisn�� g�ow� i zakaszla�. Ha westchn�� i po namy�le st�pn�� jedn� nog� w wod�. Na ten widok wszyscy j�kn�li ze wsp�czuciem. Po chwili ostro�nie wszed� obiema nogami, wykrzywi� twarz, a oni, stoj�c na brzegu, te� si� skrzywili. Nabra� oddechu i wzdragaj�c si� post�pi� dalej, po kolana, po czym chwyci� omsza�y brzozowy pie�, kt�ry lekko drgn��. Teraz przyci�gn�� go jedn� r�k�, a drug� usi�owa� podnie�� do g�ry. Pie� si� przekr�ci�, ga��zie rozbe�ta�y br�zowo��ty mu�, kt�ry rozprysn�� si� wzburzony g�stwin� li�ci, a wierzcho�ek brzozy przechyli� si� i opar� dalej na brzegu. Ha pcha� z ca�ych si�, lecz roz�o�yste ga��zie stawia�y op�r, nie m�g� sobie poradzi�. Po drugiej stronie, w miejscu gdzie le�a� poprzedni pie�, wida� by�o wg��bienie na dnie wody. Ha wyszed� na brzeg, wszyscy przygl�dali mu si� z powag� i smutkiem. Mal patrzy� na Ha wyczekuj�co, obiema r�kami
12
trzyma� znowu sw�j s�katy kij. Ha podszed� do miejsca, gdzie szlak ��czy� si� z polan�. Podni�s� sw�j kij i przykucn��. Jaki� czas tkwi� tak pochylony, po czym rzuci� si� do przodu i w mgnieniu oka pomkn�� przez polan�. Zrobi� cztery kroki po pniu chwiej�c si� tak, i� wydawa�o si�, �e g�ow� uderzy w kolana. Wtem pie� wystrzeli� z wody, a Ha z podkurczonymi nogami i rozpostartymi szeroko ramionami poszybowa� w powietrzu. Run�� na li�cie i ziemi�. Znalaz� si� po drugiej stronie. Odwr�ci� si� i chwyciwszy koniec pnia, poci�gn�� go; szlak mia� teraz po��czenie przez wod�.
Zgromadzeni na brzegu ludzie wykrzykn�li z ulg� i rado�ci�. Nawet s�o�ce wybra�o sobie ten moment, aby si� znowu pojawi� na niebie; ca�y �wiat zdawa� si� dzieli� z nimi szcz�cie. Bij�c d�o�mi o uda wyra�ali podziw dla Ha, a Lok
tryumfowa� wraz z Liku.
- Widzisz, Liku? Pie� ��czy brzegi. Ha ma wiele obraz�w!
Kiedy si� uspokoili. Mal wskaza� kijem na Fa.
- Fa i nowy.
Fa sprawdzi�a pozycj� nowego na plecach. G�stwina
w�os�w na jej karku ca�kowicie go przykrywa�a, wida� by�o tylko r�czki i stopki wczepione mocno w poskr�cane pasma w�os�w. Podesz�a nad brzeg wody, rozpostar�a ramiona, przebieg�a zr�cznie po pniu i przeskoczywszy ostatni odcinek stan�a przy Ha. Nowy zbudzi� si�, wyjrza� ponad jej ramieniem, poprawi� jedn� stop� i znowu zapad� w sen.
- Teraz Nil.
Nil spowa�nia�a �ci�gaj�c brwi. Odgarn�a do ty�u wyrastaj�ce znad brwi w�osy, skrzywi�a si� bole�nie i wbieg�a na pie�. Wyci�gn�a r�ce w g�r� i ledwie znalaz�a si� na �rodku, zacz�a pokrzykiwa�:
- Aj! Aj! Aj!
Pie� zgi�� si� i zanurzy� w wodzie. St�pn�a na jego
najcie�szy odcinek, poderwa�a si� wysoko, a� piersi jej podskoczy�y, i wpad�a do wody po kolana. Krzycz�c
13
i wyci�gaj�c nogi z b�ota chwyci�a r�k� Ha i po chwili znalaz�a si� na l�dzie dr��c i z trudem �api�c powietrze.
Mal podszed� do starej kobiety i zwr�ci� si� do niej �agodnym g�osem:
- Czy teraz dasz rad�?
Wyrwa�a si� tylko cz�ciowo z g��bokiej kontemplacji. Zbli�y�a si� do wody, wci�� trzymaj�c tobo�ek na wysoko�ci piersi. By�a male�ka - sama sk�ra i ko�ci, i przerzedzone bia�e w�osy. Szybko pokonywa�a pie�, prawie nie dotykaj�c wody.
Mal pochyli� si� do Liku.
- Przejdziesz?
Liku wyj�a ma�� Oa z ust i otar�a zmierzwione rude w�osy o udo Loka.
- P�jd� z Lokiem.
W g�owie Loka zaja�nia� jakby promie� s�o�ca. Otworzy� szeroko usta i �miej�c si� zacz�� co� m�wi�, cho� jego s�owa niewiele mia�y wsp�lnego z obrazami. Zobaczy�, �e Fa u�miecha si� do niego i Ha te� si� u�miecha, ale z powag�.
Nil zawo�a�a:
- Uwa�aj, Liku! Trzymaj si� mocno. Lok poci�gn�� Liku za w�osy.
- Wskakuj.
Wzi�a go za r�k�, uchwyci�a si� jedn� nog� jego kolana i wgramoli�a mu si� na plecy mi�dzy w�osy. Ma�a Oa spoczywa�a w jej ciep�ej r�czce pod brod� Loka. Zawo�a�a:
- No ju�!
Lok cofn�� si� pod buki, spojrza� gro�nie na wod�, podbieg�, ale si� zatrzyma�. Po drugiej stronie wszyscy zacz�li si� �mia�. Lok rzuca� si� do przodu i cofa�, zapieraj�c si� nogami przy samym pniu. Wreszcie zawo�a�:
- Patrzcie na Loka, pot�nego skoczka! Napuszony rzuci� si� do przodu, ale spokornia� i skulony wycofa� si�. Liku podrygiwa�a wo�aj�c:
- No skacz! Skacz!
14
Jej g�owa obija�a si� bezradnie o g�ow� Loka. Wreszcie zszed� na brzeg jak Nil i uni�s� w g�r� r�ce.
- Aj! Aj!
Nawet Mal si� u�miechn�� na ten widok. Liku przesta�a si� �mia�, umilk�a i wstrzyma�a oddech, a z oczu jej pop�yn�y �zy. Lok skry� si� za bukiem, za� Nil tak si� �mia�a, �e a� musia�a podtrzymywa� piersi. Nagle Lok wy�oni� si� zza drzewa i rzuci� naprz�d z opuszczon� w d� g�ow�. W mgnieniu oka, z dono�nym okrzykiem, przebieg� pie�, odbi� si� i znalaz� na suchym l�dzie. Tam zacz�� si� kr�ci� w k�ko i podskakiwa�, szydz�c z pokonanej wody, a� Liku dosta�a czkawki. Wszyscy skupili si� razem.
Wreszcie zapanowa�a cisza i Mal ruszy� do przodu. Zakaszla� cicho i zmarszczy� twarz patrz�c w ich stron�.
- No, a teraz Mal.
Wzi�� kij w obie r�ce i uni�s� przed sob�. Wszed� na pie�, z trudem przebieraj�c starymi nogami. Id�c ko�ysa� kijem dla r�wnowagi. Nie rozwin�� nale�ytej szybko�ci, aby m�g� pokona� pie� bezpiecznie. Widzieli rosn�cy niepok�j na jego twarzy, widzieli jego obna�one z�by. Wtem str�ci� nog� kor� i pozosta� kawa�ek nagiego pnia, a �e posuwa� si� zbyt wolno, druga noga mu si� ze�lizgn�a i upad� do przodu. Chybota� si� chwil� na boki, po czym znikn�� w b�otnistej, wzburzonej wodzie. Lok biega� tam i z powrotem krzycz�c wniebog�osy:
- Mal wpad� do wody!
- Aj! Aj!
Ha rzuci� si� w br�d krzywi�c si� bole�nie, zetkni�cie z zimn� wod� by�o odczuciem obcym. Uchwyci� koniec kija, kt�ry trzyma� Mal. Wreszcie uda�o mu si� z�apa� Ma�a za przegub r�ki. Przewracali si� obaj, jakby zmagali si� w zapasach. Mal jednak wyzwoli� si� i na czworakach wydosta� na twardszy grunt. Teraz oddziela�o go od wody bukowe drzewo, le�a� tam skulony i dr��cy z zimna. Wszyscy otoczyli go ciasnym kr�giem. Przykucn�wszy ocierali si� o jego cia�o,
15
a splecionymi r�koma os�aniali go i ogrzewali. Woda z niego obcieka�a, a w�osy spada�y w pozlepianych pasmach. Liku w�lizgn�a si� do �rodka i swoim brzuchem rozgrzewa�a mu �ydki. Tylko stara kobieta sta�a bez ruchu w pozycji oczekiwania. Pozostali, otoczywszy Ma�a, dr�eli razem z nim z zimna.
Liku powiedzia�a:
- Jestem g�odna.
Rozst�pili si� przerywaj�c zwarty kr�g i Mal podni�s� si�. Wci�� jeszcze dr�a�. Nie by�o to powierzchowne dr�enie sk�ry i w�os�w, si�ga�o g��biej, a wraz z nim dr�a� te� jego s�katy kij.
- Idziemy.
Ruszy� szlakiem na czele grupy. Tutaj, pomi�dzy drzewami, by�o wi�cej wolnej przestrzeni, a w prze�witach ros�y licznie krzaki. Dotarli do polany, kt�ra powsta�a pod ogromnym drzewem, nim jeszcze zd��y�o uschn��, a znajdowa�a si� tu� nad rzek�. Stercz�cy kikut drzewa wci�� by� na niej punktem centralnym. Oplata� go bluszcz, zmierzwion� g�stwin� si�gaj�c a� po rozwidlony wierzcho�ek, gdzie ciemnozielone li�cie tworzy�y gniazdo. Drzewo to sta�o si� te� po�ywk� dla grzyb�w, kt�re wyrasta�y w kszta�cie sp�aszczonych talerzy pe�nych deszczowej wody i galaretowatych grudek, czerwonych i ��tych. Stary pie� zaczyna� si� rozk�ada�, wype�nia� bia�� miazg� i pr�chnem. Nil uzbiera�a jad�a dla Liku, a Lok wygrzebywa� palcami bia�e p�draki. Mal czeka�. Ju� nie dr�a� bez przerwy, tylko od czasu do czasu wstrz�sa�y nim dreszcze. Opar� si� na kiju i wydawa�o si�, �e obsuwa si� po nim coraz ni�ej.
Ich zmys�y odbiera�y teraz nowe wra�enia, dobiega�y ich tak bezustanne i przenikliwe odg�osy, �e nie musieli sobie nawet przypomina�, co oznaczaj�. Za polan� teren zacz�� si� wznosi� stromo, by� gliniasty, poro�ni�ty niezbyt wysokimi
16
drzewami; tutaj mo�na by�o zobaczy� ko�ci tej ziemi, stercz�ce bry�y g�adkich, szarych ska�. Za zboczem znajdowa�a si� prze��cz, a poprzez jej kraw�d� przelewa�a si� rzeka tworz�c wodospad, ogromny jak dwa najwy�sze drzewa. Milcz�c ws�uchiwali si� w odleg�y �oskot spadaj�cej wody. Popatrzywszy na siebie zacz�li si� �mia� i gaw�dzi�. Lok zwr�ci� si� do Liku:
- Dzi� w nocy b�dziesz spa�a ko�o wodospadu. On nie znikn��. Pami�tasz?
- Widz� obraz wody i jaskini. Lok pog�aska� uschni�te drzewo. Mal powi�d� wszystkich w g�r�. Cho� rozpiera�a ich rado��, dostrzegali jednak s�abo�� Ma�a, ale jeszcze nie zdawali sobie w pe�ni sprawy z powagi sytuacji. Mal podnosi� nogi w taki spos�b, jakby wyci�ga� je z b�ota, z trudem nimi porusza�. Stawia� kroki niezdarnie, jakby go co� �ci�ga�o na boki, i zatacza� si� wspieraj�c na kiju. Szli za nim na�laduj�c go we wszystkim bez trudu, byli przecie� zdrowi i silni. Ca�� uwag� skupili na jego zmaganiach, a pe�ni troski, nie�wiadomie go parodiowali. Kiedy si� pochyla�, �eby z�apa� oddech, oni te� ziali ze zm�czenia, chwiali si� i stawiali nogi tak samo niezdarnie. Przedzierali si� w�r�d bez�adnie rozrzuconych okr�g�ych g�az�w i stercz�cych ska�, a� pozostawili za sob� wszystkie drzewa i znale�li si� na otwartej przestrzeni.
Mal zatrzyma� si� w ataku kaszlu; wiedzieli, �e teraz musz� na niego zaczeka�. Lok wzi�� Liku za r�k�.
- Zobacz. Zbocze wiod�o do prze��czy, przed nimi wyrasta�a g�ra.
Z lewej strony zbocze urywa�o si� i opada�o stromo do rzeki, po�rodku kt�rej le�a�a wyspa. Wznosi�a si� w g�r�, tak jakby jednym ko�cem sta�a opieraj�c si� o wodospad. Rzeka p�yn�a wartko po obu brzegach wyspy, w�szym strumieniem z tej strony, a szerszym i bardziej wzburzonym z drugiej. Nie spos�b by�o dojrze�, gdzie wpada�a, by�a bowiem spowita mg�awic� rozbryzganej wody. Na wyspie
17
ros�y drzewa i g�ste krzaki, ale tam, gdzie przylega�a do wodospadu, by�a przes�oni�ta g�st� mg��, za� rzeka po obu stronach wyspy lekko po�yskiwa�a.
Mal ruszy� znowu do przodu. Dwie drogi prowadzi�y do kraw�dzi wodospadu; jedna z nich skr�ca�a w prawo wznosz�c si� w g�r� pomi�dzy ska�ami. Cho� by�a �atwiejsza dla Ma�a, min�� j�, jakby za wszelk� cen� chcia� dotrze� jak najszybciej do miejsca wytchnienia. Wybra� drog� wiod�c� na lewo. Tutaj niskie krzaki zabezpiecza�y ich w w�dr�wce po urwisku i kiedy przedzierali si� w�r�d tych krzak�w z mozo�em, Liku odezwa�a si� do Loka. Huk wodospadu zag�uszy� s�owa, ledwie ich echo dotar�o do jego uszu.
- Jestem g�odna.
Lok uderzy� si� w piersi. Krzykn�� na ca�y g�os, aby go wszyscy mogli us�ysze�:
- Widz�, jak Lok znajduje drzewo poro�ni�te g�sto k�osami...
- Jedz," Liku.
Ha stan�� przy nich z d�oni� pe�n� jag�d. Przesypa� je do r�ki Liku, kt�ra natychmiast zanurzy�a w nich usta; trzyma�a ma�� Oa w niewygodnej pozycji pod pach�. Na widok jag�d i Lok poczu� si� g�odny. Teraz, kiedy ju� zostawili za sob� t� wilgotn�, zimow� jaskini� nad morzem i cierpkie niesmaczne jedzenie, jakiego dostarcza�y przybrze�ne piaski i s�one bagna, nagle stan�� mu przed oczami obraz dobrego jad�a, miodu i m�odych p�d�w, bulw i p�drak�w, �wie�ego mi�sa. Podni�s� kamie� i zacz�� nim wali� w nag� ska�� tu� przy g�owie, jak wali�by w jakie� drzewo.
Nil zerwa�a uschni�t� jagod� z krzaka i w�o�y�a do ust.
- Patrzcie, Lok wali w ska��.
Wszyscy gruchn�li �miechem, a Lok zacz�� b�aznowa� udaj�c, �e ws�uchuje si� w ska��, i wykrzykuj�c:
- Zbud�cie si�, p�draki! Czy ju� si� zbudzi�y�cie? Mal jednak poprowadzi� ich dalej.
18
Szczyt urwiska odchyla� si� nieco do ty�u, zamiast wi�c przedziera� si� przez jego postrz�piony grzbiet, mogli obej�� stromizn� nad rzek�, kt�ra wyp�ywa�a spo�r�d wzburzonego wodospadu. Z ka�dym jednak krokiem musieli si� pi�� coraz wy�ej, pokonywa� przyprawiaj�ce o zawr�t g�owy stoki i wyst�py skalne, wyrwy i skarpy, a jedynym zabezpieczeniem dla st�p by�a chropowata powierzchnia, poni�ej za� ska�a cofa�a si� w g��b pozostawiaj�c pr�ni�, kt�ra oddziela�a ich od wyspy spowitej mg��. W dole lata�y kruki niczym czarne strz�pki unosz�ce si� z p�on�cego ogniska, ko�ysa�y si� wodorosty, a tu� nad nimi po�yskiwa�a woda; natomiast wyspa, wspieraj�c si� o wodospad i przerywaj�c pr�g spadaj�cej wody, rysowa�a si� wyrazi�cie niczym ksi�yc na niebie. Urwisko wychyla�o si�, jakby szuka�o w wodzie w�asnych n�g. Wysokie wodorosty, wy�sze od cz�owieka, ko�ysa�y si� w prz�d i w ty�, tam w dole, pod wspinaj�cymi si� lud�mi, z regularno�ci� uderze� serca albo fal morskich bij�cych o brzeg.
Lok przypomnia� sobie, jakie odg�osy wydaj� kruki. Pomacha� w ich stron� obiema r�kami.
- Kra! Kra!
Nowy poruszy� si� na plecach Fa, przesuwaj�c r�czki i n�ki, aby si� dobrze uchwyci�. Ha szed� bardzo powoli;
by� masywnie zbudowany, co go zmusza�o do wi�kszej ostro�no�ci. Posuwa� si� przylegaj�c mocno do zbocza ska�y i podtrzymuj�c si� na zmian� to nogami, to r�kami. Mal znowu si� odezwa�:
- Zaczekajcie!
Czytali z jego ust, gdy si� do nich obr�ci�, i ciasno si� przy nim skupili. W tym miejscu szlak rozszerza� si� tworz�c platform�, na kt�rej starczy�o miejsca dla wszystkich. Stara kobieta opar�a si� r�koma o pochy�� ska��, by�o jej �atwiej sta� w tej pozycji. Mal schyli� si� i kaszla� kul�c ramiona. Nil, przykucn�wszy obok, po�o�y�a mu jedn� r�k� na brzuchu, a drug� na ramieniu.
Lok patrzy� w dal za rzek�, aby zapomnie� o trapi�cym go
19
g�odzie. Rozszerzy� nozdrza i natychmiast zosta� nagrodzony mieszanin� licznych zapach�w, bo mg�awica znad wodospadu niewiarogodnie pot�gowa�a ka�dy zapach, podobnie jak deszcz pog��bia i wyostrza barwy kwietnych �an�w. Unosi� si� te� zapach ludzi, swoisty, ale pomieszany z zapachem b�otnistej �cie�ki, na kt�rej si� w�a�nie znajdowali.
By� to ju� tak widomy znak ich letniego bytowania, �e Lok roze�mia� si� rado�nie i obr�ci� do Fa czuj�c, �e ch�tnie by si� z ni� po�o�y� mimo doskwieraj�cego g�odu. Ju� zd��y�a si� osuszy� z kropli deszczu skapuj�cych z drzew, gdy szli przez las, a wij�ce si� pasma w�os�w, okrywaj�ce jej szyj� i g��wk� nowego, l�ni�y rudym po�yskiem. Wyci�gn�� r�k� do jej piersi, na co roze�mia�a si� i odgarn�a w�osy za uszy.
- Znajdziemy jedzenie - powiedzia� wyra�nie, poruszaj�c szerokimi ustami - i b�dziemy si� kocha�.
Kiedy wspomnia� o jedzeniu, poczu� g��d tak realnie, jak wszystkie zapachy. Obr�ci� si� znowu w t� stron�, sk�d dochodzi� zapach tobo�ka starej kobiety. A potem by�a ju� tylko pustka i opary wodospadu unosz�ce si� ku niemu znad wyspy. Le�a� jak d�ugi na skale z rozpostartymi r�koma i nogami, czepiaj�c si� palcami r�k i n�g ka�dej chropowato�ci, podobnie jak mi�czaki czepiaj� si� ska�y. Widzia� teraz wodorosty, nieruchome, jakby zastyg�e w niezwyk�ej czujno�ci. Liku piszcza�a stoj�c na platformie skalnej, za� Fa le�a�a na samym jej brzegu trzymaj�c go za przegub r�ki, a nowy wierzga� i kwili� w jej w�osach. Wszyscy zawr�cili. Widzia� Ha od pasa w g�r�, w�a�nie zbli�a� si� ostro�nie, ale szybko, po czym schyliwszy si� uchwyci� Loka za drugi przegub r�ki. Lok czu�, �e ich d�onie s� spocone ze strachu. Podpieraj�c si� to nog�, to r�k�, podci�gn�� si� w g�r�, a� wreszcie zdo�a� si� wygramoli�. Przykucn�wszy na platformie zacz�� co� mamrota� na widok poruszaj�cych si� znowu wodorost�w. Liku pop�akiwa�a. Nil schyli�a si� i przytuliwszy jej g�ow� do piersi g�aska�a j� po w�osach,
20
odgarniaj�c je do ty�u. Fa mocno poci�gn�a Loka, musia� si� do niej obr�ci�.
- Dlaczego?
Lok przykl�kn�� na chwil�, drapi�c si� we w�osy pod warg�. Wskaza� na bryzgi wody docieraj�ce do nich znad wyspy.
- Stara kobieta. By�a tam. I to.
Kruki lata�y wysoko, tu� pod jego r�k�, gdy podmuch powietrza wzbija� si� a� po urwisko. Fa cofn�a si�, gdy napomkn�� o starej kobiecie. Lok nie spuszcza� oczu z jej twarzy.
- By�a w�a�nie tam...
Umilkli oboje pod wra�eniem tej niepoj�tej sytuacji. Fa znowu si� zachmurzy�a. Nie tolerowa�a k�amstwa. W powietrzu, wok� g�owy, wyczuwa�a co� z obecno�ci starej kobiety, cho� nie by�o to dostrzegalne. Lok odezwa� si� b�agalnym g�osem:
- Obr�ci�em si� do niej i upad�em.
Fa przymkn�a oczy i powiedzia�a surowym g�osem:
- Nie widz� tego obrazu.
Nil prowadzi�a Liku id�c na ko�cu. Fa posz�a za nimi, jakby Lok w og�le nie istnia�. Ruszy� za ni� zak�opotany i �wiadomy b��du, jaki pope�ni�. Id�c pomrukiwa�:
- Obr�ci�em si� do niej...
Wszyscy zatrzymali si� dalej, na szlaku. Fa zawo�a�a:
- Ju� idziemy! Ha odkrzykn��:
- Jest lodowa kobieta.
Z ty�u za Malem i wy�ej ci�gn�� si� w g��bi urwiska w�w�z zasypany starym �niegiem, do kt�rego jeszcze nie dotar�o s�o�ce. Zimowy ch��d i gradowe deszcze zbi�y ha�dy �niegu w bry�� lodu, kt�ra stercza�a gro�nie i na brzegach ju� si� roztapia�a, a spod niej wyp�ywa�a stru�ka wody ogrzana
21
cieplejsz� ska��. Jeszcze nigdy nie widzieli lodowej kobiety w w�wozie, kiedy wracali 7 zimowej nadmorskiej jaskini, ale nawet im na my�l nie przysz�o, aby Mal m�g� ich przyprowadzi� w g�ry za wcze�nie. Lok zapomnia� o swej przygodzie i o dziwnie nieokre�lonym, a ca�kiem nowym zjawisku, jakim by� zapach spienionej wody, i pobieg� naprz�d. Stan�� przy Ha wykrzykuj�c:
- Oa! Oa! Oa! Ha zacz�� tak�e wykrzykiwa� przy wt�rze pozosta�ych:
- Oa! Oa! Oa!
Na tle bezustannego dudnienia wodospadu ich g�osy by�y st�umione i pozbawione rezonansu, jednak�e kruki je us�ysza�y i trzepocz�c skrzyd�ami poszybowa�y w d� g�adkim lotem. Liku tak�e zacz�a pokrzykiwa� i wymachiwa� ma�� Oa, cho� sama nie wiedzia�a, dlaczego to robi. Nowy zbudzi� si�, obliza� r�owym j�zyczkiem wargi jak ma�e koci� i wyjrza� spomi�dzy w�os�w za uchem Fa. Lodowa kobieta zwisa�a z ty�u nad nimi. Cho� nieub�agana woda wci�� s�czy�a si� z jej brzucha, ona nawet nie drgn�a. W ciszy i po�piechu min�li Oa, przes�oni�a j� ska�a. Wci�� w milczeniu dotarli do ska� przy wodospadzie, gdzie ogromne urwisko wychyla�o si� szukaj�c swoich st�p we wzburzonej, pienistej wodzie. Niemal na poziomie ich oczu znajdowa� si� wyra�ny zakr�t, gdzie woda sp�ywa�a w d� poprzez pr�g wodospadu, tak przejrzysta, �e wida� by�o dno. Rosn�ce tu wodorosty nie ko�ysa�y si� w powolnym rytmie, lecz dr�a�y jak oszala�e, jakby chcia�y si� za wszelk� cen� st�d wydosta�. W pobli�u wodospadu ska�y by�y mokre, spryskane wzburzon� wod�, zewsz�d zwisa�y paprocie. Ledwie raczyli spojrze� na wodospad i szybko ruszyli naprz�d.
W g�rze, nad wodospadem, rzeka wyp�ywa�a z prze��czy w �a�cuchu g�rskim.
Teraz, kiedy dzie� mia� si� ju� ku ko�cowi, s�o�ce pada�o na prze��cz i odbija�o si� o�lepiaj�cym blaskiem w wodzie. Po drugiej stronie rzeka prze�lizgiwa�a si� tu� przy stromej skale, czarnej i skrytej przed s�o�cem; po tej stronie prze��cz
22
by�a jednak bardziej przyst�pna. Znajdowa�a si� tu pochy�a p�ka skalna, terasa, kt�ra stopniowo przechodzi�a w urwisko. Lok zignorowa� niedost�pn� wysp� i ska�� znajduj�c� si� po drugiej stronie prze��czy. Przypomnia� sobie, jak bezpieczna jest terasa, i pospieszy� za swoj� gromad�. Nic nie mog�o im zagra�a� od strony rzeki, bo pr�d wody porwa�by wszystko i uni�s� prosto w wodospad; natomiast urwisko nad teras� by�o terenem dogodnym dla lis�w, k�z, ludzi, hien i ptak�w. Nawet szlak wiod�cy z terasy w d� do lasu zabezpiecza�o przej�cie tak w�skie, �e zmie�ci� si� tam m�g� zaledwie jeden cz�owiek z s�katym kijem. Szlak na samym urwisku, ponad s�upami skot�owanej i spienionej wody, naznaczony by� wy��cznie ludzk� stop�.
Kiedy Lok min�� zakr�t na ko�cu szlaku, las, kt�ry pozosta� w tyle, okry� si� ju� mrokiem, a cie� znad prze��czy przesuwa� si� w stron� terasy. Ha�a�liwa gromada zatrzyma�a si� na terasie dla chwili wytchnienia, po czym Ha tak wywin�� s�katym kijem, �e jego rozwidlony koniec znalaz� si� tu� przed nim, wsparty o ziemi�. Ugi�� kolana w�sz�c w powietrzu. Wszyscy natychmiast si� uspokoili i rozproszyli w p�kolu przed wyst�pem skalnym. Mal i Ha ruszyli do przodu skradaj�c si� i trzymaj�c w pogotowiu kije, wspi�li si� na niewielkie wzniesienie i zajrzeli w g��b wyst�pu skalnego.
Ale hien nie by�o. Ich zapach na rozsypanych kamieniach, kt�re odpad�y ze sklepienia skalnego nawisu, i na trawie wyrastaj�cej gdzieniegdzie z ziemi, kt�ra osadzi�a si� tu na przestrzeni wiek�w, �wiadczy� o tym, �e wynios�y si� poprzedniego dnia. Ha podni�s� kij, kt�ry przesta� pe�ni� funkcj� obronn�, i dopiero wtedy wszyscy si� odpr�yli. Wspi�li si� kilka krok�w pod g�r� i zatrzymali przed jaskini�, ich cienie, w docieraj�cym tu jeszcze s�o�cu, k�ad�y si� na boki. Mal st�umi� kaszel i czeka� odwr�cony do starej kobiety. Przykl�k�a w g��bi jaskini i po�o�y�a bry�� gliny na samym �rodku. Nast�pnie zrobi�a w niej otw�r i zacz�a j� rozprowadza� i przyklepywa� dok�adnie w tym miejscu,
23
gdzie pozosta� stary �lad. Przysun�a teraz twarz i zacz�a dmucha�. Dalej, w g��bi jaskini, po obu stronach skalnego filaru, znajdowa�y si� dwie nisze pe�ne patyk�w, ga��zi i grubych pni. Podesz�a szybko do nagromadzonego stosu i przynios�a par� ga��zi, troch� li�ci i zmursza�e polano, kt�re ju� si� rozsypywa�o. U�o�y�a wszystko nad do�kiem w glinie i dot�d dmucha�a, a� si� pojawi� dymek i strzeli�a w g�r� iskra. Rozleg� si� trzask ga��zi, po czym ametystowoczerwony p�omie� wzni�s� si� spiral� w g�r� i wyprostowa�, a jej twarz i oczy rozjarzy�y si� blaskiem. Znowu przynios�a z niszy nar�cze ga��zi i do�o�y�a do paleniska, kt�re trysn�o wspania�ym p�omieniem pe�nym iskier. Zacz�a wyrabia� palcami mokr� glin� formuj�c starannie jej brzegi i teraz ogie� p�on�� w samym �rodku p�askiej misy. Podnios�a si� i oznajmi�a:
- Ogie� rozbudzi� si� na nowo.
Rozdzia� drugi
Zacz�li znowu rozmawia�, ogromnie podnieceni. Weszli do �rodka. Mal przykucn�� pomi�dzy paleniskiem a nisz� i rozpostar� r�ce, Fa i Nil naznosi�y drzewa i u�o�y�y obok paleniska, aby mo�na by�o w ka�dej chwili podsyci� ogie�. Liku tak�e przynios�a ga��� i poda�a starej kobiecie. Ha usiad� ze skrzy�owanymi nogami oparty o ska�� i dot�d ociera� si� plecami, a� si� usadowi� wygodnie. Praw� r�k� natkn�� si� na kamie�, wi�c podni�s� go i pokaza� wszystkim.
- Widz� obraz tego kamienia. Mal obcina� nim ga��zie.
Patrzcie! Tu jest ta cz�� do ci�cia.
Mal wzi�� kamie�, wywa�y� go w r�ku, spowa�nia�, po czym si� u�miechn��.
- Tego kamienia u�ywa�em - oznajmi�. - Patrzcie!
Tutaj k�ad� kciuk, a tutaj obejmuj� ca�� d�oni�. Podni�s� go w g�r� i wykona� taki ruch, jakby �cina� ga��zie.
- To dobry kamie� - odezwa� si� Lok. - Nie zgin��.
Zosta� przy palenisku do powrotu Mala. Podni�s� si� i spojrza� w d� zbocza pokrytego ziemi�
i kamieniami. I rzeka nie znikn�a, ani g�ry. Jaskinia tak�e na nich czeka�a. Nagle ogarn�o go wzruszenie, czu� si� szcz�liwy. Wszystko na nich czeka�o: Oa te� czeka�a. Nawet teraz wyci�ga�a w g�r� p�dy bulw, tuczy�a p�draki, wydziela�a
25
z ziemi przer�ne wonie, dzi�ki niej wyrasta�y z ka�dej szczeliny i ka�dej ga��zi grube, dorodne p�ki. Ta�czy� na terasie w pobli�u rzeki z szeroko rozpostartymi ramionami. - Oa!
Mal odsun�� si� od ognia i lustrowa� tyln� �cian� jaskini. Zerkn�� w d� i odgarn�� suche li�cie i bobki z ziemi przy skalnym filarze. Usiad� ze skrzy�owanymi nogami i u�o�y� odpowiednio r�ce.
- A tutaj jest miejsce, na kt�rym siedzi Mal. Dotkn�� ska�y delikatnie, jak Lok lub Ha dotykali Fa.
- Jeste�my w domu.
Lok wr�ci� z terasy. Spojrza� na star� kobiet�. Wolna od ci�aru odpowiedzialno�ci za ogie� ju� nie wydawa�a si� tak bardzo stara, mo�e tylko troch� od nich starsza. Lok nie obawia� si� spojrze� jej w oczy i zagada�, mo�e nawet co� by mu odpowiedzia�a. Odczuwa� potrzeb� m�wienia, aby ukry� przed wszystkimi niepok�j, jaki zawsze budzi�y w nim p�omienie.
- Ogie� ju� si� pali. Cieplej ci, Liku? Liku wyj�a male�k� Oa z ust.
- Jestem g�odna.
- Jutro znajdziemy jad�o dla wszystkich. Liku podnios�a ma�� Oa.
- Ona te� jest g�odna.
- P�jdzie razem z tob� i b�dzie jad�a. Lok za�mia� si� i rozejrza� po wszystkich.
- Widz� obraz...
I oni si� roze�miali, poniewa� by� to obraz Loka, chyba jedyny, jaki mia�, a znali go r�wnie dobrze, jak on.
- ...obraz, kiedy znale�li�my ma�� Oa.
Stary korze� by� fantastycznie powykrzywiany, nap�-
26
cznia�y i wyg�adzony up�ywaj�cym czasem, przypomina� kobiet� z wielkim brzuchem,
- ...Stoj� mi�dzy drzewami. Czuj�. T� stop� czuj�... - Na�ladowa� wszystko, co si� wtedy zdarzy�o. Przerzuci� ci�ar cia�a na lew� nog�, a praw� szuka� w ziemi. - ... czuj�. Co czuj�? Bulw�? Patyk? Ko��? - Prawa stopa co� uchwyci�a i poda�a w g�r�, do lewej r�ki. Popatrzy�. - To przecie� ma�a Oa! - rozpromieni� si� tryumfuj�c. - I teraz wsz�dzie, gdzie jest Liku, tam jest ma�a Oa.
Ludzie przyklasn�li mu u�miechaj�c si�, troch� z Loka, a troch� z tej opowie�ci. Poczu� si� bezpiecznie widz�c ich uznanie i usadowi� si� przy ogniu; wszyscy w milczeniu wpatrywali si� w p�omienie.
S�o�ce wpad�o do rzeki, opu�ci�o jaskini�. Ogie� sta� si� tym bardziej punktem centralnym - bia�y popi�, plama czerwieni i p�omie� wij�cy si� w g�r�. Stara kobieta poruszy�a si� i do�o�y�a ga��zi, czerwona plama wch�on�a je, strzeli� na nowo silny p�omie�. Ludzie wpatrywali si� w palenisko, ich twarze zdawa�y si� dr�e� w migoc�cym blasku, a pokryta piegami sk�ra poczerwienia�a, za� w g��bokich oczodo�ach odbija�y si� ognie wiruj�c w gromadnym ta�cu. Kiedy ju� poczuli prawdziwe ciep�o, rozsiedli si� wygodniej, wci�gaj�c w nozdrza zapach dymu z zadowoleniem i wdzi�czno�ci�. Podwin�wszy palce u n�g wyci�gn�li ramiona, odchylaj�c si� lekko od ognia. Zapanowa�a w�r�d nich g��boka cisza, kt�ra wydawa�a si� czym� o wiele bardziej naturalnym ni� rozmowa; cisza bezkresna, w kt�rej z pocz�tku kr��y�o wiele my�li, ale potem nawet i my�li znikn�y. Potrafili si� tak wy��czy� z odg�os�w hucz�cego wodospadu, �e chwytali uchem najmniejszy wiaterek ocieraj�cy si� o ska�y. Ich uszy, jakby obdarzone odr�bnym �yciem, potrafi�y wy�owi� najcichszy d�wi�k z ca�ej pl�taniny d�wi�k�w - oddech, wysychanie mokrej gliny i spadaj�cy popi�.
Wtem odezwa� si� Mal, z pow�tpiewaniem w glosie, co mu si� rzadko zdarza�o:
27
- Czy tu jest zimno?
Oprzytomnieli i odwr�cili si� w jego stron�. Ju� zd��y� si� osuszy�, w�osy mia� poskr�cane. Przesun�� si� zdecydowanym ruchem do przodu, przykl�kn�� na glinie, podpieraj�c si� z obu stron r�kami i wystawiaj�c pier� prosto w �ar bij�cy z paleniska. Nagle wiosenny wiatr �mign�� w ogie�, wznieci� cienk� smu�k� dymu, kt�r� dmuchn�� Malowi w otwarte usta. Zakrztusi� si� i zacz�� kaszle�. Ju� nie m�g� si� powstrzyma�, kaszel dobywa� si� z jego piersi samoistnie, by� nie do opanowania. Po�o�yli go na ziemi, ale nie m�g� z�apa� tchu. Przewraca� si� z boku na bok i zacz�� dr�e�. Widzieli jego j�zyk, a w oczach strach.
Stara kobieta powiedzia�a:
- To ta zimna woda, tam gdzie by� pie�. Przykl�k�a przy Malu i zacz�a mu rozciera� piersi i masowa� mi�nie szyi. Po�o�y�a jego g�ow� na swoich kolanach os�aniaj�c go od wiatru, a� wreszcie przesta� kaszle� i le�a� w ciszy dr��c lekko. Nowy zbudzi� si� i zsun�� z plec�w Fa. Zacz�� raczkowa� mi�dzy wyci�gni�tymi nogami, a strzecha jego rudych w�os�w po�yskiwa�a w blasku p�omieni. Kiedy zobaczy� ogie�, w�lizn�� si� pod uniesione kolano Loka, chwyci� Ma�a za nog� i wsta�. W oczach za�wieci�y mu dwa niewielkie ogniki, ale nadal sta� przechylaj�c si� do przodu i przytrzymuj�c dr��cej nogi. Wszyscy skupili uwag� na nowym i Malu. Wtem ga��� trzasn�a z takim hukiem, �e Lok odskoczy�, a iskry strzeli�y wysoko w ciemno��. Nim iskry opad�y, nowy by� ju� na czworakach. Przedosta� si� mi�dzy pl�tanin� n�g, wspi�� si� po ramieniu Nil na plecy i skry� w jej w�osach. Nagle jeden ma�y p�omyk pojawi� si� przy jej lewym uchu, tl�c si� spokojnie, bez drgnienia. Nil pokr�ci�a g�ow� na boki i zacz�a ociera� policzek o g��wk� ma�ego. Nowy znalaz� si� w swojej kryj�wce. Jego w�asna czupryna i w�osy matki stanowi�y dla� jaskini�. Zmierzwione w�osy Nil, opadaj�ce na plecy, dawa�y mu schronienie. Ma�y ogienek przy uchu Nil zgas�. Mal podci�gn�� si� do g�ry i usiad� wsparty o star� ko-
28
hiet�. Przygl�da� si� wszystkim po kolei. Liku otworzy�a usta. aby co� powiedzie�, ale Fa j� szybko powstrzyma�a.
I po chwili Mal zacz�� m�wi�:
- Niegdy� by�a wielka Oa. Ona zrodzi�a ze swego brzucha ziemi�. Ziemia zrodzi�a kobiet�, kobieta zrodzi�a ze swego brzucha pierwszego cz�owieka.
S�uchali go w milczeniu. Czekali na dalsze opowie�ci, na wszystkie opowie�ci, jakie zna�. Niegdy� �y�o du�o ludzi, i t� opowie�� najbardziej lubili, a lato panowa�o przez okr�g�y rok, za� kwiaty i owoce wisia�y na tej samej ga��zi. By�a te� d�uga lista imion, kt�ra zaczyna�a si� od Ma�a i si�ga�a wstecz, a zawsze wyst�powa� w tej opowie�ci najstarszy cz�owiek owych czas�w. Ale teraz ju� nic wi�cej nie powiedzia�.
Lok usiad� tak, aby zas�oni� Ma�a od wiatru.
- Jeste� g�odny. Mal. Kiedy cz�owiek jest g�odny, to mu
zimno.
Ha podni�s� g�ow�.
- Jak tylko wzejdzie s�o�ce, zdob�dziemy jedzenie. Zostaniesz przy ogniu. Mal, a my przyniesiemy jad�o i wtedy b�dziesz silny i b�dzie ci ciep�o.
Teraz usiad�a obok Ma�a Fa i opar�a si� o niego, we tr�jk� os�aniali go przed ogniem. Po�r�d atak�w kaszlu przem�wi� do nich:
- Widz� obraz tego, co trzeba zrobi�.
Schyli� g�ow� i popatrzy� w popi�. Wszyscy czekali. Dostrzegali teraz �lady, jakie pozostawi� na nim up�ywaj�cy czas. D�ugie brwi mia� mocno przerzedzone, a w�osy, kt�re powinny by�y wyrasta� tu� nad brwiami i opada� po pochy�o�ci czaszki na plecy, ods�oni�y ponad brwiami pasmo nagiej, pomarszczonej sk�ry, szeroko�ci palca. Ogromne oczodo�y zapad�y si� jeszcze g��biej, pociemnia�e, a przymglone oczy by�y pe�ne b�lu. Nagle wyci�gn�� r�k� i przyjrza� si� z bliska palcom.
- Trzeba znale�� jedzenie. Trzeba znale�� drzewo. Trzyma� palce lewej r�ki w prawej d�oni; �cisn�� je
29
mocniej, tak jakby tylko w ten spos�b m�g� skupi� my�li i roztoczy� nad nimi kontrol�.
- Palec na drzewo. Palec na jedzenie. Podrzuci� g�ow� i ci�gn�� dalej:
- Palec dla Ha. Dla Fa. Dla Nil. Dla Liku... Sko�czy�y si� ju� palce u lewej r�ki, wi�c spojrza� na praw�, pokas�uj�c cicho. Ha poruszy� si�, ale nic nie powiedzia�. Mal rozlu�ni� brwi i zamilk�. Pochyliwszy g�ow� spl�t� d�onie w siwych w�osach na karku. W jego g�osie zna� by�o ogromne zm�czenie.
- Ha zdob�dzie drzewo w lesie. P�jdzie z nim Nil i nowy. Ha znowu si� poruszy�, a Fa zdj�a r�k� z ramion starego cz�owieka, kt�ry m�wi� dalej:
- Lok zdob�dzie jedzenie razem z Fa i Liku. Odezwa� si� Ha:
- Liku jest za ma�a, �eby i�� na g�r�, a potem dalej na r�wnin�.
Liku wykrzykn�a:
- P�jd� z Lokiem!
Mal, trzymaj�c g�ow� mi�dzy kolanami, oznajmi� cichym g�osem:
- Powiedzia�em.
Teraz, kiedy wszystko ju� zosta�o postanowione, ogarn�� ich niepok�j. Ca�ym cia�em wyczuwali, �e dzieje si� co� z�ego, ale s�owo zosta�o powiedziane. A kiedy s�owo zosta�o powiedziane, to tak jakby rozpocz�a si� ju� akcja przedstawienia. Byli bardzo strapieni. Ha cisn�� bez celu kamie� w ska��, a Nil zacz�a cicho poj�kiwa�. Tylko Lok, kt�ry zazwyczaj widzia� najmniej obraz�w, przypomnia� sobie teraz ol�niewaj�cy obraz Oa, z jej szczodrobliwo�ci�, i zacz�� ta�czy� na terasie. Podskakiwa�, zwr�cony twarz� w stron� swoich ludzi; wieczorny wiatr rozwiewa� mu w�osy.
- Przynios� jedzenie w ramionach - wykona� ogromny gest - tyle, �e a� si� b�d� ugina�... o, tyle! Fa roze�mia�a si�.
- Tyle jedzenia nie ma na ca�ym �wiecie.
30
Lok przykucn��.
-- Mam obraz w g�owie. Lok wraca do wodospadu. Biegnie zboczem g�ry. Niesie jelenia. Kot zabi� jelenia, wyssa� krew, nie ma �adnej winy. O tak! Lok trzyma go pod lewym ramieniem. Pod prawym - wyci�gn�� je przed siebie - ca�e po�cie...
Zatoczy� si� przy wej�ciu do jaskini pod ci�arem mi�sa. �miali si� z nim razem, a potem i z niego. Tylko Ha siedzia� cicho, u�miechaj�c si�, a� spojrzeli na niego i wtedy przenie�li wzrok na Loka.
Lok zacz�� si� che�pi�:
- To prawdziwy obraz!
Ha nic na to nie powiedzia�, tylko wci�� si� u�miecha�. Poniewa� przygl�dali mu si� nadal, poruszy� g�ow� nas�uchuj�c obydwoma uszami, powoli i z powag� kieruj�c je w stron� Loka, a by�o to tak wymowne, jakby powiedzia�: - s�ysz� ci� dobrze! Lok otworzy� usta, w�os mu si� zje�y� na g�owie. Zacz�� co� niewyra�nie mamrota� na widok cynicznych uszu i p�u�miechu.
Fa przerwa�a im:
- Niech tak b�dzie. Ha ma wiele obraz�w, a niewiele s��w. Lok ma pe�ne usta s��w, ale bez obraz�w.
W tym momencie Ha co� wykrzykn�� ze �miechem i zamachn�� si� nog� w stron� Loka, na co Liku zachichota�a, nie wiedz�c w�a�ciwie dlaczego. Loka ogarn�o nagle pragnienie, aby wszyscy pogr��yli si� w oboj�tnym spokoju. Opanowa� z�o�� i podczo�ga� si� do ognia. Chcia�, aby wszyscy widzieli, jak bardzo jest nieszcz�liwy, i oczekiwa� z ich strony pocieszenia. Zaleg�a cisza wype�niona tylko jedn� my�l�, a by� mo�e nawet i tej jednej my�li nie by�o.
Bez �adnego specjalnego sygna�u wszystkim pojawi� si� w g�owie jeden obraz, wsp�lnie go dzielili. By� to obraz Ma�a, kt�ry jakby si� od nich oddala�. W blasku ognia zarysy jego wymizerowanej postaci wydawa�y si� dziwnie wyostrzone. Widzieli nie tylko cia�o Ma�a, ale wszystkie,
31
powoli przesuwaj�ce si� w jego g�owie obrazy, kt�re stopniowo jednak zaciera�y si� i znika�y. Zw�aszcza jeden przy�miewa� wszystkie inne, przebijaj�c si� poprzez niejasne spory, w�tpliwo�ci i przypuszczenia, a� w ko�cu poj�li, o czym on my�li, z przyt�pionym, ale g��bokim przekonaniem. - Jutro albo pojutrze umr�.
Wszyscy si� ponownie rozdzielili. Lok wyci�gn�� r�k� i dotkn�� Ma�a, ale on, zn�kany b�lem i os�oni�ty w�osami kobiety, nawet nie poczu� tego dotkni�cia. Stara kobieta spojrza�a na Fa.
- To ta zimna woda.
Pochyli�a si� i szepn�a Malowi do ucha:
- Jutro b�dzie jedzenie. Teraz �pij. Ha podni�s� si�.
- B�dzie tak�e wi�cej drzewa. Czy nie podkarmisz ognia?
Stara kobieta wesz�a do niszy i wr�ci�a z drzewem. U�o�y�a z tak� precyzj� patyki, aby p�omienie mog�y ogarn�� i k�sa� suche drewno. Wkr�tce ogie� wzbi� si� wysoko;
wszyscy zgromadzili si� w jaskini. Powi�kszy�o si� p�kole, Liku w�lizgn�a si� do �rodka. Ich w�osy pod wp�ywem ciep�a nastroszy�y si� niepokoj�co; u�miechn�li si� do siebie z zadowoleniem. Potem zacz�li szeroko ziewa�. Usadowili si� wok� Ma�a, z ciep�ych cia� tworz�c ko�ysk�; na froncie, przed Malem, znajdowa�o si� palenisko. Od czasu do czasu przesuwali si� pomrukuj�c. Mal pokas�ywa�, ale w ko�cu i on zasn��.
Lok przykucn�� pochylony na bok i popatrywa� na spowit� mrokiem wod�. Czuwa�, cho� nikt mu tego �wiadomie nie zleci�. Ziewn�� i pomaca� bol�cy brzuch. Pomy�la� o dobrym jedzeniu, a� mu �lina pociek�a. Chcia� w�a�nie co� powiedzie�, ale u�wiadomi� sobie, �e wszyscy ju� �pi�. Podni�s� si� wi�c i podrapa� po kr�tkich k�dzierzawych w�osach rosn�cych pod doln� warg�. Fa by�a w jego zasi�gu
32
i nagle znowu jej zapragn��; bez trudu jednak zdo�a� to pragnienie st�umi�, wola� bowiem my�le� o jedzeniu. Przypomnia� sobie hieny i powl�k� si� na teras�, sk�d m�g� patrze� w d� zbocza na las. D�ugie mile ciemno�ci i czarne jak sadza ska�y ci�gn�y si� w dal, a� do szarego pasma, kt�rym by�o morze; bli�ej l�ni�a rozproszonym blaskiem rzeka p�yn�ca zakosami przez bagna. Spojrza� na niebo i stwierdzi�, �e jest czyste, tylko nad morzem przesuwa�y si� k��biaste chmury. Wci�� wpatrywa� si� w niebo, a kiedy przygas� nieco odblask ognia, spostrzeg� przebijaj�c� si� przez chmury gwiazd�. Po chwili pojawi�y si� nast�pne, pojedyncze, potem ca�e plejady migoc�cych �wiate�ek a� po daleki horyzont. Przygl�da� si� gwiazdom bez zmru�enia oka, nosem poszukiwa� hien, ale nie by�o ich w pobli�u. Wdrapa� si� na ska�y, �eby popatrze� na wodospad. By�o zawsze widno tam, gdzie rzeka wpada�a do swego rozlewiska. Drobinki rozpryskiwanej wody chwyta�y ka�de �wiat�o i delikatnie je rozprasza�y. Ale to �wiat�o ja�nia�o tylko w rozpylonej wodzie, sama za� wyspa okryta by�a nieprzeniknion� ciemno�ci�. Lok spogl�da� bezmy�lnie na czarne drzewa i ska�y, jakie wy�ania�y si� z przymglonej bieli. Wyspa przypomina�a nog� siedz�cego olbrzyma, kt�rego kolano, przyozdobione drzewami i krzakami, przerywa�o po�yskuj�cy pr�g wodospadu i kt�rego niedosi�g�a, rozp�aszczona stopa obsuwa�a si� w d�, po czym traci�a podobie�stwo do stopy i ��czy�a si� z mroczn� puszcz�. Udo olbrzyma, kt�re powinno wspiera� cia�o jak g�ra, le�a�o w wodzie sp�ywaj�cej w d� prze��czy i stawa�o si� coraz mniejsze, a� nikn�o w rozszczepieniu ska�, kt�re zakr�ca�y w odleg�o�ci kilku m�czyzn od terasy. Lok mia� taki sam stosunek do kolana olbrzyma, jak do ksi�yca; by�o r�wnie odleg�e, nie mia�o �adnego zwi�zku ze znanym mu �yciem. Aby dosi�gn�� wyspy, ludzie musieliby przeskoczy� prze��cz dziel�c� teras� od ska� po drugiej stronie rzeki, kt�ra skwapliwie czyha�a, aby ich porwa� i unie�� nad wodospadem. Chyba tylko jakie� stworzenie zwinniejsze ni� cz�owiek i wiedzione strachem mog�oby si� powa�y� na taki
33
skok. Dlatego te� wyspa pozostawa�a wci�� niedost�pna dla ludzkiej stopy.
Odpr�y� si�, a wtedy stan�� mu przed oczami obraz jaskini nad morzem, obr�ci� si� wi�c i popatrzy� w d� rzeki. Jej zakola wygl�da�y jak sadzawki, lekko po�yskuj�ce w ciemno�ci. Jawi�y mu si� dziwne obrazy szlaku prowadz�cego od morza do terasy poprzez roztaczaj�cy si� w dole mrok. Patrz�c w tym kierunku odczuwa� coraz wi�kszy zam�t w g�owie na sam� my�l, �e szlak rzeczywi�cie tamt�dy prowadzi. Widok tej krainy, pe�nej rozrzuconych bez�adnie^ ska�, kt�ra zdawa�a si� sta� w bezruchu mimo tak burzliwie kot�uj�cej si� kurzawy wodnej, a tak�e widok rzeki w dole, rozlewaj�cej si� po�r�d lasu, by� zbyt skomplikowany i nie do poj�cia, cho� jego zmys�y odnajdywa�y w tej scenerii wij�cy si� szlak. Przesta� o tym my�le� z prawdziw� ulg� i rozszerzy� nozdrza w�sz�c hieny, ale nigdzie nie wyczuwa� ich zapachu. Zbieg� z tupotem na brzeg ska�y i odda� mocz do rzeki. Potem zawr�ci� bezszelestnie i przykucn�� przy ogniu. Ziewn��, znowu ogarn�a go ch�� zbli�enia si� do Fa, podrapa� si�. Ze stromizn skalnych patrzy�y na niego oczy, nawet z wyspy, ale nic si� nie mog�o przybli�y�, dop�ki jarzy� si� popi� w palenisku. Stara kobieta zbudzi�a si�, jakby �wiadoma jego my�li, do�o�y�a drew do ognia i zacz�a zgarnia� do �rodka popi� p�askim kamieniem. Mal zani�s� si� suchym kaszlem przez sen, wszyscy si� poruszyli. Stara kobieta usiad�a, a Lok, kt�rego zacz�a ogarnia� senno��, przetar� d�o�mi powieki. Kiedy spojrza� w stron� rzeki, mign�y mu przed uci�ni�tymi oczami zielone p�aty. Zerkn�� w lewo, gdzie wodospad hucza� tak monotonnie, �e ju� go przesta� s�ysze�. Znad wody uni�s� si� wiatr, zako�owa�, po czym powia� wysoko nad lasem i prze��cz�. Ostra linia horyzontu zatar�a si�, las poja�nia�. Nad wodospadem przesuwa�a si� chmura, mg�a wykrada�a si� w g�r� ponad rozlewisko w postrz�pionym zag��bieniu, a wod� spadaj�c� z �oskotem do rzeki porywa� wiatr w odwrotnym kierunku.
Zacz�y si� lekko przebija� zarysy wyspy, wilgotna mg�a
34
tar�a do terasy, zawis�a nad �ukiem nawisu skalnego . "owi�a ludzi kroplist� mas�. Zbyt drobne to by�y krople, , ,g poczuli, ale dostrzegalne dla oka. Lok rozszerzy� bezwiednie nozdrza, wch�aniaj�c r�norodne zapachy, jakie nios�a ze sob� mg�a.
Siedzia� skulony, dr�a�, a mimo to czuwa�. Przy�o�y� d�onie do nozdrzy, sprawdzaj�c schwytane w nie powietrze. przymkn�wszy oczy wyt�y� i skupi� uwag� na ciep�ym podmuchu powietrza; wyda�o mu si�. �e jest na progu odkrycia' wtem powiew rozp�yn�� si� jak woda, rozmaza� jak male�ki punkcik w sinej dali, przes�oni�ty �zami ci�kiego trudu. Wypu�ci� powietrze i otworzy� oczy. Mg�a znad wodospadu unosi�a si� wraz ze zmieniaj�cym si� kierunkiem wiatru, a zapach nocy by� taki sam, jak zwykle.
Spojrza� ponuro na wysp� i ciemn� wod�, sp�ywaj�c� do brzegu, ziewn��. Nie m�g� trwa� d�u�ej przy my�li, kt�ra nie wi�za�a si� z �adnym niebezpiecze�stwem. Ogie� sta� si� czerwonym okiem, �wieci� tylko dla siebie, a wszyscy woko�o spali spokojnie, brunatni jak ska�y. Lok usadowi� si� do snu pochylony w prz�d i ucisn�� jedn� r�k� nozdrza, aby uchroni� je od wch�aniania zimnego powietrza. Podci�gn�� kolana do piersi, dzi�ki czemu wystawia� jak najmniejsz� powierzchni� cia�a na zimno. Lew� r�k� uni�s� w g�r� i wsun�� palce we w�osy na karku. Usta przytkn�� do kolan.
Nad morzem, w zag��bieniu chmury, pojawi� si� s�aby pomara�czowy blask i stopniowo zacz�� si� rozprzestrzenia�. Strz�piaste odga��zienia chmury zabarwi�y si� poz�ot� i wkr�tce przedar� si� przez nie okr�g�y zarys ksi�yca bliskiego pe�ni. Roziskrzy� si� pr�g wodospadu, a nad jego kraw�dzi� unosi�y si� w bezustannym ruchu pojedyncze �wiate�ka, od czasu do czasu podrywaj�ce si� w g�r� w nag�ym rozb�ysku. Kontury drzew na wyspie