2616
Szczegóły |
Tytuł |
2616 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2616 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2616 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2616 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
P.M.GRIFFIN
PAKT SOKOLNIK�W
TYTU� ORYGINA�U FLIGHT OF VENGEANCE PART 2
PRZE�O�Y� MACIEJ MARTY�SKI
ROZDZIA� PIERWSZY
Tarlach pochyli� si� nisko w siodle, aby zmniejszy� op�r powietrza, i mocniej przycisn�� do piersi nieruchome cia�o by� mo�e ju� martwej kobiety.
Jecha� tak od dw�ch, a licz�c i dzisiejszy - trzech dni. Nie robi� �adnych popas�w; zatrzymywa� si� tylko po to, by zmieni� konia, gdy nios�cy go wierzchowiec nie by� ju� w stanie d�wiga� podw�jnego ci�aru.
Zm�czenie i strach za�miewa�y mu umys�. Gdyby nie towarzysz�ca mu od pocz�tku �wiadomo��, �e b�dzie musia� zda� dok�adne sprawozdanie z tego, co si� sta�o, zapewne nie potrafi�by teraz powiedzie�, jak d�ugo ju� trwa szale�czy galop. P�dzi�, gnany strachem, maj�c wci�� przed oczyma ten sam straszny widok: od niegro�nego na poz�r zbocza odrywa si� nagle pot�ny g�az i spada wprost na Pani� Morskiej Twierdzy...
Nie przygni�t�, na szcz�cie, pani Uny ca�ym swym ci�arem, tego bowiem nie prze�y�by �aden cz�owiek, ale uderzy� j�, i by�o to pot�ne uderzenie. �y�a jeszcze, kiedy on i jego towarzysze do niej dotarli, lecz by�o rzecz� oczywist�, �e dozna�a ci�kich wewn�trznych obra�e� i nie wystarczy tutaj ich dora�na pomoc.
My�l�c o tym zn�w poczu� ucisk w sercu. Czarownice!
Te po trzykro� przekl�te wied�my! To prawda - ocali�y Estcarp, ruszaj�c z posad g�ry, lecz przy okazji brutalnie zak��ci�y spok�j wy�ynnej krainy. Zniszczy�y Gniazdo, przedmiot dumy Sokolnik�w, kt�rego utrata mog�a oznacza� koniec ich wsp�lnoty. Teraz za� znowu postawi�y ich przysz�o�� pod znakiem zapytania, godz�c w t�, kt�r� wbrew zwyczajom swego ludu skrycie kocha�; w kobiet�, z kt�r� zawar� sojusz w najpilniejszej potrzebie, pragn�c skorzysta� z ostatniej, by� mo�e, szansy ocalenia swej rasy.
Opanowa� narastaj�ce wzburzenie - musia� to czyni� wiele razy podczas tej koszmarnej jazdy.
W�a�nie po to przybyli do Escarpu. Przemierzyli te zdradzieckie g�ry w poszukiwaniu wiedzy, jakichkolwiek informacji, kt�re mog�yby przekona� najwy�szych dow�dc�w Sokolnik�w, a tak�e kobiety, kt�rych wci�� si� obawiali i wystrzegali - o konieczno�ci obrania takiej drogi post�powania, jak� proponowa� Tarlach. Lormt, skarbnica staro�ytnej wiedzy, znajdowa� si� stosunkowo blisko miejsca wypadku. Bawi�c tam niegdy�, trzyma� si� z dala - zgodnie z tradycj� Sokolnik�w - od ludzi zamieszkuj�cych twierdz�. Nie potrafi�by wi�c teraz powiedzie�, czy uzyska od nich potrzebn� pomoc. Rozs�dek m�wi� mu jednak, �e tak du�a spo�eczno�� nie mog�aby si� obej�� bez uzdrowiciela, zatem rozpocz�� bieg, rzucaj�c w ten spos�b wyzwanie Ponuremu Komendantowi. Dop�ki Una �yje, dop�ki istnieje szansa jej uleczenia, on si� nie za�amie i nie zaprzestanie walki.
Z tym postanowieniem, dosiad� Radosnej, posadzi� pani� Un� przed sob� i owin�� wok� nadgarstka wodze jej ogiera; b�dzie go potrzebowa�, gdy Radosna si� zm�czy.
Oczekiwa�, �e jego nieliczna eskorta pod��y za nimi w wolniejszym tempie. Zdziwi� si� wi�c bardzo widz�c porucznika Brennana r�wnie� skacz�cego na siod�o i chwytaj�cego cugle drugiego konia. Nie pr�bowa� go powstrzyma�. W spustoszonych przez Czarownice g�rach mia�y si� pono� w��czy� gro�ne zwierz�ta i jeszcze gro�niejsi ludzie, a on sam, maj�c zaj�te r�ce, nie by�by w stanie odeprze� niespodziewanej napa�ci. W wy�cigu ze �mierci� uczestniczy�y jeszcze trzy istoty - soko�y Syn Burzy i Promie� S�o�ca oraz kocica Odwa�na, kt�ra dla Pani z Morskiej Twierdzy mia�a takie samo znaczenie, jak bojowe ptaki dla obu m�czyzn, o czym - pr�cz Uny - wiedzia� tylko Tarlach. Podczas gdy soko�y siedzia�y na specjalnych grz�dach przytwierdzonych do siode�, Odwa�na podr�owa�a w wy�cie�anym pudle o wysokich �ciankach, umieszczonym za kulbak� Uny.
Nie starano si� ich zatrzyma�. Zbyt silna by�a wi� ��cz�ca te stworzenia z wybranymi lud�mi, by zgodzi�y si� na rozstanie z przyczyny tak b�ahej, jak towarzysz�ce podr�y trudy i niewygody. Zw�aszcza Odwa�na za nic nie pozosta�aby w obawie, �e ju� nigdy nie poczuje drogiej r�ki g�adz�cej jej g�ste z�otobr�zowe futro.
Dwaj m�czy�ni rzadko odzywali si� do siebie podczas d�ugich godzin jazdy, zaj�ci ponaglaniem znu�onych wierzchowc�w do jak najszybszego biegu po wyboistej, g�rskiej drodze.
Nagle Tarlach us�ysza� wo�anie Brennana. Wa�ach porucznika potkn�� si� ze zm�czenia; nie m�g� ju� d�u�ej nie�� je�d�ca na swym grzbiecie. Kapitan �ci�gn�� cugle. Radosna te� zacznie wkr�tce ci�ko dysze�, pomy�la�. Nale�a�o po raz kolejny zmieni� konie. Porucznik zsiad� pierwszy i po�pieszy�, aby przej�� bezw�adne cia�o Kobiety z Dolin od swego dow�dcy - w ten spos�b chcieli jej oszcz�dzi� szkodliwych wstrz�s�w. Tarlach podbieg� do luzaka, ale nim zd��y� go dosi���, �wiat zawirowa� mu w oczach. Zachwia� si� i wspar� ci�ko o bok Orlego Brata - gdyby nie ta podpora, nie zdo�a�by usta� na nogach. Zamkn�� oczy, staraj�c si� odzyska� kontrol� nad zmys�ami, kt�re odm�wi�y mu pos�usze�stwa.
Pochwyci�y go czyje� silne d�onie.
- Chod�, Tarlachu. Mo�emy teraz odpocz��.
- Nie...
- Potrzebujemy tego wszyscy, a pani Una najbardziej. Uleg� wi�c i pozwoli� si� po�o�y� na ziemi. Zawr�t g�owy min�� po kilku minutach; poczeka� jeszcze par� sekund, aby uzyska� ca�kowit� pewno��, �e �wiat rzeczywi�cie si� ustatkowa� i nie zamierza zacz�� wirowa� na nowo, po czym usiad�. Jego towarzysz kl�cza� obok Uny. Tarlach zauwa�y�, jak r�bkiem p�aszcza wyciera r�ow� pian� z jej warg.
- Co z ni�? - zapyta�. Brennan obr�ci� si� ku niemu.
- Niewiele gorzej ni� przedtem.
- Ale jednak gorzej, prawda?
Opu�ci� wzrok, kiedy tamten twierdz�co kiwn�� g�ow�. Nie m�g� nic dla niej uczyni�... Brennan zostawi� rann� i wyj�wszy z torby przy siodle manierk� z wod�, przyni�s� j� swemu kapitanowi.
- Ona nie cierpi... Wypij to. Pragnienie jest jedn� z przyczyn naszego wyczerpania.
Tarlach niemal do po�owy opr�ni� naczynie, nim odj�� je od ust. Czuj�c wilgo� w wyschni�tym gardle i na spierzchni�tych wargach, doznawa� r�wnocze�nie rozkoszy i udr�ki. Zastanawia� si�, jak to mo�liwe, �e dotychczas nie zdawa� sobie sprawy z dr�cz�cego go pragnienia. Odda� naczynie i u�miechn�� si� blado do swego towarzysza.
- Jestem kompletnie wyczerpany, ale po tobie wcale nie wida� zm�czenia.
Nie by�o to tak ca�kiem zgodne z prawd�, bo twarz porucznika by�a blada i �ci�gni�ta, lecz ramiona wci�� mia� wyprostowane, a ruchy pewne.
- Mnie r�wnie� podr� da�a si� we znaki, przyjacielu. Po prostu nie d�wiga�em dotychczas �adnego ci�aru - odpar� Brennan rzucaj�c mu przenikliwe spojrzenie. - Pozw�l, �e teraz ja wezm� pani� Un�. Ramiona musisz mie� ju� ca�kiem zdr�twia�e.
- Dam sobie rad� - odpowiedzia� szorstko Tarlach i niemal natychmiast g�os mu z�agodnia�. - Nie chcia�em ci� urazi�, Brennanie, ale musisz pe�ni� rol� naszego stra�nika. Ja nie sprosta�bym teraz temu zadaniu, cho� jako Sokolnik i oficer nie powinienem si� do tego przyznawa�.
- A wi�c niech tak b�dzie - zgodzi� si� Brennan westchn�wszy w g��bi serca.
Tarlach nie zwleka� d�u�ej. Dosiad� konia i wzi�� w ramiona Un� z Morskiej Twierdzy. Spojrza� na jej twarz. By�a ca�kiem nieruchoma, jakby wysi�ek w�o�ony w czynno�� oddychania poch�on�� ca�� wol� i energi� dziewczyny.
- O pani moja, wytrzymaj jeszcze troch� - szepn��, cho� wiedzia�, �e Una nie mo�e go us�ysze�. - Powinni�my ju� by� blisko, je�li tylko w po�piechu nie zboczyli�my z drogi. Twoja udr�ka wkr�tce si� sko�czy.
ROZDZIA� DRUGI
Po godzinie jazdy najemnicy trafili na wiod�cy w d� szlak, kt�ry urywa� si� nagle u st�p �agodnego wzniesienia. Pokonawszy je znale�li si� nagle w w�skiej dolinie i ujrzeli przed sob� dziwaczn� fortec�, a raczej co�, co by�o ni� niegdy�, jeszcze przed Wielkim Poruszeniem. Spo�r�d czterech wie�, kt�re jej niegdy� strzeg�y, ocala�y tylko dwie i cz�� trzeciej. Czwarta znikn�a, podobnie jak oba odcinki muru ��cz�ce j� z s�siednimi basztami. Jeden fragment wa�u po prostu si� rozsypa�, drugi run�� wraz z wie��, kiedy obsun�a si� ziemia. U podn�a tak niegdy� solidnego, stromego nasypu znajdowa�o si� niewielkie rumowisko; wi�kszo�� gruzu uprz�tni�to i u�yto zapewne do odbudowy innych gmach�w.
Do g��wnej bramy w ocala�ym murze prowadzi�a rzadko u�ywana, lecz dobrze widoczna �cie�ka i Tarlach skierowa� na ni� swego zm�czonego konia. Ich zbli�anie si� zosta�o najwyra�niej zauwa�one przez kogo� o wzroku na tyle bystrym, �e zdo�a� dostrzec dodatkowy ci�ar na kulbace pierwszego je�d�ca, gdy� w gromadce, kt�ra wysypa�a si� przed bram�, by ich powita�, Tarlach zobaczy� dw�ch ludzi z noszami.
Podjecha� do nich i gwa�townie �ci�gn�� cugle.
- Czy jest tu jaki� uzdrowiciel? - zapyta� szorstkim g�osem. - Jeden z moich towarzyszy potrzebuje...
- Ja jestem uzdrowicielk� - powiedzia�a szybko kobieta stoj�ca tu� przy noszach.
Ze zdziwieniem rozpozna� w niej t�, kt�ra podczas ostatniej jego tu bytno�ci mia�a w swej pieczy interesuj�ce go materia�y.
- Pozw�l mym pomocnikom zabra� chorego, Ptasi Wojowniku.
Dw�ch m�odych ludzi, odzianych jak rzemie�lnicy lub robotnicy rolni, podesz�o do Tarlacha, wyci�gaj�c r�ce. Poda� im nieprzytomn� Un�. K�ad�c j� na nosze, wykazali si� wielk� delikatno�ci�, mimo swego prostackiego wygl�du.
Uzdrowicielka, pochodz�ca ze staro�ytnej, estcarpia�skiej rasy, ukl�k�a obok noszy. Odkrywszy, �e ma do czynienia z kobiet�, a� drgn�a ze zdumienia - co Tarlach zauwa�y�, mimo �e opanowa�a si� niemal natychmiast. Wrodzony takt nie pozwoli� jej tego skomentowa� ani te� w inny spos�b zademonstrowa� zaskoczenia. A mo�e po prostu nie mia�o to dla niej wi�kszego znaczenia w obliczu innych, pilniejszych spraw.
Odpowiadaj�c na jej pytanie, Sokolnik szybko i zwi�le poda� okoliczno�ci wypadku i opisa� najlepiej jak potrafi� rozmiary obra�e� odniesionych przez pani� Un�. Nast�pnie wspomnia� o szale�czej je�dzie do Lormtu, aby ta M�dra Kobieta, czy te� Czarownica, a mo�e jeszcze kto� inny - to bez znaczenia - mog�a oceni� mo�liwe skutki tej podr�y.
Kapitan nie by� �wiadomy spojrze�, kt�rymi obrzucali go s�uchacze. Patrzy�, jak m�czy�ni nios�cy nosze znikaj� za bram� twierdzy. W g��bi serca czu�, �e zapewne nie zobaczy ju� Uny z Morskiej Twierdzy, a przynajmniej nie zobaczy jej �ywej. G�owa opad�a mu na piersi. By� zm�czony i zrozpaczony. To ju� koniec. Uczyni� wszystko co w jego mocy - los Uny spocz�� w innych r�kach, w r�kach tych dziwnych uczonych, nie m�wi�c ju� o Wielkich, kt�rzy rz�dz� �yciem i �mierci�.
Otrz�sn�� si� jednak z przygn�bienia. Nie wolno mu by�o skapitulowa�, jeszcze nie teraz. Podni�s� g�ow� i zsiad� z konia. Ruchy mia� tak powolne, �e zdawa�o si�, i� p�ynie pokonuj�c op�r wody. Tak jakby cia�o zbuntowa�o si� i przesta�o s�ucha� polece�.
Stan�� przed otaczaj�cymi go lud�mi i po raz pierwszy przyjrza� im si� uwa�nie. Natychmiast spostrzeg� dobrze mu znan� wysok� posta�. M�czyzna �w mia� siwe w�osy, lecz w wyrazie jego oczu nie by�o nic, co �wiadczy�oby o starczym zniedo��nieniu lub znu�eniu �yciem. Sta� wyprostowany jak struna, w postawie �wiadcz�cej o stanowczo�ci i dumie z w�asnych osi�gni��. Poza tym nie r�ni� si� od wielu innych ludzi w podesz�ym wieku, w�t�ych, lecz zdrowych na ciele i umy�le. Sk�r� mia� niezbyt pomarszczon�, lecz bardzo cienk�, niemal przezroczyst�, o bladawym odcieniu; jego r�k� wyci�gni�t� w powitalnym ge�cie pokrywa�a sie� b��kitnych �y�ek. Mi�a, niegdy� zapewne przystojna twarz mia�a wyraz czujny i uprzejmy zarazem. Szary str�j nie r�ni� si� zbytnio od u�ywanych do pracy w polu czy warsztacie, chocia� Ouen by� g�ow� spo�eczno�ci Lormtu. Trudno tu by�o o co� lepszego i nikt spo�r�d obecnych nie m�g� si� pochwali� bogatszym odzieniem.
Obok starca sta� drugi, m�odszy m�czyzna, r�wnie� znany Sokolnikowi. On tak�e by� wysoki, chudy i pochodzi� ze Starej Rasy. Nosi� taki sam, tylko br�zowy, str�j roboczy jak jego towarzysz, lecz wygl�da� na �o�nierza, cz�owieka znaj�cego dobrze wojenne rzemios�o i srodze przez wojn� do�wiadczonego. Jego lewa stopa by�a ca�kiem sztywna, a spos�b, w jaki trzyma� lask�, na kt�rej si� wspiera�, �wiadczy� o wieloletnim przyzwyczajeniu.
Pozostali tworzyli do�� dziwne zgromadzenie i w niczym nie przypominali mieszka�c�w wi�kszo�ci miast i zamk�w. Przewa�nie byli to m�czy�ni, na og� starzy, cho� nie brakowa�o m�odszych, kt�rych obecno�� oznacza�a, �e gr�d nie chyli si� jeszcze ku upadkowi.
Siwow�osy m�czyzna pochwyci� spojrzenie Sokolnika i post�pi� krok naprz�d.
- Lormt wita ci� po raz wt�ry, Ptasi Wojowniku. - powiedzia� niezwykle �agodnym g�osem. - Ciebie i twych towarzyszy.
Tarlach nie zdziwi� si� wcale, �e go rozpoznano. Wysokie he�my os�aniaj�ce g�rn� cz�� twarzy utrudnia�y ludziom spoza klanu odr�nienie jednego Sokolnika od drugiego, lecz kto cho� raz ujrza� wierzchowca z Morskiej Twierdzy, na kt�rym je�dzi� kapitan, nie m�g� go ju� pomyli� z �adnym innym. Dzi�ki Radosnej mieszka�cy Lormtu poznali swego go�cia, kt�ry bada� ich archiwa, a potem nagle wyjecha� rzucaj�c na odchodnym, �e wkr�tce powr�ci z towarzyszem.
Serce mu si� �cisn�o. Pow�drowa� w�wczas na wybrze�e, na spotkanie z okr�tem Uny, tak jak ustalili, nim opu�ci� High Hallack. Una nie chcia�a porzuca� swej Doliny w tej wype�nionej rozmaitymi zaj�ciami porze roku. Postanowili wi�c, �e on pojedzie przodem i zdob�dzie w Lormcie tyle informacji, ile si� da, ona za� do��czy do niego jesieni�, gdy ju� wype�ni wi�kszo�� obowi�zk�w. Chcia�a pom�c mu w poszukiwaniach i naradzi� si� w sprawie wydobytych z otch�ani zapomnienia dokument�w, nim oboje przedstawi� je Sokolnikom. Tymczasem spotka�a j� zguba, a on, kt�ry przysi�g� jej broni� - sam si� do tego przyczyni�.
- Dzi�kuj� ci, panie Ouenie, za tak �yczliwe powitanie - odpar� staraj�c si� m�wi� spokojnie i pewnie. - Przybyli�my tu, gdy�, jak widzia�e�, potrzebujemy pomocy, a tak�e po to, bym m�g� dalej szpera� w�r�d waszych kronik. Je�li pozwolisz, m�j towarzysz i jeszcze o�miu je�d�c�w, kt�rzy niebawem dojad�, pozostan� tu przez pewien czas, aby wypocz�� i odpa�� konie przed podr� do naszego obozu w Es. Oczywi�cie, zap�acimy za go�cin�.
- Nie jestem �adnym panem, Ptasi Wojowniku, wiesz o tym doskonale - odpar� tamten surowo. - Nazywaj mnie po prostu Ouenem. Co do zap�aty... Nie prowadzimy tu ober�y, cho� potrzeba zmusza nas do przyjmowania dobrowolnych dar�w, za kt�re jeste�my bardzo wdzi�czni. - U�miechn�� si� i nagle jego sztywno�� znikn�a jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. - Przyjemnie nam b�dzie go�ci� ciebie i twoj� dru�yn� - skin�� g�ow� w stron� otwartej bramy. - Wejd�cie do �rodka. Wasze zwierz�ta potrzebuj� opieki, a i wam przyda�by si� odpoczynek. Twoja izba jest wci�� wolna; przygotowali�my te� drug� dla twego towarzysza.
Tarlach pochyli� g�ow� w oficjalnym uk�onie.
- Raz jeszcze dzi�kuj� - powiedzia�, po czym wyg�osi� zwyczajow� formu�k�: - Niech b�dzie pozdrowiony ten dom i jego mieszka�cy. Niech szcz�cie sprzyja im i wszystkim ich przedsi�wzi�ciom od wschodu do zachodu s�o�ca.
Przeprowadziwszy obu Sokolnik�w przez bram� i rozleg�y dziedziniec, Ouen i Duratan zawiedli ich do d�ugiego, przypominaj�cego koszary budynku, kt�ry ci�gn�� si� wzd�u� ocala�ego muru. Wspi�li si� na pierwsze pi�tro, w czym nie przeszkodzi� im ani podesz�y wiek jednego, ani kalectwo drugiego z gospodarzy.
- Wi�kszo�� starszych uczonych mieszka na dole, gdy� te schody mog�yby si� dla nich okaza� przeszkod� nie do pokonania - oznajmi� Ouen - lecz nasi go�cie i ci z nas, kt�rzy maj� tutaj kwatery, twierdz�, �e odosobnienie sprzyja wypoczynkowi. Dlatego w�a�nie na tym pi�trze mie�ci si� infirmeria.
- Odpowiada nam to - odrzek� kapitan w swoim i porucznika imieniu, gdy� taki by� zwyczaj w�r�d Sokolnik�w przy kontaktach z przedstawicielami innych plemion. - Moi ludzie pragn�liby pozosta� na uboczu, o ile to mo�liwe.
Stary uczony poprowadzi� ich s�abo o�wietlonym korytarzem, kt�ry wydawa� si� nie mie� ko�ca. W pewnym momencie stan�� przed ci�kimi, d�bowymi drzwiami i rozwar� je. Oczom przybysz�w ukaza�a si� ma�a sypialnia z prostok�tnym sto�em i kilkoma prostymi krzes�ami; by�o tam tak�e troch� sprz�t�w, dzi�ki kt�rym komnata mog�a s�u�y� jako pracownia. Mi�e ciep�o rozchodzi�o si� od ognia trzaskaj�cego weso�o na kominku.
- Czy dalej ci to odpowiada, Ptasi Wojowniku? - zagadn�� Ouen.
- W zupe�no�ci.
Obrzuciwszy izb� b�yskawicznym spojrzeniem, Tarlach zn�w skupi� uwag� na swym gospodarzu.
- Mam nadziej�, �e twoi domownicy wybacz� nam, je�li nie przywitamy si� z nimi jeszcze dzi� wieczorem. Sp�dzili�my w siodle tyle czasu...
- Bardziej by nas rozgniewa�o, gdyby�cie si� czuli zobowi�zani do przestrzegania form, dobrze przedtem nie wypocz�wszy. Oczywi�cie przyniesiemy tu rzeczy twoje i twego towarzysza, lecz co do baga�y damy... - uczony zawiesi� g�os.
- Bior� za nie odpowiedzialno��.
Co� ma�ego i ciemnego wesz�o cicho do budynku w �lad za lud�mi i teraz otar�o si� o nogi Sokolnika. Tarlach pochyli� si� i wzi�� Odwa�n� na r�ce.
- Jej kot r�wnie� zamieszka ze mn�.
- Wszystkie wasze zwierz�ta s� mile widziane, te upierzone i te pokryte futrem.
Kapitan najemnik�w pragn�� tylko jednego - �eby wreszcie pozostawiono go w spokoju, poniewa� jednak przyj�to ich bardzo �yczliwie i jak dot�d nie n�kano pytaniami, wypada�o opowiedzie� cokolwiek o sobie, a przynajmniej poda� imi� cz�owieka, kt�remu s�u�yli. Nic ponadto nie musia� ujawnia� - t�umaczy� go obyczaj, zgodnie z kt�rym post�pi� r�wnie� podczas poprzedniego pobytu w Lormcie. Sokolnicy nie wyjawiali swoich imion obcym ludziom, nie rozmawiali z nimi o w�asnych sprawach ani o sprawach tych, dla kt�rych walczyli.
- Ranna kobieta to Una, Pani Doliny Morskiej Twierdzy... z High Hallacku - doda�, gdy� niewielu mieszka�c�w Krainy Dolin znano w Estcarpie z imienia. Dobrze poinformowani byli jedynie Sulkarczycy i im podobni, zw�aszcza kupcy, a tak�e czyste tarcze, czyli ludzie maj�cy bezpo�rednie zwi�zki z drugim kontynentem.
- Oddali�cie swe miecze na jej us�ugi? - zapyta� Duratan.
- Tak - rzek� kr�tko kapitan - ale m�wi�em ju�, �e mam tu w�asne zadanie do wykonania. Jak tylko wypoczn� i uporam si� z innymi obowi�zkami, chcia�bym na nowo podj�� badania, o ile macie jeszcze co� dla mnie.
- Jest wiele kronik, niekt�re z nich dotycz� historii twej rasy. S� bardzo stare...
- Im starsze, tym wi�ksz� maj� dla mnie warto��.
- Wi�kszo�� ju� widzia�e� - zastrzeg� si� Duratan. - Poza tym informacje w nich zawarte s� bardzo fragmentaryczne. Twoi wsp�plemie�cy niech�tnie wypowiadali si� na sw�j temat...
- Mo�esz swobodnie korzysta� z naszych zbior�w - wtr�ci� po�piesznie Ouen. - Sami starali�my si� wyszuka� dla ciebie co� nowego. Wielkie Poruszenie umo�liwi�o nam dost�p do ogromnej ilo�ci nowych dzie�, a przecie� dotychczas nie uda�o si� zbada� nawet tego, co mieli�my, zanim nast�pi� �w kataklizm. Ponad po�owa pism nie jest skatalogowana.
- Chcia�bym zobaczy� wszystko, co zdo�acie znale��.
- Do�o�ymy wszelkich stara�, by ci� zadowoli�. Prawd� m�wi�c, wy�wiadczy�e� nam przys�ug� swoj� pro�b�. Wielu jest tu takich, co uwielbiaj� tego rodzaju studia. Z ch�ci� podejm� wyzwanie.
Kapitan podzi�kowa� skinieniem g�owy. Zawaha� si� przez moment. Jego wzrok mimowolnie pobieg� ku drzwiom i mrocznej sieni.
- Zawiadomicie mnie, kiedy uzdrowicielka uko�czy badanie chorej?
- Oczywi�cie, jak tylko sami si� czego� dowiemy.
Po czym gospodarze wyszli zabieraj�c ze sob� porucznika, kt�remu wskazali izb� po prawej stronie, nie r�ni�c� si� niczym od pokoju Tarlacha. Brennan podzi�kowa� im, lecz natychmiast wyszed� z powrotem na korytarz.
- Posiedz� jeszcze troch� z moim kapitanem. Czy mogliby�my dosta� wina i co� do jedzenia?
- Naturalnie, ju� si� tym zaj�to.
Tarlach posadzi� Odwa�n� w nogach swego �o�a.
Wygl�da na zagubion�, pomy�la�. Jak na doros�� kotk�, by�a niezwykle ma�a, niewiele wi�ksza od pi�cio-, sze�ciomiesi�cznego kociaka. Sk�ada�a si� g��wnie z futra, bez niego nie wa�y�aby nawet dw�ch funt�w. Teraz, kiedy tak le�a�a skulona i nieszcz�liwa, robi�a wra�enie jeszcze mniejszej. Nie stara�a si� wcale ukry� rozpaczy, wiedz�c, �e Sokolnik jest �wiadom wi�zi ��cz�cej j� z Un� i �e w jego obecno�ci nie musi tai� swych uczu�.
Usiad� obok, g�aszcz�c �agodnie z�otobr�zowe futro, lecz najwyra�niej nie by�o to dla niej �adn� pociech�, cofn�� wi�c r�k�. W jaki spos�b m�g�by doda� komu� otuchy, skoro sam straci� ju� wszelk� nadziej�?
Syn Burzy wyda� z siebie gard�owy, zawodz�cy g�os i sfrun�� na ��ko tu� obok kotki. Zacz�� muska� dziobem jej sier��, jak zwyk�y to czyni� soko�y, gdy jeden z ich stada poni�s� ci�k� strat� i cierpia�.
Tarlach poczu� ucisk w gardle. Zdj�� he�m, ostro�nie od�o�y� go na bok i ukry� twarz w d�oniach. Mia� wra�enie, �e jego skrzydlaty towarzysz wyra�a w ten spos�b �al z powodu �mierci Pani Morskiej Twierdzy...
S�ysz�c pukanie, wyprostowa� si� i zn�w si�gn�� po he�m. Nie chcia�, �eby kto� z mieszka�c�w Lormtu zobaczy� jego ods�oni�t� twarz, szczeg�lnie teraz. Po chwili jednak odpr�y� si�, gdy� Syn Burzy krzykiem obwie�ci� przybycie Brennana.
Korzystaj�c z okazji, do komnaty wlecia�a za nim sokolica i ku zaskoczeniu obu m�czyzn przysiad�a obok Odwa�nej, na wszelkie sposoby okazuj�c wsp�czucie. W odpowiedzi kotka wysun�a r�owy j�zyk i zacz�a liza� pi�ra na szyi i piersi ptaka.
- Ona r�wnie� rozumie, co b�dzie oznacza� dla nas �mier� Pani Twierdzy - zauwa�y� porucznik. Nie m�g� wyj�� ze zdumienia, �e jego bojowy ptak okazuje tak� g��bi� uczu�. Nigdy nie widzia� sokolicy, kt�ra smuci�aby si� w ten spos�b po �mierci jakiegokolwiek cz�owieka, nawet wybranego towarzysza. Jednak w tej chwili co innego zaprz�ta�o jego umys�. Podobnie jak Tarlach zdj�� he�m i z westchnieniem ulgi po�o�y� go obok he�mu dow�dcy. Przyjemnie by�o cho� na chwil� uwolni� si� od tego ci�aru.
- Mamy przed sob� par� godzin spokoju.
- Tak - odrzek� Tarlach sil�c si� na u�miech. - Je�li chodzi o mnie, nie omieszkam ich wykorzysta�... Czy dosta�e� dobr� kwater�?
- Ca�kiem wygodn�. Wygl�da tak samo jak twoja. - Brennan spojrza� na ��ko. - A gdyby� tak po�o�y� si� na chwil�? Prosi�em, �eby przyniesiono nam jedzenie, my�l� jednak, �e bardziej przyda�by ci si� sen.
- Nic z tego. Zbyt jestem zm�czony, �eby zasn��. Przynajmniej tak mi si� wydaje. - Tarlach zwr�ci� wzrok w stron� ognia. - Gdy pani Una umrze, nasze nadzieje spe�zn� na niczym. - Zacisn�� wargi. - Mia�a racj�, jak zwykle. Je�li jej z nami nie b�dzie, je�li ona sama nie wyrazi poparcia dla naszych plan�w, niewiele zdo�amy zdzia�a� w wioskach.
- Mo�e jednak kobiety wys�uchaj� nas - rzuci� Brennan - bo je�li nie, to zgin� wraz z nami.
- Mo�e i wys�uchaj� - odrzek� Tarlach z gorycz� - lecz nie�atwo im przyjdzie nam zaufa�, bo niby dlaczego? C� my wiemy o sobie nawzajem? Tyle tylko, �e cztery razy do roku - czasem nawet raz - przyje�d�amy do wiosek wielk� zgraj�, aby p�odzi� potomstwo. Niczym zwierz�ta pod nadzorem pastucha.
Porucznik si� skrzywi�.
- Tarlachu...
- Nie, pozw�l mi doko�czy�. Po prostu staram si� postawi� w ich sytuacji i spojrze� na spraw� z ich punktu widzenia. W otoczonym g�rami Gnie�dzie mogli�my trzyma� kobiety pod �cis�ym nadzorem, lecz nawet w�wczas, jak s�dz�, od czasu do czasu jedna czy dwie wymyka�y si� do Estcarpu w poszukiwaniu innego, lepszego �ycia. Kiedy Wielkie Poruszenie zmusi�o nas do zej�cia w doliny, zmiany sta�y si� nieuniknione. Obecnie wioski naszych niewiast niemal bezpo�rednio granicz� z ziemiami Czarownic. Ju� teraz tracimy mn�stwo kobiet. W nast�pnym pokoleniu, a na pewno w tym, kt�re przyjdzie po nim, zbyt ma�o b�dzie zdolnych do rodzenia dzieci, by zapewni� nam przetrwanie. Z pewno�ci� same o tym wiedz� najlepiej, ale ja na ich miejscu nie da�bym si� z powrotem zwabi� do nast�pnej g�rskiej kryj�wki. A nu� okaza�aby si� jeszcze gorszym wi�zieniem dla nich i ich potomstwa? Dlatego obecno�� pani Uny, to, �e z nami wsp�pracuje, jej �wiadectwo o tym, co staramy si� zbudowa� - by�yby bardzo pomocne, cho� nie wiadomo, czy wystarczaj�ce. Jej �mier� wytr�ci nam bro� z r�ki. Brennan nachmurzy� si�.
- Nasze oddzia�y wci�� pilnuj� wszystkich wiosek i mog� zmusi�...
- Nasz traktat z Morsk� Twierdz� wyklucza tak� mo�liwo��.
- Krucze Pole jest twoje.
- To du�a Dolina, ale i tak zbyt ma�a jak na nasze potrzeby. Musimy mie� wolny dost�p do Doliny Morskiej Twierdzy, a odm�wi� nam tego, je�li pogwa�cimy umow� z pani� Un�. - Tarlach przymru�y� oczy. - Nawet gdyby�my zlekcewa�yli nasze przysi�gi, nie uda nam si� zagarn�� ani jej Doliny, ani �adnej innej. High Hallack doskonale pami�ta alizo�sk� inwazj� i jego panowie zn�w szybko si� zjednocz�, by zdusi� w zarodku ka�d� tak� pr�b�. Nawet b�d�c u szczytu naszej pot�gi, nie zdo�aliby�my mieczem wywalczy� sobie kr�lestwa tam, gdzie ponios�y kl�sk� uzbrojone przez Ko�der Psy. Je�li spr�bujemy, sami wydamy na siebie wyrok. Kt� bowiem po czym� takim zechcia�by nas wynaj��?
- Nigdy nie doradza�em zdrady...
- Nie - westchn�� Tarlach. - Nie. To wina zm�czenia, jak s�dz�. Widz� wszystko w najczarniejszych barwach.
- Masz racj�. Musimy uzyska� zgod� kobiet, �eby nasz plan si� powi�d�. - Brennan zawaha� si� i doda�: - Nie zapominaj jednak, �e potrzebna jest nam r�wnie� przychylno�� dow�dc�w. Je�li przedstawiaj�c nasz� spraw� zrazimy ich dziwnym zachowaniem, tyle tylko osi�gniemy, �e staniemy si� wyrzutkami.
Tarlach obrzuci� go szybkim spojrzeniem. Czy�by w tych s�owach kry�a si� przestroga? Mo�e zdradzi� si�, okaza� w jaki� spos�b, ile znaczy dla niego Una z Morskiej Twierdzy? Z wyrazu twarzy towarzysza nie m�g� nic wyczyta�, ale... Nie by�o mi�dzy nim a Un� niczego, co mog�oby sprowadzi� na nich nies�aw�. Gdyby pochodzi� z innego plemienia, gdyby okoliczno�ci by�y inne - po�lubi�by j�; jednak przyszed� na �wiat jako Sokolnik i przewodzi� pe�nej kompanii, jednej z ostatnich, jakie im pozosta�y. Pi�ciuset ludzi sz�o za nim i s�ucha�o jego rozkaz�w. M�g�, co prawda, zrezygnowa�, wyznaczaj�c Brennana na swego nast�pc�, a Pan Wojny zatwierdzi�by p�niej t� nominacj�. Jednak przypadek oraz hojno�� pani Uny sprawi�y, �e nadarzy�a si� sposobno�� ocalenia jego rasy - Tarlach musia� tylko przekona� swych wsp�plemie�c�w, �eby z niej skorzystali. Nie o�mieli�by si� wi�c teraz pogwa�ci� obyczaju, nawet gdyby pragn�� tego ca�ym sercem. Nawet gdyby Una tego pragn�a.
Sokolnicy trzymali si� zawsze z dala od innych plemion. Barier� stanowi� ich tryb �ycia - prawdziwy lub tylko przypisywany im przez obcych. Gdy sulkarskie okr�ty przywioz�y Sokolnik�w do p�nocnych kr�lestw, m�czyznom towarzyszy�y kobiety i dzieci, podobnie jak zwierz�ta towarzysz� swym pasterzom. Wojownicy nie utrzymywali z nimi �adnych bli�szych stosunk�w. Ulokowali je w kilku rozrzuconych na du�ej przestrzeni wioskach, nadzorowanych przez oddzia�y wojska, sami za�, ju� w�wczas najemni �o�nierze, wznie�li Gniazdo i osiedli w nim, co jaki� czas odwiedzaj�c kobiety swej rasy, by da� pocz�tek kolejnemu pokoleniu.
Duma, wstyd i obawa kaza�y im pomija� milczeniem przyczyny, dla kt�rych pojawili si� w Estcarpie. Mija�y lata, a oni coraz bardziej zamykali si� we w�asnym gronie, z dala od obcych m�czyzn, a tak�e w�asnych kobiet i potomstwa. W ko�cu pozosta�a im jedynie przyja�� towarzyszy i wiernych soko��w.
A przecie� niegdy� �yli zgo�a inaczej. Nadszed� jednak�e czarny dzie� i spad�a na nich kl�ska. Dawna Istota z Przedwiecznego Mroku zaw�adn�a Sokolnikami, skazuj�c na niewol� tak ci�k� i okrutn�, �e samo wspomnienie tych rz�d�w na wieczno�� wypali�o pi�tno w ich sercach.
Jonkara potrafi�a narzuca� sw� wol� tylko za po�rednictwem kobiet, ale ka�da kobieta Sokolnik�w mog�a sta� si� narz�dziem w jej r�kach. Wi�kszo�� z tych, kt�re pr�bowa�a sobie podporz�dkowa� - odm�wi�a, przyp�acaj�c �mierci� ten szlachetny czyn. Jednak Jonkarze uda�o si� z�ama� op�r niekt�rych kobiet, a kilka podda�o si� dobrowolnie w zamian za drobn� cz�stk� mocy, kt�r� zechcia�a im ofiarowa�. Kobiety s�u��ce Jonkarze uleg�y wewn�trznej przemianie, staj�c si� jak ona z�e i okrutne, czerpi�c rado�� z ludzkiego b�lu i poni�enia. Poprzez te uleg�e cienie Jonkara zdoby�a ca�kowit� w�adz� nad ka�dym m�czyzn�, kt�rego cokolwiek ��czy�o z oddanymi jej niewiastami, i trzeba by�o zap�aci� ogromn� cen�, a�eby z�ama� wreszcie pot�g� z�a. Ci, kt�rzy prze�yli, uciekli, opuszczaj�c na zawsze swe dawne siedziby, gdy� Jonkara nie zosta�a zg�adzona, a jedynie zakuta w kajdany. Wiedzieli, �e czeka i czeka� b�dzie dop�ty, dop�ki nie pojawi si� kobieta gotowa przela� krew, aby j� uwolni�, a w�wczas potw�r wywrze zemst� na nich lub na ich potomkach.
Obawiaj�c si� powt�rnego popadni�cia w niewol�, Sokolnicy podj�li kroki, kt�re w ich mniemaniu mia�y ostatecznie zlikwidowa� zagro�enie. Zerwali wszelkie wi�zi z niewiastami, odmawiaj�c im jakiegokolwiek udzia�u w swym �yciu i widuj�c je tylko podczas kr�tkich okres�w godowych.
Tarlach by� tego �wiadom od dawna, ale dopiero podj�wszy s�u�b� w Morskiej Twierdzy pozna� drug� stron� medalu - dowiedzia� si�, dlaczego kobiety z jego plemienia, cho� r�wnie dumne i dzielne jak ich m�owie i ojcowie, zgodzi�y si� �y� na wygnaniu i wytrzymywa�y to tak d�ugo.
Ujarzmieni przez Jonkar� m�czy�ni, cho� wykorzystywani okrutnie, mimo wszystko pozostali sob�. Kobiety - staj�c si� narz�dziem z�ych mocy - ucierpia�y o wiele bardziej, tote� my�l o powrocie z�ej czarownicy budzi�a w nich znacznie wi�ksz� obaw�. Tak wielk�, �e zachowa�y bierno�� przez te wszystkie stulecia od czasu ucieczki na p�noc. Nawet teraz, gdy ogarni�te pragnieniem znalezienia lepszego, pi�kniejszego �ycia mia�y wreszcie zrzuci� sw�j ci�ar, nawet teraz nie zale�a�o im na pojednaniu z m�czyznami, tylko na ca�kowitym uwolnieniu si�. Przyczyn� tego by�a zapewne tyle� niech��, co pod�wiadome pragnienie chronienia m�czyzn.
Z zamy�lenia wyrwa�o Tarlacha ciche pukanie. M�ski g�os oznajmi�, �e ich posi�ek jest gotowy.
Brennan w�o�y� he�m i ruszy� ku drzwiom. Odebra� uginaj�c� si� pod ci�arem jad�a tac�, podzi�kowa� skinieniem g�owy, po czym zn�w zamkn�� drzwi.
- Przys�ali r�wnie� porcje dla soko��w i kota - zauwa�y� z aprobat�, stawiaj�c tac� na stole. - Potrawy przeznaczone dla nas s� niewyszukane, ale chyba dadz� si� zje��, poza tym jest tego a� za du�o dla dw�ch.
Tarlach spojrza� bez szczeg�lnego zainteresowania.
- Bierz, co chcesz. Nie mam ochoty na jedzenie.
Porucznik nawet nie chcia� o tym s�ysze�; zmusi� swego dow�dc� do prze�kni�cia kilku k�s�w i kaza� mu wypi� odrobin� wina, kt�re wprawi�o wyczerpanego kapitana w stan oszo�omienia. Dopilnowawszy, by Tarlach si� po�o�y�, Brennan powr�ci� do swej izby. On r�wnie� bardzo potrzebowa� odpoczynku.
Komnata Ouena by�a nieco wi�ksza i lepiej wyposa�ona ni� te, do kt�rych zaprowadzono obu Sokolnik�w. Pe�ni�a podw�jn� rol� mieszkania oraz kancelarii i Aden - uzdrowicielka, a zarazem �arliwa poszukiwaczka wiedzy, nie mia�a �adnych w�tpliwo�ci, �e tam w�a�nie Ouen i Duratan b�d� czeka� na wiadomo�� o stanie pacjentki.
Kiedy wesz�a, spocz�y na niej niespokojne, pytaj�ce spojrzenia szarych oczu.
- No i jak si� czuje ta biedna m�oda kobieta?
- Odpoczywa. Na szcz�cie m�cz�c� podr� ma ju� za sob�. Nic wi�cej teraz nie mog� powiedzie�; odnios�a bardzo ci�kie obra�enia. - Potrz�sn�a g�ow�. Na jej twarzy odmalowa� si� podziw po��czony ze zdumieniem. - Jazda da�a si� jej bardzo we znaki, ale Ptasi Wojownicy dobrze uczynili przywo��c j� tak szybko... Z trudem mog� uwierzy�, �e ludzie ich pokroju zdolni s� komukolwiek odda� tak� przys�ug�.
- Niech ci� to nie dziwi - rzek� Duratan. - S�u��c w oddzia�ach Stra�y Granicznej, walczy�em u boku Sokolnik�w. Z pewno�ci� rzadko si� zdarza, by z�o�yli mieczow� przysi�g� kobiecie, lecz raz dawszy s�owo wype�ni� wszystkie warunki umowy, nawet gdyby nie w smak im by�y wynikaj�ce z tego obowi�zki. Podczas ucieczki z Karstenu w�r�d uchod�c�w znalaz�y si� kobiety i dzieci i nigdy nie zauwa�y�em, �eby kt�ry� Sokolnik uchybi� zasadom grzeczno�ci. Nie zdarzy�o si� te�, by obarczali kogo� nadmiernym ci�arem, wprost przeciwnie, starali si� ul�y� s�abszym i mniej zaradnym. Pomijaj�c ju� kwesti� obowi�zku, wi�kszo�� z nich potrafi chyba r�wnie� wsp�czu�. Gdyby nawet znale�li t� chor� dam� na szlaku, prawie na pewno uczyniliby dla niej wszystko co w ich mocy... No, mo�e z wyj�tkiem tego szale�czego wy�cigu.
- Dzi�ki nim istnieje przynajmniej cie� szansy na uratowanie kobiety - powiedzia�a Aden. - Ale teraz mamy ich wszystkich na g�owie, a w ka�dym razie dow�dc�. Jak go potraktujemy?
- C�, tak samo jak ostatnim razem. B�dziemy si� starali okaza� mu jak najwi�ksz� go�cinno��, nie narzucaj�c si� przy tym zbytnio - odpowiedzia� zdumiony jej niech�ci� Ouen. - Pozwolimy mu r�wnie� dalej studiowa� nasze kroniki, kiedy ju� nale�ycie wypocznie, rzecz jasna.
- Ouenie! Nauczycielu, doskonale wiesz, o co mi chodzi! On b�dzie teraz bada� zbiory, kt�rymi si� opiekuj� i z kt�rych w�a�nie korzysta Pyra, jego rodaczka.
- Zatem b�dzie musia�a udost�pni� mu te dzie�a. Ma�o prawdopodobne, �eby oboje zapragn�li jednocze�nie czyta� to samo.
- Nie to mia�am na my�li - warkn�a z rozdra�nieniem Aden. - Dziwnie si� zachowujesz, Ouenie.
- Ty tak�e - odpar� uszczypliwie.
- Widzia�am strach w oczach Pyry, kiedy dowiedzia�a si� o tych przybyszach. To r�wnie� by�o dziwne i niezwyk�e zachowanie! - opanowa�a si� z trudem. -Dziewczyna nie chce, �eby j� zaci�gni�to do rodzinnej wioski albo w jakie� inne miejsce. Pragnie najpierw zdoby� pe�n� wiedz� o leczeniu chor�b i pozna� dzieje w�asnego ludu, po to tu w�a�nie przyby�a. Z pewno�ci� nie chce te� przyp�aci� �mierci� swej decyzji o ucieczce z wioski a wnioskuj�c ze s��w ludzi, kt�rzy nas odwiedzali - nie jest to tak nieprawdopodobne, jak by si� wydawa�o. Wodzi�a oczyma od Ouena do Duratana.
- �le si� sta�o, �e poprzednio udzielili�my go�ciny jednemu z czystych tarcz. Teraz b�dzie ich dziesi�ciu. Czy zdo�amy im przeszkodzi�, je�li odkryj�, �e Pyra jest Sokolniczk�, i zechc� zabra� j� st�d lub zabi�? Jak�e by�my mogli powstrzyma� cho�by jednego z nich? Przecie� to wojownicy z bojowymi ptakami wspomagaj�cymi ich w walce. W gr� wchodzi nie tylko nasze bezpiecze�stwo, ale i bezpiecze�stwo naszych zbior�w. Dotychczas nie trafili tu �adni m�czy�ni Sokolnicy, lecz przyjmowali�my kilkakrotnie kobiety z ich plemienia. Jedna z nich, nie do�� usatysfakcjonowana wynikami poszukiwa�, pr�bowa�a podrze� czytany w�a�nie manuskrypt. Tak si� z�o�y�o, �e Jerro by� przy tym i ocali� ksi�g�. C� jednak m�g�by zdzia�a� przeciw tym najemnikom? Zabiliby go, gdyby spr�bowa� im przeszkodzi�.
Duratan pozwoli� jej doko�czy�, po czym uni�s� d�o�, prosz�c o cisz�.
- Nie mamy si� czego obawia�. Ani my, ani twoja przyjaci�ka, Pyra. Jak ci ju� m�wi�em, znam troch� tych ludzi. S� twardzi i oschli wobec nas, obcych, lecz prawi. Ugo�cili�my ich, nie zadadz� wi�c gwa�tu komu�, nad kim roztoczyli�my opiek�. Mog� ci� te� zapewni�, �e �adna informacja nie rozw�cieczy ich do tego stopnia, by posun�li si� do zniszczenia jakiej� ksi�gi. Ka�dy Sokolnik umie nad sob� panowa�.
- Mam nadziej�, �e si� nie mylisz, przyjacielu - westchn�a Aden. - Nie mia�abym serca odprawi� z kwitkiem tego najemnika po tym, co uczyni�. Strach mnie jednak oblatuje na my�l o wojnie pustosz�cej Lormt, a przecie� on i wszyscy ludzie jego rasy - przynajmniej m�czy�ni - paraj� si� wojennym rzemios�em.
- Owszem, lecz bardzo cz�sto walcz� w obronie ludzkiego �ycia. Czynili to, pomagaj�c przeprowadzi� moich ludzi przez g�ry podczas ucieczki z Karstenu, jak r�wnie� wielokrotnie id�c do boju pod sztandarami Estcarpu i High Hallacku. Nie s� stronnikami Mroku ani Cienia, nigdy �wiadomie nie s�u�yli z�ej sprawie. Moi drodzy... przyjmowali�my ju� znacznie gorszych od nich i nigdy nie doznali�my �adnej krzywdy. Ze strony Ptasich Wojownik�w nie spotka nas nic z�ego, a ich dow�dca ju� przyczyni� si� do wzbogacenia tutejszych archiw�w. Kto wie, czy nie zrobi tego powt�rnie.
ROZDZIA� TRZECI
Obaj Sokolnicy przespali niemal ca�� dob�. W ci�gu trzech dni, kt�re potem nast�pi�y, Tarlach zaj�ty by� wyszukiwaniem kwater dla swej eskorty i uzupe�nianiem zapas�w. Wkr�tce mieli rozpocz�� ostatni etap w�dr�wki. U celu czeka� na nich oddzia�, kt�remu poprzysi�gli wierno�� po wsze czasy. Dowodzi� nim Komendant Varnel, Pan Wojny narodu Sokolnik�w.
Chocia� by�o ich razem tylko dziesi�ciu, Tarlach musia� po�wi�ca� ca�y sw�j czas i energi� rozlicznym obowi�zkom. Sokolnicy przestrzegali bowiem �ci�le obyczaju, kt�ry w tym przypadku nakazywa�, aby jedynie dow�dca utrzymywa� kontakty z mieszka�cami Lormtu. Kapitan cieszy� si� z tego. Stan zdrowia pani Uny nie ulega� �adnej widocznej poprawie. Wci�� �y�a i opiekuj�cy si� ni� ludzie uznawali to za dobry znak, nie potrafili jednak powiedzie�, czy wyzdrowieje. W ostro�nych s�owach dawali mu do zrozumienia, aby nie robi� sobie zbyt wielkich nadziei.
Codziennie odwiedza� infirmeri� pod pozorem sprawdzania, czy jego chlebodawczyni jest otoczona nale�yt� opiek�, lecz te kr�tkie wizyty nie podnosi�y go wcale na duchu. Kobieta z Krainy Dolin robi�a wra�enie coraz szczuplejszej i delikatniejszej; wci�� by�a pi�kna, ale jej uroda mia�a teraz w sobie co� nieziemskiego. Zupe�nie jakby cia�o i dusza Uny szykowa�y si� ju� do ostatniej podr�y, u kt�rej kresu czeka�a Halla Valiantu.
Ten widok rani� mu serce. Pragn�� gor�co musn�� wargami jej usta albo chocia� dotkn�� drobnej, poranionej r�ki. Ani razu jednak nie pozostawiono ich samych i musia� przez ca�y czas zachowywa� si� sztywno, zgodnie z ceremonia�em.
Codziennie opuszcza� komnat� Uny z przekonaniem, �e to ju� ostatni raz. Dr�czony rozpacz� i �alem, nie zapad� jednak w ca�kowite odr�twienie. Przyjecha� do Lormtu, aby prowadzi� badania naukowe; przem�g� wi�c jako� swoj� niech�� i rozpocz�� prac� natychmiast, gdy tylko Brennan i reszta eskorty wyruszyli w drog�, wieczorem, czwartego dnia od jego tu przybycia. Dobrowolnie wzi�� na siebie odpowiedzialno�� za los Sokolnik�w i mimo wszelkich przeciwno�ci musia� dalej d�wiga� to ci�kie brzemi�. Zreszt� chodzi�o r�wnie� o jego w�asne dobro. Gdyby nie absorbuj�ce studia - smutek i poczucie bezradno�ci doprowadzi�yby go do szale�stwa.
Czwartego dnia pobytu w Lormcie Una zapad�a w g��boki, zdrowy sen. Przespa�a ca�� noc i tu� przed �witem nareszcie otworzy�a oczy. Rozejrza�a si� woko�o, a potem nagle zamar�a w bezruchu, przypomniawszy sobie minione wydarzenia.
Siedz�ca obok niej Pyra Sokolniczka, a zarazem przyjaci�ka Aden i uzdrowicielka uspokajaj�cym gestem wspar�a d�o� na jej ramieniu.
- Nie obawiaj si�, pani. Jeste� bezpieczna w Lormcie. Nazywaj� mnie Pyr�, podobnie jak ty jestem tu go�ciem i zajmuj� si� leczeniem chorych.
Una kiwn�a g�ow� na znak, �e rozumie, lecz wida� by�o, �e wci�� odczuwa jaki� niepok�j. Omiot�a spojrzeniem ma�� izb�, ale nie znalaz�a w niej tego, kt�rego spodziewa�a si� zobaczy�. Poczu�a nag�y, ostry b�l w sercu.
- Kapitan? - zapyta�a, staraj�c si� m�wi� spokojnie, cho� trudno�� sprawia�o jej ju� samo wydobycie g�osu ze �ci�ni�tego gard�a. - Dow�dca mojej eskorty... Czy nic mu si� nie sta�o? Pami�tam, �e skoczy� ku mnie, gdy spad�a ska�a...
- Jest zdr�w i ca�y - zapewni�a j� Pyra. - To dzi�ki niemu znalaz�a� si� tutaj. Jecha� przez dwa dni, trzymaj�c ci� w ramionach. - I z nag�� dum� doda�a: - Zatrzymywa� si� tylko po to, by zmieni� konie.
Nie zdawa�a sobie sprawy z tego tonu, kt�ry zabrzmia� w jej g�osie.
Una z Morskiej Twierdzy znowu kiwn�a g�ow�. Nie powiedzia�a nic wi�cej. By�a pewna, �e dla niej Tarlach nie zawaha�by si� stawi� czo�a nawet Ponuremu Komendantowi. Ale ta obca kobieta mog�a przecie� k�ama�... Je�li tak, to b�dzie obstawa� przy tym k�amstwie, dop�ki nie uzna swej pacjentki za do�� siln�, by mog�a znie�� straszn� prawd�.
Sokolniczka powsta�a. Nietrudno by�o odczyta� my�li Pani Morskiej Twierdzy... Umocni�a si� w swym postanowieniu - Una nie powr�ci szybko do zdrowia, je�li ta sprawa wci�� b�dzie j� trapi�. Podesz�a do drzwi. Tak jak si� spodziewa�a, na korytarzu siedzia�o tylko dw�ch m�odych ludzi. Wielu okolicznych wie�niak�w przysy�a�o tu swe pociechy, aby s�u�y�y zamieszkuj�cym zamek uczonym. Prawie wszystkie wraca�y wkr�tce do dom�w pomaga� rodzicom w pracy, bogatsze o wiedz� zdobyt� w Lormcie. Tylko nieliczni spo�r�d nich, jak ci dwaj czy niegdy� Aden - pozostawali na d�u�ej. Zobowi�zywali si� do dalszej s�u�by, pragn�c kszta�ci� si� w jakim� wybranym rzemio�le lub po prostu dlatego, �e pokochali nauk� dla niej samej. Jednak niezale�nie od tego, jak wiele znaczy�yby dla nich prowadzone studia, m�odo�� ma swoje prawa, tote� przyja�nie nawi�zywa�y si� w tym cichym przybytku r�wnie �atwo i cz�sto jak na pa�skich dworach - ch�opcy siedz�cy na korytarzu nie rozstawali si� prawie nigdy.
- Doskonale - powiedzia�a Pyra, patrz�c teraz na nich. Zaskoczenie m�odzie�c�w rozbawi�o j�. Zapewne snuli w�a�nie jakie� podniecaj�ce plany. Niedaleko Lormtu p�yn�� wartki strumie�, w kt�rym roi�o si� od wielkich, wyj�tkowo sprytnych pstr�g�w.
- Potrzebuj� was obu. Ty, Meronie, uczysz si� sztuki leczenia chor�b, zostaniesz wi�c z pani� Una. Ty, Luukey, wyci�gnij Aden z ��ka. Powiedz jej, �e chora w�a�nie si� obudzi�a.
- Ch�tnie, a co ty zamierzasz robi�?
- Mam co� do za�atwienia. Wr�c�, jak tylko si� z tym uporam. A teraz zmykaj, szybko!
Tarlach siedzia� przy stole, spogl�daj�c nie widz�cym wzrokiem na dwa rozwini�te zwoje. Jego my�li kr��y�y wok� Morskiej Twierdzy; zastanawia� si�, jak jego towarzysze i mieszka�cy Krainy Dolin przetrwaj� nadchodz�c� zim�. Dopiero p�n� wiosn� b�d� mogli tam powr�ci�... to znaczy, on b�dzie m�g� powr�ci�. Najprawdopodobniej czeka go samotna w�dr�wka. Do licha, czy ta sprawa nigdy nie da mu spokoju?
Wsta� i zacz�� spacerowa� po izbie. Wi�kszo�� spo�r�d uczonych dziwak�w, kt�rzy udzielili mu go�ciny, od dawna le�y ju� w ��kach, wkr�tce mieszka�cy zaczn� si� budzi�, a on wci�� czuwa, nie rozebrawszy si� nawet. Sypia� bardzo ma�o od czasu, gdy opu�ci� swych wsp�plemie�c�w i przyw�drowa� do Lormtu. Brak�o tu okazji do podejmowania fizycznego wysi�ku, tote� rzadko odczuwa� zm�czenie. Musia� si� zadowoli� kr�tkimi, kilkugodzinnymi drzemkami, kt�re by�y jedynym lekarstwem na zam�t w g�owie. By� mo�e k�opoty z zasypianiem znikn�, kiedy powa�nie zabierze si� do przerwanych bada�. Tak� mia� przynajmniej nadziej�; obrzyd�y mu te d�ugie nocne godziny, gdy czuwa� pozostawiony sam na sam z w�asnymi my�lami.
Kto� zapuka� do drzwi.
Zdziwiony, szybko w�o�y� uskrzydlony he�m i zaprosi� go�cia do �rodka.
Pyra. Jedna z kobiet, kt�rym powierzono opiek� nad Un�. A wi�c w ko�cu sta�o si�... Zebra� resztki odwagi i spojrza� na ni�. S�dz�c z wyrazu jej twarzy nie przynosi�a �a�obnych wie�ci. Odwr�ci� g�ow�, nie chc�c zdradzi� si� ze swymi uczuciami.
Dziewczyna post�pi�a do przodu, dbaj�c jednak o zachowanie nale�ytego dystansu.
- Wybacz mi to wtargni�cie, kapitanie, ale prosi�e�, by ci� zawiadomiono natychmiast, gdy tylko stan pani Uny si� zmieni.
- Czy nast�pi� prze�om? - g�os mia� tak spokojny, jak gdyby pyta� o jutrzejsz� pogod�.
- Najgorsze ju� min�o. - Przytakn�a. - Obudzi�a si� i z pewno�ci� b�dzie �y�.
Tarlach sk�oni� g�ow�. Chwa�a Rogatemu �owcy...
- Dzi�kuj� za dobre wie�ci.
Z jego tonu Pyra wywnioskowa�a, �e spe�ni�a ju� sw�j obowi�zek i nie powinna zwleka� z odej�ciem. Zburcza�a go w duchu. Nieczu�y dzikus! Zreszt� nie przysz�a tu dla niego. Chodzi�o o Un�. Pani Morskiej Twierdzy nigdy niczego nie wyzna�a wprost. Nawet w gor�czkowych majakach. S�owa wypowiedziane przez ni� zaraz po przebudzeniu... C�, niewykluczone, �e by�a to normalna reakcja dzielnej i wra�liwej kobiety, l�kaj�cej si�, i� kto� m�g�by przez ni� straci� �ycie. Je�li za� chodzi o talizman, Pyra mog�a si� myli� co do jego znaczenia, ale bez w�tpienia by�o ono wielkie.
Kiedy wraz z Aden rozbiera�y sw� pacjentk�, odkry�y dwa zawieszone na oddzielnych �a�cuszkach wisiorki. Jeden by� ma�ym, z�otym amuletem Gunnory. Nie pr�bowa�y go zdj��, licz�c na to, �e bogini - opiekunka kobiet pomo�e im w walce o �ycie Uny. Drugi, srebrny, r�wnie� niewielki, lecz misternie wykonany, mia� kszta�t nurkuj�cego soko�a z krwawoczerwonym kamieniem w szponach. Okaza�o si� wkr�tce, �e to wisiorek czarodziejski.
Najpierw dotkn�a go Pyra, potem Aden i za ka�dym razem srebrny ptak delikatnie, lecz zdecydowanie wy�lizgiwa� im si� z r�k. Stwierdziwszy, �e istnieje niewidoczna wi� mi�dzy klejnotem a Un� i �e tajemnicza ozdoba spokojnie spoczywa obok amuletu Gunnory, postanowi�y j� tam pozostawi�.
W pierwszej chwili my�l, �e co� mog�oby ��czy� mieszkank� Krainy Dolin z najemnikiem, wyda�a si� Pyrze wr�cz �mieszna. To by�o absolutnie niemo�liwe. Z drugiej strony nie bardzo mog�a uwierzy� w zbieg okoliczno�ci, zw�aszcza gdy w pismach znalaz�a wzmiank�, i� takie w�a�nie wisiorki wyrabiali Sokolnicy. Mia�y one jedn� wsp�ln� cech�: nie mog�y zosta� odebrane ani temu, kto je stworzy�, ani osobie, kt�ra otrzyma�a je w darze. Nie podzieli�a si� z nikim swymi przypuszczeniami i chyba s�usznie, gdy� najwyra�niej by�y one mylne. Je�li w og�le wchodzi�o tu w gr� jakie� uczucie - �ywi�a je wy��cznie pani Una. By� mo�e dlatego ukrywa�a sw�j klejnot. By� mo�e...
Pyra zdawa�a sobie spraw� ze swojej nik�ej znajomo�ci zar�wno m�czyzn ze swego ludu, jak te� m�czyzn w og�le. Niewykluczone, �e os�oni�ta cz�ciowo he�mem twarz Sokolnika, gdy ten przygl�da� si� chorej, wyra�a�a co� innego, ni� my�la�a. Ale instynkt podpowiada�, �e si� nie myli. Cierpienie jest nieod��czn� cz�ci� ludzkiego losu. �aden cz�owiek, niezale�nie od p�ci i rasy, nie mo�e go unikn��.
Przygl�da�a mu si� teraz bacznie, cho� niepostrze�enie. Czy rzeczywi�cie nowina nie zrobi�a na nim �adnego wra�enia? A mo�e jeszcze przed chwil� strach �ciska� go za gard�o, mo�e nie zdo�a si� jednak opanowa� i w jaki� spos�b oka�e, jak wielkiej dozna� ulgi?
- Wybacz, kapitanie, ale musz� poprosi� ci� o pewn� przys�ug�. Pani Una przypomnia�a sobie, jak pr�bowa�e� ocali� j� przed spadaj�cym g�azem i obawia si�, �e sam odnios�e� przy tym jakie� obra�enia. Ta sprawa nie daje jej spokoju i mo�e op�ni� powr�t do zdrowia.
Kapitan wyra�nie si� wyprostowa�.
- Czy moja obecno�� mog�aby pom�c?
- Tak, im pr�dzej przestanie si� martwi�, tym lepiej. Nie musisz pozostawa� tam zbyt d�ugo, zreszt� nie by�oby to nawet wskazane, ze wzgl�du na jej wci�� ci�ki stan.
- Chod�my wi�c - rzek� kr�tko. - Tracimy tutaj czas. Tarlach zd��y� ju� pozna� drog� do infirmerii, cho� za pierwszym razem rad by� z towarzystwa przewodnika. Wn�trze zwyczajnego na poz�r budynku stanowi�o prawdziwy labirynt izb i korytarzy. Tak samo zreszt� wygl�da�y wszystkie budowle w Lormcie. Tylko kto� bardzo tu zadomowiony m�g� wst�powa� na kr�te �cie�ki ca�kowicie wolny od strachu przed pob��dzeniem.
S�ysz�c ciche pukanie, Aden otworzy�a drzwi. Popatrzy�a najpierw na Pyr�, potem na jej towarzysza i z aprobat� kiwn�a g�ow�.
- Znakomicie. Rankiem sama pos�a�abym po ciebie, Ptasi Wojowniku, ale tak b�dzie chyba lepiej. Wejd�cie.
- Pani Una najpewniej chce porozmawia� z nim w cztery oczy - podsun�a szybko Sokolniczka. - Sprawy Morskiej Twierdzy nas nie dotycz�.
Uzdrowicielka ust�pi�a po kr�tkim wahaniu.
- Dobrze, Ptasi Wojowniku, ale uprzed�, prosz�, chor� �e rozmowa mo�e trwa� tylko kilka minut. W tym stanie ona i tak si� nie nadaje do omawiania �adnych powa�nych spraw.
Z bij�cym sercem Tarlach wszed� do s�abo o�wietlonego pokoju. Zatrzyma� si� tu� przy drzwiach. Una siedzia�a wyprostowana, wsparta na poduszkach. By�a blada i tak szczup�a, �e jej zielone oczy robi�y wra�enie nienaturalnie wielkich, lecz ujrzawszy go, natychmiast u�miechn�a si� promiennie.
- Tarlach - szepn�a.
Podszed� do ��ka i usiad� na stoj�cym obok krze�le, uwa�aj�c, by jej nie potr�ci�. Dotkn�� bladego policzka i natychmiast cofn�� r�k�
- Mia�em ci tyle do powiedzenia - rzek� ochryple - ale teraz brak mi s��w.
- S�owa nie s� potrzebne. Wiem od Pyry, co dla mnie uczyni�e�.
Przyjrza�a si� uwa�nie jego twarzy, ukrytej cz�ciowo pod okapem he�mu, kt�rego nie odwa�y� si� zdj�� w obawie przed nag�ym powrotem uzdrowicielek. Mimo tej os�ony mog�a bez trudu dostrzec, jak bardzo jest zm�czony, i serce jej si� �cisn�o w poczuciu winy. Teraz, kiedy ju� si� upewni�a, �e Tarlach nie zosta� ranny, ogarn�� j� l�k o los reszty eskorty - nie byli przecie� sami tego feralnego dnia, kiedy obsun�a si� ska�a.
- Czy kto� jeszcze ucierpia�? - zapyta�a.
- Wszystkim, opr�cz ciebie, sprzyja�o szcz�cie.
- Co z Odwa�n�?
- Bardzo za tob� t�skni. Uspokoi�a si� dopiero w�wczas, gdy sporz�dzi�em jej pos�anie z twojej sukni, kt�r� znalaz�em w jukach. Widocznie znajomy zapach rozproszy� jej obawy.
- Biedactwo!
- Zd��y�a si� ju� tu zadomowi�. W przeciwie�stwie do Syna Burzy, kt�ry budzi respekt jako obca, dziwna istota, a w dodatku wojownik - sta�a si� ulubienic� wszystkich mieszka�c�w Lormtu.
Una kiwn�a g�ow�. Tak w�a�nie powinno by�. Odwa�na to ma�e �agodne stworzenie, gotowe darzy� przywi�zaniem ka�dego napotkanego cz�owieka. Powa�ni, wiekowi uczeni na pewno dobrze si� czuli w jej towarzystwie, podobnie jak m�odzi ludzie, kt�rych bez w�tpienia zjedna�a sobie figlarnym usposobieniem. U�miech rozja�ni� szare oczy Tarlacha. - S�dz�, �e chc� jej oszcz�dzi� przykro�ci obcowania ze mn� - roze�mia� si� cicho, widz�c zachmurzon� twarz Uny. - Nie uwa�aj� mnie tu chyba za z�ego cz�owieka, ale jestem troch� zbyt dziki jak na ich gust... Teraz, kiedy wreszcie odzyska�a� przytomno��, zapewne zgodz� si�, by kotka sp�dza�a z tob� codziennie cho� par� chwil.
- Sprawi�oby mi to wielk� rado��. - Una usadowi�a si� wygodnie w�r�d poduszek. - Jak ci id� poszukiwania?
- Jeszcze ich nie wznowi�em... - dostrzeg�, �e marszczy brwi, i po�piesznie doda�: - Pierwszy dzie� przespa�em, a potem ca�y czas zaj�ty by�em sprawami mojego oddzia�u. Dopiero co st�d wyjechali.
- Wasze sokolnickie obyczaje nak�adaj� ogromny ci�ar na starszych oficer�w - zauwa�y�a sucho.
- Czasami - przyzna�. - Tym razem jednak cieszy�em si�, �e obowi�zki nie pozostawiaj� mi zbyt wiele czasu na rozmy�lanie.
- No c�, ta zw�oka ma jedn� dobr� stron�. B�d� mog�a pracowa� razem z tob�, tak jak planowali�my.
- Oszala�a�?! - Spojrza� na ni� w os�upieniu. - Wyobra�asz sobie, �e pozwol�...
- Wszystko jedno, czy b�d� czyta� przy stole, czy w ��ku. Zreszt� dobrze mi zrobi jakie� konkretne zaj�cie. Lepsze to od bezczynnego le�enia.
- Zobaczymy, co powiedz� uzdrowicielki.
- To jest tch�rzliwy unik, Ptasi Wojowniku! - roze�mia�a si�.
Pukanie do drzwi uniemo�liwi�o mu ripost�. Odwr�ci� si�. Do pokoju wesz�a Aden, kobieta, kt�ra dopiero co toczy�a walk� o �ycie Uny.
- Wybacz, pani - powi