Patterson Richard North - Oczy dziecka
Szczegóły |
Tytuł |
Patterson Richard North - Oczy dziecka |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Patterson Richard North - Oczy dziecka PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Patterson Richard North - Oczy dziecka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Patterson Richard North - Oczy dziecka - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Richard North Patterson
Oczy Dziecka
Przełożył Jan Pyka
Strona 3
Dla Freda Hilla i Sonny’ego Mehty
Strona 4
KOSZMAR
16 października
Na twarzy Ricarda Ariasa malowały się strach i niedowierzanie.
- Jeśli masz popełnić samobójstwo, musisz zostawić list pożegnalny - powtórzył cicho
intruz.
Richie ani na chwilę nie odrywał oczu od lufy rewolweru. Wyjęta z wilgotnego i
ciemnego schowka broń nie była używana od lat i intruz zastanawiał się, czy wypali. Ale
Richie Arias nie wiedział o tym.
Siedząc przy swoim biurku, zaczął szukać po omacku pióra.
Jego ruchy były powolne, jak ruchy człowieka z trudem posuwającego się pod wodą.
Wbiwszy wzrok w rewolwer, zdawał się nie widzieć tonącego w mroku salonu:
podniszczonej kanapy i fotela, taniego stolika do kawy, komputera na biurku, automatycznej
sekretarki, której używał do zbywania natrętnych wierzycieli, i wyblakłych plakatów.
Chromowana stojąca lampa rzucała na jego skórę blade światło.
Miał pociągłą twarz i czarne oczy, których spojrzenie, gdy odpowiadało to jego
potrzebom, szybko zmieniało się z łagodnego w pełne gniewu, ale które nie straciły jeszcze
pełnego skupienia, prawie rozgorączkowanego wyrazu charakterystycznego dla zdolnych
studentów pijących zbyt dużo kawy i cierpiących na chroniczny brak snu. Z jednego nozdrza
zaczął mu ciec wąski strumyczek krwi.
- Ja nigdy nie piszę odręcznie. - Skinął głową w stronę komputera. - Wszyscy wiedzą,
że używam tego.
- Samobójstwo to coś innego. - W głosie intruza słychać było napięcie. - To musi być
twój charakter pisma.
Twarz Richiego ściągnęła się. Powoli uniósł pióro, trzymając je niepewnie.
- Kończę moje życie, ponieważ uświadomiłem sobie, kim jestem - usłyszał.
Chwila wahania, instynktowna chęć stawienia oporu. Potem jednak jego pióro zaczęło
sunąć po papierze. Pisał niezdarnie, jak dziecko, przerywając w środku rozchybotanych liter.
Przyciskał stalówkę mocniej przy jednych, lżej przy innych, tak że w końcu były
wręcz nieczytelne.
- A jestem człowiekiem samolubnym i żałosnym - ciągnął głos.
Richie przerwał. Jego oczy wypełniły uraza i złość.
- Pisz to! - rozkazał intruz.
Strona 5
Wycierając krew spod nosa, Richie spojrzał na kartkę. Upłynęła chwila, zanim
poruszył ręką, a gdy już to zrobił, na jego palcach pozostała czerwona plama.
Napisanie słowa „żałosny” zajęło mu szczególnie dużo czasu.
- Moją specjalnością są wymuszenia. Kierując się chciwością, wykorzystywałem
bezwstydnie żonę i dziecko, gdyż sam jestem niczym.
Richie zaczerwienił się z gniewu. Zatrzymał się, patrząc na słowa, które już napisał.
Jego dłoń zastygła w bezruchu.
Napastnik zawahał się, nagle niezdecydowany. A potem na półce na książki obok
Richiego zobaczył fotografię.
Mierząc cały czas w swoją ofiarę, zdjął ją z półki i postawił starannie na biurku.
Brązowe oczy ciemnowłosej dziewczyny spojrzały z powagą na Richiego Ariasa.
Intruz uświadomił sobie, że było to o wiele lepsze od listu pożegnalnego: ostatnia
demonstracja taniego sentymentalizmu idealnie pasowała do Richiego. Była niczym świątynia
dla jego samobójstwa.
Kiedy Richie odwrócił się od fotografii, jego twarz zdradzała, że zrozumiał resztę.
- Widzisz, ja wiem, kim jesteś - podjął cicho intruz.
Richie instynktownie zerwał się z fotela i odsunął od niego.
- Poczekaj! - krzyknął. - Nikt nie popełnia samobójstwa na odległość!
Ich spojrzenia spotkały się. Napastnik milczał.
- Możesz po prostu wyjść. - Głos Richiego brzmiał piskliwie i przymilnie. - Nikomu
nic nie powiem. Zapomnimy o wszystkim, dobrze?
Nagle fingowanie samobójstwa przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Tylko ty - powiedział cicho intruz - mógłbyś pomyśleć, że ot tak zapomnę o
wszystkim. Tylko ty.
Richie znowu spojrzał szybko na rewolwer. Tamten wolno ruszył w jego stronę.
Półtora metra, metr.
Napięcie widoczne na twarzy Richiego zdradzało strach oraz gorączkowe
poszukiwania wyjścia z tej matni. Cofał się w stronę stolika do kawy, najwyraźniej zupełnie
zapomniawszy o jego istnieniu. Szukając drogi ucieczki, spojrzał w kierunku korytarza
prowadzącego do sypialni.
- Jeśli mnie teraz zastrzelisz, to będzie morderstwo - powiedział, dziwiąc się, że słowa
przechodzą mu przez gardło.
Intruz zatrzymał się i uniósł rewolwer.
Wyraz oczu Richiego uległ zmianie. W tej chwili - na przekór swym najgłębszym
Strona 6
instynktom - zdawał się akceptować fakt, że jeden człowiek może prawdziwie kochać
drugiego.
- Zrezygnuję z niej - wyszeptał.
W milczącej odpowiedzi napastnik pokręcił głową.
Richie odwrócił się i rzucił do panicznej ucieczki.
Rewolwer szarpnął się w górę już po pierwszym jego kroku. Richie, zmierzając w
stronę zbawczego korytarza, uderzył nogą w stolik do kawy.
Ciszę panującą w pokoju przerwał nagły krzyk bólu.
Kilka następnych sekund było jak film oglądany klatka po klatce. Wymachujący
rękami Richie zgina się wpół. Leci do przodu, jakby skakał do wody, a jego głowa chybocze
się niczym głowa szmacianej lalki. Skroń uderza w róg stolika. Kolejny dźwięk to
przyprawiające o mdłości trzaśniecie. A potem Ricardo Arias toczy się w bok, pada z
głuchym odgłosem na dywan i nieruchomieje w kręgu światła rzucanym przez lampę.
Napastnik, którego ręka wyraźnie drżała, ukląkł obok leżącego mężczyzny.
Na skroni Richiego widać było głębokie, czerwone rozcięcie. Z nosa ciekła mu krew.
Fluorescencyjny zegarek na jego ręce wskazywał dwudziestą drugą trzydzieści sześć.
Powoli, niemal delikatnie intruz otworzył lufą rewolweru usta Richiego.
Nie trzeba było ich mocno rozchylać. Kiedy lufa wśliznęła się do gardła, usta ofiary
zamknęły się w odruchu wymiotnym. Słychać było tylko jego płytki oddech i szum
klimatyzatora.
Intruz zamknął oczy, wziął głęboki wdech i nacisnął spust.
Metaliczny trzask. Dopiero po chwili napastnik zmusił się, by spojrzeć na twarz
leżącego i zrozumiał, że stary rewolwer nie wypalił.
Richie zamrugał, odzyskując z wolna przytomność. Patrząc, jak przygryza czarny
metal, a potem, na poły świadomy, odkrywa go w swoich ustach, intruz modlił się w duchu,
by rewolwer wystrzelił.
Zostały jeszcze cztery kule.
Richie, do którego dotarła straszna prawda, otworzył szeroko oczy. Uniósł z
wysiłkiem głowę i lekko ją obrócił. Otworzył usta, w których tkwiła lufa, i wykrztusił jedno
słowo:
- Prószę...
Dziecko zadrżało.
Było ciemno. Próbując uciec, zlana potem dziewczynka wytężała wszystkie siły, ale
jej nogi nie chciały się ruszyć, a z zaciśniętego gardła nie wydobywał się krzyk. Leżała więc
Strona 7
na boku z podciągniętymi do piersi kolanami i czekała.
Stukanie do drzwi było coraz głośniejsze.
Kiedy w końcu gwałtownie się otworzyły, wyrwana z koszmaru dziewczynka
obudziła się z bezgłośnym krzykiem na ustach.
Nie wiedziała, gdzie jest. Ale we śnie wyobrażała sobie, co wyłamie drzwi:
rozwścieczony pies z białymi kłami, czarną, skudloną sierścią i oczami, które będą szukały jej
w pokoju.
Jakiś cień przesunął się w jej stronę.
Dziewczynka zadygotała, stłumiła krzyk i objęła się tak mocno, że jej palce wbiły się
głęboko w ciało. A potem babcia odezwała się cicho po hiszpańsku i Elena Arias przestała
drżeć.
- To był tylko sen - powtórzyła kobieta i wzięła małą w ramiona. - Teraz nic ci już nie
grozi.
Elena trzymała ją mocno i wtuliwszy twarz w szyję babci, powstrzymywała łzy ulgi,
które napływały jej do oczu. Wszędzie poznałaby zapach babci Rosy, słodką woń jej skóry i
perfum - aromat ciętych kwiatów. Gdy kobieta delikatnie położyła jej głowę na poduszce,
Elena zamknęła oczy.
Po chwili poczuła, jak palce Rosy delikatnie dotykają jej czoła: oczami wyobraźni
zobaczyła kruczoczarne włosy babci, jej szczupłą twarz, wciąż prawie tak piękną jak twarz jej
matki, Teresy, do której niegdyś należał ten pokój. A potem dotarły do niej odgłosy Dolores
Street: prowadzone po hiszpańsku rozmowy na chodnikach, pisk opon samochodów
zatrzymujących się przy znaku stop. Ulice nie były już bezpieczne, a park Dolores, w którym
Elenie nie wolno się było bawić, wypełniali w nocy mężczyźni sprzedający narkotyki. Okno,
które kiedyś jej matka mogła szeroko otwierać, przybito gwoździami do framugi.
Ale tutaj, u boku jej babci, nie było czarnego psa.
- Gdzie jest mamusia? - zapytała Elena.
Tego wieczoru, nim mała poszła spać, babcia wyjęła z szafy stary globus i nakreśliła
palcem linię z San Francisco, pokazując Elenie trasę, którą nazajutrz poleci jej matka. Mimo
to Rosa powtórzyła teraz te słowa, jakby to była ulubiona bajka dziewczynki.
- Twoja mama jest jeszcze tutaj, w swoim domu. Jutro poleci do kraju, który się
nazywa Włochy. Ale za dziesięć dni wróci. A rano, kiedy wstaniesz, znowu poszukamy
Włoch na mapie.
Elena milczała przez chwilę.
- Ale tatusia z nią nie ma, prawda? Mamusia leci z Chrisem.
Strona 8
- Tak. - Głos babki brzmiał jeszcze spokojniej. - Mamusia leci z Chrisem.
Elena otworzyła oczy. Widoczna w słabej poświacie nocnych świateł twarz kobiety
była smutna i zmęczona.
Odwróciwszy się w stronę okna, Elena wsłuchiwała się przez chwilę w dochodzące
zza niego odgłosy.
- Czy zobaczę jutro tatusia? - spytała z wahaniem. - Po tym, jak Chris i mamusia
wylecą?
Babka patrzyła na dziewczynkę, wciąż dotykając palcami jej czoła.
- Nie, Eleno. Nie jutro.
Jutro było tak dalekie, że Elena nie chciała o tym myśleć. Odwróciła się z powrotem
do Rosy.
- Proszę, babciu, śpij ze mną. Boję się być sama.
Widoczna w przyćmionym świetle babka zaczęła kręcić głową, ale zaraz przestała i
spojrzała Elenie w oczy.
- Pamiętasz, o czym ci mówiłam, babciu? O tym, że się boję?
Kobieta raz jeszcze spojrzała jej w oczy.
- Tak - odpowiedziała łagodnie. - Pamiętam.
Obie nie powiedziały już ani słowa. Babka powoli wstała, ściągnęła suknię przez
głowę i w samej tylko halce położyła się obok Eleny.
Wtulona w ramiona babki i kołysana ruchem jej piersi, który wydał się jej pełną
miłości pieszczotą, Elena odprężyła się i w końcu zasnęła.
Strona 9
UCIECZKA
19 października - 24 października
Strona 10
JEDEN
Trzy dni później, a siedem miesięcy po tym, gdy kochali się pierwszy raz, Teresa
Peralta patrzyła na Christophera Pageta wciąż zdziwiona, że jest w Wenecji, i pełna lęku, że
czas, który mają tylko dla siebie, zbliża się do końca.
Chris stał na balkonie budynku, który był niegdyś trzynastowiecznym pałacem.
Miał na sobie tylko szorty, a popołudniowe słońce złociło mu skórę. Terri, nie
odrywając słuchawki od ucha, przyglądała mu się z salonu ich apartamentu w hotelu Danieli.
Na drugiej półkuli aparat Richiego zadzwonił jeszcze raz.
Słuchając sygnału, Terri wyobraziła sobie, jak dźwięk wypełnia jego małe
mieszkanko. Był to jej trzeci telefon w ciągu ostatniej godziny.
Po dziesięciu sygnałach powoli odłożyła słuchawkę.
Właśnie wyszła spod prysznica. Była szczupłą, ciemnowłosą kobietą i ledwie sięgała
Chrisowi do ramienia. Miała oliwkową cerę oraz wyrazistą twarz, która jego zdaniem, o czym
usiłował ją przekonać, była piękna: rzeźbiony nos, zbyt wydatny jak na jej gust; wysokie
kości policzkowe; delikatny podbródek. Uśmiech, który często się na niej pojawiał,
wymazywał powagę, nie zmieniając jednak czujnego z przyzwyczajenia wyrazu jej
brązowych, poznaczonych zielonymi plamkami oczu. Owinąwszy się ręcznikiem,
obserwowała w milczeniu Chrisa.
Nie widział jej. Patrzył na Canale Grandę, stojąc w pozycji, którą Terri tak dobrze
znała: ręce w kieszeniach, głowa lekko przechylona, jakby obejmował coś wzrokiem.
Podeszła do niego bezszelestnie, chcąc się przekonać, czemu przygląda się z taką
uwagą.
W innych okolicznościach widok oczarowałby ją. Szerokie, kamienne nabrzeże pełne
było ludzi przechadzających się wśród stoisk z jedzeniem i pamiątkami oraz parasoli i
wystawionych na zewnątrz, zasłanych białymi obrusami stołów restauracji. Przy
obramowanym lampami gazowymi brzegu tłoczyły się gondole i łodzie z papierosami,
których piloci gwarzyli z sobą, czekając na okazję. A za nimi - Canale Grandę.
Połyskujący drobnymi falami lazurowy przestwór ciągnął się przez miasto z kamienia
i marmuru. Szarość i zakurzony róż kontrastowały z wszechobecnym błękitem wody i nieba.
Po drugiej stronie kanału, w odległości mniej więcej ośmiuset metrów, niczym
pomarańczowa sfera wyrastała wyspa San Giorgio Maggiore. Kopuła z białego marmuru,
wielki gmach z kolumnami, Bizancjum stapiające się z renesansem w chwili łagodnie
Strona 11
zawieszonej gdzieś w czasie. Bryza chłodząca skórę Terri niosła lekki zapach morza. Nigdzie
nie było samochodów; wyłączywszy łodzie motorowe, widok, który roztaczał się z
obramowanego żelazną poręczą balkonu, niewiele różnił się od tego sprzed pięciuset lat.
- To jest wieczne - powiedział Chris, nie odwracając się. - Nie wiem dlaczego, ale ten
widok dodaje mi otuchy. Patrząc na to, zaczynam wierzyć, że mimo wszystko przetrwamy, że
Richie nie zdoła nas pokonać.
Terri milczała przez chwilę.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- To dlatego, że nie masz prawie nic na sobie. To mój szósty zmysł.
Terri uśmiechnęła się, a Chris odwrócił się ku niej.
Wyglądał na dziesięć lat młodszego, niż był naprawdę: jego twarz tylko nieznacznie
porysowały zmarszczki, jasne włosy o lekkim odcieniu miedzi nie nosiły nawet śladu
siwizny, a dzięki spartańskiej dyscyplinie utrzymywał umięśnione ciało w dobrej kondycji.
Wydatny, prosty nos nadawał jego rysom wyraz siły. Jednakże najbardziej uderzył
Terri szokujący błękit jego oczu i troska o nią, którą w nich zobaczyła.
- Jego automatyczna sekretarka jest wyłączona - powiedziała.
Chris zmrużył oczy.
- Może wyszli na spacer.
- Niemożliwe. W Kalifornii jest teraz ósma rano. Richie odebrał Elenę od mojej matki
wczoraj wieczorem. Przez ten tydzień mają prowadzać do przedszkola. - Nieświadomie
zaczęła mówić szybciej. - Nie ma nas zaledwie dwa dni, a ja już nie mogę się z nią
skontaktować. To część gry, którą prowadzi Richie... „Twoja mamusia nie kocha cię tak jak
ja”. Richie jest zbyt sprytny, by nie pozwolić mi z nią rozmawiać. Ale dopóki nie odbierze
telefonu, Elena nie będzie wiedziała, że dzwoniłam.
Chris przyglądał się uważnie jej twarzy.
- To trudne - powiedział w końcu. - Ale postarajmy się o nim nie myśleć,
przynajmniej przez kilka dni. - Uśmiechnął się lekko. - W końcu jesteśmy parą zakochanych,
którzy nigdy jeszcze nie byli sami w tak pięknym miejscu. Powinniśmy to jakoś wykorzystać.
W jego głosie, jak zwykle, ironia współgrała z powagą. Terri wiedziała już, że był to
jeszcze jeden sposób, który pozwalał mu ich chronić: gdyby wyznał, jak głębokie są jego
uczucia, stałby się zbyt podatny na ciosy, a Chris nie chciał, by inni czuli się za niego
odpowiedzialni. W tej sytuacji kupienie tych kilku dni wolności to jedyne, co mógł dla niej
zrobić.
Pocałował ją w czoło.
Strona 12
- Do naszego przyjazdu do Portofino chciałbym jak najmniej rozmawiać o tym bagnie,
w którym się znaleźliśmy: my, Richie i nasze dzieci. Tam jest spokojnie, będziemy mieli
wystarczająco dużo czasu. Nawet na to, by zdecydować o naszej przyszłości - powiedział tym
samym łagodnym głosem.
Terii bez słowa ujęła jego ręce.
Zauważyła, że prawa dłoń Chrisa była wciąż spuchnięta i posiniaczona. Tak samo jak
przed dwoma dniami, kiedy przyjechał, by zawieźć ich na lotnisko.
- Terri? - W jego głosie słychać było wahanie i pytanie.
Teresa Peralta uniosła głowę i napotkała jego przenikliwe spojrzenie. Odsunęła się
powoli od niego, pozwalając, by ręcznik opadł na podłogę.
- Kochaj się ze mną, Chris. Proszę.
Wyraz jego oczu uległ zmianie.
Poprowadziła go do łóżka i leżąc tuż przy nim, spojrzała mu w twarz. Zadrżała, gdy
ręka kochanka przesunęła się wolno po jej kręgosłupie.
Zamknęła oczy i w ostatniej chwili, nim całkowicie zatopiła się w Chrisie, pomyślała
o tym dniu sprzed ośmiu miesięcy, w którym jej życie - i życie Eleny - zmieniło się na
zawsze.
Zaczęło się to - całkiem niespodziewanie - gdy pod koniec procesu Carelli Terri
wybrała się z pięcioletnią córeczką na spacer po plaży. Brnęły w piasku, trzymając się za
ręce, w wodzie odbijał się blask popołudniowego słońca, a szum fal był głęboki i kojący.
Wtedy była jeszcze tylko asystentką Chrisa i wszystkie myśli poświęcała Elenie.
Znalazły małą zatoczkę wyrzeźbioną w zboczu klifu i osłoniętą od wiatru. Terri
wybiegła wzrokiem w dal, ku mostowi Golden Gate, a Elena bawiła się u jej stóp - z pełną
powagi koncentracją, tak typową dla dzieci, rozstawiła lalki wokół plastikowych mebli. W
pewnej chwili Terri zorientowała się, że byli to matka, ojciec i mała dziewczynka. Nagle
zapragnęła poznać myśli córki.
Elena zaczęła mówić do plastikowych ludzi.
- Ty siedzisz tutaj - powiedziała z naciskiem - a tatuś siedzi tam.
- Do kogo mówisz? - zapytała Terri.
- Do ciebie. Siedzisz obok tatusia.
- A gdzie ty usiądziesz?
- Tutaj - odpowiedziała triumfalnie Elena i posadziła dziewczynkę między rodzicami.
Dziecko porządkujące świat dorosłych, pomyślała ze smutkiem Terri. Była pewna, że
w żaden sposób nie zdradziła się przed Eleną ze swoimi małżeńskimi problemami, które
Strona 13
coraz bardziej jej ciążyły: kłótnie o pieniądze i o to, że Richie nie potrafił znaleźć pracy;
nierealne przedsięwzięcia, które finansował jej pieniędzmi; sposoby, jakich używał, aby
odizolować ich troje od reszty świata; subtelne manipulacje, których zawsze się wypierał, a
które miały zmniejszyć jej poczucie własnej wartości. Elena jednak musiała coś intuicyjnie
wyczuwać; całą godzinę poświęciła tej zabawie w rodzinę. Terri rzadko widywała ją tak
pochłoniętą.
- Lubisz się w to bawić? - zapytała w pewnej chwili.
- Tak - odpowiedziała Elena, po czym oderwała wzrok od swojej wyimaginowanej
rodziny i spojrzała na Terri. - Dlaczego jesteś taka niedobra dla tatusia?
W głosie córki usłyszała po części pytanie, a po części oskarżenie; brzmiała w nim
jakaś niesamowita pewność, jakby dziewczynka wypowiadała niepodważalną prawdę.
Terri na chwilę odjęło mowę.
Zachowaj neutralny ton, jakbyś po prostu szukała informacji, powiedziała sobie.
- W jaki sposób jestem niedobra dla tatusia? - spytała.
Elena nie odpowiedziała na pytanie, ale w jej głosie brzmiało głębokie przekonanie:
- Tatuś płacze przez ciebie.
- Widziałaś, jak płacze?
Dziewczynka potrząsnęła głową.
- Nie. Nie chce płakać przy mnie. Robi to, kiedy jest sam, po tym, jak ranisz jego
uczucia.
Terri poczuła, że sztywnieje. Zachowując całkowity spokój, zapytała:
- To skąd o tym wiesz?
- Mówi mi o tym. - W głosie Eleny zabrzmiało coś na kształt dumy. - Kiedy jesteśmy
sami i otula mnie w nocy do snu, rozmawiamy o naszych uczuciach.
Terri rozpoznała tę nutę w głosie córki: fałszywą mądrość dziecka, któremu
pochlebiało zaufanie okazywane przez przebiegłego dorosłego.
- Tatuś nie powinien mówić ci takich rzeczy - stwierdziła bez zastanowienia.
- Powinien - odparła prawie ze złością Elena. - Tatuś mówi, że jestem już
wystarczająco duża, żeby to rozumieć.
Terri zrozumiała, że popełniła błąd. To nie mogło - nie powinno - rozstrzygać się
między nią a Eleną. Uświadomiła sobie też jednak, że nie może doprowadzić do konfrontacji
z Richiem teraz, kiedy ta rozmowa jest jeszcze wyraźna w pamięci córki: dziecko mogłoby
dostrzec związek między przyczyną i skutkiem.
- Mogę się z tobą pobawić? - zapytała.
Strona 14
Nastrój Eleny szybko się zmienił.
- Dobrze - powiedziała i uśmiechnęła się do matki.
Przez następne pół godziny Terri zmuszała się, by pamiętać, że przyszła pobawić się z
córką. Bawiły się więc, rozmawiając o wszystkim i o niczym, aż bryza wyraźnie stała się
chłodna.
Kiedy jechały do domu, Terri tylko częściowo słuchała tego, co mówiła Elena.
Myśli krążące w jej umyśle były tak zimne jak morski wiatr.
Richie był w kuchni. Na widok Eleny błysnął olśniewającym uśmiechem i pochylił
ciemną, kędzierzawą głowę ku głowie dziewczynki.
- Jak się ma moje kochanie?
Jego głos ociekał przesadną słodyczą. Być może wpłynął na to jej nastrój, ale coś w
jego brzmieniu sprawiło, że Terri jeszcze bardziej się zdenerwowała.
- Możesz odnieść swoje zabawki? - zapytała nagle i odprowadziła córkę wzrokiem,
kiedy ta pobiegła korytarzem do swojego pokoju. Jest niezwykle posłuszna, pomyślała i
zaczęła się zastanawiać, czy Elena podświadomie nie próbuje w ten sposób sprawić, by
rodzice byli zadowoleni i szczęśliwi.
- Jak minął twój dzień? - zapytał Richie. - W sądzie wszystko w porządku?
- W porządku. - Głos Terri był zimny. - A twój? A może spędziłeś go, płacząc?
Richie wyglądał na zaskoczonego, po chwili spróbował przywołać na usta połowiczny
uśmiech. Kiedy jednak popatrzył na Terri, ten wymuszony grymas zgasł.
- Najzabawniejsze jest to - ciągnęła - że ty nigdy nie płaczesz. Czasem czułabym się
lepiej, gdybyś to robił. Jednak najgłębsze uczucie, na jakie możesz się zdobyć, to użalanie się
nad sobą, i to tylko po to, żeby mną manipulować. Oczywiście Elena jeszcze tego nie widzi.
Przez okno wpadały ostatnie promienie gasnącego słońca. Zapadał zmierzch; patrząc
na Richiego, Terri czuła zamykającą się wokół nich ciemność.
- Przestań mnie znieważać - powiedział w końcu. - Wiesz przecież, że ludzie w różny
sposób wyrażają swoje uczucia.
- Co mówiłeś Elenie?
Richie wyprostował swoje żylaste ciało. Terri dostrzegła w jego lśniących, czarnych
oczach lekki błysk satysfakcji.
- Po prostu jestem rodzicem - odparł chłodno. - Chcę, żeby Lainie znała różnicę
między prawdziwą miłością a zauroczeniem.
Terri pomyślała, że w tym, jak wykorzystuje pięcioletnie dziecko do swoich celów,
jest coś przerażającego.
Strona 15
- Aha. A czym jest prawdziwa miłość? Nie jestem pewna, czy bym ją rozpoznała.
- Pozwól, że ci wytłumaczę. - Po chwili przerwy Richie podjął wątek, mówiąc z
przesadną cierpliwością: - Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy ludzie zobowiązują się dbać o
rodzinę i dotrzymują słowa nawet wtedy, gdy nastają złe czasy. To przeciwieństwo tego, co
łączy cię z Christopherem Pagetem, powierzchownego zauroczenia, któremu brakuje treści...
- Może zatem jestem zbyt płytka, by na ciebie zasługiwać. - Terri przerwała; to, co
czuła, było zbyt głębokie, żeby odwoływać się do sarkazmu. - Nie rozumiesz tego?
Lubię pracować z Chrisem. Kropka. On nie ma z nami nic wspólnego i nigdy nie miał.
A mnie nigdy nie obchodziło, czy zostaniesz największym przedsiębiorcą na świecie. To było
twoje marzenie. Ja tylko chciałam, żebyśmy prowadzili normalne życie.
Pokręcił głową.
- Nic cię nie zadowoli. Tak jest i teraz. Chcesz, żebym był ojcem dla Lainie, a potem
narzekasz, kiedy to robię. Nigdy nie mogę wygrać.
- Ty zawsze wygrywasz, Richie - odparła cicho. - Ale tym razem ci na to nie pozwolę.
- Poczuła suchość w gardle. - Nie pozwolę, żeby Elena resztę życia poświęciła
sprawom swojego ojca.
Richie położył dłonie na blacie kuchennym.
- Lainie nie jest taka jak ty i nigdy nie będzie mnie widziała takim, jakim ty mnie
widzisz. Ona ma wyobraźnię, tak jak ja. Porozumiewamy się poziomach, których ty nie
rozumiesz. - W jego głosie pobrzmiewała świadomość własnego znaczenia. - Powinnaś
wznieść się ponad swoją zazdrość i zrozumieć, jaki dobry jestem dla naszej córki.
Terri nie potrafiła nic odpowiedzieć. Mogła tylko myśleć o prawdzie, która ostatecznie
do niej dotarła: o jego głębokim przeświadczeniu co do własnej nieomylności, o jego
nieuleczalnym egocentryzmie. Zawsze będzie postrzegał Elenę przez pryzmat swoich
pragnień i jeśli jednym z nich będzie wykorzystanie jej do uzyskania kontroli nad Terri,
uczyni to bez wahania, głęboko przekonany, że robi to dla dobra córki. Ta myśl, uświadomiła
sobie Terri, była chyba najbardziej przerażająca ze wszystkich. Richie nie był tylko
wyrachowany: w jakimś niezgłębionym zakamarku umysłu rzeczywiście wierzył, że
szczęście Eleny jest pochodną jego szczęścia.
- Opuszczam cię - powiedziała.
Richie zesztywniał. Milcząc, patrzyli na siebie w półmroku.
- Nie możesz tego zrobić - odparł w końcu. Uspokoił głos i dodał: - Nie możesz tego
zrobić bez wizyt w poradni małżeńskiej. Umówię nas. Po sześciu miesiącach zobaczymy, na
czym stoimy.
Strona 16
Upłynęła chwila, zanim w pełni zaakceptowała to, co powiedziała, i druga, którą
wykorzystała, by powiedzieć mu to, o czym była najgłębiej przekonana.
- Masz problem, którego nie da się rozwiązać w poradni. Ja zresztą także.
Richie sprawiał wrażenie zranionego.
- Cóż może być takie złe, że nie moglibyśmy tego naprawić?
Jego głos brzmiał teraz żałośnie i przez chwilę Terri pragnęła go jakoś pocieszyć. Ale
było już za późno.
- Nie potrafisz zrozumieć, że inni ludzie mogą żyć niezależnie od ciebie - powiedziała
spokojnie. - Dotyczy to zwłaszcza Eleny. Nie mogę tego zmienić i nie będę z tym walczyć.
- Możesz mi pomóc, Ter. Na tym właśnie polega małżeństwo.
Ramiona mu opadły. Wygląda tak samotnie, pomyślała Terri, ale potem przypomniała
sobie Elenę.
- Nie - odparła. - Tylko ty sam możesz sobie pomóc. Dla nas jest już za późno, a ja
muszę myśleć o Elenie.
Podniósł głos.
- Gdybyś myślała o Elenie, zadbałabyś, żeby miała pełną rodzinę.
Terri poczuła ucisk w piersiach.
- To wszystko, czego zawsze chciałam, Richie... mieć rodzinę. Ale jest różnica między
„pełną” a „zdrową” rodziną. Nie jesteśmy dobrzy dla Eleny.
W kuchni było już zupełnie ciemno. Richie przysunął się bliżej.
- Nie ty będziesz mówić, co jest dobre. To zależy od sędziego, a on posłucha mnie.
Terri pojęła nagle, że Richie był przygotowany na tę sytuację, że prawdopodobnie
przygotowywał się do tego od miesięcy.
- A co mu powiesz? - zdołała zapytać.
- Powiem, że byłem opiekuńczym ojcem, podczas gdy ty pracowałaś do późna
każdego dnia z mężczyzną, który być może jest twoim kochankiem. Że chcę mieć Elenę. -
Przerwał. Uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy, zdawał się gratulować sobie sprytu. -
I że nie będę mógł właściwie się nią opiekować bez sześćdziesięciu procent twoich
dochodów.
- To szaleństwo.
W jego glosie pojawiły się triumfalne nuty.
- Takie jest prawo, Ter. Sprawdziłem to. A nawet jeśli tobie przyznają opiekę, czy
myślisz, że łatwo jest znaleźć mężczyznę, który będzie chciał wychowywać cudze dziecko?
Będziesz samotna. - Zmienił ton na przymilny. - Powinnaś już wiedzieć, Terri, jak
Strona 17
bardzo mnie potrzebujesz.
Próbowała zapanować nad głosem.
- Nie kocham cię - powiedziała. - Nie sądzę, byś był dobrym ojcem dla Eleny. Nie
sądzę, że nasza „rodzina” jest dobra dla Eleny. Więc jeśli będę musiała być sama, będę. I jeśli
będę musiała walczyć z tobą o Elenę, zrobię to.
- Przegrasz. - Kolejne słowa wypowiedział jeszcze ciszej. - Ale nie martw się, Ter. Co
dwa tygodnie pozwolę ci widywać się z moją córką.
Teraz czuła to już wyraźnie: swój strach przed Richiem, który wiązał ich mocniej niż
miłość. Richie nie może pozwolić jej odejść, a więc nie pozwoli jej zabrać Eleny. Jakiś obcy
człowiek zdecyduje, czy Terri może wychowywać swoją córkę i podejmując tę decyzję,
wytyczy kierunek, w którym potoczy się życie Eleny. Richie będzie pełen słodyczy i obłudnie
przymilny. W jaki sposób Terri zdoła wytłumaczyć sędziemu, jak naprawdę miały się rzeczy?
Już na samą myśl o tym poczuła ogarniające ją zmęczenie.
Zmusiła się, by mówić powoli i zdecydowanie.
- Zabieram Elenę i jadę z nią do mojej matki. Musimy ustalić, co jej powiemy.
Richie podszedł jeszcze bliżej.
- Nie powiemy jej niczego - warknął tak, jakby odgryzał każde słowo.
- Powinniśmy. I powinniśmy zrobić to razem.
Stał nad nią. W mroku panującym w kuchni ledwie widziała jego twarz.
- Nie powiemy jej niczego - powtórzył. - A ty nigdzie nie pojedziesz.
Głos drżał mu z gniewu, takiego nigdy jeszcze u niego nie słyszała. Kiedy spróbowała
go ominąć, zrobił krok wraz z nią, zastępując jej drogę. Poczuła, że jej głos się łamie.
- Proszę, nie pogarszaj sytuacji.
- Ty nie rozumiesz, Ter. Nie pozwolę ci tego zrobić.
Serce Terri biło jak szalone. Położyła rękę na jego ramieniu, próbując przejść obok
niego.
- Ty suko! - rzucił z wściekłością.
Uchyliła się, gdy podniósł rękę w ciemności.
- Ni e... - zdołała wykrztusić.
- Nadal chcesz mnie opuścić, Ter? - O ile nie pokręci głową, uniesiona ręka może ją
uderzyć. - A może jesteś gotowa porozmawiać?
Ręka uniosła się jeszcze wyżej. Terri odwróciła się, poszukała po omacku kontaktu i
włączyła światło.
Richie stał pół metra od niej z podniesioną ręką, mrużąc oczy. Terri ciężko oddychała.
Strona 18
- Zrób to, Richie. Zrób to dwa razy. Tak żeby sąd rodzinny nie miał wątpliwości.
Szkarłatny rumieniec powlekł jego twarz. Ale nie ruszył ręką.
Terri spojrzała mu w oczy.
- Mówiłam sobie, że przynajmniej nie jesteś brutalny. Nie tak, jak mój ojciec wobec
mojej matki. - Umilkła, aby złapać oddech. - Teraz już wiem dlaczego. Jeszcze zanim ciebie
spotkałam, nauczono mnie ustępować.
Zaczerwieniony Richie milczał, patrząc na nią. Terri nie wiedziała, skąd brały się
słowa płynące z jej ust.
- Ale nigdy więcej - usłyszała swój głos. - Niezależnie od tego, czy mnie uderzysz czy
nie, odchodzę. Ale jeśli to zrobisz, zadbam, by był to ostatni raz, gdy kogokolwiek uderzyłeś.
Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, po czym grymas gniewu na jego twarzy
zmienił się coś innego: uczucie zakłopotania, obnażenia. Opuścił rękę.
Nie pozwól, żeby zobaczył twój strach, upomniała się Terri. Wiedziała, że to nie
koniec; z Richiem sprawy nigdy się nie kończyły, dopóki nie wygrał. W tej chwili chciała
tylko zabrać z sobą Elenę.
Wyprostowała się.
- Znajdę jakieś wyjaśnienie dla Eleny - powiedziała, a potem minęła go i nie
spoglądając za siebie, poszła po córkę.
Strona 19
DWA
Dwa dni po opuszczeniu Richiego Terri, zmęczona z niewyspania i pełna obaw o
siebie oraz Elenę, znalazła się na progu domu Chrisa.
Nie wiedział, co zrobiła. Terri naprawdę wierzyła w to, co powiedziała Richiemu: że
Chris nie miał nic wspólnego z ich małżeńskimi kłopotami.
Zbyt mocno się różnili, by mogło być inaczej; nawet jego dom - przestronny,
dwupiętrowy edwardiański budynek w Pacific Heights, zamożnej dzielnicy San Francisco -
przypomniał o tym wszystkim, co sprawiało, że ich drogi nie były takie same.
Chris stał się sławny szesnaście lat wcześniej, w dwudziestym dziewiątym roku życia,
za sprawą udziału w ujawnieniu skandalu Lasko, afery korupcyjnej, w którą wplątany był
prezydent;
Terri miała teraz ledwie dwadzieścia dziewięć lat i jej kariera dopiero się
rozpoczynała.
Przodkowie Chrisa zbudowali linię kolejową, on sam zaś został wychowany w
przekonaniu, że świat leży u jego stóp, i w dobrobycie, którego ona nie mogła sobie nawet
wyobrazić. Jego jedyną żoną była sławna balerina, kobieta pełna wdzięku i elegancji. Terri
pochodziła z rodziny emigrantów z Ameryki Południowej, college i studia prawnicze
ukończyła dzięki stypendiom i wciąż jeszcze nie miała poczucia pełnego bezpieczeństwa.
Była córką mechanika samochodowego, który zbyt wiele pił i maltretował jej matkę, Rosę -
jedyną osobę, dla której, czasem to czuła, naprawdę coś znaczyła.
Stojąc przed drzwiami Chrisa, Terri zastanawiała się, dlaczego to Christopher Paget, a
nie Rosa Peralta był osobą, do której postanowiła się zwrócić.
Przez pierwsze sześć miesięcy, które dla niego przepracowała, nie przyszłoby jej to do
głowy. Było w nim coś, co wydawało się jej nieznane i niepoznawalne: Terri nie wiedziała
wtedy nawet, że tak jak dla niej Elena, centralnym punktem, wokół którego toczyło się życie
Chrisa, był jego piętnastoletni syn Carlo. A potem dziennikarka telewizyjna Mary Carelli,
matka Carla i dawna kochanka Chrisa, została oskarżona o zamordowanie
najpopularniejszego pisarza Ameryki.
Chris i Terri prowadzili jej obronę. Fakt, że Carelli była z całą pewnością kłamczuchą,
a prawdopodobnie również morderczynią, byłby dla Chrisa bardzo trudny, nawet gdyby nie
wywołał napięcia między nim a Carlem. Chłopak chciał wierzyć w takie rzeczy o matce,
które, jak Chris dobrze wiedział, nie mogły być prawdziwe. Jednakże dzięki tyglowi
Strona 20
rozprawy Obywatele przeciwko Carelli Terri zobaczyła Chrisa takiego, jaki był naprawdę.
Kiedy ostatecznie zaufał jej w kwestii obrony, a później odsłonił przed nią strony
swego życia, których nikt nie znał, Terri zrozumiała, że jego twarz - ironiczna i pełna rezerwy
- skrywała uczucia, które, jak wyczuwała, budziły w nim lęk.
Jednak właśnie to odkrycie, uświadomiła sobie, sprawiło, że czuła się przy nim
bezpiecznie. Opowiedziała Chrisowi o rzeczach tak dla niej bolesnych, że nigdy ich jeszcze
nikomu nie zdradziła. Słuchał, nie osądzając, i zadawał pytania, aż stan własnych uczuć
stawał się dla niej wyraźniejszy. W jakiś głęboki, intuicyjny sposób, którego nigdy nie starała
się określić słowami, Teresa Peralta wiedziała, że Christopher Paget pomagał jej odkryć
siebie samą. Za to właśnie i za to, kim Chris był, nienawidził go Ricardo Arias.
To nie jest w porządku, powiedziała sobie Terri. Przecież to oczywiste, że ma prawo
mieć przyjaciela. Zwłaszcza teraz.
Wyprostowała się, po czym zapukała do drzwi Chrisa.
Kiedy je otworzył, wyglądał tak, jakby jej widok nim wstrząsnął. Było to dla niego tak
nietypowe, że Terri poczuła, jak ogarnia ją zażenowanie.
Wtedy uśmiechnął się, jakby chciał w ten sposób ukryć swoje zaskoczenie.
- Sprawa Carelli jest już zakończona - powiedział lekkim tonem. - Możesz iść do
domu. Wyspać się.
Terri zawahała się, nagle zmieszana.
- Jakoś nie mogę sobie znaleźć zajęcia.
- Czasem tak się dzieje po procesie. - Przerwał i przyjrzał się jej uważniej. - Właśnie
szedłem na taras. Masz ochotę się do mnie przyłączyć?
Proszę, pomyślała Terri. Ale powiedziała tylko:
- Może na chwilę.
Wprowadził ją na taras. Poranne słońce było oślepiająco jasne. Zatokę znaczyły cętki
kilku żaglówek; na pierwszym planie połyskiwały białe i różowe stiuki pobliskich domów.
Terri zbliżyła się do poręczy, położyła na niej dłonie i zapatrzyła się na wodę.
Jej włosy falowały, poruszane przez lekką bryzę.
Chris podszedł do niej. Stał tam jakiś czas, obserwując ją. W końcu obrócił się i
spojrzał na nią uważnie swoimi niebieskimi oczami.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
Nie potrafiła zdobyć się na to, by spojrzeć mu prosto w twarz.
- Tak i nie - odparła w końcu.
Chciał o coś zapytać, ale powstrzymał się.