11929

Szczegóły
Tytuł 11929
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

11929 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 11929 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11929 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

11929 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Nik Pierumow �mier� Bog�w. Ksi�ga Hagena (Gibel Bogov) Kroniki Hj�rwardu Prze�o�y�a Ewa Sk�rska CZʌ� PIERWSZA Rozdzia� 1 - Niepokoj�ce wie�ci z Gnipahelliru, m�j tanie. Konie sz�y tu� przy pasie przyboju. Fale leniwie liza�y brzeg lekko spadzistego kamienistego nasypu, za kt�rym, w pewnym oddaleniu, stromo wzbija�y si� w niebo cielska szarych ska�. Kamienie poprzecina�y p�kni�cia i szczeliny, w kt�rych zd��y�y ju� wyrosn�� kar�owate sosny. Spiczaste kamienne k�y, ulubiona bro� Oceanu, wystawa�y gdzieniegdzie nad wod�. Pachnia�o wodorostami, ponad falami lata�y mewy. Sze�ciu je�d�c�w w szarych p�aszczach z grubej we�ny jecha�o dw�jkami wzd�u� brzegu. Czterech z nich mia�o d�ugie miecze przy lewym boku, r�koje�� klingi pi�tego, umocowanej za plecami, wystawa�a znad prawego ramienia; sz�sty zadowala� si� pot�n� s�kat� pa�k�. G�owy w�drowc�w os�ania�y jednakowe we�niane czapki, przypominaj�ce te, kt�re nosz� kowale, �eby nie przypali� w�os�w podczas pracy. Patrz�c na je�d�c�w, trudno by�o okre�li� ich status czy rodzaj zaj�cia. Wszyscy jak jeden m�� byli w sile wieku i mieli ogorza�e twarze; umiej�tno�ci� pos�ugiwania si� broni� przypominali kr�lewskich gwardzist�w Widrira, krojem ubra� i rozmow� - wolnych cz�onk�w wsp�lnoty z okolic �elaznego Lasu, a siod�a i uprz�� koni nasuwa�y my�l o pastuchach z Rogheim. - Niepokoj�ce wie�ci z Gnipahelliru, m�j tanie - powt�rzy� p�g�osem jeden z je�d�c�w, zwracaj�c si� do m�czyzny z kling� za plecami, kt�ry niedawno do��czy� do grupy. Wojownik skin�� g�ow�, pozwalaj�c m�wi�cemu kontynuowa�. - Kar�y R�dulswallu zn�w pal� Lasy Jalini. Dym zasnu� p�nocne niebo i ptaki, oszala�e i o�lep�e, rozbijaj� si� o ska�y. Dym si�gn�� do siedziby Garma, kt�ry si� obudzi�. * Niedobre nowiny zosta�y wyg�oszone. Tan wys�ucha� wiadomo�ci w milczeniu, sk�oni� nieznacznie g�ow�. - Co jeszcze? - rzuci�. - Ruszenie w Himinwagarze - odezwa� si� inny je�dziec. - W�adca Hj�rlejf wyruszy� na Widrira. - Na Widrira? - Przyw�dca uni�s� brew. - Nie spodziewa�em si� tego po Hj�rlejfie! Okazuje si�, �e to zdeterminowany �mia�ek! - Kr��y pog�oska - ci�gn�� je�dziec, zni�aj�c g�os - niepewna i niejasna, rozprzestrzeniana przez Nocne Amazonki... �e do Hj�rlejfa przyby� tajny pose� z wyspy Brandey! - Wyspa Czarnych Mag�w to postrach ca�ej ziemi - mrukn�� tan. - Co mogli wyw�szy� ci zjadacze padliny? M�w dalej! Czy ju� po bitwie? - Gdy wyje�d�ali�my z Erwasundu, Widrir zaczyna� zbiera� oddzia�y. Hj�rlejf przekroczy� rzek� Hator na p�nocnej granicy Strze�onego Kr�lestwa. - Jasne - rzek� tan i umilk� zas�piony. Jego towarzysze cierpliwie czekali. - Lodin! Kanut! Isung! Za tamt� ska�� zawr�cicie �cie�k� do boru Walie i dalej pojedziecie traktem do przyl�dka Stavsnes. Tam krasnoludy maj� dostarczy� bro�. Odbierzcie j� tylko - zap�acono im z g�ry. Drakkary dotr� do przyl�dka za trzy dni, licz�c od dzisiaj. Za�adujecie bro� i pojedziecie na Hedinsey. Frodi i Gudmund! Odprowadzicie mnie do �ywych Ska� i stamt�d skr�cicie do R�dulswallu. Znajdziecie Stra�nik�w Zas�ony Jalini i ostrze�ecie ich przed budz�cym si� Garmem. Potem udacie si� na zach�d, do zatoki Unawagar. Znajdziecie tam wiosk�. Nie szcz�dz�c z�ota, kupcie ��d� i wyjd�cie w morze. Musicie dotrze� do Hedinseyu, zanim rozp�ta si� burza. Czekajcie na mnie na wyspie do nast�pnego ksi�yca. Je�li nie wr�c�... zabierzecie Uving i poszukacie sobie i dru�ynie nowych ziem. S�uchajcie mojego Nauczyciela... I pami�tajcie - wszyscy przysi�gali�cie na Osiem �elaznych Gwo�dzi Bram Niflhelu, �e b�dziecie s�u�y� mojemu synowi! - Pami�tamy, tanie - powiedzia� g�ucho Frodi, kt�ry trzyma� w poprzek siod�a pot�n� pa��. - Dotrzymamy przysi�gi albo odejdziemy do Helu, okryci wzgard�. Ale... m�j tanie, wiem, �e nigdy nie zadajemy ci pyta�, a jednak teraz si� o�miel�. Dlaczego szukasz pewnej �mierci przy �ywych Ska�ach? Stamt�d si� nie wraca! Wykonaj rozkaz, Frodi! Wy wszyscy r�wnie�! - odpar� surowo tan, ko�cz�c rozmow�, i chlasn�� Konia wodzami. spos�pmiali je�d�cy ruszyli za nim.. * Na wschodzie dopiero zacz�y si� pojawia� pierwsze oznaki �witu, a wsz�dzie wok� - w rowach, szczelinach, rozpadlinach - nadal le�a�a noc. Niewysoka, zgrabna posta� bezszelestnie przemyka�a si� mi�dzy drzewami, schodz�c w d� do szemrz�cego strumienia. Nad brzegiem przystan�a i pochyli�a si�, wsuwaj�c do wody szczup�e dziewcz�ce d�onie. Nogi w mi�kkich, sk�rzanych p�butach st�pa�y cicho po igliwiu, wargi bez chwili przerwy wypowiada�y bezg�o�ne s�owa, s�owa uk�ada�y si� w zdania, a z ka�d� now� strof� miarowych dwuwierszy na dno g��bokiego, poro�ni�tego m�odniakiem parowu powraca�a Ciemno��. Zarysy korzeni, pni, ga��zi dr�a�y i rozp�ywa�y si�, jakby zasnute mg��, strumie� szemra� coraz ciszej, jakby zapadaj�c w sen, a w�skie d�onie powoli porusza�y si� nad glinian� czar� pe�n� zaczerpni�tej wody. Bohaterowie dawnych dni, uczestnicy bitwy na Borghildowym Polu, gdzie star�y si� pu�ki siedmiu czarnoksi�skich kr�lestw, wiedzieliby, co zrobi�, widz�c t� dziewczyn�. Magowie z wyspy Brandey udzieliliby jej wsparcia. Cz�owiek w szarym stroju i z mi�kk� mask� na twarzy obserwowa� dziewczyn�, nie odrywaj�c od niej wzroku. W d�oni trzyma� stalow� czteroramienn� gwiazdk� z ostrymi kraw�dziami. Nie szepta� zakl��, bardziej licz�c na swoj� bro� ni� na Odleg�e i Staro�ytne Moce. Nie rozumia� tego, co w�a�nie widzia� i s�ysza� - i dlatego si� nie ba�. Ciekawi�o go to. Zwleka�. Woda w czarze zaci�gn�a si� cienkim lodem, rozleg� si� syk. Korzenie drzew poruszy�y si�, jakby pr�buj�c wydosta� si� z ziemi, dziewczyna zacz�a drobnymi krokami okr��a� czar�. R�ce rozrzuci�a na boki, z jej g�owy zsun�a si� gruba, bezkszta�tna czapka, rozsypa�y si� g�ste, kr�tko i nier�wno przyci�te kasztanowe w�osy. Ka�dy recytowany przez ni� dwuwiersz spada� jak uderzenie m�ota. L�d zaczyna� nabiera� purpurowej barwy, jakby p�yn�a w nim ludzka krew. Cz�owiek w szarym stroju musia� wzi�� si� w gar��, �eby nie podda� si� nap�ywaj�cemu znienacka strachowi. Mia� wra�enie, �e do jego oczu dosta�a si� woda, obraz nagle rozmaza� si� i straci� ostro��. Wszystko przebiega�o tak, jak m�wi� Opiekun, a przecie� m�wi� te�, �e w �adnym razie nie wolno czeka� do ko�ca obrz�du! Z kr�tkim wydechem-okrzykiem dziewczyna uderzy�a w czar� praw�, zaci�ni�t� w pi�� d�oni�. L�d p�k�, purpurowe bryzgi strzeli�y w g�r�. B�l wygi�� jej delikatne cia�o w �uk, g�owa odchyla�a si� coraz bardziej, wydawa�o si�, �e dziewczyna niczego nie widzi ani nie s�yszy. Wojownik w szarym stroju zrobi� kr�tki wymach - i �mierciono�na gwiazdka pomkn�a prosto w ods�oni�t� szyj�. Ale delikatne, w�skie d�onie okaza�y si� szybsze - zaczerpn�y z czary ognist� wod�, chlusn�y w stron� nadlatuj�cej broni. Metal zap�on�� niczym papier i rozpad� si� na niewidoczny popi�. Rozleg� si� okropny chichot. �aden cz�owiek, nawet najbardziej z�o�liwy, nie zdo�a�by roze�mia� si� w ten spos�b. Wojownik znieruchomia�, nie si�gaj�c nawet do r�koje�ci swego kr�tkiego, zakrzywionego miecza. Z czary wyskoczy�a struga p�ynnego ognia i od razu go otuli�a od st�p do g�owy. Upad�, nie wydaj�c �adnego d�wi�ku, ogie� za�, pos�uszny w�adczemu gestowi delikatnej d�oni, natychmiast znik�, kryj�c si� z powrotem w czarze. Dziewczyna, chichocz�c, pochyli�a si� nad cia�em wojownika. Z niekobiec� si�� obraca�a ci�kie cia�o, lecz nie znalaz�a �adnych znak�w, herb�w ani amulet�w. Krzywy miecz zaszczyci�a kr�tkim spojrzeniem i odrzuci�a na bok - zwyk�a klinga, wytw�r ludzkich r�k. Ale gdy cia�o m�czyzny ze z�o�ci� cisn�a na ziemi�, miecz podnios�a. Muskaj�c stal, delikatnymi palcami przebieg�a po klindze raz, drugi, trzeci... Jej wargi poruszy�y si�, pos�uszne s�owom Mocy, w czarze zawrza� p�ynny ogie�. Klinga zosta�a zanurzona w p�omieniu, lecz stal nie stopi�a si� jak zwyk�a ludzka bro�, tylko pokry�a g��bok� czerni�. Tak na przes�uchaniu milczy cz�owiek silny duchem, dumnie odwracaj�c si� od swoich kat�w. Ale to okaza�o si� wystarczaj�ce. Dziewczyny oczy zap�on�y nienawi�ci�. Teraz ju� wiedzia�a. Znowu odchyli�a g�ow� do ty�u, na jej szyi nabrzmia�a niebieska �y�a, z gard�a wyrwa�o si� pe�ne �miertelnej gro�by wycie - tak wilczyca przysi�ga pom�ci� swoje dzieci. Jeden ruch r�ki i czara zaci�gn�a si� skorupk� przypominaj�c� zakrzep�� ludzk� krew. Naczynie z ogniem zosta�o ukryte w worku i krzaki z lekkim szelestem zamkn�y si� za odchodz�c�. Nocna Amazonka podj�a trop. Frodi i Gudmund rozgrzewali konie, pod��aj�c na p�nocny wsch�d, gdzie za niewysokim �a�cuchem starych g�r, startych wod� i wiatrem, le�a�y ziemie R�dulswallu, kwitn�cego ogrodu Jalini, W�adczyni Zielonego �wiata. Ponura niegdy� i bezp�odna ziemia sta�a si� symbolem pot�gi Bogini i po dziesi�cioleciach jej uporczywej pracy pokry�a si� pi�knymi, nieprawdopodobnymi, rosn�cymi wy��cznie tutaj drzewami, krzewami i kwiatami. O tym wszystkim, o walce Jalini z kar�ami, uparcie broni�cymi swego prawa do �ycia zgodnie z obyczajami przodk�w, na ziemiach nale��cych do nich od dawna, opowiedziano szczeg�owo w �O�ywieniu R�dulswallu�. Frodi i Gudmund byli ju� wiele mil od granicy, gdy ujrzeli ob�oki dymu zasnuwaj�ce ca�e niebo. Niskie chmury, podkarmiane tysi�cami wzbijaj�cych si� w g�r� szaroczarnych s�up�w dymu, zawis�y niczym z�owr�bna zas�ona, na zawsze ukrywaj�ca s�o�ce przed �wiatem. Wiatr strz�pi� jej brzegi, rwa� j� na kawa�ki, ale z do�u napiera�y coraz to nowe k��by i natychmiast zape�nia�y dziury. Frodi i Gudmund popatrzyli na siebie i dali koniom ostrog�. Od R�dulswallu dzieli�a ich ostatnia lesista dolina i wojownicy postanowili nie zatrzymywa� si� na nocleg. W tych dzikich ziemiach, w�r�d nielicznych ludzkich osad, w��czy�y si� istoty pradawne, pot�ne i niezbyt lubi�ce przybysz�w - po co kusi� los? A za dnia szybkie konie wynios� ich z ka�dej opresji. Droga ostro skr�ci�a. Jechali po zewn�trznej kraw�dzi, �eby nie wpa�� znienacka na jad�cych z przeciwka, min�li olszynowy zagajnik i wtedy ich oczom ukaza�a si� dziwna kompania siedz�ca na zwalonym w poprzek drogi drzewie. Wymachuj�c nogami w butach z czerwonej sk�ry, rozmawiaj�c z o�ywieniem, siedzia�o pi�ciu niskich drzewnych krasnolud�w z �ukami na kolanach. Mamrocz�c co� pod nosem i przewracaj�c ��tymi sowimi oczami, niczym kud�ata g�ra wznosi� si� bagienny troll. W milczeniu siedzia� kobold, trzymaj�c na kolanach d�ugie utrudzone r�ce z p�askimi, pokrytymi odciskami d�o�mi, a na samym brzegu pnia zastyg� czujny elf w lazurowej zbroi, trzymaj�cy w r�ku w�sk�, d�ug� kling� mieni�c� si� wszystkimi barwami t�czy. Za jego plecami sta� alw - jego str�j pokrywa�y * Alwy i elfy uwa�ano cz�sto za ten sam nar�d. Nic bardziej biednego! Alwy to tw�r wielkich elfickich mistrz�w przesz�o�ci, zostali stworzeni jako istoty dobre. W pewnym momencie jednak wielu z nich zacz�a ci��y� zale�no�� od tych, kt�rzy ich zrodzili, cz�� opu�ci�a ziemie elf�w i zacz�a �y� mi�dzy lud�mi, nigdy jednak nie ��cz�c si� z nimi. Uwolnione alwy stworzy�y w�asne kr�lestwo Alwland, zaj�y si� r�nymi rodzajami magii, wypr�bowuj�c j� na s�siadach. Takich alw�w ludzie rzecz jasna niezbyt lubi�, zdarza si�, �e dochodzi nawet do star�. dziesi�tki, mo�e nawet setki ponaszywanych stalowych, opierzonych igie�, obok le�a�a kusza na�adowana jednym z takich �pocisk�w�. Z podobn� kompani� nie styka� si� jeszcze �aden z wojownik�w tana Hagena. Musia�o zdarzy� si� co� nies�ychanego, by te istoty zebra�y si� razem. Frodi i Gudmund �ci�gn�li wodze. - Pozw�lcie nam przejecha�, czcigodni - rzek� Frodi w j�zyku przyj�tym do komunikacji mi�dzy lud�mi i nielud�mi, sk�adaj�cym si� ze s��w r�nych ras. Powiedzia� �czcigodni�, cho� osobi�cie nie czu� �adnej czci ani nawet szacunku do bagiennego krwiopijcy trolla czy drzewnych krasnolud�w, tak r�nych od ich g�rskich krewnych, wielkich mistrz�w swojego fachu. - Nie mo�ecie przej�� - warkn�� w odpowiedzi kobold. - Walka tam teraz idzie nie na �arty, pu�cili w ruch magi�. W�a�nie dlatego tutaj siedzimy, �eby chroni� w�drowc�w. By�o jasne, �e kobold nie jest tu najwa�niejszy, i Frodi zsiad� z konia, k�aniaj�c si� elfowi. Nie zna� i nie m�g� zna� tajemnego j�zyka elf�w, zreszt� nawet samego Pierworodnego widzia� po raz trzeci w �yciu. Elfy niezwykle rzadko pojawia�y si� na ziemiach ludzi, a o tym, gdzie w�a�ciwie mieszkaj�, wiedzieli jedynie nieliczni M�drzy. - Nie przywiod�a nas tutaj pr�na ciekawo�� - rzek� Frodi. - Musimy odszuka� Stra�nik�w Zas�ony Jalini. - Towarzystwo na k�odzie poruszy�o si� niespokojnie. - Mamy dla nich wa�ne wiadomo�ci. Pozw�l nam przejecha�. Elf podni�s� na niego du�e, zasnute ci�kimi my�lami oczy, obrzuci� wojownika spojrzeniem kr�tkim niczym pchni�cie no�a i znowu odwr�ci� wzrok. - S�u�ysz tanowi Hagenowi - powiedzia�, nie tyle pytaj�c Frodiego, ile raczej informuj�c swoich towarzyszy. - Dobrze. Mo�ecie rusza� w dalsz� drog�. Ale w R�dulswallu trwa wojna... B�dziecie mogli liczy� tylko na siebie. Zamilk� - w lesie zaskrzecza�y sroki, a sekund� p�niej z krzak�w wyskoczy� jak kula z procy jeszcze jeden krasnolud. - Idzie! Idzie! Idzie prosto na nas! Idzie!!! - wrzeszcza�, ledwie �api�c dech. S�dz�, �e lepiej b�dzie, je�li odjedziecie natychmiast. - Oczy elfa zap�on�y zimnym blaskiem. Jego pstrokaty oddzia� ju� zd��y� si� ukry� i przyczai�. Alw, najwyra�niej jeden z Oddanych, zwleka�, trzymaj�c kusz� w pogotowiu i patrz�c wyczekuj�co na elfa. - Skoro znale�li�cie si� w niebezpiecze�stwie, naszym obowi�zkiem jest pom�c wam i walczy� razem z wami - odpowiedzia� twardo Gudmund, obna�aj�c miecz. - G�upcze! - Elf podni�s� g�os, trac�c cierpliwo��. - Czekamy na Nocn� Amazonk�, kt�ra z�apa�a trop. B�dziecie przeszkadza�, a nie pomaga�. Odjed�cie st�d natychmiast i niech was Jamert prowadzi! Nie da�o si� nie pos�ucha� tego pe�nego mocy g�osu, tego w�adczego spojrzenia oczu niebieskich jak morze. S�owa Pierworodnego nios�y w sobie jak�� magi�. Frodi pokornie skin�� g�ow� i poprowadzi� konia, omijaj�c zwalone drzewo, chocia� jeszcze nigdy nie sk�oni� si� przed nikim pr�cz Hagena, kt�rego sam uzna� za silniejszego. Ale nie zd��yli odjecha�. Nagle, jakby utkana z warstw powietrza, na drodze pojawi�a si� otulona zielonym p�aszczem zgrabna, dziewcz�ca posta�. Kaptur odrzuci�a za plecy i wojownicy Hagena oniemieli - to mia�a by� Nocna Amazonka? Ta �adna, skromna, zarumieniona m�odziutka dziewczyna z kr�tkimi kasztanowymi w�osami?... Tylko sk�d przy pasie ten dziwny zakrzywiony miecz? Z g�ry spad�a bezg�o�nie szczelna sie� o podw�jnym splocie - ale nim nakry�a t�, kt�r� elf nazwa� Nocn� Amazonk�, czyli kr�tko m�wi�c wied�m�, dziewczyna zd��y�a unie�� czar� nad g�ow� i czara wyplu�a strumie� ognia. Sznury sieci stan�y w ogniu, w jednej chwili przemieniaj�c si� w popi�. W�wczas elf czystym i mocnym g�osem wym�wi� zakl�cie. Frodi us�ysza� w tym g�osie huk g�rskich strumieni niszcz�cych zapory, �oskot spadaj�cych lawin, ryk szalej�cego podczas sztormu morza... Zakl�cie run�o na wied�m� jak dach domu na zaskoczonych mieszka�c�w w czasie trz�sienia ziemi. Ani Frodi, ani Gudmund nie wiedzieli, dlaczego Nocna Amazonka tak beztrosko przyj�a t� nier�wn� walk� - przecie� po Zakl�ciu Otaczaj�cym nie zdo�a ju� z niego wyj��. A wystarczy�o spokojnie omin�� zasadzk� lasem; tak przynajmniej post�piliby oni, do�wiadczeni wojownicy. Krople p�ynnego ognia, hojnie zaczerpni�tego w�sk� d�oni�, polecia�y na wszystkie strony, a tam, gdzie spada�y, pojawia�y si� rdzawe j�zyki p�omieni. Dopiero teraz Frodi u�wiadomi� sobie, �e oto s� �wiadkami rzeczy niezwyk�ej - wszystkie Nocne Amazonki ba�y si� Parz�cego, tego pierwotnie czystego, boskiego pocz�tku, a ona... jak, na lito�� Jambrena, zdo�a�a zaw�adn�� ogniem?! Gudmundowi zdawa�o si�, �e my�la� o tym wszystkim w chwili ataku, ale tak naprawd� zdumienie przysz�o p�niej, on i Frodi ledwie zd��yli pa�� plackiem na ziemi�, gdy wok� wszystko zap�on�o - na szcz�cie krople p�ynnego ognia nie spad�y na ich odzie� czy zbroj�. Dym zasnu� �wiat i wojownicy Hagena nie mogli zobaczy�, co sta�o si� potem. S�yszeli jedynie wielog�osy ryk, pisk i wycie, trzask zwalnianych ci�ciw - a� w ko�cu wszystko umilk�o. Oszo�omiony Frodi podni�s� g�ow�. Ogie�, pos�uszny bezg�o�nej komendzie, gas� szybko, jakby w strugach gwa�townej ulewy. W�gle sycza�y ze z�o�ci�. By� tutaj ca�y oddzia� my�liwych poluj�cych na Nocn� Amazonk�. Martwy troll w zw�glonej odzie�y le�a� z rozrzuconymi �apami twarz� do ziemi, nieopodal upad�y spalone �ywcem krasnoludy, przypominaj�c teraz ohydne g�ownie. Kobold zsun�� si� do rowu, jakby chcia� si� ukry�, i tam umar�. A przed dymi�cym jeszcze pniem zagradzaj�cego drog� drzewa le�a�y obok siebie elf i alw. Wygl�da�y, jakby nic im si� nie sta�o, jakby po prostu zasn�y, jednak i one albo ju� umar�y, albo w�a�nie kona�y. Nieruchoma d�o� alwa �ciska�a rozpalon� kusz�. Frodi pochyli� si� nad elfem. Pierworodny nie odni�s� �adnych ran, ale umiera�. Powoli uni�s� powieki. Oczy nadal patrzy�y przenikliwie i srogo, lecz z ka�d� chwil� uchodzi�o z nich �ycie. Gudmund, tkni�ty impulsem, pochyli� si�, przysuwaj�c ucho do poruszaj�cych si� warg. - Niech kt�ry� z was... jedzie... do doliny Brunewagar. Tam jest zgromadzenie... uprzed�cie... Opiekuna... Elf westchn��... i skona�. Nocna Amazonka znikn�a. Dla prawdziwego wojownika zostawienie bez poch�wku poleg�ych w boju by�oby grzechem �miertelnym, wi�c Frodi i Gudmund musieli si� tu na jaki� czas zatrzyma�. Nierozpoznawalne, spalone, czarne cia�a krasnolud�w zabrali ich p�acz�cy krewni - kilkudziesi�ciu mieszka�c�w lasu. Pomogli r�wnie� donie�� trolla do jego cmentarza, g��bokiego bagnistego do�u po�r�d trz�sawisk, na kt�rych �y�. Kobolda przyj�y ska�y - ma�a jaskinia, potem na g�ucho zamurowana. Elfa i alwa wojownicy Hagena z�o�yli na pospiesznie skleconej tratwie i spu�cili na spokojn� le�n� rzeczk�. Taki by� zwyczaj - bez wzgl�du na to, w jakim miejscu Pierworodnego dopad�a �mier�, nale�a�o po�o�y� go w �odzi albo na tratwie i powierzy� jego cia�o najmniejszemu cho�by strumyczkowi. Woda przeniesie je przez wszystkie progi i podwodne przeszkody do brzeg�w morza. Legenda g�osi, �e stamt�d, w postaci niewidzialnych duch�w, elfy pod��aj� na zach�d, �eby w nieznanych ziemiach narodzi� si� na nowo. - Gdzie jest Brunewagar? - zapyta� pos�pnie Frodi Gudmunda. - Siedem czy osiem dni drogi na wsch�d. S�ysza�em o tych ziemiach. Zgromadzenie to pewnie klasztor, kt�ry stoi tam jeszcze od czas�w Drugiego Wtargni�cia Rakota. - Ju� pami�tam! - Frodi klepn�� si� w czo�o. - Ale to... dziwne miejsce. - Dziwne i obcy nie s� tam lubiani, a jednak musimy tam dotrze�. Nie lubi� tych Nocnych Amazonek, niewa�ne, co o nich tan m�wi. - Tak, on nie pozwala ich zabija�, ka�e si� tylko broni�. Ale my dostali�my rozkaz! Zapomnia�e� o Stra�nikach? - Nie zapomnia�em. Lecz co� mi si� zdaje, �e ta p�omienna czara wyrz�dzi jeszcze wiele z�a. Rozdzielimy si�, przyjacielu. Ja pojad� do klasztoru, a ty poszukasz Stra�nik�w. Nie tra�my czasu na pr�ne gadanie, przed tanem wyt�umacz� si� sam. Frodi tylko st�kn��. Wiedzia�, �e przekonywanie kompana nie ma sensu. Gudmund zawr�ci� konia na wsch�d. Rozdzia� 2 Sta�em oparty o srebrn� por�cz i w milczeniu patrzy�em w d�, gdzie wida� by�o niejasne, zasnute mgie�k� zarysy �wiata. W tej chwili pode mn�, w granicach Ziem �miertelnych, z dala od a�urowych balustrad Zamku Wszystkich Staro�ytnych, wznosz�cego si� na szczycie S�upa Tytan�w, w n�dznej chacie mia� si� urodzi� m�j Ucze�. Z ty�u rozlega� si� delikatny d�wi�k kryszta�owych dzwoneczk�w - ludzki los wy�ania� si� z zakre�lonego �miertelnego kr�gu. M�j Ucze�! Czeka�em d�ugie dziesi�� wiek�w, a� inni podziel� w�adz�, lecz Prawo Przeznaczenia jest nieub�agane - Mag nie mo�e nie mie� Uczni�w, kt�rzy s� jego narz�dziem poznawania �wiata, oddzia�ywania na �wiat. Rada Pokolenia mo�e zes�a� Maga jedynie na pewien czas. Ja otrzyma�em najwy�szy wyrok. My�l�, �e Makran i Esteri z przyjemno�ci� sko�czyliby ze mn� raz na zawsze, gdyby tylko Prawo Staro�ytnych nie uniemo�liwi�o zab�jstwa Maga przez Maga... Jeszcze �aden z czarownik�w mojego Pokolenia nie nauczy� si� omija� tego prawa. Jedyne, co mogli zrobi�, to sk�oni� Rad� do os�dzenia i wykluczenia mnie. Jednak termin wygnania up�yn�� i ja wr�ci�em, znacznie silniejszy, ni� si� spodziewali. Przew�drowa�em w�owe �cie�ki, zwiedzi�em mysie nory, lecia�em powietrznymi trasami wa�ek i niewidocznymi trasami duch�w, by�em na Wschodzie i Zachodzie, rozmawia�em z alwami i kar�ami, krasnoludami i elfami, lud�mi i goblinami, wkroczy�em nawet na zakazane tereny Widm i powr�ci�em z Wiedz�. Na tchn�cych �mierteln� zaraz� bagnach Po�udnia bezkostne szare istoty odkrywa�y mi tajniki swojego pochodzenia; odlegli potomkowie Ksi�ycowego Zwierza, wilki ksi�ycowe, podczas d�ugich nocy w usianych szkieletami w�wozach Bj�rswerdenu zdradzali mi tajemnice swoich przeobra�e�; czarne, przypominaj�ce gigantyczne robale stwory w bezdennych przepa�ciach Moranii z sykiem opowiada�y o pochodach do Helu i o prawach Czarnego Traktu. Rozmawia�em z nieboszczykami, Pozbawionymi Spokoju, z czarownikami i szamanami �miertelnych, kt�rym Staro�ytni wiele wyjawili w swych Objawieniach. Magowie mojego Pokolenia zamkn�li przede mn� drogi do tego, co tajemne, musia�em wi�c szuka� innych �cie�ek. Dowiedzia�em si� wielu rzeczy. Zmieni�em si�. Czy pozostali to zrozumieli? W przestworzach nieba narodzi� si� wiatr, przelecia� nad wie�ami Zamku staro�ytnych, bawi�c si� wymy�lnymi wiatrowskazami. Nadal rozmawia�y ze sob� cichn�ce dzwoneczki. W dole p�yn�y chmury... Kto� bezszelestnie stan�� za moimi plecami. Spi��em si�, lecz nie odwraca�em. Do licha, to ona, znowu ona! Czego chce tym razem? Jaka� nowa gra?... - Gratuluj�, Hedinie - us�ysza�em jej g�os, �agodny, czaruj�cy, a jednocze�nie tak szczery, zdawa�oby si�, �e nie mo�na nim k�ama�. Czy�by naprawd� si� cieszy�a? Ona, kt�ra do�o�y�a tylu stara�, �eby pogrzeba� wszystkie moje przedsi�wzi�cia? - Gdyby zrobi� to ktokolwiek inny, zapomnia�by� o wszystkim i jedynym twoim pragnieniem sta�aby si� zemsta - zauwa�y�a p�g�osem, nie kryj�c, �e czyta w moich my�lach. Zapomnia�em si� i my�la�em otwarcie, jak cz�owiek. - Liczy�am, �e na mnie nie b�dziesz si� m�ci�... Albo przynajmniej zaczniesz nie od razu, a gdy och�oniesz, zrozumiesz, �e nikomu z Rady - mnie r�wnie� - twoje szale�stwo nie pozostawi�o innego wyj�cia. - Sygrlinn! - Przyznaj�, �e wym�wi�em jej imi� ze sporym trudem. Teraz nie zdo�a ju� nic przeczyta� w moim umy�le. - Nie m�wmy o przesz�o�ci. Co si� sta�o, to si� nie odstanie, przesz�o�ci nikt nie jest w�adny zmieni�. Pami�taj, �e si� nie ukorzy�em. - Czy my�lisz, �e rozmawia�abym z tob�, gdyby� wyrzek� si� samego siebie? Jeste� tym, kim jeste�. Czarodziejka Sygrlinn. Jedna z najpot�niejszych z naszego Pokolenia. Wprowadzona w tajemnice Wy�szej Magii, jedna z czternastu Mag�w tworz�cych Rad� Pokolenia... A w przesz�o�ci m�j g��wny przeciwnik. To ona przemieni�a w proch twierdz� moich uczni�w, zniszczy�a tak d�ugo tworzone przeze mnie Nocne Imperium, na ruinach mojego dzieci�cia wznosz�c swoje ukochane Strze�one Kr�lestwo. A niegdy�, u zarania naszego Pokolenia, moja ukochana. - I co dalej? - nie wytrzyma�em. - O czym pogaw�dzimy? Powspominamy, jak wznoszono B��kitne Miasto? A mo�e jednak porozmawiamy o czym� mniej odleg�ym? O, mam tak wiele do opowiedzenia! Na przyk�ad, jak prze�y� w�r�d wiecznych lod�w Hwerjelundu, wol� sprawiedliwej Rady pozostaj�c bez w�adzy nad Ogniem! Pos�uchaj, a nu� ci si� kiedy� przyda... Powstrzyma�a mnie gestem - nie gniewnym i nie wzgardliwym, lecz jak mi si� zdawa�o, pe�nym wsp�czucia. - Czemu tak m�wisz, Hedinie? - Przechyli�a g�ow� na bok. - Powiedz lepiej, co planujesz dla swojego Ucznia? Na pewno wymy�li�e� co� niezwyk�ego! Zgodnie z Prawem Staro�ytnych �aden Mag nie mo�e wtr�ca� si� w sprawy mi�dzy innym Magiem i jego Uczniami; nawet Rada nie mia�a do tego prawa. Nie mog�em zrozumie�, do czego ona zmierza. - Powiedz co� - poprosi�a nagle. - Zamkn��e� si� i nie wiem, o czym my�lisz, ale nie musisz powo�ywa� si� na Kodeks Z�otego Kr�gu, mog� to zrobi� sama. Dajmy spok�j wszystkim prawom i ustaleniom! Po prostu jestem ciekawa! Przecie� wiesz, �e nigdy ci� nie zdradzi�am i nie zaatakowa�am od ty�u. Pos�a�am ci wyzwanie zgodnie ze wszystkimi kanonami Staro�ytnych - na dwadzie�cia jeden dni przed wojn�. Poza tym... - Poza tym? Jakie to ma teraz znaczenie! - Nie mog�em pohamowa� goryczy i od razu zauwa�y�em w oczach Sygrlinn cie� satysfakcji. Chyba bawi�o j� szukanie dziur w pancerzu mojego spokoju. Straci�em cierpliwo��. Ruszy�em do ataku z uniesion� przy�bic� jak za dawnych lat. - B�d� mia� Ucznia - powiedzia�em powoli, patrz�c jej prosto w oczy. - Ucznia, kt�ry zostawi daleko w tyle wszystkich innych. Dam mu to, czego nie da�em jeszcze nikomu, stanie si� wielkim wojownikiem, znawc� sztuki wojennej i magicznej, naucz� go czu� ��dz� wiedzy i zaspokaja� j�, a on wzniesie kr�lestwo, jakiego nie zna�a historia �miertelnych! Odpowiedzi� na moj� zapalczyw� tyrad� by� grymas rozczarowania na twarzy Sygrlinn. Przerwa�em, tak jak przerywa�em niegdy�, widz�c najmniejsze oznaki jej niezadowolenia. Pokr�ci�a g�ow�, odwracaj�c wzrok. - To wszystko? - spyta�a rozczarowana. - Nie us�ysza�am nic nowego, a spodziewa�am si� czego� znacznie wi�cej, Hedinie! Czy jedyne, o czym my�lisz, to wojna? Doskonale wiedzia�em, co ma na my�li, m�wi�c �wi�cej�. - C� jeszcze opr�cz wojny mo�e by� godnym zaj�ciem dla m�czyzny? - Zacz��em si� z ni� dra�ni�, staraj�c si�, by ka�de moje s�owo brzmia�o niczym tajemna my�l, kt�rej wreszcie uda�o si� wyrwa� na zewn�trz. - Wojna jest szczytem ludzkiego ducha i losu! I zrobi� wszystko, �eby tym razem nic nie przeszkodzi�o mojemu Uczniowi wznie�� si� na prawdziwe wy�yny chwa�y! A co uzyskam ja - wybacz, to na razie tajemnica. Wprawdzie pos�a�a� mi wyzwanie, ale sama rozumiesz... - Twoja si�a polega mi�dzy innymi na tym - g�os Sygrlinn zabrzmia� niespodziewanie spokojnie - �e nigdy nie wiadomo, czy m�wisz powa�nie, czy �artujesz. Ale czy przesz�o�� niczego ci� nie nauczy�a? Tworzy�e� wojownik�w, pot�nych i silnych, odnosz�cych zwyci�stwa, a potem wszystko sko�czy�o si� strasznym pogromem i rzek� krwi twoich kontynuator�w! Pope�ni�a b��d, przyjmuj�c moralizatorski ton. Nie znosz�, gdy kto� mnie poucza. - Pozwolisz, �e o tym zadecyduj� sam - uci��em. - Dlaczego wszystkie kobiety, a w szczeg�lno�ci czarodziejki, tak lubi� w�cibia� nos w nie swoje sprawy? Nie by�bym sob�, gdybym nie podpowiedzia� mojemu Uczniowi, �eby trzyma� si� z daleka od waszego rodu! - Czy nie dlatego chcesz uczyni� ze swojego Ucznia ascet�, �e sam nie mia�e� wi�kszego powodzenia u naszego, jak si� wyrazi�e�, rodu? Cios poni�ej pasa. - Nie wnikam, jak i czego ty uczysz swoich wychowank�w - odpar�em, wpadaj�c w z�o��. Zacisn��em szcz�ki. - Wi�c zostaw mnie w spokoju! - Ja ci� zostawi�, Hedinie - odpar�a ze smutkiem. - Ale inni... - Z innymi sobie poradz�! - I odejdziesz na wygnanie, jak poprzednio? Uwa�aj, tym razem Merlin mo�e odwa�y� si� na co� wi�cej... Czy kiedykolwiek pozwoli�a, �eby ostatnie s�owo w dyskusji nie nale�a�o do niej? * Sygrlinn znikn�a - albo rozp�yn�a si� w powietrzu, co tak lubi�a robi�, gdy wraca�a na ziemi�, albo wybra�a inn�, nieznan� mi drog�. Nie wiedzia�em, gdzie si� podzia�a, tak czy inaczej na Radzie ju� jej nie by�o. Uspokaja�em si� powoli. Kim teraz by�a dla mnie Sygrlinn? Dawnym wrogiem, kt�ry daje do zrozumienia, �e nie mia�by nic przeciwko zawarciu pokoju? Starym przyjacielem, kt�ry usi�uje mnie uchroni� przed pope�nieniem fatalnego b��du? W tym momencie uderzy� Wielki Zamkowy Dzwon i wszystkie my�li wylecia�y mi z g�owy. O�y� Dzwon, odlany tak dawno temu, �e nawet Staro�ytnym wydarzenia tamtych dni wydawa�y si� ba�ni�. Ile� to lat nie s�ysza�em tego dumnego i w�adczego brzmienia, p�yn�cego z bezkres�w �rodkowego Nieba! Zupe�nie zapomnia�em o jego oddzia�ywaniu na takich jak ja... G�ow� �cisn�o imad�o t�pego b�lu - Rada jeszcze nie do ko�ca zdj�a ze mnie werdykt winy. Gdybym zbli�y� si� do Zamku w dniach wygnania, przed up�yni�ciem terminu, d�wi�ki Dzwonu doprowadzi�yby mnie do szale�stwa. Krwawa mg�a zas�aniaj�ca moje oczy odp�ywa�a powoli i niech�tnie. Nadal jednak skr�ca�o mnie z b�lu, a twarz zalewa� pot. Mag nie mo�e si� obej�� bez cielesnej pow�oki, ale na Wielkiego Ducha, ile� przysparza ona niewyg�d!... Zreszt� tyle� samo co przyjemno�ci. - Hedin, kt�ry Pozna� Ciemno��! - rozleg� si� p�yn�cy zewsz�d i znik�d zimny g�os. Po raz pierwszy od tysi�ca lat wymieni� moje imi� razem z tytu�em. Wielki Merlin, przyw�dca Rady Pokolenia. Dok�adnie tak samo, bez emocji wyg�asza� s�owa wyroku w dniach mojej kl�ski. Mimo najszczerszych ch�ci z pot�g� Merlina nie mog�em tu walczy�. Na razie. Kamienne p�yty si� rozst�pi�y i zobaczy�em znajom� do b�lu, niezmienion� mimo up�ywu tysi�cleci Sal� Rady. Po�rodku ogromny st� z hebanu, na �cianach tkane z�otem i srebrem gobeliny z herbami cz�onk�w Rady, kryszta�owa Kula Przeznaczenia na marmurowym postumencie w g��bi sali i trzyna�cie par spogl�daj�cych na mnie oczu. Tylko trzyna�cie - Sygrlinn na Radzie nie by�o. Zacisn��em z�by. Op�r zacz�� si�, nim zd��y�em przekroczy� pr�g. �aden z nich mi nie wierzy�. Nie mogli zmieni� zatwierdzonego Piecz�ci� Wieczno�ci postanowienia i dlatego sta�em tutaj, a nie wisia�em przykuty do jednej z Dolnych Ziem... Nast�pnym razem przed tym si� nie cofn�. Po�l� Astralnego Pos�a�ca do samego pa�acu Przedwiecznych W�adc�w po decyzj� - przecie� tak w�a�nie rozprawili si� z Rakotem. Ale nie ja pierwszy narusz� ten kiepski pok�j! Pos�uszny surowej etykiecie sk�oni�em si�, dotykaj�c praw� r�k� serca. Pod nogami zap�on�a srebrzysta dr�ka - od progu do Kuli Przeznaczenia. Zrobi�em kilka pierwszych krok�w. Kr�ci�o mi si� w g�owie, w skroniach t�tni�a krew. Usi�owa�em trzyma� si� prosto i ju� gdzie� w g��bi mnie zacz�a wrze� szalona, ob��kana rado��, stopniowo przebijaj�c si� do g�rnych warstw �wiadomo�ci - jakbym wychodzi� z zat�ch�ego bagna mira�y na twarde kamienie rzeczywistego �wiata. Ucze�! Dla mnie to s�owo hucza�o niczym miriady organ�w, p�on�o wszystkimi ogniami wszech�wiata i �wiat�em Obiecanego. Znowu wr�ci�em do �ycia, znowu �y�em! Trzyna�cie par spokojnych, oboj�tnych oczu �ledzi�o ka�dy m�j ruch, czu�em nacisk cudzych spojrze�... Musia�em zamkn�� sw�j umys� - cho� wiedzia�em, �e to jedynie nasili podejrzenia. Lecz je�li we�mie si� za mnie sam Merlin... M�g�bym broni� si� tu nawet przed nim, ale w�wczas pozna�by tajemnic� mojej nowej os�ony. Nie wolno nie docenia� si� Wielkiego Maga. I chocia� czu�em jego uwag�, jego ostre, przenikaj�ce coraz g��biej spojrzenie, ograniczy�em si� do zwyk�ej magicznej obrony, co dla Merlina by�o niczym stary zamek dawno porzuconego domu dla prawdziwego z�odzieja. - Kt�ry Pozna�e� Ciemno��, czas twojej kary min�� - rzek� Merlin, nie wstaj�c i patrz�c mi prosto w oczy. Ledwie wystarcza�o mi si�, �eby nie odwr�ci� wzroku. - Nie mo�emy d�u�ej pozbawia� ci� prawa do nauczania. Nie licz� na twoj� popraw� i m�wi� o tym otwarcie, przy wszystkich. Jednocze�nie musz� ci� przestrzec - je�li powr�cisz do dawnych praktyk, przeciwko tobie wyst�pi ju� nie tylko Sygrlinn. Wyst�pi� ja sam i nie �a�uj�c si�, wy�l� Astralnego Pos�a�ca po zezwolenie na odpowiedni� kar�, je�li znowu si� zbuntujesz. Nie radz� ci i�� drog� Rakota. A teraz... - Merlin, wbrew wszelkim zwyczajom i tradycjom, nie wsta�, �eby razem ze mn� si�gn�� po Ziarno Losu z Kuli Przeznaczenia, lecz demonstracyjnie usadowi� si� wygodniej w fotelu. - Teraz id� i we� to, co nale�y ci si� zgodnie z Prawem Staro�ytnych. I kln� si� na Ksi�ycowego Zwierza, �e gdyby nie to prawo, nie sta�by� tu dzisiaj. Merlin nigdy nie zni�a� si� do oszustw, zasadzek i podst�pnych atak�w zza w�g�a, wi�c jego s�owa nie zdumia�y mnie, chocia� zabrzmia�y niezwykle. Surowe kary istnia�y od zawsze, lecz po up�ywie terminu wygnania wszyscy, a przede wszystkim Merlin, usi�owali traktowa� odst�pc� bardzo serdecznie, ani jednym s�owem czy gestem nie wracaj�c do przesz�o�ci. Ale jego stosunek do mnie nie by� zaskoczeniem. Merlin nie na darmo nosi� tytu� Wielkiego, on wiedzia� to, czego jeszcze d�ugo nie domy�li si� �aden z cz�onk�w Rady: �e nie uspokoj� si�, dop�ki nie zajm� - co najmniej - jego miejsca albo dop�ki nie zostan� wyrzucony poza granice tego �wiata. Przede mn� wielkie czyny, zaplanowa�em co� niebywa�ego, co�, do czego przyda�oby si� stanowisko Przyw�dcy Rady. I gdyby Merlin nie wypowiedzia� tych s��w, trudno by�oby mi podnie�� bro� przeciwko niemu. Lecz wojna zosta�a wypowiedziana. Trzynastu tworz�cych Rad� Mag�w powiadomi�o mnie, �e nie pozwol�, bym zrobi� cokolwiek ponad to, co jest og�lnie przyj�te dla Maga. Doskonale! Spr�bujcie powstrzyma� mnie tym razem! Przyznaj�, �e dodawa�em sobie w ten spos�b animuszu. Wiedzia�em, �e na razie, aby mnie powstrzyma�, wystarczy dw�ch czy trzech cz�onk�w Rady - chocia� musieliby si� porz�dnie wysili�. Lecz je�li Merlin zdecyduje si� wyst�pi� przeciwko mnie osobi�cie, b�dzie ze mn� kiepsko. Dziwna rzecz, my�li rozb�yskiwa�y w mojej �wiadomo�ci, jakbym wszystko przemy�la� gruntownie dawno temu, a przecie� wchodz�c na p�yty Powietrznej Przystani Zamku Wszystkich Staro�ytnych, mia�em pewno��, �e nie b�d� musia� walczy� z ca�� Rad�, najwy�ej z Makranem i Esteri. Ale nie chcia�em k�ama� samemu sobie, wi�c pomy�la�em: Wiedzia�e� przecie�, �e nigdy ci nie przebacz�. Wiedzia�e�, sam si� do tego nie przyznaj�c. C�, lepiej p�no ni� wcale. I od razu musia�em st�umi� swoje my�li - Merlin, bezceremonialnie przebijaj�cy si� do mojego umys�u, niemal pokona� ostatnie bariery mojej ochrony. Ale nie na darmo tak d�ugo w�drowa�em mi�dzy �miertelnikami. Ludzie, jakby w ramach rekompensaty za znikomo�� ich ziemskiej drogi, posiadaj� zdumiewaj�ce talenty, a jednym z nich jest umiej�tno�� wewn�trznego milczenia i b�yskawicznej zmiany my�li. U�y�em teraz tego sposobu, zachowuj�c tajemnic� nowej ochrony na czarn� godzin�. I je�li nawet Wielki Merlin przeczyta� co� w mojej �wiadomo�ci, to jedynie irytacj� z powodu jego natr�tnej uwagi. Zatrzyma�em si� przed Kul� Przeznaczenia. Ziarno Losu Ucznia, kt�rego przeznaczyli mi Przedwieczni, p�on�o purpur�, le��c w swoim kryszta�owym gnie�dzie i pulsuj�c w rytm serca dziecka, kt�re jeszcze nie opu�ci�o matczynego �ona. Utkwi�em wzrok w Ziarnie - jeszcze nigdy jego kolor nie by� tak zbli�ony do koloru krwi. To b�dzie wojownik, wielki wojownik! Panowie Los�w niczego nie ukrywali. O, Wszechpot�ni Staro�ytni, ile� by�o w nim przyrodzonego okrucie�stwa! �wietnie. To znaczy, �e przyjmie moje nauki od razu, poniewa� b�d� odpowiada�y jego wewn�trznej potrzebie. Trudno by�oby wymarzy� sobie lepszego Ucznia do zamy�lonego przeze mnie dzie�a. Dzwoneczki ucich�y. Wyb�r zosta� dokonany, pozostawa�o jedynie wyj�� Ziarno. Powoli wyci�ga�em do niego r�k�, pr�buj�c sobie przypomnie�, jak odbywa�o si� to ostatnim razem. Ale wtedy, zgodnie z obyczajem, pomaga� mi Merlin, a teraz Przyw�dca Rady ograniczy� si� do obserwacji. Nagle mnie ol�ni�o. Chc�, �ebym zabi� w�asnego Ucznia od razu przy jego narodzinach! Wszystko odby�oby si� zgodnie z prawem - Mag, kt�ry nie zdo�a� wzi�� Ziarna, na d�ugi czas zostaje pozbawiony prawa do wzi�cia nast�pnego. Chocia�, z drugiej strony, po d�ugotrwa�ym wygnaniu ten �d�ugi czas� wyda�by mi si� okamgnieniem - czym�e jest jedno stulecie w por�wnaniu z dziesi�cioma wiekami? No c�, nie pozostawa�o mi nic innego, jak podj�� to wyzwanie. Powoli, bardzo powoli musn��em Ziarno - i n�dzarka mieszkaj�ca w rozwalaj�cej si� chacie poczu�a pierwsze skurcze porodowe. Pod��y�em tam wszystkimi si�ami �wiadomo�ci. Zobaczy�em �a�osny, zbity z kawa�k�w desek kulawy st�, wyszczerbione naczynia, ��ko - stert� brudnych �achman�w oraz le��c� na tych �achmanach kobiet�. Nikogo przy niej nie by�o. Nie mia�em prawa z�o�ci� si� na Przeznaczenie czy przeklina� Merlina. Gdy na �wiat przychodz� Uczniowie Mag�w, porody s� zawsze ci�kie i o wiele bardziej niebezpieczne ni� zwyk�e. Cz�sto zdarza si�, �e matki umieraj�, niejednokrotnie umieraj� r�wnie� dzieci. Spr�bowa�em przygasi� z�owieszczy blask Ziarna, pal�cego si� wewn�trznym p�omieniem. Uda�o mi si�, chocia� czu�em si� tak, jakbym go�ymi r�kami �ciska� roz�arzony do czerwono�ci metal. Kobieta poczu�a kr�tkotrwa�� ulg�. Ale to dawa�o mi jedynie kilka minut przerwy. Zadanie nadal pozostawa�o nierozwi�zane, a co gorsza, nie widzia�em �adnych mo�liwo�ci rozwi�zania! Mog�em zrobi� jedn� rzecz - zakazan� nie tylko mnie, ale w og�le wszystkim Magom. Tego sposobu u�yto raptem kilka razy i zawsze niezb�dna by�a pomoc ca�ej Rady zebranej w Zamku Staro�ytnych, �eby od u�ycia tego �rodka ca�y �wiat nie stan�� do g�ry nogami. Mimo ca�ej swojej pot�gi i wiedzy, Mag nie mo�e bezpo�rednio os�oni� nikogo przed fizyczn� �mierci� z Zamku Staro�ytnych, musi u�y� po�rednik�w, pojawiaj�cych si� w odpowiednim miejscu we w�a�ciwym czasie. Zmru�y�em oczy. Bardzo wyra�nie, jakby z lotu ptaka, ujrza�em chat�, otaczaj�ce j� pola i ogrody, p�oty i szopy, inne domy, drogi... Skoncentrowa�em ca�� swoj� wol�, pal�c j� w zimnym ogniu Zamkowego Ogniska, i niczym p�on�cy niebia�ski bolid spad�em na �wiat, ognist� kling� rozcinaj�c warstwy Rzeczywisto�ci, zmuszaj�c do wrzenia Rzeki Czasu. W�adczo rozsun��em warstwy bytu, szczodrze czerpi�c si�y z arsena�u wyposa�onego przez Wszystkich Staro�ytnych. Wypad�em ze zwyk�ej przestrzeni, nic nie widz�c przed sob�, czuj�c jedynie wibruj�c� pod moimi nogami pod�og�. Wok� Zamku szala�o ogniste tornado, fala uderzy�a w trwa�e przypory, sta�em si� niemy, wch�aniaj�c coraz to nowe strumienie niebywa�ych wizji, szuka�em kogo�, kto m�g�by uratowa� mojego Ucznia. I zanim uwolnione przeze mnie widmowe Smoki Czasu, zamieszkuj�ce jego bezkresne fale, wczepi�y si� k�ami w �wiat, znalaz�em w ko�cu cz�owieka, kt�rego szuka�em, i rozcinaj�c, rozr�buj�c przeszkody, pod��y�em wprost do niego... Kupiec poczu� lekkie zawroty g�owy. Gdy min�y, podejrzliwy handlarz postanowi� na wszelki wypadek odpocz��. Karawana zjecha�a z traktu i niemal od razu pomocnicy i sam kupiec ujrzeli przekrzywion� chatynk�, z kt�rej dobiega�y rozdzieraj�ce j�ki, najwyra�niej kobiece. - Zajrzyj no tam, sprawd�, co si� dzieje - poleci� kupiec pomocnikowi, kt�ry nie bez wstr�tu wsun�� g�ow� przez uchylone drzwi. - Baba rodzi, panie! - krzykn��, odwracaj�c si�. - M�czy si� wida�!... - Anzelmie, pom�cie jej - rzek� kupiec, cz�owiek do�� serdeczny i ludzki. Jeden z jego towarzyszy, w p�aszczu i czapce lekarza, sk�oni� si� i skry� w chacie. �cianami Zamku wstrz�sa� niewiarygodny sztorm. Niewidoczne fale oszala�ych Mocy przelewa�y si� przez niego, jakby ju� za chwil� mia�y wyszarpn�� gw�d� scalaj�cy warstwy Rzeczywisto�ci. Ca�a Rada z Merlinem na czele zerwa�a si� na r�wne nogi, tworz�c szeroki kr�g. Je�li nie uspokoj� wywo�anego przeze mnie trz�sienia �wiata, Zamek Staro�ytnych rozpadnie si� w py�. Trudno b�dzie tego unikn��, ale nie jest to niemo�liwe. A ja, nie pozwalaj�c sobie na chwil� przerwy, ostro�nie ci�gn��em Ziarno Losu w g�r� z jego kryszta�owego pojemnika. Szalej�ca w Rzeczywisto�ciach i Mi�dzy-Rzeczywisto�ciach burza ma�o mnie obchodzi�a. P�omyk Ziarna pulsowa� mi�dzy moimi d�o�mi. Ostro�nie, staraj�c si� nie zachwia� i nie szarpa�, wstrzymuj�c oddech, ci�gn��em Ziarno do siebie. Merlin krzykn�� g�o�no, stoj�c nad p�on�cym Zamkowym Ogniskiem, a ja, cho� poch�oni�ty wyjmowaniem Ziarna, nie mog�em nie zachwyci� si� gigantyczn� pot�g�, jak� w�o�y� w zakl�cie. �ci�gni�te przez niego moce mog�y poradzi� sobie ze �redniej wielko�ci Ciemn� Armi�. I gdy zabrzmia�y s�owa pot�nego zakl�cia Merlina, w ko�cu wyj��em swoj� bezcenn� zdobycz. Ziarno Losu le�a�o na mojej d�oni. ...A doktor Anzelm trzyma� na r�kach czerwonego, pomarszczonego noworodka, kt�ry od razu zacz�� g�o�no, ze z�o�ci� krzycze�. Po zakl�ciu Merlina burza cich�a, wibracje pod�ogi i �cian powoli s�ab�y. Poczu�em zgodne, pot�ne uderzenia zjednoczonych si� Mag�w Rady, przesuni�te przeze mnie warstwy wszech�wiata powoli wraca�y na swoje miejsca. Ziarno Losu schowa�em do woreczka na piersi i od razu poczu�em p�yn�ce od niego ciep�o. Nie mia�em nic wi�cej do za�atwienia w Zamku (nawet nie wszed�em do swoich komnat), nie by�o te� sensu �egna� si� z kimkolwiek. Nie patrz�c na nikogo, wyszed�em, a� do samej balustrady czuj�c na plecach zimne spojrzenie Wielkiego Merlina. Zostawiaj�c nieco pieni�dzy i jedzenia kobiecie, kt�ra powoli dochodzi�a do siebie po ci�kim porodzie, kupiec poleci� rusza� w drog�. Doktor Anzelm osiod�a� swojego spokojnego konia, wydawa� si� czym� nadzwyczaj poruszony, mo�na nawet powiedzie� - wystraszony. - Wygl�da pan na bardzo wzburzonego, Anzelmie - zauwa�y� kupiec, kt�ry ju� zapomnia� o swoim pragnieniu odpoczynku. - Co pana tak zdumia�o? - Zdumia�o? - wyszepta� gor�czkowo doktor, rozgl�daj�c si� i nachylaj�c do ucha kupca. - Powiedzcie lepiej - przerazi�o! Wiele porod�w odebra�em w swoim �yciu, ale jeszcze nigdy nie widzia�em noworodk�w z oczami starc�w! - Czy�by? - zapyta� z pow�tpiewaniem kupiec, cz�owiek rozs�dny i trze�wo my�l�cy. - Jestem tego absolutnie pewien. - Anzelm skin�� g�ow�. - To by�y oczy z�ego starca, kt�ry d�ugo �y� i wiele widzia�. A potem wyda�o mi si�, �e trac� rozum - te straszne oczy nagle si� zmniejszy�y, zmieni�y i sta�y si� oczami zwyk�ego dziecka. Brr! Jasny Jamercie, chro� nas przed wizjami Mroku! - Anzelm uczyni� r�k� gest ochronny. Kupiec powt�rzy� ten gest, cho� bez zbytniej nabo�no�ci. Wida� by�o, �e opowie�� m�odego doktora nie wywar�a na nim wi�kszego wra�enia. Karawana stopniowo skry�a si� za zakr�tem... Odprowadzi�em ich wzrokiem, szczelniej otulaj�c si� swoim szarym �ebraczym p�aszczem. C�... ca�kiem sympatyczne miejsce, czysto, niedaleko �r�d�o... Wie� w odleg�o�ci p� mili, nieopodal las, rzeka... Zaraz zobaczymy, gdzie si� tu mo�na urz�dzi�... Chyba tutaj, za wzg�rkiem, �eby tak nie ci�gn�o od wody. Rozwi�za�em worek i wyj��em naostrzon� siekier� ciesielsk�. Ju� po godzinie sta� przede mn� do�� zno�ny sza�as, kt�ry mia� mi s�u�y�, dop�ki nie zdob�d� lepszego mieszkania. No c�, musz� si� na razie rozsta� z my�lami o pa�acach i piernatach. Roz�o�y�em swoje rzeczy i poszed�em do chaty przez drog�. - Czy mo�na? - zastuka�em ostro�nie kosturem w futryn�. Pytanie zada�em wy��cznie z grzeczno�ci, rozeschni�te i pop�kane drzwi i tak by�y uchylone. - Kogo tam Ciemno�� niesie? - odpowiedzia� ochryp�y, s�aby g�os. - S�ysza�em, �e dzi� urodzi�a�, przyszed�em si� dowiedzie�, czy czego� nie potrzeba - wyja�ni�em, na razie nie wchodz�c. - Wody albo drew... Jestem twoim nowym s�siadem. - No, no - kobieta u�miechn�a si� z�o�liwie w k�cie izby (sk�d ma jeszcze si�� na z�o�liwo��?). - Przez ca�e �ycie tylko szturchali i potr�cali, nikt dobrego s�owa nie powiedzia�, a dzisiaj jeden za drugim przychodz� wsp�czu� i pomaga�. Wejd�, wsp�czuj�cy, zobaczymy, kim jeste�. Dziecko zacz�o p�aka�. Wioska, nieopodal kt�rej sta�y nasze chaty, nazywa�a si� Jol. �eby w niej zamieszka�, nowo przyby�y musia� zap�aci� podatek, a je�li nie m�g�, nie mia� prawa osiedli� si� bli�ej ni� w odleg�o�ci p� mili od najdalszych domostw. Ze Swaw�, matk� dziecka, dogadali�my si� szybko. Z tego, co zrozumia�em, prawdziw� �ebraczk� nigdy nie by�a, zreszt� o przesz�o�ci m�wi�a niech�tnie, a ja si� nie dopytywa�em i nie pr�bowa�em wywiedzie� swoimi sposobami - po co mi to? I tak ju� wkr�tce nie mog�a si� beze mnie obej��. W jej ramionach ch�opiec zanosi� si� p�aczem, nawet najedzony, u mnie na r�kach natychmiast si� uspokaja� i zasypia�. Ponadto znalaz�em wsp�lny j�zyk ze starszym Jolu i zacz��em korzysta� za grosze z ludzi i byd�a. Potem przepowiedzia�em pogod�, zawstydzaj�c wiejskich znawc�w, i na wiosn� ja i Swawa mogli�my ju� zamieszka� we wsi, lecz kobieta nie chcia�a. Nie mog�a zapomnie� ludziom krzywd i poni�e�. To akurat by�o mi na r�k�. Im mniej �wiadk�w, tym lepiej. Nie da si� ukry�, �e Swawa okaza�a si� z�� matk�. Tak przywyk�a do mojej pomocy, �e ju� po kilku miesi�cach nawet nie prosi�a, lecz domaga�a si� pieni�dzy na alkohol. Dawa�em jej, �eby m�c samemu zaj�� si� Hagenem. Nada�em mu to imi� na cze�� mojego drugiego Ucznia, kt�ry zmar� na moich oczach - Hagena z Tron je, zaufanego kr�l�w Wormsu; o ich strasznej �mierci u�o�ono niema�o pie�ni. Ju� wkr�tce ch�opiec ca�kowicie przeszed� pod moj� opiek�. Min�� rok, bogaty i obfity, potem drugi... Hagen r�s�, nazywa� mnie dziadkiem, zadawa� ci�gle pytania �dlaczego�, a� wreszcie, pewnego pi�knego dnia, gdy sko�czy� sze�� lat, oznajmi�, �e chce si� nauczy� bi�. W duchu otar�em pot z czo�a - i zacz��em go uczy�. P� roku p�niej Hagena bali si� ju� wszyscy ch�opcy, nawet czternastoletnie wyrostki. Gdy sko�czy� osiem lat, odebra� �ycie swemu pierwszemu Wrogowi - gro�nemu wilkowi, staj�c przeciwko niemu ze scyzorykiem. Trzy lata p�niej wie� spalono za zaleganie z podatkami. Pijany stra�nik uderzy� mieczem Swaw�, �ciskaj�c� kurczowo worek m�ki, i od razu upad� - Hagen skoczy� mu na ramiona z belki sufitowej, bez wahania wbijaj�c ostry n� w miejsce pod uchem. Ja w tym czasie le�a�em bez ruchu, udaj�c, �e straci�em przytomno�� pchni�ty przez stra�nika, kt�ry wdar� si� do chaty, i w milczeniu obserwowa�em Hagena. Ch�opak nie zawi�d� moich oczekiwa�. Trz�s� mn� ze wszystkich si�, wo�a�, ale to stropienie trwa�o zaledwie kilka sekund. Potem chwyci� odpowiedni �rodek z mojego worka i ja �odzyska�em przytomno��. - �yjesz? Nie z�ama� ci nic? Sta� przy mnie z krwi� zabitego przez siebie cz�owieka na r�kach i �zami z�o�ci w oczach. - Troch� tylko poturbowa�. To nic, wydobrzej�. Zuch z ciebie! - By�my im dali, gdyby� nie upad�! - Jeszcze odp�acimy im za wszystko, za twoj� matk� r�wnie�. Ale w tym celu musisz si� uczy�. - B�d�! B�d�! A ty... b�dziesz mnie uczy�? - Oczywi�cie, Hagenie. Rozdzia� 3 Po rozstaniu z Frodim i Gudmundem Hagen pojecha� na po�udnie. W drodze nie spotka� �adnej �ywej istoty. Do kamienistych zboczy g��bokiego w�wozu, przez kt�ry jecha�, przytula�y si� jedynie stare sosny. Kary �rebiec szed� naprz�d, pos�uszny je�d�cowi, ale czasem, przestraszony, zaczyna� chrapa� i zapiera� si�, a wtedy Hagen musia� zsiada� i uspokaja� konia. Mimo pal�cego niemi�osiernie s�o�ca nie zdj�� zbroi - od kilku godzin czu� na plecach czyj� wrogi, nieludzki wzrok. Mimo to si� nie odwraca�. Z do�wiadczenia wiedzia�, �e niecz�owiek albo atakuje od razu, albo nie atakuje wcale. W okolicach �ywych Ska� nie by�o ani garryd, ani hed�w. Jedynie mormaty, ludojadysamotnicy, koszmarne twory Rakota z czas�w rozkwitu jego pot�gi, p� o�miornice, p� ptaki, czasami zap�dza�y si� tutaj, �eby zapa�� w czarny sen w P�omiennej Dolinie. �y�a tu r�wnie� jeszcze jedna istota, do kt�rej w�a�nie zmierza� Hagen. Wiedzia�, �e w sprawie Garma najlepiej by�oby poradzi� si� Nauczyciela, ale ten wyruszy� na jedn� ze swych zagadkowych w�dr�wek i do jego powrotu - a nigdy si� nie sp�nia� - pozostawa�y dwa miesi�ce. Garmem, Psem karmionym w Helu mi�sem nieboszczyk�w, nale�y zaj�� si� jak najszybciej, w przeciwnym razie... Czarownik m�wi�, �e wtedy Bogowie zst�pi� z niebios przed czasem, a to oznacza�oby fiasko wszystkich, z takim trudem przygotowywanych zamys��w! I dop�ki wie�ci nie dotar�y do Tron�w W�adc�w, on, Hagen z Jolu, tan Hedinseyu, musi sam pokona� potwora. Ale kto, do licha, z takim uporem wpatruje si� w jego plecy? Przecie� wiadomo, �e do �ywych Ska� ludzie tak po prostu nie chodz�, panuj�cy w tym miejscu strach przegoni ka�dego, pr�cz tego, kto, podobnie jak Hagen, umia� Kierowa� i Podporz�dkowywa�. Ale kto m�g� tak bezczelnie gapi� si� w plecy cz�owieka posiadaj�cego te umiej�tno�ci? Co to za dziwne �ledzenie, je�li to by�o �ledzenie? A mo�e to jaki� niedo�wiadczony amator ludzkiego mi�sa? Tan demonstracyjnie po raz kolejny sprawdzi�, czy miecz �atwo wysuwa si� z pochwy. S�ynna b��kitna stal musia�a da� prze�ladowcy do my�lenia. Znali j� wszyscy, nawet najg�upsze garridy i bezm�zgie hedy. Nie m�wi�c ju� o Nocnych Amazonkach. Jednak uparte spojrzenie nie znikn�o. Hagen wzruszy� ramionami. Dobrze, chce patrze�, to niech sobie patrzy. Za�atwi� skradaj�cego si� z ty�u niecz�owieka mo�na, ale to do�� k�opotliwe, zreszt� po co? Nikt nie zaryzykuje starcia ze Starym Hroptem, a do niego w�a�nie zmierza� tan. O Hropcie wiedzieli wszyscy, lecz niewielu o�miela�o si� pojawia� w jego maj�tno�ciach. Powiadano, �e jest jako� zwi�zany z Orlangurem i Demogorgonem. A tych dw�ch wszyscy �ywi - oczywi�cie z wyj�tkiem M�drych - bali si� bardziej ni� �mierci czy ha�by. Uwa�ano, �e nad jednym i drugim sprawuj� obaj w�adz�. Dlatego Hropt mia� do czynienia z wieloma, ale nikt nie wa�y� si� mie� do czynienia z nim. Hagen podejrzewa� (Nauczyciel nieraz o tym wspomina�), �e si�y �ywych Ska� s�uchaj� w�a�nie Hropta. Staremu uda�o si� stworzy� niewielki zak�tek, w kt�rym by� niemal wszechpot�ny. W�w�z zamieni� si� w w�ski kamienisty par�w, wilgotny i zimny, pod ko�skimi kopytami niespodziewanie co� zamrucza�o, posypa�o si� kilka kamieni. Ostatnie ostrze�enie dla szale�ca, kt�ry zdo�a� dotrze� do samych Wr�t. Trzeba si� tu zatrzyma�, zanim pojawi� si� Kamienni Stra�nicy. Ciekawe, jak poradzi sobie z nimi ten, kto szed� z ty�u? Hagen wyj�� z przytroczonej do siod�a torby zapasowy p�aszcz, omota� nim �rebcowi �eb, potem odpasa� miecz

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!