Nawrot Aneta - Strych

Szczegóły
Tytuł Nawrot Aneta - Strych
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Nawrot Aneta - Strych PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Nawrot Aneta - Strych PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Nawrot Aneta - Strych - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Aneta Nawrot Tytul: STRYCH Z "NF" 11/95 Miałem dwadzieścia osiem lat. Pracowałem w biurze projektów. Szefostwo chwaliło moje pomysły. Często słyszałem, że wszystko jest przede mną. - Niech pan tak dalej trzyma - mówił kierownik pracowni. - Z tymi pomysłami i pracowitością dojdzie pan, panie Karolu, do sukcesu. Te słowa uskrzydlały mnie i podtrzymywały na duchu. Do biura przychodziłem pierwszy, wychodziłem ostatni. W domu nie miałem miejsca do pracy. Do mojego pokoju - 9 metrów kwadratowych - oprócz deski kreślarskiej nic więcej nie wchodziło. Z pieniędzmi też było krucho. Oszczędności nie wystarczały na zakup najmniejszej kawalerki. Doszedłem do wniosku, że wyjściem będzie zagospodarowanie strychu. Większość moich znajomych już to zrobiła. Złożyłem papiery. I o dziwo, urzędniczka powiedziała, że mogę wybrać sobie lokalizację. Obejrzałem kilka pomieszczeń. Zafascynowała mnie budowla przy Senatorskiej. Stara willa, pamiętająca poprzedni wiek. Wszystko za nią przemawiało. Strych był wysoki - w najniższym miejscu miał dwa i pół metra. Nie trzeba się było na niego wdrapywać, bo willa była dwupiętrowa. Usytuowanie też było wspaniałe - piękny stary park i kawałek wypielęgnowanego ogrodu. Otrzymałem przydział i wybrałem się po klucze. Zadzwoniłem. Otworzyła gosposia. - Dzień dobry. Nazywam się Karol Sawicki. Gosposia odrzekła: - Tak, spodziewałyśmy się pana. Proszę wejść. Jednak muszę uprzedzić, że pani Starska kazała mi ostrzec, że kluczy nie da. Rozmyśliła się. Wszystko inne wytłumaczy panu przy herbacie. Wszedłem do wskazanego pokoju. Na wspaniałej secesyjnej kanapie siedziała starsza pani. Miała mleczne, starannie uczesane włosy i przepiękne błękitne oczy patrzące z ufnością. - Proszę siąść - powiedziała. Usiadłem. Gospodyni nalała mi filiżankę herbaty i poprosiła, abym opowiedział o sobie. Krótko powiedziałem, kim jestem. - Myślę, że nie ma o czym więcej rozmawiać - zakończyłem prezentację. - Bo pani zdecydowała już, że nawet nie mogę wejść na strych. Właścicielka powstrzymała mnie gestem. - To prawda. Jeszcze dziś rano postanowiłam, że nikt nie będzie remontował strychu. Proszę mi wierzyć, to dla mnie trudna decyzja. Willę tę zaczął mój ojciec, a zakończył mąż... Teraz jednak, kiedy pana poznałam, nie mam żadnych wątpliwości, że jest pan właściwą osobą. - Wstała i ku mojemu zdziwieniu podała mi klucze. - Proszę remontować, lecz mam prośbę, by prace nie trwały dłużej jak do 22.00 - dodała na pożegnanie. Coś mnie do tego domu ciągnęło, jakaś niewidzialna siła. Projekt zrobiłem w jedną noc. Miejsce na pracownię było najdoskonalsze. Okna, które zaprojektowałem, zapewniały światło dzienne od świtu do późnego wieczoru. Raj na ziemi. Według mojego projektu część strychu była dwupoziomowa. Nad kuchnią miejsce do spania. Wejście po pięknych drewnianych schodach. Prace wykonać miała zaprzyjaźniona ekipa budowlana. Wspólnie zrobiliśmy wyliczenie. Okazało się, że moje oszczędności i premia gwarancyjna z książeczki mieszkaniowej w zupełności wystarczą. Może nawet coś niecoś zostanie na meble. Każdego popołudnia przychodziłem na strych. Nadzorowałem prace, oglądałem każdy kąt. Głaskałem belki. Wszystko to było moje! - Sto pięćdziesiąt metrów powierzchni - mówiłem do siebie. - Taka przestrzeń. Siedziałem na stercie starych gratów. Uwielbiałem wdychać to na wpół stęchłe powietrze. Też było moje. Wspaniałe i cudowne. Pewnego niedzielnego wieczoru przyszedłem na strych sam. Dzień wcześniej byłem w delegacji i nie mogłem śledzić prac. Pracownicy zaczęli budowę mojej pracowni. Przy okazji zburzono część ściany. Moim oczom ukazał się róg pokoju - północno-wschodniego - a w nim szczelina. Do tej pory jej nie było. Kiedy przybliżyłem dłoń, szczelina zaczęła się rozchylać. Najpierw weszła moja ręka, a później całe ramię. W pewnej chwili zauważyłem, że - w połowie - znalazłem się za szczeliną. Wystraszyłem się. Lecz ciekawość była silniejsza. Tym razem włożyłem głowę. Z drugiej strony ujrzałem piękną łąkę. Postanowiłem zaryzykować. Wyszedłem z dziupli bardzo starego dębu. Stał pośrodku polany. Ptaki śpiewały. Powietrze fantastyczne. W dali była osada. Zatrzymałem się. Wróciłem na strych. Następnego dnia znów przedostałem się do innego świata. Tym razem przybliżyłem się do wioski. Lecz znów brakło mi odwagi, by wejść do któregoś z domków. Wróciłem. Wyszedłem z willi. Obejrzałem ją z każdej strony. Myślałem, że jest to może przejście do jakiejś oranżerii. Lecz nie. Róg domu był nienaruszony. Następnego dnia znów wszedłem do rogu. Tym razem zaopatrzyłem się w chlebak. Miałem w nim trochę jedzenia i bardzo ostry nóż. Podszedłem do zabudowań. Nagle drzwi jednego z domków otworzyły się. Stanął w nich postawny, starszy mężczyzna. - Pan pewnie z daleka - powiedział. - Tak - odrzekłem. - Zapraszam więc do środka. Wędrowiec na pewno zmęczony... Proszę dalej - zachęcał. Izba była czysta, zadbana. Obielony piec. Stół wyszorowany. Gospodyni z uśmiechem podawała wieczerzę. Zjedliśmy. Dom wyglądał jak sprzed stu lat. Zapytałem gospodarzy, czemu żyją bez elektryczności. Nie odpowiedzieli wprost. Po chwili wyjaśnili, że lubią naturę... Nie zadawałem więcej pytań. Spostrzegłem, że się ściemniło. Mężczyzna odgadł chyba moje myśli i rzekł: - Niech się wędrowiec nie martwi. Może przenocować u nas. Miejsca dosyć. Jutro pójdzie w drogę. Córka nocuje u kuzynki w sąsiedniej wsi. Więc jej pokój jest wolny. Zaprowadzono mnie na piętro. Niewielki, bardzo przytulny pokoik. Będę spał w pokoju dziewiczym - przemknęło mi przez głowę. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnąłem. Śniło mi się, że szuka mnie policja, rodzina i wszyscy znajomi. - Przepadł jak kamień w wodę - powiedział mój przyjaciel do szefa. Druga część snu była przyjemniejsza. Odwiedziła mnie piękna niebieskooka dziewczyna. Ta noc była dla niej pierwszą, a dla mnie najcudowniejszym przeżyciem. Obudził mnie śpiew ptaków. Ubrałem się i zszedłem na dół. Śniadanie już czekało. Gospodyni uśmiechnęła się na powitanie. - Gdzie mąż? - zapytałem. - Poszedł do pracy. Dzisiaj mają wyrąbać wielkie drzewa. Wszystkie bardzo stare dęby. Zaczęli więc wcześnie - wyjaśniła gospodyni. - A wasza córka? - Już powinna wrócić - odrzekła gospodyni, nie przerywając prac domowych. Coś nie dawało mi spokoju. Zjadłem, podziękowałem i pożegnałem się. - Wracam - wyjaśniłem krótko. Nic się nie odezwała, tylko znowu się uśmiechnęła. Wyszedłem na polanę i zacząłem iść w stronę starego dębu. Nagle moje nogi zrobiły się jak z waty. W miejscu starego drzewa stał świeży pień! Dąb ścięto. Nikogo wokół. Coś zawirowało mi przed oczami. Straciłem przytomność. Ocknąłem się w tym samym łóżku, w którym wcześniej spędziłem niezapomnianą noc. U wezgłowia siedziała dziewczyna z mego snu. Patrzyła na mnie niebieskimi oczami. - Kim jesteś? - zapytałem. - Nie wiesz? Poznaliśmy się ubiegłej nocy. Jestem córką gospodarzy. Uśmiechnęła się i przyłożyła do mojej głowy zimny kompres. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Z dziewczyną wziąłem ślub. Przez wiele lat pracowałem z teściem przy wyrębie lasów. Sam tego chciałem. Każde stare drzewo dokładnie opukiwałem. Miałem nadzieję, że znajdę przejście. Tęskniłem za ściętym życiem. Na nic. Nie znalazłem. Po pięciu latach małżeństwa żona zaszła w ciążę. Mój teść był tak szczęśliwy, że postanowił zrobić nam prezent. Odkupił od dziedzica plac z willą, którą ten wybudował dla swojego przedwcześnie zmarłego syna. Dom trzeba było wyremontować. Kiedy poszedłem zobaczyć to cudo, oniemiałem. Był to ten sam dom, w którym, w poprzednim życiu adaptowałem strych. Poczułem, że jest to moja szansa. Wszedłem na strych. Znalazłem ściankę, którą bez trudu zburzyłem. Moim oczom ukazał się północno-wschodni róg. Była w nim szczelina. Chwila wahania. Przypomniałem sobie piękne błękitne oczy mojej żony... Pomyślałem jednak, że zawsze mogę wrócić. Chciałem tylko zobaczyć, czy ktoś w przyszłości już zajął mój strych. Wszedłem w szczelinę. Zrobiłem to jednak nieostrożnie. Potknąłem się i zacząłem spadać. Im bliżej byłem dołu, tym wyraźniej słyszałem uderzenia siekier i pracę pił. Aneta Nawrot ANETA NAWROT Dziennikarka "Gazety Wyborczej". Mieszka i pracuje w Częstochowie. (mp)