1151
Szczegóły |
Tytuł |
1151 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1151 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1151 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1151 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
-/\^ pochodzi od francuskiego s�owa f r i v o l e - p�ochy, lekkomy�lny, b�ahy. Frywolitki za�, czyli, powiedzmy, b�ahostki - to nazwa prze�licznych koronek, kt�re potrafi wykona� w�asnor�cznie moja Mama. Pomys�, by nazwa tych koronek by�a tytu�em felietonu, wzi�� si�, m�wi�c otwarcie, z bezsilnej zawi�ci. Uczucie to opanowuje mnie zawsze, gdy widz�, co moja Mama potrafi zrobi� swoimi r�kami, w zasadzie bardzo podobnymi do moich, z tym, �e jednak moje s� bardziej - jak to si� m�wi - ma�lane. Frywolitki, jakie wykonuje moja Mama przy u�yciu Specjalnego Cz�enka, s� tak precyzyjne, wdzi�czne i �adne! Zaczyna si� od ma�ego oczka, a potem ju� tylko - ba, tylko!
- snuje si� i nawija w k�eczko, dorabiaj�c oczka nast�pne, oraz zawijaski, figlaski, z�bki, wypustki i inne dygresje. Kiedy raz siedzia�am, wpatruj�c si� z nabo�nym podziwem w to, co Mamie udaje si� wyczarowa� ze zwyk�ych nici, pomy�la�am sobie na pociech�, �e w�a�ciwie to i ja tak potrafi�, tylko nie r�kami, a g�ow�. I �e mo�na by spr�bowa� zrobi� frywolitki - mentalne.
Co do podtytu�u: "ot�, jecha�am sobie kiedy� tramwajem przez moje rodzinne miasto Pozna� i jak zwykle bezwstydnie pods�uchiwa�am, co m�wi� do siebie pasa�erowie, stoj�cy w t�oku. (Uwielbiam pods�uchiwa� te rozmowy i z urywk�w zda� domy�la� si� historii �ycia, a nawet - wyobra�a� sobie dalsze losy bohater�w.) Obok mnie, na pomo�cie, sta�a para nastolatk�w. Panienka by�a mo�e �smoklasistk� i mia�a to, co nazywam O�owianym Okiem, czyli spojrzenie nie ska�one g��bsz� my�l�, bez tego szczeg�lnego blasku, jaki nadaje oku czytanie. Ch�opiec te� mia� O�owiane Oko, a kiedy mu panienka opowiada�a
M. Musierowicz, Frywolitki, czyli ostatnio przeczyta�am ksi��k�!!!, Wydawnictwo Akapit Press, ��d� 1997 r.
tre�� ostatniego odcinka "Dynastii", ziewa� bez �enady. Do dziewczyny dotar�o wreszcie, �e konwersacja raczej kona, wi�c, by j� o�ywi�, zakrzykn�a porywczo: - A wiesz?! Ostatnio przeczyta�am ksi��k�!!.' - i spojrza�a na niego w oczekiwaniu efektu tego niezwyk�ego wyznania. Wra�enie wywar�a jednak wy��cznie na mnie: przytai�am si�,
zamieni�am w s�uch i z napi�ciem oczekiwa�am, co b�dzie dalej i jaki to tytu� zaraz padnie.
Lecz m�odzieniaszek, ziewn�wszy zn�w, wcale nie zapyta�: "Jak� ksi��k�?"
Nie. On zapyta�: - Dlaczego?! Prawd� m�wi�c, do dzi� rozmy�lam nad odpowiedzi�. St�d felieton.
Tyle przypomnie�. Przejd�my do polemiki z Kochan� Czytelniczk� z Krakowa, Miros�aw� P., kt�ra napisa�a do mnie ostatnio (by� to, mam wra�enie, pocz�tek listopada. Czas mknie jak rakieta, a Wy piszecie do mnie coraz wi�cej list�w, co Pani Listonoszka przyjmuje ze zdumieniem i trwog�. Je�li kiedy� mog�am � czystym czo�em stwierdzi�, �e odpisuj� na wszystkie listy, to ostatnio, zw�aszcza w okresie przed�wi�tecznym, musia�am mocno spu�ci� z tonu). Ot� Mirka P. zawiadomi�a mnie, �e musi �e mn� popolemizowa�, gdy� jestem nieco nietolerancyjna. Pisze wi�c'. Pani nie toleruje ludzi, kt�rzy nie czytaj� ksi��ek. Pani uwa�a takich ludzi za gorszych! Wed�ug Pani ka�dy powinien zna� wszystkie lektury i kanon literatury �wiatowej na pami��! - gor�czkuje si� Mirka, dodaj�c podst�pnie: Czy to mo�ebne?
Czy to potrzebne? - aha, z czego to cytat? Mog� si� za�o�y�, �e Pani nie wie!
Uff! No, nie Wiem, rzeczywi�cie! Fredro? E, chyba nie. Zadzwoni�am natychmiast do pewnej Pani Profesor, kt�ra jest moim oczywi�cie Absolutnym Autorytetem w dziedzinie cytat�w i nie tylko. I co? Ona te� nie wiedzia�a. Jeden, a nawet dwa do zera dla Mirki P.
I co te� nam ona dalej pisze? Czy naprawd� uwa�a Pani, �e "Nad Niemnem" jest tak� �wietn� literatur�? - a czy ja kiedykolwiek m�wi�am, �e jest? Je�li nie m�wi�am, to teraz m�wi�: bardzo lubi� "Nad Niemnem". A Mirka swoje: Albo niejaki Mors�tyn-- dobrym
poet�? A to s� lektury. Wydaje mi si�, �e ich znaczenie jest w du�ym stopniu historyczne, a cz�owiek, kt�ry nie pami�ta, co zwyk�a by�a m�wi� pani Emilia po obiedzie, niewiele na tym traci. Podobnie kto�, kto nie czyta� bajek Mickiewicza, nie przestaje chyba by� Polakiem,
prawda?
Co prawda, to prawda. Nie przestaje by� Polakiem. Ale - jakby to powiedzie� - bajek Mickiewicza to on jednak nie czyta�... Musz� wyja�ni�, �e w polemice Mirki "Bajki" Mickiewicza pojawi�y si� w zwi�zku z moim szyderczym felietonem o "Kole Fortuny", kt�rego uczestnicy biedzili si� nad has�em z kategorii "cytat" i przez kilka tur uporczywie odczytywali zaszyfrowane has�o jako "Je� by� w ogr�dku, je� wita� si� z g�sk�". Niejedna Czytelniczka mia�a mi za z�e wyznanie, �e rycza�am ze �miechu i grozy, ogl�daj�c t� scen�. Wydaje mi si�
- pisze Mirka - �e za bardzo apoteozuje Pani literatur�, stawia j� Pani na o�tarzu, czyni z niej Pani cel sam w sobie, podczas gdy jest ona g��wnie �rodkiem (do celu). Czy s�dzi Pani, �e cz�owiek, sp�dzaj�cy ca�e dnie na czytaniu, prze�ywa swoje �ycie w pe�ni?
Zale�y, co czyta. O�mielam si� twierdzi�, �e je�li cz�owiek ten czyta co� dobrego - prze�ywa kilka egzystencji naraz.
A Mirka swoje: Siedz�c i czytaj�c d�u�ej ni� - powiedzmy - dwie godziny dziennie, traci si� korzy�ci p�yn�ce z lektury, one marnuj� si� niejako, bo nie ma ich kiedy spo�ytkowa� dla w�asnego rozwoju! Nigdy nie poczujemy siebie samych, gdy wci�� b�dziemy czyta� cudze my�li;
nadmiar literatury i sztuki zabija nasz� w�asn� tw�rczo��, nasz�
�wie�o��, to co jest w nas wtasne.
Czytanie cudzych my�li, nie wyklucza posiadania w�asnych. Istnieje co� takiego, jak wymiana my�li, nawet je�li jedna strona tej wymiany
- ksi��ka - milczy. B�d� zawsze podziwia�a erudyt�w, a z cich� kpin� s�ucha� b�d� niedouczk�w, zw�aszcza tych, co udaj� m�drali. Nie, naprawd� nie uwa�am, by cz�owiek, kt�ry nie czyta, by� gorszym cz�owiekiem. Na pewno jednak jest cz�owiekiem o co� ubo�szym. Zbyt wiele ju� pojawi�o si� wok� nas m�odych os�b, kt�re zatraci�y potrzeb�, a nawet umiej�tno�� obcowania z ksi��k�, os�b, dla kt�rych sama czynno�� wodzenia wzrokiem po rz�dkach literek jest zbyt nu��ca
- ich oko przywyk�o do biernego wch�aniania skacz�cych obraz�w telewizyjnych; nic dziwnego, �e im si� robi O�owiane.
To samo, co z okiem, dzieje si�- te� z ich umys�em. Ogarnia go o�owiana oci�a�o��, mowa staje si� r�wnie� ci�ka i uboga, a oci�a�e marzenia si�gaj� pu�apu finansowego i motoryzacyjnego - wy�ej ani rusz! Wyobra�nia zamiera - (czy mo�esz sobie wyobrazi�, jakie by�oby spo�ecze�stwo ludzi bez wyobra�ni?!) - i to jest jeden z najgorszych skutk�w zaniechania lektury. Cz�owiek, kt�ry nie czyta, nie umie prze�y� �ycia w pe�ni, poniewa� po prostu nie wie, co to pe�nia. Ograniczywszy swoje horyzonty do materialnych, straciwszy zainteresowanie dla zwierciad�a, w kt�rym m�g�by ujrze� w�asn� dusz� - cz�owiek ten jest, zdawa�oby si�, bezpowrotnie stracony, zamkni�ty . w ciasnym pude�ku, ograniczony.
Na szcz�cie jednak, taki stan nie jest nieodwracalny. W gruncie rzeczy, czasem wystarczy jedna jedyna ksi��ka, kt�r� w�a�ciciel O�owianego Oka przeczyta - i zachwyci si�, wzruszy, zach�y�nie - i gotowe. Odt�d cz�owiek, raz zachwycony, b�dzie szuka�. B�dzie si�ga� po ksi��ki. Wi�cej: b�dzie �azi� za innymi, b�dzie ich zach�ca�; - MUSISZ to przeczyta�!
I o to nam, mniej wi�cej, chodzi.
r-ry oc\\ane. Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy! J\ Pos�uchajcie tylko, co� Warn chc� zacytowa�:
S�ysza� T. g��bi domu tu dochodz�ce napomnienie przel�knionej matki i odpowiedzi malca, wypowiadane g�osem tak od ochrypni�cia cienkim, �e podobnymi by�y do najpiskliwszych ton�w jakiego� zepsutego flecika. Trzask ognia, stuk siekiery, pluskanie wody, glosy kuchennych dziewek dochodzi�y tu przez w�sk� sie� z drugiej polowy domu. Na dworze pogoda stawa�a si� cichsz� i ja�niejsz�. Wiatr ustawa�, chmury rozbiega�y si� szybko we wszystkie strony nieba; przez g�ste, wysokie bzy przedar� si� promie� zachodz�cego s�o�ca i poz�oci� kwitn�ce na oknie skromne fuksje i r�e miesi�czne.
�adne, prawda?
A tymczasem to Orzeszkowa - fragment "Nad Niemnem" - powie�ci, kt�rej nasza Kochana Czytelniczka Mirka P. nie lubi i kt�rej obecno�� po�r�d lektur szkolnych gwa�townie kwestionuje. Wci�� si� zastanawiam, dlaczego ta pi�kna - cho� przyznaj�, nie wolna od niedostatk�w - powie�� tak bardzo Warn si� nie podoba. To taka pi�kna historia mi�osna! W swoim czasie poch�on�am j� z najwi�kszym apetytem, lubuj�c si� opisami przyrody, bogatymi szczeg�ami �ycia codziennego na wsi i we dworze szlacheckim, zapachami, smakami, barwami i d�wi�kami - bo zauwa�cie, jak chocia�by w przytoczonym przeze mnie fragmencie s�ycha� �wiat! Jakie to �ywe, jakie smakowite, jaka to �liczna zabawa s�owami!
Mam bardzo ciekaw� ksi��eczk�, wydan� przez "Czytelnika" w roku 1974 (no, tak, dawno, dawno, przyznaj� - ale przecie� na pewno znajdziecie j� w ka�dej szanuj�cej si� bibliotece publicznej!) - ElizaOrzeszkowa: "O sobie...". To zaledwie sto osiemdziesi�t stronic, plus zdj�cia - drobiazg, a jak�e wiele pozwala dowiedzie� si� o naszej pani Elizie! Pos�uchajcie: W naturze - barwy, d�wi�ki, �wiat�a, cienie dotykaj�, bardzo silnie moj� wra�liwo��. Szczeg�lniej d�wi�ki. Wystarczy niekiedy kilka oddalonych ton�w muzycznych, albo uderze� dzwonu, bym uczuta si� wzruszon� (...). Organ g�osu ma dla mnie znaczenie ogromne: szorstki, twardy, monotonny, sprawia mi przykro�� wprost fizyczn�, czysty, dobrze wymodulowany, obudz� sympati�, czasem wywiera czar, przeciw kt�remu broni� si� musz�. (...) Z zamkni�tymi oczyma rozpozna� mog� szum ka�dego gatunku drzewa: sosny, lipy, klonu, osiny itd.; klekot strumienia, plusk fali � brzeg uderzaj�cej, szmer wody, kt�r� porze wios�o, wprawiaj� mnie w stan spokojnego
i bardzo mi�ego upojenia (...). Tak silnie s�ysz�, ze czynno�� ta zabija we mnie wszystkie inne.
Pani Eliza doskonale zdaje sobie spraw� z niedostatk�w swej tw�rczo�ci: Naprz�d inwencja. Ta jest s�ab�. Tworzenie tego, co si� nazywa bajk� powie�ciow�, przedstawia�o dla mnie zawsze najwi�ksz� z trudno�ci. W pl�taniu nici powie�ciowych i wi�zaniu ich w w�ze�ki - s�aba jestem. Z tego wynika zbyteczna prostota linii, po kt�rej rozwija si� powie�� i brak w niej si�y zaciekawienia czytelnika. Dlatego wiele os�b znajduje, �e powie�ci moje s� nudne, chocia� znajduj� si� w nich sceny zajmuj�ce. To jedno. A drugie: kompozycja. (...) Nie umiem komponowa�, to jest utrzyma� si� w �ci�le w granicach jedno�ci akcji, zastosowywa� pod wzgl�dem rozmiar�w szczeg�y do ca�o�ci, spr-awia�, by w utworze nie by�o nic zbytecznego, a wszystko nieodzowne. ,Wiem dobrze, czym jest kompozycja; znaj�c s�abo�� moj� czyta�am, uczy�am si�, uczy�am si� nawet z ksi��ek archeologicznych budownictwa greckiego. Ale gdy kto ju� czego nie ma, to nie ma... A co sprawia z�e skomponowanie powie�ci? To, �e wydaje si� rozwlek��. (...) Nie zawsze bywam rozwlek��;
owszem posiad�am z czasem sztuk� zwi�z�ego pisania, lecz wady
w u�o�eniu r�nych cz�ci powie�ci, czyli w kompozycji, czyni�y wra�enie rozwlek�o�ci.
Gdyby� wiedzia�a, biedna, jak bardzo t� rozwlek�o�ci� z�o�ci� b�dzie czytelnik�w ery telewizyjnej; Tak jest, Kochane Czytelniczki, oto trafi�y�my w istot� sprawy: to rozwlek�o�� w�a�nie zra�a was do powie�ci "Nad Niemnem" i do wielu zreszt� innych pozycji z listy 10
10szych lektur obowi�zkowych! Ca�e pokolenia uczni�w i uczennic vtvwa�y te ksi��ki z wypiekami emocji. Wasze pokolenie natomiast nie W Waszym pokoleniu pierwsz� niemal rzecz�,, jak� si� widzi opuszczeniu �ona matki, jest migocz�cy ekran telewizora. Obraz �wiata, przekazywany w szybkim monta�u elektronicznym, przybywa do Was ze szklanego ekranu na d�ugo przedtem, nim nauczycie si� czyta�. Jeste�cie niejako zaprogramowani do odbioru przekaz�w ska-drowanych, zmontowanych w gor�czkowym tempie, pozbawionych zupe�nie rozwlek�o�ci, kt�rej wszak nasze czasy, pe�ne zgie�ku i wrzawy, nie toleruj� - bp przecie� wszystkim nam tak bardzo si�
spieszy!
Ale w�a�ciwie - dok�d nam si� tak spieszy? Dlaczego nie mogliby�my
usi��� sobie w polu, po�r�d szumi�cych zb�? Zr�bcie to kiedy�, namawiam Was gor�co! P�dz�c z rodzicami po rozpalonej, asfaltowej szosie, popro�cie, by tata zboczy� na chwil� w poln� drog�. Wyjd�cie z samochodu i si�d�cie sobie na miedzy, poro�ni�tej suchym perzem, i w pe�nym s�o�cu, nic nie m�wi�c, ws�uchajcie si� w to, co m�wi do Was Natura. Przyjrzyjcie si�, jak niewidzialny wiatr wyt�acza dziwne wzory na p�aszczyznach p�owych zb� czy traw. Pos�uchajcie, jak one szumi�, jak one graj�, jaka to nieprawdopodobna, ekstatyczna fala miliard�w suchych, dzwoni�cych d�wi�k�w! Pani Eliza cz�sto tak siadywa�a, rzecz jest pewna. Gromadami na drogach, a sznurami na miedzach sz�y wiejskie kobiety, kt�rych g�owy ubrane w czerwone i ��te chusty tworzy�y nad zbo�ami korowody �ywych piwonii i s�onecznik�w. Od tych gromad laty si� i p�yn�y po tanach strumienie r�nych g�os�w. By�y to czasem rozmowy gwarne i krzykliwe, czasem �miechy basowe lub srebrzyste, czasem p�acze niemowl�t u piersi w chustach niesionych, czasem te� pie�ni przeci�g�e, g�o�ne, kt�rych nut� porywa�y i przed�u�a�y echa ze stron obu: w borkach i gajach rosn�cych na wzg�rzach
i w wielkim borze.
Pani Eliza by�a kiedy� samotnym, smutnym dzieckiem, pozbawionym ojca, dzieckiem, kt�re ju� w pi�tym roku �ycia czyta�o biegle po polsku i po francusku, malowa�o, wyszywa�o, wymy�la�o bajki i dramaty. Po �mierci jedynej siostry Klemuni, Eliza d�ugo cierpia�a. Rozwija�y�my si� jak kwiaty przedwczesne nad �niegiem - wspomina.
11
- Bujniejszy zgin��, drobniejszy przetrwa�, na zawsze smutny tym, ze zosta� samotnym.
Kiedy Eliza Paw�owska sko�czy�a dwana�cie lat, oddano j� do pensjonatu Si�str Sakramentek w Warszawie, kt�rych szko�� uko�czy�a jako szesnastoletni podlotek i powr�ci�a pod Grodno. Wtedy wydano j� za dwa razy od niej starszego Piotra Orzeszk�. Ma��e�stwo to by�o nieporozumieniem. M�oda m�atka wszcz�a kroki rozwodowe
- straszny skandal w owych czasach! Wybuch powstania styczniowego wtargn�� w jej �ycie z gwa�towno�ci� katastrofy. Piotr Orzeszko, podejrzany o udzia� w powstaniu, zosta� zes�any w g��b Rosji. Pani Eliza pocz�tkowo zamierza�a mu towarzyszy�, wzorem innych �on zes�a�c�w, lecz rych�o z tego pomys�u zrezygnowa�a, a kiedy ma��onek powr�ci� do kraju - z punktu przeprowadzi�a rozw�d, ku
zgorszeniu opinii publicznej, ujmuj�cej si� za pokrzywdzonym patriot�
- zes�a�cem.
A przecie� ona sama, Eliza, odegra�a w powstaniu styczniowym rol� bardzo niezwyk��! To u niej, w Ludwinowie, nawiedzanym przez Carsk� �andarmeri�, ukrywa� si� ostatni dyktator powstania, Romuald Traugutt. M�oda pani domu, odwo��c Traugutta w�asn� karet�, u�atwi�a mu wyjazd do Warszawy, przez pilnie strze�one pogranicze.
Lubi� t� pani� Eliz� - m�dr�, odwa�n� i pryncypialn� dam� o oczach czarnych, przenikliwych i surowych, o mocnych brwiach, nami�tnych ustach i wielkim nosie jak og�rek. Jej zdj�cie z m�odych lat przedstawia osob� ponur�, bardzo serio, o spojrzeniu zaczepnym i ostrym. P�niejsze fotografie ukazuj�, jak z wolna �agodnia�y'' jej rysy, a usta uk�ada�y si� w wyraz dobroci. Lubi� j� tak� najbardziej.
A "Nad Niemnem" jest moj� ulubion� ksi��k� spo�r�d tych, kt�re napisa�a.
Polubcie j� i Wy, bardzo prosz�. Nie odtr�cajcie pani Elizy i nie lekcewa�cie jej pracy, ani rad, jakie Warn daje. Spr�bujcie si� cho� troch� do niej przekona�.
Kiedy Was zmuszaj� do czytania lektur obowi�zkowych, to w�a�nie przekora ka�e Warn z miejsca je odrzuca�, odczuwa� do nich niech�� i boczy� si� na Bogu ducha winne ksi��ki. Spr�bujcie odszuka� w sobie t� przekor� - i wy��czy� j�. Przekora nie jest dobr� przewodniczk�.
12Nie s�uchajcie jej z�o�liwych rad. I nie spieszcie si�. Usi�d�cie z lektur� szkoln� w najwygodniejszym fotelu, postawcie obok pachn�c�, mocn� herbat� w naj�adniejszej fili�ance, wy��czcie telefon i - przede wszystkim
zapomnijcie o telewizorze. I powiedzcie sobie: - Ach, a teraz czas na zafundowanie sobie jakiej� przyjemno�ci! - i z przyjemno�ci� w�a�nie zapadnijcie w lektur�, smakuj�c, ws�uchuj�c si�, przygl�daj�c, szukaj�c w niej nie szybkiej akcji, lecz trop�w, wiod�cych w g��b
duszy autora.
I zobaczycie, jak dobrze b�dzie si� Warn czyta�o!
(T^*ochan� Czytelniczk� Hani� U. znam nie tylko z list�w. W�a�nie
-/Y^ zacz�a studia w Poznaniu. Odwiedzi�a mnie ju� trzykrotnie, dzi�ki czemu mog� Warn przybli�y� jej posta�. Ot�, Kochane Czytelniczki, Hania U. wygl�da bardzo dziewcz�co - jest szczup�a i wysoka, ma ciemny warkoczyk i z lekka roztargnione spojrzenie za grubymi szk�ami, oraz drobne jasne piegi na weso�ym nosie. U�miecha si� cichcem, z rozbawieniem. Przychodzi, zjada pos�usznie jab�ko lub talerz zupy pomidorowej i - siedz�c pro�ciutko, z grzecznie z�o�onymi r�kami
- powa�nie i ma�om�wnie sp�dza ze mn� czas, a wzrok jej ze�lizguje si� �akomie w stron� mego apetycznego ksi�gozbioru. Potem wyje�d�a do mamy i pisze list pe�en surowych wyrzut�w: Pani si� ze mn� nudzi!!! - ale ja si� nie nudz�, tylko te� jestem ma�om�wna. No, w ka�dym razie - lubimy si� z Hani� U.
Dobrze jest dostawa� listy krytyczne i przywo�uj�ce do porz�dku. Musz� Warn wyzna�, �e w�a�ciwie bardzo lubi� by� krytykowana. Uwa�am, �e przygana jest czym� znacznie cenniejszym - cho� niew�tpliwie mniej przyjemnym! - od pochwa�y. Nie wykluczam, �e m�j osobisty Anio� Str� pilnuje stale, by mi si� nie przewr�ci�o w g�owie
- i �e to on w�a�nie podszeptuje r�nym osobom s��wka krytyki, lub nawet - zjadliwe recenzje. On te� zapewne organizuje przypadki podobne do tego, kt�ry mi si� przydarzy� rok temu w lokalnym radiu.
Siedzia�am przed mikrofonem ze s�uchawkami na uszach i rozmawia�am z ca�ym miastem. Ludzie dzwonili i dzwonili, i m�wili mi tyle mi�ych rzeczy, �e wprost p�cznia�am z zadowolenia. I wtedy m�j zirytowany Anio� Str� spowodowa�, �e zadzwoni�a Starsza Pani, kt�rej g�os natychmiast us�ysza�am w s�uchawkach.
14_ Kochana! - powiedzia�a z uczuciem Starsza Pani. - Jak to mi�o, �e nareszcie Pani� s�ysz�! Bo ja po prostu ub�stwiam te pani wspania�e ksi��ki! Czytam je na okr�g�o, w dzie� i w nocy!
Nad�am si� nieco bardziej, poprawi�am si� w fotelu obrotowym i _ z pewn� ju� nawet rutyn� - przygotowa�am si� do wys�uchania kolejnej porcji pochwa�. Starsza Pani nie sprawi�a mi zawodu.
- Takie s� �liczne, takie �yciowe - m�wi�a z rosn�cym rozczuleniem.
- Co jedna to lepsza. Moja ulubiona jednak to "Kochankowie r�y
wiatr�w"!
- Y-y - siekn�am. - E-e. Ja... tego...
- Albo "Tak trzyma�" - pi�kna rzecz! - p�yn�� poprzez fale eteru g�os Starszej Pani, s�yszalny doskonale, jak si� orientowa�am, w promieniu stu dwudziestu kilometr�w od Poznania.
- O-o - wykrztusi�am, rumieni�c si� gwa�townie i coraz mocniej, i usi�uj�c przerwa� mojej rozm�wczyni, co jednak�e przychodzi�o mi � pewnym trudem (zawsze, zreszt�, wpajano mi, �e starszym si� nie przerywa). Wreszcie doczeka�am momentu, kiedy Starsza Pani musia�a wzi�� oddech - i wpad�am jej w s�owo.
- Przepraszam - rzek�am, walcz�c tym razem z niepowstrzyman� ochot� do �miechu, kt�ra niestety napada mnie w najmniej odpowiednich momentach, najcz�ciej podnios�ych albo te� pe�nych patosu lub zgrozy.
- Przepraszam, prosz� pani... ja musz� co� powiedzie�. Ja nie napisa�am ksi��ki "Tak trzyma�"!
- Nie? - zaniepokoi�a si� Starsza Pani. - A "Kochankowie r�y wiatr�w"?
- Te� nie.
- A to nie pani Fleszarowa-Muskat?
- Nie. Musierowicz.
- A! - obrazi�a si� Starsza Pani. - To przepraszam. Nie znam.
Bardzo dobra lekcja pokory.
Dok�adnie tak sobie pomy�la�am - ale nie w pierwszej chwili, je�li mam by� szczera, tylko w drugiej lub nawet trzeciej. Musia�am sobie najpierw przypomnie� taoistyczn� wskaz�wk� o przemienieniu Minusa w Plus - i przemieni�am kontuzj� w refleksj�.
15
/^7~'roszk� Warn opowiem o moim ostatnim wyje�dzie, Kochane -Z- Czytelniczki, bo ��czy si� on z naszym tematem naczelnym, czyli z ksi��kami. Poza tym za� - charakteryzuje si� szeregiem Zbieg�w
Okoliczno�ci, tak�e ksi��kowych, wi�c wszystko razem nadaje si� na "Frywolitk�". Pos�uchajcie tylko:
Jaki� czas temu napisa�a do mnie siostra Hieronima, opiekunka Biblioteki Braille'a w Laskach ko�o Warszawy. Zosta�am zaproszona na spotkanie z moimi Czytelnikami ze szko�y dla niewidomych. Ustali�y�my termin na luty i zacz�am si� cieszy�. Nigdy przedtem nie by�am w Laskach, cho� wiele o nich czyta�am i �wiadoma by�am oczywi�cie, kto to by� Antoni Marylski lub R�a Czacka. W og�le,
jak zwykle mi si� zdawa�o, �e sporo ju� wiem. Jak zwykle, okaza�o si�, �e wiem niewiele.
Wybra�y�my si� do Lasek we dwie z Pani� Gra�yn�, kt�ra - musz� to zdradzi� w tym miejscu - jest dziennikark� pozna�skiego Radia Merkury (prowadzimy tam razem cykliczn� audycj� dla m�odzie�y ,',Kto czyta - nie b��dzi"). Obie jeste�my dosy� zapracowanymi matkami rodzin, tote� wsp�lny wyjazd przeistoczy� nam si� nagle w mi�� eskapad�, kt�rej nie waha�abym si� nazwa� fug�. Zabra�y�my sobie na drog� r�ne jedzonka i cukierki "Rafaello", i stos czasopism oraz ksi��ek, po czym przegada�y�my p� drogi na trasie Pozna�-Warszawa Wschodnia, w ekspresie popo�udniowym ,,Warta". Ale jako� tak przed Kutnem zahaczy�y�my w rozmowie o Wsp�lnego Znajomego i przypomnia�am sobie, �e da� mi on do poczytania nowo�� wydawnictwa
"W drodze" - nie zszyte jeszcze, pachn�ce farb� drukarsk� arkusiki ksi��ki Fynna "Hallo, Pan B�g? Tu Anna!..."
16Mia�am wobec tej ksi��ki pewne niech�tne podejrzenia - mo�e . y tytu�u? A mo�e dlatego, �e zestaw: dziecko i Pan B�g knrzystywano ju� tyle razy w niezbyt udanych literackich zabawach? T CL ze wzgl�du na Mi�� Osob�, kt�ra rzecz rekomendowa�a, podej-enia st�umi�am i zabra�am si� do lektury. I wsi�k�am! - na ca��
i oko�o czwartej nad ranem sko�czy�am - z wypiekami na twarzy i �zami w oczach. Ksi��ka bowiem, Kochane Czytelniczki, jest porywaj�ca!
To w�a�nie zakomunikowa�am Pani Gra�ynie przed Kutnem. Po
czym wydoby�am z sakwoja�y wspomniane arkusiki, bo - nie wiem dlaczego - zabra�am je ze sob� w podr�, wraz z "Masze�k�" Nabokova i ciekaw� powie�ci� Meira Shaleva ,,Rosyjski romans". Moja m�odsza c�rka Emilka g�o�no protestowa�a, bo widz�c m�j entuzjazm zapragn�a natychmiast przeczyta� ksi��k� Fynna. No, ale ja j� brutalnie zabra�am - i to w�a�nie w ekspresie "Warta" wr�czy�am j� Pani Gra�ynie, kt�ra otworzy�a tekst na Wielkiej Scenie z Cieniami - i wsi�k�a, dok�adnie tak, jak ja kilkana�cie godzin wcze�niej.
Pan Fynn, stary genialny samouk z. robotniczej dzielnicy Londynu - jak pisze we wst�pie t�umaczka - opisuje jedn�, z najwi�kszych przyg�d swego �ycia: kilka lat pobytu malej Anny w jego domu. Dziecko zgin�o w wypadku, kiedy mia�o osiem �at. Fynn by� wtedy m�odym cz�owiekiem. To, co wspomina, m�wi mi wi�cej o nim ni� o Annie. Trudno przecie� po przesz�o czterdziestu latach pami�ta� dok�adnie s�owa dziecka, cho�by i najbardziej genialnego i najbardziej kochanego. Prawd� m�wi�c, to Fynn jest dla mnie najbardziej fascynuj�c� postaci� tej ksi��ki, to jego mimowolny autoportret wzbudza w czytelniku
zachwyt.
Fynn i Anna przez tych kilka wsp�lnych lat zajmowali si� tropieniem Kogo�, kogo dziewczynka nazywa�a Mister God - a u�ywali do tego najr�niejszych sposob�w: luster, rzucania cieni, kolorowych szkie�ek, pianina, kredy, farb i papieru, a nawet aparatu radiowego i miernika
napi�cia.
Podczytywa�am Pani Gra�ynie przez rami�, bo po prostu nie mog�am si� oprze�, musia�am prze�y� to jeszcze raz. W tej scenie Pynn na pro�b� Anny w��cza rzutnik bez prze�roczy. Dziewczynka dtugo patrzy w prostok�t �wiat�a, wreszcie prosi, by opiekun potrzyma�
17
w �wietle kolejno r�ne przedmioty, rzucaj�c ich cie� na ekran. Prosi, by Fynn obrysowa� na kawatku tektury cie� dzbanka - a nast�pnie wyci�� cie� po konturze. Kiedy wycinanek r�nych cieni jest ju� kilka - Anna prosi, by Fynn ustawia� je kolejno w �wietle, prostopadle do ekranu. W ten spos�b Anna ustali�a, �e ka�dy przedmiot, czy to b�dzie g�ra, czy mysz, piwonia czy kr�l Jerzy we w�asnej osobie, rzuca cie�. Ot�, je�li ten cie� ustawi� prostopadle do ekranu, to wszystkie clenie wszystkich przedmiot�w daj� prosta, kresk�.
Ale to jeszcze nie by� koniec. Kiedy kresk� potrzyma� prostopadle do ekranu - wida� kropk�. To w�a�nie jest liczba - powiedzia�a Anna.
Je�eli liczby, na przyk�ad siedem, mo�na u�ywa� do liczenia rzeczy ro�nych, jak dzieci i pieni�dze, ksi��ki i nietoperze, wobec tego wszystkie rzeczy musz�, mie� z sob� co� wsp�lnego. Jak�� wsp�ln� cech�, na kt�r� nikt nie zwraca uwagi. (...) Rzeczy rzucaj� cie�:
rzucanie cienia wskazuje wyra�nie, �e dana rzecz istnieje. Cie� uwalnia ci� od wielu takich rzeczy, kt�rych si� nie da policzy�, jak czerwie� albo s�odycz i to ju� dobrze, ale pozostaje jeszcze kszta�t. Cie� zawiera \vci�� jeszcze za du�o wiadomo�ci o rzeczy. (...) Tym, co te wszystkie rzeczy mia�y ze sob� wsp�lnego, tym, co naprawd� mo�na liczy�, jest cie� cienia cienia, czyli kropka. T� drog� pozbyli�my si� ostatnich strz�p�w niepoliczalnych cech przedmiotu. I tyle. Zosta�o to, co policzalne.
Ale Anna na tym nie poprzesta�a. Zacz�a ten proces odkr�ca� z powrotem. Z�apa�a o��wek i na czystej kartce postawi�a kropk�. To nio�e by� cie� cienia mnie, albo autobusu, albo czegokolwiek, albo ciebie te�- (���) Ale kiedy zacznie si� rozwija� wszystko z powrotem, gdzie w�a�ciwie mo�na si� zatrzyma�? (...) Anna dosi�g�a kra�c�w niesko�czonego ci�gu wymiar�w. Na jednym kra�cu tego ci�gu by�a kropka, a na drugim Pan B�g.
Tak sobie w�a�nie czyta�y�my z Pani� Gra�yn�, a tu poci�g nagle zacz�� zwalnia� przed Warszaw� Centraln�.
A na peronie czeka�a ju� siostra Hieronima w br�zowym habicie - i jej mi�a, weso�a, szczera twarz o niewidz�cych oczach wyra�a�a niecierpliwe oczekiwanie.
Natychmiast przeskoczy�a mi�dzy nami iskra i zacz�y�my gada� wszystkie trzy jednocze�nie. Siostra Hieronima cudownie opowiada dykteryjki. Pani Gra�yna ma tak�e �wietne poczucie humoru, wi�c
18droga do Lasek zbieg�a nam raczej na chichotach. Nie pami�tam ju�, w kt�rym momencie rozmowa zesz�a na psy (?). Siostra Hieronima, za�miewaj�c si�, opowiedzia�a przygod� swojej przyjaci�ki, kt�ra sp�ni�a si� z wej�ciem na teren pewnego klasztoru, dopiero po fakcie dowiedzia�a si�, �e wieczorem roi si� tam od gro�nych bestii, maj�cych szczekaniem i ostrymi k�ami zapewni� klasztorowi bezpiecze�stwo. po�mia�y�my si�, podczas gdy pan kierowca wi�z� nas przez przedmie�cia stolicy ku Laskom - i nagle mnie si� w��czy�y wewn�trzne antenki i wypali�am: - A my�my w poci�gu czyta�y znakomit� ksi��k� - i obie z Pani� Gra�yn� zacz�y�my opowiada� na wy�cigi o naszej lekturze.
Siostra Hieronima s�ucha�a przez chwil� spokojnie. - A kto t�umaczy�? - spyta�a nagle. - Siostra Ma�gorzata Borkowska! - odpowiedzia�y�my zgodnie. - No - rzek�a na to siostra Hieronima, kiwaj�c g�ow�, jakby us�ysza�a rzecz oczywist�. - To to jest w�a�nie ta moja
przyjaci�ka.
Dojecha�y�my do Lasek. �wieci� ksi�yc, w powietrzu - lekki
mrozik. Tu i �wdzie ��ci�y si� okna ma�ych pawilon�w i domk�w, nad wszystkim g�rowa�y czarne sylwetki wielkich drzew. Po kolacji siostra Hieronima zaprowadzi�a nas - bezb��dnie! - po zamarzni�tej dr�ce do Domu Przyjaci�, gdzie mia�y�my nocowa�. Pozby�y�my si� baga�u, po czym siostra Hieronima wr�czy�a mi dwa p�askie klucze.
- Ten szurpaty jest od tego pokoju, a ten g�adki - od drzwi wej�ciowych
- pouczy�a mnie. - A teraz mnie odprowad�cie, bo �lisko.
Zamkn�am nasz pok�j szurpatym kluczem i zesz�y�my na parter, do mrocznego hallu. Dwie pary oszklonych drzwi dzieli�y nas od �wiata zewn�trznego. Te bli�sze nas trzeba by�o otworzy� g�adkim kluczem
- i tu w�a�nie mia�am problem. Jestem wysoka, klamka by�a nisko, dziurka od klucza - malutka, ukryta w cieniu. D�ugo gmeralam przy zamku, nie wiedz�c, czy klucz w�o�y� wprost - czy odwr�ci�. Nie sz�o mi tak bardzo, �e zniecierpliwiona siostra Hieronima zaw�adn�a kluczem na nowo i b�yskawicznie, bez cienia wahania, trafi�a kluczem w dziurk� zamka, po czym sprawnie drzwi otworzy�a.
Sta�am z lekko rozdziawion� g�b�, przeczuwaj�c zaledwie, �e ta scena ma jaki� g��bszy sens - ale zanim zd��y�am porz�dnie si� zastanowi�, ju� mnie wypchni�to za szklane drzwi, a siostra energicznie zamyka�a je od zewn�trznej strony.
19
Przesz�y�my przez drugie drzwi, te nie zamykane, i znalaz�y�my si� na mrozie. W �wietle bij�cym z okien nad nami wida� by�o dwie postacie, id�ce od furtki: niewysokiego, u�miechni�tego m�czyzn� i malca o pyzatej buzi i nieruchomych oczach. Jak nam potem powiedziano, by� to ch�opiec ociemnia�y, pozbawiony w dodatku mowy i s�uchu. Indywidualny tok nauczania, zastosowany w jego przypadku, musia� dawa� ch�opcu wiele rado�ci: by� u�miechni�ty i o�ywiony. Obaj dotarli do oszklonych drzwi i wtedy malec zacz�� niecierpliwie szarpa� skafander wychowawcy, czego� si� bardzo stanowczo domagaj�c. Nauczyciel u�miechn�� si� i w�o�y� w ma�� r�k� klucz. A ch�opczyk, z dum� wymalowan� na okr�g�ej twarzy - zwr�ci� si� ku drzwiom, wymaca� zamek - i sam otworzy� drzwi!
Odprowadzi�y�my siostr� Hieronim�, kieruj�c si� jej wskaz�wkami ("Teraz w lewo, obok pasieki. A teraz prosto, pomi�dzy drzewami") - i wr�ci�y�my, po zamarzni�tym �nie�ku, do Domu Przyjaci�. Zn�w
mia�am problem z zamkiem, ale zrozumienie dopad�o mnie dopiero w ��ku.
Widz� mniej - bo w i d z �.
Jestem rozproszona. �wiat atakuje mnie obrazami, �wiat�em, kolorem, ruchem i cieniem. Kiedy jest ciemno- jestem bezradna. Ten, kto nie widzi - widzi wi�cej.
Najwa�niejsze bowiem - kto to powiedzia� i gdzie, Kochane Czytelniczki?! - jest niewidoczne dla oczu.
Nie starczy mi ju� dzisiaj miejsca, by opisa� spotkania z dzie�mi i ich szko��, wspania�ych ludzi, jakich pozna�am - i t� zapieraj�c� dech w piersiach bibliotek�, gdzie najpi�kniejsze ze znanych mi ksi��ek, przepisane Braille'em cz�stokro� r�cznie, stoj� na olbrzymich p�kach, w olbrzymich folia�ach. Wci�� jeszcze widz� u�miech siostry Blanki i mam w oczach obraz siostry Hieronimy, sprawnie obs�uguj�cej
komputer i braille'owsk� drukark�, s�ysz� �miech i �ywo, dowcipnie wypowiadane zdania.
No, ale ja tam jeszcze pojad� w marcu, Kochane Czytelniczki. Jeszcze Warn niejedno opowiem.
20
/�� Napisa� do nas pan Tomasz, powa�ny cz�owiek, m�� i ojciec. ^/y Oznajmi�, �e felieton dla nastolatek "Frywolitki" jest niezmiernie lubiany przez pan�w, co t�umaczy si� przyjemno�ci�, jakiej doznaj� oni pods�uchuj�c, o czym to plot� mi�dzy sob� istoty �e�skie. Pan Tomasz zgadza si� nawet wspania�omy�lnie, bym zwraca�a si� do niego per "Kochana O�owianooka Czytelniczko z Gliwic" - byle tylko m�g� od czasu do czasu pouczestniczy� w naszych beztroskich biesiadach. Ale�, panie Tomaszu! Zapraszamy i bez kamufla�u! Jestem pewna, �e gdy tylko wyobrazi Pan sobie ten t�um bystrych, entuzjastycznych i trzepocz�cych rz�sami Czytelniczek, kt�re w skupieniu roztrz�saj� ka�de Pa�skie s�owo - natychmiast napisze Pan do nich porywaj�cy list, polecaj�c swoj� ostatnio ulubion� ksi��k�! Czekamy!
Inny nasz Rodzynek, �ukasz, mieszka w Tarnowie. Przedstawia nam si� jako sta�y czytelnik "Tygodnika Powszechnego". Imponuj�cy siedemnastolatek pisze wiersze i opowiadania, wsp�pracuje z trzema czasopismami i zasiada w redakcji mi�dzyszkolnego miesi�cznika. Czuj� si� znacznie lepiej - pisze �ukasz - gdy wiem, ze s� gdzie� tacy ludzie, kt�rzy zawsze pod��aj� w kierunku dyktowanym nie przez instynkt, a przez serce. Chcia�bym do nich nale�e� - dlatego czytam t czytam, i czytam. (...) Literatura nie zmieni mentalno�ci ludzi, nie jest w stanie zburzy� mur�w i barier dziel�cych spo�ecze�stwa. Potrafi jednak w spos�b wyj�tkowy pobudzi� nas do my�lenia i sprawi�, �e nasze dotychczasowe dzia�anie stanie si� dla nas jedynie szarym, zamazanym punktem w przesz�o�ci. Mo�e wi�c pobudzi� w nas �YCIE.
Nie zgadzam si� z �ukaszem tylko w jednym punkcie: gdyby literatura istotnie nie mia�a szansy, by zmieni� mentalno�� ludzi
21
- pewnie nikt by nigdy nie chwyci� za pi�ro. Cz�owiek pisze nie tylko dla w�asnej przyjemno�ci, nie tylko bawi si� uk�adaniem s��w, nie na w�asny wy��cznie u�ytek formu�uje my�li i precyzuje wra�enia
- ale w gruncie rzeczy marzy o tym, by mie� CZYTELNIKA, czyli kogo�, na kogo m�g�by w�a�nie WP�YN��: ocali� go lub mo�e zaledwie - zachwyci�, zbulwersowa�, albo mo�e - podzieli� si�
z nim uczuciem lub do�wiadczeniem, s�owem - jako� go zmieni� w�a�nie.
Rzecz jasna - jedno zmienianie drugiemu nie r�wne. I w �yciu, i w literaturze nie znosimy, gdy nas kto agituje lub popycha, narzuca nam swoje jedynie s�uszne pogl�dy lub apodyktycznie feruje wyroki na tych, co my�l� inaczej. Nie lubimy, by nas uwa�ano za g�upk�w lub drani, by nas lekcewa�ono lub zbywano byle czym. Lubimy by� doceniani -i w �yciu, i w roli Czytelnik�w. Autor, kt�ry chce na nas wp�yn�� - niech sobie wp�ywa do woli, tylko niech�e �askawie obierze raczej styl dysputy ni� agitki, a najlepiej - niech nam pozwoli wesp� z nim si� zastanawia�, razem z nim odkrywa� rzeczy wa�ne i pi�kne. B�dziemy mu za to wdzi�czni na zawsze.
Je�li nie macie nic przeciwko temu, bym wtr�ci�a nie�mia�o S��wko na temat w�asnych motywacji pisarskich - to sobie wtr�c�. Ja te�, owszem, chc� jako� wp�ywa� na Czytelnika moich ksi��ek (kt�ry nb. jest na og� Czytelniczk�). Z pewno�ci� jednak nie zamierzam mu niczego narzuca�, zmienia� go czy agitowa�. Nie. Ja to bym chcia�a moich Czytelnik�w po prostu - roz�mieszy� i pocieszy�. Musz� Warn wyzna�, �e wielka to jest satysfakcja: doprowadzi� smutn� publiczno�� do pierwszego wybuchu �miechu. O, bywa i tak, �e do tego nie dochodzi. Ale rzadko. Na og� publiczno�� si� �mieje, a mo�e raczej:
cieszy si�, weseli. Bo nie jest to ani �miech szyderczy, ani rubaszny rechot, tylko w�a�nie - wybuch weso�o�ci (chyba d�ugo t�umionej,
a mo�e nawet - niszczonej �wiadomie?). Wspania�a to rzecz: wybuch weso�o�ci. Niezapomniana.
Te smutne, apatyczne twarze dzieci, kt�re zapomnia�y, co to jest mi�a weso�o�� - te twarze mam przed oczami, kiedy pisz� swoje ksi��eczki; oto, jak chcia�abym wp�yn�� na mojego Czytelnika. Wierz�, �e kiedy ludzie �miej� si� DO siebie, a jeszcze lepiej: kiedy �miej� si� WSP�LNIE - �wiat staje si� odrobin� mniej z�y.
22
Skromny to w�a�ciwie program pisarski (taki akurat, na jaki mnie <;ta�). Ale nie macie poj�cia. Kochane Czytelniczki, jaki trudny w realizacji. Przede wszystkim - mnie samej cz�sto bywa smutno. Ale tym mo�na si� upora�, je�li cz�owiek jest jako tako wychowany. Wie w�wczas, �e to nie�adnie zatruwa� innych swoimi troskami, zanudza� ich w�asnymi chandrami czy domaga� si� wsp�czucia. Obowi�zuje Dobra Mina. Du�o natomiast gorzej jest, kiedy po dzielnym przybraniu Dobrej Miny, cz�owiek dostaje w ni� klapsa. (Zoszczenko:
Od razu ca�� swoj� uwag� skupi�em na Waniuszce. Chodzi, wyobra�cie sobie, wesolutki, r�czki, kanalia, zaciera . - Co ty - pytam - bezczelnie tak sobie chodzisz i r�czki zacierasz, gadzino? Panie Wiktorze, bardzo dzi�kuj� za "B�d� cz�owiekiem, towarzyszu!" i z ca�ego serca polecam t� bardzo �mieszn� ksi��k� Czytelniczkom. Mam nadziej�, �e i one polubi� tego - jak Pan pisze - wielkiego melancholika, kt�ry �miechem zwyci�y� ponuro�� �wiata i zap�aci� za to tak wysok� cen�...).
Bli�ni chyba nie lubi� Dobrej Miny jako takiej. Pami�tam tak� histori� z najczarniejszych dni roku 1981. Siedzia�am w domu z chorym dzieckiem, za oknem by� deszcz i wicher plus natarczywe sygna�y karetek milicyjnych. Nagle do drzwi kto� zadzwoni�: to przywlok�a si� moja przyjaci�ka, pogr��ona w przygn�bieniu jeszcze czarniejszym. Usiad�a na pod�odze i bez uprzedzenia zacz�a p�aka�, bardzo �a�o�nie. Wobec tego natychmiast si� zmobilizowa�am, przywo�a�am Dobr� Min�, wyprostowa�am plecy i j�am przyjaci�k� pociesza�, wlewa� w ni� otuch� oraz podnosi� na duchu, jak tylko umia�am. A ta niewdzi�cznica jak nie ryknie: - Przesta�!!! Ty jeste� albo kompletnie zak�amana, albo kompletna idiotka!!! Nienawidz� tego twojego cholernego optymizmu!!!
Kopn�a krzes�o i posz�a.
Doj�cie do pe�nej r�wnowagi zabra�o mi d�u�sz� chwil�, ale - rzecz dziwna - poczu�am si� lepiej. My�l�, �e przyjaci�ce te� si� polepszy�o:
zwymy�lawszy mnie, dosta�a przyjemnych rumie�c�w i znacznie si� o�ywi�a, a nawet przesta�a becze�. Mo�e ta noga troch� j� bola�a - ale za to b�l duszy by� z pewno�ci� mniej dotkliwy.
23
(^T/^ochane Czytelniczki, wiecie oczywi�cie, �e to Konfucjusz powie--/Ydzia�: A^o nabyt� wiedz� piel�gnuje, a now� bez ustanku zdobywa, ten mo�e by� nauczycielem innych. Nie jest to jedyna my�l tego m�drca, kt�ra mi przy�wieca. Stanowi ona bez w�tpienia jeden z powod�w, dla kt�rych usilnie si� dokszta�cam. Nie jestem, oczywi�cie, nauczycielem z zawodu, lecz trudno nim nie by� w jakim� stopniu - po amatorsku - kiedy si� ma w�asnych czworo dzieci lub kiedy pisuje si� ksi��ki i felietony dla M�odzie�y. Studia wy�sze plastyczne, jakie uko�czy�am, da�y mi mn�stwo przyjemno�ci oraz dyplom magistra sztuk pi�knych, lecz niewiele wi�cej. Szkoda, �e ju� nie zd��y�am postudiowa�: psychologii, j�zykoznawstwa, historii sztuki, filologii klasycznej oraz medycyny. Czasem si� zastanawiam, jak te� d�uga by�aby lista dzie�, kt�rych ju� nie dokonam, dziedzin wiedzy, kt�rych ju� nie opanuj�, zawod�w, kt�rych nie b�d� ju� wykonywa�, rzeczy, kt�rych ju� na pewno nie zrobi�. A tak bym chcia�a jeszcze zagra� biegle parti� obojow� w kwintecie Es-dur Mozarta (KV 452) na fortepian, ob�j, klarnet, r�g i fagot! - tak, w tej roli by�abym osob� doskonale szcz�liw�. Chcia�abym te� leczy� dzieci. Albo naprawia� polifony, pozytywki i graj�ce szafy. Albo - umie� wyhodowa� pomidora. Lecz niestety. Nie umiem. I ju� wida�, �e nauczy� si� nie zd���. Je�li co� wiesz, przyznaj, ze wiesz- Gdy za� czego� nie wiesz, przyznaj, �e nie wiesz. Oto prawdziwa wiedza - pociesza mnie Konfucjusz, lecz s�owa jego �ykam raczej bez przekonania, cho� dobiegaj� mnie z otch�ani do�wiadczenia, dziel�cej nasze czasy od lat 551-479 p.n.e. Wola�abym jednak raczej wiedzie� - ni� nie wiedzie� i raczej umie� - ni� nie umie�.
24
pozostaje mi wi�c tylko jedno: chaotyczne douczanie si� na w�asn� pke W ramach tej w�a�nie akcji kupi�am sobie ostatnio i przeczyta�am d deski do deski (za�miewaj�c si� do �ez, gryz�c palce w napi�ciu
� nie mog�c si� doczeka�, co b�dzie na nast�pnej stronie) - pasjonuj�c� ksi��k� pod redakcj� Jerzego Podrackiego "Polszczyzna p�ata nam fiele" (wyd. Medium, Warszawa 1993). Poradnik powsta� z buntu - tak iest, wyczuwam ten protest bardzo wyra�nie. Bunt �w dotyczy tego w�a�nie, co nam przymusowo serwuje nasze otoczenie - bli�ni oraz media, zw�aszcza za� telewizja, ten prostacki - pardon - moloch. Jest kr�tka ko�dra paliwowa - be�koce tonem przem�drza�ym nasz telewizor, a po chwili wt�acza nam w uszy autorytatywne �yczenie ...by przemys� stal si� wreszcie t� pomp� ss�c� nowe rozwi�zania techniczne. Mi�dzynarodowy Fundusz Walutowy chwycit za kr�tki pasek ten kraj ekonomicznie
- narzuci� restrykcje. Ledwie�my och�on�li po tych rewelacjach, ju� telewizor dudni dalej: Ale na razie ci bogaci musz� popu�ci� cugli, bo zd�awi� inaczej te ci�ko pracuj�ce na sp�aty kredytobiorcze perszerony, a tym samym zar�n� kur�, kt�ra znosi, gorzko gdacz�c,
ale znosi, z�ote odsetkowe jajka.
No i jak tu si� nie buntowa�, a przede wszystkim - jak nie p�kn��
ze �miechu?
Lubi� ogl�da� w TV m�drych, ciekawych ludzi, kt�rzy m�wi�
m�dre, ciekawe rzeczy - a wyra�aj� si� w spos�b zachwycaj�co poprawny. Ale ilu� Polak�w mo�e o sobie powiedzie�, �e wyra�a si� poprawnie we w�asnym j�zyku? Po lekturze tego poradnika sama popad�am w niepewno��. Pan Jerzy Podracki wyr�nia ze smakiem te odmiany wsp�czesnej polszczyzny, kt�re szczeg�lnie upodoba�y sobie niepoprawne konstrukcje j�zykowe. Style: naukowy, urz�dowy, pub-licystyczno-dziennikarski, na przyk�ad, obfituj� w - jak je nazwa� pan Podracki - "b��dy inteligenckie". Och, och. Oto przyk�ady takich uporczywie niepoprawnych konstrukcji:
Ksi��� okaza� si� by� podatnym na niehonorowe oferty. Albo: Szczeg�lnie obiecuj�cym hormonem wydawa� si� by� hormon
m�ski.
Ja si� nie dziwi�, gdy ostatnio tylu ludzi stwierdza, �e ma do�� tego wszystkiego. �wiat taki nie�yczliwy, �ycie kolczaste, pieni�dzy "la�o, okropno�ci du�o, na gie�dzie kraksa, a tu jeszcze telewizor mamie
25
oble�nie: Kt� z pa�stwa nie chcia�by zobaczy� rozbuchan� w swoi^ jurnym witali�mie flamandzko�ci belgijskiego pisarza?, po czym proponuje-Prosz� pana o wybranie jednej z tych trzech alternatyw. A radio z drugiego k�ta dok�ada: No, c�, kwiaty p�nego lata my ofiarujemy naszym s�uchaczom, prosz�c, by nawet z kwiatami w r�kach lub na siedzeniach byli dzi� przezorni na drodze.
C�, mo�na powiedzie�: Dzi�kuj� pa�stwu, zima �egna, �ycz�c pa�stwu wypoczynku aktywnego na jej prawdziwym, autentycznym tonie.
Chcia�abym bardzo gor�co poprosi� wszystkich, od kt�rych zale�y program telewizyjny, by zdecydowanie podnosili poprzeczk�. Tak jest. Zdecydowanie. G��bokie przekonanie, osobiste do�wiadczenie oraz g�os opinii publicznej m�wi� mi, �e nie jest mo�liwe, by spo�ecze�stwo polskie w jednej chwili raptownie zg�upia�o. Nie mo�e to by�, by publiczno��, kt�ra masowo ogl�da�a - jeszcze nie tak dawno - "Kabaret starszych pan�w" - nagle zmieni�a si� w bezmy�lne stado. B�agam o programy m�dre, ciekawe, zabawne, fachowe i prowadzone z kultur� oraz z zachowaniem poprawno�ci j�zykowej. A telewizor mi na to: Ja wiem, ze poezja nie jest popularna w naszym rozpolitykowanym �wiecie i �yciu, ale warto schyli� si� nad wierszami Brodskiego, nad kt�rymi polatuje duch Eliota pod r�k� z duchem Borgesa.
A ja na to: Ratunku!!! Przecie� nie mo�e by� coraz bardziej prymitywnie! Nie, nie mo�e by� prawd�, �e wszyscy w Polsce nagle wol� to, co g�upie - od tego, co m�dre, to, co wulgarne - od tego, co pi�kne, i to, co nudne - od tego, co ciekawe! (A telewizor mi na
to: Ru� zielon�, zag�usz�, chwasty, a pastwisko przeobrazi si� w zwyczajny wygl�d).
Pewn� pociech� dla nas. Kochane Czytelniczki, niech b�dzie to, co pisze pan Podracki we wst�pie: Nasze zaplecze materia�owe, w�a�ciwie jedyne w kraju, stanowi� kartoteki i zbiory Redakcji J�zykowej. Jak si� okazuje, autorzy poradnika ,,Polszczyzna p�ata nam figle" - a jest ich sze�cioro - s� pracownikami by�ej Redakcji J�zykowej Polskiego Radia i Telewizji. Ale w�a�ciwie - dlaczego: bytej7
Chcia�yby�my mie� pewno��, �e kto� jednak nad tym CZUWA, prawda?
Wiem, �e nie op�ywacie w got�wk�. Kochane Czytelniczki, ale tym razem namawiam Was nie tylko do przeczytania ksi��ki - tym razem
26
Was nak�oni�, by�cie ten poradnik kupi�y. Nie jest on tani, ale ha mie� go w domu, na biurku, pod r�k�, i wci�� wertowa�, ^miewaj�c si� przy tym do rozpuku. Bo musicie wiedzie�, �e jest ksi��ka napisana z polotem, przejrzy�cie i jasno, a poczucie humoru, cechuj�ce Autor�w, umila lektur� ka�dej stronicy. Nie musz� wyja�nia�, �e wszystkie przyk�ady b��d�w j�zykowych, u�yte w tym felietonie, oochodz� wprost z poradnika "Polszczyzna p�ata nam figle". Przyk�ad�w tych jest tam wiele. Niekt�re budz� groz� (Na haku rozm�w ameryka�-sko-radzieckich wisi du�o spraw), inne - przygn�bienie (Stowarzyszenie i cale �rodowisko nosi jeszcze na sobie �lady niedawnych do�wiadcze�, ma swoje obola�e miejsca, ma miejsca o szczeg�lnej wra�liwo�ci), jeszcze inne - szczer� weso�o�� (/ dzi� rano w p�finale pobieg�a bardzo dynamicznie, z olbrzymim z�bem i olbrzymim nerwem), lub zupe�ny zawr�t g�owy (Rozhisteryzowani topielcy nie byli w stanie powiedzie�, ile ich os�b by�o, dopiero po jakim� momencie silnego naszego wkroczenia w kategoriach pewnych wstrz�s�w stresowych uda�o nam si� ustali�, ze by�a jeszcze jedna osoba).
A wszystko razem - potrzebne, pouczaj�ce i warte ci�g�ej uwagi! Polecam t� ksi��k� najgor�cej.
7
^-\ dwiedzi�a mnie wczoraj Kochana Czytelniczka Hania, studentka
\^/ I roku UAM. Starczy�o jednego semestru, by wydoro�la�a i obci�a warkoczyk. Sta�a si� te� bardziej radykalna.
- Wszyscy teraz - powiedzia�a surowo, zjadaj�c cukierki le��ce przed ni� na talerzyku i wypijaj�c bezkompromisowo herbat� - wynajduj� sobie przodk�w zes�anych na Sybir, albo przynajmniej takich, co mieli maj�tek na Kresach. Wszyscy walczyli o niepodleg�o�� w czasie II
wojny �wiatowej, wszyscy te� siedzieli za komuny lub byli prze�ladowani w stanie wojennym. Ohyda. Wy�ej uszu.
- Wszelka monotonia mo�e si� sprzykrzy� - zgodzi�am si� uprzejmie. Hania spojrza�a mi prosto w oczy.
- Niestety - rzek�a - zjawisko to dotyczy r�wnie�, bez urazy, pani ksi��ek, trzech ostatnich. Nagle Borejkowie zacz�li lata� do ko�cio�a...
- O, pardon - wtr�ci�am. - Zawsze latali.
- Ale nie by�o tego wida� tak wyra�nie!
- Bo nie wolno by�o pisa� tak wyra�nie - wyja�ni�am- m�odej istocie. - Nie uwierzysz, ale jeszcze niedawno temu w powie�ci
m�odzie�owej trzeba by�o ucieka� si� do aluzji, gdy si� chcia�o zasugerowa�, �e bohater chodzi do ko�cio�a.
- Ale czy on musi w og�le chodzi�?! - zirytowa�a si� Hania.
- P�awi si� pani w opisach Wigilii, Palmowej Niedzieli i Wielkanocy. Dlaczego pani w og�le porusza ten temat?!
- A dlaczego mia�abym nie porusza�? - zdziwi�am si�.
- Bo czytaj� pani� przecie� nie tylko katoliczki! - wyja�ni�a gro�nie Hania i si�gn�a po czekoladk�. - I co one sobie pomy�l�?! W nast�pnej
ksi��ce - ostrzeg�a - powinna si� pani poprawi�. Do�� ju� tego klerykalizmu!
28
nraszam, �e przytaczam rozmow� dotycz�c� moich akurat , �Jjg g nie tu chodzi i nie b�d� si� rozwodzi� nad smakowitym
�e powie�ci, irytuj�ce Hani� swym "klerykalizmem", sk�din�d i' atakowane za "propagowanie prymitywnego hedonizmu aks-
- i icznego", lub wr�cz za "brak warto�ci chrze�cija�skich"; wiadomo,
-)0 "/czystko mo�na zobaczy� w dowolnym kolorze, co zale�y od filtra,
jaki si� patrzy. Sprawa ma wymiar szerszy: mamy do czynienia mod� na przylepianie etykietek. Kto�, kto chodzi do ko�cio�a, dostaje od tych, co nie chodz�, etykietk�: BIGOT, KLERYKA� lub OSZO�OM. Z kolei ten, co nie chodzi do ko�cio�a, to ci musi by�, ani chybi, zdaniem tych, co chodz� - KOMUCH, �YD albo MASON. Jak s�usznie zauwa�y� Piotr Mucharski na spotkaniu "Tygodnika Powszechnego" z publiczno�ci� Poznania - "wojna religijna" zrodzi�a si� nam w ogniu walki wyborczej - i zaraz po wyborach zgas�a. Ale posiew tej wojny znajdujemy w pogl�dach ludzi, tak�e m�odych, a je�li widz�, �e z m�odymi dzieje si� co� z�ego, to milcze� nie mog�, przepraszam, cho� zadaniem moim jest prowadzenie Beztroskiej zaledwie Rubryczki.
Ot�: je�li autor nasyca sw� ksi��k� znajomymi sobie realiami - nie znaczy to przecie�, �e twierdzi, i� tylko w�r�d takich reali�w mo�na �y�. Kto�, kto na widok tych reali�w dostaje wysypki, powinien si� zastanowi� nad przyczynami swej alergii. Czy uczulenie to nie jest skutkiem mody? Moda bywa zjawiskiem mi�ym i zabawnym, pod warunkiem, �e traktuje si� j� jako mi�� zabaw�, nie jako rygor. Moda na pogl�dy bywa gro�na w�a�nie dlatego, �e pogl�dy "nosi si�" ze �mierteln� powag�.
Je�li kto� pomaluje sobie w�osy na kolor burak�w - to jest to zaledwie zabawne. Natomiast kiedy pod presj� mody ludzie masowo barwi� �by na buraczkowo, prze�cigaj�c si� gorliwie w nat�eniu koloru
- robi si� nieswojo, zw�aszcza gdy zaczynaj� patrze� z pogard� na tych, co modzie nie ulegli i w�os�w nie pomalowali, za� z nienawi�ci� na tych, co pomalowali w�osy na szmaragdowe lub zgolili na pa�k�. W takich sytuacjach dobrze jest uprzytomni� sobie, �e niezale�nie od koloru w�os�w (sk�ry, kszta�tu nosa, wyznawanej wiary, pogl�d�w politycznych czy te� przynale�no�ci partyjnej) - wszyscy ludzie maj� serca, ko�ciec, nerki oraz w�trob�, cechuj� si� tak� sam� wra�liwo�ci� na b�l, tak samo bywaj� g�odni, smutni lub weseli.
29
Dobrze jest by� otwartym, ale konsekwentnie: a wi�c otwartym nie tylko na buddyzm czy ze� - tak�e na chrze�cija�stwo, bo - dlaczego/ by nie?! Nie jest prawd�, �e ksi��ki, osadzonej w realiach chrze�cija�skich nie przeczyta z zainteresowaniem muzu�manin. My�l�, �e przeciwnie zajrzy do niej z ciekawo�ci�, podobnie jak czytelnik-chrze�cijanin z wielkim zaj�ciem i po�ytkiem dla siebie przeczyta powie��, kt�rej akcja toczy si� w Indiach, krajach islamu czy w kr�gu kultury �ydowskiej.
Powie��! - ba, ale przecie� istniej� wielkie teksty religijne i filozoficzne, wa�ne dla innych wyzna�. Warto je �yczliwie przestudiowa�. Przecie� to nie boli! - i w niczym nie musi umniejsza� wa�nych dla nas spraw. Przeciwnie: poszerzenie horyzont�w sprawia najcz�ciej, �e widzimy lepiej, a wi�c odnajdujemy wi�cej tak�e w tym, co dla nas wa�ne, w tym, co stanowi przedmiot naszej wiary. Pierwszym krokiem do zniesienia niech�ci czy l�ku - jest poznanie. Poznaj�c pogl�dy innych, nauczymy si� nie narzuca� nikomu z naszymi pogl�dami, nie os�dza� ludzi wedle tego, czy pos�uguj� si� naszymi, czy te� mo�e w�asnymi normami.
Przez ostatnie burzliwe lata nawiedza�a mnie pewna bojowa dama, kt�ra agitowa�a mnie bezustannie i przeci�ga�a na jedynie s�uszn� - jej zdaniem - stron� barykady. Wali�a pi�ci� w st� i domaga�a si� pryncypialnie deklaracji: - Po czyjej jeste� stronie?! Musisz si� okre�li�!
Strasznie j� denerwowa�a moja odpowied�, �e wcale nie musz�. Kiedy w czasach pokoju widz� barykad� - to skr�cam sobie spacerkiem w inn� ulic�. Na pytanie za�, czy jestem po stronie buraczkowych, czy szmaragdowych, czy te� mo�e o�mielam si� by� po stronie tych, co w�os�w nie maluj� wcale - odpowiadam, �e jestem zawsze po stronie tych, co p�acz�, �miej� si�, jedz�, �pi� i my�l�, maj� serce, nerki, ko�ci i w�trob�. ; '
W zwi�zku z powy�szym mam dla Was, Kochane Czytelniczki, kilka propozycji lektur.
Przeczytajcie na przyk�ad "Rozmy�lania" Marka Aureliusza (stoik, urodzony w 121 roku naszej ery) - mo�na je znale�� w ka�dej szanuj�cej si� bibliotece publicznej. Oto fragmencik na zach�t�:
Wszystko jest nawzajem powi�zane, a w�ze� to �wi�ty. A zgo�a nic nie ma, co by nawzajem by�o sobie obce. U�o�one to bowiem zosta�o
30
wolny �ad i wsp�tworzy porz�dek w porz�dku tego samego �wiata.
w , ;ffvt bowiem �wiat, a sk�ada si� na� wszystko, i b�g jeden we Jeden y'-5' . ... . , ,, ... stkim i jedna istota, i jedno prawo, jeden rozum wsp�lny wszystkich
nne� rozumnych l prawda jedna. I jeden wreszcie idea� doskona�o�ci tworze� o wsp�lnym pochodzeniu i wsp�lnym rozumie.
Dalej: prosz� mi zaraz biegiem uda� si� do najbli�szej ambitnej ksi�garni i odszuka� niedu�� i niedrog� ksi��eczk�, �adnie wydan� nrzez R�kodzielni� Arhat we Wroc�awiu w serii "�wiat�o ze Wschodu". Ksi��eczka ta nosi tytu� "Droga" (po chi�sku: "Tao-te-king"), a napisa� ia Lao-tsy (lub: Lao-tse), legendarny m�drzec chi�ski �yj�cy w VI wieku p.n.e. "Droga" umieszczana jest po�r�d najs�ynniejszych dzie� filozoficznych i religijnych, jakie kiedykolwiek powsta�y. Pos�uchajcie fragmentu:
Umy