11509

Szczegóły
Tytuł 11509
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11509 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11509 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11509 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Chlewicki WIERSZE Poznan 1995 Drogi Andrzeju! Kiedy bierze sie do reki Twoje wiersze spotyka sie zupelnie innego czlowieka, niz tego, ktorego znamy i kochamy. Ukryles sie przed nami taki, jaki jestes. Na zewnatrz szorstki, meski, biegajacy, nie znoszacy sprzeciwu, a wewnatrz kochany, delikatny, wrazliwy... Na zewnatrz pewny, zdecydowany, stanowczy, a wewnatrz pelen watpliwosci i wahan, i odczuc najdelikatniejszych. Nareszcie dales nam sie poznac. Twoje listy do Matki odslaniaja nam Ciebie i pozwalaja jeszcze bardziej kochac. Razem z Toba kochamy Twa Matke, ktorej Twoja milosc nie pozwala sie starzec ani chorowac, ani przemijac... Ta milosc Ja trzyma, tak jak Ty wydajesz sie byc przez Nia przy zyciu trzymany. Kochany Andrzeju! Przy Matce Ty jestes zawsze dzieckiem, chlopcem, a przy nas doroslym mezczyzna, kaplanem, zakonnikiem, duszpasterzem akademickim. Tesknisz za swoim siolem, z ktorego wyszedles na swiat -- do metropolii, gdzie czujesz sie nie zawsze u siebie. Nadal jakby szukasz swojego miejsca, a Twoja tesknota jest miara Twojej milosci. Probujesz sie denerwowac na swiat dzisiejszy i porownujesz go z chwilami z dziecinstwa, kiedy czules sie bezpieczny, niezaziebiony, pod opieka Matki. Jesli cos sie dzieje, a nie znajdujesz odpowiedniego slowa, denerwujesz sie znowu... Szukasz swiatla w ciemnosciach codziennych spraw, szukasz swieta w banale szarego dnia, ale swiatlo i swieto sa w Tobie, Drogi Przyjacielu i Bracie... Bo dla Ciebie najpewniejsza jest wiara w milosc. cykl I do Matki * * * Kiedy bylem dzieckiem bylas dla mnie schronieniem wszechswiatem bezpiecznym wstyd ze nie dostrzegalem cierpien w cierpliwosciach ktore przychodzily w zwartym szeregu lub indianskim szyku zawsze zapominajac powiedziec ze sa meczenstwem ktore zostalo dla Ciebie Mamo przygotowane Dzis wiem ze zycie Twoje nie jest ogniem z galezi ktore szybko plona jest jak deski powoli scierane przez kroki i zmieniajace sie w drobniutkie trociny i choc wszelkie odkupienie jest meczenstwem nie kazde meczenstwo jest krwawe bywa takie jak Twoje dla mnie * * * Jest takie miejsce takie miejsce gdzie ukrylem imie Twoje -- watlosc tozsamosci w ktorym mieszka w jakis sposob czastka duszy czulosc ogarniajacej matczynej dloni imie kochane Maryja * * * Na brzegu dnia gdzie nie siegam wzrokiem Jestes Glosem Jezeli milosc nigdy nie jest rowna To niech Ja bede tym, kto bardziej kocha Na brzegu nocy nie-glos wtoruje echem Glosowi Nie ufam Twojej milosci 27 I 1994 r. * * * Chcialbym podarowac Ci kwiaty moze roze one przypominaja ze kolce rania a krople rozanej rosy sa jak lzy w Twoich oczach bo tyle cierpien ale nie skarz sie Mamo to dzieki nim wiesz czym jest czulosc Boga * * * Chcialbym Ci powiedziec... lecz nie wiem jak zamknac to w slowie skonczonym niewypowiedziane powie wiecej... w nim jest wzajemnosc dzieki niej moge powiedziec jestem soba dzieki Tobie MILOSC NIGDY NIE USTAJE Nie mow mi mam stara twarz Nie widze tak gdzies pod powiekami mi sie skryl sliczny zaczarowany dziewczecy pejzaz twojej twarzy Maj 1992 r. DO MATKI Obudzony strachem -- pokoj byl pelen cieni -- nie moglem zasnac Zapalilem swiatlo -- cienie umknely w zwyczajnosc oswojonych rzeczy -- lecz strach pozostal Nagle ozyla szczesliwa chwila -- weszlas do mego pokoju calujac mnie na dobranoc -- i strach odplynal Bylo mi znowu dobrze -- pokoj byl pelen Ciebie -- jak dziecko zapadlem w gleboki sen Wrzesien 1992 r. cykl II * * * Zmiluj sie Panie nad losami ludzi ktorzy sa Ci bliscy a oddaleni otchlania niezrozumienia obojetnosci -- brakiem milosci 22 I 1995 r. * * * Nasza milosc ciagle za mala pozal sie Boze i zmiluj sie nad rachunkiem sumien litania naszych grzechow -- zaprzeczen milosci 27 XI 1994 r. * * * Nikt nie moze nikomu pokazac Boga Jest tylko Glos jak Slowo, jak Biblia Slyszymy Glos w belkocie tych samych narzekan na fali krokodylich lez wylanych dla usprawiedliwienia kurzej slepoty 26 I 1994 r. * * * Jest cieniem cienia snem sniacym siebie substytutem zwatpienia Euro-czlowiek wykorzeniony z Biblii 30 I 1994 r. * * * Odkrywam harmonie wszechswiata wcielona w bryle twego ciala Milosc Krzyz Zmartwychwstanie Czy dla mojego ciala? Czy dla mnie? 27 I 1994 r. * * * Poczecie sie dziecka nazwales -- pogrzebem Grob spotkal sie z grabarzem -- poczal sie czlowiek To znaczy ze on -- grabarzem ona -- grobem? ...milosc nigdy nie ustaje -- to mi wystarczy by wierzyc wbrew smierci ze zycie silniejsze jest... Wrzesien 1992 r. SEN O NOWEJ EUROPIE Widzialem aniola z wyzyn pychy upadl w Otchlan Z Otchlani wyrosl do wyzyn sie wznosi wspolny dom -- Zjednoczona Europa Budze sie z niewiara w szczesliwy swiat bez Boga... Czerwiec 1992 r. * * * Jest smutek wszedzie tam gdzie przylgnal brud do miast do domow i ludzi Smutek malowany brudem -- prawdziwa barwa beznadziejnosci Maj 1992 r. * * * Powiedz mi dlaczego drzewo jest drzewem chmura chmura trawa trawa i kazda rzecz jest tym czym jest Tylko my tacy nie-dookresleni nie-przewidywalni pycha poparzeni ludzie-nie-ludzie Jesli milczysz -- nie mowisz dlaczego daj choc pewnosc nadziei ze ogien ktory Prometeusz skradl przetopi nas na Zmartwychwstanie Kwiecien 1992 r. * * * szkoda slow filozoficznej antropologii czy mi powiesz czym jestes? jedna chwila, dwie, trzy... przeplyw energii w materii nie pozostaje nic... a moze w bezsensie smierci jest sens? w niepewnosci zycia -- pewnosc nadziei? w koncu chcesz kochac, chcesz zyc pomimo wszystko chcesz zyc Wrzesien 1992 r. * * * Czy dziwisz sie jeszcze swemu niedowiarstwu ciemnosciom ktore nosisz w sobie sprzecznosciom w ktorych sie miotasz? Gdy lodz plynie bez Sternika uczen ogluchl jak pien zobojetnial -- nie dziwi nic Sierpien 1992 r. * * * rozpostarte ramiona pochylona glowa czlowiek na krzyzu rozpiety kona kabaretowa ziemia uwolniona od zabobonu nieba ludzi czlowieka kabaretem niedorzecznych snow Czerwiec 1992 r. * * * Kazdym odejsciem bol drazysz serce w kamien przemieniasz i dziwisz sie jeszcze i mowisz czuje sie niepotrzebny jak jakas rzecz niczyja Sierpien 1992 r.