11010

Szczegóły
Tytuł 11010
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11010 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11010 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11010 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Brett Halliday Celem jest Mike - Kto to by�? Powiedz nam, kto to by�, m�oda damo. Nie b�dziemy tu przecie� stali przez ca�� noc - napad� na ni� Painter. Lucy przepchn�a si� przez t�um. Przyci�gn�a dziewczyn� �agodnie do siebie i stara�a si� uspokoi� j�. - Przesta� histeryzowa�, s�yszysz, co do ciebie m�wi�? - warkn�� Painter. - Ten m�ody chuligan zgin�� w czasie pope�niania przest�pstwa. Albo chcia� pod�o�y� bomb�, albo chcia� ukra�� samoch�d. Powiedz wszystko, co wiesz na ten temat, je�li nie, to musz� ci� ostrzec, �e... - Petey - odezwa� si� Shayne zirytowany. -Wiesz, ty nie tylko jeste� wszawym cz�owieczkiem, jeste� wszawym glin�. Prze�o�y�a Bo�ena Andrzejak PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1992 Tytu� orygina�u Target: Mik� Shayne Redaktor Wies�awa Bero Ilustracja Rados�aw Dylis Opracowanie graficzne PHANTOM PRESS INTERNATIONAL Copyright � 1959 by Brett Halliday � Copyright for the Polish edition by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1992 Printed and bound in Great Britain Wydanie I ISBN 83-85432-69-8 1. Bram Clayton wzi�� papierosa z paczki, kt�r� podsun�� mu stra�nik. - Widz�, �e spieszy ci si�, aby st�d wyj�� - powiedzia� stra�nik, podaj�c ogie�. -1 trudno mie� ci to za z�e. Ale skoro sp�dzi�e� z nami trzyna�cie lat, to chyba nie zrobi ci r�nicy te par� minut. Clayton zaci�gn�� si� g��boko i powoli zacz�� wypuszcza� dym. Wiedzia�, �e zanim zd��y wypali� tego papierosa, b�dzie ju� wolnym cz�owiekiem. - Nie ma sprawy - odpowiedzia�. - Wcale nie sprawi mi przyjemno�ci ta rola. Gdybym tylko m�g� by� pewien, �e wi�cej tu nie wr�cisz, to ch�tnie zabra�bym ci� do najbli�szego baru i postawi� ci kolacj�. Ale niestety wi�kszo�� z was wraca, wiesz o tym, tak samo jak ja. Jest szansa, �e znowu ci� zobacz�. - Nie mnie, szefie. Ale je�li b�dziesz w Miami, to zadzwo� do mnie. Wtedy pozwolisz, �e ja postawi� ci jednego. - Mam nadziej�, �e masz racj� - powiedzia� sceptycznie stra�nik. - W ko�cu masz wy�sze wykszta�cenie, a twoje testy s� du�o powy�ej �redniej. Dobrze by by�o, gdyby� cho� cz�� swej inteligencji wykorzysta� w lepszej sprawie i zachowa� czyste r�ce. Clayton mia� trzydzie�ci osiem lat. Lekko siwiej�ce na skroniach w�osy i kurze �apki w k�cikach sza- rych oczu sprawia�y, �e jego u�miechni�ta twarz wzbudza�a zaufanie. Specjalno�ci� Claytona by�y rabunki i napady z broni� w r�ku. Podstaw� jego sukces�w by�o staranne planowanie i organizowanie pracy. Wymaga�o to kunsztu aktorskiego, aby wcieli� si� w pos�a�ca z Western Union, elektryka, sprzedawc� ga�nic, a nawet przy jednej z okazji w kontrolera bankowego. Tym zami�owaniem do teatralnych sztuczek zapracowa� sobie na przezwisko �Aktor". I tym razem nie mia� �adnych trudno�ci z przekonaniem stra�nika o swoich najszczerszych intencjach powrotu na �ono spo�ecze�stwa. - Bardzo du�o o tym my�la�em i nie mam zamiaru styka� si� z facetami, kt�rzy opu�cili to miejsce. Chc� znale�� jak�� uczciw� robot�. Bibliotekarz pozwoli� mi wyci�� par� og�osze� o prac�. Wyj�� drogi portfel ze �wi�skiej sk�ry, kt�ry czeka� na niego przez te wszystkie lata w depozycie. W �rodku, obok przys�uguj�cych mu pi��dziesi�ciu dolar�w wi�ziennej wyp�aty, by�o kilka wycink�w z Miami Daily News. Jaka� restauracja poszukiwa�a kogo� do bufetu, by�o te� par� propozycji dla pomocy kuchennych, a wszystko to za bli�ej nieokre�lone wynagrodzenie. Ogarn�a go w�ciek�o��; Bram Clayton jako pomoc kuchenna. Owszem, m�g�by pomaga� nawet w kuchni pod warunkiem, �e chodzi�o o nisk�, ch�tn� blondynk�. Stra�nik odda� mu wycinki, nie zastanawiaj�c si� d�u�ej nad szczero�ci� intencji Claytona. - Przegl�da�em twoje papiery - odezwa� si� po chwili. - Zauwa�y�em, �e trzy razy stara�e� si� o zwolnienie warunkowe, ale wszystkie twoje pro�by zosta�y oddalone. Chyba wiesz, dlaczego. Nie mia�e� �adnej pracy, kt�ra by na ciebie czeka�a. A raczej nie ma zbyt wielu przyzwoitych obywateli, kt�rzy czekaliby na szans� zatrudnienia warunkowo zwolnionego. Wiem, �e to cholerne b��dne ko�o, ale przy obowi�zuj�cym prawie nie ma innego wyj�cia. Masz ci�k� przepraw� przed sob�, Clayton. No i najwa�niejsze. Gdyby� mia� tu wr�ci�, to zapewniam ci�, �e drugi raz b�dzie o wiele gorszy. Miej to na uwadze. - Zapami�tam, szefie - szybko odpowiedzia� Clayton. - Wcale nie musisz mi udowadnia�, �e powr�t tutaj wcale nie by�by przyjemny. Wiem, �e musz� zacz�� od pocz�tku, zanim nie zdob�d� paru przyzwoitych referencji. A poza tym, to chcia�bym powiedzie�, �e nie mam pretensji o to warunkowe zwolnienie ani do ciebie, ani do nikogo innego tutaj. Naprawd� tak my�l�. Stra�nik dalej wydawa� si� nie wierzy� Claytono-wi, chocia� wola�by nie mie� racji. Podali sobie r�ce. Stra�nik �yczy� mu szcz�cia, tak samo jak trzech jego koleg�w, towarzysz�cych Claytonowi do wyj�cia. Jeden z nich otwieraj�c ma�� furtk�, odezwa� si� z drwin� w g�osie: - B�dziemy trzyma� dla ciebie miejsce, Aktor. Clayton pozosta� niewzruszony. - Ja wychodz�, a ty tu zostajesz. Mo�e si� myl�, ale wydaje mi si�, �e to ty jeste� w gorszej sytuacji, wi�c �ycz� szcz�cia. Stra�nik pr�bowa� co� odpowiedzie�, ale Clayton uprzedzi� go. - Innym razem, teraz spiesz� si�, bo mam randk�. Poczeka�, a� us�yszy trzask zamykaj�cej si� zasuwy, kt�ra oddzieli�a go od stra�nik�w. Wzi�� g��boki oddech i ze zdziwieniem zauwa�y�, �e powietrze niczym si� nie r�ni od tego wewn�trz. Min�� czekaj�cy autobus i ruszy� w kierunku kafeterii po drugiej stronie ulicy. W zasadzie nie mia� ochoty na kaw� ani nic innego. Chcia� jedynie udowodni� sobie, �e od teraz mo�e zrobi�, cokolwiek przyjdzie mu do g�owy. Wiedzia�, �e jego wygl�d �wiadczy o tym, gdzie sp�dzi� par� ostatnich lat. A tak�e to, �e wszyscy to dostrzeg�. Zreszt�, trudno by tego nie zauwa�y�. Ubranie uszyte w wi�ziennych warsztatach przedstawia�o si� �a�o�nie. Za w�ska marynarka opina�a jego szerokie i silne ramiona. Na razie musia� pogodzi� si� z za�enowaniem i niewygod�, dop�ki nie b�dzie m�g� sobie pozwoli� na co� lepszego. Nast�pi to tak szybko, jak szybko zdob�dzie pieni�dze. Aby za� zdoby� pieni�dze, musia� zdoby� rewolwer. Bram ok�ama� stra�nika. Nikt na niego nie czeka�. Nie mia� �adnej randki, bo nie mia� �adnej dziewczyny. To nast�pna sprawa, kt�ra musi poczeka� do czasu, a� zdob�dzie pieni�dze. Rodzice Claytona zgin�li w wypadku samochodowym, kiedy mia� dwa miesi�ce, i ca�e swoje dzieci�stwo sp�dzi� w rodzinach zast�pczych. By�y chwile w ci�gu tych lat sp�dzonych za kratkami, �e czu� si� bardzo osamotniony. I w�a�nie wtedy mia� ochot� napisa� do kt�rej� z opiekunek z nadziej�, �e otrzyma odpowied�. Ale postanowi� nie robi� nic tak dziecinnego. W ko�cu zawsze sam sobie radzi� i to ca�kiem nie�le. A teraz ju� chyba troch� za p�no, aby zacz�� liczy� na innych ludzi. W czasie pobytu w wi�zieniu nie dosta� wi�cej jak p� tuzina list�w i wszystkie trzyma� w portfelu. W��cznie z tym, kt�ry dostarczono mu przez pomy�k�. - Clayton! - us�ysza� wo�aj�cy dziewcz�cy g�os. -Bram Clayton! By� tak zaskoczony, �e na chwil� zapomnia� o kontrolowaniu swej twarzy. Przez moment wygl�da� na autentycznie przera�onego. G�os dochodzi� z czterodrzwiowego dodge'a, zaparkowanego tu� przed barem. Kobieta wychyla�a si� przez okno po stronie kierowcy. Wydawa�o mu si�, �e widzi j� po raz pierwszy. Mia�a oko�o trzydziestki, mo�e troch� mniej. Blond w�osy wymyka�y si� spod ma�ego, czarnego kapelusika. Clayton nie m�g� zobaczy� jej figury, ale na pierwszy rzut oka wygl�da�a na tak�, kt�ra mo�e w przejrzystym stroju pozowa� do kalendarzy tak cenionych przez jego kumpli z drugiej strony muru. Dziewczyna roze�mia�a si�. - Spokojnie - powiedzia�a niskim, gard�owym g�osem. - Nie mam zamiaru pos�a� ci� tam z powrotem. Odzyskuj�c pewno�� siebie, podszed� do samochodu. - Wybacz mi moj� reakcj�, ale nie spodziewa�em si� komitetu powitalnego - powiedzia�. - Zgaduj�, �e mnie nie poznajesz - zauwa�y�a rezolutnie. - Nie. Dlaczego? Oczywi�cie, �e ci� poznaj�. Faktycznie, nie pami�tam twojego imienia, ale je�li dasz mi kilka minut, to na pewno sobie przypomn�. - Nie przejmuj si�, b�dziesz mia� wystarczaj�co du�o czasu. Bardzo jestem ciekawa, ile to potrwa? A tym czasem mo�e mog� ci� gdzie� podwie��? -spyta�a. - Gdyby� mog�a podrzuci� mnie do miasta, by�bym ci bardzo wdzi�czny - odpowiedzia� uprzejmie Clayton. Dotkn�� lekko samochodu, to by� ostatni model. Zszed� z linii produkcyjnej w tym samym czasie, kiedy odrzucono jego trzeci� pro�b� o zwolnienie warunkowe. Czytaj�c popularne magazyny, m�g� by� na bie��co w sprawach mody i samochod�w. Otwieraj�c drzwi zauwa�y�, �e dziewczyna nosi lu�n�, czarn� sukienk�. Pasowa�a jej tak samo jak jemu jego wi�zienny garnitur. Ale w jej przypadku to nie razi�o. Sukienka zje�d�a�a jej z kolan, ukazuj�c kszta�tne uda. Clayton pr�bowa� nie patrze� na jej nogi, ale to by� zbyt du�y wysi�ek dla faceta, kt�ry widzi pierwsz� kobiet� z krwi i ko�ci od trzynastu lat. Dziewczyna u�miechn�a si� znowu. - Mo�e jak wstan�, b�dzie ci �atwiej przypomnie� sobie? - Nie, nie - powiedzia� pospiesznie. - Pami�tam ci�. Twoje imi� mam dok�adnie na ko�cu j�zyka. - Nie. Chc� by� w porz�dku. Wysz�a z samochodu, ucinaj�c dalsz� dyskusj�. Podesz�a do przeciwleg�ego kraw�nika, obr�ci�a si� i wr�ci�a do samochodu. Sta�a tak przez chwil�. Zauwa�y�, �e sukienka dotyka�a jej cia�a tylko w trzech miejscach, ale za to bardzo wyra�nie. Clayton 10 poczu�, jak wysychaj� mu usta, kiedy usiad� na swoim miejscu, ca�y p�on��. - No i co, masz jaki� pomys�? - zapyta�a. - Jeszcze nie - odezwa� si� zachrypni�tym g�osem. - W takim razie spr�buj� ci pom�c. - Us�ysza� jej g�os tu� obok. Po�o�y�a mu r�k� na karku i delikatnie pog�adzi�a, jednocze�nie wpijaj�c si� w jego usta. Clayton poczu� szum w uszach, jakby nagle znalaz� si� w�r�d hucz�cych fal. Odsun�a si� delikatnie i powiedzia�a: - Trzyna�cie lat to d�ugo, wi�c nie musisz mie� pretensji do siebie, �e mnie nie pami�tasz. Wiedzia�am, �e dzisiaj wychodzisz. Czeka�am od rana. Najpierw wysz�o kilku stra�nik�w z nocnej zmiany, ale �aden nie wygl�da� jak Bram Clayton, kt�rego kiedy� zna�am. Potem wysz�o dw�ch wi�ni�w, ale jeden by� za ma�y, drugi za stary. A potem wyszed�e� ty i wygl�da�e� tak, jak powiniene�. - Dziewczyna zamy�li�a si� na chwil�. - Wiesz, ci�gle pami�tam par� s��w po hiszpa�sku, kt�rych si� wtedy nauczy�am. Chcia�by� mo�e je us�ysze�? - Mexico City! - wykrzykn��. - Oczywi�cie - powiedzia�a zadowolona. - Wa�nie zrobi�e� First National Bank w Orlando. Na ile wtedy ich zrobi�e� Clayt? - Nie przypominaj mi tego. Zap�aci�em za to. Lepiej zmie�my temat. Mary? Nie, Miriam. Tak, Mi-riam Moore - przypomnia� sobie. - Clayt, jeste� cudowny. Zmieni�am si�? - zapyta�a z kokieteri� w g�osie. - Dziecinko - powiedzia� gorliwie - zrobi�a� post�py. 11 Ci�gle nie m�g� sobie jej przypomnie�. Pami�ta� tylko, �e zabra� ze sob� do Mexico City jak�� m�od� dziewczyn�. Wydawa�o mu si�, �e ta w Mexico City mia�a ciemne w�osy. - Zmieni�a� kolor w�os�w? Do twarzy ci w tym jasnym kolorze. - O Bo�e, Clayt, pami�tasz? By�am wtedy taka m�oda. By�am naprawd� za�amana, kiedy ci� aresztowali. By�am pe�na romantycznych pomys��w. Mia�am... zreszt� niewa�ne. To by�o dawno temu. - Nigdy do mnie nie napisa�a�. Zmarszczy�a brwi. - Chcia�am. D�ugo zastanawia�am si� nad tym. Wiedzia�am, �e niewiele dla ciebie znaczy�am. Poza tym nie chcia�am ci utrudnia�, na wypadek, gdyby mia�o ci to przypomnie� te fajne chwile, kt�re razem sp�dzili�my. "Co� kr�ci. Jakie chwile?" - pomy�la� Clayton. Ale brzmia�o to obiecuj�co, poza tym kto by oczekiwa� od kobiety, aby zawsze m�wi�a prawd�. Po co zagl�da� darowanemu koniowi w z�by, skoro jest tyle przyjemniejszych miejsc do ogl�dania? Marzenia o takich chwilach wype�nia�y mu puste dni w wi�zieniu i nie raz powstrzymywa�y go od dzikich napad�w furii. A teraz marzenie zacz�o nabiera� ca�kiem realnych kszta�t�w. I to ca�kiem niczego sobie. Dotar�o do niego, �e ma teraz mn�stwo czasu na to wszystko, o czym marzy� za murami. - Clayt, czy nie mia�am racji nie pisz�c? - zapyta�a z niepokojem w g�osie. - Ca�y czas powtarza�am sobie, �e by�am tylko przygod� w twoim �yciu i to niezbyt istotn�. By�am nikim dla ciebie. A poza tym nie 12 potrafi�abym udawa�, �e te wszystkie noce sp�dzi�am sama w domu, bo to nie mia�oby sensu, prawda? A teraz mam zamiar sko�czy� z przeprosinami. Przywioz�am ci par� rzeczy. Ukl�k�a na siedzeniu i otworzy�a le��c� z ty�u walizk�. Po�o�y� r�k� na jej plecach, zupe�nie nie zwracaj�c uwagi na walizk�. - Nie, nie teraz, Clayt - przerwa�a mu. - Wiedzia�am, �e dadz� ci jakie� kiepskie ubranie i chyba mia�am racj�. Nie jestem pewna, czy mo�esz ten garnitur odda� Armii Zbawienia, maj� tam chyba troch� lepsze. - Popatrzy�a krytycznie na jego str�j. - Nie wiedzia�am, jaki rozmiar nosisz, wi�c przywioz�am ci dwa r�ne. Wyci�gn�a z walizki kilka sportowych koszul w jaskrawych kolorach. By�a to przyjemna odmiana po bezbarwnych uniformach wi�ziennych. - My�l�, �e ta b�dzie dobra - powiedzia�a, wybieraj�c jedn� z nich. - Tamte dwie b�d� za du�e. - Jeste� prawdziwym skarbem - powiedzia� zachwycony. Zaciekawiony, co jeszcze przywioz�a, zajrza� g��biej do walizki. Znalaz� dwie pid�amy w r�wnie jaskrawych kolorach. Miriam u�miechn�a si� do niego lekko za�enowana. - Wiem, Clayt, zachowa�am si� jak idiotka. Ale je�li masz jakie� inne zobowi�zania, to nie b�d� mia�a �adnych pretensji. Po prostu wydawa�o mi si�, �e nie jeste�my sobie zupe�nie obcy. Nawet je�li mia�e� problemy, aby od razu przypomnie� sobie moje imi�. 13 Dopiero teraz naprawd� zainteresowa� si�, jakie jeszcze niespodzianki zawiera walizka. By�o ich kilka. Znalaz� butelk� burbona, karton papieros�w i p� tuzina wspania�ych kanapek. By� tam jeszcze pakunek starannie owini�ty gazet�. Kiedy go dotkn��, poczu� znajomy dreszczyk, rozchodz�cy si� po ca�ym ciele. Mia� rewolwer. U�miechn�� si�, zadowolony. - Miriam, kochanie, ty chyba potrafisz czyta� w my�lach. Nabra� ochoty, �eby zabra� si� do odkrytego przed chwil� burbona. W ostatniej chwili przypomnia� sobie o dobrym wychowaniu i zaproponowa� jej drinka. Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Ty pierwszy - powiedzia�a. Ochoczo zabra� si� do opr�niania butelki. Za-krztusi� si� tym niespodziewanie mocnym napojem i odrobina burbonu pop�yn�a mu po brodzie. Miriam roze�mia�a si�. - Nie musisz by� tak zach�anny. My�l�, �e b�d� mieli kilka butelek w najbli�szym sklepie. Clayton poczu� si� nagle zawstydzony, nie wiedz�c czemu. Odda� jej butelk� i zacz�� �ci�ga� marynark� i rozpina� guziki koszuli. Ch�tnie pozbywa� si� tego ostatniego prezentu od hojnych przedstawicieli w�adz stanu Floryda. Miriam zakorkowa�a butelk� i odstawi�a na pod�og�, �eby poda� mu koszul�. - Nie kupi�am ci spodni, ale mo�emy zatrzyma� si� w mie�cie i znale�� co� odpowiedniego. - Nie, nie musimy tak si� spieszy� - powiedzia� Clayton. 14 Przysun�a si� bli�ej do niego. - Pozw�l, �e ci pomog� - powiedzia�a, si�gaj�c r�k� w kierunku jego ramienia i zanim zd��y� j� obj��, zacz�a zapina� jego now� koszul�. - Wszystko w odpowiednim czasie, Clayt. - Oczywi�cie - odpowiedzia�, staraj�c si� nada� oboj�tny ton swojemu g�osowi. - Dok�d jedziemy? - Niedaleko st�d jest motel. �onaci m�czy�ni wychodz�c z wi�zienia, zwykle tam spotykaj� czekaj�ce na nich �ony. Nie zameldowa�am si� jeszcze. Nie wiedzia�am, czy b�d� jedyn� osob� czekaj�c� na ciebie. Wybuchn�� �miechem. - Nie s�dz�, �eby zameldowanie si� zaj�o nam du�o czasu. My�l�, �e mam ochot� na odrobin� tego wspania�ego burbona. Podaj mi butelk�. Znowu w ostatnim momencie przypomnia� sobie, �eby i jej zaproponowa� i znowu z u�miechem odm�wi�a. Tym razem rozkoszowa� si� trunkiem, pij�c powoli. Pomog�o mu to nieco roz�adowa� emocje, narastaj�ce przez ostatnie par� minut. - Co wy sobie wyobra�acie? Co tu robicie? - us�ysza� szorstki g�os, dochodz�cy od strony chodnika. Clayton powoli oderwa� si� od butelki i najpierw j� zakorkowa�, a potem odwr�ci� g�ow�. Na zewn�trz sta� gliniarz. Pierwszym odruchem by�o zapyta�, jakie to prawo �amie, pij�c w samochodzie zamiast w jakiej� knajpie. Przyjemne ciep�o, rozlewaj�ce si� po jego ciele, znikn�o nagle i bezpowrotnie. Dziewczyna przywioz�a mu par� kanapek i butelk�, ale tak�e przywioz�a mu rewolwer. Je�eli nie b�dzie absolutnie czaruj�cy, to jego dopiero co odzy- 15 skana wolno�� mo�e nie trwa� zbyt d�ugo. Wysiad� z samochodu, aby gliniarz nie uleg� pokusie i nie zajrza� do otwartej walizki. - Zdaj� sobie spraw�, �e zachowuj� si� jak dzikus - powiedzia� z rozbrajaj�cym u�miechem. - Ale to fa�szywe wra�enie. Znalaz�em si� na ulicy pierwszy raz po bardzo d�ugim czasie. Zosta�em w�a�nie zwolniony i to nie warunkowo, mog� pokaza� papiery. Moja cudowna �ona przywioz�a mi butelk�, �ebym m�g� si� ucieszy�. By� pan �wiadkiem mojego pierwszego drinka po d�ugich i suchych trzynastu latach. Podni�s� butelk� i pokaza� policjantowi, jak niewiele p�ynu z niej uby�o. - Jestem dzi� w cholernie dobrym nastroju i ch�tnie zaproponowa�bym panu drinka, ale przypuszczam, �e... - Nie, dzi�kuj� - odpowiedzia� gliniarz. Jego spojrzenie zatrzyma�o si� na Miriam, kt�ra u�miechn�a si� s�odko. - Radz� wam szybko st�d znika�. A ty ubierz si�. - Wskaza� na porozpinan� koszul� Clay-tona. - Ale� tak, oczywi�cie - zgodzi� si� Clayton. - W�a�nie si� przebiera�em. Gliniarz pokr�ci� g�ow� z dezaprobat�, gdy Clayton wr�ci� do samochodu. Miriam w��czy�a silnik i odjecha�a szybko. Clayton przeklina� w�ciekle. Wyrazi� do�� dobitnie, co najch�tniej zrobi�by temu i wszystkim innym gliniarzom. - Chyba nie pozwolisz takiemu gnojkowi popsu� sobie humoru? - odezwa�a si� Miriam, k�ad�c mu 16 r�k� na kolanie. - Jak my�lisz, ile on mo�e zarabia� tygodniowo? Nie bra� tej cholernej roboty dla przyjemno�ci. W zwi�zku z tym musi si� wy�adowywa� na innych. Poza tym, ca�kiem nie�le sobie z nim poradzi�e�. - Uczyli nas, �eby by� uprzejmym dla gliniarzy -powiedzia� z drwin� w g�osie. - Jak tylko p�jdziesz do jakiego� porz�dnego fryzjera i b�dziesz mia� jakie� ludzkie portki, to nie b�dziesz ju� wygl�da� jak facet, na kt�rym mo�na si� wy�y�. Zreszt�, mo�e on mia� racj�. Chyba faktycznie powinni�my opu�ci� ten okr�g, zanim zatrzymamy si� na kolejnego drinka. Jego nastr�j zmieni� si� zdecydowanie; obj�� jej ramiona i powiedzia�: - B�d� rozs�dna, kotku. Mia�em wystarczaj�co d�ugi okres abstynencji. - No dobrze, tylko zaczekaj, a� zatrzymam samoch�d. Nie s�dz�, �eby ten cholerny gliniarz ucieszy� si� z ponownego spotkania z nami. A ja nie chcia�abym wyl�dowa� w rowie. Miriam wjecha�a w zakr�t i zaparkowa�a przed motelem. 17 2. Clayton si�gn�� po papierosa. W otaczaj�cej ciszy s�ycha� by�o tylko lekki szmer w��czonej klimatyzacji i dochodz�ce z daleka odg�osy przeje�d�aj�cych z rzadka samochod�w. Obok niego spa�a Miriam, przykryta cienkim prze�cierad�em. Spojrza� na stoj�c� obok ��ka butelk�. Ocena jej zawarto�ci wypad�a ca�kiem pozytywnie. Powinno wystarczy� na par� godzin, a gdy zajdzie potrzeba, wy�le dziewczyn�, by postara�a si� o nast�pn�. Clayton nie zamierza� rusza� si� st�d przez najbli�sze dwadzie�cia cztery godziny, je�eli nic go do tego nie zmusi. Zapali� zapa�k�. Dziewczyna poruszy�a siej i us�ysza� jej zaspany g�os. - Clayt? - Tak, z�otko? - Mnie te� daj. Poda� jej dopiero co zapalonego papierosa i si�gn�� po nast�pnego dla siebie. Miriam opar�a si� na �okciu i podci�gn�a zsuwaj�ce si� prze�cierad�o. - Cieszysz si�, �e wyszed�e� z wi�zienia? - spyta�a naiwnie. - O tak. I to z wielu powod�w. - Nie chcia�abym, �eby ci si� to znowu przytrafi�o. Odrzuci� prze�cierad�o, szukaj�c jej cia�a. Drgn�a lekko pod jego dotykiem i u�miechn�a si�. 18 - Clayt, nie nadrobisz trzynastu lat w ci�gu jednej nocy. - Mimo wszystko mog� spr�bowa�. Wiedzia� jednak, �e ona ma racj�. Nie musi si� spieszy�. W ko�cu ma przed sob� ca�e �ycie. - Tak, mam te� par� innych rzeczy do nadrobienia - powiedzia� i si�gn�� po butelk�. - Chocia�by to, �e ch�tnie pos�ucham o tym, co robi�a� od czasu, kiedy nasze drogi rozesz�y si�. Ostatni raz widzia�em ci� w Mexico City. - W porz�dku, ale zanim zaczn� opowiada�, musz� ci� uprzedzi�, �e to d�uga i nudna historia. Po wyje�dzie z Meksyku by�am w paru miejscach, a potem wysz�am za m��. Moje ma��e�stwo by�o pomy�k� od pocz�tku do ko�ca. Nie lubi� do tego wraca�. Kiedy odesz�am od m�a, zajmowa�am si� r�nymi rzeczami. By�am stewardes�, recepcjonistk�, hostess�. No wiesz, te wszystkie historie, gdzie trzeba mie� odpowiednie wymiary i nic ponad to. No i oczywi�cie musisz si� ci�gle idiotycznie u�miecha�. Gdzie� po drodze by�am zwi�zana z tak zwanym "wielkim" cz�owiekiem z po�udniowej Kalifornii. Kiedy� opowiem ci o tym. Tak naprawd�, to by� tylko jeden cz�owiek, kt�ry si� liczy�. Ale on za bardzo przejmowa� si� tym, co robi�, i ju� nie �yje. Clayton poczu� nagle ogarniaj�ce go uczucie zazdro�ci i w�ciek�o�ci. Nie mia� �adnego prawa do niej, tak jak i ona do niego. Tyle tylko, �e ona �y�a w normalnym �wiecie, u�ywaj�c �ycia, a on nie m�g� nic zrobi� w tym czasie. Wsta� gwa�townie z ��ka, wzi�� butelk� i ci�gle w�ciek�y odezwa� si�. 19 - No dobra, a teraz powiedz mi, po co ten ca�y dzisiejszy cyrk? Odwr�ci�a si� leniwie w jego stron�. - Jaki cyrk, o czym ty m�wisz? - O czym? A ubranko, kanapeczki, burbon, no i rewolwer? Co wcale nie znaczy, �e mam co� przeciw temu. Wr�cz przeciwnie, �wietnie si� spisa�a�. - To znaczy, nie wierzysz mi, �e niecierpliwie na ciebie czeka�am przez te wszystkie lata? - Dziecinko, nie s�dz�, aby� czeka�a niecierpliwie na cokolwiek i kiedykolwiek. Us�ysza�a�, �e wychodz�. Kiedy� zrobi�em pieni�dze i zrobi� je w przysz�o�ci. Mo�e my�la�a�, �e jak pierwsza ustawisz si� w kolejce, to i tobie si� trafi. Ale to nie wszystko, jest co� jeszcze, prawda? - Naprawd� du�o my�la�am o tobie. - Stara�a si� ci�gle u�miecha�. - I wcale nie dbam o to, czy mi wierzysz. Faktycznie, nie jecha�abym w takim upale tylko po to, �eby zobaczy�, czy bardzo si� zmieni�e�. Mam �wietny pomys� i my�l�, �e to jest co� w sam raz dla ciebie. - Usiad�a na ��ku, zapominaj�c o prze�cieradle. - Dwie�cie tysi�cy dolar�w i bardzo ma�e ryzyko. - Bardzo ch�tnie wys�ucham szczeg��w. Tylko nie rozpraszaj mojej uwagi - powiedzia�, wskazuj�c prze�cierad�o. - O, przepraszam - podci�gn�a prze�cierad�o pod brod�. - Domy�lasz si�, �e spodziewam si� po�owy dla siebie. Pomys� jest m�j, a ty nie m�g�by� zorganizowa� tego w tak kr�tkim czasie. Poza tym masz opini� faceta, z kt�rym mo�na si� dogada�, pomy�la�am wi�c, �e mog� zaryzykowa� i powiedzie� ci. - Po- 20 da�a mu dopalonego papierosa i kontynuowa�a podekscytowana. - Facet nazywa si� Blackstone i zajmuje si� hazardem. Ma apartament na dwunastym pi�trze St. Albans w Miami Beach. Wiem, �e ma zamiar zwin�� interes zaraz po zako�czeniu wy�cig�w konnych w Hialeah, dlatego musimy si� spieszy�. Z my�l� o tym by�am tam kilka razy z przyjaci�mi. Nawet zawar�am znajomo�� z obs�ug�, oczywi�cie bardzo ostro�nie. Je�li trzeba, te� potrafi� odegra� jak�� rol�. - W porz�dku, ale gdzie widzisz te dwie�cie tysi�cy? - Domy�lam si�. W tych dwu pokojach bardzo du�o si� dzieje. Poker i ko�ci. Zanim Blackstone otworzy� ten przybytek, wszyscy gracze lecieli do Hawany i wracali nast�pnego dnia na wy�cigi. Teraz maj� wszystko na miejscu. - No tak, przy ko�ciach jest zawsze sporo szmalu. A poker? Przygl�da�a� si� grze w pokera? - O tak i to z wielkim zainteresowaniem. Prawie przez ca�y czas w puli s� studolarowe �etony. Kt�rej� nocy, gdy tam by�am, w puli by�o sze��dziesi�t tysi�cy dolar�w. Krupierzy tylko rozdaj� karty i dziel� pul�. Za to przy ko�ciach zarabiaj� na obstawianiu zak�ad�w. Pieni�dze z wp�yw�w trzymane s� w sejfie w salonie. Wiesz, codziennie jest inaczej, wszystko zale�y od tego, jak du�o got�wki zostaje graczom po wy�cigach. Nie ma gwarancji, �e to b�dzie dwie�cie tysi�cy, ale warto o tym pomy�le�. Clayton zapali� papierosa od niedopa�ka. Nie mia� ochoty tak od razu si� z ni� �egna�, szczeg�lnie teraz, po odnowieniu znajomo�ci. Pomy�la� wi�c, �e mo�e zainteresowa� si� jej propozycj� chwilowo. Co 21 prawda jej pomys� nie bardzo mu odpowiada�, ale nie zaprz�ta� sobie g�owy pytaniem, jak wybrn�� z tej sytuacji. P�niej zastanowi si� nad tym. - No i co o tym my�lisz? - zapyta�a. Przebieg� wzrokiem wzd�u� jej cia�a. - A co mam my�le�? Chyba lepiej zrobi�, je�li zadam ci par� pyta�. Jaki ruch tam maj�? - Najwi�cej widzia�am tam dwadzie�cia dwie osoby: szesna�cie przy ko�ciach i sze�� przy pokerze. Ale liczba go�ci si� zmienia. - Czy maj� tam jak�� ochron�? - Jest jeden facet przy drzwiach, dw�ch krupier�w, no i Blackstone. Ale nie s�dz�, �eby nosi� bro�. - Nie zak�adaj z g�ry, �e kto� nie nosi broni, bo to zawsze jest ten skurwiel, kt�ry strzeli ci w plecy. Chcesz zatem, �ebym poszed� tam, maj�c przeciw sobie czterech ludzi ze spluwami? Ciekaw jestem, co mia�a� na my�li m�wi�c, �e nie ma �adnego ryzyka. - Powiedzia�am, �e ryzyko jest bardzo ma�e. Mia�am na my�li gliny. Gdyby co� posz�o nie po naszej my�li, nie b�d� mieli o tym poj�cia. Hazard jest legalny tylko w jednym ze stan�w i na pewno nie jest nim Floryda. - Nie obawia�bym si� tak bardzo glin. My�la�em o facetach, kt�rzy chcieliby zgarn�� pul� z sze��dziesi�cioma patykami. Pewnie nie maj� nic przeciw temu, �eby przegra� w pokera, ale co innego odda� je tak za frajer. A ten Blackstone, o kt�rym nigdy nie s�ysza�em, prawdopodobnie ma przyjaci�, kt�rzy nie pozwol� nam tak po prostu zwia� z fors�. Wol� ju� mie� gliny na karku. 22 - Nie b�d� mieli poj�cia, kim jeste�. Nie namawiam ci� i chcia�abym, aby� wyrobi� sobie w�asn� opini�. Ale zastan�w si�, jak to wygl�da w por�wnaniu z bankiem lub czym� w tym rodzaju. Policja wie, �e wyszed�e�, i je�li zdarzy si� co� w twoim stylu, bez wzgl�du na to, czy to zrobisz, czy nie, zapisz� to na twoje konto. I ci�gle b�dziesz musia� mie� dobre alibi. Nie s�dzisz, �e najlepiej dla ciebie by�oby wyjecha� z kraju? Na tym mi�dzy innymi polega m�j plan. Sezon wy�cig�w ko�czy si� za dziesi�� dni, to znaczy w nast�pn� sobot�. To daje wystarczaj�co du�o czasu na przygotowanie. W pi�tek w nocy odwiedzimy po raz ostatni Blackstone'a i jedziemy prosto na lotnisko... Jest szansa, �e nie b�dzie tam �adnego faceta, kt�ry by�by wystarczaj�co dobry, aby pr�bowa� ci� dosta�. A je�li nawet by by�, to nie s�dz�, by przysz�o mu do g�owy wysy�a� kogo� za tob� do Buenos Aires. Nawet je�liby wiedzia�, kogo szuka�. - Czy to znaczy, �e mamy wyjecha� razem? Poca�owa�a go delikatnie. - Kochanie, poczekajmy, co czas poka�e. Nie chcia�abym by� nieuczciwa w stosunku do ciebie. Mamy dziesi�� dni na podj�cie decyzji. Przyci�gn�� j� do siebie tak, by nie mog�a widzie� jego twarzy. Pomy�la�, �e te dziesi�� dni mo�e by� ca�kiem mi�� odmian�. - Wygl�da na to, �e wszystko dok�adnie zaplanowa�a�. Jak dostan� si� do �rodka? - Pewnie b�dziesz mia� sw�j pomys� po rozejrze-niu si�. Ja my�la�am, �e dobrze by by�o, gdyby� par� dni wcze�niej pokaza� si� tam i pogada� troch�. 23 Przyzwyczailiby si� do ciebie i nie mia�by� problemu z wej�ciem w interesuj�cym nas czasie. Znam nazwiska trzech facet�w, kt�rzy regularnie graj� w ko�ci. Jestem pewna, �e s� naganiaczami. Nie b�dziesz mia� problemu w nawi�zaniu konwersacji z kt�rym� z nich. Wystarczy, �e nadmienisz o ch�ci zagrania w stare, dobre ko�ci. Na pewno potrafisz sobie z tym poradzi�. I co ty na to? - Wszystko w porz�dku, jak dot�d. Opr�cz tego, �e ca�y kapita�, jakim dysponuj�, to czterdzie�ci dwa dolce. Pi��dziesi�t, kt�re dosta�em przy wyj�ciu, minus osiem za motel. To chyba nie wystarczy na d�ugo. Przez chwil� siedzia�a, nic nie m�wi�c. W ko�cu odezwa�a si� z westchnieniem. - Mam p�tora tysi�ca, kt�re mog� ci da� jako zaliczk�. Tylko wola�abym, �eby� by� pewien, �e nie stracisz wszystkiego przed pi�tkowym wieczorem. - Czy�by� mia�a zamiar powierzy� mi tak� fors�? - Dostan� to z powrotem, jak wszystko dobrze p�jdzie. Chocia� wcale sobie tego nie �yczy�, to zaimponowa� mu plan dziewczyny. Pomy�la�, �e cz�� tych pieni�dzy musi wyda� na ubranie. Przecie� nie mo�e pokaza� si� w tym wi�ziennym garniturku w St. Al-bans czy w klubie w Hialeah. - Wygl�da niez�e. Tylko jak si� stamt�d wydostan� po wszystkim? - Wszystkie telefony na dwunastym pi�trze s� pod��czone do jednej tablicy rozdzielczej i odchodz� jednym kablem. Musisz przeci�� ten kabel. Wystarczy jak w�o�ysz odpowiedni uniform i powiesz, �e jeste� z biura napraw. Musisz dok�adnie zastano- 24 wi� si�, jak to zorganizowa�. Kiedy b�dziesz opuszcza� ten go�cinny apartament, zablokujesz drzwi na zewn�trz. Na przyk�ad, mo�esz przy�rubowa� kawa�ek metalu do drzwi i framugi. Nie b�d� mogli ani wyj��, ani zatelefonowa�. - A gdzie ty b�dziesz przez ca�y ten czas? - Ja b�d� trzyma� wind�. W St. Albans s� windy samoobs�ugowe. Clayton w zasadzie nie mia� zamiaru robi� nic tak szalonego, ale plan by� tak logiczny i prosty, �e mia� szans� powodzenia. Prawd� by�o, �e najbezpieczniejszym miejscem dla niego by�by jaki� inny kraj. W�a�ciwie m�g�by u�y� pieni�dzy, kt�re zaofiarowa�a mu Miriam. Wystarczy�oby na pokrycie koszt�w podr�y i m�g�by si� st�d szybko wynie��. Oznacza�oby to jednak, �e musi rozsta� si� z dziewczyn�. A to nie bardzo mu odpowiada�o, nie chcia� znowu by� sam. Ta my�l zaskoczy�a go. Wida� d�ugi pobyt w wi�zieniu rozmi�kczy� go. - Wiem, �e jest jeszcze wiele szczeg��w do dopracowania. Ale dlaczego nie mieliby�my tego zrobi�? Najpierw kupimy ci jakie� porz�dne ubranie, potem nawi�za�by� kontakty z lud�mi, o kt�rych ci m�wi�am, rozejrza�by� si� na miejscu. Je�li dojdziesz do wniosku, �e nic z tego nie b�dzie, to zawsze mo�emy si� wycofa�. A tymczasem mamy kilka dni dla siebie. Prawda? - Tak s�dz�. Na razie zatrzymamy twoje pieni�dze na p�niej. Spr�buj� szcz�cia z tym, co mam. Kiedy� by�em ca�kiem niez�y w ko�ci. Mo�e powinienem to robi� tylko z moj� fors�. 25 Nagle jego oczy zw�zi�y si� i pojawi� si� w nich jaki� b�ysk. Mia� za sob� niejedn� robot� i przygotowuj�c je nauczy� si� te� niejednego. Wspi�� si� na prawdziwe wy�yny w swej oryginalnej profesji. Plan Miriam mia� co� w sobie, ale jeden s�aby punkt wyklucza� go, a przynajmniej wzbudza� wielkie opory Claytona. W swojej dotychczasowej praktyce zawsze mia� og�lny plan i jego r�ne warianty. To by�o tajemnic� jego sukces�w. Zawsze mia� dwie albo trzy mo�liwo�ci ucieczki. Powinien podzi�kowa� Miriam Moore za jej dobre ch�ci i pieni�dze i rozejrze� si� za czym� pewniejszym. Popatrzy� na koniec swojego papierosa i odezwa� si�: - Dwudziestu ludzi w dwu pokojach i prawdopodobnie z rewolwerami. Co prawda, nie powinni wpa�� w histeri�, ale jest ich troch� za du�o, �eby jedna osoba mog�a wszystkich kontrolowa�. Przypuszczam, �e ty nie masz ochoty uczestniczy� w tej cz�ci przedstawienia? - Bo�e, ale� nie! Nie by�abym w stanie kontrolowa� nikogo. Trz�s�abym si� jak li��. - Nie bardzo mi si� podoba dzielenie �upu na trzy, ale obawiam si�, �e b�dziemy musieli wzi�� jeszcze jedn� osob�. - Czy jeste� pewien, �e jest to konieczne? - Nie bardzo wiem, jak m�g�bym sobie poradzi� sam. Ale nie musimy go bra� jako wsp�lnika do ca�o�ci. My�l�, �e dwadzie�cia procent za�atwi�oby spraw�. - Zastanawia� si� przez chwil�. - B�d� musia� si� rozejrze�, ale my�l�, �e znam kogo�, kto by mi odpowiada�. Po tamtej stronie spotka�em takiego dzieciaka, kt�ry naprawd� zrobi� na mnie wra�enie. 26 Wyszed� jaki� czas temu i wiem, �e nie wpad� do tej pory. Mo�e b�dzie wolny. Potrzebujemy kogo�, kto bez pud�a jest zdolny zastraszy� dwudziestu ludzi, w tym profesjonalist�w. Ten ma co� takiego w oczach, �e jest w stanie przerazi� samego Franka Costello. Smith, Fra� Smith, pewnie nie s�ysza�a� o nim. Miriam si�gn�a po butelk�, sprawdzi�a poziom p�ynu i przechyli�a j�. Claytonowi podoba� si� ten widok: dziewczyna przykryta tylko prze�cierad�em i popijaj�ca z butelki. To by� zdecydowanie atrakcyjny widok i dziwne, �e dot�d producenci kalendarzy nie pomy�leli o tym. - Chyba s�ysza�am to nazwisko - powiedzia�a, odrywaj�c butelk� od ust. - Ale to raczej nie jest ten sam cz�owiek. Ten, o kt�rym my�l�, to p�atny morderca. - Nie by�bym zdziwiony, je�li to ten sam. Fra� zajmowa� si� wszystkim po trochu. Jest przera�aj�cy, ale znam go dobrze i potrafi� sobie z nim poradzi�. - Je�li tak s�dzisz - mrukn�a niech�tnie. - Czy jest co� jeszcze, co powinni�my om�wi�? Clayton mia� jeszcze jedno pytanie, ale postanowi� poczeka� na uzyskanie odpowiedzi. Wyszczerzy� z�by w u�miechu i rzek�: - My�l�, �e ju� do�� gadania na dzisiaj. Gdy rozmawiali o interesach, Miriam wygl�da�a powa�nie i bezwzgl�dnie. Sprawia�a te� wra�enie du�o starszej. Teraz znowu by�a m�od�, sympatyczn� dziewczyn�. Przytuli�a twarz do jego ramienia i odezwa�a si� mi�kkim g�osem: - Od�� papierosa, Clayt. 27 Clayton pomy�la�, �e jest to ca�kiem przyjemny spos�b na oderwanie si� od interes�w. Znacznie p�niej, gdy butelka by�a pusta i nie zosta�a �adna kanapka, Clayton poszed� do �azienki wzi�� prysznic. Wr�ci� do pokoju i usiad� na ��ku obok dziewczyny, jedn� r�k� opar� o jej biodro, a drug� zabra� si� do zapalania kolejnego papierosa. - Wydaje mi si�, �e ca�kiem nie�le znasz Miami -powiedzia� oboj�tnie. - Czy Shayne ci�gle jest w mie�cie? - Kto? - spyta�a zaspanym g�osem. - Mik� Shayne, nieustraszony, nieprzekupny prywatny detektyw. Otworzy�a szeroko oczy i chocia� z powrotem je przymkn�a, na pewno nie my�la�a ju� o spaniu. - Czyta�am o nim w gazetach i wtedy, i teraz, ale dlaczego pytasz? - Bez powodu. Mia�em, co prawda, ma�� wpadk� przez niego... - Tak - powiedzia�a wolno. - Tak, to on przy�o�y� r�k� do zapuszkowania ci�, prawda? Zapomnia�am o tym. Tak, ty by�e� czysty, jak zwykle, a on znalaz� co�, co pomog�o ci� oskar�y�. - Mia� troch� szcz�cia - mrukn�� Clayton. - Jak zwykle. - Wiesz, w zasadzie to nie by�o �adnych dowod�w. Mieli tylko jednego �wiadka, kt�rego mogli u�y� przeciw mnie, ale to nie by�o w jego interesie, bo sam by� w co� zamieszany. Wtedy Shayne znalaz� co� na faceta i przekona� go do z�o�enia zezna�. Ja wyl�dowa�em w wi�zieniu, a Shayne zgarn�� nagrod� od zainteresowanej firmy. - Stara� si� m�wi� oboj�t- 28 nie, ale w jego g�osie s�ycha� by�o jak�� nutk� goryczy. Miriam usiad�a na ��ku i zacz�a szczotkowa� swoje w�osy. - Mam nadziej�, �e nie wpadniesz na jaki� szalony pomys� i nie b�dziesz go szuka�. Prawda, kochanie? - Pewnie zd��y� ju� wyda� wszystkie pieni�dze, kt�re wtedy zgarn��. Je�li nawet nie, to i tak w�tpi�, �eby mia� zamiar dzieli� si� ze mn�. Wi�c dlaczego mia�bym go szuka�? - Clayt - odezwa�a si� z agresj� w g�osie. - Pos�uchaj mnie, kochanie. Wiem, �e wiele historii o nim jest grubo przesadzonych. Jednak ten facet ma sporo osi�gni�� na swoim koncie. Rozwi�za� sprawy, w kt�rych policja kr�ci�a si� jak pies wok� w�asnego ogona. Mo�esz nazywa� to szcz�ciem, je�li chcesz, ja s�dz�, �e to jednak du�o wi�cej. To jest twardziel. Ma wielu powa�nych wrog�w, du�o wa�niejszych ni� ty, kochanie. Takich, kt�rzy maj� pieni�dze i uk�ady. Niekt�rzy z nich nie �yj�, niekt�rzy s� w wi�zieniu, paru musi si� ukrywa�. A Michael Shayne ca�kiem nie�le sobie radzi. - Z�otko, wyci�gasz b��dne wnioski. Mam powody, �eby nie lubi� skurwysyna, i to wszystko. - Mam nadziej�. Zreszt�, je�li masz zamiar zrobi� co� g�upiego, to prawdopodobnie nie jestem w stanie ci� powstrzyma�. Tylko prosz�, nie r�b tego w ci�gu najbli�szych dziesi�ciu dni. A je�eli chcesz zaj�� si� swoimi sprawami, to zapomnij o tym, co ci m�wi�am. Nadani to komu� innemu. To jest za dobry interes, �eby nawali�. - Dlaczego s�dzisz, �e nawal�? 29 Spojrza�a na niego wzrokiem, kt�ry zabija�. Pierwszy raz zauwa�y�, �e pod jej przyjemn� powierzchowno�ci� kryje si� zdolno�� do przemocy. - Mam zamiar odebra� sw�j udzia�. Ca�� cz��, kt�ra na mnie przypadnie. Przez ostatnie lata prowadzi�am do�� ryzykowne �ycie i wiod�o mi si� coraz gorzej, zamiast coraz lepiej. To jest moja jedyna szansa, �eby wyrwa� si� z tego bagna, a na to potrzebuj� pieni�dzy. - Dziecinko, przecie� wiesz, �e zdob�d� je dla ciebie - odezwa� si� uspokajaj�co. - S�uchaj, je�eli to nie wypali z powodu, kt�rego nie byli�my w stanie przewidzie�, to w porz�dku. Ale je�li zrobisz co� umy�lnie, zabij� ci�. M�wi� powa�nie i radz� ci, trzymaj si� z daleka od Shayne'a. Potrz�sn�� g�ow� z wymuszonym u�miechem. - To s� tylko twoje wymys�y. Czy ty my�lisz, �e ja jestem nienormalny? Nie odpowiedzia�a, ale z wyrazu jej twarzy by�o wida�, �e wcale nie jest tego taka pewna. Clayton zaci�gn�� si� papierosem, ale tym razem jego smak wyda� mu si� nieprzyjemny. Zachowa� oboj�tny wyraz twarzy, ale jego uczucia ujawni�y si�, gdy gasi� papierosa. Zosta�a tylko kupka rozgniecionego z pasj� tytoniu. 30 3. Michael Shayne wiedzia�, �e restauracja "Seafa-rer" na Collins Avenue, po�o�ona obok nowego, du�ego hotelu, b�dzie na pewno zat�oczona. Ale jedzenie i obs�uga by�y tak dobre, �e warto by�o znosi� ten t�um turyst�w. Michael i jego schludna sekretarka cz�sto jadali tam kolacj�. Szczeg�lnie, gdy mieli ku temu specjalne powody, jak na przyk�ad zako�czenie jakiej� trudnej i dochodowej sprawy. Dzi� nie mieli takich powod�w. Od kilku miesi�cy Shayne powoli wycofywa� si� z interesu. Wszystkie propozycje, jakie otrzymywa�, dzieli�y si� na dwie kategorie. Cz�� z nich to by�y rutynowe dochodzenia, z kt�rymi poradzi�by sobie �rednio inteligentny absolwent szko�y korespondencyjnej. Wydawa�o si�, �e ludzie chc� p�aci� Shayne'owi tylko za to, by p�niej m�c powiedzie�, �e zatrudnili go w jakiej� tajemniczej sprawie. Druga grupa potencjalnych klient�w przychodzi�a do niego ze wzgl�du na reputacj�, jak� sobie zdoby� przez te wszystkie lata pracy. My�leli o nim, �e jest nie do pokonania i jest w stanie ze wszystkim sobie poradzi�, je�li tylko otrzyma odpowiednie wynagrodzenie. I wielu z tych klient�w opuszcza�o jego biuro szybciej ni� tam wchodzili. Michael czu� si� przem�czony i stary. Kiedy�, gdy podobnie si� czu�, wywiesza� na drzwiach swojego 31 biura tabliczk� z napisem "Zamkni�te", pakowa� walizk�, bra� troch� got�wki, wsiada� do pierwszego lepszego samolotu i wyje�d�a� tam, gdzie go do tej pory nie by�o. W ko�cu wraca� po kilku dniach do Miami, od�wie�ony i gotowy upora� si� z czekaj�cymi na niego problemami. A jego praca by�a ci�ka, niebezpieczna i bardzo cz�sto po prostu nudna. Lucy Hamilton, znaj�ca dobrze te nastroje Shayne^, stara�a si� nie przyczynia� do pog��biania ich. Tym razem Lucy stara�a si� poprawi� jego nastr�j i od tygodni namawia�a go, aby wybrali si� na wy�cigi. Ale jej motywy by�y tak oczywiste, �e wzbudzi�y jego zawzi�ty op�r. W ko�cu, co za r�nica, kt�ry z koni pobiegnie szybciej? Jednak na trzy dni przed zako�czeniem sezonu uleg� jej namowom. Hialeah lubi� najbardziej ze wszystkich znanych sobie tor�w. Ku swemu zdumieniu wygra� nawet w trzech z obstawionych czterech gonitw. Razem trzysta dolar�w. Lucy nie gra�a, ale tu� przed �sm� gonitw� przeprosi�a go i znikn�a gdzie� na chwil�. Michael za namow� znajomego d�okeja, kt�ry powinien mie� sprawdzone informacje, postawi� pi��dziesi�t dolar�w na Glory Be. Ku jego wielkiemu rozczarowaniu Glory Be przegra�a o �eb z nikomu nie znan� Lucy's Joy, za kt�r� p�acili 17 do 1. - Czekaj, niech ja tylko dopadn� tego d�okeja. -Michael odezwa� si� z�owieszczo, dr�c sw�j bilet. -Ca�kiem nie�le mi sz�o przez ca�e popo�udnie, a teraz zabieram ci� na kolacj�. Idziemy? - Za chwilk� - odezwa�a si� s�odko. - Musz� tylko zatrzyma� si� przy kasie i odebra� pieni�dze, kt�re 32 mi si� nale��. Jak my�lisz, je�li nie wystarczy miejsca w moim portfelu, to czy dostan� jak�� torb�? - Co? Nie chcesz chyba powiedzie�, �e zarobi�a� na tej chabecie? - domaga� si� odpowiedzi. - Ma takie sympatyczne imi�, nie mog�am si� powstrzyma�, �eby na ni� nie postawi�. Trzydzie�ci razy siedemna�cie, to chyba ca�kiem nie�le? Ca�� drog� do restauracji robili sobie �arty z ostatnich zak�ad�w. Shayne poczu� si� du�o lepiej pierwszy raz od d�u�szego czasu. Przejecha� przez Collins Avenue i wjecha� na parking, gdzie bez trudu znalaz� miejsce dla swojego buicka. Zostawi� otwarte okno, bo przy tej pogodzie samoch�d by�by rozgrzany jak piec po ich powrocie. Dozorca parkingu da� mu bilet do podstemplowania w kasie restauracji. - Dzi�ki - odezwa� si� detektyw nieobecnym g�osem, bior�c jednocze�nie Lucy za �okie� i poprowadzi� j� w kierunku restauracji. Okno wystawowe by�o wy�o�one pokruszonym lodem, po kt�rym leniwie pe�za�y �ywe homary. Zaraz przy wej�ciu za lad� sta� Murzyn z pokiereszowanymi r�kami i otwiera� ostrygi i mi�czaki na oczach go�ci, czekaj�cych na te smako�yki. Gdy weszli do �rodka, George, szef restauracji przepchn�� si� do nich przez niewielki t�umek czekaj�cych przed wej�ciem do jadalni. George zarz�dza� restauracjami rybnymi w Miami od wielu lat, a tak�e by� starym znajomym Shayne'a. Nosi� d�ugie greckie nazwisko, kt�rego Shayne nie by� w stanie zapami�ta� ani wym�wi�. By� niski, pulchny, ciemny i kompletnie �ysy. 33 - Michael! - zawo�a�, podchodz�c do wysokiego, dobrze zbudowanego, rudow�osego detektywa. - O, i pani Hamilton. Jak to si� dzieje, �e nigdy nie uprzedzicie mnie o tym, kiedy zamierzacie przyj�� do mnie na kolacj�? Gdybym wiedzia�, m�g�bym wyp�yn�� na morze i ryzykuj�c chorob� morsk�, z�owi�bym co� specjalnie dla was. - Przecie� ty nic nie z�owi�e� od czasu, kiedy Cool-ridge by� prezydentem, stary oszu�cie - odpowiedzia� mu Michael. George wzruszy� ramionami i obracaj�c si� z u�miechem, poprowadzi� ich przez t�umek czekaj�cych na stoliki. Shayne us�ysza�, jak za plecami szeptem wymieniano jego nazwisko. Wiedzia�, �e kilka par oczu �ledzi jego ruchy. �ci�gn�� brwi i popatrzy� wilkiem woko�o. Najch�tniej zapad�by si� pod ziemi�. To by�o wszystko, co mu zosta�o, sta� si� atrakcj� dla turyst�w, pokazuj�cych go sobie palcami. Kiedy George usun�� ze stolika tabliczk� z napisem "Zarezerwowane", wysili� si� na dowcip. - My�la�em, �e nie spodziewa�e� si� naszej wizyty. - Powiem ci co� w sekrecie, przyjacielu. Jeden z kelner�w jest chory, a zwi�zki nie przys�a�y mi jeszcze zast�pstwa. Musia�em to zrobi�, dop�ki nie przyjdzie nowy kelner. Poza tym, czekaj�cy na stoliki naucz� si�, �eby rezerwowa� wcze�niej. - Skin�� na kelnera. - Po znajomo�ci radz� ci spr�bowa� po-mpano. Dzisiaj jest bardzo dobre. Szef kuchni pozwoli� mi zrobi� sos w nagrod�, �e podnios�em mu pensj�, kt�ra, B�g raczy wiedzie�, by�a wystarczaj�co wysoka. Lucy zacz�a si� �mia�, gdy George odszed�. 34 - Lubi� go. Mieli�my dzisiaj mi�y dzie�, prawda? -spyta�a, zmieniaj�c temat. - Tak. Mo�e powt�rzyliby�my to jutro? Potrz�sn�a przecz�co g�ow�. - Chcia�abym, �eby� zrobi� sobie wakacje. Wyjed� na jaki� czas z Miami. Dobrze ci to zrobi. - Nie mam powod�w do narzekania - zapewni� j� Michael. - Nigdzie nie musz� jecha�. Mam wszystko, czego potrzebuj�. Mam pieni�dze, mog� liczy� na twoje towarzystwo... -1 jeste� tym wszystkim znudzony. Nieprawda�? - Mo�e troszeczk�, ale to nic w por�wnaniu z �yciem, jakie prowadz� inni ludzie. Ka�dego dnia mo�e kto� przyj�� z jak�� ciekaw� spraw�... - Je�li m�wisz w ten spos�b to znaczy, �e jest, jak my�la�am - przerwa�a mu Lucy. - Dobrze wiesz, �e ciekawe sprawy zaczynaj� si� zupe�nie zwaczajnie. Nie chcia�abym ci� poucza�, ale sam wp�dzasz si� w taki stan. - Szybko otworzy�a torebk� i po�o�y�a na stole kilka folder�w biur podr�y. - Nie b�d� z�y na mnie, Michael. Przynajmniej zastan�w si� nad moj� propozycj�, zanim definitywnie powiesz nie. - Co, chcia�aby� si� mnie pozby�? - mrukn�� pod nosem. Lucy podsun�a mu menu przyniesione przez kelnera. - Wybierz co� dla nas. Michael zam�wi� ostrygi, polecane przez George'a pompano, asparagus z sosem serowym, jaki� deser o francuskiej nazwie i du�y dzbanek kawy. 35 - Poprosz� jeszcze podw�jny koniak - doda� ponuro. - Szklank� wody z lodem i koniak oraz wod� mineraln� dla pani. Kelner oddali� si�, zabieraj�c menu. Shayne pr�bowa� co� powiedzie�, ale Lucy uprzedzi�a go. - Nie sugeruj�, �eby� jecha� zaraz. I zauwa�, �e nie chcia�abym, �eby� wyje�d�a� na d�ugo. - Po�o�y�a swoj� ma�� d�o� na jego ogromnej. - Dla mnie te� by�oby dobrze, gdybym by�a przez jaki� czas sama. Ale nied�ugo. - Wiem, skarbie, wiem - powiedzia� markotnie. Nie odezwali si� wi�cej, dop�ki kelner nie przyni�s� drink�w. Lucy zrobi�a ma�� ceremoni�, wznosz�c toast za Lucy's Joy, kt�ra mog�a nigdy nie wygra� �adnej gonitwy. Shayne stara� si� przywo�a� przyjemny nastr�j. Ale reklam�wki biur podr�y ze zdj�ciami �adnych dziewcz�t, nartami wodnymi i eleganckimi m�czyznami le�a�y na stole, przypominaj�c mu o propozycji Lucy. Mo�e ona mia�a racj�, mo�e faktycznie powinien zostawi� to wszystko na jaki� czas? Na razie radzi� sobie i rozmawia� o zupe�nie innych sprawach. Lucy prowadzi�a b�yskotliw� konwersacj�, a on stara� si� jej dor�wna�. Jedzenie by�o wy�mienite, jak zwykle w "Seafares". Kelner w�a�nie sprz�ta� ze sto�u, kiedy us�yszeli wybuch. Nagle ca�a zat�oczona restauracja zamar�a na chwil� i zapad�a martwa cisza. Po chwili jednak wszystko wr�ci�o do normy. Shayne podni�s� kieliszek. - Pewnie awaria jakiego� gazoci�gu - skomentowa�. 36 - Wydawa�o si�, �e to by�o bardzo blisko. Czu�am si�, jak gdyby to by�o zaraz za moimi plecami. - Je�li chodzi o te wakacje. Gdzie... Przerwa�. Atmosfera w restauracji zmieni�a si� w jaki� dziwny spos�b. Odwr�ci� si� na krze�le. Kilku m�czyzn, w��cznie z George'em dyskutowa�o o czym� zawzi�cie przy ko�cu baru. George nerwowo g�adzi� swoj� �ysin�. Dwie osoby przy s�siednim stoliku wstawa�y pospiesznie. Na zewn�trz by�o s�ycha� niezwyk�e o�ywienie i podniesione g�osy. Shayne dopi� sw�j koniak i wsta� od sto�u, zadowolony, �e mo�e na chwil� zapomnie� o le��cych przed nim folderach. - Zobacz�, co si� tam dzieje. Lucy posz�a za nim. Gdy byli w drodze do drzwi, do grupy wok� George'a do��czy� jeszcze jeden cz�owiek. By� to dozorca z parkingu. Shayne zapami�ta� jego twarz, mimo �e nie przygl�da� mu si�. By� gruby i piegowaty i �u� niedopa�ek cygara. Wa�nie poda� George'owi bilet parkingowy. Mik� by� wystarczaj�co blisko, �eby us�ysze� zmartwiony g�os George'a. - Czterodrzwiowy buick? - Jaki buick? - spyta� Shayne. - Czy masz sw�j bilet parkingowy, Mik�? - Tak mi si� wydaje - powiedzia�, wyci�gaj�c z kieszeni swoj� cz��. Spojrzeli na ni�. By� tam ten sam numer, co na bilecie w r�ku George'a. - Chod�my - powiedzia� George przyt�umionym g�osem. - Kto� pr�bowa� wysadzi� tw�j samoch�d. Twarz Shayne'a zmieni�a si� nagle. Jego szare oczy zrobi�y si� lodowate, a wargi zacisn�y si� w 37 jedn� w�sk� lini�. Mik� ruszy� przez zbieraj�cy si� t�umek d�ugimi susami. Ma�y Grek musia� niemal�e biec, by nad��y� za wysokim detektywem. Pasa�, prowadz�cy do restauracji by� zadziwiaj�co pusty, za to niewielka grupa ludzi zebra�a si� przy wje�dzie na parking. Ludzie stawali na zderzakach samochod�w i patrzyli w kierunku samochodu Shay-ne'a. Shayne, przeciskaj�c si� przez t�um, zobaczy� policjanta mocuj�cego si� z przednimi drzwiami samochodu. Frontowa szyba samochodu by�a roztrzaskana podmuchem wybuchu spod maski. Czu� by�o ostry, gryz�cy smr�d. Przednie drzwi od strony kierowcy by�y roztrzaskane. Shayne i policjant pr�bowali je otworzy�, ale bez powodzenia. - B�d� ostro�ny, Michael - zawo�a�a Lucy. Shayne, z w�ciek�o�ci� maluj�c� si� na twarzy, nie odpowiedzia�. Kto� zrobi� pu�apk� z jego samochodu. Tapicerka siedze� by�a poszarpana i wystawa�y z nich spr�yny. Bomba wybuch�a za wcze�nie i drugiej nie powinno by�. - O, Bo�e! - wykrzykn�� wzburzony. - Tam kto� jest! - Gdzie? - zapyta� policjant, zagl�daj�c Shayne'owi przez rami�. Przez otwarte okno by�o wida� jak�� posta�, le��c� mi�dzy siedzeniami a kierownic�. Na pod�odze by�o mn�stwo krwi. Nie by�o w�tpliwo�ci, cz�owiek w samochodzie by� martwy. 38 4. Michael przecisn�� si� mi�dzy przednim zderzakiem a �cian� i wszed� w przerw� mi�dzy buickiem a samochodem obok. Drzwi z tej strony da�y si� lekko uchyli�. Spr�bowa� wcisn�� g�ow� do �rodka. Pod kierownic� le�a� m�ody ch�opak z kr�tko ostrzy�onymi blond w�osami. Ubrany by� w d�insy i bia��, bawe�nian� koszulk�. Jego oczy i usta by�y szeroko otwarte, na twarzy malowa�o si� zdziwienie. U�o�enie cia�a wskazywa�o na to, �e w momencie wybuchu musia� co� majstrowa� pod desk� rozdzielcz�. Jedno rami� by�o zaczepione o kierownic� i cia�a nie da�o si� usun�� bez otwarcia drzwi po przeciwnej stronie. Shayne wyszed� z samochodu i zobaczy� przera�on� twarz Lucy. - Wszystko w porz�dku, skarbie. Chcia�bym, �eby� pojecha�a teraz do domu. Tu nie ma nic, w czym mog�aby� mi pom�c. Na pewno zaraz zjawi si� tu Pe-tey Painter i b�dzie si� naprzykrza� wszystkim w okolicy. Nie ma powodu, aby�my obydwoje musieli s�ucha� jego bredzenia. - Ale co si� sta�o, Michael? Dlaczego kto� chcia� wysadzi� tw�j samoch�d? - spyta�a zaniepokojona. - Pewnie mieli nadziej�, �e b�d� w �rodku - pr�bowa� za�artowa�. - Ale dlaczego? - powtarza�a nieprzytomnie. -Przecie� nie prowadzisz teraz �adnej sprawy. 39 Z oddali by�o s�ycha� syreny nadje�d�aj�cych woz�w policyjnych. - Ju� s�. Za�o�� si� z tob�, �e Painter nie uwierzy, �e nie pracuj� nad niczym. Z�ap taks�wk� i jed� do domu. Przyjad� tak szybko, jak tylko uda mi si� st�d wyrwa�. Wzi�� j� za �okie� i poprowadzi� w kierunku wyj�cia z parkingu. Ostatni� rzecz�, kt�rej by sobie �yczy�, by�o to, by widzi