10476

Szczegóły
Tytuł 10476
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10476 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10476 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10476 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack London JOHN BARLEYCORN CZYLI WSPOMNIENIA ALKOHOLIKA ROZDZIA� I Wszystko to zdarzy�o si� pewnego dnia podczas wybor�w. W ciep�e kalifornijskie popo�udnie jecha�em konno w d� Doliny Ksi�ycowej z farmy, znanej z wzorowej hodowli stadnin, do ma�ej wioski, by g�osowa� tak lub nie na mn�stwo projektowanych reform konstytucyjnych w stanie Kalifornia. Z powodu gor�cego dnia pi�em kilka razy przed g�osowaniem, pi�em r�wnie� po g�osowaniu. Przeje�d�a�em przez wzg�rze pokryte winem oraz przez faluj�ce pastwiska wzorowej farmy i przyby�em do domu, aby jeszcze raz wypi� podczas kolacji. � Jak�e g�osowa�e� w sprawie reformy wyborczej? � zapyta�a Charmian. � G�osowa�em za reform�. Charmian wyrazi�a zdumienie, poniewa� wiadomo by�o wszystkim, �e za m�odych lat, pomimo moich gor�cych uczu� demokratycznych, oponowa�em zawsze przeciw r�wnouprawnieniu kobiet. W p�niejszym i bardziej ju� tolerancyjnym wieku godzi�em si�, co prawda bez entuzjazmu, na r�wnouprawnienie jako na nieuniknione z�o socjalne. � A dlaczego jednak g�osowa�e� za reform�? � zapyta�a Charmian. Odpowiedzia�em. Odpowiedzia�em wyczerpuj�co. Odpowiedzia�em z oburzeniem. Im d�u�ej odpowiada�em, tym wi�cej by�em oburzony. (Nie, bynajmniej nie by�em pijany. Ko�, na kt�rym jecha�em, nazywa� si� przecie� �Bandyta". Chcia�bym widzie� pijanego jad�cego na nim. Ale jak to okre�li�? � By�em podniecony. Czu�em si� znakomicie. By�em �artobliwie weso�y). � Kiedy kobiety stan� u urny wyborczej, b�d� g�osowa�y za prohibicj� � powiedzia�em. Przecie� to w�a�nie �ony, siostry, matki, tylko one wbij� ostatni gw�d� w trumn� Johna Barleycorna. � Ja za� my�la�am, �e jeste� przyjacielem Johna Barleycorna � wtr�ci�a Charmian. � Jestem nim. By�em nim. Nie jestem nim. Nie by�em nim nigdy. Wtedy najmniej jestem jego przyjacielem, kiedy przebywam z nim i kiedy si� zdaje, �e jestem najbardziej z nim zaprzyja�niony. On jest kr�lem k�amc�w. On jest najszczerszym prawdom�wc�. Jest te� dostojnym towarzyszem, z kt�rym si� obcuje jak z bogami. On jest r�wnie� w lidze z Kostuch�. Jego drogi prowadz� do nagiej prawdy i do �mierci. On daje jasn� wyobra�ni� i m�tne sny. On jest wrogiem �ycia i nauczycielem m�dro�ci, poza�yciow� m�dro�ci�. On jest morderc� o czerwonych r�kach i on zabija m�odo��. Charmian patrzy�a na mnie, i wiedzia�em, �e dziwi si�, sk�d przysz�y mi podobne my�li do g�owy. M�wi�em dalej. Jak zaznaczy�em, by�em podniecony. Ka�da my�l w moim m�zgu by�a wyko�czona. Ka�da my�l w male�kiej swej celi by�a gotowa rozbija� drzwi, jak wi�niowie oczekuj�cy na wy�amanie zamk�w. I ka�da my�l by�a wizj� wyrazist�, ostro zarysowan�, nieomyln�. M�zg m�j by� przenikni�ty jasno�ci� bia�ego �wiat�a alkoholu. John Barleycorn gubi� si� w chaosie prawdom�wno�ci zdradzaj�c najskrytsze tajemnice. A ja by�em jego wyrazicielem. Mn�stwo wspomnie� z przesz�o�ci cisn�o mi si� do g�owy, wszystkie uszeregowane jak �o�nierze podczas wielkiej rewii. Dobiera�em je i rozwa�a�em, niekt�re szczeg�owo. By�em panem swych my�li, mistrzem wymowy, jak r�wnie� mistrzem w uog�lnianiu do�wiadcze�, zdolnym nieomylnie ustanawia� daty i konkretyzowa� swoje wnioski. Gdy� w ten spos�b John Barleycorn n�ci� i �udzi� p�odz�c mikroby po�eraj�ce inteligencj�, podszeptuj�c swoje fatalne pogl�dy na prawd�, wnosz�c jasne b�yski w monotoni� dnia powszedniego. W og�lnych zarysach opowiada�em nieraz Charmian o mej przesz�o�ci i scharakteryzowa�em jej moj� psychik�. Nie by�em dziedzicznym alkoholikiem. Nie urodzi�em si� z organiczn� predyspozycj� do alkoholu. Pod tym wzgl�dem jestem zupe�nie normalny. Alkoholizm m�j by� nabyty. I nabyty z wielkim trudem. Alkohol by� dla mnie rzecz� wstr�tn�, gorsz� od wszelkich innych obrzydliwo�ci. Nawet obecnie nie znosz� smaku w�dki. Pi�em tylko dla kura�u. I od pi�tego roku �ycia a� do dwudziestego pi�tego nie nauczy�em si� do�� ceni� owego kura�u. Dwadzie�cia lat przykrej praktyki w alkoholizmie sprawi�o, �e ten nabyty na��g kaza� stale memu buntuj�cemu si� organizmowi tolerowa� alkohol, i ko�czy�o si� na tym, �e w rezultacie po��da�em go coraz wi�cej. Skre�li�em moje pierwsze zetkni�cie si� z Johnem Barleycornem, opowiedzia�em o moim pierwszym oburzeniu, jak r�wnie� o walkach stoczonych z samym sob� i wskazywa�em stale na ten szczeg�, kt�ry pokonywa� m�j op�r, mianowicie � �atwy dost�p do alkoholu. I nie tylko to, ale i to r�wnie�, �e ka�dy ciekawszy moment w mym �yciu popycha� mnie do pija�stwa. Ka�de poznanie nowego towarzysza, spotkanie marynarza, g�rnika czy w�drowca z dalekich kraj�w, zawsze, gdzie tylko m�czy�ni znajd� si� razem, aby podzieli� si� swymi my�lami, ideami, sw� s�aw� czy �mia�o�ci�, by wytchn��, zapomnie� o ci�arze przepracowanych dni i nocy � wszystko to odbywa si� przy kieliszku. Szynk jest miejscem zebra�. M�czy�ni skupiaj� si� tam, jak ludzie pierwotni skupiali si� wok� ognisk albo oko�o wej�cia do jaski�. Przypomnia�em Charmian domy na �odziach, do kt�rych nie mia�a dost�pu na Po�udniowym Pacyfiku, gdzie k�dzierzawi ludo�ercy chronili si� przed swymi kobietami, ucztowali i upijali si� w tych u�wi�conych miejscach zakazanych dla kobiet pod kar� �mierci. Opowiedzia�em, jak w m�odo�ci za po�rednictwem szynk�w uchroni�em si� przed ciasnot� kobiecego wp�ywu dla szerokiego, wolnego �wiata m�czyzny. Wszystkie drogi wiod� do szynku. Tysi�ce romantycznych przyg�d i dr�g �ycia krzy�uj� si� w szynku, a stamt�d prowadz� wok� ca�ego �wiata. � Faktem jest � konkluduj� moj� spowied� � �e �atwy dost�p do alkoholu spowodowa� m�j na��g. Mniejsza zreszt� o to. Mia�em zwyczaj �mia� si� z pijak�w. Dzi� � jestem zdecydowanym alkoholikiem. Trzeba by�o dwudziestu lat, aby ten na��g zakorzeni� si� we mnie, a dziesi�ciu na to, aby si� utrwali� ostatecznie. W rezultacie zaspokajanie mego na�ogu nie by�o niczym dobrym. Z natury jestem weso�y, serdeczny. W chwilach kiedy towarzyszy mi John Barleycorn, cierpi� pot�pie�czo i opanowuje mnie ca�kowicie pesymizm. � Lecz, spiesz� doda� (musz� zawsze co� doda�), John Barleycorn, trzeba mu to przyzna�, m�wi prawd�. To jest w�a�nie przekle�stwo pija�stwa. Tak zwana prawda nie jest prawdziwa. S� k�amstwa �yciowe, kt�rymi �yje �ycie, a John Barleycorn je demaskuje. � Jednak�e to zwraca si� przeciw �yciu � powiedzia�a Charmian. � Masz racj�! � odrzek�em. � To jest w�a�nie szata�skie wyrafinowanie. John Barleycorn pracuje dla �mierci. Dlatego g�osowa�em dzi� za reform�. Czytam w ksi�dze mego �ycia, �e �atwy dost�p do alkoholu spowodowa� m�j na��g. Widzisz, stosunkowo niewielu ludzi rodzi si� alkoholikami. Oczywi�cie, uwa�am za alkoholika cz�owieka, kt�rego organizm domaga si� alkoholu i ci�gnie go nieprzeparcie do kieliszka. Wi�ksza cz�� alkoholik�w rodzi si� nie tylko bez specjalnego poci�gu do alkoholu, lecz wprost przeciwnie, z prawdziwym wstr�tem. I nie pierwszy ani dwudziesty, ani nawet setny kieliszek sprowadza na��g, lecz nawyknienie wzmaga si� stopniowo, tak samo jak na��g palenia, chocia� jest daleko �atwiej wpa�� w na��g palenia ani�eli w na��g pija�stwa. Ludzie przyzwyczajaj� si� pi�, poniewa� alkohol jest tak dost�pny. Kobiety rozumiej� to dobrze. One za to p�ac�, owe �ony, siostry i matki. I kiedy b�d� mia�y prawo g�osu � przeforsuj� zakaz handlu alkoholem. A najwa�niejsze, �e to b�dzie ich ofiarna praca dla przysz�ych pokole�. Gdy alkohol nie b�dzie tak dost�pny i nie b�dzie takich cz�stych okazji do pija�stwa � oka�e si�, �e nie jest wcale tak potrzebny. To znaczy, �e �ycie b�dzie o wiele bardziej owocne dla ludzko�ci, dla m�odych ch�opc�w i dojrza�ych m�czyzn, a �ycie m�odych dziewcz�t i dojrza�ych kobiet dor�wna szcz�liwo�ci� �yciu m�czyzn. � Dlaczego nie napiszesz tego wszystkiego przez wzgl�d na m�ode pokolenie?� zapyta�a Charmian. � Dlaczego nie napiszesz tego, aby pom�c �onom, siostrom i matkom, jak maj� zu�ytkowa� reform� wyborcz�? � Pami�tnik alkoholika � drwi�em, a raczej drwi� John Barleycorn, bo przecie� on jest tu przy stole obecny i w moich �artach przebija si� jego szyderstwo, to jest w�a�nie gra Johna Barleycorna � �art i weso�o�� obraca� nieznacznie w drwiny. � Nie � odpowiedzia�a Charmian ignoruj�c gburowato�� Johna Barleycorna, tak jak to umie robi� wiele kobiet. � Scharakteryzowa�e� tak dobrze nie alkoholika, nie degenerata, ale zwyczajnego pijaka, kt�ry zawar� znajomo�� z Johnem Barleycornem w ci�gu d�ugich lat ocieraj�c si� o niego ramieniem. Opisz to i nazwij: �Pami�tniki alkoholika�. ROZDZIA� II Lecz zanim zaczn� pisa�, musz� prosi� czytelnika, aby towarzyszy� mi z ca�� �yczliwo�ci�, a poniewa� �yczliwo�� jest warunkiem zrozumienia, musz� sk�oni� czytelnika, aby zacz�� od zrozumienia mnie, dla kogo i o czym chc� pisa�. Przede wszystkim jestem pijakiem z przyzwyczajenia. Nie mam organicznej predyspozycji do alkoholu. G�upi nie jestem, �wini� nie jestem. Znam kunszt pija�stwa od A do Z, i wyrobi�em sobie zdanie o dzia�aniu alkoholu. Nigdy wprawdzie nie by�em pijany do nieprzytomno�ci ani te� nie chwia�em si� na nogach. Kr�tko m�wi�c, pi�em jak zwyk�y, normalny cz�owiek. To jest zasadniczy punkt sprawy: pisz� o wp�ywie alkoholu na zwyk�ego, normalnego cz�owieka. Nie mam ani s�owa do powiedzenia o rzadkich, nie wchodz�cych w rachub�, wyj�tkowych degeneratach. M�wi�c og�lnie, spotykamy dwa typy alkoholik�w. Jeden to cz�owiek znany wszystkim, g�upi, bez wyobra�ni, kt�rego umys� zjedzony jest przez bakcyle. Taki chodzi przewa�nie szeroko rozstawiaj�c nogi, chwiej�c si� wpada cz�sto do rynsztoka, a u szczytu swej ekstazy widzi niebieskie myszy i r�owe s�onie. Taki typ s�u�y zawsze jako temat do kpin i dowcip�w w pismach humorystycznych. Drugi typ pijaka ma wyobra�ni� �yw�. Nawet wtedy gdy najwi�cej wypi�, chodzi prosto i naturalnie, nie chwieje si� ani nie pada i wie zawsze dok�adnie, gdzie jest i co robi. To nie cia�o, ale umys� jego jest pijany. Mo�e nawet ol�niewa� iskrz�cym dowcipem albo okazywa� rozlewn� serdeczno��. Albo te� mo�e widzie� zjawy i duchy rozumuj�ce logicznie w formie sylogizm�w. W tych momentach cz�owiek ten bezlito�nie zdziera �usk� najpi�kniejszych z�udze� �ycia i ponuro rozmy�la o �elaznej obr�czy konieczno�ci zaci�ni�tej oko�o jego duszy. To jest godzina, w kt�rej przebieg�y John Barleycorn triumfuje. Jak�e �atwo dla ka�dego cz�owieka stoczy� si� do rynsztoka. Ale jest to straszna chwila dla cz�owieka trzymaj�cego si� prosto i mocno na nogach doj�� naraz do przekonania, �e w ca�ym wszech�wiecie nie znajdzie innego wyzwolenia jedynie tylko w przeczuwanym momencie �mierci. Cz�owiek ten prze�ywa w�a�nie godzin� Bia�ej Logiki (o czym dalej obszerniej), wtedy jasno pojmuje, �e mo�e zna� tylko prawo rzeczy � znaczenia rzeczy nigdy. To jest ta niebezpieczna godzina. Stopy nieszcz�nika dotkn�y ju� �cie�ki prowadz�cej do grobu. Wszystko sta�o si� jasne dla niego. Wszystkie dociekania m�zgowe na temat nie�miertelno�ci s� albo panik� przera�onych �mierci� zmys��w, albo przekl�tym, po trzykro� przekl�tym darem wyobra�ni. Owi nieszcz�nicy nie maj� nawet instyktu �mierci brak im woli, aby przyj�� �mier� ze spokojem w�wczas, kiedy ta stoi tu� obok. Oni sami si� oszukuj�, �udz�c si�, �e uda im si� przechytrzy� gr� i przemyci� si� pozostawiaj�c innym ciemny gr�b albo niszcz�cy �ar krematorium. Lecz cz�owiek �w w godzinie Bia�ej Logiki wie, �e tamci oszukuj� si� i przechytrz� tylko siebie. Ten sam los czeka wszystkich. Nie ma pod s�o�cem nic nowego nawet wtedy, kiedy s�abe dusze t�skni� do nie�miertelno�ci. Wie on jednak dobrze, wie dobrze, ten trzymaj�cy si� mocno na nogach. Z�o�ony jest tylko z cia�a, wina i przeb�ysk�w promieni s�o�ca oraz py�u ziemskiego, jest s�abiutkim mechanizmem zrobionym na kr�tk� chwil�, aby by� obiektem do analizy zar�wno dla lekarzy duszy jak i lekarzy cia�a, aby ostatecznie zosta� wyrzuconym na kup� odpadk�w. Naturalnie wszystko to jest chorob� duszy i chorob� cia�a. Cz�owiek wyobra�ni tak� kar� op�aca� musi sw� przyja�� z Johnem Barleycornem. Kar� t� �atwiej i pro�ciej p�aci cz�owiek g�upi. Pije a� do t�pej nie�wiadomo�ci. �pi snem zaczadzonego, a je�eli �ni, sny jego s� mgliste i nieokre�lone. Ale cz�owiekowi wyobra�ni Barleycorn potrafi nas�a� swe bezlitosne, upiorne sylogizmy Bia�ej Logiki. W�wczas patrzy on na �ycie i jego przejawy oczami chorego na ��taczk�, pesymisty, filozofa niemieckiego. Rozdziera wszelkie iluzje. Przewarto�ciowuje wszystkie warto�ci. Dobro jest z�em, prawda jest oszustwem, a �ycie to kpiny. Z wysoko�ci swego maniactwa, z pewno�ci� Boga os�dza ca�e �ycie jako z�o. �ona, dzieci, przyjaciele, w jasno�ci �wiat�a jego logiki to tylko podst�p i fa�sz. Ju� odt�d nie da si� wzi�� �na kawa��. On ich przejrza� na wskro� i wszystko, co w nich widzi, to tylko u�omno��, lichota, plugastwo politowania godne. To s� tylko n�dzne, ma�e egoizmy. Ot, jak wszystkie inne stworzonka ludzkie, trzepocz�ce si� w kr�tkim ta�cu �ycia niby j�tka majowa. Oni nie s� wyzwoleni. To tylko marionetki trafu. I on jest takim. On to wie. Lecz jest r�nica: on to widzi; on z tego zdaje sobie spraw�, on to wie. On zna tylko jedno wyzwolenie: mo�e uprzedzi� dzie� swej �mierci. Mo�e wyzwoli� si� ze wszystkiego, co nie jest dobre dla cz�owieka stworzonego po to, aby �y�, kocha� i by� kochany. Tak, samob�jstwo, gwa�towne lub powolne, nag�y skon albo stopniowe wygasanie przez szereg lat jest cen� nale�n� Johnowi Barleycornowi. �aden jego przyjaciel nie mo�e unikn�� tej rzetelnej, nale�nej mu zap�aty. ROZDZIA� III Mia�em pi�� lat, gdy upi�em si� po raz pierwszy. Zdarzy�o si� to pewnego upalnego dnia, kiedy ojciec m�j ora� w polu. Pos�ano mnie z domu o p� mili drogi, abym zani�s� mu wiadro piwa. � Ma si� rozumie�, nie rozlewaj po drodze � dodano mi polecenie na po�egnanie. A by�o to, jak sobie przypominam, wiadro bardzo szerokie u g�ry i bez przykrycia. Wskutek ci�aru szed�em nier�wnym krokiem i piwo przelewa�o si� przez brzegi i oblewa�o mi nogi. A jednak pomy�le�: jakie ono musi by� dobre. Piwo jest bardzo cenn� rzecz�. Doszed�em do przekonania, �e musi by� znakomite w smaku. Albo, inaczej, dlaczego mi nigdy w domu nie pozwolono pi� piwa? Inne rzeczy, r�wnie� zabraniane mi przez starszych, okaza�y si� bardzo dobre. I piwo tak�e musi by� wyborne. Mo�esz zaufa� starszym. Oni wiedz�. A zreszt� wiadro jest za pe�ne. Piwo chlapie mi na nogi i wylewa si� na ziemi�. Dlaczego ma si� marnowa�? Nikt nie pozna, czy ja wypi�em, czy rozla�em. By�em tak ma�y, �e aby nachyli� wiadro, usiad�em i obj��em je nogami. Zrazu chlipn��em pian�. By�em rozczarowany. Ca�y urok prysn��. Widocznie piana nie by�a najlepsza. Smak jej wcale nie przypad� mi do gustu. Nagle przypomnia�em sobie, �e przed piciem piwa doro�li zgarniaj� pian� na bok. Zag��bi�em twarz w pian� i chlipn��em czystego napoju. Nie smakowa� mi r�wnie�. Jednak�e pi�em. Wszak�e doro�li wiedz�, co robi�. Obliczaj�c szkod�, jak� zrobi�em z uwzgl�dnieniem rozmiaru wiadra u g�ry i ilo�ci przeze mnie wypitej, a tak�e rozlanej z powodu zanurzenia twarzy a� po uszy, trudno by�oby dok�adnie okre�li�, ile naprawd� mog�em wypi�. Co prawda �yka�em je jak lekarstwo, ze wstr�tem, pospiesznie, aby przej�� ju� t� pr�b� ogniow�. Dreszcz przebieg� me cia�o, kiedy ruszy�em w dalsz� drog�, zdecydowa�em wi�c, �e przyjemny smak widocznie przyjdzie p�niej. Spr�bowa�em jeszcze kilka razy w ci�gu tej d�ugiej drogi. Nagle zaambarasowa�em si�, �e tak wiele piwa brakuje w wiadrze, lecz przypomnia�em sobie, w jaki spos�b zwietrza�emu piwu przywracaj� pozory �wie�o�ci; wzi��em patyk i zacz��em m�ci� nim piwo, p�ki na wierzchu nie ukaza�a si� piana. Ojciec nie zauwa�y� nic podejrzanego. Wypi� piwo ze skwapliwo�ci� spoconego oracza, odda� mi wiadro i zacz�� ora� dalej. Usi�owa�em biec obok koni. Przypominam sobie, �e chwia�em si� i pada�em prawie pod kopyta ko�skie i �e ojciec �ci�gn�� gwa�townie lejce, aby konie mnie nie stratowa�y. M�wi� mi p�niej, �e brakowa�o tylko cala, a by�bym nie unikn�� przygniecenia. Niejasno co prawda, ale przypominam sobie, �e ojciec zani�s� mnie na r�kach pod drzewo, na skraj pola, gdy tymczasem ca�y �wiat wirowa� w mojej g�owie, a ja mia�em poczucie czego� �miertelnie wstr�tnego, jak gdybym dopu�ci� si� odra�aj�cego grzechu. Przespa�em ca�e popo�udnie pod drzewem, a kiedy ojciec potrz�sn�� mn�, aby mnie zbudzi�, by�em ju� tylko ma�ym, chorym ch�opcem. By�em wyczerpany, zaledwie wlok�em nogi, by�em os�abiony, a w �o��dku czu�em ostry b�l i zaburzenie, kt�re rozprzestrzeni�o si� a� do gard�a i m�zgu. Czu�em si� jak zatruty, kiedy organizm musi stoczy� gwa�town� walk� z trucizn�. Rzeczywi�cie, by�em zatruty. Mija�y tygodnie i miesi�ce, a ja nie czu�em ju� �adnej ochoty do picia piwa, tak jak unika�em pieca kuchennego po oparzeniu si�. Starsi maj� racj�. Piwo nie jest dla dzieci. Oni wprawdzie nie z tego powodu zabraniaj� dzieciom pi� piwo, bo dlaczego� w takim razie ka�� nam bra� pigu�ki albo olej rycynowy. O ile chodzi o mnie, wol� si� ju� oby� bez piwa. Tak, do ko�ca �ycia oby�bym si� bez niego. Ale okoliczno�ci u�o�y�y si� inaczej. W otoczeniu w kt�rym �yj�, John Barleycorn powraca. Nie ma sposobu, by go unikn��. Wszystkie �cie�ki wiod� do niego. I trzeba by�o dwudziestu lat sta�ego kontaktu z nim, wymiany powita�, moczenia j�zyka, aby odkry� nareszcie w sobie niewolniczy pop�d do tego �otra. ROZDZIA� IV Nast�pna moja hulanka z Johnem Barleycornem zdarzy�a mi si� w si�dmym roku �ycia. Tym razem moja imaginacja mnie oszuka�a i ba�em si� stoczy� z nim walk�. Pracuj�c ci�gle na roli moja rodzina przenios�a si� do wzorowej farmy na smutne wybrze�a w hrabstwie. San Mateo, na po�udnie od San Francisco. W tych czasach by�a do dzika, odludna okolica i cz�sto s�ysza�em, jak matka moja chwali�a si�, �e nale�ymy do starej rodziny ameryka�skiej a nie jeste�my imigrantami z Irlandii ani z W�och, jak nasi s�siedzi. W ca�ej naszej okolicy opr�cz nas by�a tylko jeszcze jedna stara, ameryka�ska rodzina. Pewnego niedzielnego poranka znalaz�em si�, nie pami�tam ju� jak i dlaczego, na farmie Morrisey. Zebra�o si� tam r�wnie� kilkunastu m�odych ludzi z s�siednich farm. Poza tym byli tam tak�e starsi farmerzy pij�c ju� od wczesnego ranka, a niekt�rzy od poprzedniego wieczoru. Rodzina Morrisey by�a bardzo liczna w��czaj�c wszystkich zi�ci�w i wuj�w ci�ko obutych, o wielkich pi�ciach i grubych g�osach. Nagle rozleg� si� pisk dziewcz�t i okrzyki: �B�jka!�. Zrobi� si� rumor. M�czy�ni rzucili si� ku drzwiom kuchennym. Dw�ch siwiej�cych ju� olbrzym�w z rozognionymi twarzami t�uk�o si� tam wzajemnie. Jeden z nich by� to Black Matt, kt�ry, jak wszyscy m�wili, zabi� w tych czasach dw�ch ludzi. Kobiety piszcza�y cicho, zaklina�y, cisn�y si� jedna za drug� i zakrywaj�c oczy spogl�da�y poprzez palce. Ale ja nie. Jest to zupe�nie trafne przypuszczenie, �e by�em najbardziej zainteresowanym widzem. By� mo�e, �e pragn��em zobaczy� tak� zadziwiaj�c� rzecz: cz�owieka zabitego. W ka�dym razie mog�em zobaczy� cz�owieka walcz�cego. Spotka�o mnie jednak wielkie rozczarowanie. Black Matt i Tom Morrisey zaledwie zdo�ali chwyta� jeden drugiego, z trudno�ci� podnosz�c swe niezgrabnie obute no�yska, co robi�o wra�enie zabawnego ta�ca s�oni. Byli za bardzo pijani, aby si� bi�. Wreszcie rozdzielono ich i zaprowadzono z powrotem do kuchni, aby przy kieliszku umocnili sw� nadwer�on� przyja��. Wkr�tce potem wszyscy razem zacz�li m�wi�, gard�owa�, krzycze�, jak to ogromni, barczy�ci, wiejscy ludzie potrafi�, kiedy w�dka zburzy ich milcz�ce usposobienie. A ja, ma�y siedmioletni brzd�c, przera�ony, zdumiony, dr�a�em na ca�ym ciele jak sp�oszony jele� gotuj�cy si� do ucieczki, patrzy�em przez otwarte drzwi i podziwia�em wybryki tych ludzi. Ale to ju� by�o dla mnie czym� niepoj�tym, kiedy zobaczy�em, jak Black Matt i Tom Morrisey rozci�gn�li si� na stole rami� przy ramieniu obejmuj�c si� i chlipi�c w najczulszej przyja�ni. Pija�stwo w kuchni trwa�o dalej, a dziewcz�ta na dworze stawa�y si� coraz bardziej niespokojne. Zna�y one dobrze podobne sceny i by�y przekonane, �e to si� �le sko�czy. Protestowa�y, jak mog�y, i zaznacza�y, �e nie chc� pozosta� d�u�ej tam, gdzie mo�e zaj�� co� okropnego, a niekt�re z nich doradza�y, by uda� si� do wielkiej farmy pewnego W�ocha, oddalonej o cztery mile, gdzie mo�na by urz�dzi� ta�ce. Natychmiast utworzy�y si� pary, ch�opak z dziewuch�, i wyruszono w d� po piaszczystej drodze. Ka�dy ch�opak id�c ze sw� ukochan� wiedzia�, �e siedmioletni dzieciak s�ucha i wnet zostanie u�wiadomiony w sprawach mi�osnych ca�ej okolicy. Zreszt� ja r�wnie� znalaz�em sobie dziewuch�. Z ma�� irlandzk� dziewczyn� w moim wieku tworzyli�my par�. Byli�my jedynymi dzie�mi w tym �ywio�owo rozkochanym towarzystwie, chocia� najstarsza para liczy�a zaledwie po dwadzie�cia lat. P�e� �e�ska � by�y to okazy od czternastu do szesnastu lat, spaceruj�ce ze swymi ch�opakami. Lecz my � ja z moj� ma�� Irlandk� � byli�my wyj�tkowo m�odzi; szli�my pod r�k�, a czasami wzoruj�c si� na starszych obejmowa�em j� wp�. Ale nie by�a to wygodna pozycja. Czu�em si� jednak�e wielce dumny w ten uroczysty niedzielny poranek id�c w d� po d�ugiej, smutnej drodze w�r�d piaszczystych wzg�rk�w. Ja tak�e mia�em sw� dziewczyn� i by�em ma�ym m�czyzn�. Dom mieszkalny na owej w�oskiej farmie by� urz�dzony po kawalersku. Mimo to wizyta nasza spotka�a si� z gor�cym przyj�ciem. Nape�niono dla wszystkich kielichy czerwonym winem, a d�ugi sto�owy pok�j cz�ciowo opr�niono na ta�ce. M�odzi pili i ta�czyli do upad�ego. Dla mnie muzyka by�a czym� czarodziejskim. Nie s�ysza�em nigdy czego� tak wspania�ego. M�ody W�och obejmuj�c dziewczyn� gra� poza jej plecami i ta�czy� r�wnocze�nie. Wszystko to zachwyca�o mniej nie ta�czy�em sam, tylko siedzia�em przy stole i szeroko rozwartymi oczami wpatrywa�em si� w zadziwiaj�ce czary �ycia. By�em przecie� tylko ma�ym ch�opcem i musia�em tak wiele uczy� si� w �yciu. Po pewnym czasie w�oscy ch�opcy zacz�li sobie sami dolewa� wina; zapanowa� �artobliwy i gor�cy nastr�j. Zauwa�y�em, �e niekt�rzy z nich chwiali si� na nogach i upadali w ta�cu, a nawet jeden zasn�� w k�cie. S�ysza�em r�wnie�, �e niekt�re dziewcz�ta zacz�y utyskiwa� i chcia�y odej��, inne natomiast by�y zadowolone z �askotek, gotowe pogodzi� si� ze wszystkim, co mog�o je tam spotka�. Kiedy nasz gospodarz pocz�stowa� mnie winem w og�lnej kolejce, odm�wi�em. Do�wiadczenie z piwem by�o dostateczn� dla mnie przestrog�, i nie mia�em �adnej ochoty spotka� si� znowu z tym specja�em ani te� wchodzi� z nim w jakiekolwiek stosunki. Na nieszcz�cie, m�ody W�och, Peter, jaka� zatracona dusza, widz�c mnie samotnie siedz�cego przy stole w pewnym momencie wpad� na szalony pomys� i podsun�� mi kielich nape�niony do po�owy winem. W�och siedzia� naprzeciwko mnie w drugim ko�cu sto�u. Odm�wi�em. Twarz mu si� zachmurzy�a i zacz�� natarczywie zmusza� mnie do wypicia wina. Nagle opad�a mnie jaka� groza � groza, kt�r� musz� wyt�umaczy�. Moja matka mia�a na niekt�re sprawy sw�j pogl�d. Przede wszystkim uparcie twierdzi�a, �e bruneci, i w og�le wszystkie typy plemion o ciemnych oczach, s� ob�udni. Nawiasem m�wi�c moja matka by�a blondynk�. Dalej, by�a przekonana, �e ludy roma�skie o ciemnych oczach s� g��boko zmys�owe, podst�pne i z gruntu zbrodnicze. Przepojony dziwactwami i l�kiem mej matki, przypomnia�em sobie jej twierdzenie, �e je�eli obrazisz W�ocha, bez wzgl�du na to czy �wiadomie, czy mimo woli, on musi si� zem�ci� i wepchnie ci n� w plecy. By� to jej zwyk�y frazes: � Wepchnie ci n� w plecy. Chocia� z rana tego� dnia pragn��em �arliwie zobaczy� Black Matta zabijaj�cego Toma Morrisey'a, w owej chwili nie mia�em wcale ochoty dostarczy� tancerzom widowiska z siebie z wepchni�tym no�em w plecach. W�wczas nie umia�em odr�ni� teorii od praktyki. Wierzy�em �wi�cie w s�uszno�� twierdze� mej matki co do charakteru W�och�w. Mia�em przy tym bardzo s�abe zaufanie do niez�omnych zasad go�cinno�ci tych ludzi. Widzia�em w nich przecie� podst�pnych, zmys�owych, zbrodniczych W�och�w, u kt�rych znalaz�em si� w go�cinie. Wpojono we mnie, �e je�eli ich obra��, rozprawi� si� ze mn� no�em tak niezawodnie, jak niezawodnie ko� kopnie kogo�, kto podejdzie za blisko i b�dzie go dra�ni�. W dodatku ten W�och mia� owe straszne, czarne oczy, o kt�rych tyle s�ysza�em od matki. To by�y istotnie inne oczy ani�eli te, kt�re widzia�em woko�o, inne ni� oczy niebieskie, szare, piwne mojej rodziny, inne ni� oczy jasne lub idealnie niebieskie Irlandczyk�w. Chocia� Peter wypi� przedtem niewiele, jednak�e oczy jego by�y iskrz�co czarne i mia�y b�yski i�cie diabelskie. By�o w nich co� tajemniczego, niepoj�tego, a czym�e by�em ja, siedmioletnie dziecko, abym m�g� zanalizowa� i pozna� si� na �artobliwej grozie ich wyrazu. Widzia�em w nich tylko moj� niechybn� �mier� i odm�wi�em wypicia wina ju� bardzo niezdecydowanie. Czarne oczy stawa�y si� coraz sro�sze i bardziej rozkazuj�ce, a Peter podsuwa� mi kielich coraz bli�ej. Co� mia�em pocz��? Widzia�em �mier� przed oczami i chocia� dotychczas nie do�wiadcza�em jeszcze l�ku przed �mierci� � w tej chwili dozna�em go. Podnios�em kielich do ust, i oczy Petra rozja�ni�y si�. By�o to wielk� ulg� dla mnie. Ale wino by�o udr�czeniem. By�o to tanie, �wie�e wino, gorzkie i kwa�ne, wyt�oczone z li�ci, z odpadk�w winogron i resztek z beczek, a smakowa�o o wiele gorzej ni� owo piwo sprzed dw�ch lat. Nie pozosta�o mi nic innego, jak wypi� je tak, jak pije si� lekarstwo. Tak te� zrobi�em. Przechyli�em g�ow� i po�kn��em jednym haustem. Prze�yka�em je tak jak trucizn�, bo przecie� to by�a trucizna dla mych dzieci�cych tkanek i b�on. Przypominaj�c sobie to zdarzenie rozumiem teraz, �e Peter by� zdumiony. Nala� mi znowu p� kielicha i podsun�� mi poprzez st�. Struchla�em ze strachu, zrozpaczony losem, kt�ry przypad� mi w udziale, prze�kn��em drugi kielich podobnie jak pierwszy. Tego by�o za wiele dla Petra. Musia� si� pochwali� fenomenalnym dzieckiem, jakie odkry�. Zawo�a� Dominika, m�odego w�satego W�ocha, aby popatrzy� na widowisko. Tym razem dali mi pe�ny kielich. Ka�dy zrobi wszystko, aby �y�! Chwyci�y mnie b�le w �o��dku, opanowa�em jednak md�o�ci i prze�kn��em znowu kielich wina. Dominik nigdy jeszcze nie widzia� dziecka o takiej heroicznej wytrzyma�o�ci. Dwa razy jeszcze nape�niano mi kielich, zawsze po brzegi, i pilnowano, aby ca�a zawarto�� znikn�a w mym gardle. W�wczas m�j popis obudzi� og�lne zainteresowanie. Robotnicy w�oscy w �rednim wieku, starzy wie�niacy nie m�wi�cy po angielsku i ci wszyscy, kt�rzy nie ta�czyli z dziewcz�tami, otoczyli mnie woko�o. Byli czarni, wygl�dali dziko, w czerwonych koszulach opasanych pasami, a wiedzia�em, �e tacy nosz� no�e; otoczyli mnie w kr�g, podobni do bandy pirat�w. Peter i Dominik kazali mi popisywa� si� przed nimi pija�stwem. Mo�e nie mam dostatecznej fantazji, mo�e jestem g�upi, mo�e w moich poj�ciach jestem uparty i t�py jak osio�, ale nie chcia�bym si� znale�� nigdy w podobnie krytycznej sytuacji. Ch�opcy i dziewcz�ta ta�czyli, i nie by�o nikogo, kto by mi przyszed� z pomoc�. Ile wypi�em, nie wiem. W mojej pami�ci o tym zdarzeniu pozosta�o na d�ugie lata wspomnienie strachu, jaki czu�em w�r�d tej zgrai morderc�w; pozosta� obraz niezliczonej liczby kielich�w czerwonego wina podsuwanych mi poprzez st� i wlewanych przeze mnie do pal�cego gard�a. Wino by�o bardzo z�e, lecz n� w plecach jeszcze gorszy, a ja chcia�em �y� za ka�d� cen�. Rozwa�aj�c dzi� zdarzenia owego dnia z pomoc� mego pijackiego do�wiadczenia rozumiem teraz, dlaczego nie zwali�em si� w�wczas omdla�y pod st�. Jak m�wi�em, by�em struchla�y, zamar�y ze strachu, by�em sparali�owany. Jedyny ruch, jaki wykonywa�em, by�o to przenoszenie niesko�czonej ilo�ci kielich�w do ust. By�em zatrutym, nieruchomym naczyniem do wina. Wlewa�em je inercyjnie do sparali�owanego ze strachu �o��dka. By�em za bardzo odurzony, aby m�j organizm m�g� reagowa�. A ca�a zgraja W�och�w przygl�da�a si� i podziwia�a fenomenalne dziecko, kt�re wychyla�o z zimn� krwi� tyle wina, jak automat. Nie b�dzie to wcale przechwa�k� pysza�ka, gdy o�miel� si� stwierdzi�, i� czego� podobnego nikt z nich nigdy nie widzia�. Czas uchodzi�. Wreszcie pijani ch�opcy, kt�rzy prowadzili rej w�r�d trze�wych dziewczyn, postanowili odjecha�. Znalaz�em si� przy drzwiach obok mej ma�ej towarzyszki. Ona nie mia�a jeszcze mego do�wiadczenia, ale by�a trze�wa. Przygl�da�a si� z ciekawo�ci� niepewnym ruchom ch�opc�w, kt�rzy usi�owali i�� prosto obok swych dziewczyn, i wreszcie zacz�a ich na�ladowa�. Wydawa�o mi si� to bardzo zabawne, i r�wnie� zacz��em zatacza� si� tak jak pijani ch�opcy. Ale moja Irlandka by�a trze�wa, a mnie przy ka�dym pr�dkim ruchu uderza�o wino do g�owy. Nawet kiedy wyruszyli�my w powrotn� drog�, musia�em by� daleko rozwa�niejszy od niej. W kilka minut p�niej stan��em zdumiony. Zobaczy�em, jak jeden z ch�opak�w zako�owa� si� z p� tuzina razy i zatrzyma� si� raptownie nad brzegiem rowu, ponuro wpatruj�c si� w g��b i ponuro rozmy�laj�c wpad� do niego. By� to dla mnie dziwnie dra�ni�cy i �mieszny wypadek. Chwiej�c si� zbli�y�em si� do rowu z mocnym prze�wiadczeniem, �e utrzymam si� na brzegu. Oprzytomnia�em jednak w rowie, w chwili kiedy kilka przestraszonych dziewcz�t wyci�ga�o mnie stamt�d. Po tym wypadku nie pr�bowa�em ju� udawa� pijanego. Przesta�o mnie to bawi�. Dosta�em zawrotu g�owy i ci�ko oddycha�em szeroko otwartymi ustami. Dziewcz�ta prowadzi�y mnie pod r�ce, ale nogi moje by�y jakby o�owiane. Alkohol uderza� mi do g�owy, uciska� serce. Gdybym by� w�t�ym dzieckiem, jestem przekonany, �e eksperyment ten by�by mnie zabi�. I tak wiem, �e by�em bliski �mierci, z czego zreszt� dziewcz�ta nie zdawa�y sobie sprawy. S�ysza�em, jak si� k��ci�y mi�dzy sob�, czyja to wina; niekt�re z nich p�aka�y nade mn� obawiaj�c si� nieprzyjemnych skutk�w post�powania ch�opc�w. Ale nie interesowa�em si� tym wcale. Dusi�em si� i potrzebowa�em powietrza. Ruch by� dla mnie m�czarni�. Musia�em oddycha� ci�ko, z trudno�ci�, chocia� dziewcz�ta podtrzymywa�y mnie, by�o jednak�e cztery mile do domu. Pami�tam jak b��dnymi oczami ujrza�em jaki� ma�y mostek w poprzek drogi, gdzie� w dalekiej przestrzeni. W rzeczywisto�ci nie by�o do niego nawet stu st�p. Kiedy doszli�my, osun��em si� i rozci�gn��em si� na nim dysz�c ci�ko. Dziewcz�ta usi�owa�y mnie podnie��, ale by�em bezw�adny i dusi�em si�. Krzyk dziewcz�t zaalarmowa� Larry'ego, m�odego siedemnastoletniego pijaka, kt�ry pr�bowa� mnie ocuci�, wskazuj�c mi na piersi. Przypominam to sobie jak przez mg��, jak r�wnie� i to, �e dziewcz�ta przykucn�wszy szamota�y si� z nim, p�ki nie zdo�a�y go odci�gn��. Zreszt� nie wiedzia�em o niczym, dopiero p�niej opowiadano mi, �e Larry zrani� si� pod mostem i ca�� noc tam przep�dzi�. Kiedy przyszed�em do siebie, by�o ju� ciemno. Nie�li mnie nieprzytomnego cztery mile i wreszcie po�o�yli mnie do ��ka. By�em chory i pomimo strasznego os�abienia serca i tkanek, ci�gle jeszcze wpada�em w delirium. Wszystko, co �y�o najokropniejszego i przera�aj�cego w mej dzieci�cej wyobra�ni, m�czy�o mnie, najstraszliwsze wizje stawa�y si� dla mnie czym� realnym. Widzia�em zbrodniarzy w momencie mordu, by�em �cigany przez bandyt�w. Piszcza�em, walczy�em, wyrywa�em si�. Moje cierpienia by�y nieopisane. W chwilach przytomno�ci s�ysza�em g�os matki: � On oszala�. M�zg dziecka tego nie wytrzyma. � A kiedy wpada�em znowu w delirium, dr�czy�a mnie my�l, �e zostan� zamkni�ty w murach szpitala dla wariat�w i dozorcy b�d� mnie bili, i b�d� otoczony wrzeszcz�cymi szale�cami. Jeden obraz wry� si� g��boko w moj� dzieci�c� wyobra�ni�. By�o to opowiadanie starszych o okropnych norach w San Francisco, w dzielnicy chi�skiej. W chwilach delirium w�drowa�em pod ziemi� poprzez tysi�ce tych nor i poza zamkni�tymi �elaznymi drzwiami cierpia�em strasznie, i prze�ywa�em w�asn� �mier� po tysi�ce razy. A kiedy szuka�em ojca, zobaczy�em go siedz�cego w tych podziemnych norach przy kartach graj�cego z Chi�czykiem, o wielk� stawk� z�ota. Wtedy ca�a moja w�ciek�o�� wy�adowa�a si� w najpotworniejszym przekle�stwie. Usi�owa�em si� podnie��, szarpa�em si�, kiedy mnie chcieli przytrzyma�, i kl��em mego ojca, a� �ciany dr�a�y. Wszystkie niezrozumia�e dla dziecka brudy, o kt�rych obiega�y plotki po ca�ej okolicy i o kt�rych opowiadali sobie m�czy�ni, uprzytomni�em sobie i chocia� nigdy przedtem nie. �mia�em wym�wi� podobnych s��w � teraz p�yn�y one ze mnie potokiem; przeklina�em mego ojca siedz�cego tam pod ziemi� i graj�cego z d�ugow�osym Chi�czykiem o krogulczych pazurach. Dziwne zaiste, �e serce i m�zg m�j wytrzyma�y t� straszn� noc. Arterie i nerwy siedmioletniego dziecka zaledwie zdolne by�y oprze� si� okropnemu paroksyzmowi, kt�ry mn� wstrz�sa�. Tej nocy, gdy ja wi�em si� w kleszczach Johna Barleycorna, nikt nie zasn�� w naszym domu o cienkich �cianach. Larry pod mostem na pewno nie uleg� podobnemu atakowi delirium. Jestem przekonany, �e jego sen by� t�py, bez mar i �e nazajutrz rankiem obudzi� si� troch� pewno kwa�ny i nad�ty i je�eli on jeszcze dzi� �yje � to w og�le nie pami�ta tej nocy, przesz�a bowiem dla niego bez szczeg�lniejszych wra�e�. Eksperyment ten pozostawi� na zawsze uraz w moim m�zgu. Opisuj�c to zdarzenie dzi�, w trzydzie�ci lat p�niej, ka�dy obraz widz� wyra�nie, ostro zarysowany, ka�dy b�l odczuwam tak �ywo i dok�adnie, jak czu�em owej nocy. Odchorowa�em to ci�ko i nie potrzebowa�em �adnych przestr�g mej matki, aby unika� na przysz�o�� Johna Barleycorna. Moja matka by�a przera�ona do g��bi. Czu�a, �e pope�ni�em co� z�ego, bardzo z�ego, �e post�pi�em wbrew jej naukom. Ale dlaczego to si� sta�o, nigdy nie pozwolono mi wypowiedzie� si�, a zreszt� brakowa�oby mi w�a�ciwych s��w, aby wyja�ni� przyczyny mego post�pku. Jak�e mog�em powiedzie� matce, �e to w�a�nie jej dowodzenia by�y bezpo�redni� przyczyn� mego wybryku? Gdyby nie jej teorie o czarnych oczach i o charakterze W�och�w, nigdy nie by�bym wzi�� do ust tego kwa�nogorzkiego wina. I nawet p�niej, jako doros�y m�czyzna, nie powiedzia�em jej nigdy prawdy o tej �a�osnej sprawie. W czasie mej choroby u�wiadomi�em sobie niekt�re fakty, zreszt� bardzo jasne dla wszystkich. Pope�ni�em grzech wielki, by�em winny, a jednocze�nie czu�em ca�� niesprawiedliwo�� losu. Nie by�a to przecie� moja wina, nie chcia�em zrobi� nic z�ego. Uczyni�em jednak mocne postanowienie nie tkn�� nigdy trunk�w. Mo�e �aden w�ciek�y pies nie ba� si� tak wody jak ja alkoholu. Do�wiadczenie, kt�re naby�em, tak smutne dla mnie, nie zdo�a�o jednak�e ocali� mnie od haniebnej znajomo�ci z Johnem Barleycornem. Wszystko naoko�o pcha�o mnie si�� ku niemu. Przede wszystkim wszyscy doro�li, nie wy��czaj�c mojej matki bardzo kra�cowej w swych pogl�dach, zapatrywali si� na m�j wybryk zbyt tolerancyjnie. By� to dla nich dobry kawa�, co� bardzo zabawnego. Nikt si� tego nie wstydzi�. Nawet ch�opcy i dziewcz�ta �artowali sobie i kpili z r�nych szczeg��w tego zdarzenia. Opowiadali sobie z humorem, jak Larry wskoczy� na mnie, jak spa� pod mostem, i co si� przytrafi�o ch�opakowi, kt�ry wpad� do rowu. Tak jak powiedzia�em, o ile mog�em zauwa�y�, nikt si� tego nie wstydzi�. By�o to co� �miesznego, diabelnie dowcipnego, jaskrawy i g�o�ny epizod w monotonnym �yciu robotnik�w na tym smutnym, spowitym mg�ami wybrze�u. W�oscy farmerzy opowiadali sobie o moim wybryku jako o czym� naturalnym; klepali mnie po ramieniu, a� wreszcie odczu�em co� jakby dum� z heroicznego czynu. Piotr i Dominik, a tak�e i inni W�osi, che�pili si� moim pijackim bohaterstwem. Ludzie ci byli amoralni. Zreszt� � wszyscy pili. Nie by�o ani jednego abstynenta w tej kompanii. Nawet nauczyciel w naszej wiejskiej szk�ce, siwiej�cy ju� pi��dziesi�cioletni m�czyzna, dawa� nam urlopy z okazji swych zapas�w z si�� Johna Barleycorna, w kt�rych bywa� zwykle pokonany. Nie mia�em wi�c �adnych duchowych przeszk�d dziel�cych mnie od Johna Barleycorna. Moje obrzydzenie do niego by�o czysto fizyczne. Nie znosi�em po prostu smaku przekl�tych trunk�w. ROZDZIA� V Nie przezwyci�y�em w�a�ciwie nigdy fizycznego wstr�tu do alkoholu. Ale go stale zwalcza�em. I dot�d zwalczam go zawsze, ile razy pij�. Podniebienie moje nigdy nie przestaje protestowa�, a podniebieniu mo�na ufa�, �e wie, co jest dobre dla organizmu. Ale przecie� ludzie nie pij� dla nast�pstw, kt�re alkohol wywo�uje w ich ciele. Pij�, bo to sprawia nadzwyczajny efekt m�zgu, a �e trunek musi przej�� przez cia�o, tym gorzej dla cia�a. Ale wracaj�c do mych lat dzieci�cych mam jeszcze jedno wspomnienie, kt�re, opr�cz wstr�tu do alkoholu, wry�o si� r�wnie� g��boko w m�j umys�. By�y to szynki. Nieraz gdy siedzia�em na na�adowanym wozie, we mgle, z nogami �cierpni�tymi od nieruchomej pozy, kiedy konie cz�apa�y zwolna po ci�kiej drodze przez piaszczyste pag�rki, jedna jaskrawa wizja skraca�a mi t� nu��c� podr�. Obraz szynku w Colmie, gdzie m�j ojciec wci�gni�ty przez kogokolwiek wst�powa� cz�sto, aby pi�. A ja rozgrzewa�em si� przy wielkim piecu i dostawa�em lodowaty cukier. By� to bajeczny przysmak. Szynki by�y doskona�ym miejscem pod wszystkimi wzgl�dami. Powracaj�c z uci��liwej drogi sp�dza�em ch�tnie godzin� w szynku delektuj�c si� lodowatym cukrem. �u�em najmniejsze cz�steczki, nie marnowa�em ani okruszynki z cukierka, ssa�em go, p�ki nie zrobi�a si� cieniute�ka i nadzwyczaj smaczna masa. Nigdy �wiadomie nie po�kn��em tej masy. �u�em j�, ssa�em obracaj�c j�zykiem, rozp�aszcza�em j� wewn�trz podniebienia to z jednej strony, to z drugiej, a� na koniec w�lizn�a mi si� i zmieszana ze �lin� ton�a w g��bi prze�yku. Nawet Horace Fletcher by� niczym dla mnie w por�wnaniu z lodowatym cukrem. Lubi�em szynki. Szczeg�lnie lubi�em szynki w San Francisco. Mo�na tam by�o dosta� wszelkie najwyborniejsze smako�yki: chleb �wi�toja�ski, lodowaty cukier, sery, sosiski, sardynki, wspania�e przysmaki, jakich nigdy nie widzia�em na naszym skromnym stole w domu. Pami�tam, pewnego dnia szynkarz zrobi� mi jak�� mieszanin� syropu i sodowej wody. Ojciec nie zap�aci� za to. To by� pocz�stunek szynkarza i odt�d szynkarz sta� si� moim idea�em. My�la�em, �ni�em o nim latami. Chocia� mia�em w�wczas zaledwie siedem lat, pami�tam go jeszcze doskonale mimo �e nie widzia�em go nigdy od tego czasu. Szynk znajdowa� si� w po�udniowej cz�ci San Francisco przy ulicy Market, po stronie zachodniej. Wewn�trz, przy wej�ciu, po lewej stronie by� bufet. Po prawej, naprzeciwko �ciany znajdowa� si� pok�j do �niada�. By� to d�ugi, w�ski pok�j, w g��bi kt�rego za beczkami z piwem rozstawione by�y ma�e stoliki i krzes�a. Szynkarz niebieskooki, o jasnych jedwabistych w�osach spogl�da� spod czarnej jedwabnej czapeczki. Pami�tam, �e by� ubrany w br�zowy surdut, a nawet doskonale przypominam sobie miejsce w po�rodku szeregu butelek, sk�d wzi�� jedn� z nich, czerwonego koloru, z syropem. Szynkarz rozmawia� z ojcem d�ugo, a ja ci�gn��em m�j s�odki nap�j i rozp�ywa�em si�. I dzi� jeszcze, po tylu latach, rozp�ywam si� nad samym wspomnieniem. Pomimo mego dwukrotnego do�wiadczenia, tak smutnego, w szynku wabi� mnie i poci�ga� John Barleycorn, panuj�cy i dost�pny. W tym zawiera si� znaczenie szynku i ten przemo�ny wp�yw, kt�ry pozostawia �lady w umy�le dziecka. W szynku urabia�em sobie pierwszy pogl�d na �wiat i dochodzi�em do przekonania, �e ta instytucja jest niezmiernie pon�tna i po��dana. Ani sklepy, ani publiczne budynki, ani prywatne mieszkania ludzkie nie sta�y dla mnie otworem i nie mog�em ogrza� si� w nich ani te� zajada� tam boskich przysmak�w tak jak w szynku, przy w�skich kontuarach, naprzeciwko �ciany. Wsz�dzie drzwi by�y zawsze dla mnie zamkni�te, natomiast drzwi w szynku by�y otwarte na o�cie�. Zawsze i wsz�dzie znajdowa�em szynki na szerokich traktach i na zwyk�ej drodze, w w�skich alejach i na ludnych uliczkach, jasno o�wietlone, weso�e, ogrzane w zimie, a zacienione i ch�odne w czasie upa��w. Tak szynk by� najwspanialszym miejscem na �wiecie i to zadecydowa�o. Kiedy mia�em lat dziesi��, rodzina moja opu�ci�a farm� i przenios�a si� do miasta. I tutaj, w dziesi�tym roku �ycia, rozpocz��em �ywot dziecka ulicy. Jedn� z przyczyn tego by�a potrzeba zarobku, drug� potrzeba ruchu. Wkr�tce odkry�em drog� do publicznej biblioteki i zaczytywa�em si� a� do nerwowego wyczerpania. Na biednej farmie, gdzie dotychczas przebywa�em, nie by�o wcale ksi��ek. R�nymi cudownymi sposobami wydosta�em raz cztery ksi��ki, wspania�e ksi��ki, i po�kn��em je �apczywie. Jedna z nich by�o to ��ycie Garfielda�, druga � Paul de Chaillusa ,,African travels,� trzecia � nowele Ouida z brakuj�cymi czterdziestoma stronicami na ko�cu, a czwarta � Irvinga �Alhambra�. T� ostatni� po�yczy�a mi nauczycielka w szkole. Nie by�em bardzo �mia�ym dzieckiem. Niepodobny by�em do Oliwiera Twista i nie odwa�a�em si� prosi� o cokolwiek. Kiedy zwr�ci�em �Alhambr� nauczycielce, mia�em nadziej�, �e po�yczy mi inn� ksi��k�. A poniewa� to si� nie sta�o, gdy� przeciwnie, � nauczycielka os�dzi�a mnie za niezdolnego do czytania, p�aka�em przez ca�� drog� id�c trzy mile ze szko�y do farmy. Czeka�em �udz�c si�, �e nauczycielka po�yczy mi wreszcie jak� ksi��k�. Po pewnym czasie nerwy moje dosz�y do takiego stopnia napr�enia, �e got�w by�em prosi� j� sam, ale nigdy nie osi�gn��em szczytu takiego zuchwalstwa. Kiedy znalaz�em si� w mie�cie Oakland, na p�kach biblioteki publicznej odkry�em nowy olbrzymi �wiat poza znanym mi dotychczas. Tam by�o mn�stwo ksi��ek, tak dobrych, pi�knych jak tamte cztery, a mo�e nawet i lepszych. Biblioteki w�wczas nie by�y przystosowane do potrzeb dzieci i mia�em razu pewnego zabawne zdarzenie. Pami�tam, w katalogu zainteresowa� mnie tytu� �The Adventures of Peregrine Pickle�. Wype�ni�em blankiet i bibliotekarz wr�czy� mi pe�ne wydanie dzie� Smollerta w ogromnym tomie. Przeczyta�em wszystko, ale przede wszystkim historie i przygody oraz dawne wyprawy i podr�e. Czyta�em w ��ku, przy stole, czyta�em id�c do szko�y i w szkole, na pauzie, kiedy inni ch�opcy bawili si�. Zacz��em by� opryskliwy. Wszystkim odpowiada�em: � Id� precz! Przeszkadzasz mi! Wkr�tce jednak sko�czywszy lat dziesi�� zosta�em ulicznikiem. Nie mia�em ju� czasu na czytanie. By�em zaj�ty �wiczeniem si� w b�jkach, nauk� sprytu, bezczelno�ci i grubia�stwa. Nie mia�em nawet poj�cia ani nie interesowa�em si� wcale istot� tych rzeczy, kt�re w�wczas wywiera�y wp�yw na mnie. Nie ostatnie miejsce w mym rozwoju zaj�� r�wnie� szynk. Bywa�em w nim wewn�trz i pod drzwiami. Pami�tam w tych czasach we wschodniej stronie Broadway, mi�dzy ulicami sz�st� a si�dm�, od rogu do rogu � by�a to przestrze� solidnie obsadzona szynkami. �ycie w szynkach bywa�o bardzo urozmaicone. M�czy�ni rozmawiali g�o�no, �miali si� ha�a�liwie i w og�le panowa�a tam niezwyk�a atmosfera. By�o to co� innego, ani�eli szara codzienno��, kiedy nic si� nie dzieje. To by�o �ycie zawsze �ywe, czasem nawet poci�gaj�ce, kiedy razy spada�y, krew si� la�a, a grubi policjanci przychodzili bra� za bary zapa�nik�w. Niezapomniane r�wnie� by�y dla mnie chwile, kiedy g�ow� mia�em pe�n� dzikich, gwa�townych walk, bohaterskich przyg�d na morzu lub l�dzie. Natomiast, mniej wielkie chwile by�y, kiedy w��czy�em si� po ulicach roznosz�c gazety po domach. W szynkach nawet idioci rozwaleni na sto�ach albo na pod�odze posypanej trocinami byli przedmiotem mego podziwu i zainteresowania. Trzeba doda�, �e szynki by�y instytucjami uprawnionymi. Ojcowie miast sankcjonowali i zatwierdzali ich dzia�alno��. To nie by�y �adne straszne miejsca, jak s�dzili ch�opcy, kt�rzy nie mieli sposobno�ci pozna� ich. Mia�y by� podobno okropne, to znaczy, �e by�y bardzo poci�gaj�ce, i to jest znamienne, i� ka�dy ch�opak pragnie je pozna�. Tak samo jak zaw�d pirat�w albo zatoni�cie okr�tu, albo bitwy s� te� okropne, ale kt�ry zdrowy ch�opak nie odda�by nie�miertelnej duszy za to, aby uczestniczy� w podobnych sytuacjach? Zreszt� w szynkach spotyka�em reporter�w, wydawc�w, adwokat�w, s�dzi�w, kt�rych nazwiska i twarze zna�em doskonale. Oni nadawali szynkom cech� aprobaty spo�ecze�stwa. Oni te� potwierdzali moje zdanie o uroku szynk�w. Oni prawdopodobnie musieli r�wnie� znajdowa� w szynkach co� niepowszedniego i niezwyk�ego, co ja wyczuwa�em. Co to by�o � nie wiedzia�em; jednak�e musi co� by�, skoro m�czy�ni lgn� tam jak brz�cz�ce muchy do garnka z miodem. Nie mia�em w�wczas �adnych trosk, i �wiat wydawa� mi si� bardzo pi�kny, nie mog�em wi�c odgadn��, �e to, czego m�czy�ni szukali w szynkach, by�o to zapomnienie o ci�kim trudzie i o parszywych k�opotach. Nie dlatego pi�em w�wczas. Od dziesi�ciu do pi�tnastu lat rzadko u�ywa�em alkoholu, ale stale by�em w za�y�ych stosunkach z pijakami i z pijackimi lokalami. Jedyn� przyczyn� mojej abstynencji by�o to, �e nie znosi�em smaku napoj�w alkoholowych. Po pewnym czasie pracowa�em kolejno: jako pomocnik w pewnej lodowni, potem ustawia�em kr�gle w kr�gielni z przylegaj�cym obok szynkiem i zamiata�em sale na niedziel� w miejscach wycieczkowych. Do wielkiej, jowialnej Josie Harper prowadzi�a droga z ober�y do Telegraph Avenue i do 39 ulicy. Od roku odnosi�em jej gazet� wieczorn�, dop�ki nie zmieni�em mojej dzielnicy na wybrze�e Oakland. Pierwszego miesi�ca, kiedy przedstawi�em rachunek, Josie Harper nala�a mi szklank� wina. Wstydzi�em si� odm�wi�, i wypi�em. Ale po tym fakcie czeka�em zawsze na sposobno��, aby zostawia� rachunek w czasie jej nieobecno�ci. Pierwszego dnia mej pracy w kr�gielni szynkarz wed�ug zwyczaju zawo�a� nas, ch�opc�w, na w�dk� po ustawieniu wszystkich kr�gli na kilka nast�pnych godzin. Inni ch�opcy prosili o piwo. Powiedzia�em �e wol� imbir�wk�. Ch�opcy zacz�li drwi�, a ja zauwa�y�em, �e szynkarz uraczy� mnie jakim� osobliwym, wyszukanym trunkiem. Pr�cz tego otworzy� kamionk� imbir�wki. Kiedy wr�cili�my do kr�gielni w przerwach mi�dzy robot� ch�opcy u�wiadomili mnie. Obrazi�em szynkarza. Kamionka imbir�wki kosztowa�a o wiele wi�cej ani�eli szklanka piwa i by�o obowi�zkiem, je�eli chcia�em si� utrzyma� przy tej posadzie, pi� piwo. Zreszt� piwo jest po�ywne. Mo�na lepiej pracowa�, pij�c je, a imbir�wka wcale nie jest po�ywna. Potem ju� nie chc�c si� poni�a� pi�em piwo i dziwi�em si� ci�gle, co ludzie znajduj� w nim smacznego. Zreszt� zawsze by�em pewny, �e nie umiem si� pozna�. W�a�ciwie � w�wczas lubi�em jedynie cukierki. Za pi�� cent�w mog�em kupi� pi�� ogromnych bomb nadzwyczaj twardych. Mog�em �u� i �u� jedn� sztuk� ca�� godzin�. By� tam r�wnie� pewien Meksykanin, kt�ry sprzedawa� wielkie kostki br�zowej gumy do �ucia, po pi�� cent�w sztuka. Mo�na wi�c by�o za dwadzie�cia pi�� cent�w uprzyjemni� sobie ca�y dzie�. Ale ile by�o takich dni, �e ca�e moje drugie �niadanie sk�ada�o si� z kilku kostek gumy. Prawd� powiedziawszy dawa�o mi to wi�cej zadowolenia ani�eli piwo. ROZDZIA� VI Ale w nast�pnej serii moich hulanek z Johnem Barleycornem przerwy gwa�townie si� skr�ci�y. W czternastym roku �ycia, z g�ow� przepe�nion� opowiadaniami starych podr�nik�w, z obrazami podzwrotnikowych wysp i dalekich wybrze�y w duszy, p�ywa�em na ma�ym promie woko�o portu San Francisco oraz przy uj�ciu rzeki Oakland. Pragn��em wyp�yn�� na pe�ne morze. Pragn��em uciec od monotonii i szarzyzny �ycia. By�em w kwiecie m�odzie�czo�ci, przenikni�ty romantyczno�ci� i ��dz� przyg�d, marz�cy o wolnym �yciu w�r�d otoczenia dzikich ludzi. Nie przesz�o mi przez my�l, �e ca�a osnowa i prz�dza owego wolnego �ycia by�a zwi�zana z alkoholem. Ot� pewnego dnia, kiedy rozwin��em �agle na moim promie, spotka�em Scotty'ego. By� to ochryp�y, siedemnastoletni m�odzieniec, zbieg�y ch�opak okr�towy, jak mi sam opowiada� o sobie, uciek� bowiem z angielskiego okr�tu z Australii. W tym czasie pracowa� r�wnie� na okr�cie w San Francisco, lecz stara� si� dosta� na statek po�awiaczy wieloryb�w. W poprzek uj�cia, niedaleko miejsca postoju statk�w wielorybniczych, sta� ma�y jacht Idler. W�a�ciciel tego statku by� harpunnikiem, kt�ry zamierza� nast�pn� wypraw� odby� na statku wielorybni. czym Bonanza. Ot�, czybym nie zechcia� podwie�� go na moim promie i odwiedzi� wraz z nim harpunnika? Czy ja bym nie zechcia�? Czy� ma�o s�ysza�em opowie�ci i pog�osek o jachcie Idler? O ogromnej szalupie, kt�ra przyby�a z wysp Sandwich, gdzie u�ywano jej do szmuglowania opium? A harpunnik, kt�ry by� jej w�a�cicielem! Jak�e cz�sto widywa�em go i zazdro�ci�em mu wolno�ci. On nigdy nie opuszcza� morza. Sp�dza� nawet noce na jachcie w porcie, gdy ja musia�em wraca� na l�d, do domu, aby po�o�y� si� do ��ka. Harpunnik mia� zaledwie dziewi�tna�cie lat (chocia� nigdy nic o nim nie s�ysza�em, poza jego w�asnym o�wiadczeniem, �e by� harpunnikiem), by� jednak�e dla mnie a� zanadto s�awn� i wybitn� osobisto�ci�, abym �mia� zwr�ci� si� do niego, ja, kr���cy oko�o jachtu i to w znacznej odleg�o�ci. Czy ja bym nie zechcia� podwie�� Scotty'ego, zbieg�ego marynarza, w odwiedziny do harpunnika na s�ynny ze szmuglowania jacht Idler? Czy ja bym nie zechcia�? Harpunnik wyszed� na pok�ad statku, aby odpowiedzie� na nasze has�o, i zaprosi� nas do siebie. Udawa�em marynarza i cz�owieka dojrza�ego; odbijaj�c prom tak, aby nie uszkodzi� bia�o malowanego jachtu, skierowa�em ��dk� w ty� statku na linie, kt�r� przymocowa�em niedba�ymi p�rzutami. Zeszli�my na d�. By�o to pierwsze wn�trze okr�tu, widziane przeze mnie. Ubrania na �cianie cuchn�y st�chlizn�. Ale c� z tego? Czy� to nie by�a odzie� marynarza? Sk�rzany surdut podbity kortem, gumiaki, niebieski p�aszcz pilota, nieprzemakalny kaptur i buty z naoliwionej sk�ry. Wsz�dz