10431
Szczegóły |
Tytuł |
10431 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10431 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10431 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10431 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aleksander Filonow
�rodek na bezsenno��
Bezsenno�� � to dzieci� my�li, siostra neurastenii. Kiedy nerwy �mi�, jak chory z�b,
kiedy chcesz tylko zapomnie�; zapomnie�, zapomnie� � o niespe�nialno�ci marze� � bezsen-
no�� napada, jak zb�j, i nie ma wi�kszego b�lu ni� ten. Fizyczny b�l wynagradza niesione
przez siebie cierpienia, koncentruj�c samo�wiadomo�� w w�ze�, ca�kowicie wy��czaj�c ro-
zum � skupiaj�c ca�� uwag� na odczuwanych wra�eniach, a zatem � odcinaj�c umys� od
mo�liwo�ci my�lenia.
Cicha, chroniczna bezsenno�� przychodzi noc�, kiedy niczym nie mo�esz sam siebie
ok�ama�. Podczas dnia schronisz si� od nieszcz�cia pogr��aj�c si� bez reszty krz�taninie
wok� codziennych spraw, nie dajesz sobie czasu, aby oprzytomnie� � i w ten spos�b roz-
pl�tujesz swoj� niteczk� niepokoju, jedwab wyci�gany z k��bka-kokonu chorej duszy, roz-
dzielasz siebie na kawa�eczki � i na jaki� czas, zapominasz o sobie. Wieczorem � pogr��asz
si� w hipnotyczny trans � oszustwo telewizji; ale i tam � nie ma spokoju: strasznie; strasznie
� i znowu kr��� my�li � ale � w ko�cu! � mo�na nie my�le�: muzyka, muzyka � dop�ki spi-
ker nie po�egna nas �yczeniami spokojnej nocy. I wtedy ta noc podkrada si� do ciebie. Naj-
pierw � wydaje si� nam � �e uda�o si� oszuka� j� nud� ci�gn�cego si�-niesko�czenie-nudnej-
powie�ci, kt�ra czytasz do chwili sklejenia si� powiek, do d�wi�cz�cej pustki w g�owie, do-
p�ki nie odkryjesz, �e w�a�ciwie nie czytasz � ledwie trzymasz ksi��k� i masz ju� zamkni�te
oczy � i wtedy delikatnie, pieszczotliwie � �eby nie rozwia� senno�ci, nie wystraszy� jej �
wy��czasz �wiat�o i pogr��asz si�? zapomnian� i po��dan� drzemk� � �eby za kilka minut �
sen rozpad� si�! � zadr�awszy, nagle odczuwamy nasz� trze�w� ja�� na samym dnie okr�g�ej
czaszy nocnej ciemno�ci. Przera�one serce bije jak oszala�e w klatce piersiowej, i w�a�nie
wtedy pojawiaj� si� cichcem, niechciane, my�li � wampiry, ukryte za samo-ok�amywaniem
si�, � wpijaj� si� w m�zg pl�tanin� czarnych pijawek.
Przestajesz ok�amywa� siebie i otwierasz oczy. Patrzysz w ciemno��, przelewaj�c�
si� przez brzeg nocy, czuj�c sw�j oddech, kt�ry ciep�ym owalem przebija si� przez ch��d nie-
o�wietlonego powietrza. Podskakujesz na ka�dy d�wi�k, przerywaj�cy si� przez cieniutk�
opon� milczenia: skrzypienie tramwaju, piosenk� pijaka, leniwy sygna�-krzyk wystraszonego
alarmu samochodowego � denerwuj� ciebie, zmuszaj� twoje serce do nerwowego, rozpaczli-
wego trzepotu � i ciesz� � poniewa� na jaki� to u�amek sekundy unieruchamiaj� t�ocz�ce si�
w g�ow� my�li.
A my�li t�ocz� si�, �ciskaj� twoje serce, od�ywaj� gor�czkowym dreszczem po nagle
spoconej sk�rze, i zatykaj� nam dech, wstrzymuj�c go mocno �ci�ni�tym ku�akiem gdzie�
tam pomi�dzy przepon� i wibruj�cymi z wysi�ku �ebrami. I tylko z rzadka nachodz� nas,
kr�tkotrwa�e zapa�ci w niebyt, w drzemk�: niczym szcz�k bezpiecznika, wy��czaj�cego
przeci��on� ja��...
A rankiem � przeci�g, rycz�cy, jak tunel aerodynamiczny: wra�enia bezd�wi�cznie
ze�lizguj� si� po wilgotnej powierzchni �wiadomo�ci, i dopiero po paru godzinach �wiado-
mo�� znowu nabiera swojej zwyk�ej szorstko�ci. Zaczerwienione oczy nie patrz� � czepiaj�
si� przedmiot�w, znajduj�c w nich opor� dla chybocz�cych si� chlipi�cych my�li � strz�p-
k�w, zlepionych w nierozwi�zywalny motek, przechwytuj�cy fragmenty zdarze�, os�b
i s��w. Nak�adaj� si� na siebie warstwami b�ota, osiadaj�cego na powierzchni trwogi
i maskuj�cego j�. Gro�b� sk�aniasz m�zg do pracy, wykr�casz go jak pranie, zam�czasz sie-
bie, gromadz�c wra�enia � w nadziei, �e potem, wieczorem... Urywasz my�l, ukrywasz j�
przed sob� samym. A po pracy przeci�gasz moment powrotu do domu, do wystyg�ego tele-
wizora, odk�adasz go, w�druj�c gdzie� tam � kiedy nagle postrzegasz siebie � odkrywasz, �e
jeste� gdzie�, na ulicy; a twoje nerwy s� jak ostre raszple...
B�d�c w�a�nie w takim stanie Kosow wszed� do sklepu � po nic � po prostu: aby od-
wr�ci� swoj� uwag� od siebie samego. I wtedy skrajem �wiadomo�ci, na kraw�dzi pola wi-
dzenia nagle zaczepi� si� o-co� � co�-wa�nego: konieczne. �ciana z waty, oddzielaj�ca go od
otaczaj�cego go �wiata, w niekt�rych miejscach zacz�a prze�wieca�, pojawi�y si� w niej
p�kni�cia � i jak �arz�cym si� drutem dotkn�a do nieoczekiwanie obudzonego s�uchu czyja�
to niechlujna fraza:
� ... ca�kiem zg�upieli, tylko pieni�dze, a ja, mo�e...
I wtedy Kosow znowu rozpocz�� istnie�. Zrozumia�: cos tam przyci�gn�o � co�-
takiego tam napisano � oto: �...��ko... wyzwala od bezsenno�ci, b�l�w g�owy (B�g a nim,
b�lem g�owy! � dalej, dalej!)... dociera do niego: elektrosen bezkontaktowy, wibromasa�ysta,
termoregulator i zegar elektroniczny � budzik programowalny na ca�y tydzie�... z dostaw�
do domu...� I niewiarygodna, pora�aj�ca umys� � nawet dzi� � cena.
Ale Kosow ju� wiedzia�, �e tak powinno by�, poniewa� on jest gotowy i taka cen�
zap�aci�. Natychmiast. Teraz. Od tego czasu, kiedy odesz�a od niego �ona � on... Tym bar-
dziej, �e inflacja... Mo�e kiedy� b�dzie �a�owa� � potem; ale dzisiaj � jest gotowy na wszyst-
ko; cho�by dla jednej, spokojnej nocy. Wyj�� kart� kredytow� i ruszy� do kasy.
Nast�pne dwie noce Kosow nawet nie pr�bowa� zasn��. Po co? P�niej nadejdzie
ulga. Po prostu patrzy� w ciemno�� m�czy� si� swoimi my�lami. Wspomnieniami. Pr�bowa�
zrozumie�. Siebie, swoje �ycie. Pali�, obserwowa� w ciemno�ci ruchy pomara�czowo-
czerwonego ognika papierosa. Teraz tak mo�na. Mo�na pali� le��c w ��ku, mo�na wrzuca�
brudn� odzie� stert� w wann�, mo�na � cho�by na �cianie g�wnem rysowa�, wszystko wol-
no! Nikt nie mo�e zakaza�.
No, dobrze � by�a praca, dysertacja, znowu praca � po co? Przecie� nie z mi�o�ci dla
jej samej � to pewne. Dla pieni�dzy? No, og�lnie rzecz bior�c... Chocia� pieni�dze � nie tak
je zdobywaj�. A potem Nina... Niech to diabli wezm�, przecie� teraz nie ma nikogo! Spraw-
dzone.
A tak na prawd� � za wcze�nie zrobili�my sobie dziecko. Mog�a jeszcze troszk� po-
czeka�! Chocia�, oczywi�cie, ci�ko przechodzi�a aborcje. Po ka�dej � ca�kiem nie by�a sob�.
Z�o�liwa, dominuj�ca � kl�a Kosowa, kl�a. Przyznawa�a, �e najzwyczajniej nic nie mo�e ze
sob� zrobi� � tak reaguje: w takie dni nienawidzi�a wszystkich i wszystkiego, a szczeg�lnie
jego, Kosowa. A po trzeciej aborcji � po prostu odesz�a. Powiedzia�a: �Konie, Sieriej. Nie
mog� wi�cej. No nie mo-g�! �egnaj.� I odesz�a.
Nie pobieg� za ni�, nie b�aga� o powr�t. Wiedzia�: to beznadziejne. Wiedzia�: by�oby
tylko gorzej. Przesz�o.
Ale naprawd� kocha�. I tylko j�. Nie zdradzi� ani razu. Ca�e �ycie Kosowa to by� tylko
� dom i praca. A i w pracy: ca�y czas tylko pragn�� by� w domu, �pieszy� si� do Niny.
A ona mimo wszystko odesz�a.
Najpierw Kosow pr�bowa� pi�, ale nie m�g� si� upi�: upojenie wprowadza�o go
w stan takiego przygn�bienia � rozpaczy � �e kiedy� Kosow ma�o nie zad�awi� si� wieszaj�c
si� we w�asnej wannie na haczyku od prysznica. W ostatniej chwili nagle sta�o mu si� �al �
siebie; i rozrycza� si� (zupe�nie jak baba, lamentuj�c i lekko wyj�c): na kolanach, z g�ow�
na brzegu wanny; potem ucich�: zasn��. Po tym ju� nie pr�bowa� pi�.
Nie oszukali: przywie�li, ustawili �o�e, tam gdzie wskaza� Kosow, i � okaza�o si�, �e
to w og�le unikalny, robiony na zam�wienie model, wyprodukowany nie dla zysku,
a w�a�ciwie � nie wiadomo z jakiego powodu: konwersja przemys�u zbrojeniowego na pro-
dukcj� cywiln�. D�ugo sprawdzali oscylogramy w punktach pomiar�w kontrolnych, odrzu-
caj�c niezr�czne propozycje jakiejkolwiek pomocy Kosowa, odm�wili nie tylko w�dki, ale
i zak�ski � i odeszli.
A Kosow pozosta�. On � i po�r�d porozstawianych po k�tach mebli � zosta�o te�
kremowo l�ni�ce �o�e, b�yszcz�ce jak jarz�ca si� plastykowa naklejka na �ciemnia�ym starym
obrazie.
Kosow szybko przejrza� odbity na ksero maszynopis instrukcji, i zdecydowa� si� sko-
rzysta� z niego od razu, nie czekaj�c na stosowny czas. Nastawi� budzik na sz�st� trzydzie�ci
cztery (strasznie nie lubi� okr�g�ych liczb), wypr�bowa� wibromasa�yst�, troch� wahaj�c si�
wy��czy� termoregulator, i � z zatrzymanym na sekund� sercem � nacisn�� na przycisk
�sen�.
Nic si� nie sta�o. W my�lach Kosowa formu�owa�a si� z�o�� na oszust�w-
handlowc�w, ale nie zd��y�a si� wykszta�ci�, zwiesi�a si� jak zwi�d�y owoc w opustosza�ej
�wiadomo�ci. My�li jego leniwie k��bi�y si� grz�zn�c w asfaltowej mazi. Zd��y� tylko od-
czu� niecodzienne, zapomniane szcz�cie: nie odczuwania my�lenia � i zapad� w sen. Aparat
pracowa�.
Stopniowo Kosow doceni� i wibromasa�yst�, i przyjemno�� spania pod cieniutkim
prze�cierad�em � termoregulator zlikwidowa� potrzeb� sypiania pod ko�dr�, ale � mimo
wszystko � najwa�niejsz� dla niego � Kosowa � cz�ci� cudu � ��ka by� elektrosen. Gor�cz-
kowy, zabiegany i zaszargany �wiat wzdrygn�� si� i nabra� stateczno�ci. Teraz nic go ju� nie
ruszy. To nie tak, �eby nie spotyka� nieprzyjemno�ci � natyka�y si� one na monolit spokojne-
go snu Kosowa i... rozp�ywa�y si�. A i sam Kosow � sta� si� � jak ska�a. Twardo sta� na no-
gach, czuj�c, �e jego ty�y s� bezpiecznie chronione � poniewa�, jakby nie pr�bowano jego
zgi�� i z�ama� w ci�gu dnia � w nocy, zwyk�ym naci�ni�ciem przycisku, usuwa� to, anulo-
wa� wszystkie takie wysi�ki. I im bardziej by�o trudno, tym wi�ksze odpr�enie przynosi� sen,
stawa� si� ratunkiem, panaceum. Przyzwyczajenie wesz�o mu w krew, i Kosow � ju� nawet
bez okre�lonego powodu � kiedy nie mia� co robi� � ucieka� w sen.
W dwa miesi�ce od chwili kiedy pojawi�o si� u niego to ��ko, Kosow
z przyzwyczajenia si�gn�� rankiem po papierosa z paczki, podni�s� go do ust, a wtedy nagle
co� go ca�ego targn�o, odrzuci� papierosa, i z ostatecznym obrzydzeniem, zmi�� i wyrzuci�
ledwo rozpocz�t� paczk�. Razem z snem wraca�o mu zdrowie � fizyczne i duchowe.
Sen, co prawda, miewa i swoj� �ciemn� stron�: koszmary. Za kt�rym� razem Kosow
obudzi� si� nagle z uczuciem, �e prze�uwa go jaka� ogromna, gor�ca i za�liniona paszcza,
mi�kko przesuwaj�c w bezz�bnych dzi�s�ach. Przera�ony, wyrwa� si�, usiad� � owia�o go
ch�odem � i dopiero wtedy Kosow zrozumia�, �e to tylko pracuj�ce na pe�n� moc � termore-
gulator i wibromasa�ysta. Najzwyczajniej w �wiecie przetacza� si� we w�asnym pocie po
pulsuj�cych rolkach �masa�ysty�. Kosow westchn��, zmniejsza� temperatur� i moc a� do
momentu poczucia przyjemnego ko�ysania i nacisn�� przycisk.
Znowu zamieszka� z Nin�. Oczywi�cie, ju� mi�dzy nimi nie by�o mowy o wzajemnej
cielesnej ci�gocie, a duchowa i tak nigdy nie istnia�a, ale za to pojawi�o si� co� wi�cej: jakie�
�dotarcie si�, wzajemna konieczno�� obecno�ci drugiej osoby. I urodzi� si� syn; Nina by�a
szcz�liwa. Sypiali teraz oddzielnie, ale Kosow nie przejmowa� si� tym...
...Obudzi� si� od ch�odu. Pok�j ci�ko nape�nia� szary p�mrok przed�witu. Kosow
powoli usiad� w ��ku. Termoregulator nie pracowa�, i po�ciel styg�a szybko, oddaj�c
zimnemu powietrzu ciep�o cia�a Kosowa. Nie by�o snu. Teraz zdarza�o si� to coraz cz�ciej:
co� psu�o si� w subtelnym mechanizmie, albo w samym Kosowie. Chcia� wsta�, ale od
gwa�townego ruchu w oczach mu pociemnia�o, zabola�o serce, i znowu usiad�, nerwowo
wdychaj�c powietrze chrypi�cymi p�ucami. Zimno mu by�o siedzie� w samej bieli�nie,
i si�gn�� po spodnie, walaj�ce si� obok krzes�a. Zobaczywszy swoj� r�k� wystraszy� si�.
Cienka, ko�cista r�ka staruszka. Jakby mi�nie i sk�ra zacz�y sp�ywa� z ko��ca, ale
zastyg�y cienkimi gumowymi os�onami. W�laste �y�y wychodzi�y tak jakby le�a�y na
wierzchu sk�ry, a pod sk�r� p�ytko dygota�y niteczki mi�ni, jakby tam gnie�dzi�y si�
niezale�ne od Kosowa male�kie nie�mia�e istotki. Spu�ciwszy oczy, zobaczy� stercz�ce ko�ci
kolan, chude �ydki z woreczkami gruze�k�w i podagrycznie skr�cone palce.
Nagle poczu� przera�enie, i niezdecydowanie zap�aka�, wci�gaj�c �zy nosem
i cichutko chlipi�c. Obejrza� pok�j, zobaczy� od�a��ce tapety, okno bez zas�on, na stoliczku �
buteleczki z lekarstwami i malutki telewizor... i jeszcze... kanap� w rogu. Tam... wcze�niej
� sypia�a Nina.
Opieraj�c si� o �cian�, poszed� do kuchni, po drodze zagl�daj�c do lustra. Ale nawet
lustro nie chcia�o go ok�amywa� � i zobaczy� male�k� twarzyczk� staruszka, obwis�� od
ci�aru nie-elastycznej sk�ry i pokryt� plamami w�trobowymi, na kt�rych tle siwa szczecina
wygl�da�a nawet elegancko. Dotarabaniwszy si� do kuchni, rozkaszla� si� i nie m�g�
przesta�, dop�ki nie napi� si� wody. Przysiad� na taborecie: z�apa� oddech; zamy�li� si�.
Przypomnia� sobie nagle, jak strasznie umiera�a Nina, ci�gle czepiaj�c si� jego r�k, jak
ostatniej nadziei, kiedy narkotyk przestawa� zag�usza� rozrywaj�cy wn�trzno�ci b�l, i ci�gle
czeka�a, czeka�a na Witi�, na syneczka, na Witi� � dop�ki by�a przytomna. A potem � jak we
�nie � straci�a �wiadomo�� bytu � na d�ugo, d�ugo � i: agonia. I Kosow wiedzia�: jego czeka
to samo... nied�ugo; sen � inny, bez marze� � sen; bez przebudzenia. I wspomnia�: �ycie nie
by�o snem; sen z�era� �ycie; zag�usza� je jak narkotyk; odeszli od niego w sen i �ona;
i mi�o��, i syn; i praca. Pozosta� jedynie � tylko sen. Tak przesz�o ca�e jego �ycie.
Ok�amywa� siebie � snem. Bezmy�lnie. I nie �y�; spa�. Ma dopiero 47 lat, ale ju� jest starcem;
ju� do niczego, ju� nie ma kiedy. Nawet spa� � bez elektronicznego monstrum, kt�re swoj�
mi�kk� paszcz� po�ar�o ca�e jego �ycie � nie umie i nie mo�e. Zrozumia� to, Kosow, i strach
zacz�� � jak zazwyczaj � wysysa� jego krew z rak i z serca.. Zrozumia�: a przecie� stara� si�
� d��y� do przysz�o�ci, do jutra, a nie � w sen. W lepsze, pi�kne jutro. Z dnia dzisiejszego
ucieka� w jutro. Sen � tylko �rodek � sta� si� celem. I oto � przebudzenie. Takie ma to
�jutro�. I innego ju� nie b�dzie. Ca�y ten wyw�d przeprowadzi� ca�kiem oboj�tnie, i �
natychmiast zapomnia�.
I jego my�li znowu potem � zawirowa�y, zap�tli�y si� w tradycyjny motek.
A przecie� �y� trzeba � teraz, dzisiaj � cho�by bole�nie, cho�by krwawo � ale �y�!
W�ciek�o�� zaprowadzi�a go do pokoju � Kosow wbieg�: �ama�, zabi�! Ale po drodze
zn�w zgi�� go w p� kaszel, i Kosow skuli� si� na ch�odnej pod�odze, wypluwaj�c w kaszlu
swoje zam�czone p�uca.
�Z pewno�ci� zaraz umr� � stwierdzi� � i, dzi�ki ci, Bo�e. Tylko... lepiej by... we
�nie...�
Na ulicy nast�pi� dzie�. Kosow wsta�, podrepta� do okna, popatrzy� na ry�y od brudu
prostok�t podw�rka.
� Jakie s�otne lato... � wyszepta� cichutko i zacz�� szuka� papierosy �Bie�omor�.