soblipannacykl00weysuoft
Szczegóły |
Tytuł |
soblipannacykl00weysuoft |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
soblipannacykl00weysuoft PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie soblipannacykl00weysuoft PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
soblipannacykl00weysuoft - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
+
k^A '"^
flj ^
»-
A*
'5.
*»•» ^ V Tt lit
*«fA
"1
j«9 .
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
JÓZEFJWEYSSENHOFF /
SOBÓL I PANNA
CYKL MYLIWSKI
WYDANIE DRUOIE •
DZIESIAty TYSIC
WARSZAWA
NAK-.AD GEBETHNERA WOLFFA
I
KRAKÓW - O. GEBETHNER SPÓKAI
Strona 8
Tego autbr^ poprzednio wy^iiK
Rb. k.
Dni polityczne. Serya !. Narodziny dziaacza.
Rok 1905 1 —
— Serya II. W ogniu. Rok 1905—6 1
—
Erotyki. Wydanie bardzo wytworne, ozdobione ry-
sunkami Henryka Weyssenhoffa 2 50
Wwykwintnych oprawach ? —
Hetmani. Powie wspóczesna. Wydaaie 2-gie . . 2 —
Sprawa Dogi .- 1 80
Na papierze czerpanym 4 —
Syn marnotrawny. Powie 2 20
Unia. Powie litewska 2 —
Za bkitami. Z ilustracyami K. Górskiego. Wy-
danie drugie 1 —
W oprawie 1 40
Zarczyny Jana Bezkiego. Z ilustracyami K. Gór-
skiego. Wydanie 2-gie 1
—
W oprawie . . 1 40
Znaj pana
ywot i myli Zygmunta Podfilipskiego. Wyda-
nie 4-te 1 50
WSZELKIE PRAWA PRZEDRUKU I PRZEKADU ZASTRZEONE.
Strona 9
Po nie g'^ czkowym, niespena cztt igo-
dzinnym, obudzi si ni*'^^'-^ Mi^l^'^'^ ^ ,oGl^i
i wawo w^' j - A lOZKc., onoc zaledwie
dniao. Sen przed polowaniem, w dwudzie-
stym drugim roku ycia, jest niecierpliwy
i czynny, jak zasadzka. pi si tylko troch,
z obowizku, aby oko i rk mie pewne do
strzau, o wicie.
Spojrza przez okno. Dobrze jest. Niebo
perowe, czyste; murawa srebrzy
jednostajnie
si przymrozkiem, w kocu sierpnia. Siwa po-
rosz!
Ubiera si niedugo. Przed polowaniem nie
trzeba si my
bardzo dokadnie, ani, bro
Boe! — perfumowa si. Przynosi to ))pecha((.
Zreszt wszystko byo starannie przygotowane
z wieczora: byszczca we-
ubranie, strzelba
wntrz luf, jak ywe srebro, adownica pena.
Skórzane chodaki mia na noc rozmoczy
SOBOL I FANNA
Strona 10
w wodzie sucy, aby gotowe byy do wyo-
enia na nogi.
Pó do czwartej. Trzeba pieszy, bo Sta-
nisaw Pucewicz, ssiad o pi wiorst miesz:a-
jcy, obieca stawi si tutaj o pó do czwar-
tej. Micha, ju ubrany, poszed obudzi su-
cego, Ictóry spa w swej Iclatce pod scho-
dami, w pówiel^^owej atmosferze juclitu i ty-
tuniu.
— Jerzy!... no, Jerzy! — gdzie cliodalvi?
Zerwa si stary, w zgrzebnej bielinie.
— A to, paniczu... Barbarlia miaa namo-
czy.
— Powiedziaem ci, niedorajdo, eby sam
dopilnowa.
— Mao to roboty? — szemra stary — cay
dom na mojej gowie.
Zalvrzta si i wyniós wl^rótce z ))pie-
liarni«, gdzie mieszl<;aa esl^a suba, cho-
dal^^i suche i twarde, jalc spi. Ze jednali
od przedwczorajszego polowania zachoway
ksztaty stóp, wic je Micha obu przemoc
i wiza cienl^ie ich rzemyl^i okoo pcin.
Przy tern zajciu zdyba go Stanisaw.
—Ju tu jeste, Stachu? zawoa Mi- —
cha — nie syszaem, jak zajechae.
—Bo przyszedem piechot.
—Jakto? od siebie?! o któreje wstae?
—Nocowaem w chacie u Trembelów.
— Ach tak!
Umiechnli si do siebie obaj modzi ra-
Strona 11
done, obaj pikni, cho odmiennego typu.
Na Michale zna byo kultur miejsk i ner-
wowo rasy intelektualniejszej. Stanisaw,
kilka lat starszy, wyrós, jak Bóg da,
w krainie od pierwotnego raju mao je-
tej
szcze odmiennej. W
krainie bujaa silna ro-
linno od mokrade ku pagórkom i na —
twarzy Stacha krzewiy si od mokrych ust
ku policzkom wesoe zarola, zostawiajc tylko
podbródek kulturze brzytwy. Kraina miaa
oczy z bkitnych, ciemn rzs lasów otoczo-
nych jezior i —
oczy Stacha byy ciemno-
rzsiste,mikkie tajemnicze, jak gboka
i
woda. Lubi Stanisaw otacza si tajemnic.
1 niewiadomo byo, dlaczego noc spdzi
teraz
w chacie,co tam robi, co znaczy umiech
jego peen niedomówie.
Uciskali si modzi ssiedzi mocno, jalc
dzieci do siebie zatsknione.
— Napijesz si herbaty, Stachu?
— A, uchowaj Boe! od tego trawa w brzu-
chu ronie. Wódk masz?
— Mam - odrzek Micha, chwytajc za
manierk, przewieszon ju przez rami.
- Poczekaj — ta si przyda póniej,
w polu. hinej w domu niema?
Czworo oczu zwrócio si z zapytaniem do
Jerzego.
— Pani matka w apteczce pod kluczem
trzyma. Chyba, e panicze mojej ? Ale to
pro-osta!
V
Strona 12
— Najlepsza na szczcie! dawaj!
Z sinej butelki, dobytej z pod schodów,
napili si po kieliszku. Przeksili czarnym
chlebem.
— I dosy — zawyrokowa Stanisaw —
czas nari: zorza ju.
Ruszyli. Z nimi dwa wy}'^: rudy, kudaty
Fox Stanisawa, seter kurlandzki, gadka, i
czarna, podpalana Hetka Michaa, poenterka
angielska. Fox skomla i zatacza ju koa po
podwórzu, powracajc raz po raz do nogi pana;
moda Hetka sza caa drca, truclicikiem,
ogldajc si bojaliwie na boki, jakby prze-
mylaa o czmychniciu przed wypraw. Trzeba
i byo wzi
na link.
— Od czasu jak zastrzeliem w jej obec-
noci tego kundla, boi si bestya strzau; cza-
sem naw^et drapnie mi z pola do domu.
— Ej nic! — odrzek Stanisaw przy Fo- —
xie pójdzie. Ale ot tobie nauka, eby psów
nie strzela, chyba wcieke. Kade stworze-
nie chce si nacieszy yciem.
Micha przyjmowa moe krytycznie uwagi
Stanisawa, lecz suclia go z instynktowem
uszanowaniem w polu i w kniei, gdzie Stach
by mistrzem synnym na cae I{.owiesliie
i Inflanty.
Szli drog sypan midzy lasem olszowym
i mokr k. Micha kula w swych twardych
chodakach.
— Zejdmy na k, wraz lekko bdzie
Strona 13
kiedy rozmoczysz. Cho na tej ce nic... by-
dem spasiona —— A lito jego wie? czasem
dubelt przelotny...
Poszli k, skaczc po wierzchokach kp
zielonych, lecz rozwierajcych si w czarne
torfowe czelucie, w które wpadao si po ko-
lana, stpiwszy niezgrabnie. Myliwi szli po
nich przemylnie. ¥ox okada po przepaci-
stej zieleni, jak po strzyonym dywanie, tylko
letka, zamylona moe o straconym w jej
oczach kundlu, zapadaa si czasem poow
ciaa w torfiaste przerwy. Fox liasa jak mo-
ojec. Hetka sza jak kapryna panna.
— Na nic suka! —
niecierpliwi si Mi-
cha — cigle wlecze si przy nodze.
Jakby odpowiadajc na zarzut. Hetka sta-
na nagle jak wryta. Nadobne swe, mikkie
ksztaty rozcigna w posta muskularn i na-
stroszya do poowy czarne, aksamitne klapy.
Bez dotykania nozdrzem ziemi, peza lisio,
z wykwintn zrcznoci, cignita przez nie-
widzialn jak si. Odezwaa si w niej wy-
la dusza.
— Pójd dalej — szepta cicho Micha, po-
dajc za Hetk, która stana znowu.
1 Hetka sza prosto przed siebie, jakby
olniona przywidzeniem na tej zielonej, pustej
dla pospolitych nozdrz i oczu równinie.
— Dobra suka... górnym wiatrem docho-
dzi — chwali Stanisaw.
Strona 14
wtej chwili z pod nosa Hetki furkn
jak oddalajcy si bbenek dubelt. —
Micha strzeh i zabi dubelta.
Suka drgna nerwowo, przypada skrco-
nem ciaem do kpy, niby zraniona, i boesne
oczy zwrócia na Michaa.
— Dobra Hetka! poczciwa Hetu! Nic si
suczce nie stanie...
Gaskana i pieszczona, aia si przez
chwi sentymentanie sw psi mow sko-
mlc wyranie:
— A kocha mnie bdziesz?... A nie obra-
zisz ju nigdy delikatnoci mych uczu?...
Hetka wystawia jeszcze par dubeltów
wzorowo, coraz mielej. Fox za wystawi
jednego, dwa sposzy, i nie dosta waów
tylko przez wzgld na arystokratyczn wra-
liwo swej towarzyszki, która nie znosia,
aby w jej obecnoci zncano si nad ^linimi
jej psami.
ju dubeltów mieli przytroczonych
Kilka
do pasów, gdy odezwa si Micha:
—
Co nam po dubeltach? nikt ju ich je
nie clice, tyle tego znosimy.
— Atobie zarazby sobola! dobry i dubelt
póki co. Pójdziemy w zarola, nad jezioro. Tam
cietrzewie pewne i padrwy bywaj i Bóg wie
co jeszcze. Czasem strzelisz spadnie — — a po-
tem dopiero ogldasz, co zabie.
Mi, modszy i mniej dowiadczony, roi
codzie, wychodzc na polowanie, o jalcicli
Strona 15
zdobyczach bajecznych. Zaciekawia go zapo-
wied vStanisawa:
— No i có tam jeszcze moe by? po-
wiedz !
— A ot zobaczysz...
— Tymczasem musimy do dugo i drog,
na której przecie nic nie spotl<:amy. Szkoda,
e nie wzidimy kaamaszlvi.
— Tak có? — odpowiedzia Stach — my-
liwy i po szosie idzie, a taki myli. Za to on
))myliwy«. A pole, cho i puste, jemu gada.
Dlatego on ))poluje«.
Poszli ranie, lekko, w rozmoczo-
drog
nych ju
chodakach. Zamróz po darni i po
kuszczach rozperli si w obfit, kapic ros.
Na widnokrgu, w wykroju powego wzgórza
poar róowy, radosny, obejmowa niebo
wschodnie, a ziemi obmywa tylko z mgie
tak, e barwia si ciemno i janiej
lokalnie,
zielona, powa i czarna. gsty bukiet ol- A
szyny przewietli si ywym ogniem i trwa
przez chwil podobny czarnej koronce na
czerwonem zocie. Chwila znowu nad kity —
olch podniosa si szybko ogromna twarz
soca.
Zboa i cierni zarumieniy si, las si
podzieli na umiechy wiata zadumy cie-
i
niów,
roli,
przdziwo
nad
rudym
k
z
fioletem poysno
po skibach
rozsnuo si lekkie, mokre
najcieszych tczowych promion-
ków. I buchna rado przez ca krain.
Strona 16
— o — !
Po drodze róowo -szarej, zrzadka przekre-
lonej dugimi cieniami, szli modzi zgodnym
marszem, wdychajc moc zapachów niepoka-
lanych.
Stanisaw zacz podpiewywa:
Pojedziemy na ów, na ów,
Towarz3'Szu mój!
Na ów, na ÓNY, na ow}'
Do zielonej dbrowy.
Towarzyszu mój!
Podchwyci Micha:
A tam leci zajc, zajc —
Towarzyszu mój!
Puszczaj charty ze smycz.
Niech zajca uchwyc.
Towarzyszu mój!
Przepiewali zwrotki odwiecznej piosenki,
która tutajhukaa radonie, nowa w modych
sercach. I zbójecka zadwiczaa ostatnia
zwrotka.
A terazsi dzielmy, dzielmy
Towarzyszu mój!
Tobie zajc i sarna,
A mnie soból i panna,
Towarzyszu mój
— Sobola nie bdzie, a panny nie chc —
doda Micha komentarz.
— Oj, nie zarzekaj si. Mi! Chyba, e ko-
chasz si? Tedy co innego.
Strona 17
— Moe by — odrzek jMichal tajemniczo.
A cho starszy towarzysz mign tylio
oczyma i o szczegóy nie pyta, modszy mó-
wi daej, bo w tej ctiwii musia mówi:
— Mnie si zdaje, e i ona troch... Ale
trudno wiedzie, bo s wyjtlvOwe ol^olicz-
noci.
— Nie próbowae zapyta?
— pod figur.
Tali...
—
Pod figur?! Tak ju daleko zaszo
midzy wami?
Parsknli krótkim, zmysowym miechem.
—Nie rozumiesz mnie, Stachu, bo nie mog
powiedzie, o kogo chodzi. Ale... wyobra so-
bie naprzykad tak gst leszczyn, jak ta,
obok której przechodzimy...
— I wyobraam. No?
— Byem z ni sam na sam w takiej le-
szczynie.
~ No i có? — czeka Stanisaw z podnie-
con ju ciekawoci.
— Poszlimy na orzechy, we dwoje. O, da-
leko std — nie znasz tamtych stron. Nic pra-
wie nie zebralimy, tylko rozumiesz? —to —
ja podam jej rk
do trudniejszego przejcia,
to ona mnie skubnie za rkaw A mówi-
limy o rónych rzeczach, wesoo. Jak si
z ni mówi wesoo, to jej oczy mieni si
fioletem. Zwykle ma oczy niebieskie ——
Wic ja miaem z sob derk, któr wziem
z bryczki; chcielimy odpocz, rozesaem t
Strona 18
lU
derk na ziemi usiedlimy na niej oboje.
i
Wtedy nagle rozmowa urwaa si ani — i
rusz! — — Suchaj, Stachu, czy ty pocaowa-
e kiedy towarzystwa?
kobiet... z
— Z jakiego towarzystwa?
— No, z naszego — kobiet, któr si spo-
tylia i w salonach?
— O wa! — wykrzykn Stanisaw zagad-
kowo. — Ale jake tam skoczyo si midzy
wami?
— Nic si nie skoczyo — w tem rzecz!
Raczej si zaczo. ni mi si po nocach —
a ju, jak mi gdzie zapachnie leszczyna...
— To nie daj ty Boe! dokoczy Sta- —
nisaw ze miechem.
— Wanie. I nie mog zbyt czsto jej
widywa, musz udawa obojtno.
— A to czemu?
— Bo widzisz, zapomniaem ci powiedzie,
e matka.
—
—Ale
M stary? nie
gdzie tam!
dba o ni?
trzydzieci lat i za-
zdrosny.
— To ja tobie dam rad, Misiutek: pu
ty j w trb!
— atwo powiedzie!
— atwo zrobi. — Zawsze sprawa z m-
i
em — hadka. Jego trzeba kocha jemu on i
zabiera. A wiedzie, e oni z sob... dzi-
i
kuj — nie dla mnie.
Strona 19
— Mog j rozwie — rzek Micha zapal-
czywie.
— I nie wiesz nawet - i nie prosie je-
szcze —
— Naturalnie, jeeli ona si zgodzi. Bo
widzisz,
mog.
Stachu, ja bez tej kobiety y nie
Starszy przyjaciel spojrza teraz uwanie
na modszego przekona si,
i Micha nie e
kamie, tylko, nie umiejc okreli swego uczu-
cia, uywa zasyszanych formu.
— Jake ty bez niej yjesz. Mi, kiedy ona
daleko std?
— Tak nie mona rozumowa — odrzek
Micha z nadsaniem pomyla, e Stach
i nic
si nie zna na subtelnociach uczucia.
Szli dobre pó wiorsty, milczc, ale bez
urazy; poprostu nie udaa im si rozmowa,
wic milczeli.
Droga zbliaa si ku równinie mol^rej, za-
krzaczonej, lecej pozornie na poziomie je-
ziora, które, daleko za ni, owio ju blaski
soneczne, przetapiajc je na stal i srebro.
Myliwi zeszli znowu na l<^, ku haszczom,
ziejcym woni pomieszan drzew, zió, dzi-
kich jagód. Oba psy dyy
do zaroli ze sku-
pion uwag, czujc w nich obfito upu.
— Lekko, Fox! —
napomina Stanisaw za-
wsze zbyt zapalczywego wya.
Razem, strzelcy psy, zapucili si w obszary
i
spltanej ozy, chudej brzeziny, krzewów ró-
Strona 20
IZ
iiych karowatych zielsk wyrastajcych cz-
i
sto ponad krzewy. Pod chodakami ugina si
mecli blady, gbkowaty, upstrzony czerwon
órawin czarn )>pijanic«, sczcy wod
i
pod nacislciem stopy. Dur zawrotny ogarnia
mózgi myliwych.
Hetka stana pierwsza, jali w spi zamie-
niona. W caym jej ruchu, w powanych fa-
dach czoa, w staym, jak drut, ogonie, bya
zapowied grubej zwierzyny. Zrozumieli to
obaj strzelcy i stanli za wj^lic z gotow
broni. Zrozumia i Fox, rzuci si na lad
przez towarzyszk odkryty i zacz docliodzi
razem z ni — wkrótce j min, rzuci si
w bok, nerwowym galopem okry jaki krzak
i znowu skrada si, wyprzedzajc Hetk.
Delikatna suka poskarya si swemu panu
krótldem, wymownem spojrzeniem:
—Ten prostak przeszkadza mi...
Ale nie miaa podobno racyi Hetka w tym
wypadku, jak to owiadczy ludzk mow wa-
ciciel Foxa:
— Trzeba naciera ostro — tu ))leniak« ^) —
cieknie, a moe i co wi^szego. Tu dla Foxa
robota.
Wic pozwolono wyowi rzuca si na iDoki,
obwcliywa kpy, potem przj^upnitym i
kusem nie ogldajc si na Hetk, która, obra-
ona dostojna, majc przy tern wiatr lepszy.
i
1) Stary cietrzew, \v\|)iór.