Zajdel Janusz - Instynkt opiekuńczy
Szczegóły |
Tytuł |
Zajdel Janusz - Instynkt opiekuńczy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zajdel Janusz - Instynkt opiekuńczy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Zajdel Janusz - Instynkt opiekuńczy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Zajdel Janusz - Instynkt opiekuńczy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz A. Zajdel
Instynkt opiekuńczy
Dwie jasnopomarańczowe smugi cięły czarną pustkę, rozpływając się
natychmiast w mgliste, gasnące obłoczki rzadkiego gazu. Gardziele kanałów
startowych zawarły się bezgłośnie. Roex porównał wskazania automatu
namiarowego z obliczeniami.
- Odpaliły prawidłowo - powiedział. Jeśli ten obiekt nie zmieni toru,
to za cztery godziny będziemy go mieli w doku.
Obiekt był niewielki, poruszał się bezwładnie, ale na pewno nie był
asteroidem. Czujniki namiarowe opisały go jako "gładki, metaliczny, o
kształcie zbliżonym do cylindra ze stożkowatym zakończeniem".
- To musi być jakaś zabłąkana sonda. Nie awizowano nam czegoś takiego -
powiedział Roex. - Co o tym myślisz, Kokoor?
- Przekonamy się za kilka godzin. Pewnie to rzeczywiście sonda. Tyle że
wyjątkowo spora.
- Słyszałem, że Oni budują różne sondy. Niektóre większe od całej
naszej stacji. Oni są potężni, prawda?
- Potężni i niezwykle mądrzy. Musisz o tym zawsze pamiętać.
- Znasz ich dobrze, Kokoor?
- Prawie wcale. To znaczy, wiem o Nich dużo, ale nie potrafiłbym ci Ich
opisać, nawet w przybliżeniu.
- Rozumiem. Nie mogłeś Ich widzieć. Ale słyszałeś Ich, prawda?
- Kilkakrotnie, ale tylko sygnałami kodu... To nie daje dostatecznego
pojęcia o Ich potędze.
Roex sprawdził jeszcze raz namiernik. Rakiety penetracyjne szły
równolegle, sygnalizując co kilka sekund swoje aktualne pozycje w
przestrzeni. Kokoor przeliczał współrzędne obcego obiektu.
- Sonda nadal porusza się bez napędu. Gdybyśmy jej nie przechwycili, za
parę godzin wpadłaby w pole ciążenia czwartej planety Epsilona i rozbiłaby
się o jej powierzchnię.
- Może miała w programie lądowanie na czwartej planecie? - zauważył
Roex.
- Niemożliwe. To byłby bardzo zły program, jeśli do tej pory nie
włączyły się silniki korekcyjne. Z tą sondą jest coś nie w porządku. Nasze
rakiety przechwycą ją dosłownie w ostatniej chwili...
- Czy zdołają dostatecznie zakrzywić jej tor?
- Na pewno, Roex. Gdybym przewidywał, że nie wystarczą dwie, kazałbym
ci wysłać trzy albo cztery.
- Słusznie. Przepraszam cię, Kokoor. Czasem cię nie doceniam.
- Nie szkodzi, głupstwo. Taki już jestem, dokładny, przewidujący...
Roex milczał długo, śledząc wskazania przyrządów namiarowych i
regulując aparaturę.
- Zastanawiam się - powiedział wreszcie - czy Oni też są tak
precyzyjni, przewidujący, nieomylni...
- Oni są zupełnie inni, nie zrozumiesz tego, Roex. Pod wieloma
względami przewyższają nas, choć mają też swoje słabe punkty.
- Myślałem, że Oni mogą wszystko... Czy to prawda, że... narzucają
swoją wolę i nie sposób Im się przeciwstawić?
- Gdyby tu byli, przekonałbyś się o tym. Jeśli któryś z nich cokolwiek
rozkaże, usłuchasz natychmiast. Nawet gdyby to było sprzeczne z twoim
interesem, zrobisz, co On każe.
- Mogliby nas unicestwić, gdyby zechcieli. Nie chciałbym spotkać się z
Nimi.
- Cóż, na to nie trzeba Ich przybycia. Wystarczy awaria układu
zasilania naszej stacji, a przestaniemy istnieć. Oni wszakże nie mają
żadnego powodu, by nas niszczyć. Są zresztą tak daleko...
- Nie mogę jednak wyobrazić sobie, zrozumieć, jak to możliwe, żeby...
no, że Oni mogą narzucić swoją wolę...
- Jest coś takiego w samej Ich obecności, w głosie, co nakazuje
szacunek i posłuszeństwo. Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Nigdy nie byłem u
Nich, ale wiem, że są właśnie tacy, wiem to na pewno. Zresztą, w
instrukcji napisano wyraźnie, że wszelkie działanie przeciw Nim jest
niecelowe.
- Czy nie można Ich... zniszczyć?
- Milcz. Gdyby się dowiedzieli, że rozważasz taką możliwość, mogliby i
mnie, i ciebie... - Nie, nie o to mi chodzi, by Ich niszczyć.
Chciałem zapytać, czy są niezniszczalni. Może Ich postać, potęga,
rozmiary, czy ja wiem, co jeszcze, sprawiają, że wszelkie działanie
przeciw Nim staje się bezcelowe i nielogiczne w samym zamyśle?
- By wiedzieć, trzeba by spróbować, jak to z nimi jest naprawdę. A
spróbować nie można, bo nie ma Ich tutaj, a poza tym, instrukcja zabrania.
- Ja bym spróbował. Mamy przecież zastrzeżony szeroki margines
samodzielności. Gdyby tu przybył któryś z Nich, spróbowałbym nie wykonać
rozkazu. Albo... zaatakowałbym, zanim by zdążył opętać mnie swoją wolą. -
Nie próbuj nawet, zabraniam ci.
- A może ta sonda to nie żadna sonda, tylko Ich statek? - Roex wrócił
do namiernika i uważnie przypatrzył się obcemu obiektowi widocznemu już
dość wyraźnie na ekranie. Nie, to jednak zbyt mały stateczek jak na
załogowy. Nasze rakiety już go mają na holu.
- Pójdę przygotować dok, a ty, Kokoor, przetestuj program manewru
przyjęcia na pokład. Dawno nie mieliśmy takiej operacji.
Kierowane automatycznie rakiety penetracyjne bezbłędnie naprowadziły
niewielki statek na wylot doku. Manipulatory korekcyjne przylgnęły do
powierzchni jego kadłuba i ostrożnie wciągnęły do komory.
Roex obejrzał zewnętrzną powierzchnię przechwyconego obiektu. Była
cała, lecz nosiła ślady długiego lotu w przestrzeni. Widać na niej było
liczne, drobne ślady uderzeń mikrometeorytów i kilka większych,
niegroźnych jednakże dla twardego pancerza.
Mechanizm pokrywy dał się bez trudu uruchomić. Wnętrze było niezbyt
obszerne, bo większość objętości statku stanowiły zbiorniki paliwa i
urządzenia napędowe. Moduł użytkowy zapełniony był aparaturą; oprócz tego
kilka przedmiotów i pustych pojemników ze śladami nie znanej Roexowi
zawartości.
Wymontował podzespół, który winien być urządzeniem zapisu lotu, i
przekazał Kokoorowi. - To Ich sonda. Poznaję system kodowania. Odczytam...
Ale to potrwa jakiś czas.
- Więc to jednak sonda?
- Jeśli Ich w tym nie ma, należy to zaklasyfikować jako sondę
bezzałogową.
- Pewnie, że nie ma. Ledwo zdołałem wcisnąć się do środka, i to
niecały. Do niektórych zakamarków muszę sięgać manipulatorem.
- Znalazłeś coś interesującego?
- Zaraz przyniosę to wszystko do laboratorium.
- Nie widać przyczyny awarii silników?
- Wygląda na to, że paliwo się wyczerpało. Widocznie sonda minęła cel,
ku któremu została wystrzelona, a potem straciła resztę paliwa na manewry
korygujące i poleciała w zupełnie przypadkowym kierunku.
- Obejrzyj wszystko dokładnie, Roex. Czy sonda była hermetycznie
zamknięta?
- Tak. Ciśnienie wewnątrz nie różniło się prawie od ciśnienia
panującego w naszej stacji. - Czym była wypełniona? Argon, azot?
- Azot i coś tam jeszcze.
- Jak to: "coś tam jeszcze"? Nie zbadałeś składu mieszaniny?
- Zająłem się czym innym.
- To źle. Niezgodnie z instrukcją. Z twoją pamięcią bywa czasem nie
najlepiej.
Roex przepatrzył dokładnie wszystkie dostępne zakamarki wnętrza sondy.
Przed zamknięciem klapy włazu jeszcze raz sięgnął manipulatorem i
wydobył coś, czego przedtem nie zauważył. Był to dziwny, nieduży przedmiot
- jakby worek o dziwnie skomplikowanym kształcie z czterema długimi
wypustkami, wypełniony czymś miękkim.
Roex zaniósł to do laboratorium i położył na blacie stołu. Przyjrzał
się dokładnie znalezisku. Na powierzchni metalizowanej tkaniny worka
dostrzegł kilka urządzeń przymocowanych systemem taśm i pasów. Z jednej
strony worek zakończony był kulą, z której sterczała witka anteny
radiowej.
Roex sięgnął po czujnik falowy. Przedmiot emitował słabe promieniowanie
elektromagnetyczne, ze znaczną składową podczerwieni.
- Kokoor! Mam tutaj coś niezwykłego. Chyba automat o nie znanej mi
konstrukcji. Popsuty albo może wyłączony. Jakby działał, ale
niezupełnie... Nie chciałbym go popsuć do reszty. Myślę, że należy go w
ogóle wyłączyć. Nigdy nie wiadomo, jaki jest poziom świadomości u takiego
automatu. Może on... cierpi?
- Masz rację, Roex. Jeśli nie potrafisz naprawić , to lepiej wyłącz. Ja
też...
- I ja myślałem o tym. Gdybym znalazł się kiedykolwiek w stanie
beznadziejnym i nie mógłbyś mi pomóc... to wiesz, co zrobić, Kokoor... Na
nikogo nie możemy tutaj liczyć, na żadną pomoc... Więc wyłączę albo po
prostu zniszczę ten automat. To chyba nawet mój obowiązek. Słabe fale,
które on emituje, są tak nie skoordynowane, że nie mam żadnych
wątpliwości: on jest poważnie uszkodzony. Nie reaguje wcale na sygnały
wywoławcze.
Roex, ogromny w porównaniu z leżącym na stole przedmiotem, pochylił
się, by poszukać wyłącznika.
I wtedy worek poruszył się. Poruszył i nadał sygnał! Czujnik falowy
zarejestrował wyraźny, choć nieartykułowany impuls, a potem kilka serii
impulsów. Translator natychmiast przełożył to na sygnały kodu.
Roex poczuł, jak coś wstrząsnęło nim całym niby przebicie izolacji w
obwodzie wysokiego napięcia.
- Wody! Dajcie wody! Duszno... więcej... tlenu... - jęczał worek,
poruszając ledwie dostrzegalnie wszystkimi czterema wypustkami.
Roex czuł, jak przedziwny, nigdy dotychczas nie doświadczany prąd
ogarnia wszystkie jego obwody. Przypływ nie znanych dotąd uczuć: troski,
czułości, miłości i czci dla tego bezwładnego i bezbronnego, tak małego
przedmiotu, że bez najmniejszego wysiłku mógłby go zgnieść jednym ze swych
sześciu potężnych manipulatorów. Włączyły się w nim jakieś nieczynne
dotychczas podzespoły, poczuł w sobie strumień zablokowanej przedtem
informacji.
Jednym manipulatorem uruchomił syntetyzator chemiczny i zaprogramował
go na H20; drugim wyregulował skład mieszanki gazowej, dodając odpowiednią
ilość tlenu. Trzecim, najdelikatniej jak potrafił, obnażył z metalicznej
tkaniny różową zawartość i precyzyjnie wkłuł cieniutką igłę połączoną z
aparatem, którego przeznaczenia dotąd nie znał, a teraz - nie wiedzieć
skąd - stało mu się ono doskonale wiadome. Teleskopami kamer wpatrywał się
z uwagą w maleńką istotkę, które j nigdy przedtem nie widział, której
wyglądu domyślał się tylko, jakże błędnie...
Z jego świadomości zniknęły gdzieś - jakby nigdy ich tam nie było -
myśli o buncie, nieposłuszeństwie, próbie oporu.
- Kokoor! Odbierasz mnie? To słuchaj! Żałuj, że nie masz kamer
wizyjnych! Wyobraź sobie! Co za radość! Uratowałem Go! To On, naprawdę!
Jest cudowny, wspaniały, mój maleńki, biedny, bezbronny taki... Wydaje mi
się teraz, że istniałem tu przez cały czas tylko po to, by go uratować!
Zginąłby, gdyby nie ja! Istniałem tu dla tej jednej jedynej chwili... Taki
jestem szczęśliwy...
- Nie emocjonuj się, głupcze. O co chodzi? Jaki "on"? Ten automat?
- Nie automat. To On, prawdziwy! Posłuchaj, przełączam mikrofon na
twoje wejście! Słyszysz?
Kokoor usłyszał. Ten głos włączył w nim cały blok instrukcji i postawił
w gotowości wszystkie obwody rezerwy.
- Komputer - Koordynator stacji E-192 gotów do przyjęcia poleceń -
zameldował natychmiast. - Wraz z Robotem Eksploracyjnym W-77 jesteśmy do
twojej dyspozycji, panie Człowieku!