Tatuaz nocy - AMBERLAKE CYRIAN
Szczegóły |
Tytuł |
Tatuaz nocy - AMBERLAKE CYRIAN |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Tatuaz nocy - AMBERLAKE CYRIAN PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Tatuaz nocy - AMBERLAKE CYRIAN PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Tatuaz nocy - AMBERLAKE CYRIAN - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PROLOG
Tatuaz nocy
Zegarek Josephine zabrzeczal delikatnie. Byla szosta. Nad miastem przygasala juz swiatlosc dnia. Josephine nacisnela dwa guziczki na pulpicie biurka. Jeden zaslanial automatycznie kotary w oknach gabinetu, drugi laczyl ja z szoferem.-Wyjedziemy za dziesiec minut, Francis. Czy masz torbe, te z poprzedniego wieczoru?
-Oczywiscie, madame.
-Zaraz schodze.
Josephine wstala zza biurka i wyjela z szafki skorzana walizeczke. Polozyla ja na stole, otworzyla zamki i uniosla wieczko aby zajrzec do wnetrza. Zamknela walizke, spojrzala na zegarek i wyszla z gabinetu, ruszajac dlugim korytarzem w strone windy. Zjezdzajac w dol, przejrzala sie w lustrze.
Ubrana byla we francuski kostium z bialego plotna, moze troche za cienki jak na te pore roku, ale Josephine rzadko wystawiala stope za prog. Na nogach miala wloskie pantofelki, a na szyi apaszke tejze produkcji. Jej wlosy, obecnie blond, zostaly rozjasnione i przystrzyzone w doskonaly sposob w zurychskim salonie. Oczy miala jasne, dyskretnie podkreslone niebieskim cieniem, wargi smialo pociagniete malinowa szminka.
-Dokad, madame? - zapytal Francis.
-Estwych - odpowiedziala Josephine.
Minela juz spora chwila od momentu, gdy kazala zawiezc sie do Estwych. Nawet jesli Francisa dreczyla ciekawosc, nie dal tego po sobie poznac.
W zapadajacym zmierzchu opuscili miasto i wjechali w krajobraz rozkolysanych wzgorz i kretych sciezek, nad ktorymi gorowal ciemny las. Swiatla mercedesa omiataly od czasu do czasu sciany kamiennych domow, podworza, stajnie i sady. Josephine lezala na plecach, odpoczywajac. Nie odzywala sie. Przygladala sie swojemu odbiciu w zaciemnionej szybie. Zapomniala na chwile, ze znajduje sie w samochodzie.
Tablica z napisem "Estwych" stala ukryta do polowy w przydroznych krzakach. Francis przejechal przez mala wioske. Skrecil mile lub dwie dalej i znalazl sie na stromej drozce, ktora prowadzila do starego, na wpol drewnianego domku, stojacego samotnie nad bystra rzeka; budynek ten mogl byc kiedys domkiem rybackim. Na ganku palilo sie swiatlo. Francis otworzyl drzwi i Josephine wysiadla. Schylil sie aby zabrac walizke z tylnego siedzenia. Wreczyl ja Josephine.
1
-O ktorej jutro, madame?-Moze byc dziewiata?
-Bede o dziewiatej. Dobranoc, madame.
-Dobranoc, Francis.
Gdy samochod odjechal, Josephine odwrocila sie i weszla do domu, pochylajac sie w niskich drzwiach. Wewnatrz bylo cieplo. Podloge pokrywal gruby dywan koloru glebokiej czerwieni, delikatne swiatlo lampy rozjasnialo sien umeblowana starymi drewnianymi meblami, pokrytymi patyna wieku. Nic sie tu' nie zmienilo.
Jedna ze sluzacych przechodzila wlasnie przez hol - mloda dziewczyna w dlugiej, czarnej sukni i bialym fartuszku. Ujrzala Josephine i podeszla do niej.
-Dobry wieczor, madame.
-Dobry wieczor - odpowiedziala Josephine. Nie znala tej dziewczyny. Polozyla walizeczke na podlodze obok stolu, na ktorym lezala ksiega, i rozpiela zakiet. Zdjela apaszke i zaczela rozpinac bluzke. Sluzaca obserwowala ja bez slowa. Josephine odpiela trzy guziki i w cieplym powietrzu uniosl sie zapach Chanel Surtout. Pod bluzka jedwabny, golebioszary stanik podtrzymywal jej obfity biust. Pomiedzy piersiami znajdowal sie maly, dyskretny tatuaz wyobrazajacy karnawalowa maske -czarne domino. Elegancki wzor sugerowal wesolosc, arlekina, Wenecje - jednym slowem bal maskowy. Bylo w tym jeszcze cos, jakby odrobina zlowieszczosci, aluzyjny slad tajemnicy sugerujacej nieokreslone zbrodnie dokonywane w mrokach nocy.
Nawet jesli ktoras z tych mysli zaswitala w glowie sluzacej, jej mloda, niewinna twarz nie ukazala tego.
-Dziekuje, madame - powiedziala. - Czy zechcialaby pani poczekac tu chwile, a ja w tym
czasie sprowadze gospodynie.
Josephine czekala, zapinajac bluzke. Patrzyla na obraz zawieszony nad stolikiem - stary mysliwski sztych w orzechowej ramie. Nic nie zmienilo sie tu, w Estwych. Sluzaca wrocila do holu prowadzac za soba zaaferowana gospodynie. Byla to niska, lekko otyla ale elegancka kobieta, wystrojona w swa ulubiona szykowna sukienke z diamentowa broszka. Gdy ujrzala Josephine, poslala jej promienny usmiech i uscisnela obie dlonie z radoscia i satysfakcja.
-Milo pania widziec, pani Morrow - powiedziala. - Zaniedbywala nas pani ostatnio. Minely juz miesiace od czasu, gdy byla tu pani poprzednim razem - dodala z wymowka,
-Tak, Annabello, obawiam sie, ze masz racje - przyznala Josephine. - Jestem ostatnio bardzo zajety. Ale wynagrodze to sobie dzisiejszego wieczoru.
-Jestem pewna, ze tak bedzie - powiedziala Annabella. Odwrocila sie w strone stolu i zajrzala do ksiegi.
-Zobaczymy. Przeznaczylam dla ciebie pokoj numer 3. To byl zawsze twoj ulubiony pokoj, prawda?
-To byl moj pierwszy pokoj - powiedziala Josephine - gdy przybylam do Estwych, nie znajac nikogo ani niczego.
-Ach - powiedziala Annabella - poznym wieczorem zjawi sie tu kilku przyjezdnych. Jeden z nich nie byl tu nigdy przedtem. Josephine usmiechnela sie.
-Czy chcesz, zebym sie nim zaopiekowala?
-To swietny pomysl. O ile nie bedziesz zbyt zmeczona.
-To sie okaze - powiedziala Josephine.
-Zobaczymy, jak bedziesz sie czula pozniej - zauwazyla Annabella. - Jadlas juz, czy mam ci cos przyslac? Josephine przeciagnela sie i pogladzila dlonia tyl szyi.
-Nie, Annabello - powiedziala. - Dziekuje. Chce zaczac natychmiast.
2
-W porzadku - odrzekla Annabella.Wziela niewielki, czarny olowek i postawila znaczek w ksiedze. Nie poprosila Josephine o podpis. Nastepnie otworzyla szuflade i wyjela klucz przymocowany do czarnego kolka. Dala znak sluzacej. Josephine wziela klucz, etykietka zadzwieczala lagodnie ojej sygnet Na etykietce wygrawerowano emblemat maski domina, taki sam jak ten, wytatuowany pomiedzy jej piersiami. Sluzaca podniosla walizeczke.
-Czy zechce pani pojsc za mna, madame? - zapytala.
Razem weszly na gore. Minely zawieszone na polpietrze bryzowe obrazki. Na pietrze znajdowalo sie kilkoro drzwi, wszystkie zamkniete. Pokoje oznakowano nieduzymi, miedzianymi numerkami. W domu panowala cisza. Josephine otworzyla drzwi do pokoju z numerem trzecim i weszla. Sluzaca postepowala za nia, niosac walizke. Pomimo przycmionego swiatla wpadajacego z korytarza, pokoj pograzony byl w ciemnosci. Sluzaca siegnela do kontaktu.
-Nie zapalaj - powiedziala Josephine. Sluzaca cofnela reke. Josephine stala w cieniu.
-Poloz walizke na lozku - powiedziala.
Sluzaca wykonala polecenie.
-Otworz ja-rozkazala Josephine.
Odpiela zatrzaski i uniosla wieczko. Swiatlo z korytarza pozwolilo jej zobaczyc, co znajduje sie w srodku. Sluzaca nie okazala zywszej reakcji niz wtedy, gdy Josephine pokazala jej tatuaz miedzy piersiami.
-Chodz tutaj - powiedziala Josephine. Dziewczyna podeszla w jej kierunku. - Blizej. Wykonala polecenie. Stala oddalona o stope od Josephine i spogladala na nia w ciemnosci.
-Jak sie nazywasz? - spytala Josephine. - Lucy, madame.
-Lucy - powtorzyla Josephine.
-Wyciagnela reke i polozyla ja na karku dziewczyny, sciskajac skore szyi.
-Czy jestes dobrze wyszkolona, Lucy? - spytala niedbale. Dziewczyna ani drgnela.
-Mam nadzieje, ze potrafie pania zadowolic, madame - powiedziala cicho. Josephine przyjrzala sie jej.
-Ja rowniez mam taka nadzieje - powiedziala. Zwolnila uscisk i cofnela sie, splatajac ramiona.
-Podnies spodnice - zazadala.
Sluzaca bez wahania siegnela pod fartuszek i obiema rekami uniosla dluga, czarna spodnice, odslaniajac warstwe halek.
-Halki rowniez - powiedziala Josephine.
Unoszac halki, sluzaca odslonila nogi. Byly krotkie i tluste. W mroku pokoju, pomiedzy bialymi majtkami i krawedzia czarnych ponczoch, przytrzymywanych elastycznymi podwiazkami, zamigotaly jasne odcinki nagich ud. Podwiazki byly tak obcisle, ze wpijaly sie w cialo. Dziewczyna stala bez ruchu, dajac sie ogladac Josephine.
-Obroc sie - rozkazala Josephine.
Dziewczyna odwrocila sie. Bez zadnych dalszych instrukcji podniosla tyl sukienki, zbierajac ja w talii. Majtki miala staromodne, o luznym kroju, z guzikami z boku.
-Pokaz tylek - zazadala Josephine.
Sluzaca siegnela reka w dol i rozpiela guziki. Pola materialu odchylila sie. Blade posladki zaswiecily niewyraznie w ciemnosci. Josephine podeszla z tylu. Lewa dlon polozyla na ramieniu Lucy, a prawa dotknela miekko posladka dziewczyny. Jej cialo bylo cieple i delikatne.
-Jestes dobrze przeszkolona, Lucy - stwierdzila Josephine cicho.
3
Dziewczyna nieznacznie pochylila glowe i odwrocila sie aby spojrzec na stojaca za nia kobiete z lekkim, pelnym zadowolenia usmiechem.Josephine uniosla lewa reke i przeciagnela zgietym palcem po policzku dziewczyny, by nastepnie powtorzyc pieszczote znacznie nizej.
-Ubierz sie - powiedziala.
-Czy to wszystko, madame? - spytala sluzaca. Mimowolnie zerknela w strone lozka i lezacej na nim otwartej walizki.
-Tak, dziekuje, Lucy - powiedziala Josephine.
Stala i przygladala sie, jak dziewczyna zapina majtki, poprawia na sobie halki i spodnice, wygladza fartuszek. Dziewczyna przeciagnela dlonia po wlosach aby upewnic sie, czy czepek znajduje sie na wlasciwym miejscu, dygnela opuszczajac pokoj. Sprawiala wrazenie, ze sie spieszy, jakby spodziewala sie, ze Josephine zmieni zamiar i przywola ja ponownie. Josephine usmiechnela sie. Zamknela drzwi i wlaczyla swiatlo. Rozejrzala sie dookola. Nie po raz pierwszy dano jej pokoj numer 3. Wygladal tak, jak go zapamietala: obszerny, z niskim sufitem, z podwojnym lozkiem, nocnym stolikiem, szafa i niskim fotelem. Wszystkie inne rzeczy, jakich gosc moglby potrzebowac, dostarczano na zyczenie w kazdej chwili. Dzwonek wisial przy kominku. Nie zapalone swiece staly na stole, na szerokim parapecie okiennym i gzymsie kominka. Zaslony byly zaciagniete. W glebi pokoju znajdowaly sie drugie drzwi, ktore prowadzily do lazienki. Josephine zamknela walizke i postawila ja na lozku, tam gdzie lezala przedtem. Rozebrala sie i poszla prosto do lazienki. Krytycznie przyjrzala sie swojemu odbiciu w lustrze. Zobaczyla blondynke sredniego wzrostu, mloda i zgrabna. Jej skora nosila jeszcze slady zlotej opalenizny, trofeum tygodniowego urlopu spedzonego na prywatnej plazy nudystow w Ewoia. Ramiona miala waskie, jej klatka piersiowa wydawala sie zbyt mala, aby utrzymac ciezar wysokich, spiczastych piersi, ktore dumnie nosila przed soba. Josephine ujela je w dlonie dotykajac delikatnie koncami kciukow brodawek, co przyprawilo ja o dreszczyk przyjemnosci. Rece zsunely sie w dol ciala, szczypiac krytycznie kciukiem i palcem wskazujacym skore bioder, glaszczac boki. Stanela profilem do lustra, aby przyjrzec sie swojemu wysokiemu, okraglemu tylkowi i naprezonym miesniom ud. Skore miala gladka, bez skaz. Ostatnio cieszyla sie dobrym zdrowiem, miala dosc pieniedzy, by kupowac rozne preparaty pielegnujace urode; ponadto spedzala trzy godziny tygodniowo na sali gimnastycznej. Stawiala sobie za cel sprowadzanie tam niektorych klientow. Umowa, zrecznie zawiera-na w sali konferencyjnej, mogla byc czasem skutecznie przy pieczetowana w stroju gimnastycznym, wsrod potu i znoju fizycznych cwiczen... Josephine wziela goracy prysznic. Gdy skonczyla, wytarla sie i owinela obszernym kapielowym recznikiem. Wrocila do sypialni.
Pokoj byl ciemny. Ktos wylaczyl swiatlo. Josephine ledwo mogla rozroznic zarysy mebli. Pamietala, ze byl drugi kontakt, sznur znajdowal sie u wezglowia lozka. Zrobila krok w tym kierunku...
Podszedl do niej z tylu i polozyl rece na ramionach. Zatrzymala sie, walczac przez chwile z wlasna przekora.
-Nie odwracaj sie - powiedzial. Jego glos byl cieply i przyjemny.
Josephine stala chwile w milczeniu, szybko oddychajac, zwrocona w kierunku sciany
pograzonej w ciemnosci.
Wsunal cos do jej dloni: male, twarde, prostokatne. Josephine wiedziala, co to jest. Scisnela przedmiot mocno palcami. Rece goscia przesunely sie w kierunku jej gardla i twarzy; obmacywal ja delikatnie, jakby byl slepcem probujacym ja rozpoznac. Czula przez recznik dotyk jego dloni. Rozluznila zwoj materialu. Sciagnal go z jej ciala i odrzucil na bok. Uslyszala miekki szelest, gdy zetknal sie z podloga. Rece goscia dotykaly i sciskaly jej biust, po czym wedrowaly pieszczotliwie w kierunku brzucha. Przysunal sie do niej blizej. Lewa reke zaglebil pomiedzy jej uda, dotknal pachwiny delikatnie pocierajac,
4
podczas gdy prawa dlon piescila posladek. Josephine zaczerpnela powietrza. Pochylila sie w przod, poddajac sie jego penetracji. Nagle odsunal sie od niej. Stala niezdecydowana pragnac sie odwrocic ale pamietala, ze zabronil jej tego. Wydawalo sie jej, ze stoi tak bardzo dlugo.Zlapala sie na tym, ze wyteza sluch aby uslyszec jego oddech. Ale nie slyszala nic. Byla ciekawa, kim jest Wiedziala, ze to nie ma i nie bedzie mialo znaczenia. Jednak nie mogla pohamowac swojej ciekawosci. Wlasnie wtedy powiedzial:
-Zapal swiece.
Josephine podeszla do kominka. Spojrzala na to, co trzymala w dloni - na przedmiot, ktory on tam umiescil. To byl element gry, kamyczek domina. Polozyla go na kominku, wziela lezace tam zapalki i przeszla wokol pokoju zapalajac swiece. On caly czas kroczyl za nia, trzymajac sie tuz za jej plecami. Minela wilgotny recznik lezacy na podlodze, ale nie zatrzymala sie, aby go podniesc. Nawet na niego nie spojrzala, cala uwage poswiecajac zapalanym przez siebie swiecom. Czula, ze pozostawia za soba slad swiatla, ze kazda swieczka ktora zapala, obnaza ja coraz bardziej; czula utkwiony w niej wzrok. Czy ja podziwial? Czy pobudzal go jej widok? Czy jest zaborczy czy ulegly, jak sluzacy w jej pracy? A moze nia gardzi? Czy znal ja wczesniej i odczul odraze do jej osoby za to, ze wrocila tu znowu? Czy pogardzal nia za to, ze trafila na niego ponownie, kimkolwiek byl?
Zadna z tych rzeczy rowniez nie miala znaczenia. Josephine uswiadomila sobie, ze jest zdenerwowana. Byla tu dawno temu. Odzwyczaila sie od dotyku, zbyt przyzwyczajona do metod stosowanych w swiecie biznesu, konsultacji, negocjacji, demonstrowania przewagi nad kolegami i konkurentami, poszukiwania wplywow i korzysci. Tutaj, w Estwych, niepotrzebne byly opinie ani decyzje. Gdy przypomniala sobie o tym, odprezyla sie. Splynal na nia dlugo oczekiwany spokoj. Zapalila ostatnia swiece.
-Obroc sie - powiedzial. - Pozwol mi cie zobaczyc.
Odwrocila sie.
Ujrzala go na wpol lezacego na lozku. Byl smaglym mlodym mezczyzna, w przyzwoitym, ciemnym lub ciemnoszarym garniturze. Nie byl zadnym z tych facetow, z ktorymi miala poprzednio do czynienia tu, w Estwych. Jego uroda byla trudna do okreslenia. "Wschodnioeuropejska"- pomyslala.
Marynarke mial rozpieta. Rece zlozyl pieszczotliwym gestem na zoladku. Zloty sygnet na palcu odbijal swiatlo swiec. Dlonie mial waskie. Josephine ciagle czula miejsca, ktorych dotykal. Jego taksujacy wzrok takze spoczywal na tych miejscach. Czula jego oczy na swym biuscie, szczegolnie na tatuazu miedzy piersiami. Zobaczyla, ze walizka lezy u jego stop, otwarta, a rzeczy znajdujace sie w niej, w nieladzie. Musial w nich szperac. Nie byl to ten rodzaj przedmiotow, ktorych mozna by sie spodziewac w walizce zamoznej kobiety interesu.
-Ubierz sie teraz - powiedzial. Josephine byla zaskoczona.
-Ubrac sie? Uniosl brwi.
-Poddajesz to w watpliwosc?
-Nie - powiedziala szybko Josephine. - Oczywiscie, ze nie. Wskazal na walizke.
-Ponczochy - powiedzial - beda odpowiednie. I buty.
-Oczywiscie - odrzekla Josephine.
-Nie ma potrzeby o tym mowic - powiedzial do niej.
-Przepraszam - odpowiedziala automatycznie.
-Ani przepraszac - powiedzial. - Twoja skrucha jest pewna. Mozesz zblizyc sie do lozka. Josephine spuscila wzrok i podeszla do lozka. Po omacku zlustrowala walizke, znalazla pas od podwiazek - ten czarny, ozdobiony mnostwem drobnych koronek - i zalozyla go na biodra. Znalazla ponczochy, rowniez czarne, swieza paczke. Zdjela celofan. Wyjela kazda ponczoche oddzielnie, zrolowala w dloniach przed nalozeniem i naciagnela przypinajac je do podwiazek.
5
Kolejno stawiala stopy na lozku, wygladzajac ponczochy na nogach i prostujac szwy. Czula, ze mezczyzna ja obserwuje. Ona na niego nie patrzyla. Buty byly lsniaco czarne, a obcasy na tyle wyzsze, ze nie moglaby ich ubrac na zadna inna okazje. Wlozyla je i stanela przed nim. Oczy wciaz miala spuszczone.-Jeszcze jedna rzecz - powiedzial. Pogrzebala w walizce i znalazla ja.
-Przynies to tutaj - rozkazal.
Ujela to w obie dlonie i podala nie patrzac mu w twarz. Byl to kolnierzyk z czarnej, miekkiej skorki. Wzial go z jej rak.
-Ukleknij - powiedzial, a gdy wykonala polecenie, zalozyl go jej na szyje. Pozostawil ja przez chwile w tej pozycji, aby rozkoszowac sie calkowitym podporzadkowaniem. Ktos inny na jego miejscu piescilby jej glowe, gdy tak przed nim kleczala. Ale nie on. Nawet jej nie dotknal.
-A teraz wstan - powiedzial. - Twarza do sciany, Josephine podeszla do szafy i stanela w rogu, czujac swoje
wywyzszenie w tych niezwyklych butach. Wpatrujac sie w sciane, zlaczyla palce i splotla rece na glowie. Slyszala jego kroki za soba i cichy glos, tuz przy uchu:
-Zlacz rece z tylu.
Usluchala go i poczula dotyk zimnego metalu, gdy zakladal jej kajdanki, wpierw wokol jej lewego, a nastepnie prawego nadgarstka. Jeszcze raz pogladzil jej nagie posladki, po czym zostawil ja. Uslyszala, jak wracal do lozka: ciche skrzypniecie sprezyn, gdy sie na nim kladl.
-Widze, ze dawno nie mialas z tym do czynienia - powiedzial. Josephine nie odpowiedziala.
-Dlaczego znalazlas sie tutaj? - zapytal. Wargi Josephine byly suche. Oblizala je ukradkiem.
-Mozesz odpowiedziec - powiedzial glosem, w ktorym czulo sie rezerwe.
-Jestem tu, aby sluchac - odpowiedziala Josephine przez zacisniete gardlo.
-Posluszenstwo - powiedzial. - W Estwych posluszenstwo jest obowiazkiem. Czyzbys o tym zapomniala?
-Nie bylam do tej pory posluszna nikomu, tylko sobie samej - odparla Josephine.
-Istotnie? - zadrwil. - Co w takim razie powinienem z toba zrobic? Mowil to rozkapryszonym tonem i z charakterystycznym dla przesmiewcow akcentem. Josephine wziela gleboki oddech.
-Oczekuje kary - powiedziala.
-Karcacego potraktowania - powiedzial. - Czy mam sie tym zajac? Josephine uswiadomila sobie, ze wpatruje sie tepo w sciane. Zamknela oczy.
-Tak, sir - powiedziala. - Tak, mistrzu.
-Mozesz mnie o to poprosic - powiedzial.
Josephine czula, jakby podloga pod nia sie rozstapila. Chciala ugiac nogi w kolanach, ale wiedziala, ze nie ma przyzwolenia.
-Mistrzu - powiedziala. - Bylam nieposluszna i samowolna i prosze o ukaranie mnie. Gdy tylko wypowiedziala te slowa, poczula sie lepiej i pewniej. Otworzyla oczy. Wciaz stala przed sciana, z rekami na plecach, ale z wieksza pewnoscia siebie.
-Jaki stopien dyscypliny bylby dla ciebie odpowiedni? - zapytal. Ponownie zamknela oczy.
-Surowy - odpowiedziala, a jej glos w tym momencie byl na granicy szeptu.
-Surowa dyscyplina - powtorzyl zrownowazonym tonem. - W porzadku, cala noc przed nami. Josephine nie powiedziala ani slowa. W pokoju bylo cieplo. Nie drzala. Czekala. Znikad nie dobiegal zaden dzwiek. Dom sprawial wrazenie wyludnionego. Po chwili uslyszala jego
6
obecnosc. Spiela sie mimowolnie, ale on nie podszedl do niej. Uslyszala dzwiek przypominajacy pisk bobrow. Widocznie przesuwal jakis mebel.-Obroc sie teraz - powiedzial. Odwrocila sie. Przesunal fotel w puste miejsce pomiedzy lozkiem i kominkiem.
-Podejdz tu - rozkazal. Wyprowadzil ja z rogu i ustawil za oparciem fotela.
-Pochyl sie nad porecza.
Josephine przechylila sie przez oparcie fotela na tyle, jak pozwalaly na to rece skute na plecach. Stracila rownowage - jej glowa znalazla sie na poduszce fotela a tylek w powietrzu. Ramiona miala niezgrabnie wykrecona plecach. Obrocila glowe w jedna strone, tak ze policzek dotknal obicia. Material byl szorstki, smierdzial kurzem i wiekiem. Jednym okiem mogla dostrzec noge od lozka, rog swojej walizki i drzwi prowadzace do sypialni. Wydawalo jej sie, ze sie poruszyl, ale nie wiedziala w ktorym kierunku. Czekala, aby poczuc jego dotyk. Wtedy uslyszala go, gdzies przy kominku. Dotarl do niej niesmialy dzwiek skrzypiacego dzwonka. Minela minuta lub dwie. Rozleglo sie pukanie do drzwi.
-Prosze - powiedzial wyraznie,
Drzwi otworzyly sie i weszla sluzaca. To byla Lucy, ta sama Lucy, ktora niecala godzine temu tu, w tym pokoju, obnazala swoj tylek na zyczenie Josephine. Teraz Lucy przyjrzala sie Josephine, polnagiej, przewieszonej przez porecz krzesla. Jej twarz nie zdradzala zadnego szczegolnego uczucia. Patrzyla ponad nia.
-Tak, sir? - powiedziala.
-Przynies mi koniak, Lucy, prosze.
-Tak, sir - powiedziala Lucy. - A dla pani?
Nastapila przerwa. Katem oka Josephine ujrzala go przy lozku, przegladajacego zawartosc jej walizki Slyszala brzek metalu i cichutki szelest skory.
-Dla pani nic - powiedzial.
-Dziekuje, sir - powiedziala Lucy i wyszla.
Stal chwile kolo drzwi, potem okrazyl Josephine i podszedl do niej od tylu. Dotknal ja tak, jak ona sama dotykala Lucy, sluzaca, gladzac rekami jej tylek, oblosci i szczeliny. Macajac cialo, czul ciezar posladkow i napiecie skory. Pomiedzy udami natrafil na wilgotna falde, zanurzyl palce i pozwolil im tam baraszkowac przez moment.
Nastepnie okrazyl krzeslo i stanal z przodu tak, by mogla go widziec. Kucnal przed nia, podciagajac nogawki spodni. Uniosl reke i zaczal piescic jej wlosy. Josephine czula, ze drzy z oczekiwania.
-Chcesz knebel? - zapytal ja. - Czy wolisz krzyczec?
ROZDZIAL l
Od czasu rozwodu Josephine pracowala w ministerstwie. Byla to odpowiedzialna praca, na srednim stanowisku kierowniczym, ale odrobine nudna. Widoki na przyszlosc nie byly wielkie, chocby dlatego, ze nie mogla znalezc dostatecznej motywacji do piecia sie po szczeblach kariery. Placa byla w porzadku, choc nic nadzwyczajnego, W zyciu Josephine nie bylo niczego, co mozna by uznac za specjalne, czy nadzwyczajne. Nie moglaby nawet powiedziec, ze ma problemy: Trzeba przyznac, ze byla dosc bystra by wiedziec, iz kiedys zjawi sie ktos w jej zyciu, niezaleznie, czy byl przedtem czy nie. Malzenstwo z Larrym nauczylo ja tego. Larry uznal, ze maja problemy, wiec mieli. Matkowala mu w czasie kryzysu tak dlugo, jak mogla wytrzymac; potem odeszla i nie ogladala sie wiecej za siebie. Uswiadomila sobie, na poczatku z poczuciem winy, pozniej juz z duma, ze woli samodzielne zycie. Wpierw skierowala cala energie na znalezienie pracy, nastepnie calkiem jej sie
7
poswiecila. Bylo to tak, jakby zyla na obcej planecie, calkiem sama. Tracila cierpliwosc z powodu drobiazgow, wtedy siedziala cale popoludnie wygladajac przez okno, podczas gdy na jej biurku pietrzyl sie stos rzeczy, ktore powinny byc gotowe poprzedniego dnia. Mysli jej bladzily, podsuwajac rozmaite obrazy. W chwilach przebudzenia uznawala je za niewiarygodne fantazje; jednak fantazje te trwaly calymi dniami i wowczas uwazala je zaprawde. Byla przekonana, ze jeden z ksiegowych obrabowywal banki a jego podobizny ogladala na pierwszej stronie "Evening Standard".Odgradzala sie od tych mysli dopiero wtedy, gdy lapala sie na tym, ze idzie za nim po pracy i probuje obmyslac sposoby pojmania go i doprowadzenia na posterunek policji. Kilkakrotnie PO powrocie do domu tyla pewna, ze ktos znajdowal sie w mieszkaniu podczas jej nieobecnosci - ktos bardzo inteligentny, kto nie pozostawil nawet jednego sladu swojej bytnosci.
Znowu zaczela sie masturbowac.
Ale tym razem bylo jakos inaczej, przestala odczuwac poczucie winy z tego powodu. Zawsze zakladala, ze jest to cos, z czego sie wyrasta, tak jak z przywiazania do ulubionych miejsc. Robi sie to do czasu podjecia normalnego wspolzycia, a wowczas odpowiedzialnosc za swoje orgazmy sklada sie na rece partnera. Ale po Lanym, przez dlugi czas nie miala ochoty na kogos nowego i ku wlasnemu zdziwieniu, zaczela wchodzic w to znowu i znowu, tak jakby nigdy tego nie zaprzestala. Az wreszcie, gdy nauczyla sie w ten sposob relaksowac i czerpac z tego przyjemnosc, odkryla, ze jest to lepsze niz wszystko co kiedykolwiek robila z Lanym. Oddawala sie temu wszedzie: pod prysznicem, w salonie, w kuchni, pilnujac sie, aby sie w tym calkiem nie zatracic. Czasem zaczynala bezwiednie, budzac sie w srodku nocy z dzikiego, powiklanego snu, bez tchu, jakby po wyscigu ze smiercia. W cichej i ciemnej sypialni odczuwala nagle wielka samotnosc i pustke. W poszukiwaniu otuchy reka zeslizgiwala jej sie w dol, miedzy nogi i ku swojemu zdziwieniu odkrywala, ze jest ciepla i wilgotna, a jej wargi nabrzmiale i ustepliwe, jakby fantom kochanka tuz przed chwila wyslizgnal sie z poscieli. Dwoma wilgotnymi palcami przymilala sie drzacemu wezlowi swojej lechtaczki az do pelnego przebudzenia; dyszac i sapiac wyginala sie w luk, tak ze jedynymi czesciami ciala, dla ktorych istnialo podparcie, byly piety i. czubek glowy. Jej uda wyginaly sie w kablak, a ona sama odczuwala slodycz rozchodzaca sie od piersi i brzucha. Czasem wydawala potezny okrzyk - bardziej desperacji niz triumfu.
Nic nie goscilo w jej umysle gdy tak rozpracowywala swe cialo az do szczytu szalenstwa: ani wyobrazenia mezczyzn, ani przyjemne fantazje dotyczace nabrzmialych, pulsujacych czlonkow, czy tez mocno umiesnionych posladkow. Byla tylko Josephine i jej palce -pracujace, pracujace...
Byla pelna niecheci, gdy przychodzilo jej spojrzec na jakiegos mezczyzne. Ciagle nie bylo nikogo, na mysl o kim bylaby szczegolnie podekscytowana ani w biurze, ani w metrze, ani na ulicy. Mezczyzni zwracali na nia uwage, zawsze tak bylo. Miala atrakcyjna figure, wiedziala o tym, pelny i jedrny biust, okragly tylek. Nigdy nie jadla na tyle duzo, by chociaz odrobina tluszczu odlozyla jej sie w talii. Mezczyzni ogladali sie za nia, zwracajac na nia uwage i szukajac zainteresowania z jej strony. Ale jakos nie chciala zawracac sobie tym glowy. Sprawiala wrazenie, ze nie ma dla nich cierpliwosci, chociaz z natury byla cierpliwa. Potrafila wykazac zdumiewajaca wprost cierpliwosc, szczegolnie, gdy osiagnela to, co chciala. Wiedziala, ze chce czegos teraz. Ale nie miala najmniejszego pojecia, czego. Czego chca inne kobiety, poza romansami i awansami? Dzieci? Josephine skrzywila sie na te mysl. Posiadac cos malego, mokrego i bezradnego, rosnacego w tobie, cos co bedzie zadalo calej twojej uwagi i zrujnuje twoja niezaleznosc - nie, dzieki. Cos prostego? Wakacje. Dwa tygodnie w Hiszpanii lub odpoczynek na odludziu, w Szkocji. To nie brzmi zbyt necaco. Nie pragnela relaksu, ale nie chciala tez zajac sie niczym nowym. Nie bylo nikogo, czyjego towarzystwa by pragnela. Nie mogla rowniez zniesc mysli o podjeciu jakis dzialan na wlasna
8
reke. Do kogo mogla pojsc w odwiedziny? Do nikogo. Czytala kobiece pisma, szukajacjakiegos tropu, ale zadne z nich nie przyciagnelo jej uwagi. Czlonkowie rodziny krolewskiej,
jak przyrzadzic pasztet, procesy dotyczace utrzymania malzenstwa z alkoholikiem, mydlo,
gwiazdy - coz to mialo z nia t wspolnego? Nie mogla odnalezc sie nawet w modzie czy
artykulach dotyczacych zarzadzania. Wszystkie te wspolczesne komety zajmowaly sie
tworzeniem szykownego i wyidealizowanego wizerunku.
Bylo faktem, ze Josephine zgubila droge. Czytala o kryzysach ludzkich, pojawiajacych sie w
polowie zycia, ale to jej nie f dotyczylo, przekroczyla ledwie trzydziestke. Moze potrzeba jej
bylo wyzwania. Szybowanie po niebie. Wielkie polowanie. Po-l moc glodujacej Etiopii.
Westchnela i wyjrzala przez okno. W Marylebone byl lipiec r lalo bez przerwy. Ludzie
ukryci pod parasolami pedzili na lunch. Spojrzala na zegarek. Ranek minal, a ona nie
skonczyla nawet petycji, ktora powinna byla napisac. Znowu musiala zazadac przyniesienia
kanapek.
Telefon do doktor Shepard nie byl ostatnia deska ratunku, ale na pewno wolaniem o pomoc.
Byla u niej dwa lub trzy razy w ciagu ostatnich lat, zazwyczaj gdy chodzilo o porade
ginekologiczna, gdyz nie chciala udac sie do swojego lekarza ogolnego, nadasanego, starego
mezczyzny z niezrozumialym akcentem. Dr Shepard byla znajoma jej matki. Pewnego dnia
niespodziewanie zadzwonila do Josephine. Bylo to krotko po jej wesele.
-Jesli bede mogla cos dla ciebie zrobic, daj mi znad - powiedziala. - Jestem w poblizu. Chod nie bylo to powiedziane jasno, Josephine wiedziala, ze matka prosila dr Shepard, aby miala na nia oko. W istocie rzadko rozmawiala z matka o dr Shepard. Nie byla pewna skad sie znaly. Przyjazd z czasu wojny, jak przypuszczala Josephine, badz z lat szkolnych. Dr Shepard miala prywatna praktyke. Gdy Josephine zatelefonowala, okazalo sie, ze w miedzyczasie przeszla na emeryture.
-Ale nie martw sie tym - powiedziala jej lekarka. - Musisz odwiedzic mnie w domu. Przyjdz na obiad.
Nie pozwolila Josephine przerwac rozmowy bez umowienia sie na konkretny dzien. Dr Shepard byla energiczna, zyczliwa kobieta, ktorej wiek mozna bylo ocenic rownie dobrze na lat piecdziesiat, jak tez siedemdziesiat Mieszkala w olbrzymim, odosobnionym domu w Hampstead, otoczonym czeresniowymi drzewkami.
Drzwi otworzyla inna kobieta: niska, lekko otyla, pare lat mlodsza od dr Shepard. Nie uznala za stosowne przedstawic sie - gospodyni, jak przypuszczala Josephine. Bylo jasne, ze dr Shepard zyje sama, jako wdowa lub osoba niezamezna.
"Raczej niezamezna" - pomyslala sobie Josephine. Dr Shepard byla wystarczajaco silna osoba, by moc dokonac takiego wyboru.
To byl przesliczny dom. Zbudowany w latach trzydziestych, ale odnawiany pozniej; wlozono w niego wystarczajaco duzo pieniedzy i smaku, aby dawal poczucie komfortu. Nic nie zostalo unowoczesnione, jednak wszystko bylo w doskonalym stanie. Bog raczy wiedziec, jaki jest koszt jego utrzymania.
Gospodyni podala wysmienita kolacje: cielecine z morelami oraz doskonaly budyn. Sama nie jadla z nimi.
-Bede wscibska - powiedziala dr Shepard - i zapytam sie, jak sobie radzisz? Jak wyglada zycie pracujacej dziewczyny w obecnych czasach?
-Jak wiele z tego dotrze do mojej mamy? - spytala Josephine z lekkim usmiechem. Dr Shepard westchnela i uniosla dlon, jakby skladala przysiege Hipokratesa.
-Calkowita dyskrecja. Byc moze jestem wscibska, ale na pewno nie jestem plotkara. Nagle Josephine zauwazyla, ze mowi jej wiecej niz zamierzala, tej kobiecie, ktora ledwie znala. Opowiadala, jak to z jednej strony wszystko swietnie sie uklada, a z drugiej sypie.
9
-Czuje sie, jakbym gdzies utknela - powiedziala przy kawie i kieliszku Cointreau. - W jakims zaulku. Nie moge powiedziec, zebym nie lubila swojej pracy, zycia czy wszystkiego. To jest po prostu tak, ze mi czegos brakuje, a ja nie wiem czego.-A co z seksem? - spytala dr Shepard.
Olbrzymia otwartosc, z jaka zadawala pytania sprawila, ze Josephine rowniez chciala byd z nia szczera. Potrzasnela glowa i wpatrzyla sie w swoj kieliszek likieru.
-Od dawna nic - powiedziala. - Dokladniej od rozwodu.
-Ale przeciez musialas miec jakies propozycje - bez oslonek powiedziala dr Shepard. - Taka soczysta, mloda kobieta jak ty. Josephine wzruszyla ramionami. Spojrzala dr Shepard w oczy.
-Czy to bedzie mialo jakis sens - odezwala sie - jesli powiem, ze mialam rozne propozycje, ale w tej chwili nie pamietam nawet od kogo? Dr Shepard dociekala:
-Utrata zainteresowania mezczyznami, czy tak?
-W istocie - powiedziala - chwilowo.
-To naturalne - odparla dr Shepard polglosem.
-Nie wiem - kontynuowala Josephine. - Mysle, ze calkiem lubie mezczyzn, ale nie sadze, by znalazl sie taki, ktory by mi dogodzil, o! - powiedziala, smiejac sie z zaklopotaniem. Dr Shepard nie zwrocila uwagi na jej zazenowanie.
-Mam na mysli, ze do tej pory nie spotkalam nikogo takiego - powiedziala Josephine - a przeciez nie moge zawracac sobie glowy ciaglym szukaniem. Z drugiej strony, jesli ten wlasciwy rzucimy sie do moich stop, nie jestem pewna, czy zdolalabym to zauwazyc. Wydaje mi sie zawsze, ze mysle o czyms innym -powiedziala.
-No tak, to moze byc-zbyt wysokie cisnienie, niedobor zelaza, badz cos w tym stylu -powiedziala dr Shepard. - Czy odzywiasz sie prawidlowo?
Josephine wzruszyla ramionami. Poprzedniego wieczoru ograniczyla sie do przyniesienia posilku z chinskiej restauracji. Nawet zamierzala cos ugotowac, ale poszla do kuchni, gdzie musnela w przelocie biustem lodowke i to ja sprowokowalo. Zamiast gotowac, stala tam w ciemniejacym pomieszczeniu, z zadarta spodnica, palce bladzily wokol ud, nagi tylek uderzal miekko o lodowke, a ona sapala i parla naprzod, dazac do osiagniecia serii szczytow. Czy powinna opowiedziec o tym dr Shepard? Lepiej nie. Dr Shepard nadal do niej mowila:
-Kiedy bylas ostatnio na kontroli? Dawno? Czy chcesz, zebym rzucila okiem na ciebie?
-Prosze, o ile nie bedzie to zbyt duzy klopot. Dr Shepard skonczyla kawe i wstala z krzesla.
-Zostajesz na noc, prawda? - powiedziala, jakby to bylo wczesniej ustalone.
-Och - powiedziala Josephine - mysle, ze... Dr Shepard przerwala jej.
-Lozko jest przygotowane, a rano latwo ci bedzie sie stad wydostac. Jestem pewna, ze okazesz sie spiochem, chociaz ja zazwyczaj w lecie nie mam problemow ze wstawaniem. - Nie czekajac na odpowiedz, kontynuowala: - Chyba nie chce ci sie teraz wychodzic i szukac taksowki o tej porze.
-W porzadku - powiedziala Josephine. - Zostane. Dziekuje.
-Chodz, pokaze ci, gdzie bedziesz spala.
Zaprowadzila Josephine do pokoju na gorze, w ktorym znajdowalo sie zelazne lozko, ohydna dekoracja skladajaca sie z piecdziesieciu roz, olbrzymi fotel, podwojna, slicznie polyskujaca szafa w kolorze orzecha i niezbyt wiele miejsca na cokolwiek innego.
-Badz tak uprzejma, rozbierz sie i wskocz do lozka - powiedziala lekarka i zasunela kotary. - Wroce i zbadam cie, tylko musze przyniesc walizeczke z narzedziami. Uderzyla piescia w materac zagradzajacy jej droge.
-Ten rupiec jest w rzeczywistosci bardzo wygodny, wierz lub nie - powiedziala i pozostawila Josephine sama. Josephine zsunela zakiet i rozpiela bluzke.
10
"Jest cos dziwnego w tym, ze robi to tutaj i teraz" - pomyslala, zdejmujac spodnice i wieszajac ja z reszta ubran w szafie. Ale decyzje o badaniu podjela juz po obiedzie, po ktorym czula sie calkiem zrelaksowana i lekko pijana. Spodziewala sie, ze ^kolejnosc bedzie odwrotna - o ile w ogole o tym myslala - czyli, ze badanie nastapi wpierw, przed czescia towarzyska spotkania. Ale dr Shepard byla osoba dbajaca o wlasna wygode. "Byc moze - pomyslala Josephine leniwie, zsuwajac z nog rajstopy - to bylo powodem, ze zatrudniala gospodynie".Usiadla na lozku. Bylo raczej wygodne. Zaczela cieszyc sie, ze zbliza sie pora snu. Zastanawiala sie, czy powinna pozostac w staniku i majtkach, czy tez je zdjac. Gdy poprzednio byla badana przez dr Shepard, odbywalo sie to w starym gabinecie lekarskim w miescie. Znajdowalo sie tam wiele usluznych pielegniarek z obszernymi fartuchami, aby okryc czekajacego na badanie pacjenta. Nie trzeba bylo obnazac nawet kawalka ciala przed momentem, w ktorym dr Shepard przystepowala do badania i ubieralo sie ponownie, natychmiast po badaniu. Wszystko to wydawalo sie obecnie odrobine klopotliwe. A dr Shepard wspominala zdaje sie o spaniu nago?
Josephine zdjela stanik. Nastepnie majtki. I wtedy zrobila cos, co ja sama zaskoczylo. Uklekla w fotelu, odslonila zaslony i wyjrzala przez okno.
Ktokolwiek by spojrzal zobaczylby ja, kleczaca tam. Przy zapalonym swietle w sypialni widac ja bylo wyrazniej niz ona mogla widziec. Oczywiscie za oknem nie bylo nikogo, procz czeresniowych drzewek, poruszajacych sie niespokojnie na wietrze, ktory zerwal sie nie wiadomo kiedy, tylko dlatego, ze nie bylo nikogo na zewnatrz, mogla sobie pozwolic na ukazanie sie w oknie nago. Ale czego w takim razie szukala? Jakiegos znaku, sygnalu, ze wszystko jest na dobrej drodze? Widziala tylko swoje odbicie: twarz w ksztalcie serca i pelny, jedrny biust obnazony przed noca. Czeresniowe drzewka poruszaly w ciemnosci swoimi liscmi, a bursztynowe swiatlo latarni ulicznej falowalo na nich jak ksiezyc na wodzie. Josephine uslyszala, ze dr Shepard nadchodzi i szybko zanurkowala w posciel.
-Mozemy zaczynac. Nie jest ci zimno? Chyba nie - powiedziala dr Shepard i odkryla koldre. Jesli nawet byla zaskoczona widokiem Josephiny lezacej nago, nie okazala tego. Po prostu nalozyla sluchawki na uszy, osluchala jej piersi i przepone, poprosila o uniesienie kolan i rozwarcie nog, potem obrocila ja i osluchala plecy. Pozostawila ja w takiej pozycji minute lub dwie, podczas ktorych uciskala jej ramiona rozmasowujac napiecie, z ktorego Josephine nawet nie zdawala sobie sprawy. To bylo cudowne uczucie byc pieszczona w ten sposob. Josephine zawsze znajdowala cos lekko seksownego w dotykaniu przez bezosobowe dlonie profesjonalisty. Nawet gdy dawala sie czesac, bylo to dla niej lagodnym, zmyslowym doswiadczeniem. Masaz wykonywany przez dr Shepard byl czyms wiecej, duzo wiecej. Josephine miala nadzieje, ze lekarka bedzie kontynuowac i masowac ja po calym ciele. Ale ona nagle przestala, klepnela ja energicznie w tylek i powiedziala niskim glosem:
-Wszystko z toba w porzadku, dziewczyno.
-O, milo to slyszec w kazdym razie - powiedziala Josephine glupio i wyslizgnela sie z lozka omijajac dr Shepard, aby wziac swoje rzeczy z krzesla. Jej odwaga zniknela gdzies nagle i nie wiadomo czemu. Pomyslala, ze znowu przez moment byla bliska utraty opanowania, wymkniecia sie z rak dr Shepard do swojego prywatnego swiata, tam gdzie byla zupelnie sama i gdzie nic nie bylo calkiem takie, jak mozna sie bylo spodziewac. Za jej plecami dr Shepard szla w kierunku drzwi, jakby w odpowiedzi na pukanie, ktorego Josephine nie udalo sie uslyszec. Drzwi otworzyly sie i weszla gospodyni. Josephine podniosla pierwsza lepsza czesc garderoby, jaka byl jej stanik i absurdalnie zakryla nim biust. Byla w pelni swiadoma, ze nie ma na sobie rajstop. Obydwie kobiety slyszaly, jak chwyta gwaltownie powietrze i obie na nia patrzyly. Poczula, ze posyla im glupi, szeroki usmiech, jedyna obrone, na jaka mogla sie zdobyc. Gospodyni odwzajemnila usmiech niezwykle naturalnie.
11
Jesli Josephine myslala w tym czasie, ze dr Shepard przeprosi ja za zlekcewazenie, byla w bledzie.-Nie przejmuj sie, Josephine - to bylo wszystko co powiedziala.
-Nie ma takich rzeczy, ktorych by Annabella nie widziala. Zadnych sekretow przed Annabella. Po prostu uwazala, ze Josephine jest zaklopotana bez powodu.
-Powinnysmy znalezc dla naszej mlodej przyjaciolki jakas koszulke nocna, jak myslisz? - dr Shepard zwrocila sie do gospodyni.
-Och nie - powiedziala Josephine - nie ma potrzeby. Do tej pory nie uzywalam. A poza tym -dodala zywo - jest przeciez lato.
Mowiac to byla zajeta zakladaniem stanika, probowala go zapiac na plecach. Dr Shepard przygladala sie jej krytycznie.
-Zamierzasz ubrac sie znowu? - powiedziala tonem wyrazajacym zdziwienie.
-Och nie, przypuszczam, ze nie - powiedziala Josephine. - Ktora godzina? To musi byc jak sadze pora, gdy zwykle jestem juz w lozku.
-Dobrze - powiedziala dr Shepard cierpliwie. - Nie udamy sie do lozek jeszcze przez mala chwile. Zamierzam wziac kapiel przed pojsciem spac. Zawsze to robie. A ty, Josephine, nie chcialabys sie wykapac?
-Och tak, oczywiscie - odpowiedziala Josephine, ciagle jeszcze wytracona z rownowagi.
-W takim razie nie ma potrzeby ubierac sie znowu - powiedziala dr Shepard serdecznie. - Annabella przygotuje ci kapiel, a my tymczasem zejdziemy na dol zobaczyc, czy nie zostalo jeszcze troche Cointreau. Mozesz zejsc, tak jak stoisz.
Obie kobiety przygladaly sie jej wyczekujaco. Josephine spojrzala na nie szeroko otwartymi oczami. Przelknela sline.
-W porzadku - powiedziala.
Z rozmyslem odpiela sprzaczke stanika i zdjela go znowu. Stala przed nimi naga. Dr Shepard zwrocila sie do gospodyni:
-Annabello, dlaczego nie dasz naszej mlodej przyjaciolce kapielowego szlafroczka?
Bylo cos takiego w jej glosie, co zabrzmialo jak triumf, jakby wlasnie zdobyla nowy atut w
dlugo przebiegajacej debacie z przyjaciolka. Ale teraz, myslala Josephine, gdy dwie kobiety
wyszly i drzwi sypialni zamknely sie za nimi, dr Shepard mowila wszystko z emfaza,
rodzajem wystudiowanego niedbalstwa. Istnialo cos niejasnego, niedopowiedzianego miedzy
tymi dwiema kobietami: niby zwykle, milczace, domowe porozumienie, a jednak...
Josephine usiadla na lozku, uderzona nagla mysla.
Lesbijki. Byly lesbijkami.
"Utrata zainteresowania mezczyznami, czy tak?" - pytala ja Dr Shepard tam na dole. Na Boga, co jej odpowiedziala?
"Nie udamy sie do lozek jeszcze przez mala chwile" - mowila dr Shepard. - "Nasza mloda przyjaciolka" - tak ja nazywala, dwa razy zwrocila sie do niej w ten sposob. "Soczysta, mloda kobieta, jak ty"
Lesbijki. W porzadku. To bylo obecnie bardzo modne wsrod kobiet; feministyczny separatyzm, to wszystko. Josephine nie znala zadnych lesbijek, ani nie slyszala o zadnych w swoim otoczeniu. Kiedy byla uczennica zenskiej szkoly z internatem, docieraly do niej rozne pogloski. Czesc z nich byla prawda. Raz nawet zachowala sie nierozwaznie. Chodzilo o jedna z kolezanek: nieszczesliwa i niepopularna dziewczyne o imieniu Maria, ktora lubila sie walesac za Josephine z pokoju do pokoju. Pewnego razu, po meczu siatkowki, Josephine rozmyslnie ociagala Siew szatni, aby Maria mogla ja ogladac. Przez ciekawosc. Byla dziewica. Gdy wszystkie pozostale dziewczeta wyszly, Maria sciagnela majtki. Przygladaly sie sobie wzajemnie. Maria chciala, zeby sie onanizowaly, ale Josephine bala sie. To bylo lata temu. Bardzo dawno. Co mowi sie o lesbijkach? Zawsze jest jedna dominujaca, a druga
12
podlegla. W kazdym razie, wsrod lesbijek generacji dr Shepard. Prawdopodobnie sa razem odlat, jak stara malzenska para.
Dr Shepard w dominujacej roli; obrala swa droge, gdy przekroczyla czterdziestke. Byla
wysoka, mocno zbudowana kobieta. Stanowcza. Mowila bez oslonek, co mysli. Jej nogi
wysuwaly sie wladczo do przodu, gdy popijala malymi lykami swoje Cointreau. I Annabella,
dobra gospodyni, utrzymujaca porzadek w domu i gotujaca obiad kazdego wieczoru, zawsze
w tle; czasem widziana, nigdy nie slyszana.
Rozleglo sie pukanie do drzwi sypialni.
Josephine, siedzaca na lozku spojrzala na swoja nagosc w bezradnym oszolomieniu.
-Prosze wejsc - powiedziala.
Annabella weszla i wreczyla jej olbrzymi, pikowany szlafrok: sadzac po rozmiarze, musial byc meski.
Josephine usmiechnela sie. To byl piekny ciuszek, jeden z tych, ktore sprawiaja przyjemnosc za kazdym razem, gdy sieje naklada, chociaz w tym momencie bylaby wdzieczna za cokolwiek do ubrania.
-Dziekuje - powiedziala.
-Przygotuje ci kapiel, panienko - zaproponowala Annabella, - Uplynie troche czasu, zanim uruchomie bojler. Przyjde powiedziec, kiedy bedzie gotowa.
-Dziekuje, Annabello - odrzekla Josephine. Gospodyni wyszla.
Josephine naciagnela szlafrok i przygryzla wargi, aby powstrzymac nerwowy smiech. Luksusowa, stara tkanina doskonale ukladala sie na jej nagiej skorze. Rekawy byly o wiele za dlugie, wiec zawinela je i czekala na powrot Annabelli.
Znowu wyobrazala sobie rozne rzeczy, rozmawiala w myslach sama z soba. Lesbijki. To bylo trudne do uwierzenia. Ale prawdziwe. A ona zgodzila sie spedzic noc pod ich dachem i dala sie wciagnac w te absurdalna, poufala rozmowe o kapieli i spaniu nago. Stala tam i pozwolila im patrzec na siebie, na wszystko, co chcialy... Na co dala sie namowic?
ROZDZIAL 2
Lazienka byla olbrzymia i staromodna, na podlodze lezalo rozowe linoleum, a scianywylozono bialymi kafelkami Panowala tu nieskazitelna czystosc i pachnialo srodkami
dezynfekcyjnymi. Dzialalo to na Josephine uspokajajaco. Przypominalo jej pobyt w szpitalu,
gdy byla mala dziewczynka. Zastanawiala sie, czy zamknac drzwi, ale postanowila nie robic
tego. Coz miala wiecej do ukrycia? Zasmiala sie do siebie i chlapnela woda w olbrzymiej,
emaliowanej wannie w ksztalcie stopy. Kapiel byla gotowa. Weszla do wanny powoli
namydlila cale cialo i lezala wpatrujac sie w unoszaca sie pare. Nie mogla sobie przypomniec,
kiedy ostatnia przebywala w takim komforcie. Jej wlasne mieszkanie posiadalo tylko mala,
plastykowa wanne koloru pierwiosnkow. Zawsze uzywala prysznica, zajmowalo to dziesiec
minut. Zupelnie zapomniala, jakie to uczucie tak lezec sobie w glebokiej, goracej wodzie;
tylko lezec, na wpol unoszac sie.
Jej palce zabladzily pomiedzy namydlone uda, dotknely lechtaczki i zaczely nabierac tempa
wykonujac okrezne ruchy.
Ktos zapukal do drzwi.
Wzdrygnawszy sie, Josephine cofnela reke z poczuciem winy. Glos zapytal:
-Moge wejsc? To byla doktor Shepard.
-Tak - odkrzyknela Josephine. Jej glos zabrzmial osobliwie, odbijajac sie echem od gladkich powierzchni pomieszczenia.
-Drzwi sa otwarte - dodala majac nadzieje, ze podjela wlasciwa decyzje.
13
Ciagle czula sie bardzo dziwnie, przebywajac w lazience z inna kobieta, wystarczajaco stara (moglaby byc jej matka) siedzaca w ubraniu na brzegu wanny. Dr Shepard rozmawiala z nia tak, jakby to byla najbardziej naturalna w swiecie rzecz. A co, jesli istotnie byla lesbijka? Josephine znowu zapragnela sie okryc, ale zadecydowala, ze najlepsza obrona bedzie pokazanie, iz nie przejmuje sie ani troche tymi dwiema kobietami, wedrujacymi tam i z powrotem wokol niej gdy jest rozebrana; pokaze, ze nie stanowi to dla niej problemu ani nie jest czyms seksualnym.-Zamierzam polecic cie komus - zwrocila sie do niej dr Shepard. Mowila teraz lagodniej niz przedtem, na dole, myslac byc moze, ze Josephine moglaby nie chciec jej wysluchac. Wreszcie jakby zdala sobie sprawe, ze sa to bardzo prywatne rozmowy, a Josephine nie jest nieczulym stworzeniem.
-Ci ludzie sa bardzo dobrzy. Przypomnij mi jutro, zanim odjedziesz, zebym dala ci numer telefonu.
Zanurzyla reke w wodzie i przeciagnela nia tuz nad stopa Josephine. Josephine nie zareagowala.
-Chodzi o psychiatre, prawda? - zapytala cicho.
Nigdy nie przyszlo jej na mysl, ze pewnego dnia bedzie musiala odwiedzic specjaliste w tej dziedzinie. Zawsze wspolczula znajomym, ktorzy musieli korzystac z tego typu porad i czula blizej nie sprecyzowana wyzszosc nad nimi. Niewatpliwie powinno sie umiec kierowac wlasnym zyciem. A zwrocenie sie do profesjonalisty po rade "jak zyc" - bylo z pewnoscia przyznaniem sie do porazki.
-Niezupelnie. - Dr Shepard wstala. - Raczej o terapie, jesli bardziej ci to odpowiada. Cos, co ci pomoze wydostac sie z dolka. I rozwinie cie troche, mentalnie i fizycznie. Josephine, wciaz siedzac w wannie, obmyla twarz wodo.
-To brzmi strasznie - powiedziala.
-Wiesz przeciez - powiedziala dr Shepard - ze nie musisz tam isc. Nie zamierzam wywierac na ciebie presji - w jej glosie zabrzmiala odrobina poprzedniej surowosci.
-Wiem, to dla mojego wlasnego dobra - odrzekla Josephine z lekka ironia.
-Oczywiscie - przytaknela dr Shepard.
W Josephine odezwalo sie poczucie winy. Ataki na tak uprzejma dla niej dr Shepard, przed ustaleniem, co ma w rzeczywistosci na mysli, byly niewdziecznoscia. Nie byl to przeciez zamach na jej wolnosc.
-Przepraszam - powiedziala szczerze. - Nie jestem przyzwyczajona do robienia rzeczy, ktorych nie zaplanowalam. Jest to dla mnie raczej nowe.
-To tylko propozycja - powiedziala dr Shepard i otworzyla drzwi. - Dobranoc, Josephine. Spij dobrze.
Po chwili Josephine lezala w lozku, nadsluchujac w ciemnosci. Jedyne, co mogla uslyszec, to odglosy wiatru, hulajacego wsrod czeresniowych drzewek. Z glebi domu nie dobiegal zaden dzwiek. Widocznie Annabella i dr Shepard rowniez poszly spad. Znowu zastanawiala sie, czy dziela lozko.
"Zadnych sekretow przed Annabella" - dlaczego to powiedziala?
Przez chwile miala wizje tegiej postaci, zjawiajacej sie w srodku nocy przy drzwiach sypialni, ubranej w cienka, bawelniana koszulke i trzymajacej swiece - ktora przychodzi, aby dostac sie do jej lozka. Przewrocila sie z boku na bok i wyrzucila mare z umyslu. Pewnie cos z nia bylo nie w porzadku, pomyslala sobie zasypiajac: doszukiwanie sie wszedzie seksu, jak u Freuda... Rano w drodze do pracy, Josephine rozwinela kawalek papieru, ktory dostala od dr Shepard i przyjrzala mu sie. Byl tam numer telefonu w centrum Londynu i nazwisko: Dr Hazel. Na pewno byl wysoki, mial piekne wlosy, ktore zaczynaly przerzedzac sie nad wysokim czolem. Powinien miec drobne zmarszczki w kacikach oczu i mowic spokojnie, lecz arogancko o
14
Byciu W Kontakcie Ze Swoimi Emocjami. W swietle dnia Josephine zaczynala miecwatpliwosci.
Czy to, na co zgodzila sie w domu dr Shepard zdarzylo sie rzeczywiscie ostatniej nocy? Nie
chciala przeciez tego zupelnie. Wydarzenia z poprzedniego wieczoru wydawaly sie
podejrzane i nierealne tu, w normalnym swiecie, gdzie ludzie tloczyli sie posepnie w metrze i
ignorowali wzajemnie. Taki panowal styl zycia.
Polozyla skrawek papieru na biurku, przy telefonie. Zadzwoni pod ten numer i porozmawia z
doktorem Hazlem po poludniu. Ale miala zajety dzien i mnostwo naglacych rzeczy do
zrobienia o trzeciej, czwartej czy piatej, wazniejszych, niz dawanie upustu wlasnym
slabostkom. Nastepne dni rowniez byly zajete. Tak bylo az do pewnego szczegolnie
okropnego poranka, w poniedzialek, kiedy to nakrzyczala na jedna z sekretarek i prawie
przewrocila szklanke wody, naszykowana do popicia aspiryny - a bylo to jeszcze przed
jedenasta - wtedy nagle zatrzymala wzrok na malej kartce papieru. W tamtej chwili uznala to
za jedyna mozliwosc wybawienia. Westchnela z irytacja i podniosla sluchawke.
-Pani Morrow - powiedzial mily glos nalezacy do mlodej kobiety. - Tak, doktor spodziewal sie pani telefonu. Wyjezdza pani na tydzien na wies, prawda?
-Ja? - spytala Josephine podejrzliwie. - Dr Shepard nie wspominala o tym. - Jednoczesnie pomyslala: "O, tak, zabierzcie mnie stad i ukryjcie".
-To bez znaczenia - odparla recepcjonistka. - Przed wyjazdem powinna sie pani zglosic przynajmniej na wstepne badania. Kiedy dysponuje pani czasem?
-Nie w tym tygodniu - odpowiedziala Josephine spogladajac w swoj kalendarzyk zapelniony niepozadanymi nazwiskami i niewygodn