2482

Szczegóły
Tytuł 2482
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2482 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2482 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2482 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Eddings Kopu�y ognia Ksi�ga pierwsza Tamuli PROLOG Wyj�tek z rozdzia�u drugiego Sporu Cyrga�skiego: spojrzenia na niedawny kryzys; opracowanego przez Wydzia� Historii Najnowszej Uniwersytetu Matherio�skiego. W tym momencie Rada Imperialna wiedzia�a ju�, i� Imperium ma do czynienia z gro�b� najwy�szej wagi - gro�b�, kt�rej rz�d jego cesarskiej wysoko�ci nie potrafi� stawi� czo�a. Pot�ga Imperium od dawna opiera�a si� na armiach Atan�w, kt�re zawsze wyst�powa�y w obronie interes�w pa�stwa podczas okresowych niepokoj�w spo�ecznych, stanowi�cych ca�kiem naturalne zjawisko w zr�nicowanej populacji pozostaj�cej pod kontrol� silnej w�adzy centralnej. Tym razem jednak rz�d jego wysoko�ci stan�� wobec sytuacji, kt�ra najwyra�niej wykracza�a poza spontaniczne demonstracje grupki niezadowolonych zapale�c�w, wychodz�cych na ulice. Nie chodzi�o tylko o zwyk�e marsze studenckie, organizowane w czasie tradycyjnych wakacji po zako�czeniu sesji egzaminacyjnej. Tego typu demonstracje daj� si� st�umi� bez wi�kszych trudno�ci i zazwyczaj towarzyszy temu minimalny rozlew krwi. Rz�d jednak wkr�tce poj��, �e tym razem sprawy przedstawiaj� si� inaczej. Po pierwsze, demonstranci nie wywodzili si� i radykalnych kr�g�w studenckich i wznowienie zaj�� nie zaowocowa�o automatycznym powrotem spokoju. Mimo wszystko w�adze zdo�a�yby zapewne przywr�ci� porz�dek, gdyby zamieszki stanowi�y jedynie objaw narastaj�cej gor�czki rewolucyjnej. Sama obecno�� wojownik�w ata�skich w normalnych okoliczno�ciach potrafi och�odzi� zapa� nawet najwi�kszych entuzjast�w, jednak�e tym razem akty wandalizmu towarzysz�ce zazwyczaj demonstracjom by�y niew�tpliwie wywo�ane przez si�y paranormalne. Rz�d imperialny postanowi� przyjrze� si� bli�ej Styrikom w Sarsos, jednak �ledztwo przeprowadzone przez sty- -rickich cz�onk�w Rady Imperialnej, kt�rych lojalno�� wobec tronu by�a niepodwa�alna, wykaza�o, i� Styricum nie ma nic wsp�lnego z zamieszkami. Zjawiska paranormalne najwyra�niej mia�y inne, na razie nieokre�lone �r�d�o. Ich zasi�g by� tak szeroki, �e nie mo�na by�o przypisa� ich jedynie dzia�alno�ci grupki styrickich renegat�w. Sami Styricy tak�e nie potrafili zidentyfikowa� �r�d�a owych wydarze� i nawet legendarny Za-lasta, najs�ynniejszy mag ca�ego Styricum, przyzna� ze smutkiem, �e jest bezradny. Niemniej to w�a�nie Zalasta zaproponowa� rozwi�zanie, przyj�te w ko�cu przez rz�d jego wysoko�ci. Poradzi� bowiem, by Imperium zwr�ci�o si� o pomoc do mieszka�c�w Eosii, kieruj�c uwag� rz�du na cz�owieka imieniem Sparhawk. Wszyscy przedstawiciele Imperium na kontynencie eosia�-skim natychmiast otrzymali polecenie, aby porzucili inne zaj�cia i skupili si� na owym cz�owieku. Rz�d musia� zdoby� jak najwi�cej informacji. W miar� nap�ywania raport�w z Eosii Rada Imperialna otrzymywa�a coraz bardziej z�o�ony portret Sparhawka, na kt�ry sk�ada� si� jego wygl�d, osobowo�� i dzieje. Jak si� dowiedziano, pan Sparhawk jest cz�onkiem jednego z quasi-religijnych zakon�w ko�cio�a ele�skiego. Ten szczeg�lny zakon nosi nazw� "Rycerze Pandionu". Sam Sparhawk to wysoki, szczup�y m�czyzna w �rednim wieku, o ogorza�ej twarzy, bystry, inteligentny, gwa�towny, czasem szorstki w obyciu. Rycerze ko�cio�a ele�skiego s�yn� ze swego kunsztu wojennego, pan Sparhawk za� jest w�r�d nich najpierwszym. W czasach kiedy ustanowiono cztery zakony rycerskie, sytuacja w Eosii by�a tak dramatyczna, �e Elenowie odrzucili swe odwieczne uprzedzenia i zezwolili zakonom rycerskim na pobieranie nauk u Styrik�w. To w�a�nie bieg�o�� rycerzy ko�cio�a w sztuce magii pozwoli�a im zwyci�y� w pierwszej wojnie zemoskiej ponad pi�� wiek�w temu. Pan Sparhawk dzier�y� stanowisko nie maj�ce odpowiednika w naszym Imperium. By� "Dziedzicznym Obro�c�" kr�lewskiego rodu Elenii. Zachodni Elenowie stworzyli u siebie rycersk� kultur�, pe�n� anachronizm�w. "Wyzwanie" (stanowi�ce w istocie propozycj� podj�cia walki sam na sam) stanowi zwyczajow� reakcj� przedstawicieli szlachty, kt�rzy uwa�aj�, �e w jaki� spos�b uchybiono ich honorowi. Zdumiewaj�ce, ale nawet zasiadaj�cy na tronie w�adcy nie s� zwolnieni od obowi�zku podj�cia wyzwania. Aby unikn�� niedogodno�ci zwi�zanych z odpowiadaniem na impertynenckie zaczepki rozlicznych zapale�c�w, w�adcy Eosii zazwyczaj wyznaczaj� swym zast�pc� jakiego� s�ynnego ze swych umiej�tno�ci (i najcz�ciej budz�cego g��boki l�k) wojownika. Charakter i reputacja pana Sparhawka sprawiaj�, i� nawet najbardziej krewcy szlachcice z kr�lestwa Elenii po starannym rozwa�eniu sprawy uznaj�, �e tak naprawd� nie zostali obra�eni. Fakt, i� pan Sparhawk rzadko bywa� zmuszony zabi� kogo� w pojedynku, przynosi zaszczyt jego umiej�tno�ciom i os�dowi, warto bowiem doda�, �e wedle starodawnego zwyczaju ranny b�d� niezdolny do dalszej walki rycerz mo�e ocali� �ycie, poddaj�c si� i wycofuj�c wezwanie. Po �mierci swego ojca pan Sparhawk stawi� si� przed obliczem kr�la Aldreasa, ojca obecnej kr�lowej, aby przej�� obowi�zki Obro�cy. Jednak�e kr�l Aldreas by� s�abym w�adc�, zdominowanym przez w�asn� siostr� Ariss� i Anniasa, prymasa Cimmury, sekretnego kochanka Arissy i ojca jej nie�lubnego syna, Lyche-asa. Prymas Cimmury, faktyczny w�adca Elenii, mia� ambicje zasi��� na tronie arcypra�ata ko�cio�a Elenii w �wi�tym Mie�cie Chyrellos i obecno�� na dworze surowego, puryta�skiego rycerza ko�cio�a przeszkadza�a mu. Sta�o si� zatem, i� przekona� kr�la Aldreasa, aby ten wys�a� pana Sparhawka na zes�anie do kr�lestwa Rendoru. Z czasem kr�l Aldreas tak�e sta� si� zawad� i prymas Annias z ksi�niczk� otruli go; w�wczas na tronie zasiad�a c�rka Aldreasa, ksi�niczka Ehlana. Cho� by�a jeszcze bardzo m�oda, okaza�a si� znacznie silniejsz� monarchini� ni� wcze�niej jej ojciec. Wkr�tce prymas odkry�, �e stanowi dla niego wi�cej ni� zwyk�� przeszkod�. J� tak�e otru�, jednak�e towarzysze pana Sparhawka z zakonu Pandionu przy pomocy ich nauczycielki w sztukach magii, Styriczki imieniem Sephrenia, rzucili na kr�low� czar, kt�ry zamkn�� j� w krysztale i utrzyma� przy �yciu. Tak mia�y si� sprawy, kiedy pan Sparhawk powr�ci� z wygnania. Poniewa� zakony rycerskie nie �yczy�y sobie, by prymas Cimmury zasiad� na tronie arcypra�ata, pozosta�e trzy zgromadzenia pos�a�y swych najlepszych rycerzy, aby wspomogli pana Sparhawka w poszukiwaniach leku mog�cego przywr�ci� zdrowie kr�lowej Ehlanie. W przesz�o�ci kr�lowa odm�wi�a Annia-sowi dost�pu do swego skarbca, tote� rycerze ko�cio�a uznali, �e je�li Ehlana zn�w obejmie w�adz�, raz jeszcze odbierze An-niasowi fundusze niezb�dne do popierania jego kandydatury. Annias sprzymierzy� si� z by�ym pandionit�, renegatem Martelem, kt�ry podobnie jak jego bracia zakonni zna� si� na sty-rickiej magii. U�ywaj�c zar�wno si�y, jak i czar�w, stara� si� przeszkodzi� Sparhawkowi w jego misji, lecz pan Sparhawk i jego towarzysze zdo�ali wkr�tce odkry�, �e kr�lowa Ehlana mo�e zosta� uleczona przez magiczny przedmiot, znany jako "Bhelliom". Zachodni Eleni to dziwny lud. Z jednej strony osi�gn�li w kwestiach �wiatowych poziom wyrafinowania cz�sto przerastaj�cy nasz w�asny, z drugiej - �ywi� niemal dziecinn� wiar� w co barwniejsze formy magii. �w "Bhelliom", jak nam m�wiono, to wielki szafir, kt�remu wiele wiek�w temu nadano misterny kszta�t r�y. Eleni upieraj� si�, i� rzemie�lnik, kt�ry tego dokona�, by� trollem. Nie b�dziemy si� tu rozwodzi� nad absurdalno�ci� tego stwierdzenia. W ka�dym razie pan Sparhawk i jego przyjaciele pokonali liczne przeszkody i w ko�cu zdo�ali zdoby� �w szczeg�lny talizman, dzi�ki kt�remu (jak twierdz�) uda�o im si� pokona� chorob� kr�lowej Ehlany, cho� mo�na podejrzewa�, �e w istocie dokona�a tego ich nauczycielka Sephrenia, a u�ycie Bhelliomu stanowi�o jedynie podst�p, kt�ry mia� ochroni� j� przed zgubnymi skutkami bigoterii zachodnich Elen�w. Po �mierci arcypra�ata Cluvonusa hierarchowie ko�cio�a Elenii zgromadzili si� w Chyrellos, aby uczestniczy� w "wyborze" jego nast�pcy. (Wybory to dziwny obyczaj, zwi�zany z wyra�aniem indywidualnych preferencji. Kandydat, kt�ry zyska poparcie wi�kszo�ci, zostaje wyniesiony na stanowisko. Niew�tpliwie procedura ta sprzeciwia si� naturalnemu porz�dkowi rzeczy, poniewa� jednak kler ele�ski obowi�zany jest zachowa� celibat, w �aden spos�b nie da si� wprowadzi� dziedziczenia tronu arcypra�ata). Prymas Cimmury przekupi� spor� liczb� najwy�szych dostojnik�w ko�cio�a, przekonuj�c ich, aby g�osowali na niego podczas obrad hierarchii, jednak nie uda�o mu si� zyska� niezb�dnej wi�kszo�ci. Wtedy w�a�nie jego podw�adny, wspomniany ju� Martel, poprowadzi� atak na �wi�te Miasto w nadziei, �e przera�eni hierarchowie wybior� prymasa Anniasa. Rycerze ko�cio�a, w�r�d nich pan Sparhawk, zdo�ali utrzyma� Martela z dala od Bazyliki, w kt�rej odbywa�y si� obrady. Niemniej wi�ksza cz�� miasta Chyrellos zosta�a zniszczona b�d� powa�nie uszkodzona. Kryzys nabrzmiewa�, lecz w ostatniej chwili obl�eni obro�cy miasta otrzymali pomoc w postaci armii zachodnich kr�lestw Elen�w (mo�na zauwa�y�, �e polityka ele�ska jest do�� nieokrzesana). Na jaw wysz�y zwi�zki ��cz�ce prymasa Cimmury i renegata Martela, okaza�o si� te�, �e obydwaj zawarli tajne porozumienie z Otn� z Zemochu. Oburzeni perfidi� prymasa hierarchowie odrzucili jego kandydatur�, zamiast tego wybieraj�c niejakiego Dolmanta, patriarch� Demos. �w Dolmant sprawia wra�enie kompetentnego, cho� jest jeszcze za wcze�nie, by stwierdzi� to z ca�� pewno�ci�. Kr�lowa Elenii, Ehlana, by�a w owym czasie zaledwie podlotkiem, okaza�a si� jednak osob� siln� i zdecydowan�. Od dawna darzy�a skrywanym uczuciem pana Sparhawka, mimo �e by� od niej o ponad dwadzie�cia lat starszy, i wkr�tce po jej wyzdrowieniu og�oszono ich zar�czyny. Tu� po wyborze Dolmanta na stolec arcypra�ata odbyt si� �lub. O dziwo, kr�lowa zachowa�a sw� w�adz�, cho� mo�na podejrzewa�, i� pan Sparhawk wywiera znacz�cy wp�yw na jej decyzje, zar�wno w sprawach pa�stwowych, jak i rodzinnych. Zaanga�owanie cesarza Zemochu w wewn�trzne sprawy ko�cio�a Elenii stanowi�o, rzecz jasna, casus belli, tote� armie zachodniej Eosii, prowadzone przez rycerzy ko�cio�a, pomaszerowa�y na wsch�d, poprzez Lamorkandi�, aby spotka� si� z hordami Zemoch�w, przyczajonymi wzd�u� granicy. W ten spos�b rozpocz�a si� druga wojna zemoska, kt�rej wybuchu l�kano si� od stuleci. Pan Sparhawk i jego towarzysze pojechali na p�noc, unikaj�c zgie�ku p�l bitewnych. Nast�pnie skr�cili na wsch�d, przekroczyli g�ry p�nocnego Zemochu i ukradkiem dotarli do miasta Zemoch, stolicy Othy, bez w�tpienia �cigaj�c Anniasa i Martela. Mimo usilnych stara� dzia�aj�cych na Zachodzie agent�w Imperium nie znamy szczeg��w tego, co wydarzy�o si� w Zemochu. Niew�tpliwie Annias, Martel i nawet Otha stracili w�wczas �ycie, lecz ich losy nie licz� si� w og�lnej panoramie dziej�w. Znacznie istotniejszy jest niezaprzeczalny fakt, �e Azash, Starszy B�g Styricum, kieruj�cy Oth� i jego Zemochami, tak�e zgin��, i to niew�tpliwie z r�ki pana Sparhawka. Musimy zgodzi� si�, �e poziom mocy magicznych uwolnionych w Zemochu przekracza nasze zdolno�ci pojmowania i �e pan Sparhawk ma do swej dyspozycji pot�g�, jak� nie dysponuje �aden inny �miertelnik. Aby udowodni�, jak wielkie si�y star�y si� w�wczas w Zemochu, wystarczy tylko wskaza� na fakt, i� ca�e miasto zosta�o ca�kowicie zniszczone podczas owej dysputy. Najwyra�niej Styrik Zalasta mia� racj�. Pan Sparhawk, ksi��� ma��onek kr�lowej Ehlany, by� jedynym cz�owiekiem na ca�ym �wiecie zdolnym do za�egnania kryzysu w Tamuli. Na nieszcz�cie, pan Sparhawk nie by� obywatelem Imperium Tamul, tote� cesarz nie m�g� go wezwa� do swej stolicy w Matherionie. Rz�d wysoko�ci zabrn�� w �lepy zau�ek. Cesarz nie mia� �adnej w�adzy nad owym Sparhawkiem, a konieczno�� zwr�cenia si� do cz�owieka, kt�ry w istocie pozostawa� zwyk�ym obywatelem, stanowi�aby niewiarygodne poni�enie. Sytuacja pogarsza�a si� z dnia na dzie�, z ka�d� chwil� ros�a te� potrzeba interwencji pana Sparhawka. Jednak�e konieczno�� zachowania godno�ci Imperium by�a r�wnie pal�ca. W ko�cu najzdolniejszy dyplomata Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pierwszy sekretarz Oscagne, wpad� na rozwi�zanie owego dylematu. W nast�pnym rozdziale om�wimy szerzej b�yskotliwy pomys� jego ekscelencji. CZʌ� PIERWSZA EOSIA ROZDZIA� PIERWSZY By�a wczesna wiosna i deszcz wci�� jeszcze ni�s� ze sob� �lady zimowego ch�odu. Mi�kka srebrzysta m�awka opada�a z nocnego nieba, otulaj�c mglistym ob�okiem masywne wie�e stra�nicze Cimmury, Drobne kropelki z sykiem parowa�y w p�omieniach pochodni po obu stronach szerokiej bramy i obmywa�y kamienie prowadz�cej do niej drogi, nadaj�c im czysty czarny po�ysk. Do miasta zbli�a� si� samotny je�dziec, otulony grubym podr�nym p�aszczem. Dosiada� ci�kiego, ros�ego srokacza o d�ugim pysku i zimnych, z�o�liwych oczach. Sam podr�ny by� pot�nym m�czyzn�, ros�ym i szerokim w barach. Jego zmierzwione wiosy mia�y barw� czerni, z�amany w przesz�o�ci nos na zawsze pozosta� krzywy. M�czyzna jecha� swobodnie, lecz z ow� szczeg�ln� czujno�ci� wyszkolonego wojownika. Zbli�ywszy si� do wschodniej bramy, wielki srokacz otrz�sn�� si� odruchowo, rozsiewaj�c wok� siebie dodatkowy deszcz kropel, po czym przystan�� w czerwonym kr�gu �wiat�a tu� przy murze. Z wartowni wychyli� si� nie ogolony stra�nik w nakrapianym plamkami rdzy he�mie i napier�niku. Zielony p�aszcz zwisa� niedbale z jego ramienia. Stra�nik spojrza� pytaj�co na podr�nego, lekko ko�ysz�c si� na nogach. - Spokojnie, ziomku - powiedzia� cicho wysoki m�czyzna, odrzucaj�c kaptur p�aszcza. - Och - odpar� stra�nik - to pan, ksi��� Sparhawku. Nie rozpozna�em pana. Witamy w domu. - Dzi�kuj� - odrzek� Sparhawk. Nawet z tej odleg�o�ci wyczuwa� w oddechu m�czyzny wo� taniego wina. - Czy mam pos�a� kogo� do pa�acu z wie�ci� o pa�skim przybyciu, wasza wysoko��? - Nie zawracaj im g�owy. Sam potrafi� rozsiod�a� konia. W g��bi ducha Sparhawk nie znosi� wszelkich ceremonii - szczeg�lnie p�n� noc�. Nachyli� si� i poda� stra�nikowi drobn� monet�. - Wracaj do �rodka, ziomku. Przezi�bisz si�, stoj�c tak na deszczu. - Szturchn�� kolanem konia i przejecha� przez bram�. Dzielnica przylegaj�ca do muru by�a biedna. N�dzne, zrujnowane domy sta�y w ciasnych szeregach, ich wy�sze pi�tra chyli�y si� nad mokrymi, w�skimi, za�mieconymi ulicami. Powolny stukot stalowych podk�w srokacza po bruku odbija� si� echem od �cian budynk�w. Zerwa� si� lekki wiatr i n�dzne szyldy zamkni�tych sklep�w i karczem rozko�ysa�y si� ze zgrzytem na zardzewia�ych hakach. Zb��kany, znudzony pies wybieg� ku nim z alejki i zawarcza� z poczuciem bezrozumnej wy�szo�ci. Ko� Sparhawka lekko odwr�ci� g�ow�, posy�aj�c zmok�emu kundlowi wymowne spojrzenie, pe�ne �miertelnej gro�by. Szczekanie urwa�o si� jak no�em uci�� i pies wycofa� si�, podwijaj�c podobny do szczurzego ogon. Ko� z rozmys�em ruszy� w jego stron�. Pies zaskowycza�, pisn��, odwr�ci� si� i uciek�. Wierzchowiec Sparhawka prychn�� z pogard�. - Poprawi�o ci to humor, Faranie? - spyta� Sparhawk. Faran zastrzyg� uszami. - Mo�e wi�c pojedziemy dalej? Na pobliskim skrzy�owaniu p�on�a kolejna latarnia. W migotliwym kr�gu �wiat�a sta�a m�oda dziewczyna o bujnych kszta�tach, ubrana w tani� sukni�, mokr� i zniszczon�. Ciemne w�osy oblepia�y g�ow�, r� na policzkach sp�ywa� smugami. Na jej twarzy malowa�a si� rezygnacja. - Co tu robisz na deszczu, Naween? - spyta� Sparhawk, �ci�gaj�c wodze. - Czeka�am na ciebie, Sparhawku - odpar�a wynio�le. Jej oczy b�ysn�y kpi�co. - Albo na kogokolwiek innego? - Oczywi�cie. Jestem w ko�cu profesjonalistk�, Sparhawku. Wci�� masz u mnie d�ug, pami�tasz? Mo�e kt�rego� dnia za�atwimy w ko�cu t� spraw�? Pu�ci� t� uwag� mimo uszu. - Co robisz na ulicy? - Pok��ci�y�my si� z Shand� - wzruszy�a ramionami. - Postanowi�am sama zarabia� na siebie. - Nie jeste� do�� twarda na to, by pracowa� na ulicy, Naween. - Sparhawk si�gn�� do wisz�cej u boku sakiewki, wy�owi� kilka monet i da� jej je. - We� to - poleci�. - Znajd� sobie pok�j w jakiej� gospodzie i przez kilka dni nie wychod� na ulic�. Pogadam z Platimem i mo�e co� ci za�atwimy. Spojrza�a na niego, mru��c oczy. - Nie musisz tego robi�, Sparhawku. Sama potrafi� o siebie zadba�. - Oczywi�cie, �e tak. Dlatego stoisz tu na deszczu. Po prostu zr�b tak, Naween. Jest zbyt p�no i mokro na d�ugie dyskusje. - Znowu jestem twoj� d�u�niczk�, Sparhawku. Czy na pewno... - nie doko�czy�a. - Na pewno, siostrzyczko. Jestem teraz �onaty, pami�tasz? - I co z tego? - Niewa�ne. Schowaj si� gdzie�. Sparhawk ruszy� dalej, potrz�saj�c g�ow�. Lubi� Naween, lecz dziewczyna kompletnie nie potrafi�a zadba� o w�asne interesy. Przejecha� cichy plac, pe�en zamkni�tych o tej porze sklep�w i kram�w. Noc� niewielu ludzi kr�ci�o si� po mie�cie i niewiele miejsc pozosta�o otwartych. Sparhawk powr�ci� my�lami do ostatnich tygodni. Nikt w La-morkandii nie chcia� z nim rozmawia�. Arcypra�at Dolmant by� m�drym cz�owiekiem, znawc� doktryny i polityki ko�cielnej, lecz ca�kowitym ignorantem, je�li chodzi o zwyk�ych ludzi. Sparhawk cierpliwie pr�bowa� mu wyja�ni�, �e rycerze ko�cio�a nie nadaj� si� do zbierania informacji i �e podobna misja stanowi jedynie strat� czasu, jednak�e Dolmant nalega�, a �luby Sparhaw-ka nakazywa�y mu pos�usze�stwo. I tak zmarnowa� sze�� tygodni w paskudnych miastach p�nocnej Lamorkandii, gdzie �aden mieszkaniec nie chcia� dyskutowa� z nim o niczym powa�niejszym ni� pogoda. Co gorsza, Dolmant najwyra�niej obwinia� go za w�asne b��dy. Przeje�d�aj�c ciemn� boczn� uliczk�, gdzie woda skapywa�a monotonnie na bruk z okap�w dom�w, Sparhawk poczu�, jak napinaj� si� mi�nie Farana. - Przepraszam - powiedzia� cicho. - My�la�em o czym� innym. Kto� go obserwowa� i rycerz wyczuwa� wrogo��, kt�ra zaniepokoi�a konia. Faran by� rumakiem bojowym, instynktownie reaguj�cym na obecno�� nieprzyjaciela. Sparhawk wymamrota� szybkie zakl�cie w j�zyku Styrik�w, os�aniaj�c p�aszczem r�ce, aby zamaskowa� towarzysz�ce mu gesty. Powoli uwolni� zakl�cie, �eby nie wzbudzi� niepokoju tajemniczego obserwatora. To nie by� Elen. Sparhawk wyczu� to natychmiast. Ponownie spr�bowa� i zmarszczy� brwi. Ca�a grupa; nie byli te� Styrikami. Z powrotem przywo�a� my�li, czekaj�c biernie na jak�kolwiek wskaz�wk� dotycz�c� ich to�samo�ci. Nag�e zrozumienie porazi�o go, mro��c krew w �y�ach. �ledz�ce go istoty nie by�y lud�mi. Sparhawk lekko poruszy� si� w siodle, si�gaj�c d�oni� w stron� r�koje�ci miecza. Wra�enie, �e kto� go obserwuje, znikn�o i Faran zadygota� z ulgi. Odwr�ci� sw�j brzydki pysk, rzucaj�c swemu panu podejrzliwe spojrzenie. - Mnie nie pytaj, Faranie - mrukn�� Sparhawk. - Te� nic nie wiem. - Nie by�o to jednak ca�kiem zgodne z prawd�. Dotkni�cie umys��w w ciemno�ci wyda�o mu si� znajome i fakt ten zrodzi� wiele pyta�. Pyta�, na kt�re Sparhawk wola� nie odpowiada�. * * * Na chwil� przystan�� przed bram� pa�acu, stanowczo rozkazuj�c �o�nierzom, aby nie budzili ca�ego dworu. Nast�pnie wjecha� na dziedziniec i zsiad� z konia. M�ody m�czyzna wymkn�� si� ze stajni na zlany deszczem podw�rzec. - Czemu nie zawiadomi�e� nas, �e przyje�d�asz, Sparhaw-ku? - spyta� bardzo cicho. - Poniewa� nie przepadam za szalonymi uroczysto�ciami w �rodku nocy - odpowiedzia� Sparhawk swemu giermkowi, zsuwaj�c kaptur p�aszcza. - A ty czemu jeszcze nie �pisz? Przyrzek�em waszym matkom, �e b�dziecie odpoczywa�. Przez ciebie wpadn� w k�opoty, Khaladzie. - To mia� by� dowcip? - gruby g�os Khalada zabrzmia� nadspodziewanie szorstko. Giermek uj�� wodze Farana. - Wejd� do �rodka, Sparhawku. Zardzewiejesz, je�li b�dziesz tu sta� na deszczu. - Jeste� r�wnie okropny jak tw�j ojciec. - To cecha rodzinna. Khalad wprowadzi� ksi�cia ma��onka i jego z�o�liwego rumaka bojowego do pachn�cej sianem stajni, o�wietlonej z�otym blaskiem latarni. Giermek Sparhawka by� krzepkim m�odzie�cem o zje�onych czarnych w�osach i kr�tko przystrzy�onej brodzie. Mia� na sobie obcis�e sk�rzane nogawice, wysokie buty i pozbawiony r�kaw�w sk�rzany kubrak, ods�aniaj�cy ramiona. U pasa wisia� mu ci�ki sztylet, stalowe bransolety opasywa�y przeguby. Swym wygl�dem i zachowaniem tak bardzo przypomina� ojca, �e Sparhawka ponownie ogarn�a bolesna t�sknota. - My�la�em, �e Talen wr�ci z tob� - rzuci� Khalad, zdejmuj�c siod�o z Farana. - Przezi�bi� si�. Jego matka - i twoja - zdecydowa�y, �e nie powinien wyje�d�a� w tak� pogod�, a ja nie zamierza�em si� z nimi spiera�. - M�dra decyzja - mrukn�� Khalad, odruchowo klepi�c Farana w nos, gdy wielki srokacz usi�owa� go ugry��. - Co u nich s�ycha�? - Waszych matek? Wszystko w porz�dku. Aslade wci�� usi�uje podtuczy� Elys, ale na razie nie idzie jej najlepiej. Sk�d wiedzia�e�, �e jestem w mie�cie? - Jeden z rzezimieszk�w Platima zobaczy� ci� przy bramie. Zawiadomi� nas. - Powinienem by� si� domy�li�. Zgaduj�, �e nie obudzi�e� mojej �ony? - Pami�taj, �e Mirtai pilnuje jej drzwi. Podaj mi ten mokry p�aszcz, dostojny panie. Powiesz� go w kuchni, �eby wysech�. Sparhawk mrukn�� co� i zdj�� przemoczone okrycie. - Kolczug� tak�e, Sparhawku - doda� Khalad. - Zanim do reszty przerdzewieje. Rycerz skin�� g�ow�, odpi�� pas miecza i zacz�� si�owa� si� ze swoj� kolczug�. - Jak tam twoje szkolenie? Khalad burkn�� co� niegrzecznie. - Nie nauczy�em si� niczego, czego bym ju� nie umia�. M�j ojciec by� znacznie lepszym nauczycielem ni� ci w domu zakonnym. Tw�j pomys� nie sprawdza si� najlepiej, Sparhawku. Pozostali nowicjusze to arystokraci i kiedy moi bracia czy ja sam pokonujemy ich podczas �wicze�, s� oburzeni. Z ka�dym dniem robimy sobie coraz wi�cej wrog�w. - Uni�s� siod�o z grzbietu Farana i powiesi� je na por�czy w s�siedniej przegrodzie. Przesun�� d�oni� po grzbiecie srokacza, nachyli� si� po gar�� s�omy i zacz�� go wyciera�. - Obud� jakiego� stajennego i ka� mu to zrobi� - poleci� mu Sparhawk. - Czy w kuchni jest jeszcze ktokolwiek? - My�l�, �e piekarze ju� wstali. - Id� do nich i za�atw mi co� do jedzenia. Od �niadania min�o mn�stwo czasu. - Dobrze. Czemu tak d�ugo siedzia�e� w Chyrellos? - Musia�em nieco zboczy� z drogi. Z�o�y�em wizyt� w La-morkandii. Nikt ju� nie panuje nad tamtejsz� wojn� domow� i arcypra�at �yczy� sobie, abym troch� pow�szy�. - Powiniene� by� przes�a� s��wko �onie. Mia�a w�a�nie zamiar wyprawi� Mirtai na poszukiwania. - Khalad u�miechn�� si� szeroko. - Podejrzewam, �e znowu zostaniesz skarcony, Sparhawku. - To nic nowego. Czy Kalten jest w pa�acu? Khalad skin�� g�ow�. - Dostaje tu lepsze jedzenie i nikt nie wymaga od niego, aby modli� si� trzy razy dziennie. Poza tym mam wra�enie, �e wpad�a mu w oko jedna z pokoj�wek. - To by mnie nie zdziwi�o. Stragen te� tu jest? - Nie. Co� mu wypad�o i musia� wraca� do Emsatu. - Sprowad� zatem Kaltena. Niech do��czy do nas w kuchni. Chc� z nim pom�wi�. Nied�ugo przyjd�, ale najpierw musz� zajrze� do �a�ni. - Woda nie b�dzie ju� ciep�a. Na noc wygaszaj� ogie�. - Jeste�my �o�nierzami Boga, Khaladzie. Powinni�my odznacza� si� nadludzkim hartem. - Spr�buj� to zapami�ta�, dostojny panie. Woda w �a�ni by�a zdecydowanie ch�odna, tote� Sparhawk nie zabawi� tam d�ugo. Otuliwszy si� mi�kk� bia�� szat�, przeszed� mrocznymi korytarzami pa�acu do jasno o�wietlonej kuchni, w kt�rej czekali Khalad i zaspany Kalten. - Witaj, szlachetny ksi��� ma��onku - powiedzia� Kalten cierpko. Najwyra�niej nie by� zachwycony faktem, �e wyci�gni�to go z ��ka w �rodku nocy. - Witaj, szlachetny towarzyszu zabaw dzieci�cych szlachetnego ksi�cia ma��onka - odpar� Sparhawk. - To ci dopiero niepor�czny tytu�! - mrukn�� kwa�no jego przyjaciel. - Co jest tak wa�ne, �e nie mo�e poczeka� do rana? Sparhawk przysiad� przy jednym ze sto��w i bia�o odziany kucharz przyni�s� mu talerz pieczonej wo�owiny oraz paruj�cy bochenek wprost z pieca. - Dzi�ki, ziomku - odprawi� go Sparhawk. - Gdzie si� podziewa�e�? - spyta� Kalten, siadaj�c po przeciwnej stronie sto�u. W jednej d�oni trzyma� flaszk� wina, w drugiej - metalowy kubek. - Sarathi wys�a� mnie do Lamorkandii - wyja�ni� Sparhawk, odrywaj�c kawa�ek chleba. - Twoja �ona dawa�a nam si� tu we znaki. - Mi�o wiedzie�, �e j� to obchodzi. - Nam akurat niepotrzebna ta wiedza. Po co Dolmant wyprawi� ci� do Lamorkandii? - Po informacje. Niezupe�nie wierzy� otrzymywanym stamt�d raportom. - Czemu nie? Lamorkowie uprawiaj� po prostu sw� narodow� rozrywk� - wojn� domow�. - Tym razem to co� innego. Pami�tasz hrabiego Gerricha? - Tego, kt�ry oblega� nas w zamku barona Alstroma? Osobi�cie nigdy go nie spotka�em, ale jego imi� brzmi znajomo. - Po licznych sporach zyska� sobie mocn� pozycj� w zachodniej Lamorkandii i wi�kszo�� ludzi uwa�a, �e ma na oku tron. - Co z tego? - Kalten pocz�stowa� si� kawa�kiem chleba Sparhawka. - Ka�dy baron w Lamorkandii ma na oku tron. Czemu Dolmant akurat teraz zacz�� si� niepokoi�? - Gerrich szuka sobie sprzymierze�c�w poza Lamorkandi�. Cz�� granicznych baron�w w Pelosii jest niezale�na od kr�la Sorosa. - Wszyscy Pelozyjczycy s� niezale�ni od Sorosa. To nie najlepszy kr�l. Za du�o czasu po�wi�ca modlitwom. - Dziwne s�owa w ustach �o�nierza Boga - mrukn�� Khalad. - Musisz zachowa� odpowiedni� perspektyw�, Khaladzie -odpar� Kalten. - Zbyt wiele modlitw rozmi�kcza umys�. - W ka�dym razie - ci�gn�� dalej Sparhawk -je�li Gerrichowi uda si� przeci�gn�� na swoj� stron� pelozyjskich baron�w, kr�l Friedahl b�dzie musia� wypowiedzie� Pelosii wojn�. Ko�ci� ma ju� na g�owie wojn� w Rendorze i Dolmant nie wykazuje specjalnego entuzjazmu na my�l o kolejnym konflikcie - urwa�. -Natkn��em si� jeszcze na co� innego - doda�. - Pods�ucha�em rozmow� nie przeznaczon� dla moich uszu. Pad�o w niej imi� Drychtnath. Wiadomo ci o nim cokolwiek? Kalten wzruszy� ramionami. - To najwi�kszy pradawny bohater Lamork�w. M�wi�, �e mia� sze�� �okci wzrostu, co rano zjada� na �niadanie wo�u i co wiecz�r wypija� beczk� miodu. Pono� jego gro�na mina wystarczy�a, by strzaska� kamienie, potrafi� te� si�gn�� r�k� i zatrzyma� s�o�ce. Przypuszczam jednak, �e historie te s� nieco przesadzone. - Bardzo �mieszne. Ludzie, kt�rych pods�ucha�em, m�wili do siebie, �e Drychtnath powr�ci�. - To by�aby niez�a sztuczka. Z tego, co wiem, zabi� go najbli�szy przyjaciel. D�gn�� w plecy, a nast�pnie w��czni� przebi� mu serce. Wiesz, jacy s� Lamorkowie. - To dziwne imi� - zauwa�y� Khalad. - Co oznacza? - Drychtnath? - Kalten podrapa� si� po g�owie. - Chyba "Nieustraszony". Lamorkandzkie matki robi� podobne rzeczy swoim dzieciom. - Opr�ni� kubek i ponownie przechyli� flaszk�. Wyciek�o z niej zaledwie kilka kropel. - D�ugo jeszcze b�dziemy tu siedzie�? - spyta�. - Je�li ca�� noc, przynios� wi�cej wina. Jednak szczerze m�wi�c, Sparhawku, wola�bym wr�ci� do mi�ego ciep�ego ��ka. - I mi�ej ciep�ej pokoj�wki? - doda� domy�lnie Khalad. - Czasem bywa samotna - Kalten wzruszy� ramionami. Jego twarz spowa�nia�a. - Je�li Lamorkowie zn�w gadaj� o Drycht-nacie, znaczy to, �e zaczyna im by� za ciasno. Drychtnath pragn�� rz�dzi� ca�ym �wiatem i za ka�dym razem, kiedy Lamorkowie zaczynaj� przywo�ywa� jego imi�, oznacza to, �e my�l� o si�gni�ciu poza w�asne granice. Sparhawk odsun�� talerz. - Jest zbyt p�no, aby teraz si� tym martwi�. Wracaj do ��ka, Kaltenie. Ty tak�e, Khaladzie. Jutro o tym pogadamy. Naprawd� powinienem z�o�y� mojej �onie grzeczno�ciow� wizyt�. - Wsta�. - Grzeczno�ciow� wizyt�? - rzuci� Kalten. - Tylko tyle? - Istnieje wiele rodzaj�w grzeczno�ci, Kaltenie. W korytarzach pa�acu panowa� p�mrok, lekko rozja�niony nielicznymi �wiecami. Sparhawk cicho min�� sal� tronow�, kieruj�c si� w stron� komnat kr�lewskich. Jak zwykle Mirtai trzyma�a stra� na krze�le przy drzwiach. Rycerz przystan��, przygl�daj�c si� tamulskiej olbrzymce. Jej u�piona twarz by�a osza�amiaj�co pi�kna, w �wietle �wiec sk�ra po�yskiwa�a z�oci�cie, d�ugie rz�sy muska�y policzki. Na kolanach Tamulki le�a� miecz, jej d�o� oplata�a r�koje��. - Nie pr�buj si� do mnie skrada�, Sparhawku - powiedzia�a, nie otwieraj�c oczu. - Sk�d wiedzia�a�, �e to ja? - Czu�am tw�j zapach. Wy, Elenowie, zapominacie, �e mamy nosy. - Jak mog�a� mnie wyczu�? W�a�nie si� k�pa�em. - Tak, zauwa�y�am. Powiniene� by� poczeka�, a� woda nieco si� zagrzeje. - Czasami mnie zdumiewasz, wiesz o tym? - �atwo si� dziwisz, Sparhawku. Gdzie si� podziewa�e�? Ehlana zaczyna�a ju� wpada� w rozpacz. - Jak ona si� miewa? - Tak samo jak zwykle. Czy nigdy nie pozwolisz jej dorosn��? Fakt, �e nale�� do dziecka, m�czy mnie coraz bardziej. -We w�asnej opinii Mirtai by�a niewolnic�, w�asno�ci� kr�lowej Ehlany. W �aden spos�b nie przeszkadza�o jej to w rz�dzeniu �elazn� r�k� kr�lewsk� rodzin� Elenii i w arbitralnym decydowaniu, co jest dla niej dobre, a co nie. Szorstko odrzuci�a wszelkie pr�by kr�lowej, usi�uj�cej j� wyzwoli�, wskazuj�c na to, �e jest tamulsk� Atank� i charakter jej rasy nie pozwala jej na �ycie na wolno�ci. Sparhawk w skryto�ci zgadza� si� z ni�, by� bowiem pewien, �e gdyby pozwolono jej post�powa� zgodnie z instynktem, Mirtai w kr�tkim czasie zdo�a�aby wyludni� kilka sporych miast. Teraz wsta�a, z gracj� podnosz�c si� z krzes�a. By�a wy�sza o dobre cztery cale ni� Sparhawk i rycerz, unosz�c g�ow�, poczu� si� dziwnie ma�y. - Czemu tak d�ugo ci� nie by�o? - spyta�a. - Musia�em pojecha� do Lamorkandii. - To by� tw�j pomys� czy czyj� inny? - Dolmant mnie pos�a�. - Postaraj si�, �eby Ehlana od razu to zrozumia�a. Je�li uzna, �e wybra�e� si� tam z w�asnej woli, b�dziecie si� k��ci� przez ca�e tygodnie, a wasze spory graj� mi na nerwach. - Mirtai wyj�a klucz do komnat kr�lewskich i pos�a�a Sparhawkowi �mia�e, otwarte spojrzenie. - B�d� wyj�tkowo czu�y, Sparhawku. Bardzo za tob� t�skni�a i potrzebuje namacalnego dowodu twoich uczu�. I nie zapomnij zamkn�� drzwi od sypialni. Twoja c�rka jest jeszcze za m�oda na to, by dowiedzie� si� o pewnych rzeczach. - Przekr�ci�a klucz w zamku. - Mirtai, czy naprawd� musisz zamyka� nas na noc? - Owszem, musz�. Nie mog� zasn��, p�ki nie upewni� si�, �e �adne z was nie w�druje po korytarzach. Sparhawk westchn��. - A tak przy okazji - doda� - w Chyrellos spotka�em Krin-ga. Mam wra�enie, �e za kilka dni zjawi si� tu, aby zn�w si� o�wiadczy�. - Najwy�szy czas - u�miechn�a si�. - Od czasu jego ostatnich o�wiadczyn min�y ca�e trzy miesi�ce. Zaczyna�am s�dzi�, �e ju� mnie nie kocha. - Czy kiedykolwiek zgodzisz si� go przyj��? - Zobaczymy. Id�, obud� �on�, Sparhawku. Rano was wypuszcz�. - �agodnie popchn�a go za drzwi i zamkn�a je za nim. C�rka Sparhawka, ksi�niczka Danae, le�a�a skulona w fotelu przy kominku. Danae mia�a ju� sze�� lat. Jej w�osy by�y bardzo ciemne, a sk�ra bia�a jak mleko. Mia�a wielkie ciemne oczy i ma�e r�owe usta, wygi�te w kapry�ny �uk. By�a prawdziw� ma�� dam� i zachowywa�a si� powa�nie niczym doros�a kobieta, cho� stale towarzyszy�a jej zniszczona, zszargana, wypchana zabawka imieniem Roi�o. Ksi�niczka Danae odziedziczy�a Roi�a po swej matce. Jej drobne stopy jak zwykle by�y powalane traw�. - Sp�ni�e� si�, Sparhawku - powiedzia�a beznami�tnie do swego ojca. - Danae - odpar�. - Wiesz, �e nie powinna� zwraca� si� do mnie po imieniu. Gdyby us�ysza�a ci� matka, zacz�aby zadawa� pytania. - Ona �pi - Danae wruszy�a ramionami. - Jeste� tego pewna? Rzuci�a mu mia�d��ce spojrzenie. - Nie zamierzam pope�ni� �adnego b��du. Robi�am to ju� wcze�niej wiele razy. Gdzie si� podziewa�e�? - Musia�em jecha� do Lamorkandii. - Nie przysz�o ci do g�owy, �eby zawiadomi� matk�? Przez ostatnich kilka tygodni zachowywa�a si� niezno�nie. - Wiem. Par� os�b wspomina�o mi ju� o tym. Nie s�dzi�em, �e nie b�dzie mnie a� tak d�ugo. Dobrze, �e nie �pisz. Mo�e zdo�asz pom�c mi co� zrozumie�. - Zastanowi� si� nad tym. Je�li b�dziesz dla mnie mi�y. - Przesta�. Co wiesz o Drychtnacie? - By� barbarzy�c�. Ale w ko�cu to Elen, wi�c nie ma w tym nic dziwnego. - Znowu te przes�dy. - Nikt nie jest doskona�y. Czemu nagle zacz��e� interesowa� si� histori� staro�ytn�? - W Lamorkandii kr��� pog�oski, �e Drychtnath powr�ci�. Tamtejsi mieszka�cy z wyrazem uniesienia na twarzach zaczynaj� ostrzy� miecze. Co to naprawd� znaczy? - Drychtnath by� ich kr�lem trzy czy cztery tysi�ce lat temu. Dzia�o si� to wkr�tce potem, gdy wy, Eleni, odkryli�cie ogie� i wyszli�cie z jaski�. - B�d� grzeczna. - Tak, ojcze. W ka�dym razie Drychtnath po d�ugich staraniach zdo�a� mniej wi�cej zjednoczy� Lamork�w, po czym wys�a� ich na podb�j �wiata. Lamorkowie uwielbiali go. Drychtnath jednak czci� starych lamorkandzkich bog�w, a wasz ele�ski ko�ci� nie odczuwa� zbytniego zachwytu na my�l o poganinie zasiadaj�cym na tronie ca�ego �wiata. Kaza� go wi�c zamordowa�. - Ko�ci� by tego nie zrobi� - powiedzia� twardo Sparhawk. - Chcesz wys�ucha� mojej historii czy prowadzi� sp�r teologiczny? Po �mierci Drychtnatha lamorkandzcy kap�ani wypruli wn�trzno�ci z kilku kurczak�w i zacz�li w nich grzeba�, pr�buj�c odczyta� przysz�o��. To naprawd� paskudny zwyczaj, Sparhawku. Okropnie nieprzyjemny. - Zadr�a�a. - Nie miej do mnie pretensji. Nie ja go wymy�li�em. - Wyrocznie, jak je nazywali, stwierdzi�y, �e pewnego dnia Drychtnath powr�ci, aby podj�� swe przerwane dzie�o i poprowadzi� Lamork�w do zwyci�skiej wojny. - Chcesz powiedzie�, �e oni naprawd� w to wierz�? - Kiedy� wierzyli. - Kr��� pog�oski o powrocie do starych praktyk - nawracaniu si� na star� wiar� w dawnych poga�skich bog�w. - Mo�na si� by�o tego spodziewa�. Kiedy Lamork zaczyna, my�le� o Drychtnacie, odruchowo wyci�ga z szafy dawnych bog�w. To takie niem�dre. Czy nie wystarcz� im prawdziwi bogowie? - A zatem dawni lamorkandzcy bogowie nie s� prawdziwi? - Oczywi�cie, �e nie. Gdzie tw�j rozum, Sparhawku? - Bogowie trolli s� prawdziwi. Jaka to r�nica? - Ogromna, ojcze. Ka�de dziecko ci to powie. - Dobrze. Wierz� ci na s�owo. Czemu nie wracasz do ��ka? - Bo jeszcze mnie nie poca�owa�e�. - Och, przepraszam. My�la�em o czym� innym. - Po�wi�caj wi�cej uwagi wa�nym sprawom, Sparhawku. Chcesz, �ebym zgas�a i umar�a? - Oczywi�cie, �e nie. - Wi�c mnie poca�uj. Uczyni� to. Jak zawsze pachnia�a traw� i drzewami. - Umyj nogi - poradzi�. - Ale� to nudziarstwo - westchn�a. - Chcesz sp�dzi� nast�pny tydzie�, wyja�niaj�c matce, sk�d wzi�y si� te plamy? - To wszystko? - zaprotestowa�a. - Jeden marny poca�unek i polecenie wzi�cia k�pieli? Roze�mia� si�, uni�s� j� i ponownie uca�owa� - kilka razy. Nast�pnie postawi� j� na ziemi�. - A teraz uciekaj. Danae lekko wyd�a usta, po czym westchn�a i ruszy�a w stron� swojej sypialni, niedbale ci�gn�c Roi�a za tyln� nog�. - Nie sied�cie z mam� do rana - powiedzia�a, ogl�daj�c si� przez rami�. - I prosz�, starajcie si� by� cicho. Dlaczego zawsze musicie robi� tyle ha�asu? - Spojrza�a na niego z drwi�c� min�. -Czemu si� rumienisz, ojcze? - spyta�a niewinnie, po czym ze �miechem znikn�a w swej sypialni, zamykaj�c za sob� drzwi. Sparhawk nigdy nie by� pewien, czy jego c�rka naprawd� pojmuje znaczenie podobnych uwag, cho� nie w�tpi�, �e przynajmniej jedna cz�� jej dziwnie rozwarstwionej osobowo�ci rozumie to doskonale. Sprawdzi�, czy drzwi komnaty Danae s� naprawd� zamkni�te, po czym przeszed� do sypialni, kt�r� dzieli� z �on�, starannie zasuwaj�c za sob� zasuw�. Ogie� na kominku przygas�, jednak�e �ar rzuca� jeszcze do�� �wiat�a, by Sparhawk m�g� dostrzec m�od� kobiet�, kt�ra stanowi�a centrum jego �ycia. Jej jasnoz�ote w�osy pokrywa�y fal� ca�� poduszk�. We �nie wygl�da�a tak m�odo i bezbronnie. Stan�� u st�p �o�a, przygl�daj�c si� jej. Patrz�c na Ehlan�, nadal widzia� ma�� dziewczynk�, kt�r� szkoli� i wychowywa�. Westchn��. Podobne my�li zawsze wprawia�y go w melancholijny nastr�j, wci�� bowiem na nowo u�wiadamia� sobie, �e jest dla niej za stary. Ehlana powinna mie� m�odego m�a - kogo� mniej znu�onego, z pewno�ci� przystojniejszego. Po raz setny zada� sobie pytanie, kiedy pope�ni� b��d, kt�ry na dobre zwi�za� j� z jego osob� tak mocno, �e nie chcia�a nawet my�le� o kim� innym. Zapewne by� to jaki� drobiazg - co� zupe�nie nieistotnego. Kto mo�e wiedzie�, jakie wra�enie wywrze na innych nawet najdrobniejszy gest? - Wiem, �e tu jeste�, Sparhawku - powiedzia�a Ehlana, nie otwieraj�c oczu. W jej g�osie zabrzmia�a gro�na nuta. - Tylko podziwia�em widok. - Mia� nadziej�, �e lekki ton mo�e zapobiec nieprzyjemnej rozmowie, cho� zbytnio na to nie liczy�. Kr�lowa otwar�a szare oczy. - Podejd� tu - poleci�a w�adczo, wyci�gaj�c do niego bia�e ramiona. - Uni�ony s�uga waszej kr�lewskiej mo�ci - Sparhawk u-�miechn�� si� do niej, staj�c tu� przy ��ku. - Naprawd�? - obj�a go mocno i uca�owa�a. Odpowiedzia� poca�unkiem, kt�ry trwa� jaki� czas. - Mo�e tak od�o�y�aby� swoje wyrzuty na p�niej, kochana? -poprosi�. - Jestem dzi� nieco zm�czony. Co powiesz na to, �eby�my najpierw za�atwili spraw� poca�unk�w i godzenia si�, a potem na mnie nakrzyczysz? - I mia�abym straci� moj� przewag�? Nie b�d� niem�dry. Zbyt d�ugo przygotowywa�am si� na t� okazj�. - Wyobra�am sobie. Dolmant pos�a� mnie do Lamorkandii, �ebym co� dla niego sprawdzi�. Zaj�o mi to nieco wi�cej czasu, ni� si� spodziewa�em. - To nieuczciwe, Sparhawku - rzuci�a oskar�ycielsko. - Niezupe�nie rozumiem. - Nie powiniene� jeszcze tego m�wi�. Nale�a�o zaczeka�, p�ki nie zaczn� domaga� si� wyja�nienia, i dopiero p�niej mi je poda�. Teraz wszystko zepsu�e�. - Czy zdo�asz mi to wybaczy�? Jego twarz przyj�a przesadnie skruszony wyraz. Uca�owa� Ehlan� w szyj�. Dawno ju� odkry�, �e jego �ona uwielbia podobne gierki. Kr�lowa roze�mia�a si�. - Zastanowi� si� nad tym. - Odda�a mu poca�unek. Sparhawk zdecydowa�, �e kobiety z jego rodziny lubi� ukazywa� swoje uczucia. - No, ju� dobrze - doda�a. - Poniewa� i tak wszystko zepsu�e�, r�wnie dobrze mo�esz opowiedzie� mi, co robi�e� i czemu nie zawiadomi�e� mnie o swym sp�nieniu. - To kwestia polityki, kochanie. Znasz Dolmanta. Lamorkan-dia jest na kraw�dzi wybuchu. Sarathi potrzebowa� oceny zawodowca, nie chcia� jednak, by informacja o tym, �e rozkaza� mi tam jecha�, przedosta�a si� do wiadomo�ci publicznej. Nie �yczy� sobie tak�e �adnych list�w z wyja�nieniami. - My�l�, �e nadszed� czas, abym rozm�wi�a si� z naszym czcigodnym arcypra�atem - powiedzia�a Ehlana. - Ma chyba problemy z zapami�taniem, kim jestem. - Nie radzi�bym, Ehlano. - Nie zamierzam wszczyna� z nim sporu, najdro�szy. U�wiadomi� mu jedynie, �e ignoruje zwyczajowe formy grzeczno�ciowe. Powinien najpierw mnie zapyta�, zanim rozka�e co� mojemu m�owi. Jego arcypra�acka wysoko�� zaczyna mnie nieco irytowa�, tote� spr�buj� nauczy� go dobrych manier. - Mog� si� temu przygl�da�? Zapowiada si� bardzo interesuj�ca rozmowa. - Sparhawku - powiedzia�a Ehlana, rzucaj�c mu ponure spojrzenie. - Je�li chcesz unikn�� oficjalnej reprymendy, musisz natychmiast podj�� stosowne kroki, aby u�agodzi� moje niezadowolenie. - W�a�nie si� do tego zabiera�em - powiedzia�, zamykaj�c j� w ciasnym u�cisku. - Czemu tak d�ugo zwleka�e�? - westchn�a. * * * Min�o par� godzin i niezadowolenie kr�lowej Elenii zdawa�o si� znacznie s�abn��. - Czego si� dowiedzia�e� w Lamorkandii, Sparhawku? - spyta�a, przeci�gaj�c si� z rozmarzeniem. My�li Ehlany zawsze kr��y�y wok� polityki. - W tej chwili w zachodniej Lamorkandii panuje chaos. Jest tam pewien hrabia - nazywa si� Gerrich. Zetkn�li�my si� z nim w czasie poszukiwa� Bhelliomu. Uczestniczy� w�wczas w jednym ze skomplikowanych spisk�w Martela, maj�cych odci�gn�� zakony rycerskie od Chyrellos na czas wyboru arcypra�ata. - Samo to �wiadczy ju� nie najlepiej o charakterze tego hrabiego. - Mo�liwe, ale Martel by� bardzo dobry w manipulowaniu lud�mi. Wywo�a� niewielk� wojn� pomi�dzy Gerrichem i bratem patriarchy Ortzela. W ka�dym razie kampania ta najwyra�niej poszerzy�a horyzonty hrabiego, kt�ry zacz�� my�le� o tronie. - Biedny Freddie - westchn�a Ehlana. Kr�l Lamorkandii, Friedahl, by� jej dalekim kuzynem. - Nie przyj�abym jego tronu, nawet gdyby mi go ofiarowano. Czemu jednak interesuje si� tym ko�ci�? Freddie ma do�� du�� armi�, by poradzi� sobie z jednym ambitnym hrabi�. - To nie takie proste. Gerrich sprzymierzy� si� z innymi szlachcicami zachodniej Lamorkandii. Zgromadzi� armi� niemal dor�wnuj�c� rozmiarami wojskom kr�lewskim i prowadzi rozmowy z pelozyjskimi baronami z okolic jeziora Venne. - Ci bandyci - rzuci�a z pogard� kr�lowa. - Ka�dy mo�e ich kupi�. - �wietnie orientujesz si� w sytuacji w tamtym regionie, Ehlano. - Musz�, Sparhawku. Pelosia graniczy z nami od p�nocnego wschodu. Czy obecne niepokoje zagra�aj� nam w jaki� spos�b? - W tej chwili nie. Oczy Gerricha s� zwr�cone na wsch�d -w stron� stolicy. - Mo�e powinnam zaproponowa� Freddiemu sojusz? - zastanawia�a si� Ehlana. - Je�li wybuchnie tam wojna, mog�abym zagarn�� �adny kawa�ek po�udniowo-zachodniej Pelosii. - Czy�by�my mieli ambicje terytorialne, wasza wysoko��? - Nie tej nocy, Sparhawku - odpar�a. - Mam teraz na g�owie inne rzeczy. - Raz jeszcze wyci�gn�a ku niemu r�k�. * * * Nieco p�niej, tu� przed �witem, miarowy oddech Ehlany powiedzia� Sparhawkowi, �e kr�lowa zasn�a. Rycerz wy�lizn�� si� z ��ka i podszed� do okna. Lata szkolenia wojskowego wyrobi�y w nim odruch sprawdzania pogody tu� przed brzaskiem. Deszcz usta�, zerwa� si� jednak wiatr. Wiosna dopiero si� zaczyna�a i Sparhawk nie mia� wi�kszej nadziei na popraw� pogody w ci�gu najbli�szych tygodni. Cieszy� si�, �e dotar� do domu, dzie� bowiem nie zapowiada� si� zbyt obiecuj�co. Jego wzrok pow�drowa� ku szarpanym wiatrem p�omieniom pochodni na dziedzi�cu. Jak zawsze podczas marnej pogody Sparhawk cofn�� si� my�lami do lat, kt�re sp�dzi� w smaganym promieniami bezlitosnego s�o�ca mie�cie Jiroch na pustynnym p�nocnym wybrze�u Rendoru, gdzie kobiety w czarnych szatach, o twarzach zakrytych welonami w�drowa�y do studni w stalowym blasku poranka i gdzie kobieta imieniem Lillias wype�nia�a jego noce czym�, co sama nazywa�a mi�o�ci�. Nie wspomina� jednak owej nocy w Cippri, kiedy zab�jcy Martela niemal pozbawili go �ycia. Wyr�wna� ten rachunek z Martelem w �wi�tyni Azasha w Ze-mochu, nie by�o wi�c sensu wspomina� zau�ka w Cippri ani d�wi�ku klasztornych dzwon�w, kt�re wzywa�y go w ciemno�ci. Nadal dr�czy�o go wspomnienie osobliwego uczucia, �e jest obserwowany, kt�re ogarn�o go w w�skiej uliczce, gdy zmierza� do pa�acu. Dzia�o si� co�, czego nie rozumia�, i Sparhawk poczu� gwa�towny �al, �e nie mo�e pom�wi� o tym z Sephreni�. ROZDZIA� DRUGI - Wasza wysoko��! - zaprotestowa� hrabia Lenda. - Nie mo�na zwraca� si� w ten spos�b do arcypra�ata. - Lenda wpatrywa� si� z przera�eniem w kawa�ek papieru, kt�ry w�a�nie poda�a mu kr�lowa. - Dobrze cho�, i� nie oskar�y�a� go o to, �e jest z�odziejem i �ajdakiem. - Czy�bym o tym zapomnia�a? Co za niedopatrzenie! - Jak co rano o tej porze siedzieli w wy�cie�anej b��kitnymi kobiercami komnacie rady. - Nie mo�esz czego� z ni� zrobi�, Sparhawku? - spyta� b�agalnie Lenda. - Och, Lendo - roze�mia�a si� Ehlana, posy�aj�c kruchemu starcowi ciep�y u�miech. - To tylko wst�pna wersja. Kiedy j� pisa�am, by�am lekko poirytowana. - Lekko? - Wiem, �e nie mo�emy wys�a� listu w obecnej postaci, m�j panie. Chcia�am jednak, aby� wiedzia�, co naprawd� czuj�, zanim wszystko u�agodzimy i ujmiemy w dyplomatyczne formu�ki. Chodzi mi o to, �e Dolmant zaczyna przekracza� granice swej w�adzy. Jest arcypra�atem, nie cesarzem. Ju� i tak ko�ci� spra- wuje zbyt wielk� kontrol� nad sprawami �wieckimi. I je�li kto� nie usadzi Dolmanta, ka�dy kr�l w Eosii stanie si� jego wasalem. Przykro mi, panowie, jestem prawdziw� c�r� ko�cio�a, ale nie zgodz� si� na to, �eby ukl�kn�� przed Dolmantem i przyj�� z jego r�k koron� w napr�dce wymy�lonej ceremonii, stworzonej tylko po to, by mnie poni�y�. Sparhawka lekko zdumia�a dojrza�o�� polityczna �ony. Struktura w�adzy na kontynencie Eosii zawsze opiera�a si� na delikatnej r�wnowadze si� pomi�dzy w�adz� ko�cio�a a pot�g� poszczeg�lnych kr�l�w. Kiedy co� zak��ca�o t� r�wnowag�, zaczyna�y si� k�opoty. - Jej wysoko�� ma sporo racji, Lendo - powiedzia� z namys�em. - W ostatnim pokoleniu eosia�skie monarchie nie wyr�nia�y si� zbyt wielk� si��. Aldreas by�... - Urwa�, szukaj�c w�a�ciwego s�owa. - G�upi - doko�czy�a Ehlana, ch�odno charakteryzuj�c w�asnego ojca. - Mo�e nie posuwa�bym si� a� tak daleko - mrukn�� Spar-hawk. - Wargun to kapry�ny dziwak, Soros - maniak religijny, Obler jest stary, a Friedahl rz�dzi jedynie z �aski swych baron�w. Gre-gos pozwala swoim krewnym podejmowa� wszystkie decyzje, kr�l Brisant z Cammorii to zwyk�y sybaryta, a nie znam nawet imienia aktualnego kr�la Rendoru. - Ogyrin - podsun�� mu Kalten - nie �eby to mia�o jakiekolwiek znaczenie. - W ka�dym razie - ci�gn�� Sparhawk, sadowi�c si� wygodniej na krze�le i z namys�em pocieraj�c policzek - w tym samym czasie w�r�d hierarch�w pojawi�a si� grupa bardzo zdolnych polityk�w. S�abo�� Cluvonusa zach�ca�a patriarch�w do prowadzenia w�asnej polityki. Gdyby�my mieli gdzie� wolny tron, spokojnie mogliby�my posadzi� na nim Embana, Ortzela czy Bergstena. Nawet Annias mia� spory talent polityczny. Kiedy kr�lowie s�abn�, ko�ci� ro�nie w si�� - czasami zbyt wielk� si��. - Wyrzu� to z siebie, Sparhawku - warkn�� Platime. - Pr�bujesz nam zasugerowa�, �eby�my wypowiedzieli wojn� ko�cio�owi? - Jeszcze nie dzisiaj, Platimie. Nie odrzucajmy jednak zbyt pochopnie tego pomys�u. Uwa�am, �e nadszed� czas, by zacz�� wysy�a� sygna�y do Chyrellos, a nasza kr�lowa mo�e najlepiej si� do tego nadawa�. Po tym, jak pokierowa�a hierarchami podczas wyboru Dolmanta, uwa�nie wys�uchaj� ka�dego jej s�owa. Nie jestem pewien, czy bardzo �agodzi�bym ton jej listu, Lendo. Przekonajmy si�, czy zdo�amy przyci�gn�� ich uwag�. W oczach Lendy p�on�� zapa�. - W ten spos�b powinno si� prowadzi� t� gr�, moi mili -powiedzia� z entuzjazmem. - Dolmant m�g� nie zdawa� sobie sprawy, �e posuwa si� za daleko - zauwa�y� Kalten. Mo�e wys�a� Sparhawka do Lamor-kandii jako tymczasowego mistrza Zakonu Pandionu i ca�kowicie przeoczy� fakt, �e jest on r�wnie� ksi�ciem ma��onkiem. Sarathi ma w tej chwili na g�owie mn�stwo spraw. - Je�li jest tak roztargniony, nie powinien zasiada� na tronie arcypra�ata - oznajmi�a stanowczo Ehlana. Zmru�y�a oczy, co zawsze stanowi�o niebezpieczny sygna�. - Damy mu wyra�nie do zrozumienia, �e zrani� moje uczucia. B�dzie si� stara� wszystko u�agodzi� i mo�e zdo�am to wykorzysta�, aby odzyska� tamto ksi�stwo na p�noc od Vardenais. Lendo, czy istnieje jakikolwiek spos�b na powstrzymanie ludzi od zapisywania swych maj�tk�w ko�cio�owi? - To odwieczny zwyczaj, wasza wysoko��. - Wiem, ale przecie� ziemia ta pochodzi od korony. Czy nie powinni�my mie� czego� do powiedzenia w sprawie tego, kto j� dziedziczy? Mo�na pomy�le�, �e je�li szlachcic umiera bezpotomnie, jego maj�tek wr�ci do nas, lecz za ka�dym razem, kiedy w Elenii pojawi si� bezdzietny szlachcic, kler t�oczy si� wok� niego niczym stado s�p�w, pr�buj�c przekona� go, aby odda� im swoj� ziemi�. - Odbierz par� tytu��w - zasugerowa� Platime. - Ustan�w prawo, �e je�li szlachcic nie ma nast�pcy, traci maj�tek. - Arystokracja wpadnie w sza� - j�kn�� Lenda. - Po to w�a�nie macie armi� - odpar� Platime, wzruszaj�c ramionami. - Aby gasi� wybuchy sza�u. Powiem ci co�, Ehlano. Ty ustan�w prawo, a ja zorganizuj� najg�o�niej protestuj�cym par� bardzo publicznych i bardzo nieprzyjemnych wypadk�w. Arystokraci nie s� zbyt inteligentni, ale w ko�cu zrozumiej�, co si� dzieje. W ko�cu. - S�dzisz, �e to mog�oby si� uda�? - spyta�a Ehlana hrabiego Lend�. - Z pewno�ci� wasza wysoko�� nie m�wi serio? - Musz� co� z tym robi�, Lendo. Ko�ci� poch�ania moje kr�lestwo kawa�ek po kawa�ku. A kiedy raz przejmie maj�tek, na zawsze znika on z rejestr�w podatkowych. - Urwa�a. - Pami�tacie, o czym m�wi� Sparhawk? To mo�e by� najlepszy spos�b na zwr�cenie uwagi ko�cio�a. Przygotujmy now� wersj� drako�sko surowego prawa i "przypadkiem" pozw�lmy, aby jeden egzemplarz wpad� w r�ce cz�onka kleru. Mo�na bezpiecznie za�o�y�, �e trafi do Dolmanta, zanim inkaust zd��y wyschn��. - To naprawd� niegodne posuni�cie, moja kr�lowo - wtr�ci� Lenda. - Ciesz� si�, �e si� zgadzasz, m�j panie - Ehlana rozejrza�a si� wok�. - Czy jest co� jeszcze, panowie? - W g�rach w pobli�u Cardos dzia�a nie licencjonowana banda, Ehlano - zagrzmia� Platime. Niechlujny czarnobrody grubas siedzia� rozwalony wygodnie w fotelu z nogami opartymi na stole. U jego boku sta�a flaszka z winem i kielich. Tunika t�u-�ciocha by�a wymi�ta i poplamiona jedzeniem, a zmierzwione w�osy niedbale opada�y na czo�o, niemal zas�aniaj�c oczy. Platime z samej swej natury by� niezdolny do u�ywania oficjalnych tytu��w, lecz kr�lowa ignorowa�a to. - Nie licencjonowana? - mrukn�� ze zdumieniem Kalten. - Wiesz, co mam na my�li - warkn�� Platime. - Nie maj� pozwolenia rady z�odziei na dzia�anie w tamtej okolicy i �ami� wszelkie zasady. Nie jestem pewien, ale podejrzewam, �e to dawni podw�adni prymasa Cimmury. Pokpi�a� spraw�, Ehlano. Powinna� by�a zaczeka�, a� schwytamy wszystkich, i dopiero potem og�osi�, �e s� przest�pcami. - No c� - wzruszy�a ramionami. - Nikt nie jest doskona�y. - Zwi�zki ��cz�ce Ehlan� i Platime'a by�y do�� szczeg�lnej natury. Kr�lowa zdawa�a sobie spraw�, �e z�odziej nie potrafi� nagi�� swego j�zyka do uprzejmych formu�ek u�ywanych przez szlacht�, tote� bez mrugni�cia okiem znosi�a szorstkie uwagi, kt�re w innych ustach stanowi�yby dla niej najwy�sz� obraz�. Mimo swych wad Platime okaza� si� utalentowanym, inteligentnym doradc� i Ehlana ceni�a sobie jego zdanie. - Nie dziwi� si�, �e wsp�lnicy Anniasa, znalaz�szy si� w potrzebie, zaj�li si� rabunkiem. Od pocz�tku przecie� byli bandytami. Poniewa� jednak w g�rach zawsze roi�o si� od banit�w, w�tpi�, by jedna banda robi�a tu jak�� r�nic�. - Ehlano - westchn�� Platime. - Jeste� dla mnie jak m�odsza siostra, ale czasami przejawiasz okropn� ignorancj�. Licencjonowany rabu� zna zasady. Wie, kt�rych podr�nych mo�na napa�� czy zabi�, a kt�rych nale�y zostawi� w spokoju. Nikt nie przejmuje si�, je�li bandyci poder�n� gard�o lub ukradn� sakiewk� jakiemu� t�ustemu kupcowi, kiedy jednak w g�rach zaczn�, gin�� arystokraci czy wys�annicy rz�du, w�adze musz� podj�� stosowne kroki, �eby przynajmniej wygl�da�o na to, i� spe�niaj� swoj� powinno��. Nadmierna uwaga w�adz nie s�u�y naszym interesom. Policja zaczyna chwyta� i wiesza� zupe�nie niewinnych przest�pc�w. Rabunek to nie zaj�cie dla amator�w. Jest jeszcze jeden problem. Ci bandyci opowiadaj� miejscowym ch�opom, �e tak naprawd� nie s� rabusiami, ale patriotami, buntuj�cymi si� przeciw w�adzy okrutnego tyrana - to o tobie mowa, siostrzyczko. W�r�d ch�op�w zawsze znajdzie si� grupa niezadowolonych, kt�rzy ch�tnie dadz� pos�uch podobn