TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS |
Rozszerzenie: |
TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
TEN MĘŻCZYZNA 4.JEGO POCAŁUNKI - JODIELLEN MALPAS Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Ten Mężczyzna
Tom 4
Jego Pocałunki
J O D I E L L E N M A L P A S s e r i a T e n M ę ż c z y z n a
T o m 1 T e n M ę ż c z y z n a
T o m 2 J e g o K ł a m s t w a
T o m 3 J e g o N a m i ę t n o ś ć
T o m 4 J e g o P o c a ł u n k i
T o m 5 J e g o W y z n a n i a
T o m 6 J e g o P r a w d a
Rozdział 1
John otwiera przede mną drzwi Rezydencji i uśmiecha się lekko, żeby dodać
mi otuchy.
– Uspokoił się? – pytam. Mijamy bar i przechodzimy przez ogród zimowy.
Siedzący na sofach goście popijają drinki i rozmawiają, zapewne dyskutują o
tym, co ich czeka wieczorem. Czuję na sobie ciekawskie spojrzenia. Cała się
spinam.
– A niech to, dziewczyno, zalazłaś sukinsynowi za skórę – śmieje się John,
demonstrując złoty ząb.
Wzdycham, przyznając mu rację.
– Mój mężczyzna bywa trudny.
John spogląda na mnie z uśmiechem.
– Trudny? Ciekawe określenie. Ja mówię, że jest upierdliwy. Ale podziwiam
jego determinację.
– Determinację? – Marszczę brwi. – Determinację, żeby utrudnić mi życie?
John zatrzymuje się przed gabinetem Jessego.
– Jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany, żeby żyć.
– Co masz na myśli? – Nie udaje mi się ukryć zmieszania. Nie dostrzegam
żadnej determinacji, żeby żyć. Widzę tylko determinację, żeby zestresować się
na śmierć. Ten facet ma skłonności autodestrukcyjne. Oddech więźnie mi w
gardle. Jesse użył słowa „samozniszczalny”, kiedy zabrał mnie na przejażdżkę
motorem.
– Uwierz mi, to dobrze. – John spogląda na mnie z sympatią. – Nie bądź dla
niego zbyt surowa.
– Od jak dawna go znasz, John?
– Wystarczająco długo, dziewczyno. Zostawię was teraz. – Odwraca się i
odchodzi korytarzem.
– Dziękuję, John – mówię do jego pleców.
– Nie ma za co, dziewczyno. Nie ma za co.
Stoję przed gabinetem Jessego z dłonią na klamce. Słowa Johna, choć
niejasne, wzbudziły moją ciekawość. Przez głowę przemykają mi myśli o
alkoholu, zabawianiu się, skórzanych strojach i bliznach. Naciskam klamkę i
ostrożnie wchodzę do środka. I nie podoba mi się to, co widzę.
Jesse siedzi w swoim wielkim fotelu zwrócony twarzą do Sarah, która
przysiadła na jego biurku. Czuję przypływ zaborczości, ale bardziej niepokoi
mnie stojąca na biurku Jessego butelka wódki. Mogę znieść kobiece zaloty, o
ile są niechciane. Wódka to zupełnie inna sprawa.
Oboje jednocześnie podnoszą wzrok, Sarah posyła mi nieszczery uśmiech.
Zaraz potem zauważam worek z lodem na dłoni Jessego. Miałam rację,
dopuszczając do siebie uczucie zazdrości. Wydają się być w zażyłych
stosunkach. Teraz nie mam już absolutnie żadnych wątpliwości, że tych dwoje
spało ze sobą. Sarah ma to wypisane na twarzy. Robi mi się niedobrze, ogarnia
mnie zazdrość i drapieżna zaborczość.
Spojrzenia moje i Jessego spotykają się. Wciąż ma na sobie te same
ciemnoszare spodnie, ale podwinął rękawy czarnej koszuli. Blond włosy ma
zmierzwione, ale mimo całego swojego uroku sprawia wrażenie wystraszonego
i skrępowanego. Nie winię go za to. Właśnie przyłapałam go z inną kobietą i
butelką tego świństwa w zasięgu ręki. Spełniły się moje najgorsze obawy. Jesse
powoli odwraca się w fotelu w moją stronę.
– Piłeś? – pytam stanowczo, choć czuję się niepewnie.
Jesse kręci głową.
– Nie – odpowiada cicho, ale nie wiem, czy z powodu tej kobiety, czy
wódki. Opuszcza lekko głowę i zapada krępująca cisza. Zaraz potem Sarah
kładzie dłoń na jego ramieniu, a ja mam ochotę przyskoczyć do biurka i
wytargać ją za kłaki. Jesse wzdryga się i zerka na mnie.
Za kogo ona się uważa, do cholery? Nie uwierzę, że próbuje być
przyjaciółką służącą mu wsparciem, nie jestem aż tak naiwna. Nagle jestem na
siebie wściekła, że pozwoliłam innej kobiecie – zwłaszcza tej kobiecie – go
pocieszać. To moje zadanie.
– Możesz się odsunąć? – Patrzę prosto na nią, więc nie ma żadnych
wątpliwości, do kogo się zwracam.
Podnosi na mnie wzrok, ale nie zabiera ręki z ramienia Jessego.
– Słucham?
– Słyszałaś. – Rzucam jej nienawistne spojrzenie, a ona uśmiecha się kpiąco
pod nosem.
Jesse odsuwa się i jej dłoń opada na biurko. Biedak nerwowo wodzi
wzrokiem od Sarah do mnie. Nie odzywa się ani słowem, ale wtedy ta zdzira
nachyla się i całuje go w policzek, przywierając doń ustami znacznie dłużej, niż
to konieczne.
– Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebował, kotku – mówi idiotycznie
uwodzicielskim tonem.
Jesse sztywnieje od stóp do głów i spogląda na mnie z obawą. I słusznie,
kilka godzin temu to on zmieszał mnie z błotem z powodu klienta i byłego
chłopaka. Gdyby to mnie przyłapał w podobnej sytuacji, z Matta i Mikaela
zostałaby już tylko krwawa miazga.
Otwieram na oścież drzwi biura i wbijam wzrok w tę sztuczną blond zdzirę.
– Żegnam, Sarah – mówię tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Spogląda na mnie z pewną siebie miną, zsuwa się z biurka i wolnym
krokiem rusza w stronę wyjścia, ani na chwilę nie odrywając ode mnie wzroku.
Odprowadzam ją morderczym spojrzeniem aż do drzwi i gdy tylko jej
piętnastocentymetrowe platformy przekraczają próg, zatrzaskuję je za nią z
cichą nadzieją, że walnęłam ją w ten jej jędrny tyłek.
A teraz muszę się zająć moim trudnym mężczyzną. Gdy zobaczyłam go z
Sarah, jedno stało się dla mnie jasne. Jesse należy do mnie, koniec kropka.
Odwracam się w jego stronę. Nie ruszył się z fotela, butelka wódki wciąż stoi
na środku biurka. Przygryza dolną wargę, trybiki w jego głowie kręcą się jak
szalone. Wskazuję głową butelkę.
– Co tu robi wódka?
– Nie wiem. – Na jego twarzy maluje się udręka, a mnie dobija to, że stoję
po przeciwnej stronie pokoju.
– Masz ochotę się napić?
– Nie kiedy ty tu jesteś – odpowiada głośno i wyraźnie.
– Zostawiłeś mnie – przypominam mu.
– Wiem.
– A gdybym nie przyszła? – To kluczowe pytanie. Wciąż się nad tym
zastanawiam. Jesse zachowuje się tak, jak gdyby nie miał problemu z
alkoholem, a potem zastaję go w towarzystwie kobiety i butelki wódki, bo się
pokłóciliśmy. Nie mogę się tak zamartwiać za każdym razem, gdy się
posprzeczamy.
– Nie miałem zamiaru pić. – Odpycha butelkę.
– Więc skąd się tu wzięła?
Wzrusza ramionami, jak gdyby nigdy nic. Doprowadza mnie tym do szału.
Moje obawy się potwierdziły, a on myśli, że zadowolę się jego mętnymi
wyjaśnieniami i wzruszeniem ramion?
– Nie zamierzałem jej wypić, Avo – powtarza lekko poirytowanym tonem.
– Napijesz się, jeśli odejdę?
Spogląda mi w oczy, na jego przystojnej twarzy pojawia się panika.
– Zostawisz mnie?
– Musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań. – Grożę mu, ale czuję, że nie
mam innego wyjścia. Musi wyjaśnić kilka spraw. – Dlaczego Mikaela tak
interesuje nasz związek?
– Zostawiła go żona – odpowiada szybko Jesse.
– Bo się z nią przespałeś.
– Tak.
– Kiedy?
– Wiele miesięcy temu, Avo. – Podnosi na mnie wzrok, z jego oczu bije
szczerość. – To ona pojawiła się w Lusso. Mówię ci to, zanim znów zagrozisz,
że mnie zostawisz. – W jego słowach słychać nutkę sarkazmu, ale puszczam to
mimo uszu.
– Martwiła się o ciebie, prawda?
– Zapewne, ale wciąż mnie pragnie.
– Jakżeby inaczej. – Zachowuję stoicki spokój.
Jesse kiwa głową.
– Postawiłem sprawę jasno, Avo. Przespałem się z nią wiele miesięcy temu,
potem ona wróciła do Danii. Nie wiem, czemu teraz postanowiła się za mną
uganiać.
Wierzę mu, zresztą Mikael był zajęty swoim rozwodem, a takie sprawy
wymagają czasu. Musiało minąć dobre kilka miesięcy.
– A więc Mikael chce mnie tobie odebrać, tak jak ty odebrałeś mu żonę.
Jesse chowa twarz w dłoniach.
– Nie odebrałem mu jej, Avo. Sama od niego odeszła. Ale masz rację, chce
mi ciebie odebrać.
– Przecież byliście w przyjacielskich stosunkach, kupiłeś apartament w
Lusso. – Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.
– Z jego strony to tylko pozory. Nie miał na mnie żadnego haka, bo na
niczym mi nie zależało. Ale teraz mam ciebie. – Podnosi na mnie wzrok. –
Teraz wie, jak mnie zranić.
Czuję pieczenie pod powiekami, jemu też szklą się oczy, a na twarzy
pojawia się smutek. Dłużej już nie wytrzymam tego oddalenia. Podchodzę do
fotela, a on rozpościera ramiona. Nie przejmując się spuchniętą ręką, siadam
mu na kolanach i pozwałam, by wziął mnie w objęcia i zawładnął moimi
zmysłami. Jego dotyk i zapach działają na mnie kojąco. Gdy tak pocieszamy się
i dodajemy sobie nawzajem otuchy, wszystkie dręczące nas problemy schodzą
na dalszy plan, liczymy się tylko my.
– Umrę, kochając cię. Nie mogę pozwolić, żebyś poleciała do Szwecji.
Wzdycham.
– Wiem.
– Powinnaś była pozwolić mi przewieźć twoje rzeczy. Nie chciałem, żebyś
się z nim spotykała – dodaje.
Znów mu ulegam, ale nie dbam o to.
– Wiem. Matt wie o tobie.
Czuję, jak jego ciało sztywnieje pode mną.
– Wie o mnie?
– Powiedział mi, że jesteś alkoholikiem.
Jesse rozluźnia się i wybucha śmiechem.
– Ja jestem alkoholikiem?
Podnoszę na niego wzrok, zszokowana jego reakcją na tak krzywdzące
określenie.
– To wcale nie jest zabawne. Skąd on o tym wie?
– Avo, naprawdę nie mam pojęcia. – Wzdycha. – Poza tym jest źle
poinformowany, bo ja nie jestem alkoholikiem.
– Tak, wiem – ustępuję, choć jestem pewna, że jego problem z piciem
podchodzi pod alkoholizm. – Jesse, co ja mam zrobić? Mikael jest ważnym
klientem. – Nagle do głowy przychodzi mi bardzo nieprzyjemna myśl. – Czy on
zatrudnił mnie przy projekcie Life Building tylko ze względu na ciebie?
Jesse się uśmiecha.
– Nie, Avo. Nie wiedział o nas aż do wczoraj. Wynajął cię, bo jesteś
utalentowaną projektantką. Oszałamiająca uroda była twoim dodatkowym
atutem. A to, że się w tobie zakochałem, okazało się jeszcze większym.
– Odsłoniłeś się – mówię cicho. – Gdybyś nie wparował na nasze spotkanie,
może nigdy nie skojarzyłby faktów.
– Zadziałałem instynktownie, kiedy zobaczyłem twój kalendarz. – Wzrusza
ramionami. – Zresztą nawet gdyby nie wiedział, że jesteś moja, i tak
próbowałby cię uwieść. Już mówiłem, jest nieustępliwy.
Pamiętam, jak Jesse wybałuszył oczy i zaczął zgrzytać zębami, gdy zajrzał
do mojego kalendarza. Nie dlatego, że kupiłam nowy. Dlatego, że zobaczył w
nim imię Mikaela.
– Skąd wiesz? Jest żonaty. To znaczy był.
– Nigdy wcześniej nie stanowiło to dla niego przeszkody, Avo.
Mam w głowie totalny zamęt. Po tym odkryciu nie będę już mogła
pracować z Mikaelem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. O Boże, jestem z
nim umówiona na poniedziałek. Szykuje się niezła afera. Mam ochotę
nawrzeszczeć na Jessego, że nie umie utrzymać ptaka w spodniach. Przy-
pominam sobie paskudnego typka, którego John wyrzucił z Rezydencji w dniu,
w którym odkryłam, czym naprawdę jest. Wołał coś o zdradzanych mężach i
braku sumienia. Ile małżeństw rozbił Jesse? Ilu mężów dyszy żądzą zemsty?
Jesse obejmuje dłonią mój policzek, odrywając mnie od tych przykrych
myśli.
– Jak się tu dostałaś?
Uśmiecham się szeroko.
– Wymknęłam się mojemu strażnikowi.
Oczy Jessego skrzą się wesołością, w kącikach jego ust igra uśmiech.
– Będę musiał go zwolnić. Jak ci się to udało?
Poważnieję na myśl o rachunku za szkody, który zostanie wystawiony
Jessemu.
– Jesse, Clive ma sześćdziesiątkę na karku. Rozłączyłam mu system
telefoniczny, żeby nie mógł powiadomić cię o mojej ucieczce z tej twojej
niebosiężnej wieży.
– Naszej wieży. Jak to „rozłączyłaś”? – Marszczy nieznacznie czoło.
Chowam twarz w jego torsie.
– Wyrwałam kable.
– Aha – mówi beznamiętnie, ale wiem, że stara się powstrzymać śmiech.
– Co to w ogóle za pomysł, kazałeś emerytowi zatrzymać mnie w budynku?
– pytam oskarżycielsko. Nawet w szpilkach byłabym w stanie uciec Clive’owi.
Jesse głaszcze mnie po włosach.
– Nie chciałem, żebyś wyszła.
– Więc trzeba było samemu nie wychodzić. – Wyciągam mu koszulę ze
spodni i wsuwam pod nią dłonie, żeby móc się nacieszyć ciepłem jego torsu.
Ściska mnie mocniej, czuję pod palcami bicie jego serca. Dodaje mi to otuchy.
– Byłem wściekły. – Wzdycha. – Doprowadzasz mnie do szału. – Całuje
mnie w skroń i zanurza palce w moich włosach.
– Jak twoja ręka?
– Miałaby się lepiej, gdybym ciągle nią w coś nie walił – odpowiada oschle.
Wyzwalam się z jego uścisku.
– Pokaż. – Prostuję się, a on wypuszcza mnie z objęć i podaje mi chorą rękę.
Delikatnie ujmuję ją w dłonie. Nie krzywi się, ale zerkam na niego spod oka,
żeby upewnić się, że go nie boli. Szklane drzwi windy rozsypały się na milion
kawałków i tego samego spodziewałabym się po jego dłoni.
– Nic mi nie jest.
– Rozwaliłeś drzwi windy – mówię, gładząc jego pokiereszowaną pięść.
– Byłem naprawdę wściekły.
– Już to mówiłeś. A co z nalotem na moje biuro dziś po południu? Wtedy
też byłeś wściekły?
– Tak. – Mruży oczy, a potem się uśmiecha. – Trochę tak jak ty przed
chwilą.
– Ja nie byłam wściekła, Jesse. – Spoglądam ze współczuciem na poranioną
dłoń. Podobne uczucia wzbudza we mnie ta żałosna kobieta, którą właśnie
wyprosiłam z gabinetu. – Po prostu znaczyłam swój teren. Ona cię pragnie.
Równie dobrze mogłaby usiąść na tobie okrakiem i wepchnąć ci cycki w twarz.
– Krzywię się z odrazą na myśl o jej desperacji. Gdy podnoszę wzrok, Jesse
obdarza mnie szerokim uśmiechem godnym hollywoodzkiej gwiazdy. Ten
uśmiech jest jeszcze bardziej promienny niż ten zarezerwowany wyłącznie dla
kobiet. Ten uśmiech jest zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Nie mogę
powstrzymać lekkiego uśmieszku.
– Widzę, że jesteś z siebie bardzo zadowolony.
Jesse zabiera rękę, żebym przestała się nad nią roztkliwiać.
– Bo jestem. Lubię, kiedy jesteś taka zaborcza i opiekuńcza. Mam wtedy
pewność, że jesteś we mnie szaleńczo zakochana.
– Bo jestem, mimo twoich wybryków. I nie nazywaj Sarah „kotkiem” –
drwię.
Trąca nosem mój nos i całuje mnie.
– Dobrze.
– Spałeś z nią. – To nie jest pytanie, lecz stwierdzenie (aktu. Jesse cofa się,
w jego zielonych oczach dostrzegam czujność. Przewracam oczami. – Seks bez
zobowiązań?
Spuszcza wzrok.
– Tak. – Nie podoba mu się obrót, jaki przybrała ta rozmowa.
Cholera, wiedziałam. W porządku. Jakoś to przeżyję, pod warunkiem że
będzie trzymał tę lafiryndę na dystans. Co może się okazać cholernie trudne,
skoro pracuje dla niego i łazi za nim jak zagubione szczenię.
– Chcę powiedzieć tylko jedno. – Muszę to wyjaśnić, jeśli kiedykolwiek w
przyszłości mam utrzymywać kontakty, społeczne i służbowe, z innymi
mężczyznami, chociaż zdaję sobie sprawę, że Jesse nigdy nie wyzbędzie się do
końca swojej zaborczości. – Liczysz się tylko ty. – Całuję go w usta, żeby
podkreślić wagę tego wyznania.
– Liczę się tylko ja – powtarza, odwzajemniając pocałunek.
Uśmiechem się szeroko.
– Grzeczny chłopiec.
Odsuwa się i muska palcami mój kark, w jego oczach widzę satysfakcję.
– Kocham cię, Avo.
Przyciskam policzek do jego ramienia.
– Wiem.
– Weź jutro wolne.
Nawet nie poinformowałam Patricka o moim popołudniowym spotkaniu z
panem Wardem, ale potrzebuję chwili oddechu, a propozycję przedłużonego
weekendu z Jessem trudno odrzucić. Nie mam żadnych umówionych spotkań i
jestem ze wszystkim na bieżąco. Patrick jest mi winien kilka dni wolnego. Nie
będzie miał nic przeciwko temu.
Odrywam się od Jessego.
– Dobrze.
Marszczy brwi, jak gdyby obawiał się, że zaraz cofnę to, co powiedziałam,
albo postawię jakiś warunek.
– Naprawdę? – Oczy mu się skrzą, a kąciki ust drgają. – Zachowujesz się
bardzo rozsądnie. To do ciebie niepodobne.
Robię wielkie oczy. Wiem, że wie, że to on zachowuje się nierozsądnie.
Droczy się ze mną. Nie daję się złapać.
– Nie zwracam na ciebie uwagi – mruczę.
– Zaraz zaczniesz. Zabieram cię do naszej niebosiężnej wieży. Już zbyt
długo nie byłem w tobie. – Wstaje z fotela. – Idziemy? – pyta, wyciągając do
mnie rękę. Czuję ściskanie w żołądku na myśl o tym, co czeka mnie w domu.
– Mogłabym trochę powiosłować – rzucam od niechcenia.
Jesse unosi brew.
– Powiosłujemy innym razem, skarbie. Chcę się z tobą kochać – mówi
miękko, spoglądając na mnie. Uśmiecham się.
Gdy prowadzi mnie przez ogród zimowy do wyjścia, ignoruję rozczarowane
miny napotkanych po drodze kobiet. Najwyraźniej wszystkie liczyły na to, że
wyjdziemy stąd osobno. Przy drzwiach spotykamy Johna, który obdarza mnie
swoim charakterystycznym uśmiechem.
– Zobaczymy się jutro – informuje go Jesse, otwierając mi drzwi.
– W porządku. – John klepie Jessego w ramię i odchodzi w kierunku baru.
Gdy się odwracam, dostrzegam kątem oka Sarah stojącą w drzwiach baru.
Wita się z Johnem, ale obserwuje mnie i Jessego. Nie sposób nie zauważyć
rozgoryczenia na jej silikonowej twarzy. Jestem pewna, że rano będzie miała
worki pod oczami.
– Zostaw auto, jutro je odwieziemy – mówi Jesse, otwierając mi drzwi
astona martina. Nie protestuję.
Jadąc długim podjazdem, mijamy porsche Sama zmierzające w stronę
Rezydencji. Prostuję się na siedzeniu.
– Hej, tam jest Kate! – wołam. Sam trąbi i pokazuje Jessemu uniesiony w
górę kciuk. Wyciągam za nimi szyję. Kate niechętnie unosi rękę w geście
powitania. – Co ona tu robi? – Zerkam na Jessego, który nie odrywa wzroku od
drogi. Dobry Boże! – Należy do klubu, prawda? – pytam oskarżycielskim
tonem.
– Nie rozmawiam o członkach klubu. To poufne – odpowiada z kamienną
twarzą.
– A więc Kate należy do klubu!
Jesse wzrusza ramionami i wciska guzik otwierający bramę. A to spryciara!
Dlaczego nic mi nie powiedziała? Czy zapisała się ze względu na zamiłowanie
do perwersji, czy ze względu na Sama? Chryste, a już myślałam, że moja
płomiennowłosa przyjaciółka niczym mnie nie zaskoczy.
Jesse rusza szosą z rykiem silnika. Wciska kilka guzików na kierownicy i
otacza nas wyrazisty męski głos.
– Kto to?
Jesse stuka palcami w kierownicę.
– John Legend. Podoba ci się?
O tak. Wyciągam rękę, a Jesse zsuwa dłonie z kierownicy, żebym miała
dostęp do przycisków. Znajduję ten po prawej i podgłaśniam muzykę.
– Uznam to za potwierdzenie. – Uśmiecha się półgębkiem i kładzie mi rękę
na kolanie. Nakrywam ją dłonią.
– Ręka w porządku?
– W porządku. Wyluzuj, moja droga.
– Muszę wysłać wiadomość Patrickowi.
– Tak, zrób to. Jutro i przez cały weekend chcę cię mieć tylko dla siebie. –
Zdejmuje rękę z mojego kolana i kładzie ją z powrotem na kierownicy.
Wysyłam krótki esemes Patrickowi i, tak jak się spodziewałam, od razu
dostaję odpowiedź. Mogę wziąć zasłużony dzień wolny. Doskonale. Trzy dni
niezakłóconego niczym pobytu w Siódmym Niebie Jessego.
Rozdział 2
Wchodzimy do Lusso, trzymając się za ręce. Clive rzuca mi spojrzenie pełne
dezaprobaty. Moja skruszona mina chyba nie robi na nim wrażenia.
– Panie Ward – mówi ostrożnie, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Clive – Jesse wita go skinieniem głowy i bez wdawania się w pogawędki
prowadzi mnie do windy. Nie jestem zaskoczona, gdy zaraz po zamknięciu się
drzwi przyciska mnie do ściany, napierając całym ciałem. W podbrzuszu czuję
znajome, silne pulsowanie, krew zaczyna mi szybciej krążyć w żyłach. Jesse
wpycha mi nogę między uda i przesuwa nią po kroczu. Zaczynam dyszeć.
– Zdenerwowałaś konsjerża – szepcze, przysuwając usta do moich.
– A niech to – udaje mi się wydusić. Jesse rozgniata mi usta pocałunkiem,
jednocześnie napierając na mnie pulsującym członkiem. O Boże, pragnę zerwać
z niego ubranie, ale to z całą pewnością nie jest „kochanie się”, chociaż wcale
nie zamierzam się skarżyć.
– Dlaczego nie masz na sobie sukienki? – pyta z irytacją Jesse, raz po raz
wsuwając mi język do ust. Sama zadaję sobie to pytanie. Teraz byłaby już
zadarta na wysokość pasa, a on tkwiłby we mnie.
– Nie mam ich aż tyle.
Jęczy mi w usta.
– Jutro kupimy same sukienki. – Wypycha biodra w górę, ocierając się o
moje krocze. Wzdycham z czystej, niekłamanej rozkoszy.
– Jutro kupimy jedną sukienkę. – Sięgam ręką w dół i rozpinam mu pasek.
Jesse przerywa pocałunek i pociera spoconym czołem o moje, oczy błyszczą
mu na znak aprobaty, wargi ma rozchylone. Pocieram grzbietem dłoni jego
spodnie i czuję, jak jego członek drga pod moim dotykiem. Przesuwam
językiem po jego dolnej wardze. Potem rozpinam rozporek i wyjmuję sztywny
członek, łapię go mocno u nasady i ściskam lekko. Jesse zaciska powieki.
– Weź go do ust – rozkazuje łagodnie.
Drzwi windy otwierają się na hol penthouse’u. Czuję niewysłowioną ulgę,
że to jedyna winda, która wjeżdża na ostatnie piętro. Zsuwam się plecami po
ścianie i kucam przed nim, tak że mam przed sobą gorący, pulsujący członek,
ale moją uwagę przykuwa paskudna blizna. Obiecałam sobie, że nie będę już o
nią pytać, ale zżera mnie ciekawość, zwłaszcza że John wspomniał o
autodestrukcyjnych skłonnościach Jessego. Podnoszę na niego wzrok.
Wyprostowane ręce oparł sztywno o ścianę nad moją głową, patrzy na mnie.
– Na co czekasz? – pyta, niecierpliwie wypychając biodra do przodu.
Wszystkie myśli o tajemniczych bliznach rozpierzchają się, gdy przypominam
sobie ostatni raz, gdy wzięłam go w ten sposób. Był taki brutalny. Czy znów
taki będzie?
Spuszczam wzrok i łapię mocniej pulsujący członek. Potem zlizuję z
nabrzmiałej żołędzi kroplę nasienia i powoli przesuwam dłoń do przodu. Z
gardła Jessego wyrywa się niski jęk, biodra trzęsą mu się lekko. Każde leniwe
pociągnięcie językiem sprawia, że oddycha coraz szybciej, jego podbrzusze
unosi się i opada tuż przed moją twarzą. Gdy wyrywa mu się przekleństwo,
oblizuję jądra, po czym muskam językiem spód penisa i unoszę się lekko na
nogach, żeby dosięgnąć samego koniuszka.
– Weź go całego, Avo – dyszy Jesse.
Drzwi windy znów się zamykają, Jesse uderza pięścią w guzik i znów
zapiera się ręką o ścianę za moimi plecami. Otaczam ustami żołądź i powoli,
delikatnie, zataczam językiem kółko wokół niej. Jesse dygocze. Uwielbiam to
robić. Uwielbiam, gdy z jego gardła wydobywają się takie dźwięki, gdy jego
ciało reaguje na mnie w taki sposób.
Czekam na pchnięcie, ale nie nadchodzi. Walczy ze sobą, czuję narastające
w nim napięcie. Widzę, że biodra trzęsą mu się lekko. Postanawiam zakończyć
jego udrękę i biorę go głęboko do ust, aż uderza członkiem w tylną ścianę
gardła. Jest w dotyku miękki jak aksamit. Idealny. Stłumione warknięcie, jakie
wydaje z siebie, gdy odsuwam się, oblizuję powoli żołądź i znów biorę go aż po
nasadę, napawa mnie satysfakcję i pewnością siebie. Tym razem wyrzuca
biodra naprzód, a że mam ścianę za plecami, nie mogę się cofnąć. Obejmuje
dłońmi tył mojej głowy, żeby ją osłonić, z okrzykiem wbija się we mnie,
odrzucając głowę w tył, i zaczyna mnie posuwać. Pamiętam, żeby się rozluźnić.
Walcząc z odruchem wymiotnym, przesuwam dłonie na jego jędrny tyłek. A
potem zatapiam paznokcie w muskularnych pośladkach.
– Mocniej! – Głos ma surowy i drapieżny. Wbijam paznokcie mocniej. – O
cholera.
Wiem, że jest już blisko. Odrywam jedną dłoń od pośladka, sięgam między
uda i zaciskam ją na jądrach. To go gubi.
– Jasny gwint! – woła, wycofuje się i łapie mocno nasadę. – Nie puszczaj i
otwórz usta! – rozkazuje, świdrując mnie wzrokiem.
Posłusznie zaciskam dłoń na ciężkiej mosznie i otwieram usta, cały czas
patrząc mu w oczy. Przesuwa dłonią w przód i w tył, mięśnie na szyi napinają
mu się jak postronki. Ze i duszonym okrzykiem opiera nabrzmiałą główkę na
mojej dolnej wardze i spuszcza się we mnie. Gorący, kremowy płyn tryska mi
do gardła i zalewa usta. Przełykam odruchowo.
Jesse powoli masuje członek, a ja uwalniam mosznę z uścisku i przesuwam
rękę ku górze, nasze dłonie spotykają się. Otaczam dłonią jego pięść i razem z
nim uciskam członek, wysysając resztki słonawego płynu, który wlewa mi się
do ust.
– Mógłbym tak codziennie do końca życia. – Twarz ma nieprzeniknioną,
głos śmiertelnie poważny, a ja mam nadzieję, że przewidział w swoich
marzeniach miejsce dla mnie. – Z tobą – dodaje, jak gdyby czytał mi w
myślach.
Uśmiecham się i znów skupiam uwagę na jego członku, który wciąż pręży
się pod naszymi dłońmi. Liżę go i ssę, aby nie uronić nawet kropelki, po czym
całuję czule w sam koniuszek.
– Chodź tutaj. – Jesse pomaga mi wstać i przyciąga mnie do piersi. –
Kocham ciebie i twoje lubieżne usta – mówi cicho, trącając nosem mój nos.
– Wiem. – Chowam mu członek w spodnie i zapinam rozporek. Jesse łapie
mnie za rękę i wyciąga z windy.
– To była kompletna strata czasu. Zdejmę je, gdy tylko znajdziemy się w
środku.
Wpuszcza nas do apartamentu i w nozdrza uderza mnie cudowny zapach.
– Och, kolacja! – Kompletnie o niej zapomniałam. Na szczęście
wyłączyłam piekarnik, bo po powrocie mogliśmy zastać straż pożarną i kolejny
rachunek do zapłacenia.
Jesse prowadzi mnie do kuchni, puszcza moją rękę, żeby włożyć rękawicę
kuchenną, i wyciąga z piekarnika spaloną lazanię. Odstawia ją na blat, kręcąc
głową.
– Zatrudniam gospodynię i kucharkę, a tobie i tak udało się przypalić
kolację.
Z powodu naszej kłótni kompletnie zapomniałam o tej biednej kobiecie,
którą potraktowałam w tak niewybaczalny sposób. Będę musiała jej to jakoś
wynagrodzić. Pewnie uważa mnie za wredną zdzirę.
Wróci?
Jesse wybucha śmiechem.
Mam nadzieję. – Dźga palcem spieczony wierzch latanii. – Lazania Cathy
jest pyszna. – Spogląda na mnie. – Chyba będę musiał znaleźć coś innego do
jedzenia.
Podchodzi do mnie powoli, jego zielone oczy lśnią obietnicą rozkoszy.
Obejmuje mnie ramieniem i przyciskając mnie mocno do piersi, rusza przed
siebie. Wplatam mu palce w zmierzwioną czuprynę i marszczę brwi, gdy mija
schody i kieruje się na taras.
– Dokąd idziemy? – pytam.
– Rżnięcie alfresco. – Przyciska wargi do moich. – Wieczór taki przyjemny.
Nie zmarnujmy tego.
Wynosi mnie na taras, w chłodnym wieczornym powietrzu słychać wyraźnie
odgłosy nocnego Londynu. Stawia mnie na ziemi i zaczyna rozpinać mi bluzkę.
Na jego czole pojawia się drobna zmarszczka, bo grube palce mają kłopot /.
maleńkimi złotymi guziczkami. Sięgam w dół i rozpinam mu spodnie oraz
rozporek. Potem, guzik za guzikiem, rozpinam mu koszulę, i wreszcie mogę
położyć dłonie na jego ciepłym, twardym torsie. Obwodzę kciukami sutki, a on
dociera do ostatniego guzika bluzki i przechodzi do spodni.
– Podpuszczalska – mruczy, odnajdując moje usta i szukając zapięcia
spodni. To okrutne, ale nie pomagam mu. Na próżno maca przód, potem tył i w
końcu wydaje pomruk niezadowolenia. – Gdzie suwak? – jęczy mi w usta.
Zdejmuję jego dłonie z pleców i naprowadzam na zapięcie z boku. Jesse
szybko się z nim rozprawia i unosi mnie, żebym mogła zrzucić buty. Ściąga
spodnie w dół.
– Kolejny powód, żeby nosić wyłącznie sukienki – zrzędzi, zsuwając mi
bluzkę z ramion. – Wszystko, co utrudnia mi dostęp do ciebie, pójdzie na
śmietnik.
Uśmiecham się w duchu. Teraz chce się rozprawić z moimi ubraniami?
Czuję na nagiej skórze chłodne powietrze, sterczące sutki wyprężają się
jeszcze bardziej. Jesse robi krok w tył, zrzuca grensony, a potem zdejmuje
skarpetki, spodnie i rozpiętą koszulę, cały czas wodząc wzrokiem po moim
ciele.
– Koronka – mówi z aprobatą, a potem powoli zsuwa bokserki w dół ud,
uwalniając sprężysty członek. Mam ochotę uklęknąć i ponownie wziąć ten
rarytas do ust, ale silne pulsowanie w moim podbrzuszu domaga się uwagi.
Rozpinam stanik, który opada na drewnianą podłogę, a Jesse w mgnieniu oka
przywiera do mnie całym ciałem, dysząc mi w twarz. Wsuwa palec pod
materiał fig i muska łechtaczkę. Opuszczam mu głowę na pierś i mocniej
zaciskam dłonie na jego ramionach, bo jego dotyk wysyła impulsy elektryczne
do każdego zakończenia nerwowego w moim ciele.
– Jesteś mokra – mówi niskim, chrapliwym głosem, przeciągając głoski.
Zatacza koniuszkiem palca kółeczka, uciskając lekko łechtaczkę. – Tylko dla
mnie?
– Tylko dla ciebie – sapię.
Pomruk satysfakcji, jaki wyrywa mu się z ust, wibruje w wieczornym
powietrzu. Zawsze będę należeć do niego. Unoszę głowę, a Jesse muska ustami
moje wargi, zachęcając mnie, żebym je otworzyła. Zsuwa figi w dół ud i z
płytkim jękiem wsuwa mi język do ust. Jego smak jest uzależniający. W końcu
klęka przede mną i ściąga figi do końca. Zanurza nos we włoskach u
zwieńczenia ud, a potem powoli przeciąga gorącym językiem przez sam środek
mojej płci. Jęczę, nogi uginają się pode mną, a w samym koniuszku łechtaczki
odzywa się niemal bolesne pulsowanie.
– Ooooch.
Mocniej obłapia mnie za uda i przesuwa gorącym językiem w górę, przez
sam środek mojego ciała, aż do szyi i ust. Całuje mnie z szacunkiem i pasją,
mrucząc mi w usta.
Potem spogląda w oczy i przewierca mnie zielonym spojrzeniem.
– Jesteś moim życiem.
Jego słowa sprawiają, że czuję ukłucie w sercu. Jesse wznawia delikatne
pocałunki, przesuwając dłoń po mojej pupie i w dół uda. Lekko unosi mi nogę
do góry i zakłada ją sobie na biodro. Potem odsuwa się.
– Kochasz mnie? – Szuka w moich oczach potwierdzenia.
– Wiesz, że tak – szepczę.
– Powiedz to. Muszę to usłyszeć. – W jego głosie słychać desperację. Nie
waham się ani chwili.
– Kocham cię. – Całuję jego wilgotne, pełne wargi, zarzucam mu ręce na
szyję, a potem z gracją unoszę się i opasuję go w talii nogami. – Zawsze będę
cię kochać. – Patrzę prosto w te jego chmurne zielone oczy, a on ustawia się na
wprost mojego wejścia. Z trudem powstrzymuję chęć nadziania się na niego.
– Potrzebujesz mnie? – pyta.
– Potrzebuję cię. – Wiem, że cieszy go to równie mocno, jeśli nie bardziej
niż wyznanie miłości. – Kocham cię.
– Zawsze – przytakuje Jesse, a potem wchodzi we mnie jednym,
niespiesznym ruchem. Oboje gwałtownie wciągamy powietrze w płuca.
Przyciska mnie do siebie, gdy staramy się uspokoić oddech, a potem podchodzi
do leżaka i kładzie mnie na nim, cały czas zanurzony we mnie. Z jego oczu
wyziera niewiarygodna wręcz szczerość. – Czujesz, jak doskonale do siebie
pasujemy? – Powoli wysuwa się i znów wchodzi we mnie, budując gładki,
stabilny wstęp do tego, co ma nastąpić. On naprawdę chce się kochać. –
Czujesz to? – pyta miękko i powtarza ten podniecający manewr, podsycając we
mnie żądzę.
– Tak – odpowiadam cicho. Czułam to od naszego pierwszego zbliżenia,
zapewne od chwili, gdy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy.
Wciąż zadaje powolne, kontrolowane pchnięcia, a ja przesuwam dłonie na
jego plecy i muskam lekko jędrną skórę.
– Ja też – szepcze. – Kochajmy się.
W skupieniu przyjmuję jego pchnięcia. Przy każdym z nich kręci biodrami,
przybliżając mnie do orgazmu. Patrzy na mnie z absolutnym podziwem i
oddaniem, jego cierpliwość i siła woli, dzięki którym utrzymuje ten miarowy,
namiętny rytm, sprawiają, że kocham go jeszcze mocniej. On naprawdę wie, co
to słodka miłość.
Choć na zewnątrz jest chłodno, zmarszczka na jego czole spływa potem. Nie
mogąc się oprzeć, obejmuję dłonią jego policzek. Patrzy na mnie z góry, trzęsąc
się na całym ciele. Jego członek pulsuje we mnie i odruchowo zaciskam wokół
niego mięśnie, Jesse wzdycha.
– O Boże, Avo – szepcze, napierając na mnie mocno. Precyzyjna stymulacja
doprowadza mnie do szaleństwa, pragnę wyrzucić biodra naprzód i uchwycić
nadciągający orgazm.
– Dłużej już nie wytrzymam – dyszę.
– Razem – sapie Jesse. Zaciskam uda, gdy znów naciera, tym razem nie
panuje już nad sobą tak dobrze. Sapiąc gwałtownie, dotyka czołem mojego
czoła, odzyskuje panowanie nad sobą i zadaje kolejne rozkoszne pchnięcie.
– Już, Jesse – łkam, czując, że tracę panowanie nad sobą. Z głośnym
okrzykiem rozpadam się pod nim na kawałki. Jesse pospiesznie zadaje kilka
ostatnich pchnięć i wraz ze mną osiąga szczyt.
– O Jezu – krzyczy, wbija się we mnie po raz ostatni i opada na mnie całym
ciałem. Jego członek drży i dygocze, napełniając mnie, rozgrzewając,
dopełniając.
– O cholera – szepczę cicho, zamykając oczy z satysfakcją. Ten mężczyzna
ma bezpośredni dostęp do przycisku wywołującego u mnie orgazm.
– Nie wyrażaj się – mamrocze mi w szyję, dysząc z wyczerpania. – Myślisz,
że kiedyś przestaniesz przeklinać?
– Przeklinam tylko wtedy, gdy mnie wkurzysz albo dajesz mi rozkosz –
bronię się, rysując koniuszkiem palca słowo „cholera” na jego plecach. Jesse
podnosi się na łokciu i wysuwa się ze mnie, żeby spojrzeć mi w oczy. Polem
powoli wypisuje mi na piersiach słowo „przestań”, po czym całuje oba sutki.
Uśmiecham się, gdy podnosi na mnie wzrok. Jego oczy skrzą się figlarnie, gdy
zaciska lekko zęby na sterczącym guziczku.
– Au! – śmieję się.
Wypuszcza sutek z ust, zakreśla językiem mokre kółko wokół mojej piersi,
a potem łapie mnie za biodro. Podskakuję z krzykiem, a on znów zaciska zęby
na sutku. Zamieram, przejrzawszy jego zamiary.
– Nie możesz! – krzyczę, gdy zaczyna masować biodro opuszkami palców,
nie odrywając ust od sutka. Zaciskam powieki i poruszam palcami stóp, żeby
stłumić instynktowne drżenie. – Jesse, proszę, przestań! – Jesse ze śmiechem
zwiększa nacisk na biodro i sutek. – Proszę! – piszczę, chichocząc. Sutek
pewnie by mnie bolał, gdyby nie rozpraszała mnie nieznośna tortura, jakiej
poddaje moje biodro. Zaraz oszaleję! Robię głęboki wydech, usiłując jakoś
przetrwać te katusze. Nieruchomieję pod nim i w końcu Jesse uwalnia moje
biodro i zaczyna ssać sutek, przywracając w nim czucie. Wzdycham. – To ty
zasłużyłeś na karne rżnięcie.
Znów łapie mnie za biodro.
– Avo! – beszta mnie ze znużeniem i znów zaczyna pieścić językiem moje
piersi. Wzdycham z ulgą i zamykam oczy. – Ty drżysz – stwierdza. – Zabiorę
cię do środka. Podnosi się, a ja mamroczę niezrozumiale na znak protestu i
przyciągam go z powrotem do siebie. Chichocze. – Wygodnie ci?
– Mhm. – Nie jestem w stanie mówić.
– Do łóżka. – Dźwiga mnie w górę, żebym mogła opleść go nogami w pasie,
co bezzwłocznie czynię, zatapiając nos w jego szyi. Zanosi mnie do swojej
sypialni, opuszcza na łóżko i gdy tylko wsuwa się pod kołdrę obok mnie,
wpełzam na niego. Całuje moje włosy i głaszcze mnie po plecach. Przysuwam
się jeszcze bardziej, bo wciąż nie leżymy wystarczająco blisko. Jak zwykłe nic
nie może nas rozdzielić.
Rozdział 3
Budzę się i czuję głęboko w sobie Jessego, który przyciśnięty torsem do
moich pleców wchodzi we mnie raz po raz. Nie tylko mój mózg się obudził.
Moje ciało staje na baczność, sięgam ręką za siebie i wplatam mu palce we
włosy, wyginając plecy w łuk i obracając głowę, żeby odnaleźć jego wargi.
Pozwałam, by zawładnął moimi ustami, nasze języki splatają się w dzikim
tańcu. Napieram na niego przy każdym pchnięciu, co nakręca mnie jeszcze
bardziej.
– Avo, nie potrafię się tobą nasycić – dyszy mi w usta. – Obiecasz, że nigdy
mnie nie zostawisz?
– Obiecuję. – Łapię go za włosy, przyciągam do siebie i całuję. Kocham
jego usta, nawet kiedy zachowuje się niedorzecznie i mam ochotę mu je zaszyć.
Czy już zawsze będzie mi kazał obiecywać, że zostanę? Zawsze, bez cienia
wątpliwości, zapewniam go, że tak, ale chciałabym, żeby to wiedział i nie
musiał wymuszać na mnie kolejnych obietnic.
Odsuwam głowę, żeby spojrzeć na mojego niepewnego mężczyznę. Zawsze
jest taki pewny siebie, oprócz tej jednej kwestii.
– Proszę, uwierz mi.
Utrzymując stanowcze, miarowe tempo, Jesse spogląda na mnie, uśmiecha
się lekko, a potem przywiera do mnie ustami i przyspiesza. Porusza się z taką
zawziętością, że nie jestem w stanie odwzajemniać jego pocałunków.
Odwracam głowę i przytrzymuję się brzegu materaca, gdy raz po raz nadziewa
mnie na swoją męskość. Kiedy napięcie sięga zenitu, oboje krzyczymy jednym
głosem. Jesse napiera na mnie jak szaleniec, strącając mnie w bezdenną otchłań
niewysłowionej rozkoszy. Z trudem łapię oddech, serce wali mi jak szalone,
ciałem targają niekontrolowane spazmy. Jesse przeklina i wbija się we mnie
ostatni raz, zalewając mnie gorącym nasieniem.
– O mój Boże – sapie, wyślizguje się ze mnie i przewraca na plecy.
Odwracam się i wspinam na niego, wtulając mu nos w szyję.
– To nie był leniwy seks.
– Nie? – dyszy Jesse.
– Nie. To było leniwe rżnięcie. – Krzywię się, bo właśnie zaklęłam, a nawet
nie wstaliśmy jeszcze z łóżka.
– Na miłość boską, Avo. Przestań przeklinać.
– Przepraszam. – Gryzę go w szyję i ssę lekko.
– Chcesz mi zrobić malinkę? – pyta, ale nie protestuje.
– Nie, tylko cię smakuję. – Przez dłuższą chwilę pieszczę ustami jego twarz,
szyję i tors. Jesse wzdycha głęboko.
– Avo?
– Hm?
– Wiedziałem, że jesteś tą jedyną, od chwili gdy cię ujrzałem.
– Tą jedyną? – Próbuję się podnieść, ale przyciąga mnie do siebie. Odwraca
głowę i muska nosem moje ucho.
– Tą, która przywróci mnie do życia – odpowiada rzeczowym tonem, który
oznacza, że mówi coś, co tylko on sam rozumie. Tym razem udaje mi się
wyswobodzić z jego objęć i odszukać jego spojrzenie.
– Skąd to wiedziałeś?
Przewraca mnie na plecy, kładzie się na mnie całym ciałem i spogląda mi
prosto w oczy, jak gdyby chciał mi coś rozpaczliwie przekazać.
– Bo moje serce znowu zaczęło bić.
Mam gulę w gardle. Jego wyznanie całkowicie mnie obezwładnia. Nie
wiem, co odpowiedzieć. Ten oszałamiający mężczyzna patrzy na mnie tak, jak
gdyby nie istniało nic oprócz mnie. Uwalniam nadgarstki, zarzucam mu
ramiona na szyję, oplatam go w pasie nogami i przywieram do niego, jak gdyby
nie istniało nic oprócz niego. Nie wiem, dlaczego zdobył się na takie wyznanie,
ale moc tych słów mówi sama za siebie. Jesse nie może beze mnie żyć. A ja nie
mogłabym żyć bez niego. Ten mężczyzna jest całym moim światem.
Leży nieruchomo i pozwala mi się ściskać, dopóki nie zaczynają mnie boleć
mięśnie.
– Mogę cię nakarmić? – pytam, gdy mięśnie moich ud zaczynają
protestować. Jesse podnosi mnie z łóżka i znosi po schodach na dół. –
Zapomnę, jak się używa nóg – stwierdzam, gdy dociera do stóp schodów i
rusza do kuchni.
– Wtedy będę cię wszędzie nosił.
– Chciałbyś, co? – Miałby doskonałą wymówkę, żeby nigdy się ze mną nie
rozstawać.
– Byłbym zachwycony. – Uśmiecha się kpiąco i sadza mnie na
marmurowym blacie. Chłód przenikający moje pośladki przypomina mi, że
oboje jesteśmy zupełnie nadzy. Podziwiam jego idealny tyłek, gdy podchodzi
do lodówki, skąd wyjmuje różne produkty niezbędne do przygotowania
śniadania oraz słoik masła orzechowego. Zsuwam się z wyspy kuchennej.
– To ja miałam zrobić śniadanie tobie. – Odpycham go. – Siadaj –
rozkazuję najbardziej stanowczym tonem, na jaki mnie stać. Jesse uśmiecha się
szeroko, łapie słoik masła orzechowego, szczypie mnie w sutek i ucieka na sto-
łek. – Na co masz ochotę? – pytam, wrzucając chleb do tostera. Odwracam się i
widzę, że już zanurza palec w słoiku.
– Na jajecznicę – mówi z palcem w ustach, z trudem powstrzymując
uśmiech.
Zerkam na swoje nagie ciało. Może powinnam się ubrać, jeśli chce, żebym
coś usmażyła. Gdy znów na niego patrzę, widzę, że przegrał walkę z wesołością
i uśmiecha się z zachwytem.
– Zrobię ci jajecznicę, jeśli ty zrobisz ją dla mnie. – Przesuwam wzrokiem
po jego nagiej klatce piersiowej i unoszę sugestywnie brwi.
– Dzikuska – mówi Jesse, wyjmując palec z ust.
Na dźwięk otwieranych drzwi gwałtownie odwracamy głowy w stronę
wejścia do kuchni. Spoglądam na Jessego, który zamarł z palcem w połowie
drogi do ust. Wygląda na równie zaskoczonego jak ja. Zeskakuje ze stołka i
strąca z blatu słoik masła orzechowego, który z hukiem roztrzaskuje się o
ziemię. Szkło pryska na wszystkie strony. Ogarnia mnie panika.
– Cholera jasna! – Jesse wytrzeszcza na mnie oczy. – To Cathy!
Boże dopomóż!
Zmieszałam ją wczoraj z błotem, a teraz będę przed nią świecić gołym
tyłkiem! Na domiar złego na blacie stoi sobie jak gdyby nigdy nic spalona
lazania. Ta kobieta mnie znienawidzi. Żeby wydostać się z kuchni, musimy
pobiec w jej stronę. Gapię się na Jessego. Stoi jak słup soli i wygląda na równie
rozdartego jak ja. Cathy raczej nie będzie miała nic przeciwko podziwianiu jego
wdzięków. Uśmiecham się w duchu, ale zaraz wracam do rzeczywistości. Odry-
wam łakomy wzrok od mojego muskularnego mężczyzny i puszczam się pędem
przez kuchnię.
– Cholera! – Moją stopę przeszywa ból. – Au, au, au! – wołam, nie
zatrzymując się. Jesse jest zaraz za mną, śmieje się do rozpuku, gdy wbiegamy
po schodach.
– Nie wyrażaj się! – parska, klepiąc mnie w pupę,
– Boże miłosierny! – rozlega się zdenerwowany głos, gdy dopadamy
szczytu schodów. Cóż to musi być za widok! Wpadam do sypialni i chowam się
pod kołdrę. Jesse ląduje na łóżku obok mnie.
– Gdzie jesteś? – Ściąga ze mnie pościel, aż wreszcie znajduje mnie z głową
pod poduszką. – Tutaj. – Obraca mnie i zanurza twarz między moimi piersiami.
– Zdenerwowałaś konsjerża, a teraz naprawdę zdenerwowałaś moją
gospodynię.
– Przestań! – Z rozpaczą zakrywam twarz rękami. Jesse wybucha
śmiechem.
– Pokaż mi stopę. – Siada na piętach i bierze moją stopę w dłonie.
– Boli – skarżę się, gdy muska skaleczoną piętę koniuszkiem palca.
– Skarbie, odłamek szkła wbił ci się w stopę. – Całuje piętę i zeskakuje z
łóżka. – Pęseta?
Zdejmuję rękę z twarzy i wskazuję łazienkę.
– W kosmetyczce – mamroczę. Nie mogę uwierzyć, że właśnie błysnęłam
golizną przed gospodynią Jessego. To okropne, upokarzające. Muszę sobie
kupić szlafrok.
Łóżko znów ugina się pod jego ciężarem, Jesse łapie innie za stopę.
– Nie ruszaj się.
Wstrzymuję oddech i znów zakrywam twarz dłońmi, jestem czerwona jak
burak, ale zapominam o wstydzie, gdy tylko czuję jego ciepły, wilgotny język,
którym przesuwa po podeszwie stopy, zlizując ślady krwi. Drżę pod pieszczotą
jego języka i rozsuwam palce, żeby na niego spojrzeć. Zmieniam pozycję,
napinając uda. Jesse uśmiecha się znacząco, a potem otacza ustami odłamek
szkła.
– Co ty robisz?
– Wyciągam szkło – odpowiada. Wsysa się w moją piętę, a potem odsuwa
się, bierze pęsetę i zbliża twarz do mojej stopy. Uśmiecham się, gdy na jego
skupionym czole pojawia się zmarszczka.
– Gotowe. – Całuje i wypuszcza stopę. Właściwie nawet nie bolało. – Co cię
tak bawi?
– Twoja zmarszczka na czole.
– Nie mam zmarszczki na czole – mówi urażony.
– Masz.
Wdrapuje się na łóżko i kładzie się na mnie,
– Panno O’Shea, czy twierdzi pani, że mam zmarszczki?
Uśmiecham się jeszcze szerzej.
– Nie, pojawia się tylko wtedy, gdy się koncentrujesz albo gniewasz.
– Naprawdę?
– Naprawdę.
– Och. – Jesse pochmurnieje. – Mam ją teraz?
Wybucham śmiechem, a on gryzie mnie w pierś. Przeszywa mnie dziki
dreszcz.
– Ubierz się. – Całuje mnie mocno. – Pójdę sprawdzić, czy Cathy nie
uciekła z krzykiem.
Mina mi rzednie na myśl o biednej gospodyni Jessego, która mogła przed
chwilą podziwiać mój goły tyłek,
– Okej.
– Zobaczymy się na dole. – Nachyla się i całuje mnie namiętnie. – Nie
ociągaj się.
Wstaje, wciąga luźne kraciaste spodnie i idzie udobruchać swoją
gospodynię. Żeby nie pogrążyć się w rozpaczy, idę wziąć prysznic. Wkładam
kwiecistą sukienkę – zapewne zbyt krótką – i płaskie sandałki. Ściągam włosy
w kucyk. Może być.
Gdy wchodzę do kuchni jak jakaś zahukana przybłęda, zawstydzona i
zdenerwowana, Jesse podnosi wzrok znad bajgla z łososiem i jajkiem i obdarza
mnie uśmiechem przeznaczonym wyłącznie dla mnie. Jego nagi tors sprawia, że
zapominam na moment o zażenowaniu. Nie umyka mi grymas, jakim kwituje
długość mojej sukienki. Ignoruję to.
– Oto i ona. – Poklepuje stołek obok siebie, a Cathy odwraca się w moją
stronę. – Cathy, to Ava, miłość mojego życia. – Moje policzki płoną,
uśmiecham się przepraszająco. Humor znacznie mi się poprawia, gdy
zauważam rumieniec na policzkach Cathy. Byłam tak przejęta własny m
upokorzeniem, że nawet nie przyszło mi do głowy, jaka ona musi być
zażenowana. Siadam obok Jessego, który nalewa mi soku pomarańczowego.
– Ładna sukienka – mówi z przekąsem. – Za krótka, ale ułatwia dostęp.
Może zostać.
Patrzę na niego ze zgrozą i kopię go pod blatem. Ze śmiechem zatapia zęby
w bajglu. Jestem zszokowana jego zachowaniem, choć mile zaskoczona faktem,
że nie kazał mi odmaszerować na górę, narażając na kompromitację.
– Avo, miło mi cię poznać. Przygotować ci śniadanie? – Glos Cathy jest
przyjazny i ciepły. Nie zasługuję na to.
– Mnie również. Tak, poproszę.
– Na co masz ochotę? – Uśmiecha się do mnie. Ma wyjątkową sympatyczną
twarz.
– Poproszę to samo, co Jesse. – Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby
odwróciła się na pięcie i kazała mi się wypchać. Ale Cathy kiwa głową i
zabiera się do pracy. Podnoszę szklankę soku i zerkam na Jessego, który wcale
nie Wygląda na skruszonego. Cieszę się, że moje skrępowanie go bawi, ale
podejrzewam, że wcale nie byłoby mu do śmiechu, gdyby Cathy była
mężczyzną. Wyciągam rękę, wsuwam ją w jego luźne spodnie i łapię za
członek. Jesse podskakuje, uderza kolanem w blat i zaczyna się krztusić. Cathy
odwraca się przestraszona i podaje mu przez blat szklankę wody. Jesse unosi
dłoń w geście podziękowania.
– Nic ci nie jest? – pytam z udawanym niepokojem, masując powoli
twardniejący członek.
– Nie – odpowiada wysokim, napiętym głosem.
Cathy zabiera się z powrotem do szykowania śniadania, a ja bez żadnych
skrupułów próbuję sprawić, żeby Jesse postradał zmysły. Odkłada bajgla,
bezgłośnie wciąga powietrze w płuca i spogląda na mnie wielkimi oczami.
Niewzruszona jego zaszokowaną miną, obwodzę kciukiem wilgotny koniuszek,
a potem zsuwam dłoń aż do nasady. Czuję, jak pulsuje w moim uścisku, z
czubka wysącza się kropla nasienia. Płynnymi ruc