Steel Danielle - Album rodzinny
Szczegóły |
Tytuł |
Steel Danielle - Album rodzinny |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Steel Danielle - Album rodzinny PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Steel Danielle - Album rodzinny PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Steel Danielle - Album rodzinny - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Danielle Steel
Album rodzinny
4
Strona 2
Mojej rodzinie:
Beatrix, Trevorowi, Toddowi,
Nicholasowi, Samancie, Victorii
i Vanessie... a zw³aszcza
z ca³ego serca Johnowi
z mi³oci¹
d.s.
5
Strona 3
6
Strona 4
Bóg umieci³ cz³owieka w rodzinie, pokrzepiaj¹ce s³o-
wa z Biblii... rodziny z pokrewieñstwa, obowi¹zku, koniecz-
noci, po¿¹dania... a czasami, jeli kto ma szczêcie, z mi³o-
ci. Rodzina i dom, s³owa oznaczaj¹ce stabilnoæ, pewny fun-
dament, miejsce, z którego siê odchodzi i do którego siê wraca
po wsparcie; miejsce, gdzie ¿ycie siê zaczyna i koñczy, i o któ-
rym siê pamiêta... Echa zawsze dwiêcz¹ce w uszach, w ser-
cu... Wspomnienia szlachetne jak figurka z koci s³oniowej,
pomalowana delikatnymi kolorami, pokryta ledwie widzial-
nymi ornamentami, gdzieniegdzie zarysowana czy wyblak³a,
ale zawsze piêkna... Rodzina... jakie wspomnienia przywo³u-
je... jakie obrazy... jakie marzenia...
7
Strona 5
8
Strona 6
Prolog 1983
B
y³a dopiero jedenasta, a s³oñce wieci³o tak jasno, ¿e trzeba by³o
przymru¿aæ oczy. Lekkie podmuchy wiatru pl¹ta³y kobiece w³osy.
Dzieñ ton¹³ w niezwyk³ej ciszy, przerywanej tylko wiergotem pta-
ków i brzêczeniem owadów. Powietrze wype³nia³ odurzaj¹cy zapach kwia-
tów... lilii, gardenii, frezji uk³adaj¹cych siê w bajecznie kolorowy dywan.
Ward Thayer nie by³ w stanie cieszyæ siê tym porankiem. Otworzy³
oczy, rozejrza³ siê wokó³ niewidz¹cym wzrokiem. Dzisiaj Ward Thayer nie
by³ sob¹. Sta³ w s³oñcu, obojêtny na wszystko. Gdzie podzia³ siê jego
zniewalaj¹cy urok? Znowu zamkn¹³ oczy, zapragn¹³ ich wiêcej nie otwo-
rzyæ, tak jak ona. Mocno zacisn¹³ powieki. Z oddali da³ siê s³yszeæ g³os.
Nie potrafi³ rozró¿niæ s³ów, dobiega³y go puste dwiêki. Ward nie czu³
nic. Nic. Dlaczego? Dlaczego nic nie czujê?, zapyta³ siebie. Czy napraw-
dê nic do niej nie czu³em? Czy to wszystko by³o k³amstwem? Ogarnê³a go
panika... nie móg³ przypomnieæ sobie jej twarzy... koloru oczu... sposo-
bu, w jaki uk³ada³a w³osy... Przera¿ony, otworzy³ oczy. Olepi³o go s³oñ-
ce. Tañczy³y przed nim jasne, migotliwe promienie. Poczu³ zapach kwia-
tów. Us³ysza³ przelatuj¹c¹ pszczo³ê. Pastor wypowiada³ kolejne s³owa mo-
dlitwy za Faye Price Thayer, kiedy Ward poczu³ kobiec¹ d³oñ wsuwaj¹c¹
siê pod jego ramiê.
Popatrzy³ na kobietê i dozna³ olnienia. Teraz móg³ sobie wszystko
przypomnieæ. Przygl¹da³ siê córce i odnajdywa³ w jej rysach szukane przez
pamiêæ szczegó³y. M³oda kobieta przypomina³a Faye Price Thayer. Tylko
przypomina³a, bo Ward wiedzia³ najlepiej, ¿e nie ma drugiej takiej kobiety.
Druga Faye nie istnieje. Spogl¹da³ na blond w³osy córki i têskni³ za Faye.
9
Strona 7
Dziewczyna sta³a w milczeniu. By³a ³adna, ale bardzo zwyczajna, tym
ró¿ni³a siê od Faye. Jasne w³osy mia³a upiête w ciasny kok. U jej boku sta³
powa¿nie wygl¹daj¹cy mê¿czyzna, raz po raz dotykaj¹cy jej ramienia. Ta
para mieszka³a daleko. Wszyscy siê rozjechali.
Czy ona naprawdê odesz³a? Ward próbowa³ sobie to uwiadomiæ,
kiedy poczu³ sp³ywaj¹ce po policzkach ³zy. B³ysnê³y flesze. By³a to nie
lada gratka, co w sam raz na pierwsze strony gazet: Zbola³y wdowiec
po Faye Thayer. Ward nale¿a³ do ¿ony zawsze, nawet mieræ nie mog³a
tego zmieniæ. Wszyscy do niej nale¿eli, wszyscy byli z ni¹ zwi¹zani:
córki, syn, wspó³pracownicy, przyjaciele. Dzisiaj zebrali siê, aby oddaæ
ostatni ho³d kobiecie, która odesz³a na zawsze.
Rodzina sta³a w pierwszym rzêdzie ¿a³obników. Córka Vanessa z mê¿-
czyzn¹ w okularach, dalej bliniacza siostra Vanessy, Valerie. Kobieta o w³o-
sach koloru p³omieni, opalonej twarzy, ubrana w czarn¹, doskonale skro-
jon¹ jedwabn¹ sukienkê. Wygl¹da³a na osobê, której siê powiod³o. Obok
niej sta³ mê¿czyzna sprawiaj¹cy takie samo wra¿enie.
Wszyscy przygl¹dali siê tej udanej parze. Ward pomyla³, jak bardzo
Val jest podobna do Faye. Nigdy wczeniej nie widzia³ tego tak wyranie.
Lionel. On tak¿e by³ podobny do Faye, ale nie a¿ tak uderzaj¹co. Wysoki,
przystojny blondyn, zmys³owy, elegancki i delikatny, a przy tym maj¹cy
w sobie tyle godnoci. Ward, dostrzegaj¹c jego zamylenie, zastanowi³
siê, czy wspomina tych, których kocha³ i którzy odeszli... Gregory i John;
utracony brat, najdro¿szy przyjaciel.
Myla³, jak dobrze Faye zna³a Lionela, nawet lepiej, ni¿ on sam zna³
siebie. Tak samo by³o ze stoj¹c¹ obok niego Anne. Bardzo wy³adnia³a
ostatnimi czasy, nabra³a pewnoci siebie i ci¹gle m³odo wygl¹da³a, w prze-
ciwieñstwie do trzymaj¹cego j¹ za rêkê siwow³osego mê¿czyzny. Ka¿de
z dzieci, jak i wszyscy inni, przyby³o, aby po¿egnaæ siê z Faye, postaci¹
niepowtarzaln¹; aktork¹, re¿yserem, legend¹, ¿on¹, matk¹, przyjacielem.
Byli tu wielbiciele, byli i tacy, którym da³a siê we znaki. Faye potrafi³a byæ
bardzo twarda, ale tak¿e potrafi³a du¿o dawaæ z siebie. Jej rodzina wie-
dzia³a o tym najlepiej. Du¿o wymaga³a, ale otrzymali od niej znacznie
wiêcej.
Ca³¹ drogê powrotn¹ Ward rozpamiêtywa³ swe ¿ycie z Faye; epizod
po epizodzie, a¿ do ich pierwszego spotkania w Guadalcanal. Dzisiaj znowu
tu byli... Morze ludzkich twarzy, owietlonych jasnym s³oñcem Los An-
geles. Ca³e Hollywood stanê³o przed Faye Price Thayer. Ostatni ho³d,
po¿egnalny umiech, ³za wzruszenia. Ward patrzy³ na dzieci. By³y mocne
i urodziwe... jak ona. Jak¿e by³a z nich dumna, myla³, czuj¹c ³zy biegn¹ce
po policzkach... jak¿e oni byli z niej dumni... w koñcu. Zajê³o to du¿o
10
Strona 8
czasu... a teraz jej ju¿ nie ma... Czy to mo¿liwe? Przecie¿ dopiero wczo-
raj... dopiero wczoraj byli w Pary¿u... na po³udniu Francji... w Nowym
Jorku... w Guadalcanal.
Guadalcanal 1943
Rozdzia³ pierwszy
U
pa³ w d¿ungli by³ tak strasznie dokuczliwy, ¿e nawet stoj¹c bez
ruchu, mia³o siê wra¿enie brodzenia w brudnej, lepkiej papce. Rów-
nie¿ emocje osi¹gnê³y temperaturê wrzenia. Mê¿czyni t³oczyli
siê, wzajemnie przepychali. Ka¿dy marzy³ o chwili, kiedy wreszcie ona
siê uka¿e. Ka¿dy chcia³ poczuæ jej zapach, dotkn¹æ jej. Wielu ¿o³nierzy
siedzia³o wprost na ziemi. Krzese³ dla wszystkich pragn¹cych j¹ zoba-
czyæ i us³yszeæ zabrak³o ju¿ dawno. Mê¿czyni czekali od zachodu s³oñ-
ca. Patrz¹c na nich, mia³o siê wra¿enie, ¿e czekali od wieków; tak spra-
gnieni, ¿e przestali zwracaæ uwagê na up³ywaj¹cy czas. Byli gotowi cze-
kaæ nawet pó³ ¿ycia.
By³a dla nich uosobieniem oddalonych o tysi¹ce kilometrów st¹d,
a przecie¿ tak kochanych matek, sióstr, przyjació³ek, dziewczyn, ¿on...
Setki rozmów zlewa³y siê ze sob¹ w jednostajny szum. Nad t³umem unosi³
siê ob³ok dymu z papierosów. Mundury zwilgotnia³e od potu krêpowa³y
m³ode cia³a, mokre w³osy opada³y na czo³a przedwczenie wydorola-
³ych ch³opców.
By³ rok 1943. Wojna trwa³a ju¿ tak d³ugo, ¿e nawet nie pamiêtali,
kiedy siê rozpoczê³a i trudno im by³o wyobraziæ sobie jej koniec. Dzi-
siejszego wieczoru mia³o nast¹piæ co niezwyk³ego. Tylko ma³a grupa
pechowców, którym akurat wypad³a s³u¿ba, nie mog³a chocia¿ na chwi-
lê przenieæ siê w inny wiat. Wiêkszoæ z nich zrobi³a wszystko, co
w ich mocy, ¿eby zobaczyæ Faye Price.
Zespó³ zacz¹³ graæ. Powietrze trochê siê rozrzedzi³o, dokuczliwy upa³
zamieni³ siê w zmys³owe ciep³o. Po raz pierwszy od d³ugiego czasu ¿o³-
nierze ko³ysali siê w rytm muzyki, przeniesieni w prawie ju¿ zapomniany
wiat beztroski i rozrywki. Czekali na Faye nie tyle w wyg³odnia³ym po¿¹-
daniu, co w ogromnej têsknocie. Czuli narastanie tego uczucia. Dwiêk
11
Strona 9
klarnetu powodowa³, ¿e d³ugie oczekiwanie wydawa³o siê ju¿ nie do zniesie-
nia. Muzyka przenika³a zmys³y, niemal¿e rani³a, wstrzymywa³a oddechy, unie-
ruchamia³a cia³a, twarze zastyga³y w napiêciu. Scenê spowija³y ciemnoci,
niewielki snop wiat³a z reflektora owietla³ kurtynê. Po chwili zebrani ujrzeli
postaæ wy³aniaj¹c¹ siê zza zas³ony. Najpierw ich oczom ukaza³y siê stopy,
sukienka ze srebrnej lamy i wreszcie nieskazitelnie piêkna twarz. T³um zafalo-
wa³ i westchn¹³ g³êboko. Sta³a przed nim kobieta o jasnych, rozpuszczonych
w³osach, srebrzysta sukienka ciasno opina³a jej cia³o. Jej oczy tañczy³y, jej
usta siê umiecha³y, wyci¹ga³a do nich rêce i piewa³a, a jej g³os by³ mocny
i g³êboki. Wydawa³o siê, ¿e nikt nigdy nie piewa³ tak piêknie, nikt nie dorów-
nywa³ jej urod¹. Ruchy Faye, bêd¹ce odbiciem rytmu muzyki, podkrela³y
piêkno jej doskona³ego cia³a.
O Bo¿e! jêkn¹³ który z ¿o³nierzy. W odpowiedzi stu innych
umiechnê³o siê ze zrozumieniem. Wszyscy oni czuli to samo. Nie wie-
rzyli, ¿e wystêp Faye dojdzie do skutku, a¿ do momentu, gdy j¹ zobaczy-
li. Faye by³a znana ze swej aktywnoci. Podró¿owa³a po wszystkich ogar-
niêtych wojn¹ kontynentach, wystêpowa³a we frontowych koszarach. Rok
wczeniej, tu¿ po tragedii Pearl Harbour, Faye postanowi³a piewaæ dla
¿o³nierzy. Drêczy³o j¹ poczucie winy, ¿e nie bierze ¿adnego udzia³u
w wojnie. Tak rozpoczê³o siê kr¹¿enie miêdzy Europ¹, Stanami i wyspa-
mi Pacyfiku, trasy koncertowe w przerwach pomiêdzy jednym a drugim
filmem. Kiedy tylko mia³a kilka dni wolnych od zajêæ na planie, wy-
je¿d¿a³a w trasê. Tak samo by³o teraz.
¯o³nierz siedz¹cy blisko sceny zauwa¿y³ puls bij¹cy na szyi Faye.
Dopiero wtedy uwierzy³, ¿e rzeczywicie j¹ widzi, ¿e by³a realna, w za-
siêgu jego rêki. Wystarczy³o tylko sforsowaæ barierkê przy scenie i ju¿
móg³by jej dotkn¹æ, poczuæ zapach jej cia³a. Ta wiadomoæ kompletnie
go odurza³a, dos³ownie nie móg³ oderwaæ wzroku od kobiety.
Maj¹c dwadziecia trzy lata, Faye Price by³a ju¿ gwiazd¹ Holly-
wood. Gdy mia³a dziewiêtnacie lat, nakrêci³a swój pierwszy film i od
tamtej pory kroczy³a od sukcesu do sukcesu. Mia³a wszelkie atuty gwiazdy
filmowej: urodê, osobowoæ, talent, a tak¿e umiejêtnoæ zrobienia z nich
odpowiedniego u¿ytku. Na dodatek natura obdarzy³a j¹ wspania³ym g³o-
sem, o niespotykanie du¿ej skali. Ze swymi d³ugimi blond w³osami i zie-
lonymi oczami stanowi³a uosobienie kobiecego wdziêku. Jednak wcale
nie kr¹g³e biodra i pe³ne piersi by³y jej g³ównymi atutami, i nie one uczy-
ni³y z niej gwiazdê. Faye nie by³a tuzinkow¹ licznotk¹, mia³a klasê i sil-
n¹ osobowoæ. Potrafi³a oczarowaæ i zjednaæ sobie wszystkich. Mê¿-
czyni pragnêli j¹ przytulaæ, kobiety naladowaæ, a dzieciom kojarzy³a
siê z ksiê¿niczk¹ z bajki.
12
Strona 10
Opuci³a rodzinne ma³e miasteczko w Pensylwanii i przenios³a siê do
Nowego Jorku. Zosta³a modelk¹. Po szeciu miesi¹cach zarabia³a wiêcej
ni¿ jakakolwiek inna dziewczyna w miecie. Jej fotografie znajdowa³y siê
na ok³adkach wszystkich licz¹cych siê magazynów. Fotografowie uwiel-
biali z ni¹ wspó³pracowaæ, ale Faye w skrytoci ducha by³a znudzona
pozowaniem. Uwa¿a³a to zajêcie za ja³owe. Próbowa³a o tym rozmawiaæ
z kole¿ankami, ale nie znajdowa³a zrozumienia. Z ca³ego t³umu otaczaj¹-
cych Faye ludzi tylko dwóch dostrzeg³o tkwi¹cy w niej potencja³ mo¿li-
woci i talentu. Jeden z nich zosta³ póniej jej agentem. Drugi, producent
filmowy, Sam Warman, ju¿ po pierwszym spotkaniu mia³ pewnoæ, ¿e
Faye to dos³ownie kopalnia z³ota. Widywa³ zdjêcia Faye i by³ pod wra¿e-
niem jej urody, ale dopiero osobisty kontakt uwiadomi³ mu, ¿e ma do
czynienia z nietuzinkow¹ postaci¹. Rzadko zdarza³o siê spotkaæ osobê,
która ka¿dym, nawet najmniejszym gestem, ruchem, spojrzeniem przyku-
wa³a uwagê, a swego rozmówcê nie pozostawia³a obojêtnym na ¿adn¹
wypowiedzian¹ przez siebie kwestiê. Sam Warman i agent Abe byli zgod-
ni, ¿e Faye pod ich okiem wyronie na gwiazdê pierwszej wielkoci. Spe-
kulacje obu panów nie by³y bezpodstawne, jako ¿e Faye odznacza³a siê
równie¿ si³¹ charakteru i wytrwa³oci¹ w d¹¿eniu do celu. Nie kompromi-
sami. Pragnê³a dokonaæ czego istotnego, sprawdziæ siê w nowych zada-
niach. Abe by³ o Faye tak doskona³ego zdania, ¿e Sam postanowi³ zary-
zykowaæ i daæ jej rolê w filmie krêconym w Hollywood. Rola by³a epizo-
dyczna i nie wymaga³a szczególnego talentu. Faye potraktowa³a tê szansê
jak wyzwanie. Postanowi³a pokazaæ, ¿e nawet drugoplanowa rola zagrana
z ca³ym zaanga¿owaniem potrafi zapaæ w serca widzów. Efekt by³ wspa-
nia³y. Publicznoæ w salach kinowych siedzia³a jak zaczarowana, a przed
Faye otworzy³y siê wrota do kariery. Re¿yserzy zachwycali siê jej wyrazi-
st¹ twarz¹, ekspresj¹ i tajemniczym wyrazem wielkich, zielonych oczu. Za
rolê w czwartym filmie Faye dosta³a Oscara.
W ci¹gu czterech lat nakrêci³a siedem filmów, a przy realizacji pi¹tego
Hollywood odkry³ umiejêtnoci wokalne Faye. Kiedy wybuch³a wojna,
m³oda aktorka postanowi³a piewaæ dla ¿o³nierzy. Robi³a to z pasj¹ i po-
wiêceniem. Przyfrontowa scena stawa³a siê na moment renomowanym
teatrem, w którym odbywa³ siê wielki show. Bez spektakularnych dekora-
cji i ogromnej orkiestry Faye dawa³a wspania³y koncert, na jaki by³o staæ
tylko najwiêkszych artystów. Patrz¹cy na ni¹ mê¿czyni mieli wra¿enie, ¿e
Faye stanowi³a kwintesencjê wszystkiego, czego oczekiwa³ Bóg, stwarza-
j¹c kobietê. Wprawia³a ich w zachwyt i zdumienie, ka¿dy chcia³ trzymaæ
j¹ w ramionach, ca³owaæ jej usta, zanurzaæ rêce we w³osach, czuæ bicie jej
serca w mi³osnym ucisku. Nagle jeden z siedz¹cych na widowni
13
Strona 11
mê¿czyzn nie wytrzyma³ i, nie zwa¿aj¹c na kpi¹ce umieszki innych,
krzykn¹³:
Do cholery, czy¿ ona nie jest fantastyczna?
Te s³owa podzia³a³y jak magiczne zaklêcie, za spraw¹ którego znik³o
napiêcie, a emocje znalaz³y ujcie. ¯o³nierze krzyczeli, bili brawo i doma-
gali siê bisów. Po skoñczonym wystêpie oklaskom nie by³o koñca. Faye
znowu wysz³a na scenê, aby zapiewaæ ¿o³nierzom jeszcze kilka piosenek.
Gdy z powrotem znalaz³a siê za kulisami, nie mog³a powstrzymaæ ³ez.
Przecie¿ tak niewiele zrobi³a dla tych ch³opców. Jak¿e wszystko by³o inne
w tropikalnej d¿ungli, tysi¹ce kilometrów od domu. Ile¿ radoci mo¿na
wtedy sprawiæ kilkoma piosenkami, po³yskuj¹c¹ sukni¹, zgrabnymi noga-
mi, kokieteryjnym zachowaniem. Ilu z tych m³odych ludzi zobaczy po-
nownie swoje rodziny? To by³ powód, dla którego to wszystko robi³a.
Mimo ¿e by³o to wbrew jej artystycznemu kredo i naturze, dla ¿o³nierzy
przeistacza³a siê w wampa. W Los Angeles nigdy nie za³o¿y³aby zbyt
obcis³ej sukni, ale zdawa³a sobie sprawê, ¿e mê¿czyni na froncie chcieli
j¹ widzieæ pe³n¹ cielesnego powabu i uwodzicielsk¹. Faye nie czu³a siê
tym ani speszona, ani zniewa¿ona. Widzia³a, ¿e taki jej wygl¹d pozwala
¿o³nierzom poczuæ siê mê¿czyznami, zapomnieæ o koszmarze tu¿ za ich
plecami.
Panno Price? Oficer sztabowy usi³owa³ przekrzyczeæ t³um po dru-
giej stronie kurtyny.
Spogl¹da³ na zroszone potem twarz i szyjê Faye. W duchu podziwia³
jej urodê i nie wiadomo, sk¹d wiedzia³, ¿e ta kobieta ma o wiele wiêcej do
zaofiarowania nie tylko piêkne cia³o. Czu³, jak narasta³o w nim uwielbie-
nie o nieznanej dot¹d sile. Oto sta³a przed nim Faye Price; zmys³owa
i poci¹gaj¹ca tak bardzo, ¿e zapragn¹³ wzi¹æ j¹ w ramiona i poca³owaæ.
Instynktownie nawet wyci¹gn¹³ rêkê. Natychmiast po¿a³owa³ tego gestu.
Uzna³ siê za ¿a³osnego faceta ³asego na blichtr wystudiowanej gwiazdy
filmowej. Kim ona w³aciwie jest, myla³. Przecie¿ na jej sukces pracowa-
³o wiele anonimowych osób. Ten zrobi³ jej makija¿, tamten wymyli³ fry-
zurê, inny zaprojektowa³ stroje. Jeszcze jedna ³adna dziewczyna, z której
zrobili piêknoæ. Oficera ogarnê³y w¹tpliwoci. Zdrowy rozs¹dek naka-
zywa³ ujrzeæ w Faye tylko s³odk¹ lalkê, ale intuicja upiera³a siê, ¿e jest
inaczej. Zajrza³ jej w oczy i... intuicja zatriumfowa³a. Jania³y wra¿liwoci¹
i szczeroci¹.
Dowódca chcia³by zjeæ z pani¹ kolacjê oznajmi³ dononie, gdy
spojrza³a w jego stronê.
Bêdzie mi bardzo mi³o, ale muszê jeszcze raz wyjæ na scenê
odpowiedzia³a.
14
Strona 12
Nastêpne pó³ godziny nale¿a³o do ¿o³nierzy. Dwie piosenki zapiewali
z ni¹ wszyscy, a fina³owa ballada, liryczna i tkliwa, sprawi³a, ¿e wielu s³u-
chaczy ukradkiem wyciera³o ³zy. Przed ich oczami pojawi³y siê znowu mat-
ki, ¿ony, siostry, narzeczone...
Dobranoc, niech Bóg ma was w swojej opiece po¿egna³a siê
zachrypniêtym g³osem.
T³um nagle zamilk³. ¯o³nierze wstawali z miejsc, kierowali siê do
wyjcia z zaimprowizowanego teatru. K³adli siê do ³ó¿ek, ci¹gle o niej
myl¹c. W uszach nadal mieli dwiêki jej piosenek.
Przypominali sobie najdrobniejsze szczegó³y jej wygl¹du; twarz, ra-
miona, nogi, usta otwieraj¹ce siê jakby do poca³unku. Zapamiêtali spo-
sób, w jaki siê do nich umiecha³a, jak popada³a w zadumê, pamiêtali jej
oczy w chwili po¿egnania. Wszystkie te wra¿enia przechowywali w swej
pamiêci przez d³ugie miesi¹ce jak najwiêksze skarby.
Ona jest naprawdê niezwyk³a nietypowo dla siebie skomentowa³
przysadzisty sier¿ant.
Nikt nie dziwi³ siê nag³ej zmianie tonu i s³ownictwa. Faye wnios³a
nadziejê. Na d³ugo zapad³a w serca. Tego wieczoru wszyscy rozmawiali
i myleli tylko o niej. Pechowcy, którym akurat wypad³a s³u¿ba, próbo-
wali udawaæ, ¿e nie jest to znowu taka strata. W gruncie rzeczy czuli siê
jednak skrzywdzeni i tylko mêska duma powstrzymywa³a ich od wyrze-
kania na z³oliwoæ losu.
W kilka minut po koncercie Faye zawiadomi³a dowódcê, ¿e chcia³a-
by jako spotkaæ siê z tymi, którzy byli na s³u¿bie. Proba by³a tak ser-
deczna i niecodzienna, ¿e dowódca, aczkolwiek zaskoczony, wyrazi³
zgodê. Funkcjê opiekuna Faye podczas objazdu koszar pe³ni³ adiutant
dowódcy, ten sam oficer, który przekazywa³ zaproszenie na kolacjê. Oko³o
pó³nocy nie by³o w bazie ani jednego nieszczêliwego cz³owieka, a obecni
na koncercie nawet zazdrocili. Nie wiadomo, co by³o lepsze. Pechowcy
ze s³u¿by rozmawiali z ni¹, wymieniali uciski d³oni, a nade wszystko
widzieli j¹ z zupe³nie bliska.
Oficer towarzysz¹cy Faye przez ca³y czas uwa¿nie j¹ obserwowa³,
nabieraj¹c coraz wiêkszej sympatii; zdecydowa³, ¿e powie jej o tym, ale
ci¹gle nie nadarza³a siê sposobnoæ. Pocz¹tkowo s¹dzi³, ¿e panna Faye
Price, wielka gwiazda Hollywood, bywalczyni salonów, op³ywaj¹ca w do-
statki i luksus, nie ma zielonego pojêcia o piekle Midway czy Morza Ko-
ralowego, o krwawych bitwach morskich, jak ta o Guadalcanal. M³ody
oficer musia³ jednak przyznaæ, ¿e nawet nie bior¹c udzia³u w walkach,
15
Strona 13
Faye potrafi³a wczuæ siê w sytuacjê zwyk³ego ¿o³nierza, zdaæ sobie spra-
wê, ¿e codziennoæ Guadalcanal wygl¹da inaczej ni¿ wieczór jej koncertu.
Bardzo go tym ujê³a. Ward Thayer przys³uchiwa³ siê rozmowom Faye
z ¿o³nierzami. Widzia³, jak wielkie robi³a na nich wra¿enie. Dawa³a im cie-
p³o, jakiego nie zaznali od miesiêcy, wspó³czucie, jakiego nie byli w stanie
otrzymaæ od innych mê¿czyzn. Do tego by³a jeszcze tak piêkna i poci¹ga-
j¹ca. Ward w pewnej chwili pomyla³, ¿e Faye Price nie istnieje, bo to
niemo¿liwe, ¿eby cz³owiek z krwi i koci mia³ a¿ tyle zalet. Kusi³o go, aby
wyci¹gn¹æ rêkê i dotkn¹æ jej ramienia. Udowodniæ sobie, ¿e to nie iluzja,
lecz rzeczywistoæ. Chcia³ j¹ przytuliæ, przynieæ ulgê w zmêczeniu, ale
wtedy przypomnia³ sobie, ¿e w ostatnich dwóch latach ¿ycia wiele razy
bywa³ stokroæ bardziej wyczerpany.
Minê³a ju¿ dwunasta trzydzieci, obóz spowija³y ca³kowite ciemnoci.
Ward wraca³ z Faye do kwatery.
Ciekawe, czy dowódca wybaczy mi, ¿e nie zjad³am z nim kolacji
zaczê³a rozmowê Faye. Usi³owa³a siê umiechn¹æ, walcz¹c ze zmêcze-
niem.
Pewnie bêdzie mia³ z³amane serce, ale jako siê z tego wykaraska
odrzek³ adiutant, wiedz¹c, ¿e kolacja i tak nie dosz³aby do skutku. Do-
wódca, ju¿ po zaproszeniu Faye, zosta³ wezwany na naradê z genera³a-
mi. Dotarli oni do Guadalcanal helikopterami. Mylê, ¿e dowódca bê-
dzie pani bardzo wdziêczny za wizytê w naszej bazie doda³ po chwili.
To dla mnie wielki zaszczyt odpowiedzia³a Faye, przysiadaj¹c na
bia³ej skale. Wpatrywa³a siê w Warda.
Nie móg³ oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e nigdy wczeniej nie widzia³ równie zielo-
nych, niesamowitych oczu. Ogarnê³a go fala bolesnego rozrzewnienia. Od-
wróci³ siê. Gdy zaci¹ga³ siê do armii, z³o¿y³ sobie przyrzeczenie, ¿e wszystkie
delikatne uczucia zostawi w Stanach. Do tej pory mu siê udawa³o. Nie po-
zwala³ sobie na s³aboci, nie rozkleja³ siê. To nie by³ czas ani miejsce na
romantyczne uniesienia. W Guadalcanal codziennie kto umiera³. W Guadal-
canal twardnia³y serca. K¹tem oka dostrzeg³, ¿e Faye nadal go obserwuje.
Istotnie, kobieta przygl¹da³a siê blond czuprynie Warda, jego szerokim ra-
mionom. Sta³ ty³em do niej, wiêc nie by³a w stanie zobaczyæ wyrazu jego
niebieskich oczu. Ogarnê³o j¹ wspó³czucie dla Warda i innych ¿o³nierzy. Roz-
myla³a o niedawnym koncercie, o tym, ile radoci sprawi³a ¿o³nierzom, pie-
waj¹c i umiechaj¹c siê, zastanawia³a siê nad potwornoci¹ takich miejsc jak
Guadalcanal. Ciep³e, ludzkie gesty pojawia³y siê tam tylko od wiêta, a naj-
rzadszym gociem by³ miech. Odwiedzaj¹c ¿o³nierskie bazy, Faye uwia-
domi³a sobie, jak bardzo cieszy³o j¹, gdy mog³a tym ch³opcom podarowaæ
chocia¿by iluzjê normalnoci i beztroski. Mia³a ochotê pog³askaæ Warda po
16
Strona 14
w³osach, gdy ten odwróci³ siê, ukazuj¹c sw¹ dumn¹, zaciêt¹ twarz. W g³owie
adiutanta rozgrywa³a siê prawdziwa bitwa. ciera³y siê, walcz¹c o lepsze, chêæ
poddania siê urokowi Faye i strach przed uleganiem emocjom.
Spêdzilimy ze sob¹ ca³y wieczór mówi³a, umiechaj¹c siê, Faye a ja
nawet nie znam pana imienia. Wiem tylko, ¿e jest pan adiutantem dowódcy.
Thayer, Ward Thayer.
Wyda³o jej siê, ¿e ju¿ s³ysza³a to nazwisko, nie mog³a sobie jednak
przypomnieæ ani gdzie, ani kiedy. Wzrok mê¿czyzny by³ ch³odny i tak-
suj¹cy, Faye przysz³o na myl, ¿e twarz Warda by³a naznaczona piêtnem.
Za du¿o prze¿y³ i widzia³, aby traktowaæ mnie po partnersku. Rozumiem
jego cynizm, usprawiedliwia³a go Faye.
Chyba jest pani bardzo g³odna, panno Price zagadn¹³ Ward, uprzy-
tomniwszy sobie, ¿e aktorka od kilku godzin nie mia³a nic w ustach.
Faye przytaknê³a niemia³o.
Tak, jestem g³odna. Myli pan, ¿e powinnimy obudziæ dowódcê i zapy-
taæ, czy zosta³o co z planowanej kolacji? Oboje rozmieszy³ ten pomys³.
Przypuszczam, ¿e bêdê móg³ zorganizowaæ co w innym miejscu
odrzek³ Ward, spogl¹daj¹c na zegarek.
To jednak bardzo intryguj¹cy cz³owiek, pomyla³a Faye. Przez ca³y
czas walczy³a z pokus¹ zadawania mu pytañ, dowiedzenia siê, kim w³a-
ciwie by³. Chcia³a zbli¿yæ siê do niego. Wiedzia³a, ¿e zaintrygowa³ j¹
jego ch³ód i dystans.
Czy by³oby nietaktem, je¿eli zaprosi³bym pani¹ do naszej polowej
kuchni? umiechn¹³ siê do Faye. Na moment z jego twarzy zniknê³o
piêtno Guadalcanal, a pojawi³ siê wyraz zawadiackiej m³odoci. Za³o-
¿ê siê, ¿e ci¹gle mo¿na tam znaleæ jakie znakomite k¹ski doda³.
Faye z³o¿y³a rêce w dziêkczynnym gecie.
By³abym ogromnie wdziêczna za kanapkê.
Zobaczymy, co siê da zrobiæ.
Po dwudziestu minutach znaleli siê w ogromnej ¿o³nierskiej sto-
³ówce. Faye usiad³a na d³ugiej ³awie, delektuj¹c siê zapachem stoj¹cego
przed ni¹ gulaszu. Szczerze powiedziawszy, gulasz nie by³ jej ulubio-
nym daniem, ale po tak d³ugim, wyczerpuj¹cym dniu ka¿da potrawa
smakowa³a znakomicie. Ward jad³ to samo.
Jak w elitarnym klubie, prawda? spojrza³ na Faye z kpi¹cym umie-
chem.
Mniej wiêcej, z wyj¹tkiem tej siekaniny odciê³a siê.
O Bo¿e, niech pani nie mówi tak g³ono, bo jeszcze us³yszy kucharz
i poczuje siê zobligowany, by pani¹ uszczêliwiæ wykrzywi³ twarz w za-
bawnym grymasie.
2 Album rodzinny 17
Strona 15
Rozemieli siê oboje. Mimowolnie poddawa³ siê nastrojowi, towarzy-
stwo Faye sprawia³o mu wyran¹ przyjemnoæ.
Sk¹d pochodzisz?
Niepostrze¿enie zaczêli siê do siebie odnosiæ jak przyjaciele. Kilka
godzin spêdzonych za lini¹ frontu bardzo zbli¿a³o. Czas mia³ zupe³nie
inny wymiar, bardzo osobiste pytania, zadawane po chwilowej znajo-
moci, wydawa³y siê zupe³nie na miejscu.
Z Pensylwanii odpowiedzia³a Faye w zamyleniu.
Podoba³o ci siê tam?
Nie bardzo, bylimy biedni. Wszystkim, czego pragnê³am, by³o jak
najdalej uciec. Wyjecha³am natychmiast po maturze.
Patrzy³ na ni¹ i nie potrafi³ sobie wyobraziæ Faye biednej, ¿yj¹cej
w prowincjonalnym miasteczku.
A ty sk¹d jeste, adiutancie?
Mam na imiê Ward, zapomnia³a? zapyta³ z udawanym oburze-
niem, Faye zaczerwieni³a siê leciutko. Wychowa³em siê w Los Ange-
les dokoñczy³. Wydawa³o siê, ¿e chcia³ jeszcze co dodaæ, ale zrezy-
gnowa³.
Wrócisz tam po... no, po tym wszystkim? Faye tak bardzo nienawi-
dzi³a s³owa wojna, ¿e nie chcia³a go nawet wymawiaæ. Teraz tak samo
by³o z Wardem. Wojna kosztowa³a go zbyt wiele, zada³a rany, których nie
mo¿na zobaczyæ, ale te¿ nie mo¿na wyleczyæ. Faye instynktownie wyczu-
wa³a, ¿e jej rozmówca nale¿y do ludzi, którzy nigdy nie zapomn¹ o prze-
¿ytym koszmarze.
Tak, mylê, ¿e tak.
Masz tam rodziców?
Nareszcie nadesz³a ta chwila, kiedy mog³a go o co zapytaæ, spróbo-
waæ poznaæ, dlaczego by³ smutny, dlaczego by³o w nim tyle dystansu i cy-
nizmu. Okna sto³ówki szczelnie zaci¹gniêto grubymi zas³onami. Obowi¹zy-
wa³o ca³kowite zaciemnienie. Dla Warda by³o to zupe³nie normalne, Faye
zd¹¿y³a siê ju¿ przyzwyczaiæ.
Moi rodzice nie ¿yj¹ odpowiedzia³. Oczy zasz³y mu smutkiem,
ile ju¿ razy w ci¹gu tego wieczoru mówili o mierci?
Przepraszam.
Nie bylimy w zbyt dobrych stosunkach uci¹³ Ward.
Faye usi³owa³a spojrzeæ mu w oczy, ale on ci¹gle ucieka³ wzrokiem.
Jeszcze gulaszu, czy mo¿e co bardziej wyszukanego na deser?
zapyta³ uprzejmie. Podobno gdzie tu jest ukryty kawa³ek szarlotki.
Nie, dziêkujê. Przez tê sukienkê nic wiêcej nie zdo³am w siebie
wcisn¹æ. Faye odpowiedzia³a z umiechem.
18
Strona 16
Popatrzy³ na sukienkê ze srebrnej lamy. Ward zda³ sobie sprawê, ¿e ten
elegancki strój wydawa³ mu siê, w przypadku Faye, czym zupe³nie natural-
nym. Pomyla³ przez chwilê o Kathy i jej sztywno nakrochmalonych, bia-
³ych bluzkach, niewygodnych ubraniach, jakie zwykle nosi³a...
Ward wyszed³ z kuchni, by za minutê powróciæ z talerzem owoców
i szklank¹ mro¿onej herbaty. Kostki lodu prawdziwy skarb w tropi-
kach. Faye wystarczaj¹co wiele razy odwiedza³a bazy wojskowe, aby
doceniæ wartoæ napoju, który zosta³ jej zaserwowany. Pi³a go z wielkim
namaszczeniem, od czasu do czasu umiechaj¹c siê do mê¿czyzn wcho-
dz¹cych i wychodz¹cych z kuchni. Ka¿dy z nich przystawa³ na moment,
aby na ni¹ popatrzeæ. By³o to dla niej zupe³nie normalne, wiêc umie-
cha³a siê niemal odruchowo, za ka¿dym razem spogl¹daj¹c na Warda.
Ten udawa³ zdruzgotanego adoratora. Oboje doskonale bawili siê t¹ sy-
tuacj¹. ¯o³nierze przemykaj¹cy przez sto³ówkê byli senni i zmêczeni,
wielu z nich ziewa³o.
To zabawne, mój widok wyranie wzmaga ich pragnienie snu. Dzia-
³am jak proszki nasenne skomentowa³a Faye, poci¹gaj¹c kolejny ³yk
herbaty. Przypuszczam, ¿e wy, oficerowie, wylegujecie siê do po³u-
dnia. Je¿eli wstawalibycie o czwartej nad ranem, nie moglibycie byæ
w formie o tej porze.
Wiedzia³a, ¿e to nieprawda, ale lubi³a siê z nim droczyæ, czu³a, ¿e to
go trochê rozwesela.
Spojrza³ na ni¹ zdezorientowany.
Dlaczego to robisz, Faye?
Pierwszy raz zwróci³ siê do niej po imieniu. Sta³o siê to zupe³nie sponta-
nicznie, usta same powiedzia³y: Faye. Nag³e odrzucenie konwenansów
nie zrobi³o na kobiecie wra¿enia, przynajmniej nie zareagowa³a na to w ¿a-
den widoczny sposób.
Mylê, ¿e potrzebujê tego... Chcê jako odwdziêczyæ siê losowi, ¿e
jest dla mnie ³askawy. Nigdy nie uwa¿a³am, ¿e to wszystko mi siê nale-
¿y. W ¿yciu trzeba sp³acaæ wszelkie zobowi¹zania.
Ward poczu³, jak wilgotniej¹ mu oczy. Te s³owa by³y jak cytat z Ka-
thy. On, Ward Thayer, nigdy nie czu³ siê czymkolwiek zobowi¹zany, ni-
gdy tak nie myla³ o zaznanym szczêciu, a poza tym bilans wypada³
tragicznie. Przynajmniej od...
Dlaczego kobiety zawsze tak postêpuj¹?
Nie tylko kobiety, niektórzy mê¿czyni tak¿e, ty na pewno te¿. Je-
¿eli co ci siê udaje, to chcesz siê podzieliæ swoim szczêciem.
Nic dobrego nie przytrafi³o mi siê w tym cholernym ¿yciu, przynaj-
mniej od kiedy jestem tutaj. Popatrzy³ na ni¹ piorunuj¹cym wzrokiem.
19
Strona 17
Przecie¿ ci¹gle ¿yjesz, Ward przemawia³a do niego ciep³ym, ³agodnym
g³osem, ale oczy rozszerzy³y jej siê w zdumieniu.
Czasami to za ma³o.
Tutaj to zupe³nie wystarczy. Rozejrzyj siê, ka¿dego dnia kto cier-
pi od ran, kto dowiaduje siê, ¿e do koñca ¿ycia bêdzie kalek¹, a ilu
z was w ogóle nie wróci do domów...
Po raz pierwszy od czterech miesiêcy Ward musia³ walczyæ ze ³zami
nap³ywaj¹cymi mu do oczu. Faye trafi³a go prosto w serce.
Próbujê o tym nie myleæ.
Pewnie masz racjê, ale mo¿e gdyby o tym pomyla³, by³by szczê-
liwy tylko dlatego, ¿e ¿yjesz odpowiedzia³a.
Zapragnê³a przytuliæ Warda do siebie, ukoiæ jego cierpienie z¿eraj¹-
ce duszê. Ward powoli podniós³ siê z krzes³a.
Zupe³nie mi to obojêtne. Nikogo nie obchodzi, czy ¿yjê, czy umar-
³em.
To potworne powiedzia³a zszokowana i przera¿ona. Co siê
z tob¹ dzieje?
Ward nakaza³ sobie powstrzymaæ siê od dalszych wynurzeñ. W du-
chu pragn¹³, aby Faye wysz³a, ¿eby nie musia³ ju¿ na ni¹ patrzeæ. Ani
z ni¹ rozmawiaæ. Stali naprzeciw siebie w milczeniu, gdy nagle Ward,
wbrew swym wewnêtrznym obietnicom, zacz¹³ mówiæ. Do diab³a, co
to za ró¿nica, kiedy i z kim o tym rozmawiam? To niczego nie zmienia,
pomyla³.
Pó³ roku temu o¿eni³em siê z pielêgniark¹ ze szpitala polowego.
Dwa miesi¹ce póniej zginê³a podczas nalotu pieprzonych japoñskich
bombowców. Od tamtego czasu jako nie potrafiê dobrze siê tutaj czuæ,
rozumiesz?
Faye opad³a ciê¿ko na krzes³o, pokiwa³a g³ow¹. A wiêc wyjani³o siê,
teraz wiedzia³a, dlaczego Ward mia³ pustkê i obojêtnoæ w oczach. Zasta-
nawia³a siê, jak d³ugo trwa przychodzenie do siebie po takim szoku i czy to
w ogóle jest mo¿liwe, aby och³on¹æ.
Przepraszam, Ward powiedzia³a cicho.
Nie przychodzi³y jej do g³owy ¿adne inne s³owa. Nie by³o sensu
mówiæ, ¿e ludzi spotykaj¹ jeszcze wiêksze nieszczêcia, to nie by³o po-
cieszenie dla niego.
Przepraszam, Faye umiechn¹³ siê zak³opotany. To nie jej wina, nie
mia³a nic z³ego na myli, nie prowokowa³a mnie. Jaka¿ ona jest inna od
Kathy, myla³ o swej ¿onie, o jej niemia³oci i zwyczajnoci, jak bardzo
w niej to kocha³. Patrzy³ na Faye: doskona³oæ i piêkno w najdrobniejszych
szczegó³ach.
20
Strona 18
Przepraszam powtórzy³ nie chcia³em ci tego mówiæ. Wiem, ¿e ju¿
niejednego co takiego spotka³o.
Faye zna³a setki podobnych historii z Guadalcanal, ale ci¹gle nie
potrafi³a na nie zobojêtnieæ.
Id¹c w stronê d¿ipa, pomyla³a, ¿e wcale nie ¿a³uje straconej kolacji
z dowódc¹. Podzieli³a siê t¹ refleksj¹ z Wardem.
Bardzo mi³o mi to s³yszeæ odpowiedzia³, umiechaj¹c siê po-
wci¹gliwie.
Faye zapragnê³a wzi¹æ Warda za rêkê, ale poczu³a, ¿e opuci³a j¹
ca³a pewnoæ siebie. W chwilach jak ta by³a jedn¹ z wielu milionów
kobiet na wiecie, a nie s³awn¹ aktork¹, której sympatia mog³a byæ po-
czytywana za zaszczyt. Na dodatek kobieta zwyczajna odkry³a, ¿e na-
wet w Hollywood nie zdarzy³o jej siê widzieæ mê¿czyzny o równie piêk-
nym, acz ch³odnym umiechu.
Naprawdê cieszê siê, ¿e zjedlimy razem kolacjê jeszcze raz stwier-
dzi³a Faye.
Dlaczego to tak podkrelasz? Nie musisz litowaæ siê nade mn¹.
Jestem ju¿ ca³kiem doros³ym facetem i potrafiê siê sob¹ zaj¹æ.
Faye przeczuwa³a, ¿e Ward trochê pozuje. Stara siê byæ twardy, nie
rozczulaæ nad sob¹, nie sprawiaæ wra¿enia potrzebuj¹cego pomocy. De-
sperackie próby zapomnienia o wydarzeniach sprzed czterech miesiêcy
musia³y dzisiaj skoñczyæ siê fiaskiem. Wspomnienia od¿y³y, pamiêæ na-
trêtnie podsuwa³a coraz to nowe szczegó³y. Prowadz¹c samochód, Ward
na nowo rozpamiêtywa³ fakt, ¿e Kathy zginê³a dok³adnie w dwa miesi¹-
ce po lubie.
D¿ip zatrzyma³ siê przy namiocie, w którym mia³a spaæ Faye.
Mimo wszystko mylê, ¿e twoja wizyta by³a diabelnie mi³a rzuci³
Ward.
Dziêki. Zapanowa³a niezrêczna cisza. Oboje zastanawiali siê, jak
rozpocz¹æ rozmowê, ale brakowa³o im pomys³ów. Warda intrygowa³o,
czy Faye jest z kim zwi¹zana. Faye chcia³a dowiedzieæ siê, czy Ward
ci¹gle jeszcze kocha³ pielêgniarkê.
Dziêkujê za kolacjê zaczê³a Faye z niemia³ym umiechem.
Ward otworzy³ drzwiczki samochodu po jej stronie.
Mówi³em ci, prawie jak w klubie...
Nastêpnym razem spróbujê baraniny.
Po¿artowali jeszcze chwilê, zmierzaj¹c do wejcia do namiotu. Wy-
dawa³o siê, ¿e tylko mówi¹c pó³ ¿artem, pó³ serio byli w stanie porozu-
miewaæ siê bezproblemowo. Znaleli siê przy namiocie. Ward uchyli³
jedn¹ z jego klap, toruj¹c Faye drogê. Ich spojrzenia siê spotka³y. Po raz
21
Strona 19
pierwszy od kilku godzin Faye odnalaz³a w oczach Warda g³êbok¹ za-
dumê.
Jeszcze raz przepraszam, ¿e ci to wszystko powiedzia³em. Nie chcia-
³em obarczaæ ciê swoimi problemami rzek³, obejmuj¹c j¹ ramieniem.
Dlaczego mnie przepraszasz? O co ci w ogóle chodzi? Czy masz
tutaj kogo innego, z kim móg³by porozmawiaæ?
Wszyscy w bazie wiedz¹, co siê sta³o wzruszy³ ramionami. Nie
rozmawiamy o tym.
£zy, z którymi walczy³ od kilku godzin, pop³ynê³y mu po policz-
kach. Wstydzi³ siê ich, chcia³ odejæ. Odwróci³ siê, a wtedy Faye po-
wstrzyma³a go.
Ju¿ dobrze, Ward, ju¿ dobrze...
Przytuli³a go mocno i tak¿e siê rozp³aka³a. Ward rozpacza³ nad sw¹
nie¿yj¹c¹ ¿on¹. Faye p³aka³a po dziewczynie, której nigdy nie zna³a, po
tysi¹cach ¿o³nierzy, którzy ju¿ stracili ¿ycie. P³aka³a nad tymi, którzy mieli
zgin¹æ, nim skoñczy siê wojna. P³akali nad szaleñstwem, od którego nie
mogli uciec. Ward spogl¹da³ na Faye przez ³zy, pocz¹³ g³adziæ j¹ po w³o-
sach. Wyda³a mu siê nieskoñczenie piêkna. Ze zdumieniem odkry³, ¿e ta
myl nie wywo³a³a w nim poczucia winy. Kathy prawdopodobnie nie mia-
³aby nic przeciwko... kto wie, jak potoczy³oby siê ¿ycie z Kathy... Kathy
odesz³a na zawsze... ju¿ nigdy nie bêdzie przytula³ Kathy... ju¿ nigdy nie
zobaczy Faye... Wiedzia³ o tym doskonale i zapragn¹³ jej. Teraz.
Faye usiad³a na jedynym, znajduj¹cym siê w namiocie krzele. Patrzy³a
na Warda sadowi¹cego siê na jej piworze. Wziêli siê za rêce, mieli ochotê
jeszcze d³ugo patrzeæ na siebie, powiedzieæ sobie wiele czu³ych, szczerych
s³ów.
Nigdy ciê nie zapomnê, Faye Price. Bêdê myla³ o tobie.
Ja te¿ bêdê o tobie myla³a, bêdê przy tobie w mylach.
Ward uwierzy³ w jej s³owa. Pomimo hollywoodzkiego wygl¹du, su-
kienki ze srebrnej lamy, Faye wydawa³a mu siê zwyk³a i przystêpna.
Srebrn¹ sukniê nazywa³a kostiumem, a to wiele mówi³o o jej stosunku
do hollywoodzkiego imageu. I bardzo mu siê to podoba³o.
Byæ mo¿e, pewnego dnia odwiedzê ciê w studio.
Bêdê czeka³a, Ward odrzek³a cichym, ale zdecydowanym g³o-
sem. Oczy mia³a ci¹gle mokre od ³ez, lecz piêkne.
Czy bêdziesz zmuszona mnie wyrzuciæ? patrzy³ na ni¹, rozba-
wiony.
Oczywicie, ¿e nie! odpowiedzia³a zirytowana.
W takim razie, mo¿esz mnie oczekiwaæ.
wietnie odrzek³a, próbuj¹c umiechem zamaskowaæ zmêczenie.
22
Strona 20
By³o ju¿ po czwartej, wyczerpanie dawa³o o sobie znaæ. Do tego wiado-
moæ, ¿e za dwie godziny trzeba wstaæ i ruszyæ w dalsz¹ drogê. Faye podró¿o-
wa³a od dwóch miesiêcy. Na trasê wyruszy³a bez odpoczynku, zaraz po skoñ-
czeniu zdjêæ do swego najwiêkszego filmu. By³a na planie dzieñ w dzieñ
przez trzy miesi¹ce. Po powrocie czeka³a na ni¹ nastêpna rola filmowa. Jej
¿ycie by³o intensywne, jak ¿ycie ka¿dej wielkiej gwiazdy, ale w g³êbi duszy
Faye pozosta³a po prostu ³adn¹ dziewczyn¹ o dobrym sercu. Ward wyczuwa³
to i zdawa³ sobie sprawê, ¿e bardzo ³atwo móg³by siê w niej zakochaæ.
Podniós³ siê ze piwora, uca³owa³ rêce Faye.
Dziêkujê, Faye. Je¿eli ju¿ nigdy ciê nie zobaczê, to dziêkujê ci za
tê noc.
Wpatrywali siê w siebie.
Pewnego dnia znowu siê spotkamy powiedzia³a.
Mówi³a to dla niego, nie bêd¹c pewna, czy rzeczywicie co takiego
jest mo¿liwe. Atmosfera stawa³a siê coraz bardziej napiêta. Ward posta-
nowi³ jako j¹ roz³adowaæ.
Za³o¿ê siê, ¿e mówisz to wszystkim facetom za¿artowa³.
Faye, rozbawiona, podesz³a do klapy namiotu.
Jeste niemo¿liwy, Ward.
Odwróci³ siê, spogl¹daj¹c na ni¹ przez ramiê.
Niez³a jeste, panno Price.
Od teraz by³a dla niego po prostu Faye. Tak j¹ zapamiêta, trudno mu
by³o o niej myleæ jako o wielkiej gwiedzie filmowej; aktorce, piosen-
karce, wa¿nej postaci... Dla niego pozostanie Faye. Ward oprzytomnia³ z za-
chwytu, pytaj¹c powa¿nie:
Zobaczymy siê jeszcze, nim wyjedziesz?
Nagle sta³o siê to dla obojga najwa¿niejsz¹ spraw¹ na wiecie.
Mo¿e moglibymy rano napiæ siê kawy. Wiedzia³a, ¿e odlot z jednego
miejsca w drugie by³ zawsze poprzedzony takim samym rytua³em. Pó³przy-
tomni po ca³onocnym graniu i biesiadowaniu muzycy nie byli w stanie spraw-
nie zebraæ swoich rzeczy, zwykle ostatnie dwie godziny przed odlotem powiê-
cano na desperackie próby dojcia do siebie, aby zaraz po opadniêciu w fotel
zasn¹æ kamiennym snem, a¿ do l¹dowania w kolejnej bazie. Faye przechodzi-
³a przez to niezliczon¹ iloæ razy, wiedzia³a, ¿e rano nie ma na nic czasu, ale...
Mo¿e da³oby siê wygospodarowaæ choæ chwilkê na kawê z Wardem?
Poszukam ciê.
Bêdê w pobli¿u.
O siódmej rano Faye zasta³a muzyków w sto³ówce. Mia³a nadziejê spo-
tkaæ tam Warda, ale na pró¿no rozgl¹da³a siê po twarzach ¿o³nierzy.
Nie wiedzia³a, ¿e dowódca mia³ dla niego rozkazy, wiêc ostatecznie
23