Słowacki Juliusz - Genezis z ducha

Szczegóły
Tytuł Słowacki Juliusz - Genezis z ducha
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Słowacki Juliusz - Genezis z ducha PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Słowacki Juliusz - Genezis z ducha PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Słowacki Juliusz - Genezis z ducha - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. Strona 2 JULIUSZ S£OWACKI GENEZIS Z DUCHA Strona 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000 Strona 4 MODLITWA Temu, który nie s³owami ani nauk¹ - ale przyœciem swojém i zapowiedzeniem Sprawy Bo¿ej - ducha mojego z wiêzów cielesnych uwolniæ siê i przejrzeæ w krainê wiedzy dopmóg³ Andrzejowi Towiañskiemu niniejszy wyraz jako wywo³an¹ z ducha mego odpowiedŸ - i miarê wyrozumienia Sprawy Bo¿ej Ofiarowujê i poœwiêcam. Narodu mego prosz¹c o uwagê dla cz³owieka, który s³owa te- ¿e wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest, wyrzek³szy... podobnie jak Kopernik, a wiêcej jeszcze, bo nie œwiat fizyczny - ale œwiat wiedzy, na syntezie zatrzyma³ i postawi³... ------------------------------------- Dzie³o to poœwiêcam Pu³kownikowi Kamieñskiemu, bratu memu w Bogu, który z wiêksz¹ ode mnie moc¹, polsk¹ i mêczeñsk¹, broni duchem ostatnich szañców ducha... S¹dzê, ¿e Bóg go nie opuœci - a ojczyzna kiedyœ ca³a uwielbi moc i piêknoœæ, któr¹ okaza³, jak prawdziwy wódz polski - walcz¹c w ciemnoœci - bez s³oñca nawet, które by zgon jego oœwieciæ mog³o. A wy, o! Polacy, nie trwo¿cie siê i nie rozpaczajcie, a wierzcie, ¿e ludzkoœæ nie przez oszustwo kilku ludzi, ale przez spokojne, a cierpieniem Bogu wydarte, powolne rozwiniêcie siê prawdy postêpuje; Sprawie Bo¿ej wiêc s³u¿¹c trzeba przysi¹c prawdzie - a si³ dobyæ z mi³oœci. 3 Strona 5 GENEZIS Z DUCHA Na ska³ach Oceanowych postawi³eœ miê, Bo¿e, abym przypomnia³ wiekowe dzieje ducha mo- jego, a jam siê nagle uczu³ w przesz³oœci Nieœmiertelnym, Synem Bo¿ym, stwórc¹ widzialnoœci i jednym z tych, którzy Ci mi³oœæ dobrowoln¹ oddaj¹ na z³otych s³oñc i gwiazd girlandach. Albowiem duch mój przed pocz¹tkiem stworzenia by³ w S³owie, a S³owo by³o w Tobie - a jam by³ w S³owie. A my duchy s³owa za¿¹daliœmy kszta³tów i natychmiast widzialnemi uczyni³eœ nas, Panie, pozwoliwszy, i¿eœmy sami z siebie z woli naszej i z mi³oœci naszej wywiedli pierwsze kszta³- ty i stanêli przed Tob¹ zjawieni. Duchy wiêc, które wybra³y za formê œwiat³o, od³¹czy³eœ od duchów, które obra³y objawienie siê w ciemnoœci, i tamte na s³oñcach i gwiazdach, a te na ziemiach i ksiê¿ycach rozpoczê³y pracê form, z której Ty, Panie, odbierasz ci¹gle ostateczny wyrób mi³oœci, dla której wszyst- ko jest stworzone, przez któr¹ wszystko siê rodzi. Tu, gdzie za plecami mojemi pal¹ siê z³ote i srebrne ska³y nabijane mikowcem, niby tarcze olbrzymie przyœnione oczom Homera, tu, gdzie odstrzelone s³oñce oblewa mi p³omieniami ramiona, a w szumie morza s³ychaæ ci¹g³y g³os pracuj¹cego na formê Chaosu, tu, gdzie du- chy t¹ sam¹ co ja niegdyœ drog¹ wstêpuj¹ na Jakubow¹ drabinê ¿ywota; nad temi falami, na które duch mój tyle razy puszcza³ siê w nieœwiadome horyzonty, nowych œwiatów szukaj¹c: pozwól mi, Bo¿e, ¿e jako dzieci¹tko wyj¹kam dawn¹ pracê ¿ywota i wyczytam j¹ z form, które s¹ napisami mojej przesz³oœci. Albowiem duch mój, jako pierwsza Trójca z trzech osób, z Ducha, z Mi³oœci i z Woli z³o¿ony, lecia³ powo³uj¹c bratnie duchy podobnej sobie natury, a przez mi³oœæ wol¹ w sobie obudziw- szy, zamieni³ punkt jeden niewidzialnej przestrzeni w rozb³ysk si³ magnetyczno-attrakcyjnych. A te przemieni³y siê w elektryczne i piorunowe. I rozciepli³y siê w Duchu. A gdy oto zaleniwiony w pracy mój duch s³onecznoœci z siebie wydobyæ zaniedba³ i z drog¹ siê Twórczoœci rozmin¹³, Tyœ go, Panie, walk¹ si³ wnêtrznych i rozbratnieniem onych ukara³, nie œwiat³em ju¿, ale ogniem niszczycielem b³ysn¹æ przymusi³, a d³u¿nikiem miesiêcznych i s³onecznych œwiatów uczyniwszy zamieni³eœ ducha mego w k³¹b ognia i zawiesi³eœ go na przepaœciach. A oto na niebiosach drugi kr¹g duchów œwiec¹cych, krêgowi ognia podobny, lecz czystszej i odkupionej natury, anio³ z³oty z rozwiniêtemi w³osami, silny i porywaj¹cy, uchwyci³ jedn¹ garœæ globów, zakrêci³ ni¹ jak têcz¹ ognist¹ i porwa³ za sob¹. A wtenczas trzej Anio³owie, s³oneczny, miesiêczny i globowy, z sob¹ zetkniêci, u³o¿yli siê o pierwsze prawo zale¿noœci, pomocy i wagi, a jam odt¹d pocz¹³ porê oœwiecon¹ nazywaæ dniem, a czas œwiat³oœci pozbawiony nazwa³em noc¹. 4 Strona 6 Wieki minê³y, o Panie, a duch mój ani jednego z tych dni minionych nie spocz¹³, lecz ci¹gle pracuj¹c, myœl now¹ o kszta³cie zamienia³ w kszta³t, zgodziwszy siê ze s³owem globowym, stanowi³ prawo, a nastêpnie prawu siê poddawa³ w³asnemu, aby na tak po³o¿onym funda- mencie stan¹³ i nowe wy¿sze duchowi drogi obmyœla³. W ska³ach wiêc ju¿, o Panie, le¿y duch jako pos¹g doskona³ej piêknoœci, uœpiony jeszcze, ale ju¿ przygotowany na cz³owieczeñstwo formy, a têczami myœli Bo¿e j spowity niby szeœcio- rak¹ girland¹. Z bezdna tego wynios³ on wiedzê matematyczn¹ kszta³tów i liczb. która po dziœ dzieñ le¿y najg³êbiej w ducha skarbnicy i zdaje siê byæ wszczepion¹ w ducha, bez ¿adnej jego wiedzy w tem i zas³ugi, ale Ty wiesz, Panie, ¿e forma dyjamentowa u³o¿y³a siê z ¿ywych, a wody poczê³y laæ siê z ruchomych, lekko zwi¹zanych i ucz¹cych siê równowagi, a na glo- bie wszystko by³o ¿ywotem i przemian¹ - a tego, co dziœ zowiemy œmierci¹, to jest przejœcia ducha z formy do formy, nie by³o. Oto zapozywam przed Ciebie, Bo¿e mój, te kryszta³y twarde, pierwsze niegdyœ cia³a ducha naszego, dziœ ju¿ przez wszelki ruch opuszczone a jeszcze ¿ywe, chmurami i piorunami uko- ronowane: bo to s¹ Egipcjanie pierwszej natury, którzy na lat tysi¹ce cia³a sobie budowali, ruchem pogardzili, w trwaniu i w spoczynku rozmi³owali siê jedynie. Ile¿ Ty, Panie, u¿y³eœ piorunów bij¹cych w ska³y bazaltowe pierwszego œwiata, ile ogni podziemnych, ile wstrz¹- œnieñ, abyœ te kryszta³y rozbi³ i zamieni³ w proch ziemski, bêd¹cy dziœ odruzgiem pierwszych przez attrakcj¹ ducha postawionych kolossów. Kaza³eœli duchowi samemu zniszczyæ siê? czy przera¿ony sam wali³ na siebie wybudowane sklepienia? a¿ ze st³uczonych ska³ dosta³ ognia, skrê pierwsz¹, która mo¿e miesi¹cowi wielkiemu podobna, wybieg³a z gruchotu kamieni, zamieni³a siê w s³up ognisty i stanê³a na ziemi jako Anio³ Niszczyciel, a dziœ jeszcze le¿y w g³êbi ziemnej, pod siedmiodniow¹ prac naszych i popio³ów skorup¹. Wtenczas to, o Panie, pierwsze a id¹ce ju¿ ku Tobie duchy w umêczeniu ognistem z³o¿y³y ci pierwsz¹ ofiarê. Ofiarowa³y siê na œmieræ. Co zaœ dla nich œmierci¹ by³o, to w oczach Two- ich, o! Bo¿e, by³o tylko zaœniêciem Ducha w jednej, a obudzeniem siê jego w drugiej, dosko- nalszej formie, bez ¿adnej wiedzy o przesz³oœci i bez ¿adnej przedsennej pamiêci. Pierwsza wiêc ofiara tego œlimaczka, który prosi³ Ciê, Bo¿e, abyœ mu w kawa³ku kamiennej materii pe³niejszym ¿ywotem rozweseliæ siê pozwoli³, a potem œmierci¹ zniszczy³, by³a ju¿ niby ob- razem ofiary Chrystusa Pana i niestracon¹ zosta³a; albowiem Tyœ, Panie, nagrodzi³ tê œmieræ, pojawion¹ w naturze po raz pierwszy, darem, który dzisiaj nazywamy organizmem. Z tej œmierci jako z najpierwszej ofiary wyrodzi³o siê najpierwsze zmartwychwstanie. Z ³aski zaœ Twojej, Panie, przydan¹ zosta³a duchowi cudowna moc odtwarzania podobnej sobie formy, przez któr¹ to potêgê, w ró¿nej liczbie ujedynione duchy uderzaj¹c na siebie i zogniaj¹c moce swoje, zosta³y twórcami kszta³tów sobie podobnych. Umieraæ wiêc i zmartwychwstawaæ duchy, a ju¿ nie sk³adaæ siê, laæ siê, ³¹czyæ siê i roztwa- rzaæ siê w gazy poczê³y. A chocia¿ ja wiem, Panie, ¿e z³o¿ony w skrze pierwszej duch mój w kamieniu ju¿ ¿y³ ca³kowicie, dla moich wszak¿e nêdznych oczu od tej dopiéro œmierci i od tej pierwszej ofiary œmiertelnéj duch widomie ¿yæ zaczyna i bratem moim staje siê. Jedno wiêc ofiarowanie siê ducha na œmieræ, uczynione z ca³¹ potêg¹ mi³oœci i woli, wyda³o potomstwo niezliczone kszta³tów, cuda tworów, których ja dziœ osty ludzkiemi nie wyliczê Tobie, Panie, ale Ty wiesz o wszystkich, ¿adna bowiem forma nastêpna nie urodzi³a siê z po- przedniej bez wiedzy Twojej. Tyœ ducha prosz¹cego wzi¹³ wprzódy w rêce Twoje, wys³ucha- ³eœ dziecinnych ¿¹dañ jego i pod³ug woli kszta³tem go nowym udarowa³eœ. A m¹dre i dzie- 5 Strona 7 cinne zarazem s¹ te kszta³ty. Ka¿dy albowiem duch d³ugiém cierpieniem w domu swoim i nie- wygod¹ jego doczesn¹ udrêczany, wiedzia³ i ze ³zami prosi³ Ciê, Bo¿e, o poprawê jego œcian nêdznych; a czy te by³y z per³y, czy z dyjamentu, zawsze coœ ofiarowa³ Tobie, Panie, z prze- sz³ych wygód swoich i ze skarbów swoich, aby wzi¹³ wiêcej dla ducha wedle jego potrzeby. Stary Oceanie, powiedz mi, jako w ³onie twoim odbywa³y siê pierwsze tajemnice organizmu? pierwsze rozwiniêcia siê kwiatów nerwowych, w których Duch rozkwita³? - Ale ty po dwakroæ zmaza³eœ z oblicza ziemi te dziwotworne i nieumijêtne ducha pierwszego kszta³ty i dziœ zapew- ne nie wyjawisz dziwów, które w ³onie twoim Uczy Bo¿e ogl¹da³y. G¹bczaki olbrzymie i roœli- nop³azy wychodzi³y z fal srebrnych; zoofity setnemi nogami stawa³y na ziemi usta ku dnowi ziemnemu obróciwszy. Œlimak i ostrzyga u g³azu ojca swego wzi¹wszy cia³a obronê przylgnê³y do ska³, zdziwione ¿yciem, kamiennemi tarczami nakryte. Ostro¿noœæ pokaza³a siê najpierwsza w rogach œlimaczych, potrzeba opieki i przestrach sprawiony ruchem ¿ywota przylepi³y do ska³ ostrzygê. I porodzi³y siê w ³onie wodnem monstra ostro¿ne, leniwe, zimne, opieraj¹ce siê z roz- pacz¹ ruchowi fal, oczekuj¹ce œmierci na miejscu, gdzie siê porodzi³y, nie wiedz¹ce zgo³a nic o dalszej naturze. A Ty powiedz mi, Panie, jakie by³y w tych tworach pierwsze proœby do Cie- bie, jakie dziwne i potworne ¿¹dania? Bo oto nie wiem, które z tych straszyde³ niekszta³tnych, uczuwszy w systemacie nerwowym ruch i rozczulenie, za¿¹da³o troistego serca, a Tyœ mu je da³; Panie, a jedno umieœciwszy na œrzednicy, dwa drugie umieœci³eœ niby na stra¿y po bokach, i od- t¹d duch, który takow¹ formê przebywa³, we trzy serca radoœæ urodzenia i we trzy serca oœcieñ i boleœæ œmierci od Ciebie, Panie, przyjmowa³. Powiedz? który¿ to mêczennik z serc onych Ci dwojga z³o¿y³ ofiarê, a jedno tylko w ³onie zostawiwszy, ca³¹ twórczoœæ i ¿¹dzê zwróci³ ku cie- kawoœci i stworzy³ te oczy, które dziœ w wykopanych molluskach dziwi¹ doskona³oœci¹, a w pierwszych dniach stworzenia œwieciæ musia³y na dnie wody niby karbunku³y czarodziejskie, pierwszy raz na dnie morza zjawione, kamienie niby ¿ywe, ruchome, obracaj¹ce siê, patrz¹ce na œwiat; a odt¹d ci¹gle ju¿ otwarte, aby siê sta³y latarniami rozumu; dopiéro teraz, o Bo¿e, przez w¹tpi¹cych ludzi nieraz dobrowolnie zamykane, pierwszy raz w sceptyku nazwane zdraj- cami rozumu, oszukañcami doœwiadczenia. O! Bo¿e! oto w polipie, oto w atramêtniku widzê zjawienie siê mozgu i s³uchu, widzê w podmorskiej naturze ca³y pierwszy zarys cz³owieka, widzê wszystkie cz³onki moje ju¿ gotowe, ju¿ ruchome, zrosn¹æ siê kiedyœ przeznaczone, a te- raz por¹banego cia³a strachem i zgroz¹ przenikaj¹ce. A¿ nareszcie umêczony Duch walk¹ z ol- brzymiemi falami Oceanu, trzy serca Panu ofiarowa³, oczy wydar³ z rozp³akanej na mêkê zrên- nicy, usta wprzód wzdychaj¹ce ku niebiosom pos³a³ i pooprawia³ w nogi swoje, aby w stopach ju¿ bêd¹ce a w liczbie do kilkuset pomno¿one soki ziemne pompowa³y, i stan¹³ grzybem zoofi- towym na ziemi, duch zleniwia³y, zwrócony z drogi postêpowej, systemat swój nerwowy (i ten nawet) ofiaruj¹c za spokój, za kszta³t nowy trwalszy i mniej boleœny: a Tyœ, Bo¿e, zniszczy³ wtenczas tê ca³¹ naturê i ze Ÿwierzêcia podobnego drzewu, drzewo uczyni³. Oto znowu powtórzony, o! Bo¿e mój, upadek Ducha. Albowiem zleniwienie siê jego w dro- dze postêpu, chêæ pobytowania d³u¿szego w materii, dbanie o trwa³oœæ i o formy wygodê, by³y i s¹ dot¹d jedynym grzechem braci moich i duchów synów Twoich. Pod tym jedynem prawem zaklête, pracuj¹ s³oñca, gwiazdy i ksiê¿yce; a duch wszelki naprzód id¹cy, chocia¿- by skazê mia³ i niedoskona³oœæ, przez to samo, ¿e ju¿ twarzy swej ku celom ostatecznym odwróci³, choæby daleki jeszcze by³ od doskona³oœci, wpisan jest wszak¿e w Ksiêgi ¯ywota. Dobrotliwy Ty jesteœ, Bo¿e, ¿e pod dalekiemi warstwami potopów, pod warstw¹ na wêgiel spalonych lasów przechowa³eœ mi tê pierwsz¹ probê Ducha zdobywaj¹cego ziemiê, to pierw- 6 Strona 8 sze jego oprawienie siê w pierœcieñ nerwowy, to potrójne zaopatrzenie siê jego w serce, w cz³owieku dopiéro zakrwawione, w Synu Twoim, Chrystusie, pierwszy raz nie nad sob¹ cierpi¹ce. B³ogos³awieni Ci, którzy acz bez Ducha Twego, Bo¿e, wydobyli tê dziwn¹ pierwo- tworów naturê, oœwiecili j¹ latarni¹ rozumu i mówili o trupach, nie wiedz¹c ¿e o ¿ywocie w³a- snym rozpowiadaj¹. Latarnia, któr¹ po sobie w tych ciemnych podziemiach zostawili, œwie- ci³a mi, kiedym w nie wst¹pi³; koœcie znalaz³em z³o¿one, wszystko ju¿ prawie w ¿ycia po- rz¹dku, oprócz Ducha Twojego, o! Panie, o którym Ty sam tylko rozpowiadasz, jako czuj¹cy dziœ jeszcze boleœcie, które siê dzia³y na dnie czasów minionych. Ty sam wiesz, ile te koœcie cierpia³y! O! Bo¿e - wiêc ofiarowa³ ci Duch organizm, a resztk¹ si³y nieœmiertelnej zdoby³ ziemiê i skrê ¿ycia w kszta³tach roœlinnych przechowa³. Olbrzymioœæ jego pokaza³a siê we wrzosach, a gniew i opór naturze w twardych ostach, które ziemiê wysokiemi lasami przykry³y. Œrzód gwiazd Twoich bieg³ ten glob szumi¹cy, rozwarkoczony, ciemny, albowiem mg³y i wilgocie wiesza³y siê jak p³achty kiru œmiertelnego na czo³ach tych pierwszych przestêpców natury. Oko moje nie œmie zajrzeæ w te lasy. Tam albowiem ga³¹Ÿ z ur¹ganiem przeciwko wichrowi wyci¹gniêta t³uk³a powietrze hukiem gromów, a rozszczepione wrzosu nasienie gdy pêk³o, to rozchodzi³ siê g³os jakoby stu piorunów; tam wyrasta³a spod ziemi paroœæ z tak¹ si³¹, ¿e po- rwane ska³y i wyrzucone przez ni¹ na powietrze góry bazaltowe, upad³szy, rozbija³y siê na proch i na miazgê piaskow¹. W chmurach, w mg³ach i w ciemnoœciach widzê tê olbrzymi¹ pracê ducha, to królestwo leœnego Pana, gdzie duch wiêcej na cia³o ni¿ na w³asne pracowa³ anielstwo. To, co po œmierci zeñ opaœæ mia³o, spalone na wêgiel k³ady i liœcie przegni³e, te by³y najwiêkszym pracy jego wyrobem, gdy duch sam, ju¿ nad formê wzniesiony, czeka³ zli- towania siê Bo¿ego, czeka³ po¿aru i potopu. Na obumar³e wiêc kszta³ty pierwszego stworzenia, na skamienia³e cia³a dziwotworów mor- skich wlecia³ s³up ognisty, drugi niszczyciel i Encelad walcz¹cy z ¿ywotem... czo³o jego chmurami uwieñczone lunê³o potopem - nogi ogniste wysuszy³y morskie ³o¿yska i przez wie- ki ca³e pali³a siê ta ziemia, czerwonym po¿arem œwiec¹ca Panu na wysokoœciach, ona, która po wiekach duchem mi³oœci przepracowana i rozpromieniona, zab³yszczy ogniem dwunastu drogich kamieni, w rozpromie[nie]niach, w jakich j¹ widzia³ Jan œwiêty, na otch³ani œwiatów gorej¹ca. O! duchu mój, w bezkszta³cie wiêc twojego pierwszego zawi¹zku by³a ju¿ myœl i czucie. Myœl¹ przemyœliwa³eœ o formach nowych, czuciem i ogniem mi³oœci rozpalony, prosi³eœ o nie Stwórcy i Ojca Twojego. Tyœ obie te si³y sprowadzi³ w jedne punkta cia³a twojego, w mózg i w serce; a coœ zdoby³ niemi w pierwszych dniach stworzenia, tego ci Pan ju¿ nie odebra³; lecz uciskiem i boleœci¹ do tworzenia lepszych form zmusi³ twoj¹ naturê i wiêksz¹ si³ê z cie- bie twórcz¹ wywo³a³. Przelêkniony wiêc i rozdra¿niony oporem cia³a, zacz¹³eœ snuæ w g³êbi morza taœmy srebrne i rozpocz¹³eœ trzecie straszliwe wê¿y królestwo. Zda siê, ¿e k³ody owych drzew spalonych zmartwychwsta³y same na dnie morza, rdzeñ drzewn¹ zamieni³y w syste- mat nerwowy, myœl i serce po³o¿y³y na ziemi, a wprzód myœl jako przewodniczkê wycho- dz¹c¹ na zwiady, opatrzon¹ oczu latarniami, pos³a³y przed sercem, z ostro¿noœci¹, która o przera¿onym duchu œwiadczy³a... Panie! widzê oto g³owê olbrzymiego p³azu, pierwsz¹ g³o- wê ze spokojnego morza wyzieraj¹c¹, która siê czuje pani¹ ca³ej natury, krolow¹ wszelkiej doskona³oœci. - Widzê - jako z powag¹ obziera ca³e niebiosa, oczyma siê z krêgiem s³onecz- nym spotyka i chowa siê przera¿ona na dnie ciemnoœci... A dopiéro po latach stuletniego wê¿y 7 Strona 9 ¿ywota - oœmiela siê ta sama g³owa wyjœæ na powtorn¹ walkê ze s³oñcem... Rozdar³a pasz- czê... syknê³a - i w tym syknieniu dowiedzia³a siê o darze g³osu; który mia³ byæ tak¿e prac¹ ducha zdobyty. Powróci³a wiêc trwo¿na w ³ono wody myœl¹c, azali w przesz³ych skarbach wypracowanych znajduje siê cokolwiek godnego, Panie, aby Ci by³o ofiarowanem za g³os, za tê pieœñ czucia i rozumu, która dziœ, po wiekach, spiewa Ci Hymny i jest zwi¹zkiem i has³em duchów id¹cych ku Tobie. Odt¹d s³yszê, Panie, œwiat nape³niony jêkiem rodz¹cej siê natury, s³yszê lamantyny na urwi- skach ska³ nadmorskich, ¿e wo³aj¹ w mglistem powietrzu o zlitowanie siê Twoje. Albowiem mocno cierpi w nich duch, coraz wiêkszym czuciem nape³niony. Oto ju¿ przy sercu pokaza³a siê pierœ karmicielka jako pieczêæ mi³oœci matczynej, oto krew p³azów czerwieni siê i w mle- ko siê zamienia (krew przeznaczona bielsz¹ jeszcze i w brylantowy p³yn zamienion¹ wytry- sn¹æ z ran ukrzy¿owanego Chrystusa). Oto nareszcie rodzi siê ów porz¹dek, czyni¹cy nieg³ê- bokiemu wzrokowi wieczne przera¿enie i utysk, duch albowiem, doskonalszy kszta³t sobie wys³u¿ywszy, uczu³ podleg³oœæ porzuconej przez siebie formy, wzgardzi³ ni¹ i najczêœciej po³o¿y³ siê jak Kaimita, aby gryz³ mózg i ociera³ usta krwawe w³osami swojego m³odszego brata. To by³o pierwsze kaimostwo natury, szkodliwe wy¿szemu duchowi, albowiem ³¹czy³o go z duchem ni¿szej natury, lecz w oczach Twoich, Panie, nie czyni³ siê przez to ¿aden uszczerbek w ³añcuchu przyrodzenia, bo przez przyspieszenie œmierci cia³ przyœpiesza³ siê pêd duchowy ¿ywota, a œmieræ jako prawo formy zosta³a, ¿e tak powiem, krolow¹ mask, pow³ok i szat duchowych i dotychczas jest mar¹ bez, ¿adnej rzeczywistej w³adzy nad stwo- rzeniem. Ty wiesz, o! Bo¿e, ¿em nie przedsiêwzi¹³ opisywaæ tworów Natury; bêdzie to albowiem za- daniem wieków rozwi¹zaæ, jakiemi drogami szed³ duch twórczy? jakie sk³ada³ Tobie ofiary? co bra³? co traci³? a co znów na powrót odzyskiwa³? £añcuch ten na teraz tajemnic¹ jest; i przerazi³by siê duch ludzki, gdybyœ mu od razu, Panie, pokaza³ te wszystkie dzieje jego. Musia³byœ go za rêkê trzymaæ jak dziecie, otworzywszy mu nagle pod nogami tak¹ przepaœæ wiedzy i olsniwszy mu oczy takiemi b³yskawicami prawdy Twojej. Ja b³êdny i zamyœlony o Tobie, zaledwo w kilku poczuciach prawdy rozweseli³em siê, prze- gl¹daj¹c twory oko³o mnie bêd¹ce; czêsto liœæ trawy albo ptaszynê, która na p³ocie swiegota- ³a... Ale z jak¹ radoœci¹, o! Panie, widzia³em, ¿e mi siê rzecz ka¿da niby z jednej idei o twór- czoœci ducha rozwija, Ty wiesz! któryœ zatrzyma³ ducha na ustach moich i pozwoli³, ¿e jesz- cze dni kilka po¿yjê zatrudniony t¹ ci¹g³¹ rozmow¹ z tajemnicami natury. Nie postawiê, o! Panie, przed oczy ludzkie ju¿ tych drugich podziemnych krolestw i kata- kumb, gdzie trupy drugiej formy le¿¹, czêsto na d³ugoœæ motyki od nas odleg³e, ale d³ugoœci¹ wieków niezliczonych przedzielone od ¿yj¹cego dziœ œwiata. Duch, który w nich ¿y³, jak wiel- ki i pijany nektarem Bogów poeta, odrysowa³ siê Tobie, Panie, w dziwotwornych i olbrzymich postaciach. W ka¿dem kszta³cie jest wspomnienie niby przesz³ej i rewelacja nastêpnej formy, a we wszystkich razem kszta³tach jest rewelatorstwo ludzkoœci, œnicie niby form o cz³owie- ku. Cz³owiek by³ przez d³ugi czas finalnym celem ducha tworz¹cego na ziemi. Wszystko jednak w bez³adzie jest i wysileniu... Zdaje siê, ¿e duch tworzy w rozpaczy, nie przekonany jeszcze o w³asnej mocy i twórczoœci. W przeskokach w³aœnie z królestwa do kró- lestwa okazuje siê ta potwornoœæ... tak ¿eœ Ty, Bo¿e, wszystkie te prawie poœrzednie formy poniszczy³, chc¹c jakoby wiêksz¹ tajemniczoœci¹ dodaæ naturze powagi, a zakrywszy prze- sz³oœæ, wiêcej ducha naszego ku przysz³oœci skierowaæ. 8 Strona 10 Odœniwaj¹ mi siê, o Panie, te smêtne ksiê¿ycowe noce pierwszej natury, bez³ady wê¿owego krolestwa; widzê, o Panie, na z³amie ska³y tego pierwszego jaszczura, w którym duch ju¿ o g³owie ptasiej, ju¿ o skrzyd³ach Ikarowych przemyœla... Albowiem id¹cemu na ziemiê du- chowi potrzeba wprzód ptakiem j¹ oblecieæ, potrzeba mieæ syntetyczne poznanie natury, wie- dzieæ, jak rzeki p³yn¹, jaka jest lasów rozleg³oœæ, gdzie id¹ gór ³añcuchy? - A przez natchnie- nie wiedzia³ o tem pierwszy widz Izraela, pierwszy spiewak Epopei stworzenia, ¿e ptakom dane by³o pierwszeñstwo rodu przed zwierzêtami... ¿e duchy ziemi na skrzyd³ach siê wprzód podnios³y - obejrza³y przysz³e swoje stanowisko, potem zaœ z³o¿y³y z lotu ofiarê za kszta³t lepiej na ziemi umocowany, zdolny zupe³niejszego nad ziemi¹ panowania. Uœmiecham siê dziœ, o! Panie, widz¹c odkopany szkielet, któremu imienia nie ma w dzisiej- szym jêzyku (albowiem wymazany jest na zawsze z rzêdu form). Uœmiecham siê - widz¹c pierwszego jaszczura z dziobem ptasim, z jednem skrzyd³em u nogi, lec¹cego w kollumbow¹ podró¿ odkryæ na œwiecie, aby opatrzy³ stanowisko dla tych ciê¿kich potworów, które sz³y za nim objadaæ ca³e ³¹ki z traw, ca³e lasy z liœci i z ga³¹zek. A kto wie, czy zatracony dziœ przez ducha wyrob œwiat³a nie czyni³ onego kwatermistrza tworów straszn¹, nad ziemi¹ pal¹c¹ siê latarni¹ - smokiem ognistym, o którym do dziœ dnia jest w duchu ludzkim, niby jakaœ pamiêæ ciemna i pe³na przera¿eñ?... Za tym to smokiem laz³y na ziemiê te straszne, wybudowane przez ducha, z koœci okrêta - rozmi³owane w ¿ywocie, z oczyma roziskrzonemi na pokarm, gotowe poŸrzeæ ziemiê; trzoda olbrzymia, któr¹œ Ty, Panie, trzy razy str¹ca³ falami i pod trze- ma dziœ przeœcierad³ami popio³ów, w trzech niby trumnach przechowujesz nam ku trwodze i ku pamiêci. Jaki¿ duch, o Panie, by³ pi¹tego wieczora onym Noem, który do Arki zbudowanej nie wpu- œci³ jaszczurów i s³oniów olbrzymich, ale zebra³ twory bêd¹ce teraz w harmonii i w jedno- œci... kszta³ty, które wypracowa³y formê ludzk¹? - Tajemnica ta zakryt¹ mi jest, o Bo¿e; wi- dzê wszak¿e w tym osobist¹ wol¹ Twoj¹ i po³o¿enie rêki Twojej na œwiecie, któr¹œ dopiéro w dzieñ ostatecznego przymierza z cz³owiekiem odj¹³ z przyciœnionej natury, zostawiwszy jej prawa w³asne, a cz³owiekowi pod³ug tych praw twórczoœæ i wolnoœæ ducha. Z szóstym wiêc dniem zaczê³a siê w duchu myœl o cz³owieku, a najmniejsze ŸdŸb³o trawy ju¿ j¹ ma logicznie napisan¹ w kszta³cie swoim. Duch, .robotnik ten Pañski, zacz¹³ tworzyæ i po- stêpowa³ zwolni, albowiem w pracy tylowiecznej z materi¹ rozkocha³ siê nieraz w kszta³cie, rozez³oœci³ siê i zarazi³ ¿¹dz¹, powstaj¹c przeciw w³asnym prawom, które rz¹dzi³y przesz³o- œci¹. Nieraz zleniwia³ i usn¹³ na drodze twórczoœci, nieraz cofn¹³ siê, Panie, i pierworodzeñ- stwo swoje przeda³ za jad³o, za miskê soczewicy; drugi zaœ œmielszy, choæ poŸniej urodzony, bra³ na siebie runo owcze i zyskiwa³ b³ogos³awieñstwo ojca, a nastêpnie wyprzedza³ potom- stwo brata swoim potomstwem. Tak siê ma rozumieæ owa Moj¿eszowa niesprawiedliwoœæ, któr¹ on czu³ z natchnienia, ¿e by³a w œwiecie duchowym .sprawiedliwoœci¹... Albowiem w historii ludzi powtórzy³a siê jak w zwierciedle ca³a historia ducha w przyrodzeniu. Wskrzesiæ by trzeba tamtych piêciu dni umar³ych trupy, a z duchami form zatraconych roz- mawiaæ, chc¹c z pewnoœci¹ opisaæ ów ³añcuch formy, o którym m¹drzy ju¿ siê cielesnie do- wiadowali; bo Ty wiesz, Bo¿e, ¿e nie które z krolestwa do krolestwa przenoœne formy jako potworne, nie wpuszczone by³y do Arki ¿ywota... Dla samych wiêc tych zatraconych ogniw w ³añcuchu stworzenia pró¿ne bêd¹ usi³owania foremnych dostrzegaczy; a ten jedynie, kto z ducha pocznie rozgl¹daæ naturê, o tajemnicach jej, w g³êbi ducha w³asnego z pewnoœci¹ siê dowie. 9 Strona 11 Pozwól mi teraz, o Bo¿e, drugi raz jakoby odczuæ pracê moj¹ przedludzk¹... pracê dnia szó- stego, któr¹ duch mój odby³, m¹dry ju¿ piêciodniow¹ nauk¹, tworz¹c wszystko na nowo, tak wszak¿e, ¿eby mu nic z wypracowanych ju¿ darów i w³asnoœci nie zaginê³o... Ka¿de drzewo jest wielkiem rozwi¹zaniem matematycznego zadania, tajemnic¹ liczby, która w niedoskonalszych roœlinach przez parzyste, w postêpowych zaœ przez nieparzyste filoœcie postêpuj¹c, w drzewie ca³em rozwi¹zuje siê jednoœci¹. Uczucie to wnêtrzne rozwi¹zania mnogoœci przez jednoœæ jest pierwszem zadaniem roœlinnego ducha, rozkosz¹ jego wnêtrzn¹ i zadowolnieniem. Ta pierwsza barwa, któr¹ dziœ na drzewach widziemy, jest logiczn¹, jest bowiem wynik³oœci¹ ¿ó³tego œwiat³a, którem siê karmi¹ roœliny, w pomiêszaniu z powietrzem b³êkitnym i wod¹... Jako¿ dwa te kolory atmosferyczne, skondensowane i zbite w tkankê ro- œlinn¹, utworzy³y duchowi drzew on¹ pierwsz¹ szatê, one to szmaragdowe p³aszcze i w³osy, odmalowane ju¿ w ksiêgach Moj¿eszowych przez liœæ figowy, z którego sobie cz³owiek pierwsze robi odzienie. Nie obojêtny wiêc, o Panie, jest mi kolor ka¿dy i kszta³t listka ka¿dego, albowiem odkrywa mi ducha naturê i pracê mi w³asn¹ niegdyœ w roœlinie odbyt¹ opowiada... Ka¿dy z¹bek listka wiem, co znaczy - ka¿dym siê bowiem kszta³tem duch mój z pracy swojej wyt³ómaczy³... . I tak, je¿eli wytknê drogê z³emu a pe³nemu si³ duchowi, który rozpacznie walczy z wichrem morskim, zwyciê¿a opar elementów, idzie w górê i znów oporem zwyciê¿ony wraca i skupia siê, aby znów moc¹ w sobie zebran¹ wystrzeli³ w górê i odpar³ elementów przewagê -jeœli ten, jego, pod ostremi k¹tami zygzak, oko³o linii, prosto id¹cej do celu, dwa razy odrysujê, bêdê mia³ liœæ kolczasty ostu, bladoœæ jego i rysunek niby drogi z³ego a mocnego ducha, który w tej roœlinie, pod bod¹cemi k¹tami, na zdobycie formy pracowa³. Je¿eli duch ten, nie z³y, ale silny i wiêksz¹ moc¹ opieraj¹cy siê naturze wyobra¿ê, to mi da zaokr¹glone po obu stronach liœci dêbowego wyk¹ty, w których duch okr¹g³o ugina siê przed si³¹ elementów i podnosi moce swoje niby fala morska z powag¹ i moc¹. Je¿eli zaœ duch, z ma³¹ si³¹ i z ma³ym te¿ oporem œwiata walcz¹cy, œcie¿eczkê mi swoj¹ oko- ³o linii œrzodkuj¹cej opisze, obaczê listek krzewu ró¿anego, oz¹bkowany drobno, i pomyœlê, i¿ to jest duch, w którym nie jad wê¿a, nie si³a dêbu, ale w³asnoœæ lekka piêknoœci, a mo¿e ju¿ jej uczucie, po raz pierwszy rodzi³o siê na œwiecie. A tak¹ jest dziœ droga ducha cz³owieka, jaka by³a przed wiekami œcie¿ka przezeñ wybita, gdy szed³ do celów ostatecznych liœciem roœliny. O! jak cudownie, o! Bo¿e mój, w tych pierwszych usi³owaniach duchy roœlinne tworzy³y for- my, które siê mia³y potem powtórzyæ w organizacji œwiata, z których niektóre sta³y siê chwa³¹ dziœ wymys³u ludzkiego. Oto stokroæ, jednym siê kwiatkiem wydaje, w rzeczy zaœ samej jest narodem kwiatków, osadzonych w jednym kielichu, rz¹dzonym przez jednego zap³odnika, jest narodem, którego œrzodek zajmuj¹ kwiaty obywatele, albowiem pracuj¹ i radz¹, a brze- gów strzeg¹ listki bia³e, bezp³ciowe, niby wojsko hilotów. O! Panie, patrz¹c na ten pierwszy dziw twórczego ducha, ju¿ widzê, ¿e ten sam duch w postêpnej pracy rój pszczoli, krolestwo pszczelne, niewol¹ ula i rz¹d w nim krolewski zaprowadzi; ¿e to samo w stadach ptaków powtórzy, ¿e nareszcie form¹ podobn¹ objawi siê miêdzy ludŸmi, nie wiedz¹c, i¿ myœl pierw- sza zwi¹zku i rz¹du w roœlinnej siê pracy poczê³a i przez ³añcuch form przechodz¹c, musia³a siê rozwin¹æ w ludzkiej naturze. I ty, respubliko ateñska, przebacz, ¿e pocz¹tek twój widzê w tym kwiatku koniczyny, który siê sk³ada z równych, osobnych, nie w jednym kielichu, ale na jednej ³odydze trzymaj¹cych 10 Strona 12 siê obywateli, miêdzy któremi jednak Themistokles, choæ niczem nie ró¿ny od innych, siedzi na czele piramidy i zajmuje najwy¿sze stanowisko. Dotychczas myœl sama tworzy³a w duchu roœlinnym, rachowa³a siê trzema listkami, id¹c po ³odydze, a piêci¹ t³ómaczy³a siê w kwiecie; myœl osadzi³a kwiaty oko³o jednej matki, stwo- rzy³a rodzinê i przeczucie narodowi oœci. - Myœl zda siê sama matematyczna rozwija³a siê w roœlinach - a uczucie zdziwione, ta rdzeñ, która wszêdy dochodz¹cem jest sercem, od wy- robionych myœl¹ w³asnoœci bra³o pierwsz¹ dalszej pracy naukê. Kwiat jednak ju¿ i owoc s¹ wyp³ywem pracy obustronnych si³ ducha; s³odycz w ostatecznym roœliny wyrobie lub jad gry- z¹cy w ciernistego krzewu jagodzie ju¿ pod s¹d moralny podpadaj¹... Ju¿ jab³ko mog³o byæ wskazane cz³owiekowi jako symbol maj¹cy w sobie cnotê i grzech ducha w³asnego, ju¿ je zjad³szy mo¿na siê: by³o z duchem winy lub zas³ugi po³¹czyæ. W wydaniu bowiem kwiatu i owocu duch ju¿ mia³ wiedzê z³ego i dobrego, uczucie piêknoœci lub bezkszta³tu, ju¿ zas³u- giwa³ siê lub zawinia³ celowi ostatecznemu ducha. O! ksiêgo pierwsza stworzenia! wszystko w tobie jest niezg³êbion¹ toni¹ wiedzy i prawdy! Wszystko spod zas³on odkrywaj¹cych siê zwolni dorastaj¹cym do synostwa Bo¿ego dzieciom wyjaœniasz i pokazujesz! Gdzie¿ siê koñczy praca twoja, duchu roœlinny? Oto w zamyœleniu siê twoim nad doskonalszym organizmem, oto w stworzeniu roœlin rodzaju, które zamienione w systemat nerwowy mog³yby siê od razu miêdzy organicznemi istotami objawiæ. Bo¿e mój! nie ten owad w ksiêgach gdzieœ widziany, a liœciowi zupe³nie podobny, rozwidnia³ mi on¹ ducha tajemnicê; albowiem móg³ on byæ prost¹ igraszk¹ natury, prostym przypadkiem tworz¹cych siê rzeczy; ale oto, Panie, widzia- ³em pod p³oty wiejskiemi ów groch, który z ziarna zgni³ego wy³azi i niby zielona g¹siennica idzie z ostro¿noœci¹ robaka po tykach opiekuñczych. Wszystko, co mog³a ju¿ z organizacji swej roœlinnej ofiarowaæ Panu ducha natura, ju¿ zda siê za ¿ywot doskonalszy. ofiarowa³a. Liczby w niej nieparzyste ju¿ s¹ ostateczn¹ myœli doskona³oœci¹, ¿adnej ju¿ w nich dalszej poprawy ani przemiany duch uczyniæ nie mo¿e. - Ale patrz, Panie, jak ta roœlina w¹t³a i krucha i blada z za- pomnieniem o w³asnej trwa³oœci rzuca na powietrze rozpaczne ramiona; a kwiatek jej - ju¿ oto chce ulecieæ z ³odygi - ju¿ skrzydlaty jak Psyche prosi Ciebie, Panie, o lot motyla. Ty ducha tego wys³uchasz, Bo¿e, i stworzyæ mu pozwolisz kszta³t, o który Ciê b³aga, a on formê swoj¹, choæ tak kruch¹ ale wieczn¹, dla duchów braci id¹cych za sob¹, zostawi. O! Panie! a ile¿ to jeszcze m¹droœci widzê w pierwszych a spe³nionych proœbach ducha ro- œlinnego! jakie doskona³e rzemieœlnictwo jego na ziemi! Tam, nadmorskie duchy, gdzie sól w rosach gryz¹ca ceg³y nawet pomników ludzkich wyjada, wymyœli³y sobie aksamity, w któ- re siê ubieraj¹, i Nimfom podobne, na w³osach niby zje¿onych utrzymuj¹ w powietrzu nad g³owami srebrne per³y z Oceanid warkocza lec¹ce; i tak powietrzne te brylanty s³oñce wypi- ja, te ³zy zjadliwe morza osychaj¹ wprzód, nim na serce roœlinne upadn¹... Owdzie zaœ prze- ciwko pal¹cym s³oñca promieniom zwierciad³a sobie porobi³y cytryn Dryjady i zlotemi strza- ³ami obsypane, odstrzelaj¹ siê s³oñcu g³adkim i b³yszcz¹cym liœcia lakierem... Poka¿cie mi naturê; gdzie sza³ elementów panuje; gdzie wichry z falami walcz¹, gdzie roœlinom na ska- ³ach rozczepionym trudna jest praca ¿ywota; a nie pytaj¹c ¿adnej Dryjady - z ducha mego opowiem tê modlitwê, przez któr¹ siê one duchy o kszta³t doczesny do Boga modli³y... Duch mój bowiem od wieków modli³ siê i pracowa³ jak one, i teraz smêtny jest, gdy œród dzikiej natury tê straszn¹ pracê w bladych roœlinach zobaczy. Tu mi pozwol, o Bo¿e, ¿e wydam jedn¹ z ma³ych ducha tajemnic na przedwczesne mo¿e szyderstwo s¹du. - Oto zmys³ woni œwiadectwem mi jest - przedwiekowi ego w formach ro- 11 Strona 13 œlinnych pobytu, gdzie duch cia³a (które mam teraz) krwiste naczynka zarazem z uczuciem piêknoœci lub bezkszta³tu i jadu wypracowywa³. Uczuwszy woñ ró¿y, zapominam na chwilê, jakby w odurzeniu, ¿¹dz i smutków ludzkiej mojej natury, a powracam niby w te czasy, w któ- rych celem dla ducha mego by³o utworzenie piêknoœci, a odetchniêcie woni¹ by³o mu jedyn¹ ulg¹ w pracy i rozkosz¹... A tak, o, Panie, powracam niby na chwilê w dzieciñstwo moje - i przychodzi mi niby z otch³ani Genezyjskich wiatr orzeŸwienia i m³odoœci... A na pró¿no mi, o! Panie, nauka t³omaczyli ten fenomen - przez dzia³anie woni na zmys³ powonienia; jam pyta³ o dzia³anie zmys³u na duszê moj¹, która w uczuciu woni rozwesela siê lub smêtnieje. Tak¹ to drog¹, o Nieœmiertelny, pracowa³ anio³ najubo¿szy i pokorny syn Twój w roœlinnym królestwie, a¿ nareszcie ostateczn¹ form¹ swoj¹ wyszed³ w œwiat wy¿szy - i spotka³ siê z in- nemi strumieniami prac globowych, które wszystkie do ostatecznej ludzkiej formy d¹¿y³y. Tam, o! Panie, œlimak, pierwszy morza miêszkaniec. ostro¿ny i pewny pod swoj¹ tarcz¹ ka- mienn¹ d³ugiego ¿ywota, ofiarê Ci nareszcie z per³owego domu swojego uczyni³, przepraco- wa³ go (duchem po¿¹dania) na rogow¹ ¿ó³wia skorupê - a nastêpnie jeszcze coœ z bezpieczeñ- stwa swego ust¹pi³ Ci, Panie, a skrzyd³a sobie podstêpnie pod rogow¹ tarcz¹ wypracowaw- szy, ¿ukiem (tym Bóstwa u Egipcjanów obrazem) wylecia³ w motylowe ducha krainy... Przez ca³¹ tê bolesn¹ drogê przemian i pracy nie poœwiêci³ Ci on, o! Panie, swojej p³odnoœci, a ja- kieœ niby podobienstwo kszta³tów tradycyjnie zachowa³ - i z morza przenios³ je a¿ w nie- biesk¹ lotów krainê... A oto wê¿y krolestwo, które w pierwszych dniach stworzenia w petrodaktylu ju¿ na dziw lotu zas³u¿y³o, sk³ada Ci skrzyd³a swoje jaszczurcze w ofierze - uni¿a siê przed Tob¹, krew swoj¹ czerwieni - i ca³¹ klass¹ annelid wczo³ga siê w doskonalsz¹ imsektów naturê... Albowiem w insektach, o! Panie, duch zaczyna wypracowywaæ pierwsze cnoty moralne, pra- cowitoœæ w mrówce, porz¹dek socjalny w pszczo³ach. On potem cnoty te same zgromadza i ³¹czy niby w pary, tak ¿e odwaga i szlachetnoœæ w koniu, wiernoœæ i pokora w psie wyro- bione, ju¿ na zawsze s¹ nierozdzielne i jako siostrzane cnoty w duchach nawet ludzkich miêszkaj¹... Ty wiesz, o! Panie, ¿e ca³a tablica szko³y filozoficznej materialistów, wszystkie w³adze, instynkta i cnoty, prac¹ genezyjsk¹ wyrobione, gotowe ju¿ prawie, ale w postaci gru- bego materia³u dane zosta³y cz³owiekowi, aby je z wiedz¹ przepracowa³, ogniem mi³oœci Bo¿ej rozpali³ i do nowej twórczoœci prowadzi³... Cnot tych i prac ducha nie bêdê opowiada³, albowiem je duch ka¿dy w bliskim siebie stworzeniu wyczyta: opowiem tylko niektóre, a zda siê fenomenalne w postêpie ducha wydarzenia. Oto niekiedy duch, za¿¹dawszy nowej formy i organizacji - wymówi³ sobie ma³¹, a najczê- œciej kolorem tylko odznaczon¹ ró¿nicê w indywiduach. Niektóre z kwiatów i zwierz¹t za- chowa³y sobie, ¿e tak rzekê, przez konstytucyjn¹ u Boga wydart¹ koncessj¹, ró¿nicê szerœci i barwy. Bóg ¿¹dania duchów nie odrzuci³, ale niepe³noœæ ofiary ukara³ s³aboœci¹ ducha nie- zjednostkowanego w jednej i pewnej formie; kwiaty albowiem takie s¹ najczêœciej bez owo- cu, a ptaki i zwierzêta posz³y na s³u¿bê domow¹ i u wy¿szych duchów za¿¹da³y opieki. - Kot ofiarowawszy Panu tê jedn¹ drobnostkê, panem jest pustyñ - tygrysem... A my, o Panie, sko- roæ oddamy to wszystko, co nas niepodobnemi Chrystusowi uczypi³o, do jakiej¿e godnoœci i potêgi zostaniemy podniesieni w œwiêtej h[i]erarchii S³owa Twego? Lecz oto Ty, Panie, na duchach nawet, które zda³y siê w niewolê zaprzedane, po³o¿y³eœ d³oñ ³aski Twojej szczególnej i opieki. Arab zbli¿ony do konia, wykszta³caj¹c w nim ducha szla- chetnoœci i odwagi - jest mu niby ojcem wyzwolenia; a pasterz, z psem siedz¹cy na polu, 12 Strona 14 podnosi do siebie i wyzwala ducha pokory i wiernoœci... W tej tajemnicy - kryje siê ca³a hi- storia egipskiego Józefa, który mizerniejszy od braci, i na s³u¿bê skazany, staje siê potê¿niej- szym w zaprzedaniu i wychodzi na dobroczyñcê w³asnej rodziny. Widzê tak¿e, o Panie, ¿e na rzadkie dziœ w ludziach cnoty, rzadkie znajduj¹ siê przygotowaw- cze formy w dawnych krolestwach stworzenia, a to mi jest œwiadectwem, ¿eœmy ci sami w du- chu, którzyœmy te formy dawniej tworzyli... Oto na cnotê pracowitoœci w ludziach, pracowa³ duch w mrówkach, w pszczo³ach i w ca³ej niezliczonej liczbie zwierz¹t domowych, gdy prze- ciwnie, rzadki bohaterski duch szlachetnoœci i :mocy, rzadk¹ mia³ lwa formê lub pierœ or³a rozkochan¹ w burzach i w piorunach. A teraz, o! Bo¿e, czujê tê ca³¹, duchem ju¿ przeci¹¿on¹ naturê, ¿e wo³a do Ciebie najdosko- nalszemi osty o formê ostateczn¹ cz³owieka; albowiem wie ona, ¿e przez podniesienie jedne- go ducha podniesionem jest w najodleglejszych koñczynach ca³e stworzenie. Oto na ostatni¹ modlitwê dla ub³agania Twego, o! Panie. drzewa ubra³y siê w najpiêkniejsze owoce i kwiaty; aby Ci zas³ugê i pracê ducha w najdoskonalszych farmach pokaza³y. Oto najdumniejsze two- ry zesz³y siê na ³¹kê Edenu zapomniawszy o ¿¹dzach i wœciek³oœciach i krwio¿erstwie, mo- dlitw¹ w duchu podniesione, westchnieniem ducha wzbite nad w³asn¹ naturê. Oto zlecieli siê or³owie z orszakiem girland ³abêdzich i ¿urawich i stanê³y na niebiosach, otoczone krêgami migoc¹cych siê ptaków niby dwór Twój anielski, niby udaj¹c otoczenie tronu Twego przez têczowe anio³y. I by³a to jedyna chwila spokojnoœci i Edenu na ziemi, i oto Ty, Panie, wywo- ³a³eœ ku sobie tego ducha, który ju¿ by³ wart ludzkoœci, wys³ucha³eœ go, os¹dzi³eœ i pozwoli- ³eœ mu wzi¹æ formê now¹ na ziemi, a w cia³o jego, jak w jedn¹ ksiêgê wpisa³eœ wszystkie tajemnice dawnej przedludzkiej pracy. Ta ksiêga do dziœ dnia z³a¿on¹ jest na dnie ducha wszelkiego w cz³owieczenstwie, a gdyby ród ca³y i stworzenie zaginê³o; o! Panie, to jeden cz³owiek ostatni znajdzie w duchu swoim pracê przesz³oœci; i oprócz form ¿adnej straty nie poniesie globu dziedzictwo. Hosanna wiêc Tobie, o! Panie, albowiem Tyœ jest Stworzyciel - i mój duch ma zarazem zas³ugê w³asnego stworzenia... Gdzie¿ mi teraz z tej wysokoœci po- wróciæ; czy na dawne stanowisko wiedzy... w to bezdno, gdzie mi przedko³yskowy ¿ywot by³ tajemnic¹, a przysz³oœæ ¿adnych celów nie mia³a... Gdy oto tu, z przesz³oœci wychodz¹c, sta- n¹³em niby na skale stworzenia... Widzê, com wypracowa³ i co mi jeszcze do wypracowania pozosta³o... A oto wielk¹ czêœæ tej pracy duch mój pracuj¹cy z ludzkoœci¹ ju¿ odby³; ju¿ mu nad instynkta i cnoty zwierzêce przyby³o wiele ducha ludzkiego wyrobów, wiele mocy ju¿ ludzko-anielskiej. Tê pracê w innych ksiêgach opowiem Tobie, Panie, a teraz pozwól, ¿e siê odwrócê jeszcze raz ku szeœciodniowym otch³aniom spoczywaj¹cej i stê¿a³ej natury i po¿e- gnam j¹ w przysz³oœæ id¹cy. O! duchu mój, gdyœ ty jeszcze w krzemieniach czyni³ ofiarê z kszta³tu i trwa³oœci, myœl¹c, ¿e z wiecznoœci twej czynisz ofiarê... gdyœ, mówiê, ofiarowa³ siê na œmieræ, Pan przyj¹³ dar twój, ale oszuka³ ciebie jak ojciec, który ukochanego syna oszukuje. Przez tê albowiem ofiarê nie tylko ¿e uzyska³eœ w postêpie wieków cz³owieka i mog³eœ wykrzykn¹æ jakEwa: Cz³owieka Panu zyska³am, lecz Pan przyda³ ci jeszcze to, o czem ty nigdy nie œni³eœ... udarowa³ ciê wiecznoœci¹ odradzaj¹cych siê kszta³tów - moc¹ odradzania podobnej tobie formy... Skutkiem tej ³aski, cz³owiek nie trac¹c swej nieœmiertelnoœci ani cz¹stki ¿adnej ze swej duchowej potê- gi, odtwarza podobn¹ sobie formê i ta staje siê podobnego mu ducha miêszkaniem. Albowiem nie rodzi on ducha, tylko gotowemu siê ju¿ urodziæ a podobnemu sobie duchowi podobny kszta³t sp³adza i ducha brata wniœciem do widzialnoœci obdarowywa. W owem to podobieñ- 13 Strona 15 stwie jest ca³a tajemnica przechowuj¹cych siê cnot w rodach, które nie s¹ jakoby z cia³a w cia- ³o ze krwi¹ przelane, ale z prawa tego, ¿e w podobnych cia³ach tylko podobne natur¹ duchy miêszkaæ mog¹, wynikaj¹. Nieœmiertelnoœæ ta kszta³tów, przez œmieræ uzyskana, pokazuje, i¿ przez ofiarê duch otrzymuje nad œmierci¹ panowanie, a omijaj¹c niby prawa bezw³adnej ma- terii, zwyciê¿a je i niszczy. Oto, Bo¿e, przerazi³a miê niegdyœ wielka moc rozwalin na daw- nych polach Rzymskiego Cessarstwa - oczy moje szuka³y choæby jednej kolumny, która by na Ÿrenicach moich te same kszta³ty nakreœli³a, które siê malowa³y niegdyœ na Ÿrenicy Ceza- ra... ale dzie³a rêk¹ ludzi robione odmieni³y oblicze swoje... pomniki na przetrwanie wieków stawione rozpad³y siê.., krople rosy wyjad³y oczy marmurowym pos¹gom... Niepewny - czyli co widzê z widzianych kszta³tów przed wiekami - ujrza³em wróbla, który zlecia³ na piasz- czyst¹ drogê i usiad³ œrzód rozwalonych grobowców... A duch mój wnet by³ pewny, ¿e ten¿e sam piór rysunek, takie same czarne podgardle widziane by³y przez legijony Warrusa... A za- prawdê, ¿e morza siê od tych czasów cofnê³y i Rzym pod dwudziest¹ stopami prochów za- ton¹³. Duchu! pracowniku przedwiekowy! ty wiesz tak¿e, i¿ w tobie le¿y pierwiastek œwiat³a, uwieczniaj¹cy cia³o - œwiêty przeciwnik ognia, twój kiedyœ w dniach ostatecznych przemieñ- ca... Pierwiastek ten odkupienia, który w przysz³oœci twarze formy cudownie oz³oci, cieniem tylko pokaza³ siê w g³êbi ¿ywio³ów - niektóre roœlinki morskie ubra³ w niepewne têczowe jasnoœcie niektóre motyle psychicznemi gwiazdami uczyni³ - nastêpnie zagas³ - za potrzeb- niejsz¹ jak¹ w³asnoœæ przez nêdzne duchy wymieniany... Ju¿ go nie widaæ w ptakach - ju¿ przewodnicz¹ce girlandom ptaków ¿urawie, gdy noc¹ odprawiaj¹ jêcz¹ce i smêtne podró¿e, nie przemieniaj¹ siê w lampy i w pochodnie; ani rzucaj¹ wstêg i têcz p³omienistych ob³¹ka- nym we mgle ¿eglarzom... A ten - wy¿szy od g³osu, bo zdolniejszy do wydania Bo¿ych za- chwyceñ ¿ywio³ - œwiat³o z³ote, o Panie -w przysz³oœci nam siê pokazuje - jako najdoskonal- sze spiewu œwiêtego narzêdzie - jako karmiciel nasz... w owej to stolicy, która nam z ob³o- ków zlatuje. Z takich to prac wiekowych, o! duchu mój, z takich zwyciêstw nad bez³adem i burz¹ - jest pierwszy wieniec twój i pierwsza twoja u Boga zas³uga. Nie zapomnia³ Pan o dzie³ach two- ich - owszem, uszanowa³ je i formy stworzone przez ciebie zachowuje, nie pozwalaj¹c nadal ¿adnej w nich uczyniæ poprawy. Pieczêæ trwa³oœci swojej po³o¿y³ na zapisanej przez ciebie ksiêdze; a gdyœ jest godnym, a wyrozumienia prawdziwego natury zapragniesz, otwiera przed tob¹ z³ote i zapisane przez ciebie ró¿nemi charakterami ksiêgi tej Genezyjskie karty - abyœ je odczyta³, zg³êbi³ i z drug¹ tajemnicz¹ ksiêg¹ na dnie ducha twojego z³o¿on¹ porówna³... Cie- szysz siê wiêc, o! duchu, ilekroæ odkryjesz któr¹ z prawdziwych tajemnic drogi boleœnej; a sumnienie ci twoje zaœwiadczy, ¿eœ prawdziw¹ myœl Boga w formach zamkniêt¹ wyczyta³. Niczem jednak jest nauka przesz³oœci, je¿eli grzêd tob¹ ca³ej przysz³oœci nie ods³oni... Oto w ksiêgach tych odkryta le¿y œmierci tajemnica i zapisane jest wyraŸnie prawo nastêpnej twór- czoœci, to jest: ofiara. Nie od³¹czaj siê wiêc od pocz¹tku Twego, Uwidzialniony Aniele, i miej wiarê w sumnienie prawdy przeciwko na³ogowi z nauki. W œwiêtoœci bowiem twojej le¿y wyzwolenie ducha i moc jego przysz³a... i m¹droœæ i forma czynu wszelkiego na przysz³oœæ... i zwyciêstwo i wolnoœæ i wyswobodzenie spod jarzma fa³szu i mocy. O! Panie, który kaza³eœ szumowi morskiemu - i szelestowi wietrznych pól bladym kwiatkiem okrytych, aby miê uczy³y s³ów tej ksiêgi... a wiedzê na dnie ducha mego uspion¹ obudzi³y. - Spraw, aby te s³owa westchnieniem pisane przesz³y jak wiatr i szum morski; a przechodz¹c 14 Strona 16 i mijaj¹c niektóre wielkie duchowe moce, w ojczymie mojej uœpione, z nieœwiadomoœci w³a- snej, na œwiat³o wiedzy w³asnej wywiod³y... Aby z tej Alfy... i z Chrystusa, i ze S³owa Twego wyprowadzon by³ œwiat ca³y - aby m¹droœæ jasna, mi³oœci¹ Bo¿¹ w duchach tworzona, roz- widnieniem dla ka¿dej nauki stanê³a... O to proszê... Bo¿e i Panie mój ! o widz¹c¹ wiarê a zarazem o uczucie nieœmiertelnoœci z wiary widz¹cej w duchach zrodzone. - O s³oñce m¹- droœci Bo¿ej proszê, w którym widzê ju¿ mieczowego anio³a przysz³ej ofiary. Albowiem na tych s³owach, i¿ wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje... stanie ugruntowana przysz³a wiedza œwiêta Narodu mojego... a w jednoœci wiedzy pocznie siê jednoœæ uczucia... i widzenie ofiar, które do ostatecznych celów przez ducha œwiêtej ojczyzny prowadz¹. Ojcze Bo¿e... wed³ug Œwiadectwa Chrystusa Pana przez nikogo jeszcze na ziemi nie widzia- ny, a który teraz przez krwawe i udrêczane t³umy kszta³tów Genezyjskich, ciemn¹ dla formy - ale ³askaw¹ i sprawiedliw¹ wzglêdem Duchów i Ducha mego, a st¹d jaœniejsz¹ i niby zbli- ¿on¹ twarz¹ spojrza³eœ: Spraw, aby ta jedyna droga rozwidnieñ i oœwieceñ: droga mi³oœci i wyrozumienia, coraz mocniej jaœnia³a wiedzy S³oñcami... i lud twój wybrany a drog¹ bo- leœn¹ teraz id¹cy, do krolestwa Bo¿ego zaprowadzi³a. KONIEC 15