Richards Emilie - Ulica przeznaczenia
Szczegóły |
Tytuł |
Richards Emilie - Ulica przeznaczenia |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Richards Emilie - Ulica przeznaczenia PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Richards Emilie - Ulica przeznaczenia PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Richards Emilie - Ulica przeznaczenia - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
PROLOG
Grudzień 1999
Mijając stację benzynową i zajazd Grangera, nieje
den mógł poczuć się tak, jakby po ciężkiej mitrędze
przekraczał metę biegu maratońskiego. Dla Faith
Bronson był to widomy znak, że podróż z pełnej
wyrafinowania Wirginii do wiejskiej Wirginii Zacho
dniej dobiega końca. Zbliżała się do swojego weeken
dowego domku. Prawie usłyszała pełen złości i śmie
chu krzyk swojej córki, Remy, dręczonej przez roz
pieranego energią brata, Aleksa. Tak zwykle bywało,
gdy przyjeżdżali tu całą rodziną. Faith kochała niewy
czerpaną witalność syna, ale w takich chwilach naj
chętniej związałaby mu ręce i nogi i zamknęła w ko
mórce o chlebie i wodzie.
David, mąż Faith, twierdził, że stacja Grangera, ze
staromodnymi dystrybutorami i górami opon, zawsze
pełna ogromnych ciężarówek, jest tym punktem, gdzie
5
Strona 3
serce zaczyna bić spokojniej, a oddech się wyrównuje.
Tu David rozpinał koszulę i swobodniej ujmował
kierownicę, jakby jakiś niewidzialny sędzia spuścił
wreszcie go z oka.
Tego ranka, na dziesięć dni przed Bożym Narodze
niem, Faith jechała sama. Wreszcie ujrzała tonącą
w tandetnych dekoracjach świątecznych stację. Za
trzymała się, żeby zatankować. Półtorej godziny jazdy
w absolutnej ciszy, za którą tak tęskniła, tak naprawdę
okazało się nużące.
- Dzień dobry, pani Bronson, i wesołych świąt
- przywitał ją stary, chudy jak tyka Tubby, właściciel
zajazdu i stacji.
- Wesołych świąt, Tubby. - Otworzyła bak i pode
szła do dystrybutora, ale Tubby sam postanowił ją
obsłużyć.
- Mam pretekst, żeby pobyć chwilę na powietrzu
- powiedział. - Piękny dzień dzisiaj mamy.
Rzeczywiście, przyznała Faith w myślach. Było
wyjątkowo ciepło jak na tę porę roku. O świcie
obudziły ją promienie słońca. Odrzuciła kołdrę i pode
szła do okna. Chyba jeszcze nigdy nie widziała równie
wspaniałego wschodu słońca. David nie mógł go
podziwiać razem z nią, wyjechał bowiem w ostatnią
podróż służbową w tym roku, a Alex, zwykle czuły
na cuda Matki Natury, złościł się, że go wyciągnęła
z łóżka. Miał już jedenaście lat i łudziła się, że wyrósł
z okresu grymaszenia.
Wyprawiwszy dzieci do szkoły, ciągle chodziła po
domu jak zaczarowana. Pielęgnując magiczny nastrój,
zadzwoniła do matki i poprosiła, żeby Lydia odebrała
dzieci ze szkoły i wzięła je do siebie na noc.
Strona 4
Lydia Huston, przeczulona na punkcie własnej
pozycji żona senatora, sprawdziła terminarz wypeł
niony dobroczynnymi obiadami, wizytami w salonie
piękności i sesjami zdjęciowymi. Co prawda to okres
świąteczny, nie zapomniała przypomnieć córce, ale
oczywiście nie odmówi i zajmie się wnukami, prosi
tylko, żeby Faith oszczędziła jej na przyszłość po
dobnych niespodzianek.
Bała się, że wezmą ją za wariatkę, ale odwołała
zebranie w sprawie przyjęcia bożonarodzeniowego dla
nauczycieli, zapakowała się i ruszyła w drogę.
- Widziała pani dzisiaj wschód słońca? - zapytał
Tubby.
Faith ucieszyła się, że znalazła bratnią duszę.
- Pan na Wysokościach musiał zaplanować coś
wielkiego na dzisiaj.
- Tylko dla tych, którzy widzieli. Nie dla każdego.
Żadnego końca świata nie miał w zamiarach, to nie to.
Faith zerknęła na dystrybutor i wyjęła z portfela
dwudziestodolarowy banknot.
- Cieszę się, że to mówisz. Myślałam, że padnę na
kolana. To było takie wspaniałe.
- Czekam na następnego wnuka, mam nadzieję, że
dzisiaj się urodzi. - Tubby odwiesił wąż na miejsce
i zamknął bak. - A paru?
- Ja? A czy zawsze musimy oczekiwać zmian na
lepsze?
Tubby skrzywił się. Jego twarz wyglądała teraz jak
wyżęta gąbka.
- Nie - powiedział w końcu. - Kiedy umierał mój
tato, wschód był taki, że o mało nie oślepłem, jakem
patrzył w słońce.
7
Strona 5
Faith nagle poczuła ciężar wszystkich problemów,
z którymi borykała się w ostatnich miesiącach.
Tubby patrzył na nią wyczekująco, chciał usłyszeć
odpowiedź.
- Ja? Byłam zdumiona i oszołomiona, to prawda,
ale żeby zaraz...
- Mówię pani, coś wielkiego się szykuje. - Tubby
wziął banknot i wydał resztę. - Potrzebuje pani coś
jeszcze, czy pan Bronson kupił już wszystko?
Pytanie zbiło ją z tropu.
- David? Nie, on wyjechał służbowo.
- A już myślałem, żeście się państwo wyrwali do
domku, żeby odpocząć trochę od dzieciaków.
- Przyjedzie wieczorem, prosto z lotniska. - Nie
mogła się dodzwonić do Davida do Seattle. W hotelu
go nie było, zostawiła więc wiadomość w poczcie
głosowej jego telefonu komórkowego, a drugą u sek
retarki. Z lotniska Dulles mógł dojechać do domku
w godzinę.
- Wydawało mi się, że go widziałem, jak jechał
tędy wczoraj wieczorem. - Tubby przetarł przednią
szybę volvo Faith. - Widać się pomyliłem.
- Jest w stanie Waszyngton, ma wystąpienie na
konferencji.
- Na temat modlitwy w szkole?
David i Tubby prowadzili niekończące się przyja
cielskie dyskusje o kondycji świata. David, absolwent
uniwersytetu Harvarda, dyrektor konserwatywnej or
ganizacji Nadzieja Dzieciom popierającej wartości
rodzinne, lubił się dzielić swoimi poglądami z każdym,
kto gotów był go słuchać. Tubby nie skończył nawet
szkoły średniej, ale na każdy temat miał własne zdanie.
8
Strona 6
- Tym razem mówi o konieczności kontrolowania
mediów.
- Niech go Bóg błogosławi - powiedział wyraźnie
zadowolony Tubby.
Bóg błogosławi całą rodzinę Bronsonów, pomyś
lała Faith z wdzięcznością. Piękne, mądre dzieci,
dobre zdrowie, zamożność, małżeństwo zbudowane
na wspólnych przekonaniach. Jeśli nawet ostatnio
Faith i David z trudem się porozumiewali, był to
drobiazg łatwy do naprawienia. Wystarczy trochę
pracy.
Może zaczną dziś wieczorem?
- Jadę - powiedziała Faith. - Dzięki za pomoc.
- Zapaliła silnik i pomachała Tubby'emu.
W drodze nie przestawała myśleć o małżeńskich
problemach. Wystarczyła jakaś niewinna uwaga, by
wracały do niej z nową siłą.
Kochała Davida. Był jedynym mężczyzną, jakiego
kiedykolwiek kochała. Miała dwadzieścia dwa lata,
kiedy zupełnie straciła dla niego głowę. Dotąd nie
mogła uwierzyć, że wytworny, charyzmatyczny David
Bronson wziął ją sobie za żonę.
Kochał ją. Co do tego nie miała żadnych wątpliwo
ści. Przez piętnaście lat małżeństwa nie spojrzał na
inną kobietę. Ciężko pracował, często nie było go
w domu, ale był oddanym mężem i ojcem. Przyjaciółki
zazdrościły jej takiego męża. David żył w zgodzie
z zasadami, które głosił.
Problemy małżeńskie były subtelnej natury. Zwią
zek Faith i Davida opierał się bardziej na miłości niż
namiętności. Coś między nimi zaiskrzyło już podczas
pierwszego spotkania. Przegadali wtedy całą noc,
9
Strona 7
dopóki nie powiedzieli wszystkiego, nie zawierzyli
sobie spraw, o których nie mówili nigdy nikomu
innemu. Faith przyprawiał o dreszcz dotyk Davida, ale
jeszcze bardziej podniecał ją fakt, że David tak uważ
nie słucha. Po raz pierwszy w życiu ktoś się nią
fascynował.
Bez wahania zdecydowała się na małżeństwo.
Seks szybko przerodził się w rutynę, co Faith
przyjmowała z filozoficznym spokojem. Łączyła ją
z Davidem więź duchowa. Chętnie rezygnowała
z uczuciowych porywów w zamian za pewność i czu
łość. Wspólne życie dawało jej satysfakcję.
Tak było do niedawna.
Faith zwolniła i wzięła długi zakręt na Seward
Road, skąd odchodziła żwirowa droga prowadząca do
domku. David kupił go przed dziesięciu laty jako
prezent dla niej na rocznicę ślubu. Obiecywał, że będą
tu przyjeżdżać na weekendy tylko we dwoje, bez
dzieci, ale nigdy im się to nie udało. Weekendowy
domek stał się drugim domem dla całej rodziny.
W przyszłości, gdy dzieci dorosną, może to one będą
tu spędzać romantyczne chwile...
Dzisiaj rano, patrząc na wschodzące słońce, za
stanawiała się, czy nie ponosi winy za kłopoty małżeń
skie. Od kilku miesięcy nie sypiali ze sobą. David
wyjeżdżał częściej niż zwykle, a nawet kiedy był
w domu, twierdził, że jest wykończony, ilekroć próbo
wała się do niego przytulić.
Tak, wina musiała leżeć po jej stronie. Miała zbyt
mało cierpliwości. A może zbyt dużo? Zbyt mało
zrozumienia dla męża żyjącego w ciągłym napięciu.
A może zbyt wiele? Zbyt mało wymagała? David był
10
Strona 8
człowiekiem wyczulonym na potrzeby innych, może
więc powinna mu uświadomić, że zbyt pochopnie
zapomina o własnych?
Z entuzjazmem zaplanowała tę noc poza domem.
Zapakowała świece, dobre jedzenie, świeże kwiaty,
olejek do masażu oraz prezent, który kiedyś sobie
sprawiła i nigdy dotąd nie włożyła: koronkową koszul
kę nocną.
Zjechała na drogę prowadzącą do domku i zwol
niła. W oddali widziała ośnieżone szczyty górskie, ale
tu ziemia była nadal brązowa, pokryta igliwiem i su
chymi liśćmi.
Nagle zza drzew zabłysła srebrna karoseria hondy
Davida.
Faith zatrzymała się przed domkiem. Nie zastała
dzisiaj Davida w hotelu, ale uznała, że musiał wyjść na
chwilę przed jej telefonem. Kiedy Tubby powiedział, że
widział jego samochód poprzedniego wieczoru, puściła
tę uwagę mimo uszu. Tymczasem David był w domku,
i to najpewniej już od dłuższego czasu.
Skonsternowana siedziała bez ruchu. Liczyła, że zdą
ży wszystko przygotować: świece, spokojna muzyka.
Teraz czuła się jak idiotka. Jak ma się zachować? Wejść
do domku objuczona torbami pełnymi zakupów, z na
dzieją, że David nie wybuchnie śmiechem?
Musiał wyjechać wcześniej z Seattle i zamiast
wrócić do domu, żeby pomóc w świątecznych przygo
towaniach, przyjechał tutaj, by popracować w spokoju.
Ostatnio myślał prawie wyłącznie o swojej pracy
i w ogóle nie zastanawiał się, czy Faith potrzebuje jego
pomocy.
Postanowiła zostawić zakupy w samochodzie.
11
Strona 9
Wreszcie powinna rozmówić się z mężem, nazwać po
imieniu problemy, z którymi się borykali. Jeśli roz
mowa się uda, później wspólnie wypakują torby z pro
wiantem.
Postanowiła zaskoczyć Davida, chciała zobaczyć
jego reakcję. Cicho otworzyła drzwiczki samochodu,
chociaż kamienny domek był prawie dźwiękoszczel-
ny. David zapewne siedział w wyłożonym sosnowymi
deskami gabinecie, który sam urządził. Zastanawiała
się, czy po raz pierwszy przyjechał tutaj, nic jej o tym
nie mówiąc.
Czego jeszcze nie wiedziała o swoim mężu?
Drzwi były zamknięte na zamek, więc musiała
odszukać klucz. Zaskrzypiały przy otwieraniu, ale
David nie pojawił się w salonie. Od kiedy zaczęła się
szkoła, nie przyjeżdżali tu zbyt często. Powietrze było
ciężkie. David nie pomyślał, żeby otworzyć okna
i przewietrzyć. Na gzymsie kominka leżała gruba
warstwa kurzu, w rogu pod sufitem pająk rozsnuł
ogromną pajęczynę. W pokojach było ciepło, choć nie
palił się ogień.
Usłyszała cichy jęk i zamarła. Doszedł nie z gabine
tu, tylko z pokoju w głębi korytarza.
Nie była w stanie zrobić kroku. Wstrzymała oddech
i nasłuchiwała w napięciu. Już miała zawołać Davida,
gdy usłyszała, że coś szurnęło po podłodze, zaraz
potem rozległ się śmiech.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie swojego męża
w sypialni. Przesuwał jakiś mebel albo próbował
otworzyć okno. Żeby się do niego dostać, trzeba było
wejść na taboret, który stał pod łóżkiem. Trudno
zliczyć, ile razy David, zrzucając kapcie przed pój-
12
Strona 10
ściem spać, uderzał w niego palcami. Pewnie teraz
postanowił się zdrzemnąć, zzuł buty i...
Ruszyła w stronę sypialni, robiąc przy tym tyle
hałasu, że mogłaby obudzić niedźwiedzia podczas
zimowego snu.
- Davidzie, jesteś tam?
Położyła rękę na klamce i nie wiedzieć czemu
zawahała się. Przypomniał się jej dzisiejszy wschód
słońca. Boże oznajmienie.
I przeczucie, że nie będzie to dobra wieść.
Pomimo wszystko otworzyła drzwi. W zalanym
promieniami słońca pokoju zobaczyła dwóch męż
czyzn: swojego męża i człowieka, którego widziała już
wcześniej, ale nigdy nagiego w objęciach kochanka.
Abraham Stein, liberalny dziennikarz, który często
atakował organizację Nadzieja Dzieciom, teraz z na
miętną czułością tulił w ramionach Davida.
Twarz Davida zrobiła się blada jak płótno. Szybko
zasłonił się dłońmi, chcąc ukryć erekcję. Nie przed
Abrahamem, tylko przed spojrzeniem kobiety, która
od piętnastu lat była jego żoną.
Strona 11
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ile razy w życiu można skreślać własne marzenia?
Przeżywać koniec świata, w którym się dotąd żyło?
- Proszę jeszcze złożyć podpis w tym miejscu,
pani Bronson. - Carol Ann z agencji nieruchomości,
która przeprowadzała sprzedaż domu Bronsonów,
podsunęła Faith kolejny dokument. - Niech pani nie
zapomni o dacie - powtórzyła po raz pięćdziesiąty
tego popołudnia. - Siódmego sierpnia.
- Raczej mało prawdopodobne, żebym zapomnia
ła. - Faith złożyła elegancki podpis.
- Prawie skończyłyśmy. - Carol Ann, która chyba
nie miała nazwiska, delikatnie stuknęła dłonią w blat
stołu, jakby miało to podnieść Faith na duchu.
Pewnie chciała dobrze, ale Faith poczuła do niej nagłą
antypatię. Miała starannie wydepilowane brwi, uśmiech,
który zamieniłby parę w płatki śniegu. Załatwiła kolejną
transakcję. Kolejne życie uległo destabilizacji.
- A teraz pan, panie Bronson. Ostatni podpis i już
koniec.
Faith podsunęła dokument Davidowi. Siedział sztyw-
14
Strona 12
no, bez ruchu, jakby nie chciał przypominać żonie
o swojej obecności.
Od czasu kiedy zastała go w objęciach kochanka,
widzieli się zaledwie kilka razy i zawsze przyjmował
tę samą, martwą postawę. Jakby bał się, że się rozsypie
na kawałki lub nie wiedział, co zrobić ze swoim
ciałem. W końcu było to nowe ciało, nowe życie, nowy
świat, w który wkraczał.
Gej, jej mąż.
David złożył podpis łudząco podobny do podpisu
Faith. Często śmiali się, że z uwagi na bardzo podobne
charaktery pisma mogliby wzajemnie podrabiać swoje
podpisy. Kiedyś lekkomyślnie uznała to za jeszcze
jedną oznakę braterstwa dusz...
Jak człowiek tak bliski jej usposobieniem i wy
znający te same wartości, mógł zadać aż taki ból?
- Wszystko załatwione. - Carol Ann energicznym
ruchem zebrała papiery. - Mam nadzieję, że nie
będziecie mieli państwo żadnych zastrzeżeń - zwróci
ła się do siedzącego po drugiej stronie stołu młodego
małżeństwa, które właśnie kupiło dom Bronsonów.
- Proszę dzwonić, jeśli pojawią się jakieś pytania.
Uśmiechnęła się ciepło do Davida. Faith była pew
na, że dziewczyna wie, dlaczego doszło do sprzedaży.
Wszyscy wiedzieli. Skandal obyczajowy, którego głów
nym bohaterem był dyrektor organizacji Nadzieja
Dzieciom, opisywały brukowce, zaś David niczemu nie
zaprzeczał, tylko publicznie potwierdził, że jest gejem.
Niestety, Faith nie była jedynym intruzem w domku
tamtego grudniowego dnia. Zasłyszawszy jakieś plotki
w Seattle, pewien kolega Abrahama pojechał za ko
chankami do Wirginii i przyczaił się w lesie.
15
Strona 13
Nawet jeśli nie wiedział, co naprawdę dzieje się
w środku, to ucieczka zapłakanej Faith i głośne nawo
ływania Davida upewniły go we wcześniejszych podej
rzeniach.
David miał raz na zawsze zszarganą opinię.
Carol Ann wstała.
- Jeśli macie państwo jeszcze jakieś pytania...
- Dziękuję. - Faith wzięła torebkę i niebieski
blezer, który dostała od matki pod choinkę.
Spakowała wszystkie rzeczy, które kiedykolwiek
kupił jej David, bowiem nosząc je, czuła się tak, jakby
pozwalała mu się dotykać.
- Na pewno wyprowadzi się pani do końca miesią
ca? - zagadnęła nowa właścicielka domu Bronsonów.
Faith czuła, że młoda kobieta nie potrafi docenić
zalet nowej siedziby, pięknego ogrodu, eleganckich
tapet w sypialni.
- Proszę się nie martwić. - Faith zarzuciła blezer
na ramiona. - Mam nadzieję, że będzie się wam tu
dobrze mieszkało - skłamała gładko, jak przystało na
dziecko senatora.
- Mam nadzieję, że jakoś się urządzimy. Jest zastój
na rynku, nie mogliśmy znaleźć nic, co by nam na
prawdę odpowiadało.
Faith na moment zaparło dech w piersiach. Spoj
rzała na Davida. On też był wstrząśnięty. Kochał ten
dom tak samo jak ona. Zbudowali go według projektu
najlepszego architekta. David sam rozplanował ogród,
zainstalował system zraszaczy, ostatniej jesieni zrobił
nawet urokliwe oczko wodne. Latem zamierzali posa
dzić lilie wodne, tymczasem nowi właściciele zażądali
zasypania „dołu".
16
Strona 14
- Podwieźć cię? - zapytał David, zanim Faith
zdążyła odwrócić wzrok.
- Matka po mnie przyjedzie - odpowiedziała, od
zyskując głos.
- Mogę...
- Nie. - Przewiesiła torebkę przez ramię, pożeg
nała się z Carol Ann i wyszła, zanim David zdążył
cokolwiek powiedzieć.
Od tamtego grudniowego dnia spotykała się z mę
żem wyłącznie w obecności adwokata albo ojca. Joe
Huston, senator z Wirginii, był z nią, kiedy David
poinformował Faith, że został wyrzucony z organizacji
Nadzieja Dzieciom. Musiał zwrócić wszystkie bonu
sy, które otrzymywał w fundacji i które przez lata
troskliwie inwestował. Załamanie na giełdzie do resz
ty zrujnowało Bronsonów. Został im tylko dom
w McLean i domek w Wirginii Zachodniej.
Tego ostatniego Faith pozbyła się bez żalu.
Spotkanie skończyło się wcześniej, niż myślała
i teraz musiała czekać na matkę.
Volvo, które wzięła w leasing i na którego kupno
nie miała teraz pieniędzy, zwróciła dealerowi i zaczęła
się rozglądać za jakimś używanym autem w przy
zwoitym stanie.
Podszedł do niej David. Niechętnie spojrzała na
człowieka, który do zakończenia sprawy rozwodowej
nadal będzie jej mężem.
- Proszę, nic nie mów. Nie chcę słyszeć, jak bardzo
jest ci przykro. To nie ma znaczenia - powiedziała
cicho.
- Owszem, przykro mi, że jesteś zdenerwowana.
Nie płakała. Wypłakała już wszystkie łzy. Przez
17
Strona 15
ostatnich osiem miesięcy, kiedy dzieci nie było w po
bliżu, pogrążała się na nowo w smutku.
- Odjedź stąd. Dzieci nie chcą cię widzieć, a zaraz
przyjadą z moją matką.
- To musi się zmienić.
David, jak zwykle, miał na sobie garnitur. Ubrania,
które posiadał, mogły starczyć mu na lata bezowoc
nych poszukiwań pracy, chyba że nadal będzie tracił
na wadze. Zawsze był szczupły, ale teraz wychudł jak
szczapa i do tego posiwiał.
- Nie zamierzam niczego zmieniać. Nie nasta
wiam ich przeciwko tobie. Staram się w ogóle o tobie
nie mówić, ale Remy i Alex dobrze rozumieją, co się
stało i jak do tego doszło. Żadne z nich nie jest gotowe
spotykać się z nowym tobą.
- Nie ma we mnie nic nowego.
- Słusznie. Jest tylko coś, o czym zapomniałeś nas
powiadomić.
- Coś, z czym zapomniałem się zmierzyć, Faith.
Nie wiedziała, co w nią nagle wstąpiło. Właśnie
pozbyła się domu i nie potrafiła pogodzić się z jego
stratą. Jednocześnie czuła, że spadł jej z ramion
ogromny ciężar.
- Chcesz powiedzieć, że kiedy się kochaliśmy
i czułeś do mnie obrzydzenie, nie chciałeś się do tego
przyznać przed samym sobą?
- Na litość boską, nie wymyślaj sytuacji, które
nigdy nie miały miejsca. Jak możesz wierzyć, że to
prawda?
- Wierzyłam w wiele rzeczy, które okazały się
nieprawdą.
- Ja też chciałem wierzyć. - Zbliżył się o krok.
18
Strona 16
- Chcę, żebyś to zrozumiała. Nie dopuszczałem do
siebie myśli, kim jestem. Może się okłamywałem, ale
było mi z tym dobrze.
- Dopóki nie pojawił się Abraham Stein. Liberalny
dziennikarz... Bo na pewno nie nawrócony chrześcija
nin. Ile wolt może wykonać jeden człowiek, Davidzie?
- Pojawienie się Hama nic nie zmieniło. Żyłem
w kłamstwie, krzywdziłem cię. Siebie też.
- Naprawdę? Zabawne, bo mnie całkiem to od
powiadało. Miałam męża, którego uwielbiałam. Dwo
je wspaniałych dzieci, dom, szacunek ludzi. Teraz
mam tylko prawdę i nic więcej, poza dziećmi, które nie
mogą dojść do siebie. Pod koniec miesiąca nie będzie
my nawet mieli gdzie mieszkać. Przeniesiemy się do
moich rodziców.
- Miałaś męża, który nie potrafił cię kochać tak,
jak na to zasługujesz. - Położył dłoń na jej ramieniu,
a kiedy usiłowała się odsunąć, wzmocnił uścisk.
- W końcu mnie wysłuchaj. Zasługujesz na coś lep
szego. Zasługujesz na człowieka, który nie będzie
mógł się doczekać, kiedy wróci do domu, do ciebie,
i nie będzie chciał cię zostawiać każdego ranka. Nie na
przyjaciela. Na kochanka.
Stała bez ruchu, tylko w jej głosie dało się słyszeć
pogardę.
- Robiłeś to dla mnie? Z litości?
- Nie o tym mówię.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś już nigdy więcej
mnie nie dotykał.
David opuścił rękę.
- Moja przypadłość nie jest zaraźliwa.
- Nie? Pewne rzeczy, które się z nią wiążą, są.
19
Strona 17
- Mój adwokat mówił ci, że nie kochałem się z tobą
od momentu, kiedy poznałem Hama, natomiast wcześ
niej nigdy cię nie zdradziłem. Nie musisz bać się HIV.
- Niezależnie od wszystkiego zrobiłam badania.
Dlaczego miałabym ci ufać?
- Jeśli uwierzysz, że byłem ci wierny, może zro
zumiesz, jaką walkę toczyłem ze sobą. Nie byłem tym,
kim chciałem być, ale starałem się, żebyś ty przynaj
mniej była szczęśliwa. Starałem się. Przez wszystkie
lata naszego małżeństwa.
Faith nie mogła powstrzymać się od sarkazmu.
- Och, dziękuję bardzo, że tak się poświęcałeś.
- Faith...
- A może robiłeś to dla swojego ojca? Albo dla
mojego? Twój tatuś umarł przekonany, że wychował
idealnego syna, a mój widział cię już na swoim
miejscu w senacie.
- To był pomysł Joego.
Faith jakby nie usłyszała uwagi męża.
- Może walczyłeś o postać, którą sam stworzyłeś?
David Bronson, wzór doskonałości, obrońca cnót ro
dzinnych wskazujący innym drogę.
- Chciałem być taki, Faith. Dla was.
Nie była aż tak zła, żeby mu nie współczuć. Być
może nie wylała jeszcze wszystkich łez, bo nagle
zebrało się jej na płacz.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Na począt
ku... Zanim... zanim to się zdarzyło.
- Nie mogłem powiedzieć ci czegoś, o czym nie
potrafiłem powiedzieć samemu sobie.
- Chcesz powiedzieć, że przed naszym ślubem nie
pociągali cię mężczyźni?
20
Strona 18
- Homoseksualizm to grzech. Nie mogłem uwie
rzyć, że jestem...
- Gejem - rzuciła, powstrzymując łzy. - Mówi się
gejem. To dobre określenie, nieobraźliwe. Alex
w szkole usłyszał inne, kiedy rozpętała się afera. Remy
też używa innego, kiedy wypłakuje oczy.
David drgnął.
- Nie chciałem ich skrzywdzić.
Zanim gazety zaczęły się rozpisywać na temat
Davida, ich małżeństwo rozpadło się definitywnie, ale
Faith nadal prześladowało pytanie, które musiała mu
zadać.
- Dlaczego nie próbowałeś tego zatuszować?
Zaprzeczyć? Dlaczego się ujawniłeś, Davidzie?
- Mimo woli łzy napłynęły jej do oczu. - A gdybym
nie zobaczyła cię z Hamem, czy nadal byś się
ukrywał? Gdybym nie przyjechała tamtego dnia do
domku, gdyby nie przyplątał się ten dziennikarz, nic
byś mi nie powiedział? Czy nadal żylibyśmy jak
przedtem?
- Chciałabyś tego? Wiedząc to, co wiesz?
Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Chciałem ci powiedzieć, szukałem sposobu.
- Usiłował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił
się tylko upiorny grymas. - Przygotowywałem się,
zastanawiałem się, jakich słów użyć.
- Jedna scena warta była miliona słów.
Wyjął chusteczkę z kieszeni i podsunął Faith.
Zawsze miał sztywno wykrochmalone chustki do no
sa. Kiedyś ona o to dbała. Pokręciła głową.
- Pojadę już. Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli
będziesz mnie potrzebowała.
21
Strona 19
- Pomożesz mi pozbierać się?
- Masz moją przyjaźń.
Faith nie miała nic więcej do powiedzenia. Od
wróciła się piecami do Davida.
- Ja i twoja przyjaźń... Pomyśl przede wszystkim
o dzieciach, Davidzie.
Strona 20
ROZDZIAŁ DRUGI
Kobieta, którą nieustannie dręczą koszmary, woli
nie spać, ale lata bezsenności zostawiają swój ślad. Od
prawie czterdziestu lat Lydia Huston bała się zamknąć
oczy.
Tuż przed menopauzą pojawiły się oznaki poważ
nego wyczerpania, ale radość życia ulotniła się znacz
nie wcześniej. Jadła tylko wtedy, kiedy musiała, a naj
mniejszy wysiłek przerastał jej możliwości. W ostat
nich miesiącach zaczęła tracić włosy, na gładkiej
dotąd twarzy pojawiły się zmarszczki.
W koszmarach była nadal młoda. Już nie debiu-
tantka wsparta na ramieniu ojca, ambasadora, nie
panna młoda wychodząca z kościoła z mężem kon-
gresmanem, ale świeżo upieczona matka, samotna
i przerażona.
W snach dom, w którym się znajdowała, spowijał
mrok, a ona błądziła po ciasnych pokojach i wąskich
korytarzach.
Szła po omacku wzdłuż ścian, zawadzała o dywany,
przewracała się, zupełnie traciła orientację.
23