Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Leigh Bardugo - Szóstka wron PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Griszowie
Mapy
Część pierwsza. Szemrany interes
1 Joost
2 Inej
3 Kaz
4 Inej
5 Kaz
6 Nina
Część druga. Sługa i środek nacisku
7 Matthias
8 Jesper
9 Kaz
10 Inej
11 Jesper
12 Inej
13 Kaz
14 Nina
15 Matthias
Część trzecia. Melancholia
16 Inej
17 Jesper
18 Kaz
19 Matthias
20 Nina
Strona 3
Część czwarta. Sztuka spadania
21 Inej
22 Kaz
23 Jesper
24 Nina
25 Inej
26 Kaz
Część piąta. Lód nie wybacza
27 Jesper
28 Inej
29 Matthias
30 Jesper
31 Nina
32 Jesper
33 Inej
34 Nina
35 Matthias
36 Jesper
37 Nina
38 Kaz
Część szósta. Prawdziwi złodzieje
39 Inej
40 Nina
41 Matthias
42 Inej
43 Nina
44 Jesper
45 Kaz
46 Pekka
Podziękowania
Strona 4
Strona 5
Tytuł oryginału: Six of Crows
Copyright © 2015 by Leigh Bardugo
Copyright for the Polish translation © 2016 by Wydawnictwo MAG
Redakcja: Joanna Figlewska
Korekta: Urszula Okrzeja
Ilustracja na okładce: Rich Deas
Opracowanie graficzne okładki: Piotr Chyliński
Mapy: Keith Thompson
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-7480-708-1
Wydanie II
Wydawca: Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax 228 134 743
e-mail:
[email protected]
www.mag.com.pl
Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Olesiejuk
spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
tel. 227 213 000
www.olesiejuk.pl
Skład wersji elektronicznej
[email protected]
Strona 6
Kayte –
tajnej broni, nieoczekiwanemu przyjacielowi.
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Joost miał dwa kłopoty: z księżycem i wąsami.
Powinien robić obchód wokół domu Hoede’a, ale przez ostatni
kwadrans krążył pod południowo-wschodnim murem ogrodów,
próbując wymyślić coś błyskotliwego i romantycznego, co
mógłby powiedzieć Anyi.
Gdyby tylko miała oczy niebieskie jak morze albo zielone jak
szmaragdy. Ale nie: jej oczy były brązowe, cudne, rozmarzone...
Brązowe jak stopiona czekolada? Brązowe jak królicze futerko?
– Po prostu powiedz jej, że ma skórę jak blask księżyca –
poradził mu jego przyjaciel Pieter. – Dziewczyny to uwielbiają.
Idealne rozwiązanie, ale pogoda w Ketterdamie nie
współpracowała. Tego dnia nie było bryzy znad portu, gęsta jak
mleko szara mgła spowiła miejskie kanały i kręte zaułki
wilgocią. Nawet tu, wśród rezydencji przy Geldstraat, powietrze
było gęste od smrodu ryb i wody zęzowej, a dym z rafinerii na
zewnętrznych wyspach miasta brudził nocne niebo mętnymi
oparami. Księżyc w pełni mniej przypominał klejnot, a bardziej
żółtawy wrzód, który prosi się o nacięcie.
Może mógłby skomplementować śmiech Anyi? Tyle że nigdy
Strona 12
nie słyszał, żeby się śmiała. Nie był dobry w opowiadaniu
dowcipów.
Joost zerknął na swoje odbicie w jednej z szybek wstawionych
w dwuskrzydłowe drzwi, które prowadziły z domu do bocznego
ogrodu. Jego matka miała rację. Nawet w nowym mundurze
nadal wyglądał jak dzieciak. Delikatnie potarł palcem skórę nad
górną wargą. Gdyby tylko wreszcie sypnął mu się wąs. Miał
wrażenie, że zarost jest gęstszy w dotyku niż wczoraj.
Pracował w stadwachcie niecałe sześć tygodni i okazało się, że
to zajęcie nie jest nawet w przybliżeniu tak ekscytujące, jak miał
nadzieję. Myślał, że będzie gonił złodziei po Baryłce albo
patrolował porty i pierwszy oglądał towary wyładowywane na
nabrzeże. Jednakże od czasu zabójstwa ambasadora w ratuszu
Rada Kupiecka narzekała na brak bezpieczeństwa, gdzie więc
wylądował? Tutaj – chodził w kółko wokół domu kupca,
któremu się poszczęściło. Chociaż nie byle jakiego kupca. Radny
Hoede zajmował tak wysoką pozycję we władzach Ketterdamu,
jak to tylko możliwe. Taki człowiek może zapewnić dobry start
w karierze zawodowej.
Joost poprawił płaszcz i karabin, a potem poklepał ciężką pałkę
wiszącą przy biodrze. Może Hoede go polubi. „Baczny i sprawnie
macha pałką” – tak o nim powie. „Ten chłopak zasługuje na
awans”.
– Sierżant Joost Van Poel – szepnął, rozkoszując się
brzmieniem tych słów. – Kapitan Joost Van Poel.
– Przestań się gapić na siebie.
Joost obrócił się gwałtownie i zarumienił, kiedy Henk i Rutger
weszli energicznym krokiem do bocznego ogrodu. Obaj byli
starsi, więksi i szersi w ramionach od Joosta i należeli do straży
domowej, prywatnej służby radnego Hoede. To znaczyło, że
nosili jego bladozieloną liberię, wymyślne nowoziemskie
karabiny i nigdy nie pozwalali Joostowi zapomnieć, że jest tylko
nędznym trepem ze straży miejskiej.
– Pieszczenie tej odrobiny meszku nie sprawi, że zacznie
szybciej rosnąć – dodał Rutger z głośnym śmiechem.
Strona 13
Joost starał się odzyskać nieco godności.
– Muszę skończyć obchód.
Rutger szturchnął Henka łokciem.
– To znaczy, że idzie zapuścić żurawia do pracowni griszów,
żeby popatrzeć na swoją dziewczynę.
– Och, Anya, nie posłużyłabyś się swoją mocą griszy, żeby
wąsy mi urosły? – przedrzeźniał Joosta Henk.
Młokos obrócił się na pięcie z płonącymi policzkami i odszedł
wzdłuż wschodniej ściany domu. Droczyli się z nim, odkąd się tu
pojawił. Gdyby nie Anya, pewnie poprosiłby kapitana o zmianę
przydziału. Zamieniał z Anyą raptem po kilka słów podczas
obchodów, ale spotkanie z nią zawsze było najmilszą chwilą
nocy.
Poza tym musiał przyznać, że podobał mu się też dom radnego
– a w każdym razie tyle, ile udało mu się dostrzec, kiedy zerkał do
środka przez okna. Hoede zajmował jedną z najwspanialszych
rezydencji przy Geldstraat – posadzki ułożono z lśniących
kwadratów czarnego i białego kamienia, błyszczące ciemne
boazerie na ścianach były oświetlone przez żyrandole
z dmuchanego szkła, które falowały niczym meduzy pod
kasetonowymi sufitami. Czasem Joost udawał, że to jego dom, że
jest bogatym kupcem, który tylko przechadza się po swoim
wspaniałym ogrodzie.
Zanim wyszedł zza rogu, wziął głęboki wdech. „Anya, twoje
oczy są brązowe jak... kora drzewa?”. Coś wymyśli. Zresztą lepiej
mu wychodziły spontaniczne uwagi.
Zdziwił się, widząc, że przeszklone drzwi do pracowni griszów
stoją otworem. Ta pracownia, bardziej nawet niż ręcznie
malowane niebieskie kafelki w kuchni czy kominki zastawione
tulipanami w doniczkach, świadczyła o zamożności Hoede’a.
Kontrakty z griszami nie były tanie, a Hoede dysponował aż
trzema kontraktowcami.
Jednakże Yurij nie pracował przy długim stole roboczym,
a Anyi nigdzie nie było widać. Tylko Retvenko siedział
w pracowni, rozwalony na krześle, w ciemnoniebieskich
Strona 14
szatach, z zamkniętymi oczami i otwartą książką na piersi.
Joost zawahał się przy drzwiach. Odchrząknął.
– W nocy te drzwi powinny być solidnie zamknięte na klucz.
– W tym domu jest jak w piecu – rzucił przeciągle Retvenko,
nie otwierając oczu. Mówił z silnym, wibrującym akcentem
z Ravki. – Powiedz Hoede’owi, że jak przestanę się pocić, to
zamknę drzwi.
Szpakowaty Retvenko był szkwalnikiem i najstarszym
z griszów kontraktowych. Krążyły plotki, że walczył w wojnie
domowej w Ravce i po przegranej uciekł do Kerchu.
– Z radością przekażę pańską skargę radnemu Hoede’owi –
skłamał Joost. W domu zawsze było za gorąco, jakby Hoede czuł
się zobowiązany do spalania węgla, ale Joost nie zamierzał być
tym, który mu o tym wspomni. – A do tego czasu...
– Masz wiadomości od Yurija? – przerwał mu Retvenko,
wreszcie unosząc opadające powieki.
Joost zerknął niespokojnie na misy z czerwonymi
winogronami i sterty bordowego aksamitu leżące na stole. Yurij
pracował nad przeniesieniem koloru owoców na zasłony dla
pani Hoede, ale poważnie rozchorował się kilka dni temu i od
tego czasu Joost go nie widział. Aksamit zaczął się pokrywać
kurzem, a winogrona się psuły.
– Nic nie słyszałem.
– Oczywiście, że niczego nie słyszałeś. Za bardzo jesteś zajęty
dumnym kroczeniem w tym durnym fioletowym mundurze.
Co było nie tak z jego mundurem? I co właściwie Retvenko
robił w pracowni? Był osobistym szkwalnikiem Hoede’a i często
podróżował z najcenniejszymi towarami kupca, gwarantując
pomyślne wiatry, które szybko i bezpiecznie doprowadzały
statki do portu. Dlaczego nie mógł być właśnie na morzu?
– Myślę, że Yurij został objęty kwarantanną.
– Bardzo to pomocne – zaszydził Retvenko. – Możesz przestać
wyciągać szyję jak gęś wypatrująca żarcia – dodał. – Anyi tu nie
ma.
Joostowi znowu zapłonęły policzki.
Strona 15
– A gdzie jest? – zapytał, siląc się na stanowczy ton. – Powinna
przebywać w pracowni po zmierzchu.
– Godzinę temu przyszedł po nią Hoede. Tak samo jak tej nocy,
kiedy przyszedł po Yurija.
– Co masz na myśli, mówiąc, że przyszedł po Yurija? Yurij
zachorował.
– Hoede przychodzi po Yurija, a Yurij wraca chory. Dwa dni
później Yurij znika na dobre. A teraz Anya.
Na dobre?
– Może to jakaś nagła sprawa. Może trzeba kogoś wyleczyć...
– Najpierw Yurij, teraz Anya. Ja będę następny i nikt niczego
nie zauważy, oprócz biednego małego funkcjonariusza Joosta.
Odejdź już.
– Jeśli radny Hoede...
Retvenko podniósł rękę i podmuch wiatru odepchnął Joosta.
Chłopak zatoczył się i złapał za futrynę, żeby się nie przewrócić.
– Powiedziałem już!
Retvenko wyrysował koło w powietrzu i drzwi się zatrzasnęły.
Joost puścił się futryny w samą porę, żeby drzwi nie zmiażdżyły
mu palców, i wylądował w bocznym ogrodzie.
Poderwał się najszybciej, jak zdołał, i otrzepał mundur z błota.
Żołądek zaciskał mu się ze wstydu. Jedna z szybka w drzwiach
pękła na skutek siły uderzenia. Widział przez nią krzywy
uśmieszek szkwalnika.
– Dopiszą ci to do twojego kontraktu – powiedział Joost,
wskazując pękniętą szybę.
Nie cierpiał tego, jak słabo i małostkowo zabrzmiał jego głos.
Retvenko machnął ręką i drzwi zadygotały na zawiasach.
Joost bezwiednie zrobił krok w tył.
– Wracaj na swój obchód, piesku łańcuchowy! – krzyknął
Retvenko.
– Świetnie ci poszło – zaszydził Rutger, który opierał się
o ogrodowy mur.
Jak długo tam stał?
– Nie masz niczego lepszego do roboty niż łażenie za mną? –
Strona 16
zapytał Joost.
– Wszystkie straże mają zgłosić się do hangaru na łodzie.
Nawet ty. Chyba że jesteś za bardzo zajęty zdobywaniem
przyjaciół...
– Prosiłem tylko, żeby zamknął drzwi.
Rutger pokręcił głową.
– Nie proś. Rozkazuj. To służba, a nie goście honorowi.
Joost ruszył razem z nim, nadal gotując się z upokorzenia.
Najgorsze było to, że Rutger miał rację. Retvenko nie miał prawa
zwracać się do niego w taki sposób. Ale co Joost mógł zrobić?
Nawet gdyby miał dość odwagi, żeby wdać się w kłótnię ze
szkwalnikiem, to byłoby tak, jakby awanturował się
z kosztowną wazą. Griszowie nie są tylko służbą; to cenna
własność Hoede’a.
Poza tym, co Retvenko miał na myśli, mówiąc o tym, że
zabrano Yurija i Anyę? Krył Anyę z powodu jej nieobecności? Nie
bez powodu griszów-kontraktowców trzymano blisko domu.
Chodząc po ulicach bez ochrony, ryzykujesz, że dopadnie cię
handlarz niewolników i będzie po tobie. Może Anya się z kimś
spotyka? – pomyślał żałośnie Joost.
Blask światła i ruch przy hangarze nad kanałem przerwały
jego rozmyślania. Po drugiej stronie wody widział inne
wspaniałe domy kupieckie, wysokie i smukłe, schludne szczyty
dwuspadowych dachów rysowały się ciemnymi sylwetkami na
tle nocnego nieba, a ich ogrody i hangary na łodzie były
oświetlone latarniami.
Kilka tygodni temu Joostowi powiedziano, że hangar będzie
remontowany, więc niech skreśli go z trasy obchodów. Jednakże,
gdy wszedł do środka z Rutgerem, nie zobaczył farby ani
rusztowań. Już zebrała się tam pozostała straż domowa w liberii
w odcieniu morskiej zieleni. Joost rozpoznał dwóch strażników
ze stadwachty w fioletach. Większość wnętrza zajmowało
ogromne pudło, swoista wolno stojąca cela, która wyglądała na
wykonaną ze wzmacnianej, gęsto nitowanej stali. W jednej ze
ścian umieszczono wielgachne okno. Szkło było pofalowane.
Strona 17
Joost widział przez nie dziewczynę siedzącą przy stole. Owijała
się ciasno czerwonym jedwabiem. Za nią stał na baczność
strażnik ze stadwachtu.
Anya, zdał sobie sprawę zaskoczony Joost. Jej brązowe oczy
były wielkie i przestraszone, skóra blada. Mały chłopiec, który
siedział naprzeciwko niej, robił wrażenie jeszcze bardziej
przestraszonego. Włosy miał rozczochrane od snu, nogi zwisały
mu z krzesła, nie sięgając podłogi. Chłopiec wymachiwał nimi
nerwowo.
– Po co tylu strażników? – zapytał Joost.
Musiało się ich tłoczyć w hangarze z dziesięciu. Radny Hoede
też tam był, w towarzystwie kupca, którego Joost nie znał. Obaj
nosili kupiecką czerń. Joost wyprostował się, kiedy zobaczył, że
rozmawiają z kapitanem stadwachty. Miał nadzieję, że strzepnął
całe błoto z munduru.
– Co to jest?
Rutger wzruszył ramionami.
– A kogo to obchodzi? Odmiana w rutynie.
Joost znowu zerknął przez szybę. Anya wpatrywała się
w niego niewidzącym wzrokiem. W dniu, kiedy zjawił się
w domu Hoede’a, wyleczyła siniak na jego policzku. To nic
wielkiego, żółto-zielona pamiątka po uderzeniu w twarz podczas
szkolenia, ale najwyraźniej Hoede to zauważył i nie podobało
mu się, że jego strażnicy wyglądają jak opryszki. Joosta wysłano
do pracowni griszów, a Anya posadziła go w jasnym kwadracie
światła zimowego słońca. Przesunęła chłodnymi palcami po jego
skórze i chociaż potwornie to swędziało, kilka sekund później po
siniaku nie został najmniejszy ślad.
Kiedy jej podziękował, uśmiechnęła się – i wtedy Joost
przepadł. Wiedział, że nie ma dla niego nadziei. Nawet gdyby
była nim zainteresowana, jego nigdy nie byłoby stać na
odkupienie jej kontraktu od Hoede’a, a ona nie mogła wyjść za
mąż bez pozwolenia radnego. To jednak nie powstrzymało go
przed zaglądaniem do pracowni, żeby się przywitać, albo od
przynoszenia jej drobnych upominków. Najbardziej spodobała
Strona 18
jej się mapa Kerchu, figlarny rysunek ich wyspiarskiego kraju
otoczony przez syreny pływające w Morzu Prawdziwym i statki
popychane przez wiatry przedstawione w postaci mężczyzn
o wydętych policzkach. To była tania pamiątka, w rodzaju tych,
jakie turyści kupują przy Wschodniej Klepce, ale Anyi
najwyraźniej sprawiła przyjemność.
Teraz odważył się unieść rękę na powitanie. Anya nie
zareagowała.
– Ona cię nie widzi, kretynie – rzucił ze śmiechem Rutger. – Po
jej stronie na szkle jest lustro.
Joostowi policzki się zaróżowiły.
– A skąd miałem to wiedzieć?
– Otwórz oczy i chociaż raz uważaj.
Najpierw Yurij, teraz Anya.
– Po co im uzdrowicielka? Temu chłopcu coś jest?
– Jak dla mnie wygląda na zdrowego.
Kapitan i Hoede najwyraźniej porozumieli się w jakiejś
kwestii.
Joost widział przez szybę, jak Hoede wchodzi do celi
i poklepuje chłopca pokrzepiającym gestem. W celi musiały być
jakieś otwory wentylacyjne, bo Joost usłyszał, jak Hoede mówi:
– Bądź dzielnym chłopcem. Zarobisz na tym kilka kruge.
Potem ujął podbródek Anyi pokrytą plamami starczymi
dłonią. Dziewczyna zamarła, a Joostowi zacisnął się żołądek.
Hoede potrząsnął lekko głową Anyi.
– Rób, co ci każą, a zaraz będzie po wszystkim, ja?
Posłała mu słaby, powściągliwy uśmiech.
– Oczywiście, Onkle.
Hoede szepnął kilka słów do strażnika stojącego za Anyą
i wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się z głośnym brzękiem, a Hoede
przesunął ciężki rygiel.
Razem z drugim kupcem stanął niemal dokładnie przed
Joostem i Rutgerem.
Kupiec, którego Joost nie znał, powiedział:
– Jesteś pewien, że to rozsądne? Ta dziewczyna to somatyczka.
Strona 19
Po tym, co się stało z twoim fabrykatorem...
– Gdyby to był Retvenko, martwiłbym się, ale Anya ma słodkie
usposobienie. Jest uzdrowicielką. Nie jest skłonna do agresji.
– A ty zmniejszyłeś dawkę?
– Tak, ale uzgodniliśmy, że jeśli skutki będą takie same jak
w przypadku fabrykatora, to rada wypłaci mi rekompensatę,
zgadza się? Nie mogą oczekiwać, że sam poniosę takie koszty.
Kiedy kupiec skinął głową, Hoede dał znak kapitanowi.
– Proszę zaczynać.
Takie same skutki jak w przypadku fabrykatora. Retvenko
twierdził, że Yurij przepadł. To właśnie miał na myśli?
– Sierżancie – odezwał się kapitan – jest pan gotowy?
Strażnik w celi odpowiedział:
– Tak jest, sir.
Wyciągnął nóż.
Joost z trudem przełknął ślinę.
– Pierwsza próba – powiedział kapitan.
Strażnik pochylił się i kazał chłopcu podwinąć rękaw. Chłopak
wykonał polecenie i wyciągnął rękę, wkładając kciuk drugiej
ręki do ust. Jest już na to za duży, pomyślał Joost. Chłopiec
musiał być bardzo wystraszony. Joost spał ze swoim
skarpetkowym misiem do czternastego roku życia, co jego starsi
bracia bezlitośnie wykpiwali.
– Trochę zapiecze – uprzedził strażnik.
Chłopiec pokiwał głową, nadal trzymając kciuk w ustach,
i patrzył okrągłymi oczami.
– To naprawdę nie jest konieczne... – powiedziała Anya.
– Proszę o ciszę – odezwał się Hoede.
Strażnik poklepał chłopca, a potem rozciął mu przedramię,
znacząc je jasnoczerwoną linią. Chłopiec natychmiast się
rozpłakał.
Anya próbowała wstać z krzesła, ale strażnik surowym
gestem położył rękę na jej ramieniu.
– W porządku, sierżancie, proszę pozwolić jej wyleczyć
chłopaka.
Strona 20
Anya pochyliła się, ujmując delikatnie rękę chłopca.
– Ciii – powiedziała cicho. – Pozwól, że ci pomogę.
– Będzie boleć? – zapytał dzieciak, przełykając łzy.
Uśmiechnęła się.
– Nic a nic. Tylko trochę zaswędzi. Postaraj się nie ruszać,
dobrze?
Joost złapał się na tym, że pochyla się bardziej. Nigdy tak
naprawdę nie widział, jak Anya kogoś leczy.
Uzdrowicielka wyjęła chusteczkę z rękawa i otarła nadmiar
krwi. Potem delikatnie musnęła palcami ranę. Joost patrzył ze
zdumieniem, jak skóra powoli odtwarza się i zrasta.
Kilka minut później chłopiec uśmiechał się szeroko,
wyciągając przed siebie rękę. Była nieco zaczerwieniona, ale
poza tym gładka, bez śladu rozcięcia.
– To była magia?
Anya popukała go w nos.
– Poniekąd. Ta sama magia, którą posługuje się twoje własne
ciało, gdy dać mu czas i kawałek bandaża.
Chłopiec sprawiał wrażenie niemal rozczarowanego.
– Dobrze, dobrze – rzucił niecierpliwie Hoede. – A teraz parem.
Joost zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał tego słowa.
Kapitan dał znać sierżantowi:
– Druga część próby.
– Wyciągnij rękę – znowu polecił chłopcu strażnik.
Dzieciak pokręcił głową.
– Nie lubię tej części.
– Ręka.
Dolna warga chłopca zadrżała, ale wyciągnął rękę. Strażnik
znowu ją rozciął. Potem położył na stole przed Anyą małą
kopertę z woskowanego papieru.
– Przełknij zawartość paczuszki – polecił jej Hoede.
– Co to jest? – zapytała drżącym głosem.
– To nie twoje zmartwienie.
– Co to jest? – powtórzyła.
– Nie zabije cię. Poprosimy, żebyś wykonała to samo proste