1880

Szczegóły
Tytuł 1880
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1880 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1880 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1880 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Joanna Chmielewska upiorny legat Czytelnik Warszawa 1977 Ok�adk� i kart� tytu�ow� projektowa� ZBIGNIEW CZARNECKI Telefon zadzwoni� p�nym wieczorem. Zapewne w og�le nie podnios�abym s�uchawki, tak jak nie podnosi�am jej od wielu miesi�cy, gdyby nie to, �e w moich planach �yciowych nast�pi�a w�a�nie zasadnicza zmiana. Tego� popo�udnia przestawi�am si� duchowo i zaniecha�am walki o �wi�ty spok�j. Zale�a�o mi za� dotychczas na �wi�tym spokoju, poniewa� postanowi�am wreszcie napisa� t� powie�� science--fiction, przez kt�r� doprowadzi�am do ob��du po�ow� fizyk�w j�drowych Warszawy. Rozmy�la�am nad ni� bardzo d�ugo, niezb�dne mi by�y pewne szczeg�y techniczne, obce mojej duszy, musia�am zatem uzyskiwa� informacje od fachowc�w. Nie wiem dlaczego, nie wydawali si� rozentuzjazmowani. Uporczywie zadawa�am wszystkim to samo pytanie: - Prosz� pana, potrzebne mi jest takie ma�e, kt�re by �apa�o promienie kosmiczne. Ja wiem, �e to s� cz�steczki, ono musi �apa� te cz�steczki. Co to takiego mo�e by�? Pytanie z regu�y wywo�ywa�o u nich jaki� dziwny wyraz twarzy i �agodn� odpowied�: - Kiedy one wszystko przenikaj�, te cz�steczki. Wie pani, one lec� na durch. Na to m�wi�am: - Tote� w�a�nie, chodzi mi o to, �eby to ma�e mia�o dno... Na dnie ma�ego rzecz si� ko�czy�a. Nagabywani fizycy dostawali ob��du w oczach i czym pr�dzej przekazywali mnie koledze. �aden nie okaza� si� oryginalny i nie zareagowa� inaczej. Mo�liwe, i� owo dno stanowi jak�� straszliw� tajemnic� s�u�bow�, kt�r� panicznie bali si� zdradzi� nie w�tpi� bowiem, �e musi istnie�. Nic wi�c dziwnego, �e powie�� sz�a mi jak z kamienia. Niemniej jednak zapar�am si� przy swoim i trwa�am w tw�rczych zamiarach, twardo usi�uj�c nie zwraca� uwagi na mno��ce si� wok� bardzo dziwne wydarzenia. Wydarze� by�o du�o i rozprasza�y mnie coraz porz�dniej, wreszcie przysz�a chwila, kiedy uda�o im si� rozproszy� ostatecznie. Batali� uzna�am za przegran� i postanowi�am si� podda�, przy czym, dziwna rzecz, ostatnim gwo�dziem! do trumny okaza�a si� drobnostka, mianowicie tak zwany! �mierdziel. Nie znani mi ludzie przyprowadzili mojego! m�odszego syna, zg�aszaj�c pretensje za produkowanie przez niego owego �mierdziela na ich podw�rzu. Jako! dow�d rzeczowy s�u�y�a dziura, wypalona na spodniach sprawcy. Podw�rze pochodzi�o z zamierzch�ych epok, tworzy�o sze�ciopi�trow� studni�, �mierdziel zatem dok�adnie spe�ni� swoje zadanie. Niezadowolenie owych ludzi wydawa�o mi si� do�� uzasadnione, by�am zmuszona nieco je u�agodzi�, po czym wyra�nie poczu�am, �e walka o �wi�ty spok�j przekracza moje si�y. W ten spos�b promienie kosmiczne przegra�y ze �mierdzielem. No i tego� w�a�nie wieczoru zadzwoni� telefon. Godzina, jak dla mnie, by�a zupe�nie wczesna, dwudziesta trzecia zero osiem. Zapami�ta�am to dok�adnie, bo przed nosem mia�am budzik, kt�ry �pieszy� si� r�wno pi�tna�cie minut, a wskazywa� dwudziest� trzeci� dwadzie�cia trzy. W telefonie jaki� g�os powiedzia� zdyszanym, dramatycznym szeptem: - Ratunku, zabij� mnie! Niech tu kto� przyjedzie, pr�dzej! Piaseczy�ska osiemna�cie, mieszkania dwadzie�cia jeden, to ci dwaj, zawiadomi� mili... - ...cj� - doko�czy�am odruchowo, r�wnie� szeptem, tyle �e na pewno mniej dramatycznym. G�os nagle urwa�. Rozleg�y si� jakie� charkoty, co� jakby j�k, brzmia�o to nader z�owieszczo, co� stukn�o i na chwil� w s�uchawce zapanowa�a cisza. Trzyma�am j� ci�gle przy uchu. Zn�w us�ysza�am lekkie stukni�cie, potem g�o�niejsze, potem za� szmery i odg�os niewyra�nej rozmowy. Nie uda�o mi si� z niej zrozumie� ani s�owa. Szmery jakby oddali�y si� i zamieni�y w nier�wnomierny szum przerywany stukni�ciami. Od�o�y�am s�uchawk�, �rednio zaskoczona, do dziwnych wydarze� zd��y�am bowiem przywykn��. Ucieszy�o mnie, �e ze �wi�tego spokoju zrezygnowa�am ju� wcze�niej, bo przej�cie do porz�dku nad takim telefonem nie le�y w mojej naturze. Zacz�am si� zastanawia�. Mo�liwe, oczywi�cie, �e by� to g�upi dowcip. Ten kto�, kto dzwoni�, nie roz��czy� si� ze mn�... Podnios�am s�uchawk� ponownie i stwierdzi�am, �e po��czenie trwa nadal. By�am zablokowana. Je�eli nawet by� to dowcip, musz� si� z jego autorem jako� roz��czy�, bo dowcip mo�e by� d�ugofalowy. Figlarz nie od�o�y s�uchawki, rano p�jdzie do pracy i a� do p�nego popo�udnia b�d� pozbawiona telefonu. Na nast�pny dzie� mia�am w planach r�ne wa�ne rozmowy, mi�dzy innymi z jednym fizykiem j�drowym, jeszcze-sprawnym umys�owo. Roz��czy� mnie mog�o biuro napraw, ale do biura napraw musia�am si� jako� dodzwoni�. B��dne ko�o. Je�eli za� nie by� to dowcip, nale�y czym pr�dzej zawiadomi� milicj�. Milicja niech sobie robi, co chce, i podejmuje stosowne decyzje. Moje kontakty z milicj� ostatnimi czasy by�y niezwykle o�ywione. Wzdrygn�am si� lekko na my�l, jak w�adza przyjmie komunikat o zbrodni na Piaseczy�skiej, zesz�am do s�siad�w pi�tro ni�ej, spojrza�am na zegarek i z determinacj� przycisn�am dzwonek. Przyciska�am go w�a�nie trzeci raz, kiedy przypomnia�am sobie, �e dwa dni temu widzia�am ich przed domem z walizkami. Za drzwiami panowa�a g�ucha cisza, co wskazywa�o, �e chyba rzeczywi�cie wyjechali na urlop. Wr�ci�am na g�r�, stwierdzi�am, �e telefon jest nadal zablokowany i nic w nim nie s�ycha�, zabra�am torebk� i zesz�am na d�, do automatu. Automat by� nieczynny. Zacz�o mnie to nieco denerwowa�. Nie mia�am poj�cia, gdzie mo�e si� znajdowa� jaki� inny automat w tej okolicy, nie mia�am poj�cia, kto jeszcze z s�siad�w ma telefon, a dobijanie si� do nich kolejno wyda�o mi si� nietaktem. Wr�ci�am przed dom, wsiad�am do samochodu i uprzytomni�am sobie, �e podana przez dowcipnego ulica Piaseczy�ska znajduje si� o sto metr�w ode mnie. Zawaha�am si�. Sprawdzenie, co si� dzieje pod tym adresem, potrwa trzy minuty. Mog�abym, oczywi�cie, pojecha� kawa�ek dalej, byle gdzie, znale�� inny automat, znale�� ewentualnie jaki� radiow�z, w ostateczno�ci pojecha� do komisariatu albo na Poczt� G��wn�... Siedzia�am przy kierownicy, kluczyk tkwi� w stacyjce i przekr�ci�am go w�a�ciwie odruchowo. Skoro go przekr�ci�am, to ju� i ruszy�am. A skoro ruszy�am w kierunku Piaseczy�skiej... Przyhamowa�am, bo z Piaseczy�skiej, �rodkiem, wyje�d�a�a w�a�nie stara warszawa. Poza tym by�o pusto. Podjecha�am pod numer osiemnasty i wysiad�am. Drzwi na klatk� schodow� by�y otwarte, a winda nieczynna. Wesz�am na czwarte pi�tro. Wpatrzona w numer 21 snu�am sobie r�ne przypuszczenia. Pomy�la�am, �e mo�e mia� to by� dowcip nie dla mnie, tylko dla mieszkaj�cych tu os�b, kt�rym mia�a si� zwali� na kark milicja, wyrywaj�c ich o p�nocy z pierwszego snu. Dzwoniono z innego miejsca, blokuj�cy mnie telefon znajduje si� zupe�nie gdzie indziej i zamiast si� czepia� niewinnych ludzi, powinnam ju� dawno rozmawia� z biurem napraw z byle kt�rej knajpy. Tu mnie obta�cuj� jak �wi�ty Micha� diab�a, tamten si� przez ten czas roz��czy i w rezultacie nawet nie dowiem si�, kto by� autorem ca�ej rozrywki. Bez sensu. Ci�gle post�puj� jako� bez sensu i wcale mi to z wiekiem nie mija... Tak my�l�c, przycisn�am dzwonek, nastawiona na najgorsze. Cisza. Zrobi�am przyjemny wyraz twarzy i przycisn�am drugi raz. Bez rezultatu. Przycisn�am trzeci. Pomy�la�am dalej, �e mo�e to by� kto�, kto nie lubi milicji, i zaj�cia chcia� dostarczy� im, a nie mnie. Nast�pnie ostro�nie i delikatnie nacisn�am klamk�, pami�ta�am bowiem, �e w podejrzanych okoliczno�ciach zawsze nale�y to uczyni�. Drzwi okaza�y si� otwarte, a za nimi panowa�a ciemno��. Sta�am w progu, troch� sp�oszona, ci�gle snuj�c niewinne przypuszczenia. Ciekawe, jak si� b�d� czu�a w areszcie, zatrzymana w charakterze w�amywaczki. Mo�liwe, �e ci ludzie spokojnie �pi�, a drzwi zapomnieli zamkn�� przez zwyczajne roztargnienie... Pomaca�am �cian� obok futryny i zapali�am �wiat�o, kt�re doda�o mi nieco otuchy. Cisza panowa�a nadal. Ujrza�am miniatur� przedpokoju z wn�k� kuchenn� i otwarte drzwi do pokoju. Na palcach przesz�am dalej i z determinacj�, ryzyk-fizyk, zapali�am nast�pne �wiat�o. Po czym zdr�twia�am radykalnie, ra�ona widokiem. Zw�oki by�y w ca�o�ci dostrzegalne i od razu przemkn�o mi przez my�l, �e mam wyj�tkowe szcz�cie. Gdyby sk�d� wystawa�a samotna r�ka albo noga, niew�tpliwie prze�y�abym znacznie gorszy szok. W pomieszczeniu panowa� �redni ba�agan, meble by�y zwyczajne, �rodek pusty, a w rogu, pod niskim rega�em z ksi��kami, le�a� cz�owiek, z ca�� pewno�ci� nie�ywy. W gardle ur�s� mi globus, w plecach dok�adnie poczu�am ostrze no�a, kt�rym godzi we mnie bandyta pozbywaj�cy si� niewygodnego �wiadka, nogi mi zmi�k�y i og�lnie bior�c poczu�am si� bardzo 8 niewyra�nie. Sta�am w tym cholernym progu i wszelkimi si�ami stara�am si� oderwa� wzrok od nieboszczyka. Po bardzo d�ugiej chwili b�ysn�a mi my�l, �e przecie� mog� st�d zwyczajnie uciec, nie wdaj�c si� w �adne zbrodnicze komplikacje. Odrobin� jakby och�on�am. Jasne, oczywi�cie �e mog� uciec, ale przedtem bezwzgl�dnie musz� sprawdzi� przekl�ty telefon... Telefon sta� na regale, nad g�ow� zw�ok. Nale�a�o tam podej��. Najch�tniej zamkn�abym oczy, ale ba�am si� potkn�� o kt�rykolwiek z porozrzucanych przedmiot�w. Przemog�am si�, zebrawszy ca�� si�� ducha, przelaz�am przez ba�agan, zbli�y�am do rega�u i od razu ujrza�am, �e tak. To by� ten telefon. S�uchawka le�a�a nad nim, oparta jednym ko�cem o wystaj�cy bok p�eczki, nie przyciska j�� wide�ek. Uj�am j� delikatnie dwoma palcami, po�o�y�am na aparacie, a potem podnios�am. Odezwa� si� normalny sygna�. Jak by�o do przewidzenia, z�e we mnie wst�pi�o. Poniecha�am zamiaru ucieczki i wykr�ci�am numer pogotowia milicji. I w ten prosty spos�b ostatecznie wkopa�am si� w sam �rodek afery, w kt�rej, nic o tym nie wiedz�c, od dawna ju� gra�am rol� pierwszej podejrzanej... Major Fertner by� �redniego wzrostu, szczup�y, mia� �ywe, bystre, inteligentne spojrzenie i odstaj�ce uszy. Patrzy� na mnie ze �rednim obrzydzeniem i do�� podejrzliwie. - Niech pani od razu powie, czego pani dotyka�a -poradzi� mi takim tonem, jakby z g�ry w�tpi� w moj� prawdom�wno��. - Klamki - odpar�am z namys�em. - Kontaktu w �cianie. Drugiego kontaktu w �cianie. Chodzi panu o to, czego 9 dotyka�am r�k� czy w og�le? Bo o futryn� opar�am si� plecami. - R�k�, r�k�. - S�uchawki. Niczego wi�cej. Specjalnie uwa�a�am, a na pan�w czeka�am na schodach. - A drugiej klamki? - Drugiej nie. Drzwi by�y otwarte. Na o�cie�. - I twierdzi pani, �e go pani nie zna, tego denata? Jest pani pewna? Rozmawiali�my, siedz�c na wannie w �azience nieboszczyka. W pokoju pracowa�a tak zwana ekipa �ledcza. �azienk�, z nie znanych mi przyczyn, zbadano w pierwszym rzucie i teraz obydwoje z majorem mogli�my si� w niej nawet tarza�. - Szczerze m�wi�c, nie - wyzna�am ze skruch�. - To znaczy, nie jestem pewna. Nazwisko nic mi nie m�wi, a co do twarzy, to te fragmenty, kt�re widzia�am, wyda�y mi si� obce. Ale mog� po prostu nie pami�ta�. - No dobrze, ale dzwoni� przecie� do pani, prawda? Musia� mie� pani numer telefonu! No rzeczywi�cie, chyba musia�... Ciekawe, sk�d. Swoj� drog�, sytuacja wytworzy�a si� idiotyczna, obcy cz�owiek ostatnim tchem dzwoni akurat do mnie i zaraz potem korkuje. Krety�stwo. Nie ma si�y, nikt nie uwierzy, �e go w og�le nie znam, sama bym nie uwierzy�a... Major przygl�da� mi si� bardziej podejrzliwie. - Ciekawe, dlaczego zadzwoni� do pani, a nie na przyk�ad do pogotowia albo od razu na milicj� - zauwa�y�. -Nie dziwi to pani? - Bo ja ju� mam takie szcz�cie - odpar�am ponuro. -Nic mnie nie zdziwi. Chcia�am mie� spok�j, wi�c jasne jest, �e musz� mi si� przytrafia� w�a�nie takie rzeczy. Z serca panu radz�, niech pan na wszelki wypadek sprawdzi, do kogo nale�� numery, r�ni�ce si� od mojego jedn� cyfr�. Niedu�o tego b�dzie, wszystkiego raptem dwana�cie. 11 - A przyjecha�a pani tutaj dlatego, �e zadzwoni�, tak? - No pewnie, �e dlatego. Pan by nie przyjecha�? - Na pani miejscu z pewno�ci� nie. Trzeba by�o nie dotyka� tej s�uchawki, zostawi�, jak le�a�a. W�a�ciwie nie ma �adnego dowodu, �e on faktycznie do pani dzwoni�. - A z milicj� porozumie� si� telepatycznie? - Nie, z innego telefonu. - No przecie� ca�y dowcip na tym polega�, �e nie mia�am pod r�k� innego telefonu! - Wszystko jedno, nale�a�o nie rusza�. Rozz�o�ci�am si�. - Bo co, bo uwa�a pan, �e ktokolwiek uwierzy, �e sobie to wymy�li�am? Przyjecha�am tak ni przypi��, ni wypi��, bez �adnego powodu? I mo�e nawet sama go zamordowa�am? Nie mam nic lepszego do roboty, tylko nagle po nocy zrywam si� z miejsca i lec� mordowa� jakiego�... Jak mu tam? Dutkiewicza... - Waldemara Dutkiewicza. - Kt�rego w og�le nie znam! Gdybym to sobie wymy�li�a, powiedzia�abym w�a�nie, �e go znam! Manii takiej dosta�am, zabijam obcych ludzi, nowe hobby...! - Ja o pani ju� s�ysza�em - przerwa� mi major znienacka. Zreflektowa�am si� do�� gwa�townie. Istotnie, zwa�ywszy liczne, niedawne wydarzenia, mia� prawo du�o s�ysze�. Mia� prawo nawet podejrzewa� mnie o bardzo dziwne rzeczy. - Pewnie od kapitana R�ewicza, co? - mrukn�am z rezygnacj�. Major pomin�� moje pytanie. - To szczeg�lne, �e pani ci�gle ma do czynienia z jakimi� wykroczeniami - stwierdzi� z lekkim naciskiem. -Mi�dzy nami m�wi�c, ja osobi�cie wierz�, �e on do pani dzwoni�. Pewno nie bez powodu. Nie odnosi pani wra�enia, �e pani� kto� w co� wrabia? 12 My�l by�a nowa i zaskoczy�a mnie nieco. Musia�am si� nad ni� zastanowi�. Poniewa� jednak mam zwyczaj odpowiada� na wszelkie pytania bez �adnego zastanowienia, spr�bowa�am zareagowa� od razu. Wykona�am kilka gest�w, przecz�cych sobie wzajemnie. - Wie pan, �eni�... To znaczy, do tej pory nie przysz�o mi to do g�owy. Ale kto wie, czy pan nie ma racji... - Ja tego wcale nie twierdz� - powiedzia� szybko major. - Mnie tylko interesuj� pani wra�enia. - Co do wra�e�, to jeszcze nie jestem pewna... Do �azienki zajrza� m�ody cz�owiek i bez s�owa poda� majorowi ma�y, zniszczony notesik. Zapali�am papierosa, usi�uj�c zebra� my�li, wci�� zaskoczona podsuni�tym przypuszczeniem. Ze zbierania my�li nic mi nie wychodzi�o. Zastanowi�am si�, czy nie warto by ich nam�wi� na przyrz�dzenie herbaty, nieboszczyk prawdopodobnie mia� w kuchni wszystko, co trzeba. Zajrza�am majorowi przez rami� i herbata wylecia�a mi z g�owy, bo w notesiku dostrzeg�am jeden numer telefonu. Co� mi pikn�o w �rodku. Major podni�s� g�ow� i spojrza� na mnie z b�yskiem �ywego zainteresowania. - No? - powiedzia� zach�caj�co i podsun�� mi notes. -Kogo pani tu zna? Zawaha�am si�. - Mam m�wi� od razu prawd� czy na razie mog� co� ze�ga�? - spyta�am ostro�nie. - �eby potem nie by�o, �e sk�ada�am fa�szywe zeznania. - Ka�dy zawsze co� kr�ci - odpar� major beznadziejnie. - Lepiej niech pani od razu m�wi prawd�. Moim zdaniem, to nawet wygodniej dla pani. W tej fazie �ledztwa jeszcze w og�le nic nie wiadomo i nawet je�li pani komu� zaszkodzi, to nie�wiadomie. P�niej mo�e by� gorzej, wi�c niech si� pani sama zastanowi. Pomy�la�am, �e ten major to jaki� przytomny facet 13 i og�lnie bior�c ma racj�. Taki rodzaj strusiej polityki ma swoje dobre strony. R�wnocze�nie za�wita�o mi w g�owie, �e w tym jest co� podejrzanego, podetkn�� mi ca�y notes, w�adze �ledcze nie szastaj� tak rozrzutnie, bez opami�tania, dowodami z miejsca zbrodni. On w tym co� ma. Kto� mnie w co� wrabia. Obcy nieboszczyk do mnie dzwoni�. Chyba w og�le co� si� dzieje... Notes nie mia� porz�dku alfabetycznego i wszystko w nim by�o zapisane jednym ci�giem, jak leci. - Ba�ka - powiedzia�am z rezygnacj�. - Poznaj� po numerze telefonu, od razu mi wpad� w oko. To jest Barbara Makowiecka, mieszka na Polnej. Tych innych nie znam. Zaraz, to R., niech pan zaczeka... Zajrza�am do w�asnego kalendarzyka. - Rakiewicz! Dobrze mi si� wydawa�o. To jest jeden taki. Na zachodzie to si� nazywa cz�owiek interesu. Mieszka na G�rnym Mokotowie, adresu nie pami�tam, ale mog� panu palcem pokaza�. Od razu niech go pan wykluczy jako morderc�, on ma za du�o pieni�dzy, �eby si� zajmowa� g�upstwami. Wi�cej nikogo znajomego nie widz�. Przejrza�am notes do ko�ca i na przedostatniej stronie znalaz�am siebie. Pani Joanna 41-26-33. Bardzo wytwornie i z szacunkiem... - No to jak w ko�cu? - zainteresowa� si� major. - On pani� zna�? - A diabli go wiedz�. Mo�e mnie czytywa� i uwielbia�? Wolno panu dziwi� si� do upojenia, niemniej s� tacy. - Wcale si� nie dziwi�, c� znowu - zaprzeczy� major grzecznie, chocia� z do�� wyra�nym roztargnieniem. -Cholernie niewygodna wanna. Ta pani Makowiecka to w�a�ciwie kto? - Jedna moja przyjaci�ka. - Pani przyjaci�ka, rozumiem. Ale opr�cz tego zapewne jest czym� jeszcze? 14 - Owszem, zawodowym kierowc�. Ma prawo jazdy kategorii D. Mo�e prowadzi� autobusy. - I gdzie pracuje? - Nigdzie. Pracowa�a jaki� czas w transporcie, ale przesta�a. Jako� nabra�a niech�ci do tej pracy, kiedy w swojej ci�ar�wce musia�a zmienia� trzecie kolejne ko�o. Noc�, w czasie deszczu i nie mia�a do pomocy �ywego ducha. Zdegustowa�o j� to i zaniecha�a wszelkiej pracy. - To z czego �yje? - Z tego, co wygra na wy�cigach, i z tego, co zarobi jej m��. - A...! - powiedzia� major �ywo i jakby si� zawaha�. -A... co robi jej m��? Mia�am okropn� ochot� poinformowa� go, �e Pawe� te� grywa na wy�cigach, zlitowa�am si� jednak. - Jest t�umaczeni z niemieckiego i zarabia ca�kiem nie�le. - Nie wie pani, co ich ��czy�o z tym Dutkiewiczem? - Z jakim Dut... A! Z tym tutaj? Nie mam zielonego poj�cia. W og�le �eby nie by�o nieporozumie�, niech pan si� postara pogodzi� z faktem, �e ja tego Dutkiewicza naprawd� nie znam i nie wiem o nim nic kompletnie. I niech mnie pan nie pyta dziesi�ty raz, dlaczego on do mnie dzwoni�, bo tego te� nie wiem. Sama jestem ciekawa i b�d� pr�bowa�a si� dowiedzie�. - W porz�dku, niech si� pani dowiaduje - zgodzi� si� major, wprawiaj�c mnie t� zgod� w �miertelne zdumienie. - W razie gdyby si� pani czego� dowiedzia�a, niech mnie pani poinformuje. B�dzie pani mog�a z�o�y� jutro oficjalne zeznania? - Ma pan na my�li jutro czy dzisiaj? Jest pi�tna�cie po trzeciej. - A, to dzisiaj. - Je�eli po dwunastej, prosz� bardzo. Wcze�niej wola�abym nie. 15 - Zadzwoni� do pani ko�o po�udnia. Podpisze pani protok� i mo�e pani i�� do domu. Okaza�o si�, �e przy okazji jestem �wiadkiem rewizji w mieszkaniu denata. By�am zdania, �e niczego tam nie podrzucono ani nic nie ukryto, podpisa�am wi�c z czystym sumieniem. Zaintrygowa�a mnie informacja, �e �w notes z telefonami znaleziono zaci�ni�ty w lewej r�ce nieboszczyka, otwarty na stronie, gdzie zapisany by� w�a�nie m�j numer. Zaczyna�o mnie to niepokoi� coraz bardziej. W ca�ej sytuacji co� mi nie gra�o. Sam telefon od nieboszczyka to jeszcze by�a drobnostka, g�upawe przypadki mog� si� przytrafia� ka�demu. Mnie jednak�e przytrafia�o si� ich chyba zbyt du�o. Major zachowywa� si� niezwykle, sam wetkn�� mi w r�ce notes i kaza� go ogl�da�. Wyrazi� zgod� na moje dowiadywanie si� czego�. Informacja, �e b�d� si� czego� dowiadywa�, traktowana by�a zazwyczaj jak gro�ba karalna i budzi�a gwa�towne protesty, sk�d mu si� zatem wzi�a ta zgoda? Podsun�� dziwaczn� my�l o wrabianiu... Musia�o si� dzia� wok� mnie co�, na co nie zwr�ci�am uwagi, zaj�ta wyka�czaniem fizyk�w j�drowych. Co� pot�nego, skoro do programu wesz�a zbrodnia. Nadszed� chyba czas, �eby si� tym wreszcie zainteresowa�... By�a godzina wp� do czwartej nad ranem, kiedy zadzwoni�am do Ba�ki, bez mi�osierdzia wyrywaj�c j� ze snu. - Napij si� wody - poradzi�am na wst�pie. - Wpl�ta�am ci� w morderstwo. - Nareszcie co� weso�ego! - ucieszy�a si� Ba�ka, g�osem dosy� zaspanym, jako� ma�o zaskoczona. - Mo�na wiedzie�, kogo zabi�am? - Niejakiego Waldemara Dutkiewicza. Kto to jest? - Nie wiem. Nie, no, co ja m�wi�, wiem, oczywi�cie! Dlaczego zabi�am Waldemara? - To nie ty go zabi�a�, tylko nieznani sprawcy. Kto to jest? 16 - Kto? Waldemar? - W�a�nie. Waldemar Dutkiewicz. Kto to jest, do diab�a?! - Jak by ci tu powiedzie�... No, jeden taki. - Rzeczywi�cie, okre�li�a� go wyczerpuj�co, ju� wszystko o nim wiem. Czy on mnie zna? - Nie mam poj�cia. A ty go znasz? - W pewnym stopniu. Do�� nietypowo i chyba jednostronnie, nie orientuj� si�, jaki by� za �ycia. Oprzytomnij! Zwracam ci uwag�, �e ja tego nie pisz�, to jest rzeczywisto��! Ba�ka przez chwil� milcza�a. - Czekaj - powiedzia�a troch� niepewnie. - Chyba masz racj�, napij� si� wody... Czekaj�c, a� wr�ci do telefonu, zapali�am papierosa i przynios�am sobie popielniczk�. Istnia�a szansa, �e lada chwila zaczn� si� czego� dowiadywa�. Ba�ka, po wyrwaniu ze snu, przytomnia�a bardzo szybko, nawet w okoliczno�ciach znacznie mniej sensacyjnych. - Powiedz to wszystko jeszcze raz od pocz�tku - za��da�a stanowczo i ca�kiem trze�wo, wr�ciwszy do s�uchawki. - Co� mi si� tu wydaje skomplikowane i prawd� m�wi�c, nic nie rozumiem. Opowiedzia�am jej wydarzenia po kolei, nie wdaj�c si� w drobne szczeg�y i na razie jeszcze niczego nie komentuj�c. - I to wszystko to prawda? - upewni�a si� Ba�ka z wyra�nym zdenerwowaniem. - Jeste� pewna, �e on nie �yje? - Na mur. Nosoro�ec na jego miejscu te� by nie �y�. Powiedz mi wreszcie, kto to jest i dlaczego zadzwoni� do mnie. - Czy ja wiem, kto to jest... Zwyczajny cz�owiek. Pracuje w sp�dzielni ogrodniczej i hoduje pieczarki. Znam go dwadzie�cia pi�� lat. Troch� t�py na umy�le, a poza tym taka poczciwa dusza. Taki porz�dny, uczciwy i prawo- 2 - Upiorny legat 17 rz�dny i w og�le gdyby ci by� potrzebny kto� do pomiatania, to on si� akurat nadaje. - Nadawa� - poprawi�am ponuro. - Teraz si� nie nadaje do niczego. Sk�d, u diab�a, mia� m�j telefon? - Mo�liwe, �e ode mnie - przyzna�a Ba�ka po namy�le. -Maglowa� mnie ca�e miesi�ce, �e ci� uwielbia i �e chce ci z�o�y� te tam takie. R�ne wyrazy. Chyba mu w ko�cu da�am. - No i z�o�y� mi wyrazy, wysoce oryginalne. My�lisz, �e ostatnim tchem chcia� zamieni� ze mn� kilka s��w? - Bardzo mo�liwe. Ju� wiadomo, kto go zabi�? - Nic nie wiadomo. Przede wszystkim ja bym chcia�a wiedzie�, dlaczego zadzwoni� do mnie, bo takie pytanie zadaje mi milicja i musz� im co� odpowiedzie�. S�uchaj, czy jest mo�liwe, �e on chcia� zadzwoni� do ciebie i co� mu si� pomyli�o? Mo�e na bazie jakich� skojarze�? W stanie paniki r�nie bywa. - Ja ci powiem, �e jest mo�liwe, �e on nawet dzwoni� do mnie. Owszem, w takiej chwili mog�am mu przyj�� do g�owy. Ale mnie w og�le nie by�o ca�y dzie�, wr�cili�my z Paw�em dopiero po p�nocy. A je�eli mnie nie by�o, to on m�g� mnie szuka� u ciebie. - To brzmi nawet do�� logicznie - przyzna�am. - On wiedzia�, �e bywacie u mnie? - Wiedzia�, �e przewa�nie bywamy albo w kinie, albo w Wilanowie, albo u ciebie. Albo jeszcze gdzie indziej, ale z tego wszystkiego telefon masz tylko ty. Mog� sobie wyobrazi�, jak si� ucieszy�a�. - Zgo�a szale�czo, ale jestem przyzwyczajona. A czy ty potrafisz odpowiedzie� na pytanie, dlaczego chcia� zadzwoni� do ciebie? - Bo od dwudziestu pi�ciu lat, ile razy mu si� co� przytrafi�o, zawsze dzwoni� do mnie. Te� jestem przyzwyczajona. Uhonorowa�a� tak tylko mnie, czy jeszcze kogo�? - Jeszcze Gaw�a. Jeste� w mi�ym towarzystwie. - Bardzo mi przyjemnie. Kto to jest Gawe�? - Nasz rodzimy hochsztapler najwy�szej klasy. Opowiada�am ci o nim. No, znasz go przecie�, widzia�a� go na ulicy. Z wielkim, �ysym �bem i g�b� weso�ego amorka. - A, wiem. A ten co tu robi? - Nie mam poj�cia. Nieboszczyk mia� jego numer telefonu. Po stronie Ba�ki zabrzmia� d�wi�k, jakby si� zakrztusi�a t� wod�, kt�rej radzi�am jej si� napi�. Zdziwi�o mnie to i zaniepokoi�o. - Nie pij w trakcie rozmowy, bo si� mo�esz udusi�. Nie co dnia nam morduj� znajomych... - Czekaj - przerwa�a Ba�ka, nagle bardziej zdenerwowana. - Waldemar mia� jego numer telefonu? Jeste� pewna? Gdzie go mia�? - W notesie. Niedaleko twojego. Zdaje si�, �e na nast�pnej stronie. Bo co? Oni si� znali? D�wi�ki pozwala�y mniema�, �e Ba�ka gwa�townie pije wod�. - Nie wiem - odpar�a wreszcie. - Dotychczas my�la�am, �e nie. To znaczy, nic o tym nie wiedzia�am. To znaczy, nie mam poj�cia, kogo ten Waldemar m�g� zna�. Co to by� za krety�ski pomys�, dzwoni� do ciebie! Zgodzi�am si� z ni� bardzo ch�tnie. - Znaczy, o tych dw�ch te� nic nie wiesz? - upewni�am si�. - O jakich dw�ch? - Powiedzia� przez telefon: "To ci dwaj". Rozumiem z tego, �e wyko�czy�y go jakie� dwie znajome osoby. Ty ich nie znasz? - Nie wiem. Nikt ze znajomych nie zawiadamia� mnie, �e zamierza ut�uc Waldemara. Mo�liwe, �e on si� obraca� w jakim� niestosownym towarzystwie, poj�cia nie mam, ja si� obracam w stosownym. - Dawno go widzia�a�? 19 - Nie, sk�d, par� dni temu. - I jaki by�? - Ca�kiem zwyczajny. Nie wygl�da� na ofiar� zbrodni. Nogi mi zmarz�y i zaczyna mi si� wydawa�, �e chyba nie lubi� �ledztwa o tej porze. Pocieszy�am j�, �e milicja przyst�pi do dzia�ania zapewne o si�dmej rano, przy czym ona sama b�dzie pierwszym �wiadkiem. Ba�ka prychn�a gniewnie i zakl�a pod nosem. Zaniecha�am dalszych pyta�, da�am jej spok�j i roz��czy�am si�. Uczyni�am to nie z przyzwoito�ci i mi�osierdzia, a wy��cznie dlatego, �e musia�am wreszcie troch� pomy�le�. Ba�ka rozmawia�a ze mn� dziwnie, jako� inaczej ni� zwykle. Mo�na by�o, oczywi�cie, z�o�y� to na karb zaskoczenia i zdenerwowania, na nikogo wiadomo�� o zbrodni o wp� do czwartej nad ranem nie wp�ywa uspakajaj�co, ale tu istnia�o co� innego. Ona rozmawia�a ze mn� nieszczerze. Tak, to by�a w�a�ciwe s�owo, nieszczerze. Fa�szywy ton zad�wi�cza� ju� w po�owie rozmowy i brzmia� do ko�ca. O co jej mog�o chodzi�? Chcia�a co� ukry�? W�a�ciwie prawie nie zadawa�a pyta�, nie ciekawi�y jej szczeg�y zab�jstwa, nie interesowa� sam nieboszczyk, jedyne, co j� ostro poruszy�o, to ten telefon Gaw�a. Co w tym mog�o tkwi�? Ma�o brakowa�o, a zadzwoni�abym do Gaw�a z zapytaniem, czy zna Dutkiewicza. Opanowa�am si�. Przypomnia�am sobie, �e ju� od d�ugiego czasu kot�uj� si� wok� mnie dziwaczne wydarzenia i mia�am si� nad nimi zastanowi�. Zapewne b�dzie to lepsza droga do wykrywania tajemnic ni� bezpo�rednie rozmowy, kt�re, po pierwsze, niew�tpliwie zdenerwuj� majora, a po drugie, nic mi nie dadz�, bo rozm�wcy mog� ze�ga�. Nale�y zatem rozwa�y� kolejno owe dziwaczne wydarzenia. Mimo najszczerszych ch�ci, nie uda�o mi si� opanowa� umys�u. Pami�� bez �adnego sensu i wyboru podsuwa�a wszystko, jak lecia�o, niezale�nie od tego, czy mog�o mie� jakikolwiek zwi�zek z nieboszczykiem Dutkiewiczem, Ba�k� i Gaw�em, czy te� nie. Chronologi� zdo�a�am ustali�, ale, niestety, tylko chronologi�... *** W charakterze pierwszego dziwowiska wyst�pi� sztandar. Moja rodzina w Kanadzie ni z tego, ni z owego za��da�a nagle, �ebym im namalowa�a sztandar. Przys�ali szczeg�owe instrukcje na pi�mie, jak te� ten sztandar ma wygl�da� i co zawiera�, kilku emblemat�w dostarczyli w li�cie, o pozosta�e za� mia�am si� postara� samodzielnie na miejscu. Arcydzie�o, po sko�czeniu, nale�a�o im odes�a�, po czym sztandar mia� zosta� wyhaftowany. Dzikiego chaosu, kt�ry sta� si� wynikiem zam�wienia, ludzkie s�owo nie opisze. Usi�uj�c zdoby� narz�dzia pracy, to znaczy brystol, p�dzle oraz farby, w tym srebrn� i z�ot�, natrafi�am na cudownej pi�kno�ci papier toaletowy, kt�ry, rzecz jasna, naby�am i kt�rym wzbudzi�am szale�cz� zawi�� wszystkich znajomych i przyjaci�. Stada z rozwianym w�osem i roziskrzonym wzrokiem, zacz�y lata� po mie�cie w poszukiwaniu takiego samego. Nast�pnie zdezorganizowa�am �ycie prywatne kilkunastu os�b i prac� w kilku zaprzyja�nionych instytucjach, domagaj�c si� od wszystkich wizerunku �wi�tego Jerzego, walcz�cego ze smokiem, na sztandarze bowiem mi�dzy innymi mia�y by� uwidocznione postaci �wi�tych pa�skich. �yczliwi ludzie zacz�li robi� generalne porz�dki w mieszkaniach, poszukuj�c dla mnie stosownego obrazka, przewracali do g�ry nogami rozmaite archiwa, a jedni znajomi z rozp�du przeprowadzili w domu nawet ca�kowity remont. Kiedy wreszcie kto� wyd�bi� �wi�tego Jerzego na bia�ym koniu od powinowatych z prowincji, przynosz�c go z wielkim 21 triumfem, okaza�o, si�, �e pope�ni�am pomy�k� i pomiesza�am �wi�tych. Wed�ug opisu technicznego na sztandarze mia� figurowa� nie �wi�ty Jerzy, a �wi�ty Micha� Archanio� walcz�cy ze smokiem. O �wi�tego Micha�a by�o �atwiej, dosta�am go w ko�ciele �wi�tego Micha�a, niedaleko w�asnego domu. Wdar�am si� do Muzeum Wojska Polskiego w poniedzia�ek, kiedy by�o nieczynne, i uzyska�am wzory militarne. Plakat�wk�, p�dzle i przedwojenne 10 z�otych po�yczy�am od przyjaci�. Po kilku tygodniach zamieszania i wyt�onej pracy sztandar by� gotowy. Gawe� mia� z tym tyle wsp�lnego, �e od niego r�wnie� domaga�am si� �wi�tego Jerzego. Wiedzia�am, �e ma brata imieniem Jerzy i upiera�am si�, i� brat winien posiada� wizerunek patrona. Na jaki� czas Gawe� zaniecha� jakichkolwiek rozm�w ze mn�. Od Ba�ki za� po�yczy�am owe 10 z�otych, przebiera�am w kilku egzemplarzach i jej by� najporz�dniejszy, to znaczy najlepiej by� na nim widoczny zam�wiony przez Kanad� orze�. Ba�ka rozmawia� ze mn� jako� nie przesta�a. Wszyscy, poruszeni uprzednio �wi�tym Jerzym, �wi�tym Micha�em, z�ot� farb�, papierem toaletowym i przedwojennym bilonem, �ywo interesowali si� rezultatami moich poczyna� i koniecznie chcieli ogl�da� arcydzie�o. Pokazywa�am je niech�tnie, bo g�sta plakat�wka rozmazywa�a si� z byle powodu, wykorzysta�am zatem pierwsze od d�ugiego czasu zebranie towarzyskie, �eby dokona� prezentacji hurtem. Z satysfakcj� rozwin�am na tapczanie dwa wielkie, kolorowo pomalowane arkusze brystolu i pozwoli�am im podziwia�. Ca�e grono z szacunku dla mojej ci�kiej pracy powstrzyma�o si� od nietaktownej krytyki. Niekt�re osoby po demonstracji wysz�y, a niekt�re zosta�y. �ci�le bior�c, zosta�o ich czworo, Ba�ka, Pawe�, Janka i Marcin. Pawe� od malowid�a nie m�g� wr�cz oczu oderwa�. 22 - Sztandar, jak �ywy! - zawyrokowa� z zachwytem. - Ciekawa jestem, jak to b�dziesz wysy�a� -powiedzia�a Ba�ka. - Rozmazuje si� rzeczywi�cie. Nie umiem sobie wyobrazi� �adnego odpowiedniego sposobu. - No w�a�nie! - przy�wiadczy�a �ywo Janka. - Ja sobie tego te� nie wyobra�ani. Zam�wisz takie wielkie pud�o czy jak? - Z�o�ysz na czworo? - Co� ty, musia�aby chyba na szesna�cioro, na czworo do niczego nie wejdzie! - Oni mi w�a�nie proponowali, �eby z�o�y� na czworo i wys�a� listem -powiedzia�am z politowaniem. - Idiotyczny pomys�. - Dlaczego? Da si� z�o�y�... - I jak to b�dzie wygl�da�o? Nawet gdybym dosta�a tak� wielk� kopert�, dojdzie do tej Kanady w charakterze wygniecionego �miecia. Wy�l� paczk�. - I uwa�asz, �e w paczce si� nie pogniecie? - zdziwi�a si� Janka. - W �elaznej skrzynce - powiedzia� pouczaj�co Pawe�. -Albo w bardzo porz�dnej walizce. - Nie w �adnej skrzynce ani walizce, tylko w tekturowej rurze. Takiej grubej. Zwin� w rulon, wepchn� do rury i po krzyku. - Znakomita my�l! - pochwali� jadowicie milcz�cy dot�d Marcin. - Przewiduj�, �e b�dziesz z tym mia�a du�y ubaw. Zaniepokoi�am si�. - Jak to? Co chcesz przez to powiedzie�? - Nic takiego. Rozwin� na poczcie, obejrz� i ka�� ci to wyceni� jako dzie�o sztuki. W Desie i w konserwacji zabytk�w. Wszyscy razem spojrzeli�my na niego z nieskrywan� zgroz�. Przepowiednia by�a potworna. 23 - Czy� oszala�? - spyta�am z odraz�. - Uwa�asz, �e ja ten bohomaz poka�� w Desie? Pr�dzej trupem padn�! - To ci nie przyjm� do wysy�ki... - On ma racj� - przy�wiadczy�a grobowo Ba�ka. - Jak b�dzie zwini�te w rulon, powiedz�, �e to obraz. Obraz�w nie wolno wysy�a� bez tych wszystkich piecz�ci. Mo�e lepiej z��. - Na szesna�cioro - podsun�� Pawe�. Zirytowali mnie tym gadaniem okropnie. - Odczepcie si�! Nie z�o��, mowy nie ma! �aden kretyn nie uzna tego za dzie�o sztuki! - Kretyn uzna, owszem... - wtr�ci� s�odko Marcin. - By�by to kretyn, kt�ry musi przebywa� w zak�adzie zamkni�tym, a nie w pa�stwowej instytucji! Nie b�d� niszczy� w�asnej pracy! Zwin� dopiero na poczcie, �eby nie mi�tosi� dwa razy, wepchn� do rury, zapakuj� i odleci. I przesta�cie mi tu g�upio kraka�. - No jak to? - powiedzia�a niepewnie Janka. - I uwa�asz, �e co? �e ju� nikt tego nie b�dzie wyci�ga� i ogl�da�? - A po diab�a mia�by ktokolwiek ogl�da�? - No, a ta... kontrola celna? - Kontrola celna obejrzy w�a�nie przy pakowaniu. - I potem ju� nie? My�la�am, �e gdzie� tam jeszcze po drodze otwieraj� te paczki i kontroluj�... - Niby kto mia�by to robi�? Konduktor w poci�gu czy pilot w samolocie? Mog� ci� zapewni�, �e nie. - Sk�d wiesz? - Specjalnie si� dowiadywa�am, wtedy kiedy pisa�am o szmuglowaniu narkotyk�w. Zasi�ga�am informacji we wszelkich mo�liwych instytucjach. Paczki ogl�da kontrola celna przy wysy�aniu na poczcie, potem to cl�, pakuj� i cze��. Paczka leci i pies z kulaw� nog� do niej nie zagl�da a� do ko�ca. Chyba, �e maj� wiadomo�� od milicji, �e kto� co� przemyca, wtedy sprawdzaj� szczeg�owo. W�tpi�, czy milicja zechce twierdzi�, �e ja co� przemycam. 24 Usun�am sztandar z tapczanu i wyj�am z pude�ka karty do bryd�a. By�am zdania, �e po tylu wysi�kach nale�y mi si� odrobina niewinnej rozrywki. Pawe� przysun�� fotel, Ba�ka zapali�a papierosa i przynios�a sobie dodatkow� popielniczk�. - Jeste� pewna? - spyta�a niedowierzaj�co. - Czego? �e milicja mnie nie podejrzewa o przemyt? - Nie, �e tych paczek po drodze nie otwieraj�. Jako� mi si� wydawa�o, �e powinni. - Zosta�a ci obsesja z okresu b��d�w i wypacze�. M�wi� ci, �e ogl�daj� na poczcie i potem ju� nie. Janka zrzuci�a pod st� po�ow� talii i obydwoje z Paw�em zacz�li si� czo�ga� na czworakach. Ba�ka upiera�a si� przy swoim. - W takim razie mog� komu� wys�a� ludowy Jasiek, wypchany brylantami. I co? I nikt mnie nie z�apie? - Z�api� ci� ju� przy wysy�aniu, bo Jasiek b�dzie za du�o wa�y�. Ale mo�esz go wypcha� dolarami w papierkach i wtedy ci� nie z�api�. - Masz dolary w papierkach? - zainteresowa� si� Pawe� spod sto�u. - Te� j� z�api�, bo te papierki b�d� szele�ci�y - powiedzia� r�wnocze�nie Marcin. - Mo�esz wys�a� materia�y szpiegowskie - przyzwoli�am �askawie. - Jaki� mikrofilm albo co� w tym rodzaju. Ma�e, lekkie i nie szele�ci. - Nie mam materia��w szpiegowskich - zmartwi�a si� Ba�ka. - Dolar�w i brylant�w te� nie mam. Mo�e wy macie? - Jasne, �e mamy. Na kopy. Specjalnie wymalowa�am ten sztandar, �eby je przemyci� przy okazji. Zamiast si� zaj�� bryd�em, wszyscy zacz�li rozwa�a� kwestie dzia�alno�ci przemytniczej, usi�uj�c rozstrzygn��, co w�a�ciwie powinnam przeszmuglowa� w mojej rurze, i ca�kowicie pomijaj�c przyczyny, dla kt�rych koniecznie 25 mia�abym szmuglowa� cokolwiek. Zastanawiali si� nad tym z o�ywieniem zupe�nie niepoj�tym, zwa�ywszy, �e nikt z nas nie posiada� niczego, co mog�oby s�u�y� jako przedmiot przest�pstwa. - Brylanty nie - zawyrokowa� stanowczo Pawe�. -Grzechota�yby okropnie. Z�oto te� nie, za ci�kie. - Gujan� - zaproponowa� Marcin. - W ostateczno�ci jakiego� Mauritiusa. Mo�na przylepi� ta�m� klej�c� z boku, wewn�trz tej rury. Je�li masz co� takiego, jest okazja, �eby si� pozby�. - Co to jest Gujana? - zainteresowa�a si� Janka. - Ten jedyny znaczek na �wiecie, znajduj�cy si� w posiadaniu anonimowego filatelisty-milionera - wyja�ni�am. - Anonimowy filatelista-milioner to prawdopodobnie ja. A� do tej pory nic o tym nie wiedzia�am. - No dobrze, to wy�lij go. To doskona�y pomys� przylepi� od �rodka... Uspokoili si� wreszcie, przyst�pili do bryd�a, tylko Ba�ka, pierwsza wychodz�ca, nie mia�a co robi� i za wraca�a g�ow� dalej. - S�uchaj, a co oni robi� potem z tymi paczkami? I co robi�, jak maj� jaki� cynk? - Wszystko w kupie przewo�� do innego oddzia�u, tam segreguj�, a w razie czego szukaj� w oddzielnym pokoju. Bez powodu nie mog� szuka�, zastan�w si�, popruj� ten tw�j Jasiek, pierze im si� rozleci po ca�ej instytucji, nic nie znajd� i co? B�d� musieli wyp�aci� odszkodowanie. Komu si� chce? - Z tego co ja wiem, to ona ma racj� - powiedzia� Marcin gdzie� w przestrze�. - Kt�ra ma racj�? Ba�ka czy ja? - Ty. Uczciwy cz�owiek mo�e bez obaw pope�ni� ka�de przest�pstwo. To si� w�a�nie nazywa ironia losu. Mo�e, wi�c nie pope�nia. - Marnuje si�... - westchn�a Janka filozoficznie. - Brylanty jako farsz do Ja�k�w raczej nie najlepsze, ale w czym innym przejd�... - To mo�e pope�nijmy, co�, �eby si� nie marnowa�o? -powiedzia�a Ba�ka zach�caj�co. - A co robi� z tymi paczkami za granic�? - Zale�y gdzie - mrukn�� Marcin. - Trzy bez atu - powiedzia� stanowczo Pawe�. - W zachodnim kraju - powiedzia�a Ba�ka. - Co robi�? - Pas - powiedzia� Marcin. - Przewa�nie dor�czaj� adresatom. - I te� nikt nie otwiera? Wszyscy spasowali, roz�o�y�am karty na stole, Pawe� zacz�� rozgrywa� swoje trzy bez atu. - A po diab�a maj� otwiera�? - zniecierpliwi�am si�. -Nikogo nie obchodzi, co komu wysy�asz. - Chyba, �e podejrzewaj�, �e to alkohol - wtr�ci� Marcin. - Wtedy otwieraj� celem oclenia. - A i to nie zawsze, bo oni wierz� w s�owo pisane. Napisane jest, �e p� litra, cl� p� litra i po krzyku. Ale mo�esz napisa� jarz�biak przez samo � i w�wczas ani nie otworz�, ani nie ocl�, bo nie zrozumiej�. - A je�li zrozumiej�, �e brylanty? - To zale�y od kraju. W Skandynawii, nawet w przypadku otwarcia, z szacunkiem odnios� ci w z�bach ka�d� sztuk�, bo tam cennych przedmiot�w nie kradn�. W krajach s�abo rozwini�tych natomiast r�bn� w pierwszej kolejno�ci. - Pi�� nam wysz�o - powiedzia� Pawe�. - Dwie nadr�bki. - W takim razie b�d� przemyca� tylko do Skandynawii - zdecydowa�a Ba�ka. - Ciekawa jestem, jak ci p�jdzie wysy�anie tego sztandaru... Z bryd�a, og�lnie bior�c, wysz�am nieco przegrana. Sztandar zwin�am, wepchn�am do rury i wys�a�am jako wz�r do haftu, dzi�ki czemu nie spe�ni�a si� koszmarna 27 przepowiednia Marcina. Unikn�am wizyty w Desie z moim dzie�em sztuki. Po trzech tygodniach dosta�am wiadomo��, �e dotar� do Kanady ca�y i zdrowy, w bardzo dobrym stanie. Powiadomi�am o tym Ba�k�, kt�ra odczepi�a si� wreszcie od przemycanych brylant�w. Czy to wtedy w�a�nie wymy�lili sobie jakie� przest�pstwo, �eby im si� uczciwo�� nie marnowa�a...? W kilka dni po wys�aniu sztandaru Marcin z�o�y� mi nieoczekiwan� wizyt�. Wbrew swojej zwyk�ej pow�ci�gliwo�ci ju� od progu zakomunikowa�, �e przybywa w interesie. - Masz jaki� zagraniczny katalog znaczk�w? - spyta� troch� niepewnie. - Taki dosy� obszerny? - Mam. Gibbonsa. Zawiera ca�y �wiat. - Mo�esz mi go po�yczy�? - Mog�, ale nie na d�ugo. I nie wiem, czy si� w nim po�apiesz, bo tam nie ma wszystkich reprodukcji, tylko opisy. - Po jakiemu? - Po angielsku. - To w porz�dku. Ceny s�? - S�, i to nawet aktualne. - W jakiej walucie? - W nowych pensach i funtach. Odpowiada ci? - W zupe�no�ci. - Mam tak�e polski cennik znaczk�w zagranicznych -doda�am, zaskoczona nieco jego nag�ym zainteresowaniem filatelistyk�. - Te� aktualny. Obejmuje Europ� i par� kraj�w z innych cz�ci �wiata. Ceny w z�otych polskich. �yczysz sobie? i - Je�li nie masz nic przeciwko temu... Nie mia�am. Zacz�am w�a�nie zag��bia� si� w swoj� powie�� science-fiction, poszukiwa�am fizyk�w j�drowych i nie przewidywa�am grzebania w znaczkach. Po�yczy�am mu mojego Gibbonsa, do�o�y�am polski cennik, 28 Marcin ugi�� si� nieco pod ci�arem pot�nego tomiska r i poszed�. Nie zwr�ci�am nawet uwagi na to, �e by� jaki� dziwny. Po tygodniu przyszed� ponownie, odnosz�c oba dzie�a. Spyta�, czy mam chwil� czasu, dowiedzia� si�, �e mam, zapali� papierosa i zacz�� milcze�, patrz�c w okno. Milcza�am do towarzystwa, czekaj�c, kiedy go odblokuje. - Podejrzewasz, �e ta tw�rczo�� jest zbli�ona do prawdy? - rzek� wreszcie, z odraz� wskazuj�c cennik i katalog. Zdziwi�am si�, sk�d takie uczucie do dzie�, b�d� co b�d�, niewinnych w tre�ci. - Nawet dosy� dok�adnie - odpar�am. - �ci�le bior�c, tam jest sama prawda. - To znaczy, �e ta idiotyczna Gujana kosztuje rzeczywi�cie sto dwadzie�cia tysi�cy funt�w? - Teoretycznie. W praktyce kosztuje tyle, ile si� za ni� zgodzisz zap�aci�. Przypuszczam, �e tam jest podana cena, jak� osi�gn�a na ostatniej licytacji. Na nast�pnej osi�gnie wi�cej. Masz zamiar j� kupi�? Marcin zn�w spojrza� w okno. - Jako lokata kapita�u by�aby niez�a. Kupi�bym ewentualnie. Brakuje mi ju� tylko sto dziewi�tna�cie tysi�cy dziewi��set dziewi��dziesi�t dziewi�� funt�w i dziewi��dziesi�t pens�w. Dziesi�� pens�w mam. W jego g�osie zad�wi�cza�o takie rozgoryczenie, �e poczu�am si� zaintrygowana. Nie mog�am poj��, do czego zmierza. Wiedzia�am, �e metod� pyta� wprost nic z niego nie wydusz�, je�eli chc� si� czego� dowiedzie�, musz� przeczeka�. - Mog� ci po�yczy� drugie dziesi�� - zaproponowa�am wspania�omy�lnie. - B�dzie ci ju� mniej brakowa�o. Marcin poruszy� si�, odetchn��, zgasi� papierosa i zapali� nast�pnego. - Mam pewne komplikacje �yciowe - oznajmi�. - By�- 29 bym ej wdzi�czny, gdyby� zechcia�a pos�ucha�. Siedzisz w tych znaczkach, wi�c mo�e to co� da. Pomy�la�am, �e moja orientacja w sprawach znaczkowych oka�e si� z pewno�ci� niedostateczna, ale nie wyjawi�am my�li, nie chc�c go p�oszy�. Kiwn�am g�ow� bez s�owa. - Uwa�asz - powiedzia� Marcin. - Jest taki jeden facet. I zamilk�. Czeka�am cierpliwie. Marcin zastanawia� si� d�ug� chwil�. - �ci�le bior�c, to on by� - poprawi� si�. - Ju� go nie ma. - Umar�? - zainteresowa�am si� grzecznie. - Tak jakby. Zn�w zamilk�, w zadumie kontempluj�c firmament za oknem. Zrezygnowa�am z biernego oczekiwania. - No! - pop�dzi�am go. - I co ten facet? Musisz mu wyprawi� pogrzeb czy jak? Marcin westchn�� bardzo ci�ko. - Jestem z nim �ci�le zwi�zany - o�wiadczy� grobowo. - W jakim sensie? Te� musisz umrze�? - Niekoniecznie. Chocia� niewiele brakuje i mo�liwe, �e by�oby to najlepsze wyj�cie. Nie przerywaj mi co chwila, to si� dowiesz, o co chodzi. Ten facet mia� przodk�w. Po kr�tkiej chwili nie wytrzyma�am. - Ludzka rzecz. Ka�dy ma przodk�w. - On mia� rzadkich przodk�w. Ja im �le nie �ycz�, ale niech ich grom spali, tych przodk�w. - A co? - zdziwi�am si�. - Jeszcze �yj�? Marcin popatrzy� na mnie z obrzydzeniem. - Ten facet urodzi� si� w tysi�c osiemset dziewi��dziesi�tym pi�tym roku - zakomunikowa� zgry�liwie. - Ma�o jest takich os�b, kt�re urodzi�y si� wcze�niej i jeszcze �yj�. Jego przodkowie, jak sama nazwa wskazuje, urodzili si� przed nim. - No to w czym rzecz? Jego przodkowie, nie twoi, co ci� 30 obchodz�? - Zatruli mi �ycie. Czy ty by� nie mog�a wreszcie pos�ucha� i nie przerywa�? Wybijasz mnie z tematu. - Mog�abym. S�ucham ca�y czas. Ale po ka�dym zdaniu robisz takie przerwy, �e my�l�, �e to ju� koniec i nic wi�cej nie powiesz. M�w jako� jednym ci�giem. - Dobra, mo�e by� jednym ci�giem. Ten facet mia� tatusia, kt�ry urodzi� si� trzydzie�ci lat wcze�niej, to znaczy w tysi�c osiemset sze��dziesi�tym pi�tym roku. Tatu� te� mia� tatusia, kt�ry te� urodzi� si� trzydzie�ci lat wcze�niej, czyli w roku pa�skim tysi�c osiemset trzydziestym pi�tym. No i ten tatu�, znaczy dziadek tego faceta, zapocz�tkowa� ca�e nieszcz�cie. Mianowicie g�upi g�wniarz zacz�� zbiera� znaczki. Szybko obliczy�am, �e w chwili wydania pierwszego znaczka pocztowego dziadek tajemniczego faceta mia� pi�� lat. W�tpliwe jest prowadzenie przeze� o�ywionej korespondencji w tym wieku, szczeg�lnie w obcych j�zykach, zaciekawi�o mnie zatem, co te� zbiera� i jak. Mania filatelistyczna rozpowszechni�a si� dopiero po pewnym czasie... - Mia� wujka - ci�gn�� Marcin, od razu wyja�niaj�c kwesti�. - Wujek, rzecz jasna, by� od niego starszy i cholernie du�o podr�owa�, �eby z piek�a nie wyjrza�. G��wnie w celach handlowych. Co mu do �ba strzeli�o, nie wiem, ale z ka�dej podr�y przywozi� szczeniakowi znaczki, �wie�utkie, prosto z poczty, a na domiar z�ego oddawa� mu wszystkie listy. No i ten pomiot to zbiera�. - Nie widz� w tym nic nagannego - zauwa�y�am krytycznie. - Przeciwnie, bardzo szlachetne zaj�cie. - Nie denerwuj mnie - mrukn�� Marcin. - Pos�uchaj dalszego ci�gu. �cierwo zapali�o si� do tego szlachetnego zaj�cia i po paru latach zacz�� zbiera� samodzielnie. Te� podr�owa�, dra�, te� przewa�nie w celach handlowych i te� sobie ci�gle co� przywozi�. �y� do tysi�c dziewi��set pierwszego roku, po czym umar�. 31 - No, to ju� sobie przesta� przywozi� - powiedzia�am ugodowo, bo Marcin prezentowa� coraz wi�ksze rozgoryczenie. - Mo�esz si� uspokoi�. - Przeciwnie. Opuszczaj�c ten pad�, ca�� swoj� kolekcj� z�o�liwie przekaza� synowi, to znaczy tatusiowi tego faceta. Tatu� faceta by� chciwy. Po�apa� si� od razu, �e to ma warto�� materialn� i �e ta warto�� ci�gle ro�nie. Zamkn�� zbiory w ogniotrwa�ej kasie, po czym zacz�� je uzupe�nia�, kupuj�c, co popad�o, to na poczcie, to w sklepie, to na licytacjach. Wszystko twardo zamyka� i ludzkie oko tego nie ogl�da�o. Jak wiadomo, by�y wojny i r�ne inne dziejowe wydarzenia, ale �adne mu nie zaszkodzi�o, chocia� egzystowa� na terenach naszego szarpanego histori� kraju. Przez wszystko ten sw�j cholerny skarb przeni�s� bez �adnego uszczerbku. Wreszcie te� umar�, jako jednostka do�� wiekowa, w tysi�c dziewi��set trzydziestym si�dmym roku. W testamencie przykaza� synowi, to znaczy temu facetowi, nakicha� na wszystko, z wyj�tkiem znaczk�w. Rodzina by�a dosy� zamo�na, ale ca�y maj�tek potraktowa� lekcewa��co i kaza� pilnowa� tylko tych zbior�w, przy czym sam nie wiedzia�, co w nich ma. Nikt tego nie wiedzia�. Syn, znaczy ten facet, nic si� na tym nie zna�, obejrza� legat i zapakowa� z powrotem, bo nie mia� poj�cia, co z nim zrobi�. Zgodnie z zaleceniem tatusia pilnowa�, ale zainteresowania nie wykazywa�. Na pocz�tku ostatniej wojny w�o�y� skarb do walizeczki, owin�� porz�dnie i zakopa� w piwnicy u znajomych z prowincji, po wojnie za� wydosta� nietkni�ty. �on� i dzieci straci�, rodzina wygin�a, ale cholerne znaczki ocala�y. S�ucha�am tej cudownej historii coraz bardziej zainteresowana. - I co? - spyta�am zach�annie, bo Marcin zn�w uczyni� przerw�. - Wiadomo ju�, co w nich by�o? Marcin milcza� d�ug� chwil�. - Kolumby - rzek� zimno i z jak�� dziwn� nienawi�ci�. - Trzy czyste serie w komplecie. Dwa czyste Mauritiusy. Merkury w ilo�ci sztuk sze��, te� czyste. Wszystkie niemieckie ksi�stwa, �wie�utkie, prosto spod prasy. Kanada, Anglia, Stany Zjednoczone, �liczne kompleciki od pocz�tku do tysi�c dziewi��setnego roku. Ca�a pierwsza Polska, czysta i kasowana, wszystkie nadruki na austriackich z wyj�tkiem dziesi�ciu koron, ameryka�ski samolot do* g�ry nogami, dwie sztuki. Kompletny Honduras z poczt� lotnicz�, pierwsza Mo�dawia, Hiszpania, Portugalia, Sardynia, Parma, kurza jej parszywa twarz, Rodezja, Natal, Uganda, wszystko do tysi�c dziewi��setnego roku. W tysi�c dziewi��set pierwszym, przypominani ci, ten upiorny dziadek umar�. Gujany szcz�liwie nie by�o, ale za to by�y kantony szwajcarskie. - Matko boska...! - powiedzia�am bez tchu. - A z powojennych wydania lubelskie i trzech bokser�w do g�ry nogami - doda� Marcin jadowicie. - Starczy ci? Przez chwil� nie mog�am zebra� my�li, oszo�omiona, wr�cz przyt�oczona ogromem tego bogactwa. - Starczy - przyzna�am s�abo. - Ju� i po�owa by starczy�a. I co si� z tym wszystkim sta�o?! Gdzie to jest?! Marcinowi jakby nagle mow� odj�o. Starannie wybra� sobie nast�pnego papierosa, zapali� goi w milczeniu popatrzy� w okno. Nast�pnie z uwag� obejrza� m�j sufit, nast�pnie swoje buty, nast�pnie zn�w spojrza� w okno. - Ten facet mia� kompleksy - oznajmi� wreszcie znienacka. Pomy�la�am, �e chyba mu zrobi� co� z�ego. - Marcin, ja mam nerwic� - zauwa�y�am ostrzegawczo. - Ja te�. S�uchaj, co m�wi�, bo to wa�ne. Mia� kompleksy. By�, znaczy, sfrustrowany. Od urodzenia mia� wielkie ambicje, koniecznie chcia� by� wa�ny, ale mu si� nie udawa�o, bo z jakich� tam powod�w by� �le widziany w rodzinie. Tatu� go przyt�acza� czy co� w tym rodzaju. Wojna mu przeszkodzi�a w karierze, ustr�j mu si� narazi� 33 i spo�ecze�stwo go nie doceni�o. Zreszt�, nie wiem co tam jeszcze, nie jestem psychiatr�, do��, �e �yczy� sobie zab�ysn��, niechby tylko raz, ale za to dobrze. Ewentualnie przej�� do historii. - Je�eli powiesz, �e publicznie podpali� te znaczki... - Nie, za Herostratesa robi� nie zamierza�, wr�cz przeciwnie. Postanowi� testamentem przekaza� je ojczy�nie. Przedtem jeszcze zaciekawi� si�, co ma do przekazywania, skombinowa� katalogi, obejrza� majdan, nauczy� si� co nieco i dosta�, rzecz jasna, szmergla. Apia� zacz�� zbiera�, st�d w�a�nie te powojenne uzupe�nienia. �ywa dusza tego nie widzia�a, ukrywa� je wszelkimi si�ami, u nich to rodzinne by�o wida�, ale zbiera�. Wymy�li� sobie, �e u nas ma by� muzeum filatelistyczne i te jego zbiory musz� tam figurowa� na pierwszym miejscu, pod szk�em, zaopatrzone w nazwisko ofiarodawcy. Muzeum Poczt we Wroc�awiu jako� mu nie pasowa�o, zacz�� pertraktacje na temat utworzenia muzeum filatelistycznego w Warszawie, got�w by� nawet partycypowa� w kosztach, bo sprzed wojny co� mu tam zosta�o. Zadeklarowa�, �e odda wszystko, co ma, i b�dzie �y� z emerytury, byle robi� to muzeum. No i wpad�. Zdenerwowa�am si�. Marcin przerywa� relacj� w najniew�a�ciwszych momentach. - Jak wpad�? - spyta�am z irytacj�. - Co to znaczy, �e wpad�? Zamkn�li go za ten pomys� muzeum? - Niezupe�nie. R�ne osoby zacz�y si� interesowa�, co on w tym ma i dlaczego mu tak na tym muzeum zale�y. W ko�cu odbadano, �e posiada znaczki, jakich �wiat nie widzia�, bez ma�a lepsze ni� kr�lowa El�bieta. Chyba je kiedy� komu� pokaza�, rozumiem, �e na wabia, �eby pchn�� spraw� muzeum, ten kto� prawdopodobnie nie wytrzyma�, pu�ci� farb�, no i troch� si� rozesz�o. Od razu si� nim zaciekawi�y tak zwane elementy. Jak mu si� w�amano do mieszkania trzeci raz, zdenerwowa� si� troch�, bo w ko�cu przy kt�rej� kolejnej okazji mogli te 34 znaczki znale��. Wykombinowa� szata�ski podst�p. Postanowi� mianowicie odda� je na przechowanie byle komu, to znaczy osobie, na kt�r� nie pad�yby �adne podejrzenia. A �eby dodatkowo zam�ci� spraw�, postanowi� odda� byle co na przechowanie notariuszowi, u kt�rego umie�ci� testament. Rozumiesz, takie co� zawsze wychodzi na jaw, logicznie nale�y mniema�, �e cenny skarb umie�ci u powa�nego notariusza, znaczy nie tak, chcia�em powiedzie�, �e je�li umieszcza co� u powa�nego notariusza, to musi to by� cenny skarb. Nikomu nie przyjdzie do g�owy, �e �wi�to�� swojego �ycia umieszcza u byle kogo i najwy�ej zaczn� si� w�amywa� do notariusza. Rozumiesz, co ja m�wi�? Rozumia�am doskonale. Pochwali�am kombinacj�, bardzo zaciekawiona dalszym ci�giem. Marcinowi nastr�j si� wyra�nie pogarsza�, co wydawa�o mi si� niepoj�te, ale mia�am nadziej�, �e w ko�cu wyjawi, w czym rzecz. - Wyobra� sobie, to muzeum filatelistyczne ruszy�o -kontyn