Karolina Wilczyńska - Przyjaźń All Inclusive

Szczegóły
Tytuł Karolina Wilczyńska - Przyjaźń All Inclusive
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Karolina Wilczyńska - Przyjaźń All Inclusive PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Karolina Wilczyńska - Przyjaźń All Inclusive PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Karolina Wilczyńska - Przyjaźń All Inclusive - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym Strona 3 Strona 4 Strona 5 ===Lx4tGC8eKBxvXWVdbFRkDjgMNQIwVGIANwY0UjEGMlFpXGwNbl4/DQ== Strona 6 Spis treści Karta redakcyjna   Wstęp Dzień 1 Dzień 2 Dzień 3 Dzień 4 Dzień 5 Dzień 6 Dzień 7 Epilog ===Lx4tGC8eKBxvXWVdbFRkDjgMNQIwVGIANwY0UjEGMlFpXGwNbl4/DQ== Strona 7   Redakcja Monika Orłowska   Korekta Bożena i Janusz Sigismund   Projekt graficzny okładki Anna Slotorsz   Zdjęcia wykorzystane na okładce ©2ragon/AdobeStock, ©dariaustiugova/AdobeStock   Skład i łamanie Marcin Labus   © Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2023 © Copyright by Karolina Wilczyńska, Warszawa 2023     Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie   Wydanie pierwsze ISBN 978-83-83291-87-1   Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 24 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 81 [email protected] www.skarpawarszawska.pl     Strona 8       Konwersja: eLitera s.c. ===Lx4tGC8eKBxvXWVdbFRkDjgMNQIwVGIANwY0UjEGMlFpXGwNbl4/DQ== Strona 9     – ...i zasądza na rzecz Barbary Modlińskiej alimenty w wysokości... Baśka nie słuchała dalej. Tak naprawdę interesował ją tylko ten fragment przemowy sędziego. Tak, dostała to, o co jej chodziło! Spojrzała z  uśmiechem na swojego adwokata, a  potem triumfalnie na byłego już męża. Ależ miał minę! No i co, cwaniaczku?! – pomyślała z  satysfakcją. Wydawało ci się, że pozbę- dziesz się mnie jak zużytej koszuli? Niedoczekanie! Jak widać, przez te piętnaście lat nie zdążyłeś mnie dobrze poznać, skoro sądziłeś, że nie zawalczę o swoje. Kiedy tylko życzliwa osoba doniosła, że widziała jej męża w  towarzy- stwie młodej brunetki, Baśka od razu zrozumiała, co się dzieje. Nie była przecież głupia. Ani naiwna. Nie próbowała sobie wmawiać, że to pewnie koleżanka albo spotkanie biznesowe. O nie, Baśka znała życie. Przerabiała podobne historie z kilkoma znajomymi. Znała doskonale ten scenariusz – stereotypowy, ale niestety powtarzający się niezmiennie. Fa- cetowi nudzi się stara żona i znajduje sobie młodszą, gładszą i zapatrzoną w niego kochankę. Patrzyła na kobiety, które płakały, topiły smutki w  alkoholu, robiły mę- żom karczemne awantury, pisały pełne jadu wiadomości do kochanek, i  widziała, jak bardzo żenujące są te ich starania. Poza tym i  tak zawsze przegrywały. Baśka wyciągnęła wnioski ze swoich obserwacji i nie zamierzała popeł- nić takich samych błędów. Nie łudziła się – Mirosław nigdy już nie będzie tak naprawdę jej mężem. Mogła oczywiście udawać, że o  niczym nie wie, i  godzić się na zdrady mężczyzny, zachowując status oficjalnej żony. Tylko wtedy musiałaby po- godzić się także z tym, że jest jak bezużyteczny mebel, na który już patrzeć nie można, ale którego nie wypada wyrzucić, więc omija się go wzrokiem. Strona 10 No i te szepty za plecami. – Skrzywiła się z obrzydzeniem. Wszyscy znajomi wiedzieliby, jak jest, ale udawaliby, że o niczym nie mają pojęcia. Za to byłabym te- matem rozmów i pełnych złośliwej satysfakcji komentarzy zawistnych pseudokole- żanek. O, nie! Na to Baśka nie miała zamiaru się godzić! Oczywiście najchętniej wykrzyczałaby Mirosławowi w  twarz, co myśli o nim. I o tej brunetce też. Tak, zwłaszcza o niej. Bo Baśka nie omieszkała obejrzeć sobie tej, która zamierzała zająć jej miejsce przy boku Mirosława. Owszem, tamta była młodsza, ale jej biust z pewnością był mniejszy. Wszystko przed nią  – Baśka sama kilka lat temu przeszła operację po- większania piersi – Mirosław lubi duże. Ale nóg to za żadne pieniądze jej nie wyprostuje – pomyślała z mściwą satysfakcją. Nawet przez chwilę nie przypuszczała, że nowa wybranka męża może być od niej mądrzejsza, bardziej inteligentna. W końcu spędziła z Mirosła- wem piętnaście lat i wiedziała, że w kobiecie ceni zupełnie coś innego niż wiedzę czy błyskotliwość, a długie wieczorne rozmowy nie są jego ulubio- nym sposobem spędzania czasu. I dlatego mnie nie docenia – podsumowała. Ale to akurat dla mnie dobrze. I te- raz przekona się, że nie pójdzie mu tak łatwo, jak mu się wydawało. Baśka postanowiła podejść do sprawy bez emocji, choć nie było to łatwe. Jednak wciąż powtarzała sobie, że efekt wynagrodzi jej tych kilka miesięcy zaciskania zębów i udawania, że o niczym nie wie. Gdzieś kiedyś przeczy- tała, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. I miała zamiar to sprawdzić. Przygotowała się powoli i bardzo dokładnie. Zatrudniła najlepszego ad- wokata w mieście, który specjalizował się w sprawach rozwodowych. Wy- soko się cenił, ale Baśka nie miała zamiaru żałować pieniędzy, szczególnie że i tak wypłacała je ze wspólnego konta. Mirosław nawet się nie zorientuje. – Bez wahania wybijała kolejne cyfry na klawiaturze bankomatu. Zresztą czy to ja zdradzam? Niech płaci za swoje za- bawy. Strona 11 Poza tym regularnie co kilka dni podejmowała mniejsze kwoty, które od razu wpłacała na własne konto. Założyła je w zupełnie innym banku i na- zwała skarbonką. Musiała się zabezpieczyć finansowo na czas rozwodu i podziału majątku. Zwłaszcza że prawnik od razu ostrzegł, że może to po- trwać nawet rok. Choć Baśka miała nadzieję, że nie będzie tak źle. Mimo wszystko każdego wieczora przed zaśnięciem sprawdzała, ile ma już w „skarbonce”, i to pozwalało jej wytrwać w milczeniu i uśmiechać się do Mirosława jak gdyby nigdy nic. Po rozmowie z  adwokatem wynajęła prywatnego detektywa, który bar- dzo szybko dostarczył jej zdjęcia, na których najpierw ona, a potem sędzia mogli zobaczyć, że wina za rozkład pożycia leży wyłącznie po stronie Miro- sława. Baśka patrzyła na mężczyznę, który pełnym żaru spojrzeniem ob- rzuca tę młodą lafiryndę, i pielęgnowała w sobie wolę walki i chęć zemsty. Zanim podjęła konkretne kroki prawne, zadbała jeszcze o  siebie. Po- większyła usta, zrobiła serię zabiegów upiększających i  korekcję powiek. Na koniec spędziła sporo czasu u  dentysty, żeby móc z  zadowoleniem uśmiechnąć się teraz na sali sądowej. Mirosław nie protestował, mimo że nie żałowała pieniędzy na te wszyst- kie ekstrawagancje. Ma wyrzuty sumienia – uznała Baśka. Ja nie zamierzam ich mieć. W końcu coś mi się należy na nowy początek. W  dniu złożenia pozwu skrupulatnie wygenerowała stany kont banko- wych, do których miała dostęp, na wypadek gdyby Mirosław postanowił wycofać środki. Nie wiedziała, czy mąż ma jeszcze jakieś inne konta, ale to, co było na tych, które znała, stanowiło całkiem pokaźną sumę. Nawet po podziale na pół. Z  kamienną twarzą przyjęła awanturę, którą zrobił po otrzymaniu pi- sma z sądu. –  Naprawdę uważałeś, że możesz mnie bezkarnie zdradzać?  – powie- działa lodowatym tonem. – No to się przeliczyłeś. Rozwód dostali już na pierwszej rozprawie. Dowody były jednoznaczne, a przygotowana przez adwokata Baśka pięknie odegrała rolę starającej się Strona 12 żony, która poświęciła karierę i macierzyństwo, aby wspierać męża. Miro- sław właściwie nawet nie próbował się bronić. Podczas rozprawy patrzył na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu. Co, nie spodziewałeś się? – stwierdziła z satysfakcją Baśka. A tu taka niespo- dzianka! Niestety, potem Mirosław odzyskał zdolność myślenia i podział majątku był nieco trudniejszy. Na szczęście jej prawnik wart był swojej ceny. Baśka dostała to, co jej się należało: dom, samochód i połowę pieniędzy z rachun- ków bankowych. Mirosław dostał jacht, dom na Mazurach i  dwie działki budowlane pod miastem, z których jedną musiał częściowo jej spłacić. Baśka jednak nie zamierzała na tym skończyć. Były już mąż musiał na- prawdę mocno odpokutować za swoje winy. Nie zapomni o mnie tak szybko, jak mu się wydaje – stwierdziła, patrząc, jak odjeżdża z walizkami spod domu. –  Alimenty?!  – wrzasnął do telefonu, gdy zadzwoniła, żeby poinformo- wać go o swoich planach. – Chyba oszalałaś!!! Żaden sąd ci ich nie przyzna! – A to się jeszcze okaże – odparła ze spokojem. Strategia adwokata sprawdziła się doskonale. To, że Baśka zgodziła się zrezygnować z udziałów w spółce Mirosława, było ważnym dla sądu argu- mentem. Mirosław zaś za komfort samodzielnego zarządzania swoim biz- nesem musiał zapłacić. I tak nie znam się na tym wszystkim – Baśka wcale nie żałowała utraty kon- troli nad firmą. Teraz za to będę co miesiąc dostawać na konto krągłą sumkę i na dodatek Mirosław, robiąc przelew, za każdym razem przypomni sobie o byłej żonie, która okazała się mądrzejsza, niż myślał. Odprowadziła wzrokiem wściekłego byłego, podziękowała adwokatowi i pojechała do domu. Kiedy zdjęła elegancką garsonkę i odstawiła szpilki na półkę w garderobie, nalała sobie kieliszek wina, usiadła na kanapie i ode- tchnęła głęboko. – Wygrałam! – powiedziała głośno i duszkiem wypiła trunek. Strona 13 Była wolna, miała piękny dom, okrągłą sumę na koncie i stały dochód co miesiąc bez kiwnięcia palcem. A do tego zemściła się na niewiernym mężu. Czego więcej potrzeba do szczęścia? *** – Czy naprawdę nie można w tym domu spokojnie odpocząć po pracy? Michalina poczuła, że napinają się jej wszystkie mięśnie. Zawsze tak się działo, kiedy słyszała z ust Darka słowa „ten dom”. Jakby nie należał także do niego, jak gdyby on był tu gościem. A ona jedyną osobą odpowiedzialną za to, co się wokół dzieje. Starała się zignorować uwagę męża i ponownie skupić na tłumaczeniu. Obiecała koleżance, która podrzucała jej pracę, że będzie gotowe na jutro. Michalina skończyła anglistykę i  bardzo chciała być nauczycielką. Jed- nak Darek szybko przekonał ją, że to nie ma sensu. – Ty wiesz, ile zarabia nauczyciel? – Krzywił się z niesmakiem. – Szkoda nawet z domu wychodzić. Tylko nerwy z tego będziesz miała, a żadnej sa- tysfakcji. Co do zarobków, to przyznawała mu rację. Ale była pewna, że kontakt z uczniami i radość z ich postępów wynagrodziłyby jej niższą pensję. Może i była trochę naiwna, ale miała wiarę w młodych i w to, że dobry nauczyciel potrafi ich zachęcić do nauki. Nie miała okazji sprawdzić, czy jej poglądy są słuszne, bo dwa miesiące po obronie dyplomu okazało się, że jest w ciąży. Darek przyjął tę informa- cję bez wybuchu radości, ale spokojnie i bez protestów. – W takim razie czas wziąć ślub – skwitował. Co prawda, Michalina bardziej romantycznie wyobrażała sobie oświad- czyny, ale też nie protestowała. Skoro nie próbuje się wymigać i  przyjmuje na siebie obowiązki, to na pewno mnie kocha – stwierdziła, starając się podejść do sprawy pragmatycznie. Nie każdy mężczyzna potrafi okazywać emocje. A życie to nie płatki róż i wy- znania przy blasku księżyca. Strona 14 Po szybkim ślubie zamieszkali u  rodziców Darka. Michalina chciała, żeby wynajęli coś samodzielnie, ale mąż był przeciwny. –  Szkoda pieniędzy. Lepiej odłożyć tę kasę. Dziecko to przecież spore wydatki. Michalina w końcu uznała, że to rozsądne, i  chociaż nie przepadała za teściami, przewiozła swoje rzeczy do ich domu. Siedziała przez większość dnia sama, bo Darek pracował od świtu do zmierzchu, a  jego rodzice nie kwapili się do zacieśniania kontaktów z synową. A potem poroniła. To był dla Michaliny ogromny cios i długo nie mogła się po nim pozbierać. Wyjechała do swoich rodziców, bo Darek nie mógł pozwolić sobie na urlop. Pracował w korporacji i zamierzał tam zrobić ka- rierę, a udział w wyścigu szczurów oznaczał dyspozycyjność i odłożenie na bok spraw prywatnych. Michalina miała mu za złe, że nie jest przy niej w  tych trudnych chwi- lach, ale gdy pewnego dnia przyjechał i  oznajmił, że dostał awans, dzięki któremu wreszcie zyskał zdolność kredytową, zrozumiała, że wbrew temu, co sądziła, cały czas myślał o niej. – Weźmiemy kredyt i wybudujemy dom – oświadczył z dumą. – Wresz- cie będziemy na swoim. Budowa własnego miejsca na ziemi uchroniła Michalinę przed popad- nięciem w  depresję i  pozwoliła jej odzyskać radość życia. Co prawda, nie było łatwo, bo musieli liczyć każdy grosz, a Darek pilnował wszystkich wy- datków, ale w końcu udało się i pewnego październikowego wieczora usie- dli do pierwszej wspólnej kolacji we własnym domu. –  Teraz musimy zacisnąć pasa, bo przed nami spłata kredytu  – powie- dział Darek po toaście. – Nie będzie łatwo. Musiała przyznać, że mówił prawdę. Nie było. Przynajmniej jej. Darek zarabiał coraz więcej, ale prawie go nie widywała. Wciąż siedział w biurze albo gdzieś wyjeżdżał. Tęskniła za nim, czuła się samotna w du- żym domu, ale gdy chciała gdzieś wyjść, choćby do kina czy na koncert, mąż od razu przypominał o kredycie. Strona 15 Michalina postanowiła więc, że pójdzie do pracy. – Nawet jeśli nie zarobię dużo, to przynajmniej będziemy mieli na jakieś przyjemności – tłumaczyła. Darek niechętnie się zgodził, ale znowu okazało się, że Michalina jest w ciąży. Gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, sama zrezygnowała z zawo- dowych planów. Nie chciała znowu przeżywać tego, co kilka lat wcześniej. Dbała o  siebie i  przez całą ciążę właściwie nie ruszała się poza dom i ogród. Na szczęście tym razem obyło się bez komplikacji i na świat przy- szedł Janek. Darek był dumny z syna, choć od razu zaznaczył, że dodatkowe wydatki obciążą ich budżet. Michalina, przejęta rolą matki i  szczęśliwa jak nigdy, nie zwróciła uwagi na jego narzekania. Wiedziała, że Darek zarabia już na- prawdę dobrze, zwłaszcza że znowu awansował i  zajmował kierownicze stanowisko. Mogli sobie pozwolić na wszystko, co niezbędne. Musiała przyznać, że mąż stanął na wysokości zadania i nigdy nie prote- stował, gdy wydawała coś na syna. Za to miał coraz więcej pretensji do Mi- chaliny. Zarzucał jej rozrzutność, uważał, że powinna staranniej wybierać produkty, które kupuje, i wykorzystywać je tak, aby nic się nie marnowało. Właściwie przyznawała mu rację, bo zdarzało jej się kupować zbyt wiele jedzenia, czasami przynosiła coś, czego potem nie zjadali, ale Janek był ru- chliwym i  wymagającym dzieckiem, więc nie zawsze udawało jej się spo- kojnie stanąć przy sklepowych półkach. Bywała też mocno zmęczona, zwłaszcza po nieprzespanych nocach, a  wtedy zamawiała pizzę albo pie- rogi, co z kolei denerwowało Darka. – Gdybyś zrobiła to sama, byłoby co najmniej o połowę taniej – wytykał jej. – Przecież stać nas na to – próbowała się bronić. – To, że haruję od rana do nocy, nie oznacza, że powinnaś wszystko wy- dawać. Musimy mieć coś na czarną godzinę, nie sądzisz? I Michalina miała wyrzuty sumienia. Strona 16 Po dwóch latach znowu zaczęła szukać pracy, bo uznała, że skoro Jasiek wkrótce może iść do przedszkola, ona mogłaby wreszcie zacząć robić to, co chciała. A przy okazji zarobiłaby choćby na to, żeby czasem iść na obiad do restauracji albo pojechać gdzieś na weekend. Kiedy pewnego poranka poczuła zapach kawy i  ledwie dobiegła do ła- zienki, gdzie zwymiotowała, uderzyła w płacz. –  Znowu?  – szlochała, siedząc na zimnej terakocie.  – Dlaczego zawsze, gdy chcę iść do pracy, zachodzę w ciążę? Darek nie podzielał jej żalu. Przeciwnie, przyjął wiadomość z  uśmie- chem. –  I  bardzo dobrze.  – Przytulił ją i  pocałował w  czubek głowy.  – Dwoje dzieci to w sam raz. –  Ale ja już nie mogę tak dłużej.  – Michalina westchnęła.  – Wciąż mu- simy oszczędzać, od lat nie byliśmy nawet w kinie... – Obiecuję, że kiedy dziecko skończy rok, pojedziemy na wakacje. I  trzeba przyznać, że słowa dotrzymał. Kiedy Milenka miała półtora roku, pojechali do Bułgarii. –  Opłacało się trochę zaoszczędzić, prawda?  – zapytał, gdy spacerowali po plaży w Złotych Piaskach. Wtedy przyznała mu rację i nawet poczuła się głupio, że tak narzeka na jego oszczędność. Ale od tamtej pory minęło już dziesięć lat i nigdzie wię- cej nie pojechali. Teraz Darek był dyrektorem, ale stosunku do pieniędzy nie zmienił. Uważał, że powinno im wystarczyć to, co niezbędne. Michalina nie mogła powiedzieć, żeby czegoś im brakowało, ale źle się czuła z tym, że nie może wydać nawet najmniejszej sumy tylko po to, żeby sprawić sobie przyjem- ność. Choćby taką jak kawa i ciastko w kawiarni. Dlatego z radością przyjęła propozycję koleżanki ze studiów, która pro- wadziła biuro tłumaczeń. Brała od niej zlecenia, oczywiście bez umowy i za dość niską stawkę, ale dzięki temu zarabiała co miesiąc niewielką kwotę, którą ukrywała przed mężem. Strona 17 Czuła, że to trochę nie w porządku, ale te dochody pozwalały jej na za- kup droższego kremu czy pójście na kawę z innymi matkami z klasy Janka czy Milenki bez narażania się na komentarze ze strony Darka. Każdego miesiąca odkładała też część swoich zarobków. Marzyła, że kie- dyś, gdy już dzieci będą duże, uda jej się uzbierać tyle, żeby otworzyć szkołę językową. Wiedziała, że pewnie nie da rady zgromadzić tak dużej sumy, ale to marzenie pozwalało jej wierzyć, że może być kimś więcej niż tylko żoną i matką. – Miśka, czy ty nie słyszysz, co oni robią? Głos Darka wyrwał ją z zamyślenia. – I co ty tam tak ciągle piszesz? –  Podsumowuję wydatki.  – Wiedziała, że ta odpowiedź uśpi jego czuj- ność. – Sprawdzam, czy nie przekraczamy budżetu. – Okej. – Skinął głową. – Ale może zrobisz coś, żeby dzieci się uspokoiły? – A ty nie możesz? – odparła, niewiele myśląc. Wystarczyło jedno spojrzenie Darka, żeby odłożyła laptop. No tak, to była jej działka. Ona odpowiadała za porządek, zakupy i  spokój w  „tym domu”. Powoli poszła w stronę schodów prowadzących na piętro. – Janek! Milenka! – krzyknęła w górę. – Uspokójcie się natychmiast! Bo będzie szlaban na komórki i komputery! Na górze zapanowała cisza. – Widzisz, Misiu, jak chcesz, to potrafisz. – Darek się uśmiechnął. – A co dziś będzie na kolację? Zjadłbym naleśniki... Michalina skinęła głową. – Zaraz zrobię. Już wiedziała, że tłumaczenie będzie kończyła w nocy, gdy Darek zaśnie. *** Strona 18 Dorota weszła do mieszkania i starannie zamknęła za sobą drzwi. Nie żeby jakoś specjalnie się bała, ale lubiła czuć się bezpiecznie. Samotna kobieta powinna być rozsądna, zwłaszcza w  czasach gdy nie brakuje takich, dla których nawet staruszka jest okazją do oszustwa czy napadu. Dorota, co prawda, staruszką jeszcze nie była, ale nie miała ochoty na niemiłe niespo- dzianki. Dość ich już przeżyła i ponad wszystko ceniła sobie spokój. – Cześć, Nirvana – przywitała dużą czarną kotkę, która ocierała się o jej nogi. – Zaraz dam ci coś dobrego. Odwiesiła na haczyk kolorowy sweter, który sama zrobiła z  resztek wełny, wsunęła stopy w kapcie z wyhaftowanym folklorystycznym wzorem i poszła do kuchni. Najpierw nalała wody do czajnika i wsypała do kubka łyżeczkę kawy. Nie miała ekspresu, piła parzoną po turecku, z  odrobiną mleka i  dwiema ły- żeczkami cukru. Jedną rano, dwie w pracy i ostatnią po powrocie do domu. To był taki codzienny rytuał, który pozwalał Dorocie utrzymać stały rytm i  opanować chaos, w  który wpadała, gdy tylko przestawała trzymać się ustalonych reguł. Owszem, powinna ograniczyć kofeinę, tak samo jak rzucić palenie, za- cząć się zdrowiej odżywiać i  jeszcze wiele innych rzeczy. Jednak świado- mie podjęła pewne decyzje i zamierzała się ich trzymać. Dla zdrowia. Psy- chicznego. Nirvana cichym miauknięciem przypomniała o swojej obecności. – Już, już. – Dorota uśmiechnęła się do zwierzęcia. – Wiem, ty też masz swoje rytuały. Wyciągnęła z szafki mięsną puszkę i wyłożyła jej zawartość do miseczki stojącej pod oknem. Nirvana była z nią od roku. Przyszła sama, nie wiadomo skąd. Po prostu siedziała pod drzwiami i  nie zamierzała odejść. Dorota zastała ją tam, kiedy wróciła do domu po kilkudniowej nieobecności, nakarmiła kiełbasą, bo nic innego nie miała, i zostawiła na wycieraczce, bo nie miała głowy do zajmowania się niczym. Głowę miała pełną złych myśli i  czarnych scena- riuszy i nie było w nich miejsca na żadną żywą istotę. Ale gdy następnego Strona 19 poranka otworzyła drzwi, żeby wyjść do sklepu, kotka przecisnęła się mię- dzy jej nogami i od razu zajęła miejsce na fotelu przed telewizorem. Dorocie było wtedy naprawdę wszystko jedno, więc nie walczyła z tą ko- cią samowolą. Pomyślała, że widocznie tak musi być. Zadzwoniła do kole- żanki z  pracy, która zajmowała się wolno żyjącymi kotami, i  poprosiła o  wsparcie w  tej nowej sytuacji. Koleżanka nie zawiodła, ucieszona nie- zmiernie faktem, że Dorota postanowiła pomóc bezdomniakowi. Szybko ogarnęła niezbędną wyprawkę i nawet załatwiła bezpłatną sterylizację. –  Bo tak naprawdę to kot wybiera człowieka, a  nie odwrotnie  – powie- działa, patrząc uważnie na Dorotę.  – Widocznie uznała, że jest ci po- trzebna. Rzeczywiście chyba tak było. Obecność kocicy dobrze podziałała na Do- rotę, bo ta powoli zaczęła odzyskiwać równowagę i chęć do życia. Obie do- chodziły do siebie, dzieliły łóżko i spędzały wspólnie popołudnia. Nirvana nabrała ciała, sierść zaczęła jej błyszczeć, a  ogon stał się puchaty niczym u lisa. – To co? Obejrzymy film czy posłuchamy muzyki? – zapytała Dorota, gdy usiadła z  kubkiem kawy na kanapie, a  najedzona kocica zajęła miejsce obok niej. Dzwonek do drzwi był sygnałem, że jednak nic nie będzie z ich planów. Kto to może być? – zastanawiała się Dorota, idąc do przedpokoju. Wyjrzała przez wizjer i zobaczyła, że na progu stoi jej córka, Iga. Wes- tchnęła i przekręciła zamek. – Cześć, mamo! Młoda kobieta z uśmiechem weszła do mieszkania i  pocałowała Dorotę w policzek. – Cześć! Co cię sprowadza? – A musi mnie coś sprowadzać? To już nie można do matki na herbatę wpaść? – Oczywiście, że można. – Dorota pokiwała głową. Strona 20 Wiedziała jednak, że córka nie jest z nią szczera i że jej wizyta wcale nie jest spontaniczna. Zastanawiała się tylko, jakich argumentów Iga dziś użyje, gdy po raz kolejny spróbuje skłonić matkę do zmiany decyzji. Bo że będzie próbowała, tego była pewna. Zrobiła córce herbaty, wyjęła na talerzyk kilka maślanych ciasteczek, które zawsze kupowała, bo lubiła od czasu do czasu przekąsić coś słod- kiego. – I co tam u ciebie? – zapytała, gdy usiadły przy stole. – Jak zawsze. – Iga machnęła ręką. – W pracy młyn, Tomek łapie każdą robotę, żeby więcej zarobić, więc mało się widujemy. – Westchnęła. No tak, mamy to samo co zawsze – stwierdziła Dorota. Próbuje we mnie wzbu- dzić poczucie winy. –  Miałam nadzieję, że u  mnie będą premie, ale szefostwo jakoś się nie kwapi.  – Iga nie przestawała narzekać.  – Pomyślałabym o  zmianie pracy, ale wiesz, mamo, państwowa posada to zawsze większa pewność. –  To może powinnaś znaleźć coś dodatkowego?  – zaproponowała Do- rota.  – Przecież wiesz, że ja od lat dorabiam sobie, robiąc czapki szydeł- kiem, i jakoś daję radę. Pensji Dorota nie miała zbyt wysokiej, to fakt. Pracowała jako instruktor w domu kultury, prowadziła zajęcia teatralne, czasami też plastyczne. Lu- biła swoją pracę, mimo że nie zarabiała dużo, ale możliwość ułożenia sobie zajęć w różnych godzinach była wielką pomocą, gdy została sama z Igą. Oj- ciec jej córki postanowił szukać szczęścia, podróżując po świecie, i zniknął z ich życia, jeszcze zanim skończyła studia. Dorota nawet nie miała do niego pretensji. Przecież wiedziała, jaki jest – niespokojny typ, przeciwnik systemu, ceniący wolność ponad wszystko. Za to go pokochała i tym jej zaimponował. Co prawda, jak każda młoda dziew- czyna, łudziła się nadzieją, że gdy powie mu o ciąży, chłopak zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i nagle okaże się odpowiedzialnym mężem i ojcem. Stało się jednak inaczej.