Sawyer Robert J.- Jak za dawnych czasów

Szczegóły
Tytuł Sawyer Robert J.- Jak za dawnych czasów
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Sawyer Robert J.- Jak za dawnych czasów PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Sawyer Robert J.- Jak za dawnych czasów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Sawyer Robert J.- Jak za dawnych czasów - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT J. SAWYER jak za dawnych czasów Transfer przebiegł gładko, niczym nacięcie skóry skalpelem. Cohen był jednocześnie podekscytowany i rozczarowany. Podniecało go bycie tutaj - być może więc sędzia miała słuszność, być może w rzeczy samej tu właśnie przynależał. Jednak podniecenie to traciło na wyrazistości, ponieważ nie towarzyszyły mu zazwyczaj obecne fizjologiczne oznaki ekscytacji: spocone dłonie, walące jak młotem serce, przyspieszony oddech. No, co prawda było bicie serca, które dudniło w tle, ale serce to nie należało do Cohena. Należało do dinozaura. Wszystko należało do dinozaura - Cohen patrzył teraz na świat oczyma tyranozaura. Kolory wydawały się zupełnie nie takie, jak trzeba. Z pewnością tu, w mezozoiku, liście roślin musiały zawierać ten sam zielony chlorofil, jednak dinozaur widział je granatowymi. Niebo było lawendowe, a gleba pod stopami miała barwę popiołu. "Potwory inaczej widziały kolory", pomyślał Cohen. Cóż, mógłby się do tego przyzwyczaić. W końcu i tak nie miał wyboru. Miał zakończyć swe życie jako obserwator wewnątrz umysłu tego tyranozaura. Miał widzieć to, co widziała bestia; słyszeć to, co słyszała, i czuć to, co czuła. Powiedzieli, że nie będzie mógł sterować jej ruchami, ale będzie w stanie doświadczyć każdego uczucia. Rex maszerował przed siebie. Cohen miał tylko nadzieję, że krew nadal będzie miała dla niego czerwony kolor. Gdyby nie była czerwona, to nie byłoby już to samo. - I cóż takiego, pani Cohen, powiedział mąż, zanim opuścił państwa dom rzeczonej nocy? - Powiedział, że idzie polować na ludzi. Ale sądziłam, że sobie żartuje. - Bez interpretacji, proszę, pani Cohen. Proszę tylko powtórzyć Wysokiemu Sądowi, możliwie najdokładniej, to, co powiedział pani mąż. - Powiedział: "Idę polować na ludzi". - Dziękuję, pani Cohen. Wysoki Sądzie, to zamyka sprawę Cohena. Makatkę na ścianie pokoju zajmowanego przez Jej Sędziowską Mość Amandę Hoskins zrobił dla niej mąż. Widniał na niej jeden z jej ulubionych wersetów z "Mikado". Kiedy przygotowywała się do wydania wyroku, często spoglądała na nią i raz jeszcze odczytywała te słowa: Celu uświęconego Z czasem okażemy się godni: Odpowiednia dla zbrodni kara... Kara odpowiednia dla zbrodni. To była trudna sprawa... straszliwa sprawa. Sędzia Hoskins w dalszym ciągu się zastanawiała... Nie tylko kolory były nie takie, jak trzeba. Widok roztaczający się z wnętrza czaszki tyranozaura różnił się też pod innymi względami. Wzrok był tylko po części stereoskopowy. Pośrodku pola widzenia Cohena znajdował się obszar o pełnej głębi. Jednak ponieważ oczy bestii były osadzone nieco z boku, panorama widziana przez tyranozaura była o wiele szersza niż ta, jaką mogła zobaczyć istota ludzka - taki dinozaurzy ekran panoramiczny o polu widzenia obejmującym aż 270 stopni. Szerokokątny obszar widzenia przesuwał się z lewa na prawo i z powrotem, kiedy tyranozaur przeszukiwał wzrokiem horyzont. Szukając zdobyczy. Szukając czegoś, co mógłby zabić. Dziennik "Calgary Herald" z czwartku 16 października 2042 roku, wydanie papierowe: Seryjny morderca Rudolph Cohen, lat 43, został wczoraj skazany na śmierć. Doktor Cohen, były prominentny członek Kolegium Lekarzy i Chirurgów w Albercie, został w sierpniu uznany winnym trzydziestu siedmiu morderstw pierwszego stopnia. W swym mrożącym krew w żyłach zeznaniu Cohen przyznał się, bez żadnych oznak skruchy, że każdą ze swych ofiar nękał godzinami, nim w końcu rozpłatał ich gardła narzędziami chirurgicznymi. Po raz pierwszy od osiemdziesięciu lat w naszym kraju orzeczono karę śmierci. W uzasadnieniu wyroku Jej Sędziowska Mość Amanda Hoskins stwierdziła, że Cohen jest "najbardziej zimnokrwistym i brutalnym zabójcą, jaki grasował po preriach Kanady od czasu tyranozaura rexa"... Zza odległej o jakieś dziesięć metrów grupy prehistorycznych sekwoi wyłonił się drugi tyranozaur. Cohen podejrzewał, że tyranozaury mogą zażarcie walczyć o terytoria, bo też każde ze zwierząt potrzebowało ogromnych ilości mięsa. Zastanawiał się, czy bestia, w której się znajdował, zaatakuje tego osobnika. Jego dinozaur przechylił łeb, aby przyjrzeć się drugiemu rexowi, widocznemu z profilu. Ale kiedy to zrobił, prawie cały obraz w dinozaurzym umyśle rozpłynął się w białą próżnię, jakby zwierz z małym móżdżkiem po prostu tracił z oczu całość obrazu, kiedy koncentrował się na szczegółach. Z początku Cohen myślał, że jego rex wpatruje się w głowę tamtego dinozaura, ale wkrótce czubek czaszki tego drugiego, koniec jego pyska i tył jego potężnego karku rozpłynęły się w śnieżnej nicości. Pozostał jedynie obraz gardła. "Dobra nasza", pomyślał Cohen. "Jedno ugryzienie tam powinno zabić zwierzaka". Skóra na gardle wydawała się szarozielona i gładka. Ku wściekłości Cohena rex nie zaatakował. Zamiast tego po prostu odwrócił głowę i ponownie wpatrzył się w horyzont. W przebłysku intuicji Cohen pojął, co się stało. Inne dzieci z sąsiedztwa miały pieski albo kotki - on hodował jaszczurki i węże, zimnokrwistych drapieżców - do tego faktu powołany na biegłego psycholog przykładał wielką wagę. Z gardeł niektórych rodzajów jaszczurek płci męskiej zwisały skórne worki. Rex, w którym się znajdował - samiec, jak uważali paleontolodzy z Tyrrell - przyjrzał się temu drugiemu rexowi i spostrzegł gładkie gardło, oznaczające samicę, z którą lepiej jest się parzyć, niż walczyć. Być może wkrótce się sparzą. Cohen nigdy nie doznał orgazmu w okolicznościach innych niż podczas zabijania. Zastanawiał się teraz, jakie to musi być uczucie. - Wydaliśmy miliard dolarów na wynalezienie podróży w czasie, a pan mi teraz mówi, że cały ten system jest bezużyteczny?! - No cóż... - To właśnie mi pan mówi, czyż nie tak, profesorze?! Że chronotransfer nie ma praktycznego zastosowania?! - Niezupełnie, panie ministrze. System przecież działa. Możemy przenieść ludzką świadomość w czasie i nałożyć ją na umysł kogoś, kto żył w przeszłości. - Nie znając jednocześnie sposobu na zerwanie połączenia. Cudownie. - Nieprawda. Połączenie zostaje zerwane automatycznie. - Jasne. Kiedy postać historyczna, w którą przenosicie świadomość, umiera, połączenie zostaje zerwane. - Dokładnie. - A wtedy osoba z naszych czasów, której świadomość przenieśliście, również umiera. - Przyznaję, że to dość niefortunna konsekwencja tak bliskiego połączenia dwu umysłów. - A więc mam rację! Ten cały cholerny chronotransfer jest bezużyteczny. - Ależ skądże znowu, panie ministrze. Prawdę rzekłszy, sądzę, że znalazłem dla niego idealne zastosowanie. Rex pomaszerował dalej. Choć z początku Cohen poświęcał całą swą uwagę wzrokowi bestii, z wolna począł uświadamiać sobie obecność innych zmysłów. Słyszał odgłos kroków rexa, trzask miażdżonych gałęzi i roślin, śpiew ptaków czy pterozaurów oraz rozlegające się w tle nieustanne brzęczenie owadów. Jednak wszystkie te dźwięki były płaskie i niskie - charakteryzujące się prostotą budowy uszy rexa nie były zdolne do wychwytywania dźwięków o wyższej częstotliwości, a to, co słyszał było pozbawione bogactwa. Cohen wiedział, że późna kreda musiała brzmieć symfonią zróżnicowanych tonów, ale teraz czuł się tak, jakby słuchał jej w nausznikach. Rex szedł przed siebie, wciąż poszukując. Do Cohena zaczęły docierać kolejne wrażenia, tak ze świata zewnętrznego, jak i wewnętrznego - gorące popołudniowe słońce i uczucie ssącego głodu w żołądku bestii. Jedzenie. Było to najlepsze przybliżenie spójnej myśli, jakie udało mu się wykryć u zwierzęcia, mentalny obraz kęsów mięsa zsuwających się w dół przełyku. Jedzenie. Akt o Zachowaniu Świadczeń Socjalnych z 2022 roku: Społeczeństwo Kanady opiera się na istnieniu Narodowej Sieci Bezpieczeństwa - szeregu uprawnień i programów zaprojektowanych z myślą o zapewnieniu wysokiego standardu życia każdemu obywatelowi. Jednakże stale wzrastająca przewidywana długość życia, w połączeniu z ciągłym obniżaniem się obowiązkowego wieku emerytalnego, nałożyły zbyt wielki ciężar na nasz system opieki społecznej, a w szczególności na będący jego podwalinami program powszechnej opieki zdrowotnej. Ponieważ większość podatników przestaje pracować w wieku 45 lat, a przeciętny Kanadyjczyk dożywa 94 (mężczyźni) lub 97 (kobiety), system jest zagrożony całkowitym rozpadem. W związku z tym wszystkie programy socjalne będą, począwszy od tej chwili, dostępne jedynie dla osób poniżej sześćdziesiątego roku życia, z jednym wyjątkiem: każdy obywatel Kanady, bez względu na wiek, może skorzystać, bez ponoszenia dodatkowych kosztów, z finansowanego przez rząd programu eutanazji przez chronotransfer. Tam, z przodu! Coś się rusza! Cokolwiek to jest, jest duże: nierozróżnialny zarys, jedynie chwilami widoczny zza splątanych gałęzi jodeł. Jakiś odwrócony tyłem czworonóg... Ach, tak - odwraca się teraz. Obraz po bokach rozpłynął się w śnieżną nicość, kiedy rex skoncentrował się na głowie. Trzy rogi. Triceratops. Wspaniały! Cohen jako chłopiec spędzał całe godziny ślęcząc nad książkami o dinozaurach i szukając scen rzezi. A żadne potyczki nie były lepsze niż te, w których tyranozaur rex mierzył się z triceratopsem - czteronożnym mezozoicznym czołgiem z trojgiem rogów wystających z czoła i tarczą kostną rozpościerającą się z tyłu czaszki dla ochrony karku. A jednak rex pomaszerował dalej. "Nie", pomyślał Cohen. "Zawracaj, cholero! Zawracaj i atakuj!" Cohen pamiętał, kiedy się to wszystko zaczęło - ten brzemienny w skutki dzień wiele lat temu... za wiele lat. To miała być rutynowa operacja. Pacjent miał być właściwie przygotowany. Cohen zbliżył skalpel do brzucha i pewną ręką naciął skórę. Pacjent zatchnął się. Dźwięk był cudowny, przepiękny. Za mało gazu. Anestezjolog pospiesznie to poprawił. Cohen wiedział, że musi raz jeszcze usłyszeć ten dźwięk. Musi. Tyranozaur w dalszym ciągu szedł przed siebie. Cohen nie mógł dojrzeć jego nóg, ale czuł, jak się poruszają. Lewa- prawa, góra-dół. "Atakuj, draniu!" Lewa. "Atakuj!" Prawa. "Za nim!" Góra. "Za triceratopsem!" Dół... Bestia zawahała się i zastygła z lewą nogą w powietrzu, balansując na prawej. "Atakuj!" "Atakuj!" I wtedy rex wreszcie zmienił kierunek marszu. Ceratops pojawił się w centralnej, trójwymiarowej części tyranozaurzego pola widzenia, niczym cel na muszce strzelby. - Witamy w Instytucie Chronotransferu. Czy mógłbym zobaczyć pana rządową kartę przywilejów? Taaa, kiedyś musi być ten ostatni raz, he, he. Cóż, jestem przekonany, że chce pan mieć ekscytującą śmierć. Problem w tym, żeby znaleźć kogoś interesującego, kogo jeszcze nie użyto. Widzi pan, na osobowość danej postaci historycznej możemy nałożyć jedynie jeden umysł. Obawiam się, że wszystkie najlepsze są już zajęte. Wciąż każdego tygodnia dzwoni do nas z tuzin osób proszących o Jacka Kennedy'ego, ale on poszedł na pierwszy ogień, że się tak wyrażę. Gdybym jednak mógł coś zasugerować, to mamy skatalogowanych tysiące oficerów rzymskich legionów. To zazwyczaj są niezwykle satysfakcjonujące śmierci. Co by pan powiedział na jakiś ładny kawałek z wojen galijskich? Triceratops spojrzał w górę, jego gigantyczna głowa uniosła się znad szerokich płaskich liści, które przeżuwał. Teraz, kiedy rex skupił swą uwagę na roślinożercy, zdawał się poświęcać mu ją bez reszty. Tyranozaur zaszarżował. Opatrzony rogami pysk był odwrócony bokiem do rexa. Teraz począł się odwracać, aby odeprzeć atak. Horyzont podskakiwał szaleńczo w rytm biegu rexa. Cohen słyszał, jak serce zwierza wali głośno i szybko, niczym salwa armatnia. Triceratops, który wciąż jeszcze odwracał głowę, otworzył papuzi dziób, ale nie wydał żadnego dźwięku. Gigantyczne susy zmniejszyły dystans między dwoma zwierzętami. Cohen poczuł, jak szczęki rexa rozwierają się szeroko... coraz szerzej, a kły wysuwają się z zębodołów. Szczęki zatrzasnęły się na plecach rogacza, ponad ramionami. W polu widzenia przeleciały dwa zęby rexa, wybite siłą uderzenia. Smak gorącej krwi, która chlusnęła z rany... Rex odchylił się, aby wyrwać kolejny kęs. Triceratopsowi w końcu udało się obrócić łeb. Ubódł rexa, wbijając w jego nogę długi róg znajdujący się nad lewym okiem. Ból. Dojmujący, cudowny ból. Rex ryknął. Cohen usłyszał ryk dwukrotnie - raz, kiedy rozbrzmiewał pogłosem wewnątrz czaszki zwierzęcia, i drugi raz, kiedy odbijał się echem od odległych wzgórz. Stado pterozaurów o srebrnym futrze wzbiło się w powietrze. Cohen zobaczył, jak nikną z pola widzenia, kiedy prosty umysł dinozaura usunął je jako nieistotne zakłócenia. Triceratops cofnął się, wydobywając róg z ciała rexa. Krew, co z ukontentowaniem zauważył Cohen, nadal była czerwona. - Gdyby sędzia Hoskins skazała cię na krzesło elektryczne - rozważał Axworthy, prawnik Cohena - moglibyśmy się wybronić, powołując się na Kartę. Kara o niezwykłym okrucieństwie i takie tam... Ale ona zezwoliła ci na pełny dostęp do programu eutanazji przez chronotransfer... - tu Axworthy urwał. - Powiedziała bez ogródek, że po prostu chce cię widzieć martwym. - Jakże to rozsądne z jej strony - stwierdził Cohen. Axworthy zignorował jego wypowiedź. - Jestem pewien, że mogę ci załatwić, cokolwiek zechcesz - obiecał. - W kogo chciałbyś zostać przeniesiony? - Nie w kogo - odparł Cohen. - W co. - Że co proszę? - Ta cholerna sędzina powiedziała, że byłem najbardziej zimnokrwistym zabójcą, jaki grasował po Albercie od czasu tyranozaura rexa - Cohen potrząsnął głową. - Idiotka. Nie wie, że dinozaury były ciepłokrwiste? Tak czy siak, tego właśnie chcę. Chcę zostać przeniesiony w t-rexa. - Żartujesz. - Żartowanie nie jest moją mocną stroną, John. Jest nią zabijanie. Chcę się dowiedzieć, który z nas był w tym lepszy - ja czy rex. - Nawet nie wiem, czy mogą coś takiego zrobić - oponował Axworthy. - No to się dowiedz, cholera. Za co ci, u diabła, płacę? Rex uskoczył na bok ze zręcznością zaskakującą u stworzenia o jego rozmiarach i raz jeszcze zacisnął swe potworne szczęki na ramieniu ceratopsa. Roślinożerca krwawił tak obficie, jakby na ołtarzu jego grzbietu składano tysiąc ofiar. Triceratops usiłował rzucić się naprzód, ale szybko słabł. Tyranozaur, który był na swój sposób zręczny, mimo mikrego intelektu, po prostu cofnął się o tuzin gigantycznych kroków. Rogacz postąpił jeden niepewny krok w jego kierunku, potem kolejny - wreszcie z wielkim wysiłkiem zrobił jeszcze jeden. Jednak potem dinozaurzy czołg zachwiał się i opuszczając wolno powieki, przewrócił się na bok. Cohen poczuł zaskoczenie, a później podniecenie, kiedy usłyszał, jak z pluśnięciem pada na ziemię - nie zdawał sobie sprawy, jak wiele krwi uszło z ogromnej dziury, którą zrobił rex w grzbiecie bestii. Tyranozaur zbliżył się, uniósł do góry lewą łapę, po czym przygniótł nią brzuch triceratopsa. Trzy ostre szpony u palców nogi rozerwały jamę brzuszną, z której wylały się wnętrzności, parując w prażącym słońcu. Cohen sądził, że rex wyda z siebie tryumfalny ryk, ale tak się nie stało. Po prostu zanurzył pysk w krwawe rozdarcie i począł metodycznie wyszarpywać kawały ciała. Cohen był rozczarowany. Potyczka dinozaurów była niezłą zabawą, zabijanie - widowiskowym spektaklem i z pewnością było wystarczająco dużo krwi - ale nie było przerażenia. Nie miał poczucia, że triceratops drżał ze strachu, że błagał o litość. Nie było poczucia siły, panowania. Jedynie tępe, bezmyślnie brutalne zwierzęta, które poruszały się zgodnie z programem zawartym w ich genach. To go nie zadowalało. W najmniejszym stopniu. Sędzia Hoskins uniosła wzrok znad swego biurka i popatrzyła na prawnika. - Tyranozaur, panie Axworthy? Ja mówiłam w przenośni. - Rozumiem to, Wysoki Sądzie, ale było to stosowne spostrzeżenie, nie uważa pani? Skontaktowałem się z ludźmi od chronotransferu. Mówią, że mogą to zrobić, jeśli znajdą okaz rexa, nad którym będą mogli pracować. Muszą przeprowadzić propagację wsteczną z faktycznego materiału fizycznego, aby ustawić skok czasowy. Na sędzi Hoskins ten naukowy bełkot robił równie małe wrażenie jak żargon prawniczy. - Niechże pan przejdzie do konkretów, panie Axworthy. - Zadzwoniłem do Królewskiego Muzeum Paleontologicznego Tyrrella w Drumheller i zapytałem o dostępne na całym świecie skamieniałości tyranozaurów. Okazuje się, że istnieje jedynie garstka kompletnych szkieletów, jednak byli w stanie dostarczyć mi listę z przypisami, zawierającą tyle informacji, ile zdołali zdobyć o prawdopodobnych przyczynach śmierci poszczególnych osobników - z tymi słowy podał sędzi cienki plastykowy wydruk, przesuwając go po szerokim biurku. - Proszę mnie z tym zostawić, mecenasie. Dam panu znać. Axworthy wyszedł, a Hoskins przejrzała krótką listę. Następnie odchyliła się w swym skórzanym fotelu i po raz tysięczny poczęła czytać tekst z wiszącej na ścianie makatki: Celu uświęconego Z czasem okażemy się godni... Raz jeszcze przeczytała tę linię; jej usta poruszały się nieznacznie, gdy przepowiadała sobie słowa: Z czasem okażemy się godni... Sędzia ponownie przejrzała listę znalezisk tyranozaurów. Aha, ten będzie idealny. Wcisnęła przycisk na telefonie. - David, czy mógłbyś dla mnie odszukać pana Axworthy'ego? Zabiciu triceratopsa towarzyszył całkiem niezwykły aspekt - aspekt, który zaintrygował Cohena. Chronotransfer przeprowadzano już niezliczoną liczbę razy - była to jedna z najpopularniejszych form eutanazji. Czasami ciała przenoszonych osób wydawały z siebie dźwięki, jakby mówiły one przez sen, komentując zachodzące w przeszłości wydarzenia. Z tego, co mówiły, jasno wynikało, że przeniesione osoby nie mogły w najmniejszym stopniu kontrolować ciał, w których się znajdowały. W rzeczy samej fizycy twierdzili, że jakakolwiek kontrola była niemożliwa. Chronotransfer działał właśnie dlatego, że osoby przenoszone nie mogły wywierać żadnego wpływu, a w związku z tym jedynie obserwowały rzeczy, które zostały już zaobserwowane. A ponieważ nie dokonywano żadnych nowych obserwacji, nie występowały zniekształcenia mechaniki kwantowej. W końcu, dowodzili fizycy, gdyby ktoś mógł sprawować kontrolę, to mógłby też zmieniać przeszłość. A to było niemożliwe. A jednak kiedy Cohen próbował przymusić rexa do zmiany kierunku marszu, w końcu mu się to udało. Czy to możliwe, że rex miał tak mały móżdżek, że myśli Cohena mogły nim sterować? Szaleństwo. Implikacje były nieprawdopodobne. A jednak... Musiał wiedzieć, czy to prawda. Apatyczny rex rozłożył się na brzuchu, napasiony mięsem ceratopsa. Najwidoczniej zamierzał poleżeć tu sobie przez dłuższy czas, rozkoszując się wieczorną bryzą. "Wstawaj", pomyślał Cohen. "Wstawaj, ty cholero!" Nic. Żadnej reakcji. "Wstawaj!" Dolna szczęka rexa spoczywała na ziemi. Górna była uniesiona, a pysk szeroko rozwarty. Drobne pterozaury wlatywały do otwartej paszczęki i wylatywały z niej, wyszarpując swymi długimi igielnymi dziobami kęsy ciała rogacza spomiędzy zakrzywionych zębisk rexa. "Wstawaj!", pomyślał znowu Cohen. "Wstawaj!" Rex wiercił się w miejscu. "Wstawaj!" Tyranozaur skorzystał ze swych drobnych przednich kończyn, aby jego tors nie przewrócił się do przodu, kiedy podnosił go z pomocą swych potężnych nóg do pozycji pionowej. "Do przodu", pomyślał Cohen. "Do przodu!" Inaczej odczuwał teraz ciało bestii. Jej brzuch był tak pełny, że aż go rozsadzało. "Do przodu!" Ciężko stawiając nogi, rex począł maszerować. Cudowne. Znów mieć kontrolę! Cohen poczuł stare uczucie podekscytowania towarzyszące polowaniu. I dokładnie wiedział, czego szuka. - Sędzia Hoskins zgadza się - oznajmił Axworthy. - Wydała zezwolenie na twój transfer w tego nowego t-rexa, którego mają tu, w Albercie w Muzeum Tyrrella. Mówią, że to młody samiec. Sądząc po sposobie, w jaki ułożony był szkielet, rex zginął podczas upadku - prawdopodobnie wpadł w szczelinę. Zarówno nogi, jak i kręgosłup były połamane, jednak szkielet pozostał niemal nietknięty, co sugerowałoby, że padlinożercy nie mogli się do niego dobrać. Niestety, ludzie od chronotransferu mówią, że propagacja wsteczna o tak dalekim zasięgu umożliwia im podłączenie cię jedynie na kilka godzin przed wypadkiem. Ale twemu życzeniu stanie się zadość: umrzesz jako tyranozaur. Aha, a tutaj mam książki, o które prosiłeś: pełna biblioteka dotycząca kredowej flory i fauny. Powinieneś mieć dość czasu, aby przeczytać to wszystko - ludzie od chronotransferu potrzebują jeszcze kilku tygodni, aby wszystko przygotować. Kiedy prehistoryczny wieczór zamienił się w noc, Cohen znalazł to, czego szukał. Kuliło się w poszyciu: duże brązowe oczy, długi spiczasty pyszczek i gibkie ciałko pokryte futerkiem, które w oczach tyranozaura było niebiesko- brązowe. Ssak. Ale nie jakiś tam ssak. Purgatorius, najwcześniejszy z naczelnych, zamieszkujący tereny Montany i Alberty pod sam koniec okresu kredowego. Maleństwo miało jedynie około dziesięciu centymetrów długości, nie licząc szczurzego ogonka. W tych czasach były to rzadkie zwierzątka. Futrzana kulka mogła biegać szybko, jak na swoje rozmiary, ale pojedynczy krok tyranozaura był dłuższy od setki kroków ssaka. W żaden sposób nie mógł uciec. Rex pochylił się i Cohen ujrzał pyszczek futrzaka - najbardziej zbliżoną do ludzkiej twarzy rzecz przez kolejne sześćdziesiąt milionów lat. Oczy zwierzęcia rozszerzyły się z przerażenia. Nagi strach w najsurowszej formie. Ssaczy strach. Cohen widział, jak zwierzątko krzyczy. Słyszał, jak krzyczy. To było cudowne. Rex zbliżył swe rozwarte szczęki do malutkiego ssaka, wciągając powietrze z taką siła, że wessał zwierzątko do swej paszczęki. W normalnej sytuacji rex połknąłby taki posiłek w całości, ale Cohen powstrzymał go przed tym. Zamiast tego kazał mu po prostu stać spokojnie, podczas gdy maleńki naczelny w przerażeniu biegał w kółko, wewnątrz wielkiej pieczary dinozaurzej paszczy, obijając się o gigantyczne zęby i wielkie mięsiste ściany i ślizgał się po masywnym, suchym języku. Cohen delektował się przerażonym piskiem. Pławił się w uczuciach zwierzęcia, oszalałego ze strachu wewnątrz tego żywego więzienia. W końcu, z uczuciem wielkiej, wspaniałej ulgi, Cohen skrócił męczarnie zwierzęcia, pozwalając rexowi połknąć je - futrzana kulka łechtała, ześlizgując się w gardło giganta. Było jak za dawnych czasów. Jak polowanie na ludzi. I wtedy Cohenowi przyszła do głowy wspaniała myśl. Przecież gdyby zabił wystarczającą liczbę tych małych krzykliwych futrzaków, to nie doczekałyby się one żadnych potomków. Nie byłoby nigdy żadnego homo sapiens. Cohen zdał sobie sprawę z faktu, że w całkiem dosłownym tych słów znaczeniu polował na ludzi - na wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek zaistnieją. Rzecz jasna, kilka godzin nie wystarczy na zabicie wielu spośród nich. Sędzia Hoskins bez wątpienia sądziła, że była to cudownie poetyczna sprawiedliwość - w przeciwnym wypadku nie zezwoliłaby na transfer - wysłać go po to tylko, aby upadł w czeluść, niczym potępieniec. Głupia sędzina. Przecież teraz, gdy mógł sterować bestią, za żadne skarby nie pozwoli jej umrzeć tak młodo. Po prostu... Szczelina była tam - długie rozcięcie w ziemi, o kruszącej się krawędzi. Cholera, ciężko było ją dojrzeć. Cienie rzucane przez sąsiadujące z nią drzewa tworzyły na ziemi mylącą siatkę, która przysłaniała poszarpane rozdarcie. Nic dziwnego, że tępawy rex nie dostrzegł jej, aż było za późno. Ale nie tym razem. "Skręć w lewo", pomyślał Cohen. "W lewo". I jego rex usłuchał. W przyszłości będzie starał się unikać tego obszaru, tak na wszelki wypadek. W końcu było tyle innych miejsc. Na szczęście rex był młody. Będzie miał całe dekady na kontynuowanie tego szczególnego polowania. Cohen był pewien, że Axworthy znał swój fach: kiedy tylko wyjdzie na jaw, że połączenie trwa dłużej niż kilka godzin, dopilnuje, żeby jakiekolwiek próby wyciągnięcia wtyczki ugrzęzły w sądzie na całe lata. Cohen poczuł, jak narasta w nim - i w tyranozaurze - znajome napięcie. Dinozaur pomaszerował dalej. "Jest lepiej niż za dawnych czasów", pomyślał. "O wiele lepiej". Polowanie na całą ludzkość. Wyzwolenie napięcia będzie cudowne. W skupieniu wypatrywał jakiegokolwiek ruchu w poszyciu. Przełożył Paweł Martin 6