Clavell James - Noble Hause t.1
Szczegóły |
Tytuł |
Clavell James - Noble Hause t.1 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Clavell James - Noble Hause t.1 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Clavell James - Noble Hause t.1 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Clavell James - Noble Hause t.1 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
James Clavell
Strona 3
Noble House
Książkę tę składam w hołdzie Najwyższemu Majestatowi Elżbiety II oraz ludziom Jej Korony w
Hongkongu - na
zgubę ich wrogów.
Środa
8 czerwca 1960
Strona 4
Prolog
23:45
Nazywał się Ian Dunross. W rzęsistym deszczu ostrożnie skręcił sportowym samochodem w Dirk's
Street okalającą budynek Struanów w przybrzeżnej dzielnicy Hongkongu. Panowała ciemna,
nieprzyjemna noc. W całej kolonii - tutaj na wyspie Hongkong, po przeciwnej stronie kanału w
Koulu-nie i na Nowych Terytoriach należących do Państwa Środka - ulice były niemal całkowicie
wyludnione. Wszyscy, oczekując na tajfun Mary, deskami uszczelniali okna i drzwi. Pierwszym
ostrzeżeniem okazał się dziewię-ciostopniowy sztorm o zmierzchu, a potem osiemdziesięcio-, a w
porywach stuwęzłowa burza z rzęsistym deszczem bombardującym dachy nad głowami dziesiątek
tysięcy ludzi skulonych bezbronnie w ruderach i samodzielnie skleconych budach.
Dunross zwolnił, nie widział, co się przed nim dzieje, bo wycieraczki nie mogły dać sobie rady ze
strugami wody. Przednia szyba od razu stała się przejrzysta. Wiatr wył, ocierając się o boczne szyby
i brezentowy dach. Z
przodu, na końcu Dirk's Street, znajdował się budynek terminalu Golden Ferry i przystań z ponad pół
tysiącem statków.
Jadąc dalej, Dunross zauważył przewrócony przez wichurę stragan, który przygniótł zaparkowany
obok samochód. Mocno trzymał kierownicę, aby nie wpaść w poślizg. Samochód miał stary, lecz
dobrze utrzymany. Hamulce i silnik działały niezawodnie. Serce biło Dunrossowi przyjemnym
rytmem, lubił burzę.
Zaparkował na chodniku dokładnie naprzeciwko budynku Struanów i wysiadł.
Miał nienaganną fryzurę, niebieskie oczy, trzydzieści osiem lat, wysmukłą sylwetkę i schludny
wygląd. Ubrany był w stary prochowiec i czapkę. Biegnąc w stronę głównego wejścia do
dwudziestojednopiętrowego budynku, przemókł do suchej nitki. Nad ogromnymi drzwiami wisiał
herb Struanów -szkocki Czerwony Lew spleciony z chińskim Zielonym Smokiem. Wyprostował się,
odetchnął i po szerokich schodach wszedł do środka.
- Dobry wieczór, panie Dunross - przywitał go chiński odźwierny.
- Tai-pan posyłał po mnie.
- Tak, proszę pana - odpowiedział Chińczyk, przyciskając za niego guzik w windzie.
Po otwarciu drzwi Dunross wyszedł do małego korytarza, zapukał i wkroczył do salonu.
- Dobry wieczór, tai-pan - odezwał się oficjalnym głosem.
Strona 5
9
Alastair Struan opierał się o gustowny kominek. Był wielkim, rumianym, zadbanym Szkotem z
wydatnym brzuszkiem i siwymi włosami. Miał lat sześćdziesiąt, a od sześciu rządził Struanami.
- Napijesz się? - zapytał, wskazując ręką srebrny kubełek z Dom Perignon.
- Tak, dziękuję. - Dunross nigdy nie widział prywatnych apartamentów tai-pana. Pomieszczenie było
obszerne, wspaniale umeblowane, z przepysznymi dywanami na podłodze, a na ścianach wisiały
stare obrazy olejne przedstawiające ich pierwsze klipery i parowce. Ogromne okno, przez które
zwykle rozpościerał
się zachwycający widok na cały Hongkong, przystań, a także Koulun po drugiej stronie kanału,
straszyło teraz czernią i spływającymi strugami wody.
Nalał sobie szampana.
- Na zdrowie - powiedział oschłym tonem.
Alastair Struan skinął głową równie ozięble i uniósł swój kieliszek.
- Przyszedłeś za wcześnie.
- Pięć minut za wcześnie to akurat na czas, tai-pan. Czyż nie to wpajał mi ojciec? Czy to, że
spotykamy się o północy, ma jakieś znaczenie?
- Tak. To nasz zwyczaj, wprowadzony przez Dirka.
Dunross w milczeniu przechylił kieliszek. Głośno tykał zabytkowy zegar okrętowy. Napięcie
Dunrossa rosło z każdą sekundą, nie wiedział, czego ma się spodziewać. Nad kominkiem wisiał
portret młodej dziewczyny w sukni ślubnej. Była to szesnastoletnia Tess Struan, żona Culuma,
drugiego tai-pana, syna założyciela firmy - Dirka Struana.
Przyglądał jej się. W okno uderzyła silniejsza fala deszczu.
- Fatalna noc - stwierdził.
Starszy mężczyzna spojrzał na niego z nienawiścią. Cisza zaczynała świdrować uszy. Nagle
ośmiokrotnie zadzwonił stary zegar, wybijając północ. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - odezwał się Alastair Struan z ulgą, że nareszcie mogą zaczynać.
Drzwi otworzył Lim Czu, osobisty służący tai-pana. Odsunął się, aby przepuścić Phillipa Czena,
honorowego doradcę Struanów.
- Ach, Phillip, jak zwykle punktualnie - Alastair Struan starał się mó wić jowialnym tonem. -
Szampana?
Strona 6
- Dziękuję, tai-pan. Napiję się z przyjemnością. Witam, lanie Struan Dunross. - Pozdrowił młodego
człowieka ze zwykłą sobie formalnością, po angielsku mówił z akcentem charakterystycznym dla
wyższych sfer. Miał
sporo ponad sześćdziesiąt lat, w jego żyłach płynęło więcej krwi chińskiej niż europejskiej. Był
szczupły, przystojny, miał siwe włosy, nadal jędrną skórę i czarne, bardzo czarne, chińskie oczy.
- Straszna noc, nieprawdaż?
- Oj tak, tak, Wujku Czen - Dunross zwrócił się do Czena, używając chińskiej formy
grzecznościowej. Lubił go i szanował, tak samo jak pogardzał
kuzynem Alastairem.
- Podobno ten tajfun może narobić wiele szkód odezwał się Alastair, nalewając szampana do
zgrabnych kieliszków. Najpierw podał trunek Cze-nowi, a potem Dunrossowi.
- Na zdrowie.
Wypili. Deszcz stukał o szyby okna.
- Cieszę się, że nie wypłynąłem dzisiaj w morze - powiedział w zamyśleniu Alastair Struan. - A więc
znów tu jesteś, Phillipie.
- Tak, tai-pan. Czuję się zaszczycony. Wielce zaszczycony. - Wyczuwał
nienawistne napięcie między obydwoma mężczyznami, ale ignorował je. To naturalne, kiedy tai-pan
Noble House musi przekazać władzę.
Alastair Struan napił się ponownie i rozkoszował się smakiem wina. Po dłuższej chwili powiedział:
- lanie, zgodnie z naszym zwyczajem, przy przekazaniu władzy musi być obecny świadek. Jak zwykle
może nim być tylko nasz obecny honorowy doradca, Ile razy już brałeś w tym udział, Phillip?
- Cztery razy, tai-pan.
- Phillip poznał prawie nas wszystkich. Zna wiele naszych tajemnic.
Prawda, przyjacielu? - Phillip Czen tylko się uśmiechnął. - Na nim możesz polegać, lanie. Zaufaj
jego wiedzy.
Na tyle, na ile tai-pan może wierzyć komukolwiek, pomyślał Dunross.
Alastair Struan odstawił kieliszek.
- Po pierwsze: lanie Struan Dunross, pytam cię oficjalnie, czy chcesz zostać tai-panem Struanów?
Strona 7
- Chcę.
- Czy przysięgasz na Boga zatrzymać w tajemnicy wszystkie obrzędy i nie wyjawić ich nikomu z
wyjątkiem swego następcy?
- Przysięgam.
- Przysięgnij oficjalnie.
- Przysięgam na Boga, że zatrzymam w tajemnicy wszystkie obrzędy i nie wyjawię ich nikomu z
wyjątkiem swego następcy.
- Proszę. - Tai-pan podał mu pożółkły ze starości pergamin. - Czytaj na głos.
Dunross rozłożył dokument. Pismo było bardzo ozdobne, ale zupełnie czytelne. Spojrzał na datę - 15
lipca 1841 roku. Czuł coraz większe po-dekscytowanie.
- To pismo Dirka Struana? - zapytał.
- W większości tak. Część dopisał jego syn, Culum Struan, ,Na wszelki wypadek mamy oczywiście
fotokopie. Czytaj.
„Moja Legacja obowiązuje każdego tai-pana, który przejmuje ten tytuł po mnie. Niech odczytają na
głos i niech zgodnie ze zwyczajem ustalonym przeze mnie, Dirka Struana, założyciela Struan i Spółki,
przysięgnie przed Bogiem i świadkami, że przyjmuje wszystkie punkty i że zatrzyma je w sekrecie,
zanim jeszcze przejmie moje obowiązki. Wymagam, aby zostały pokonane trudności, które spadną w
przyszłych latach na moich następców. Trudności wynikające z przelanej przeze mnie krwi,
zaciągniętych długów honorowych i z powodu nieprzewidywalności działań Chińczyków, z którymi
jesteśmy związani, co bez wątpienia czyni nas wyjątkowymi ludźmi na świecie. Oto moja Legacja:
Po pierwsze:
Będzie tylko jeden tai-pan i to on będzie dzierżył w swoim ręku absolutną władzę nad Kompanią,
sprawował władzę nad kapitanami wszystkich naszych statków i wszystkimi naszymi kompaniami,
gdziekolwiek by się znajdowały. Tai-pan jest zawsze w swych radościach i troskach sam. Wszyscy
go muszą chronić i musi on mieć zapewnioną prywatność szanowaną przez wszystkich. Cokolwiek
rozkaże, ma być spełnione, i w Kompanii nie mogą się tworzyć żadne grupy, stronnictwa ani kręgi,
aby nie zakłócać jego absolutnej władzy.
Po drugie:
Gdy tai-pan postawi nogę na pokładzie któregoś ze statków, przejmuje władzę nad kapitanem i
wszystkie jego rozkazy dotyczące bitwy i żeglugi muszą być traktowane jak prawo. Każdy kapitan
przed objęciem statku musi przysiąc, że będzie je respektował.
Po trzecie:
Tai-pan sam wybiera swojego następcę, spośród sześciu ludzi z rady. Jeden z nich musi być
Strona 8
honorowym doradcą pochodzącym zawsze z Domu Czenów.
Pozostałych pięciu powinno być godnych miana tai-pana, muszą być dobrzy i szczerzy, mieć co
najmniej pięcioletnie doświadczenie w służbie Kompanii, odznaczać się zdrowym duchem. Muszą
być chrześcijanami spokrewnionymi z klanem Struanów od urodzenia albo poprzez małżeństwo.
Linia moja i mojego brata Robba nie daje nikomu pierwszeństwa nad innymi. Jeśli tai-pan tego
zechce, rada ma służyć mu radami, ale, powtarzam, głos tai-pana wart jest siedem razy tyle co głos
każdego członka z osobna.
Po czwarte:
Jeśli tai-pan zginie na morzu w bitwie lub zaginie na sześć miesięcy księżycowych, rada wybierze
następcę spośród jednego ze swych członków poprzez głosowanie, w którym każdy ma jeden głos z
wyjątkiem honorowego doradcy, który ma cztery. Potem tai-pan będzie zaprzysiężony według
ustalonego przeze mnie zwyczaju. Ci, co w jawnym głosowaniu opowiadali się przeciwko niemu,
zostaną usunięci z Kompanii na zawsze, bez prawa powrotu.
Strona 9
12
Po piąte:
Wyboru do rady i usunięć z niej dokonuje sam tai-pan według własnego uznania. Nie wolno mu
posiadać więcej niż jedną dziesiątą część wartości Kompanii, nie licząc statków, kapitanów i załóg
będących dla nas ożywczą krwią i drogą ku przyszłości.
Po szóste:
Każdy tai-pan ma przyjąć honorowego doradcę. Doradca powinien przed zaprzysiężeniem otrzymać
na piśmie wiadomość, że w każdej chwili bez wyjaśnień może być zwolniony przez tai-pana.
Na koniec:
Tai-pan ma zaprzysiąc swego następcę, wybranego samodzielnie, w obecności honorowego doradcy,
zaprzysiąc słowami spisanymi moją dłonią w rodzinnej Biblii.
Hongkong, piętnasty dzień lipca, roku pańskiego 1841".
Dunross westchnął.
- Podpisane przez Dirka Struana i świadków... Nie mogę odczytać, to stare znaki...
Alastair spojrzał na Czena, a ten wyjaśnił:
- Pierwszym świadkiem był opiekun mojego dziadka, Czen Szeng Arn, nasz pierwszy doradca. A
świadkiem drugim moja wielka ciotka, TCzung Dżin Mei-mei.
- A więc legenda okazuje się prawdą - rzekł Dunross.
- Tak, częściowo tak - przyznał Phillip Czen. - Porozmawiaj z moją ciocią Sarą. Teraz, kiedy
będziesz tai-panem, zdradzi ci wiele tajemnic. W tym roku kończy osiemdziesiąt cztery lata. Pamięta
jeszcze mojego dziadka Sir Gordona Czena, a także Duncana i Kate T'Czung, dzieci Mei-mei po
Dirku Struanie. Tak, tak, pamięta wiele rzeczy...
Alastair przyniósł z gabinetu stary, ciężki egzemplarz Biblii. Założył
okulary, a Dunross poczuł dreszcze na plecach.
- Powtarzaj za mną: Ja, Ian Struan Dunross, potomek Struanów, chrześcija-nin, przysięgam przed
Bogiem w obecności Alastaira McKenzie Duncana Struana, dziewiątego tai-pana, oraz Phillipa
T'Czung Szeng Czena, czwartego doradcy, posłuszny przeczytanej w ich obecności, tu w Hongkongu,
Lega-cji, że pozostawię Kompanię związaną z Hongkongiem i chińskim przemysłem i że
najważniejszym miejscem mojej działalności będzie Hongkong oraz że jako tai-pan przejmuję
wszystkie obietnice, wszelką odpowiedzialność oraz długi honorowe Dirka Struana wobec jego
Strona 10
wiecznego przyjaciela Czen-tse Żin Arna, znanego też jako Żin-kua, a także jego potomków... dalej...
- Jakie obietnice?
- Przysięgaj w ciemno jak każdy tai-pan przed tobą! Wkrótce się dowiesz.
Strona 11
13
- A jeśli nie?
- Sam znasz odpowiedź.
Deszcz walił w szyby okien z siłą równą złości kotłującej się w piersiach Dunrossa. Wiedział
jednak, że nie zostanie tai-panem, jeśli nie przysięgnie przed Bogiem tych kilku słów, więc powtarzał
dalej:
- . .dalej, że wszystkie swoje siły i całą wiedzę poświęcę temu, aby Kompania utrzymała tytuł
Pierwszego Domu, Noble House Azji. I przysięgam przed Bogiem, że uczynię wszystko, co w mej
mocy, aby zniszczyć i wyrugować z Azji kompanię zwaną Brock i Synowie, a szczególnie mojego
wroga Tylera Struana, jego syna Morgana oraz ich potomków w każdej linii z wyjątkiem potomków
Tess Brock będącej żoną mojego syna Culuma. . - Dunross znów przerwał.
- Jak skończysz, będziesz pytać, o co zechcesz. - Alastair Struan nie krył
zniecierpliwienia.
- Dobrze. I na koniec: Przysięgam przed Bogiem, że mój następca zostanie także zaprzysiężony
wobec tej Legacji, tak mi dopomóż Bóg.
Ciszę przerywało tylko dudnienie deszczu o szyby. Dunross czuł pot występujący na kark.
Alastair Struan odłożył Biblię i zdjął okulary.
- A więc stało się. - Zdecydowanym ruchem wyciągnął rękę. - Cieszę się, że mogę jako pierwszy
życzyć ci szczęścia, tai-panie. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
- Mam zaszczyt być drugi, tai-pan - lekko kłaniając się, powiedział ze zwykłą sobie oficjalnością
Phillip Czen.
- Dziękuję. - W Dunrossie napięcie rosło.
- Chyba wszystkim nam przyda się drink - zaproponował Alastair Struan. -
Oczywiście, jeśli pozwolisz - aby dopełnić formalności zwrócił się do Dunrossa.
- Phillip?
- Tak, tai-pan, chęt...
- Nie. Teraz Ian jest tai-panem. - Alastair Struan rozlał szampana i pierwszy kieliszek podał
Dunrossowi.
- Dziękuję - Dunross zignorował komplement, wiedząc, że między nimi nic się nie zmieniło. - Za
Strona 12
Noble House - wzniósł toast.
Kiedy odstawili kieliszki, Alastair Struan wyjął kopertę.
- To moja rezygnacja z sześćdziesięciu miejsc w radach, ze stanowiska dyrektora, które przechodzi
automatycznie z tytułem tai-pana. Także automatycznie zajmiesz moje miejsce. Zgodnie ze zwyczajem
zostanę teraz radnym w naszej londyńskiej firmie. Ale oczywiście możesz zerwać z tym zwyczajem,
kiedy tylko zechcesz.
- Zrywam - powiedział natychmiast Dunross.
Strona 13
14
- Jak sobie życzysz - mruknął starszy mężczyzna, ale zrobił się czerwony na szyi.
- Uważam, że więcej pożytku przyniesiesz Struanom jako radny Pierwszego Banku Centralnego
Edynburga.
Struan zamrugał oczami.
- Słucham?
- Mamy prawo do tego stanowiska, prawda?
- Tak - potwierdził Alastair. - Ale dlaczego?
- Będę potrzebował pomocy. W przyszłym roku Struanowie otworzą się dla ludzi.
Obydwaj mężczyźni popatrzyli na niego ze zdumieniem. -Co?!
- Otworzą...
- Od stu trzydziestu dwu lat jesteśmy prywatną kompanią! - ryknął starszy. -
Jezu Chryste, setki razy powtarzałem ci, że w tym nasza siła. Bez kursów akcji i akcjonariuszy nikt z
zewnątrz nie może się wtrącać w nasze sprawy! -Twarz pokryła mu się purpurą, ale stłumił złość. -
Nigdy mnie nie słuchałeś?
- Zawsze i bardzo uważnie - powiedział Dunross głosem pozbawionym emocji. - Jedyny sposób na
nasze przetrwanie to otworzyć się... Tylko w ten
sposób możemy zdobyć kapitał, którego potrzebujemy.
- Phillip, porozmawiaj z nim. Pomóż mu zrozumieć.
- Jaki to będzie miało wpływ na Dom Czenów? - zapytał doradca.
- Nasz oficjalny system doradczy od dzisiaj przestaje istnieć. - Widział, jak Phillipowi Czenowi
bieleje twarz, ale mówił dalej: - Z tobą też wiążę pewne plany. Nie zmieni się nic, a zarazem zmieni
się wszystko. Oficjalnie nadal będziesz doradcą, a nieoficjalnie działać będziemy zupełnie inaczej.
Główna zmiana polegać będzie na tym, że zamiast zarabiać milion na rok, za dziesięć lat twoje
udziały będą wynosić dwadzieścia, a za piętnaście około trzydziestu milionów.
- Niemożliwe! - wybuchnął Alastair.
- Nasz kapitał własny wynosi obecnie około dwudziestu milionów amerykańskich dolarów. Za
dziesięć lat dojdzie do dwustu, a za piętnaście do czterystu milionów. Nasz roczny obrót zbliży się
do miliarda.
Strona 14
- Zwariowałeś! - syknął Struan.
- Nie. Noble House stanie się firmą międzynarodową. Czasy izolacji kompanii handlowych
Hongkongu minęły bezpowrotnie.
-Na Boga, pamiętaj o przysiędze. Nasze korzenie są tu, w Hongkongu!
- Nie zapomnę. Kolejna rzecz. Jakie zobowiązania odziedziczyłem po Dirku Struanie?
- Wszystko znajduje się w sejfie. Spisane w zapieczętowanej kopercie z napisem „Legacja". Także
we „Wskazówkach dla przyszłych tai-panów" Hag.
Strona 15
15
- Gdzie jest sejf?
- Za obrazem w Wielkim Domu. W gabinecie. - Alastair niechętnie wskazał
palcem kopertę leżącą obok zegara na kominku. - Tu jest klucz i obecna kombinacja. Ty ją
oczywiście zmienisz. Na wszelki wypadek zostaw kopię w jednej z prywatnych skrytek tai-pana w
banku. Jeden z dwóch kluczy daj Phillipowi.
- Zgodnie z naszymi zasadami - powiedział Czen - dopóki żyjesz, bank ma obowiązek odmówić mi
otwarcia.
- Dalej: Tyler Brock i jego synowie. . te łajdaki już prawie sto lat temu poszły w zapomnienie.
- Tak! Oczywiście tylko mężczyźni z prawego łoża. Ale Dirk Struan był
sprawiedliwy i mści się nawet zza grobu. Aktualną listę następców Tylera Brocka również
znajdziesz w sejfie. To ciekawa lektura, nie, Phillip?
- Tak, rzeczywiście.
- Rothwellów, Tommów, Yadegarów z potomstwem, tych już znasz. Ale są tam też Tuskerowie,
chociaż o tym nie wiedzą, Jason Plumm, Lord Dep-ford-Smyth i przede wszystkim Quillan Gornt.
- Niemożliwe!
- Gornt, tai-pan, Rothwell-Gornt jest nie tylko naszym największym wrogiem, lecz także w prostej
linii potomkiem Morgana Brocka, chociaż nie z prawego loża.
- Ale on zawsze uważał, że jego prapradziadkiem był Edward Gornt, amerykański przemysłowiec.
- Owszem, prawnie pochodzi od Edwarda Gornta. Jednak Sir Morgan Brock był prawdziwym ojcem
Edwarda, matką natomiast Kristian Gornt -Amerykanka z Wirginii. Oczywiście wszystko
pozostawało w ścisłej tajemnicy. Towarzystwo było nie mniej mściwe niż teraz.
Najgorsze minęło. Dunross podszedł do barometru. Było 980,3 hPa.
- Ciągle spada - zauważył.
- Boże!
Dunross spojrzał w okno. Strugi deszczu układały się niemal pionowo.
- Jutro powinna zadekować „Spokojna Chmura".
- Tak, ale pewnie teraz kołysze się na falach gdzieś koło Filipin. Kapitan Moffatt jest zbyt
Strona 16
doświadczony, żeby płynąć podczas huraganu - powiedział Struan.
- Nie zgadzam się. Moffatt lubi dotrzymywać terminów. A ten wiatr mu w tym bardzo przeszkadza.
Kapitan powinien dostać rozkaz. - Napił
się w zamyśleniu wina. - Lepiej, żeby „Spokojnej Chmurze" nic się nie stało.
Phillip Czen wsłuchiwał się w wycie wiatru.
- Dlaczego? - zapytał.
Strona 17
16
- Na pokładzie znajduje się nowy komputer i silniki odrzutowe warte
dwa miliony funtów. Nie ubezpieczone, przynajmniej silniki.
Dunross wpatrywał się w Alastaira Struana.
- Trzeba było na to pójść, inaczej stracilibyśmy ten kontrakt - bronił się starszy człowiek. - Silniki
dostarczamy do Kantonu. Wiesz przecież, Phil-lip, że nie możemy ich ubezpieczać, gdy jadą do
czerwonych Chin. - A potem dodał
poirytowany: - Należą do kogoś z Południowej Ameryki i chociaż nie ma żadnych restrykcji w
eksporcie z Ameryki Południowej do Chin, to i tak nikt nie chciał ich ubezpieczyć.
- Myślałem, że nowy komputer ma nadejść w marcu - odezwał się po dłuższej chwili Czen.
- Tak, ale udało mi się wszystko przyspieszyć - wyjaśnił Alastair.
- U kogo są dokumenty silników? - zapytał Czen.
- U nas.
- To duże ryzyko. - Phillip Czen stawał się bardzo niespokojny. - Zgadzasz się, łan?
Dunross nie odpowiedział.
- Inaczej nic nie wyszłoby z tego kontraktu - mówił Alastair Struan jeszcze bardziej rozdrażniony. -
Mieliśmy podwoić nasz majątek, Phillip. Potrzebujemy pieniędzy. Chińczycy zaś jeszcze bardziej
potrzebują silników. Gdy w zeszłym miesiącu byłem w Kantonie, widać to było wyraźnie. A my też
potrzebujemy Chin, dali nam to równie jasno do zrozumienia.
- Tak, ale dwanaście milionów to... spore ryzyko jak na jeden statek -napierał
Czen.
- Wszystko, co robimy, żeby nie dopuścić do interesów Sowietów -odezwał się Dunross - stawia nas
w lepszej pozycji. Poza tym, już się stało. Wspominałeś coś, Alastair, że na liście jest ktoś, kogo
powinienem znać. Prezes czego?
- Marlborough Motors.
- O - Dunross uśmiechnął się z zadowoleniem. - Od lat nienawidzę tych skurwieli. I ojca, i syna.
- Wiem.
- A więc Nikklinowie są spadkobiercami Tylera Brocka? Skreślenie ich nie powinno nam zabrać
Strona 18
dużo czasu. Bardzo dobrze, doskonale. Wiedzą, że znajdują się na czarnej liście Dirka Struana?
-Nie sądzę. -Tym
lepiej.
- Nie zgadzam się! Młodego Nikklina nie znosisz, bo cię pobił. - Ala stair Struan z gniewem
wymierzył palec w Dunrossa. - Najwyższy czas, żebyś skończył z wyścigami samochodowymi.
Zostaw te gonitwy po gó rach i Makau Grand Prix. Nikklinowie mają więcej czasu na zajmowanie 17
się samochodami. To całe ich życie. Ty masz teraz przed sobą inne wyścigi, ważniejsze.
- Makau jest dla amatorów, a ci dranie w zeszłym roku oszukiwali.
- To nigdy nie zostało udowodnione. Silnik wyleciał w powietrze. Tak się często dzieje. Taki dżos,
łan.
- W moim samochodzie ktoś grzebał.
- To także nie zostało udowodnione! O czym ty w ogóle mówisz? Na punkcie paru rzeczy masz tak
kompletnego bzika, jak sam Demon Strua-nów.
-Co?
-Tak właśnie, i...
- Jeśli to takie ważne - Czen przerwał szybko, chcąc rozładować nie przyjemny nastrój - zorientuję
się, co się da zrobić, żeby wyświetlić praw dę. Znam pewne niedostępne dla was źródła. Moi
chińscy przyjaciele po winni wiedzieć, czy Tom albo młody Donald maczali w tym palce. Oczywi
ście - dodał delikatnie -jeśli tai-pan sobie tego życzy. Wszystko zależy od tai-pana, prawda,
Alastair?
Starszy mężczyzna opanował już gniew, ale nadal miał czerwoną szyję.
- Tak, masz rację. A jednak, łan, radzę ci z tym skończyć. Zawsze będą przed tobą, bo nienawidzą cię
równie mocno, jak ty ich.
- Czy powinienem wiedzieć jeszcze o kimś z listy?
- Nie, nie teraz - zawyrokował Struan po chwili wahania. Otworzył drugą butelkę i nie przestając
mówić, rozlewał szampana do kieliszków. - Cóż, już wszystko w twoich rękach, wszystkie radości i
troski. Cieszę się, że ci to przekazuję. Jak dotrzesz do sejfu, dowiesz się najlepszego i najgorszego. -
Rozdał
kieliszki i wychylił łyk. - Na Chrystusa, to chyba najlepszy szampan, jaki kiedykolwiek nadszedł z
Francji.
Strona 19
- Tak - przyznał Phillip Czen.
Dunross uważał, że Dom Perignon jest za drogi, przeceniany, i wiedział też, że rocznik pięćdziesiąty
czwarty nie należał do najlepszych. Zatrzymał jednak tę opinię dla siebie.
Struan zbliżył się do barometru. Ciśnienie doszło do 979,2 hPa.
- Nie najlepiej stoimy, Ian.Ale nie przejmuj się. Klaudia Czen przekaże ci teczkę z ważnymi
materiałami i kompletną listą naszych akcjonariuszy z nazwiskami i liczbą akcji. Jeśli masz do mnie
jakieś pytania, jestem tu jeszcze jutro i pojutrze, potem mam rezerwację do Londynu. Klaudia
oczywiście zostaje.
- Naturalnie. - Klaudia Czen, podobnie jak Phillip Czen, przechodziła z tai-pana na tai-pana. Była
sekretarką-asystentką i daleką kuzynką Phillipa.
- A co z naszym bankiem Victoria? - zapytał Dunross. - Nie znam dokładnej liczby naszych udziałów.
Strona 20
18
- To zawsze wie jedynie tai-pan.
- A jaki jest twój udział? - Dunross zwrócił się do Phillipa Czena. -W
procentach albo w liczbie akcji.
Wstrząśnięty doradca wahał się.
- W przyszłości zamierzam połączyć nasze udziały. - Dunross nie spuszczał oczu z Czena. - Chcę od
razu znać wysokość, ponadto liczę na oficjalne przekazanie mi prawa do głosu, mnie i moim
następcom, na piśmie. Czekam jutro w południe. Aha, i jeszcze prawo pierwokupu, jeśli kiedyś
zdecydujesz się na sprzedaż akcji.
Zapadła cisza.
- Ian - odezwał się Phillip Czen - te udziały... - Ugiął się jednak pod siłą woli Dunrossa. - Sześć
procent, trochę więcej. Ja... będzie tak, jak sobie życzysz.
- Nie będziesz tego żałował. - Dunross odwrócił się do Struana. Starszemu człowiekowi zamarło
serce. – A jakie są nasze udziały? Ile mamy akcji?
Alastair zawahał się.
- To są wiadomości wyłącznie dla tai-pana.
- Oczywiście. Ale naszemu doradcy możemy absolutnie wierzyć. - Dunross zrobił taką minę, jakby
mu było przykro okazywać przed Alastairem Struanem swoją dominację. - Ile?
- Piętnaście procent - powiedział Struan.
Dunross, tak samo jak Czen, otworzył ze zdziwienia usta i chciał krzyknąć: Jezu Chryste, mamy
piętnaście procent, Phillip kolejne sześć, a ty nie miałeś skąd wziąć pieniędzy, gdy stanęliśmy na
skraju bankructwa?
Jednak zamiast tego, żeby uspokoić rozdygotane serce, rozlał do kieliszków resztkę szampana.
- Dobrze - powiedział spokojnym, pozbawionym emocji głosem. – Mam nadzieję, że razem
zdziałamy więcej. Przygotowuję nadzwyczajne zebranie.
W przyszłym tygodniu.
Obydwaj zamarli. Od 1880 roku tai-panowie Struanów, Rothwell-Gornt i banku Victoria, mimo
rywalizacji, co roku spotykają się potajemnie, aby określić przyszłość Hongkongu i Azji.
- Mogą się nie zgodzić - uprzedził Alastair.