Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK

Szczegóły
Tytuł Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 T OM C LANCY D EKRET T OM TRZECI Strona 2 ´ SPIS TRESCI ´ SPIS TRESCI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 42 — Predator i ofiara . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 43 — Odwrót . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76 44 — Wyl˛eg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116 45 — Potwierdzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 156 46 — Wybuch . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189 47 — Przypadek Zerowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 237 48 — Krwotok . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 271 2 Strona 3 49 — Czas reakcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 309 50 — Raport specjalny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 346 51 — Dochodzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 385 52 — Co´s interesujacego ˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 420 53 — SOW. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 464 54 — Przyjaciele i sasiedzi ˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 496 55 — Otwarcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 535 56 — Zaj˛ecie pozycji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 573 57 — Nocne przej´scie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 606 58 — W s´wietle dnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 636 59 — Zasady wej´scia do walki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 689 60 — SUMTER . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 722 61 — Rajd Griersona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 762 62 — Gotowi i naprzód! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 820 63 — Doktryna Ryana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 861 Strona 4 Epilog — Pokój Prasowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 903 4 Strona 5 42 — Predator i ofiara CIA miała oczywi´scie własne laboratorium fotograficzne. Film nakr˛econy przez Do- mingo Chaveza z okna samolotu został opisany niemal dokładnie tak jak w normalnym cywilnym zakładzie, a potem wywołany przy u˙zyciu standardowego ekwipunku. Jednak w tym momencie zako´nczyły si˛e działania rutynowe. Gruboziarnisty film ASA-120 dał bardzo marny obraz, którego w z˙ aden sposób nie mo˙zna było przekaza´c ludziom z siód- mego pi˛etra. Pracownicy laboratorium dobrze wiedzieli o redukcjach personelu, a w tej profesji, podobnie jak w ka˙zdej innej, ten najpewniej unikał zwolnienia, kto okazywał si˛e niezastapiony. ˛ Dlatego rolka wywołanego filmu została poddana obróbce kompute- 5 Strona 6 rowej. Ka˙zdej klatce wystarczyło po´swi˛eci´c trzy minuty, aby zdj˛ecia stały si˛e tak wyra´z- ne, jak gdyby wykonał je wysokiej klasy specjalista w atelier przy u˙zyciu Hasselblada. Nie min˛eła godzina od dostarczenia filmu, a gotowe ju˙z były błyszczace ˛ zdj˛ecia forma- tu 8x10, na których wida´c było ajatollaha Mahmuda Had˙zi Darjaeiego opuszczajacego ˛ samolot, uchwycony tak wyra´znie, jak gdyby chodziło o wizerunek do prospektu re- klamowego linii lotniczych. Umieszczony w kopercie film pow˛edrował do specjalnego archiwum. Same zdj˛ecia zachowane zostały w formie cyfrowej, wszystkie za´s ich da- ne identyfikacyjne — dzie´n i godzina wykonania, miejsce, fotograf, temat — zasiliły odpowiednie bazy danych, dost˛epne dla ewentualnych zainteresowanych. Laborant od dawna przestał si˛e dziwi´c temu, co widniało na wywoływanych zdj˛eciach, chocia˙z cza- sami powszechnie znane postacie utrwalone były w pozycjach nigdy nie ogladanych ˛ w wiadomo´sciach TV. Jednak nie ten; z tego, co słyszał, Darjaei nie interesował si˛e ani dziewczynami, ani chłopakami, za potwierdzenie czego mo˙zna było uzna´c surowy wy- raz jego twarzy. Trudno mu było natomiast odmówi´c gustu, je´sli chodzi o samoloty. . . Ten wygladał ˛ na G-IV. Ciekawe, litery i cyfry na stateczniku pionowym przypominały kod szwajcarski, chocia˙z. . . 6 Strona 7 Zdj˛ecia pow˛edrowały na gór˛e, ale jeden zestaw został odło˙zony do zupełnie odmien- nej analizy. Dokładnie przyjrza˛ im si˛e lekarze. Niektóre choroby daja˛ charakterystyczne zewn˛etrzne symptomy, a Firma zawsze interesowała si˛e zdrowiem przywódców pa´nstw. * * * — Sekretarz stanu Adler wylatuje dzi´s rano do Pekinu — oznajmił dziennikarzom Ryan. Arnie nieustannie powtarzał, z˙ e jakkolwiek nieprzyjemne moga˛ by´c te publiczne wystapienia, ˛ politycznie ma wielkie znaczenie to, aby telewizja pokazywała go w trak- cie pełnienia prezydenckich funkcji, gdy˙z to oznaczało bardziej skuteczne działanie. Jack przypominał sobie konsekwentnie egzekwowana˛ opini˛e matki, z˙ e dentyst˛e odwie- dza´c trzeba dwa razy do roku, a tak˙ze l˛ek, jaki zapach gabinetu budził w dzieciach. ´ Teraz podobnie zaczynał nienawidzi´c atmosfery tego pomieszczenia. Sciany były pory- sowane, niektóre okna przeciekały, a w ogóle ta cz˛es´c´ Zachodniego Skrzydła Białego Domu była równie schludna i zadbana, jak szatnia w liceum, czego widzowie nie mogli spostrzec na podstawie obrazu telewizyjnego. Chocia˙z stad ˛ było blisko do jego gabine- tu, mało kto troszczył si˛e o solidne posprzatanie ˛ sali konferencyjnej. Współpracownicy 7 Strona 8 prezydenta utrzymywali, z˙ e dziennikarze sami sa˛ takimi niechlujami, z˙ e nie ma to wi˛ek- szego znaczenia. Wygladało ˛ zreszta,˛ z˙ e istotnie im to nie przeszkadza. — Czy dowiemy si˛e czego´s wi˛ecej o niedawnym incydencie z Airbusem? — Ustalono ostateczna˛ liczb˛e ofiar. Odnaleziono zapis danych. . . — Czy uzyskamy dost˛ep do czarnej skrzynki? Dlaczego „czarna” ˛ nazywaja˛ skrzynk˛e, która jest naprawd˛e pomara´nczowa? — za- stanawiał si˛e Jack, chocia˙z przypuszczał, z˙ e nigdy nie znajdzie sensownej odpowiedzi na to pytanie. ˛ Republiki Chi´nskiej zadeklarował gotowo´sc´ pełnej — Poprosili´smy o to, a rzad współpracy. Nie było to konieczne, gdy˙z samolot zarejestrowany jest w Stanach Zjed- noczonych, a wyprodukowany został w Europie, doceniamy jednak ch˛eci i dobra˛ wol˛e. Mog˛e doda´c, i˙z z˙ ycie z˙ adnego z Amerykanów, którzy prze˙zyli katastrof˛e nie jest zagro- z˙ one, chocia˙z niektóre z obra˙ze´n sa˛ powa˙zne. — Kto zestrzelił samolot? — spytał inny z reporterów. — Nadal analizujemy dane i. . . 8 Strona 9 — Panie prezydencie, w pobli˙zu miejsca incydentu znajdowały si˛e dwie jednostki typu Aegis Marynarki, wi˛ec powinien pan do´sc´ dobrze si˛e orientowa´c, co tam zaszło. Facet odrobił prac˛e domowa.˛ — Nie chciałbym nic wi˛ecej mówi´c na ten temat. Sekretarz Adler postawi spra- w˛e incydentu podczas rozmów z obydwiema stronami. Przede wszystkim chcemy by´c pewni, z˙ e nie b˛edzie ju˙z dalszych ofiar. — Panie prezydencie, chciałbym powróci´c do mojego pytania. Musi pan wiedzie´c wi˛ecej, ni˙z nam pan mówi. W efekcie tego tragicznego wydarzenia zgin˛eło czternastu obywateli ameryka´nskich i naród ma prawo otrzyma´c informacje. Okropne było to, z˙ e facet miał racj˛e, a jeszcze gorsze to, z˙ e Ryan musiał robi´c uniki. — Nie wiemy jeszcze dokładnie, co si˛e naprawd˛e wydarzyło. Do czasu, gdy b˛ed˛e dysponował taka˛ wiedza,˛ nie wolno mi zajmowa´c z˙ adnego jednoznacznego stanowiska. Z filozoficznego punktu widzenia, miał racj˛e. Wiedział, kto odpalił rakiet˛e, nie wie- dział jednak, dlaczego. Wczoraj słusznie na to zwrócił uwag˛e Adler, doradzajac ˛ dalsze utrzymywanie tajemnicy. 9 Strona 10 — Sekretarz stanu Adler powrócił wczoraj z jakiej´s podró˙zy. Dlaczego jej cel trzy- many jest w tajemnicy? Plumber dra˙ ˛zył kwesti˛e podniesiona˛ poprzedniego dnia. Zabij˛e w ko´ncu Arnie’ego za to, z˙ e mnie nieustannie tak wystawia. — John, sekretarz przeprowadzał bardzo wa˙zne konsultacje i to wszystko, co mog˛e powiedzie´c na ten temat. — Czy był na Bliskim Wschodzie? — Nast˛epne pytanie, prosz˛e? — Panie prezydencie, Pentagon oznajmił, z˙ e lotniskowiec „Eisenhower” skierował si˛e na Morze Południowochi´nskie. Czy to pan wydał rozkaz? — Tak. Uwa˙zamy, z˙ e sytuacja wymaga bacznej uwagi z naszej strony, gdy˙z z regio- nem tym wia˙ ˛za˛ si˛e nasze z˙ ywotne interesy. Podkre´slam, z˙ e nie zajmujemy stanowiska w toczacym ˛ si˛e konflikcie, a chcemy jedynie chroni´c swe interesy. — Czy nasz lotniskowiec znajdzie si˛e tam, aby ochłodzi´c atmosfer˛e, czy te˙z ja˛ pod- grza´c? 10 Strona 11 — To chyba oczywiste, z˙ e nie chcemy zaognia´c sytuacji, lecz ja˛ polepszy´c. Dla obu stron korzystne b˛edzie cofni˛ecie si˛e o krok i zastanowienie nad swymi posuni˛eciami. Zgin˛eli ludzie, a w ich liczbie znale´zli si˛e Amerykanie. To sprawia, z˙ e nie mo˙zemy po- zosta´c jedynie biernymi obserwatorami. Obowiazkiem ˛ rzadu ˛ i sił zbrojnych jest ochro- na ameryka´nskich interesów i obrona z˙ ycia ameryka´nskich obywateli. Nasze jednostki, które zda˙ ˛zaja˛ w tamta˛ stron˛e, b˛eda˛ obserwowały zdarzenia i przeprowadzały rutynowe zaj˛ecia szkoleniowe. To wszystko. * * * ˙ Zeng Han San spojrzał na zegarek i uznał, z˙ e to dobry koniec pracowitego dnia: pa- trze´c jak ameryka´nski prezydent robi dokładnie to, czego si˛e po nim spodziewał. Chiny wypełniły przyrzeczenie dane temu barbarzy´ncy Darjaeiemu. Na Oceanie Indyjskim po raz pierwszy od dwudziestu lat nie było ameryka´nskiego lotniskowca. Ameryka´nski mi- nister spraw zagranicznych wyleci z Waszyngtonu za jakie´s dwie godziny. Osiemna´scie godzin podró˙zy do Pekinu, potem wymiana frazesów, ale troch˛e innych od tych ocze- kiwanych. Zobaczymy, do jakich ust˛epstw uda si˛e zmusi´c Ameryk˛e i to marionetkowe 11 Strona 12 pa´nstewko tajwa´nskie. Mo˙ze do kilku całkiem sporych, skoro Stany Zjednoczone b˛eda˛ musiały zwróci´c twarz w inna˛ stron˛e. . . * * * Adler był u siebie w gabinecie. Spakowane torby znalazły si˛e ju˙z w samochodzie, którym uda si˛e do Białego Domu, skad ˛ helikopter zabierze go do bazy Andrews, gdy tylko po˙zegna si˛e z prezydentem i wygłosi krótkie o´swiadczenie, równie beztre´sciowe jak płatki owsiane. Nieco dramatyczny wyjazd dobrze b˛edzie wygladał ˛ na ekranach telewizyjnych, jego podró˙zy przyda znamion powagi, a je´sli nawet spowoduje kilka wi˛ecej zmarszczek na garniturze, na pokładzie samolotu b˛edzie czekało tak˙ze i z˙ elazko. — Co wiemy? — spytał podsekretarza stanu Rutledge’a. — Pocisk został wystrzelony przez samolot ChRL, co wyra´znie wynika z ta´sm do- starczonych przez Marynark˛e. Nie wiemy, dlaczego tak si˛e stało, ale admirał Jackson jest przekonany, z˙ e nie mógł to by´c przypadek. — Jak poszło w Teheranie? — spytał jeden z asystentów. 12 Strona 13 — Trudno powiedzie´c — odparł Adler. — Swoje obserwacje spisałem podczas lotu i przesłałem faksem. Tak˙ze Adler znajdował si˛e pod presja˛ czasu i nie miał chwili, by dłu˙zej zastanowi´c si˛e nad swym spotkaniem z Darjaeim. — Musimy si˛e z nimi zapozna´c, je´sli mamy by´c w czym´s przydatni przy opracowy- waniu SOW — powiedział Rutledge. Ten dokument był mu bardzo potrzebny. Przy jego u˙zyciu Ed Kealty b˛edzie mógł wykaza´c, z˙ e Ryan ciagle ˛ stosował stare sztuczki tajniackie, a w dodatku wciagał ˛ w to Scotta Adlera. Gdzie´s tutaj krył si˛e klucz do skompromitowania Ryana. Robił sprytne uniki, zr˛ecznie ripostował, wszystko zapewne dzi˛eki trenerskiej opiece Arnie’ego van Damma, ale po wczorajszej gafie w sprawie Chin zatrzasł ˛ si˛e cały budynek. Podobnie jak wielu ludzi z Departamentu Stanu, Rutledge wolałby odpu´sci´c Tajwan i nawiaza´ ˛ c normalne stosunki z najmłodszym supermocarstwem s´wiatowym. — Cliff, nie wszystko naraz. Powrócili do kwestii chi´nskiej. Wszyscy uznali, z˙ e na kilka dni problemy zwiazane ˛ ze ZRI schodza˛ na drugi plan. 13 Strona 14 — Czy Biały Dom chciałby co´s zmieni´c w dotychczasowej chi´nskiej polityce? — spytał Rutledge. Adler pokr˛ecił głowa.˛ — Nie, prezydent jest z pewno´scia˛ bardziej praktykiem ni˙z dyplomata; ˛ rzeczywi- s´cie, nie powinien był nazywa´c Chinami Republiki Chi´nskiej, z drugiej jednak strony, mo˙ze dało to troch˛e do my´slenia tym facetom w Pekinie, wi˛ec nie jestem pewien, czy to było takie najgorsze. Musza˛ zrozumie´c, z˙ e nie mo˙zna bezkarnie zabija´c Ameryka- nów. Przekroczyli pewna˛ granic˛e i musz˛e im dokładnie uzmysłowi´c, z˙ e my t˛e granic˛e traktujemy bardzo powa˙znie. — Zawsze b˛eda˛ jakie´s wypadki — mruknał ˛ kto´s. — Marynarka powiada, z˙ e nie był to wypadek. — Panie sekretarzu — obruszył si˛e Rutledge. — Po jakiego diabła Chi´nczycy mie- liby to robi´c? — To wła´snie musimy ustali´c. Admirał Jackson bardzo dobrze skomentował t˛e sytu- acj˛e. Je´sli jeste´s policjantem i masz przed soba˛ uzbrojonego bandziora, to czy b˛edziesz strzelał do starszej pani na ko´ncu ulicy? 14 Strona 15 — To by potwierdzało tez˛e o wypadku — obstawał przy swoim Rutledge. — Cliff, sa˛ wypadki i wypadki. Tutaj zgin˛eli Amerykanie i nie wiem, czy trzeba komukolwiek w tym pokoju przypomina´c, z˙ e naszym obowiazkiem ˛ jest potraktowa´c t˛e spraw˛e jak najpowa˙zniej. Była to reprymenda, której si˛e nie spodziewali. Swoja˛ droga,˛ co działo si˛e z Adle- rem? Zadaniem Departamentu Stanu było zabiega´c o pokój, łagodzi´c konflikty, w któ- rych ludzie mogli gina´ ˛c tysiacami, ˛ a wypadki były tylko wypadkami. Owszem, czasami tragicznymi, ale równie niemo˙zliwymi do całkowitego unikni˛ecia jak rak czy zawał ser- ca. Pa´nstwo nie mogło koncentrowa´c si˛e na drobiazgach. * * * — Dzi˛ekuj˛e, panie prezydencie. Ryan opu´scił podium, raz jeszcze wymknawszy ˛ si˛e dziennikarskim mackom. Spoj- rzał na zegarek. Niech to diabli. Znowu nie udało si˛e wyprawi´c dzieci do szkoły ani pocałowa´c Cathy na po˙zegnanie. Ciekawe, gdzie w konstytucji było zapisane, z˙ e prezy- dent USA, z chwila˛ obj˛ecia swego urz˛edu, przestaje by´c normalnym człowiekiem? 15 Strona 16 W gabinecie przejrzał dzienny rozkład zaj˛ec´ . Za godzin˛e zjawi si˛e Adler przed wy- jazdem do Chin. O dziesiatej ˛ Winston, aby przedyskutowa´c zmiany w znajdujacym ˛ si˛e przez ulic˛e Departamencie Skarbu. O jedenastej omówienie z Arnie’em i Callie wysta- ˛ pie´n w przyszłym tygodniu. Obiad z Tonym Bretano. A po obiedzie z kim to spotka- nie? Dru˙zyna Mighty Ducks? Ryan pokr˛ecił głowa.˛ Zdobyli Puchar Stanleya, okazja do wspólnej fotografii. Hmmm. Jack u´smiechnał ˛ si˛e pod nosem. To powinien załatwi´c Ed Foley, który był fanatykiem hokeja. . . * * * ˛sc´ — Spó´zniłe´s si˛e — powiedział Don Russell, kiedy Pat O’Day pomagał wysia´ Megan. Inspektor FBI przeszedł obok niego, podał Megan płaszczyk i kocyk, potem si˛e odwrócił. — W nocy była awaria s´wiatła i budzik si˛e zresetował. — Dzie´n pełen zaj˛ec´ ? Pat pokr˛ecił głowa.˛ 16 Strona 17 — Biurowa robota. Musz˛e zamkna´ ˛c kilka spraw, wiesz, jak to jest. Obydwaj wiedzieli. Najcz˛es´ciej chodziło o sporzadzanie ˛ i komentowanie raportów, zaj˛ecia czysto urz˛ednicze, które w przypadku delikatnych spraw musieli wykonywa´c zaufani agenci. — Słyszałem, z˙ e chciałby´s si˛e spróbowa´c — powiedział Russell. — Podobno jeste´s dobry. — Chyba rzeczywi´scie niezły — przyznał agent. — Ja te˙z staram si˛e trafia´c w tarcz˛e. — Lubisz SigSauera? Agent FBI pokr˛ecił głowa.˛ — Smith 1076. — Dziesi˛ec´ milimetrów. — Robi wi˛eksze dziury — zauwa˙zył O’Day. — Mówiac ˛ szczerze, dziewiatka ˛ zawsze mi wystarczała — powiedział Russell i obaj si˛e roze´smieli. — Robimy zakład? — spytał agent FBI. 17 Strona 18 — Ostatni raz zakładałem si˛e w liceum. Trzeba ustali´c stawk˛e. — Co´s powa˙znego — podsunał ˛ O’Day. — Skrzynka Samuela Adamsa? — rzucił Russell. — To brzmi powa˙znie — zgodził si˛e inspektor. — Co powiesz na Beltsville? — Była to strzelnica Akademii Tajnych Słu˙zb. — Na wolnym powietrzu. Pod dachem to zawsze troch˛e sztuczne. — Klasyczne zawody strzeleckie? — Nie robiłem tego od lat. Moi szefowie wola˛ figurki. — Jutro? Dobra rozrywka sobotnia. — Troch˛e krótki termin. Musz˛e sprawdzi´c, dam ci zna´c po południu. — Umowa stoi, Don. I niech wygra lepszy. Podali sobie dłonie. — Z pewno´scia˛ wygra lepszy, Pat. Obaj wiedzieli, kto oka˙ze si˛e lepszy, chocia˙z jeden z nich musiał si˛e myli´c. Obaj wiedzieli tak˙ze, z˙ e tego drugiego chcieliby mie´c jako ubezpieczenie i z˙ e piwo po zawo- dach b˛edzie dobrze smakowa´c, niezale˙znie od wyniku. 18 Strona 19 * * * Dost˛epne na rynku cywilnym karabiny nie mogły strzela´c ogniem ciagłym. ˛ Spraw- ny rusznikarz potrafiłby temu zaradzi´c, ale u´spiony agent nie posiadał takich umiej˛et- no´sci. Gwiazdor i jego ludzie nie bardzo si˛e tym przej˛eli. Byli strzelcami wyborowymi i wiedzieli, z˙ e je´sli nie masz naprzeciw całej armii, z broni maszynowej wa˙zne sa˛ trzy pierwsze pociski z serii, potem dziurawisz niebo zamiast przeciwnika, który w tym czasie mo˙ze trafi´c w ciebie. Nie b˛edzie czasu ani miejsca na nast˛epna˛ seri˛e, ale byli obeznani z bronia,˛ chi´nska˛ wersja˛ rosyjskiego Kałasznikowa. Naboje po´srednie kalibru 7,62 mm, po trzydzie´sci w jednym magazynku. Połaczyli ˛ je po dwa, owijajac ˛ ta´sma,˛ dla sprawdzenia kilkakrotnie wkładajac ˛ i wyjmujac ˛ z gniazda magazynku. Kiedy upewnili si˛e co do broni, zaj˛eli si˛e sama˛ akcja.˛ Ka˙zdy znał swoje miejsce i swoje zadanie. Ka˙z- dy wiedział te˙z, na jakie niebezpiecze´nstwo si˛e nara˙za, ale nad tym wiele nie my´sleli. Gwiazdor widział, z˙ e nie bardzo si˛e zastanawiaja˛ nad charakterem zadania. Przez lata funkcjonowania w ruchu terrorystycznym do tego stopnia wygasły w nich ludzkie uczu- 19 Strona 20 cia, z˙ e, chocia˙z dla wi˛ekszo´sci była to pierwsza prawdziwa akcja, my´sleli tylko o tym, jak si˛e w niej spisza.˛ Jak wypadnie ona sama, to było ju˙z mniej istotne. * * * — Porusza˛ bardzo wiele tematów — powiedział Adler. — Tak my´slisz? — spytał Jack. — Id˛e o zakład. Klauzula najwy˙zszego uprzywilejowania, prawa autorskie, co tylko zechcesz. Prezydent si˛e skrzywił. Wydawało mu si˛e obrzydliwe to, z˙ e problem ochrony praw autorskich Barbary Streisand i jej ostatniej płyty, mo˙ze by´c traktowany na równi z roz- my´slnym mordowaniem ludzi, ale. . . — Tak, tak, Jack. Oni inaczej podchodza˛ do tych spraw ni˙z my. — Czytasz w moich my´slach? — Nie zapominaj, z˙ e jestem dyplomata.˛ My´slisz, z˙ e zwa˙zam tylko na to, co ludzie mówia˛ gło´sno? Uwierz mi, w ten sposób nigdy niczego nie wynegocjowaliby´smy. To 20