Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK
Szczegóły |
Tytuł |
Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Clancy_Tom_-_Dekret_Tom_III.BLACK - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
T OM C LANCY
D EKRET
T OM TRZECI
Strona 2
´
SPIS TRESCI
´
SPIS TRESCI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
42 — Predator i ofiara . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
43 — Odwrót . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76
44 — Wyl˛eg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116
45 — Potwierdzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 156
46 — Wybuch . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189
47 — Przypadek Zerowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 237
48 — Krwotok . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 271
2
Strona 3
49 — Czas reakcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 309
50 — Raport specjalny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 346
51 — Dochodzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 385
52 — Co´s interesujacego
˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 420
53 — SOW. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 464
54 — Przyjaciele i sasiedzi
˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 496
55 — Otwarcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 535
56 — Zaj˛ecie pozycji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 573
57 — Nocne przej´scie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 606
58 — W s´wietle dnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 636
59 — Zasady wej´scia do walki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 689
60 — SUMTER . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 722
61 — Rajd Griersona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 762
62 — Gotowi i naprzód! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 820
63 — Doktryna Ryana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 861
Strona 4
Epilog — Pokój Prasowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 903
4
Strona 5
42 — Predator i ofiara
CIA miała oczywi´scie własne laboratorium fotograficzne. Film nakr˛econy przez Do-
mingo Chaveza z okna samolotu został opisany niemal dokładnie tak jak w normalnym
cywilnym zakładzie, a potem wywołany przy u˙zyciu standardowego ekwipunku. Jednak
w tym momencie zako´nczyły si˛e działania rutynowe. Gruboziarnisty film ASA-120 dał
bardzo marny obraz, którego w z˙ aden sposób nie mo˙zna było przekaza´c ludziom z siód-
mego pi˛etra. Pracownicy laboratorium dobrze wiedzieli o redukcjach personelu, a w tej
profesji, podobnie jak w ka˙zdej innej, ten najpewniej unikał zwolnienia, kto okazywał
si˛e niezastapiony.
˛ Dlatego rolka wywołanego filmu została poddana obróbce kompute-
5
Strona 6
rowej. Ka˙zdej klatce wystarczyło po´swi˛eci´c trzy minuty, aby zdj˛ecia stały si˛e tak wyra´z-
ne, jak gdyby wykonał je wysokiej klasy specjalista w atelier przy u˙zyciu Hasselblada.
Nie min˛eła godzina od dostarczenia filmu, a gotowe ju˙z były błyszczace
˛ zdj˛ecia forma-
tu 8x10, na których wida´c było ajatollaha Mahmuda Had˙zi Darjaeiego opuszczajacego
˛
samolot, uchwycony tak wyra´znie, jak gdyby chodziło o wizerunek do prospektu re-
klamowego linii lotniczych. Umieszczony w kopercie film pow˛edrował do specjalnego
archiwum. Same zdj˛ecia zachowane zostały w formie cyfrowej, wszystkie za´s ich da-
ne identyfikacyjne — dzie´n i godzina wykonania, miejsce, fotograf, temat — zasiliły
odpowiednie bazy danych, dost˛epne dla ewentualnych zainteresowanych. Laborant od
dawna przestał si˛e dziwi´c temu, co widniało na wywoływanych zdj˛eciach, chocia˙z cza-
sami powszechnie znane postacie utrwalone były w pozycjach nigdy nie ogladanych
˛
w wiadomo´sciach TV. Jednak nie ten; z tego, co słyszał, Darjaei nie interesował si˛e ani
dziewczynami, ani chłopakami, za potwierdzenie czego mo˙zna było uzna´c surowy wy-
raz jego twarzy. Trudno mu było natomiast odmówi´c gustu, je´sli chodzi o samoloty. . .
Ten wygladał
˛ na G-IV. Ciekawe, litery i cyfry na stateczniku pionowym przypominały
kod szwajcarski, chocia˙z. . .
6
Strona 7
Zdj˛ecia pow˛edrowały na gór˛e, ale jeden zestaw został odło˙zony do zupełnie odmien-
nej analizy. Dokładnie przyjrza˛ im si˛e lekarze. Niektóre choroby daja˛ charakterystyczne
zewn˛etrzne symptomy, a Firma zawsze interesowała si˛e zdrowiem przywódców pa´nstw.
* * *
— Sekretarz stanu Adler wylatuje dzi´s rano do Pekinu — oznajmił dziennikarzom
Ryan. Arnie nieustannie powtarzał, z˙ e jakkolwiek nieprzyjemne moga˛ by´c te publiczne
wystapienia,
˛ politycznie ma wielkie znaczenie to, aby telewizja pokazywała go w trak-
cie pełnienia prezydenckich funkcji, gdy˙z to oznaczało bardziej skuteczne działanie.
Jack przypominał sobie konsekwentnie egzekwowana˛ opini˛e matki, z˙ e dentyst˛e odwie-
dza´c trzeba dwa razy do roku, a tak˙ze l˛ek, jaki zapach gabinetu budził w dzieciach.
´
Teraz podobnie zaczynał nienawidzi´c atmosfery tego pomieszczenia. Sciany były pory-
sowane, niektóre okna przeciekały, a w ogóle ta cz˛es´c´ Zachodniego Skrzydła Białego
Domu była równie schludna i zadbana, jak szatnia w liceum, czego widzowie nie mogli
spostrzec na podstawie obrazu telewizyjnego. Chocia˙z stad
˛ było blisko do jego gabine-
tu, mało kto troszczył si˛e o solidne posprzatanie
˛ sali konferencyjnej. Współpracownicy
7
Strona 8
prezydenta utrzymywali, z˙ e dziennikarze sami sa˛ takimi niechlujami, z˙ e nie ma to wi˛ek-
szego znaczenia. Wygladało
˛ zreszta,˛ z˙ e istotnie im to nie przeszkadza.
— Czy dowiemy si˛e czego´s wi˛ecej o niedawnym incydencie z Airbusem?
— Ustalono ostateczna˛ liczb˛e ofiar. Odnaleziono zapis danych. . .
— Czy uzyskamy dost˛ep do czarnej skrzynki?
Dlaczego „czarna”
˛ nazywaja˛ skrzynk˛e, która jest naprawd˛e pomara´nczowa? — za-
stanawiał si˛e Jack, chocia˙z przypuszczał, z˙ e nigdy nie znajdzie sensownej odpowiedzi
na to pytanie.
˛ Republiki Chi´nskiej zadeklarował gotowo´sc´ pełnej
— Poprosili´smy o to, a rzad
współpracy. Nie było to konieczne, gdy˙z samolot zarejestrowany jest w Stanach Zjed-
noczonych, a wyprodukowany został w Europie, doceniamy jednak ch˛eci i dobra˛ wol˛e.
Mog˛e doda´c, i˙z z˙ ycie z˙ adnego z Amerykanów, którzy prze˙zyli katastrof˛e nie jest zagro-
z˙ one, chocia˙z niektóre z obra˙ze´n sa˛ powa˙zne.
— Kto zestrzelił samolot? — spytał inny z reporterów.
— Nadal analizujemy dane i. . .
8
Strona 9
— Panie prezydencie, w pobli˙zu miejsca incydentu znajdowały si˛e dwie jednostki
typu Aegis Marynarki, wi˛ec powinien pan do´sc´ dobrze si˛e orientowa´c, co tam zaszło.
Facet odrobił prac˛e domowa.˛
— Nie chciałbym nic wi˛ecej mówi´c na ten temat. Sekretarz Adler postawi spra-
w˛e incydentu podczas rozmów z obydwiema stronami. Przede wszystkim chcemy by´c
pewni, z˙ e nie b˛edzie ju˙z dalszych ofiar.
— Panie prezydencie, chciałbym powróci´c do mojego pytania. Musi pan wiedzie´c
wi˛ecej, ni˙z nam pan mówi. W efekcie tego tragicznego wydarzenia zgin˛eło czternastu
obywateli ameryka´nskich i naród ma prawo otrzyma´c informacje.
Okropne było to, z˙ e facet miał racj˛e, a jeszcze gorsze to, z˙ e Ryan musiał robi´c uniki.
— Nie wiemy jeszcze dokładnie, co si˛e naprawd˛e wydarzyło. Do czasu, gdy b˛ed˛e
dysponował taka˛ wiedza,˛ nie wolno mi zajmowa´c z˙ adnego jednoznacznego stanowiska.
Z filozoficznego punktu widzenia, miał racj˛e. Wiedział, kto odpalił rakiet˛e, nie wie-
dział jednak, dlaczego. Wczoraj słusznie na to zwrócił uwag˛e Adler, doradzajac
˛ dalsze
utrzymywanie tajemnicy.
9
Strona 10
— Sekretarz stanu Adler powrócił wczoraj z jakiej´s podró˙zy. Dlaczego jej cel trzy-
many jest w tajemnicy?
Plumber dra˙
˛zył kwesti˛e podniesiona˛ poprzedniego dnia. Zabij˛e w ko´ncu Arnie’ego
za to, z˙ e mnie nieustannie tak wystawia.
— John, sekretarz przeprowadzał bardzo wa˙zne konsultacje i to wszystko, co mog˛e
powiedzie´c na ten temat.
— Czy był na Bliskim Wschodzie?
— Nast˛epne pytanie, prosz˛e?
— Panie prezydencie, Pentagon oznajmił, z˙ e lotniskowiec „Eisenhower” skierował
si˛e na Morze Południowochi´nskie. Czy to pan wydał rozkaz?
— Tak. Uwa˙zamy, z˙ e sytuacja wymaga bacznej uwagi z naszej strony, gdy˙z z regio-
nem tym wia˙
˛za˛ si˛e nasze z˙ ywotne interesy. Podkre´slam, z˙ e nie zajmujemy stanowiska
w toczacym
˛ si˛e konflikcie, a chcemy jedynie chroni´c swe interesy.
— Czy nasz lotniskowiec znajdzie si˛e tam, aby ochłodzi´c atmosfer˛e, czy te˙z ja˛ pod-
grza´c?
10
Strona 11
— To chyba oczywiste, z˙ e nie chcemy zaognia´c sytuacji, lecz ja˛ polepszy´c. Dla obu
stron korzystne b˛edzie cofni˛ecie si˛e o krok i zastanowienie nad swymi posuni˛eciami.
Zgin˛eli ludzie, a w ich liczbie znale´zli si˛e Amerykanie. To sprawia, z˙ e nie mo˙zemy po-
zosta´c jedynie biernymi obserwatorami. Obowiazkiem
˛ rzadu
˛ i sił zbrojnych jest ochro-
na ameryka´nskich interesów i obrona z˙ ycia ameryka´nskich obywateli. Nasze jednostki,
które zda˙
˛zaja˛ w tamta˛ stron˛e, b˛eda˛ obserwowały zdarzenia i przeprowadzały rutynowe
zaj˛ecia szkoleniowe. To wszystko.
* * *
˙
Zeng Han San spojrzał na zegarek i uznał, z˙ e to dobry koniec pracowitego dnia: pa-
trze´c jak ameryka´nski prezydent robi dokładnie to, czego si˛e po nim spodziewał. Chiny
wypełniły przyrzeczenie dane temu barbarzy´ncy Darjaeiemu. Na Oceanie Indyjskim po
raz pierwszy od dwudziestu lat nie było ameryka´nskiego lotniskowca. Ameryka´nski mi-
nister spraw zagranicznych wyleci z Waszyngtonu za jakie´s dwie godziny. Osiemna´scie
godzin podró˙zy do Pekinu, potem wymiana frazesów, ale troch˛e innych od tych ocze-
kiwanych. Zobaczymy, do jakich ust˛epstw uda si˛e zmusi´c Ameryk˛e i to marionetkowe
11
Strona 12
pa´nstewko tajwa´nskie. Mo˙ze do kilku całkiem sporych, skoro Stany Zjednoczone b˛eda˛
musiały zwróci´c twarz w inna˛ stron˛e. . .
* * *
Adler był u siebie w gabinecie. Spakowane torby znalazły si˛e ju˙z w samochodzie,
którym uda si˛e do Białego Domu, skad
˛ helikopter zabierze go do bazy Andrews, gdy
tylko po˙zegna si˛e z prezydentem i wygłosi krótkie o´swiadczenie, równie beztre´sciowe
jak płatki owsiane. Nieco dramatyczny wyjazd dobrze b˛edzie wygladał
˛ na ekranach
telewizyjnych, jego podró˙zy przyda znamion powagi, a je´sli nawet spowoduje kilka
wi˛ecej zmarszczek na garniturze, na pokładzie samolotu b˛edzie czekało tak˙ze i z˙ elazko.
— Co wiemy? — spytał podsekretarza stanu Rutledge’a.
— Pocisk został wystrzelony przez samolot ChRL, co wyra´znie wynika z ta´sm do-
starczonych przez Marynark˛e. Nie wiemy, dlaczego tak si˛e stało, ale admirał Jackson
jest przekonany, z˙ e nie mógł to by´c przypadek.
— Jak poszło w Teheranie? — spytał jeden z asystentów.
12
Strona 13
— Trudno powiedzie´c — odparł Adler. — Swoje obserwacje spisałem podczas lotu
i przesłałem faksem.
Tak˙ze Adler znajdował si˛e pod presja˛ czasu i nie miał chwili, by dłu˙zej zastanowi´c
si˛e nad swym spotkaniem z Darjaeim.
— Musimy si˛e z nimi zapozna´c, je´sli mamy by´c w czym´s przydatni przy opracowy-
waniu SOW — powiedział Rutledge.
Ten dokument był mu bardzo potrzebny. Przy jego u˙zyciu Ed Kealty b˛edzie mógł
wykaza´c, z˙ e Ryan ciagle
˛ stosował stare sztuczki tajniackie, a w dodatku wciagał
˛ w to
Scotta Adlera. Gdzie´s tutaj krył si˛e klucz do skompromitowania Ryana. Robił sprytne
uniki, zr˛ecznie ripostował, wszystko zapewne dzi˛eki trenerskiej opiece Arnie’ego van
Damma, ale po wczorajszej gafie w sprawie Chin zatrzasł
˛ si˛e cały budynek. Podobnie
jak wielu ludzi z Departamentu Stanu, Rutledge wolałby odpu´sci´c Tajwan i nawiaza´
˛ c
normalne stosunki z najmłodszym supermocarstwem s´wiatowym.
— Cliff, nie wszystko naraz.
Powrócili do kwestii chi´nskiej. Wszyscy uznali, z˙ e na kilka dni problemy zwiazane
˛
ze ZRI schodza˛ na drugi plan.
13
Strona 14
— Czy Biały Dom chciałby co´s zmieni´c w dotychczasowej chi´nskiej polityce? —
spytał Rutledge.
Adler pokr˛ecił głowa.˛
— Nie, prezydent jest z pewno´scia˛ bardziej praktykiem ni˙z dyplomata;
˛ rzeczywi-
s´cie, nie powinien był nazywa´c Chinami Republiki Chi´nskiej, z drugiej jednak strony,
mo˙ze dało to troch˛e do my´slenia tym facetom w Pekinie, wi˛ec nie jestem pewien, czy
to było takie najgorsze. Musza˛ zrozumie´c, z˙ e nie mo˙zna bezkarnie zabija´c Ameryka-
nów. Przekroczyli pewna˛ granic˛e i musz˛e im dokładnie uzmysłowi´c, z˙ e my t˛e granic˛e
traktujemy bardzo powa˙znie.
— Zawsze b˛eda˛ jakie´s wypadki — mruknał
˛ kto´s.
— Marynarka powiada, z˙ e nie był to wypadek.
— Panie sekretarzu — obruszył si˛e Rutledge. — Po jakiego diabła Chi´nczycy mie-
liby to robi´c?
— To wła´snie musimy ustali´c. Admirał Jackson bardzo dobrze skomentował t˛e sytu-
acj˛e. Je´sli jeste´s policjantem i masz przed soba˛ uzbrojonego bandziora, to czy b˛edziesz
strzelał do starszej pani na ko´ncu ulicy?
14
Strona 15
— To by potwierdzało tez˛e o wypadku — obstawał przy swoim Rutledge.
— Cliff, sa˛ wypadki i wypadki. Tutaj zgin˛eli Amerykanie i nie wiem, czy trzeba
komukolwiek w tym pokoju przypomina´c, z˙ e naszym obowiazkiem
˛ jest potraktowa´c t˛e
spraw˛e jak najpowa˙zniej.
Była to reprymenda, której si˛e nie spodziewali. Swoja˛ droga,˛ co działo si˛e z Adle-
rem? Zadaniem Departamentu Stanu było zabiega´c o pokój, łagodzi´c konflikty, w któ-
rych ludzie mogli gina´
˛c tysiacami,
˛ a wypadki były tylko wypadkami. Owszem, czasami
tragicznymi, ale równie niemo˙zliwymi do całkowitego unikni˛ecia jak rak czy zawał ser-
ca. Pa´nstwo nie mogło koncentrowa´c si˛e na drobiazgach.
* * *
— Dzi˛ekuj˛e, panie prezydencie.
Ryan opu´scił podium, raz jeszcze wymknawszy
˛ si˛e dziennikarskim mackom. Spoj-
rzał na zegarek. Niech to diabli. Znowu nie udało si˛e wyprawi´c dzieci do szkoły ani
pocałowa´c Cathy na po˙zegnanie. Ciekawe, gdzie w konstytucji było zapisane, z˙ e prezy-
dent USA, z chwila˛ obj˛ecia swego urz˛edu, przestaje by´c normalnym człowiekiem?
15
Strona 16
W gabinecie przejrzał dzienny rozkład zaj˛ec´ . Za godzin˛e zjawi si˛e Adler przed wy-
jazdem do Chin. O dziesiatej
˛ Winston, aby przedyskutowa´c zmiany w znajdujacym
˛ si˛e
przez ulic˛e Departamencie Skarbu. O jedenastej omówienie z Arnie’em i Callie wysta-
˛
pie´n w przyszłym tygodniu. Obiad z Tonym Bretano. A po obiedzie z kim to spotka-
nie? Dru˙zyna Mighty Ducks? Ryan pokr˛ecił głowa.˛ Zdobyli Puchar Stanleya, okazja do
wspólnej fotografii. Hmmm. Jack u´smiechnał
˛ si˛e pod nosem. To powinien załatwi´c Ed
Foley, który był fanatykiem hokeja. . .
* * *
˛sc´
— Spó´zniłe´s si˛e — powiedział Don Russell, kiedy Pat O’Day pomagał wysia´
Megan.
Inspektor FBI przeszedł obok niego, podał Megan płaszczyk i kocyk, potem si˛e
odwrócił.
— W nocy była awaria s´wiatła i budzik si˛e zresetował.
— Dzie´n pełen zaj˛ec´ ?
Pat pokr˛ecił głowa.˛
16
Strona 17
— Biurowa robota. Musz˛e zamkna´
˛c kilka spraw, wiesz, jak to jest.
Obydwaj wiedzieli. Najcz˛es´ciej chodziło o sporzadzanie
˛ i komentowanie raportów,
zaj˛ecia czysto urz˛ednicze, które w przypadku delikatnych spraw musieli wykonywa´c
zaufani agenci.
— Słyszałem, z˙ e chciałby´s si˛e spróbowa´c — powiedział Russell.
— Podobno jeste´s dobry.
— Chyba rzeczywi´scie niezły — przyznał agent.
— Ja te˙z staram si˛e trafia´c w tarcz˛e.
— Lubisz SigSauera?
Agent FBI pokr˛ecił głowa.˛
— Smith 1076.
— Dziesi˛ec´ milimetrów.
— Robi wi˛eksze dziury — zauwa˙zył O’Day.
— Mówiac
˛ szczerze, dziewiatka
˛ zawsze mi wystarczała — powiedział Russell i obaj
si˛e roze´smieli.
— Robimy zakład? — spytał agent FBI.
17
Strona 18
— Ostatni raz zakładałem si˛e w liceum. Trzeba ustali´c stawk˛e.
— Co´s powa˙znego — podsunał
˛ O’Day.
— Skrzynka Samuela Adamsa? — rzucił Russell.
— To brzmi powa˙znie — zgodził si˛e inspektor.
— Co powiesz na Beltsville? — Była to strzelnica Akademii Tajnych Słu˙zb. — Na
wolnym powietrzu. Pod dachem to zawsze troch˛e sztuczne.
— Klasyczne zawody strzeleckie?
— Nie robiłem tego od lat. Moi szefowie wola˛ figurki.
— Jutro?
Dobra rozrywka sobotnia.
— Troch˛e krótki termin. Musz˛e sprawdzi´c, dam ci zna´c po południu.
— Umowa stoi, Don. I niech wygra lepszy. Podali sobie dłonie.
— Z pewno´scia˛ wygra lepszy, Pat.
Obaj wiedzieli, kto oka˙ze si˛e lepszy, chocia˙z jeden z nich musiał si˛e myli´c. Obaj
wiedzieli tak˙ze, z˙ e tego drugiego chcieliby mie´c jako ubezpieczenie i z˙ e piwo po zawo-
dach b˛edzie dobrze smakowa´c, niezale˙znie od wyniku.
18
Strona 19
* * *
Dost˛epne na rynku cywilnym karabiny nie mogły strzela´c ogniem ciagłym.
˛ Spraw-
ny rusznikarz potrafiłby temu zaradzi´c, ale u´spiony agent nie posiadał takich umiej˛et-
no´sci. Gwiazdor i jego ludzie nie bardzo si˛e tym przej˛eli. Byli strzelcami wyborowymi
i wiedzieli, z˙ e je´sli nie masz naprzeciw całej armii, z broni maszynowej wa˙zne sa˛ trzy
pierwsze pociski z serii, potem dziurawisz niebo zamiast przeciwnika, który w tym
czasie mo˙ze trafi´c w ciebie. Nie b˛edzie czasu ani miejsca na nast˛epna˛ seri˛e, ale byli
obeznani z bronia,˛ chi´nska˛ wersja˛ rosyjskiego Kałasznikowa. Naboje po´srednie kalibru
7,62 mm, po trzydzie´sci w jednym magazynku. Połaczyli
˛ je po dwa, owijajac
˛ ta´sma,˛ dla
sprawdzenia kilkakrotnie wkładajac
˛ i wyjmujac
˛ z gniazda magazynku. Kiedy upewnili
si˛e co do broni, zaj˛eli si˛e sama˛ akcja.˛ Ka˙zdy znał swoje miejsce i swoje zadanie. Ka˙z-
dy wiedział te˙z, na jakie niebezpiecze´nstwo si˛e nara˙za, ale nad tym wiele nie my´sleli.
Gwiazdor widział, z˙ e nie bardzo si˛e zastanawiaja˛ nad charakterem zadania. Przez lata
funkcjonowania w ruchu terrorystycznym do tego stopnia wygasły w nich ludzkie uczu-
19
Strona 20
cia, z˙ e, chocia˙z dla wi˛ekszo´sci była to pierwsza prawdziwa akcja, my´sleli tylko o tym,
jak si˛e w niej spisza.˛ Jak wypadnie ona sama, to było ju˙z mniej istotne.
* * *
— Porusza˛ bardzo wiele tematów — powiedział Adler.
— Tak my´slisz? — spytał Jack.
— Id˛e o zakład. Klauzula najwy˙zszego uprzywilejowania, prawa autorskie, co tylko
zechcesz.
Prezydent si˛e skrzywił. Wydawało mu si˛e obrzydliwe to, z˙ e problem ochrony praw
autorskich Barbary Streisand i jej ostatniej płyty, mo˙ze by´c traktowany na równi z roz-
my´slnym mordowaniem ludzi, ale. . .
— Tak, tak, Jack. Oni inaczej podchodza˛ do tych spraw ni˙z my.
— Czytasz w moich my´slach?
— Nie zapominaj, z˙ e jestem dyplomata.˛ My´slisz, z˙ e zwa˙zam tylko na to, co ludzie
mówia˛ gło´sno? Uwierz mi, w ten sposób nigdy niczego nie wynegocjowaliby´smy. To
20