9976
Szczegóły |
Tytuł |
9976 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9976 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
GWIEZDNY KR�G
PRZEK�AD JANUSZ OCHAB
TYTU� ORYGINA�U WHEEL OF STARS
Autorka pragnie podzi�kowa�
Sandrze Helton, kt�ra udost�pni�a wszystkie materia�y astrologiczne wykorzystane
w tej ksi��ce.
1
Zimny poranny wiatr gna� po ��ce suche li�cie. Jeden z nich zawirowa� wok�
g�owy Gwennan
i przylgn�� do jej we�nianej czapki. Wcisn�a g��biej brod� w fa�dy grubego
szala. Gotowa znie��
znacznie wi�cej ni� ten dojmuj�cy ch��d, sta�a wci�ni�ta: pomi�dzy dwa szorstkie
kamienie i
wpatrywa�a si� w trzeci, najwy�szy, ciemniej�cy na tle szarego nieba. Czy te
trzy ska�y by�y
dzie�em natury? Skrzywi�a si� lekko i po raz setny � po raz tysi�czny �
odpowiedzia�a sobie
przecz�co na to pytanie. Czy ujrzy dzi� ponownie to, co zobaczy�a trzy tygodnie
temu?
Wiedzia�a, �e nie mo�e na to liczy�.
Od tamtego dnia zacz�a si� powa�nie interesowa� tym tematem, przeczyta�a wiele
ksi��ek i
rozpraw autorstwa tych, kt�rzy przez lata: byli wy�miewani, wyszydzani, a nawet
prze�ladowani
przez �autorytety� � naukowc�w trzymaj�cych si� kurczowo og�lnie akceptowanych
pogl�d�w
� tyle �e te pogl�dy tak�e opiera�y si� wy��cznie na hipotezach i spekulacjach.
Na powierzchni� kamienia pad�y pierwsze promienie s�o�ca.
Gwennan omal nie krzykn�a z rado�ci. Teraz by�a ju� ca�kowicie pewna, �e to nie
wytw�r jej
wyobra�ni. Na skalnej kolumnie widnia�y znaki zbyt regularne, by mog�y by�
dzie�em natury,
zbyt dziwne, by mog�y by� Mo�na je by�o zobaczy� tylko o tej porze, tylko w
bladym �wietle
poranka. Czy powinna podej�� teraz do g�azu, zdj�� r�kawiczk� i dotkn�� palcami
jego
powierzchni? Czy poczuje jak�� r�nic�, czy znajdzie potwierdzenie tego, co
widzia�y jej oczy?
My�l jest zal��kiem czynu. Ods�oni�ta d�o� wzdraga�a si� przed zimnem, Gwennan
jednak nie
zwraca�a na to uwagi. Dotkn�a kamienia i cofn�a szybko r�k�. Zrobi�a to
odruchowo,
poczuwszy co�, co nie by�o ska��, ale nie by�o te� powietrzem, nie by�o�
Jeszcze raz dotkn�a kamienia. Dziwne doznanie os�ab�o, znikn�o niczym
zmarszczki na
powierzchni wody, do kt�rej kto� wrzuci� kamie�. Pr�bowa�a teraz odszuka�
tajemnicze linie,
wyczu� je pod opuszkami palc�w. Pismo ogamiczne? Ten zapomniany j�zyk zapisany
kreskami
umiejscowionymi nad i pod lini�? A mo�e runy o ostrych, kanciastych kszta�tach?
Czyta�a o tym
w ksi��kach. Nie, te znaki, kt�re stawa�y si� ju� wspomnieniem, znika�y w miar�,
jak zmienia�o
si� �wiat�o � nie nale�a�y do �adnego ze znanych jej j�zyk�w.
Ale ona je widzia�a. Z ca�� pewno�ci� tam by�y! Przyjdzie tu jeszcze nieraz�
Spojrza�a za
skalny nawis, na las widoczny w dolinie. Spo�r�d drzew prze�witywa� pochy�y
dach, r�wnie
szary, ponury i stary, jak te trzy kamienne kolumny.
Gwennan pr�bowa�a ukry� rozczarowanie, �e chwila ol�nienia zn�w by�a tak kr�tka.
Od
trzystu lat, odk�d pojawili si� tu osadnicy, ziemia ta pozostawa�a dla nich
obcym terytorium, a
zniszczony kamienny mur, ci�gn�cy si� wzd�u� alei, stanowi� nieprzekraczaln�
granic�.
Jako rodowita mieszkanka miasteczka akceptowa�a obowi�zuj�ce w nim zasady,
chocia�
przez wiele lat nie zdawa�a sobie sprawy, jak dziwna jest historia tej doliny.
Nie tylko ze wzgl�du
na te kamienie, kt�re zaintrygowa�y j� od pierwszej chwili, ale tak�e z powodu
domu Lyle��w.
W 1730 roku, kiedy pierwsi osadnicy przybyli Bia�� Rzek�, by z dala od wybrze�a,
jego
niszcz�cych sztorm�w i porywistych wiatr�w szuka� dogodniejszych teren�w pod
upraw�, dom
Lyle��w ju� tu sta�. Kto go zbudowa�? Kiedy? Nowo przybyli szybko przestali si�
tym
interesowa�.
Lyle�owie mieszkali tam wraz z grupk� Indian i ciemnosk�rych s�u��cych �
milcz�cych,
trzymaj�cych si� z dala od przybyszy. �wczesny pan domu Lyle��w nie przeszkadza�
osadnikom. Od czasu do czasu pomaga� nawet w budowie miasteczka, wspiera�
r�wnie� co
biedniejszych jego mieszka�c�w.
W szkole uczono Gwennan tradycyjnej historii, starego mitu o Kolumbie i jego
odkryciu. Tyle
�e teraz historycy wiedzieli ju� znacznie wi�cej. Nim jeszcze Kolumb wyruszy� w
dalek� podr�
do Indii Zachodnich, brzegi tego kontynentu odwiedzali angielscy rybacy, kt�rzy
na miejscu
suszyli i konserwowali sw�j po��w, nie chc�c zdradzi� konkurencji, gdzie
znajduj� si� tak bogate
�owiska. Pojawiali si� tu tak�e wikingowie. Odk�d znaleziono �lady ich wiosek,
nikt ju� nie m�g�
uwa�a� tego za niepotwierdzon� hipotez�. Czy by� tutaj kto� jeszcze wcze�niej?
A co z ruinami w New Hampshire? Sk�d wzi�y si� te podziemne sale o �cianach
wyk�adanych kamieniami i niezwykle wytrzyma�ej konstrukcji, kt�re p�niejsi
osadnicy
wykorzystywali jako zwyk�e spi�arnie? Wszystkie tego rodzaju znaleziska
przypisywano wtedy
Indianom. Nikt nie pr�bowa� nawet wyja�ni�, dlaczego koczownicy budowali
magazyny z
kamienia, podczas gdy sami mieszkali w namiotach ze sk�ry.
Kim byli Lyle�owie i sk�d si� tutaj wzi�li? W�r�d mieszka�c�w miasteczka kr��y�y
opowie�ci
o piracie, kt�ry przetransportowa� w g�r� rzeki wielki skarb i wraz z
pozosta�ymi cz�onkami
za�ogi za�o�y� tu w�asne ma�e kr�lestwo. Bez wzgl�du jednak na to, jak
rzeczywi�cie wygl�da�y
pocz�tki rodu Lyle��w, ludzie ci stanowili cz�� tej ziemi, czego nie
kwestionowa� otwarcie
�aden z osadnik�w. Prawd� by�o r�wnie�, �e podczas wojen z Indianami nikt nie
naje�d�a�
miasteczka ani okolicznych farm, a Indianie szukali czasem schronienia w domu
Lyle��w. Wojna
nigdy nie dotkn�a tych teren�w. Za pieni�dze Lyle��w wybudowano m�yn oraz
szko��. Postawili
oni jednak pewien warunek, do�� dziwny jak na tamte czasy: wszystkie dziewczynki
mia�y uczy�
si� na r�wnych prawach z ch�opcami. Poza tym rodzina Lyle��w nigdy nie wywiera�a
bezpo�rednich nacisk�w na osadnik�w, nigdy nie pr�bowa�a zmieni� sposobu ich
�ycia.
Podczas kolejnych wojen wielki dom Lyle��w cz�sto sta� pusty, pilnowa�a go tylko
gar��
s�u��cych, kt�rzy przekazywali swoje obowi�zki z pokolenia na pokolenie. Bywa�o
i tak, �e
aktualny w�a�ciciel domu nie wraca� do� ca�ymi latami. Czasami z zagranicy
nadchodzi�y wie�ci
o �mierci kt�rego� z Lyle��w. Wcze�niej czy p�niej na jego miejsce przybywa�
jednak inny
cz�onek klanu, by przej�� obowi�zki zmar�ego krewnego, i �ycie toczy�o si� dalej
ustalonym
trybem. Obecnie w domu Lyle��w rz�dzi�a kobieta, kt�r� Gwennan widzia�a tylko
raz.
Zachowuj�c tradycj� pochodz�c� jeszcze z czas�w pierwszych osadnik�w, mieszka�cy
miasteczka nazywali j� lady Lyle, cho� taki tytu� w kraju uchodz�cym za wz�r
demokracji m�g�
nieco dziwi�. W domu Lyle� �w nigdy nie widziano dzieci, nowi w�a�ciciele
przyje�d�ali zawsze
z zagranicy. Wiadomo jednak by�o, �e wszyscy cz�onkowie s� do siebie bardzo
podobni,
zar�wno z wygl�du, jak i usposobienia.
Gwennan dopiero niedawno zacz�a zastanawia� si� nad inn� zagadk�: jak ludzie
zamieszkuj�cy od stuleci ten sam teren zdo�ali zachowa� tak ogromny dystans w
stosunku do
innych jego mieszka�c�w?
Gwennan by�a te� ogromnie zafascynowana postaci� lady Lyle � poniewa� nigdy
dot�d nie
spotka�a kobiety wy�szej od siebie.
Gwennan by�a najwy�sz� dziewczyn� w szkole i nienawidzi�a swego chudego,
d�ugiego cia�a.
Lady Lyle by�a jednak jeszcze wy�sza, chodzi�a dumnie wyprostowana, jej g�ow�
zdobi� ciasno
zwini�ty gruby warkocz z blond w�os�w, tworz�cy wspania�� koron�, kt�r� okrywa�a
czasem
we�nianym szalem. Zapewne tak w�a�nie nosi�y si� kr�lowe, kiedy jeszcze rodziny
kr�lewskie
naprawd� rz�dzi�y, a nie tylko panowa�y.
Gwennan, siostrzenica Nessy Daggert, mia�a bardzo ograniczone kontakty
towarzyskie. Panna
Nessa prowadzi�a bibliotek� miejsk�, a ca�e jej �ycie koncentrowa�o si� na
zwi�zanych z tym
obowi�zkach. Po �mierci rodzic�w Gwennan wzi�a j� na wychowanie, nie kry�a
jednak, �e robi
to bardzo niech�tnie i tylko z wrodzonego poczucia obowi�zku. Jak na
ma�omiasteczkowe
zwyczaje traktowa�a j� zreszt� bardzo dobrze: karmi�a do syta, ubiera�a w spos�b
niezbyt
wyszukany, ale zgodny z tym, co uwa�a�a za stosowne � i stara�a si� wpoi� jej
zasady moralne
nieprzystaj�ce ju� do norm �wiata zewn�trznego.
Gwennan nie podj�a �adnych studi�w. Nim sko�czy�a szko�� �redni� � nie
uchodzi�a za
szczeg�lnie uzdolnion�, jako �e uczy�a si� tylko tych przedmiot�w, kt�re
naprawd� j�
interesowa�y, pozosta�e za� traktowa�a jak z�o konieczne � panna Nessa pad�a
ofiar�
wyniszczaj�cej choroby, kt�rej nie chcia�a podda� si� bez walki. Trzyma�a si�
kurczowo swego
miejsca w �wiecie, a Gwennan sta�a si� jej r�kami i nogami, jej oczami i uszami.
Dziewczynka wcale nie zamierza�a si� buntowa�. Codzienne obowi�zki pozwala�y
unika�
kontakt�w ze �wiatem zewn�trznym, kt�ry budzi� w niej strach i niepewno��.
Zawsze by�a
samotnikiem, trudno jej by�o dogada� si� z lud�mi. Dlatego te� zacz�a czyta�
ksi��ki.
Odkry�a w sobie jak�� pasj�, na razie jeszcze trudn� do sprecyzowania. Czyta�a
ksi��ki
historyczne, raporty z wykopalisk archeologicznych, wszystko, co dotyczy�o
dziwnych odkry� i
znalezisk, kt�re nie pasowa�y do schemat�w przyj�tych przez ekspert�w. Gwennan
nigdy nie
mia�a ochoty zosta� naukowcem. By� mo�e dlatego, �e kwestionowa�a zbyt wiele
og�lnie
uznanych teorii. Cho� dla �wiata zewn�trznego pozostawa�a pos�uszn� i cich�
siostrzenic� panny
Nessy, potajemnie szuka�a, pyta�a, bada�a.
Kiedy� �ni�a o dziwnych rzeczach. Tego ranka, kiedy sta�a mi�dzy kamieniami,
wspomnienia
tych sn�w powr�ci�y. W dzieci�stwie wierzy�a, �e wszyscy maj� takie niezwyk�e
sny jak ona.
Dzieli�a si� wi�c z lud�mi swoimi prze�yciami, lecz ci j� wy�miewali. Wkr�tce
zrozumia�a, �e
je�li nadal b�dzie tak szczera, ludzie odsun� si� od niej, uznaj� za dziwaczk�.
Sny przesta�y j� nawiedza� ju� przed kilku laty, co Gwennan przyj�a z ulg�.
Zazwyczaj by�y
to bowiem koszmary, kt�re budzi�y w niej strach i o kt�rych stara�a si� jak
najszybciej
zapomnie�.
Kiedy dwa lata temu panna Nessa umar�a, zostawi�a Gwennan sw�j dom, bardzo
skromn�
sum� w banku � choroba poch�on�a wi�kszo�� pieni�dzy, kt�re zdo�a�a
zaoszcz�dzi�,
ograniczaj�c do minimum w�asne potrzeby � i swoj� posad�. Mieszka�cy miasteczka,
kt�rzy
przyzwyczaili si� ju� do tego, �e Gwennan zast�powa�a pann� Ness� w bibliotece,
przyj�li to
jako rzecz oczywist�. Jedyn� odczuwaln� zmian�, jak� przyni�s� jej ten awans,
by�a niewielka
podwy�ka wynagrodzenia, dzi�ki kt�rej mog�a powi�kszy� sw� prywatn� bibliotek�.
�wit ust�pi� ju� pe�nemu blaskowi s�o�ca, w kt�rym znaki wyryte na kamieniu
znikn�y bez
�ladu. Gwennan w�o�y�a r�kawiczk�, odwr�ci�a si�, by ruszy� w drog� powrotn� � i
zamar�a.
Nie by�a sama.
M�czyzna, kt�ry zbli�y� si� do niej bezszelestnie, nie wszed� na szczyt
wzg�rza. Sta� nieco
ni�ej i patrzy� na ni� surowo. By� wysoki i mia� rysy lady Lyle � ostrzejsze,
twardsze, bardziej
drapie�ne, ale podobie�stwo rodzinne by�o zbyt du�e, by Gwennan mog�a mie�
jakiekolwiek
w�tpliwo�ci.
Pomimo zimna nie nosi� czapki. Trzymaj�c g�ow� lekko odchylon� do ty�u,
przygl�da� jej si�
spod p�przymkni�tych powiek. Jego g�ste z�ote w�osy, ostrzy�one kr�cej ni�
nakazywa�a
aktualna moda, odcina�y si� wyra�nie od opalenizny, kt�ra by�a niespotykana, jak
na t� por�
roku.
Wpatrzone w ni� oczy mia�y t� sam� jasnoniebiesk� barw� co oczy lady Lyle.
Zak�opotana
Gwennan przest�pi�a z nogi na nog�. By�a intruzem na tej ziemi.
� Kim jeste�? � bez ogr�dek spyta� Lyle.
Gwennan postanowi�a nie poddawa� si� strachowi. Odsun�a si� o krok od
kamiennych iglic.
� Gwennan Daggert. � Jej nazwisko prawdopodobnie nic mu nie m�wi�o. Gwennan
pr�bowa�a wymy�li� napr�dce jak�� wym�wk�, kt�ra usprawiedliwia�aby to naj�cie.
Nie mog�a
przecie� zdradzi� swojego sekretu.
� Gwennan Daggert � powt�rzy�. � I c� ci� tu sprowadza? Uni�s� wreszcie
powieki,
obdarzaj�c j� bezczelnym, wyzywaj�cym spojrzeniem. W�a�ciwie mia� do tego prawo.
� Przypadek� � odpar�a, wci�� nie wiedz�c, jak si� z tego wyt�umaczy�.
Roze�mia� si�.
� Przypadek? � Pokr�ci� powoli g�ow�, odrzucaj�c jej k�amstwo.
Na jego twarzy zasz�a jeszcze inna zmiana, jakby opu�ci� j� jaki� cie�, pod
kt�rym kry�o si�
prawdziwe oblicze m�odzie�ca. Gwennan wyczuwa�a w nim pogard�: uwa�a� j� za
idiotk�, kt�r�
�atwo sprowokowa� do kolejnych k�amstw.
Gwennan by�a zaskoczona tym spostrze�eniem. Poniewa� rzadko mia�a kontakt z
m�odymi
m�czyznami, przypuszcza�a, �e to brak obycia ka�e jej mylnie interpretowa� jego
gesty i miny;
uniesienie brwi, lekki ruch twardych, w�skich ust, uk�adaj�cych si� teraz w
u�miech, kt�ry wcale
jej si� nie podoba�.
W�a�ciwie ca�y ten cz�owiek budzi� w niej niepok�j. Mia�a wra�enie, �e rozmawia
z kim�,
kto� Gwennan nie mog�a znale�� w�a�ciwego okre�lenia. Nie mia�a zreszt� czasu
ani ochoty
doszukiwa� si� w jego zachowaniu jakich� ukrytych znacze� i podtekst�w. Chcia�a
st�d jak
najszybciej uciec, by� sama, z dala od tego dziwnego Lyle�a.
Kiedy zesz�a ze wzg�rza, odkry�a, �e musi podnie�� wzrok, by spojrze� w jego
oczy. Cho�
lady Lyle by�a naprawd� wysoka, ten cz�owiek znacznie j� przerasta�. Po raz
pierwszy w �yciu
Gwennan czu�a si� dziwnie ma�a, jakby przez moment by�a inn� osob�. Sytuacja ta
przypomina�a
jej mgli�cie inne spotkanie z kim�, kto mia� nad ni� pe�n� w�adz�. Kiedy do�
podchodzi�a, mia�a
wra�enie, �e zbli�a si� do czego� r�wnie tajemniczego i r�wnie g��boko ukrytego,
jak kamienie,
kt�re od d�u�szego czasu budzi�y w niej ogromn� ciekawo��. Jednak�e to by�
cz�owiek z krwi i
ko�ci, w dodatku bardzo pewny siebie.
� Gwennan Daggert � zn�w wypowiedzia� jej nazwisko, tym razem jakby w innym
j�zyku,
dziwnie je akcentuj�c. � A wi�c lubisz spacerowa� o �wicie? � Nie pr�bowa� ju�
nawet ukry�
szyderczego u�miechu. � Nawet w tak� pogod�? Ach, wy ludzie ze Wschodu, twarde z
was
sztuki.
Gwennan odzyska�a wreszcie panowanie nad sob�.
� Owszem, tacy ju� jeste�my. � Mia�a nadziej�, �e Lyle nie dostrzeg� �adnych
oznak
strachu, kt�ry j� przedtem ogarn��. � Je�li chc� pospacerowa�, musz� to zrobi�
wcze�nie rano.
Potem pracuj�. � Podnios�a r�k� i odsun�a mankiet r�kawiczki, by spojrze� na
zegarek.
Jego brwi, nieco ciemniejsze od w�os�w, kt�re w blasku wschodz�cego s�o�ca coraz
bardziej
przypomina�y barw� z�oto, pow�drowa�y lekko do g�ry.
� A jaka� to praca zaczyna si� o tej porze? Dopiero �wita�
� Co oznacza, �e powinnam ju� wraca� � odpar�a kr�tko, ostro. By� mo�e by�a zbyt
nieuprzejma, ale nie mog�a d�u�ej panowa� nad niepokojem, kt�rego nie rozumia�a.
Ju� sam fakt,
�e w domu przebywa� drugi Lyle, nieznany mieszka�com miasteczka, by� bardzo
dziwny. Nigdy
nie s�ysza�a, by lady Lyle mia�a syna. Czy ten m�ody cz�owiek w og�le m�g�by by�
jej synem?
Mimo wszystko ten fakt nie powinien budzi� w niej takiego uczucia strachu. Czego
w�a�ciwie
mog�a si� obawia�? Wesz�a na prywatny teren, to prawda. Lecz spacer po ��ce nie
by� �adnym
przest�pstwem. Niczego nie zniszczy�a, nikomu nie przeszkadza�a. Dlaczego wi�c
czu�a si�
winna, zagro�ona � jakby ten cz�owiek mia� jakie� wa�ne powody, by jej nie ufa�?
� Dok�d chcesz wraca�? � spyta� Lyle, wci�� si� u�miechaj�c.
Mia�a racj� � w jego g�osie pobrzmiewa�a nuta szyderstwa. Igra� z ni�
bezlito�nie. Gwennan
zesztywnia�a. Tl�cy si� w niej strach wybuchn�� p�omieniem gniewu. Zdecydowanie
nie podoba�
jej si� ten cz�owiek. Cho� ogromnie podziwia�a lady Lyle, nie mog�a polubi� jej
krewnego � bez
wzgl�du na to, kim by� dla pani domu Lyle� �w.
� Do biblioteki. � Zdradzi�a mu ju� swoje nazwisko i nie by�o powodu ukrywa�,
kim jest w
miasteczku. Zreszt� wszyscy dobrze si� tu znali.
� Do biblioteki?
Zn�w powt�rzy� jej s�owa, co zacz�o j� irytowa�.
� Bibliotek� otwieraj� znacznie p�niej, zdaje si�, �e dopiero w po�udnie. Wiem,
�e moja
ciotka zamierza si� tam dzisiaj wybra�
� Zawsze mamy mn�stwo pracy, nawet je�li biblioteka nie jest jeszcze otwarta �
odpar�a
Gwennan sztywno.
Nie wiadomo, dlaczego mia�a ochot� udowodni� mu, jak zwyczajne i normalne jest
jej �ycie,
wymieniaj�c wszystkie obowi�zki, z kt�rymi nie mog�a si� upora� bez wzgl�du na
to, jak d�ugo
by pracowa�a. By�a te� g�odna � kubek kawy, wypity w ciemno�ciach obok
kuchennego pieca,
to za ma�o jak na normalne �niadanie. Zamierza�a wpa�� po drodze do piekarni
Mary Long i
kupi� kilka jagodzianek, by potem rozkoszowa� si� nimi przy lekturze
nieprzeczytanych jeszcze
pism.
� Ach tak, trzeba da� zaj�cie bezczynnym r�kom� cho� w dzisiejszych czasach
trudno takie
znale��. Wygl�da na to, �e Whitebridge wci�� kieruje si� starymi zasadami. �
Z�o�y� jej lekki
uk�on, nie ruszaj�c si� jednak z miejsca. Je�li Gwennan nie chcia�a zepchn�� go
ze �cie�ki,
musia�a zosta� tam, gdzie by�a. Zastanawia�a si� w�a�nie, co uczyni�, kiedy Lyle
si�gn��
raptownie do jej g�owy.
Uchyli�a si� instynktownie, a potem zaczerwieni�a, ujrzawszy li��, kt�ry wyj�� z
jej w�os�w. A
on zn�w si� roze�mia�.
� Czego si� boisz, Gwennan Daggert? � Zrobi� krok w jej stron�. Gwennan cofn�a
si�
pospiesznie, zaskoczona i zawstydzona swoim zachowaniem. Jego twarz me wyra�a�a
nic pr�cz
dobrodusznego rozbawienia, kiedy podni�s� li�� i obr�ci� go w palcach.
� Zapewniam ci� � kontynuowa� � ze nie jadam ma�ych dziewczynek, je�li nawet
wchodz�
tam, gdzie ich me proszono. Ma�ych dziewczynek, kt�re nosz� li�cie na g�owie,
jakby by�y
nimfami lub driadami.
Nie wiedzia�a jak zareagowa� na tego rodzaju zaczepki. Co budzi�o w mej taki
niepok�j,
zak�opotanie? By� mo�e szyderstwo, kt�re wyczuwa�a w jego g�osie. Zn�w poczu�a
gniew.
� Jestem pewna, �e pan tego nie robi � odpar�a lodowatym tonem, na�laduj�c pann�
Ness�.
� Zdaj� sobie spraw�, �e wesz�am na pana teren. Bardzo przepraszam, panie Lyle.
Zapewniam,
�e to si� nie powt�rzy.
Nie mog�o si� powt�rzy�. Jak jednak ma zapomnie� o tym kamieniu, o tej
prowokuj�cej
zagadce? Mia�a ochot� spojrze� przez rami� na najwy�szy, �rodkowy g�az, czu�a
jednak, �e w ten
spos�b zdradzi si� przed nim, wyda co�, co by�o tylko i wy��cznie jej
w�asno�ci�.
Lyle wyrzuci� li��. Zn�w wyci�gn�� ku niej r�k�, tym razem chwytaj�c j� za
nadgarstek,
zamykaj�c w u�cisku, z kt�rego nie by�aby w stanie wyrwa� si�, gdyby nawet
pr�bowa�a z nim
walczy�. Zreszt� nie pozwala�a jej na to duma. Lyle wci�� nie przestawa� si�
u�miecha�, lecz w
g��bi jego oczu kry�o si� co�, co przeczy�o temu u�miechowi. Gwennan wola�a nie
wiedzie�, co
to takiego..
Potem jego g�os uleg� zmianie. Sta� si� g��bszy, ostrzejszy.
� Co tu robi�a�? Czego ona chce od ciebie? � W tych s�owach pojawi� si� cie�
pogardy.
Pochyli� si� nad ni�, staj�c si� jeszcze wi�kszy i pot�niejszy od cz�owieka,
kt�rego przed chwil�
widzia�a.
� Nie mam poj�cia � Gwennan stara�a si� zachowa� spok�j � o czym pan m�wi. Je�li
ta
�ona�, to lady Lyle�
� Lady! � Jego twarz pociemnia�a, jakby nagle nap�yn�a do niej wzburzona krew.
� Lady!
� powt�rzy�, zamykaj�c w tym s�owie protest i obelg� jednocze�nie.
� Pani Lyle � poprawi�a si� Gwennan. � W miasteczku u�ywa si� tytu�u �lady�, co
stanowi
wyraz szacunku. Zawsze m�wiono tu tak o cz�onkach pa�skiej rodziny. Tak czy
inaczej, nie
rozumiem pana. Prawie nie znam pani Lyle. Rozmawia�y�my ze sob� tylko raz, i to
bardzo
kr�tko, o ksi��kach. Pa�ska ciotka dopiero niedawno zacz�a i przychodzi� do
biblioteki. Co si�
za� tyczy mojej obecno�ci w tym miejscu � Gwennan o�mieli�a si� w ko�cu wyrwa�
r�k� z
u�cisku Lyle�a i szybko cofn�a si� o dwa kroki � me ma to nic wsp�lnego z
pa�sk� rodzin�.
Cz�sto chodz� na poranne spacery, zw�aszcza o tej porze roku. Lubi� las�.
Zwr�ci� oczy w stron� pag�rka, jakby chcia� w ten spos�b powiedzie�, �e nie
znalaz� jej w
lesie, lecz w miejscu, kt�re z jakiego� powodu powinno zosta� nietkni�te. W tym
momencie
Gwennan wola�aby znie�� wszelkie szyderstwa czy nawet gniew Lyle�a, ni� przyzna�
si�, co
naprawd� j� tutaj sprowadzi�o. To by�a jej tajemnica � zagadka, kt�ra na zawsze
pozostanie
nierozwi�zana, je�li me b�dzie mog�a zbli�a� si� wi�cej do tych kamieni.
� A teraz �egnam pana, panie Lyle. � Odwr�ci�a si� na pi�cie i ruszy�a
zdecydowanym
krokiem, nie ogl�daj�c si� za siebie. Zaraz wr�ci do miasteczka, kt�rego ona i
jej podobni nigdy
me powinni opuszcza�.
� Poczekaj! � zawo�a� za ni� Lyle. Gwennan zacz�a biec. S�ysza�a szelest trawy
pod
stopami i jakby echo jego krok�w.
� Tor!
Tym razem nie by� to jego g�os, wo�anie dochodzi�o gdzie� z dala. Gwennan
obejrza�a si�.
Lyle rzeczywi�cie ruszy� za ni�, tak, ja si� tego obawia�a. Okrzyk powstrzyma�
go jednak, kaza�
mu zwr�ci� si� w stron� pag�rka. Spomi�dzy drzew okalaj�cych dom Lyle wy�oni�a
si� wysoka
posta� w p�aszczu z kapturem. Gwennan nie mia�a w�tpliwo�ci, �e to lady Lyle.
Spotkanie z m�odszym Lyle�em by�o ju� wystarczaj�co upokarzaj�ce, ale obecno��
lady
Lyle� Czu�a si� jak szpieg przy�apany na gor�cym uczynku! Poderwa�a si� do
biegu, zwalniaj�c
tylko na moment, kiedy musia�a przeskoczy� przez mur otaczaj�cy posiad�o��
Lyle��w. Kiedy
by�a ju� po drugiej stronie, zatrzyma�a si� wreszcie, by uspokoi� oddech i
oszala�e serce.
Zastanawia�a si�, dlaczego tak dr�y. Wydawa�o jej si�, �e to spotkanie mia�o
jakie� g��bsze
znaczenie, kt�rego nie pojmowa�a. Ruszy�a szybkim krokiem, staraj�c si� my�le� o
czekaj�cej j�
pracy.
Jednak cho� przez ca�y ranek pr�bowa�a zaj�� si� czym� innym, wci�� wraca�a
my�lami do
tego, co prze�y�a. Widzia�a ju� kiedy� te znaki! Ten fakt by� wa�niejszy od
przykrego spotkania z
panem Lyle�em. Czy ten cz�owiek zostanie w domu Lyle��w? A je�li tak, to czy
b�dzie mia�a
jeszcze okazj� zbada� tajemniczy kamie�? Ten nag�y przeskok od nadziei do
rozczarowania,
wprawi� j� w stan, jakiego jeszcze nigdy nie dozna�a. Czu�a si� tak, jakby kto�
wyci�gn�� j� z
ma�ej, przytulnej skorupy, w kt�rej sp�dzi�a ca�e �ycie, w kt�rej czu�a si� mi�o
i bezpiecznie.
Teraz zmuszona zosta�a do konfrontacji z czym� dziwnym i nieznanym, z czym�,
czego zawsze
unika�a � chyba �e by�a to ksi��ka, kt�r� zawsze mog�a od�o�y�, gdy nie mia�a
d�u�ej ochoty na
rozmy�lania i spekulacje.
Gwennan siedzia�a jeszcze chwil� przy biurku, rysuj�c te dziwne, zakrzywione
linie � czy
zapami�ta�a je nie�wiadomie podczas porannej obserwacji, czy te� by� to tylko
tw�r jej
wyobra�ni? Zmi�a kartk�, wrzuci�a j� do kosza i zaj�a si� przygotowywaniem
ksi��ek
zam�wionych wcze�niej przez nauczycielk� z miejscowej szko�y.
Wci�� jednak nie mog�a pozby� si� wspomnie�. Czu�a dziwne mrowienie na ca�ym
ciele,
niepok�j, jakby czeka�o j� jakie� trudne zadanie. Jednocze�nie powtarza�a sobie
raz po raz, �e to
tylko g�upie omamy, co wkr�tce sama sobie udowodni.
2
Gwennan otworzy�a drzwi biblioteki punktualnie o dwunastej trzydzie�ci, by
wpu�ci� starego
pana Stainesa, kt�ry post�kuj�c i pow��cz�c nogami, zaj�� swoje ulubione miejsce
przy oknie.
Wkr�tce potem pojawi�a si� grupa dzieci wracaj�cych po przerwie do szko�y.
Gwennan
poch�oni�ta by�a ca�kowicie spe�nianiem ich pr�b i zam�wie�. P� godziny
p�niej przysz�a lady
Lyle, otulona tym samym szarozielonym p�aszczem, kt�ry mia�a na sobie rano. W
pe�nym
�wietle dnia Gwennan dostrzeg�a blado�� jej twarzy i zapadni�te policzki, przez
co jej kszta�tny
nos wydawa� si� jeszcze ostrzejszy ni� zwykle. Wygl�da�a znacznie gorzej ni�
przed tygodniem.
Trzyma�a si� jednak dumnie wyprostowana i zachowa�a dawn� energi�. Czy przysz�a
tutaj, by
porozmawia� z Gwennan o jej post�pku?
W jej g�osie kry�a si� jednak nieoczekiwana nuta ciep�a.
� To dziwne uczucie, kiedy po tylu latach wchodz� tu i nie widz� panny Nessy �
powiedzia�a niespodziewanie ciep�ym g�osem, jakby by�y przyjaci�kami i zna�y
si� od dawna.
Jej u�miechni�te wargi by�y sinawe. Czy�by mia�a k�opoty z sercem? O Lyle�ach
nikt nic nie
wiedzia�. Lady Lyle wyj�a z kieszeni jak�� list� i poda�a j� Gwennan.
� Obawiam si�, �e nie znajd� �adnej z tych ksi��ek na p�kach, bo to wydawnictwa
specjalistyczne. Panna Nessa powiedzia�a mi jednak kiedy�, �e mo�na zamawia�
r�wnie� ksi��ki
z innych bibliotek� Gwennan przyjrza�a si� uwa�nie ostrym, kre�lonym pewn� r�k�
literom. Na
pierwszy rzut oka wydawa�o si�, �e tworz� napisy w jakim� obcym j�zyku, lecz po
chwili uda�o
jej si� je odczyta�. Gdy tego dokona�a, poczu�a jeszcze wi�kszy niepok�j. Czy
lady Lyle w
zawoalowany spos�b chcia�a j� poinformowa�, �e nie tylko wie o jej naj�ciu, ale
zna tak�e jego
przyczyny? Gwennan podnios�a pi�ro i postawi�a znaczki przy czterech z sze�ciu
pozycji
wymienionych na kartce. � Te ksi��ki ju� tutaj s�. Zosta�y wypo�yczone z innych
bibliotek i
mo�na to jeszcze przed�u�y�
� Co za pomy�lny zbieg okoliczno�ci!
Czy�by lady Lyle kpi�a sobie z niej? Lepiej b�dzie, je�li po�o�y temu kres i od
razu wyzna jej
prawd�.
� To by�o moje osobiste zam�wienie.
O�mieli�a si� spojrze� w twarz starszej damy. Nie ujrza�a tam nawet �ladu
szyderstwa, kt�re
tak mocno da� jej odczu� m�ody Lyle. Zobaczy�a natomiast w jej ciemnych,
podkr��onych
oczach jakby cie� rado�ci, podniecenia.
� Interesujesz si� tym? �wietnie! Cho� odwiedzi�am wiele ciekawych i dziwnych
zak�tk�w
�wiata, nie wiedzia�am, �e ostatnio dokonano a� tak wielu nowych odkry�. To
mog�oby
znaczy� � zawaha�a si�. Gwennan czu�a, �e domaga si� od niej jakiego� wyznania.
� Co o
tym s�dzisz? � spyta�a nagle ostro, niczym nauczyciel chc�cy uzyska� odpowied�
od ucznia.
Pochyli�a si� do przodu, roztaczaj�c jaki� mocny, korzenny zapach, i wskaza�a
palcem w
r�kawiczce na trzeci� pozycj�.
� O strefach geomantycznych i hipotezie, �e mog� by� z nimi zwi�zane potwory w
rodzaju
Nessie czy nawet doniesienia o UFO? Gwennan unika�a bezpo�redniej odpowiedzi,
pr�buj�c
pozbiera� my�li. Nigdy jeszcze nie rozmawia�a z nikim o swoich
zainteresowaniach. Lyle�owie
byli znanymi podr�nikami, obywatelami �wiata. Posiadali wiedz� znacznie wi�ksz�
ni�
ktokolwiek ze znanych Gwennan ludzi. Autorzy � doda�a po chwili � sk�onni s�
chyba w to
uwierzy�, cho� nie opowiadaj� si� wyra�nie po stronie �adnego z rozwi�za�
prezentowanych na
ko�cu ksi��ki. Zostawiaj� wyb�r czytelnikowi.
� Przytoczywszy uprzednio znane wszystkim fakty. � Lady Lyle skin�a g�ow�. �
Bardzo
ch�tnie porozmawia�abym z tymi m�odymi lud�mi. Ale co ty o tym my�lisz? Kt�ra
konkluzja
wydaje ci si� najbardziej prawdopodobna? Z pewno�ci� zastanawia�a� si� nad tym.
Gwennan przygryz�a warg�. Zaczyna si�. Zaraz us�yszy pytania o jej porann�
wizyt�. Jednak
jakby wcale nie interesowa�o to lady Lyle.
� Zwr�ci�a� uwag� na stoj�ce kamienie. Rozmawia�a� o tym z c�rk� pana Stevensa,
wspomina� mi o tym�
Gwennan poczerwienia�a. Poprzedniego lata, kiedy tak bardzo chcia�a z kim�
porozmawia�,
zapomnia�a o tym, �e �wiat nie cierpi odmienno�ci. Pewnego dnia odpowiedzia�a
Nancy szczerze
na kilka pyta�. I dosta�a nauczk�, kiedy zacz�to si� z niej wy�miewa�, �e
�poluje na kamienie�.
Jeszcze raz przekona�a si�, jak wiele dzieli j� od innych mieszka�c�w
miasteczka.
� Tak � odpar�a Gwennan kr�tko, przechodz�c do kontrataku. Wesz�am tak�e na pani
teren.
Chcia�am obejrze� te kamienie.
� I co o nich my�lisz? Czy to tylko g�azy pozostawione przez lodowiec, jak
zapewniaj� nas
miejscowe w�adze?
Tak, jak gniew da� jej si��, by stawi� czo�o m�odemu Lyle�owi, tak determinacja
da�a jej
odwag�, by nie ulec tej kobiecie, nie zaprze� si� tego, w co wierzy�a. Niech
oboje si� z niej
�miej�, je�li maj� na to ochot�.
� Nie, my�l�, �e zosta�y tam postawione celowo.
� I ja jestem tego pewna. � Lady Lyle zni�y�a g�os, wypowiadaj�c te s�owa niemal
szeptem.
� Takie rzeczy fascynuj� mnie od wielu lat. Mo�e mia�aby� ochot� podyskutowa� o
tym w
bardziej sprzyjaj�cych okoliczno�ciach? Wiem, �e to zaskakuj�ca propozycja, ale
czy nie
zechcia�aby� odwiedzi� mnie dzi� wieczorem i zje�� ze mn� kolacji?
Zaskoczona Gwennan os�upia�a. Wiedzia�a, �e dot�d tylko dw�ch mieszka�c�w
miasteczka
mia�o okazj� odwiedzi� dom Lyle��w: pan Stevens, prawnik, kt�ry bywa� u Lyle��w
z racji
swego zawodu, oraz pisarz i bibliofil, pan Warren, przybywaj�cy do miasta tylko
na lato, taki
sam samotnik jak Lyle�owie.
Prze�kn�a �lin� i staraj�c si� zachowa� kamienn� twarz, odpar�a: � Bardzo
ch�tnie. Te
ksi��ki� � odwr�ci�a si� i zdj�a je z p�ki za biurkiem � mia�am zwr�ci� w
pi�tek.
Zadzwoni� dzi� wieczorem i spytam, czy mog� zatrzyma� je jeszcze przez dwa
tygodnie, a przy
okazji zam�wi� pozosta�e�
� Dzi�kuj�. � Lady Lyle skin�a g�ow�, jakby nie wydarzy�o si� nic wa�nego,
jakby
normaln� rzecz� by� fakt, �e miejscowa bibliotekarka zosta�a zaproszona do domu,
kt�ry od
wiek�w dla mieszka�c�w miasteczka pozostawa� niedost�pn� tajemnic�. � Kolacj�
jemy o
si�dmej. M�j� m�j m�ody krewny przyjdzie po ciebie.
� Och, nie! � Gwennan straci�a pewno�� siebie. � To znaczy�
Nie ma potrzeby. Lubi� spacerowa�, a to przecie� niedaleko. Lady Lyle ju� si�
nie
u�miecha�a. Przygl�da�a si� jej badawczo spod kaptura, kt�rym ponownie okry�a
g�ow�.
� Nie boisz si� chodzi� tamt�dy po zmroku?
Gwennan roze�mia�a si�.
� Oczywi�cie, �e nie! Wsz�yscy chodz� tamt�dy pieszo, szczeg�lnie przy
dzisiejszych
cenach benzyny. Poza tym i tak nie mam samochodu�
Lady Lyle zn�w si� u�miechn�a.
� No tak, oczywi�cie. Prowadzisz oszcz�dne �ycie. Bez zb�dnych zachcianek i
marnotrawstwa. We wsp�czesnym �wiecie to naprawd� rzadkie zjawisko. C�, skoro
tego
w�a�nie chcesz� Radzi�abym jednak, �eby� nie schodzi�a ze �cie�ek. Chodzi� po
polu w
ciemno�ciach�
Gwennan zacisn�a d�onie na kraw�dzi biurka. Delikatna aluzja do jej porannej
wizyty? A
wi�c postanowione: �adnych wycieczek do kamieni, cho�by kusi�y j� mocniej ni�
kiedykolwiek.
Lyle�owie ju� nigdy nie b�d� musieli si� obawia�, �e wkroczy na ich teren.
� Bylebym nie schodzi�a ze �cie�ek?
� Tak b�dzie bezpieczniej.
Lady Lyle nie powiedzia�a nic wi�cej. Zabra�a ksi��ki i ruszy�a do wyj�cia.
W miar� up�ywu czasu zdumienie, z jakim Gwennan przyj�a to niespodziewane
zaproszenie,
zamienia�o si� w rado��. Podobno dom Lyle��w pe�en by� skarb�w i pami�tek
przywiezionych
przez rodzin� z niezliczonych podr�y. Stevens nieraz m�wi�, �e przypomina
prawdziwe
muzeum. Gwennan bardzo chcia�a zobaczy� to na w�asne oczy. Przejrzawszy jednak
zawarto��
swojej szafy, pokr�ci�a g�ow� ze smutkiem.
Prawdopodobnie Lyle�owie przestrzegaj� sztywnych regu� i ubieraj� si� jak ci
ludzie, kt�rych
widzia�a czasem w ilustrowanych pismach. A ona nie mia�a �adnej sukienki, kt�ra
nadawa�aby
si� na tak� okazj�.
W ko�cu w�o�y�a kraciast� sp�dnic�, bluzk� i aksamitny �akiet, jedyne porz�dne
ubranie,
kt�re posiada�a i kt�re mia�o jej s�u�y� jeszcze przez wiele lat. Wyg�adzi�a
r�kawy, a potem
za�o�y�a naszyjnik z kame�, kt�ry zostawi�a jej panna Nessa.
Ciemno robi�o si� ju� o sz�stej. Kiedy p� godziny p�niej Gwennan wysz�a z
domu, zabra�a
ze sob� latark�, kt�r� schowa�a do g��bokiej kieszeni p�aszcza. By�a zadowolona
ze swoich
ciep�ych but�w, lecz kiedy wiatr podni�s� skraj jej sukienki, po�a�owa�a, �e nie
ma d�ugiego do
kostek p�aszcza, jak lady Lyle.
Dom panny Nessy sta� na skraju powoli rozrastaj�cego si� miasteczka. Kiedy� by�
cz�ci�
farmy. Ta dzielnica miasta nie mia�a o�wietlenia, ale oczy Gwennan szybko
przywyk�y do
ciemno�ci. Na razie nie wyjmowa�a latarki. O tej porze ma�o kto je�dzi� t�
drog�, a w wieczornej
ciszy ju� z daleka us�ysza�aby zbli�aj�cy si� samoch�d.
Po chwili brukowana ulica zamieni�a si� w w�sk� poln� drog�, wytyczon� w�wczas,
gdy
Lyle�owie sprowadzili do Whitebridge pierwszy samoch�d, gdy babcia Gwennan by�a
jeszcze
m�od� dziewczyn�. Niebo pokrywa�a warstwa chmur wystarczaj�co gruba, by zas�oni�
wschodz�cy ksi�yc. Przedzieraj�c si� przez sterty suchych li�ci, Gwennan
pomy�la�a przelotnie,
�e warto by�oby obejrze� tajemnicze kamienie w blasku ksi�yca. Szkoda, �e nie
uczyni�a tego,
kiedy nie by�o jeszcze za p�no na tak� wypraw�.
Dotar�a ju� niemal do dw�ch wysokich s�up�w, znacz�cych miejsce, w kt�rym od
g��wnej
drogi odchodzi�a aleja prowadz�ca do domu Lyle��w, gdy zauwa�y�a dziwn� zmian� w
mrocznym krajobrazie. Zapad�a niezwyk�a cisza. Nawet najmniejszy powiew wiatru
nie porusza�
�d�b�ami traw, nie podnosi� suchych li�ci. Umilk�y nocne ptaki. Cisza stawa�a
si� przyt�aczaj�ca,
niemal gro�na. Gwennan zacisn�a d�o� na latarce.
Po chwili jednak odsun�a od siebie ten dziwny niepok�j. Z pewno�ci� nie mia�a
si� czego
obawia�. Chodzi�a t� drog� wiele razy, zar�wno w nocy, jak i w dzie�. Jeszcze
kilka krok�w i
zobaczy dom Lyle��w zas�oni�ty teraz przez krzewy � jeszcze tylko kilka krok�w.
Poczu�a nagle straszliwy smr�d, kt�ry uderzy� j� niczym pi�ci�. Nie by� to
skunks. By�o to
co� mocniejszego, wstr�tniejszego od wszystkiego, z czym dot�d si� spotka�a.
Smr�d skupiony
na niewielkiej przestrzeni, wymierzony prosto w ni�. Zach�ysn�a si�, przez
moment my�la�a, �e
zwymiotuje.
Jaka� padlina?
Gwennan wyj�a latark�, nacisn�a prze��cznik i skierowa�a na drog� promie�
�wiat�a.
Staraj�c si� nie oddycha� zbyt g��boko, by nie wci�ga� w nozdrza tego paskudnego
odoru,
przyspieszy�a kroku. Ze strachu nie rozgl�da�a si� na boki.
Smr�d zacz�� wreszcie traci� na sile. Musia�a ju� min�� jego �r�d�o. By� w�a�nie
sezon
polowa� i zawsze trafiali si� jacy� bezmy�lni my�liwi, kt�rzy zostawiali ranione
zwierz�
w�asnemu losowi, pozwalaj�c mu umiera� powoli, w m�czarniach.
Z pewno�ci� jednak kto� z mieszka�c�w domu odnalaz�by pad�e zwierz�, nim
osi�gn�oby
taki stopie� rozk�adu. Gwennan pod�wiadomie wci�� czego� nas�uchiwa�a, ale
jedynym
d�wi�kiem zak��caj�cym nocn� cisz� by� chrz�st jej but�w na �wirowej drodze. Ten
d�wi�k
wydawa� jej si� bardzo g�o�ny� za g�o�ny� Dlaczego? Gwennan przyspieszy�a
jeszcze kroku.
Wysz�a wreszcie zza pozbawionego li�ci �ywop�otu i ujrza�a wype�nione �wiat�em
okna
domu. Mimo to nie wy��czy�a latarki a� do chwili, gdy stan�a przed frontowymi
drzwiami. By�y
ci�kie, wykonane z grubych, poczernia�ych ze staro�ci desek, zawieszone na
masywnych,
r�cznie kutych zawiasach. Po�rodku znajdowa�a si� ko�atka o niezwyk�ym,
wyszukanym
kszta�cie. Gwennan podnios�a j� i niechc�cy, ku w�asnemu zak�opotaniu, narobi�a
ogromnego
ha�asu.
Drzwi otworzy�y si� niemal natychmiast, rzucaj�c na ni� strumie� jasnego
�wiat�a. Gwennan
wesz�a do ogromnego holu, jak�e innego od wszystkich pomieszcze�, jakie widzia�a
do tej pory.
Tak wiele rzeczy przyci�gn�o od razu jej wzrok, �e nie wiedzia�a nawet, kto jej
otworzy�, dop�ki
nie us�ysza�a g�osu:
� Panna Daggert� Wi�c to pani jest tym nieustraszonym w�drowcem, kt�rego nie
przera�a
nawet najciemniejsza noc.
Oczywi�cie, by� to Tor Lyle we w�asnej osobie. Nawet tutaj jego z�ota g�owa
wci��
przyci�ga�a �wiat�o, b�yszcza�a. Trudno uwierzy�, �e w�osy mog� mie� tak
metaliczny po�ysk.
By� mo�e wydawa�y si� tak jasne poprzez kontrast, Tor ubrany by� bowiem w czarn�
koszul� ze
st�jk� i marynark� z ciemnego aksamitu. Na szyi nosi� z�oty �a�cuch, przy�miony
nieco blaskiem
jego zdumiewaj�cych w�os�w. Wisior na �a�cuchu pokryty by� tak g�st� sieci�
linii, �e bez
bli�szych ogl�dzin nie da�o si� okre�li�, jaki w�a�ciwie tworz� wz�r.
Wzd�u� �cian holu znajdowa�y si� w r�wnych odst�pach nisze z lampkami
o�wietlaj�cymi
wystawione w nich przedmioty. Gwennan dojrza�a jakie� ma�e pos�gi, p�ytki, pas
przedziwnie
plecionej lub wyszywanej tkaniny. Rzeczywi�cie by�o to muzeum!
Gospodarz, jakby czytaj�c w jej my�lach, wyci�gn�� r�k� w teatralnym ge�cie,
zapraszaj�c j�
ku najbli�szej niszy. Znajdowa� si� w niej pos��ek przedstawiaj�cy kobiet�,
kt�rej nogi
zamienia�y si� w pie� drzewa, okryty grub�, szorstk� kor�. Wyci�gni�te w g�r�
ramiona tworzy�y
ga��zie, z czubk�w palc�w wyrasta�y li�cie, za� d�ugie w�osy przekszta�ca�y si�
w cie�sze
ga��zki, tak�e poro�ni�te li��mi.
Ca�o�� utrzymana by�a w pastelowych barwach, li�cie l�ni�y zieleni�, cho� na ich
kraw�dziach
pob�yskiwa�o tak�e z�oto, za� cia�o kobiety, w jego najbardziej cz�owieczej
cz�ci, wykonane
by�o w ca�o�ci z tego cennego kruszcu. Male�kie oczy w owalnej twarzy kobiety
by�y otwarte, a
odpowiednio ustawione �wiat�o odbija�o si� w nich �ywym blaskiem, podczas gdy
jej twarz
wyra�a�a dzik� ekstaz� pomieszan� z bezbrze�nym smutkiem.
Gwennan wpatrywa�a si� w pos��ek jak urzeczona, ogarni�ta si�� wyobra�ni, kt�r�
t�umi�a w
sobie przez tak wiele lat. Wydawa�o jej si� � cho� bez w�tpienia by� to tylko
efekt wywo�any
starannym ustawieniem lampki � �e li�cie dr��, �e w�osy kobiety lekko faluj�.
Czu�a si� tak,
jakby zagl�da�a przez okno do innego �wiata, zamieszkanego przez nieznane jej
istoty.
� Podoba ci si� Myrrah? � Prys� czar zakl�cia, kt�re rzuci� na ni� pos��ek.
Gwennan
zamruga�a gwa�townie, zaczerwieni�a si�. Nie lubi�a tego cz�owieka, bo tak �atwo
j� przejrza�,
irytowa�o j�, �e z tak� pogard� traktowa� jej dzieci�cy zachwyt. Wyczuwa�a w nim
co� z�ego, co
zagra�a�o jej w spos�b, kt�rego jeszcze nie rozumia�a. Nie by�a w stanie
okre�li� tego, co czu�a.
� Myrrah?
� Pi�kna c�rka drzew. Ludzie nazywali kiedy� takie istoty nimfami. � Tor Lyle
spojrza� na
pos��ek. � Pi�kna rzecz, prawda? Nie znamy nawet nazwiska tw�rcy. Jednak patrz�c
na to,
cz�owiek got�w jest uwierzy� w te stare legendy, �e kiedy� nawet drzewa mia�y
dusze. Widzia�a�
ju� Myrrah, obejrzyjmy teraz Nikon. Ciekaw jestem twojego zdania. Znajduj� w
tych dzie�ach
pewne podobie�stwo.
Podeszli do nast�pnej niszy. Kry� si� w niej inny pos��ek, przedstawiaj�cy
istot� stoj�c� na
szeroko rozstawionych nogach, ca�kiem podobnych do ludzkich, tyle �e w miejscu
st�p
znajdowa�y si� ob�e, bezpalce zako�czenia przypominaj�ce szerokie p�etwy. Sk�ra
mia�a srebrny
po�ysk, a blask ukrytej lampki podkre�la� okrywaj�ce j� misternie rze�bione,
male�kie �uski.
Posta� pochyla�a si� lekko do przodu, wyci�gaj�c przed siebie zakrzywione
ramiona, jakby
chcia�a co� obj��. Te szczup�e r�ce zako�czone by�y zwierz�cymi �apami, z
kt�rych wyrasta�y
ogromne szpony, rozstawione szeroko, jakby za chwil� mia�y co� rozszarpa�.
Wra�enie to
pog��bia�a jeszcze wci�ni�ta w ramiona g�owa, wyra�nie przygotowana do ataku.
G�owa ta by�a
karykaturalnym po��czeniem ludzkiej i ma�piej fizjonomii. Nie okrywa�y jej
w�osy, za to od
�rodka niskiego czo�a a� do karku bieg� poszarpany grzebie�. Pomi�dzy
wy�upiastymi oczami
znajdowa� si� p�aski nos, oznaczony jedynie przez niewielk� dziurk�. W lekko
rozchylonych
ustach, znajduj�cych si� tu� nad kraw�dzi� pozbawionej brody �uchwy, po�yskiwa�y
ostre z�by,
zadziwiaj�co bia�e i l�ni�ce. By�o to potworne, koszmarne stworzenie, r�wnie
obce, jak nimfa,
ale ca�kowicie przesi�kni�te z�em.
� Nikon. � Gwennan zn�w powt�rzy�a imi�. Zmarszczy�a brwi, staraj�c si� nie
przygl�da�
pos��kowi ze zbyt wielkim zainteresowaniem, cho� bardzo j� to kusi�o. Te dziwne
stworzenia
pochodzi�y z zupe�nie nie znanej jej mitologii. Imiona podane przez Tora nie
budzi�y u niej
�adnych skojarze�.
� Tak. � Zn�w us�ysza�a szyderstwo w jego g�osie. Przez moment spodziewa�a si�
niemal,
�e wy�mieje g�o�no jej ignorancj�. � Tutaj z kolei�
� Panno Daggert� � Ten przyjazny g�os by� niczym orze�wiaj�ca bryza. Usun��
przykr�
atmosfer�, jak� usi�owa� stworzy� Tor Lyle.
Gwennan odwr�ci�a si�, by powita� gospodyni�.
Pani domu mia�a na sobie aksamitn� d�ug� sukni� o prostym kroju. Str�j ten
dodawa� jej
powagi � przypomina�a kap�ank� z innego �wiata, jak�e odmiennego od tego, w
kt�rym �y�a
Gwennan.
Szara suknia przewi�zana by�a w pasie ozdobnym sznurem. Na szyi lady Lyle mia�a
srebrny
�a�cuch, na kt�rym wisia� okr�g�y dysk z odwr�conym rogami do g�ry sierpem
ksi�yca.
� Tak� � Lady Lyle zerkn�a na Tora. Gwennan, kt�ra nigdy nie uwa�a�a si� za
szczeg�lnie spostrzegawcz�, wyczu�a teraz wyra�nie jakie� napi�cie; jakby mi�dzy
tym
dwojgiem toczy� si� jaki� sp�r, niezrozumia�y dla zwyk�ych ludzi.
Tor ust�pi� bez s�owa protestu, cho� na jego twarzy wida� by�o wyraz szyderstwa.
Gwennan
cofn�a si�, pozwalaj�c, by lady Lyle zaprowadzi�a j� do s�siedniego pokoju.
By�a oczarowana, oszo�omiona, zachwycona jak nigdy dot�d. Lady Lyle usiad�a u
szczytu
ciemnego starego sto�u, na krze�le z wysokim, wygi�tym w �uk oparciem. Sw�
postaw� i
zachowaniem przypomina�a kr�low� na tronie. Gwennan czu�a si� zagubiona, siedz�c
na
podobnym krze�le. Od czasu do czasu przesuwa�a palcami po misternie rze�bionych
por�czach,
nie mog�c im si� dobrze przyjrze�.
Tor Lyle zaj�� miejsce naprzeciwko Gwennan, po drugiej stronie tego wielkiego
sto�u, na
kt�rym kryszta�y, porcelana, obrus i serwetki tworzy�y nieco ja�niejsze wysepki.
Ani razu nie
w��czy� si� do rozmowy prowadzonej przez lady Lyle. Co jaki� czas si�ga� do
pucharu na
wysokiej n�ce i popija� ma�ymi �yczkami bursztynowe wino. Gwennan na wszelki
wypadek
wola�a nie pi� �adnych trunk�w. W gospodarstwie panny Nessy nie by�o miejsca na
takie zbytki i
nie wiedzia�a, jak zareaguje na alkohol.
Lady Lyle przyj�a jej odmow� skinieniem g�owy, jakby pochwala�a t� decyzj�.
Gwennan
zauwa�y�a z ulg�, �e i ona nie pozwoli�a nape�ni� swego kielicha.
Tor Lyle nie odzywa� si� ani s�owem. Jego oczy, lekko przymru�one, jak podczas
ich
pierwszego spotkania przy kamieniach, zwraca�y si� raz ku Gwennan, to zn�w ku
lady Lyle.
Wygl�da� jak cz�owiek, kt�ry musi koniecznie rozwi�za� jak�� zagadk�.
Kiedy sko�czyli ju� je��, pani domu zaprowadzi�a ich do innego pokoju, kt�rego
�ciany
wy�o�one by�y deskami pokrytymi licznymi rysunkami o barwach tak �wie�ych, jakby
nie ima�
si� ich czas. Mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e artysta dopiero przed chwil�
oderwa� wilgotny
p�dzel od powierzchni malowid�a. Obrazy przedstawia�y ludzkie postaci, za
kt�rymi wznosi�y si�
mury miast niekt�re z nich narysowane zosta�y bez zachowania perspektywy, tak,
jak malowano
w przesz�o�ci.
Poszczeg�lne obrazy jakby ��czy�y si� ze sob�. Gwennan zrozumia�a, �e
przedstawia�y jak��
jedn� histori�, bowiem wyst�powa�y na nich te same postaci.
Nie mia�a jednak czasu przyjrze� im si� dok�adniej, gdy� lady Lyle po�o�y�a na
stole ca�kiem
wsp�czesne fotografie. W por�wnaniu ze �ciennymi malowid�ami wygl�da�y szaro i
ubogo.
Gwennan od razu rozpozna�a sfotografowane miejsca. Zdj�cia przedstawia�y
kamienie, kt�re
ogl�da�a minionego ranka.
Lady Lyle skin�a g�ow�, przygl�daj�c si� uwa�nie twarzy dziewczyny.
Tak powiedzia�a z o�ywieniem. � Tego w�a�nie powinni�my szuka�. Te kamienie
znajduj�
si� na �cie�ce, kt�ra� � Gwa�townym ruchem d�oni odsun�a fotografie na bok,
ods�aniaj�c
map�, na kt�rej wyrysowano szkar�atn� lini�, tak intensywnie czerwon�, �e
zdawa�a si� pulsowa�
w�asnym �yciem. Poza tym mapa by�a pociemnia�a ze staro�ci, a pozosta�e linie
mocno wyblak�e.
Gwennan musia�a przyjrze� si� jej bardzo uwa�nie, by rozpozna� znane sobie
punkty
orientacyjne. Z pewno�ci� by�a to mapa doliny, cho� nie zaznaczono na niej
�adnych budynk�w
ani farm. � �krzy�uje si� z inn� �cie�k�, biegn�c� z p�nocy.
Rzeczywi�cie, na mapie by�a druga kreska, niegdy� zapewne r�wnie� czerwona,
teraz ledwie
r�owawa.
� Widzisz, skrzy�owanie jest dok�adnie przy kamieniach na wzg�rzu!
� Nigdy nie patrzy�am stamt�d na p�noc. � Gwennan o�mieli�a si� przesun��
palcem po tej
starszej, wyblak�ej linii. � Te znaki� z pewno�ci� nie by�y to jakie�
przypadkowe plamki, lecz
celowo naniesione oznaczenia � to tak�e kamienie?
� Na tym pag�rku znajduje si� tr�jk�tna ska�a ustawiona tak, by wskazywa�a w t�
stron�. �
Lady Lyle dotkn�a palcem mapy. � Le�y na mniejszych kamieniach, podparta w
trzech
punktach. Ciekawe, co powiedzieliby o tym eksperci od g�az�w polodowcowych!
� Strefy geomantyczne� A punkty przeci�cia, to�
� Miejsca Mocy! Tak jest. Niekt�re znacznie wi�ksze od tego.
Stonehenge czy Canterbury, od wiek�w uznawane za miejsca �wi�te, Glastonbury�
Wsz�dzie tam znajduj� si� strefy geomantyczne. Strefy te, jak wiesz, to linie
si�y magnetycznej,
co po cz�ci zosta�o ju� dowiedzione czy te� odkryte na nowo. Wcze�niej czy
p�niej ludzie,
kt�rzy m�wi� o tym od lat, zostan� przywr�ceni do �ask. Kiedy� wiedziano, jak
korzysta� z tych
si�, jak nad nimi panowa�. Ludzie dysponowali Moc�, jakiej wsp�cze�ni nie mog�
sobie nawet
wyobrazi�. M�wi�a coraz szybciej i szybciej, na jej twarzy ukaza� si� rumieniec.
Wida� by�o, �e naprawd� pasjonuje j� ten temat. � Zapomniana� Lady Lyle zamkn�a
oczy.
Oddycha�a szybko, p�ytko, jej r�ka osun�a si� bezw�adnie na skraj sto�u.
Gwennan zerwa�a si� na r�wne nogi. Zaniepokojona dotkn�a jej bezw�adnych,
zimnych d�oni.
Lady Lyle bez w�tpienia by�a chora.
Gwennan spojrza�a na Tora Lyle�a, kt�ry ca�y czas siedzia� spokojnie na swoim
miejscu, nie
bior�c udzia�u w rozmowie. Teraz tak�e si� nie poruszy�, cho� widzia� z
pewno�ci�, �e lady Lyle
potrzebuje pomocy.
� Ona jest chora! Powinni�my wezwa� doktora Hughesa!
Tor przecz�co pokr�ci� tylko g�ow�. Na jego usta zn�w powr�ci� drwi�cy u�miech.
Potem wsta�, by poci�gn�� za sznur wisz�cy obok wielkiego kominka. Lady Lyle
poruszy�a
si� lekko, unios�a powieki i spojrza�a prosto w oczy Gwennan. Jej twarz by�a
�miertelnie blada, a
d�onie, zamkni�te w u�cisku dziewczyny zimne, bezw�adne. Odetchn�a g��boko
kilka razy,
potem u�miechn�a si�, cho� by� to ledwie cie� u�miechu, kt�rym przywita�a
Gwennan.
� Przestraszy�am ci�, moje dziecko? To nic takiego. Gdy kto� �yje tak d�ugo jak
ja, czasami
nawet odrobina emocji mo�e mu zaszkodzi�. Nie martw si�, zaraz wr�c� do siebie�
Gwennan wypu�ci�a jej d�onie, kiedy do pokoju wesz�a �niada s�u��ca. Postawi�a
na stole
przed lady Lyle tac� z pucharem wykonanym z zakrzywionego rogu, tak ma�ym, �e
stworzenie
nosz�ce owe rogi nie mog�o by� wi�ksze od kota. Lady Lyle wyci�gn�a powoli
r�k�, podnios�a
niezwyk�y puchar i wypi�a jego zawarto��. Kiedy go odstawi�a, usiad�a prosto,
natychmiast
odzyskuj�c dawny wygl�d i energi�.
3
Gwennan schowa�a si� g��biej pod ko�dr�, gdy domem zatrz�s� pot�ny grzmot.
Sekund�
p�niej noc rozja�ni�a kolejna b�yskawica, kt�rej towarzyszy� huk podobny do
wystrza�u
armatniego. Piorun musia� uderzy� w jedno z pobliskich drzew.
Jednak to nie grzmoty wyrwa�y Gwennan ze snu. Obudzi�a si� w jednej sekundzie,
jakby na
czyje� wezwanie, pot�niejsze od b�yskawic i burzy szalej�cej za oknem.
Z trudem prze�kn�a �lin�. Le�a�a przej�ta strachem, jakiego jeszcze nigdy w
�yciu nie
zazna�a. Zmagaj�c si� z obezw�adniaj�cym przera�eniem, zdo�a�a w ko�cu wysun��
r�k� spod
ko�dry i w��czy� lampk� na nocnym stoliku. Odetchn�a z ulg�, gdy pok�j wype�ni�
z�oty blask
�ar�wki � ba�a si�, �e burza mo�e skaza� j� na ca�kowite ciemno�ci.
Deszcz siek� o szyby. Gwennan usiad�a na ��ku, podci�gn�a kolana pod brod� i
okry�a si�
ko�dr� niczym szalem, wci�� nas�uchuj�c. By�o bardzo zimno. Jesieni� zawsze
zamyka�a pokoje
na pi�trze i prze~ nosi�a si� do ma�ej sypialni na parterze, tu� obok kuchni.
B�yskawica � i kolejny og�uszaj�cy grzmot. W ciemno�ciach kry�o si� jednak co�
jeszcze,
co�, czego nie potrafi�a nazwa�. Gwennan zsun�a si� z ��ka i nie wk�adaj�c
nawet kapci,
przesz�a na palcach przez pok�j. Kiedy zapali�a drug� lamp�, za oknami
przetoczy� si� kolejny
grzmot.
Nape�niaj�c wod� szklank�, spojrza�a w lustro zawieszone nad umywalk�. W�osy
mia�a w
grubych, wilgotnych od potu str�kach a twarz dziwnie nabrzmia�� i blad�. Wypi�a
wod�,
zastanawiaj�c si� czy, skoro i tak ju� nie �pi, nie powinna zagrza� sobie mleka.
Mia�a z�e sny, kt�re zapewne spowodowa�a nadci�gaj�ca burza. Teraz nie pami�ta�a
ju�
�adnych szczeg��w, ale obudzi�a si� zdyszana, spocona, obola�a. Serce wci��
bi�o jej szybko i
cho� t�umaczy�a sobie, �e nie ma si� czego ba�, nie mog�a si� uspokoi�.
Czego si� ba�a? Prze�y�a ju� setki takich burz, cho� o tej porze roku pojawia�y
si� bardzo
rzadko. Nagle uchwyci�a si� kraw�dzi umywalki, poniewa� zakr�ci�o jej si� w
g�owie. Ju� po
chwili odzyska�a r�wnowag�, lecz ten dziwny atak os�abi� j� i jeszcze bardziej
przestraszy�.
� Nic si� nie dzieje � powiedzia�a do siebie spokojnym tonem � to tylko burza.
Nic si� nie
dzieje!
Opieraj�c si� jedn� r�k� o �cian�, w obawie przed nawrotem dziwnej s�abo�ci,
wr�ci�a do
sypialni, lecz nie po�o�y�a si� do ��ka. Stan�a w kr�gu �wiat�a rzucanego
przez lampk� i
rozgl�daj�c si� doko�a, patrzy�a na tak dobrze jej znane przedmioty, majacz�ce w
p�mroku. Na
krze�le le�a�o jej ubranie przygotowane na rano, czytana przed snem ksi��ka,
zegarek, kt�rego
wskaz�wki wskazywa�y trzeci� w nocy.
Wszystko by�o na swoim miejscu, jak ka�dej zimowej nocy, kt�ra sp�dza�a w tym
pokoju.
Dlaczego mia�oby by� inaczej? Przysiad�a na skraju ��ka, okry�a si� ko�dr�.
Nie powinna tak �atwo poddawa� si� nastrojom. Wydarzenia ostatnich dni zbyt
mocno
rozbudzi�y jej wyobra�ni�. Gwennan pod�o�y�a sobie poduszk� pod plecy � nie
chcia�a jeszcze
si� k�a�� ani wy��cza� lampki. Mo�e poczyta przez chwil�
Pomy�la�a o znajomo�ci, kt�ra zacz�a si� tak nagle i w pewnym sensie zmieni�a
jej �ycie.
Ka�da kolejna wizyta w domu Lyle��w jakby wci�ga�a j� w g��biej w zaczarowany
�wiat.
Lady Lyle najwyra�niej zale�a�o na podtrzymywaniu tej znajomo�ci, co wci��
zdumiewa�o
Gwennan. Co mog�a ofiarowa� w zamian tej kobiecie, kt�rej �wiat by� tak odmienny
od
wszystkiego, co Gwennan zna�a do tej pory?
Wydawa�oby si�, �e taka dziewczyna jak ona � niezbyt wykszta�cona, niezbyt
towarzyska ani
dowcipna � nie mo�e interesowa� lady Lyle. Rozmy�laj�c o przesz�o�ci, Gwennan
nie mog�a
uw