9737

Szczegóły
Tytuł 9737
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9737 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9737 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9737 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE PAJ�CZYNA ADAPTACJA CHARLESA OSBORNE�A SZTUKI AGATHY CHRISTIE �PAJ�CZYNA� PRZE�O�Y�A ANNA BA�KOWSKA TYTU� ORYGINA�U SPIDERS WEB ROZDZIA� I Coppleston Court by� eleganck� wiejsk� rezydencj� z XVIII wieku, u�ytkowan� obecnie przez Henry�ego i Klarys� Hailsham�Brown�w. Dom, po�o�ony w�r�d �agodnych wzg�rz Kentu, szczeg�lnie pi�knie wygl�da� w blasku ksi�yca, kt�ry o�wietla� jego fasad� w pewien pogodny, acz ch�odny marcowy wiecz�r. Wewn�trz, w gustownie urz�dzonym salonie z drzwiami wychodz�cymi wprost do ogrodu, znajdowali si� dwaj panowie. Uwaga ich by�a skupiona na stoliku z tac�, na kt�rej ustawiono trzy kieliszki porto. Na ka�dym z nich widnia�a etykietka z numerem � jeden, dwa i trzy. Obok le�a�y o��wek i kartka papieru. Sir Rowland Delahaye, dystyngowany m�czyzna po pi��dziesi�tce o wytwornych manierach, przysiad� po chwili na por�czy fotela. Starszy o kilka lat Hugo Birch, odznaczaj�cy si� nieco krewkim temperamentem, zawi�za� mu oczy i wsun�� do r�ki jeden z kieliszk�w. Sir Rowland poci�gn�� �yk, zastanowi� si� przez chwil� i orzek�: ��My�l�, �e� tak, z ca�� pewno�ci�: Dow, rocznik czterdziesty drugi. Hugo zabra� kieliszek. Odstawi� go na stolik i zapisa� werdykt na kartce, powtarzaj�c sobie po cichu: �Dow, czterdziesty drugi�, po czym wr�czy� przyjacielowi nast�pn� pr�bk�. Sir Rowland ponownie upi� �yk i skin�� aprobuj�co g�ow�. ��No tak � rzek� z przekonaniem. � To rzeczywi�cie doskona�e porto. � Poci�gn�� jeszcze jeden �yk. � Cockburn dwudziesty si�dmy. � Odda� kieliszek Hugonowi i m�wi� dalej: � �e te� Klarysa marnuje butelk� cockburna z dwudziestego si�dmego na takie eksperymenty! To czyste �wi�tokradztwo. Ale co zrobi�, kobiety zupe�nie nie znaj� si� na porto. Hugo zanotowa� wynik i poda� mu trzeci kieliszek. Ju� po pierwszym �yku nast�pi�a b�yskawiczna i gwa�towna reakcja: ��Fuj! Mocne wino �w typie� porto. Jak mo�na trzyma� w domu takie paskudztwo! Opinia zosta�a skrupulatnie zapisana, po czym sir Rowland zdj�� z oczu chustk� i od�o�y� j� na oparcie fotela. ��Teraz twoja kolej � zwr�ci� si� do Hugona. Ten zdj�� okulary w rogowej oprawie i pozwoli� zawi�za� sobie oczy. ��No c�, pewnie Klarysa doprawia tym sikaczem zaj�ca albo zup�. Nie s�dz�, by Henry pozwoli� podawa� go go�ciom. ��Prosz� bardzo, gotowe! � Sir Rowland zako�czy� wi�zanie w�z�a. � Powinienem teraz okr�ci� ci� trzy razy jak w ciuciubabce � doda�, podprowadzaj�c Hugona do fotela i obracaj�c go tak, by m�g� usi���. ��No, no, uspok�j si�, stary � zaprotestowa� tamten, szukaj�c r�k� siedzenia. ��Ju�? � spyta� sir Rowland. � Ju�. ��A wi�c przestawiam kieliszki. ��Nie trzeba, Roi�y. My�lisz, �e tak �atwo dam ci si� zasugerowa�? Jestem nie gorszym znawc� porto od ciebie, m�j ch�opcze. ��Nie b�d� taki pewny. Ostro�no�ci nigdy za wiele � obstawa� przy swoim sir Rowland. W�a�nie wyci�ga� r�k� po pierwszy kieliszek, kiedy w drzwiach ogrodowych pojawi� si� trzeci go��, Jeremy Warrender. By� to przystojny dwudziestoparoletni m�odzieniec w deszczowcu narzuconym na garnitur. Z trudem �api�c oddech, podszed� prosto do sofy i ju� mia� na ni� opa��, gdy zauwa�y�, co si� �wi�ci. ��Co ja widz�, panowie? � spyta�, �ci�gaj�c p�aszcz i marynark�. � Gracie w trzy karty kieliszkami? ��Co jest? � chcia� wiedzie� o�lepiony Hugo. � Czy kto� wpu�ci� tu psa? ��To tylko m�ody Warrender � uspokoi� go sir Rowland. � Zachowuj si�, stary! ��Och, mia�em po prostu wra�enie, �e jaki� pies �ciga kr�lika. ��Trzy razy gania�em w makintoszu do bramy i z powrotem � t�umaczy� si� Jeremy, opadaj�c wreszcie na sof�. � Podobno herzos�owacki minister pokona� ten dystans w cztery minuty pi��dziesi�t trzy sekundy. Ja si� stara�em, jak mog�em, ale nie uda�o mi si� osi�gn�� lepszego wyniku ni� sze�� minut dziesi�� sekund. Poza tym nie wierz� w ten cud; tylko Chris Chataway wyrobi�by si� w takim czasie w p�aszczu albo bez. ��Kto panu naopowiada� o herzos�owackim ministrze? � zainteresowa� si� sir Rowland. ��Klarysa. ��No tak! � zachichota� sir Rowland. ��Klarysa! � prychn�� Hugo. � Kto by jej s�ucha�! ��Obawiam si�, Warrender, �e nie znasz pan zbyt dobrze naszej gospodyni � ci�gn�� sir Rowland, wci�� krztusz�c si� od �miechu. � Ona ma nadzwyczaj bujn� wyobra�ni�. Jeremy zerwa� si� z sofy. ��Chce pan powiedzie�, �e sobie to wymy�li�a? � spyta� z oburzeniem. ��C�, to niewykluczone. � Sir Rowland poda� Hugonowi jeden z kieliszk�w. � Tego rodzaju �arty s� zupe�nie w jej stylu. ��Naprawd�? No, niech j� tylko zobacz�! Us�yszy ode mnie par� ciep�ych s��w. Ale� jestem wyko�czony! Wyszed� do hallu, powiesi� p�aszcz i wr�ci�. ��Przesta� pan sapa� jak mors! � upomnia� go Hugo. � Pr�buj� si� skoncentrowa�. Za�o�y�em si� z Rolym o pi�taka. ��Tak? A o co chodzi? � spyta� Jeremy, przysiadaj�c na por�czy sofy. ��O to, kto lepiej zna si� na porto. Jest tu cockburn z dwudziestego si�dmego, dow z czterdziestego drugiego i specja� lokalnego producenta. Teraz cisza, to wa�ne. � Poci�gn�� �yk z kieliszka i mrukn�� do�� oboj�tnie: � Uhm. ��No? � dopytywa� si� sir Rowland. � Ju� si� zdecydowa�e�? ��Nie poganiaj mnie, Roly, to nie bieg przez p�otki! Nast�pny! Wzi�� podany kieliszek lew� r�k�, nie oddaj�c poprzedniego. Spr�bowa� i dopiero wtedy obwie�ci�: ��Tak, co do tych dw�ch nie mam w�tpliwo�ci. � Pow�cha� jeszcze raz zawarto�� obu kieliszk�w i odda� je przyjacielowi. � Pierwszy to dow, drugi cockburn. ��Numer trzy � dow, numer jeden � cockburn � powt�rzy� sir Rowland, zapisuj�c wynik. ��C�, chyba nie trzeba pr�bowa� trzeciego, ale ostatecznie� ��Prosz� bardzo � zgodzi� si� sir Rowland, wr�czaj�c mu ostatni kieliszek. Wystarczy� jeden �yk, by Hugo zatrz�s� si� z oburzenia: ��Brr! Co za niewypowiedziane �wi�stwo! � Odda� kieliszek, wyj�� chustk� i otar� starannie usta. � Godzina minie, nim pozb�d� si� tego smaku. Roly, zdejmij mi przepask�! ��Ja to zrobi� � ofiarowa� si� Jeremy, gdy tymczasem sir Rowland z namys�em bada� zawarto�� trzeciego kieliszka. Hugo schowa� chustk� do kieszeni. ��Ha! Straci�e� podniebienie, Roly! � o�wiadczy�. ��Mo�e ja te� spr�buj� � zaproponowa� Jeremy. Podszed� do sto�u i upi� po �yku z ka�dego kieliszka. Zastanowi� si� przez chwil�, po czym ponowi� pr�b� i orzek�: ��Jak dla mnie, wszystkie smakuj� jednakowo. ��Wy, m�odzi! � fukn�� Hugo. � To wszystko przez ten przekl�ty gin, kt�ry ci�gle ��opiecie, rujnuj�c sobie podniebienia. Nie tylko kobiety nie doceniaj� porto. Dzi� �aden m�czyzna przed czterdziestk� nie wie, co pije! Zanim Jeremy zd��y� zareplikowa�, otworzy�y si� drzwi do biblioteki i stan�a w nich Klarysa Hailsham�Brown, pi�kna, ciemnow�osa kobieta w wieku oko�o dwudziestu o�miu lat. ��Witajcie, kochani � zwr�ci�a si� do starszych pan�w. � Zdecydowali�cie ju�? ��Tak, Klaryso � odpar� sir Rowland. � Jeste�my gotowi. ��Wiem, �e mam racj� � obstawa� przy swoim Hugo. � Numer jeden: cockburn, numer dwa: �wi�stwo, kt�re udaje porto, numer trzy: dow. Zgadza si�, czy� nie? ��Moi z�oci! � Gospodyni uca�owa�a kolejno obu pan�w, po czym poprosi�a: � Niech jeden z was odniesie tac� do jadalni. Na kredensie stoi karafka� � U�miechaj�c si� do siebie, podesz�a do stolika i wzi�a z pude�ka czekoladk�. Sir Rowland pos�usznie podni�s� tac� i skierowa� si� do wyj�cia. Nagle przystan��. ��Karafka?� � spyta� podejrzliwie. ��Tak, tak. To jedno i to samo porto � wyzna�a Klarysa ze �miechem, podci�gaj�c nogi. ROZDZIA� II Na o�wiadczenie Klarysy ka�dy z zebranych zareagowa� w odmienny spos�b. Jeremy parskn�� �miechem i uca�owa� gospodyni�. Sir Rowlandowi opad�a szcz�ka ze zdumienia, Hugo za� nie m�g� si� zdecydowa�, jak� zaj�� postaw� wobec kobiety, kt�ra ich obu wystrychn�a na dudka. Wreszcie sir Rowlandowi wr�ci�a zdolno�� m�wienia. ��Klaryso, ty oszustko bez zasad! � powiedzia� nie tylko nie ura�onym, ale wr�cz czu�ym tonem. ��No c� � odpar�a � taki paskudny, mokry dzie�, nie mogli�cie zagra� w golfa, musia�am obmy�li� wam jak�� rozrywk� Bo przecie� mieli�cie z tego dobr� zabaw�, kochani, czy� nie? ��Na m� dusz�! � wykrzykn�� sir Rowland, zmierzaj�c z tac� ku drzwiom. � Powinna� si� wstydzi�! �eby takie �arty robi� sobie ze starszych ludzi! Wygl�da na to, �e jeden Warrender odgad� prawd�. Hugo, kt�ry tak�e ju� si� �mia�, odprowadzi� przyjaciela do drzwi. ��Kto to by�? � spyta�, k�ad�c mu r�k� na ramieniu. � Kto to m�wi�, �e wsz�dzie pozna cockburna z dwudziestego si�dmego? ��Mniejsza o to, Hugo � westchn�� z rezygnacj� sir Rowland i wyszli obaj do hallu, zamykaj�c za sob� drzwi. Jeremy odsun�� si� od Klarysy i spojrza� jej oskar�ycielsko w oczy. ��No? Jak to by�o z tym herzos�owackim ministrem? Zrobi�a niewinn� min�. ��Nie rozumiem? Jeremy przem�wi� g�o�no i dobitnie, wysuwaj�c w jej stron� palec: ��Czy rzeczywi�cie pokona� trzykrotnie drog� do bramy w czasie czterech minut pi��dziesi�ciu trzech sekund? I to ubrany w makintosz? Klarysa u�miechn�a si� s�odko. ��Herzos�owacki minister jest uroczym cz�owiekiem, ale ma dobrze po sze��dziesi�tce i przypuszczam, �e od wielu lat nigdzie nie biega�. ��Wi�c wymy�li�a� sobie to wszystko. Tak w�a�nie mi powiedzieli. Ale dlaczego? ��Wiesz� � u�miech Klarysy sta� si� jeszcze s�odszy � ca�y dzie� narzeka�e�, �e masz za ma�o ruchu, wi�c chcia�am ci po prostu odda� przyjacielsk� przys�ug�. Przecie� gdybym ci kaza�a pobiega� po lesie, nie pos�ucha�by�. Wiedzia�am jednak, �e nie oprzesz si� wyzwaniu, tote� wymy�li�am kogo�, z kim zechcia�by� si� zmierzy�. Jeremy wyda� komiczny j�k rozpaczy. ��Klaryso! Czy ty kiedykolwiek m�wisz prawd�?! ��Oczywi�cie� czasami. Ale wtedy nikt mi jako� nie wierzy. To bardzo dziwne. � Zamy�li�a si� przez chwil�. � Wydaje mi si�, �e gdy raz zaczniemy blagowa�, zapominamy o rzeczywisto�ci i dzi�ki temu stajemy si� bardziej przekonywaj�cy. Wsta�a i podesz�a do ogrodowych drzwi. ��Mog�a mi p�kn�� jaka� �y�ka � poskar�y� si� Jeremy. � Du�o by ci� to obesz�o� Klarysa si� roze�mia�a. Otworzy�a okno i wyjrza�a do ogrodu. ��Rzeczywi�cie si� przeja�ni�o. Zapowiada si� �adny wiecz�r. Jak cudownie pachnie ogr�d po deszczu� To te narcyzy. Kiedy zn�w zamyka�a okno, Jeremy podszed� do niej blisko. ��Czy naprawd� tak lubisz �ycie na wsi? � zapyta�. ��Uwielbiam. ��Ale przecie� tu mo�na zanudzi� si� na �mier�! W twoim wypadku to czysty absurd, przecie� musi ci strasznie brakowa� teatru. S�ysza�em, �e kiedy� go uwielbia�a�. ��Owszem. Ale uda�o mi si� tu stworzy� w�asny teatr. ��W Londynie �y�oby ci si� znacznie ciekawiej. Zn�w si� za�mia�a. ��Pewnie masz na my�li przyj�cia i nocne kluby? ��W�a�nie, przyj�cia. By�aby� tak� cudown� gospodyni�! Odwr�ci�a si� do niego twarz�. ��M�wisz jak bohater edwardia�skiej powie�ci. Zreszt� przyj�cia dyplomatyczne s� okropnie nudne. ��Ale ty si� marnujesz w tej dziurze � upiera� si� Jeremy, podsuwaj�c si� jeszcze bli�ej i pr�buj�c uj�� jej d�o�. ��Ja? Ja si� marnuj�? � Klarysa wyszarpn�a mu r�k�. ��Tak! � wykrzykn�� �arliwie Jeremy. � W ko�cu ten Henry� ��Co Henry? � Odwr�ci�a si� i zacz�a wyklepywa� poduszk� na fotelu. Jeremy wpatrywa� si� w ni� uporczywie. ��Nie mog� poj��, czemu w og�le za niego wysz�a�! � wybuchn�� w przyp�ywie odwagi. � Jest o ca�e lata od ciebie starszy, ma c�rk� w wieku szkolnym� � Wyci�gn�� si� na fotelu, nadal nie spuszczaj�c jej z oka. � To niew�tpliwie wspania�y cz�owiek, ale ze wszystkich tych nad�tych bufon�w� To� on wygl�da jak gotowana sowa i� � Urwa�, a nie doczekawszy si� reakcji, podsumowa�: � Jest nudny jak flaki z olejem. Nadal si� nie odzywa�a, wi�c spr�bowa� jeszcze raz. ��Nie ma za grosz poczucia humoru � mrukn��, nieco zbity z tropu. Odpowiedzi� zn�w by� tylko u�miech. ��Pewnie uwa�asz, �e nie mam prawa wygadywa� takich rzeczy? Przysiad�a na skrawku taboretu. ��Och, wszystko mi jedno. Mo�esz gada�, co ci si� podoba. Jeremy usiad� obok. ��Wi�c przyznajesz, �e pope�ni�a� b��d? ��To wcale nie by� b��d � odpar�a �agodnie. � S�uchaj, Jeremy, czy ty mi robisz nieprzyzwoite propozycje? ��Zdecydowanie tak. ��Jakie to urocze! � Szturchn�a go �okciem. � M�w dalej, prosz�. ��Chyba wiesz, co do ciebie czuj� � ci�gn�� z lekkim rozdra�nieniem. � Ale ty po prostu si� mn� bawisz, prawda? Flirtujesz. To tylko jedna z twoich gierek. Kochanie, czy nie mo�emy cho� raz pom�wi� na serio? ��Na serio? A co komu z tego przyjdzie? Na �wiecie i tak jest za du�o powagi. Lubi� si� bawi� i chc�, �eby moje otoczenie te� si� dobrze bawi�o. Jeremy u�miechn�� si� smutno. ��Bawi�bym si� o wiele lepiej, gdyby� zechcia�a potraktowa� mnie powa�nie. ��Och, daj spok�j. Oczywi�cie, �e si� dobrze bawisz. Jeste� naszym go�ciem, masz sp�dzi� tu weekend razem z moim chrzestnym ojcem Rolym i nawet poczciwy, stary Hugo przyda si� jako kompan do kieliszka. On i Roi�y s� razem tacy zabawni! Nie masz powodu do narzekania. ��Rzeczywi�cie nie mam � przyzna�. � Ale nie dajesz mi wyzna� tego, co mi le�y na sercu. ��Ty g�uptasie! Dobrze wiesz, �e mo�esz mi powiedzie� wszystko, co zechcesz. ��Naprawd�? ��Naprawd�. ��Wi�c dobrze. � Podni�s� si� i obr�ci� do niej twarz�. � Kocham ci�! ��Bardzo mi mi�o � odpar�a weso�o. ��To zupe�nie niew�a�ciwa odpowied�. Powinna� powiedzie� nabrzmia�ym wsp�czuciem g�osem: �Tak mi przykro!�. ��Ale to nieprawda. Jestem zachwycona, uwielbiam, kiedy ludzie mnie kochaj�. Jeremy wr�ci� na swoje miejsce, lecz usiad� do niej ty�em. Wydawa� si� naprawd� ura�ony. Klarysa po chwili spyta�a: ��Czy zrobi�by� dla mnie wszystko? ��Wiesz, �e tak! � wykrzykn�� z entuzjazmem. � Wszystko! Wszystko na �wiecie! ��Doprawdy? A gdybym, na ten przyk�ad, kogo� zamordowa�a, czy pom�g�by� mi� Nie, do�� ju� tego. Wsta�a i zrobi�a kilka krok�w. Jeremy spojrza� jej w twarz. ��Przeciwnie, m�w dalej. Zawaha�a si� przez moment, ale potem zacz�a: ��Pyta�e� mnie przed chwil�, czy kiedykolwiek nudz� si� tu, na wsi. ��Owszem. ��Wi�c� do pewnego stopnia tak. Albo raczej: mog�abym si� nudzi�, gdyby nie chodzi�o o moje osobiste hobby. ��Osobiste hobby? � spyta� wyra�nie zaintrygowany Jeremy. � A co to takiego? Klarysa wzi�a g��boki oddech. ��Widzisz, Jeremy� moje �ycie zawsze by�o szcz�liwe i spokojne. Nigdy nie przydarzy�o mi si� nic ekscytuj�cego, wi�c wymy�li�am sobie tak� ma�� zabaw�. Nazwa�am j� �gdybanie�. ��Gdybanie? ��No tak. � Zacz�a kr��y� po pokoju. � Na przyk�ad m�wi� sobie tak: �Gdybym tak pewnego dnia wesz�a rano do biblioteki i natkn�a si� na trupa� Co bym wtedy zrobi�a?�. Albo: �Gdyby przysz�a do mnie jaka� kobieta i o�wiadczy�a, �e Henry i ona pobrali si� potajemnie w Konstantynopolu, a zatem nasze ma��e�stwo jest bigamiczne, co bym jej powiedzia�a?�. Albo: �Przypu��my, �e posz�abym za g�osem instynktu i zosta�a s�awn� aktork���. Albo: �Przypu��my, �e dano by mi do wyboru: albo zdradz� sw�j kraj, albo zastrzel� Henry�ego na moich oczach�. Rozumiesz, co mam na my�li? � Podesz�a do fotela i usiad�a. �Przypu��my, �e uciek�abym z Jeremym� i co dalej?�. Jeremy ukl�k� przy niej. ��Pochlebiasz mi. Ale czy kiedykolwiek wyobra�a�a� sobie t� ostatni� sytuacj�? ��O tak! � odpar�a z u�miechem. ��I? I co si� sta�o potem? � spyta�, ujmuj�c j� za r�k�. Klarysa zn�w mu si� wyrwa�a. ��No� Ostatnim razem byli�my razem na Riwierze, w Juan�es�ins, i Henry nas nakry�. Mia� ze sob� rewolwer. ��M�j Bo�e! � przerazi� si� Jeremy. � Zastrzeli� mnie? U�miechn�a si� do swego wspomnienia. ��Chyba pami�tam� Powiedzia�, �e� � Urwa�a na chwil�, po czym uderzy�a w dramatyczny ton: � �Klaryso! Albo ze mn� wr�cisz, albo si� zabij�!�. Jeremy wsta� i odsuwaj�c si� od niej, mrukn�� bez przekonania: ��Bardzo uczciwie, ale zupe�nie nie w jego stylu. A co ty na to? Raz jeszcze si� u�miechn�a. ��W�a�ciwie rozegra�am to na dwa sposoby. Za pierwszym razem powiedzia�am mu, �e okropnie mi przykro. Nie chcia�am, �eby si� zabi�, ale by�am bardzo zakochana w Jeremym i nic nie mog�am na to poradzi�. Henry rzuci� mi si� do st�p, �kaj�c, lecz ja pozosta�am niewzruszona. �Lubi� ci�, Henry � przyzna�am � ale nie mog� �y� bez Jeremy�ego. To po�egnanie�. I wybieg�am do ogrodu, gdzie ju� na mnie czeka�e�. Kiedy biegli�my razem do bramy, us�yszeli�my strza�, ale�my si� nie zatrzymali. ��Wielkie nieba! � wykrztusi� Jeremy. � Co za scena� Biedny Henry. � Zamy�li� si� na chwil�. � M�wi�a�, �e rozegra�a� to na dwa sposoby. Jak by�o za drugim razem? ��Och, Henry by� taki zgn�biony i tak bardzo mnie b�aga�, �e nie mia�am serca go zostawi�. Postanowi�am odej�� od ciebie i po�wi�ci� swoje �ycie dla jego szcz�cia. Jeremy wygl�da� teraz na kompletnie za�amanego. ��C�, moja kochana, z pewno�ci� �wietnie si� bawi�a�. Ale prosz�, b�d� przez chwil� powa�na. Kiedy m�wi�, �e ci� kocham, m�wi� to na serio. Od dawna ci� kocham, musia�a� by� tego �wiadoma. Czy na pewno nie ma dla mnie nadziei? Naprawd� chcesz sp�dzi� reszt� �ycia z tym nudziarzem Henrym? Klarysie oszcz�dzono odpowiedzi, gdy� w tym momencie otworzy�y si� drzwi do hallu i wesz�a dziewczynka � chuda dwunastolatka w szkolnym mundurku i z tornistrem w r�ku. ��Halo, Klaryso � zawo�a�a. ��Cze��, Pippo � odpowiedzia�a jej macocha. � Jeste� sp�niona. Pippa po�o�y�a kapelusz i tornister na fotelu. ��Lekcja muzyki � wyja�ni�a lakonicznie. ��Ach! � przypomnia�a sobie Klarysa. � Rzeczywi�cie, mia�a� dzi� fortepian. I co? Ciekawie by�o? ��Nie. Koszmarnie. Te wstr�tne wprawki, musia�am je powtarza� bez ko�ca. Panna Farrow m�wi, �e maj� poprawi� mi palcowanie. Nie da�a mi w og�le zagra� tej �licznej sol�wki, kt�r� �wiczy�am. Jest co� do jedzenia? Umieram z g�odu! Klarysa wsta�a. ��Czy nie dosta�a� bu�eczek na drog�? ��O tak, ale to by�o p� godziny temu. � Rzuci�a Klarysie komicznie b�agalne spojrzenie. � Nie mog�abym dosta� kawa�ka ciasta czy czego�� �eby dotrwa� do kolacji? Macocha wzi�a j� za r�k� i �miej�c si�, wyprowadzi�a do hallu. ��Zobaczymy, co uda si� znale��. ��Zosta�o mo�e troch� placka?� Tego z wi�niami? � dopytywa�a si� niecierpliwie Pippa. ��Nie. Wyko�czy�a� go wczoraj. Jeremy, s�uchaj�c ich g�os�w, pokr�ci� z u�miechem g�ow�. Potem, gdy oddali�y si� poza zasi�g jego uszu, skoczy� do biurka i po�piesznie zacz�� wyci�ga� jedn� szuflad� po drugiej. Nagle z ogrodu dobieg� go dono�ny damski g�os: ��Ahoj tam! Jeremy si� wzdrygn�� i gwa�townym ruchem zasun�� szuflady. Odwr�ci� si� w stron� ogrodowych drzwi akurat w chwili, gdy stan�a w nich postawna, jowialna kobieta oko�o czterdziestki, ubrana w kostium z tweedu i gumowe boty. Na widok Jeremy�ego zatrzyma�a si� w progu. ��Jest tu gdzie� pani Hailsham�rown? Jeremy niby przypadkiem odsun�� si� od biurka. ��Tak, panno Peake. W�a�nie posz�a z Pippa do kuchni po co� do jedzenia. Sama pani wie, jaki apetyt ma ta ma�a. ��Dzieci nie powinny jada� mi�dzy posi�kami � powiedzia�a Mildred Peake, ogrodniczka Hailsham�Brown�w, dobitnym, niemal m�skim g�osem. ��Zechce pani wej��, panno Peake? ��Nie, mam brudne buty � wyja�ni�a z gromkim �miechem. � Wnios�abym na nich p� ogrodu. Chcia�am tylko spyta�, jakie jarzyny przygotowa� na jutrzejszy lunch. ��C�, obawiam si� � zacz�� Jeremy, ale panna Peake wpad�a mu w s�owo. ��Wiesz pan co? Wr�c� tu p�niej. � Wychodz�c, odwr�ci�a si� jeszcze raz. � Och, zechce pan uwa�niej obchodzi� si� z tym biurkiem, panie Warrender, dobrze? ��Tak, oczywi�cie. ��To cenny antyk, wie pan. Naprawd� nie powinno si� tak szarpa� szuflad. ��Najmocniej przepraszam � odpar� Jeremy, wyra�nie zbity z tropu. � Szuka�em tylko papieru do pisania. ���rodkowa przegr�dka � warkn�a panna Peake, pokazuj�c palcem. Jeremy zajrza� we wskazane miejsce i wyci�gn�� kartk�. ��O w�a�nie � kontynuowa�a panna Peake. � Dziwne, �e ludzie nie widz� tego, co maj� przed nosem. Zachichota�a i tym razem na dobre wysz�a do ogrodu. Jeremy jej zawt�rowa�, ale gdy tylko znik�a mu z oczu, spowa�nia�. Ju� mia� wr�ci� do biurka, kiedy od strony hallu nadesz�a Pippa, �uj�c dro�d��wk�. ROZDZIA� III ��Umm� Pycha! � mrukn�a z pe�nymi ustami, wycieraj�c lepkie palce w mundurek. ��Cze�� � pozdrowi� j� Jeremy. � Jak tam w szkole? ��Ci�ki dzie� � odpar�a dziewczynka, k�ad�c resztk� bu�ki na stoliku. � Dzi� by�y sprawy mi�dzynarodowe. � Otworzy�a tornister. � Panna Wilkinson to uwielbia, ale co z tego? Jest za mi�kka, nie potrafi utrzyma� dyscypliny w klasie. Widz�c, �e Pippa wyci�ga ksi��k�, Jeremy spyta�: ��Jaki jest tw�j ulubiony przedmiot? ��Biologia � pad�a natychmiastowa odpowied�. � Jest boska! Wczoraj kroili�my nog� �aby. � Podsun�a mu ksi��k� pod oczy. � Prosz�, co znalaz�am na stoisku z u�ywanymi ksi��kami. To wielka rzadko��, ma ponad sto lat! ��Co to w�a�ciwie jest? ��Rodzaj zbioru przepis�w. Niesamowite, po prostu niesamowite! ��Ale konkretnie jakich? � indagowa� Jeremy. Pippa zapomnia�a ju� o bo�ym �wiecie. ��Co? � mrukn�a, przewracaj�c strony. Jeremy wsta�. ��Rzeczywi�cie wydaje si� bardzo absorbuj�ca. ��Co? � powt�rzy�a Pippa z nosem w ksi��ce. � O Bo�e! � wykrzykn�a, spojrzawszy na kolejn� stron�. ��Musi by� warta swoich dw�ch pens�w � zagadywa� Jeremy, bior�c z taboretu gazet�. Pippa, wyra�nie zaintrygowana tym, co wyczyta�a, podnios�a nagle g�ow�. ��Czym si� r�ni �wieca woskowa od �ojowej? Jeremy zastanowi� si� przez chwil�. ��My�l�, �e �ojowa jest znacznie gorsza. Ale przecie� �wiece nie s� do jedzenia. Co to za przepisy? Dziewczynk� ubawi�y te domys�y. Wsta�a. ��Czy to si� je? � zadeklamowa�a. � Ca�kiem jak przy grze w �Dwadzie�cia pyta�. � Rzuci�a ksi��k� na fotel i podesz�a do p�ki, sk�d wyci�gn�a tali� kart. � Zna pan diabelskiego pasjansa? Tym razem to Jeremy nie odrywa� wzroku od gazety. Mrukn�� co� pod nosem, ale Pippa nie dawa�a si� zby�. ��Bo pewnie na ��ebraka� nie da si� pan nam�wi�? ��Nie � odpar� stanowczo. Od�o�y� gazet� na miejsce, usiad� przy biurku i zacz�� adresowa� kopert�. ��Tak my�la�am � westchn�a sm�tnie Pippa. Roz�o�y�a karty na pod�odze i zacz�a uk�ada� pasjansa. � Mo�e by tak dla odmiany trafi� si� �adny dzie�? Siedzenie na wsi w tak� brzydk� pogod� to czysta strata czasu. ��Lubisz mieszka� na wsi? � zainteresowa� si� Jeremy. ��O tak � brzmia�a entuzjastyczna odpowied�. � O wiele bardziej ni� w Londynie. To wprost fantastyczny dom, s� korty tenisowe i w og�le� Mamy nawet ksi꿹 skrytk�*! ��Ksi꿹 skrytk�? W tym domu? ��Tak! ��Nie wierz�! To nie ten okres. ��No dobrze, po prostu nazwa�am tak pewien schowek � przyzna�a si� Pippa. � Zaraz panu poka��! Podesz�a od rega�u po prawej stronie, wyj�a kilka ksi��ek i przekr�ci�a niedu�� d�wigni� w �cianie, otwieraj�c w ten spos�b niewidoczne drzwi. Ukaza�a si� spora wn�ka z kolejnymi drzwiami, prowadz�cymi do biblioteki. ��Wiem, �e to nie ma nic wsp�lnego z ksi�mi, ale z pewno�ci� jest to sekretne przej�cie. Za tymi drugimi drzwiami jest biblioteka. ��Ach, tak? � zainteresowa� si� Jeremy, podchodz�c do wn�ki. Otworzy� drzwi, zajrza� do biblioteki i zaraz je zamkn��. � No rzeczywi�cie! ��Ale to tajemnica! Sam nigdy by si� pan nie domy�li�. � Pippa przekr�ci�a z powrotem d�wigni�. � Ja ci�gle z tego korzystam. Taka wn�ka jest �wietna do ukrycia trupa, prawda? ��Jak do tego stworzona � u�miechn�� si� Jeremy. Pippa zd��y�a wr�ci� do swego pasjansa, kiedy wesz�a Klarysa. ��Amazonka ci� szuka�a � poinformowa� j� Jeremy. ��Panna Peake? Co za nudziara! � Wzi�a ze stolika reszt� bu�ki i ugryz�a k�s. Pippa zerwa�a si� na r�wne nogi. ��Hej, to moje! � zaprotestowa�a. ��Sknera! � mrukn�a Klarysa, ale odda�a jej reszt�. Pippa od�o�y�a bu�k� na stolik i zn�w si� zaj�a kartami. ��Amazonka najpierw odda�a mi honory jak statkowi, a potem obsztorcowa�a mnie za ruszanie biurka. ��To straszna j�dza � przyzna�a Klarysa, zagl�daj�c Pippie w karty. � Ale my tylko wynajmujemy ten dom, a ona nale�y do inwentarza, wi�c� Czarna dziesi�tka na czerwonego waleta, Pippo. No wi�c musimy j� znosi�. Zreszt� to �wietna ogrodniczka. ��Wiem. � Jeremy otoczy� j� ramieniem. � Widzia�em j� dzi� rano z okna sypialni. Us�ysza�em jakie� dziwne odg�osy, wi�c wystawi�em g�ow�. Amazonka kopa�a zawzi�cie co�, co wygl�da�o na gigantyczny gr�b. ��To si� nazywa �g��bokie bruzdowanie� � wyja�ni�a Klarysa. � Chyba pod kapust� czy co�� Jeremy przyjrza� si� uwa�nie pasjansowi. ��Czerwona tr�jka na czarn� czw�rk� � poradzi� Pippie, kt�ra odpowiedzia�a w�ciek�ym spojrzeniem. Z biblioteki nadeszli obaj starsi panowie. Sir Rowland spojrza� znacz�co na Jeremy�ego, wci�� obejmuj�cego ramieniem Klarys�. Ten szybko opu�ci� r�k� i odsun�� si� nieco. ��Nareszcie si� przeja�ni�o � obwie�ci� sir Rowland. � Ale na golfa ju� za p�no, zosta�o zaledwie dwadzie�cia minut do zmroku. � Zerkn�� na pasjansa i dotkn�� jedn� z kart czubkiem buta. � Patrz, to trzeba da� tutaj � powiedzia� do dziewczynki, po czym skierowa� si� do drzwi ogrodowych, nie�wiadom z�ego b�ysku w jej oczach. � No, je�li mamy je�� w klubie golfowym, to lepiej si� zbierajmy. ��P�jd� po p�aszcz � rzek� Hugo, wskazuj�c Pippie jak�� kart�. Dziewczynka, porz�dnie ju� roze�lona, przykry�a sob� pasjansa, ale Hugo patrzy� teraz na Jeremy�ego. ��Co z tob�, ch�opcze? Idziesz z nami? ��Tak, tak. Tylko wezm� marynark�. Wyszli razem do hallu, pozostawiaj�c otwarte drzwi. ��Naprawd� nie masz nic przeciwko obiadowi w klubie? � spyta�a Klarysa sir Rowlanda. ��Absolutnie nic. To �wietny pomys�, zwa�ywszy, �e s�u�ba ma wychodne. Z hallu wszed� Elgin, kamerdyner, i skierowa� si� prosto do Pippy. ��W szkolnym pokoju ma panienka kolacj�. Mleko, owoce i panienki ulubione herbatniki. ��Och, �wietnie � wykrzykn�a dziewczynka, zrywaj�c si� na r�wne nogi. � Jestem g�odna jak wilk! Ruszy�a w stron� hallu, ale Klarysa j� powstrzyma�a. Ostrym tonem kaza�a Pippie pozbiera� najpierw karty i od�o�y� je na miejsce. ��Och, zawracanie g�owy � burkn�a tamta, ale pos�usznie przykl�k�a na pod�odze i zacz�a zgarnia� karty na stosik ko�o sofy. Elgin zwr�ci� si� nast�pnie do pani domu: ��Przepraszam pani�, ale� � szepn�� z szacunkiem. ��Tak, Elgin? O co chodzi? Kamerdyner mia� niewyra�n� min�. ��Jest pewna przykra sprawa� w zwi�zku z jarzynami� ��Ach, m�j Bo�e! Macie na my�li pann� Peake? ��Tak, prosz� pani. �ona uwa�a j� za nadzwyczaj trudn� osob�. Ci�gle kr�ci si� po kuchni, wszystko krytykuje i robi uwagi. Mojej �onie to si� nie podoba. W ko�cu dot�d zawsze mieli�my bardzo dobre stosunki z ogrodem. ��Bardzo mi przykro � rzek�a Klarysa z wymuszonym u�miechem. � Ja� spr�buj� co� z tym zrobi�. Pom�wi� z pann� Peake. ��Dzi�kuj� pani. Elgin sk�oni� si� i wyszed� z pokoju. ��Istne utrapienie z t� s�u�b�! � westchn�a jego chlebodawczyni. � I co za g�upstwa czasem wygaduj�. Jak mo�na mie� mi�e stosunki z ogrodem? To brzmi niestosownie, jako� tak� po poga�sku. ��Ale chyba i tak masz szcz�cie z t� par�, to jest z Elginami � zauwa�y� sir Rowland. � Sk�d ich wzi�a�? ��Ach, z lokalnej agencji. Sir Rowland zmarszczy� brwi. ��Chyba nie z tej� jak�e ona si� nazywa�a? Co to podsy�a ludziom samych opryszk�w? ��Co? � zdziwi�a si� Pippa. � Maj� opryszczk�? ��Nie, kochanie. Opryszk�w, przest�pc�w. Pami�tasz, Klaryso, t� agencj� o w�oskiej czy hiszpa�skiej nazwie� di Botello, czy� nie? Ci�gle przysy�ali na rozmowy nielegalnych imigrant�w. Jedna taka para omal nie wyczy�ci�a do cna dobytku Andy�ego Hulme�a. Pos�u�yli si� jego przyczep� na konia. I nigdy ich nie z�apano� ��Ach, tak! Pami�tam. No, Pippo, po�piesz si�! Dziewczynka podnios�a karty i wsta�a. ��Prosz� bardzo � rzek�a potulnie i od�o�y�a karty na p�k�. � �e te� cz�owiek ci�gle musi wszystko sprz�ta� � westchn�a, id�c ku drzwiom. Klarysa zn�w j� zatrzyma�a. ��Zabierz jeszcze t� bu�k�! Pippa us�ucha�a. ��I tornister � doda� sir Rowland. Pippa podbieg�a do fotela, porwa�a tornister i zn�w zmierza�a ku drzwiom. ��Kapelusz! � sykn�a Klarysa. Pippa po�o�y�a bu�k� na stole, wzi�a kapelusz i wybieg�a. ��A to? � zawo�a�a j� znowu macocha. Wetkn�a dziewczynce do ust niedojedzony kawa�ek, wsadzi�a jej na g�ow� kapelusz i wypchn�a j� do hallu. � I zamknij za sob� drzwi! Pippa wreszcie wysz�a, spe�niaj�c ostatnie polecenie. Sir Rowland si� za�mia�, Klarysa mu zawt�rowa�a i wzi�a z pude�ka papierosa. Za oknem zacz�o si� zmierzcha� i w pokoju te� zrobi�o si� ciemniej. ��To cudowne, wiesz? � wykrzykn�� sir Rowland. � Pippa jest teraz zupe�nie innym dzieckiem. Odwali�a� kawa� dobrej roboty, Klaryso. ��My�l�, �e ona naprawd� mnie lubi i ufa mi � rzek�a tamta, siadaj�c na sofie. � Zupe�nie dobrze si� czuj� w roli macochy. Sir Rowland poda� jej ogie�. ��C� � zauwa�y� � ma�a zn�w wydaje si� ca�kiem normalnym, szcz�liwym dzieckiem. Klarysa pokiwa�a g�ow�. ��Chyba zamieszkanie na wsi tak dobrze na ni� wp�yn�o. Poza tym chodzi do mi�ej szko�y i ma tu mn�stwo przyjaci�ek. Tak, rzeczywi�cie jest szcz�liwa i jak to okre�li�e�, normalna. Sir Rowland zmarszczy� brwi. ��To dla cz�owieka prawdziwy szok, kiedy widzi dziecko w takim stanie, jak Pippa przed rozwodem ojca. Mia�em ch�� skr�ci� Mirandzie kark. Co za okropna matka z niej by�a! ��Owszem. Pippa panicznie si� jej ba�a. Sir Rowland usiad� obok Klarysy. ��Tak� Paskudna sprawa � mrukn��. Klarysa zacisn�a gniewnie pi�ci. ��Z�o�� mnie ogarnia na sam� my�l o Mirandzie. Jak Henry przez ni� cierpia� i przez co musia�o przej�� to dziecko� Dot�d nie rozumiem, jak kobieta mo�e tak post�powa�. ��Narkotyki to straszna rzecz. Potrafi� kompletnie zmieni� charakter. Przez chwil� siedzieli w ciszy, potem Klarysa spyta�a: ��Jak s�dzisz? Co j� do tego sk�oni�o? Czemu w og�le zacz�a bra� prochy? ��Chyba zawini� ten podlec, Oliver Costello. On w tym tkwi po uszy. ��Straszny cz�owiek. Zawsze uwa�a�am go za wcielenie z�a. ��Miranda za niego wysz�a, prawda? ��Tak, pobrali si� oko�o miesi�ca temu. Sir Rowland pokr�ci� g�ow�. ��C�, niew�tpliwie Henry�emu wysz�o na dobre, �e pozby� si� Mirandy. Mi�y z niego go��. Naprawd� mi�y � powt�rzy� z naciskiem. ��My�lisz, �e musisz mi to powtarza�? � spyta�a Klarysa z u�miechem. ��Wiem, �e jest ma�om�wny � ci�gn�� sir Rowland. � 1 raczej, �e si� tak wyra��, niewylewny, ale� porz�dny z niego ch�op. � Po chwili doda�: � A ten m�odzieniec, Jeremy? Co o nim wiesz? Klarysa zn�w si� u�miechn�a. ��Jeremy? Och, jest bardzo zabawny. ��Phi, te� co�! Oto, na czym ludziom dzi� zale�y! � Rzuci� gospodyni powa�ne spojrzenie. � Ty chyba� chyba nie palniesz jakiego� g�upstwa? Parskn�a �miechem. ���Nie zakochaj si� czasem w Jeremym Warrenderze�, to chcia�e� powiedzie�, prawda? Sir Rowland nadal przygl�da� si� jej z powag�. ��Tak, w�a�nie to mia�em na my�li. On wyra�nie bardzo ci� lubi. Prawd� rzek�szy, nie potrafi utrzyma� r�k w spokoju. Ale przecie� twoje ma��e�stwo z Henrym jest szcz�liwe i nie chcia�bym, �eby� narazi�a je na szwank. Klarysa spojrza�a na niego z czu�o�ci�. ��Naprawd� my�lisz, �e zrobi�abym co� tak g�upiego? ��To rzeczywi�cie by�aby skrajna g�upota. � Zamy�li� si� na chwil�. � Wiesz, kochana Klaryso, dorasta�a� na moich oczach. Naprawd� du�o dla mnie znaczysz. Gdyby� kiedykolwiek wpad�a w k�opoty, zwr�cisz si� do swego starego anio�a str�a, prawda? ��Oczywi�cie, Roly � odpar�a, ca�uj�c go w policzek. � I nie musisz si� martwi� o Jeremy�ego. Naprawd�. Wiem, �e jest bardzo przystojny, ujmuj�cy i tak dalej, ale przecie� mnie znasz. Bawi� si� i tyle, to nic powa�nego. Sir Rowland zamierza� co� powiedzie�, ale w drzwiach od ogrodu ukaza�a si� w�a�nie panna Peake. ROZDZIA� IV Panna Peake zd��y�a ju� pozby� si� but�w i by�a w samych po�czochach. W r�ku trzyma�a broku�. ��Chyba pani nie przeszkadza, �e t�dy wchodz�? � hukn�a, podchodz�c do sofy. � Nie nabrudz�, bo zostawi�am buty przed wej�ciem. Chc� tylko, aby rzuci�a pani okiem na ten broku�. � Podetkn�a Klarysie warzywo pod nos. ��Hmm� Wygl�da eee� bardzo przyjemnie � j�ka�a si� pani domu, nie mog�c na poczekaniu znale�� odpowiedzi. Panna Peake zwr�ci�a si� teraz do sir Rowlanda: ��Pan spojrzy! Sir Rowland us�ucha� i po chwili og�osi� werdykt: ��Nie widz� niczego podejrzanego. Wzi�� jednak od niej broku� i podda� go szczeg�owym ogl�dzinom. ��Oczywi�cie, �e jest w porz�dku � warkn�a panna Peake. � Wczoraj zanios�am do kuchni identyczny, a ta kobieta� Oczywi�cie nie mam nic przeciwko pani s�u��cym, pani Hailsham�Brown, chocia� mog�abym wiele powiedzie�. Ale ta Elgin mia�a czelno�� oznajmi� mi, �e to marny gatunek i nie zamierza go podawa�. I jeszcze doda�a: �Je�li nie zacznie pani lepiej sobie radzi� w warzywniku, to trzeba b�dzie poszuka� innej pracy�. My�la�am, �e j� zabij�. Klarysa zacz�a co� m�wi�, lecz panna Peake nie dopu�ci�a jej do s�owa. ��Wie pani przecie�, �e nie chc� sprawia� k�opot�w, ale moja noga nie postanie wi�cej w kuchni, gdy� mnie tam obra�aj�. � Po kr�tkiej przerwie na zaczerpni�cie oddechu podsumowa�a sw� tyrad�: � W przysz�o�ci b�d� dostarcza� warzywa pod tylne wej�cie i pani Elgin mo�e tam zostawia� spis� Sir Rowland chcia� jej zwr�ci� broku�, ale go zignorowa�a. ���tego, czego jej trzeba � doko�czy�a. Ani sir Rowland, ani Klarysa nie byli w stanie wymy�li� �adnej odpowiedzi. Kiedy ogrodniczka zn�w otworzy�a usta, zadzwoni� telefon. ��Odbior� � burkn�a. ��Halo� � powiedzia�a, wycieraj�c r�g sto�u po�� p�aszcza. � Tak, tu Copplestone Court� Pani� Brown? Ju� prosz�. Wyci�gn�a s�uchawk� do Klarysy; ta zgasi�a papierosa i podesz�a do aparatu. ��Halo? Halo! � Zerkn�a na pann� Peake. � Dziwne, chyba si� roz��czyli. Kiedy odk�ada�a s�uchawk�, panna Peake zacz�a przesuwa� konsolk�. ��Przepraszam � rzek�a obcesowo � ale pan Sellon lubi�, �eby ten stolik sta� pod sam� �cian�. Klarysa wykrzywi�a si� za jej plecami do sir Rowlanda, ale po�pieszy�a z pomoc�. ��Dzi�kuj�! I na przysz�o�� prosz� uwa�a� na mokre szklanki, dobrze, pani Brown�Hailsham? � I kiedy Klarysa rzuci�a sp�oszone spojrzenie sir Rowlandowi, ogrodniczka poprawi�a si� szybko: � Przepraszam, chcia�am powiedzie�: pani Hailsham�Brown. A zreszt� � za�mia�a si� kordialnie � to przecie� wszystko jedno, czy� nie? ��Nie, panno Peake, nie wszystko jedno � wtr�ci� sir Rowland z naciskiem. � Mimo wszystko �dziewczyna jak �ania� to nie to samo, co ��ania jak dziewczyna�. Panna Peake �mia�a si� jeszcze z dowcipu, kiedy do pokoju wszed� Hugo. ��Halo � pozdrowi�a go. � Zbieram tu same ci�gi. � Klepn�a przybysza w plecy i odwr�ci�a si� do pozosta�ych. � No to dobranoc, musz� ju� lecie�. Poprosz� o m�j broku�. Sir Rowland spe�ni� jej �yczenie. ��Dziewczyna jak �ania, �ania jak dziewczyna. Dobre! � hukn�a panna Peake. � Musz� to zapami�ta�. I znikn�a za drzwiami do ogrodu. Hugo odprowadzi� j� wzrokiem. ��Jak, u licha, Henry z ni� wytrzymuje? � westchn��. ��Uwa�a j� za dopust bo�y � odpar�a Klarysa, odk�adaj�c ksi��k� Pippy na stolik i wyci�gaj�c si� w fotelu. ��Ja my�l�! Jest taka podst�pna! I te jej maniery podfruwajki� ��Przypadek zatrzymania w rozwoju � doda� sir Rowland. Klarysa si� u�miechn�a. ��Owszem, czasem doprowadza nas do sza�u, ale z drugiej strony, dobra z niej ogrodniczka, a poza tym wci�� wszystkim powtarzam, �e panna Peake nale�y do wyposa�enia tego domu. Dom za� jest wprost fantastycznie tani� ��Tani? � zdziwi� si� Hugo. � Zdumiewasz mnie, Klaryso. ��Ale� tak! Dwa miesi�ce temu przeczytali�my og�oszenie i zaraz przyjechali�my go obejrze�. Wynaj�li�my go z meblami na p� roku. ��A do kogo nale�y? ��Kiedy� nale�a� do niejakiego pana Sellona. Ale on ju� nie �yje. Mia� w Maidstone sklep z antykami. ��A tak! � wykrzykn�� Hugo. � Rzeczywi�cie, Sellon i Brown. Kiedy� kupi�em u nich bardzo �adne lustro w stylu chippendale. Sellon mieszka� tu, na wsi, ale codziennie je�dzi� do miasta i czasem zaprasza� klient�w, �eby zobaczyli, co trzyma w domu. ��Nawiasem m�wi�c � rzek�a Klarysa � nie wszystko uk�ada si� tu po r�ach. Nie dalej jak wczoraj przyjecha� sportowym autem jaki� jegomo�� w krzykliwym, kraciastym garniturze i chcia� kupi� to biurko. Powiedzia�am mu, �e nie jest nasze, ale on po prostu mi nie uwierzy� i wci�� podnosi� cen�. Zatrzyma� si� na pu�apie pi�ciuset funt�w. ��Pi��set funt�w! � zdziwi� si� sir Rowland. � To doprawdy zaskakuj�ce. � Podszed� do biurka i przyjrza� mu si� uwa�nie. � Wielkie nieba! To� nawet na gie�dzie antyk�w by�oby znacznie taniej. Wprawdzie to cenny mebel, ale nie a� tak� Hugo przy��czy� si� do ogl�dzin, ale wtedy wr�ci�a Pippa. ��Nadal jestem g�odna � poskar�y�a si� Klarysie. ��Niemo�liwe! ��Ale� tak � upiera�a si� dziewczynka. � Mleko z czekoladowymi herbatnikami i jeden banan to stanowczo za ma�o po�ywne jedzenie. I opad�a ci�ko na fotel. Tymczasem sir Rowland z Hugonem wci�� wpatrywali si� w biurko. ��Jest ca�kiem przyjemne � zauwa�y� sir Rowland. � 1 nawet autentyczne, ale nie nazwa�bym tego kolekcjonerskim k�skiem. Zgadzasz si� ze mn�, Hugo? ��Tak, ale mo�e ma jak�� tajemn� szufladk�, a w niej koli� brylantow�? ��Owszem, jest w nim skrytka � wtr�ci�a si� Pippa. ��Co takiego? � wykrzykn�a Klarysa. ��Znalaz�am na bazarze ksi��k� o tajemnych szufladkach w starych meblach, wi�c zacz�am szpera� w r�nych biurkach i innych rzeczach. Ale tylko w tym jednym co� znalaz�am. Czekajcie, zaraz wam poka��. Podesz�a do biurka i otworzy�a jedn� z szufladek, po czym wsun�a do �rodka r�k�. ��Widzicie? Wystarczy to wyci�gn��, a pod spodem jest taki ma�y uchwyt� ��Ha! � za�mia� si� Hugo. � Nie nazwa�bym tego skrytk�. ��Ach, ale to jeszcze nie wszystko! Trzeba nacisn�� tutaj i prosz�! Wyskakuje szufladka, widzicie? Hugo wyj�� szufladk�, w kt�rej le�a�a jaka� karteczka. ��Hej, a to co takiego? � I przeczyta� g�o�no: � �Pud�o!�. ��Co? � wykrzykn�� sir Rowland. Pippa wybuchn�a �miechem, a reszta zebranych jej zawt�rowa�a. Sir Rowland pr�bowa� ni� potrz�sn��, ale dziewczynka uda�a, �e go szczypie. ��To ja! Ja to tam w�o�y�am! ��Ty ma�a szelmo! � Sir Rowland zwichrzy� jej w�osy. � Robisz si� tak samo niedobra jak Klarysa z tymi g�upimi figlami. ��Tak naprawd� � rzek�a Pippa � by�a tam koperta z autografem kr�lowej Wiktorii. Zaraz wam poka��. Kiedy Klarysa zasuwa�a z powrotem szufladki, Pippa wzi�a z dolnej p�ki rega�u niewielkie pude�ko, z kt�rego wyj�a star� kopert� z trzema �wistkami papieru. U�o�y�a to wszystko na stoliku. ��Zbierasz autografy? � zapyta� sir Rowland. ��W�a�ciwie nie. Tylko na przyczepk�. � Poda�a jedn� karteczk� Hugonowi, ten j� obejrza� i przekaza� przyjacielowi. � Jedna dziewczyna w szkole zbiera znaczki, a jej brat te� ma fantastyczn� kolekcj�. Ostatniej jesieni wyda�o mu si�, �e ma znaczek, jaki widzia� w gazecie, szwedzki� ju� nie pami�tam, wart setki funt�w. � To m�wi�c, wr�czy�a Hugonowi dwa pozosta�e autografy, kt�re nast�pnie tak�e trafi�y do r�k sir Rowlanda. � Brat mojej kole�anki strasznie si� tym podnieci� i zabra� znaczek do handlarza. A handlarz mu powiedzia�, �e to wprawdzie zupe�nie niez�y okaz, ale niestety nie ten, o kt�ry chodzi�o. Zap�aci� mu jednak pi�� funt�w. Sir Rowland odda� dwa autografy Hugowi, ten za� przekaza� je Pippie. ��Pi�� funt�w to �adna sumka, czy� nie? � dopytywa�a si� dziewczynka. Hugo potwierdzi� jej opini�. ��Jak my�licie? Ile mo�e by� wart autograf kr�lowej Wiktorii? � pyta�a dalej Pippa, przygl�daj�c si� karteczkom. ��Przypuszczam, �e pi�� do dziesi�ciu szyling�w � odpar� sir Rowland, przypatruj�c si� pilnie kopercie, kt�r� wci�� trzyma� w r�ku. ��Jest tu jeszcze autograf Johna Ruskina i Roberta Browninga. ��Obawiam si�, �e i za te wi�cej nie dostaniesz. Sir Rowland odda� przyjacielowi kopert� wraz z pozosta�ym autografem. Hugo zwr�ci� je Pippie. ��Przykro mi, moja droga. Nie najlepiej na tym wysz�a�, co? ��Szkoda, �e nie mam Neville�a Duke�a i Rogera Bannistera � westchn�a dziewczynka. � Te historyczne to raczej knoty. � Wrzuci�a kopert� i autografy do pude�ka, po czym od�o�y�a je na p�k�. � Klaryso, mog� zobaczy�, czy w spi�arni nie zosta�y jakie� ciasteczka? � spyta�a z nadziej� w g�osie, kieruj�c si� ku drzwiom. ��Mo�esz, skoro masz ch�� � odrzek�a z u�miechem Klarysa. ��Musimy ju� wychodzi� � zauwa�y� Hugo, id�c za Pipp� do hallu. � Jeremy! � krzykn�� w stron� schod�w. � Hej, Jeremy! ��Id�! � odezwa� si� tamten z g�ry. Wkr�tce zjawi� si� w salonie, nios�c kij golfowy. ��Henry powinien nied�ugo wr�ci� � mrukn�a Klarysa, bardziej do siebie ni� do pozosta�ych. ��Wyjd�my lepiej t�dy, b�dzie bli�ej � zach�ca� Hugo Jeremy�ego, kieruj�c si� ku drzwiom ogrodowym. � Dobranoc, Klaryso, dzi�ki, �e� z nami wytrzyma�a tyle czasu. Ja pewnie prosto z klubu wr�c� do domu, ale �obiecuj� odes�a� twoich go�ci w stanie nienaruszonym. ��Dobranoc, Klaryso � powt�rzy� za nim Jeremy i obaj panowie wyszli. Klarysa pomacha�a im r�k�. Sir Rowland stan�� przy niej i obj�� j� serdecznie. ��Dobranoc, kochanie. Prawdopodobnie nie zjawimy si� przed p�noc�. Klarysa odprowadzi�a go do wyj�cia. ��Jest naprawd� �adny wiecz�r. Przejd� si� z tob� do bramy klubu. Pod��yli spacerkiem przez ogr�d, nie pr�buj�c dogoni� tamtych. ��Kiedy spodziewasz si� Henry�ego? � zapyta� sir Rowland. ��Och, sama nie wiem, pewnie nied�ugo. Tak czy inaczej sp�dzimy razem spokojny wiecz�r, zjemy co� na zimno i wcze�nie si� po�o�ymy. ��Tak, tak, absolutnie na nas nie czekajcie. Szli w milczeniu a� do bramy klubu. ��No to do widzenia, m�j drogi. Pewnie zobaczymy si� przy �niadaniu. Sir Rowland cmokn�� j� czule w policzek i pomaszerowa� za swymi towarzyszami, Klarysa za� zawr�ci�a ku dom�wi. Wiecz�r rzeczywi�cie by� przyjemny, wi�c sz�a wolno, przystaj�c czasem, by nacieszy� si� widokiem i zapachami ogrodu, a tak�e rozmy�laj�c o r�nych sprawach. Na wspomnienie panny Peake i jej broku��w zachichota�a cichutko. Ku swemu zaskoczeniu u�miechn�a si� tak�e na my�l o niezgrabnych zalotach Jeremy�ego. Ciekawe, czy to by�o na serio? W miar� jak zbli�a�a si� do domu, nabiera�a coraz wi�kszej ochoty na spokojny wiecz�r w towarzystwie m�a. ROZDZIA� V Kilka minut po wyj�ciu Klarysy i sir Rowlanda w pokoju pojawi� si� Elgin z tac� wype�nion� drinkami. Kiedy ju� wszystko ustawi� na stoliku, zad�wi�cza� dzwonek u frontowego wej�cia. Kamerdyner wyszed� do hallu i otworzy� drzwi ciemnow�osemu m�czy�nie o nieco teatralnym typie urody. ��Dobry wiecz�r panu. ��Dobry wiecz�r. Przyszed�em zobaczy� si� z pani� Brown. ��Ach tak, prosz� wej��. Kogo mam zaanonsowa�? ��Nazywam si� Costello. ��T�dy prosz�. � Elgin poprowadzi� go�cia przez hali i stan�wszy z boku, zaczeka�, a� ten wejdzie do salonu. � Zechce pan spocz��. Pani jest w domu, zaraz jej poszukam. � Ju� w drodze do drzwi obejrza� si� i upewni�: � Pan Costello, tak? ��Tak jest. Oliver Costello. ��Doskonale, prosz� pana � mrukn�� Elgin i opu�ci� pok�j. Pozostawiony samemu sobie go�� rozejrza� si� uwa�nie. Podszed� najpierw do drzwi biblioteki, potem do tych z hallu. Na koniec pochyli� si� nad biurkiem, ale szybko odskoczy�, sp�oszony jakim� szmerem. Kiedy z ogrodu nadesz�a Klarysa, sta� po�rodku pokoju. Widok pani domu wyra�nie go zaskoczy�. To ona odezwa�a si� pierwsza. ��Ty? � spyta�a z najwy�szym zdumieniem. ��Klarysa? Co ty tu robisz? � wykrzykn�� nie mniej zdumiony Costello. ��To do�� g�upie pytanie, nie s�dzisz? Jestem u siebie. ��To tw�j dom? � spyta� z niedowierzaniem. ��Nie udawaj, �e nie wiesz � rzuci�a ostro. Costello wpatrywa� si� w ni� w milczeniu. Po chwili zmieni� ton. ��C� za urocza siedziba � zauwa�y�. � Dawniej nale�a�a do starego� jak mu tam, no, tego handlarza antykami, czy� nie? Kiedy� mnie tu przywi�z�, �eby mi pokaza� par� krzese� w stylu Ludwika XV. � Wyj�� papiero�nic�. � Zapalisz? ��Nie, dzi�kuj� � odm�wi�a szorstko, po czym doda�a: � Lepiej ju� sobie id�. M�j m�� wr�ci lada chwila i nie s�dz�, by ucieszy�a go twoja wizyta. Costello stan�� za fotelem i odrzek� z do�� obra�liwym rozbawieniem: ��Ale tak naprawd� to w�a�nie o niego mi chodzi. Musimy uzgodni� pewne sprawy. ��Jakie sprawy? � zdziwi�a si� Klarysa. ��Zwi�zane z Pipp�. Miranda nie ma nic przeciwko temu, �eby jej c�rka sp�dza�a z Henrym cz�� letnich wakacji i mo�e tydzie� w okolicy �wi�t Bo�ego Narodzenia. Ale poza tym� ��Co masz na my�li? Pippy dom jest tutaj. Costello kr��y� niby przypadkiem ko�o tacy z drinkami. ��Ale� moja droga, chyba zdajesz sobie spraw�, �e to Mirandzie s�d przyzna� opiek� nad dzieckiem? � Wzi�� butelk� whisky. � Mog�? � spyta� i nie czekaj�c na odpowied�, nala� sobie szklaneczk�. � Obro�ca na procesie nie wyst�powa�, pami�tasz? Klarysa spojrza�a na niego wyzywaj�co. ��Henry zgodzi� si� na rozw�d � powiedzia�a dobitnie � tylko dlatego, �e przedtem zawar� z Mirand� prywatne porozumienie. Pippa mia�a zamieszka� z ojcem, inaczej Miranda nigdy nie uzyska�aby rozwodu. Costello wybuchn�� szyderczym �miechem. ��Nie znasz zbyt dobrze Mirandy, prawda? Ona cz�sto zmienia zdanie. Klarysa odwr�ci�a si� ty�em. ��Nie wierz� ani przez chwil� � rzek�a z pogard� w g�osie � �e Miranda naprawd� chce tego dziecka. Pippa obchodzi j� tyle, co zesz�oroczny �nieg! ��Ale nie ty jeste� jej matk�, moja droga Klaryso � brzmia�a impertynencka odpowied�. � Nie masz chyba nic przeciwko temu, �ebym nadal nazywa� ci� Klarysa, prawda? � ci�gn�� z nieprzyjemnym u�mieszkiem. � W ko�cu jako m�� Mirandy jestem z tob� spowinowacony. � Wypi� whisky jednym haustem i odstawi� szklank�. � Mog� ci� zapewni�, �e Miranda odczuwa teraz przyp�yw uczu� macierzy�skich. Po prostu musi mie� Pipp� przy sobie przez wi�kszo�� roku. ��Nie wierz�! Costello wyci�gn�� si� wygodnie w fotelu. ��Jak ci si� podoba, ale nie ma sensu temu przeczy�. Przecie� nie macie niczego na pi�mie? ��Nie dostaniecie Pippy. To dziecko, kiedy zamieszka�o z nami, by�o strz�pkiem nerw�w. Teraz ju� lepiej si� czuje, lubi swoj� szko��, wi�c nie ma mowy o �adnych zmianach. ��Ciekawe, jak wam si� to uda? Prawo jest po naszej stronie. ��Co si� za tym kryje? � spyta�a oszo�omiona Klarysa. � Nie zale�y wam na Pippie, wi�c czego w�a�ciwie chcecie? � Nagle przy�o�y�a r�k� do czo�a. � Och! Ale� ze mnie idiotka! To szanta�, prawda? Costello chcia� odpowiedzie�, ale przerwa�o mu wej�cie Elgina. ��Szuka�em pani � rzek� kamerdyner, po czym widz�c, �e jest z ni� Costello, spyta�: � Czy mo�emy z �on� wyj��? Nie pokrzy�ujemy pani plan�w? ��Oczywi�cie, Elgin, wszystko w porz�dku. ��Taks�wka ju� zajecha�a � wyja�ni� kamerdyner. � Kolacja czeka w jadalni. Czy chce pani, �ebym tu pozamyka�? � pyta�, nie spuszczaj�c oka z Costella. ��Nie, sama wszystkiego dopilnuj�. Mo�ecie ju� i��. ��Bardzo dzi�kuj�. Dobranoc pani. ��Dobranoc, Elgin. Costello zaczeka�, a� kamerdyner zamknie za sob� drzwi. Dopiero wtedy wr�ci� do tematu. ��Szanta� to bardzo brzydkie s�owo � rzek� ma�o oryginalnie. � Powinna� si� nieco zastanowi�, zanim zaczniesz oskar�a� niewinnych ludzi. Czy w og�le wspomnia�em co� o pieni�dzach? ��Jak dot�d nie, ale o to w�a�nie wam chodzi, prawda? Costello wzruszy� ramionami, po czym wysun�� przed siebie r�ce obronnym gestem. ��Prawda, �e si� nam nie przelewa. Miranda zawsze by�a do�� ekstrawagancka, jak na pewno wiesz. Uwa�a, �e Henry m�g�by jej zapewni� znacznie wy�sze dochody, w ko�cu to dziany go��. Klarysa podesz�a do niego blisko. Na jej twarzy malowa�a si� determinacja. ��Pos�uchaj no, m�j panie. Nie mog� m�wi� za Henry�ego, ale za siebie mog�. Spr�buj ruszy� st�d Pipp�, a zaczn� gry�� i drapa�! � I po chwili doda�a: � I wszystko mi jedno, jakiej broni u�yj�. Costella bynajmniej nie wzruszy�a ta przemowa. Zachichota� szyderczo, ale Klarysa nie dawa�a za wygran�. ��Nietrudno b�dzie zdoby� �wiadectwo lekarskie, �e Miranda si� narkotyzuje. Mog� nawet p�j�� do Scotland Yardu i pogada� z brygad� antynarkotykow�, �eby i na ciebie mieli oko. Tym razem lekko si� sp�oszy�. ��Henry� zasadniczek nie pochwali twoich metod. ��B�dzie musia� si� z nimi pogodzi�. Tu chodzi o dziecko. Nie pozwol� Pippy straszy� ani terroryzowa�. W tym momencie dziewczynka wesz�a do pokoju. Na widok Costella zatrzyma�a si�, wyra�nie zaniepokojona. ��Cze��, Pippo! � powita� j� Costello. � Ale� uros�a�! � Ruszy� w jej stron�, ale si� cofn�a. � Przyszed�em, �eby porozumie� si� w twojej sprawie. Mamusia nie mo�e si� ciebie doczeka�, wiesz? W�a�nie pobrali�my si� i� ��Nie p�jd�! � krzykn�a histerycznie dziewczynka, biegn�c do Klarysy po pomoc. � Nie chc�! Klaryso, przecie� nie mog� mnie zmusi�, prawda? Oni nie� ��Uspok�j si�, kochanie. � Klarysa obj�a j� ramieniem. � Tw�j dom jest tutaj, z tatusiem i ze mn�. Nigdzie st�d nie wyjedziesz. ��Ale� zapewniam ci� � zaczai Costello, Klarysa mu jednak przerwa�a. ��Wyno� si� st�d � warkn�a. � Wynocha! �artobliwie udaj�c wystraszonego, podni�s� pos�usznie r�ce i cofn�� si�. ��Natychmiast! � doda�a Klarysa, robi�c krok naprz�d. � Nie chc� ci� wi�cej widzie� w moim domu, zrozumiano? Nagle w drzwiach ogrodowych ukaza�a si� panna Peake z du�ymi wid�ami w r�ku. ��Ach, pani Hailsham�Brown, ja bardzo� ��Panno Peake � przerwa�a jej Klarysa. � Zechce pani pokaza� panu Costello drog� do furtki na pole golfowe? Costello zerkn�� na ogrodniczk�, kt�ra odwzajemni�a mu spojrzenie, podnosz�c jednocze�nie wid�y. ��Panna� Peake, tak? � zap