9325
Szczegóły |
Tytuł |
9325 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9325 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9325 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9325 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LUCY MAUD MONTGOMERY
SZCZʌLIWA POMY�KA
PRZE�O�Y�Y JOANNA KAZIMIERCZYK I JOLANTA WNUK
SZCZʌLIWA POMY�KA
O m�j Bo�e! � biadoli�a Nan Wallace, kr�c�c si� na sofie stoj�cej w �licznym salonie. � Nigdy przedtem nie s�dzi�am, �e dni mog� si� tak d�u�y�.
��Biedactwo! � wsp�czu�a jej siostra. Maude, kt�ra szybko porz�dkowa�a pok�j. Tego wymaga�a od nich mama. W�a�ciwie to Nan powinna sprz�ta� w tym tygodniu, ale trzy dni temu skr�ci�a nog� i nic nie mog�a robi�, tylko le�e� na sofie. Zwykle pe�na energii, mia�a ju� do�� bezczynno�ci.
��Przepadnie dzisiejszy piknik! � westchn�a. � Ca�e lato na niego czeka�am. I dzie� jest idealny. A ja musz� siedzie� w domu i leczy� nog�.
Nan popatrzy�a m�ciwie na obanda�owan� stop�. Maude tymczasem wychyli�a si� przez okno, aby zerwa� kilka pn�cych r�. Pozdrowi�a kogo� przechodz�cego ulic�.
��Kto to by�? � spyta�a Nan.
��Florrie Hamilton.
��Czy ona idzie na piknik? � g�os Nan brzmia� oboj�tnie.
��Nie. Nie dosta�a zaproszenia. Pewnie si� go nawet nie spodziewa�a. Wie, ze nie nale�y do naszej paczki. Chyba czuje si� okropnie samotna w szkole. Wiele dziewcz�t uwa�a, ze to �mieszne, gdy zwyk�y majster z fabryki posy�a c�rk� do prywatnej szko�y panny Braxton.
��Mimo wszystko powinna zosta� zaproszona na piknik � uci�a Nan. � Nawet je�li nie nale�y do naszej paczki, to chodzi do naszej klasy. Ale nie s�dz�, �eby si� dobrze bawi�a. Nie s�dz� te�, �e przyj�aby zaproszenie. Trzeba przyzna�, �e nie zabiega o towarzystwo kole�anek. Kto� m�g�by pomy�le�, �e nie ma dobrze w g�owie.
��Jest najlepsz� uczennic� w klasie � przyzna�a Maude, uk�adaj�c r�e w wazonie i stawiaj�c je na stole, tu� przy �okciu Nan.
��Co zrobi�, skoro Patty Morrison i Wilhelmina Patterson maj� najwi�cej do powiedzenia w kwestii pikniku. A one nie chcia�y jej zaprosi�. Popatrz Nan, czy te r�e nie s� cudowne? B�d� ci dotrzymywa� towarzystwa.
���ycz� sobie lepszego towarzystwa ni� r�e � zadecydowa�a Nan, energicznie trzepi�c poduszk�. � Nie mam zamiaru siedzie� samotnie przez ca�e popo�udnie, podczas gdy ty b�dziesz si� �wietnie bawi� na pikniku. Napisz w moim imieniu li�cik do Florrie Hastings, dobrze? Licz na moj� wdzi�czno��, gdy sama skr�cisz nog�.
��Co mam napisa�? � spyta�a Maude, pos�usznie si�gaj�c po papeteri�.
��Spytaj po prostu, czy przysz�aby dzi� po po�udniu, rozweseli� biedn� kalek�. Wiem, �e przyjdzie. Bardzo lubi� jej towarzystwo. Wy�lij Dicka, aby nada� list.
��Zastanawiam si�, czy Florrie Hamilton poczu�a si� ura�ona brakiem zaproszenia na piknik � Maude z roztargnieniem w�o�y�a list do koperty i zaadresowa�a j�.
Florrie Hamilton mog�aby odpowiedzie� na to pytanie. Rankiem sz�a o�wietlon� s�o�cem ulic� i czu�a si� dotkni�ta bardziej, ni� chcia�a si� do tego przed sob� przyzna�. Nie zale�a�o jej na pikniku. Nan Wallace mia�a racj�, �e nie bawi�aby si� dobrze w�r�d t�umu dziewcz�t, patrz�cych na ni� z g�ry albo ignoruj�cych jej towarzystwo. Ale gdy si� jest jedyn� dziewczyn� w szkole, kt�ra nie otrzyma�a zaproszenia! Na sam� my�l o tym usta Florrie wygi�y si� w podk�wk�.
��Poprosz� tat�, aby po wakacjach przeni�s� mnie do szko�y publicznej � wymamrota�a. � Nienawidz� szko�y panny Braxton.
Florrie dopiero niedawno zamieszka�a w Winboro. Jej ojciec dosta� prac� w najwi�kszej fabryce w tym ma�ym mie�cie. Z tego powodu, niekt�re �le wychowane dziewczynki lekcewa�y�y j�, a inne wcale nie zwraca�y na ni� uwagi. To prawda, �e na pocz�tku kilka z nich chcia�o si� zaprzyja�ni�, ale Florrie nie zareagowa�a, zauwa�y�a bowiem nastroje panuj�ce w szkolnym �rodowisku. Poza tym dano jej do zrozumienia, �e jest nudna. Coraz bardziej zamyka�a si� w sobie i sta�a si� tak samotna w szkole panny Braxton jak rozbitek na bezludnej wyspie.
��Nie lubi� mnie z powodu moich nie�adnych sukienek i dlatego, �e m�j tato nie ma pieni�dzy � my�la�a z gorycz�. I faktycznie taka opinia przewa�a�a w�r�d uczennic szko�y panny Braxton, co bardzo komplikowa�o sprawy.
��Florrie, list do ciebie � oznajmi� jej brat Jack, gdy zegar wybi� po�udnie. � Wzi��em go z poczty, po drodze do domu. Od kogo?
Florrie otworzy�a wykwintn�, pachn�c� kopert� i przeczyta�a list z min�, kt�ra najpierw wyra�a�a zdumienie, a potem nag�� rado��.
��Pos�uchaj, Jack! � zawo�a�a podniecona.
Droga Florrie!
Nan jest uwi�zana w domu i le�y w pokoju na sofie, z powodu skr�conej kostki. Poniewa� dzi� b�dzie sama w domu, czy nie przysz�aby� sp�dzi� z ni� popo�udnia? Bardzo chce, �eby� przysz�a, bo czuje si� samotna i uwa�a, �e tylko ty mo�esz j� rozweseli�.
Serdeczno�ci,
Maude Wallace
��P�jdziesz? � dopytywa� si� Jack.
��Tak. Nie wiem. Pomy�l� jeszcze � odpowiedzia�a Florrie nieprzytomnie. Pr�dko pobieg�a na g�r�, do swego pokoju.
��Co mam zrobi�? � zastanawia�a si�. � P�jd�, Za�o�� si�, �e Nan napisa�a do mnie z lito�ci, bo nie dosta�am zaproszenia na piknik. Ale mimo wszystko, to mi�o z jej strony. Zawsze mi si� wydawa�o, �e polubi�abym Wallace��wny, gdybym mia�a okazj� pozna� je bli�ej. One jedyne dobrze mnie traktowa�y. W�a�ciwie, nie wiem dlaczego, w ich towarzystwie czuj� si� g�upia i zapominam j�zyka w g�bie. B�d� co b�d� p�jd�.
Tego popo�udnia do pokoju Nan wesz�a pani Wallace.
��Nan, kochanie. Przysz�a Florrie Hamilton.
��Florrie Hamilton?
��Tak. Wspomnia�a co� o li�cie, jaki dzi� rano otrzyma�a od ciebie. Mam j� wprowadzi�?
��Oczywi�cie � potwierdzi�a s�abym g�osem Nan. Po wyj�ciu matki opad�a na poduszki i zacz�a intensywnie my�le�.
��Florrie Hamilton! Maude musia�a przez pomy�k� zaadresowa� do niej list. Ale Florrie nie mo�e dowiedzie� si� o tym nieporozumieniu. Nie mo�e si� nawet domy�la�. O Bo�e! Czy znajd� jaki� temat do rozmowy z ni�. Ci�ko b�dzie przy jej nie�mia�o�ci.
Dalsze refleksje zak��ci�o wej�cie Florrie. Nan wyci�gn�a r�k� na powitanie i u�miechn�a si� przyja�nie.
��To bardzo mi�o z twojej strony, �e po�wi�casz popo�udnie na wizyt� u inwalidki � rzek�a serdecznie. � Nie mo�esz sobie wyobrazi�, jaka czu�am si� samotna po wyj�ciu Maude. Zdejmij kapelusz i wybierz najwygodniejsze krzes�o.
Dzi�ki ciep�emu powitaniu zak�opotanie Florrie znik�o i dziewczynka poczu�a si� zupe�nie swobodnie. Usiad�a w bujanym fotelu, a na widok wazonu z r�ami jej oczy roziskrzy�y si�. Widz�c to Nan odezwa�a si�: � Czy� nie s� pi�kne? My, Wallace�owie bardzo lubimy pn�ce r�e. Nasza prababcia przywioz�a sadzonki z Anglii sze��dziesi�t lat temu. Rosn� tylko tutaj.
��Wiem � u�miechn�a si� Florrie. � Pozna�am je, jak tylko wesz�am do pokoju. Takie same r�e pn� si� wok� domu babci Hamilton w Anglii. Zawsze je bardzo lubi�am.
��W Anglii! By�a� w Anglii?
��Tak � roze�mia�a si� Florrie. � I zwiedzi�am prawie wszystkie kraje na kuli ziemskiej, a przynajmniej te, do kt�rych zawija� statek.
��Co� podobnego! Na serio?
��Tak. Pewnie nie wiesz, �e nasza �obecna mama�, jak czasami mawia Jack, jest drug� �on� taty. Prawdziwa mama zmar�a, kiedy by�am ma�ym dzieckiem i wychowywa�a mnie bezdzietna ciotka. Jej m�� by� kapitanem statku i ciocia wyrusza�a z nim w ka�dy rejs. Z konieczno�ci ja te� p�ywa�am. Prawie wyros�am na pok�adzie statku. Wspaniale sp�dzali�my czas. Nigdy nie chodzi�am do szko�y. Przed ma��e�stwem moja ciocia pracowa�a jako nauczycielka, wi�c to ona mnie uczy�a. Dwa lata temu, kiedy sko�czy�am czterna�cie lat, tato ponownie si� o�eni� i chcia�, �ebym zamieszka�a razem z nimi. Przeprowadzi�am si� wi�c, chocia� na pocz�tku �al mi by�o opuszcza� cioci�, drogi, stary statek i zrezygnowa� z podr�y.
��Opowiedz mi o podr�ach � poprosi�a Nan. � Dlaczego nigdy nie pisn�a� ani s�owa na ich temat? Ja uwielbiam s�ucha� opowie�ci o zamorskich krajach, zw�aszcza kiedy opowiadaj�cy sam je odwiedzi�. M�w, prosz�, a ja b�d� s�ucha� i zadawa� pytania.
Florrie rozpocz�a wspomnienia. Nie jestem pewna, kt�ra z nich by�a bardziej zdziwiona jej p�ynn� mow� i doskona�ymi opisami r�nych kraj�w, cz�sto okraszanymi �artem i humorystycznymi scenami. Popo�udnie szybko min�o. Florrie wysz�a o zmroku po wspania�ym podwieczorku podanym w pokoju Nan. Otrzyma�a zaproszenie do z�o�enia kolejnej wizyty.
���wietnie si� czu�am w twoim towarzystwie � przyzna�a szczerze Nan. � Odwiedz� ci�, jak tylko stan� na nogi. Ale nie czekaj tak d�ugo. B�d�my dobrymi kole�ankami bez wi�kszych ceregieli.
Kiedy Florrie posz�a ju� do domu z lekkim sercem i u�miechem szcz�cia na twarzy, wr�ci�a z pikniku spalona s�o�cem, zadowolona Maude.
��Bawi�y�my si� �wietnie! � zawo�a�a. � �al mi ci� by�o, �e musisz tkwi� tutaj. Czy Florrie przysz�a?
��Przysz�a. Maude, zaadresowa�a� list do Florrie Hamilton zamiast do Florrie Hastings.
��To niemo�liwe, Nan! Jestem pewna�
��Zaadresowa�a�. I ona przysz�a. Strasznie si� zdziwi�am na pocz�tku.
��My�la�am o niej adresuj�c list i przez pomy�k� musia�am napisa� jej nazwisko. Tak mi przykro�
��Nie ma powodu. Ju� dawno tak si� dobrze nie bawi�am. Czy wiesz Maude, �e ona zwiedzi�a prawie ca�y �wiat. Kiedy Florrie pozb�dzie si� osch�o�ci, staje si� m�dra i dowcipna. Nie ta sama dziewczyna! Absolutnie cudowna!
��Ciesz� si�, �e tak mi�o razem sp�dzi�y�cie czas. Czy wiesz, �e niekt�re dziewczynki oburzy�y si�, �e nie zosta�a zaproszona na piknik? Stwierdzi�y, �e to zwyk�y brak wychowania i �e to wina nas wszystkich, nawet je�li decyzj� podj�y Patty i Wilhelmina. Wydaje mi si�, �e wszystkie sta�y�my si� snobkami w szkole panny Braxton i wstyd mi za to.
��Poczekaj tylko na rozpocz�cie roku szkolnego � powiedzia�a tajemniczo Nan. Ale Maude zrozumia�a.
Nie musia�y jednak czeka� na rozpocz�cie roku szkolnego. Ju� du�o wcze�niej dziewczynki z Winboro odkry�y, �e Wallace��wny zaprzyja�ni�y si� z Florrie Hamilton. Je�li Nan i Maude polubi�y ja to co� w niej musi by�, rozumowa�y. Stopniowo dziewczynki odkry�y to samo co Nan, �e pe�na humoru Florrie jest �wietna towarzyszka kiedy tylko zapomni o nie�mia�o�ci. W nowym roku szkolnym Florrie zosta�a ulubienic� ca�ej klasy. Pomi�dzy ni�, a Nan Wallacc zawi�za�a si� pi�kna przyja��, kt�ra stopniowo umocni�a si� i przetrwa�a ca�e �ycie.
��A wszystko dzi�ki temu, �e Maude w roztargnieniu napisa�a Hamilton zamiast Hastings � rzek�a do siebie Nan pewnego dnia. Ale Florrie Hamilton nigdy si� o tym nie dowiedzia�a.
BLI�NI�TA I �LUB
Czasami Johnny i ja rozwa�amy, jak by si� sprawy potoczy�y, gdyby�my nie wyjechali na �lub kuzynki Pameli. Ja s�dz�, �e Ted wr�ci�by kiedy�, ale Johnny nie zgadza si� ze mn�. Jest ch�opcem, wi�c pewnie wie lepiej. Z pewno�ci� nie wr�ci�by przed up�ywem czterech lat. Tak czy owak, wybrali�my si� w podr� i wszystko si� dobrze sko�czy�o. Ted powiedzia�, �e jeste�my par� opatrzno�ciowych bli�ni�t.
Johnnyemu i mnie nawet nie przysz�o do g�owy, �e mieliby�my nie pojecha� na �lub kuzynki Pameli, poniewa� zawsze ��czy�a nas przyjacielska za�y�o��. Pamela napisa�a do taty i mamy, aby Johnnyego i mnie koniecznie zabrali ze sob�, ale oni chcieli mie� �wi�ty spok�j. Naprawd�. Chocia� nasi rodzice nie s� wcale gorsi od innych. Nawet bior�c pod uwag� wszystkie za i przeciw, nie mo�na by�o wybra� sobie lepszych. Doskonale jednak wiedzieli�my, �e ch�tnie zostawi� nas w domu, aby unikn�� wsp�lnej podr�y. Wuj Fred nie dziwi si�, bo uwa�a nas za par� wcielonych diab��w, kt�re psoc� i wszystkich trzymaj� w strasznym napi�ciu. Ja jednak s�dz�, �e uwzgl�dniaj�c rozmaite pokusy, na jakie �ycie nas wystawia, nie jeste�my tacy �li. A bli�ni�ta maj� podw�jn� liczb� pokus.
W ka�dym razie, mama i tata postanowili, �e zostaniemy w domu pod opiek� Hannah Jane. Spad�o to na nas jak grom z jasnego nieba. Na pocz�tku my�leli�my, �e to zwyk�e �arty. Czuli�my, �e po prostu musimy jecha� na �lub Pameli. Nigdy nie byli�my na �adnym �lubie i strasznie chcieli�my zobaczy� cho� jeden. Poza tym napisali�my �lubn� od� do Pameli, i zamierzali�my z ni� wyst�pi�. Johnny, kt�ry mia� j� recytowa�, �wiczy� ju� od tygodnia za powozowni�. Wi�ksz� cz�� ja napisa�am. Pisanie poezji przychodzi mi �atwo. Johnny pomaga� mi tylko w znajdowaniu rym�w. Najtrudniejsz� rzecz� w ca�ej poezji jest znalezienie odpowiedniego rymu. Johnny podawa� rym, a ja pisa�am wers i �wietnie nam razem sz�o.
Kiedy w ko�cu dotar�o do nas, �e tata i mama faktycznie nie zamierzaj� nas zabra�, stracili�my ch�� do �ycia. Tej nocy w ��ku naci�gn�am ko�dr� na g�ow� i rycza�am z �alu. Nie mog�am si� powstrzyma�, gdy pomy�la�am o bia�ej, jedwabnej sukni Pameli, tiulowym welonie, druhnach i ca�ej reszcie. Johnny najbardziej �a�owa� uczty weselnej. Ale wiecie, jacy s� ch�opcy.
Tata i mama odjechali porannym poci�giem, przykazuj�c nam nie sprawia� k�opot�w Hannah Jane. Lepiej by�o powiedzie� Hannah Jane, �eby nie sprawia�a nam k�opot�w. Ona si� bardziej przejmuje naszym wychowaniem ni� mama.
Po ich wyje�dzie siedzia�am na progu, gdy zjawi� si� Johnny z zagadkow� i stanowcz� min�. Wiedzia�am, �e musia� wymy�li� co� �wietnego.
��Sue � g�os Johnnyego brzmia� tajemniczo � je�li masz w sobie �y�k� awanturnicz�, mo�esz j� teraz pokaza�. Jak masz troch� ikry, pojedziemy na �lub Pameli.
��W jaki spos�b? � spyta�am, gdy ju� och�on�am z wra�enia.
��Po prostu pojedziemy. Poci�giem o dziesi�tej, kt�ry doje�d�a do Marsden o jedenastej trzydzie�ci. �lub jest dopiero o dwunastej, wi�c zd��ymy bez problemu.
��Ale nigdy przedtem nie jechali�my poci�giem i nigdy nie byli�my w Marsden � wyj�ka�am.
��Jasne. Zaraz zaczniesz wynajdywa� r�ne przeszkody � pogardliwie stwierdzi� Johnny. � My�la�em, �e masz wi�cej odwagi.
��Ale� mam, Johnny � przytakn�am ochoczo. � Jestem odwa�na jak lew i zrobi� wszystko, co zechcesz. Czy jednak nie doprowadzi to rodzic�w do w�ciek�o�ci?
��Na pewno. Ale jak si� znajdziemy na miejscu, nie odwioz� nas przecie� zaraz do domu i zobaczymy �lub. Potem wymy�l� jak�� kar�, bez w�tpienia, ale co zobaczymy to nasze. Nie rozumiesz?
Rozumia�am. Posz�am na g�r� przebra� si�. �lepo zaufa�am we wszystkim Johnnyemu. W�o�y�am sw�j najlepszy, bladoniebieski, jedwabny kapelusz, niebiesk� sukienk� z organdyny i buciki na podwy�szonych obcasach. Johnny zagwizda� na m�j widok, ale nic nie powiedzia�. Czasami m�j brat zachowuje si� jak g�upia g�. Wymkn�li�my si� z domu, gdy Hannah Jane karmi�a kury.
��Kupi� bilety � wyja�ni� Johnny. � Zosta�y mi pieni�dze z zesz�ego miesi�ca, bo nie wyda�em ich na cukierki jak ty. Ale pami�taj, �e musisz mi zwr�ci� z nast�pnego kieszonkowego. Poprosz� konduktora, �eby nas powiadomi�, kiedy dojedziemy do Marsden. Dom wuja Freda znajduje si� niedaleko stacji i �atwo poznamy go po drzewach wi�niowych, kt�re rosn� wok� niego.
Wszystko wygl�da�o tak prosto i by�o proste. Jazda poci�giem min�a weso�o i w ko�cu przyszed� konduktor i powiedzia�: � Wysiadacie na tej stacji, dzieciaki.
Johnny nie lubi�, jak go nazywano dzieciakiem, ale ja przebaczy�am konduktorowi, gdy spostrzeg�am jego pe�en podziwu wzrok utkwiony w moim kapeluszu.
Marsden to �adna, ma�a wioska. W oddali zobaczyli�my dom wuja Freda otoczony drzewami wi�niowymi w pe�nym rozkwicie. Ruszyli�my szybko w tamtym kierunku, gdy� nie mieli�my wiele czasu. To istny koszmar i�� pr�dko w butach na wysokich obcasach. Milcza�am jednak, bo wiedzia�am, �e od Johnnyego nie mog� spodziewa� si� wsp�czucia. W ko�cu dotarli�my do domu i stan�li�my przy otwartej furtce. Uwa�a�am, �e wszystko wygl�da za spokojnie jak na rych�y �lub. Ogarn�o mnie przera�enie, �e �lub si� ju� odby� i przyjechali�my za p�no.
��Bzdura! � zawyrokowa� Johnny, z�y jak diabli, bo sam si� tego obawia�. � Pewnie wszyscy s� w �rodku. Patrz, tam stoi dwoje ludzi. Zapytajmy, czy jeste�my w dobrym miejscu. Je�li nie, trzeba si� spieszy�.
Podbiegli�my przez trawnik do dw�ch os�b stoj�cych przy �awce. Jedn� z nich by�a m�oda kobieta. W �yciu nie widzia�am �adniejszej. Wysoka i postawna, o pi�knych, br�zowych lokach, du�ych, niebieskich oczach i cudownej cerze, przypomina�a bohaterki ksi��ek. Wygl�da�a na zagniewan� i kiedy j� tylko ujrza�am, wiedzia�am, �e pok��ci�a si� z m�odym cz�owiekiem.
On sta� przed ni�, przystojny jak ksi��� z bajki. Ale te� mia� zagniewany wyraz twarzy. Nie widzieli�cie nigdy tak rozz�oszczonej pary. Podchodz�c, us�yszeli�my m�od� kobiet�: � Prosisz o rzecz �mieszn�, absurdaln� i niemo�liw� do zrealizowania. Ted. Nie mog� i nie zamierzam wzi�� �lubu w ci�gu dw�ch dni!
On na to: � Dobrze, Uno. Przykro mi, �e tak to rozumiesz. Nie my�la�aby� tak, gdyby ci na mnie troch� zale�a�o. Nawet lepiej, �e si� o tym dowiedzia�em. Wyje�d�am za dwa dni i niepr�dko wr�c�.
��Mo�esz wcale nie wraca� � oznajmi�a Una.
Wyczu�am jednak, �e nie powiedzia�a prawdy. M�ody cz�owiek tego nie wyczu�. M�czy�ni s� czasami tacy g�upi. Bez s�owa obr�ci� si� na pi�cie i by�by odszed�, gdyby prawie si� nie przewr�ci� wpadaj�c na nas.
��Przepraszam pana � pospiesznie, ale z szacunkiem odezwa� si� Johnny. � Szukamy domu pana Fredericka Murraya. Czy dobrze trafili�my?
��Nie � wyja�ni� nieco gburowato m�ody cz�owiek. � To jest dom pani Franklin. Frederick Murray mieszka w Marsden, pi�tna�cie kilometr�w st�d.
Serce mi zako�ata�o i przesta�o bi�. Johnny twierdzi, �e to niemo�liwe, ale ja wiem lepiej.
��Nie jeste�my w Marsden? � krzykn�� zd�awionym g�osem Johnny.
��Nie. Ta miejscowo�� nazywa si� Harrowsdeane � odpar� m�ody cz�owiek �agodniejszym tonem.
Usiad�am na �awce i zala�am si� �zami, niemal zupe�nie tak jak opisuj� w ksi��kach. Nie mog�am si� powstrzyma�. By�am zm�czona, zgrzana i rozczarowana.
��Nie p�acz, moja droga � ton g�osu m�odej pani zmieni� si�. Usiad�a obok i obj�a mnie. � Zawieziemy was do Marsden, je�li wysiedli�cie na niew�a�ciwej stacji.
��Za p�no � szlocha�am. � �lub ma si� odby� w po�udnie, a ju� dochodzi dwunasta. Och, Johnny, chocia� spr�buj mnie pocieszy�!
A Johnny w�o�y� r�ce do kieszeni i odwr�ci� si� plecami. Uwa�a�am, �e to nie�adnie z jego strony. Wtedy bowiem jeszcze nie wiedzia�am, �e zrobi� to, aby r�wnie� si� nie rozp�aka�. Ja czu�am, �e szcz�cie mnie ca�kiem opu�ci�o.
��Opowiedz mi wszystko � poprosi�a m�oda pani. Opowiedzia�am wi�c, jak umia�am najlepiej o �lubie i jak bardzo chcieli�my go zobaczy�, i o naszej ucieczce z domu.
��Na pr�no � �ka�am. � Rodzice ukarz� nas, jak si� dowiedz�. Co innego, gdyby�my widzieli �lub, wtedy kara nie mia�aby znaczenia. Nigdy nie widzieli�my �lubu, a Pamela mia�a w�o�y� bia��, jedwabn� sukni� i� i� mia�y by� druhny. Serce p�ka mi z �alu i nigdy nie przebolej� tego, nigdy� nawet za sto lat.
��Jak mo�emy im pom�c? � spyta�a �liczna pani, patrz�c na m�odego cz�owieka z lekkim u�miechem. Wydawa�o si�, �e ju� zapomnia�a o wcze�niejszej k��tni. � Nie mog� patrze� na rozczarowane dzieci. Zbyt dobrze pami�tam w�asne dzieci�stwo.
��Nie wiem, co mo�emy zrobi� � m�ody m�czyzna r�wnie� si� u�miechn��. � Chyba, �e pobierzemy si� natychmiast dla ich dobra. Chc� zobaczy� �lub, wi�c to jest jedyne rozwi�zanie, jakie mi przychodzi do g�owy.
��Bzdura! � powiedzia�a m�oda kobieta takim tonem, jakby tylko czeka�a, aby j� przekonano, �e to wcale nie jest bzdura.
M�ody cz�owiek spojrza� na ni�.
��Je�li chcecie si� pobra�, zr�bcie to od razu � wtr�ci�am ochoczo. � Ka�dy �lub b�dzie dobry. Naprawd�.
M�oda pani roze�mia�a si�. � W�a�ciwie to bez znaczenia, czy �lub odb�dzie si� za dwie godziny, czy za dwa dni.
��Uno � zwr�ci� si� do niej m�odzieniec � czy wyjdziesz za mnie zaraz, w tej chwili? Nie pozw�l mi jecha� samemu na drugi koniec �wiata.
��Co na to powie ciocia? � zastanawia�a si� Una.
��Pani Franklin nie sprzeciwia�aby si�, gdyby� nawet zechcia�a bra� �lub w balonie.
��Ale nie wiem, jak to wszystko za�atwimy. Och, Fred, to zupe�ny absurd!
��Nic podobnego. Natychmiast jad� do miasta po za�wiadczenie i obr�czki. Wr�c� za godzin�. W tym czasie mo�esz si� przygotowa�.
Una waha�a si� przez chwil�. Potem nagle zwr�ci�a si� do mnie:
��Jak ci na imi�, kochanie?
��Sue Murray � przedstawi�am si�. � To m�j brat Johnny. Jeste�my bli�niakami ju� od dziesi�ciu lat.
��Podejmiesz za mnie decyzj�, Sue. Ten pan nazywa si� Theodore Prentice i za dwa dni wyje�d�a do Japonii. Wr�ci a� po czterech latach. Rozkaz otrzyma� dopiero wczoraj. Chce mnie po�lubi� i zabra� ze sob�. Tobie pozostawiam decyzj�. Mam za niego wyj�� czy nie?
��Oczywi�cie, prosz� za niego wyj�� � powiedzia�am bez zastanowienia. Johnny by� pewien, �e tak post�pi�.
��Dobrze � odezwa�a si� Una. � Ted, mo�esz jecha� do miasta za�atwia� formalno�ci. Sue, musisz zosta� moj� druhn�, a Johnny �wiadkiem. Chod�cie do domu. Zawiadomimy cioci�.
Nigdy przedtem nie czu�am si� tak podniecona i zafascynowana. To wszystko wydawa�o si� zbyt pi�kne, aby mog�o by� prawdziwe. Wesz�y�my do domu z Un� i tam spotka�am najmilsz�, okr�glutk� i rumian� staruszk� �pi�c� w fotelu. Una j� zbudzi�a i poinformowa�a: � Ciociu, za godzin� wychodz� za m�� za pana Prentice�a.
A ta wspania�a starsza pani powiedzia�a tylko: � O, m�j Bo�e!
��Mo�na by pomy�le�, �e Una wyrazi�a jedynie ch�� udania si� na przechadzk�.
��Ted pojecha� po dokumenty, obr�czki i pastora � ci�gn�a dalej. � �lub odb�dzie si� pod kwitn�cymi wi�niami i w�o�� now� sukni� z bia�ej organdyny. Za dwa dni wyjedziemy do Japonii. Te dzieci � to Sue i Johnny Murray, kt�re przyjecha�y na �lub, jakikolwiek �lub. Ted i ja pobieramy si�, aby im sprawi� przyjemno��.
��O, m�j Bo�e! �westchn�a jeszcze raz starsza pani. � Dosy� to nag�e. Ale je�li musicie� P�jd� zobaczy�, co jest w domu do jedzenia.
Odesz�a u�miechaj�c si�, a Una zwr�ci�a si� do mnie. �mia�a si�, ale w jej oczach b�yszcza�y �zy.
��Ach, moi dobroczy�cy! � zawo�a�a lekko dr��cym g�osem.
��Gdyby�cie si� nie zjawili, Ted odjecha�by rozgniewany i pewnie nie zobaczy�abym go ju� nigdy. Sue, chod�, pom� mi si� ubra�.
Johnny zosta� w hallu, a ja pobieg�am na g�r� z Un�. Ubieranie jej by�o �wietn� zabaw�. Bia�a sukienka z organdyny sk�ada�a si� z samych falbanek i koronek. Jestem pewna, �e suknia Pameli nie umywa�a si� do tej. Ale brakowa�o welonu i czu�am si� troch� rozczarowana. Rozleg�o si� jednak pukanie do drzwi i wesz�a pani Franklin, trzymaj�c w d�oniach co� pi�knego i mglistego, jak koronkowa paj�czyna.
��Przynios�am ci m�j welon, kochanie � wyja�ni�a. � Nosi�am go czterdzie�ci lat temu. Niech ci przyniesie szcz�cie. Ja p�dz�, bo w tej chwili zabijane s� kurczaki. Bridget je upiecze. Syn pani Jenner, tej z naprzeciwka, poszed� do cukierni po tort weselny.
Ponownie odp�yn�a. To wspania�a starsza pani. Wyobrazi�am sobie mam� na jej miejscu. C�, mama by kompletnie oszala�a.
Ubrana do �lubu Una wygl�da�a jak marzenie. Kurczaki sprawiono i pani Franklin pos�a�a ch�opca z koszem po r�e dla nas. Ka�da z nas dosta�a pi�kny bukiet. Wkr�tce wr�ci� Ted z pastorem i nie up�yn�o wiele czasu, a wszyscy stali�my na trawniku pod drzewami wi�niowymi, gdzie udzielono m�odym �lubu.
Nie mog�am m�wi� z przej�cia. Nawet w najskrytszych marzeniach nie widzia�am si� w roli druhny. A oto by�am ni�. Ca�e szcz�cie, �e w�o�y�am niebiesk�, organdynow� sukienk� i �wi�teczny kapelusz. Pani Franklin sta�a z boku ze �ladem m�ki na nosie i w fartuchu, bo zapomnia�a go zdj��. Bridget z pomocnikiem obserwowali �lub z ogrodu przy kuchni. Ale sama ceremonia by�a strasznie powa�na. Jestem pewna, �e ja nigdy nie odwa�� si� przej�� przez co� takiego, lecz Johnny m�wi, �e zmieni� zdanie, gdy dorosn�.
Kiedy ju� by�o po wszystkim, szturchn�am Johnnyego �okciem i wyszepta�am: �Oda�. Johnny natychmiast wysun�� si� do przodu i wyrecytowa� nasz� od�. Imi� Pamela wyst�powa�o trzy razy i naturalnie powinien by� zamieni� je na Una, ale zapomnia�. Nie da si� wszystkiego zapami�ta�.
��Kochane dzieci! � zawo�a�a Una, ca�uj�c nas oboje. Johnny nie znosi� poca�unk�w, ale nie przeszkadza�y mu w wykonaniu panny m�odej.
Potem zjedli�my obiad i jeszcze wy�ej oceni�am zalety pani Franklin. Trudno uwierzy�, aby jaka� kobieta urz�dzi�a przyj�cie w dwie godziny. Oczywi�cie przy pomocy Bridget i ch�opca. Zg�odnieli�my z Johnnym porz�dnie i obiad spotka� si� z wyj�tkowym uznaniem.
Wr�cili�my do domu wieczornym poci�giem. Ted i Una odprowadzili nas na stacj�. Una obieca�a napisa� z Japonii, a Ted powiedzia�, �e b�dzie nam wdzi�czny do ko�ca �ycia.
W domu zastali�my oszala�ych ze strachu: Hannah Jane oraz mam� i tat�, kt�rzy wr�cili godzin� wcze�niej. Rodzice tak si� ucieszyli, widz�c nas ca�ych i zdrowych, �e nawet nie dostali�my bury. Tata u�mia� si� do �ez po wys�uchaniu naszego opowiadania.
��Niekt�rzy rodz� si� szcz�ciarzami, inni musz� pracowa� na swoje szcz�cie, a takim jak wy ono samo wciska si� do r�k � podsumowa�.
NOWY ROK BERTIEGO
Ch�opiec sta� na mokrym progu i patrzy� na o�nie�ony �wiat. R�ce za�o�y� do ty�u, a na szczup�ej, zamy�lonej twarzy pojawi� si� wyraz zdziwienia. Drzwi za nim otworzy�y si� gwa�townie i ukaza�a si� nachmurzona kobieta z misk� pomyj w r�ku.
��Jeszcze tu jeste�, Bert? � ostry ton wyra�a� zaskoczenie. � Po co, u licha, jeszcze si� tu kr�cisz?
��Mam dosy� czasu � wyja�ni� weso�o Bertie. � Pomy�la�em, �e gdyby przeje�d�a� t�dy George Fraser, to m�g�bym si� z nim zabra� a� na wybrze�e.
��Pierwszy raz widz� takie lenistwo! Nie dziwi� si�, �e stary Sampson nie chce ci� zatrzyma� u siebie d�u�ej ni� do ko�ca roku. Bo�e, czy ten ch�opak si� nie uspokoi!�� krzykn�a na odg�os rozpaczliwego p�aczu dochodz�cego z kuchni.
��Co dolega Williamowi Johnowi? � spyta� Bertie.
��Upiera si�, �eby i�� na pla�� razem z synami Robinsona, ale nie pozwoli�am mu. Nie ma r�kawiczek i m�g�by z�apa� kolejne �miertelne przezi�bienie.
Zabrzmia�o to tak, jakby William John ju� par� razy umiera� z przezi�bienia.
Bertie popatrzy� z powag� na swoje stare, pocerowane r�kawiczki. By�o bardzo zimno, a mia� za�atwi� wiele spraw. Zadr�a� i podni�s� wzrok na surow� twarz ciotki, kt�ra marszcz�c gniewnie brwi, sta�a wycieraj�c misk�. Nie wr�y�o to nic dobrego dla rozgoryczonego Williama Johna. Nagle podj�� decyzj� i zdj�� r�kawiczki.
��Niech we�mie moje. Obejd� si� bez nich.
��Bzdura! � rzek�a pani Ross z mniejsz� niech�ci� w g�osie. � Nie b�d� g�upi. Odmrozisz sobie r�ce na tym zimnie.
��Nic mi si� nie stanie � nalega� Bertie. � Poradz� sobie, a William John tak rzadko wychodzi z domu.
Wcisn�� ciotce r�kawiczki i zaraz uciek�, jakby obawiaj�c si�, �e mro�ne powietrze zmusi go wbrew woli do zmiany postanowienia. Tego dnia musia� zatrzymywa� si� wiele razy, aby pochucha� na zsinia�e r�ce. Mimo to nie �a�owa�, �e odda� r�kawiczki biednemu, chorowitemu Williamowi Johnowi, kt�ry mia� tak ma�o rado�ci w �yciu.
S�o�ce ju� zachodzi�o, gdy Bertie po�o�y� ca�y stos paczek na progu pi�knego domu doktora Forbesa. Zwr�cony plecami do okna i zaj�ty rozgrzewaniem r�k, nie zauwa�y� dw�ch ma�ych twarzyczek, przygl�daj�cych mu si� przez oszronione szyby.
��Popatrz tylko na tego biednego ch�opca. Amy � odezwa�a si� wy�sza z dziewczynek. � Jest zupe�nie przemarzni�ty. Dlaczego Caroline nie pospieszy si� z otwieraniem drzwi?
��No, nareszcie. Edith, mo�e nam�wimy j�, �eby pozwoli�a mu si� u nas ogrza�? Wygl�da na skostnia�ego z zimna � zaci�gn�a siostr� do hallu, gdzie gospodyni odbiera�a paczki.
��Caroline � wyszepta�a nie�mia�o Edith. � Prosz�, powiedz temu ch�opcu, aby wszed� i ogrza� si� u nas.
��Gwarantuj� wam, �e jest przyzwyczajony do mrozu � niecierpliwi�a si� gospodyni. � Nic mu nie b�dzie.
��Ale to okres �wi�t � odpar�a ponuro Edith. � Wiesz. Caroline, mama za �ycia mawia�a, �e w tym czasie trzeba okaza� szczeg�ln� �yczliwo�� ludziom biedniejszym i mniej szcz�liwym od nas.
Mo�e wzmianka o �wi�tej pami�ci pani Forbes poruszy�a Caroline, bo zwr�ci�a si� do Bertiego �yczliwie: � Wejd� i ogrzej si�, zanim ruszysz dalej. Jest wyj�tkowo zimno.
Bertie nie�mia�o poszed� za ni� do kuchni.
��Usi�d� przy ogniu � poleci�a Caroline przysuwaj�c krzes�o, podczas gdy Edith i Amy ustawi�y si� po drugiej stronie i przygl�da�y si� ch�opcu z przyjaznym zainteresowaniem.
��Jak si� nazywasz? � spyta�a Caroline.
��Robert Ross, psze pani.
��Jeste� pewnie siostrze�cem pani Ross � Caroline wbija�a jajka do miski i zr�cznie je uciera�a. � Pracujesz teraz dla pana Sampsona? M�j Bo�e! � wykrzykn�a, widz�c jak ch�opiec ogrzewa zsinia�e r�ce nad ogniem. � Gdzie s� twoje r�kawiczki, dziecko? Nie wychodzi si� z domu bez r�kawiczek w taki dzie� jak dzi�.
��Po�yczy�em je Williamowi Johnowi, bo nie mia� w�asnych � wyj�ka� Bertie obawiaj�c si�, �e brak r�kawiczek zostanie poczytany mu za zbrodni�.
��Nie masz r�kawiczek! � zawo�a�a przera�ona Amy. � A ja mam a� trzy pary. Kim jest William John?
��To m�j kuzyn � wyja�ni� Bertie. � Jest strasznie chorowity. Chcia� si� pobawi� nad morzem, wi�c po�yczy�em mu swoje r�kawiczki. Mog� si� obej�� bez nich.
��Jak obchodzili�cie �wi�ta?
��Wcale nie obchodzili�my.
��Nie? � Amy nie posiada�a si� ze zdziwienia. � Pewnie b�dziecie �wi�towa� Nowy Rok.
��Nie przypuszczam. Nigdy nie �wi�tujemy.
Os�upia�a Amy zamilk�a. Edith zmieni�a temat, domy�laj�c si� prawdy.
��Czy masz braci albo siostry, Bertie?
��Nie, psze pani � ch�opiec powesela�. � I bez tego jest nas du�o w domu. Ale musz� ju� i��. Jestem bardzo zobowi�zany.
Podczas gdy Bertie odpowiada� na pytania, Edith wymkn�a si� z pokoju. Przy drzwiach poda�a mu par� ciep�ych r�kawiczek.
��To dla Williama Johna � wyja�ni�a � aby� m�g� nosi� swoje. Dla mnie i tak s� za du�e. Jestem pewna, �e tato by si� zgodzi�. Do widzenia, Bertie.
��Do widzenia i dzi�kuj� � wyj�ka� Bertie, ale drzwi ju� zamkni�to. Natychmiast pogna� do Williama Johna.
Tego wieczora doktor Forbes zauwa�y�, �e Edith siedzi nieruchomo, patrz�c na �arz�ce si� w�gielki w kominku i g��boko si� nad czym� zastanawia. Po�o�y� r�k� na ciemnych lokach c�rki i zapyta�:
��Nad czym tak dumasz?
��By� tu dzi� ma�y ch�opiec � zacz�a Edith.
��Milutki ch�opiec � ochoczo wtr�ci�a Amy z k�ta, w kt�rym si� bawi�a z kotem. � Nazywa si� Bertie Ross. Przyni�s� paczki i zaprosi�y�my go do �rodka, �eby si� ogrza�. Nie mia� r�kawiczek i prawie odmrozi� r�ce. Pomy�l tylko tatusiu, powiedzia�, �e nigdy nie �wi�towa� Bo�ego Narodzenia ani Nowego Roku!
��Biedny malec! � stwierdzi� doktor. � S�ysza�em o nim. Nie ma lekkiego �ycia.
��Jest taki �liczny, tatusiu. Edith da�a mu niebieskie r�kawiczki dla Williama Johna.
��Intryga rozwija si�. Kim jest William John?
��Jego kuzyn, czy co� w tym rodzaju, prawda Edith? W ka�dym razie jest chory. Chcia� bawi� si� nad morzem, wi�c Bertie oddal mu swoje r�kawiczki. Przypuszczam, �e on te� nigdy nie �wi�towa� Bo�ego Narodzenia.
��Wiele os�b nie �wi�towa�o � doktor z westchnieniem podni�s� serwetk�. � Wydaje mi si�, dziewczynki, �e interesuje was ten ch�opiec. Mo�ecie wi�c zaprosi� go wraz z kuzynem na noworoczny obiad.
��Och, tatusiu! � oczy Edith zal�ni�y jak gwiazdy.
Doktor roze�mia� si�. � Napiszcie zaproszenie na bileciku. Przecie� teraz wy jeste�cie paniami tego domu. Ja dopilnuj�, aby go jutro dor�czono.
W ten spos�b nast�pnego dnia Bertie otrzyma� zaproszenie na obiad. Przeczyta� bilecik trzy razy, �eby dok�adnie zrozumie� jego tre��. Pozosta�� cze�� dnia sp�dzi� w roztargnieniu, jak gdyby nurtowa� go jaki� problem. Z tym samym wyrazem roztargnienia na twarzy wszed� wieczorem do domu. Ciotka miesza�a owsiank� na piecu.
��To ty, Bert? � spyta�a ostrym tonem. M�wi�a tak bez z�ych intencji, po prostu nie potrafi�a inaczej.
��Tak � Bertie przytakn�� potulnie, wieszaj�c czapk�.
��Zosta� ci tylko jeden dzie� pracy w sklepie � oznajmi�a pani Ross. � Sampson nic nie wspomnia� o zatrzymaniu ci� na d�u�ej?
��Nie. Spyta�em go, ale powiedzia�, �e nie mo�e.
��Nie spodziewa�am si� niczego innego. No to b�dziesz �wi�towa� Nowy Rok. Inna sprawa, czy b�dziesz mia� co je��.
��Jestem zaproszony na obiad � nie�mia�o wtr�ci� Bertie. � William John te�. Zaprosi�y nas c�rki doktora Forbesa, te dziewczynki, kt�re da�y mi r�kawiczki.
Poda� ciotce bilecik i pani Ross przeczyta�a go w �wietle ognia pal�cego si� w kuchennym piecu.
��R�b, co chcesz � odda�a mu karteczk�. � Ale William John nie p�jdzie, cho�by otrzyma� dziesi�� zaprosze�. Przezi�bi� si� wczoraj na pla�y. Ostrzega�am go, ale upar� si�. Pole�y teraz co najmniej tydzie�. Pos�uchaj, jak kaszle,
��W takim razie ja te� zostan� � zadecydowa� Bertie, wzdychaj�c z ulg�, cho� w g��bi serca by� rozczarowany. � Nie chc� i�� sam.
��Jeste� niem�dry! � stwierdzi�a ciotka. � Nie zjedz� ci� tam.
Ale zrobisz, jak zechcesz. W ka�dym razie nic nie m�w Williamowi Johnowi, bo b�dzie p�aka� i wrzeszcza�, �e chce i��.
Ostro�no�� okaza�a si� sp�niona. William John zna� ju� wiadomo��. Kiedy matka wesz�a do pokoju, aby go natrze�, le�a� z g�ow� pod ko�dr� i p�aka�.
��Wy�a�, musz� ci� natrze�.
��Nie chc�. Id� so�o�bie � szlocha� William John. � S�ysza�em was, nie my�lcie, �e nie. Bertie idzie na obiad do doktora Forbesa, a ja nie mo�oo�g�.
��Tylko sobie to zawdzi�czasz � odwzajemni�a si� matka. � Gdyby� wczoraj nie bawi� si� na pla�y, chocia� ci zabrania�am, poszed�by� na obiad do doktora Forbesa. Nie s�ucha�e� mnie i oto masz rezultaty. Przesta� teraz p�aka�. Za�o�� si�, �e Bertie przyniesie ci co� dobrego.
Ale William John by� niepocieszony. Tego wieczora p�acz uko�ysa� go do snu. Nast�pnego ranka, gdy Bertie go odwiedzi�, ch�opiec mia� czerwon�, opuchni�t� twarz: wyp�owia�� ko�dr� naci�gn�� na g�ow�.
��Jak si� czujesz Williamie Johnie?
��Bez zmian � odpar� ponuro ch�opiec, � Pewnie mi�o sp�dzisz jutrzejsze popo�udnie, Bertie?
��Nie p�jd�, skoro ty nie mo�esz i�� � oznajmi� weso�o Bertie. S�dzi�, �e ta deklaracja pocieszy Williama Johna, ale w rzeczywisto�ci Przynios�a odwrotny rezultat. William John p�ty p�aka�, a� zupe�nie opad� z si� i tylko szlocha� odwr�cony do �ciany.
��Tego si� w�a�nie spodziewa�em � wykrztusi� z rozpacz�.
��S�dzi�em, �e skoro ja nie mog� i��, to ty p�jdziesz i opowiesz mi wszystko. Jeste� pod�y.
��Daj spok�j. Nie z�o�� si�. My�la�em, �e wolisz, abym zosta�. Ale p�jd�, skoro chcesz.
��S�owo?
��S�owo. Zrobi� to tylko dla ciebie. Teraz musz� p�dzi� do sklepu. Cze��.
Bertie zebra� si� na odwag� i poszed�. Nast�pnego dnia o zmierzchu sta� z bij�cym sercem przed drzwiami domu doktora Forbesa. Ubra� si� starannie w znoszone ubranie i czyst�, bia�� koszul�. Kr�cone, rozwiane przez wiatr w�osy, opada�y mu na zarumienion� od mrozu twarz.
Caroline otworzy�a drzwi i wprowadzi�a go�cia do salonu, gdzie niecierpliwie oczekiwa�y go Edith i Amy.
��Szcz�liwego Nowego Roku, Bertie! � wykrzykn�a Amy.
��A gdzie William John?
��Nie m�g� przyj�� � odpowiedzia� ze strachem Bertie. Ba� si�, �e nie b�dzie mile widziany bez kuzyna. � Jest naprawd� chory. Przezi�bi� si� i musi le�e� w ��ku, ale strasznie chcia� przyj��.
��Biedny William John! � Amy by�a zawiedziona. Wej�cie doktora Forbesa przerwa�o rozmow�.
��Jak si� masz? � doktor przywita� si� z Bertiem. � A gdzie ten drugi ch�opaczek, na kt�rego czeka�y moje c�rki?
Bertie cierpliwie wyja�ni� przyczyn� nieobecno�ci Williama Johna.
��Teraz du�o ludzi choruje � poinformowa� doktor dok�adaj�c drew do ognia. � Powiedzia�bym, �e trzeba szybko biega�, aby uciec przed chorob�. Podobno wkr�tce odchodzisz od pana Sampsona. Powiedzia� mi, �e nie b�dziesz mu potrzebny po Nowym Roku. Co zamierzasz pocz��? Masz ju� co� upatrzonego?
Bertie smutno potrz�sn�� g�ow�.
��Nie, prosz� pana. Ale � doda� weso�o � pewnie co� znajd�, je�li dobrze poszukam. Prawie zawsze mi si� udaje.
Zapomnia� o nie�mia�o�ci. Twarz mu si� rozja�ni�a i patrzy� ufnie w oczy doktora. Doktor Forbes energicznie rozgrzebywa� ogie�, wyra�nie nad czym� si� zastanawiaj�c. W tym w�a�nie momencie podesz�y dziewczynki i zabra�y Bertiego, aby pokaza� mu prezenty �wi�teczne. Dla niego by�y r�kawiczki i futrzana czapka. Bertie pomy�la�, �e chyba �ni!
��Oto ksi��ka z obrazkami dla Williama Johna � wyja�ni�a Amy. � A w kuchni s� jeszcze dla niego sanki. Och, dzwonek na obiad. Jestem strasznie g�odna. Tatu� m�wi, �e to u mnie normalne, ale nie bardzo rozumiem, co chcia� przez to powiedzie�.
Obiad okaza� si� prawdziw� uczt�. Bertie widywa� takie potrawy we snach, ale nigdy na jawie.
Gdy nadszed� czas na ciasto �wi�teczne, doktor, kt�ry do tej pory milcza�, opar� si� na krze�le, z�o�y� d�onie i spojrza� badawczo na Bertiego.
��Wi�c pan Sampson nie chce ci� zatrzyma�?
Bertie natychmiast spowa�nia�. Prawie zapomnia� o swym zmartwieniu.
��Nie, prosz� pana. M�wi, �e jestem za ma�y do ci�kiej pracy.
��C�, jeste� ma�y, ale przecie� uro�niesz. Ch�opcy maj� ten dziwny zwyczaj. Potrzebuj� kogo� do za�atwiania drobnych spraw i opieki nad koniem. Je�li chcesz, wezm� ci� na pr�b�. Mo�esz tu mieszka� i chodzi� do szko�y. W czasie wizyt u pacjent�w s�ysz� czasami o pracy dla ch�opc�w. Polec� ci�, gdy znajdzie si� co� odpowiedniego. Co ty na to?
��Jest pan zbyt dobry dla mnie � odpowiedzia� Bertie zduszonym g�osem.
��W takim razie za�atwione � g�os doktora brzmia� przyja�nie. � Przyjd� w poniedzia�ek. Mo�e da si� te� co� zrobi� dla tego drugiego ch�opca, Williama czy Johna, czy jak go tam zw�. We� jeszcze troch� ciasta, Bertie.
��Nie, dzi�kuj� � odm�wi� Bertie. Dobre sobie! Po takiej wspania�ej wiadomo�ci nie m�g�by zje�� ani kawa�eczka.
Po obiedzie grano w r�ne gry, �uskano orzechy i pieczono jab�ka. Bertie podni�s� si� r�wno z wybiciem dziewi�tej godziny.
��Idziesz ju�? � doktor podni�s� wzrok znad gazety. � Pami�taj� �e czekam na ciebie w poniedzia�ek.
��Pami�tam, prosz� pana � odrzek� weso�o ch�opiec. Nie zapomnia�by o takiej rzeczy.
Kiedy si� �egna�, Amy wysz�a na korytarz z czerwonymi sankami.
��To prezent dla Williama Johna. Pozosta�e rzeczy zwi�za�am razem, aby nie wypad�y.
Edith podesz�a do drzwi z paczk�. � Zapakowa�am dla Williama Johna troch� s�odyczy i owoc�w � wyja�ni�a. � �ycz mu od nas szcz�liwego Nowego Roku.
��Dzi�kuj� wam. Sp�dzi�em przemi�y wiecz�r. Przeka�� upominki Williamowi Johnowi. Dobranoc.
Bertie wyszed�. Mr�z by� jeszcze wi�kszy, gdy ch�opiec bieg� ulic�, ci�gn�c za sob� weso�o brz�kaj�ce sanki Williama Johna.
�nieg skrzypia� i trzeszcza�, gwiazdy �wieci�y przenikliwie jasno, ale dla Bertiego �wiat jarzy� si� obietnic� i nadziej�. Wiedzia�, �e nigdy nie zapomni wspania�ego Nowego Roku.
JAK URATOWANO DONA
Will Barrie pogwizduj�c, szed� �cie�k� obok farmy Locksleya, a potem ruszy� na skr�ty przez pole koniczyny i g�sty sad, w kt�rym drzewa ugina�y si� pod ci�arem jab�ek, by wreszcie znale�� si� na podw�rku, gdzie na stercie polan siedzia� Curtis, leniwie strugaj�c kijek.
��Wygl�da na to, �e nie masz nic do roboty, Curt � zauwa�y� Will. � To �wietnie, p�jdziemy w takim razie na Grier Hill zbiera� kasztany. Wczoraj spotka�em na drodze starego Toma Griera, a on powiedzia� mi, �e mog� przyj��, kiedy zechc�. Poczciwy staruszek z tego Toma!
��Zgoda! � odpar� ucieszony Curtis, podrywaj�c si� z miejsca. � Je�li nawet nie mam zbyt du�o wolnego czasu, to na pewno mam wolny dzie�. Wuj dzisiaj mnie nie potrzebuje. Poczekaj, tylko zawo�am Dona. Mo�emy go zabra� ze sob�.
Curt zagwizda�, ale Don, pi�kny nowofunlandczyk nie pojawi� si�. Po d�u�szym nawo�ywaniu i pogwizdywaniu w obej�ciu Curtis odwr�ci� si� rozczarowany. � To bardzo dziwne, bo Don zazwyczaj nie oddala si� od domu beze mnie. Ostatnio jednak przepada� gdzie� kilka razy, a w zesz�ym tygodniu nie by�o go przez dwa dni a� do po�udnia.
��Na twoim miejscu trzyma�bym psa na uwi�zi, dop�ki nie odzwyczai si� od tego biegania samopas � zauwa�y� Will, kiedy skr�cali na �cie�k�.
��Don nie znosi przebywania w zamkni�tym pomieszczeniu. Wyje tak �a�o�nie, �e trudno to wytrzyma� � rzek� Curtis.
��C� � powiedzia� z wahaniem Will � to chyba by�oby lepsze ni� bieganie z innymi psami, od kt�rych nabiera tylko z�ych nawyk�w. Pewnego wieczoru w zesz�ym tygodniu widzia�em Dona wa��saj�cego si� na drodze do przystani razem z tym br�zowym psiskiem Sama Ventnora. A jak wiesz, pies Ventnora ma z�� reputacj�. Ostatnio, kilkakrotnie by�y atakowane owce i�
��Don nie tkn��by owcy! � przerwa� porywczo Curtis.
��Mo�e jeszcze nie w tej chwili. Ale skoro pies Ventnora jest podejrzany, a Don biega razem z nim, to na pewno nauczy si� jego sztuczek. To pewne jak dwa doda� dwa jest cztery! Farmerzy s� w�ciekli i kiedy us�ysz�, z kim zadaje si� Don, wtedy wiesz, co si� stanie. Ju� lepiej trzymaj Dona przez jaki� czas na �a�cuchu i niech wyje, ile mu si� podoba.
��Chyba tak zrobi� � zgodzi� si� Curtis. � Nie chc�, �eby podejrzewano Dona o napa�ci na owce, cho� jestem pewien, �e nigdy by czego� takiego nie zrobi�. W ka�dym razie lepiej, �eby nie biega� razem z psem Ventnora. Uwi��� go na �a�cuchu w stodole, jak tylko wr�c� do domu. Nie zni�s�bym, gdyby sta�o mu si� co� z�ego. Opr�cz ciebie jest jedynym kumplem, jakiego mam� i to dobrym kumplem.
Will przyzna� mu racj�. Lubi� Dona prawie tak samo jak Curtis. Ale nie by� r�wnie przekonany o niewinno�ci psa. Nie chcia� m�wi� Curtisowi, �e Dona od pewnego czasu podejrzewano o zagryzanie owiec. Oczywi�cie, na razie brakowa�o dowod�w winy, ale farmerom z Bayside, kt�rzy potracili owce, bardzo zale�a�o na ukaraniu zab�jcy. W okolicy nie brak�o w�r�d ps�w kandydat�w na winowajc�w i Will mia� nadziej�, �e je�li Don zostanie przez jaki� czas zamkni�ty�, to przestan� go oskar�a�. Zw�aszcza wtedy, gdy nie ustan� napa�ci. Zastanawia� si�, czy powinien powiedzie� Curtisowi prawd�. Curt by� ch�opcem bardzo porywczym i nie znosi�, kiedy m�wiono �le o Donie. Na wszelkie oskar�enia reagowa� gwa�towniej, ni� gdyby kierowano je pod jego adresem. Ale Will wiedzia�, �e Curtis lepiej przyjmie tak� wiadomo�� od niego ni� od kt�regokolwiek ch�opca z Bayside. A pierwszy lepszy wkr�tce zrobi jak�� uwag� na temat psa. Will poczu� wi�c wyra�n� ulg�, �e Curtis potraktowa� przyjacielsk� rad� ze zrozumieniem.
��Kto ostatnio straci� owc�? � zapyta� Curt, gdy zeszli z szosy na �cie�k� w brzozowym lasku nale��cym do Toma Griera.
��Prawie ka�dy z farmer�w w Hallow � rzek� Will. � Do ubieg�ego tygodnia na �adnej farmie w Hill nie brakowa�o owcy. Lecz we wtorek wieczorem, stary Paul Stockton znalaz� na g�rnym pastwisku Za sosnowym lasem sze�� zagryzionych owiec. Jest z tego powodu w�ciek�y i przysi�ga�, �e jak dowie si�, kt�ry pies to zrobi�, to go zastrzeli.
Curtis spowa�nia�. Farma Paula Stocktona znajdowa�a si� tylko o p� mili od gospodarstwa Locksley�w. Wiedzia� te�, �e Paul Stockton �ywi� jak�� star� uraz� do wuja Arnolda. Uraza dotyczy�a oczywi�cie r�wnie� bratanka i wszystkiego, co do niego nale�a�o. Curtis poczu� uk�ucie w sercu, gdy przypomnia� sobie, �e w �rod� rano Dona nigdzie nie mo�na by�o znale��.
��Nic mnie to wszystko nie obchodzi � powiedzia� zmartwiony. � Ja wiem, �e Don nie zabi� tych owiec.
��A skoro mowa o starym Paulu � odezwa� si� Will, kt�ry uzna�, �e nale�y zmieni� temat rozmowy � to przypominam sobie, �e mieszka�cy przystani bardzo si� martwi� o szkuner George�a Finleya �Amy Reade�. Mia� wr�ci� trzy dni temu. A dot�d ani widu, ani s�ychu. A odk�d wyszed� z Morro, by�y dwa paskudne sztormy. Na pok�adzie, jak wiesz, jest Oscar Stockton, a jego ojciec strasznie si� niepokoi. Opr�cz niego p�ynie tam jeszcze pi�ciu ludzi z Przystani i ich rodziny te� zamartwiaj� si� z powodu tego szkunera.
Wi�cej o tych sprawach nie rozmawiano i niebawem zaabsorbowany zbieraniem kasztan�w Curtis zapomnia� o swoich k�opotach. Stary Tom Grier zawo�a� ch�opc�w, gdy mijali jego dom i zaprosi� ich na obiad. Nasta�o p�ne popo�udnie, kiedy Curtis z zarzuconym na plecy workiem kasztan�w wszed� na podw�rze Locksley�w.
Przed otwartymi wierzejami stodo�y sta� wuj, rozmawiaj�c ze starszym, siwym m�czyzn� o szczup�ej, lisiej twarzy. �o��dek podszed� Curtisowi do gard�a, gdy rozpozna� Paula Stocktona. Co go tu sprowadzi�o?
��Curtis! � zawo�a� wuj. � Podejd� bli�ej.
Gdy ch�opiec szed� przez podw�rze, Don w podskokach wybieg� ku niemu. Po�o�y� psu r�k� na wielkim �bie i obaj powoli podeszli do stodo�y. Stary Paul obrzuci� ich pe�nym nienawi�ci spojrzeniem.
��Curtis � powiedzia� surowo wuj � to brzydka sprawa. Pan Stockton powiada, �e tw�j pies zagryza mu owce.
��To jest� � zacz�� Curtis gniewnie, ale opanowa� si� i ci�gn�� spokojniej.
��To niemo�liwe, panie Stockton. M�j pies nie skrzywdzi�by nikogo.
��On zabi� lub pom�g� zabi� sze�� najlepszych owiec z mego stada! � odpar� wzburzony stary Paul.
��Jaki pan ma na to dow�d? � zapyta� Curtis staraj�c si� opanowa� gniew.
��Abner Peck widzia�, jak dwa psy � tw�j i Ventnora � biega�y razem po moim pastwisku we wtorek o zachodzie s�o�ca � odrzek� stary Paul. � W �rod� rano znalaz�em co� na skraju pastwiska, tam, gdzie zabito owce. Tw�j wuj potwierdza, �e pies mia� to na szyi we wtorek.
. I stary Paul z triumfem wyci�gn�� star�, sp�owia��, czerwon� wst��k�. Curtis rozpozna� j� od pierwszego rzutu oka. T� wst��k� jego ma�a kuzynka Lena zawi�za�a Donowi na szyi we wtorek po po�udniu. Pami�ta�, jak za�miewali si� z tej frywolnej kokardy na masywnej szyi Dona.
��Don na pewno jest niewinny! � zawo�a� z pasj�. Pan Locksley pokr�ci� g�ow�.
��Obawiam si�, �e jednak zawini�! Sprawy nie uk�adaj� si� pomy�lnie, bo zabijanie owiec to powa�ne przest�pstwo.
��Psa trzeba zastrzeli� � o�wiadczy� zdecydowanie stary Paul.
��Licz� na pana, panie Locksley. Mam wystarczaj�cy dow�d, by oskar�y� psa, a je�li pan go nie zabije, to zmusz� pana do zap�acenia za te owce.
Gdy stary Paul oddali� si�, Curtis spojrza� b�agalnie na wuja.
��Nie wolno zastrzeli� Dona! � powiedzia� zdesperowany.
��Uwi��� go na �a�cuchu�
��I b�dzie wy� dzie� i noc jak stado upior�w? � zapyta� z sarkazmem pan Locksley. By� cz�owiekiem stanowczym, nie bawi� si� w sentymenty i nie rozumia� przywi�zania Curtisa do Dona. Ludzie w Bayside powiadali, �e Arnold Locksley jest zbyt surowy dla swego siostrze�ca.
��Nie, Curtis, sp�jrz prawdzie w oczy. Pies sprawia k�opoty i trzeba go zastrzeli�. Nie mo�esz wiecznie trzyma� zwierz�cia na uwi�zi. Poza tym, je�li raz spr�bowa� owczej krwi, nigdy tego nie zapomni. Dam ci innego psa, je�li tak bardzo tego pragniesz. Powiem Charlesowi Pippeyowi, �eby jutro zastrzeli� psa. I �adnych d�s�w. Curt. Jeste� na to zbyt du�y. Przywi�� Dona na noc, a potem przyprowad� ciel�ta. Nadci�ga sztorm, bo wiatr wieje z p�nocnego wschodu.
Wuj odszed� i na podw�rku zosta� blady ze zmartwienia ch�opiec. Patrzy� na Dona, kt�ry siedzia� na tylnych �apach i odpowiedzia� mu szczerym, otwartym spojrzeniem. Nie wygl�da� na winowajc�. Czy to mo�liwe, by potrafi� zagryza� owce?
��Nigdy nie uwierz�, �e to zrobi�e�, stan,� � szepta� Curtis, prowadz�c psa do wozowni i przywi�zuj�c go w k�cie. Sam rzuci� si� obok niego na stos work�w i wtuli� twarz w czarn�, kud�at� sier��. Czu� si� taki zbuntowany, przygn�biony i nieszcz�liwy!
Le�a� tak a� do zmierzchu, pogr��ony w gorzkich rozwa�aniach i s�ucha� odg�os�w nadci�gaj�cej wichury. W ko�cu wsta� i ruszy� po ciel�ta, a rozpaczliwe wycie Dona d�wi�cza�o mu w uszach przez ca�� drog�.
��Jutro wieczorem ju� b�dziesz spokojny � pomy�la� z udr�k�, k�ad�c si� spa�. D�ugo le�a�, kr�c�c si� niespokojnie, a� wreszcie zapad� w ci�ki, g��boki sen. Obudzi�a go dopiero ciotka i kaza�a wydoi� krowy.
Wiatr szala� z coraz wi�ksz� zaciek�o�ci�. Ponad polami rozlega� si� huk i trzask fal uderzaj�cych o brzeg. Wody zatoki na wsch�d od Bayside wzburzy� sztorm.
W�a�nie wstawali od �niadania, gdy do kuchni wpad� Will Barrie.
���Amy Reade� wpad�a na Raf� Gleesona! � zawo�a�. � R�bn�a w ni� dzi� o �wicie. Chod�my, Curt!
Curtis zerwa� si� i chwyci� czapk�, jego wuj po namy�le zrobi� to samo. Gdy ch�opcy biegli przez podw�rko, us�yszeli skowyt Dona.
��Wezm� go ze sob� � mrukn�� Curtis. � Poczekaj chwil�, Will!
Droga do Zatoki pe�na by�a ludzi, gdy� wie�� o katastrofie �Amy Reade� rozesz�a si� lotem b�yskawicy. Do gnaj�cych co si� ch�opc�w podjecha� wozem Sam Morrow i krzykn��, by wskakiwali, to ich podwiezie. Sam by� ju� wcze�niej na wybrze�u, a teraz wraca� od ojca, kt�rego zawiadomi� o sytuacji. W�z podskakiwa� na wybojach, a Sam Morrow g�o�no informowa� mijanych przechodni�w, o tym co si� sta�o.
��Paskudna sprawa. Nadzia� si� na raf� jakie� �wier� mili od brzegu. Na pewno p�knie. Wiecie � to stara przeciekaj�ca, przegni�a �ajba. Fale s� tak wysokie, �e bez przerwy zalewaj� pok�ad. Trzeba jeszcze poczeka� par� godzin, bo teraz nie da si� spu�ci� �adnej �odzi. Obawiam si�, �e uton�. Stary Paul ju� tam jest i zachowuje si� jak szalony. Chce da� wszystko, co posiada, temu kto uratuje Oscara� ale to niemo�liwe�
Tymczasem dotarli ju� na brzeg, gdzie k��bi� si� g�sty t�um. W oddali, na Rafie Gleesona, nieszcz�sny ma�y szkuner t�uk�y spienione fale. Siwy rybak z przystani, kt�rego Sam o co� zapyta�, potrz�sn�� g�ow�.
��Nie! Nic si� nie da zrobi�! Przy takiej wodzie �adna ��d� tam nie podejdzie. Szkuner zaraz rozleci si� na kawa�eczki. Jakie to straszne patrze�, gdy twoi s�siedzi ton�!
Curtis i Will przepchn�li si� a� do samego brzegu. Stali tu zrozpaczeni krewni rybak�w ze szkunera, a stary Paul Stockton zdawa� si� traci� zmys�y. Biega� po pla�y, p�aka� i modli� si� g�o�no. Jego jedyny syn by� na �Amy Reade�, a on nie m�g� go uratowa�!
��Co si� tu dzieje? � zapyta� Will Martina Clarka.
��Chc� rzuci� lin� na brzeg. M�ody Stockton pr�buje. Ale nic z tego nie wyjdzie. Zbyt silne s� pr�dy na rafie.
��Och, Don przyci�gnie lin� na brzeg! � krzykn�� Curtis. � Hej, Don! Don, chod��e tutaj!
Pies przybieg� poszczekuj�c. Curtis chwyci� go za obro�� i wskaza� ko�ek na ko�cu liny, kt�r� m�ody Stockton w�a�nie cisn�� do wody. Don warkn�� ze zrozumieniem i rzuci� si� w morze.
Kiedy zgromadzeni ludzie zdali sobie spraw�, o co chodzi, zacz�li wykrzykiwa