912
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 912 |
Rozszerzenie: |
912 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 912 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 912 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
912 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
czes�aw mi�osz
antologia osobista
Wst�p
Nie przypisuj� sobie szczeg�lnych talent�w recytatora, jest to jednak umiej�tno��, kt�rej mo�na si� nauczy�. Nie podoba� mi si� spos�b czytania wierszy przez aktor�w, musia�em wi�c nauczy� si�, jak to robi� samemu, nie tylko po polsku, tak�e, ze wzgl�du na moje wieczory autorskie w Ameryce, po angielsku. I polubi�em samo to przenoszenie znak�w literowych na g�os, niezale�nie od tego, czy by�y to moje w�asne wiersze, czy wiersze innych poet�w. W Laboratorium Lingwistycznym w Berkeley nagrywa�em ballady Mickiewicza i poezj� J�zefa Czechowicza. Niniejsza "antologia osobista" jest wyborem zrobionym bardziej dla potrzeb g�o�nego czytania ni� ze wzgl�du na drog� mi tre��. Nie�atwo by�o rozstrzygn��, co z ca�ego mego dorobku zmie�ci� na kasetach, a co pomin��. Chodzi�o o to, �eby s�uchacz-czytelnik, s�uchaj�cy i czytaj�cy wyrywkowo, mia� do swojej dyspozycji mo�liwie du�o odmian mojej poetyckiej tw�rczo�ci. St�d te� ograniczenia: na przyk�ad wola�bym da� moje d�u�sze poematy w ca�o�ci, ale w ca�o�ci znalaz� si� tu jedynie �wiat, inne s� reprezentowane przez poszczeg�lne ich cz�ci. Mam nadziej�, �e ten eksperymentalny pomys� wydawcy, zestawienie drukowanego tekstu z g�osem, pomo�e w rozumieniu wierszy, przez to, �e dwie techniki b�d� wspiera� si� wzajemnie. Je�eli w s�uchaniu co� w wierszu b�dzie wydawa�o si� niejasne, tekst obok pozwoli rzecz sprawdzi� i wyja�ni�. I na odwr�t, w czytaniu mo�e powsta� w�tpliwo�� co do tonu i intencji wypowiedzi, a wtedy g�os dostarczy wskaz�wki. By� mo�e wiele os�b woli lektur�-s�uchanie jednym ci�giem, bardziej prawdopodobna wydaje mi si� jednak wyrywkowo��, wcale nie mniej korzystna dla autora, bo zapewnia wi�cej uwagi. Moje ostatnie ksi��ki, w tym Piesek przydro�ny, licz� si� z takimi w�a�nie upodobaniami dzisiejszego czytelnika, kt�ry lubi otworzy� ksi��k� w �rodku i obcowa� z jedn� albo kilkoma jej stronicami. Wiersz "Elegia" by� napisany w 1935 roku. Elegia Ni zapomnieniem wiecznym, ani pami�taniem, mg�� g�r, ni stolic wrzaw� �wiat nie uspokoi. A� po latach bojowa� krzy� albo i kamie�, i ptak za�piewa na nim jak w ruinach Troi. Mi�o��, jad�o, napoje towarzysz� w drogach, ale nie ku nim bystre zwr�ci�y si� oczy Ci�kie, senne powieki �wiat�o�� pali sroga i czas ostrzega cicho, nim cia�o przekroczy Dobre zwierz�ta wierne, ludzie kr�tkotrwali szarpi� na pr�no r�ce skrzep�e w zachwyceniu. A z ziemi g�os powstaje: potomku nasz, cieniu, czy�by�my darmo ciebie tak d�ugo wo�ali? Pary�, 1935 "Pie��", wiersz napisany mniej wi�cej w tym samym czasie co poprzedni, mo�e troch� wcze�niej - 1934. Jest to rozmowa kobiety z Ch�rem, Pie�� `ty Gabrieli Kunat `ty `ty Anna `ty Ziemia odp�ywa od brzegu na kt�rym stoj� i coraz dalej �wiec� jej trawy i drzewa. P�czki kasztan�w, �wiat�a lekkiej brzozy ju� nie zobacz� was. Z lud�mi um�czonymi oddalacie si�, ze s�o�cem ko�ysanym jak Maga biegniecie w stron� nocy, boj� si� zosta� sama, pr�cz mego cia�a nic nie mam - ono b�yszczy w ciemno�ci, gwiazda ze skrzy�owanymi r�kami, a� straszno mi patrze� na siebie. Ziemio, nie opuszczaj mnie. `ty Ch�r `ty Z rzek dawno sp�yn�y lody, bujne wyros�y li�cie, p�ugi przesz�y po polach, borkuj� w lasach go��bie, g�rami sarna przebiega, pie�ni weselne krzyczy, kwiaty wysokie kwitn�, paruj� ciep�e ogrody. Dzieci rzucaj� pi�k�, ta�cz� na ��kach po troje, kobiety bielizn� pior� w strumieniach i �owi� ksi�yce. Rado�� wszelka jest z ziemi, nie masz pr�cz ziemi wesela, cz�owiek jest dany ziemi, niech ziemi tylko po��da. `ty Anna `ty Nie chc� ciebie, nie skusisz mnie. Odp�ywaj, siostro pogodna, czuj� tw�j dotyk jeszcze, tw�j dotyk szyj� mnie pali. Noce mi�osne z tob� gorzkie jak popi� chmur, a �wit nadchodzi� po nich w czerwieni, nad jeziorami nios�y si� pierwsze rybitwy i smutek taki, �e p�aka� nie mog�am ju�, tylko le��c liczy� godziny ranka, s�ucha� zimnego szumu wysokich martwych topoli. Ty, Bo�e, mi�o�ciw mnie b�d�. Od ust ziemi chciwych od��cz mnie. Od pie�ni jej nieprawdziwych oczy�� mnie. `ty Ch�r `ty Kr�c� si� ko�owroty, ryby trzepoc� si� w sieciach, pachn� pieczone chleby, tocz� si� jab�ka po sto�ach, wieczory schodz� po schodach, a schody z �ywego cia�a, wszystko jest z ziemi pocz�te, ona jest doskona�a. Chyl� si� ci�kie okr�ty, jad� miedziani bratowie, ko�ysz� karkami zwierz�ta, motyle spadaj� do m�rz, kosze w�druj� o zmierzchu i zorza mieszka w jab�oni, wszystko jest z ziemi pocz�te, wszystko powr�ci do niej. `ty Anna `ty O, gdyby we mnie by�o cho� jedno ziarno bez rdzy, cho� jedno ziarno, kt�re by przetrwa�o, mog�abym spa� w ko�ysce nachylanej na przemian w mrok, na przemian w �wit. Spokojnie czeka�abym, a� zga�nie ruch powolny, a rzeczywiste nagle si� obna�y i tarcz� nowej nieznajomej twarzy spojrzy kwiat polny, kamie� polny. Wtedy ju� oni, �yj�cy k�amliwie, jak wodorosty na dnie w�d zatoki, byliby tym, czym le�ne igliwie dla kogo�, kto w las patrzy z g�ry, przez ob�oki. Ale nic nie ma we mnie pr�cz przestrachu, nic opr�cz biegu ciemnych fal. Ja jestem wiatr, co nikn�c w ciemnych wodach dmie, wiatrem jestem id�cym a nie wracaj�cym si�, py�kiem dmuchawca na czarnych ��kach �wiata. `ty Ostatnie g�osy `ty W ku�ni nad wod� m�otek uderza, schylony cz�owiek naprawia kos� i �wieci g�owa w p�omieniu ogniska. Pierwsze �uczywo zapala si� w izbie, na st� g�ow� k�ad� parobcy zm�czeni. Ju� misa dymi, a �wierszcze �piewaj�. Wyspy s� zwierz�tami �pi�cemi, w gnie�dzie jeziora uk�adaj� si� mrucz�c, a nad niemi ob�ok w�ziutki. Wilno, 1934 "Pie��" by�a pierwszym moim wierszem przet�umaczonym na j�zyk francuski przez mojego kuzyna Oskara Mi�osza i opublikowanym we Francji, co mnie, w�wczas m�odemu cz�owiekowi, oczywi�cie sprawi�o du�� przyjemno�� i wbi�o mnie w dum�. "Roki" jest to wiersz napisany w Wilnie w 1936 roku. Wiersz, kt�ry w pewnym sensie usprawiedliwia nazwanie mnie i moich koleg�w katastrofistami. Roki Wszystko minione, wszystko zapomniane, tylko na ziemi dym, umar�e chmury, i nad rzekami z popio�u tlej�ce skrzyd�a i cofa si� zatrute s�o�ce, a pot�pienia brzask wychodzi z m�rz. Wszystko minione, wszystko zapomniane, wi�c pora, �eby� ty powsta� i bieg�, chocia� ty nie wiesz, gdzie jest cel i brzeg, ty widzisz tylko, �e ogie� �wiat pali. I nienawidzi� pora, co kocha�e�, i kocha� to, co znienawidzi�e�, i twarze depta� tych, kt�rzy milcz�c� pi�kno�� wybrali. Pustk�, alej�, w�wozami niemych - gdzie wiatr na szepty ka�dy g�os zamienia albo w sen twardy z odrzucon� g�ow� i��. Wtedy... Wtedy wszystko we mnie by�o krzykiem i wo�aniem. Krzykiem i wo�aniem ru� czarnych wiosen rozdziera�a mnie. Dosy�. Dosy�. Nic si� przecie nie �ni�o. Nikt nic o tobie nie wie. To wiatr tak w drutach dmie. Wi�c pora. Ja t� ziemi� tak kocha�em, jak nie potrafi nikt w lepszej epoce, kiedy s� dnie szcz�liwe i pogodne noce, kiedy pod �ukiem powietrza, pod bram� ob�ok�w, ro�nie to wielkie przymierze wiary i si�y Teraz ty musisz ciasno oczy mru�y�, bo g�ry, miasta i wody si� spi�trz�, i to, co przygniecione trwa�o - naprz�d runie, co naprz�d sz�o - upadnie wstecz. Tak, tylko ten, co krew od innych mia� gor�tsz�, na cwa�uj�cym stanie z�otych g��w tabunie i z krzykiem w d� obr�ci ostry miecz. Minione, minione, nikt nie pami�ta win, tylko drzewa jak w niebo rzucone kotwice, stada sp�ywaj� z g�r, zas�a�y ulice, kr�c� si� szprychy, oplata nas dym. Wilno, 1936 Kr�tki wiersz "Spotkanie". Napisany w Wilnie w 1937 roku. Nigdy si� wtedy nie m�g�bym domy�le�, �e ten wiersz b�dzie w kolejce podziemnej w Nowym Jorku umieszczony przez Towarzystwo Propagandy Poezji, oczywi�cie w przek�adzie na j�zyk angielski. Spotkanie Jechali�my przed �witem po zamarz�ych polach, Czerwone skrzyd�o wstawa�o, jeszcze noc. I zaj�c przebieg� nagle tu� przed nami, A jeden z nas pokaza� go r�k�. To by�o dawno. Dzisiaj ju� nie �yj� Ni zaj�c, ani ten co go wskazywa�. Mi�o�ci moja, gdzie� s�, dok�d id� B�ysk r�ki, linia biegu, szelest grud - Nie z �alu pytam, ale z zamy�lenia. Wilno, 1937 Wiersz "W mojej ojczy�nie" zosta� napisany w 1937 roku, kiedy wyjecha�em z Wilna, przenios�em si� wtedy do Warszawy i to uwa�a�em w pewnym sensie za moj� pierwsz� emigracj�. W mojej ojczy�nie W mojej ojczy�nie, do kt�rej nie wr�c�, Jest takie le�ne jezioro ogromne, Chmury szerokie, rozdarte, cudowne Pami�tam, kiedy wzrok za siebie rzuc�. I p�ytkich w�d szept w jakim� zmroku ciemnym, I dno, na kt�rym s� trawy cierniste, Mew czarnych krzyk, zachod�w zimnych czerwie�, Cyranek �wisty w g�rze porywiste. �pi w niebie moim to jezioro cierni. Pochylam si� i widz� tam na dnie Blask mego �ycia. I to, co straszy mnie, Jest tam, nim �mier� m�j kszta�t na wieki spe�ni. Warszawa, 1937 Wiersz "Siena" by� napisany w 1937 roku z okazji mojej pierwszej podr�y do Italii. Wyst�puje tam Siena jako miasto malarstwa, miasto sztuki, i przeciwstawiona jest �l�skowi, a �l�sk dla mnie by� krajem n�dzy, cierpienia, i dziwne, ale jakby �l�sk tutaj bierze g�r� w tym wierszu. Jest zreszt� podpisany ten wiersz "Siena-�l�sk". Siena W tym ca�a pi�kno�� snu, �e krew nie p�ynie, ale zastyga w znak, gdy dotknie miecz, w tym ca�a pi�kno�� snu, �e w ciemnej glinie jest odpoczynek w�r�d anielskich rzesz. I z�ota wije si� doko�a �mija i wszystko tutaj trwa, cho� nic nie mija. O g�odzie g�ucho tu, co nas po�era, bo kwiat z marmuru lepiej si� pomodli. O g�odzie g�ucho tu. Ryta litera �yje pod nog�. My, jak blask pochodni jeste�my, dr��cy pod blaskiem s�onecznym. Jak ptak�w g�os o �wicie - ostatecznym. Ach, zrozumia�ym trzeba by�. Wi�c widz� niebo b��kitne nad murami Sieny. Ach, zrozumia�ym trzeba by�. �odydze podobn� wie��, turniej�w areny. I krzy�e m�ki na z�ocie si� wa��, z �urawim skrzyd�em i jask�cz� twarz�. Niebieski winnic dym. S�odyczy dosy�. Ale ta s�odycz od ziemi odpycha. Niebieski winnic dym. Nie o to prosi� trzeba w pokorze co dzie�, cho�by licha by�a ta pro�ba, kt�ra g�ow� sk�ania, gdy pragnie krwi, rozkoszy i kochania. O wielki oddech rozpalonych m�ot�w, o �u�li g�uche na brzegach zwaliska, traw� zetla�� u fabrycznych p�ot�w, smutek i pary smug�, co wytryska z blaszanych daszk�w na niebo zmienione. O gorycz, niski los, trudn� obron�. O ranne gwizdy, zamglone cysterny, wszystko, co si�� swoj� serce rani, kobiet przy bramach wzrok niemi�osierny, o gwiazd� huty, za kt�r� zb��kani idziemy skrajem suchych p�l i grzmi� wagony, wagony, w�giel w nocy wioz�. A Siena spada w blask, jakby strz��ni�ta rosa w potoki zbiegaj�ce z g�r. A Siena spada w blask i nie pami�ta wzrok jej kolor�w, jej kamiennych pi�r. Cichnie gwar widm, otwarte wrota boju. Gwiazdo, chro� nas - od szcz�cia i spokoju. Siena-�l�sk, 1937 "Piosenka na jedn� strun�" - wiersz napisany w Warszawie w 1938 roku. To by� czas na kr�tko przed wojn�, kt�r� przeczuwa�em jako�. Piosenka na jedn� strun� Dar natchnienia niepowrotny, W jaki� wiecz�r ciep�y, s�otny, Zrozumia�em, �e jestem samotny. Przechodzi�em pod ulic lipami, Deszcz my� oczy ci�kimi kroplami, Dobry deszczu, nie umia�bym �zami. Wi�c to jest ta wielka dojrza�o��, Troch� m�dro��, troch� �a�o��, �ycia w�asnego niedba�o��? Ostatni tramwaj zazgrzyta�, Ob�ok na wschodzie mnie wita�, Jakbym o sobie gdzie� czyta�. Ju� zapomniany, miniony, Na most wracam jeszcze zamglony, Ob�ok w g�rze jak go��b trafiony I zawsze, dziecinny czy siwy, Pytam, czy kto� Sprawiedliwy Chce, �ebym nie by� szcz�liwy? Czy dlatego, �ebym ksi�gi pisa� Albo �ebym milcz�c �wiat ko�ysa�, Innych ludzi u�miechem ucisza�? Fala na Wi�le powia�a, Ostatnia si� z�uda rozwia�a, Mi�o�� styg�a, nienawi�� zetla�a. Nie pragn�cym trudniej ksi�gi pisa�, Zamy�lonym trudniej �wiat ko�ysa�, Trudniej serce samotnym ucisza�. Pierwsze s�o�ce jask�ki spotyka, I z wyraz�w biednego j�zyka Ma�a, �mieszna piosenka wynika: W zielonej d�browie, Spali trzej kr�lowie, Dzi�cio� stuka�. Obudzili si�, siedli, Z�ote jab�ka jedli Kuku�eczka wola�a. Warszawa, 1938 Wiersz "Przedmie�cie", napisany w Warszawie w roku 1943, mo�e w pocz�tku '44. To by� bardzo z�y i ci�ki rok w Warszawie; wiersz stanowi cz�� cyklu "G�osy biednych ludzi". Przedmie�cie R�ka z kartami upada W gor�cy piasek, S�o�ce zbiela�e upada W gor�cy piasek, Felek bank trzyma, Felek nam daje, I blask przebija zlepion� tali�, Gor�cy piasek. Prze�amany cie� komina. Rzadka trawa. Dalej miasto otworzone krwaw� ceg��. Rude zwa�y, drut spl�tany na przystankach. Karoserii zardzewia�ej suche �ebro. �wieci glinianka. Pusta �wiartka zakopana W gor�cy piasek, Kropla deszczu zakurzy�a Gor�cy piasek. Janek bank trzyma, Janek nam daje, Gramy i lec� lipce, i maje, Gramy rok drugi, gramy i czwarty, I blask przez czarne sypie si� karty W gor�cy piasek. Dalej miasto otworzone krwaw� ceg��, Jedna sosna za �ydowskim domem, Sypkie �lady i r�wnina a� do ko�ca. Py� wapienny, tocz� si� wagony, A w wagonach czyja� skarga skamlaj�ca. We� mandolin�, na mandolinie Wygrasz to wszystko Ech palcem w struny Pi�kna piosenka, Ja�owe pole, Szklanka wypita, Wi�cej nie trzeba. Patrz, idzie drog� weso�a dziwa, Pantofle z korka, czub fryzowany, Chod� tu, dziewczynko, pobaw si� z nami. Ja�owe pole, Zachodzi s�o�ce. Warszawa, 1943-1944 Teraz odczytam fragment z "Pie�ni Adriana Zieli�skiego". To jest posta� zupe�nie fikcyjna. Chodzi o cz�owieka, kt�ry �y� w Warszawie w okresie okupacji niemieckiej, Pie�ni Adriana Zieli�skiego `ty III `ty Najpierw s� wielcy: ludzie i drzewa, Potem s� mniejsi: ludzie i drzewa, A� ca�a ziemia, pola i domy, Ludzie, ro�liny, ptaki, zwierz�ta Staj� si� ma�e jak li�� majowy, Jak bry�ka gliny w r�ku �ci�ni�ta. Siebie samego nawet nie wida� Ni w�asnej kr�tej po �wiecie drogi, Nawet umar�ych nie poznajdywa� - Le�� jak czarne mr�wki skurczone Pod bursztynowym, szklanym zagonem I �adne oko ich nie u�owi. Wszystko tak ma�e, �e pies prawdziwy Albo prawdziwy krzak polnej r�y By�yby wielkie jak piramidy, Jak bramy miasta dla ch�opca z boru. Ale nie znajd� prawdziwej r�y Ani prawdziwej �my, ni kamienia. I zawsze .tylko ma�a, ma�a ziemia. `cp2 W dalszym ci�gu "Pieni Adriana Zieli�skiego", tylko inna cz��. `ty V `ty Ty�ek dziewczyny, kt�ra przechodzi, Okr�g�y ty�ek rze�biony w blasku To jest planeta biednych astronom�w, Kiedy z butelk� siedz� na piasku. A kiedy w obszar nieba granatowy Spojrz�, to wielka ogarnia ich trwoga I znowu nisko opuszczaj� g�owy, Bo za wysoka dla nich ta budowa. Widz�, jak ty�ek chwiej�c si� oddala. Jasna planeta Wenus w teleskopie. A ziele� wiosny mru�y si� jak fala, Nad kt�r� Wenus b�yszczy po potopie. Warszawa, 1943-1944 Wiersz "Piosenka o ko�cu �wiata" by� napisany w Warszawie w pocz�tku '44 roku. Piosenka o ko�cu �wiata W dzie� ko�ca �wiata Pszczo�a kr��y nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia b�yszcz�c� sie�. Skacz� w morzu weso�e delfiny, M�ode wr�ble czepiaj� si� rynny I w�� ma z�ot� sk�r�, jak powinien mie�. W dzie� ko�ca �wiata Kobiety id� polem pod parasolkami, Pijak zasypia na brzegu trawnika, Nawo�uj� na ulicy sprzedawcy warzywa I ��dka z ��tym �aglem do wyspy podp�ywa, D�wi�k skrzypiec w powietrzu trwa I noc gwia�dzist� odmyka. A kt�rzy czekali b�yskawic i gram�w, S� zawiedzeni. A kt�rzy czekali znak�w i archanielskich tr�b, Nie wierz�, �e staje si� ju�. Dop�ki s�o�ce i ksi�yc s� w g�rze, Dop�ki trzmiel nawiedza r��, Dop�ki dzieci r�owe si� rodz�, Nikt nie wierzy, �e staje si� ju�. Tylko siwy staruszek, kt�ry by�by prorokiem, Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zaj�cie, Powiada przewi�zuj�c pomidory; Innego ko�ca �wiata nie b�dzie, Innego ko�ca �wiata nie b�dzie. Wiersz "Skarga dam minionego czasu", napisany w 1944 roku, po Powstaniu i po zburzeniu Warszawy. Wiersz ma za temat koniec pewnej cywilizacji w�a�ciwie. Skarga dam minionego czasu Nasze suknie fa�dziste zdar�y si� na drogach, Per�y na dno dziejowej upad�y topieli, P�atki spalonych wst��ek wiatr goni� po wodach, Pier�cienie z naszych palc�w ciemni ludzie zdj�li. Nasze fryzury strojne, w kt�re zr�czno�� mistrza Wplata�a srebrne gwiazdy, kwiaty, rajskie pi�ra, Rozpad�y si� i w ciemno�� sypn�y popio�em. A gdy jutrzenka z morza wsta�a przezroczysta, Nago sz�y�my w nowego babilonu murach Co� przypomnie� pr�buj�c ze zmarszczonym czo�em. Goszyce, 1944 Wiersz "Przedmowa" z tomu "Ocalenie", kt�ry by� wydany w grudniu '45, ale w�a�ciwie to powinno si� nazywa� "Epilog". Wiersz napisany w Krakowie na wion� '45 roku, po mojej bytno�ci w Warszawie, na ruinach Warszawy. Przedmowa Ty, kt�rego nie mog�em ocali�, Wys�uchaj mnie. Zrozum t� mow� prost�, bo wstydz� si� innej. Przysi�gam, nie ma we mnie czarodziejstwa s��w M�wi� do ciebie milcz�c, jak ob�ok czy drzewo. To, co wzmacnia�o mnie, dla ciebie by�o �miertelne. �egnanie epoki bra�e� za pocz�tek nowej, Natchnienie nienawi�ci za pi�kno liryczne, Si�� �lep� za dokonany kszta�t. Oto dolina p�ytkich polskich rzek. I most ogromny Id�cy w bia�� mg��. Oto miasto z�amane I wiatr skwirami mew obrzuca tw�j gr�b, Kiedy rozmawiam z tob�. Czym jest poezja, kt�ra nie ocala Narod�w ani ludzi? Wsp�lnictwem urz�dowych k�amstw, Piosenk� pijak�w, kt�rym za chwil� kto� poder�nie gard�a, Czytank� z panie�skiego pokoju. To, �e chcia�em dobrej poezji, nie umiej�c, To, �e p�no poj��em jej wybawczy cel, To jest i tylko to jest ocalenie. Sypano na mogi�y proso albo mak �ywi�c zlatuj�cych si� umar�ych - ptaki. T� ksi��k� k�ad� tutaj dla ciebie, o dawny, Aby� nas odt�d nie nawiedza� wi�cej. Krak�w, 1945 Wiersz "Dzieci� Europy" by� napisany po wojnie i sk�ada si� z kr�tkich takich cz�ci. Jest to poemat sarkastyczny, bardzo gorzki, powiedzia�bym nawet diaboliczny. Wiersz ten mniej wi�cej wyra�a� uczucia grozy i wstr�tu do wszystkiego, do ca�ego �wiata, ze wzgl�du na ilo�� k�amstw, kt�re si� ukaza�y wtedy w powojennym czasie. M�j przyjaciel, nie�yj�cy Kot Jele�ski, przet�umaczy� ten wiersz na kilka j�zyk�w, daj�c pi�� wersji: polsk�, francusk�, niemieck�, angielsk� i w�osk�. Dzieci� europy `ty 4 `ty Z ma�ego nasienia prawdy wyprowadzaj ro�lin� k�amstwa, Nie na�laduj tych co k�ami�, lekcewa��c rzeczywisto��. Niech k�amstwo logiczniejsze b�dzie od wydarze�, Aby znu�eni w�dr�wk� znale�li w nim ukojenie. Po dniu k�amstwa gromad�my si� w dobranym kole Bij�c si� w uda ze �miechu, gdy wspomni kto nasze czyny. Rozdaj�c pochwa�y pod nazw� bystro�ci rozumowania Albo pochwa�y pod nazw� wielko�ci talentu. My ostatni, kt�rzy z cynizmu umiemy czerpa� wesele. Ostatni, kt�rych przebieg�o�� niedaleka jest od rozpaczy. Ju� rodzi si� pokolenie �miertelnie powa�ne Bior�ce dos�ownie, co my�my przyjmowali �miechem. `ty 5 `ty Niech s�owa twoje znacz� nie przez to co znacz� Ale przez to wbrew komu zosta�y u�yte. Ze s��w dwuznacznych uczy� swoj� bro�, S�owa jasne pogr��aj w ciemno�� encyklopedii. �adnych s��w nie os�dzaj, zanim urz�dnicy Nie sprawdz� w kartotece, kto m�wi te s�owa. G�os nami�tno�ci lepszy jest ni� g�os rozumu, Gdy� beznami�tni zmienia� nie potrafi� dziej�w `ty 6 `ty Nie kochaj �adnego kraju: kraje �atwo gin�. Nie kochaj �adnego miasta: �atwo rozpada si� w gruz. Nie przechowuj pami�tek, bo z twojej szuflady Wzbije si� dym truj�cy dla twego oddechu. Nie miej czu�o�ci dla ludzi: ludzie �atwo gin� Albo s� pokrzywdzeni i wzywaj� twojej pomocy. Nie patrz w jeziora przesz�o�ci: tafla ich rdz� powleczona Inn� uka�e twarz ni� si� spodziewa�e�. New York, 1946 Wiersz pod tytu�em "Mittelbergheim". Jest to ma�e miasteczko w Alzacji, gdzie bytem w jesieni 1951 roku. Wiersz dedykowany Stanis�awowi Vincenzowi, kt�ry stara� si� mnie przekona�, �e znalezienie si� na emigracji nie jest ju� takim wielkim dramatem, dlatego �e wsz�dzie jest ta sama ziemia i wsz�dzie mo�na podziwia� pi�kno ziemi, Mittelbergheim `ty Stanis�awowi Vincenzowi `ty Wino �pi w beczkach z d�bu nadre�skiego. Budzi mnie dzwon ko�cio�ka mi�dzy winnicami Mittelbergheim. S�ysz� ma�e �r�d�o Pluszcz�ce w cembrowin� na podw�rzu, stuk Drewniak�w na ulicy Tyto� schn�cy Pod okapem i p�ugi i ko�a drewniane I zbocza g�r i jesie� przy mnie s�. Oczy mam jeszcze zamkni�te. Nie go� mnie Ogniu, pot�go, si�o, bo za wcze�nie. Prze�y�em wiele lat i jak w tym �nie Czu�em �e si�gam ruchomej granicy Za kt�r� spe�nia si� barwa i d�wi�k I po��czone s� rzeczy tej ziemi. Ust mi przemoc� jeszcze nie otwieraj, Pozw�l mi ufa�, wierzy� �e dosi�gn�, Daj mi przystan�� w Mittelbergheim. Ja wiem, �e powinienem. Przy mnie s� Jesie� i ko�a drewniane i li�cie Tytoniu pod okapem. Tu i wsz�dzie Jest moja ziemia, gdziekolwiek si� zwr�c� I w jakimkolwiek us�ysz� j�zyku Piosenk� dziecka, rozmow� kochank�w. Bardziej od innych szcz�liwy, mam wzi�� Spojrzenie, u�miech, gwiazd�, jedwab zgi�ty Na linii kolan. Pogodny, patrz�cy, Mam i�� g�rami, w mi�kkim blasku dnia Nad wody, miasta, drogi, obyczaje. Ogniu, pot�go, si�o, ty co mnie Trzymasz we wn�trzu d�oni kt�rej bruzdy S� jak w�wozy olbrzymie, czesane Wiatrem po�udnia. Ty co dajesz pewno�� W godzinie l�ku, tygodniu zw�tpienia, Za wcze�nie jeszcze, niech wino dojrzewa, Niechaj podr�ni �pi� w Mittelbergheim. Mittelbergheim, Alzacja, 1951 Wiersz "Koncert", napisany w Waszyngtonie po bytno�ci tam na koncercie, dok�adnie 50 lat temu, w 1948 roku. Koncert Kto s� te kar�y z twarz� le�nej kory Wydobyte z jaski� pod korzeniem drzewa, Wsparte o brzeg nog� pasikonik�w Przechylone rz�dami, kiedy r�ka lewa Unosi pud�em targaj�cy poryw, Prawa pracuje w armii l�ni�cych smyk�w? Z szeptu myszy w suchych li�ciach starej zimy, Z dziupli niedosi�galnych, rodzinnego pisku, Zbiegli si� i wykonuj� rzecz co nie istnieje W muszlach nieba ani w grotach morza. D�wi�kiem gnane otwieraj� si� r�wniny I �piewaczki g�os to �r�d�o co ja�nieje Kiedy w trawie nisk� iskr� idzie po�ar. D�ugie nogi jej zakryte sukni� g�st� Z�oty sanda� drobnym palcem przyciskaj� do estrady. Z wn�trza ciep�ych ust kulisty g�os W metalow� klawiatur� si� przemienia. Marmurowe defiluj� przed jej wzrokiem kolumnady, A� jej r�ce dreszcz rozlu�nia i zwyci�stwo: Ptactwo braw, zatoki uciszenia. Z ��tej gliny pod ciemno�ci� fundament�w Ko�ci w strojach z p�nych dni Cesarstwa Przez szk�o pod��g ogl�daj� widowisko: Widz� kar��w rozkraczonych z pud�em w r�ku, Kontrabasy, z�ote stopy i �piewaczk� To jest lini� n�g soczyst�. Washington D.C., 1948 Wiersz pod tytu�em "Mistrz", napisany we Francji w Montgeron, gdzie mieszka�em, w 1959 roku; to by�o na kr�tko przed moim wyjazdem do Ameryki. Mistrz M�wi�, �e moja muzyka jest anielska. Ze kiedy s�ucha jej Ksi��� Jego twarz, zakryta, �agodnieje. Z �ebrakiem wtedy dzieli�by si� w�adz�. Wachlarz damy dworu jest nieruchomy, Dotyk at�asu nie przywodzi my�li nieskromnych a mi�ych I obce, jak w przepa�ci, zi�bn� pod fa�d� kolana. Ka�dy s�ysza� w katedrze moj� Missa Solemnis. Ja gard�a dziewcz�t z ch�ru �wi�tej Cecylii Przemieni�em w instrument kt�ry nas wywy�sza Ponad to czym jeste�my Umiem odj�� pami�� D�ugiego �ycia m�om i kobietom, A� w dymach nawy stoj� przywr�ceni Rankom dzieci�stwa kiedy kropla rosy I krzyk z g�r by�y prawd� �wiata. Wsparty na lasce o zachodzie s�o�ca Podobny mog� by� ogrodnikowi Kt�ry wyhodowa� du�e drzewo. Nie trwoni�em lat kruchej m�odzie�czej nadziei. Mierz� co dokonane. Tam w g�rze jask�ka Minie, i wr�ci nowa swoim sko�nym lotem. U studni zabrzmi� kroki, ale innych ludzi. P�ugi zaorz� las. Tylko flet i skrzypce B�d� pracowa� jak im nakaza�em. Nikt nie wie jak p�aci�em. �mieszni. Oni my�l�, �e dostaje si� darmo. Przebija nas promie�. Chc� promienia, bo to im pomaga w podziwie. Albo wierz� w ba�� gminn�. Raz w cieniu pod olch� Objawi� si� nam demon, czarny jak sadzawka, Dwie krople krwi utoczy� uk�uciem komara I odcisn�� na wosku pier�cie� z ametystu. Graj� niezmiennie sfery niebios i planety Ale chwila pami�ci jest niepokonana. W �rodku nocy powraca. Kto trzyma pochodnie, �e co by�o tak dawno dzieje si� w jasno�ci? �al, ju� daremny, o ka�dej godzinie D�ugiego �ycia. Jakie pi�kne dzie�o Zdo�a okupi� uderzenia serca �ywej istoty i komu wystarczy Uczynki wyzna�, kt�re trwaj� wiecznie? Kiedy stare i siwe pod szalem z koronk� Palce nurzaj� w wodzie kropielnicy Zdaje mi si�, �e mog�aby by� jedn� z nich. Te same jod�y Szumi�, i p�ytk� fal� mieni si� jezioro. Kocha�em jednak moje przeznaczenie. I gdybym cofn�� czas czy wybra�bym uczciwo�� Nie potrafi� odgadn��. Linia losu nie wie. Czy B�g chce, �eby�my gubili dusz�, Bo tak ma tylko dar nieskazitelny? Mowa anio��w! Nim wspomnisz o �asce Bacz, aby� innych i siebie nie zwodzi�. Co z mego z�a powsta�o, to tylko prawdziwe. Montgeron, 1959 Wiersz pod tytu�em "Jak�e znosi�e�", napisany w Berkeley, w Kalifornii, w 1964 roku. Zdawa�o si�, �e trudno o wiersz mniej zwi�zany z Ameryk�. Ten wiersz dotyczy polskiej r�wniny. Jak�e znosi�e� Jak�e znosi�e�, Jezu, te wszystkie feretrony, Jedwabie sk�d ratunku p�acz�c wygl�daj�, Blachy srebrne i z�ote kt�rym ognie pal�, Marmur, ich kolanami z wieku na wiek dr��ony? I anio�y rozd�te, w drzazgach kamiennych szat Na wie�ach nad czesan� bronami r�wnin�, Gdzie ho i ho na konia, a tak zaraz gin� I ko� i ten, co na nim co dzie� szlej� k�ad�? Czym by�y tobie, Jezu, podj�te z urny l�d�wie Na s�omie w�skich ��ek nad b�otem klepiska, W ten czas kiedy za szybk� mro�na gwiazda b�yska I w jedno s� z��czone sen twardy i pocz�cie? Jaka studnia kwilenia, ga�gan�w i piszczeli! Jaka wie�a ci�ni�tych w powietrze lament�w! I kto z klamorem dzwonk�w, s�o�cem sakrament�w Mi�dzy nimi i tob� przechadza� si� o�mieli? Berkeley, 1964 Wiersz pod tytu�em "Biel", napisany w Pary�u w 1966 roku. By�o to dla mnie zawsze miasto raczej symboliczne pod wielu wzgl�dami. To jest wiersz raczej o mie�cie ni� o jakim� w�asnym prze�yciu. Biel O bia�e, bia�e, bia�e. Bia�e miasto kt�rym nios� chleb i warzywa kobiety urodzone pod znakami wracaj�cych moich zodiak�w Paszcze w zielonym s�o�cu bluzgaj� wod� jak w dni dalekich za�lubin, marsz�w o ch�odzie aurory z kra�ca na kraniec. Klamry od szkolnych pask�w gdziekolwiek w g�stej ziemi, sznurem o�yn przepasane bunkry i sarkofagi. Objawienia dotyku od pocz�tku, nie przyj�ta �adna wiedza i �adna pami��. Chwiejny przechodzie�, id� przez targ uliczny po utracie mowy. �wieczniki w namiotach zdobywc�w zala� wosk, opu�ci� mnie gniew i na j�zyku mam cierpko�� zimowej renety. Dwie Cyganki wstaj�ce z popio�u bij� w b�benek i ta�cz� dla nie�miertelnych ludzi. Echa, go��bie w zamieszkanym albo pustym, nikt nie troszczy si�, niebie. Wielki m�j lament, bo my�la�em �e mo�e trwa� rozpacz i �e mo�e trwa� mi�o��. W bia�ym mie�cie kt�re nie ��da, nie zna, nie nazywa, a by�o i b�dzie. Pary�, 1966 Pierwszy raz przyjecha�em do Pary�a maj�c lat dwadzie�cia, a p�niej przez rok by�em stypendyst�, studiowa�em tam. Napisa�em ten wiersz o wiele, wiele p�niej, powr�ciwszy do Pary�a. Wiersz nosi dat� 1980. To, co tutaj jest w wierszu, jest o tyle prawdziwe, �e mieszka�em niedaleko rue Descartes, a wiersz si� nazywa "Rue Descartes". Rue Descartes Mijaj�c ulic� Descartes Schodzi�em ku Sekwanie, m�ody barbarzy�ca w podr�y Onie�mielony przybyciem do stolicy �wiata. By�o nas wielu, z Jass i Koloszwaru, Wilna i Bukaresztu, Sajgonu i Marakesz, Wstydliwie pami�taj�cych domowe zwyczaje O kt�rych nie nale�a�o m�wi� tu nikomu: Kla�ni�cie na s�u�b�, nadbiegaj� dziewki bose, Dzielenie pokarm�w z inkantacjami, Ch�ralne mod�y odprawiane przez pan�w i czelad�. Zostawi�em za sob� pochmurne powiaty. Wkracza�em w uniwersalne, podziwiaj�c, pragn�c. Nast�pnie wielu z Jass i Koloszwaru, albo Sajgonu albo Marakesz By�o zabijanych poniewa� chcieli obali� domowe zwyczaje. Nast�pnie ich koledzy zdobywali w�adz� �eby zabija� w imi� pi�knych idei uniwersalnych. Tymczasem zgodnie ze swoj� natur� zachowywa�o si� miasto, Gard�owym �miechem odzywaj�c si� w ciemno�ci, Wypiekaj�c d�ugie chleby i w gliniane dzbanki nalewaj�c wino, Ryby, cytryny i czosnek kupuj�c na targach, Oboj�tne na honor i ha�b� i wielko�� i chwa��, Poniewa� to wszystko ju� by�o i zmieni�o si� W pomniki przedstawiaj�ce nie wiadomo kogo, W ledwo s�yszalne arie albo zwroty mowy Znowu opieram �okcie o szorstki granit nabrze�a, Jakbym wr�ci� z w�dr�wki po krajach podziemnych I nagle zobaczy� w �wietle kr�c�ce si� ko�o sezon�w Tam gdzie upad�y imperia, a ci co �yli, umarli. I nie ma ju� tu i nigdzie stolicy �wiata. I wszystkim obalonym zwyczajom wr�cono ich dobre imi�. I ju� wiem, �e czas ludzkich pokole� niepodobny do czasu Ziemi. A z ci�kich moich grzech�w jeden najlepiej pami�tam: Jak przechodz�c raz le�n� �cie�k� nad potokiem Zrzuci�em du�y kamie� na wodnego w�a zwini�tego w trawie. I co mnie w �yciu spotka�o by�o s�uszn� kar�, Kt�ra pr�dzej czy p�niej �ami�cego zakaz dosi�gnie. 1980 Wychowa�em si� na Litwie. Tam w�� wodny by� istot� �wi�t�, nie wolno by�o go dotkn��. W�� wodny by� ��czony ze s�o�cem i by�o to tabu, nie wolno by�o skrzywdzi� w�a wodnego, A tutaj opisuj� zrobienie krzywdy w�owi wodnemu. Nast�pny wiersz to jest kr�tki wiersz proz�. Zosta� napisany, kiedy mieszka�em pod Pary�em i cz�sto je�dzi�em metrem paryskim. Jest to kr�tki wiersz mi�osny. Akcja dzieje si� w metrze paryskim. Esse Przygl�da�em si� tej twarzy w os�upieniu. Przebiega�y �wiat�a stacji metra, nie zauwa�a�em ich. Co mo�na zrobi�, je�eli wzrok nie ma si�y absolutnej, tak, �eby wci�ga� przedmioty z zach�y�ni�ciem si� szybko�ci, zostawiaj�c za sob� ju� tylko pustk� formy idealnej, znak, niby hieroglif, kt�ry uproszczono z rysunku zwierz�cia czy ptaka? Lekko zadarty nos, wysokie czo�o z g�adko zaczesanymi w�osami, linia podbr�dka - ale dlaczego wzrok nie ma si�y absolutnej? - i w r�owawej bieli wyci�te otwory, w kt�rych ciemna b�yszcz�ca lawa. Wch�on�� t� twarz, ale r�wnocze�nie mie� j� na tle wszystkich ga��zi wiosennych, mur�w, fal, w p�aczu, w �miechu, w cofni�ciu jej o pi�tna�cie lat, w posuni�ciu naprz�d o trzydzie�ci lat. Mie�. To nawet nie po��danie. Jak motyl, ryba, �odyga ro�liny, tylko rzecz bardziej tajemnicza. Na to mi przysz�o, �e po tylu pr�bach nazywania �wiata umiem ju� tylko powtarza� w k�ko najwy�sze, jedyne wyznanie, poza kt�re �adna moc nie mo�e si�gn��: ja jestem - ona jest. Krzyczcie, dmijcie w tr�by, utw�rzcie tysi�czne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzaj�c to jedno: jest! I po co zapisano stronice, tony, katedry stronic, je�eli be�koc� jakbym by� pierwszym, kt�ry wy�oni� si� z i�u na brzegach oceanu? Na co zda�y si� cywilizacje S�o�ca, czerwony py� rozpadaj�cych si� miast, zbroje i motory w pyle pusty�, je�eli nie doda�y nic do tego d�wi�ku: jest? Wysiad�a na Raspail. Zosta�em z ogromem rzeczy istniej�cych. G�bka kt�ra cierpi bo nie mo�e nape�ni� si� wod�, rzeka kt�ra cierpi bo odbicia ob�ok�w i drzew nie s� ob�okami i drzewami. Brie-Comte-Robert, 1954 Ten wiersz czytam na wszystkich moich wieczorach autorskich, zar�wno po polsku, jak po angielsku w Ameryce, czyli czytam ten wiersz w przek�adzie na angielski, Nast�pny wiersz jest w pewnym sensie na chwal� rzeki Wilii, na kt�rej sp�dzi�em sporo czasu jako bardzo m�ody cz�owiek. Wiersz nazywa si� "Rzeki". Rzeki Pod rozmaitymi imionami was tylko s�awi�em, rzeki! Wy jeste�cie i mi�d i mi�o�� i �mier� i taniec. Od �r�d�a w tajemnych grotach bij�cego spo�r�d omsza�ych kamieni, Gdzie bogini ze swoich dzban�w nalewa wod� �yw�, Od jasnych zdroj�w na murawach, pod kt�rymi szemrz� poniki, Zaczyna si� wasz bieg i m�j bieg, i zachwyt i przemijanie. Na s�o�ce wystawia�em twarz, nagi, steruj�cy z rzadka zanurzeniem wios�a, I mkn�y d�bowe lasy, ��ki, sosnowy b�r, Za ka�dym zakr�tem otwiera�a si� przede mn� ziemia obietnicy, Dymy wiosek, senne stada, loty jask�ek-brzeg�wek, piaskowe obrywy. Powoli, krok za krokiem, wst�powa�em w wasze wody I nurt mnie podejmowa� milcz�co za kolana, A� powierzy�em si�, i uni�s� mnie, i p�yn��em Przez wielkie odbite niebo triumfalnego po�udnia. I by�em na waszych brzegach o zacz�ciu letniej nocy, Kiedy wytacza si� pe�nia i ��cz� si� usta w obrz�dzie. I szum wasz ko�o przystani, jak wtedy w sobie s�ysz� Na przywo�anie, obj�cie, i na ukojenie. Z biciem we wszystkie dzwony zatopionych miast odchodzimy. Zapomnianych witaj� poselstwa dawnych pokole�. A p�d wasz nieustaj�cy zabiera dalej i dalej. I ani jest ani by�o. Tylko trwa wieczna chwila. 1980 Mieszka�em bardzo d�ugo w Kalifornii z widokiem na Pacyfik, czyli mieszka�em na najdalszym kra�cu Zachodu, czyli zachodniej cywilizacji. I wiersz, kt�ry przeczytam, nawi�zuje do sielanki poety polskiego z XVII wieku. Nazywa si� "Kresy". Kresy "Wolno, owieczki moje, wolno post�pujcie" W zatokach, wielu, ciemniej�cego czasu. Lwy morskie z ber�ami na skalnych tronach. Daleko, daleko, rzu� za siebie grzebie�, wyro�nie las, Rzu� za siebie lusterko, dojrzeje ocean. Obalona jest nareszcie dobra s�awa. �adnych lat, �adnych zegar�w, �adnej pami�ci o tym jak na kl�czkach p�ukali�my z�oto. Siod�a chrz�ci�y i rozpad�y si� pos�gi w trawie �ubrowej. A� by�o co ma by�. Tylko ziemia i morze. S�l, ��te g�ry, d�b kar�owaty i piana. Albatrosom szeptaliby swoje zas�ugi? My wiemy lepiej. Nie za�wiadcza nic. "Wolno, owieczki moje, wolno post�pujcie". Berkeley, 1962 Nast�pny wiersz napisany w Montgeron pod Pary�em w '57 roku. To jest pewnego rodzaju wspomnienie mojego rodzinnego domu, gdzie si� urodzi�em w�a�nie, w powiecie kiejda�skim. Nauki Od tamtej chwili, kiedy w domu o niskich okapach Doktor z miasteczka przeci�� p�powin� A pleni�y si� w sadach szczawie i lebiody, Gniazda dla kropkowanych bia�� ple�ni� gruszek, By�em ju� w r�kach ludzi. Mogli przecie zd�awi� M�j krzyk pierwszy, nacisn�� swoj� wielk� d�oni� Gard�o bezbronne, budz�ce ich czu�o��. Od nich przej��em nazwy ptak�w i owoc�w, W ich kraju zamieszka�em, nie zanadto dzikim, Nie zanadto uprawnym, z ��k�, ornym polem I wod� na dnie cz�na w g�szczu za stolarni�. Ich nauki znalaz�y co prawda granic� We mnie samym, a wola moja by�a ciemna, Ma�o pos�uszna moim albo ich zamiarom. Inni, kt�rych nie zna�em, czy tylko z imienia, St�pali we mnie i ja, przera�ony, S�ysza�em w sobie skrzypi�ce pokoje Dok�d si� nie zagl�da przez dziurk� od klucza. Nic nie znaczyli dla mnie Ka�mierz ni Hrehory Ani Emilia ani Margareta. Ale ka�d� ich skaz� i ka�de kalectwo Musia�em sam powt�rzy�. To mnie poni�a�o. Ze got�w by�bym krzycze�: Wy, odpowiedzialni, Przez was nie mog� zosta� kim chc�, tylko sob�. S�o�ce pada�o w ksi��ce na grzech pierworodny I nieraz, kiedy huczy w trawach popo�udnie, Wyobra�a�em sobie dwoje, z moj� win�, Jak depcz� os� pod rajsk� jab�oni�. Montgeron, 1957 Wiersz "Notatnik: Bon nad Lemanem" by� rzeczywi�cie napisany w miasteczku Bon, niedaleko Lemanu, jeziora Lema�skiego, po stronie francuskiej, w roku '53. Notatnik: Bon nad Lemanem Buki czerwone, topole �wiec�ce I strome �wierki za mg�� pa�dziernika. W dolinie dymi jezioro. Ju� �nieg Le�y na grzbietach g�r po drugiej stronie. Z �ycia zostaje co? Jedynie �wiat�o Przed kt�rym oczy mru�� si� w s�oneczny Czas takiej pory. M�wi si�: to jest I umiej�tno�� �adna ani dar Si�gn�� nie mog� poza to, co jest A niepotrzebna pami�� traci si��. Jab�ecznik pachnie z beczek. Proboszcz miesza Wapno �opat� przed budynkiem szko�y M�j syn tam biegnie �cie�k�. Ch�opcy nios� Worki zebranych na zboczu kasztan�w Je�li zapomn� ciebie, Jeruzalem, Niech, m�wi prorok, uschnie mi prawica. Podziemne dr�enie wstrz�sa tym, co jest. P�kaj� g�ry i �ami� si� lasy. Przez to, co by�o i przez to, co b�dzie Dotkni�te, pada w popi� to, co jest. Czysty, gwa�towny, wre na nowo �wiat I nie ustaje pami�� ni d��enie. Jesienne nieba, w dzieci�stwie te same W wieku dojrza�ym i w staro�ci, wam Nie b�d� si� przygl�da�. Krajobrazy �agodnym ciep�em serce nam karmi�ce, jaka� trucizna w was, �e nieme usta, R�ce splecione na piersi i wzrok Jak sennych zwierz�t. A kto w tym, co jest Znajduje spok�j, �ad i moment wieczny Mija bez �ladu. Godzisz si� co jest Niszczy� i z ruchu podj�� moment wieczny Jak blask na wodach czarnej rzeki? Tak. Bon, 1953 "Nie wi�cej" - wiersz napisany we Francji, w Montgeron w '57 roku. Nie wi�cej Powinienem powiedzie� kiedy� jak zmieni�em Opini� o poezji i jak to si� sta�o, �e uwa�am si� dzisiaj za jednego z wielu Kupc�w i rzemie�lnik�w Cesarstwa Japonii Uk�adaj�cych wiersze o kwitnieniu wi�ni, O chryzantemach i pe�ni ksi�yca. Gdybym ja m�g� weneckie kurtyzany Opisa�, jak w podw�rzu witk� dra�ni� pawia I z tkaniny jedwabnej, z per�owej przepaski Wy�uska� oci�a�e piersi, czerwonaw� Pr�g� na brzuchu od zapi�cia sukni, Tak przynajmniej jak widzia� szyper galeon�w Przyby�ych tego ranka z �adunkami z�ota; I gdybym r�wnocze�nie m�g� ich biedne ko�ci Na cmentarzu, gdzie bram� li�e t�uste morze, Zamkn�� w s�owie mocniejszym ni� ostatni grzebie� Kt�ry w pr�chnie pod p�yt�, sam, czeka na �wiat�o, Tobym nie zw�tpi�. Z opornej materii Co da si� zebra�? Nic, najwy�ej pi�kno. A wtedy nam wystarczy� musz� kwiaty wi�ni I chryzantemy i pe�nia ksi�yca. Montgeron, 1957 Wiersz "Godzina". To jest Berkeley 1972. Godzina �arz�ce s�o�ce na li�ciach, gorliwe buczenie trzmieli, Gdzie� z daleka, zza rzeki, senne gaworzenie I nie�pieszne stukanie m�otka nie mnie jednego cieszy�y. Zanim otwarto pi�� zmys��w, i wcze�niej ni�eli pocz�tek Czeka�y, gotowe, na wszystkich kt�rzy siebie nazw�: �miertelni, �eby jak ja wys�awiali �ycie to jest szcz�cie. Berkeley, 1972 Wiersz o Pary�u, napisany podczas jednej z moich wizyt w tym miecie, wtedy kiedy by�em ju� profesorem w Berkeley w Kalifornii, data 1963. I �wieci�o to miasto I �wieci�o to miasto kt�rym po latach wraca�em I przepada�o �ycie, Ruteboeufa albo Villona. Potomni ju� narodzeni, ta�czyli swoje ta�ce. Kobiety patrzy�y w lusterka z nowego metalu. Po co by�o to wszystko, je�eli m�wi� nie mog�. Sta�a nade mn� ci�ka, jak ziemia na swojej osi. Le�a� m�j popi� w puszce pod lad� baru. I �wieci�o to miasto kt�rym po latach wraca�em Do mego domu w gablotce granitowego muzeum Ko�o czernid�a do rz�s, alabastrowych s�oik�w, Menstruacyjnych przepasek egipskiej ksi�niczki. By�o tam tylko s�o�ce wykute ze z�otej blachy, Na ciemniej�cych parkietach powolnych krok�w skrzypienie. I �wieci�o to miasto kt�rym po latach wraca�em Z twarz� zakryt� paltem, chocia� ju� dawno nikt nie �y� Z tych kt�rzy mogli pami�ta� nie zap�acone d�ugi, Ha�by niewiekuiste, pod�ostki do przebaczenia. I �wieci�o to miasto kt�rym po latach wraca�em. Pary�-Berkeley, 1963 Wiersz "Moja wierna mowo" by� napisany w Berkeley w Kalifornii w 1968 roku. Ta data jest bardzo wa�na, bo tre�� wiersza odnosi si� do wydarze� tamtego roku, kt�re s� historykom znane. Moja wierna mowo Moja wierna mowo, s�u�y�em tobie. Co noc stawia�em przed tob� miseczki z kolorami, �eby� mia�a i brzoz� i konika polnego i gila zachowanych w mojej pami�ci. Trwa�o to du�o lat. By�a� moj� ojczyzn� bo zabrak�o innej. My�la�em �e b�dziesz tak�e po�redniczk� pomi�dzy mn� i dobrymi lud�mi, cho�by ich by�o dwudziestu, dziesi�ciu, albo nie urodzili si� jeszcze. Teraz przyznaj� si� do zw�tpienia. S� chwile kiedy wydaje si�, �e zmarnowa�em �ycie. Bo ty jeste� mow� upodlonych, mow� nierozumnych i nienawidz�cych siebie bardziej mo�e ni� innych narod�w, mow� konfident�w, mow� pomieszanych, chorych na w�asn� niewinno��. Ale bez ciebie kim jestem. Tylko szkolarzem gdzie� w odleg�ym kraju, a success, bez l�ku i poni�e�. No tak, kim jestem bez ciebie. Filozofem takim jak ka�dy. Rozumiem, to ma by� moje wychowanie: gloria indywidualno�ci odj�ta, Grzesznikowi z moralitetu czerwony dywan pod�cie�a Wielki Chwa�, a w tym samym czasie latarnia magiczna rzuca na p��tno obrazy ludzkiej i boskiej udr�ki. Moja wierna mowo, Mo�e to jednak ja musz� ciebie ratowa�. Wi�c b�d� dalej stawia� przed tob� miseczki z kolorami Jasnymi i czystymi je�eli to mo�liwe, Bo w nieszcz�ciu potrzebny jaki� �ad czy pi�kno. Berkeley, 1968 "Ars poetica?", ze znakiem zapytania, mo�e wyra�aj�cym pewni moj� w�tpliwo��, czy mam prawo pisa� ars poetica jak Horacy. Data 1968, napisane w Berkeley, Kalifornia. Ars poetica? Zawsze t�skni�em do formy bardziej pojemnej, kt�ra nie by�aby zanadto poezj� ani zanadto proz� i pozwoli�aby si� porozumie� nie nara�aj�c nikogo, autora ni czytelnika, na m�ki wy�szego rz�du. W samej istocie poezji jest co� nieprzystojnego: powstaje z nas rzecz, o kt�rej nie wiedzieli�my, �e w nas jest, wi�c mrugamy oczami, jakby wyskoczy� z nas tygrys i sta� w �wietle, ogonem bij�c si� po bokach. Dlatego s�usznie si� m�wi, �e dyktuje poezj� dajmonion, cho� przesadza si� utrzymuj�c, �e jest na pewno anio�em. Trudno poj�� sk�d si� bierze ta duma poet�w je�eli wstyd im nieraz, �e wida� ich s�abo��. Jaki rozumny cz�owiek zechce by� pa�stwem demon�w, kt�re rz�dz� si� w nim jak u siebie, przemawiaj� mn�stwem j�zyk�w, a jakby nie dosy� im by�o skra�� jego usta i r�k�, pr�buj� dla swojej wygody zmienia� jego los? Poniewa� co chorobliwe jest dzisiaj cenione, kto� mo�e my�le�, �e tylko �artuj� albo �e wynalaz�em jeszcze jeden spos�b �eby wychwala� Sztuk� z pomoc� ironii. By� czas, kiedy czytano tylko m�dre ksi��ki pomagaj�ce znosi� b�l oraz nieszcz�cie. To jednak nie to samo co zagl�da� w tysi�c dzie� pochodz�cych prosto z psychiatrycznej kliniki. A przecie �wiat jest inny ni� si� nam wydaje i my jeste�my inni ni� w naszym bredzeniu. Ludzie wi�c zachowuj� milcz�c� uczciwo��, tak zyskuj�c szacunek krewnych i s�siad�w Ten po�ytek z poezji, �e nam przypomina jak trudno jest pozosta� t� sam� osob�, bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza a niewidzialni go�cie wchodz� i wychodz�. Co tutaj opowiadam, poezj�, zgoda, nie jest. Bo wiersze wolno pisa� rzadko i niech�tnie, pod niezno�nym przymusem i tylko z nadziej�, �e dobre, nie z�e duchy, maj� w nas instrument. Berkeley, 1968 Wiersz "Zadanie", napisany w Berkeley w Kalifornii, 1970. Zadanie W trwodze i dr�eniu my�l�, �e spe�ni�bym swoje �ycie Tylko gdybym si� zdoby� na publiczn� spowied� Wyjawiaj�c oszustwo, w�asne i mojej epoki: Wolno nam by�o odzywa� si� skrzekiem kar��w i demon�w Ale czyste i dostojne s�owa by�y zakazane Pod tak surow� kar�, �e kto jedno z nich �mia� wym�wi� Ju� sam uwa�a� si� za zgubionego. Berkeley, 1970 "Economia divina", wiersz napisany w Berkeley w 1973 roku. Economia Divina Nie my�la�em, �e �y� b�d� w tak osobliwej chwili. Kiedy B�g skalnych wy�yn i grom�w, Pan Zast�p�w, kyrios Sabaoth, Najdotkliwiej upokorzy ludzi, Pozwoliwszy im dzia�a� jak tylko zapragn�, Im zostawiaj�c wnioski i nie m�wi�c nic. By�o to widowisko niepodobne, zaiste, Do wiekowego cyklu kr�lewskich tragedii. Drogom na betonowych s�upach, miastom ze szk�a i �eliwa, Lotniskom rozleglejszym ni� plemienne pa�stwa Nagle zabrak�o zasady i rozpad�y si�. Nie we �nie ale na jawie, bo sobie odj�te Trwa�y jak trwa to tylko, co trwa� nie powinno. Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole Uciek�a materialno�� i widmo ich Okazywa�o si� pustk�, dymem na kliszy Wydziedziczona z przedmiot�w mrowi�a si� przestrze�. Wsz�dzie by�o nigdzie i nigdzie, wsz�dzie. Litery ksi�g srebrnia�y, chwia�y si� i nik�y. R�ka nie mog�a nakre�li� znaku palmy, znaku rzeki, ni znaku ibisa. Wrzaw� wielu j�zyk�w og�oszono �miertelno�� mowy. Zabroniona by�a skarga, bo skar�y�a si� samej sobie. Ludzie, dotkni�ci niezrozumia�� udr�k�, Zrzucali suknie na placach, �eby s�du wzywa�a ich nago��. Ale na pr�no t�sknili do grozy, lito�ci i gniewu, Za ma�o uzasadnione By�y praca i odpoczynek I twarz i w�osy i biodra I jakiekolwiek istnienie. Berkeley, 1973 "Tak ma�o", wiersz napisany w Berkeley w 1969 roku. Tak ma�o Tak ma�o powiedzia�em. Kr�tkie dni. Kr�tkie dni, Kr�tkie noce, Kr�tkie lata. Tak ma�o powiedzia�em, Nie zd��y�em. Serce moje zm�czy�o si� Zachwytem, Rozpacz�, Gorliwo�ci�, Nadziej�. Paszcza lewiatana Zamyka�a si� na mnie. Nagi le�a�em na brzegach Bezludnych wysp. Porwa� mnie w otch�a� ze sob� Bia�y wieloryb �wiata. I teraz nie wiem Co by�o prawdziwe. Berkeley, 1969 "Dar", wiersz napisany w Berkeley w 1971. Z pozoru jest to wiersz najzupe�niej pogodny, pogodzenia si� z �yciem, jakiego� oderwania od wszelkich trosk. Ale jak zauwa�yli niekt�rzy krytycy ameryka�scy, tu jest ca�e z�o XX wieku, tylko nie powiedziane, jakby ukryte za liniami. Dar Dzie� taki szcz�liwy Mg�a opad�a wcze�nie, pracowa�em w ogrodzie. Kolibry przystawa�y nad kwiatem kaprifolium. Nie by�o na ziemi rzeczy, kt�r� chcia�bym mie�. Nie zna�em nikogo, komu warto by�oby zazdro�ci�. Co przydarzy�o si� z�ego, zapomnia�em. Nie wstydzi�em si� my�le�, �e by�em kim jestem. Nie czu�em w ciele �adnego b�lu. Prostuj�c si�, widzia�em niebieskie morze i �agle. Berkeley, 1971 "O anio�ach", wiersz pisany w Berkeley w 1969 roku. O anio�ach Odj�to wam szaty bia�e, Skrzyd�a i nawet istnienie, Ja jednak wierz� wam, Wys�a�cy Tam gdzie na lew� stron� odwr�cony �wiat, Ci�ka tkanina haftowana w gwiazdy i zwierz�ta, Spacerujecie ogl�daj�c prawdom�wne �ciegi. Kr�tki wasz post�j tutaj, Chyba o czasie jutrzennym, je�eli niebo jest czyste, W melodii powtarzanej przez ptaka, Albo w zapachu jab�ek pod wiecz�r Kiedy �wiat�o zaczaruje sady. M�wi�, �e kto� was wymy�li� Ale nie przekonuje mnie to. Bo ludzie wymy�lili tak�e samych siebie. G�os - ten jest chyba dowodem, Bo przynale�y do istot niew�tpliwie jasnych, Lekkich, skrzydlatych (dlaczeg� by nie), Przepasanych b�yskawic�. S�ysza�em ten g�os nieraz we �nie I, co dziwniejsze, rozumia�em mniej wi�cej Nakaz albo wezwanie w nadziemskim j�zyku: zaraz dzie� jeszcze jeden zr�b co mo�esz. Berkeley, 1969 Wiersz pod tytu�em "Czarodziejska g�ra", napisany w Berkeley w 1975 roku, kt�ry m�wi o zaakceptowaniu przegranej. Czytelnik czy s�uchacz mo�e si� dziwi�, dlaczego ja m�wi o przegranej. Moim zdaniem przegrana jest cz�ci� zawodu, �e tak powiem, poety, poniewa� nigdy wygra� nie mo�na. Czarodziejska g�ra Nie pami�tam dok�adnie kiedy umar� Budberg, albo dwa albo trzy lata temu. Ani kiedy Chen. Rok temu czy dawniej. Wkr�tce po naszym przyje�dzie, Budberg, melancholijnie �agodny, Powiedzia�, �e z pocz�tku trudno si� przyzwyczai� Bo nie ma tutaj ni wiosny i lata, ni jesieni i zimy. "- �ni� mi si� ci�gle �nieg i brzozowe lasy. Gdzie prawie nie ma p�r roku, ani spostrzec jak up�ywa czas. To jest, zobaczy Pan, czarodziejska g�ra". Budberg: w dzieci�stwie domowe nazwisko. Du�o znaczy�a w kiejda�skim powiecie Ta rosyjska rodzina, z ba�tyckich Niemc�w. Nie czyta�em �adnej z jego prac, zanadto specjalne. A Chen by� podobno znakomitym poet�. Musz� to przyj�� na wiar�, bo pisa� tylko po chi�sku. Upalny pa�dziernik, ch�odny lipiec, w lutym kwitn� drzewa. Godowe loty kolibr�w nie zwiastuj� wiosny Tylko wierny klon zrzuca� co roku li�cie bez potrzeby Bo tak nauczyli si� jego przodkowie. Czu�em, �e Budberg ma racj� i buntowa�em si�. Wi�c nie dostan� pot�gi, nie uratuj� �wiata? I s�awa mnie ominie, ni tiary ani korony? Czy� na to �wiczy�em siebie, Jedynego, �eby uk�ada� strofy dla mew i mgie� od morza, S�ucha�, jak bucz� tam nisko okr�towe syreny? A� min�o. Co min�o? �ycie. Teraz nie wstydz� si� mojej przegranej. Jedna pochmurna wyspa ze szczekaniem fok Albo spra�ona pustynia, i tego nam dosy� �eby powiedzie� yes, tak, si, "Nawet �pi�c pracujemy nad stawaniem si� �wiata" Tylko z wytrwa�o�ci bierze si� wytrwa�o��. Gestami stwarza�em niewidzialny sznur. I wspina�em si� po nim i trzyma� mnie. Jaka procesja! Quelles delices! Jakie birety i z wy�ogami togi! Mnogouwa�ajemyj Professor Budberg, Most Distinguished Professor Chen, Ciemno Wielmo�ny Profesor Milosz Kt�ry pisywa� wiersze w bli�ej nie znanym j�zyku. Kto ich tam zreszt� policzy. A tu s�o�ce. Tak �e bieleje p�omie� ich wysokich �wiec I ile� pokole� kolibr�w im towarzyszy Kiedy tak posuwaj� si�. Po czarodziejskiej g�rze. I zimna mg�a od morza znaczy �e zn�w lipiec. 1975 "Filina", wiersz napisany w Berkeley w 1976 roku. Filina Widmowe laboratorium na g�rach dymi�o. Mg�a po stopniach jasno�ci w b��kit wst�powa�a. Jad�c d�ug� ulic� o tobie my�la�em, Filino. Kt�ra ukazujesz si� z dobrodziejstwem szumi�cych sp�dnic, Ze �mieszn� twoj� piosenk�: Mam trzewiczki z mysiej piczki Takie same r�kawiczki I przed lustrem spacerujesz tum ta tum Zanim zbiegniesz Na d� do powozu. R�cze konie nas nios� topolow� drog�. Rybacy nad rzekami zasiedli na �wi�to. Bia�y obrus roz�cie�amy pod jab�oni� w gaju. W srebrny kubek nalewamy ciemne wino. - Ale gdzie� jest taka �liczna okolica? - W dawnych ksi�stwach za morzem, Filino. A nawet gdyby twoje wst��ki by�y tanie I twoja bielizna nie zanadto czysta, Ten dzie� i bieg ob�ok�w na zawsze zostanie, �eby ziemia nam pomog�a, rzeczywista. Ty jeste� powierzona wiecznej opiece, Kt�ra �lad motyla w powietrzu chroni I ziemi� na nowo stwarza tak jak zechce, Tam gdzie nie ma b�lu, ani ironii. Filina, sp�dnice szumi�ce, Lustra przepadaj�ce. Tum ta tum. 1976 Wiersz pod tytulem "Dow�d" - data napisania 1975, w Berkeley. Dow�d A jednak zazna�e� piekielnych p�omieni. M�g�by� nawet powiedzie� jakie s�: prawdziwe, Zako�czone ostrymi hakami, �eby dar�y mi�so Po kawa�ku, do ko�ci. I szed�e� ulic� I odbywa�a si� ka��, broczenie, smaganie.