9051

Szczegóły
Tytuł 9051
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9051 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9051 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9051 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arthur C. Clarke OGNIE OD WEWN�TRZ - Znalaz�em co� dla ciebie - powiedzia� Karn z min� wa�niaka. - Rzu� okiem na to. - I posun�� w moj� stron� plik dokument�w, a ja po raz nie wiadomo kt�ry postanowi�em prosi�, �eby go przenie�li gdzie indziej. A jak nie jego, to mnie. - O co chodzi? - spyta�em niech�tnie. - Raport miejskiego doktora Matthewsa, adresowany do ministra nauki. - Machn�� mi tym przed nosem. - We� i przeczytaj! Bez wielkiego zapa�u zacz��em przerzuca� te papiery. Po chwili spojrza�em na niego i burkn��em: - Mo�liwe, �e si� tym razem nie mylisz. - Nie odezwa�em si� wi�cej, a� przeczyta�em do ko�ca... �Szanowny Panie Ministrze (brzmia� pocz�tek listu). Wype�niaj�c Pa�skie polecenie zdaj� niniejszym spraw� z eksperyment�w prof. Hancocka, kt�re przynios�y tak nieoczekiwane i rewelacyjne wyniki. Na skutek po�piechu nie mog�em nada� temu pismu bardziej urz�dowej formy, tote� przesy�am Panu po prostu brulion. Poniewa� z pewno�ci� wiele innych spraw te� zaprz�ta Pa�sk� uwag�, mo�e streszcz� pokr�tce dzieje naszych kontakt�w z profesorem Hancockiem. Do r. 1955 prof. Hancock pe�ni� na Uniwersytecie Brendo�skim obowi�zki kierownika Katedry Urz�dze� Elektrycznych im. Kelvina, po czym otrzyma� bezterminowy urlop na prowadzenie bada� naukowych. Wsp�pracownikiem jego zosta� w�wczas nie�yj�cy dzi� dr Clayton, niegdy� naczelny geolog w Ministerstwie Energetyki. Ich po��czone prace badawcze finansowane by�y dotacjami z Funduszu Paula oraz Towarzystwa Kr�lewskiego. Profesor zamierza� rozwin�� sonar jako metod� szczeg�owych bada� geologicznych. Sonar jest, jak Panu wiadomo, akustycznym odpowiednikiem radaru, wprawdzie mniej znanym, za to o kilka milion�w lat starszym, jako �e nietoperze pos�uguj� si� nim z powodzeniem dla wykrywania w ciemno�ci nocnej owad�w i przeszk�d. Prof. Hancock zamierza� wysy�a� impulsy d�wi�kowe o du�ej mocy w g��b Ziemi, a nast�pnie odtwarza� na podstawie odbitego echa obraz tego, co si� tam znajduje. Obraz uzyskiwany by�by rta ekranie lampy oscyloskopowej, ca�e za� urz�dzenie opiera� si� mia�o na zasadzie podobnej do radaru, u�ywanego w lotnictwie do obserwowania Ziemi przez warstw� chmur. W r. 1957 dwaj badacze osi�gn�li cz�ciowe wyniki, ale wyczerpali posiadane fundusze. Z pocz�tkiem r. 1958 zwr�cili si� bezpo�rednio do rz�du o dalsze kredyty. Dr Clayton podkre�li� olbrzymi� warto�� urz�dzenia, umo�liwiaj�cego uzyskanie pewnego rodzaju rentgenogram�w wn�trza skorupy ziemskiej, a minister energetyki przekaza� to podanie nam, z g�ry zaopatrzywszy je w swoj� akceptacj�. Na kr�tko przedtem opublikowane zosta�o sprawozdanie Komitetu Bernalowskiego, w zwi�zku z czym zale�a�o nam bardzo na jak najszybszym za�atwieniu spraw, aby unikn�� dalszych ewentualnych zarzut�w. Natychmiast wi�c uda�em si� do prof. Hancocka i sporz�dzi�em raport, kt�ry wypad� pozytywnie: w kilka dni p�niej wyp�acili�my na konto S/543A/68 pierwsz� rat� dotacji. Odt�d obserwowa�em nieustannie przebieg bada�, przyczyniaj�c si� do nich poniek�d w charakterze doradcy technicznego. Aparatura s�u��ca do eksperyment�w jest skomplikowana, ale zasady jej dzia�ania proste. Bardzo kr�tkie, ale nadzwyczaj silne impulsy ultrad�wi�kowe wytwarzane s� przez specjalny wiruj�cy nadajnik, zanurzony w ci�kim p�ynie pochodzenia organicznego. Powsta�a wi�zka drga� przenika w g��b Ziemi. Wprowadzaj�c nader pomys�owy wk�ad op�niaj�cy, kt�rego opisu nie mog� przytoczy�, uzyskujemy mo�no�� dowolnego wybierania echa z pewnej okre�lonej g��boko�ci, po czym otrzymujemy ju� normalny obraz badanych warstw na ekranie lampy oscyloskopowej. Kiedy po raz pierwszy zetkn��em si� z prof. Hancockiem, jego aparat by� jeszcze do�� prymitywny, ale ju� i ten aparat potrafi� wykaza�, jakie jest rozmieszczenie ska� do g��boko�ci oko�o stu metr�w; widzieli�my te� na nim ca�kiem wyra�nie cz�� linii kolejowej Bakerloo, kt�rej tunel przebiega w pobli�u laboratorium, Sukces profesora opiera� si� w znacznej mierze na du�ej intensywno�ci wysy�anych przez niego impuls�w ultrad�wi�kowych; niemal od samego pocz�tku by� on w stanie uzyskiwa� moc rz�du setek kilowat�w, kt�r� prawie w ca�o�ci emitowano w g��b Ziemi. Niebezpiecznie by�o przebywa� w pobli�u nadajnika. Zauwa�y�em te� wok� niego silne rozgrzewanie si� gruntu. Dziwi�a mnie troch� obfito�� ptak�w w okolicach laboratorium, ale wkr�tce odkry�em, �e s� one zwabiane przez setki martwych robak�w, kt�re le�� na powierzchni. W momencie �mierci doktora Claytona, tj. w roku 1960, urz�dzenie pracowa�o z moc� powy�ej jednego megawata i uzyskiwano dzi�ki niemu do�� wyra�ne obrazy warstw le��cych na g��boko�ci do p�tora kilometra. Dr Clayton zd��y� jeszcze por�wna� otrzymane wyniki z tym, co m�wi�y dane geograficzne, i udowodni� ponad wszelk� w�tpliwo��, �e wyniki te s� pe�nowarto�ciowe. �mier� doktora Claytona w wypadku samochodowym by�a wielk� tragedi�. Wywiera� on zawsze pewien wp�yw stabilizuj�cy na prof. Hancocka, kt�ry sam nie interesowa� si� zbytnio praktycznym zastosowaniem swoich osi�gni��. Zauwa�y�em niebawem, �e punkt widzenia profesora uleg� wyra�nej zmianie, a w kilka miesi�cy p�niej profesor zwierzy� mi si� ze swoich nowych ambicji. Stara�em si� go nam�wi�, aby opublikowa� wyniki dotychczasowych bada� (wyda� ju� ponad 50 ty�. funt�w i Komisja Kontroli Finansowej zn�w si� nam zaczyna�a dawa� we znaki), ale profesor poprosi� jeszcze o ma�� zw�ok�. S�dz�, �e najlepiej wyja�ni� jego punkt widzenia, cytuj�c jego w�asne s�owa, kt�re zapami�ta�em bardzo dok�adnie, poniewa� wypowiedziane zosta�y ze szczeg�ln� emfaz�. - Czy zastanawia� si� pan kiedy - rzek� prof. Hancock - czym w�a�ciwie jest wn�trze Ziemi? Nasze kopalnie i studnie zaledwie drasn�y jej powierzchni�. To, co le�y g��biej, jest mniej znane ni� druga strona Ksi�yca. Wiemy, �e g�sto�� Ziemi jest nadspodziewanie du�a: znacznie wi�ksza, ani�eli by na to mog�y wskazywa� ska�y i gleby tworz�ce jej skorup�. J�dro mo�e by� jednolit� mas� metalu, ale nie mieli�my dotychczas sposobu, aby si� czegokolwiek dowiedzie� w tej kwestii. Na g��boko�ci zaledwie pi�tnastu kilometr�w ci�nienie musi wynosi� oko�o pi�ciu ton na centymetr kwadratowy, je�li nie wi�cej, a temperatura - setki stopni. Co si� mo�e dzia� w samym centrum, nie da si� nawet ogarn�� wyobra�ni�: ci�nienie musi tam wynosi� tysi�ce ton na centymetr. Dziwnie jest pomy�le�, �e za kilka lat dotrzemy, by� mo�e, do Ksi�yca i nawet kiedy dolecimy do gwiazd, wci�� b�dziemy r�wnie dalecy od tego piek�a, kt�re si� znajduje w odleg�o�ci zaledwie sze�ciu tysi�cy kilometr�w pod naszymi stopami... Obecnie mog� uzyska� czytelne echo z g��boko�ci trzech kilometr�w, ale w ci�gu kilku miesi�cy spodziewam si� powi�kszy� moc nadajnika do dziesi�ciu megawat�w. Przypuszczam, �e wtedy jego zasi�g wzro�nie do pi�tnastu kilometr�w; i nie mam wcale zamiaru na tym poprzesta�. Jego s�owa zrobi�y na mnie wra�enie. Mimo to by�em nastawiony raczej sceptycznie. - Wszystko to pi�knie - odpar�em - ale przecie� im g��biej pan si� zapu�ci, tym mniej b�dzie do zobaczenia. Takie ci�nienie wyklucza mo�liwo�� istnienia jaski�, wi�c po kilku kilometrach b�dzie ju� tylko jednostajna masa, tyle �e coraz g�stsza i g�stsza. - Mo�liwe - zgodzi� si� profesor. - Mimo to niejedno mog� wywnioskowa� cho�by z samego sposobu przenikania. Zreszt� zobaczymy. Dzia�o si� to cztery miesi�ce temu; a wczoraj ogl�da�em wynik tych bada�. Kiedy przyby�em na jego zaproszenie do pracowni, profesor by� wyra�nie podniecony, ale nie by�em w stanie odgadn��, co odkry�, je�li cokolwiek odkry�. Pokaza� mi swoj� ulepszon� aparatur� i wydoby� zanurzony zwykle w p�ynie odbiornik. Czu�o�� mikrofon�w by�a teraz o wiele wi�ksza i ju� samo to podwoi�o zasi�g, niezale�nie od wzrostu mocy nadajnika. Dziwnie by�o ogl�da� obracaj�c� si� powoli stalow� konstrukcj� i u�wiadamia� sobie, �e bada ona w tej chwili rejony pomimo blisko�ci na zawsze niedost�pne dla cz�owieka. Kiedy�my weszli do kabiny z urz�dzeniem obserwacyjnym, profesor by� dziwnie milcz�cy. W��czy� nadajnik i chocia� znajdowa� si� on pi��dziesi�t metr�w od nas, poczu�em przykre mrowienie. Potem ekran oscyloskopu za�wieci� i obracaj�cy si� z wolna promie� narysowa� tyle razy ju� widziany przeze mnie obraz. Ale znacznie ostrzejszy dzi�ki zwi�kszonej mocy i czu�o�ci urz�dzenia. Operuj�c regulatorem g��boko�ci nastawi�em aparat na tunel metra, doskonale widoczny w postaci ciemnej smugi na �wiec�cym blado ekranie. Kiedy tak patrzy�em, smu�ka wype�ni�a si� nagle jak gdyby mg�� i zrozumia�em, �e widz� przeje�d�aj�cy poci�g. Po chwili zacz��em opuszcza� si� g��biej. Chocia� widzia�em ten obraz wiele razy, wra�enie by�o zawsze niesamowite: obserwowa�em nap�ywaj�ce na mnie �wietliste masy i wiedzia�em, �e s� to zagrzebane g��boko od�amy skalne, prawdopodobnie gruz lodowcowy sprzed pi��dziesi�ciu tysi�cy lat. Dr Clayton opracowa� map�, wed�ug kt�rej mogli�my teraz identyfikowa� kolejno r�ne warstwy. Po nied�ugim czasie ujrza�em, �e gleby namu�owe pozosta�y nade mn� i �e zag��biam si� w ogromn� nieck� gliny, kt�ra zbiera w sobie i przechowuje ca�y zapas wody, dost�pny studniom artezyjskim naszego miasta. Wkr�tce zacz��em si� pogr��a� w skalne pod�o�e, przesz�o kilometr pod powierzchni�. Obraz by� ci�gle, wyra�ny i jasny, chocia� widzia�em niewiele, bo struktura gruntu niewiele si� zmienia�a. Ci�nienie dochodzi�o do tysi�ca atmosfer: wkr�tce stanie si� niemo�liwe istnienie jakiegokolwiek wydr��enia, bo nawet ska�a zacznie by� p�ynna. Spada�em kilometr za kilometrem, ale ju� jedynie blada mgie�ka przep�ywa�a po ekranie, z rzadka tylko czym� przerywana, kiedy echo wraca�o od �y�y jakiego� g�stszego minera�u. Zdarza�y si� one tym rzadziej, im g��biej, albo mo�e sta�y si� ju� tak drobne, �e zupe�nie niedostrzegalne. Skala widzianego obrazu by�a oczywi�cie coraz mniejsza. Jego �rednica wynosi�a ju� teraz wiele kilometr�w i poczu�em si� nagle jak lotnik, patrz�cy z. niezmiernej wysoko�ci na nieprzerwane morze ob�ok�w. Poczu�em przez moment zawr�t g�owy na my�l o otch�ani, w jak� spogl�dam. Nie s�dz�, aby grunt pod nogami kiedykolwiek jeszcze wyda� mi si� w pe�ni twardy. Na g��boko�ci kilkunastu kilometr�w zatrzyma�em si� i popatrzy�em na prof. Hancocka. Od pewnego czasu nie by�o �adnych zmian i wiedzia�em, �e tutaj ska�a musi ju� by� zbita w bezkszta�tn� i jednolit� mas�. Przeprowadzi�em w my�lach szybkie obliczenie i dreszcz mnie przej��, kiedy u�wiadomi�em sobie, �e tu, gdzie jestem, ci�nienie musi wynosi� co najmniej pi�� ton na centymetr kwadratowy. Promie� kr��y� teraz bardzo powoli, bo s�abe echa potrzebowa�y ju� wielu sekund, �eby wydosta� si� na powr�t z tych g��bin. - Panie profesorze - powiedzia�em - gratuluj� panu. To jest naprawd� wielkie osi�gni�cie. Ale doszli�my ju� chyba do j�dra. Nie s�dz�, �eby od tego miejsca do centrum globu cokolwiek mog�o si� zmieni�: Odpowiedzia� mi nieco krzywym u�miechem. - Jed� pan dalej - rzek�. - Jeszcze nie koniec. Ton jego g�osu zbi� mnie z tropu i przej�� niepokojem. Przez chwil� patrzy�em na niego z nat�eniem. Rysy jego by�y ledwie widoczne w b��kitnozielonkawym l�nieniu ekranu. - Jak g��boko to si�ga? - zapyta�em, zn�w podejmuj�c nie ko�cz�ce si� zapadanie w g��b. - Dwadzie�cia dwa kilometry - odpar� kr�tko. Ciekaw by�em, sk�d on to mo�e wiedzie�, bo ostatni w og�le wyra�ny �lad, jaki dostrzeg�em, znajdowa� si� zaledwie na g��boko�ci dwunastu kilometr�w, ale kontynuowa�em to przewlek�e spadanie poprzez ska��, a poszukiwacz obiega� coraz wolniej i wolniej, a� wreszcie jeden pe�ny obr�t trwa� prawie pi�� minut. Tu� za sob� s�ysza�em ci�ki oddech profesora, a raz oparcie mego krzes�a trzasn�o, kiedy zacisn�� na nim palce. Potem na ekranie raptem zacz�o si� co� pokazywa�. Nachyli�em si� skwapliwie, niepewny, czy s� to mo�e pierwsze �lady metalowego j�dra kuli ziemskiej. Promie� obr�ci� si� z dr�cz�c� powolno�ci� o k�t prosty, potem o nast�pny. A wtedy... Wyskoczy�em nagle ze swego krzes�a, wrzasn��em: - Bo�e! - i wpatrzy�em si� w twarz profesora. Tylko raz w �yciu dozna�em takiego szoku: pi�tna�cie lat temu, kiedy przypadkowo w��czy�em radio i us�ysza�em o zrzuceniu pierwszej bomby atomowej. Tamto by�o tak nieoczekiwane... a to jeszcze gorzej, bo niepoj�te. Na ekranie ukaza�a si� siatka z delikatnych linii, krzy�uj�cych si� i zbiegaj�cych we wz�r doskonale geometrycznej kratownicy. Pami�tam, �e przez d�ugie minuty nie odezwa�em si� ani s�owem. Promie� zd��y� dokona� pe�nego obrotu. Potem profesor przem�wi� cichym, sztucznie spokojnym g�osem: - Chcia�em, �eby pan to zobaczy� na w�asne oczy, zanim, cokolwiek powiem. Obraz ma w tej chwili pi��dziesi�t kilometr�w �rednicy, a ka�dy z tych prostok�t�w mierzy od trzech do pi�ciu kilometr�w. Prosz� zauwa�y�, �e pionowe linie s� nieco zbie�ne, a poziome nieco �ukowate. To, co widzimy, jest wycinkiem olbrzymiego uk�adu koncentrycznych pier�cieni: �rodek musi by� po�o�ony gdzie� znacznie na p�noc, zapewne w okolicach Cambridge. Jak daleko ten uk�ad si�ga w przeciwn� stron�, tego nie wiemy. - Ale co to takiego, na mi�o�� bosk�? - Najwidoczniej tw�r sztuczny. - Przecie� to kpiny! Dwadzie�cia kilometr�w pod powierzchni�! Profesor wskaza� zn�w na ekran. - S�owo honoru, �e stara�em si�, jak tylko mog�em - powiedzia� - ale nie potrafi� w siebie wm�wi�, �e co� takiego mo�e by� dzie�em natury. Nie wiedzia�em, co na to odpowiedzie�, a on podj�� po chwili: - Zrobi�em to odkrycie trzy dni temu, pr�buj�c ustali� granice zasi�gu aparatury. M�g�bym dotrze� na wi�ksz� g��boko��, ale jestem sk�onny przypuszcza�, �e ta struktura b�dzie zbyt g�sta, aby moje promieniowanie mog�o si� przez ni� przedosta�. Przemy�la�em z tuzin teorii, ale w ko�cu wracam wci�� do tej samej. Wiemy, �e ci�nienie na tej g��boko�ci musi wynosi� osiem do dziewi�ciu tysi�cy atmosfer i �e temperatura musi by� dostatecznie wysoka, by stopi� ska��. Ale normalna materia mimo wszystko sk�ada si� przecie� prawie wy��cznie z pr�ni. Za��my, �e tam w dole istnieje �ycie: oczywi�cie nie �ycie organiczne, tylko �ycie oparte na materii cz�ciowo skondensowanej, w kt�rej pow�ok elektronowych jest ma�o albo wcale ich nie ma. Pan rozumie, co mam na my�li? Dla takich stworze� nawet lita ska�a na g��boko�ci dwudziestu dw�ch kilometr�w nie b�dzie stanowi�a przeszkody wi�kszej ni�, dajmy na to, woda... A my wraz z ca�ym naszym �wiatem b�dziemy nieuchwytni jak duchy. - Wi�c to, co tutaj widzimy... - Jest miastem. Albo czym� podobnym. Znaj�c ju� jego rozmiary, mo�e pan sam oceni� cywilizacj�, kt�ra je musia�a zbudowa�. Ca�y ten �wiat, kt�ry znamy, wszystkie nasze oceany i g�ry i kontynenty, s� zaledwie mglist� pow�ok�, kt�ra otacza co� przechodz�cego nasze poj�cie. Przez chwil� �aden z nas nic nie m�wi�. Pami�tam niem�dre zaskoczenie spowodowane my�l�, �e jestem jednym z pierwszych ludzi na �wiecie, kt�rym dano pozna� straszliw� prawd�: bo jako� ani przez chwil� nie w�tpi�em, �e to jest prawda. I zastanowi�em si� jeszcze, jak te� reszta ludzko�ci zareaguje na og�oszenie tej prawdy. Wreszcie przerwa�em milczenie. - Je�li pa�ska teoria jest s�uszna - powiedzia�em - to dlaczego oni... czymkolwiek s�... nie nawi�zali z nami nigdy kontaktu? Profesor spojrza� na mnie jakby z politowaniem. - Uwa�amy si� za niez�ych in�ynier�w - rzek� - a w jaki� to spos�b my�my si� mogli z nimi skontaktowa�? Zreszt� wcale nie by�bym taki pewien, czy nie by�o kontakt�w. Niech pan sobie tylko przypomni wszystkie te podziemne stwory: trolle, koboldy i tym podobne. Nie, to niemo�liwe! Co te� ja wygaduj�! Niemniej jest to wyobra�enie do�� sugestywne. Tymczasem obraz na ekranie trwa� bez zmiany: siatka jarzy�a si� s�abo, szydz�c z naszego zdrowego rozs�dku. Usi�owa�em sobie wyobrazi� ulice, budynki i te stworzenia, jak si� tam przechadzaj�: istoty zdolne przenika� przez roz�arzone ska�y jak ryba p�yn�ca przez wod�. Fantastyczne... l nagle u�wiadomi�em sobie, jak niewiarygodnie w�ski jest zakres temperatur i ci�nie�, w jakich mo�e istnie� gatunek ludzki. To my jeste�my wybrykiem natury, a nie oni: przecie� prawie ca�a materia, wyst�puj�ca we wszech�wiecie, ma temperatur� tysi�cy albo nawet milion�w stopni. - Wi�c - odezwa�em si� z wahaniem - co robimy? Profesor nachyli� si� ku mnie gor�czkowo. - Przede wszystkim musimy si� dowiedzie� o wiele wi�cej, a ca�� spraw� trzyma� w absolutnej tajemnicy, p�ki nie zyskamy pewno�ci. Czy mo�e pa� sobie wyobrazi� panik�, jaka by wybuch�a, gdyby to si� rozesz�o? Oczywi�cie, pr�dzej czy p�niej prawda musi wyj�� na jaw, ale niech to si� dokona stopniowo... Pojmuje pan. �e geologiczna przydatno�� moich prac staje si� tera? czym� ca�kowicie nieistotnym. Naszym pierwszym zadaniem jest zbudowanie szeregu stacji, kt�re pozwol� zbada� rozmiary tej struktury. Przewiduj�, �e budowaliby�my je co jakie� pi�tna�cie kilometr�w w kierunku p�nocnym, ale pierwsz� umie�ci�bym gdzie� na po�udnie od Londynu, aby stwierdzi�, jak daleko to si�ga. Ca�e to przedsi�wzi�cie winno by� utrzymane w takiej tajemnicy, jak budowanie pierwszej zapory radarowej pod koniec lat trzydziestych. Ja tymczasem b�d� dalej powi�ksza� moc swego nadajnika. Mam nadziej�, �e uda mi si� jeszcze zw�zi� wi�zk�, przez co uzyskam znacznie lepsze ze�rodkowanie energii. Jednak to poci�gnie za sob� wiele trudno�ci natury technicznej, b�d� wi�c potrzebowa� pomocy w szerszym ani�eli dot�d zakresie. Obieca�em do�o�y� wszelkich stara�, aby tak� pomoc uzyska�. Prof. Hancock wyra�a nadziej�, �e Pan Minister zechce w najbli�szym czasie osobi�cie odwiedzi� jego pracowni�. Na razie za��czam fotografi� ekranu, kt�ra nie jest wprawdzie tak wyra�na jak obraz ogl�dany wprost na ekranie, ale kt�ra mimo to stanowi chyba niew�tpliwy dow�d, �e obserwacje nasze nie s� pomy�k�. Wiem doskonale, �e dotacje, przyznane Towarzystwu Bada� Mi�dzyplanetarnych, powa�nie zaci��y�y ju� na tegorocznym bud�ecie; jednak nie ulega w�tpliwo�ci, �e nawet zagadnienie lot�w mi�dzyplanetarnych schodzi na dalszy plan wobec konieczno�ci niezw�ocznego podj�cia prac, zwi�zanych z opisanym tutaj odkryciem, kt�re mo�e mie� najdalej id�ce konsekwencje, dotycz�ce zar�wno �wiatopogl�du, jak i przysz�ych los�w ca�ej ludzko�ci... Odchyli�em si� i spojrza�em na Karna. Wielu szczeg��w nie rozumia�em, ale og�lny sens tego dokumentu by� ca�kiem jasny. - Tak - powiedzia�em - to jest co�! Gdzie fotografia? Poda� mi j�. Co si� tyczy jako�ci, pozostawia�a wiele do �yczenia, bo musiano j� mn�stwo razy kopiowa�, zanim do nas dotar�a. Ale widoczny na zdj�ciu wz�r nie budzi� �adnych w�tpliwo�ci i od razu go rozpozna�em. - To byli dobrzy naukowcy - powiedzia�em z podziwem. - Szkoda gada�, to jest Kalasteon. Wi�c dogrzebali�my si� w ko�cu prawdy, chocia� zaj�o nam to trzy stulecia. - Dziwisz si�? - zapyta� Karn. - Tylko pomy�l, co za g�ry materia��w mieli�my do przet�umaczenia i wiele by�o mord�gi, �eby to wszystko skopiowa�, zanim wyparuje! Siedzieli�my przez chwil� w milczeniu, my�l�c o wielkiej rasie, kt�rej pozosta�o�ci mieli�my przed oczyma. Tylko jeden raz (nigdy wi�cej!) wybra�em si� na g�r� wielkim kana�em, kt�ry nasi in�ynierowie przeprowadzili do �wiata Cieni. By�o to przera�aj�ce i niezapomniane prze�ycie. Liczne warstwy mego ci�nieniowego skafandra utrudnia�y ogromnie ruchy i czu�em te�, pomimo ca�ej izolacji, niewiarygodne zimno, kt�re mnie otacza�o. - Jaka szkoda - rzek�em w zamy�leniu - �e wydostaj�c si� tam zniszczyli�my ich tak doszcz�tnie. M�dra to by�a rasa i wiele mogli�my si� od nich nauczy�. - Chyba nie mo�na mie� do nas o to pretensji - powiedzia� Karn. - Faktycznie nigdy�my nie traktowali serio przypuszczenia, �e cokolwiek mo�e egzystowa� w tych koszmarnych warunkach, w prawie zupe�nej pr�ni i w temperaturze bliskiej zera absolutnego. Nie by�o na to �adnej rady. Ale ja nie mog�em si� z tym zgodzi�. - Wed�ug mnie to stanowi dow�d, �e inteligencja tej rasy g�rowa�a nad nasz�. Jakkolwiek by by�o, oni nas pierwsi odkryli. A pami�tasz, jak wszyscy si� na�miewali z mego dziadka, kiedy o�wiadczy�, �e dochodz�ce ze �wiata Cieni promieniowanie, kt�re wykry�, musi by� sztuczne? Karn przesun�� mack� po dokumencie. - Niew�tpliwie dotarli�my do �r�de� owego promieniowania - powiedzia�. - Zwr�� uwag� na dat�: wyprzedza ona o rok odkrycie twojego dziadka. Wida� profesor wywalczy� t� dotacj�! - Za�mia� si� obrzydliwie. - To musia�o by� dla niego du�e prze�ycie, kiedy zobaczy�, jak wy�azimy na wierzch, prosto na niego! Prawie nie s�ysza�em, co m�wi�, bo ogarn�o mnie nagle bardzo nieprzyjemne uczucie. Pomy�la�em o tysi�cach kilometr�w ska�, le��cych pod wielkim miastem Kalasteon, coraz g�stszych i coraz gor�tszych im bli�ej tajemniczego j�dra Ziemi. I zwr�ci�em si� zn�w do Karna. - To wcale nie jest zabawne - powiedzia�em. - Teraz mo�e przyj�� nasza kolej. Prze�o�y� Robert Stillet