8922

Szczegóły
Tytuł 8922
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8922 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8922 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8922 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Brian W. Aldiss �O, MIESI�CU ZACHWYTU MEGO!� Murragh le�a� na ziemi w oczekiwaniu na spe�nienie. Mia�o nadej�� ju� za nieca�e pi�� minut i mia�o nadej�� z nieba. Z daleka i z bliska odezwa�y si� sygna�y alarmowe. Ich echa zamar�y w�r�d wysokich wzg�rz Regionu Sz�stego. Wyci�gni�ty na szczycie trawiastego zbocza Murragh Harrison wcisn�� zatyczki do uszu i po�o�y� ko�o siebie mask� przeciwgazow�. Teraz ju� tylko cisza i spok�j doko�a. Ca�y �wiat ucich�. A w nim narasta�o uniesienie r�wnie tajemnicze i niezmiennie cudowne jak uniesienie mi�osne. Podni�s� lornetk� do oczu i zapu�ci� wzrok w dolin�, gdzie rozci�ga�a si� Obr�cz, niczym szeroka i zakazana autostrada dla �mig�ych statk�w gwiezdnych. Nawet ze szczytu wynios�o�ci ledwo m�g� wypatrzy� przeciwleg�y skraj Obr�czy - ze wschodu na zach�d opasywa�a r�wnik Tandy M�odszej, nietkni�ta i nietykalna, niezachwiana na ca�ej szeroko�ci zapomnia� liczb� - czy by�o to dziesi��, dwana�cie, czy te� pi�tna�cie mil. Nieprzeliczone fasety Obr�czy migota�y i porusza�y si� w s�o�cu. W lornetce wyros�y szczyty g�r przy po�udniowym skraju Obr�czy. Czarno - bia�e jak �ebra martwego cz�owieka obrane do czysta w �arnach pr�ni absolutnej. - Musz� przyprowadzi� tu Fay przed jej powrotem na Ziemi� rzek� na g�os. - To cudowne, cudowne... - I zmienionym g�osem powiedzia�: - Tutaj na r�wniku Tandy jest groza, groza i majestat. To miejsce najwspanialszej grozy we wszech�wiecie. Miejsce, w kt�rym pr�nia ca�uje si� z atmosfer�, a poca�unek ten jest poca�unkiem �mierci. Tak. Zapami�taj. Ten poca�unek jest poca�unkiem �mierci. W nielicznych chwilach wolnego czasu Murragh pisa� - zawsze od kiedy go pozna�em - ksi��k� o Tandy M�odszej widzianej jego oczami. Jednak czu�, jak sam mi powiedzia�, �e zdania, jakie uk�ada na szczycie owego wzg�rza, s� zbyt ubarwione, zbyt pompatyczne i zbyt nieprawdziwe. Na fali jego podniecenia usi�owa�y wyp�yn�� bli�sze prawdy obrazy. Kiedy tak usi�owa�y, kiedy tak le�a� i �a�owa�, �e nie zabra� ze sob� Fay, nadszed� statek gwiezdny. To by�o to! To by� w�a�nie ten moment, ta przera�aj�ca, apokaliptyczna chwila! Bez namys�u opu�ci� lornetk� i wcisn�� g�ow� w ziemi�, przywieraj�c do niej z szalonym podnieceniem ka�d� cz�stk� cia�a od st�p po czaszk�. Tandy M�odsza zatoczy�a si�. Prowadzony przez automatycznego pilota statek SNS, niewidzialny i nies�yszalny z pocz�tku, wpad� w przestrze� normaln�. Zwalaj�c si� na planet� jak metalowa pi��, kt�ra zadaje cios w samo serce, by� nawa�nic� si�y. To by� gwa�t... muskaj�cy Obr�cz tak delikatnie, jak ocieraj� si� o siebie policzki kochank�w. Ale tak pot�na by�a owa �agodno��, �e przez moment ognista p�tla zawirowa�a doko�a ca�ej Tandy M�odszej. Ponad Obr�cz� zamigota� mira�, dziwaczna pod�u�na smuga, w kt�rej jedynie do�wiadczone oko potrafi�o dopatrzy� si� �cigaj�cego sw�j przedmiot po widoku Szybszego Ni� �wiat�o statku. Po czym unios�a si� mgie�ka, przes�aniaj�c Obr�cz. Po�yskliwe promieniowanie Czerenkowa rozesz�o si� i rozmaza�o obraz. Os�ony transgrawitacyjne przy p�nocnym skraju Obr�czy po stronie Murragha, ci�gn�ce si� przez dolin� pod jego grz�d�, ugi�y si� i jak zawsze nie ust�pi�y. Strzeliste wie�e stalowe WGB sk�pa�y si� w bursztynowo�ci. Atmosfera i pr�nia skoczy�y na siebie jak oszala�e z obu stron niewidzialnych ekran�w. Lecz jak zawsze cieniutkie niczym op�atek geograwity trzyma�y je na odleg�o��, trzyma�y �ad z dala od chaosu. Gwa�towna wichura uderzy�a w zbocza g�r. S�o�ce podskoczy�o jak oszala�e na niebie. Wszystko to nast�pi�o w jednej chwili. A w nast�pnej chwili zapad�a najczarniejsza noc. Murragh wydoby� r�ce z mi�kkiej ziemi i powsta�. Pier� mia� zroszon� potem, spodnie wilgotne. Rozdygotanymi d�o�mi naci�gn�� mask� przeciwgazow� na twarz, chroni�c si� przed toksycznymi wyziewami, kt�re powstawa�y w wyniku przej�cia SNS. �zy ci�gle sp�ywa�y mu po policzkach, gdy odwr�ci� si� i ruszy� mozolnie w drog� powrotn� do podg�rskiej farmy. - Poca�unek �mierci, u�ciski ognia... - wyszepta� do siebie wdrapuj�c si� do kabiny ci�gnika; jednak ulotny wizerunek, kt�rego naprawd� po��da�, stale mu si� wymyka�. W fa�dzie pag�rk�w od p�nocy sta�a zagroda, na wszelki wypadek g��boko zapuszczona w granitow� ska��. Zala�o j� �wiat�o reflektor�w Murragha. Budynki owczarni schodzi�y tarasami, szopa za szop�, ka�da pe�na ju� owiec farmera Doughtego jak zawsze zamkni�tych na czas l�dowania, bo kiedy siada� SNS �adna sztuka trzody nie mog�a pozosta� na zewn�trz. Wszystko spowija�a cisza, kiedy Murragh zajecha� ci�gnikiem. Nawet owce ucich�y, przycupn�wszy bezg�o�nie w ciemno�ci zamkni�tych kojc�w. Ani jeden ptak nie przelecia�, ani jeden owad nie rozjarzy� si� w �wietle reflektor�w; �ycie tego rodzaju prawie wygin�o w czasie czterystu lat funkcjonowania Obr�czy. Toksyczne gazy raczej nie sprzyja�y bujno�ci przyrody. Niebawem sama Tandy wzej�� mia�a i z g�ry zala� blaskiem sw�j ziemiopodobny drugi ksi�yc. Planeta Tandy - gazowy gigant wielko�ci Jowisza, obiekt pi�kny, gdy pojawia� si� na niebiosach Tandy M�odszej, ale nie nadaj�cy si� do zamieszkania, nieprzyst�pny. Tak samo niebezpieczna dla istot ludzkich jak Tandy Starsza. Za to drugi satelita, Tandy M�odsza, by�a �agodnym �wiatem umiarkowanych p�r roku i atmosfery tlenowo - azotowej. Na Tandy M�odszej �yli ludzie, kochali si�, nienawidzili, szarpali, roili na niej marzenia jak na ka�dej z mnogich ucywilizowanych planet w galaktyce, z t� tylko r�nic�, �e poniewa� co� wyj�tkowego by�o w Tandy M�odszej, co� wyj�tkowego by�o i w jej tajemnicach. Po�udniow� hemisfer� Tandy M�odszej stanowi�a pozbawiona �ycia pr�nia; p�nocn� tworzy�y przede wszystkim rozleg�e miasta portowe Blerion, Touchdown i Ma-Gee-Neh. Poza miastami nie by�o tu nic pr�cz traw i jezior, i pustyni krzemowej, kt�ra ci�gn�a si� do bieguna. I rozproszonych w�r�d ��k farm owczych, na kt�re zezwalano przez protekcj�. - C� za satelita! - powiedzia� Murragh z�a��c z ci�gnika. W jego g�osie zabrzmia�o uwielbienie. Dziwny by� facet z tego Murragha Harrisona - ale pozostan� przy faktach, a ka�dy niech o nich my�li, co mu si� podoba. Przepchn�� si� przez podw�jne drzwi, kt�re w zagrodzie Doughtych pe�ni�y rol� prymitywnej �luzy powietrznej, kiedy gazy pojawia�y si� w atmosferze. Za drzwiami w kuchnio-jadalnio-salonie Colin Doughty we w�asnej osobie sta� przed kolorowizorem gapi�c si� bezmy�lnie na barwne obrazki. Podni�s� wzrok na Murragha, kt�ry �ci�ga� w�a�nie mask� z twarzy. - Dobry wiecz�r, Murragh - powiedzia� z wisielczym humorem. Jak to mi�o powita� taki uroczy poranek, po kt�rym zapada taka urocza noc bez �adnego cholernego zachodu s�o�ca po�rodku. - Powiniene� ju� si� przyzwyczai� do tego uk�adu - mrukn�� Murragh odwieszaj�c do szafy antygrawitacyjnej lornetk� razem z kurtk�. Po sam na sam z wszechogarniaj�c� indywidualno�ci� Tandy zawsze musia� chwil� odczeka�, nim ponownie si� pogodzi� z obecno�ci� ludzi. - Powinienem, powinienem. To ju� czterna�cie lat, a ci�gle krew mnie zalewa na my�l o tym, jak ludzie zapaprali Bogu jeden z Jego �wiat�w. Dzi�kuj� Stw�rcy, �e ju� za trzy tygodnie nie b�dzie nas na tym zwariowanym ksi�ycu. M�wi� ci, �e ju� si� nie mog� doczeka� powrotu na Ziemi�. - Zat�sknisz do zielonych traw i wolnych przestrzeni. - W ko�o mi to powtarzasz. Wydaje ci si�, �e kim jestem? Jedn� z moich cholernych owiec! Jak tylko... - Dopiero jak odjedziesz, to... - Przepraszam na chwil�, Murragh! - Doughty podni�s� opalon� d�o� i wycelowa� oko na kolorowizor. - Oto i Touchdown, by nam powiedzie�, czy ju� czas zapakowa� si� do ��ka. Murragh przystan�� w po�owie schod�w do swojego pokoju. Po chwili zawr�ci� i wraz z owczarzem wpatrzy� si� w kul�. Nawet pies podw�rzowy Hock �ypn�� okiem na pewn� siebie twarz, kt�ra pojawi�a si� w rozja�nionej czaszy. - Tu Kolorowizja Touchdown - powiedzia�a twarz obdarzaj�c u�miechem swoich niewidzialnych s�uchaczy. - Statek SNS �Droffoln-Jingguring-Mapynga-Bill� - jasne, �e uprzednio prze�wiczy�em sobie jego nazw� - dokona� w�a�nie bezpiecznego i udanego wej�cia w Obr�cz oko�o trzystu dwudziestu mil od stacji w Touchdown. Jak widzimy na tym przekazywanym na �ywo obrazie, helikopter przyjmuje w tej chwili pasa�er�w, by zabra� ich do portu WNS w Touchdown. �Droffoln-Jingguring-Mapynga-Bill� przyby� z Pyvries XIII w Wielkim Ob�oku Magellana. Ogl�damy teraz typowego Magellanina. Jest on, jak wida�, o�mionogiem. Mamy nadziej� przekaza� wiadomo�ci i wywiady z pasa�erami oraz za�og� za dwie godziny, kiedy wszyscy pasa�erowie SNS przejd� zwyczajow� reanimacj�. Prosz� zauwa�y�, �e obecnie znajduj� si� jeszcze w lekkiej hibernacji. Teraz ��czymy si� z Chronos-Touchdown, sk�d podadz� nam skorygowany czas. Pewna siebie twarz ust�pi�a miejsca niechlujnemu obliczu. W tle powita� widz�w rozgardiasz centrum komputerowego departamentu astronomii. Niechlujna twarz u�miechn�a si� i powiedzia�a: - Na razie podajemy przybli�on� korekt� czasu. Troch� to jak zwykle potrwa, zanim wprowadzimy dok�adne dane do naszych maszyn, a pewne informacje jeszcze nie nadesz�y. Statek SNS - nie b�d� si� stara�, by wym�wi� jego nazw� - wszed� w kontakt z Obr�cz� w przybli�eniu o godzinie 1219 sekund 43,66 dzi� w siedemnastodniu miesi�ca kapturnika. Amortyzacja bezw�adno�ci wywo�a�a wstrz�s, kt�ry obr�ci� Tandy wok� osi o oko�o 188,35 stopnia w czasie z grubsza 200 milisekund. W zwi�zku z tym czas na koniec tego bardzo kr�tkiego okresu osi�gn�� w przybli�eniu warto�� godziny 1959, jednej minuty do godziny �smej wieczorem, plus 18 sekund. Oczywi�cie nadal mamy siedemnastodzie� kapturnika. Za dwie godziny spotkamy si� ponownie, by poda� pa�stwu dok�adniejszy czas. Doughty prychn�� i wy��czy� kul�. Znikn�a z oczu p�ynnie wje�d�aj�c w g��b �ciany. - Zegaropsuje! - warkn��. - Ledwo zd��y�em prze�kn�� �y�k� w po�udnie, a ju� Bess na g�rze k�adzie dzieciaki do ��ka! - To si� zdarza nie po raz pierwszy na Tandy M�odszej - rzek� Murragh wymykaj�c si� z pokoju. Nie chcia� sprawia� wra�enia, �e jest opryskliwy, lecz nudzi�y go narzekania Doughtego, kt�re z ma�ymi wahaniami powtarza�y si� co dwa tygodnie, to znaczy ilekro� przybywa� statek SNS. Zawin�� si� i prawie zwia� schodami na g�r�. - �e to si� zdarza na Tandy M�odszej - rzek� Doughty, kt�remu nie przeszkadza�o, �e tylko Hock go s�ucha - wcale nie znaczy, �e Colinowi Doughty ma si� to podoba�. - Wyprostowa� szerokie bary, wysun�� pier� i zatkn�� kciuki w kieszenie bluzy ze stalowej prz�dzy. Ja si� urodzi�em na Ziemi, gdzie cz�ek dostaje swoje dwadzie�cia cztery godziny na dzie� - na ka�dy dzie�. Hock dwa razy waln�� leniwie ogonem, jakby w ironicznym aplauzie. Pokonawszy schody Murragh natkn�� si� na Tessie, kt�ra przeparadowa�a obok niego w drodze z �azienki. By�a golutka, jak j� Pan B�g stworzy�. Najwy�szy czas, by t� pann� zabrano do cywilizacji i nauczono og�lnych zasad przyzwoito�ci - pomy�la� Murragh dobrodusznie. Dziewczyna sko�czy�a trzyna�cie lat par� miesi�cy temu. Mo�e i dobrze si� sta�o, �e rodzina Doughtych odlatuje z powrotem na Ziemi� za trzy tygodnie - ich odjazd i dojrza�o�� p�ciowa Tessie zbiega�y si� niemal idealnie. - Do ��ka o tej porze dnia! - burkn�a Tessie i przecz�apa�a przed nim nie raczywszy rzuci� okiem na pomocnika ojca. - Jest godzina �sma wieczorem. Dopiero co powiedzia� tak facet z kolorowizora - odpar� Murragh. - Pfuj! Z tym �pfuj� znikn�a w swej sypialni. Murragh uczyni� to samo zamykaj�c si� w swojej. Zmiany czasu nie robi�y na nim wra�enia, a na Tandy nale�a�o je przyjmowa� jako naturalne, �gdy� praktyka prawie mo�e zmieni� istot� natury�. �ycie na farmie owczej by�o twarde. Murragh, Doughty i jego �ona wstawali wcze�nie i wcze�nie si� k�adli. Murragh my�la�, �e pole�y i poduma z godzink�, mo�e nawet napisze ze stronic� swej ksi��ki, a nast�pnie we�mie �rodek nasenny i prze�pi si� do czwartej rano. Jego rozmy�laniom zabrak�o czasu na osi�gni�cie finezji i g��bi. Drzwi si� rozwar�y gwa�townie i Fay wlecia�a piszcz�c z uciechy. - Widzia�e� go? Widzia�e�? - zapyta�a. Nie potrzebowa� od niej wyja�nienia, o co chodzi. - Siedzia�em na szczycie urwiska i obserwowa�em - rzek�. - Ty to masz szcz�cie! Jejku! - Zakr�ci�a piruet i wykrzywi�a si� do niego okropnie. - To w�a�nie nazywam �moje �ycie zaczyna si� po czterdziestej minie�, Murragh; nie ba�e� si�? Och, to fantastyczne widzie� na w�asne oczy, jak jeden z tych statk�w gwiezdnych robi b�c w Obr�cz. Opowiedz o wszystkim! Mia�a na sobie tylko kr�ciutk� podkoszulk� i majtki. Pl�tanina r�k i n�g mign�a i wskoczy�a do niego na ��ko, zabieraj�c si� za tarmoszenie uszu Murragha. To by� sze�cioletni brzd�c, radosny, dziki, cudowny, nieobliczalny. - Mia�a� i�� spa�. Matka ci da, panienko. - Do diab�a z ni�, ona zawsze mi daje. Opowiedz mi o statkach gwiezdnych i jak one l�duj� i... o rany, wiesz przecie� - te wszystkie g�upstwa, o kt�rych m�wisz. - Opowiem ci, jak mi powyrywasz uszy. Czu� si� nieswojo, kiedy le�a�a na nim. Podni�s� si� i wskaza� za okienko z podw�jn� szyb�. Jego pok�j znajdowa� si� od frontu zagrody i st�d ten widok na dolin�. Dziewczynki sypia�y w uznanej za bezpieczniejsz� tylnej cz�ci budynku, zapuszczonej w twardy granit (��ywy granit�, jak zwykle nazywa� go Doughty) i bez okien. - Za tym oknem, Fay - powiedzia�, kiedy dziewczynka spojrza�a w ciemno�� - s� teraz opary, od kt�rych, gdyby� nimi oddycha�a, zrobi�aby� si� chora. Dyszy nimi Obr�cz z wysi�ku, jaki wk�ada w amortyzowanie pr�dko�ci statk�w SNS. Os�ony geograwitacyjne z tej strony Obr�czy s� poddawane straszliwym parciom w takich chwilach i dokonuj� rzeczy bardzo osobliwych. Ale pi�kne w tym jest to, �e kiedy si� rano obudzimy, wszystkie cuchn�ce wyziewy rozwiej� si�, poch�oni�te przez sam� Tandy, ten cudowny ksi�yc, na kt�rym �yjemy i kt�ry dostarczy nam �wie�ego i rze�kiego powietrza g�rskiego do oddychania. - Czy g�ry maj� powietrze? - Powietrze w g�rach nazywamy �g�rskim powietrzem�. Tak si� po prostu m�wi. Kiedy przy niej usiad�, zapyta�a: - Czy to w�a�nie te opary tak szybko sprowadzaj� ciemno��? - Nie; to nie one, Fay, i wiesz, �e to nie one. Wyt�umaczy�em ci ten drobiazg poprzednio. Robi� to Statki Szybsze Ni� �wiat�o. - Czy Statki �ywsze Ni� �wiat�o s� ciemne? - Szybsze Ni� �wiat�o. Nie, nie s� ciemne. Przybywaj� z odleg�ej przestrzeni tak szybko - z pr�dko�ciami wi�kszymi ni� �wiat�o, bo tylko z takimi pr�dko�ciami mog� si� porusza� - tak szybko, �e przelatuj� jak strza�a p�tora raza wok� Tandy, zanim Obr�cz zdo�a je zatrzyma�, zanim jej dzia�anie zamortyzuje moment bezw�adno�ci statku. A czyni�c to wraz z sob� obracaj� troszeczk� Tandy doko�a jej osi. - Jak tarcza obrotowa. - Tak ci m�wi�em, pami�tasz? Je�li bardzo szybko wbiegniesz na lekk�, drewnian�, nieruchom� w tej chwili tarcz� obrotow�, ty si� zatrzymasz, lecz tw�j ruch spowoduje obr�t tarczy. Przekazanie energii, innymi s�owy. I ten obr�t czasami wywozi nas z blasku s�o�ca w ciemno��. - Jak dzi�. Ale musia�e� mie� pietra tam na zboczu, kiedy nagle zrobi�o si� ciemno. Po�askota� j� po �ebrach. - Nie, nie mia�em, bo by�em na to przygotowany. Ale dlatego w�a�nie musieli�my zagna� wszystkie owce tatusia do bezpiecznych zagr�d przed nadej�ciem statku - inaczej one wszystkie mia�yby pietra i skaka�yby przez przepa�cie i r�ne rzeczy, a wtedy tatu� by straci� wszystkie pieni�dze i nie mieliby�cie za co wr�ci� na Ziemi�. Fay popatrzy�a na niego z zadum�. - Prawd� m�wi�c, to te �ywsze Ni� �wiat�o statki s� nam chyba tak potrzebne, jak wrz�d na pupie, no nie? - zauwa�y�a. Murragh rykn�� �miechem. - Je�li tak to ujmiesz... - zacz��, gdy pani Doughty wetkn�a nagle g�ow� w drzwi. - Mam ci�, Fay, ty ma�a flirciaro! Tak te� my�la�am. Chod� i natychmiast marsz do ��ka. Bess Doughty by�a kobiet� niespe�na czterdziestoletni�, przy ko�ci, bardzo prost�, bardzo czyst�. Z nich wszystkich ona najmniej czu�a si� u siebie na Tandy M�odszej, jednak najmniej si� na to skar�y�a: biadolenia nie mo�na by�o zaliczy� do grona wszystkich jej rozlicznych wad. Wmaszerowa�a do sypialni Murragha i schwyci�a swoj� m�odsz� c�rk� za r�ce. - Och, umieram! - zawy�a Fay w udawanej agonii. - Dyskutowa�am z Murraghem o przekazaniu energii. Jak pozwolisz mi go poca�owa� na dobranoc, to p�jd�. On jest kochany i szkoda, �e nie jedzie z nami na Ziemi�. Cmokn�a Murragha siarczy�cie, a� go wygi�o w ty�. Po czym wylecia�a z pokoju. Chwil� oci�gaj�c si� przed p�j�ciem w jej �lady, Bess przystan�a i pu�ci�a oko do Murragha. - Szkoda, �e pan nie ma ochoty, aby�my oboje doko�czyli t� zabaw�, panie Murragh - powiedzia�a i wysz�a, zamykaj�c za sob� drzwi. Stanowi�o to niejak� ulg� dla niego, �e z jej niedwuznacznych pr�b wci�gni�cia go do ��ka pozosta�y ju� co najwy�ej irytuj�ce aluzje. Murragh u�o�y� nogi na ��ku i wyci�gn�� si� na wznak. Rozejrza� si� po pokoju i nielicznych meblach z plastiku. B�dzie mu domem jeszcze tylko przez trzy tygodnie, p�niej przeniesie si� do pracy u farmera Claya w Regionie Pi�tym. Nie b�dzie t�skni� za niczym, z wyj�tkiem Fay, tej Fay, kt�ra jedyna spo�r�d wszystkich znanych mu ludzi podziela�a jego ciekawo�� i mi�o�� do Tandy M�odszej. Przypomnia�o mu si� jej wyra�enie. ��ywsze Ni� �wiat�o Statki�. Dziwnie odpowiednia nazwa dla pojazd�w istniej�cych w przestrzeni fazowej, gdzie masa ich niesko�czenie przerasta�a mas� �normaln��. Zacz�� si� bawi� w my�lach wyra�eniem ma�ej dziewczynki, popadaj�c w zadum�, a� zaton�wszy w morzu w�asnych my�li odkry� nawet po�r�d otaczaj�cej go z�o�ono�ci koj�c� prostot�, t� prostot�, kt�rej nauczy� si� poszukiwa�, gdy� m�wi�a mu ona, �e aby przejrze� w�asn� natur� wewn�trzn�, wystarczy po prostu skrystalizowa� urok, jaki rzuca na� Tandy i wszystko b�dzie jasne na wieki - on stanie si� cz�owiekiem wolnym od kajdan�w albo przynajmniej wolno mu b�dzie je zdj��, kiedy zechce. Wi�c znowu tak jak na urwisku i tak jak wiele razy przedtem rzuci� si� przez topiel wyobra�ni ku owemu upragnionemu, prawdziwemu wizerunkowi. Jego poszukiwanie mo�e i by�o z�ud�, ale uko�ysa�o go �agodnie do snu. Nazajutrz wczesnym rankiem Murragh z Doughtym wyszli na dw�r, opatuleni przed ch�odem godziny przed�witu. Powietrze by�o, tak jak przepowiedzia� Murragh, znowu rozkoszne dla p�uc, chocia� pada�a g�sta m�awka. Hock i Petro - drugi pies podw�rzowy - biega�y za nimi, gdy gwizdali na autoowczarki. Dziesi�� ich jak pche�ki powyskakiwa�o na dw�r - leciutkie maszyny, �lepo s�uchaj�ce polece� z laryngofonu Doughtego. Pomimo swoich ogranicze� potrafi�y zagania� owce dwa razy szybciej ni� �ywe psy. Murragh pootwiera� drzwi wielkich szop. Autoowczarki wpad�y do �rodka, by wyp�dzi� owce, on za� wspi�� si� do kabiny swego ci�gnika. Kiedy owce pobekuj�c ruszy�y t�umnie przed siebie, on i Doughty zapu�cili silniki i posuwaj�c si� za stadem obserwowali, jak rozsypuje si� ono wachlarzowato w stron� lepszych pastwisk. Nast�pnie z turkotem ruszyli zamykaj�c poch�d i bez przerwy utrzymuj�c autopsy na kursie. �wit przes�czy� si� spoza chmur na wschodzie i deszcz usta�. Przymglone s�o�ce budowa�o mira�e �wiat�ocienia po dolinach i wzg�rzach. Do tego czasu owce by�y ju� rozdzielone na cztery stada, z kt�rych ka�de osadzili do wypasu na osobnym stoku. Wr�cili do gospodarstwa w por�, by zje�� �niadanie z reszt� rodziny. - Czy na Ziemi maj� mokre dni tak paskudne jak ten? - spyta�a Tessie. - Dzisiejszy dzie� jest w porz�dku. Deszcz ju� ust�puje - odezwa� si� jej ojciec. - To zale�y od tego, w jakiej cz�ci Ziemi si� mieszka, tak samo jak tutaj, ty g�uptasie - wyja�ni�a matka. - Na po�udniowej po�owie Tandy nie ma �adnej pogody - o�wiadczy�a Fay zapychaj�c buzi� kilometrem kie�basy baraniej - bo ona musi mie� pr�ni�, aby statki gwiezdne wlatuj�ce z takim p�dem nie waln�y w �adne cz�steczki powietrza, boby si� rozbi�y, a bez powietrza nie ma pogody, no nie, Murragh? Murragh, kt�ry dos�ysza� co nieco z tej kie�basianej mowy, przyzna�, �e tak. - Zamknij si� z t� Obr�cz�. Zdaje si�, �e ostatnio tylko ona ci w g�owie, pannico - burkn�� Doughty. - Nawet nie pisn�am o Obr�czy, tatku. To ty powiedzia�e�. - Nie zamierzam si� sprzecza�, Fay, wi�c si� nie wysilaj. Ostatnio stajesz si� zbyt pyskata. Po�o�y�a oba �okcie na plastikowym blacie i z prowokacyjn� z�o�liwo�ci� powiedzia�a: - Obr�cz, tato, jest po prostu olbrzymim urz�dzeniem do amortyzowania p�du SNS, ale ty na pewno wiesz o tym, no nie? Czy nie tak, panie Murragh? Jej matka wychyli�a si� do przodu i da�a jej klapsa po �apie. - Lubisz pyskowa� tatusiowi, prawda? No to masz za to! I �eby� potem nie przylatywa�a do mnie z rykiem. Sama jeste� sobie winna, �e� taka pyskata. Lecz Fay ani w g�owie by�o lecie� z rykiem do matki. Zala�a si� �zami, cisn�a �y�k� i widelec, i z wyciem polecia�a schodami na g�r�. Za chwil� trzasn�y drzwi jej sypialni. - Bardzo jej dobrze, ma za swoje! - powiedzia�a Tessie. - Ty te� b�d� cicho - rzuci�a ze z�o�ci� matka. - �eby nigdy nie mo�na by�o zje�� spokojnie �niadania - rzek� Doughty. Murragh Harrison nie odezwa� si�. Po �niadaniu, gdy obaj m�czy�ni znowu udali si� do. roboty, Doughty powiedzia� sztywno: - Gdyby ci nie sprawi�o r�nicy, Harrison, wola�bym, aby� zostawi� ma�� w spokoju, dop�ki tu jeste�my. - Och? A czemu� to? Starszy m�czyzna rzuci� mu podejrzliwe spojrzenie, po czym odwr�ci� oczy... - Bo to moja c�rka i ja tak sobie �ycz�. - Nie mo�esz poda� powodu zamiast si� wykr�ca�? Na podw�rzu kona� ptak. Ptaki by�y rzadkie na Tandy M�odszej niczym samorodki z�ota. Tego najwyra�niej zmog�y wyziewy powsta�e podczas wczorajszego wej�cia. �a�o�nie zatrzepota� skrzyd�ami, kiedy ludzie zbli�yli si� do niego. Doughty odrzuci� go na bok kopniakiem. - Skoro ju� musisz wiedzie�, to dlatego, �e dostaje zajoba na punkcie Obr�czy. Obr�cz, Obr�cz, Obr�cz, o niczym innym nie s�yszymy od dzieciaka! Nic o niej nie wiedzia�a i nic jej nie obchodzi�a do tego roku, kiedy to bez przerwy opowiadasz jej o Obr�czy. Jeste� gorszy od kapitana Rogersa z jego wizytami, ale on jest usprawiedliwiony, bo pracuje przy tym diabelstwie. Wi�c sied� cicho na przysz�o��. Bess i ja odje�d�amy st�d bez �alu. Tessie wszystko to zwisa. Lecz nie chcemy, aby Fay my�la�a bez przerwy o tym miejscu i denerwowa�a si� i uwa�a�a, �e jej dom, kt�ry b�dzie na Ziemi, nie jest jej rodzinnym domem. Jak na Doughtego, by�a to d�uga przemowa. Powody, kt�re poda�, by�y ca�kiem s�uszne, lecz irytacja popchn�a Murragha do zapytania: - Czy to pani Doughty kaza�a ci o tym pom�wi� ze mn�? Doughty zatrzyma� si� pod gara�em. Obr�ci� si� gwa�townie i zmierzy� Murragha spojrzeniem zagniewanych oczu od st�p do g��w. - Jeste� u mnie w Regionie Sz�stym od blisko czterech lat, Harrison. To ja jestem tym, kt�ry da� ci prac�, gdy jej szuka�e�, chocia� Bogiem a prawd� niewiele mia�em dla ciebie roboty i niewiele pieni�dzy, by ci p�aci�. Pracowa�e� ci�ko, nie przecz�... - Nie rozumiem... - Teraz ja m�wi�, tak czy nie? Kiedy tu przyszed�e� powiedzia�e�, �e jeste� - jak to by�o - �zbuntowany przeciwko ultrazurbanizowanym planetom�; powiedzia�e�, �e jeste� poet� czy czym� takim; powiedzia�e�, �e... do diab�a, m�wi�e� wiele bzdur ubranych w cholernie pi�kne zdania. Pami�tam, jak czasami trzyma�e� mnie i Bess na nogach przez p� nocy, dop�ki nie przejrzeli�my, �e wszystko to zwyk�a mowa - trawa. - S�uchaj no, je�li zamierzasz... - Ty mnie s�uchaj dla odmiany: Chcia�em to od dawna powiedzie�. Te� mi poeta! Nie dali�my si� nabra�, jak widzisz, na twoj� gadanin�. I na szcz�cie nie robi�a ona wra�enia na Tessie. Ale Fay to dziecko. Jeszcze g�upiutka i uwa�amy, �e masz na ni� z�y wp�yw... - No wi�c dobrze, powiedzia�e� swoje. Teraz ja powiem, co my�l�. Od��my na bok spraw�, czy ty i twoja ma��onka potraficie zrozumie� jakiekolwiek poj�cie, z kt�rym �e�cie nie przyszli na �wiat... - Radz� ci, Harrison, nie mieszaj do tego Bess. Przejrza�em ci�! Nie jestem takim idiot�, za jakiego mnie bierzesz. Pozw�l sobie powiedzie�, �e Bess ma ju� po dziurki w nosie robienia przez ciebie s�odkich oczu i przystawiania si� do niej, jakby by�a jak�� zwyk��... - �wi�ty Bo�e! - wybuchn�� gniewem Murragh. - Ona ci to wygaduje? To jest akurat jej morda i jej kotlet, i lepiej �eby ci si� od razu przeja�ni�o w m�zgownicy. Je�li ci si� wydaje, �e ja bym dotkn��... bym po�o�y� r�k� na tej chutliwej zgadze... O nie, dosta�bym od tego md�o�ci... Sama my�l o tym roz�adowa�a w�ciek�o�� Murragha. Na Doughtym wywar�a efekt przeciwny. Lew� pi�ci� wyprowadzi� sierpowy na szcz�k� Murragha. Murragh przyj�� cios na prawe przedrami� i w samoobronie skontrowa� lew�. Przejecha� po uchu Doughtemu, kt�ry w tej samej chwili wymierzy� mu kopniaka. Nie b�d�c w stanie cofn�� si� w por� Murragh z�apa� but ze stalow� zel�wk� i szarpn�� nim do g�ry. Doughty zachwia� si� w ty� i run�� ci�ko na ziemi�. Murragh sta� nad nim, wyprany z wszelkiej w�ciek�o�ci. - Gdybym wiedzia�, jak bardzo ci� dra�ni� przez te wszystkie lata odezwa� si� zgn�biony, patrz�c z g�ry w twarz swego pracodawcy nie zosta�bym tutaj. Nie martw si�, nic wi�cej nie powiem Fay. A teraz chod�, p�jdziemy wyprowadzi� ci�gniki, chyba �e chcesz mnie wywali� z miejsca, co zale�y tylko od ciebie. Kiedy pomaga� podnie�� si� starszemu m�czy�nie, ten wymamrota� z zak�opotaniem: - Nie dra�nisz mnie, ch�opie, wiesz o tym doskonale... Nast�pnie w milczeniu wyprowadzili ci�gniki. Rezultatem upadku Doughtego by�o co�, co on okre�la� jako ��amanie w krzy�u�. Nie jest ju� - a w jego ustach brzmia�o to co� nie jak frazes, lecz pe�ne zdumienia odkrycie - �taki m�ody jak by��. Jeden dzie� czy co� ko�o tego siedzia� pos�pny w domu przed kolorowizorem i duma� nad swoim losem, zostawiwszy Murraghowi ca�� robot� przy gospodarstwie. Tandy M�odsza jest sro�szym satelit� ni� si� z pocz�tku wydaje wiem o tym po dw�ch pi�cioletnich okresach s�u�by na niej. Jakkolwiek tylko odrobin� wi�ksza od Ziemi (obw�d r�wnika jest o 146 mil d�u�szy), jej masa ma wi�ksz� g�sto��, w wyniku czego ci��enie k�adzie si� wyra�nie wi�kszym brzemieniem ni� na Ziemi. Przeskok czasowy za� przy wej�ciu SNS pobiera co dwa tygodnie danin� stres�w. W wielkich miastach, jak Touchdown czy Blerion, cywilizacja kompensuje te niedogodno�ci. Na rozrzuconych farmach owczych nie ma kompensacji. W dodatku Colin Doughty odkry�, �e jego hodowla jest znacznie mniej op�acalna ni� by to wynika�o z papierowych oblicze� na Ziemi czterna�cie i lat temu. Tandy M�odsza oferowa�a najlepszy wypas w gwiezdnym regionie, gdzie istnia� nieograniczony popyt na baranin� - dwa tysi�ce przeurbanizowanych planet w promieniu dwa razy po dwadzie�cia lat �wietlnych. Ale jego koszty by�y s�one, koszty transportu przede wszystkim, i. mia� szcz�cie, �e zaoszcz�dzi� z tego sumk� na kupno niewielkiego sklepiku, masarni, ju� na Ziemi. W ka�dym razie rezerwy mia� ograniczone - liczy� na sprzeda� farmy z inwentarzem, by op�aci� prawo przelotu do domu dla siebie i rodziny. Wiele o tym wszystkim us�ysza�em w trakcie moich regularnych lustracji Regionu Sz�stego, kiedy na og� udawa�o mi si� z�o�y� Doughtym wizyt�. Wszystko to us�ysza�em ponownie, gdy wpad�em tam nast�pnym razem, trzyna�cie dni po b�jce Doughtego z Murraghem. Zajrza�em, by si� spotka� z Bess, a nadzia�em si� na Doughtego we w�asnej osobie, kt�ry z kwa�n� min� siedzia� przy kominku. Powr�ciwszy do roboty zn�w nadwer�y� sobie krzy� i musia� si� kurowa�. - Pierwszy raz, od kiedy si� znamy, zastaj� ci� nie przy pracy. Rozchmurz si�, jeszcze tylko tydzie� i lecisz do domu - powiedzia�em zdejmuj�c p�aszcz. Ci�ar�wk� zaparkowa�em przed domem. Wprawdzie do jednostki, w kt�rej s�u�y�em, by�o zaledwie p� mili �cie�kami g�rskimi, ale objazd wok� g�r liczy� mil dziesi��. - Zwa�, jak d�ugo trwa ta piekielna podr� powrotna na Ziemi� od opuszczenia Touchdown - u�ali� si�. - Szkoda, �e nie mo�emy z�apa� statku SNS na Ziemi� - tyle ich si� kr�ci ko�o nas. M�wi� tak, jakbym to ja odpowiada� za statki SNS, co zreszt� by�o poniek�d prawd�. - Wiesz, �e one z samej swej istoty nadaj� si� tylko do mi�dzygalaktycznych dystans�w - odpar�em tak, jak si� przemawia do dziecka. Ziemia jest za blisko, musisz �apa� WNS by si� tam dosta�. Zreszt� nawet WNS-y s� wystarczaj�co szybkie, by subiektywny czas podr�y nie przekracza� trzech do czterech miesi�cy. - Nie rozp�dza� si� z wyja�nieniami - rzek�. Zby� temat machni�ciem r�ki. - Wiesz, �em prosty ch�op. Nie chwytam tej ca�ej lipy technicznej. I to jest w�a�nie to, co kocham w prostych ch�opach. Niemal dopraszaj� si� wyja�nie�, prze�ykaj� je, po czym m�wi�, �e sobie ich nie �ycz�. Cz�sto musia�em w sobie zwalcza� lekcewa�enie wobec Doughtego. Obie dziewczynki, Fay i Tessie, by�y z nami, bo w�a�nie sko�czy�y si� lekcje w kolorowizorze. Tessie przygotowywa�a obiad, i obrzucaj�c mnie nieufnym spojrzeniem - podejrzliwa z niej by�a istota - po�pieszy�a z informacj�, �e poniewa� Doughty zas�ab�, matka posz�a pomoc Murraghowi przy stadach. Obie dziewczynki przysiad�y si� do farmera, by wzi�� udzia� w rozmowie, Fay wzi��em na kolana. Chcia�a, �ebym jej wy�uszczy�, jak przedstawia si� ca�a ta sprawa z ich podr� powrotn�. - Jest pan Oficerem Obs�ugi Obr�czy, kapitanie Rogers - rzek�a. Niech mi pan wszystko o niej opowie, a potem ja opowiem tacie tak, �e on te� zrozumie. - Nie musi si� niczego rozumie� - powiedzia� jej ojciec. - Wsi�dziemy po prostu na statek, a on nas w ko�cu dowiezie do domu i nie ma w tym nic do rozumienia, Bogu dzi�ki. Tacy jak my nie musz� zawraca� sobie g�owy drobiazgami technicznymi. - Ja b�d� uczon� - odpar�a Fay. - Mi�o nam b�dzie pos�ucha� - powiedzia�a Tessie - chocia� ja to ju� rozumiem. Dziecko to zrozumie. - Ja jestem dzieckiem, a tego nie rozumiem - orzek�a jej siostra. - Wszech�wiat pe�en jest cywilizowanych planet i za tydzie� wy wszyscy przeniesiecie si� z jednej takiej na drug� - zacz��em. I kiedy szuka�em prostych s��w i barwnych obraz�w, aby z ich pomoc� przybli�y� im moje wyja�nienia, cud wszech�wiata zaw�adn�� mn�, jakbym ja r�wnie� przez moment by� dzieckiem. Bo galaktyka rozros�a si� w ogromn� i spokojn� ca�o��. Wojna nie zgin�a, ale pozosta�a przykuta do planet i nigdy nie szerzy�a si� mi�dzy nimi. Zbrodnia prze�y�a, lecz nie kwit�a. Z�o �y�o, lecz wiedza sz�a z nim �eb w �eb, zwalczaj�c je. Cz�owiek prosperowa� i raczej �agodnia�, ni� na odwr�t. Pewnie, �e jego stare grzechy pleni�y si� jak zawsze, ale wymy�li� on systemy socjologiczne, kt�re lepiej je trzyma�y w szachu, ni� mia�o to miejsce we wcze�niejszych epokach. Galaktyka funkcjonowa�a niczym jaki� zegarek o wsp�zale�nych cz�ciach. Statki kosmiczne stanowi�y ��cz�ce je ogniwa. Ze wzgl�du na pokonywanie r�nych odleg�o�ci mi�dzy planetami, niekt�rych kolosalnych, innych stosunkowo niewielkich, wprowadzono dwie zasadnicze klasy statk�w kosmicznych. Statki SNS pokonywa�y wszystkie z wyj�tkiem pomniejszych odleg�o�ci, poruszaj�c si� w superwszech�wiatach z pr�dko�ciami zwielokrotnionymi �wiat�a. Na mniejszych dystansach chodzi�y WNS, statki Wolniejsze Ni� �wiat�o. I oba te rodzaje podr�y by�y - jak i same gospodarki planetarne wsp�zale�ne. Statek SNS, ostatni cud techniki, posiada jedn� wad�: porusza si�, je�li chodzi o �normalny� wszech�wiat, tylko z dwiema pr�dko�ciami szybsz� ni� �wiat�o i stacjonarn�. Statek SNS musi si� zatrzyma� bezpo�rednio po wyj�ciu z przestrzeni fazowej i wej�ciu w kwantytatywne obszary normalnego wszech�wiata. St�d cia�a takie jak Tandy M�odsza, rozrzucone po ca�ej galaktyce; s� one Planetami Hamulcowymi, czyli satelitami. SNS nie mo�e si� zatrzyma� w przestrzeni (nic nie znacz�ce okre�lenie). Zamiast tego jego energie kinetyczne przejmuj� planety hamulcowe, a dok�adniej amortyzatory inercyjne opasuj�cych takie planety obr�czy. SNS-y wpadaj� jak bomba i zostaj� sprowadzone do pr�dko�ci zerowej w przedziale czasu wynosz�cym oko�o dwie�cie milisekund, w kt�rym to czasie obiegaj�c po obr�czy okr��aj� ca�kowicie planet� p�tora raza. Nast�pnie WNS-y rozprowadzaj� pasa�er�w po lokalnych systemach s�onecznych, co bardzo przypomina system stratoliniowc�w i taks�wek powietrznych, z kt�rych pierwsze dowo�� pasa�er�w na kontynent, a drugie � kolei rozwo�� ich do pobliskich miejsc przeznaczenia. Chocia� WNS-y s� wolne, skr�cenia relatywistyczne czasu powoduj�, �e subiektywne przeloty nimi kurcz� si� do strawnych granic miesi�cy i tygodni. I tak wszech�wiat si� toczy, nie idealnie (by nie zosta� pos�dzonym o filisterstwo), ale efektywnie. To w�a�nie opowiedzia�em Doughtemu i jego c�rkom, tul�cej si� do mnie Fay i trzymaj�cej si� z daleka Tessie. - No c�, chyba ju� p�jd� ko�czy� obiad dla ciebie, tato - po chwili milczenia odezwa�a si� Tessie. Poklepa� j� po pupie i zachichota� z aprobat�. - To jest to, dziewczyno - rzek�. - My lepiej si� znamy na jedzeniu ni� na tych relatywistycznych bajerach. Kotlet barani mog� r�ba� ka�dego dnia. Nie wiedzia�em, co powiedzie�. Fay r�wnie�, chocia� kiedy zsuwa�a si� z mych kolan, by pom�c Tessie, pozna�em po jej minie, �e nadal rozmy�la nad tym, co us�ysza�a ode mnie. Ile to dla niej znaczy�o? Ile to wszystko znaczy�o dla ka�dego z nas? Skoro Doughty nie mia� czasu na filozofowanie, nie mia�em nic przeciwko kotletowi baraniemu. Czekaj�c na obiad spacerowa�em z gospodarzem, kt�ry korzysta� z pomocy laski. - B�dzie ci brakowa� tego widoku - powiedzia�em w�druj�c spojrzeniem po ogromnych, tajemniczych kszta�tach Tandy okrytych zieleni� i upstrzonych tu i �wdzie piegami owiec. Musz� przyzna�, �e bardziej zachwycaj� mnie uroki kobiet ni� krajobrazu; mimo wszystko widok by� pi�kny. W lubie�ne zag��bienie pomi�dzy dwoma wzg�rzami wchodzi�a Tandy, planeta g��wna. Warkocze pi�knej czerwieni oplataj�ce jej p�askie cia�o wywiera�y g��bokie wra�enie nawet w ,�wietle dnia. Doughty rozejrza� si� doko�a, w�sz�c i nie zdradzaj�c si� ani s�owem. Jakby nie s�ysza�, co powiedzia�em. - Czuj� gdzie� deszcz - zauwa�y�. Teraz ja go zignorowa�em. - B�dzie ci brakowa� na Ziemi tego widoku - powt�rzy�em. - W dupie mam widoki! - wrzasn�� Doughty, po czym roze�mia� si�. - Nie jestem cz�owiekiem rozgarni�tym jak ty i m�ody Murragh, kapitanie, w prostych rzeczach znajduj� sobie proste przyjemno�ci, jak przebywanie w miejscu, w kt�rym si� urodzi�em. Nic nie odrzek�em, jakkolwiek przypadkiem wiedzia�em, �e urodzi� si� osiem poziom�w pod portem kosmicznym w Birmingham, gdzie nadal stoj� liczniki samoinkasuj�ce do racjonowania �wie�ego powietrza. Chcia� przez to powiedzie� tylko tyle, �e ceni sobie osobiste z�udzenia, tu za� zgadza�em si� z nim co do joty. Pewniki czy z�udzenia - nawet gdyby wszelka pewno�� by�a z�ud�, to co z tego, je�li kurczowo jej si� trzymamy? Swojej Doughty nie da�by sobie odebra� za �adn� cen�, mimo �e by� g�upi pod wieloma wzgl�dami. Nigdy nie potrafi�em zajrze� w g��b jego duszy jak niekt�rym ludziom, na przyk�ad Murraghowi, osobnikowi o wiele bardziej skomplikowanemu; cz�sto jednak osobnik najprostszy ma w sobie rodzaj jakiej� trudnej do uchwycenia nieprzejrzysto�ci. Tak chyba by�o i z Doughtym, i je�eli go tutaj odmalowuj� p�asko i grub� kresk�, to dlatego, �e w�a�nie tak go wtedy widzia�em. �eby przerwa� niezr�czne milczenie, zapyta�em o Murragha. Doughty mia� niewiele do powiedzenia na jego temat. Wskaza� natomiast lask� na pojazd g�sienicowy tocz�cy si� drog� z po�udnia w nasz� stron�. - To b�dzie w�a�nie Murragh i Bess, kt�rzy wracaj� do domu, by co� wrzuci� na ruszta - rzek�. Omyli� si�. Gdy ci�gnik podjecha� bli�ej, ujrzeli�my w nim sam� Bess. Twarz jej poczerwienia�a - jak mi si� wydawa�o - ze z�o�ci, ale u�miechn�a si� na m�j widok. - Dzie� dobry, kapitanie Rogers! - Wysiad�a i �cisn�a mnie przelotnie za r�k�. - Niemal zapomnia�am, �e zaszczycisz nas dzisiaj swoj� obecno�ci�. Mi�o tu widzie� now� twarz, chocia� o twojej trudno mi tak powiedzie�. - Bezzw�ocznie zwr�ci�a si� do m�a: - Przydarzy� si� nam wypadek na Grani W��czni. Dwa autoowczarki wskoczy�y prosto w g��b rozpadliny. Murragh jest tam teraz przy nich i stara si� je wyci�gn��. - Co wy�cie robili na Grani W��czni? - zapyta� Doughty. - Kaza�em wam trzyma� stado numer trzy po drugiej stronie, gdy siedz� w domu - nie wiesz, g�upia babo, �e ta Gra� jest niebezpieczna z tymi wszystkimi uskokami? Dlaczego nie zrobi�a�, jak ci kaza�em? - Nic by si� nie sta�o, gdyby mi si� nie zaci�� laryngofon. Nie mog�am odwo�a� owczark�w, gdy pakowa�y si� do dziury. - Nie t�umacz si�. Nie mog� cho� jednego dnia wyj�� do roboty, �eby si� nie sta�o co� z�ego. Ja... - Ty ju� sz�sty dzie� nie wychodzisz, Colinie Doughty, wi�c zamknij g�b�... - Jak sobie radzi Harrison? - zapyta�em uwa�aj�c, �e przyda si� przerywnik. Pani Doughty rzuci�a mi spojrzenie pe�ne wdzi�czno�ci. - Przecie� m�wi�, �e pr�buje zej�� w g��b przepa�ci za autoowczarkami. K�opot w tym, �e one ci�gle s� na chodzie, a nie s�uchaj� rozkaz�w, wi�c brn� coraz g��biej. W�a�nie dlatego tu wr�ci�am, �eby od��czy� si�� - wiecie, �e one chodz� na zasilaniu wi�zkowym. Us�ysza�em zgrzytanie z�bami Doughtego. - No to kopnij si� babo i wy��cz, zanim stworzenia si� nie rozwal�! Wiesz, �e one kosztuj�. Na co czekasz? - Na co? A� pewien stary dure� przestanie si� ze mn� k��ci�, rzecz jasna. Zejd� mi z drogi. Przemaszerowa�a ko�o nas: kobieta agresywna, raczej szpetna, a mimo to poci�gaj�ca na m�j gust, jakby w toporno�ci jej cia�a tkwi� jaki� bezpo�redni, cho� tajemny zwi�zek z przeciwno�ciami �ycia. Znikn�wszy w kom�rce si�owni wy��czy�a moc i powr�ci�a tam, gdzie stali�my. - Pojad� z pani�, pani Doughty, i zobacz� w czym mog� pom�c powiedzia�em. - Musz� stawi� si� w mej jednostce dopiero za godzin�. Wyraz zrozumienia przemkn�� po j ej twarzy, wi�c skin�wszy Doughtemu na po�egnanie wsiad�em z ni� do ci�gnika. By�em niejako usprawiedliwiony. Je�li sytuacja mia�a si� tak, jak j� przedstawi�a, sprawa nie cierpia�a zw�oki, poniewa� nast�pny statek SNS przybywa� za nieca�e cztery godziny i do tego czasu czterdzie�ci tysi�cy owiec musia�o by� sp�dzonych i zamkni�tych na cztery spusty. Musia�o - bo inaczej ciemno�� je dopadnie, rzuc� si� do panicznej ucieczki i pozabijaj� lub porani� na skalistych zboczach, a ci�ko zarobione oszcz�dno�ci Doughtego skurcz� si� do zera. To znaczy, je�li sytuacja rzeczywi�cie by�a taka, jak m�wi�a Bess. Kiedy znale�li�my si� z dala od farmy i oczu Doughtego, Bess zatrzyma�a ci�gnik. Popatrzyli�my na siebie. Ca�y m�j organizm prze��czy� si� na inny bieg, gdy ka�de z nas dostrzeg�o ��dz� w oczach drugiego. - Ile z tej historii jest k�amstwem, abym zosta� z tob� sam na sam i zdany na tw� �ask�? - zapyta�em. - Ani odrobina, Vasco. B�dziemy musieli jak najszybciej dotrze� do Murragha, o ile jeszcze nie skr�ci� karku na dnie przepa�ci. Ale skoro Colin p�ta si� ko�o domu, nie mog�abym spotka� si� z tob� sam na sam, gdyby nie nadarzy�a si� ta okazja, a to jest nasze po�egnalne spotkanie, prawda? - Chyba �e zmieni�a� zamiar i nie polecisz z nim na Ziemi� w przysz�ym tygodniu. - Wiesz, �e to niemo�liwe, Vasco. Jasne, �e wiedzia�em. By�em bezpieczny. Szczerze m�wi�c by�by to dopust bo�y, gdyby zosta�a ze wzgl�du na mnie. Kobiet podobnych do Bess Doughty by�o tu na p�czki - jedna na prawie ka�d� farm� podg�rsk�, jak� odwiedzi�em - znudzone, samotne, ch�tne, a� z przesadn� gotowo�ci� sk�onne pofolgowa� sobie z wysokim urz�dnikiem Obs�ugi Obr�czy. Sk�ama�bym m�wi�c, �e j� kocha�em. - Wi�c postaramy si�, �eby ten ostatni raz wart by� pami�tania. I ujrzeli�my powr�t ��dzy, zwyk�ej i jawnej, i rozkosznej. Prawie wypadli�my na traw�. Tak w�a�nie powinno by� z tymi rzeczami: bez r� i bez fanfar. Lubi� to w taki w�a�nie spos�b. Bess i ja nigdy nie kochali�my si�. My�my si� parzyli. Potem, kiedy och�on�li�my, dotar�o do naszej �wiadomo�ci, �e zabawili�my d�u�ej, ni� powinni�my. Wdrapa�em si� z powrotem do ci�gnika i pogazowali�my do Grani W��czni, a� si� kurzy�o. - Mam nadziej�, �e Murragh jest zdr�w i ca�y - mrukn��em zerkaj�c na zegarek r�czny. - To peda�! - rzuci�a drwi�co. Nie doprasza�em si�, by rozwin�a t� chamsk� odzywk�. S�ysza�em j� uprzednio, a kryj�cy si� w niej podtekst by� dostatecznie jasny: Murragh odtr�ci� jej chutliwe zaloty, bo czemu mia�by im ulec? By�a zwyk�a, masywna, nieokrzesana... nie, jestem niesprawiedliwy wobec siebie, wygaduj�c to wszystko, bo chocia� taka w�a�nie by�a, mia�a r�wnie� Bess nieska�on�, ch�opsk� prostot�, kt�ra w moich oczach ze wszystkiego rozgrzesza, a mo�e tak� sobie wmawia�em okoliczno�� �agodz�c�. Oto i ca�y ja: nale�� do ludzi, kt�rzy wol� chleb od ciastek. Pocz�tkowo, kiedy Murragh przyby� na farm� Doughtego, poczu�em zazdro�� i przestraszy�em si�, �e mo�e popsu� moj� niewinn� mi�� zabaw�. Gdy sta�o si� jasne, �e ani mu to w g�owie, �e nie nale�y do smakosz�w chleba, zainteresowa�em si� nim ze wzgl�du na niego samego. Czasami powodowa�o to awantury mi�dzy mn� a Bess - ale do�� tego, pr�buj� opowiedzie� histori� Murragha, nie swoj�. A �e zbaczam, no c�, �ycie jednego cz�owieka jest mocno spl�tane z �yciem drugiego. Chyba ustanowili�my co� w rodzaju rekordu szybko�ci w drodze do podn�a Grani W��czni. Dalej teren wznosi� si� tak stromo, �e musieli�my si� zatrzyma�, wysi��� z ci�gnika i wdrapywa� na w�asnych nogach. Wspinali�my si� z pochylonymi grzbietami. Owce ust�powa�y nam nie ch�tnie z drogi, gapi�c si� na nas z owym idiotycznym dwuwyrazem g�by, jaki cechuje pysk owcy z Tandy - sama zaj�czo�� i boja�liwo�� w oczach i nozdrzach, a dolna warga arogancka jak u wielb��da. Deszcz lun�� na nas z nag�o�ci� zastrze�on� specjalnie dla Regionu Sz�stego, jakby olbrzym opr�ni� nagle nad �a�cuchem g�r ogromne wiadro wody na nasz� �cie�k�. Przypomnia�em sobie przepowiedni� Doughtego, gdy stawia�em ko�nierz. Ci�gle wspinali�my si�, obserwuj�c, jak drobne strumyki powstaj� w�r�d kr�tkich traw pod naszymi butami. Po moich niedawnych wysi�kach zacz��em �a�owa�, �e zg�osi�em si� do czego� takiego. Wreszcie dotarli�my do szczeliny. Brn�li�my kraw�dzi� do miejsca, w kt�rym Murragh zlaz� do niej, oznaczonego przez dwa �ywe psy Pedro i Hocka siedz�ce cierpliwie na deszczu i oszczekuj�ce nasze przybycie. Ulewa ju� zamiera�a. Przystan�li�my prostuj�c obola�e plecy i wdychaj�c g��boko wilgotne powietrze, trosk� o Murragha odk�adaj�c na p�niej. Znajdowa� si� jakie� dwadzie�cia st�p w g��bi szczeliny, tam gdzie zw�a�a si� na tyle, by m�g� oprze� si� plecami o jedn� �cian�, a nogami o drug�. By� przemoczony wod� przelewaj�c� si� przez kraw�d�, kt�ra rozbryzgiwa�a si� na nim i �cieka�a w d� do wst�gi strumienia dalsze trzydzie�ci st�p pod jego butami. Jeden z autoowczark�w tkwi� zaklinowany obok niego, okryty b�otem. Drugi le�a� nieco dalej i par� st�p ni�ej, do g�ry nogami, ale na oko by� nie uszkodzony. Moj� uwag� przyku� wyraz twarzy Murragha. By�a u�piona, on za� wydawa� si� zapatrzony w pustk�, nie�wiadomy spadaj�cej na� fontanny. - Murragh! - krzykn�a ostro Bess. - Obud� si�. Jeste�my ju� z powrotem. Podni�s� na nas wzrok. - Czo�em - powiedzia�. - Cze��, Vasco! W�a�nie ��czy�em si� z wielk� matk� ziemi�. Ona mnie naprawd� po�kn�a... To zabawne, tkwi� tu g��boko w szparze... jakby� si� wspina� mi�dzy wargami wieloryba. I by�oby tego wi�cej w tym samym stylu! Na og� znosi�em cierpliwie jego dziwne ekstrawagancje, nawet znajdowa�em w nich upodobanie, ale nie w takiej chwili, nie kiedy Bess stoi tu i szydzi, woda mi cieknie po plecach, kolka dokucza w boku i kiedy czas dzia�a na nasz� niekorzy��. - Pada, �ni�cy Kr�lewiczu - przypomnia�em mu. - Mo�e to ci� zdziwi, ale ociekamy wod�. Na lito�� bosk�, rusz si�. Odgarn�� mokre w�osy z twarzy i chyba si� opami�ta�. Spoziera� z do�u nieco g�upawo, niczym ryba ogl�daj�ca z p�miska swoich pierwszych w �yciu ludzi. - Pi�kny dzie� na wspinaczk�, nieprawda�? - powiedzia�. - Je�li nie zachowamy ostro�no�ci, osypie si� ziemia pod tym autoowczarkiem i maszyna si� wklinuje albo uszkodzi. W tej pozycji jest ci�gle na chodzie. Zrzu� mi tu lin�, Bess. Ty z Vasco dacie rad� wci�gn�� go na g�r�, a ja go b�d� st�d asekurowa�. Bess wlepi�a we mnie t�pe spojrzenie. - Szlag by to trafi�, zostawi�am t� cholern� lin� w ci�gniku. Wtedy przypomnia�em sobie. Odczepi�a j� od pasa, gdy le�eli�my w trawie, nie zawraca�a sobie g�owy w po�piechu i nie przywi�za�a jej, tylko rzuci�a na ty� pojazdu. - Wi�c na lito�� bosk� id� po ni�! - zawo�a� niecierpliwie Murragh, jakby nagle uprzytomni� sobie ile czeka�. - D�u�ej nie wytrzymam tu na dole. Znowu Bess popatrzy�a na mnie. Uciek�em z oczami ogl�daj�c swoje zab�ocone buty. - Przynie� mi j�, Vasco - nie wytrzyma�a. - Brak mi tchu - odpar�em. - Mam kolk�. - ........ si�! - powiedzia�a. Poprzesta�a na tym s�owie i zawr�ci�a w d� stoku. Murragh rzuci� mi baczne spojrzenie, kt�rego nie odwzajemni�em. Up�yn�o dwadzie�cia pi�� minut do jej powrotu z lin�. Przez ten czas deszcz usta� ca�kowicie. Siedzia�em na pi�tach obok Pedra i Hocka popatruj�c na pos�pny i pe�en uskok�w teren. Nie odzywali�my si� do siebie. Min�a wi�ksza cz�� nast�pnej godziny, nim nasze trio przemoczonych istot zdo�a�o bezpiecznie wywindowa� autoowczarki. Uwin�liby�my si� z robot� dwa razy szybciej, gdyby�my tak nie uwa�ali, by uchroni� je przed uszkodzeniem, gdy� ka�demu z nas wiadome by�o saldo bilansu Doughtego, za� autoowczarek potrafi kosztowa� od dwudziestu odsetek do pi�ciu parafunt�w. Zziajany spojrza�em na zegarek. Kolejny SNS mia� wej�� na Tandy M�odsz� za dwie godziny bez sze�ciu minut. By�o ju� po czasie, w kt�rym powinienem si� zameldowa� na dy�ur w mej jednostce. Oznajmi�em Murraghowi i Bess, �e musz� wraca� - m�wi�em opryskliwie, gdy� strata obiadu, przemokni�cie i niemal�e wy�amanie r�k podczas ratowania ps�w, nie wprawi�y mnie w r�owy humor. - Nie mo�esz nas teraz porzuci�, Vasco - powiedzia� Murragh. Wszystkie owce s� w rozsypce, nie tylko to stado na Grani. Musimy w dwie godziny mie� ka�d� owc� w zagrodzie, a przede wszystkim kto� musi wr�ci� na farm� i ponownie w��czy� wi�zk�, by uruchomi� psy. Nadal potrzebujemy twej pomocy. Jego oczy by�y r�wnie b�agalne jak oczy Bess. Bo�e, pomy�la�em, jak�e niekt�rzy ludzie potrzebuj� ludzi! On ma swoje potrzeby psychiczne tak jak ona cielesne. Podczas gdy jej s� rozbrajaj�co proste, jego nie rozumiem; jak tylko te autopsy znowu zaczn� gania� same, doprowadz� owce do domu, zanim si� obejrzysz. W tej chwili nie potrafi�em wyobrazi� sobie dwojga ludzi, z kt�rymi mia�bym mniejsz� ochot� tkwi� w g�rach. Ale powiedzia�em jedynie: - Jestem oficerem obs�ugi, Murragh, a nie pasterzem. Ju� si� sp�ni�em na dy�ur. Poniewa� moja ci�ar�wka jest na farmie i b�d� musia� wr�ci� po ni�, to kiedy tam dotr�, powiem Collinowi, by wam w��czy� wi�zk� mocy - ale od tego momentu b�dziecie zdani na w�asne si�y. Gdy odwr�ci�em si� do odej�cia, Bess uj�a mnie za r�k�. Obejrza�em si� na ni� i widzia�em, �e wzdrygn�a si� na widok mojej miny. - Nie mo�esz nas tak po prostu porzuci� teraz, Vasco - powiedzia�a. - Nikogo nie porzucam. Pomog�em wam wyci�gn�� owczarki, tak czy nie? Musz� i�� do swojej roboty, a i tak ju� wylej� mi na g�ow� kube� g�wna za sp�nienie na s�u�b�. Nie zatrzymuj mnie. Pu�ci�a moj� r�k�. Zwia�em wolnym truchtem w d� stoku, obcasy grz�z�y mi w czasie biegu. Raz po raz po�lizn�wszy si� pada�em na plecy w mokr� traw�. Nim dotar�em na r�wnin�, dostrzeg�em zbli�aj�cy si� drugi ci�gnik. Siedzia� w nim Doughty. Kiedy zbli�yli�my si� do siebie, krzykn�� do mnie: - Przyszed�em zobaczy�, co wasza paczka robi tyle czasu. Nie by�o was tak d�ugo, a� pomy�la�em, �e wpadli�cie do dziury razem z owczarkami. Opowiedzia�em mu pokr�tce co si� dzieje, kiedy trzymaj�c si� za plecy powoli wy�azi� z kabiny. - Wi�c po�yczam ci�gnik Bess, wracam na farm� i w��cz� pr�d, �eby automaty zacz�y sp�dza� owce jak najszybciej - doko�czy�em. Zacz�� kl��, �e straci ca�y sw�j inwentarz �ywy, �e nigdy nie uda si� ich zagoni� do przybycia statku SNS. Postara�em si� go uspokoi�, nim odszed�em do drugiego pojazdu. Kiedy wsiada�em, powiedzia�: - Jak ju� tam zajedziesz, ka� Tessie wr�ci� tutaj ci�gnikiem. Umie zupe�nie dobrze prowadzi�, a nam przyda si� jej pomoc. Im wi�cej r�k, tym lepiej. I ka� jej zabra� rakietnice. Rozruszaj� owce. - A Fay? - Tylko pl�ta�aby si� tu pod nogami. Pomachawszy mu r�k� doda�em gazu i poturkota�em w kierunku farmy. S�o�ce ju� pra�y�o i niebo by�o wolne od chmur, co nie mia�o wp�ywu na to, �e w butach mi chlupota�o, a ubranie obkleja�o mnie jak mokra tapeta. Jak tylko dojecha�em do zabudowa� farmy, pomaszerowa�em prosto do si�owni, podszed�em do w�a�ciwej tablicy i pchn��em reostat. Energia rozpocz�a sw�j odwieczny �piew, �w pomruk zadowolenia, kt�ry pobrzmiewa tak, jakby nieprzerwanie wspina� si� w g�r� skali. Hen na pastwiskach psy ele