Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8899 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
JACK HIGGINS nale�y do najpopularniejszych brytyjskich tw�rc�w literatury sensacyjno-przygodowej. Jego powie�ci ukazuj� si� w prawie 30 j�zykach �wiata, a ich ��czny nak�ad przekroczy� 150 milion�w egzemplarzy. Naprawd� nazywa si� Harry Patterson. S�aw� przyni�s� mu thriller wojenny "Orze� wyl�dowa�" (1975), wydany pod pseudonimem Jack Higgins - jednym z kilku, kt�rych u�ywa� w trakcie kariery pisarskiej. Napisa� ponad 60 ksi��ek. Najbardziej znane to: "Konfesjona�" (1985), "Orze� odlecia�" (1991), "Thunder Point" (1993), "Lot or��w" (1998), "Zdrajca w Bia�ym Domu" (1999), "Odwet" (2000) i "Niebezpieczna gra" (2001). Najnowszy bestseller nosi tytu� "�mier� jest zwiastunem nocy" (2002); wkr�tce uka�e si� Bad Company. Ksi��ki Higginsa doczeka�y si� licznych ekranizacji. Nale�� do nich filmy pe�nometra�owe "Modlitwa za konaj�cych", "Orze� wyl�dowa�", "Thunder Point" oraz kilkugodzinne seriale telewizyjne zrealizowane na podstawie "Konfesjona�u", "Nocy Lisa", "Cold Harbour" i innych powie�ci.
Powie�ci Jacka Higginsa w Wydawnictwie Albatros A. Kury�owicz:
ZDRAJCA W BIA�YM DOMU
ODWET
NIEBEZPIECZNA GRA
GRA DLA BOHATER�W
ODP�A� DIAB�U
ORZE� WYL�DOWA�
ORZE� ODLECIA�
AKCJA O PӣNOCY
COLD HARBOUR
�MIER� JEST ZWIASTUNEM NOCY
W kr�tce:
KRYPTONIM "WALHALLA"
BEZ PRZEBACZENIA
JACK HIGGINS
�MIER� JEST ZWIASTUNEM NOCY
Z angielskiego prze�o�y�: ANDRZEJ SZULC
WARSZAWA 2003
Tytu� orygina�u: MIDNIGHT RUNNER
Copyright (c) Harry Patterson 2002
Copyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kury�owicz 2003
Copyright (c) for the Polish translation by Andrzej Szulc
Redakcja: Anna Liebhart
Ilustracja na ok�adce: Jacek Kopalski
Projekt graficzny ok�adki: Andrzej Kury�owicz
ISBN 83-7359-041-2
Dystrybucja:
IV,-, IFirma Ksi�garska Jacek Olesiejuk
Ul. Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa
tel./fax: (22)-631-4832, (22)-632-9155
e-mail:
[email protected]
www.olesiejuk.pl Wydawnictwo L & L/Dzia� Handlowy
Ko�ciuszki 38/3, 80-445 Gda�sk tel: (58)-520-3557, fax: (58)-344-1338
Sprzeda� wysy�kowa: merlin.com.pl/Dzia� Obs�ugi Klienta
Gara�owa 7, 02-651 Warszawa tel.: (22)-607-7993, (22)-607-7996, fax: (22)-607-e-mail:
[email protected] www.merlin.pl
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURY�OWICZ
fax: (22)-842-9867
adres dla korespondencji:
skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78
Warszawa 2003. Wydanie I
Sk�ad: Laguna Druk: Abedik S.A., Pozna�
�mier�jest zwiastunem nocy
Przys�owie arabskie
Daniel Quinn nosi� dobre ulsterskie nazwisko. Dziadek Daniela, irlandzki katolik z Belfastu, jako m�ody cz�owiek walczy� z Michaelem Collinsem o niepodleg�o�� Irlandii, a potem, gdy w 1920 roku wyznaczono nagrod� za jego g�ow�, uciek� do Ameryki.
Pracowa� na budowach w Nowym Jorku i Bostonie, lecz prawdziwe wp�ywy zdoby� jako cz�onek najbardziej tajnego z irlandzkich stowarzysze�, Irlandzkiego Bractwa Republika�skiego. Pracodawcy zacz�li si� go ba�. Po roku za�o�y� w�asn� firm�, dzi�ki kt�rej mia� zosta� milionerem.
Jego syn, Paul, urodzi� si� w 1921 roku. Od najm�odszych lat mia� obsesj� na punkcie latania. W 1940 roku zrezygnowa� nagle ze studi�w w Harvardzie, pojecha� do Anglii i jako ameryka�ski ochotnik wst�pi� pod nazwiskiem ojca do RAF-u.
Ojciec, kt�ry nie lubi� Brytyjczyk�w, by� najpierw zbulwersowany, a potem dumny. Pierwszy Lotniczy Krzy� Walecznych Paul otrzyma� podczas bitwy o Angli�, drugi w 1943 roku, ju� w ameryka�skich si�ach powietrznych. W 1944 zosta� ci�ko postrzelony, gdy lecia� mustangiem nad Niemcami. Chirurdzy Luftwaffe zrobili, co mogli, jednak Paul nigdy nie odzyska� ju� poprzedniej sprawno�ci.
W roku 1945 zwolniono go z obozu jenieckiego i wr�ci� do
9
domu. Jego ojciec zarobi� na wojnie miliony. Paul Quinn o�eni� si� i w 1948 roku urodzi� mu si� syn, Daniel. Niestety, matka ch�opca zmar�a przy porodzie. Paul, kt�ry nie cieszy� si� najlepszym zdrowiem, zadowoli� si� posad� radcy prawnego w rodzinnej firmie.
Wybitnie uzdolniony Daniel r�wnie� trafi� do Harvardu, gdzie studiowa� ekonomi� i zarz�dzanie przedsi�biorstwem, i w wieku dwudziestu jeden lat uzyska� tytu� magistra. Nast�pnym krokiem powinno by� przyst�pienie do rodzinnego biznesu, kt�ry obejmowa� obecnie warte setki milion�w dolar�w nieruchomo�ci, hotele oraz o�rodki wypoczynkowe. Jednak dziadek Daniela mia� inne plany: marzy�, �e jego wnuk zrobi doktorat, a potem ol�niewaj�c� karier� polityczn�.
Zabawne, jak cz�sto �ycie zmienia si� pod wp�ywem drobiazg�w. Kt�rego� wieczoru, ogl�daj�c w telewizji krwaw� jatk� w Wietnamie, starszy pan wyrazi� swoj� dezaprobat�.
- Nie powinni�my si� w to w og�le anga�owa�, do diab
�a - powiedzia�.
- A jakie to ma znaczenie? - odpar� Daniel. - Ju� tam
jeste�my.
- Chwa�a Bogu, �e przynajmniej ciebie tam nie ma.
- Wi�c chcemy, �eby ca�� brudn� robot� za�atwi�y za nas
czarne dzieciaki? Synowie robotnik�w i Latynos�w nie maj�
najmniejszych szans w walce. Gin� tam tysi�cami.
- To nie nasza sprawa.
- C�, by� mo�e powinienem uzna� j� za swoj�.
- Przekl�ty g�upiec - burkn�� z obaw� w g�osie starszy
pan. - Nie wa� si� robi� niczego g�upiego, s�yszysz?
Nazajutrz rano Daniel Quinn zg�osi� si� do komisji poborowej. Zacz�� od piechoty, nast�pnie za� wst�pi� do wojsk desantowych. W pierwszym okresie s�u�by zosta� postrzelony w lewe rami�, zaco otrzyma� Purpurowe Serce oraz Wietnamski Krzy� Walecznych. Kiedy wr�ci� na urlop do domu, dziadek zobaczy� mundur i medale i uroni� �zy wzruszenia. W ko�cu jednak g�r� wzi�a irlandzka duma.
10
- Nadal uwa�am, �e nie powinni�my si� w to anga�o
wa� - rzek�, patrz�c na wnuka i widz�c jego opalon� twarz
o sk�rze napi�tej na ko�ciach policzkowych. W oczach Daniela
by�o co�, czego wcze�niej nie dostrzega�.
- A ja powtarzam, �e skoro ju� tam jeste�my, musimy si�
do tego przy�o�y�.
- Nie chcesz zosta� oficerem?
- Nie, dziadku. Stopie� sier�anta mi wystarczy.
- Chyba zwariowa�e�.
- Jestem przecie� Irlandczykiem. Wszyscy jeste�my stuk
ni�ci.
Dziadek pokiwa� g�ow�.
- Na jak d�ugo przyjecha�e� do domu?
- Na dziesi�� dni.
- A potem od razu wracasz?
Daniel przytakn��.
- Wst�puj� do si� specjalnych.
Starszy pan zmarszczy� brwi.
- Co to takiego?
- Lepiej, �eby� nie wiedzia�, dziadku, lepiej, �eby� nie
wiedzia�.
- C�, skoro tu jeste�, staraj si� przynajmniej sp�dzi�
przyjemnie czas. Um�w si� na kilka randek z dziewczynami.
- Nie omieszkam.
Tak te� zrobi�, a potem wr�ci� do zielonego wietnamskiego piek�a i bezustannego warkotu helikopter�w. Zn�w znalaz� si� w miejscu, w kt�rym wszechobecne by�y �mier� i zniszczenie
i gdzie wszystkie drogi prowadzi�y do Bo Din i do jego w�asnej
randki z przeznaczeniem.
Ob�z Czwarty le�a� w g��bi buszu, na p�noc od delty Mekongu. Rzeka wi�a si� przez bagna i rozleg�e szuwary, w�r�d kt�rych z rzadka trafia�a si� jaka� wioska. Tego dnia pada�o; monsunowy deszcz wisia� w powietrzu niczym szara zas�ona,
11
ograniczaj�c w znacznym stopniu widoczno��. Ob�z Czwarty by� punktem wypadowym dla operacji przeprowadzanych przez si�y specjalne. Gdy zgin�� poprzedni starszy sier�ant, skierowano tam Quinna.
Podrzucono go, jak zwykle, helikopterem s�u�by medycznej. Z powodu brak�w kadrowych opr�cz pilota na pok�adzie by� tylko m�ody medyk i jednocze�nie strzelec pok�adowy, niejaki Jackson, kt�ry siedzia� z ci�kim karabinem maszynowym i lustrowa� teren przez otwarte drzwi. Widoczno�� stale si� pogarsza�a i helikopter zszed� ni�ej. Pod nimi znajdowa�y si� pola ry�owe i br�zowa wst�ga rzeki. Quinn wsta�, z�apa� si� framugi i spojrza� w d�.
Nagle po prawej stronie nast�pi�a pot�na eksplozja i w g�r� strzeli�y p�omienie. Pilot przechyli� maszyn� i ze strug deszczu wy�oni�a si� wioska. Niekt�re domy sta�y na wbitych w rzek� palach. Quinn zobaczy� wie�niak�w wskakuj�cych do czu�en i p�askodennych �odzi rybackich. Cz�� z nich odbija�a ju� od brzegu. Spostrzeg� r�wnie� partyzant�w Vietcongu - mieli s�omiane kapelusze i czarne, podobne do pi�am mundury. Us�ysza� odleg�y terkot AK47 i zobaczy�, jak ludzie zacz�li wypada� z �odzi do rzeki.
Kiedy helikopter podlecia� bli�ej, partyzanci zadarli g�owy. Kilku podnios�o karabiny i zacz�o strzela�. Jackson odpowiedzia� ogniem.
- Chryste, nie! - zawo�a� Quinn. - Pozabijasz cywil�w.
- Lepiej si� st�d wyno�my - krzykn�� przez rami� pilot
i skr�ci�, kiedy trafi�o ich kilka kul. - To Bo Din. Vietcong
jest tutaj bardzo aktywny.
W tej samej chwili Quinn dostrzeg� na skraju wioski misj�: ma�y ko�ci�ek i grupk� os�b na dziedzi�cu. Partyzanci biegli w t� stron� drog�.
- Jest tam zakonnica i kilkana�cioro dzieci - powiedzia�
Jackson.
Quinn z�apa� pilota za rami�.
- Musimy wyl�dowa� i ich zabra� - rzek�,
12
B�dziemy mieli szcz�cie, je�li uda nam si� potem wy
startowa� - odkrzykn�� pilot. - Sp�jrz na drog�.
Partyzanci byli wsz�dzie. Co najmniej pi��dziesi�ciu z nich kluczy�o mi�dzy domami, kieruj�c si� ku misji.
Dziedziniec jest za ma�y. B�d� musia� l�dowa� na drodze.
Nie uda si� nam.
- Dobrze, daj mi tylko wyskoczy�, a potem spieprzaj st�d
do wszystkich diab��w i sprowad� pomoc.
- Jeste� szalony.
Quinn spojrza� na zakonnic� w bia�ym tropikalnym he�mie.
- Nie mo�emy tu zostawi� tej kobiety ani tych dzieci.
Pozw�l mi tylko wyskoczy�.
Wepchn�� flary i granaty do kieszeni kurtki, zawiesi� na szyi torby z magazynkami i wzi�� do r�ki M16. Jackson pos�a� d�ug� seri� wzd�u� drogi. Kilku partyzant�w pad�o, pozostali si� rozpierzchli. Helikopter zawis� tu� nad ziemi� i Quinn wyskoczy� na zewn�trz.
- Ja te� chyba oszala�em - mrukn�� Jackson, po czym
skoczy� w �lad za nim, z M16 w r�ku, z zawieszonymi na szyi
magazynkami i z apteczk� na ramieniu.
Wietnamczycy nasilili ostrza�, a dwaj Amerykanie ruszyli do bramy misji. Z naprzeciwka podbieg�a do nich zakonnica z dzie�mi.
- Niech si� siostra cofnie! - zawo�a� Quinn. - Prosz� si�
cofn��! - Wyj�� dwa granaty i poda� jeden Jacksonowi. -
Razem - powiedzia�.
Wyci�gn�li zawleczki, policzyli do trzech, dali krok do ty�u i przerzucili granaty przez mur. Eksplozja by�a og�uszaj�ca. Kilku partyzant�w pad�o, reszta na jaki� czas si� cofn�a. Quinn odwr�ci� si� do zakonnicy. Mia�a dwadzie�cia kilka lat i blad� �adn� twarz. Kiedy si� odezwa�a, zorientowa� si�, �e to Angielka.
- Dzi�ki Bogu, �e si� zjawili�cie. Jestem siostra Palmer.
Ojciec da Silva nie �yje.
- Przykro mi, siostro, ale jest nas tylko dw�ch. Helikopter
polecia� po pomoc, ale nie wiadomo, ile to potrwa.
13
Jackson pos�a� seri� wzd�u� drogi.
- Jaki, do diab�a, mamy plan? - zawo�a�. - Nie zdo�amy
si� tutaj utrzyma�. Rozdepcz� nas.
Mur na ty�ach misji sypa� si� ze staro�ci. Dalej majaczy�y w ulewie wysokie na co najmniej dziesi�� st�p trzciny.
- Zabierz dzieci na bagna, natychmiast! - krzykn�� Quinn.
- A ty?
- B�d� ich powstrzymywa� tak d�ugo, dop�ki to b�dzie
mo�liwe.
Jackson nie zamierza� si� z nim spiera�.
- Idziemy, siostro - zawo�a�.
Quinn patrzy�, jak odchodz�. Dzieci by�y bardzo wystraszone, niekt�re p�aka�y. Kiedy wszyscy przedostali si� przez rozsypuj�cy si� mur, wyj�� z kieszeni granat i wyci�gn�� zawleczk�. Na zewn�trz us�ysza� warkot silnika i wyjrzawszy przez bram�, zobaczy� zbli�aj�cego si� poobijanego d�ipa z zamontowanym obok kierowcy karabinem maszynowym, za kt�rym stali dwaj partyzanci. B�g wie, sk�d wytrzasn�li tego d�ipa, lecz za nim sz�a ca�a dru�yna. Quinn cisn�� granat, kiedy pu�cili pierwsz� seri�. Trafi� w sam �rodek d�ipa i dosz�o do piekielnej eksplozji. W powietrze pofrun�y cia�a i cz�ci pojazdu, wsz�dzie buchn�y p�omienie.
Pozostali partyzanci rzucili si� do ucieczki. Na chwil� zapad�a cisza, przerywana tylko szumem deszczu. Trzeba by�o bra� nogi za pas. Daniel Quinn odwr�ci� si�, przeskoczy� przez mur i pobieg� w stron� wysokich trzcin. Na skraju szuwar�w zatrzyma� si� na chwil�, zatkn�� bagnet na swoim Ml6, a potem ruszy� dalej.
Siostra Sarah Palmer sz�a pierwsza, trzymaj�c za r�k� jedno
dziecko i nios�c drugie, najm�odsze z ca�ej gromadki. Pozosta�e
pod��a�y w �lad za ni�; siostra upomina�a je cicho po wietnam-
sku, �eby nie ha�asowa�y. Poch�d zamyka� Jackson z gotowym
do strza�u Ml6.
14
Weszli do ciemnego stawu i stan�li tam, zanurzeni po uda w wodzie. Ulewa nie ustawa�a i w powietrzu unosi�a si� bia�a mg�a. Zakonnica obejrza�a si� przez rami� na Jacksona.
- Je�li dobrze si� orientuj�, na prawo powinna by� droga.
- I co nam to da, siostro? Wietnamczycy zaraz nas dogoni�,
a szczerze m�wi�c, najbardziej boj� si� o Quinna. Od tamtego
wybuchu nie s�ycha� by�o �adnych strza��w.
- My�li pan, �e zgin��?
- Mam cholern� nadziej�, �e nie.
Nagle z trzcin wyskoczy� m�ody Wietnamczyk i d�gn�� Jacksona bagnetem pod lew� �opatk�, tylko o kilka cali mijaj�c serce. Amerykanin krzykn�� i osun�� si� na kolana. Po drugiej stronie stawu pojawili si� nast�pni partyzanci, dwaj ch�opcy i dziewczyna - wszyscy bardzo m�odzi, i z ka�asznikowami.
Jackson pr�bowa� wsta�, podpieraj�c si� karabinem niczym lask�. Wietnamczyk obserwowa� go z pos�pn� min�. Nagle rozleg� si� dziki okrzyk i spomi�dzy trzcin wyskoczy� Daniel, strzelaj�c z biodra i k�ad�c trupem ca�� tr�jk�. Czwarty partyzant, ten, kt�ry rani� Jacksona, zbyt p�no skoczy� do przodu. Quinn obr�ci� si� i przebi� go bagnetem.
- Jak twoja rana? - zapyta�, obejmuj�c Jacksona.
- Boli jak jasna cholera, ale jeszcze �yj�. W torbie mam
polowe opatrunki. Lepiej b�dzie, je�li si� st�d czym pr�dzej
wyniesiemy.
- Masz racj�. - Quinn odwr�ci� si� do zakonnicy. -
Ruszajmy, siostro.
Pos�ucha�a go i pod��y�a za nimi wraz z dzie�mi. Po jakim� czasie doszli do p�ytszego rozlewiska, z kt�rego wynurza� si� ma�y pag�rek. Starczy�o na nim miejsca dla wszystkich. Jackson usiad� na ziemi, a Quinn oddar� kawa�ki rozerwanego bagnetem materia�u i ods�oni� ran�.
- Gdzie s� opatrunki?
Siostra Sarah Palmer si�gn�a po torb�.
- Ja si� tym zajm�, sier�ancie.
- Jest siostra pewna?
15
Po raz pierwszy si� u�miechn�a.
- Jestem lekark�. Mniejsze siostry mi�osierdzia zakon
szpitalny.
Z trzcin dobieg�y g�osy podobne do szczekania lis�w.
- Nadchodz�, sier�ancie - powiedzia� Jackson, zaciskaj�c
d�o� na broni i pochylaj�c si� do przodu. Siostra Sarah w�a�nie
zacz�a go opatrywa�.
- Zgadza si�. B�d� musia� ostudzi� ich entuzjazm.
- Jak pan to zrobi? - zapyta�a go zakonnica.
- Zabijaj�c kilku z nich. - Quinn wyj�� z kieszeni par�
flar i da� je Jacksonowi. - Je�li kawaleria powietrzna tu dotrze,
a ja nie wr�c�, wyno�cie si� st�d do wszystkich diab��w.
- Och nie, sier�ancie - zaprotestowa�a siostra Sarah.
- Och tak, siostro - odpar�, po czym znikn�� mi�dzy
trzcinami.
M�g� mordowa� partyzant�w po cichu bagnetem, lecz nie wywo�a�by w ten spos�b paniki, na kt�rej mu zale�a�o. Gdy zobaczy� wi�c dw�ch Wietnamczyk�w stoj�cych na pag�rku i obserwuj�cych moczary, zabi� ich strza�ami w g�ow� z odleg�o�ci stu jard�w.
Ptaki wzbi�y si� w powietrze i w r�nych miejscach odezwa�y si� gniewne g�osy. Quinn skierowa� si� ku jednemu z nich i zastrzeli� kolejnego Wietnamczyka, kt�ry szed� rowem. Potem, przedar�szy si� przez trzciny, przycupn�� przy nast�pnym rozlewisku i czeka�. W si�ach specjalnych wymy�lono kilka sztuczek, kt�re mog�y si� przyda� w takich sytuacjach. Quinn nauczy� si� p�ynnie kilku wietnamskich zda�. Teraz strzeli� w powietrze i wypowiedzia� jedno z nich.
- Tutaj, towarzysze. Mam go.
Czeka� cierpliwie, a potem zawo�a� ponownie. Po kilku chwilach zobaczy� trzech partyzant�w, kt�rzy przedzierali si� ostro�nie przez trzciny.
- Gdzie jeste�, towarzyszu? - zapyta� jeden z nich.
16
Quinn wyj�� ostatni granat i wyci�gn�� zawleczk�.
Tutaj, sukinsyny - zawo�a� po angielsku, ciskaj�c go
w ich stron�. Wietnamczycy pr�bowali uciec, ale by�o ju� za p�no.
Teraz wsz�dzie s�ycha� by�o wrzaski i wybuch�a panika, kt�r� chcia� wywo�a�. Po jakim� czasie zobaczy� drog� i wybiegaj�cych na ni� t�umnie partyzant�w. Ukry� si� w trzcinach, �eby si� zorientowa� w po�o�eniu, i nagle us�ysza� warkot helikopter�w. Tymczasem zacz�� zapada� zmierzch, kt�ry w po��czeniu z ulew� zredukowa� widoczno�� prawie do zera. W powietrzu rozb�ys�a flara i trzysta jard�w dalej zawis� tu� nad ziemi� bojowy huey cobra. Quinn s�ysza� te� inne kr���ce nad jego g�ow� helikoptery. Huey by� zbyt daleko i rzucaj�c si� desperacko w tamt� stron�, wiedzia�, �e i tak nie zd��y.
Flara, kt�r� wystrzeli� Jackson, zosta�a zauwa�ona. Dwaj �o�nierze wyskoczyli z helikoptera i za�adowali szybko na pok�ad dzieci i zakonnic�.
Dowodz�cy za�og� czarny �o�nierz z�apa� Jacksona pod rami�.
- Wyno�my si� st�d, cz�owieku.
- Ale tam zosta� sier�ant. Sier�ant Quinn.
- Do diab�a, znam go. - Z szuwar�w znowu zacz�to
strzela� i pociski zab�bni�y o kad�ub hueya. - Przykro mi,
cz�owieku, ale musimy lecie�. Zaraz zrobi si� ciemno i powin
ni�my my�le� o tych dzieciakach.
Dow�dca przekaza� rannego Jacksona dw�m innym �o�nierzom, kt�rzy wci�gn�li go do �rodka, a potem wskoczy� w �lad za nim.
- Lecimy! - zawo�a� do pilota.
Huey wzbi� si� w powietrze. Jackson zacz�� p�aka� i siostra Sarah pochyli�a si� nad nim zaniepokojona.
- Ale co b�dzie z sier�antem? - zapyta�a.
- Nie mo�emy nic zrobi�. On zgin��, na pewno zgin��.
17
S�ysza�a siostra strza�y i wybuch granatu. Wyprawi� si� w pojedynk� na wszystkich tych sukinsyn�w. Po policzkach Jacksona ciek�y �zy.
- Jak si� nazywa�?
- Quinn. Daniel Quinn. - Jackson j�kn�� g�o�no. - Chrys
te, ale to boli, siostro - mrukn��, po czym zemdla�.
Ale Quinn wci�� by� zdr�w i ca�y, poniewa� partyzanci doszli do wniosku, �e uciek� hueyem. O zmroku dotar� do rzeki i po kr�tkim zastanowieniu uzna�, �e ma szans� prze�y�, je�eli dostanie si� na drugi brzeg. Zbli�y� si� ostro�nie do Bo Din, s�ysz�c g�osy i widz�c pal�ce si� ogniska. Zawiesi� na szyi Ml6, wszed� po pas do wody i przeci�� no�em lin� jednej z p�askodennych �odzi. ��d� pop�yn�a z pr�dem, a on z�apa� si� jej i zacz�� pracowa� nogami. Bo Din znikn�o w ciemno�ci. Po dziesi�ciu minutach znalaz� si� na drugim brzegu, siad� pod drzewem i przeczeka� pod nim ulew�.
O pierwszym brzasku ruszy� dalej, od�ywiaj�c si� po drodze jedzeniem z puszki. Mia� nadziej�, �e napotka jaki� p�yn�cy rzek� wojskowy kuter, ale nie dopisa�o mu szcz�cie. Brn�� wi�c przez busz i po czterech dniach wr�ci� z za�wiat�w, przybywaj�c na w�asnych nogach do Obozu Czwartego.
W Sajgonie przyj�to go z niedowierzaniem. Dow�dca jego jednostki, pu�kownik Harker, wyszczerzy� z�by, gdy Quinn, zbadany przez lekarzy i zaopatrzony w �wie�y mundur, zg�osi� si� do raportu.
- Brakuje mi s��w, sier�ancie. Nie wiem, co jest bardziej
niezwyk�e, pa�ska odwaga na polu bitwy, czy to, �e wr�ci� pan
stamt�d �ywy.
- To bardzo mi�o z pana strony, panie pu�kowniku. Czy
mog� zapyta�, jak czuje si� Jackson?
- Wyliza� si�, chocia� o ma�o nie straci� p�uca. Le�y
18
w starym francuskim szpitalu Mi�osierdzia. Prowadzi go teraz wojsko.
Sprawowa� si� wspaniale, panie pu�kowniku. Got�w by�
po�wi�ci� �ycie dla tych malc�w.
- Wiem o tym. Wyst�pi�em dla niego o Krzy� za Wzorow�
S�u�b�.
- Ciesz� si�, pu�kowniku. A siostra Sarah Palmer?
- Dogl�da go w szpitalu. Sama czuje si� �wietnie, podobnie
jak dzieciaki. - Harker poda� mu d�o�. - Przyjemnie by�o ci�
spotka�, synu. W po�udnie genera� Lee chce si� z tob� zobaczy�
w sztabie.
- Czy mog� zapyta� w jakim celu, panie pu�kowniku?
- To powie ci sam genera�.
Nast�pnie Quinn odwiedzi� w szpitalu Jacksona, kt�ry le�a� w przestronnej jasnej sali. Siedz�ca przy nim siostra Sarah obesz�a ��ko i poca�owa�a Daniela w policzek.
- To istny cud. Straci� pan na wadze - doda�a, mierz�c go
uwa�nym spojrzeniem.
- C�, nie poleca�bym nikomu tego rodzaju diety. Jak si�
czuje nasz bohater?
- Bagnet uszkodzi� mu lewe p�uco, ale po jakim� czasie
powinno si� zagoi�. W ka�dym razie s�u�ba w Wietnamie ju�
si� dla niego sko�czy�a. Wraca do domu - powiedzia�a i po
klepa�a rannego po g�owie.
Jackson nie posiada� si� z rado�ci na widok Quinna.
- Jezu, my�la�em, �e ju� pan gryzie ziemi�, sier�ancie.
- Daniel - powiedzia� mu Quinn. - M�w mi Daniel
i je�li b�d� m�g� dla ciebie co� zrobi� w Stanach, po prostu
zadzwo�. S�ysza�e�? Przy okazji, gratulacje z okazji przyznania
Krzy�a za Wzorow� S�u�b�.
- Co takiego? - Jackson nie wierzy� w�asnym uszom.
- Pu�kownik Harker przedstawi� ci� do odznaczenia. Masz
to jak w banku.
Siostra Sarah poca�owa�a Jacksona w czo�o.
- M�j bohater.
19
- Co tam ja, Daniel to dopiero bohater. Ciebie te� przed
stawili do odznaczenia, sier�ancie?
- O Chryste, nie chc� �adnych medali. Teraz si� odpr�.
Ca�e to zamieszanie szkodzi twojemu p�ucu. Wpadn� do ciebie
p�niej. Do widzenia, siostro. - Quinn skin�� g�ow� zakonnicy
i wyszed�.
Mimo deszczu dogoni�a go, kiedy na zacienionym tarasie zapala� papierosa. Wyda� jej si� bardzo przystojny w swoim tropikalnym mundurze.
- Sier�ancie Quinn?
- Siostra te� mo�e zwraca� si� do mnie po imieniu. Co
mog� dla siostry zrobi�?
- Czy�by to znaczy�o, �e nie zrobi�e� ju� dosy�? - odpar�a
z u�miechem. - Pu�kownik Harker by� tak mi�y i co� nieco�
mi o tobie opowiedzia�. Dlaczego kto� taki jak ty przylecia� do
Wietnamu?
- To proste. Z powodu poczucia wstydu. A siostra? Przecie�
jest siostra, do diaska, Angielk�. To nie jest wasza wojna.
- M�wi�am ci ju�, jeste�my zakonem szpitalnym. Je�dzimy
wsz�dzie tam, gdzie nas potrzebuj� i nie ma znaczenia, czyja to
wojna. By�e� kiedy� w Londynie? Nasz klasztor Naj�wi�tszej
Marii Panny mie�ci si� przy Wapping High Street nad Tamiz�.
- Nie omieszkam odwiedzi� siostry, kiedy tam b�d�.
- Bardzo prosz�. A teraz, czy m�g�by� mi powiedzie�, co
ci� dr�czy? I nie pr�buj mi wmawia�, �e si� myl�. Moim
obowi�zkiem jest pyta� o takie sprawy.
Quinn opar� si� o kolumn� i potrz�sn�� g�ow�.
- Ma siostra racj�. Zabija�em ju� wcze�niej, lecz nigdy
w taki spos�b jak tam na bagnach. Co najmniej dwie osoby,
kt�re zabi�em, to by�y m�ode kobiety. By�em zdany tylko na
siebie, nie mia�em wyboru, lecz mimo to...
- Jest tak, jak m�wisz.
- Lecz mimo to mam wra�enie, �e pogr��am si� w mroku.
Widzia�em tylko zabijanie, �mier�, zniszczenie. Nie by�o �adnej
r�wnowagi, �adnego porz�dku.
20
- Je�li to ci nie daje spokoju, pog�d� si� z Bogiem.
- Gdyby to by�o takie proste... - Quinn zerkn�� na zega
rek - Musz� ju� i��. Genera�owie nie lubi�, kiedy ka�e im si�
czeka�. Czy mog� poca�owa� siostr� na po�egnanie?
- Oczywi�cie.
Dotkn�� wargami jej policzka.
- Jeste� wspania�� m�od� kobiet� - powiedzia�, po czym
zbieg� po schodkach. Przez chwil� patrzy�a w �lad za nim,
a potem wr�ci�a do Jacksona.
W dow�dztwie b�yskawicznie zawiadomiono o jego przybyciu genera�a Lee i wkr�tce u�miechni�ty kapitan wprowadzi� go do gabinetu wielkiego dow�dcy. Lee, pot�ny, energiczny m�czyzna, zerwa� si� zza biurka i obieg� je dooko�a. Kiedy Quinn chcia� mu zasalutowa�, genera� go powstrzyma�.
- Nie, to m�j przywilej. B�d� musia� do tego przywyk
n�� - oznajmi�, po czym strzeli� obcasami i odda� mu salut.
- Co to znaczy, generale? - b�kn�� oszo�omiony Quinn.
- Dzi� rano dosta�em depesz� od prezydenta. Mam zaszczyt
poinformowa� pana, panie starszy sier�ancie sztabowy Danielu
Quinn, �e zosta� pan odznaczony Kongresowym Medalem
Honoru - oznajmi� Lee, po czym ponownie zasalutowa� mu
z powa�n� min�.
I tak narodzi�a si� legenda. Quinn zosta� odes�any do domu, udzieli� tylu wywiad�w i uczestniczy� w tylu ceremoniach, �e wkr�tce mia� tego serdecznie dosy�, po czym nie b�d�c zainteresowany karier� wojskow�, wyst�pi� z armii. Wr�ciwszy do Harvardu, przez trzy lata studiowa� filozofi�, tak jakby chcia� odegna� od siebie jakie� demony, i przez ca�y ten czas trzyma� si� z daleka od bar�w, �eby nie wpl�ta� si� w �adn� awantur�. Nie ufa� sobie w takich sytuacjach.
Ostatecznie zgodzi� si� obj�� stanowisko w rodzinnej firmie. Dzi�ki temu m�g� pom�c staremu kumplowi, Tomowi Jacksonowi, kt�ry po powrocie z Wietnamu sko�czy� prawo na
21
Uniwersytecie Columbia i kilka lat p�niej zosta� szefem dzia�u prawnego Quinn Industries.
Quinn o�eni� si� dopiero po trzydziestce. �ona mia�a na imi� Monica i by�a c�rk� przyjaci� rodziny; ma��e�stwo zosta�o zawarte z rozs�dku. Ich c�rka, Helen, urodzi�a si� w 1979 roku i mniej wi�cej w tym samym czasie Quinn postanowi� spe�ni� marzenie dziadka i zaj�� si� polityk�. Odda� wszystkie aktywa pod zarz�d powierniczy, zg�osi� swoj� kandydatur� w wyborach do Kongresu i wygra� nieznaczn� wi�kszo�ci� g�os�w. W nast�pnych wyborach odni�s� ca�kowite zwyci�stwo i w ko�cu pokona� urz�duj�cego senatora. Jednak po jakim� czasie praca w Kongresie zacz�a go nu�y�; mia� dosy� walk podjazdowych, targ�w i bezustannych drobnych kryzys�w. Kiedy jego dziadek zgin�� w katastrofie prywatnego samolotu, uzna�, �e musi raz jeszcze zastanowi� si� nad tym, co jest dla niego wa�ne.
Postanowi� wycofa� si� z polityki. Pragn�� zrobi� co� wi�cej ze swoim �yciem. I w�a�nie wtedy zwr�ci� si� do niego stary przyjaciel, towarzysz broni i urz�duj�cy prezydent, Jake Cazalet. Oznajmi�, �e rozumie, i� Daniel chce zrzec si� mandatu. Mia� jednak nadziej�, �e Quinn nie porzuci s�u�by publicznej. Potrzebowa� osoby takiej jak Daniel w roli mediatora czy te� rzecznika swoich interes�w. Chcia� mie� u boku kogo�, komu bez reszty by ufa�. I Daniel si� zgodzi�. Od tej chwili je�dzi� wsz�dzie tam, gdzie pojawia�y si� problemy, od Dalekiego Wschodu i Izraela po Bo�ni� i Kosowo.
C�rka tymczasem, zgodnie z rodzinn� tradycj�, zacz�a studia w Harvardzie. �ona zajmowa�a si� domem. Kiedy wykryto u niej bia�aczk�, powiedzia�a o tym m�owi, dopiero gdy by�o ju� za p�no: nie chcia�a przeszkadza� mu w pracy. Po jej �mierci Quinn nie m�g� opanowa� wyrzut�w sumienia. Wyprawi� styp� w swoim domu w Bostonie. Kiedy wyszli ostatni go�cie, Daniel razem z c�rk� przeszed� do ogrodu. Helen, drobna i szczup�a, mia�a z�ociste w�osy i zielone oczy. By�a rado�ci� jego �ycia. Quinn uwa�a�, �e wszystko, co po nim pozostanie, to c�rka.
22
- Jeste� m�em stanu, tato - powiedzia�a. - Robisz
wspania�e rzeczy. Nie mo�esz si� wini�.
- Ale przecie� j� zawiod�em.
- Nie, to mama sama chcia�a za�atwi� to w ten spos�b. -
Helen �cisn�a go za rami�. - Wiem jedno. Mnie nigdy nie
zawiedziesz. Tak bardzo ci� kocham, tato.
Rok p�niej dosta�a dwuletnie stypendium Rhodesa i zacz�a studia w St Hugh College w Oksfordzie, a Quinn pojecha� na zlecenie prezydenta do Kosowa, gdzie pracowa� dla NATO. Tak wygl�da�a sytuacja, kiedy pewnego d�d�ystego marcowego dnia prezydent zaprosi� go do siebie do Bia�ego Domu i Quinn przyj�� zaproszenie...
WASZYNGTON LONDYN
Wczesnym wieczorem w Waszyngtonie panowa�a typowa w marcu deszczowa pogoda. Hotel Hay-Adams, w kt�rym zatrzyma� si� Quinn, po�o�ony by� w odleg�o�ci kr�tkiego spaceru od Bia�ego Domu.
Quinn lubi� ten hotel, jego wspania�e antyki, pluszowe wn�trza oraz restauracj�. Z powodu dogodnego po�o�enia przyje�d�ali tu wszyscy: wielcy i mo�ni, politycy i prominenci. Daniel Quinn nie wiedzia�, czy mo�e si� do nich nadal zalicza�, lecz specjalnie si� tym nie przejmowa�. Po prostu lubi� to miejsce.
- S�ysza�em, �e pan u nas znowu zamieszka�, senatorze -
powiedzia� od�wierny, kiedy Quinn wyszed� na zewn�trz. -
Witamy. B�dzie pan potrzebowa� taks�wki?
- Nie, dzi�kuj�, George. Spacer dobrze mi zrobi.
- Prosz� przynajmniej wzi�� parasol. Mo�e si� jeszcze
bardziej rozpada�. Nalegam, panie sier�ancie.
Quinn si� roze�mia�.
- M�wisz jak jeden wietnamski weteran do drugiego.
George wzi�� parasol ze stojaka i otworzy� go.
- Zmokli�my ju� dosy� w d�ungli. Komu to teraz po
trzebne?
27
- To by�o dawno temu, George. W zesz�ym miesi�cu
obchodzi�em pi��dziesi�te drugie urodziny.
- My�la�em, �e nie przekroczy� pan czterdziestki, senatorze.
Quinn roze�mia� si� i nagle mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e
rzeczywi�cie jest taki m�ody.
- Do zobaczenia p�niej, ty nicponiu.
Id�c w stron� Lafayette Square, przekona� si�, �e George si� nie myli� - kiedy mija� pos�g Andrew Jacksona, deszcz rozpada� si� na dobre, siek�c spomi�dzy drzew.
Wr�ci�o do niego stare d�awi�ce uczucie pustki. Pomy�la�, �e mia� w �yciu wszystko: pieni�dze, w�adz�, ukochan� c�rk�, lecz mimo to ostatnio zbyt cz�sto wydawa�o mu si�, �e nie ma nic. "Na co to wszystko?", zadawa� sobie w�wczas pytanie. Kiedy zatopiony w my�lach zbli�a� si� do skraju placu, us�ysza� czyje� g�osy. W przy�mionym �wietle ulicznej latarni zobaczy� do�� wyra�nie dw�ch przemoczonych ulicznik�w w kusych kurtkach. Rozmawiali g�o�no. Byli niemal identyczni z wyj�tkiem w�os�w - jeden zapu�ci� je do ramion, drugi ogoli� g�ow�. Pili co� z puszek. Jeden z nich rzuci� na ziemi� swoj�, kopn�� j�, po czym dostrzeg� Quinna i zatrzyma� si� w p� kroku.
- Hej, dupku, dok�d si� wybierasz? Poka�, co masz
w portfelu.
Quinn zignorowa� go i szed� dalej swoj� drog�. Facet z d�u
gimi w�osami wyci�gn�� spr�ynowy n�, z kt�rego wyskoczy�o
ostrze.
Quinn zamkn�� parasol i si� u�miechn��.
- Czym mog� s�u�y�? - zapyta�.
- Najlepiej oddawaj szmal, dupku, chyba �e chcesz zakosz
towa� tego - odpar� d�ugow�osy, wymachuj�c no�em.
�ysy, kt�ry sta� teraz tu� obok d�ugow�osego, roze�mia� si� brzydko. Quinn zamachn�� si� parasolem i trafi� go w podbr�dek. �ysy przykl�kn�� na jedno kolano, a Quinn, nagle o trzydzie�ci lat m�odszy, kopn�� go w twarz - teraz by� znowu sier�antem si� specjalnych w delcie Mekongu. Po chwili odwr�ci� si� do faceta z no�em.
28
Nie zmieni�e� przypadkiem zdania?
N� �wisn�� w powietrzu. Quinn z�apa� napastnika za przegub, wyprostowa� mu r�k� i z�ama� j� pot�nym uderzeniem. D�ugow�osy wrzasn�� i zatoczy� si� do ty�u. Drugi facet zacz�� si� podnosi� i Quinn ponownie kopn�� go w twarz.
- To nie jest tw�j dobry dzie�, prawda?
Tu� obok nich zahamowa�a ostro limuzyna i wyskoczy� z niej bardzo du�y czarny kierowca, wyci�gaj�c spod lewej pachy browninga. Quinn �wietnie go zna�: Clancy Smith, by�y �o�nierz piechoty morskiej, by� ulubionym ochroniarzem prezydenta. Pasa�er, kt�ry wysiad� za nim z limuzyny, r�wnie� by� mu dobrze znany. Wysoki, przystojny m�czyzna w jego wieku, z wci�� czarnymi w�osami, nazywa� si� Blake Johnson i zajmowa� stanowisko dyrektora wydzia�u spraw og�lnych w Bia�ym Domu. Wszyscy dobrze poinformowani - a nie by�o ich zbyt wielu - nazywali t� instytucj� po prostu Piwnic�.
- Nic ci si� nie sta�o, Daniel? - zapyta� Blake.
- Nigdy nie czu�em si� lepiej. Co was sprowadza?
- Postanowili�my po ciebie pojecha�, cho� w�a�ciwie po
winienem zgadn��, �e wybierzesz si� na spacer, nawet w taki
wiecz�r jak ten. W hotelu powiedzieli nam, �e w�a�nie wyszed
�e�. - Blake przyjrza� si� ca�ej scenie. - Wygl�da na to, �e
spotka�a ci� ma�a przygoda.
Dwaj napastnicy gramolili si� na nogi. Po chwili, ledwie id�c, znikn�li mi�dzy drzewami.
- Wezw� policj� - powiedzia� Clancy.
- Nie, nie fatyguj si� - odpar� Quinn. - My�l�, �e da�em
im nauczk�.
Wsiad� z ty�u do limuzyny i Blake wsun�� si� w �lad za nim. Clancy zaj�� miejsce za kierownic� i odjechali. Panuj�c� na placu cisz� zak��ca�y tylko j�ki d�ugow�osego.
- Zamknij si�, na lito�� bosk� - skarci� go �ysy.
- Z�ama� mi r�k�.
- I co z tego? My�lisz, �e poniesiesz przez to uszczerbek
na urodzie? Kopsnij mi szluga.
29
Nieco dalej sta�a pod drzewami inna limuzyna. M�czyzna siedz�cy za kierownic�, przystojny, trzydziestoletni blondyn �redniego wzrostu, ubrany by� w bia�� koszul�, ciemny krawat oraz sk�rzan� kurtk� od Gucciego. Jego pasa�erka, pi�kna kobieta o kruczoczarnych w�osach i dzikiej dumnej twarzy, by�a w tym samym wieku. Mia�a lekko orientalne rysy, co nie powinno dziwi�, jako �e by�a p� Angielk�, p� Arabk�.
- To by�o �a�osne, Rupercie. Obawiam si�, �e zatrudniasz
po�ledniej klasy wykonawc�w.
- Owszem, jestem bardzo rozczarowany, Kate. Zauwa�
jednak, �e Quinn sprawi� si� nadspodziewanie dobrze.
Ksi�niczka Kate Rashid machn�a lekcewa��co r�k�.
- Lepiej ju� jed�my. B�dziemy musieli spr�bowa� czego�
innego.
- Na przyk�ad?
- Wiem, �e prezydent je dzisiaj kolacj� w restauracji La-
fayette w hotelu Hay-Adams. Ucieszy si�, kiedy dotrzymamy
mu towarzystwa.
- M�j Bo�e, kuzynko, widz�, �e lubisz dobr� zabaw�. -
Rupert mia� przyjemny g�os i wyra�ny bosto�ski akcent. -
Teraz na chwil� ci� przeprosz�. Zaraz wracam.
- Dok�d idziesz? - zapyta�a, kiedy wysiada�.
- Po swoje pieni�dze, skarbie. Chc� je odzyska�.
- Ale przecie� masz do�� pieni�dzy, Rupercie.
- Chodzi o zasad�.
Rupert zapali� papierosa i ruszy� ku dw�m ludziom skulonym
pod drzewami.
- To by�o bardzo zabawne - oznajmi�.
- Powiedzia� pan, �e nie ruszy nas palcem - odpar� �ysy.
- Owszem, �ycie potrafi czasami p�ata� pod�e figle. Ale
wy schrzanili�cie spraw�, czy� nie? Chc� dosta� z powrotem
swoj� fors�.
- Id� pan do diab�a. Nic mu nie oddawaj - powiedzia�
�ysy do swojego kumpla.
- O rany.
30
Rupert wyj�� z prawej kieszeni kolta kaliber .25 z p�katym t�umikiem na lufie, przytkn�� go do uda �ysego i poci�gn�� za spust. M�czyzna krzykn�� i pad� na ziemi�. Rupert wyci�gn�� lew� d�o� i d�ugow�osy odda� mu pr�dko banknoty.
- Kiedy si� wcze�niej spotkali�my, zauwa�y�em, �e masz
kom�rk� - powiedzia�. - Na twoim miejscu zawiadomi�bym
policj�.
- Jezu - j�kn�� d�ugow�osy - I co mam im powiedzie�?
- �e zostali�cie zaatakowani przez trzech wielkich czarnych
drab�w. To Waszyngton, na pewno wam uwierz�. To straszne,
jak bardzo pleni si� tutaj przest�pczo��, czy� nie? - powiedzia�
i wr�ci� do samochodu.
- Mo�emy ju� jecha�? - zapyta�a Kate Rashid, kiedy
siad� za kierownic�.
- Twoje �yczenie jest dla mnie rozkazem.
31
Kiedy podjechali pod Bia�y Dom, Blake wy��czy� kom�rk�.
- Nigdy nie widzia�em, �eby Cazaletowi brakowa�o s��w,
ale teraz nie wiedzia� po prostu co powiedzie� - oznajmi�. -
Jest wstrz��ni�ty.
- Ja te� jestem wstrz��ni�ty - rzek� Quinn. - Mam
pi��dziesi�t dwa lata, Blake. Wojna w Wietnamie by�a dawno
temu.
- By�a dawno temu dla nas wszystkich, Daniel.
- Ale zobacz, jak potraktowa�em tych dw�ch ulicznik�w.
Co, u diab�a, we mnie wst�pi�o?
- Tego si� nigdy nie zapomina, senatorze - powiedzia�
Clancy Smith. - Jest si� naznaczonym na ca�e �ycie.
- Czy z tob� jest podobnie? Nadal wywiera na ciebie wp�yw
wojna w Zatoce?
- Do diab�a, nigdy si� nad tym nie zastanawiam - odpar�
Smith. - Wszyscy podrzynali�my gard�a, kiedy by�o trzeba.
Pan, senatorze, mia� po prostu sw�j styl. Dlatego przeszed� pan
do legendy.
- Bo Din. - Quinn potrz�sn�� g�ow�. - To jest jak kl�twa.
- Nie, senatorze, to inspiracja - mrukn�� Smith i w tym
samym momencie wjechali przez bram� do Bia�ego Domu.
32
Kiedy weszli w tr�jk� do Gabinetu Owalnego, prezydent Jake Cazalet siedzia� przy biurku. By�o zawalone papierami i o�wietla�a je stoj�ca na nim lampa. Poza tym w pomieszczeniu panowa� p�mrok. Cazalet podobnie jak Blake i Quinn przekroczy� niedawno pi��dziesi�tk�, jego rudawe w�osy przetykane by�y siwizn�. Widz�c ich, zerwa� si� i obszed� biurko.
- Daniel, co za paskudna historia. Co si� sta�o?
- Och, Blake wszystko panu opowie. Czy m�g�bym dosta�
szklaneczk� irlandzkiej whisky?
- Oczywi�cie. Mo�esz si� tym zaj��, Clancy?
- Tak jest, panie prezydencie - odpar� ochroniarz.
Daniel wyszed� za nim do przedpokoju. Czekaj�c, a� Clancy
mu naleje, s�ysza� dochodz�cy z gabinetu st�umiony pomruk g�os�w. Kiedy wr�ci�, Cazalet zna� ju� wszystkie szczeg�y.
- To niesamowite.
- Chodzi panu o to, �e po trzydziestu latach przekona�em
si�, i� nadal jestem morderc�?
Cazalet potrz�sn�� g�ow�.
- Nie, Danielu. Chodzi mi o to, �e nadal masz zadatki na
bohatera. Te szumowiny pope�ni�y wielki b��d. Przez jaki� czas
nie odwa�� si� nikogo zaatakowa�.
- Dzi�kuj�, panie prezydencie. Mam nadziej�, �e ma pan
racj�. Co mog� dla pana zrobi�? Dlaczego chcia� si� pan ze
mn� widzie�?
- Usi�d�my.
Przysun�li fotele do stolika. Clancy stan�� przy �cianie, jak zwykle ponury, ma�om�wny i uwa�ny.
- W swojej nowej roli wykona�e� mn�stwo dobrej roboty,
Danielu, zw�aszcza w Bo�ni i w Kosowie - powiedzia� prezy
dent. - Odk�d tu urz�duj�, a min�o ju� pi�� lat, nie znam
nikogo, kto radzi�by sobie lepiej od ciebie. Wiem, �e ponownie
wybierasz si� do Kosowa, ale potem... Zastanawiam si�, czy
nie m�g�by� zapu�ci� na jaki� czas korzeni w Londynie. Zupe�
nie niezale�nie od naszej londy�skiej ambasady zbiera�by� po
prostu pewne informacje, kt�re mog� nam si� przyda�.
33
- Jakiego rodzaju informacje?
Cazalet odwr�ci� si� do Johnsona.
- Blake?
- Europa si� zmieni�a, Danielu, sam o tym wiesz - oznaj
mi� dyrektor wydzia�u spraw og�lnych. - Wsz�dzie mamy do
czynienia z terrorystami i to nie tylko spod znaku arabskiego
fundamentalizmu. Coraz wi�cej problem�w przysparzaj� anar
chi�ci, organizacje takie jak Liga Marksistowska, Armia Naro
dowo-Wyzwole�cza czy nowa grupa o nazwie Akt Walki
Klasowej.
- I co z tego wynika? - zapyta� Quinn.
- Zanim zapoznam ci� ze szczeg�ami - powiedzia� Ca
zalet - musz� zaznaczy�, �e ta sprawa przekracza udzielone ci
pe�nomocnictwa. To jest nakaz prezydencki, Danielu - doda�,
podsuwaj�c mu stosowny dokument. - G�osi, �e nale�ysz do
mnie. Jest nadrz�dny w stosunku do wszystkich innych akt�w.
W�a�ciwie nie masz nawet prawa mi odm�wi�.
Quinn przestudiowa� nakaz.
- Zawsze my�la�em, �e to wszystko jest mitem.
- Jak widzisz, to prawda. Ale jeste� moim starym druhem.
Nie b�d� ci� zmusza�. Powiedz "nie" i zaraz to podrzemy.
Quinn wzi�� g��boki oddech.
- Skoro pan mnie potrzebuje, jestem na pa�skie rozkazy,
panie prezydencie.
Cazalet skin�� g�ow�.
- Doskonale. A zatem... co w�a�ciwie wiesz o Piwnicy
i o tym, czym si� tam zajmuje Blake?
- Musz� przyzna�, panie prezydencie, �e niezbyt wiele. To
co� w rodzaju prywatnej grupy dochodzeniowej. Bia�y Dom od
wielu lat skutecznie blokuje wszelkie informacje na ten temat.
- Mi�o mi to s�ysze�. Owszem, masz racj�. Przed wielu
laty, licz�c si� z mo�liwo�ci� infiltracji komunist�w na ka�dym
szczeblu administracji rz�dowej, �wczesny prezydent, nie po
wiem ci nawet jak si� nazywa�, stworzy� Piwnic�: niewielk�
agencj� podlegaj�c� tylko jemu i zupe�nie niezale�n� od CIA,
34
FBI oraz Secret Service. Od tego czasu zwierzchnictwo nad ni� przechodzi w r�ce kolejnych prezydent�w. Jej us�ugi okaza�y si� dla mnie nieocenione.
- W Londynie istnieje podobna instytucja, z kt�r� jeste�
my blisko zwi�zani - wtr�ci� Blake. - Kieruje ni� genera�
Charles Ferguson. Agencja ta funkcjonuje poza struktur� mini
sterstwa obrony i podlega tylko urz�duj�cemu premierowi, bez
wzgl�du na to, jak� ten ostatni reprezentuje opcj� polityczn�.
M�wi si� o niej jako o prywatnej armii premiera - doda�
z u�miechem.
- Rozumiem, dlaczego ci si� to tak podoba.
- G��wn� asystentk� Fergusona jest nadkomisarz Hannah
Bernstein ze Scotland Yardu. Niesamowita kobieta. Ma �eb nie
od parady, poza tym jednak zdarzy�o jej si� zabi� par� os�b
i kilka razy zosta�a postrzelona.
- Dobry Bo�e.
- Ale najciekawsze dopiero przed tob� - powiedzia� Ca-
zalet, podaj�c mu teczk�. - To jest Sean Dillon, kt�ry przez
d�ugie lata by� najbardziej poszukiwanym bojownikiem IRA.
Quinn otworzy� teczk�. Fotografie przedstawia�y niedu�ego, mierz�cego nie wi�cej ni� pi�� st�p i pi�� cali, jasnow�osego m�czyzn�. Z k�cika ust zwisa� mu papieros, a jego u�miech wskazywa�, �e nie traktuje �ycia zbyt powa�nie.
- Wygl�da na niebezpiecznego faceta - powiedzia� Quinn.
- Nie znasz nawet po�owy fakt�w. Przed kilku laty Fergu
son ocali� go przed serbskim plutonem egzekucyjnym i zmusi�
szanta�em do wst�pienia do swojej agencji. Teraz Dillon jest
jego najlepszym agentem. - Cazalet na chwil� przerwa�. -
Par� lat temu on i Blake pomogli uratowa� moj� c�rk�, kiedy
porwali j� terrory�ci.
Quinn omi�t� wzrokiem obecnych.
- Pa�sk� c�rk�? Porwali j� terrory�ci? Nic... nic o tym nie
wiedzia�em.
- Nikt nie mia� o tym poj�cia, Danielu - odpar� Caza
let. - Nie chcieli�my, �eby ktokolwiek si� dowiedzia�. Mnie
35
te� uratowa� �ycie. - Quinn chcia� znowu co� powiedzie�, lecz prezydent podni�s� r�k�. - W ten spos�b wracamy do tego, o czym m�wili�my na pocz�tku. Blake?
- Pami�tasz ostatnie Bo�e Narodzenie, kt�re sp�dzi�e�
w Londynie? - zapyta� Johnson.
- Oczywi�cie. Mia�em wtedy sposobno�� zobaczy� si�
z Helen.
- Owszem. Prezydent poprosi� ci� r�wnie� o wzi�cie udzia
�u w kilku bankietach, na kt�re by�a zaproszona Kate Rashid,
ksi�niczka Loch Dhu.
- Zgadza si�. Zastanawia�em si� po co. Nie by�o dla mnie
jasne, co takiego powinno mnie zainteresowa�. Rozmawia�em
wi�c kr�tko z t� pani�, zasi�gn��em dyskretnie j�zyka i kaza�em
swoim ludziom w�ama� si� do systemu komputerowego kon
cernu Rashid�w.
- �eby dowiedzie� si�, ile jest wart - wtr�ci� Blake.
- W istocie. Najnowsze kwoty, uwzgl�dniaj�ce ich naftowe
interesy w Hazarze, opiewaj� na mniej wi�cej dziesi�� miliar
d�w dolar�w.
- A prezesem firmy jest...?
- Ksi�niczka Loch Dhu.
Blake poda� Quinnowi kolejn� teczk�.
- Oto nasze dane na temat Rashid�w. Bardzo interesuj�ce.
Mamy tu na przyk�ad list� darowizn, obejmuj�cych mi�dzy
innymi finansowanie program�w edukacyjnych Aktu Walki
Klasowej oraz bejruckiej Fundacji na rzecz Dzieci.
- Teraz sobie przypominam - potwierdzi� Quinn. - Ale
wszystko to wydawa�o mi si� koszerne. Pieni�dze na cele
edukacyjne s� niczym ja�mu�na, kt�ra ma z�agodzi� wyrzuty
sumienia bogaczy. Znam to z w�asnego do�wiadczenia.
- A gdybym ci powiedzia�, �e Fundacja na rzecz Dzieci
jest w rzeczywisto�ci przykrywk� Hezbollahu?
Daniel Quinn nie kry� zdumienia.
- Sugerujesz, �e Kate Rashid jest zamieszana w dzia�alno��
wywrotow�? Dlaczego mia�aby to robi�?
36
- Wspomnia�em przed chwil�, �e Sean Dillon ocali� mi
�ycie - powiedzia� Cazalet. - Ta sprawa si� z tym wi��e.
- Jak wiesz, ojcem Kate Rashid by� Beduin pochodz�cy
z Arabii - podj�� Blake - a matk� Angielka z rodziny
Dauncey�w. Po niej w�a�nie Kate odziedziczy�a tytu� ksi�
niczki. Mia�a trzech braci: Paula, George'a i Michaela.
- Mia�a?
- Ot� to. W zesz�ym roku jej matka zgin�a w wypadku
samochodowym spowodowanym przez pijanego dyplomat�
z ambasady rosyjskiej. Zagraniczni dyplomaci nie mog� jednak
by� postawieni przed s�dem. W zwi�zku z tym bracia sami -
w spos�b definitywny - wymierzyli mu sprawiedliwo��. Jesz
cze bardziej rozw�cieczy�a ich wiadomo��, �e Rosjanie zamie
rzaj� zawrze� z nami umow� dotycz�c� zasob�w ropy w Haza-
rze. Z ich punktu widzenia, oba mocarstwa nie tylko wtr�ca�y
si� arogancko w ich wewn�trzne sprawy, ale narusza�y interesy
Arab�w. Zach�d traktowa� Wsch�d lekcewa��co. Uznali wi�c,
�e trzeba nam da� po nosie.
- Paul Rashid pr�bowa� mnie zabi� w Nantucket - wy
ja�ni� Cazalet. - Clancy zosta� postrzelony w plecy, kiedy
stara� si� mnie ochroni�. Blake osobi�cie zastrzeli� jednego
z zab�jc�w.
- Panie prezydencie... to co� niebywa�ego - wyj�ka�
Quinn.
- Niestety na tym si� nie sko�czy�o - podj�� Blake. -
Wszystko masz w tej teczce. Kr�tko m�wi�c, wszyscy trzej
bracia Rashidowie zap�acili najwy�sz� cen� za sw�j fanatyzm.
Przy �yciu pozosta�a tylko ich siostra, Kate. To prawdopodobnie
najbogatsza kobieta na �wiecie, osoba, kt�ra mia�a wszystko
i wszystko straci�a. Straci�a swoich ukochanych braci. Jestem
pewien, �e �aknie zemsty.
- Chcesz powiedzie�, �e skoro nie uda�o jej si� zabi�
prezydenta ostatnim razem, mo�e spr�bowa� ponownie?
- Uwa�amy, �e jest zdolna do wszystkiego. W tym r�w
naniu jest jeszcze jedna niewiadoma. Daunceyowie maj� co�,
37
co angielska arystokracja nazywa boczn� odnog� - krewnych, kt�rzy przenie�li si� do Ameryki w osiemnastym wieku i osiedli w Bostonie.
- To rodzina prawnik�w i s�dzi�w - oznajmi� Cazalet. -
Bardzo szacowna. Znam j�.
- Czy jest co� jeszcze, o czym powinienem wiedzie�? -
zapyta� Quinn.
Blake poda� mu kolejne akta.
- Rupert Dauncey. Absolwent West Point i Parris Island.
- Kolejny �o�nierz piechoty morskiej?
- I to bardzo dobry - odrzek� Blake. - Dosta� Srebrn�
Gwiazd� za wojn� w Zatoce, a potem s�u�y� w Serbii i Bo�ni.
Sugerowano, �e by� mo�e zbyt zajadle zabija� Serb�w, ale nie
nadano sprawie toku i gdy udaremni� bardzo wredn� zasadzk�,
jak� urz�dzili muzu�manie, zosta� odznaczony Medalem za
Wzorow� S�u�b�. Szybko awansowano go do stopnia kapitana.
- A nast�pnie przeniesiono do korpusu marines ochrania
j�cych nasz� ambasad� w Londynie - doda� prezydent.
- Mog� si� domy�li�, co by�o dalej - powiedzia� Quinn. -
W Londynie zosta� przedstawiony naszej mi�ej ksi�niczce,
czy� nie tak?
- Natychmiast si� zaprzyja�nili i od tego czasu s� ze sob�
bardzo z�yci - rzek� Blake. - Z tego, co s�ysza�em, Rupert
jest raczej przystojnym typem, zw�aszcza w mundurze piechoty
morskiej. I z piersi� ozdobion� medalami. Z formalnego punktu
widzenia jest chyba bardzo dalekim kuzynem Kate Rashid.
- Wi�c nic nie stoi na przeszkodzie ma��e�stwu.
- Ot� nie. Ujmuj�c rzecz delikatnie, Rupert Dauncey
reprezentuje inn� orientacj� - wyja�ni� Blake.
- Chcesz powiedzie�, �e jest homoseksualist�?
- Nie jestem pewien. Wiemy tylko, �e nie interesuje si�
kobietami. Z drugiej strony, nie odwiedza bar�w dla gej�w
i nic nie wskazuje, �eby mia� jakiego� przyjaciela. Tak czy
inaczej, niezale�nie od tej ostatniej kwestii, nie mo�emy oprze�
si� wra�eniu, �e ta para co� knuje. Ksi�niczka Kate wci�� jest
38
wrogo nastawiona nie tylko do prezydenta, ale i do mnie osobi�cie, a tak�e do Seana Dillona i jego ekipy. Wszyscy bowiem przyczynili�my si� do �mierci jej braci.
.- Dlatego chc�, �eby� pojecha� do Londynu - powiedzia� Jake Cazalet. - Spotkasz si� tam z genera�em Fergusonem, Dillonem oraz pani� nadkomisarz Bernstein. Ja porozmawiam z premierem, kt�ry dobrze zna sytuacj�.
- A potem?
- Pow�sz troch�, u�yj swoich kontakt�w i zobacz, czy nie
mo�na dowiedzie� si� czego� wi�cej. Mo�e nie mamy racji?
Mo�e ona si� zmieni�a. Kto wie?
- Ja wiem - mrukn�� Blake. - Kate nie zmieni�a si�
i nigdy si� nie zmieni.
- Doskonale. Chyl� czo�o przed twoj� nieomylno�ci�.
- Pojad� tam zaraz po powrocie z Kosowa - powiedzia�
Quinn. - Moja firma ma dom w Londynie. Zatrzymam si�
w nim. Je�li dobrze pami�tam, to niedaleko rezydencji Rashid�w.
- Znakomicie - odpar� z u�miechem prezydent. - A teraz
zajmijmy si� dla odmiany najbli�sz� przysz�o�ci�. Mam na
my�li dzisiejsz� kolacj�. Wybieramy si� do Lafayette. Uwa�am,
�e powiniene� p�j�� z nami.
- Z najwi�ksz� przyjemno�ci�.
- Zw�aszcza �e - doda� Blake, kt�ry mia� zawsze nieza
wodnych informator�w - dowiedzia�em si�, i� b�d� tam
r�wnie� ksi�niczka Loch Dhu oraz jej kuzyn Rupert Dauncey.
- Co takiego?
- Znasz mnie, Danielu. Zawsze lubi� wpuszcza� lisa do
kurnika. Pora troch� narozrabia� - mrukn�� Cazalet i spojrza�
na Clancy'ego. - Zak�adam, �e wszystko jest pod kontrol�?
- Naturalnie, panie prezydencie.
- �wietnie. Spotkamy si� wp� do dziewi�tej. B�d� tak
mi�y i dopilnuj, �eby senatora Quinna odwieziono do hotelu.
- Wed�ug rozkazu, panie prezydencie - odpar� Clancy.
- I kiedy pojawi si� Dauncey, nie daj sobie w kasz� dmu
cha�. Mo�e i jest majorem piechoty morskiej, ale ty, je�li
39
dobrze pami�tam, by�e� jednym z najm�odszych sier�ant�w sztabowych w korpusie.
- Co to ma by�? - zdziwi� si� Quinn. - Parris Island?
Oczekuje pan, �e Clancy skopie mu ty�ek?
Jake Cazalet si� roze�mia�.
- Zrobi�by� to, Clancy?
- Nigdy, panie prezydencie. Pr�dzej kaza�bym panu majo
rowi przebiec siedem mil z siedemdziesi�ciopi�ciofuntowym
plecakiem.
- Uwielbiam to - mrukn�� Quinn. - Dobrze, do zoba
czenia w Lafayette - doda�, po czym wyszed�. Clancy pod��y�
w �lad za nim.
- Porozmawiasz z Fergusonem? - zapyta� Cazalet, zwra
caj�c si� do Johnsona.
- Jutro z samego rana.
Ferguson urz�dowa� na trzecim pi�trze Ministerstwa Obrony. Okna jego gabinetu wychodzi�y na Horse Guards Avenue. Nazajutrz rano genera� - pot�ny, siwow�osy, rozmam�any m�czyzna w br�zowym garniturze i krawacie gwardii - siedzia� przy swoim biurku ze s�uchawk� czerwonego telefonu w d�oni. Po chwili od�o�y� s�uchawk� i wcisn�� przycisk interkomu.
- S�ucham, generale? - odezwa� si� kobiecy g�os.
- Jest tam Dillon?
- Tak jest, generale.
- Chc� was tutaj oboje zaraz widzie�.
Do gabinetu wesz�a nadkomisarz Hannah Bernstein, kobieta ko�o trzydziestki - m�oda, zw�aszcza je�li we�mie si� pod uwag� jej stopie� - z kr�tko ostrzy�onymi rudymi w�osami i w okularach w rogowych oprawkach. Jej elegancki czarny kostium wydawa� si� zbyt drogi, by sta� na� by�o przeci�tn� policjantk�.
Towarzysz�cy jej niedu�y jasnow�osy m�czyzna mia� na
40
sobie czarn� lotnicz� kurtk�. Od pierwszej chwili wyczuwa�o si� drzemi�c� w nim si��. Wchodz�c, zapali� papierosa star� zapalniczk� Zippo.
- Nie kr�puj si�, Dillon - mrukn�� genera�.
- Oczywi�cie, generale, wiem przecie�, �e z pana poczciwa
dusza.
- Przymknij si�, Sean - skarci�a go Hannah Bernstein. -
Chcia� pan nas widzie�, generale?
- Tak, mam ciekawe wie�ci od Blake'a. Wie�ci dotycz�ce
ksi�niczki Loch Dhu.
- Co zmalowa�a tym razem nasza droga Kate? - zapyta�
Dillon.
- Chodzi bardziej o to, co mo�e zmalowa�. Zaraz b�dziemy
mieli komputerowe wydruki. Hannah, mo�esz sprawdzi�, czy
ju� przysz�y?
Nadkomisarz wysz�a. Dillon nala� sobie bushmillsa.
- Znowu mamy z ni� k�opoty, prawda, generale? - po
wiedzia�.
- Obieca�a przecie�, �e spr�buje dobra� si� nam do dupy,
Sean. M�ci si� za �mier� swoich braci.
- Mo�e pr�bowa� i kocham j� za to. - Dillon opr�ni�
szklank�, nala� sobie nast�pn� i wzni�s� toast. - Niech ci�
B�g b�ogos�awi, Kate, lecz nie po tym, co chcia�a� zrobi�
Hannah Bernstein. Spr�buj jeszcze raz czego� podobnego, to
osobi�cie ci� zastrzel�.
Hannah wesz�a z powrotem z plikiem faks�w i wydruk�w.
- Najpierw powiem wam, co przekaza� mi Blake, a potem
przeczytacie oboje, co tutaj mamy - powiedzia� Ferguson.
W ci�gu kilku chwil zaznajomili si� z faktami.
- Wygl�da na to, �e przygrucha�a sobie faceta - oznajmi�a
Hannah.
Dillon przyjrza� si� fotografii Ruperta Daunceya.
- Tak jakby - mrukn�� z u�miechem.
- Powiem wam, co mnie niepokoi - o�wiadczy� Fergu
son. - Uzyskane przez ludzi Daniela Quinna informacje na
41
temat darowizn przeznaczonych na program edukacyjny Aktu Walki Klasowej i bejruck� Fundacj� na rzecz Dzieci.
- Kate jest p�Arabk� i przyw�dczyni� Beduin�w w Ha-
zarze - powiedzia� Dillon. - To zrozumia�e, �e popiera
Arab�w. Ale zgadzam